Nieznośny milioner - Nana Bekher - ebook + książka

Nieznośny milioner ebook

Bekher Nana

4,3

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Status BESTSELLERA na dwa miesiące przed premierą!

Czy miłość naprawdę istnieje? Czy za pieniądze można kupić wszystko?

Alexander Powell, to młody, bogaty przedsiębiorca. Życie nauczyło go, że najważniejsze są pieniądze. Od najmłodszych lat rodzice spełniali wszystkie jego zachcianki. Lubi wydawać pieniądze na samochody, imprezy, wycieczki oraz dziewczyny.

Amber Lou ma kochającą rodzinę i przyjaciół. Choć często ma pod górkę, zawsze stara się znaleźć pozytywną stronę. Nigdy nie poddaje się bez walki.

Alex i Amber spotykają się w słonecznej Hawanie. Dziewczyna robi ogromne wrażenie na chłopaku. Jednak Alex szybko orientuje się, że Amber nie jest dziewczyną, której imponują pieniądze. Intrygi, kłamstwa, ból i wiele wylanych łez. Czy ta dwójka ma szansę na szczęście i miłość? Czy jednak z powodu dzielących różnic, los tej pary jest z góry przesądzony?

 

"Poznajcie losy Amber i Alexa. Pary, która zawładnie wami od pierwszej chwili. Czy mimo wielu przeciwności ta para ma szansę? Przekonajcie się sami. Polecam."

Paulina Nowaczyk – 1001 Romansów

 

"Milioner – kolejna z poznanych i pokochanych przeze mnie historii Nany. Jak każda z jej książek niesamowicie mnie wciągnęła. Nie jest to zwykły romans pomiędzy dwojgiem ludzi z odrębnych środowisk. To pełna przygód, rozterek, trosk i wzruszeń historia miłości, która dla innych nie miała prawa się zrodzić. Serdecznie zapraszam."

Marzena Miłek

 

"Nieznośny milioner. Kolejna banalna historia romantycznej miłości, powiecie. Nic bardziej mylnego! Każda strona tej książki przenosi nas w świat Alexa i Amber, ich uczuć i pragnień, wzlotów, ale też upadków. Czy dwa serca odkryją magię miłości? Czy prawdziwa miłość faktycznie zniesie wszystkie przeszkody? 

Nadchodzą krew, pot i łzy! Arena miłości została otwarta. Walcz razem z nimi. Gorąco polecam!"

Patrycja Ujazda

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 549

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (474 oceny)
306
84
39
28
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aga1420

Nie polecam

Nie przebrnęłam. Dialogi na poziome przedszkola.
30
Mikaa02

Nie polecam

Niestety książka dramat.. te dialogi na poziomie 12-13 latki
20
Ewakotzur86

Z braku laku…

Strasznie nudno napisana
10
Ruddaa

Z braku laku…

Jakby to pisala 12-latka
10
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa pozycja .
00

Popularność




Copyright © by Nana Bekher, 2018Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowaniaoraz udostępniania publicznie bez zgody Autora orazWydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja:Janusz Muzyczyszyn

Korekta: Angelika Ślusarczyk

Projekt okładki: Marta Lisowska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek

Ilustracje wewnątrz książki: copyright © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-11-2

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

ROZDZIAŁ 1

ROZDZIAŁ 2

ROZDZIAŁ 3

ROZDZIAŁ 4

ROZDZIAŁ 5

ROZDZIAŁ 6

ROZDZIAŁ 7

ROZDZIAŁ 8

ROZDZIAŁ 9

ROZDZIAŁ 10

ROZDZIAŁ 11

ROZDZIAŁ 12

ROZDZIAŁ 13

ROZDZIAŁ 14

ROZDZIAŁ 15

ROZDZIAŁ 16

ROZDZIAŁ 17

ROZDZIAŁ 18

ROZDZIAŁ 19

ROZDZIAŁ 20

ROZDZIAŁ 21

ROZDZIAŁ 22

ROZDZIAŁ 23

ROZDZIAŁ 24

ROZDZIAŁ 25

ROZDZIAŁ 26

ROZDZIAŁ 27

ROZDZIAŁ 28

ROZDZIAŁ 29

ROZDZIAŁ 30

ROZDZIAŁ 31

ROZDZIAŁ 32

ROZDZIAŁ 33

ROZDZIAŁ 34

ROZDZIAŁ 35

ROZDZIAŁ 36

ROZDZIAŁ 37

ROZDZIAŁ 38

ROZDZIAŁ 39

ROZDZIAŁ 40

ROZDZIAŁ 41

ROZDZIAŁ 42

ROZDZIAŁ 43

ROZDZIAŁ 44

ROZDZIAŁ 45

ROZDZIAŁ 46

ROZDZIAŁ 47

ROZDZIAŁ 48

ROZDZIAŁ 49

ROZDZIAŁ 50

ROZDZIAŁ 51

ROZDZIAŁ 52

ROZDZIAŁ 53

ROZDZIAŁ 54

ROZDZIAŁ 55

ROZDZIAŁ 56

EPILOG

PODZIĘKOWANIA

Gosi, mojej bratniej duszy, zmiennej przyjaciółce.

ROZDZIAŁ 1

ALEX

Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają, że nie da się za nie kupić wszystkiego. Kilka lat temu miałem poważny wypadek na motocyklu. Trzy miesiące byłem w śpiączce; gdy się obudziłem, usłyszałem od lekarzy, że resztę życia spędzę na wózku inwalidzkim, chyba, że poddam się bardzo kosztownej operacji kręgosłupa, którą może przeprowadzić tylko chirurg z Japonii, profesor Kosugi. Rodzice sprowadzili go do mnie. Od razu uprzedził, że operacja będzie bardzo skomplikowana, ale udało się. Potem miesiące drogich rehabilitacji, dzięki którym dziś normalnie chodzę. Pieniądze. Dwa tygodnie temu kupiłem najnowsze Bugatti Chiron, za prawie trzy i pół miliona dolarów. Mój przyjaciel twierdzi, że za pieniądze nie można kupić miłości. Szczerze? Nie wierzę w miłość. Byłem w kilku związkach i każdy, ale to każdy związek, utwierdził mnie, że liczą się tylko pieniądze. Dziewczyny uwielbiały imprezy, prezenty, zakupy, wczasy na naszej prywatnej wyspie. Dlatego tak, wierzę, że za pieniądze można miećwszystko.

Odkąd skończyłem osiemnaście lat, prowadzę z ojcem rodzinny biznes, który założył mój pradziadek. Nasza firma Jett Petro Corporation, to ogromny koncern petrochemiczny, zajmujący się głównie wydobywaniem gazu ziemnego i ropy naftowej, oraz ich przetwórstwem, dystrybucją isprzedażą.

Dziś wcześniej skończyłem spotkania z klientami, więc wracam już do domu. Mam willę w zachodniej części San Francisco, w której od miesiąca mieszkam z dziewczyną. Crystal poznałem jakiś czas temu. Mimo iż pochodzi z zamożnej rodziny, jest łasa na pieniądze jak żadna inna. Podjeżdżam pod dom i widzę zaparkowane auto Crystal, więc otwieram garaż automatycznym pilotem i wjeżdżam. Crystal zazwyczaj w południe wyleguje się w jakimś spa albo siedzi u kosmetyczki. Wchodzę do domu przez garaż i od razu słyszę jakieś dziwne odgłosy. Jęki i wzdychania wskazują tylko na jedno, na górze ktoś się pieprzy i nawet podejrzewam kto. Wchodzę po cichu po schodach. Ciekawe, kto tak zadowala moją dziewczynę, że ta krzyczy, jak laski z filmów porno? Podchodzę bliżej pod sypialnię i popycham uchylone drzwi. Crystal ostro ujeżdża jakiegoś typa, wyginając się mocno do tyłu. Przekraczam próg sypialni i odchrząkuję, by zwrócić na siebie ich uwagę, ale są tak pochłonięci sobą, że nawet mnie niezauważają.

– Nie przeszkadzam państwu? – pytamgłośno.

Crystal zeskakuje z gościa, a ten podnosi głowę do góry. Do tej pory zachowywałem stoicki spokój. Nie dramatyzuję, nie histeryzuję. Nie kocham Crystal i nie jestem jakoś specjalnie do niej przywiązany, ale do kurwy nędzy, nie lubię, jak przyprawia mi się rogi i to jeszcze z kim?! Z Mattem, moim przyjacielem, a raczej już byłym. Matt zrywa się z łóżka i pospiesznie się ubiera. Zszokowana Crystal owija siękołdrą.

– Alex, to nie tak, jak myślisz – dukaMatt.

– A ja nic nie myślę – rzucam.

– Alex, jesteśmy przyjaciółmi przecież – mówi, zapinająckoszulę.

– Przyjaciółmi? – Marszczę brwi. – Dobra, wypierdalajstąd!

– Alex…

– Wypad z mojego domu! – warczę.

– Sorry, Alex – mówi, mijając mnie wdrzwiach.

– A ty co się tak gapisz? – Patrzę naCrystal.

– Alex, kotku… – Jest wyraźniezmieszana.

– Nie jestem kotkiem i ty teżwypierdalaj.

– Ale możemy to wszystko naprawić! – Robi do mnie te swoje maślane oczy, ale sorry, nie działa to namnie.

– Naprawić? – prycham. – Naprawić to można telewizor. Wynoś się! – syczę.

– Alex…

Dziewczyna podchodzi do mnie i unosi się na palcach stóp, próbując mnie pocałować. Odsuwam się, czując do niejobrzydzenie.

– Obciągałaś mu zapewne, a teraz chcesz mnie całować? Wypad! – powtarzam.

– Alex… – Dziewczyna próbuje mniezmiękczyć.

– Wynoś się, kurwa! – Zbieram jej ubrania z podłogi i wciskam jej wręce.

Crystal zbiega po schodach i ubiera się na dole, po czymwychodzi.

Mam ją gdzieś, znaliśmy się cztery miesiące, ale boli mnie, że straciłem przyjaciela, którego znam od piaskownicy. Matt już raz podrywał jedną moją dziewczynę, ale rozstaliśmy się i wiem, że między nimi nic nie było. Teraz przegiął. Wyciągam telefon i dzwonię do Jaspera. Z Jasperem znamy się od pięciu lat, ale wiem, że mogę na niegoliczyć.

– Hej, stary, co tam? – pyta.

– Muszę się napić – mówię krótko, a Jasper sięśmieje.

– Tego nigdy nieodmawiam.

– To dobrze. Będę za półgodziny.

Bywa i tak. No cóż, należy mi się urlop. W najbliższym wolnym czasie z pewnością obiorę dobrykierunek.

ROZDZIAŁ 2

AMBER

Podobno siódemka to szczęśliwa liczba, a w dzisiejszej dacie są aż trzy. Do tego jest godzina siódma trzydzieści siedem. Dla mnie na pewno szczęśliwa, bo właśnie z moją przyjaciółką, Caroline, lądujemy na lotnisku w gorącej Hawanie. Dwa dni temu były moje urodziny, więc śmiało mogę stwierdzić, że te wakacje, to idealny prezent urodzinowy. Słońce, piasek, krystaliczna woda, śpiewy i tańce, to jest to, czego zdecydowanie potrzebuję. Pakowałam się trochę pospiesznie, bo miałam anulować bilet. Dwa lata zbierałam na te wakacje, ale pół roku temu mój tata miał wypadek. Jest sparaliżowany od pasa w dół i resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Z zawodu jest hydraulikiem, mama krawcową. Mam dwie młodsze siostry bliźniaczki, Alice i Mandy, które mają po czternaście lat i brata, Jasona, który ma dwanaście lat. Odłożyłam trochę pieniędzy, chciałam je oddać rodzicom, bo wiem, jak im ciężko i dlatego miałam odwołać wycieczkę, ale nie chcieli ich przyjąć. Wręcz kazali mi lecieć na Kubę i dobrze się bawić. Ja mimo wszystko nie do końca dobrze się z tym czuję, co oczywiście zauważaCaroline.

– Oj, rozchmurz się, ponuraku – beszta mnie, gdy odbieramybagaż.

– Caro… – wzdycham. – Wiesz, o co michodzi.

– Dziewczyno, proszę cię. – Moja przyjaciółka przewraca brązowymi oczami. – Mama praktycznie siłą wsadziła cię do samolotu. Uśmiechnij się – chichocze. – Jesteś w słonecznej Hawanie. – Kładzie rękę na moim ramieniu. – Czeka nas dwutygodniowe imprezowanie, będziesz mogła sobie napstrykać tych foteczek, a ten gorący Latynos po lewej, nie może oderwać od ciebie oczu – mówi i szturcha mnie wramię.

– Ty się w głowę uderzyłaś – prycham. – Chodź, musimy złapaćtaksówkę.

No dobra, Caro ma rację. Cieszyłam się na tę wycieczkę, jak małe dziecko z nowej zabawki, więc wykorzystam ten czas najlepiej, jak sięda.

Wychodzimy z budynku lotniska i podchodzimy do pierwszej wolnejtaksówki.

– Hotel Barco Azul, por favor – mówię dotaksówkarza.

– Bien, señoritas – odpowiada.

– Gracias. – Uśmiechamsię.

– Boże – Caroline rozsiada się wygodnie w samochodzie – dobrze, że chociaż ty znaszhiszpański.

Hawana jest taka, jak ją sobie dokładnie wyobrażałam. Kolorowe budynki, niesamowita roślinność, stare samochody, wyjątkowe zabytki, hotele, wille pamiętające jeszcze czasy rewolucji. Zupełnie jakbym cofnęła się wczasie.

Po niezbyt długiej jeździe podjeżdżamy pod nasz hotel. Średniej wielkości budynek w stylu kolonialnym, wokół którego rosną akacje i agawy. Zarezerwowałyśmy mały, stosunkowo niedrogi apartament, składający się z niewielkiego salonu i sypialni. Ściany są w ciepłym, pomarańczowym kolorze, ozdobione obrazkami z wyspy. Na szczęście jest klimatyzacja, bo choć lubię ciepło, to tu jest jak na wulkanie. Mamy również swoją łazienkę z prysznicem. Z salonu i sypialni jest wyjście na balkon z widokiem na Zatokę Meksykańską. W sypialni są dwa pojedyncze łóżka, dwie małe szafeczki i duża szafa. W salonie zaś znajduje się niewielki stolik i dwa fotele. Przyjemnie tu. Nie ma tylko dostępu do internetu, nad czym ubolewa moja przyjaciółka. Japrzeżyję.

– Ale tu bosko – zachwyca sięCaroline.

– Żebyś wiedziała. – Uśmiecham się. – Już się nie mogę się doczekać naszegozwiedzania.

– Kochana, jutro! – Caro rzuca się na łóżko. – Dziś będę leżeć cały dzień włóżku.

– Żartujesz sobie? – Staję z założonymi rękami. – Jest dopiero godzina dziesiąta. Odpoczniemy i później pójdziemyzwiedzać.

– Tak, tak! – Caroline przytula głowę dopoduszki.

No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić to samo. Kładę się na łóżku, jest miękkie i wygodne, po czym szybko zasypiam. Gdy się budzimy, jest godzina trzecia. Przespałyśmy ten ukrop nazewnątrz.

– Nie sądziłam, że to łóżko będzie takie wygodne. – Caro leniwie sięprzeciąga.

– Ja też. – Uśmiecham się. – To co? Obiad izwiedzamy?

– Ale się uwzięłaś – burczy podnosem.

– Przyjechałyśmy tu zwiedzać, a nie leżeć włóżku.

– Wypoczywać też – podkreśla, związując włosy wkucyk.

– Najpierw musisz mieć po czym wypoczywać – mówię, podnosząc się z łóżka. – Zresztą, nie chcesz, to będę zwiedzać sama – dodaję i potrząsamgłową.

– Ej, miałyśmy trzymać się razem – przypomina.

– Nie spędzę dwóch tygodni włóżku.

– Chyba, że z jakimś gorącym Kubańczykiem. – Uśmiecha się szeroko, a ja rzucam w nią małą poduszką. – Wariatka – mówię, biorę kosmetyczkę i idę wziąćprysznic.

Wchodzę do łazienki i zrzucam ubrania. Och, ta Caroline. Ona jest bardziej towarzyska, imprezowa, choć ja też lubię dyskoteki i dobrze się bawić, ale nie chodzę na nie po to, by kogoś poznać. Po prostu chcę potańczyć, spędzić miło czas, a jak kogoś poznam, no to poznam i tyle. Biorę szybki prysznic, ubieram się i suszę włosy. W przeciwieństwie do włosów Caroline, moje nie wymagają specjalnego układania. Po prostu suszę je suszarką i są takie, jakie chcę. Przeczesuję je dłonią, zerkając w lustro. Długie, jasnobrązowe pasma swobodnie opadają mi na ramiona, niczym morskie fale. Wychodzę z łazienki i podczas gdy moja przyjaciółka bierze prysznic, ja przeglądam leżące na stoliku katalogi. Już nie mogę się doczekać, jak zaczniemy zwiedzanie. W naszym hotelu jest restauracja, więc nie musimy daleko chodzić. Na obiad zamawiamy tradycyjne dania kubańskie, czyli ryż gotowany z czarną fasolą i do tego mieloną, suszoną wołowinę z cebulą i pomidorami. Nie będzie to raczej moje ulubione danie, ale jest całkiem smaczne. Caro trochę kręci nosem, ale jesteśmy głodne jak wilki, więc wszystko zjadamy. Za to świeżo wyciśnięty sok z mango całkowicie kradnie mojeserce.

– To co, możemy zwiedzać? – pytam, gdy kończymyjeść.

– Okej, ale za to wieczorem idziemy potańczyć – mówi.

– Będziesz miałasiłę?

– Na imprezę, zawsze – odpowiada i sięśmiejemy.

Przed wyjściem do centrum wracam do naszego pokoju po aparat fotograficzny. Liczę na zrobienie mnóstwa niesamowitych zdjęć. Fotografowanie jest moją pasją już od dłuższego czasu, dlatego wszędzie noszę ze sobą aparat. Około godziny piątej wybieramy się obejrzeć najpierw stare miasto. Nadal mocno świeci słońce, ale łagodny powiew wiatru na skórze delikatnie nas ochładza. Stare miasto to piękna, pełna zabytków strefa turystyczna. Znajduje się tam między innymi Muzeum Miejskie, Muzeum Sztuki Kolonialnej, czy Muzeum Czekolady, gdzie spróbować można słodkich, gorących napojów, przyrządzanych na najróżniejsze sposoby. Spacerujemy po brukowanych uliczkach od jednego placu do drugiego. Z Plaza de Armas, przechodzimy do Plaza de la Catedral, gdzie stoi przepiękna barokowa katedra z osiemnastegowieku.

– Czekaj, zrobię zdjęcie – mówię do Caroline, ustawiającaparat.

– Pamięci ci braknie na te zdjęcia – prycha, siadając na pobliskiejławce.

– Oj, niemarudź.

Gdy już szykuję się do zrobienia zdjęcia, w kadr wchodzi mi jakiś chłopak, strojąc jakieś miny do mnie. Przesuwam się, lecz on dalej wchodzi mi w zdjęcie. Gestem ręki pokazuję mu żeby sięprzesunął.

– Señor! – wołam, ale on się tylkouśmiecha.

– Alex, patrz! – zwraca się do niego jakiśchłopak.

No dobra, dałam się zmylić jego opalenizną i ciemnymiwłosami.

– Mógłbyś trochę się przesunąć? – pytam go. – Chciałam zrobićzdjęcie.

– Ze mną będzie ładniejsze – odpowiada zuśmiechem.

– Nie sądzę. – Potrząsamgłową.

Zaskoczony chłopak podchodzi bliżej i wyciąga do mnierękę.

– Jestem Alex – mówi.

– Słyszałam – mówię, robiąc zdjęcie. – Amber. – Ściskam jegodłoń.

– Miło mi ciępoznać.

Dopiero teraz podnoszę na niego wzrok. No, muszę przyznać, że jest całkiem przystojny. Brązowe oczy i czarne włosy idealnie podkreślają jego ciemniejszą karnację. Widać też, że jest wysportowany. Biała koszulka opina mu bicepsy i mięśnie brzucha. Po chwili podchodzi do nas ten drugi chłopak i moja przyjaciółka również podnosi się z ławki. Alex przedstawia nam swojego kolegę Jaspera, blondyna o zielonych oczach, a ja mojąprzyjaciółkę.

– Skąd jesteście? – pytaAlex.

– Z Sacramento – odpowiada Caro. – Awy?

– Całkiem niedaleko, bo z San Francisco – mówi Alex, uśmiechając się domnie.

– Co tu robicie, dziewczyny? – Jasper spogląda nanas.

– Zwiedzamy. – Wzruszamramionami.

– Długo tu jużjesteście?

– Dziś dopiero przyjechałyśmy, ale mamy całe dwa tygodnie na imprezowanie – odpowiada Caroline z ogromnym uśmiechem natwarzy.

– Kurczę, szkoda. – Krzywi się Jasper. – My za dwa dniwyjeżdżamy.

– Zostajemy – mówi Alex, nie odrywając wzroku odemnie.

– Tak? – Zaskoczony Jasper odwraca się doniego.

– Tak – przytakuje brunet. – Jeszcze wszystkiego niezwiedziliśmy.

– Słuchajcie – mówi Jasper – wybieramy się dziś na imprezę do klubu La Mariposa, może dołączycie donas?

– No nie wiem… – Kręcę głową, a Caroline szturcha mnie wramię.

Wiem, obiecałam jejimprezę.

– Przyjdźcie. – Alex podnosi na mnie swoje brązowe tęczówki. – To świetny klub i grają niezłąmuzykę.

– Przyjdziemy – mówi z uśmiechem mojaprzyjaciółka.

– Caro… – Odwracam się doniej.

– To do zobaczenia wieczorem – mówi Jasper, ciągnąc kolegę zarękę.

– Na razie! – Caroline macha do chłopaków. – Co to było? – Uderza mnie wramię.

– Auć! – Krzywię się. – O co cichodzi?

– O co? – prycha oburzona. – Dwóch super przystojnych, gorących facetów zaprasza nas na imprezę, a ty zachowujesz się jak jakaś dziewica – rzuca.

– Słucham? – Marszczę gniewniebrwi.

– Miałyśmy się bawić, imprezować, a nie spędzać dni w hotelu. Poza tym – dodaje, uśmiechając się zalotnie – Alex był wyraźnie tobązainteresowany.

– Przestań – fukam, potrząsając głową. – Nie szukamchłopaka.

– Oj, idziemy z nimi tylko na imprezę, a nie do ołtarza – mówi Caroline i wybuchamyśmiechem.

No dobra, całkiem niezły ten Alex, ale wygląda mi na chłopaka dość zadufanego i zapatrzonego w siebie. To tylko moje odczucie, nie uprzedzam się do niego, bo go nie znam, ale przystojny to jest napewno.

ROZDZIAŁ 3

ALEX

Cały czas myślę o tej Amber. Podoba mi się. Jest śliczna, urzekła mnie. A jej spojrzenie? Aż mi się ciasno w spodniach zrobiło, jak mnie przeszyła tym błękitnym spojrzeniem. Kurczę, co zadziewczyna.

– Patrz, stary! – Jasper wytrąca mnie z rozmyślań o szatynce, wybuchającśmiechem.

– Co? – pytamzmieszany.

– No patrz! – Podsuwa mi pod nos smartfona z jakimś filmikiem. – A tobie co? – Szturcha mnie wramię.

– Nic. O co cichodzi?

– A co ty takizamyślony?

– Wydaje ci się. – Zbywamgo.

– Dobra, dobra. – Rzuca się na łóżko. – Doskonale wiem, że przez tę szatynkę mamy jeszcze dwa tygodnie naimprezowanie.

– Upiłeś się już, czyco?

– Nie ściemniaj, widzę, że wpadła ci w oko – szczerzy się. – Ale wiesz co? Rozumiem to jednak, bo całkiem niezła z niejsztuka.

– Weź już, nie przynudzaj. – Wstaję, biorę telefon i wychodzę nataras.

Dobrze znam Jaspera. Zaraz by się zaczęła umoralniająca gadka, że nie można bawić się czyimiś uczuciami i tak dalej. Tylko, że to ja miesiąc temu stałem jak idiota, patrząc jak moja dziewczyna pieprzy się z moim przyjacielem. Poza tym, ja jej nie znam, ona mnie też nie, więc nie ma tu żadnych uczuć, oprócz pożądania, jakie czułem, gdy ta mała na mnie spojrzała. Mam nadzieję, że wpadną dziś do klubu. Byłaby okazja lepiej się poznać. No nic, wybieram numer do ojca. Muszę go uprzedzić, że wrócimy za dwatygodnie.

– Cześć, synu – mówi napowitanie.

– Cześć, co u was? – pytam.

– Wszystko dobrze, a uwas?

– Spodobało nam się i zostaniemy tu jeszcze trochę – mówię.

– Jeszczetrochę?

– Tak ze dwatygodnie.

– Alex, a co z firmą? Od tygodnia cię nie ma – podkreśla.

– Pomyślałem, że mógłbyś mniezastąpić.

– Trochę mogę, ale wiesz, że jedziemy z mamą na wczasy – przypominami.

– Wiem, postaram się wrócić do tegoczasu.

– No dobrze, to bawcie siędobrze.

– Dzięki, cześć, tato.

No nic, czas szykować się na imprezę. Mam nadzieję, że Amber będzie. Chciałbym, żebyprzyszła…

AMBER

Właśnie szykujemy się z Caroline na imprezę. Jasne, że chcę potańczyć. Nie wiem tylko, czy na pewno chcę towarzystwa tych dwóch chłopaków. Przez pewne wydarzenie jestem bardziej ostrożna w kwestii poznawania nowych osób. Na pierwszym roku studiów mieliśmy imprezę integracyjną. Do domu wracaliśmy całą paczką, ale po drodze ktoś kolejny skręcał w swoją stronę. Ja i Eva mieszkałyśmy blisko siebie. Gdy byłyśmy w pobliżu domu, zaczepiło nas dwóch chłopaków. Delikatnie ich spławiałyśmy, ale szli za nami i cały czas do nas zagadywali. Nie byli bardzo nachalni, nie próbowali nas dotknąć czy złapać, ale gdy zza zakrętu wyjechał nagle policyjny radiowóz, szybko uciekli. Jak się okazało tej nocy została porwana dziewczyna, a świadkowie opisali właśnie ich, jako sprawców. My też składałyśmy zeznania, ale tak naprawdę mało wiedziałyśmy o nich. Po tym wydarzeniu mam ograniczone zaufanie do osóbnieznanych.

Na imprezę zakładam koronkową, dopasowaną, różową sukienkę na szerokich ramiączkach. Robię delikatny makijaż. Nie lubię być zbyt mocno wymalowana. Podkreślam tylko oczy i nakładam błyszczyk na usta. Caroline ma na sobie obcisłą, srebrną sukienkę, w której wyglądaprzepięknie.

– To co? – uśmiecha się Caro. – Gotowa naimprezę?

– Jasne – odpowiadam, dopijającdrinka.

– Gotowa, by podbić serce Aleksa? – chichocze.

– Przestań! – Gromię jąwzrokiem.

– Oj, co się tak przed nim wzbraniasz? – Przewracaoczami.

– Po pierwsze, nie znam go, po drugie wygląda mi na podrywacza, a po trzecie i to takiego, który ma dziewczynę w Stanach – wymieniam.

– Wiesz co, dolej sobie mojito – śmieje się.

– A doleję – prycham.

Na miejsce docieramy taksówką, bo nie mamy pojęcia, gdzie ten klub jest. Okazuje się jednak, że trafiamy do najbardziej luksusowej dzielnicy Hawany, czyli Vedado. Na pewno przyjedziemy tu za dnia, by zobaczyć Plac Rewolucji. Kierowca parkuje pod klubem, a my płacimy i wysiadamy. Do środka wpuszcza nas miły ochroniarz. Klub jest dosyć spory i wygląda bardzo współcześnie. Ma dwa piętra, niewielki bar, scenę i parkiet taneczny, na którym bawi się już grupka ludzi. Po przeciwnej stronie do sceny jest wyznaczone miejsce dla DJ-a, który gra nowoczesną muzykę. Taksówkarz powiedział nam, że w piątki jest noc salsy, więc chętnie tu wrócimy w piątek. Podchodzimy do baru i zamawiamy drinki. Tym razem Cuba Libre. Już sobie wyobrażam mojego jutrzejszego kaca, ale jak się bawić, to się bawić. Nie widzę naszych nowopoznanych znajomych. Zauważam, że Caroline też się za nimi ogląda. Po pierwszym drinku wskakujemy na parkiet. Tańcząca wokół nas młodzież jest miła, nie ma jakichś przepychanek, serdecznie się uśmiechają i śpiewają. Po paru piosenkach schodzimy z parkietu. Nasz kierunek, to oczywiście bar. Gdy zamawiamy napoje, słyszę za plecami, że ktoś zamawia drinki dla nas. Odwracam się, a moje spojrzenie spotyka się ze spojrzeniem Aleksa. Chłopak uśmiecha się i płacibarmanowi.

– Mamy zarezerwowaną lożę na piętrze, zapraszamy – mówigłośno.

Moja przyjaciółka uśmiecha się od ucha do ucha i przytakujegłową.

– Okej – odpowiadam, zabierając ze sobądrinka.

Na dole wszystkie miejsca i tak są zajęte, a przy barze nie ma gdzie usiąść. Alex i Jasper prowadzą nas na górę. Jest tu o wiele ciszej i można spokojniej porozmawiać, bez przekrzykiwania się. Są tu cztery spore loże i dwie mniejsze. Chłopaki mają wynajętą dużą lożę. Czyżby spodziewali się towarzystwa? Alex siada koło mnie, a ja zaciągam się zmysłowym zapachem jegoperfum.

– Cieszę się, że jednak zdecydowałyście się przyjść – mówi.

– No cóż, nie przyjechałyśmy tu, by siedzieć w hotelu. – Zerkam naniego.

Gdy odwracam głowę w stronę Caroline, widzę, że ta zupełnie pochłonięta jest rozmową zJasperem.

– Bardzo ładnie wyglądasz. – Prawi mi komplement, na który wiem, że się rumienię, ale na szczęście tego niewidać.

– Dziękuję – odpowiadam. – Ty też – dodaję, gryząc się za późno wjęzyk.

Alex uśmiecha się i odstawiaszklankę.

– Zatańczymy? – proponuje.

O kurczę, akurat leci wolna piosenka. Ech, w końcu to tylkotaniec.

Przytakuję, a Alex chwyta mnie za dłoń i pomaga mi wstać. Caroline puszcza mi oko, szeroko się uśmiechając. Schodzimy na dół, prosto na parkiet. Brunet obejmuje mnie w pasie, a ja nieśmiało zarzucam mu ręce na szyję. Alex powoli przyciąga mnie bliżej do siebie. Och… Opieram głowę o jego wyrzeźbiony tors, by po chwili zatopić się w jego ramionach, i kołyszemy się w rytm muzyki. Gdy tempo muzyki przyspiesza, Alex proponuje, byśmy wyszli na dwór porozmawiać. Zgadzam się, po uprzednim poinformowaniu Caroline, że wychodzimy. Oczywiście, nie idziemy daleko, cały czas jesteśmy w pobliżuklubu.

– Zawsze tak reagujesz na nowopoznane osoby? – pytaAlex.

– Przepraszam, ale od jakiegoś czasu tak – odpowiadam.

– To czym się zajmujesz wSacramento?

– Studiuję i pracuję – mówię, gdy siadamy na ławce niedalekoklubu.

– A costudiujesz?

– Fotografię.

– Ach, to stąd tezdjęcia?

– Tak. – Uśmiecham się. – To mojapasja.

– Praca też związana z fotografią? – dopytuje.

– Nie, nie! – Kręcę głową. – Pracuję jako kelnerka w małej restauracji. A ty? – Odwracam się w jegostronę.

– Ja? – Wydaje się być lekko zdziwiony. – W zeszłym roku skończyłem studia, no ipracuję.

– Czym sięzajmujesz?

– Branżą paliwową – odpowiada.

– Czyli pracujesz na stacji benzynowej, tankujeszsamochody?

– Można tak powiedzieć – uśmiecha się lekko. – Wracamy do klubu? – proponuje.

– Jasne – przytakuję.

ALEX

Nie wiem, dlaczego nie powiedziałem jej prawdy. Przecież wszystkim dziewczynom imponuje to, że mam kasy jak lodu. Lubią być obsypywane prezentami, zabierane do drogich restauracji, na wycieczki. Amber chyba nie pochodzi z zamożnej rodziny, więc bardziej powinno jej się to podobać. Około czwartej zbieramy się wszyscy do domu. Dziewczyny są trochę zaskoczone naszą luksusową taksówką. Wynająłem ją na początku naszego przyjazdu. Kierowca zarobił dwumiesięczną wypłatę, by był tylko do naszej dyspozycji. Teraz mu jeszcze dopłacę, bo zostajemy jeszcze dwa tygodnie. W pobliżu ich hotelu zatrzymuję kierowcę i wysiadamy. Chciałbym porozmawiać jeszcze z Amber, spędzić z nią trochę więcej czasu. Jasper kręci nosem, ale do hotelu dziewczyn mamy dosłownie dwieście metrów. On i Caroline idą przed nami podśpiewując, a ja z Amber parę kroków zanimi.

– I jak się bawiłaś? – pytamdziewczynę.

– Super. – Uśmiecha się i zdejmuje wysokie szpilki. – Wystarczy tej męki – śmiejesię.

– Mogę cię zanieść – proponuję.

– Spokojnie, dam radę. Częściej chodzę w trampkach, niż wszpilkach.

– I tak wyglądasz ślicznie. – Zatrzymuję się nachwilę.

– Przestań, zawstydzasz mnie. – Dziewczyna nieśmiało spuszczawzrok.

Powoli unoszę jej podbródek, zmuszając ją, by spojrzała na mnie. Patrzy na mnie, a jej oczy tak cudownie błyszczą. Gdy lekko rozchyla usta, mam ochotę ją pocałować. Dlaczego to zrobiła? Też tego chce? Chrzanić to! Raz się żyje. Chwytam dłonią jej twarz i przysuwam swoje usta do jej, a ona przymyka oczy. Delikatnie muskam jej wargi. Są miękkie, aksamitne, soczyste. Gdy już chcę pogłębić pocałunek, przerywa namCaroline.

– No, idziecie!? – oburzasię.

Lekko zmieszani, odsuwamy się od siebie, nieśmiało się uśmiechając. Chwytam ją za dłoń i idziemy w kierunku naszychprzyjaciół.

– Spotkamy się jutro? – pytam z nadzieją, że sięzgodzi.

– Alex, nie zrozum mnie źle, ale…

I w tym momencie wszystko szlagtrafia.

– Przyjechałam tu z Caroline – kontynuuje – i nie chcę zostawiać jejsamej.

– Możemy umówić się we czwórkę – proponuję. – Wiesz, jesteśmy tu od tygodnia, trochę poznaliśmy miasto, więc możemy wasoprowadzić.

– Jutro, to obowiązkowo zaliczymy plażę, bo Caro mi tego nie daruje – odpowiada i ślicznie sięuśmiecha.

– Świetnie się składa, bo my też mieliśmy jutro jechać na plażę. – Ściemniam, ale po minie Amber widzę, że sięzorientowała.

– Niech ci będzie. – Seksownie przygryza dolną wargę. – Zdzwonimy sięjutro.

– Zostaw mi swój numer. – Wyciągam telefon i jej go podaję, a ona wpisuje swój numer, po czym oddaje mi telefon i chowam go dokieszeni.

– Nie sprawdzisz, czy podałam dobry numer? – pytazadziornie.

– Zaufam ci. – Spoglądam nanią.

– Och…

Jesteśmy już pod hotelem dziewczyn. Żegnamy się z nimi i wracamy dodomu.

– Dzwoń po tego taksówkarza – rzuca Jasper. – Nie będę szedł taki kawał drogi, bo ty sięzabujałeś.

– Nie przesadzaj – odburkuję.

– A co zaprzeczysz? – droczy się ze mną. – Ślinisz się do Amber jak jakiś szczeniak. Odbija ci na punkcie laski, którą znasz od kilkugodzin.

– Bo mi się podoba! – warczę.

– Podoba nie podoba, chcesz ją po prostu zaliczyć – wyrzucami.

– O co ci właściwie chodzi? – Podnoszę głos. – Czepiasz się mnie, a sam święty nie jesteś. Też spotykasz się z laskami naseks.

– Zapominasz, że mamy trochę inny pogląd naświat.

Tak, bo Jasper szuka tej jednej jedynej. Miał już kilka dziewczyn i każda to była wielka miłość. Ja przynajmniej nie ściemniam, nie kłamię, od razu mówię, że chodzi mi o luźnyzwiązek.

– A ty zapominasz, że ja nie bawię się w miłość – syczę.

– Dobra, dzwoń po tę taksówkę, bo nie chce mi się z tobą gadać. – Krzywisię.

ROZDZIAŁ 4

AMBER

Rano wstaję z kacem, wielkim jak stąd do Sacramento. Nigdy nie wlałam w siebie takiej ilości rumu. Kiedy leniwie podnoszę się na łóżku, wchodzi Caroline. Oho, jeśli wyglądam tak jak ona, to nie zerkam w lustro – ale to znaczy, że impreza byłaudana.

– Nic nie mów! – Lekko potrząsagłową.

– Dajspokój.

– Masz. – Caro podaje mu szklankę wody i dwie tabletki przeciwbólowe. – Choć uprzedzam, niepomagają.

– Dzięki.

Mimo wszystko połykam tabletki, z nadzieją, że zaraz zacznądziałać.

– Jak tam z Alexem? – pyta.

– A co ma być? – Wzruszamramionami.

– No przecież sięcałowaliście.

– Ciężko to nazwać pocałunkiem. – Krzywięsię.

– Oj, już cię przepraszałam. Aż tak cię na niegowzięło?

– Oszalałaś?! – Wstaję złóżka.

Zerkam jednak w lustro i znowu się krzywię. Potargane włosy, rozmazany makijaż, którego nie zdążyłam zmyć przed położeniem się spać. OBoże!

– No przecież widzę, że ci podoba. – Uśmiechasię.

– Owszem, jest przystojny, ale nie robię sobie jakichś nadziei – odpowiadam i przeczesuję dłoniąwłosy.

– Czy ty nie możesz się po prostu zabawić? – prycha.

– Mam mu wskoczyć do łóżka, tylko dlatego, że są wakacje? – Staję zagniewana z założonymirękami.

– Ja nie mówię o seksie. Chodziło mi spotkania, spacery, imprezy – wymienia.

– A czy ty przypadkiem nie jesteś zainteresowanaJasperem?

– Oj, przestań, jest spoko, ale to nie mój typ. A ty powinnaś otworzyć się na Aleksa – radzi zuśmiechem.

– Wiesz, on jest chyba dosyć skryty – mówię, siadając na fotelu. – Gdy pytałam go o pracę, był takitajemniczy.

– A gdziepracuje?

– Na stacji benzynowej – odpowiadam.

– Wiesz – mówi Caro – wakacje na Kubie są dość drogie. Pewnie zbierał na nie długo, by teraz bawić się tu nacałego.

– Do czego zmierzasz? – Marszczębrwi.

– Może chodzi okasę.

– Tym bardziej nie rozumiem. – Kręcęgłową.

– Ty naprawdę za dużo wypiłaś – śmieje się. – Wiesz, on może myśleć, że bardziej by ci zaimponował, gdyby na przykład pracował jako księgowy, czy grafik komputerowy albo… O! Albo, gdyby miał swoją firmę – mówipodekscytowana.

– Wiesz, że to co powiedziałaś, jest głupie?! – Wykrzywiamusta.

– Ale to jest facet – podkreśla – a oni lubią imponować nam, kobietom. – Uśmiechasię.

– Caro, ale my się prawie nieznamy…

– Dlatego chce ciimponować.

– To głupie. – Wzruszam ramionami. – Wolę zwykłego, normalnego chłopaka, niż nadętego dupka z milionami na koncie, który myśli, że za kasę może mieć wszystko – rzucam.

– Uuu, powiało chłodem – kwituje Caro i wybuchamyśmiechem.

Nagle słyszymy dźwięk mojego telefonu. To esemes. Sięgam po smartfona i otwieram wiadomość od… Aleksa. Nieświadomie czytam tekst nagłos:

„Hej piękna. Jak samopoczucie? Plażaaktualna?”

– A nie mówiłam – szczerzy sięCaro.

– To tylko esemes – mówię.

– Co munapiszesz?

– Że zostajemy w hotelu, bo jesteśmy zmęczone – żartuję z mojejprzyjaciółki.

– Aha, jasne. Widzę, jak ci się oczy świecą – chichocze.

– Dobra, napiszę mu – mówię, wpisując wiadomość – że spotkamy się na plaży opiątej.

I wysyłam. Odpowiedź dostaję niemalże natychmiast. Podnoszę wzrok naCaroline.

– Alex zaproponował, że przyjadą po nas – mówię.

– No widzisz! – Caro unosi brwi. – Chce ciimponować.

– Ale nie musi. Nie jestem jegodziewczyną.

– Jesteś materiałem na dziewczynę – śmiejesię.

– Wariatka zciebie.

Odpisuję Aleksowi, że mogą przyjechać jeśli chcą. Odkładam telefon, idę na chwilę do łazienki, po czym wracam i rzucam się nałóżko.

Potrzebuję jeszcze kilku godzinsnu.

ALEX

Super, że dziewczyny się zgodziły. Nie mogę się doczekać spotkania z Amber. Ta dziewczyna zdecydowanie ma coś w sobie. Może powinienem jej powiedzieć, kim tak naprawdę jestem? W Sacramento mamy stację paliw, ale nigdy tam nie byłem. Teraz miałbym okazję. Ciekawe, w której restauracji pracujeAmber?

– Jasper! – wołamkumpla.

– Co jest? – Wchodzi ztarasu.

– Sprawdź mi wszystkie restauracje w Sacramento, zwłaszcza te małe – mówię.

– A sam niemożesz?

– Pracuję! – warczę.

– Na wakacjach jesteś – przypomina mi zprzekąsem.

– Muszę sprawdzić te raporty. Dobra, szukaj tychrestauracji.

Jasper bierze swojego laptopa i rzuca się na łóżko. Łaski nie robi, widzę, że podoba mu się koleżanka Amber. Gdy rezerwowałem nam te wakacje, nie sądziłem, że poznam tu tegoanioła.

– Tak właściwie, to co ty wiesz o Amber? – pyta Jasper, zerkając wlaptopa.

Odsuwam trochę krzesło od stolika, splatającpalce.

– W sumie chyba niewiele – mówię. – Studiuje fotografię, która jest jej pasją i pracuje jakokelnerka.

– Twoja matka nie będzie zachwycona – burczy podnosem.

O tak, moja matka jest dosyć specyficzna. Ojciec uważa, że to zwiększona troska o mnie. Nie jestem maminsynkiem, po prostu szanuję rodziców. Mama chce, bym był z kobietą, która pokocha mnie za to, jaki jestem, a nie za to, ile mam kasy. Jednak uważa też, że może to być tylko kobieta o podobnym statusie majątkowym. Uważa, że te biedniejsze będą ze mną tylko dla pieniędzy, luksusów i drogich prezentów. Szczerze? Nie wiem, jak to jest. Zawsze obracałem się w towarzystwie bogatych osób i dziewczyny, z którymi się spotykałem, były zamożne. Podejrzewam, że Amber nie pochodzi z bogatej rodziny. Nie nosi markowych ubrań i pracuje jakokelnerka.

– Wiem – przytakuję zamyślony – ale nic jej do tego. Poza tym, ja się z nią nie spotykam. Nawet nie wiem, czy by tegochciała.

– Przecież wszystko można kupić – prycha.

Wiem, że powiedział to specjalnie, ale może ten raz się z nim zgodzę. Dziewczyny lubią kasę, prezenty, tylko będę musiał odkręcić to nieporozumienie, że pracuję, tankującsamochody.

– Mam! – rzucapodekscytowany.

– Pokaż! – Szybko zrywam się zkrzesła.

Siadam koło Jaspera, a on odwraca laptopa w moją stronę. Restauracja Break Timejest pół mili od naszej stacji paliw. Jasper znalazł zdjęcie załogi, na którym jest i Amber. Śliczniewygląda.

– Zabiorę ją w rejs statkiem – mówię, a Jasper wybuchaśmiechem.

– Kup jej jeszcze komplet biżuterii ze szczerego złota, wysadzanejdiamentami.

Czy on się ze mnienaśmiewa?

– To zabiorę ją na kolację do restauracji. – Wzruszamramionami.

– Tak, najlepiej do tejnajdroższej.

– O co tobie znowu chodzi? – Irytuje mnie już jegozachowanie.

– Ty naprawdę nie widzisz, że Amber nie przypomina żadnej z twoich byłych? – Przewraca oczami. – To zwykła dziewczyna, ze zwykłej restauracji. Nie imponuje jej góra pieniędzy – pouczamnie.

– A skąd niby to wiesz? Nie znasz jej, a tylko się wymądrzasz – wyrzucammu.

Jasper wstaje z łóżka.

– Wiesz co? – mówi. – Rób jak chcesz. Zabierz ją najlepiej na swoją prywatnąwyspę.

Wkurza mnie to jego gadanie. Sam nie potrafi utrzymać związku, a będzie mniedoradzał.

AMBER

Przed piątą przyjeżdżają po nas Alex i Jasper. Wciąż mam mieszane uczucia. Nie wiem tak naprawdę, co mam myśleć o Aleksie. Na dyskotece dobrze się z nim bawiłam, ale nie wiem, czy chcę angażować się w bliższą znajomość z nim. Zresztą nie wiem, czy on tego chce. A wczorajszy pocałunek, choć krótki, był super. Alex ma takie miękkie, delikatne wargi… Czy mam to traktować jako wakacyjną przygodę? Sama już niewiem…

Po jakimś czasie jesteśmy na wielkiej, złotej plaży pośród palm, w magicznym miejscu, gdzie fale oceanu rozbijają się z impetem o brzeg. Fale zmywają wszystkie zamki z piasku, zrobione przez dzieci, bawiące się przy brzegu. Gorący piasek parzy w bose stopy, a nad plażą unosi się lekko falujące powietrze. Czysta, krystaliczna woda wręcz zachęca do kąpieli. Tu jest prawdziwy raj. Rozkładamy koce na złocistympiasku.

– No i masz tę swoją plażę. – Uśmiecham się doCaroline.

– Chyba będę tu nocować! – piszczypodekscytowana.

– W nocy też jest tu fajnie – mówi Alex, zdejmująckoszulkę.

Och… Nawet Caro zatrzymuje wzrok na jego wyrzeźbionym torsie. Boże, gdzie takich produkują? Jednak miałam rację, że pod tą koszulką kryje się grecki Apollo. Przełykam ślinę, starając się nie pokazywać, że owszem, coraz bardziej mi się podoba. Widzę też, że Alex mi się przygląda, kiedy ja zdejmuję bluzkę i szorty. Zdaję sobie sprawę, że nie mam figury modelki, ale też nie narzekam na swoje ciało. Niestety w ostatnim okresie, nie miałam czasu, by zadbać o sylwetkę. Całkowicie pochłonęła mnie praca. Za to moja przyjaciółka ma świetną figurę, no ale cóż się dziwić, jest instruktorką fitness. Wyciągam z torby krem z filtrem, bo jak się zaraz nie posmaruję, spali mniesłońce.

– Pomogę ci – proponujeAlex.

– Dzięki. – Uśmiecham się i podaję mukrem.

Odwracam się tyłem do niego i po chwili czuję przyjemny chłód na plecach. Alex rozsmarowuje krem, delikatnie masując moje ciało, aż przechodzi mniedreszcz.

– Mmm… – mruczęnieświadomie.

– Chyba będziemy częściej tu przyjeżdżać – mówiCaro.

– Jak wygramy milion dolarów. – Śmieję się, nasuwając okulary przeciwsłoneczne nanos.

– Oj, daj pomarzyć – prycha, rozbierając się do kostiumu kąpielowego. – No podnoście się z tego piachu! Co mam sama zażywać kąpieli w tej rajskiej wodzie? – Opiera dłonie nabiodrach.

– Ja za chwilę – mówię, spoglądając naprzyjaciółkę.

– Ja chętnie z tobą pójdę. – Jasper uśmiecha się do Caroline, a ta chwyta go za dłoń i ciągnie w stronęwody.

– I jak, podoba ci się tu? – pyta Alex, gdy zostajemysami.

– Bardzo. – Odwracam się w jego stronę. – Świetnemiejsce.

– Cieszę się. – Uśmiecha się domnie.

Patrzę przed siebie, wyłapując spojrzeniem Caroline i Jaspera. Jasper chwyta ją w pasie i wbiegają razem wprost w morskąpianę.

Wyglądają jak para zakochanych. Odwracam lekko wzrok w stronę Aleksa, bo cały czas czuję na sobie jegospojrzenie.

– Czemu tak mi się przyglądasz? – pytam, zdejmującokulary.

– Śliczna jesteś. – Uśmiecha się, a ja oblewam sięrumieńcem.

– Dziękuję – odpowiadamzawstydzona.

– Amber – chłopak bierze głęboki oddech – chciałbym się z tobą spotkać tak sam na sam – mówi.

– Masz na myśli randkę? – Lekko unoszębrwi.

– Tak. – Patrzy mi prosto w oczy. – Chciałbym cię zabrać do jakiejś fajnejrestauracji.

Och, trochę mnie tym zaskoczył. Może Caro ma rację z tym całymimponowaniem?

– Alex, nie wiem – mówię, potrząsając głową. – Jesteś takiskryty.

– Dlatego moglibyśmy się lepiej poznać – przekonuje.

– Nie musisz się obawiać, że pracujesz na stacji paliw. – Podnoszę na niego wzrok, a on marszczy lekko brwi. – Ja jestem zwykłą kelnerką. Nie jest ważne to, co robimy, tylko kimjesteśmy.

– Uważasz, że pieniądze nie sąważne?

– Są, ale nie najważniejsze – odpowiadam.

– Ale za pieniądze możesz mieć wszystko – mówi.

– Serio tak myślisz? – Krzywię się. – Nie kupisz za nie szczęścia, zdrowia, miłości.

– Czyli wolisz żyć w biedzie niż w luksusie? – Jest mocnozdziwiony.

– Źle mnie zrozumiałeś. – Potrząsam głową. – Wolę żyć skromnie, ale szczęśliwie, a nie pławić się w luksusie z pustką w sercu – wyjaśniam.

Alex przez chwilę nic nie mówi, ale widzę, że jest głębokozamyślony.

– Amber – chwyta moją dłoń, muskając ją delikatnie kciukiem – jedno spotkanie. – Patrzy mi prosto w oczy. – Jeśli będziesz się źle czuła w moim towarzystwie, dam cispokój.

– Ale… Ja się dobrze czuję w twoim towarzystwie – wyznajęnieśmiało.

– To dlaczego nie chcesz się ze mną spotkać? – Wygląda na zdziwionego. – Ja wiem, że ledwo się znamy, ale nie zrobię ci krzywdy. Naprawdę jestem normalnym facetem. – Uśmiechasię.

– Wiem. – Odwzajemniam uśmiech. – Dobrze – mówię i podnoszę na niego wzrok. – Chętnie się z tobąspotkam.

Alex unosi moją dłoń i delikatnie jąmuska.

– Dziękuję.

Nie wiem, skąd te wątpliwości. Przecież dobrze mi w jego towarzystwie. On też jest chyba mną zainteresowany. Chyba? Na pewno. Spotkam się z nim i zobaczymy, co z tegobędzie.

ROZDZIAŁ 5

ALEX

Cholera jasna! Jak ja mam to teraz odkręcić? Tylko pogrążam się w tym kłamstwie. Właściwie, to pierwszy raz ukrywam przed dziewczyną, że jestem bogaty, ale Amber akurat moje pieniądze nie zaimponują. Gdy już chcę jej powiedzieć prawdę, podbiegają do nas Caroline z Jasperem i wyciągają nas do wody. Spoglądamy na siebie z Amber i wstajemy z koca, uśmiechając się do siebie. Obejmuję ją jedną ręką w talii i prowadzę w stronę rozbijających się o brzeg morskich fal. Chryste, chciałbym rozwiązać te sznureczki przy jej bikini i podziwiać jej piękne ciało, a potem sprawić, by wiła się pode mną z rozkoszy. Ona jest taka śliczna, a gdy się uśmiecha, cała promienieje. Chwytam ją w ramiona, jest lekka jak piórko. Amber zarzuca mi jedną rękę na szyję, a drugą opiera o mój tors i wbiegam z nią do wody. Zanurzamy się na chwilę w ciepłej wodzie. Kropelki wody tak seksownie spływają po jej ciele. Nie jestem w stanie się powstrzymać. Przyciągam ją do siebie i zbliżam swoje usta do jej. Nasze oddechy znacznie przyspieszają i stają się nierówne. Patrzę jej prosto w oczy i widzę, że błyszczą niezwykłym blaskiem. Delikatnie przejeżdżam językiem po jej wargach, po czym wsuwam go w jej rozchylone usta. Amber owija swój język wokół mojego, przyprawiając mnie o dreszcze. Przyciągam ją mocniej do siebie, przez co na pewno czuje, jak robię się twardy. Nic na to nie poradzę. Ta dziewczyna tak na mnie działa. Pogłębiamy pocałunek, smakując nawzajem swojeusta.

Przerywa nam uderzająca w nas fala. Na chwilę tracimy równowagę, ale zaraz podnosimy się, śmiejąc się dosiebie.

– Że też cię wcześniej nie spotkałem – mówię, gładząc jejpoliczek.

– Masz kogoś? – Unosibrwi.

– Nie, nie! – Potrząsam głową. – A ty? – pytam dlapewności.

– Gdybym kogoś miała, nie całowałabym się z tobą i nie zgodziłabym się na randkę – mówi.

Może jednak nie jestem na straconej pozycji? Strasznie mnie na nią wzięło. Jak na żadną inną. Czy to jest dziewczyna, w której mógłbym się zakochać? Ale przecież miłość nie istnieje. Choć… Amber jest zupełnie inna, niż te wszystkie dziewczyny, z którymi się spotykałem. Nie leci na pieniądze. Tylko muszę coś sprostować. Myślę, że na spotkaniu będzie dobraokazja.

– Chodź, moja piękna. – Chwytam ją za dłoń i wychodzimy zwody.

AMBER

Z Alexem umówiłam się na randkę dwa dni później. Oczywiście mieliśmy ze sobą kontakt przez telefon, bo w naszym hotelu nie ma internetu. Teraz jesteśmy z Caro na zakupach. Słońce niemiłosiernie grzeje, dlatego chodzimy w miejsca, gdzie jest cień. Kubańczycy są przyzwyczajeni do takich temperatur, ale ja, mimo iż lubię słońce, to czuję się, jakbym się roztapiała. Gdy w torebce dzwoni mój telefon, w pierwszej chwili myślę, że to Alex. Wyciągam telefon i zerkam na wyświetlacz. Och… To William, mój przyjaciel zestudiów.

– Hej, Will! – Odbierampołączenie.

– Jak tam urlopowiczki? – pyta chłopak. – Czyżbyś o mniezapomniała?

– Pisałam ci esemesa, jak w pierwszy dzień jechałyśmy do hotelu – przypominammu.

– Esemesa? No dobra, tobie wybaczę. Jak siębawicie?

– Naprawdę super – mówięradośnie.

– A ja mam pewną wiadomość dla ciebie – mówitajemniczo.

– Jaką? – Niecierpliwięsię.

– Dostałaś się dokonkursu.

– Poważnie? – pytam zniedowierzaniem.

– Poważnie – potwierdza.

– Boże, jak się cieszę! – piszczę zradości.

– To teraz zrób najlepsze zdjęcia i go wygraj – zachęca.

– Dzięki za informację, Will.

– Bawcie się dobrze. Do zobaczenia, Amber.

– Narazie.

Rozłączam się i aż podskakuję zradości.

– Ej, co jest? – pyta zdezorientowanaCaroline.

– Caro, dostałam się do konkursu! – Chwytam przyjaciółkę zaramiona.

– O kurka! – Otwiera szeroko oczy. – Musisz go wygrać, na pewnowygrasz.

– Już samo dostanie się do niego, to sukces. Z naszej uczelni były tylko trzymiejsca.

– Wiedziałam, że jesteś najlepsza! – Obejmujemnie.

Ten konkurs, to spełnienie moich marzeń. To stanowy konkurs dla studentów, organizowany przez gubernatora i Stowarzyszenie Fotografów z Pasją. Nagrodą jest dwadzieścia tysięcy dolarów. Spośród wszystkich zakwalifikowanych uczestników zostanie wybranych dwunastu, których prace pojawią się na wystawie. To jest ogromna szansa dla mnie, a tu mam możliwość zrobienia naprawdę świetnychzdjęć.

– A co tam z Willem? – pyta po chwiliCaro.

– Co masz na myśli? – Ściągambrwi.

– No jak to co? Przecież on jest taki w tobie zakochany. Miałaś być panią Spencer. – Śmiejesię.

– Oj, przestań! – Szturcham ją w ramię. – Mówiłam ci, że to stare dzieje. Jesteśmyprzyjaciółmi.

– Podobno stara miłość nie rdzewieje – dodaje.

– Podobno, to w tym miesiącu przez Kubę przechodząhuragany.

– Bardzo śmieszne – prychaCaro.

Williama znam od dzieciństwa. Kiedy miał sześć lat, przeprowadził się z rodzicami do Sacramento, gdzie jego ojciec rozpoczął własny biznes. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Chodziliśmy razem do szkoły, nawet studia wybraliśmy te same. Dwa lata temu, gdy rozstałam się z chłopakiem, Will niespodziewanie wyznał mi miłość. Wiem, że go zraniłam mówiąc mu, że nie czuję tego samego, ale nie chciałam mu robić złudnych nadziei. Jakiś czas później byliśmy na imprezie, pocałowaliśmy się wtedy, a Will odebrał to jako zachętę z mojej strony. Dwa dni później zaprosił mnie na spacer, podczas którego mi się oświadczył. To, że byłam w szoku, to było mało powiedziane. William kupił mi piękny, złoty pierścionek z brylantem, ale nie przyjęłam jego oświadczyn. Było źle między nami. Mijaliśmy się, a Will wyjechał na dwa tygodnie w góry. Gdy wrócił, odbyliśmy szczerą rozmowę. Od tamtego czasu znów wróciliśmy na przyjacielską stopę, choć Caroline i tak twierdzi, że on się nadal we mniepodkochuje.

Z Alexem umówiłam się na ósmą. Pierwszy raz spotkamy się tak sam na sam. Jestem strasznie podekscytowana. Dawno nie byłam na żadnej randce. Po Kevinie nie spotykałam się z żadnym chłopakiem. Miałam dość facetów i nawet nie chciałam się z nimi spotykać. Z Alexem jest inaczej. Lubię jego towarzystwo, podoba mi się i nieziemsko całuje. Chciałabym kontynuować tę znajomość po powrocie do Stanów, ale nie wiem, jak to będzie. Czas pokaże. Na spotkanie zakładam krótką sukienkę w kwiaty, robię bardzo delikatny makijaż i lekko falujęwłosy.

– I jak? Może być? – Prezentuję sięCaroline.

– Od razu się zakocha. – Uśmiechasię.

– Nie nabijaj się. Wiesz, jak się stresuję? – Wygładzam sukienkę, przeglądając się wlustrze.

– Amber – przyjaciółka podchodzi do mnie i chwyta mnie za ramiona – głęboki oddech i będzie dobrze. Jesteś śliczna, mądra, a Alex szaleje na twoimpunkcie.

– Niewyolbrzymiaj.

Gdy zakładam sandałki, dostaję wiadomość od Aleksa, że czeka na mnie w holu na dole. Żegnam się z Caro i zbiegam na dół. Na mój widok Alex podnosi się z sofy. Ma na sobie białą koszulkę polo i granatowe, materiałowe spodnie. Podchodzi do mnie, uśmiechając się. Niespodziewanie unosi mój podbródek i delikatnie mnie całuje, aż przechodzi mniedreszcz.

– Tęskniłem za tobą – szepcze mi doucha.

– Alex…

– A to dla ciebie – mówi.

Dopiero teraz zauważam, że Alex trzyma w dłoni piękny, biały kwiat. Zakłada mi go za ucho, uśmiechając się. Kiedy jego dłoń dotyka płatka mojego ucha, znowu przechodzi mnie przyjemny prąd wzdłuż kręgosłupa. Dlaczego tak na niegoreaguję?

– Jest piękny – uśmiecham się. – Co to zakwiat?

– Lokalnie nazywany jestmariposa.

– Motyl? Faktycznie jego płatki przypominają skrzydła motyla – mówię.

– A tobie pasuje idealnie. To co, idziemy?

– Chętnie.

Alex chwyta mnie za dłoń i wychodzimy z hotelu. Czy ja za bardzo się do niego nie przyzwyczajam? Co będzie po powrocie do Stanów? Dość tych rozterek! Miałam się dobrze bawić, a nie martwić. Będzie, co będzie. Teraz jestem tu i jestem znim.

– To gdzie się wybieramy? – pytam, gdy idziemy przed siebie, trzymając się zaręce.

– Niedaleko stąd jest park – mówi. – Chcę ci coś w nimpokazać.

– Dużo zwiedziliście z Jasperem w ciągu tegotygodnia.

– Tak, tak – odpowiadazamyślony.

– Pierwszy raz jesteś na Kubie? – pytam.

– Nie, to znaczy tak. – Szybko siępoprawia.

– Alex, nie rozumiem… – Potrząsamgłową.

– Jestem tu trzeci raz – wyjaśnia.

– Trzeci? – Jestem zaskoczona. – Nieźle płacą na tej stacji. – Uśmiecham się. – Ja dwa lata zbierałam na tewakacje.

– Dwa lata? – Teraz to on jestzaskoczony.

– Sprawy się nam ostatnio trochę pokomplikowały – mówię. – Mój tata miał poważny wypadek samochodowy pół rokutemu.

– Przykro mi. – Ściska mojądłoń.

– Nigdy już nie będzie chodził – dodaję smutno. – Jest sparaliżowany od pasa w dół. Wiesz, dla nas wszystkich było to bardzo trudne, ale głównie dlaniego.

– Całkowicie go rozumiem – mówizamyślony.

– Co masz na myśli? – Odwracam do niegogłowę.

Na chwilę się zatrzymujemy. Alex chwyta moje dłonie i spogląda mi prosto woczy.

Jego brązowe tęczówki błyszczą nieznanym mi dotądblaskiem.

– Kilka lat temu – zaczyna – miałem wypadek namotorze.

– Omatko…

– Byłem w śpiączce – dodaje. – Gdy się obudziłem, nie mogłem poruszaćnogami.

– Alex… – To bardzo przejmujące, comówi.

– Cieszyłem się, że się obudziłem, ale bardzo chciałemchodzić.

– Dobrze, że miałeś tyleszczęścia.

Przysuwam się do niego i wtulam w jego muskularne ramiona, a on gładzi mnie powłosach.

– Nie mówmy już o takich smutnych rzeczach. – Podnoszę na niegowzrok.

Alex lekko się uśmiecha i całuje mnie w czubekgłowy.

– Chodźmy, skarbie – mówi.

Idziemy kawałek przez zatłoczoną ulicę. Powoli się ściemnia, a wygląda to tak, jakby miasto dopiero budziło się do życia. Przechodzimy przez park, w którym gromadzą się mieszkańcy, spędzający czas przy butelce rumu i rytmach reggaetonu. Niesamowity klimat. Alex prowadzi mnie do jakiegoś małego gaju. Dobra, ale dokąd my tak naprawdęidziemy?

– Alex, gdzie ty mnie prowadzisz? – pytam, rozglądając siędookoła.

– O! Tam pod tą palmą się gromadzą – mówi, trzymając mnie zarękę.

– Co sięgromadzi?

– Patrz! – Wskazujeręką.

– O kurczę! – Zasłaniam dłonią usta. – Że też nie wzięłamaparatu.

– Wrócimy tujeszcze.

To, co widzimy, zupełnie zapiera mi dech w piersiach. Na liściach siedzi mała grupka świecących owadów. Wyglądają niesamowicie. Jak w jakiejś magicznej krainie, jak w filmie o elfach czy wróżkach. Trzepoczą malutkimi skrzydełkami, wydając przy tym dźwięki cykania. Alex obejmuje mnie od tyłu i składa delikatny pocałunek na mojejszyi.

– Podoba ci się? – pyta.

– Zabrałeś mnie do raju – mówiępodekscytowana.

Jakkolwiek by to zabrzmiało, to co właśnie widzę, to prawdziwyraj.

– Cieszę się. – Obejmuje mnie mocniej, wtulając się wemnie.

Och… Tak mi dobrze z nim, a ta chwila jest naprawdę magiczna. Gdyby móc zatrzymaćczas…

– Amber… – Alex odwraca mnie do siebie i przeszywaspojrzeniem.

Moje serce zaczyna szybciej bić, a w brzuchu chyba skrzydełkami trzepoczą mi te świetliki. Tak naprawdę to nigdy nie czułam czegośtakiego.

– …chcę byś wiedziała – kontynuuje tym swoim zmysłowym głosem – że nie traktuję cię jako wakacyjnejprzygody.

O cholera! Teraz to mnie dopierozaskoczył.

– Chciałbym się z tobą spotykać, poznawać – dodaje. – Ja… – urywa. – Żadna dziewczyna nie zrobiła na mnie takiegowrażenia.

Spuszczam nieśmiało wzrok. Czuję, że oblewam się rumieńcem. Och, dobrze, że aż tak tego niewidać.

Alex przyciąga mnie do siebie i całuje tak namiętnie, że aż brak mi tchu. Zarzucam mu ręce na szyję, pogłębiając pocałunek. Smakuję jego wilgotne, ciepłe usta, co wywołuje drżenie w moim ciele. Trochę boję się tego, co się dzieje między nami. Boję się, że to za szybko, ale on każdym gestem, całym sobą, przekonuje mnie, żebyspróbować.

Po chwili delikatnie odsuwamy się odsiebie.

– Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem – mówi.

– Chyba nie – uśmiecham się. – Zróbmy coś nietypowego – proponuję.

– Co masz na myśli? – pyta trochęniepewnie.

– Ty chcesz lepiej poznać mnie, ja ciebie, więc wykorzystajmy ten czas tutaj na lepsze poznanie się – wyjaśniam. – Chciałabym utrzymywać z tobą kontakt po powrocie do Stanów. Możemy się przyjaźnić – dodaję pochwili.

– Nie wiem, czy po tych pocałunkach chcę się z tobą tylko przyjaźnić. – Chwyta mnie w pasie, dociskając dodrzewa.

– Alex… – szepczę.

Przyciągam go do siebie i wpijam się w jego słodkieusta.

ROZDZIAŁ 6

ALEX

Nie wiem, co się ze mną dzieje przy Amber. Zachowuję się jak nieja.

Pierwszy raz zależy mi na dziewczynie, a ona nie widzi we mnie milionów. Nie widzi, bo nie wie o nich. Jak jej mam to teraz powiedzieć? Nawet nie jestem w stanie określić, jak ona to odbierze. Każda inna by się ucieszyła, że będzie miała wygodne życie, ale Amber może nieźle się wkurzyć. Powinienem był od razu jej powiedzieć, że nie pracuję na stacji, tankując samochody, tylko jestem jej właścicielem. Im dłużej w to brnę, tym trudniej mi to odkręcić. Może najpierw przekonam ją, że za pieniądze można mieć wszystko? Dwa lata zbierała na wakacje. Ze mną co miesiąc mogłaby tu przylatywać. No nie wierzę, że by tego nie chciała. Przecież posiadanie pieniędzy, bycie bogatym to niczłego.

– A co ty taki zadowolony? – pyta mnie Jasper, wyrywając zrozmyślań.

– Co? – Marszczębrwi.

– Czekaj, czekaj! – Śmieje się. – Wiem, jak to się nazywa. Amber! – dodaje.

– No, jaki ty zabawny jesteś. – Krzywięsię.

– Przeleciałeś ją? – pyta.

– Nie twój interes! – syczę.

Jasper z głupawym uśmiechem siada naprzeciwko mnie, popijając CubaLibre.

– Nie dała ci?! – Mierzy mniewzrokiem.

– Walsię!

– Skoro laska ci się oparła, a ty nie jesteś wkurzony, oznacza to tylko jedno – szczerzysię.

– No słucham… – opieram się wygodnie – czym mnie doktor psychologii, Jasperzaskoczy?

– Ty się zakochałeś – stwierdza, a ja wybuchamśmiechem.

– Za dużo rumu. – Patrzę na jego prawie pustąszklankę.

– Czemu ty choć raz nie możesz się przyznać? – wyrzucami.

– Bo pieprzysz głupoty! Nie zakochałemsię.

– To wyjaśnijto.

Ale sięuwziął.

– Tobie, to akurat nie muszę! – warczę.

– Przecież widzę, że ci się podoba – ciągniedalej.

– Bo podoba – potwierdzam. – Lubię ją… Nawet bardzo – rozmyślam – ale to niemiłość.

– Dlaczego ty tak sięwypierasz?

– Bo próbujesz mi wmówić jakąś głupotę – rzucam. – Ty naprawdę sądzisz, że można się w kimś zakochać, znając go kilka dni? – Potrząsam głową. – Takie rzeczy dzieją się tylko w tych telenowelach i książkach dladziewczyn.

– Ale można się kimś zauroczyć, a to prowadzi do miłości – mówi.

– A ty dalej swoje – prycham. – Nie, nie zakochałem się, bo nie wierzę w żadnąmiłość.

– Dałbyś wam chociaż szansę – upierasię.

– A ty mnie święty spokój! – warczę i wychodzę nataras.

Co on tak truje? Nie zakochałem się w Amber, bo żadna miłość nie istnieje

Nawet między moimi rodzicami nie ma miłości. Matka nie kocha ojca i nigdy go nie kochała. Wiem o tym, bo to widać. A ojciec? Musiał się ożenić, by dostać firmę od dziadka. Taki był jego warunek. I, przepraszam bardzo, gdzie tu jest jakaś miłość? Mam wierzyć w coś, co nie istnieje? To, co wszyscy tak nazywają miłością, to po prostu efekt przyzwyczajenia do drugiej osoby, przez poznawanie jej i spędzanie z nią czasu. A to, co łączy kobietę i mężczyznę, to po prostu seks, spowodowany odczuwaniem pożądania i chęcią zaspokojenia potrzeb seksualnych. Jasper chce, to niech sobie wierzy w jakieś pierdoły. Ja mam swoje zdanie na tentemat.

Nie mam zamiaru więcej nad tym rozmyślać. Jutro spotykam się zAmber.

Chce porobić zdjęcia na konkurs, więc zabiorę ją w najciekawsze miejsca. O! I koniecznie na plażę do Varadero. Kurczę, musimy zmienić kolejnośćplanów.

– Jasper! – Idę do niego, obwieścić mu mój plan. – Jesteś mipotrzebny.

– A więcjednak.

– Zabrałbyś jutro Caroline na kolację? – proponujęmu.

– Zrobię to z wielką chęcią, ale chcę wiedzieć, jaki to ma podtekst – odpowiada z założonymirękami.

– Chcę zabrać Amber do Varadero – mówię.

– Z rana? – dziwisię.

– Nie. Wyjedziemy koło czwartej, ale najpierw pozwiedzamy Hawanę – wyjaśniam. – No i raczej wrócimypóźno.

– Dla mnie żaden problem. Chętnie zaopiekuję się piękną blondyneczką. – Szczerzy się od ucha doucha.

– Jakoś nie jest tobą bardzo zainteresowana – dogryzammu.

– Bardzo śmieszne – rzuca.

On naprawdę leci na Caroline. Znowu kolejna, wielka, chwilowamiłość?

AMBER

Dziś zapowiada się niesamowity dzień, a w dodatku prawie cały spędzę z Alexem. Caroline natomiast została zaproszona przez Jaspera na kolację. Początkowo się wymigiwała, ale w końcu dała się namówić. Korzystając z randki, chcę porobić kilka zdjęć do konkursu. Mamy jechać nawet na plażę do Varadero. Jeśli jest tam tak pięknie, jak na zdjęciach, które widziałam, to już nie mogę się doczekać. Alex przyjeżdża po mnie koło południa. Słońce mocno świeci, ale lekki powiew wiatru delikatnie ochładza nasze ciała. Kiedy schodzę na dół, Alex czeka na mnie w holu hotelu. Gdy czuję jego spojrzenie na sobie, przechodzi mnie przyjemny dreszcz. Biorę głęboki oddech i idę w stronę chłopaka, który wyciąga do mnie rękę. Z uśmiechem na ustach chwyta moją dłoń i delikatnie jącałuje.

– Witaj, moja piękna – mówi. – Gotowa nawycieczkę?

– Oczywiście. – Odwzajemniamuśmiech.

Alex wyprowadza mnie z hotelu, trzymając za rękę. Podchodzimy do zaparkowanego na podjeździe czerwonego kabrioletu. Chłopak otwiera drzwi i zaprasza, bymusiadła.

– Tym jedziemy? – Jestem mocnozaskoczona.

– Nie podoba ci się? – Chłopak prostujesię.

– Jest piękny, ale… – Nawet nie wiem, co mam powiedzieć. – Alex…

– No to wsiadaj – zachęca. – Mamy go na całydzień.

– Alex, ale przecież to musiało kosztować fortunę – mówię, oglądającauto.

– Nie myśl teraz o tym. – Chwyta mnie za dłoń. – Chcę spędzić z tobą miły dzień – dodaje i zakłada mi pasmo włosów zaucho.

– Alex…

Czuję się niezręcznie. Chłopak obejmuje mnie ręką w pasie i przyciąga do siebie. Spogląda mi prosto w oczy, lekko rozchylając usta. Nachyla się i składa czuły pocałunek na moich wargach, delikatnie je muskając. Zaczynam się przyzwyczajać do jego aksamitnych ust, a chyba nie powinnam. Póki co, odsuwam wszelkie takiemyśli.

Dziś mam zamiar dobrze spędzić dzień z Alexem i zrobić najlepsze zdjęcia na świecie. Zaczynamy od Plaza Vieja, turystycznej perełki na szlaku zwiedzania Starej Hawany. Na placu znajdujemy warzelnię piwa, kawiarnię ze świetnej jakości kawą ziarnistą i budynki, w których mieści się kino, planetarium oraz Camera Obscura. Na rogu placu stoi osiemnastowieczny klasztor – Convento de Santa Clara. Najwyższy na Plaza Vieja budynek, to Gómez Villa, z którego można podziwiać panoramę Hawany i piękny widok na Kapitol. Gdzie tylko mogę, tam robię zdjęcia. Spacerując po Calle Obispo, wstępujemy do Farmacia Taquechel, apteki-muzeum gdzie zachowano dawny, zabytkowy wystrój. Ku mojemu ogromnemu zadowoleniu, kierownik pozwala mi zrobić kilkafotek.

– Alex, ale tu pięknie! – Podekscytowana rzucam się chłopakowi na szyję, a on mnie mocnoprzytula.

– Muszę częściej robić ci takie niespodzianki, byś się do mnie przytulała – mówi i przesuwa kciukiem po mojej dolnejwardze.

– Lubię się do ciebie przytulać – szepczę.

Alex przyciąga mnie do siebie i namiętnie wpija w moje usta. Chryste, ale on całuje! Normalnie brak mi tchu. Cały świat wiruje wokół nas, a ja czuję smak jego miękkich ust. Zatapiam się w jego ramionach, całkowicie zatracając się w nim. Po chwili odrywamy się od siebie, a Alex gładzi dłonią mójpoliczek.

– Lecimy dalej? – Uśmiecha się, a japrzytakuję.

Po jakimś czasie docieramy do naszego kolejnego punktu, Del Morro. To najsłynniejsza forteca stolicy Kuby. Kiedyś fortyfikacje te miały chronić Hawanę przed piratami, dziś urządzono tutaj wystawę poświęconą latarniom morskim, a także muzeum, które przybliża historię piractwa. Naszym głównym dzisiejszym celem jestVaradero.

– Na Varadero też już byłeś? – pytam Aleksa, a gdy się odwraca, robię muzdjęcie.

– Byłem. – Uśmiecha się. – Lubiszpodróże?

– W sumie nie wiem. Pierwszy raz gdzieś wyjechałam – mówię.

– Zawód fotografa chyba jakoś wiąże się zpodróżami.

– Na razie jestem jeszcze studentką fotografii, ale chciałabympodróżować.

– Więc co będziesz robić postudiach?

Dobre pytanie – myślęsobie.

– Nie masz planów? – Spogląda krótko namnie.

– Miałam.

– Miałaś? Czyli?

– Po egzaminach miałam wziąć udział w takim programie organizowanym przez najlepsze stanowe uczelnie – mówię.

– Na czym polegał tenprogram?

– Mieliśmy w ciągu roku odbyć podróż po wszystkich kontynentach i zwiedzić najciekawszemiejsca.

– To chyba dosyć kosztowne – mówi.

– To program sponsorowany, zapewniający nam transport, noclegi, wyżywienie i opiekęmedyczną.

– A ile osób ma jechać? – dopytuje.

– Miejsce jest tylko dla pięciuosób.

– Mówiłaś, że miałaś wziąć udział, czyli nie bierzesz? – Odwraca wzrok w mojąstronę.

– Nie. – Kręcę głową. – Zrezygnowałam.

– Powieszdlaczego?

– Wiesz, jak jest – mówię. – Mam młodsze rodzeństwo, tatę na wózku. Pensja mamy na wszystko nie wystarczy. Na stałe pracuję w kawiarni, ale zawsze jeszcze gdzieś się zahaczę do jakiejś pracydorywczej.

– A gdzie czas na życietowarzyskie?

– Mam dopiero dwadzieścia jeden lat, jeszcze zdążę. – Uśmiecham sięlekko.

– Ty jesteś naprawdęniesamowita.

Dwie godziny później jesteśmy na miejscu. Samochód zostawiamy na parkingu i schodzimy na plażę. Może to dziwne, ale idziemy, trzymając się za ręce. Varadero. Magiczne miejsce z białym piaskiem i lazurową wodą. Od razu zabieram się za robienie zdjęć. To chyba najlepsze zdjęcia, jakie kiedykolwiek zrobiłam. Są po prostu świetne. Alex też ma kilka fotek i to takich zzaskoczenia.

– Mogłabym tu zamieszkać – mówię, podekscytowanawidokiem.

– Na Kubie? – upewnia sięAlex.

– Na tej plaży. – Uśmiecham się. – Najlepiej jeszcze, jakby była bezludna. Wybudowałabym sobie jakiś szałas i… I nie wiem, co bym robiła. – Wybuchamśmiechem.

– Bezludna, mówisz? – Alex obejmuje mnie w pasie. – A co byś powiedziała na sąsiada? – mruczy, nachylając się do mojegoucha.

– Zależy, kto by nim był. – Podnoszę na niegowzrok.

– Zgłaszam swoją kandydaturę. – Uśmiecha się słodko, ukazując rząd śnieżnobiałychzębów.

– Przyjmuję twoją kandydaturę. – Zarzucam mu ręce na szyję i czule gocałuję.

Gdy się od siebie odrywamy, robię i nam kilkaselfie.

Resztę dnia spędzamy na plaży. Wtuleni w swoje ramiona, oglądamy zapierający dech w piersiach zachód słońca. Dawno nie spędziłam tak miłodnia.

– Chodź, mała. – Alex podnosi się z piasku i podaje mi rękę. – Czas cośzjeść.

– Okej, ale jazapraszam.

– Nie ma mowy. – Alex kręcigłową.

– Alex, przestań. Zabrałeś mnie na super wycieczkę, chcę ci sięodwdzięczyć.

Alex uśmiecha się łobuzersko, drapiąc się pokarku.

– To mnie pocałuj – mówi.

Przyciągam go do siebie i namiętnie wpijam w jego słodkieusta.

– Z wielką chęcią – szepczę międzypocałunkami.