Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kolejny rok szkolny daje Niepełce i grupie jej przyjaciół impuls do nowych wyzwań. Wspólnie mierzą się z młodzieńczymi pomysłami. W pogoni za realizacją marzeń popełniają błędy, wpadając w pułapki zastawiane przez los. Niepełka nawiązuje korespondencyjną znajomość z chłopcem, ukrywając swoją niepełnosprawność. Wkrótce jej klasa zostaje wytypowana na polsko-niemieckie warsztaty. To nowe doświadczenie dla młodych Polaków będzie ciekawą lekcją życia.
Jak to wpłynie na ich losy? Czego nauczą się od rówieśników zza Odry?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 148
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkie prawa zastrzeżone. Zarówno cała książka, jak i jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa Szara Godzina s.c.
Projekt okładki i stron tytułowych
Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Redakcja
Justyna Nosal-Bartniczuk
Zdjęcia na okładce
© sergo321 | stock.adobe.com © Lilya | fotolia.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Barbara Kaszubowska
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest zupełnie niezamierzone i przypadkowe.
Wydanie I, Katowice2018
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
biuro@szaragodzina.pl
www.szaragodzina.pl
Dystrybucja wersji papierowej: DICTUM Sp. z o.o.
ul. Kabaretowa 21, 01-942 Warszawa
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12
dystrybucja@dictum.pl
www.dictum.pl
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2018
ISBN 978-83-66201-00-2
Weronika jeszcze raz przebiegła wzrokiem po biurku. Jak zawsze na początku roku szkolnego panował tu wzorowy porządek. Podręczniki ułożyła w równym rzędzie. Nowiutkie długopisy niemal błyszczały. Ołówki starannie zatemperowała i włożyła do specjalnego pojemnika ostrzami do góry. Stały prościutko niczym żołnierze na porannym apelu. Dwa puste segregatory wsparła specjalną podpórką w kształcie kota, ponieważ istniała obawa, że co chwilę będą się przewracać. Z drugiej strony podtrzymywał je komplet zeszytów. Niepełka zamówiła je przez internet – wszystkie z motywami podróżniczymi lub geograficznymi. Takie ciężko było dostać w supermarketach lub jedynej księgarni w mieście. Na okładkach były wzory związane z pasją nastolatki: na niektórych mapy, na innych repliki znaczków pocztowych, na kolejnych krajobrazy. Uwielbiała takie klimaty. Oglądając je, czuła się niczym wojażer, który odwiedził miejsca widoczne na rysunkach. Ona nie była w stanie. Samodzielnie nie dałaby rady ze względu na swoje ułomności, a mama nie mogła opuścić sklepu przez całe lato, bo w sezonie miała największy ruch. Mało tego, otworzyła także punkt usług pocztowych, by przetrwać późniejsze miesiące, kiedy miasteczko przestanie być tak tłumnie odwiedzane. Z jednej strony było to świetne rozwiązanie dla Weroniki. Realizując postcrossingową pasję, nie musiała jeździć na odległą od domu pocztę, tylko zostawiała mamie kartki, a rodzicielka rozliczała wysyłkę z jej kieszonkowego. Z drugiej strony punkt pocztowy mamy w wakacje przeżywał oblężenie. Bywało, że kończyła pracę już po zaśnięciu Niepełki, bo musiała jeszcze rozliczyć się z urzędem. Na początku września było niewiele lepiej. Właścicielka ciągle była zajęta a to zdawaniem towaru, który nie zszedł latem, a to porządkowaniem regałów i stylizacją wnętrza na jesień.
Chłodniejszą porę roku czuło się już praktycznie wszędzie. Poranki wstawały mgliste i mokre. Zapach wilgoci unosił się w powietrzu. Kropelki porannej rosy osiadały na sieciach pajęczych rozpostartych pomiędzy krzewami i trawami, tworząc urokliwe babie lato. Trzeba było narzucać cieplejszy sweter lub bluzę, ponieważ temperatura spadała poniżej dziesięciu stopni. W ciągu dnia słońce nadal przyjemnie grzało, by wieczorem zajść za horyzont i ustąpić pola nocnemu ochłodzeniu.
– Córeczko, wstałaś? – Mama pojawiła się w drzwiach pokoju w momencie, kiedy Weronika rozmyślała, jaką bluzę wybrać. Na wyciągnięcie ręki była czarna, dwie półki wyżej znajdowała się różowa. Ona miała dzisiaj ochotę na wyrazisty kolor.
– Pomożesz mi? – Popatrzyła pytająco na matkę. – Wyciągniesz ten polar?
Rodzicielka zbliżyła się do szafy i wyciągnęła wskazaną rzecz. Nastolatka dbała o ład na tyle, na ile mogła. Być może jako matka ułożyłaby wszystko staranniej, nie chciała jednak krępować córki, grzebiąc w jej bieliźnie czy innych osobistych rzeczach. Kątem oka spostrzegła, że nastolatka się pomalowała. Do tej pory stroniła od tego. Tym razem jednak wykonała makijaż. Niezbyt mocny, a jednak widoczny. Musiał być dla niej pracochłonny. Weronika miała przecież powykręcane przez chorobę dłonie. Owszem, po wieloletniej rehabilitacji radziła sobie całkiem sprawnie, ale i tak pewnie wstała dużo wcześniej, by się tak przygotować.
– Śniadanie czeka na kuchennym stole. Herbatę masz jeszcze ciepłą. – Mama chodziła po pokoju i rozglądała się. – Przygotowałaś brudy do prania? Puściłabym pralkę, nim wyjdę do pracy.
– Wczoraj wszystko wrzuciłam. – Weronika podjechała wózkiem do biurka. – Mam prośbę. Nadasz ten list?
– Jasne. – Mama chwyciła kopertę i spojrzała na dane adresata. Zmarszczyła nieco brwi.
– Wyjdzie zbyt drogo? – Weronika się przestraszyła.
– Nie… Wydaje mi się, że już ten adres widziałam. Neubrandenburg. Zapamiętałam nazwę miejscowości. To chyba Niemcy, prawda? Poza tym zawsze wysyłałaś kartki, a tym razem list. Nie jest wcale droższy, ale…
Dziewczyna odwróciła głowę, by nie patrzeć rodzicielce w oczy.
– Pocztówka nie doszła. Pewnie zaginęła. Dlatego teraz wysyłam kolejną, tym razem w kopercie.
– Mogę ją nadać poleconym, jeśli chcesz.
– Nie ma potrzeby. To zbyt duże koszty. Jeśli nie dojdzie drugi raz, to trudno. Dam sobie spokój z kolejnym wysyłaniem. – Weronika wzruszyła ramionami.
Mama tylko pokiwała głową i wyszła z pokoju, rozmyślając już o czymś innym.
Dziewczyna nie lubiła kłamać. Rzadko jej się to zdarzało i nie miała pojęcia, dlaczego zrobiła to teraz. Przecież mogła powiedzieć: „To postcrossingowa znajomość. Lucas wysłał mi kartkę, bo wylosował mój adres, i dołączył namiary na siebie. Tak zaczęliśmy korespondencję. Wysłaliśmy do siebie już trzy pocztówki, a teraz piszemy krótkie listy”.
Mogła to powiedzieć, ale nie zrobiła tego. Nie była pewna, jak mama by zareagowała. Może byłaby niezadowolona, że córka pisze do nieznajomego? W dodatku po angielsku, bo niemiecki rozumie jeszcze niezbyt dobrze. Może będzie chciała wiedzieć, o czym piszą… Niby nic zdrożnego nie było w tych listach, ale to przecież korespondencja prywatna, której treść zachowuje się dla siebie. Weronika wiedziała, że wścibskość mamy wynikałaby z troski. Po części rozumiała ją, ale to była wyłącznie jej znajomość. Chciała ją schować przed światem. Nie powiedziała jeszcze żadnej z przyjaciółek, że koresponduje z Lucasem. Na wszystko przyjdzie odpowiedni moment. Miała jednak wrażenie, jakby ta znajomość dodała jej skrzydeł, choć była wyłącznie na odległość. O chłopaku wiedziała tyle, ile jej napisał. Był o rok starszy i uczył się w gimnazjum. Znał doskonale angielski, uwielbiał gotować włoskie potrawy i oglądać mecze reprezentacji. Pisał długie listy. Miał ładny charakter, więc rozczytywała się bez problemu. Wkładała wiele trudu, by i jej korespondencja była czytelna. Mimo to kreślone przez nią słowa wydawały się niezwykle błahe w porównaniu z listami od Lucasa. W nich było dużo humoru i niezwykle plastyczne opisy w gruncie rzeczy prostych rzeczy. Przypomniała sobie, jak zanosiła się śmiechem, czytając o przygotowywaniu sosu do pizzy, którą zaserwował rodzinie. Z listu na list chłopak stawał się jej coraz bliższy, choć nawet nie miała pojęcia, jak wygląda.
Radość z korespondencji przyćmiewało jedno… Weronika nie zdradziła, że jest niepełnosprawna. Tłumaczyła sama przed sobą, że nie było jeszcze ku temu okazji. Zresztą po co miałaby o tym pisać? Przecież jest tylko listowną znajomą, których Lucas ma zapewne więcej. Nie widziała sensu, by wspominać o inwalidztwie, skoro nigdy się nie spotkają.
Westchnęła lekko i spojrzała na swoje odbicie w lusterku stojącym na biurku. Zakupiła je, gdy zaczęła korespondować z Lucasem. Każdy list traktowała jak osobistą rozmowę z tym chłopakiem. Chciała wyglądać ładnie, pisząc do niego. W ciągu dnia także wielokrotnie rozmyślała o nowym znajomym. Zastanawiała się, co teraz robi, jakie ma lekcje… a może coś gotuje? W końcu kulinaria były jego pasją.
Najgorsze okazywało się oczekiwanie na wiadomości z Niemiec. Codziennie niecierpliwie zaglądała do skrzynki, a gdy znajdowała kopertę ze znajomym charakterem pisma, w pośpiechu zabierała się za rozrywanie jej. Wszystko czytała kilkakrotnie, aby wchłonąć całą sobą każde słowo. Dziwnie się przy tym czuła. Była nieco podekscytowana, zaciekawiona i… jakby tęskniła za realną obecnością Lucasa. Do tej pory nie doznała podobnego uczucia, które każdego ranka sprawiało, iż cała w skowronkach podrywała się z łóżka i z ogromną radością rozpoczynała nowy dzień. Zupełnie jak dzisiaj. Niemal nucąc pod nosem, wyjechała z domu do szkoły.
* * *
Paweł z trudem ściągnął przepoconą koszulkę. Była mokra i brzydko pachniała. Od pewnego czasu jego pot czuć było mocniej niż do tej pory. Starał się, jak mógł, aby ukryć nieprzyjemną kwaśną woń przed otoczeniem. Od dwóch tygodni intensywniej ćwiczył. Więcej od siebie wymagał. Chciał jesienią, jak w poprzednich latach, dołączyć do kadry reprezentującej Polskę na światowych zawodach kajakarskich. Gdy rozmawiał o tym z trenerem, ten nieoczekiwanie podrapał się po głowie.
– Jeszcze nie zdecydowałem, kto pojedzie w tym roku. Zastanawiam się, czy dać szansę innym. Ty jeździłeś w ostatnim czasie, ale… – zawiesił głos.
Paweł wiedział, co mężczyzna chciał dodać: „Ale nie miałeś spektakularnych osiągnięć”. Rzeczywiście tak było. Od kilku miesięcy młody zawodnik próbował pobić swoją życiówkę, ale nie udawało się. Chłopak ćwiczył więcej niż do tej pory i wydawało mu się, że jego treningi są intensywniejsze, ale to chyba była ułuda. Efektów nie było. Wszystko utrzymywało się na dotychczasowym poziomie.
– Kogo pan widziałby w kadrze? – zapytał cicho.
– Nie jestem pewny, ale chyba Daniela. – Po tych słowach trener odwrócił się, kończąc rozmowę.
Daniel pojawił się w drużynie kilka miesięcy temu. Był o rok młodszy od Pawła, wyższy i szczuplejszy. Jego rodzice bardzo często wyjeżdżali z nim na dodatkowe zajęcia na basenie czy kursy prawidłowego oddychania. Inwestowali w syna, na co rodzina Pawła nigdy nie mogłaby sobie pozwolić. Chłopak doszedł do wniosku, że jedynie większy wysiłek z jego strony może przynieść efekty. W wakacje nie było z tym problemu. Kłopot pojawił się wraz z nowym rokiem szkolnym. Lekcje zaczynały się o ósmej, a kończyły niemal o piętnastej. Pół godziny później Paweł zaczynał trening pod okiem swego opiekuna i kończył go po dwóch godzinach. Biegł wtedy do domu, brał prysznic, przebierał się i pędził do restauracji, gdzie spędzał kolejne dwie godziny na rozwożeniu pizzy po domach klientów. Nie zrezygnował z tego zajęcia, bo przynosiło mu jako taki dochód. Dzięki temu stać go było na nowy markowy plecak do szkoły, torbę treningową, buty… Odciążył mamę, która szykowała się na jesienny turnus w górach, gdzie miała zabrać jego młodszą, niepełnosprawną siostrę.
Po rozmowie z trenerem Paweł sam doszedł do wniosku, że przydałby mu się dodatkowy trening, aby zwiększyć sprawność. Postanowił biegać wcześnie rano. Tylko wtedy miał czas. Wstawał przed piątą, rozgrzewał się w pokoju, a potem przemierzał przynajmniej dziesięć kilometrów w terenie. Wracał do domu po kilku kwadransach i wpadał pod prysznic, aby zmyć z siebie pot i kurz. Po wszystkim łapał w kuchni jakąś kanapkę i zmykał do szkoły. Zmęczenie dopadało go już na pierwszej lekcji. Oczy się przymykały, na co pani Wyborna kilkakrotnie zwracała mu uwagę.
– Śpiący książę nam się trafił – zakpiła któregoś razu, gdy głowa Pawła samoistnie poleciała do tyłu. – Czym zajmowałeś się w nocy, że teraz zasypiasz nad niezwykle wybornym matematycznym zadaniem? A może nie przestawiłeś się jeszcze z czasu wakacyjnego na szkolny?
Klasa zachichotała. Chłopak nieco speszył się i skupił wzrok na cyfrach w zeszycie.
– Przypominam, że początek jest najważniejszy. Od niego zależy, jak wam pójdzie dalsza nauka – perorowała nauczycielka. – Musicie zdawać sobie sprawę z tego, że ten rok jest dla waszej przyszłości niezwykle istotny.
Kolejne minuty upływały na przemowie w podobnym tonie, a Paweł bronił się wszelkimi sposobami przed zaśnięciem. To wtedy podjął postanowienie, że musi zaopatrzyć się w jakieś środki dodające energii. Słyszał o tabletkach od starszych kolegów, którzy przyciszonymi głosami rozmawiali w szatni. Nie zapamiętał nazwy, ale wszystko na pewno jest w internecie. Jeszcze tego samego wieczoru zaczął przeglądanie wyników. Wpisał hasło „suple wzmacniające energię podczas treningu”. Pominął lekturę materiałów o tabletkach niedozwolonych. Co jak co, ale nie miał ochoty rujnować sobie zdrowia. Wiedział, że prędzej czy później taka sprawa wychodzi na jaw. Podczas ubiegłorocznego zgrupowania zetknął się z osiemnastolatkiem przyłapanym na nielegalnym dopingu. Zawodnik musiał opuścić kadrę, a trener nawet nie chciał słuchać tłumaczeń. Kilka lat intensywnego treningu zostało przekreślone z powodu głupoty.
Paweł analizował wszystko, co znalazł w sieci. Doszedł do wniosku, że najlepiej będzie nabyć najzwyklejsze tabletki na pobudzenie i podtrzymanie energii. W zasadzie na droższe nie było go stać. Wkrótce zażywał po dwie każdego ranka po bieganiu. W połowie szkolnego dnia raczył się napojem energetycznym, by dodatkowo zmobilizować organizm do aktywności. Pięć minut później odczuwał szybsze bicie serca, lekką nerwowość w ruchach, ale po jakimś czasie wszystko się uspokajało. Następne syntetyczne endorfiny ładował po popołudniowym treningu. Wieczorem wypijał kolejny napój, aby jakoś skupić się nad lekcjami. Cieszył się, że jest początek roku szkolnego i zbyt wiele nie zadają. Szkoła, jak zwykle, potrzebowała trochę czasu na rozruch.
Najgorsze przychodziło około dwudziestej pierwszej. Paweł nie wiedział, co z sobą począć. Organizm był na tyle rozruszany, że chłopak z chęcią zaliczyłby kolejny kajakarski trening. Spożytkowałby energię, która aż w nim buzowała. Rzucał się wtedy na podłogę, robił pompki, skłony, przysiady, czyli wszystko to, co mógł wykonać w domu. Po godzinie takiej aktywności pot lał się z niego strumieniami. Brał prysznic i kładł się do łóżka. Sen jednak nadchodził dopiero około północy. Pięć godzin regeneracji i pobudka na poranne bieganie. Tak każdego dnia od dwóch tygodni. Przyspieszone bicie serca już nie było problemem, bo ustawało po paru minutach. Musiał zaradzić coś na wieczorne pobudzenie. Wiedział, że bez energetyka nie przetrwa. Próbował odstawić, ale tego dnia wieczorem zasnął w połowie rozwiązywania zadania z matematyki. Zbudziła go matka, która weszła do pokoju, ponieważ widziała zapalone światło, a było już bardzo późno. Podobno chrapał.
– Synku, te treningi i praca wykończą cię. – Przytuliła go, głośno wzdychając. – Przecież wiesz, że nie musisz tego robić.
Nic nie odpowiedział. Położył się niemal nieprzytomny do łóżka i zasnął. Budzik postawił go na nogi przed świtem. Chłopak wziął tabletki i ruszył w codzienną rundę. Na energetykach dotrwał do wieczora, kiedy ponownie przyszły problemy ze snem. Następnego dnia zagłębił się znowu w zasobach internetu, aby poszukać kolejnego specyfiku, tym razem ułatwiającego zasypianie. W aptece nabył najłagodniejsze tabletki nasenne.
Ponieważ farmaceutka znała go z widzenia, bez wstępów zagadnęła:
– Powiedz mamie, by brała tylko jedną wieczorem. – Kobieta była przekonana, że to dla jego rodzicielki.
– Przekażę na pewno – rzucił i błyskawicznie wyszedł na zewnątrz.
Miał nadzieję, że nikt nie doniesie mamie, iż kupował medykamenty. Na pewno zaczęłaby się martwić. Wiedział, że branie tabletek na zmianę z energetykami nie jest dobrym rozwiązaniem, ale nie znał lepszego. Na początku października trener miał ogłosić skład kadry trenującej pod jego okiem na mistrzostwa. Paweł nie wyobrażał sobie, żeby go zabrakło. Musiał zrobić wszystko, by pojechać. Zrobi wszystko! Dostanie się do reprezentacji za wszelką cenę!
* * *
Anielka po raz kolejny ułożyła bieliznę w szufladzie. Porządkowała ją kilkakrotnie. Podobnie czyniła z szufladami w biurku i z książkami na półce. Każdego dnia układała je, choć przecież od poprzedniego razu nie powstał najmniejszy bałagan. Dziewczyna musiała czymś zająć myśli, aby odciągnąć swą uwagę od jedzenia. Właściwie… od niejedzenia.
Ale to było oszukiwanie siebie. Nawet gdy po raz setny łączyła skarpetki w pary czy składała w równiutką kosteczkę podkoszulki i bluzy, rozmyślała o tym, co musiała skonsumować na śniadanie czy kolację poprzedniego dnia. A tak dobrze jej szło z ukrywaniem anoreksji… Nie! Nie lubiła tego słowa. Wolała mówić o sobie, że jest motylkiem, a nie anorektyczką. I byłaby nim dalej, a przynajmniej łatwiej niż teraz by się ukrywała, gdyby nie pewne zdarzenie z połowy sierpnia.
Minęły dokładnie dwa tygodnie po corocznym Święcie Kaszy. Któregoś poranka przed wyjściem do pracy mama zajrzała do pokoju Anielki.
– Córeczko, muszę poprosić cię o pomoc. – Przysiadła na łóżku. – Kilka dni temu miałam pobieraną krew w przychodni. Na czas wakacji zostały zmienione godziny wydawania wyników w laboratorium. Nie uda mi się zrobić tego przed pracą. Czy mogłabyś podejść do okienka i odebrać dokument? Wytłumaczysz, że osobiście nie dam rady tego zrobić, dobrze?
Córka skinęła głową, nakrywając się szczelniej kołdrą. Nie chciała, aby mama zobaczyła choć fragment jej ciała. Udało się. Zadowolona rodzicielka opuściła pokój córki. Anielka wyszła z łóżka dopiero, gdy usłyszała trzaśnięcie drzwi. Na palcach podeszła i przekręciła klucz od środka, by mieć pewność, że nikt nie zaskoczy jej podczas porannego rytuału. A ten był niezmienny od kilku tygodni. Dziewczyna w samej bieliźnie stawała przed lustrem i robiła sobie zdjęcia. Koniecznie musiały być widoczne gołe ramiona i odsłonięty brzuch. Obojczyki wystawały, a skóra na brzuchu wydawała się naciągnięta. Jednak najważniejszy cel był jeszcze nieosiągnięty: wystające kości biodrowe. Majtki powinny na niej niemal wisieć, a nie przylegać jak teraz. Bieliznę kupiła ostatnio w sklepie dla dzieci, bo ta, którą dostała od mamy przed wakacjami, była już za duża. Wyprodukowana dla normalnych nastolatek, na ciele anorektyczki nieestetycznie wisiała. Jakby producenci sprzysięgli się, że figura piętnastolatki musi mieć krągłości. A przecież wystające kości są zdecydowanie ładniejsze!
Gdy szła po wyniki mamy, świeciło cudne słońce, choć dni budziły się już chłodniejsze. Anielka zakładała dodatkową bluzę, bo po wyjściu z domu na rześkie, sierpniowe powietrze łapały ją dreszcze. Starała się wmawiać sobie, że to od porannego chłodu, ale przecież doskonale wiedziała, że prawda jest inna. Brak kalorii dawał o sobie znać. Trudno mówić o jakiejkolwiek dawce energii po wypiciu szklanki wody z cytryną, a do tego właśnie dziewczyna ograniczyła śniadanie. Kwadrans później przekraczała próg przychodni. Od wejścia doszedł ją specyficzny zapach: połączenie medykamentów i środków do sterylizacji z wonią płynu do czyszczenia podłóg oraz unoszącym się fetorem choroby. Mimo pięknej pogody poczekalnia wypełniła się głównie starszymi pacjentami, obok których nastolatka – chcąc nie chcąc – musiała przejść.
Przełknęła ślinę, nabrała w progu świeżego powietrza i ruszyła dalej. Miała nadzieję, że przy okienku, gdzie wydawane są wyniki, będzie siedziała wyperfumowana pielęgniarka. Niestety.
Anielka stanęła przy ladzie i czekała, aż kobieta dostrzeże jej obecność. Pracownica miała jednak nos wsadzony w kalendarz, w którym coś zapisywała. Dziewczyna przełknęła ślinę i lekko chrząknęła. Kilka sekund trwało, aby rejestratorka podniosła głowę.
– Słucham? – rzuciła oschle, jakby miała za złe, że dziewczyna chce zakłócić jej względny spokój.
– Chciałabym odebrać wyniki mojej mamy – odezwała się nastolatka cichym głosem.
Wydawało się, że to surowy ton kobiety zadziałał na nią onieśmielająco. Ponownie przełknęła ślinę, mając nadzieję, że tym razem zabrzmi pewniej. Tak jednak się nie stało. Nadal z jej gardła dobywał się niemal szept.
– Nazwisko?
Im bardziej Anielka cichła, tym tamta wydawała się głośniejsza.
– Co ty? Śniadania nie jadłaś, że nie masz siły mówić?!
Zamiast odpowiedzi dobiegł ją rumor.
– Co się dzieje? – W głosie rejestratorki pojawiły się inne tony.
– Zemdlała! – odezwał się ktoś z poczekalni.
Pracownica wybiegła ze swojego pomieszczenia i przykucnęła przy leżącej, nieprzytomnej dziewczynie. Sprawdziła puls i lekko zaczęła ją klepać po policzkach.
– Halo, ocknij się! Zamrugaj powiekami! – nakazała, gdy Anielka lekko poruszyła głową i jęknęła.
Musiała uderzyć się, upadając. Kilka sekund później z trudem otworzyła oczy. Wydawała się zaskoczona zamieszaniem, jakie wokół niej powstało. Jakby niczego nie rozumiała. Chciała się podnieść, ale jej na to nie pozwolono.
– Leż, nie