Niektóre szlacheckie mało znane rody. Historie rodzinne - Romuald Bejnar-Bejnarowicz - ebook

Niektóre szlacheckie mało znane rody. Historie rodzinne ebook

Romuald Bejnar-Bejnarowicz

5,0

Opis

Książka jest w zasadzie historyczna, przedstawia obraz kresów i jej rodów zwłaszcza tych mniej znanych, wyjątek stanowi ród Giedymowicza. Są tu rody Kierdej-Kierdejko, Ławrynowiczów, Boczkowskich i innych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 554

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ROMUALD ‌BEJNAR-BEJNAROWICZ

NIEKTÓRE SZLACHECKIE MAŁO ZNANE RODY

HISTORIE ‌RODZINNE

© ROMUALD ‌BEJNAR-BEJNAROWICZ, 2017

Książka jest w zasadzie historyczna, ‌przedstawia obraz ‌kresów i jej rodów zwłaszcza ‌tych ‌mniej znanych, wyjątek stanowi ‌ród Giedymowicza. Są tu ‌rody ‌Kierdej-Kierdejko, ‌Ławrynowiczów, Boczkowskich ‌i innych.

ISBN 978-83-8126-286-6

Książka ‌powstała w inteligentnym ‌systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

Po wydaniu książki „„Ród ‌BEJNAR ‌-BEJNAROWICZ „” Postanowiłem ‌napisać drugą ‌książkę p.t. „„Rody kresowe ‌drobnoszlacheckie mało ‌znane „” ‌część II tom ‌I. Materiały ‌zbierałem dość ‌długo, ‌kilka lat. Nie będzie ‌to książka ‌tylko o rodach ‌wołyńskich ale przede ‌wszystkim. Między ‌innymi jeszcze o rodzie ‌Bejnar, Kierdej-Kierdejko -Kierdejowicz, ‌Ród Ławrynowiczów -Ławryn, ‌Beyzymów, Giedroiciów ‌i kilku ‌innych. ‌Ponadto, ‌wobec ogromu spustoszenia, ‌jakich dokonała ostatnia ‌wojna w naszych ‌archiwach -należało dotrzeć ‌do innych ‌zagranicznych archiwów np. litewskie, ‌ukraińskie, białoruskie, łotewskie. Po roku ‌1945 potomkowie ‌dawnych rodów ‌drobnoszlacheckich ‌byli wypędzeni ‌z ojczystych siedzib, ‌prześladowani, więzieni, mordowani, ‌wysyłani ‌do łagrów.Po wydaniu ‌„„Rodu Bejnarów „” ‌nadchodzić zaczęły gratulacje, ‌zaczęły też przychodzić kroniki rodzin, ‌dużo rodzin prosiło mnie ‌o jakieś informacje rodzinne. ‌Ale też zauważyłem ‌pewną zazdrośc w śród ‌rodziny, sąsiadów, znajomych cytat ‌„” on napisał książki naprawdę … „” kto komu broni pisać ile to pracy, nie spanych nocy itd. Zazdrość to coś strasznego, co tu zazdrośćić może chodzi o pieniądze pewnie też zarobił … Na czym? Teraz nikt nie kupuje książek Chyba że sam autor. STRASZNE RZECZY. Kilka osób poprosiło mnie abym wspomniał o ich rodach w swojej książce. Więc to zrobiłem. I jeszcze jedna sprawa nawiązałem kontakt mailowy ze światowej sławy genealogiem Stanisławem Duminem obiecał mi że przejrzy dokumenty odnośnie rodowodu Bejnarów i Ciukszów a wiem że ma możliwośći ale o tym w następnym III tomie wydawniczym. Narodziny Kresów.

Po wydaniu książki „„Ród BEJNAR -BEJNAROWICZ „” Postanowiłem napisać drugą książkę p.t. „„Rody kresowe drobnoszlacheckie mało znane „” część II tom I. Materiały zbierałem dość długo, kilka lat. Nie będzie to książka tylko o rodach wołyńskich ale przede wszystkim. Między innymi jeszcze o rodzie Bejnar, Kierdej-Kierdejko -Kierdejowicz, Ród Ławrynowiczów -Ławryn, Beyzymów, Giedroiciów i kilku innych. Ponadto, wobec ogromu spustoszenia, jakich dokonała ostatnia wojna w naszych archiwach -należało dotrzeć do innych zagranicznych archiwów np. litewskie, ukraińskie, białoruskie, łotewskie. Po roku 1945 potomkowie dawnych rodów drobnoszlacheckich byli wypędzeni z ojczystych siedzib, prześladowani, więzieni, mordowani, wysyłani do łagrów.Po wydaniu „„Rodu Bejnarów „” nadchodzić zaczęły gratulacje, zaczęły też przychodzić kroniki rodzin, dużo rodzin prosiło mnie o jakieś informacje rodzinne. Ale też zauważyłem pewną zazdrośc w śród rodziny, sąsiadów, znajomych cytat „” on napisał książki naprawdę … „” kto komu broni pisać ile to pracy, nie spanych nocy itd. Zazdrość to coś strasznego, co tu zazdrośćić może chodzi o pieniądze pewnie też zarobił … Na czym? Teraz nikt nie kupuje książek Chyba że sam autor. STRASZNE RZECZY. Kilka osób poprosiło mnie abym wspomniał o ich rodach w swojej książce. Więc to zrobiłem. I jeszcze jedna sprawa nawiązałem kontakt mailowy ze światowej sławy genealogiem Stanisławem Duminem obiecał mi że przejrzy dokumenty odnośnie rodowodu Bejnarów i Ciukszów a wiem że ma możliwośći ale o tym w następnym III tomie wydawniczym. Narodziny Kresów.

mapa pow. Brasławskiego

mapa Inflant Polskich

Kresy to pojęcie stosunkowo nowe. Najpierw dotyczyło Kresów „prawdziwych” — ukrainnych — Dzikich Pól, gdzie rzeczywiście łańcuch stanic w rodzaju Chreptiowa wyznaczał niegdyś państwowe władztwo Rzeczypospolitej na rozległych pustkach osadniczych, zaczynających się na południe i wschód od linii: Kamieniec Podolski — Bracław — Humań — Czehryń — Putywl. Jak pisano, podając nieco legendarną etymologię samego słowa: „Kresami zwano stanowiska wojskowe […] rozstawione na pobereżach Podola i Ukrainy, jako straże graniczne od napadu Tatarów i Hajdamaków […]. Ponieważ służbę taką odbywano kolejno, na zmianę, czyli jak komu wypadła kreska, kresa, więc i stąd nazwa poszła […]. Ponieważ linja [sic!]) czatowni pogranicznych, ciągnąca się przez stepy od Dniestru, była łańcuchem takich stójek wojskowych, więc w mowie potocznej przyplątano czasem do nazwy kresów znaczenie granicy Rzplitej od Zaporoża, Tatarów i Wołoszczyzny.

W istocie jednak w owym czasie pojęcia Kresów, w dzisiejszym rozumieniu, tego słowa nie było. Jego substytut stanowiła Ukraina (rozumiana wówczas jako określenie geograficzne, a nie etniczne, czyli województwa kijowskie, bracławskie i czernihowskie; naturalnie występowała istotna różnica między metropolitalnym Kijowem — historyczną stolicą Rusi — a rzeczywiście kresowym Kudakiem czy Zaporożem. Kresami było także Podole z jego legendarną warownią w Kamieńcu Podolskim — „barbakanem bramy do Rzeczypospolitej”. Można by więc zaryzykować twierdzenie, że kresowość dotyczyła tych ziem, które raczej częściej niż rzadziej doświadczały najazdów tatarskich (a nie moskiewskich), i których chłopi, z racji wymuszonego tą okolicznością obeznania z bronią i wojaczką, należeli do kategorii „nieposłusznych”, Kresy pierwotnie były zatem raczej południowo-wschodnie niż wschodnie i stanowiły pas ziemi między Dniestrem a Dnieprem– pogranicze z dominiami osmańskimi, a nie z Moskwą. W odróżnieniu od Rusi Litewskiej (dzisiejszej Białorusi), Ruś Koronna (Ukraina) do 1654 roku nie miała stałego doświadczenia najazdów moskiewskich, nie została nimi „zaszczepiona”, nie nabyła odporności na „uwiedzenie wspólną grecką wiarą”, na które Rusini litewscy byli wówczas odporni. Konflikt o Kresy ukrainne był bowiem pierwotnie konfliktem ze światem islamu — z imperium osmańskim i z Tatarami. Dopiero w 1654 roku odwieczna walka Litwy z Moskwą rozszerzyła się na południowe krańce Rzeczypospolitej, co zdominowało ich historię i sprawiło, że w kolejnych stuleciach nazwa Kresów została rozciągnięta także na pogranicze litewsko-moskiewskie.

Samo pojęcie Kresów pojawiło się w kulturze polskiej stosunkowo późno. Wprowadził je dopiero w 1854 roku Wincenty Pol, który użył tego terminu w jego staropolskim — ukrainnym — znaczeniu w rapsodii rycerskiej Mohort. Wcześniej — w okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów — nie miało ono racji bytu, zaprzeczałoby bowiem istocie unii dwóch narodów obywatelskich — „Litwinów” i „Koroniarzy”, z których żaden nie był kresową ludnością państwa należącego do drugiego z nich.

WOJ. WILEŃSKIE

Wilno — stolica Wielkiego Księstwa Litewskiego, jednego z państw składowych Rzeczypospolitej — czy Kijów — stolica prawosławia ruskiego (nie mylić z rosyjskim, tzn. moskiewskim) — nie były kresami. Stołeczność i kresowość wykluczają się wzajemnie — wszak Edynburg nie jest miastem kresowym Anglii, lecz stolicą Królestwa Szkocji. Grodno — miasto sejmów Rzeczypospolitej, położone w samym jej centrum — także nie było kresami. Do pogranicza zaliczały się Połock, Witebsk i Smoleńsk, ale były to jednocześnie stare centra krystalizowania się państwowości tej części Rusi, która uniknęła mongolskiego jarzma, weszła natomiast w alians z Litwą i stworzyła Wielkie Księstwo Litewskie — państwo w swej kulturze, dominującym języku i religii wschodniosłowiańskie, a nie bałtyckie — wynik unii Wilna z Połockiem, Gniezno w ramach Rzeczypospolitej, w porównaniu do centralnie położonego Grodna, mogłoby uchodzić za kresy zachodnie, ale czyż stara stolica może być kresami? Podobnie było z Połockiem, póki elity litewsko-ruskie nie uległy polonizacji, ta zaś postępowała gwałtownie dopiero od czasu ich zdziesiątkowania w wyniku najazdu moskiewskiego w latach 1654–1667.Połock mógł być kresami dla Polaków-Koroniarzy, ale nie dla Litwinów-Rusinów, dla których był odpowiednikiem Gniezna.

W ten oto sposób pojęcie kresowości splotło się w naszych rozważaniach ze świadomością narodową i państwową. Ta zaś nie jest przez obecne pokolenie Polaków rozumiana w odniesieniu do dawnych realiów Rzeczypospolitej. Jej naród polityczny — szlachta-obywatele — był wszak wieloetniczny. W polskości, podobnie jak w brytyjskości, mieściły się świadomości narodowe mniejszych wspólnot. Bycie Litwinem (Szkotem), bez względu na to, czy mówiącym po polsku (angielsku), czy po białorusku, czy wreszcie po litewsku (w gaelic), nie przeszkadzało w byciu Polakiem (Brytyjczykiem). Dlatego jedno z najsłynniejszych zdań w języku polskim brzmi: „Litwo, ojczyzno moja” i rozpoczyna opis tęsknoty za białoruską w swej etniczności Nowogródczyzną. Bycie Koroniarzem nie rozstrzygało jeszcze o tym, czy było się Lachem, jak Zamoyski, czy Rusinem, jak Wiśniowiecki, z dodatkową kategorią gente Rutheni, natione Poloni (rodu ruskiego, narodu polskiego).Póki istniał tak pojmowany naród polityczny, póty pojęcie kresowości nie mogło dotyczyć Kresów w dzisiejszym rozumieniu tego słowa. Kresowość, jaką znamy, zaczęła się kształtować dopiero po 1863 roku, a wyłoniła się wyraźnie po roku 1918. Wcześniej, choć od 1795 roku linia Bugu oddzielała kordonem tereny zagarnięte przez Rosję od tych, które znalazły się pod panowaniem Prus i Austrii, a od 1815 roku stanowiła granicę Królestwa Kongresowego, to, co leżało na wschód od owej linii, nazywano Ziemiami Zabranymi, a nie Kresami.

Lwów po 1867 roku — gdy pobita przez Prusy Austria przekształciła się w Austro-Węgry, które w kolejnych latach nadały szeroki zakres autonomii zagarniętej przez siebie części Rzeczypospolitej — stał się stolicą owej autonomicznej prowincji Galicji i Lodomerii: siedzibą jej władz administracyjnych i sejmu krajowego, trzech metropolii kościelnych (rzymskokatolickiej, greckokatolickiej i ormiańskokatolickiej), opery, uniwersytetu i politechniki oraz ważnym centrum handlowym ze słynnymi targami lwowskimi. W warunkach rusyfikatorskiej polityki Hurki i Apuchtina w zaborze rosyjskim oraz germanizacyjnych wysiłków Hakaty w pruskim gród nad Pełtwią stał się najpotężniejszym ośrodkiem swobodnego rozwoju kultury polskiej, z którym Kraków wprawdzie konkurował, ale czy wygrywał, co do tego można by mieć wątpliwości. W tych okolicznościach trudno, aby ktoś myślał o Lwowie jako o mieście kresowym, chyba że był Austriakiem i mieszkał w Wiedniu.

Wyodrębnienie w 1912 roku z Kraju Przywiślańskiego Chełmszczyzny i włączenie jej do generał-gubernatorstwa kijowskiego, wraz z pamięcią o krwawych prześladowaniach unitów na tym obszarze, poszerzyło na krótko pojęcie Kresów o tę krainę[20]. Potwierdzenie decyzji Petersburga przez Berlin i Wiedeń w podpisanym z Ukraińską Republiką Ludową 9 lutego 1918 roku traktacie brzeskim, na mocy którego mocarstwa centralne przekazywały tę ziemię Ukrainie, wydawało się potwierdzać tę tendencję. Klęska państw centralnych jesienią owego roku i zwycięstwa oręża polskiego w kolejnych latach przekreśliły ją jednak ostatecznie.

Kresy swej współcześnie rozumianej kresowości zaczęły więc nabierać dopiero po roku 1918. Wilno przestało być stolicą historycznej Litwy, ta bowiem rozpadła się na Litwę Kowieńską, Litwę Środkową i Białoruś. Na lat 20 rywalizację o przynależność owego miasta wygrała Polska i weszło ono w skład Rzeczypospolitej, ale po raz pierwszy nie jako jedna z jej stolic, tylko jako miasto wprawdzie ważne kulturowo i politycznie, lecz mimo to prowincjonalne.

Lwów w latach 1918–1920 — w okresie walk z Zachodnioukraińską Republiką Ludową, która wybrała go sobie na stolicę, i w czasie wojny z bolszewikami — został ukazany polskiej opinii publicznej jako twierdza kresowa — „nowy Kamieniec Podolski” czy „nowy Zbaraż”, oblegany przez „wrażą czerń”. Centrum kulturowe polskości, które przechowało jej żywy puls w najczarniejszej nocy zaborów po powstaniu styczniowym, okazało się w krwawych miesiącach od listopada 1918 roku do marca roku 1919 wyspą w ukraińskim morzu, połączoną „groblą” kolei Przemyśl–Lwów z resztą Polski i bronioną heroicznie przez swych młodocianych żołnierzy oraz lwowskie batiary. Warszawiak żyjący pod moskiewskim butem przed 1914 rokiem mógł z zazdrością patrzeć na zanurzony w publicznie demonstrowanej polskości Lwów, z całą jego galicyjską autonomiczną stołecznością. W tej perspektywie to raczej Warszawa była kresowym miastem imperium rosyjskiego, a nie Lwów takimż grodem Polski. Po 1920 roku perspektywa ta uległa odwróceniu. Kresowość musi bowiem być definiowana w odniesieniu do centrum — do stołeczności — jako jego przeciwieństwo. Nie istnieje bowiem kresowość stołeczna, choć istnieje stołeczność kresowa, przynależna po 1921 roku Wilnu na północy, Pińskowi w centrum i Lwowowi na południu, a w stosownym wymiarze także innym wojewódzkim miastom świeżo wyłonionym na mapie mentalnej Polski Kresów Wschodnich w ich trwającym do dziś rozumieniu.

Kresy Wschodnie to kresy II Rzeczypospolitej, narodziły się zatem mentalnie wraz z nią, choć proces ich powstawania trwał od 1864 roku — odkąd naród polityczny I Rzeczypospolitej zaczął się na dobre rozpadać na odrębne narody, tworzone na podstawie podziałów etnicznych. Wówczas to ci z jej dawnych mieszkańców, którzy uznali się za Polaków, na Kresach właśnie zaczęli czuć się otoczeni przez obcy etnicznie żywioł. Ewolucja ta przeszła w stan rewolucji — zmiany gwałtownej w latach 1917–1921, gdy wojna i bolszewizm doprowadziły dwory szlacheckie — centra kultury polskiej na tych ziemiach — do zagłady (za granicą ryską) lub zagładę im przed oczami postawiły. „Na ziemi naszej niby, a już nie naszej, w kraju rodzonym, nad wszystko drogim, a już obcym” — pisał Melchior Wańkowicz we wstępie do pamiętnika Zofii Wańkowiczówny o rozlewaniu się bolszewickiej rebelii na Mohylewszczyźnie, na wschodzie Białorusi, gdzie w niemal sąsiedzkim powiecie przodkowie Wańkowiczów żyli od wieków i gdzie byli autochtonami.

Pokój ryski określił wschodnie granice II RP, ale Kresy penetrowane przez bolszewicką dywersję płonęły nadal, co podkreślało ich kresowość, aż dopiero utworzenie KOP w 1924 roku zaprowadziło tam polski ład państwowy. Kresy podzieliły się wówczas na bezprzymiotnikowe — nazwijmy je „bliższymi” — tzn. te, które znalazły się w granicach odrodzonej Rzeczypospolitej, i Kresy „dalsze” — utracone na rzecz Rosji/ZSRR. Nazwa ta zaczęła także być stosowana w narracji historycznej w odniesieniu do ziem wschodniego pogranicza I Rzeczypospolitej. Ta ostatnia także miała swoje Kresy „bliższe” — na Wschód od Dźwiny — i „dalsze” — ziemie utracone w latach 1654–1667 na rzecz Moskwy, tj. Smoleńszczyznę, Siewierszczyznę, Czernihowszczyznę, Zadnieprze i Zaporoże, a okresowo (1672–1699) także okupowane przez Turków Podole. Nazywano je jednak wówczas, tzn. w wieku XVII, łacińskim terminem avulsa — ziemie oderwane, których odzyskanie dla Rzeczypospolitej winno być nakazem jej polityki[, zrealizowanym w odniesieniu do Imperium Osmańskiego i pozostającym gasnącym marzeniem w stosunku do potężniejącej Rosji.

Lata międzywojenne utrwaliły ten obraz mentalny. Polska wyraźnie dzieliła się na Polskę A i Polskę B, a przynależność do tej drugiej była tożsama z kresowością. Narodowy, etnicznie polski charakter państwowy odrodzonej Rzeczypospolitej różnił ją zasadniczo od jej ponadetnicznej obywatelsko-republikańskiej poprzedniczki Obojga Narodów. W tym kontekście tereny, które „wymagały umocnienia żywiołu polskiego”, były oczywiście Kresami. Problemy z legalnym i nielegalnym (UWO, OUN ukraińskim ruchem narodowym, terroryzm OUN w Galicji Wschodniej i jego pacyfikowanie, tworzenie ruchu szlachty zagrodowej i akcja „rekatolizacji” cerkwi, kłopoty z komunizującą białoruską Hromadą oraz ciągłe pretensje litewskie do Wilna — to wszystko czyniło z ziem wschodnich przedmiot rywalizacji — walki koniecznej do ich utrzymania i umocnienia się na nich. Odróżniało to je od ziem ówczesnej Polski centralnej. Jednocześnie Kresy przechodziły okres, wspomnianej wyżej, naturalnej prowincjonalizacji względem Warszawy. Innymi słowy: stawały się Kresami w każdym możliwym wymiarze — były zapóźnionym cywilizacyjnie, zagrożonym pograniczem o odmiennej od prowincji centralnych strukturze etnicznej i religijnej, generalnie z przewagą żywiołu niepolskiego.

WOŁYŃ TO TEŻ KRESY

Ewolucji pojęcia „Kresy” dopełnia ich martyrologia czasu II wojny światowej, a w jej wyniku — ostateczna ich utrata. Kresy zostały głęboko (Wileńszczyzna, Nowogródczyzna i Grodzieńszczyzna) lub niemal całkowicie (Galicja i Wołyń) zdepolonizowane. Dominacja kulturowa, ekonomiczna i polityczna Polaków na tych obszarach przestała istnieć. Tradycja kresowa zaś została w czasach sowieckiej dominacji nad Polską zepchnięta do pamięci prywatno-rodzinnej i — z nielicznymi wyjątkami — wyrzucona z przestrzeni publicznej. Ziemie, które Polska utraciła na wschodzie w wyniku decyzji jałtańsko-poczdamskich, w sposób ostateczny zostały określone terminem „Kresy”, którego ewolucja w ten sposób została ukończona.

Legenda Kresów

Kresy są polską krainą romantyczno-heroicznych niesamowitości, niczym Szkocja w powieściach Waltera Scotta. To tam — nad Dzikimi Polami, w stepowych burzanach — wzrastały samotne kurhany dawnych bohaterów, pod którymi dziad lirnik wieszczył przyszłe dzieje Rzeczypospolitej lub opowiadał o jej dawnej chwale. Tam też upiory i strzygi ukrainne, białoruskie dziady oraz nowogrodzkie świtezianki straszyły zbłąkanych wędrowców lub wystawiały na próbę męstwo nieustraszonych rycerzy z poematów naszych wieszczów i całej czeredy mniej popularnych poetów. Polska literatura, w tym zwłaszcza poezja romantyczna, dorobiła się wręcz całej szkoły kresowej, ze szczególnym wyodrębnieniem szkoły ukraińskiej, opiewającej urodę tej kresowej krainy.

Na legendzie kresowych bojów wychowały się pokolenia Polaków. Pierwszymi kresowymi rycerzami w powszechnej wyobraźni byli zagończycy, „wygniatający” czambuły pustoszące kraj i uprowadzające w jasyr rzesze jego mieszkańców. „Cny Chmielecki, mężu sławny, jakiego czas nie miał dawny, nie jeden wiek, nie dwa minie, a twa sława nie zaginie”[39] — śpiewano w XVII wieku o słynnym regimentarzu wojsk ukraińskich, wojewodzie kijowskim, chorążym bracławskim, staroście owruckim i taborowskim — Stefanie Chmieleckim[40]. Tam sławę wojenną i popularność polityczną zdobywali wraz z koroną — dla syna — Jeremi Wiśniowiecki, a dla siebie — Jan III Sobieski, prawnuk hetmana Stanisława Żółkiewskiego i jego mściciel. Tam rosła legenda konfederacji zawiązanej wszak w Barze na Podolu, a będącej pierwszym powstaniem narodowym Polaków przeciw Rosji w obronie niepodległości Rzeczypospolitej. W kolejnych powstaniach legendami obrastały wyczyny kresowych partyzantów, od Karola (ojca) i Edmunda (syna) Różyckich, podnoszących sztandar walki na Wołyniu odpowiednio w roku 1831 i 1863,po Emilię Platerównę, Walerego Wróblewskiego i Zygmunta Sierakowskiego, walczących na Litwie i Białorusi pierwsza w 1831 roku pozostali zaś w roku 1863. Przedłużeniem tego nurtu kresowej legendy były walki Legionów Polskich pod Kostiuchnówką, nad Stochodem, pod Rafajłową i Rarańczą, a i Rokitna, mimo położenia na Bukowinie, także mieściła się w tej legendzie.

Sienkiewiczowska Trylogia na dawne mity nałożyła uwodzicielską wizję literacką, która Ziemie Zabrane bezapelacyjnie umieściła w świecie patriotycznych legend o „rycerstwie znad kresowych stanic”. Tą legendą żyło już pokolenie niepodległości, a wywodzący się z niego ochotnicy polskiego czynu zbrojnego lat 1914–1921 z upodobaniem wybierali na swe pseudonimy miana „Kmicica”, „Babinicza” czy „Skrzetuskiego” (obyczaj ten kontynuowany był potem w AK); gdy zaś los wojenny rzucił ich na zmitologizowane tereny kresowe, czuli, jak idą śladami swych patronów i bohaterów[49]. Orlęta Lwowskie w powszechnym odczuciu polskiej opinii publicznej nie walczyły wszak z Halicką Armią[50], lecz z „czernią” oblegającą ich niczym wiśniowiecczyków w Zbarażu.

W okresie międzywojennym legenda Kresów zaczęła nabierać charakteru sentymentalno-krajoznawczego, symbolizowanego przez „Polesia czar” oraz „szum Prutu i Czeremoszu” „przygrywający Hucułom”. Była to również kraina malowniczych ruin dawnych fortec, dostarczająca niezliczonych uroków entuzjastom rodzącej się turystyki, a jej kultura dworkowo-pałacowa pozostawała żywym nurtem kultury polskiej w ogóle, popularyzując kresową specyfikę i legendę. Śpiewny akcent gwar kresowych nie był przy tym mową niezwykłą — sentymentalno-filmową, jak dziś. Mówiło nim pół Polski, włącznie z Naczelnikiem Państwa Józefem Piłsudskim.

Kresy — ziemia obiecana

Blaise de Vigenère, francuski kryptograf i podróżnik z XVI wieku, pisał: „Ukraina jest to ziemia obiecana, którą Pan Bóg obiecał narodowi żydowskiemu. Kto raz tylko pobujał na Ukrainie, ten już nie może rozłączyć się z nią, bo ona przyciąga każdego, jak magnes żelazo. Ukraińskie niebo śmieje się i wabi człowieka do siebie. Wszędzie rosną drzewa owocowe i winorośl. W starych dębach i bukach roje pszczół i trzmieli. Zwierzyny w lasach i polach tak dużo, że żubry, dzikie konie i jelenie zabijają tylko dla skóry. Dzikie kozy zabijają tysiącami, na rzekach pełno gniazd bobrowych. Ptactwa jest tyle, że wiosną chłopcy napełniają całe czółna jajami dzikich kaczek, gęsi, żurawi i łabędzi. Psy karmią mięsem i rybą. Na Podolu wystarczy zaorać jeden raz i siać ziarno, urodzi się dwa razy. W jednym roku mogą być dwa albo trzy zbiory”. Tak wyglądały Kresy Rzeczypospolitej w końcu XVI wieku w oczach przybysza z Francji, która jeszcze nie sięgała po miano centrum cywilizacji europejskiej i gdzie z braku lepszej strawy lud jadł żaby i ślimaki. W stanie oszołomienia bogactwem kraju nietrudno było o przerysowanie. Mit bogactwa jako daru natury na Kresach, czyniącego z nich ziemię obiecaną — „krainę miodopłynną” — trwał jednak przez wieki, także w Polsce.

„Po majątki na Podole pułk 12 rusza w pole” — głosi żurawiejka 12 Pułku Ułanów Podolskich z Białokrynicy pod Krzemieńcem na Wołyniu. Jest w tym echo zarówno legendy kresowych dworków — jako centrów majątków i symboli pożądanej przez wielu przynależności do ziemiaństwa, tradycyjnej elity politycznej i kulturalnej kraju — jak i świadomości, że prawdziwe majątki warte tej nazwy znajdują się na ukraińskich czarnoziemach, a nie na bagnistym Polesiu czy piaszczystej Wileńszczyźnie.

Przeludniona wieś polska, pełna niewykwalifikowanej siły roboczej — ludzi nieznających innej pracy poza uprawą roli, a więc spragnionych ziemi — stanowiła wdzięczny zasób gotowy do kolonizacji wymarzonych kresowych czarnoziemów. Kresy, które w walce z bolszewikami zostały okupione krwią żołnierzy polskich (w swej zasadniczej masie chłopów), miały stanowić nagrodę dla tych, którzy w ogniu bitew wyrąbywali granice odradzającej się ojczyzny. Ich demobilizacja po 1921 roku wprowadziła na rynek pracy potężną armię zasłużonych dla kraju bezrobotnych kombatantów. Nie takie potęgi gospodarcze, jak zrujnowana siedmioleciem wojen Rzeczpospolita, ugięły się pod podobnym ciężarem — dość wspomnieć choćby mechanizm prowadzący do faszyzacji Włoch[55]. W Polsce pomysłem na złagodzenie ostrości problemu (bo przecież nie na jego rozwiązanie) była kolonizacja wojskowa Kresów. Obok opisanych celów społeczno-gospodarczych miała ona zapewnić wzmocnienie żywiołu polskiego na tym obszarze, a zatem umocnić jego związek z państwem polskim, co samo w sobie okazało się konieczne, skoro związek ten nie był w pojęciu ówczesnych dostatecznie silny, a niedostatek ów zarazem stanowił o kresowości tych ziem. Podstawą prawną osadnictwa wojskowego na Kresach II Rzeczypospolitej były dwie ustawy sejmowe, przyjęte jednogłośnie 17 grudnia 1920 roku, a zatem już po zawartym rozejmie, ale jeszcze przed podpisaniem traktatu pokojowego z Sowietami. Ziemia nadawana polskim osadnikom wojskowym miała pochodzić z dóbr należących przed 1914 rokiem do skarbu państwa rosyjskiego i rodziny carskiej, części dóbr kościelnych oraz klasztornych, opuszczonych dóbr prywatnych, a także z parcelacji niektórych polskich folwarków. Kolonizacja prowadzona była jedynie w latach 1920–1923 i na krótko wznowiona po przewrocie majowym, a w jej ramach, według stanu z połowy lat 30., na Kresach osiadło 9082 osadników, między których rozdzielono 15133 ha gruntów. Chwilowe jej wznowienie po 1926 roku nie zmieniło już zasadniczo tych wartości. Żadnego z celów, które przyświecały całej akcji, nie zrealizowano skutecznie. Zdjęcie z rynku pracy nieco ponad 9 tys. ludzi (większość osadników wojskowych była młodymi żołnierzami do 25. roku życia, a więc często jeszcze bez rodzin) nie rozwiązało problemu głodu ziemi na polskiej wsi, a pojawienie się ich na Kresach nie zmieniło w zasadniczy sposób etniczności tych terenów. Zaostrzyło natomiast napięcia narodowościowe, gdyż nie tylko polski chłop głodny był folwarcznej ziemi i z niechęcią patrzył na obcych, między których ją rozdzielano. Po 17 września 1939 roku 80 procent osadników z rodzinami deportowano na Syberię lub do Kazachstanu. Ci, którzy przeżyli, wydostali się z Armią Andersa, z 1 Armią LWP lub w repatriacjach powojennych.

W świadomości polskich elit okresu międzywojennego Kresy Wschodnie nie tylko miały wartość ekonomiczną, lecz także stanowiły fundament mocarstwowości, a więc i samego istnienia Rzeczypospolitej. Przemawiać za tym miały zarówno względy historyczne, jak i topograficzno-wojskowe. Bagna poleskie w sposób naturalny dzieliły bowiem możliwe sowieckie natarcie na dwa niezależne fronty, północny i południowy (to do powiększenia luki między nimi służył umocniony odcinek Sarny, odchylający oś natarcia ewentualnego Frontu Ukraińskiego dalej na południe), i umożliwiały ich osobne pobicie, z wykorzystaniem głębi strategicznej Polski, której żywotne centra odsunięte były na tyły frontu — poza zasięg lotnictwa sowieckiego. Na walorach geografii wojennej Kresów opierał się więc cały polski plan obronny w wersji „Wschód”.

Kresy — ziemia przeklęta

Historia Kresów zawsze była krwawa. Obejmowanie kolejnych obszarów dawnej Rzeczypospolitej tą okrutną naturą dziejów pogranicza — wręcz czyniło je ziemiami kresowymi. Najpierw były to łupieżcze najazdy tatarskie, potem rzezie doby wojen kozackich — z ich apogeum w czasie powstania Chmielnickiego — na pierwotnych ukrainnych Kresach Rzeczypospolitej, gwałtownie w ten sposób poszerzanych ku jej wnętrzu. Potem przyszedł straszliwy najazd moskiewski cara Aleksego z 1654 roku, który wyludnił Białoruś, degradując Wielkie Księstwo Litewskie z pozycji formalnie równorzędnego członu unii do poziomu podupadłej prowincji. Poprzez zdziesiątkowanie elit litewsko-ruskich i złamanie podstaw niezależności majątkowej średniej szlachty, a także wskutek upadku poziomu Uniwersytetu Wileńskiego po rzezi i sześcioletniej moskiewskiej okupacji Wilna, które popadło w ruinę, najazd ten zahamował rozwój cywilizacyjny tych ziem. Przesądziło to o polonizacji ich elit, które straciły swój dotychczasowy ruski (starobiałoruski) charakter i stały się ekspozyturą kulturową polskości w morzu białoruskiego chłopstwa, co tym samym zasiało ziarno pod przyszłą, wspomnianą wyżej, „obcość na swojej ziemi”[63]. Prowincjonalność, zapóźnienie cywilizacyjne oraz wyobcowanie etniczne i religijne warstw wyższych społeczeństwa w stosunku do zasadniczej masy ludu to cechy konstytutywne Kresów, nawet jeśli ich wówczas jeszcze tak nie nazywano.

Rzezie i deportacje jako doświadczenie kresowe od czasów Chmielnickiego zawisły nad ową krainą. Rzezi dokonywały walczące ze sobą wojska — Kozacy, Polacy i Moskale, deportacją zaś zajmowali się Tatarzy, którzy gnali dziesiątki tysięcy ludzi w jasyr, i Moskale, wysiedlający całe miasta i wsie po podboju dalekich Kresów, utraconych przez Rzeczpospolitą w latach 1654–1667.Doświadczenie rzezi powtórzone zostało przez hajdamacką koliszczyznę w roku 1768, zmanipulowaną przez Rosję, ale przecież nie wzbudzoną z niczego[65]. Dokonane przez Rosjan pacyfikacje konfederacji barskiej na Ukrainie i jej litewskiego wydania — powstania hetmana Ogińskiego na Litwie (tzn. na Białorusi — otworzyły okres powstańczych doświadczeń kresowych. Ich okrucieństwo odróżniało je in minus od niełatwych przecież doświadczeń Polski centralnej. Rzeź Pragi w wykonaniu wojsk marszałka Suworowa w 1794 roku nie uczyniła z Warszawy miasta kresowego. Jak wskazano wyżej, taka sztuka nie może się udać w odniesieniu do stolicy (chyba że mówimy o kresach imperium, które ją podbiło). Rzeź mieszkańców Oszmiany w 1831 roku, będąca symbolem okrucieństwa Rosjan wobec partyzantów na Litwie i Białorusi w czasie powstania listopadowego, a potem wyczyny Murawiewa-Wieszatiela w latach 1863–1864, popowstaniowe niszczenie polskości na Ziemiach Zabranych i surowszy tam niż w Kongresówce reżim rusyfikacyjny twarda walka o ziemię i zbrojny opór przed wywłaszczeniami oraz deklasacją, towarzyszący zagładzie drobnej szlachty polskiej na Ukrainie — to wszystko dodało „laur męczeństwa naszych braci”, który „bujniej rósł” na Kresach niż poza nimi. Polskość na Kresach była kosztowna. Jej utrzymanie — trwanie przy niej — wymagało ofiar, łamało bądź hartowało charaktery.

1648 rok

I wojna światowa przyniosła — szczególnie na Białorusi — masowe doświadczenie deportacji. Rosjanie, ustępując przed nacierającymi Niemcami, usiłowali nonsensownie zastosować strategię spalonej ziemi, znaną z poczynań Kutuzowa z 1812 roku. Wówczas — w walce z Napoleonem — miała ona sens wojskowy, który jednak w drugiej dekadzie XX wieku, wobec istnienia kolei żelaznych rozwiązujących problem logistycznej obsługi wojsk, był już oczywistym anachronizmem. Nie dostrzegali tego faktu jedynie ludzie o takich umysłach jak rosyjscy sztabowcy. Wysiedlenia teoretycznie miały objąć wszystkich, ale w praktyce rozkazy ewakuacyjne wykonywali raczej niepiśmienni, prawosławni białoruscy chłopi, a także wciąż jeszcze nieliczna białoruska inteligencja, i to te kategorie ludności kresowej najbardziej ucierpiały w wyniku rosyjskiej strategii obronnej, ułatwiającej rusyfikację kraju.

W wojnie o niepodległość i granice w latach 1918–1920 Kresy nabyły pełnię swej kresowości. W wyobraźni powszechnej aż do tego momentu nie istniała wszak żadna inna mapa tego, co jest Polską, jak tylko ta z roku 1772. Wiem z opowieści rodzinnych, że jeszcze przed I wojną światową dzieńszczyk (pocztylion rosyjski) zapewne Białorusin, bo opowieść pochodzi z powiatu ihumeńskiego guberni mińskiej) przekraczając tę granicę palił z bata i wołał „siej czas my ujezźajem w Polszczu”. To dopiero odradzanie się państwa polskiego już jako Polski i tylko Polski, a nie jako Rzeczypospolitej Obojga Narodów czy wymarzonej w 1863 roku Polski, Litwy i Rusi, przeniosło pojęcie Kresów na dawne metropolie unii polsko-litewskiej — Wilno, Grodno i Lwów, które trzeba było utrzymywać lub wydzierać zbrojnie w krwawych walkach z Ukraińcami i bolszewikami oraz — w innej skali dramatyzmu — także z Litwinami. Był to los, który wyraźnie odróżniał te miasta od Warszawy, Krakowa, Lublina, a nawet Poznania, o który wszak w trakcie powstania wielkopolskiego nie toczyły się wielomiesięczne walki z Niemcami o tym dramatyzmie i liczbie ofiar co z Ukraińcami we Lwowie, a miasto nie przechodziło parokrotnie z rąk do rąk, jak Wilno i Grodno.

Kresy „najdalsze” (avulsa) — utracone w latach 1654–1667 — istniały w tym czasie już poza mapą mentalną ojczyzny Polaków. Obecność polska nigdy nie była tam wielka. Miejscowe ruskie elity (nie mylić z rosyjskimi), które do powstania Chmielnickiego polonizowały się, jak Wiśniowieccy, potem opuściły te ziemie, uległy eksterminacji lub zaczęły się rusyfikować. W wieku XVIII ziemiaństwo na lewobrzeżnej Ukrainie było już rosyjskie lub — jeśli zachowywało poczucie lokalności — małorosyjskie, ale nie polskie. Ukraina prawobrzeżna, mimo wysiłków rusyfikatorskich caratu, pozostawała natomiast pod polską dominacją kulturową i ekonomiczną aż do 1917 roku.

Kresy „dalsze” — terytoria oderwane od Rzeczypospolitej w latach 1772–1795 i nieodzyskane w 1921 roku — pierwsze doświadczyły terroru i zagłady tego, co przetrwało zabory, i w ten sposób z kategorii Ziem Zabranych przeszły w kategorię Kresów utraconych. Na pastwę bolszewizmu i zmoskalenia pozostawione zostały nie tylko potężne wyspy polskości w okolicach Mińska, Witebska, Żytomierza czy Kamieńca Podolskiego, ale także „rzesze ludu białoruskiego”, z którym kresowe elity spolonizowanej od pokoleń, ale przecież miejscowej, litewsko-ruskiej szlachty-ziemiaństwa czuły się związane wspólną ojczyzną i za niego odpowiedzialne. To z tych środowisk kresowego ziemiaństwa i włościaństwa polskiego dochodził głos najgłębszego protestu oraz oburzenia pod adresem Jana Dąbskiego i Stanisława Grabskiego, których obwiniano powszechnie o rezygnację z Mińszczyzny[78]. Trudno też było zrozumieć oddanie Kamieńca Podolskiego — najsłynniejszej twierdzy Rzeczypospolitej, opromienionej w oczach opinii publicznej legendą Wołodyjowskiego, a znajdującej się dosłownie 25 kilometrów od granicy na Zbruczu, która wszak nie była historycznie niczym innym, jak tylko kordonem rozbiorowym między Rosją a Austrią. Rozumiano, że dalszym przeznaczeniem „porzuconych” będzie niewola. Nie przewidywano jednak eksterminacji, która stała się udziałem ludności kresowej. Dotknęła ona przede wszystkim Polaków — „pierwszego narodu ukaranego”. Deportacjom, prowadzonym od 1932 roku, towarzyszyły egzekucje, z ich kulminacją w ramach operacji antypolskiej NKWD z 1937 roku, kiedy to na rozkaz Nikołaja Jeżowa (nr 00485) rozstrzelano 111 091 Polaków, a dziesiątki tysięcy innych zmarły w łagrach. Zagładzie uległa wspólnota polska na Mińszczyźnie, a kolosalne ofiary poniosła Żytomierszczyzna. Ogólnie straty ludności polskiej w ZSRR w latach 30. wyniosły około 20–30 procent — według oficjalnych statystyk sowieckich liczba Polaków pod władzą Moskwy zmniejszyła się z 782 tys. w 1926 do 626 tys. w 1939 roku. Terror dotknął także Białorusinów (czego symbolem są Kuropaty)[82] oraz w sposób najstraszliwszy Ukraińców, których elity polityczne i kulturowe, aż po dziadów-lirników (kobzarów — śpiewających wszak swe pieśni bez sowieckiej cenzury), zostały rozstrzelane, a chłopi (także mieszkający na Ukrainie Polacy) zagłodzeni podczas Hołodomoru w latach 1932–1933.To te właśnie „dalekie Kresy” jako pierwsze — zgodnie z naturą kresowości — zasłużyły sobie na Snyderowskie miano „skrwawionych ziem”. Polskość na tych terenach i jej zabytki przetrwały tylko w formie szczątkowej.

Kresy II Rzeczypospolitej — można by rzec: Kresy w ich klasycznej formie — w latach 1939–1956 zostały wystawione na sowiecko-niemieckie pandemonium i uległy kompletnej zagładzie. Wydarzenia tych właśnie lat — a mianowicie: najazd i okupacja sowiecka (na Wileńszczyźnie także przejściowa litewska, a potem niemiecka, uczynienie z tego obszaru pola bitwy, najpierw z broniącą się Polską, a potem między oboma totalitaryzmami, masowe egzekucje, deportacje i ludobójstwo sowieckie oraz niemieckie, a w wymiarze lokalnym: na południu ukraińskie i na północy — niemiecko/litewskie, zagłada ziemiaństwa polskiego, będącego nośnikiem kultury wyższej, w tym kultury politycznej tych ziem wręcz określającego ich polską kresowość (wszak lewobrzeżna Ukraina przestała być Kresami w XVII wieku właśnie dlatego, że zniknęło stamtąd polskie ziemiaństwo czy raczej polsko-ruskie ziemiaństwo Rzeczypospolitej), rola i społeczny odbiór zachowania ludności żydowskiej wobec sowieckiego okupanta, potem zaś eksterminacja Żydów, zniszczenie wspólnot Karaimów, Tatarów i Ormian, a wreszcie ekspatriacja Polaków, Ukraińców, Białorusinów i Litwinów poprzez wciśnięcie ich w nowe granice, ustanowione przez Stalina — to wszystko doprowadziło do fundamentalnej zmiany struktury etnicznej tych ziem, zburzenia ich unikalnego rytu kulturowego, katastrofy demograficznej, dewastacji materialnej i rozdzielenia „żelaznymi kurtynami” zamieszkujących je narodów. Polskość przetrwała przy tym w znacznie większej mierze na kresach północnych — litewsko-białoruskich, podczas gdy na południowych — ukraińskich — uległa niemal całkowitemu wytępieniu. Stało się tak w wyniku splotu rozmaitych czynników, ale najważniejszym z nich, choć wtórnym, był konflikt wewnętrzny — polsko-ukraiński — niewystępujący w tej skali i w tym natężeniu w relacjach polsko-litewskich czy polsko-białoruskich. Czynnik ten, jak napisałem, miał charakter wtórny, gdyż warunkiem jego zaistnienia i nabrania przezeń zbrodniczego, ludobójczego wymiaru w postaci akcji UPA przeciw ludności polskiej, prowadzonej z największym natężeniem w latach 1943–1944, było rozbicie państwa polskiego. To zaś dokonane zostało nie przez Ukraińców, ci bowiem z powodu braku sił nie byli do tego zdolni, lecz przez Niemców i Sowietów, którzy swym działaniem stworzyli warunki niezbędne do zaistnienia tej tragedii — warunki, bez których nigdy by do niej nie doszło. Obaj okupanci prowadzili politykę eksterminacyjną w stosunku do ludności kresowej, tak polskiej, jak i ukraińskiej, białoruskiej, litewskiej czy żydowskiej, choć polityka ta różniła się co do skali zbrodniczości w odniesieniu do wymienionych wyżej narodów. Wszystko zależało od tego, kto dokonywał eksterminacji (Niemcy czy Sowieci), a także od okresu, w którym była prowadzona. Gros ofiar pierwszej okupacji sowieckiej stanowili Polacy. Żydów i Białorusinów mordowali głównie Niemcy, choć to Sowieci byli odpowiedzialni za eksterminację niekomunistycznej inteligencji białoruskiej II Rzeczypospolitej. Pod okupacją nazistowską Polaków zabijali przede wszystkim Niemcy i Ukraińcy. Druga okupacja sowiecka zaś, połączona ze stłumieniem partyzantki polskiej[98], litewskiej i ukraińskiej była okresem, gdy Moskwa bardziej równomiernie dzieliła ciosy między poszczególne nacje. Wszystkie one podlegały brutalnym represjom NKWD — od walk leśnych, przez tortury i egzekucje pochwyconych partyzantów, po zsyłki do łagrów. Polaków wysiedlono do nowych granic powstającej PRL, Ukraińców zaś (na mniejszą skalę też Białorusinów i Litwinów) przesiedlano z terenów na zachód od nowej linii granicznej na obszary ZSRR lub — w wypadku Ukraińców poddanych represjom w ramach akcji „Wisła” — rozrzucano ich po „Ziemiach Odzyskanych”. Oderwane od Rzeczypospolitej obszary w latach 1939–1941 i po roku 1944 poddano brutalnej sowietyzacji, szczególnie skutecznej na Białorusi, tam bowiem (wobec słabości białoruskiego ruchu narodoweg złamanie dominacji polskiej usunęło jedyną barierę, która mogła proces sowietyzacji hamować. Na Kresach południowych opór sowietyzacji stawiała silna nacjonalistyczna partyzantka UPA, która wobec oczyszczenia kraju z żywiołu polskiego, czy to w drodze eksterminacji, czy też deportacji z lat 1939–1946, za jedynego wroga mogła uznać ZSRR. Zmiana struktury etnicznej owych ziem — likwidacja ich polskości — powodowała jednak, iż traciły one charakter polskich Kresów. Narody żyjące dotąd wspólnie na Kresach najpierw zostały śmiertelnie skłócone (szczególnie Polacy i Ukraińcy), potem zaś rozdzielone sowiecką sistiemą — pasem zaoranej ziemi, pól minowych, drutów kolczastych i uzbrojonych patroli, a w miarę rozwoju techniki — także kolejnych urządzeń pilnujących jej nieprzepuszczalności. Wyrzuceni ze swej ojczyzny ludzie na groby przodków i nieoznakowane mogiły bliskich mogli wrócić po 50 latach, gdy „bestia skonała”.

Kresy — raj utracony

Obcowanie z odmiennymi etnicznie, a zwykle też religijnie Ukraińcami, Białorusinami, Litwinami (ci oczywiście nie różnili się wyznaniem od Polaków), Żydami, Tatarami oraz Ormianami ubogacało kulturowo, poszerzało horyzonty i od pewnego momentu — innego dla różnych warstw społecznych — wymuszało narodowe samookreślenie się, wyjście z „tutejszości”, którego Polacy na tym obszarze dokonali jako pierwsi. To ofiarność kresowej polskości i siła jej gotowego do poświęceń patriotyzmu legła u podstaw słynnego zdania marszałka Piłsudskiego o tym, iż „Polska jest jak obwarzanek. Wszystko, co najlepsze, na Kresach, a w środku pustka”. Wymieniona na początku niniejszego tekstu plejada pochodzących z Kresów wielkich Polaków zdawała się poświadczać zdanie Marszałka.

Utracone Kresy w pamięci tych, których z nich wygnano, uległy mitologizacji jako kraj lat dziecinnych i miejsce pochodzenia, w którym pozostawiono gniazda rodowe, dorobek życia pokoleń i groby przodków. Straty terytorialne, ostatecznie poniesione przez Polskę w wyniku ustalenia w 1945 roku nowej linii granicznej na wschodzie, wyniosły 179 tys. kilometrów kwadratowych, na których znajdowało się 160 miast, w tym dwa (Wilno i Lwów) spośród pięciu (obok wymienionych także Warszawa, Kraków i Poznań) głównych dotychczasowych ośrodków polskości — narodowych centrów polityczno-kulturowych. Wilno było wśród tych ośrodków demograficznie najsłabsze, Lwów natomiast ustępował jedynie Warszawie. (Drugie co do wielkości miasto ówczesnej Polski — Łódź — z uwagi na nikłe na tle innych ośrodków urbanistycznych tradycje i potencjał intelektualny należało do centrów niższej kategorii). Kulturowo obie stolice ziem wschodnich były jednak trudne do przecenienia.

Liczba zabytków kultury polskiej, które zostały na terenach utraconych na rzecz ZSRR — dwory, pałace, miasteczka i miasta nasycone historią ojczystą, w miarę upływu wieków po 1648 roku coraz bardziej heroiczną i coraz bardziej męczeńską — pozwala odnieść wrażenie, iż wszelkie bogactwo, tak materialne, jak i duchowe, zostało na Kresach. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę na naturalną w tych warunkach przesadę, pozostaje faktem, iż choć nie było to całe bogactwo, to z pewnością jego wielka część — tak wielka, że jej utrata w sposób oczywisty spowodowała swoistą deklasację narodową, pauperyzację nie tylko materialną, ale też intelektualno-duchową Polaków. Trudno ją zmierzyć, gdyż tragedia lat 1939–1956 — czasu eksterminacji narodu i zagłady jego kultury — nie rozgrywała się tylko na Kresach. Nie polegała też jedynie na ich amputacji. Zubożenie nie było więc tylko zubożeniem o Kresy i ich dziedzictwo. Ta strata okazała się jednak o tyle szczególna, że pamięć o niej w przestrzeni publicznej była przez następne 44 lata zakazana. (Nie była to pierwsza taka próba ze strony Moskwy, gdyż izolacji mentalnej Kresów, poprzez zapisy cenzorskie na nazwy czy wiadomości z Litwy i Rusi w publikacjach wydawanych w Kongresówce, usiłowały dokonać władze rosyjskie już po powstaniu styczniowym, Totalitarny system komunistyczny narzucony Polsce po 1944 roku powodował jednak, iż tym razem czyniono to znacznie skuteczniej). Kresowiacy zostali wykorzenieni i rozproszeni po całej Polsce i świecie. Powszechna pamięć okupacji sowieckiej z lat 1939–1941 — doświadczenia w swej naturze kresowego — jako zjawisko terytorialno-społeczne, a nie jako wspomnienie jednostek wrzuconych w nowe, zatomizowane środowiska, miała zatem szansę przetrwać tylko w prywatnej pamięci rodzin na terenach, które po 1945 roku wróciły do Polski, czyli na obszarze Białostocczyzny, rejonów łomżyńskieg i augustowskiego oraz Zasania.

Namiastką kresowości w PRL stały się wyludnione Bieszczady i Beskid Niski — kuszące urokami dzikiej czy raczej zdziczałej przyrody, pustkami osadniczymi, śladami po bojkowskich i łemkowskich wioskach czy cmentarzach, zachowanymi niekiedy cerkiewkami i kapliczkami oraz kresowo brzmiącymi nazwami (Bereźnica, Halicz, Krywe, Muczne, Wołkowyje, Wołosate itd.). „Kresami” stały się też Białowieża i Suwalszczyzna. Kresowość zawitała wszędzie tam, gdzie sztuczne, „afrykańskie” granice, rysowane od linijki[117], rozdzieliły ziemie nigdy wcześniej żadną granicą nieprzedzielone, ukazując oczom zwiedzających je turystów drogi prowadzące donikąd, zerwane mosty i wiadukty kolejowe, przegrodzone kanały — niegdyś spławne i żeglowne — oraz kościoły i cerkwie pozamieniane w magazyny. Jeździłem i chodziłem po tych terenach od początku lat 80. Inni czynili to wcześniej. Każdy, kto je oglądał, musiał zadawać sobie pytanie: „Jakiż był ten kraj przed zagładą — gdy tętnił życiem, gdy w tych wsiach mieszkali ludzie, a w świątyniach modlili się po polsku, ukraińsku, białorusku i w jidysz lub po hebrajsku?”. Trudno było nie poczuć wówczas żalu, że świat ten zaginął, a raczej — że został zamordowany i że jest rajem utraconym dla tych, których zeń wygnano.

Kresy w czasie PRL w przestrzeni publicznej były obecne głównie w osobach znanych kresowiaków, o których pochodzeniu wiedziano, nawet jeśli go nie podkreślano. Zajęli oni, szczególnie w polskiej kulturze i nauce, miejsca wybitne. Dość wspomnieć: Zbigniewa Herberta, Stanisława Lema, Ryszarda Kapuścińskiego, Adama Hanuszkiewicza, Wojciecha Kilara, Bernarda Ładysza, Emila Karewicza, Czesława Niemena, Polę Raksę, Hankę Bielicką, Tadeusza Łomnickiego, Tadeusza Manteuffla czy Kazimierza Górskiego. Echa kresowe przetrwały też w pieśniach biesiadnych, jak choćby w utworze Czerwony pas, który ukazuje piękno Huculszczyzny, czy w przypisywanej Tymkowi Padurze Hej sokoły, popularnej do dziś.

Tragedię okupacji niemieckiej zdołano w czasach PRL opisać i opłakać w stopniu zapewniającym powolne odchodzenie tych dziejów do kategorii „historia”. Upływ czasu pozwalał nawet nabrać do niej dystansu w wymiarze rozrywkowym, czego przykładem są świetne komedie typu Giuseppe w Warszawie czy Jak rozpętałem II wojnę światową. Temat spopularyzowano też w nasyconych komunistyczną propagandą, ale świetnie zrobionych serialach, takich jak Czterej pancerni i pies, Stawka większa niż życie albo Polskie drogi.

Przemilczana tragedia Kresów nie podlegała podobnej ewolucji. Pamięć o niej i o Kresach jako o raju utraconym, żywa w tradycjach i przekazach rodzinnych kresowiaków oraz na emigracji, a potem — w latach 80. — w podziemiu, odrodziła się tym silniej w przestrzeni publicznej w kraju po 1989 roku, gdy Polska po raz wtóry odzyskała niepodległość, a Polacy wolność słowa. Pojawiło się wówczas wiele publikacji na ten temat, między innymi literatura pamiętnikarska (zarówno nowo powstająca, jak i wznawiana), beletrystyka, przewodniki, albumy, a nawet literatura dziecięca. Przypominały one dawne uroki kresowego życia. Tematyka kresowa wróciła wraz z reaktywacją pamięci o wileńskich Kaziukach, lwowskich batiarach oraz Wesołej Lwowskiej Fali ze Szczepciem i Tońciem; objawiła się obrazami Jaremczy, Truskawca, Druskiennik, odnowieniem obserwatorium na Popie Iwanie, górskimi marszami rzesz turystów po Czarnohorze i Gorganach, a nade wszystko licznymi krajoznawczymi, nostalgicznymi, turystycznymi, naukowymi i biznesowymi wyprawami na dawne Kresy: od ich najważniejszych ośrodków (Wilna i Lwowa) po najdziksze ustępy Polesia i Karpat.

Kresy we współczesnej polityce polskiej

Dzisiejsza polityczność dawnych Kresów Wschodnich jest dwuwymiarowa. Po pierwsze, są one przedmiotem i adresatem jednego z obszarów polskiej aktywności w zakresie polityki zagranicznej — tak w jej wymiarze państwowym, jak i obywatelskim — ukierunkowanej na rozwiązywanie problemów współczesności oraz na kształtowanie przyszłości. Po drugie, stają się one także przedmiotem polskiej polityki historycznej (abstrahując od jej jakości). Opis i ocena obu tych wymiarów mogłyby stanowić treść potężnej monografii, która powinna objąć analizę stosunków polsko-ukraińskich, polsko-białoruskich, polsko-litewskich i polsko-łotewskich po 1989 roku, a ponadto prezentację każdej z tych relacji z osobna i wszystkich razem w kontekście stosunków polsko-rosyjskich, z akcentami gruzińskimi i rumuńsko-mołdawskimi.

Podstawą do rozważań w tej dziedzinie jest stwierdzenie, iż stosunek III Rzeczypospolitej do Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej ufundowany jest na doktrynie Giedroycia–Mieroszewskiego — tzn. na akceptacji faktu nieodwracalnej utraty tych ziem. Po roku 1989 nie pojawiła się w Polsce żadna znana z nazwy siła polityczna — parlamentarna czy pozaparlamentarna –która głosiłaby hasło rewindykacji Kresów, i nic nie wskazuje na to, by miała się pojawić. Rzeczpospolita (inaczej niż znacznie od niej bogatsza RFN) wzięła na siebie nawet ciężar wypłaty odszkodowań dla Zabużan, dzięki czemu w relacjach Polski z Litwą, Białorusią i Ukrainą nie istnieje problem prywatnych roszczeń materialnych ze strony przesiedleńców, na wzór tych zgłaszanych wobec Polski przez obywateli Niemiec.

O porzuceniu myśli o rewindykacjach terytorialnych na wschodzie zadecydowały zasadniczo cztery czynniki:

1) daleko posunięta depolonizacja dawnych Kresów w wyniku czystek etnicznych towarzyszących ich utracie;

2) upływ czasu i charakter epoki między rokiem 1945 a 1989, będącej okresem dominacji sowieckiej nad Polską, kiedy to zwalczano pamięć o Kresach i utrzymywano ich fizyczną izolację przez granicę sowiecką, nieprzekraczalną dla szerszych rzesz obywateli polskich (szczególnie gdyby próbowali prowadzić aktywność zmierzającą do podtrzymywania związków Polski z utraconymi ziemiami na wschodzie);

3) fakt, że Kresy po 1991 roku znalazły się w granicach Litwy, Białorusi i Ukrainy, a nie imperium rosyjskiego w jego takiej czy innej formie, i uznanie za fundamentalną korzyść rozpad owego imperium, za cel zaś zapobieganie jego odrodzeniu, a nie walkę z narodami kresowymi o terytorium — walkę, która mogłaby otworzyć drogę ponownej ekspansji rosyjskiej;

4) świadomość, iż jedyną metodą przesuwania granic w Europie jest wojna.

Nie oznacza to jednak, że problemy kresowych Polaków nie oddziałują nadal na politykę państwa polskiego i na tutejszą opinię publiczną. Kwestia praw ludności polskiej na Wileńszczyźnie, naruszanych przez państwo litewskie, od lat z narastającą mocą zatruwa stosunki między obu narodami[, stanowiąc wdzięczne pole do rosyjskich prowokacji, szczególnie groźnych w dobie wznowienia przez Kreml imperialnej ekspansji w naszym regionie Innej natury konflikt — związany z brakiem demokracji w rządzonym po dyktatorsku państwie Łukaszenki — trwa także w odniesieniu do Związku Polaków na Białorusi. Stosunkowo najmniej drażliwa jest kwestia nielicznej i rozproszonej, żyjącej głównie za dawną granicą ryską, mniejszości polskiej na Ukrainie. Rosyjska agresja na ten kraj i wojna toczona w Donbasie, dopiero ostatnio postawiła przed państwem polskim dramatyczne wyzwanie w postaci konieczności ewakuacji rodaków z terenów walk. Problem ten dotyczy jednak Kresów „najdalszych” — avulsów utraconych przed 1667 rokiem (o których w tych kategoriach już się przecież w polskiej debacie politycznej nie myśli od co najmniej dwóch stuleci) lub terytoriów zgoła nigdy do Rzeczypospolitej nienależących.

Dawna ludność kresowa Rzeczypospolitej dzieli się dziś na trzy kategorie: Polaków — obywateli II Rzeczypospolitej i ich potomków; Polaków żyjących za granicą ryską, na „dalekich kresach”, i niebędących obywatelami II RP dawnych obywateli II RP niebędących Polakami. Stosunek III Rzeczypospolitej do pozostawionych na Kresach obywateli II Rzeczypospolitej jest wyjątkowy w skali kontynentu, a wynika z niezwykłej złożoności i drażliwości politycznej problemu. Litwa, Łotwa i Estonia automatycznie przywróciły obywatelstwo wszystkim swym obywatelom i ich zstępnym według stanu na moment utraty niepodległości w 1940 roku. Rumunia przywraca obywatelstwo każdemu swemu obywatelowi i jego zstępnym ze swych utraconych „kresów” (Besarabii i Bukowiny Północnej), jeżeli sami zainteresowani o to wystąpią. Jedynie Polska milcząco uznaje skuteczność prawną sowieckich aktów z 29 listopada 1939 roku, pozbawiających ludność kresową Rzeczypospolitej jej obywatelstwa i nadających jej przymusowo obywatelstwo sowieckie. Kwestia prawnie i moralnie jest jednoznaczna, niestety podobnie jednoznaczna jest politycznie, tyle że w odwrotnym sensie. Żadne szanujące się państwo nie może uznawać prawa państwa trzeciego do pozbawiania swoich obywateli obywatelstwa. Z drugiej strony pójście drogą Bałtów lub Rumunów sprowokowałoby poważny konflikt ze wszystkimi bezpośrednimi sąsiadami Polski (nie licząc obwodu kaliningradzkiego), obciążyłoby państwo polskie obowiązkiem opieki nad milionami mieszkańców tych ziem i mogłoby wywołać potężną falę imigracji, destabilizującą cały region. Jedyne sensowne rozwiązanie, notabene stosowane przez Polskę w tej sprawie, można opisać, cytując tytuł znanej pracy Józefa Mackiewicza — Nie trzeba głośno mówić.

Poza wymienionymi wyżej zasadami fundamentalnymi „kresowa” polityka polska po 1989 roku — ta państwowa i ta obywatelska — jest zmienna w czasie i zróżnicowana zależnie od kraju będącego suwerenem danej części Kresów. Obejmuje ona zarówno politykę wobec państwa — sukcesora, wobec ludności polskiej pozostawionej na danym terenie oraz ludności dominującej — „państwowej”, jak i wobec historii oraz pamięci o dawnych dziejach. Opis tej problematyki przekracza ramy niniejszego tekstu. Możemy jedynie wskazać, że polityka państwowa jest nakierowana na unikanie konfliktów z bezpośrednimi sąsiadami Polski — na jakimkolwiek tle, a zatem także na tle „kresowym” we wszystkich jego wymiarach. Nieliczne wyjątki (na przykład twarde wypowiedzi ministra Radosława Sikorskiego pod adresem Litwy w związku z konfliktem o prawa mniejszości polskiej w tym kraju[128], niepoparte zresztą żadną realną akcją pomocy ze strony polskiego MSZ) potwierdzają jedynie tę regułę. Postępowanie państwa polskiego jest też determinowane zobowiązaniami wynikającymi z członkostwa Rzeczypospolitej w UE, a w jej ramach — w Grupie Schengen. To jej reguły określają bowiem naturę reżimu granicznego, oddzielającego mieszkańców dawnych Kresów od Polski.

W początkach lat 90. współpracę transgraniczną i niwelację granicy jako bariery oddzielającej Polskę od jej wschodnich sąsiadów, a zatem i od dawnych Kresów, usiłowano oprzeć na sieci euroregionów, co z rozmaitych powodów w relacjach z Ukrainą przyniosło jedynie umiarkowany skutek pozytywny, a jeszcze mniejszy — w stosunkach z Białorusią. Duża, choć połączona z chaosem i przemytem, swoboda przepływu osób przez wschodnią granicę Polski, co nastąpiło po upadku sowieckiej sistiemy, zaczęła być od 1997 roku pod naciskiem UE powtórnie ograniczana. Do 2011 roku Polska utrzymywała preferencje w ruchu transgranicznym z Ukrainą na zasadzie swoistej „klauzuli najwyższego uprzywilejowania”. W roku 2003, pod presją Brukseli, wprowadzono obowiązkowe wizy, nie pobierano jednak za nie opłaty. Po 2007 roku opłaty za wizy schengeńskie dla obywateli Ukrainy były niższe niż opłaty dla osób z paszportami białoruskimi i rosyjskimi. Formalną podstawę tych ulg stanowiły umowy o readmisji między Polską a Ukrainą (1993) oraz Ukrainą a UE (2007) i ich brak w relacjach z Rosją (do 2006) i z Białorusią (do dziś). W latach 2011–2012 nastąpiło jednak odejście od reguły preferencji dla Kijowa. W ramach prowadzonej przez rząd PO–PSL polityki „ocieplania stosunków z Rosją” 14 grudnia 2011 roku podpisano, a 27 lipca wprowadzono w życie polsko-rosyjskie porozumienie o małym ruchu granicznym między pogranicznymi powiatami polskimi a obwodem kaliningradzkim. Głębokość strefy objętej tym ruchem jest większa niż analogicznej strefy na pograniczu polsko-ukraińskim. Reżim kontroli granicznej na polskich granicach wschodnich definitywnie zatem nie jest zależny od historycznej kresowości — lub jej braku — obszarów nimi oddzielonych. Najbardziej dziś uprzywilejowany pod tym względem obszar, czyli obwód kaliningradzki — dawne północne Prusy Wschodnie — nigdy wszak Kresami nie był.

Aktywność obywatelska Polaków w odniesieniu do Kresów ma ze swej natury bardzo zróżnicowany charakter — od działalności charytatywnej, oświatowej oraz duszpasterskiej (tak wobec Polaków, jak i niepolskiej ludności dawnych Kresów), przez działalność turystyczną, odbudowę i konserwację zabytków, opiekę nad grobami, popularyzację kultury i folkloru kresowego, współpracę naukową, po przeciwdziałanie zbliżeniu polsko-ukraińskiemu czy polsko-litewskiemu (rzadko w odniesieniu do relacji polsko-białoruskich). Ta ostatnia, jątrząca działalność odbywa się poprzez przenoszenie pamięci o konfliktach historycznych na grunt stosunków współczesnych.

Pierwszorzędną rolę w tej sprawie gra ukazywanie antypolskich tradycji UPA jako rzekomo dominujących na dzisiejszej Ukrainie, zaś popełnionych przez tę organizację zbrodni na Polakach sprzed ponad 70 lat — jako możliwych do powtórzenia w przyszłości, a zatem jako pierwszorzędnego problemu w relacjach polsko-ukraińskich. Pogląd ten abstrahuje od realnych wpływów środowisk postbanderowskich nad Dnieprem, a nawet na Ukrainie Zachodniej. Jego wyznawcy przenoszą tradycję pięciu, spośród 25 istniejących, obwodów Ukrainy na całość jej terytorium, ignorując fakt, że kult OUN-UPA jest w podtrzymującym go środowisku elementem tradycji antysowieckiej i antyrosyjskiej, a nie antypolskiej ani tym bardziej ludobójczej. Samo ludobójstwo popełnione przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w okresie II wojny światowej jest bowiem przez ten ruch kwestionowane, tym samym więc nie może być przedmiotem gloryfikacji.

W odniesieniu do Litwy podobna działalność odbywa się poprzez ukazywanie kwestii praw mniejszości polskiej na Litwie jako problemu, którego rozwiązanie powinno być pierwszym, najważniejszym i jedynym zadaniem polskiej polityki wobec Wilna, zagadnieniem, w obliczu którego inne względy nie są istotne. Działalność tego typu wspierana jest przez Rosję[133]. Po rosyjskiej agresji na Ukrainie nurt zmierzający do skłócenia Polaków z narodami „kresowymi” nabiera rosnących cech świadomej i/lub nieświadomej (tzw. „pożytecznych idiotów”) rosyjskiej agentury wpływu, powielając tezy koordynowanej centralnie wojennej propagandy kremlowskiej, mogącej służyć propagandowemu przygotowaniu kolejnych agresji rosyjskich.

Współczesne polityki „kresowe” innych narodów środkowoeuropejskich

Doświadczenie utraty Kresów na rzecz ZSRR/Rosji Polska dzieli z i RFinlandią, rumunią, a w pewnym sensie i w miniskali także z Estonią oraz Łotwą. Wiele wskazuje na to, że do tego grona może dołączyć Ukraina. Swoje nie tyle „kresy”, ile „ziemie zabrane” (w polskim dziewiętnastowiecznym sensie tego słowa) mają także Węgrzy, wciąż z trudem skrywający ranę po Trianon, tyle że — wyjąwszy Zakarpacie — straty węgierskie zostały poniesione na rzecz innych sąsiadów (inaczej niż te, które poniosła Polska), a utracone ziemie nie uległy demadziaryzacji w takiej skali, w jakiej depolonizacja dotknęła Kresów II Rzeczypospolitej. Swoje „kresy wschodnie” straciły także Niemcy, po 1918 roku — „dalsze”, a po 1945 roku — „bliższe” (w odniesieniu do „dalszych” abstrahujemy tu od sposobu ich wcześniejszego nabycia, w odniesieniu zaś do „bliższych” — od zawinionych zbrodniami przyczyn ich utraty). Wszystkie wymienione narody w rozmaity sposób radzą sobie z tym doświadczeniem.

„Kresy” fińskie „bliższe” przekazano Sowietom puste — ludność ewakuowano. Wypromowany przez Finlandię w 1997 roku Wymiar Północny UE w znacznym stopniu był motywowany sentymentem kresowym Finów, którzy dzięki tej inicjatywie mogli po blisko 40 latach po raz pierwszy masowo zwiedzać swoje dawne ziemie[140]. „Kresy dalsze” — Karelia rosyjska — są obiektem zainteresowania gospodarczego i kulturalno-sentymentalnego w ramach Partnerstwa Wschodniego.

Rumuni oficjalnie uznają odrębność Mołdawii, jednocześnie jednak podkreślają jej etniczną i kulturową rumuńskość oraz prowadzą liberalną politykę paszportową wobec jej ludności, a idea zjednoczenia cieszy się dużym, sięgającym od 63 do 76 procent, poparciem obywateli Rumunii (znacznie mniejszym, bo około 10 procent, Mołdawii).Z Ukrainą Bukareszt spiera/spierał się mniej (wioski na Bukowinie) lub bardziej oficjalnie (Wyspa Wężowa) o fragmenty terytoriów i prawa mniejszości narodowych po obu stronach granicy.

Estończycy i Łotysze toczyli do 2007 roku zacięty spór z Rosją o status prawny i przebieg swych granic wschodnich; konflikt ten okazał się przegrany. Charakter „kresowy” w pewnym sensie mają dla nich silnie zrusyfikowane obszary, takie jak Narwa czy Łatgalia. Charakter swoistych „Kresów Wschodnich” współczesnej Litwy ma Wileńszczyzna, mimo wskazanej wyżej sprzeczności między kresowością a stołecznością. Jedynie Litwie oba te przeciwieństwa udało się „pogodzić” — jej stolica jest bowiem centrum prowincji jak najbardziej kresowej, tzn. pogranicznej, różniącej się składem etnicznym, zapóźnionej cywilizacyjnie i będącej w przeszłości obiektem walk z sąsiadami.

Ukraina w 2014 roku przeżyła rosyjską inwazję na Krym, który jest odtąd okupowany przez Moskwę. Musi też toczyć wojnę o Donbas. Fakty te silnie oddziałują na narodową świadomość ukraińską i współczesny model ukraińskiego patriotyzmu, co nadaje mu ostrze antyrosyjskie. Polityka państwowa wobec terenów okupowanych dopiero się kształtuje i jest zależna od przebiegu wojny. Jako zjawisko długodystansowe jeszcze nie istnieje. Jest zatem zbyt wcześnie, by ją całościowo analizować.

Węgry jako instrument podtrzymania związków madziarskiej ludności „kresowej” z macierzą wybrały już w 2001 roku Kartę Węgra,(na tej idei wzorowała się Polska, tworząc w 2007 roku Kartę Polaka i liberalną politykę nadawania obywatelstwa węgierskiego Węgrom z krajów sąsiednich. Problem Węgrów żyjących za granicami trianońskimi determinuje politykę zagraniczną Budapesztu w stopniu niespotykanym w pozostałych państwach, które borykają się z dziedzictwem utraconych „kresów”, i jest przyczyną tlących się napięć w relacjach z sąsiadami.

Niemcy „kresy dalsze” w praktyce wyrzucili z pamięci, „bliższe” zaś wykorzystują intensywnie w swej polityce historycznej, budując obraz własnej martyrologii okresu II wojny światowej („wypędzeni”) i usiłując w ten sposób zdobyć wygodny politycznie status jej ofiar. Wejście Polski i Czech do UE otworzyło oba kraje na wszechstronną współpracę z Niemcami, znosząc najważniejsze bariery dla niemieckiej obecności ekonomicznej, kulturowej czy turystycznej na tych obszarach. Królewiec pozostaje poza tą strefą, ale jest przedmiotem niemieckiego zainteresowania w ramach relacji z Rosją.

Wnioski

Fenomen Kresów, jak wskazano we wstępie, jest jednym z fundamentalnych elementów składowych polskości — jej kultury i pamięci historycznej. Na przestrzeni dziejów fenomen ten podlegał silnej ewolucji: od pogranicza ukrainnego — Dzikich Pól, przez Kresy„najdalsze”, avulsa — ziemie utracone przed 1667 rokiem na rzecz Rosji i okresowo oderwane przez Turcję Podole, po dziewiętnastowieczne Ziemie Zabrane (w tym późniejsze Kresy „dalsze”, położone za granicą ryską) i Kresy Wschodnie II Rzeczypospolitej, aż stopniowo zaczął nabierać dzisiejszego kształtu pojęciowego. Wieloetniczne Kresy Wschodnie, by stać się Kresami polskimi we współczesnym rozumieniu tego słowa, musiały być kresami państwa polskiego i tylko polskiego, a nie pograniczem połączonych unią państw wieloetnicznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Klasyczna forma pojęcia Kresów wykształciła się zatem dopiero w latach międzywojennych i w osiągniętym wówczas kształcie, z dodatkiem martyrologii lat 1939–1956, została przeniesiona do pamięci zbiorowej Polaków, w której przetrwała do dziś.

Pojęcie Kresów i określany nim obszar uległy silnej mitologizacji, przy czym proces ten nastąpił stosunkowo wcześnie, a sam mit ewoluował od „ziemi obiecanej”, przez „ziemię przeklętą”, po „raj utracony”. W różnych okresach występowały w nim z odmiennym natężeniem nurty: romantyczny, heroiczny, martyrologiczny i nostalgiczny. Lata 1939–1989 można uznać za „wieki ciemne” problematyki kresowej w kulturze i świadomości Polaków, co było w sposób oczywisty wynikiem przemocy zewnętrznej oraz narzuconej przez nią cenzury, krępującej swobodę wymiany myśli i informacji. Mimo zaakceptowania przez przytłaczającą większość współczesnych Polaków faktu nieodwracalności utraty Kresów II Rzeczypospolitej, tak same Kresy, jak i dziedziczące je obecnie kraje są intensywnym obszarem zainteresowania państwa polskiego i jego obywateli w wymiarze polityki zagranicznej, kontaktów kulturalnych, gospodarczych, naukowych, turystycznych i polityki historycznej. Kresy pozostają też nadal — jak zawsze w historii — obszarem starcia politycznego interesów narodowych Rzeczypospolitej i imperium rosyjskiego, nie są natomiast przedmiotem fundamentalnych sprzeczności między Polską a Litwą, Białorusią i Ukrainą. Inaczej niż w poprzednich epokach po 1654 roku największy z „narodów kresowych” — Ukraińcy — jest obecnie zwrócony ku Zachodowi, a nie ku Moskwie, co stanowi fundamentalną zmianę uwarunkowań geopolitycznych i zapewne rozstrzygnie losy dawnych Kresów na kolejne dziesięciolecia, a może i wieki. W rozumnej trosce o ów obszar Polsce pozostaje wspierać tę nową orientację Kijowa, z nadzieją, iż tak jak Rada Perejasławska przesądziła negatywnie o dziejach tej części świata na minione 300 lat, tak niedawny ukraiński Majdan przesądzi o nich pozytywnie na okres co najmniej równie długi.

DROBNA I MAŁO ZNANA SZLACHTA UKRAINSKA NA PRZEŁOMIE XVI i XVII wieku.

W poszczegolnych ziemiach Ukrainy wskutek niejednakowych warunkow politycznych, ekonomicznych i kolonizacyjnych stosunki narodowosciowe w okresie XIV—XVI w. ukladaly sie odmiennie i w chwili przelomowej u progu XVII w. znacznie miedzy soba sie roznily. Z tego powodu nalezy przeprowadzic wprzod podzial ziem ukrainskich na czesci, miedzy ktoremi zachodza pod tym wzgledem jakiekolwiek roznice, a nastepnie zbadac kazda z nich oddzielnie. A wiec zosobna rozpatrzymy pas zachodni, obejmujacy Rus Czerwona, Podole, ziemie Chelmska i Podlasie; pas wolynski z Pobuzem Brzescianskiem (Brzesko- litewskiem) i Pinszczyzna, pas prawobrzezny z Pobozem i Podnieprowiem, wreszcie pas zadnieprzanski.

Rus Czerwona. W pasie zachodnim ewolucya stosunkow narodowosciowych poczela sie, jak wiadomo, najwczesniej i zmiany w tych stosunkach zaszle zarysowaly sie tam najsilniej. W swoim miejscu wykazalem, ze juz w czasie walki o Rus Czerwona w 1340—1370 latach, wyzsze, uprzywilejowane warstwy tamtejszej ludnosci ukrainskiej mocno ucierpialy i zostaly wtenczas znacznie oslabione ( Historya Ukrainy-Rusi, t. IV, str. 61—2, V. s. 20—3). Wszyscy ci, ktorzy wzieli jakikolwiek bardziej czynny udzial w obronie zachodniej Ukrainy przed okupacja polska, po odniesionem przez Polske zwyciestwie zmuszeni byli — o ile nie polegli w walce — albo emigrowac do ziem wolenskich, nadbuzanskich itd., albo tez w skutek utraty czy konfiskacyi dobr, zepchnieci zostali na nizsze szczeble drabiny spolecznej. Na ich zas miejsce i wogole wszedzie, gdzie tylko odkrywalo sie nowe ujscie dla uprzywilejowanej kolonizacji, rzad polski wprowadzal uprzywilejowane elementy polskie, albo te cudzoziemskie, o ktorych byl pewien, ze sa stronnikami i zwolennikami okupacji polskiej. Rozdaje on hojnie nadania ziemi — a wiec wloscie rozlegle, istne posiadlosci ksiazece, jak wlosc Rzeszowska Jana Pokoslawa, Samborska Spytkow, Jaroslawska Tarnowskich, lub ogromne latyfundya Odrowazow, Kmitow, Buczackich i mniejsze majetnosci skonfiskowane wlascicielom tubylcom, albo odebrane od roznych” nullo jure possessores”, nie mogacych sie wykazac odpowiednimi dokumentami na prawo wladania, rozdaje wreszcie wsie do wolnych wloscian nalezace. Polacy i rozni inni cudzoziemcy, ktorzy sluza polityce polskiej, otrzymuja wyzsze urzedy administracyjne. W sfere mieszczanska wprowadza sie po wielkich miastach w znacznej ilosci element polski i wogole obcoplemienny, przenika on nawet do mas wloscianskich po wsiach na niemieckiem prawie osadzonym.

Obok tej arystokracyi obcej na przelomie XIV i XV w. trzymaja sie jeszcze w znacznej ilosci resztki rodow tubylczych, zepchnietych juz jednak wtenczas na plan drugi. Ciekawe odzwierciedlenie tych stosunkow znajdujemy w skladzie sądu polubownego zwolanego w r. 1404 do Medyki w sprawie sporu Jagielly z Elżbieta Pilecka. Wzieli w nim udzial nastepujacy miejscowi dostojnicy i panowie: Maciej biskup przemyski i Athanazy wladyka, Jan z Tarnowa starosta ruski, Kmita wojewoda sandomirski, Iwo z Kleczycy, Jaszko z Rzeszowa, Benko z Zabokruk, Jaszko Mazowszanin, Mikolaj z Kulikowa, Jaszko Klus, Krystyn z Marcinkowicz, Mikolaj Pstroski ( czy Pszerozki ), Jaszko Fortuna, Franciszek Borsnicz, Hrynko Sokolecki, Andrijko i Hrycko Bybelscy, Hrycko Kierdejowicz, Hlib Diadkowicz, Wolczko Presluzycz, Danylo Zaderewicki, Kostko Solneczkowicz, Kostko sedzia przemyski, Jacko sedzia sanocki, Wasko Teptiukowicz, Mychajlo Procowicz, Drahut ( war. Drahin ) Woloch, Chodko Czemer, Juryj i Wasko Moszonczycze, Wolczko Kuzmicz, Mychajlo Senkowicz, Iwan Danslawicz, Oleszko Hrudkowicz, Wasko Czortkowicz). Dokument w bibl. Czartoryjskich w dwoch oryginalnych tekstach -ukrainskim (ruskim) i lacinskim. Pierwszy wydany w Aktach J. Z. R. l.9 i u Holowackiego; nowe wydanie (fascimile) w” Paleograficzeskich snimkach” I N.31, tekst lacinski wydano niedawno w t. IV Kodeksu Malopolski, l. 1084. W tekscie ukrainskim niektore polskie imiona zruszczono, w lacinskim odwrotnie i dlatego trzeba brac pod uwage i jeden i drugi. Porownac z tym rejestrem niektore dane z ostatniej cwierci XIV i pierwszych lat XV w. -jak kontrakt sprzedazy Kalenikowego monasteru 1378 r. (Akta gr. i ziem. II l. 9), w ktorym spotykamy jeszcze starego Chodka Bybelskiego z synami Dworskowiczow, Drozda, Waska Kuzmicza i in.,ib. IV.19,V.14 i in. W tym rejestrze znaczniejszych” szlachcicow i ziemian Ruskiej ziemi”, jak ich nazywa dokument — a wlasciwie tylko zachodniej jej czesci, glownie ziemi przemyskiej — Rusini, jak widzimy, wystepuja w pokaznej jeszcze liczbie (szereg ich zaczyna sie od Hrynka Sokoleckiego i do konca juz, za wyjatkiem tego Drahina Woloha, sa to zapewne, jak mozna sadzic z imion- sami Rusini). Jednak oni wszyscy figuruja na planie drugim, po Polakach, i wsrod nich nie ma ani jednego dygnitarza za wyjatkiem Kostki Bolestraszyckiego, sedziego przemyskiego i Jacka sedziego sanockiego, urzednikow bynajmniej niewysokich (rzecz sie dzieje jeszcze przed reforma sadownictwa w rusi Czerwonej). Podobne stosunki widzimy i we wschodniej czesci Czerwonej Rusi. Tam w pierwszej polowie XV wieku spotykamy duzo jeszcze zamoznej ukrainskiej (ruskiej) arystokracyi, ale rowniez pozbawionej wplywow i zajmujacej podrzedne stanowiska. Na akcie konfederacyi ziemi Lwowskiej i Zydaczowskiej wieksza polowe podpisanych tam nazwisk szlacheckich, stanowia nazwiska szlachty ukrainskiej, ktora zachowala nie tylko narodowy charakter swych imion, ale nawet uzywa jeszcze niekiedy ruskich pieczeci, jak na przyklad Jursza z Chodorowstawa, Stanko z Dawidowa (w 1410 r. zwal sie on jeszcze Ostaszko z Dawidowa), Dmytro Lahodowski, Martyn Kalenyk z Podhajec, Michno i Paszko z Borszczowa, Juryj z Malczyc, Senko Halka z Iljaszowa, Senko z Nahorec, Olechno, Marko i Lenko z Drohoszowa, Petro Wolczko z Kolodeniec, Stecko, Onyszko i Stecko-Ilko z Czerkas, Dmytro i Jacko z Didoszyc (Diduszyccy), Jacko z Roznitowa, Andrejko z Swaryczowa, Iwaszko z Dulib, Iwan z Koszawy, Oleksa i Luczko z Witwic, Danko, Myka i Senko z Balic, Jacko z Nowosielic. Akta grodzkie i ziemskie. VII, 55; opis pieczeci tamze st. 108—109; napisy cyryliczne znajduja sie na 8 pieczeciach, niektore maja napisy lacinskie, ale o ruskich formach imion -jak Michn...de Borsofsky, Ilko, Stecko dominus de Sirkaz, (Iac)konis de Dzedosicze.

Rusini jednak w ciagu XV w. piastuja niekiedy w tych ziemiach urzedy i dygnitarstwa- juz to obieralne szlacheckie (po reformie), juz to nadawane przez krola. Taki Senko z Siennowa (de Syennow) jest podkomorzym i tutorem przemyskim podczas konfederacji 1436—37 r., Ihnat z Kutyszcz przez dlugie lata sprawuje urzad sedziego halickiego (1438—1471), Wasko z Rybotycz, przedtem podsedek, urzad sedziego przemyskiego (1460—67), Jacko Bybelski jest stolnikiem, a Olechno alias Aleksander Porochnicki podstolim przemyskim, Hlib-Mikolaj z Siennowa znany jest jako podsedek (1471—77), a nawet na kasztelanii przemyskiej zasiadal jeden z Porochnickich (1449—54). Daty odnoszace sie do tych osob w indeksach odpowiednich tomow Akt. gr. i ziemskich.

Ale jest to zarazem okres szybkiego wynaradawiania sie owych wybitniejszych rodow ukrainskich, ktore jeszcze w wyzszych warstwach szlachty miejscowej pozostaly. Roztapiaja sie one powoli i wreszcie znikaja bez sladu wsrod naplywowego zywiolu polskiego. Dzialaly tu bowiem nadzwyczaj energicznie takie czynniki i wplywy, jak wspolnosc interesow klasowych, dazenie do faktycznego ( a nie tylko de iure) zrownania sie z uprzywilejowana arystokracja polska, chec zdobycia wszystkich tych prerogatyw i honorow, ktore stawaly sie dostepne jedynie dla szlachty i magnatow polskich, oddzialywanie szlachecko-polskiej kultury i rosnace tuz obok wplywy katolicyzmu, ktory, zataczajac coraz szersze kregi, obejmowal powoli coraz to nowe ziemie ukrainskie, wreszcie mieszane sluby Rusinow z Polkami i odwrotnie. „Kiedy sie trafilo -opisywal ten proces polszczenia Rusi na podstawie tradycyi familijnych potomek jednego z takich spolszczonych rodow Jan Prochnicki (Porochnicki), arcybiskup lwowski i wielki protektor Jezuitow — ze panna byla jedynaczka z majetnoscia, (albo) wdowa bogata, krolowie swoje Polaki szlachte posylali do Rusi, (faverunt) dopomagali im swymi wplywami i tak zeniac sie tam czesto napelniali Rus i religionem catholicam romanam wprowadzili. Ostatek perfecit vigilantia pastorum (dokonala pilnosc pasterzy), ze i przedni panowie z Rusi do jednosci kosciola rzymskiego przeszli, eiurate schismate graeco (porzuciwszy grecka schyzme). Wyciagi z tej familijnej kroniki arcyb. Prochnickiego, pisanej w pierwszej cwierci w. XVII, podane sa w XLVIII t. „Zapisek nauk. Tow. im. Szewczenki”, str. 6 Nie mozna oczywiscie- jak to czyni autor- przypisywac takiego olbrzymiego wplywu slubom mieszanym, faktem jednak jest, ze nie tylko oddaly one wiele majatkow w rece polskie, ale i przyczynily sie znacznie do polonizacji rodow ukrainskich. Tak na przyklad w tym samym rodzie Bybelskich, z ktorego wywodzi sie arcybiskup Prochnicki -jednym z najmozniejszych rodow ukrainskich w Rusi Czerwonej — wnuczke Chodka Bybelskiego Duchne wydano za Polaka Jana Barzy z Bolozowa (Pochodzenie rodu niejasne, ale sadzac z imion, juz w pierwszej polowie XV w. byl to rod jesli nie polski, to w kazdym razie spolszczony. Jako dokumentalna ilustracya dla tego rodzaju slubow -jedna z wielu — moze posluzyc takze i ta: generosa Oluchna de Hermanow consors generosus Albert Svathek de Uyasd iudicis castr. leopoliensis. Akta gr. i ziem. VII, 53) i rod tego ostatniego wzbogacony majatkiem Bybelskich osiagnal w w. XVI wysokie stanowisko i senatorskie krzesla, dla Bybelskich niedostepne. Z r. 1441 zachowala sie intercyza slubna miedzy Senkiem Bybelskim a Fredrem z Pliszowic, w ktorej Fredro zobowiazuje sie wydac zan corke pod warunkiem, ze Senko przed slubem „sie wychrzci”, innemi slowy przejdzie na wiare lacinska. „Szl. Frydro z Pliszowicz -czytamy w tym akcie — i szl. Jacko z Bybla z bratem swoim ulozyli sie dobrowolnie miedzy soba, ze Frydro wydaje corke swa Jadwige za Senka z Bybla, pod warunkiem, aby zamazpojscie wraz z weselem odbylo sie za lat cztery (in quatuor annis debet fore copula et cum hoc nupcie), i jesli ktora ze stron nie dotrzyma umowy, wyjawszy wypadek smierci, to ma zaplacic drugiej stronie tysiac grzywien poreki, a Senko za taka sama poreka ma wychrzcic sie przed slubem (et etiam Senko sub eodem vadio debet se baptizare prius quam copulam contraheret), i Frydro ma dac Senkowi posagu dwiescie grzywien gotowka i tylez w odziezy, a Senko ma zaplacic zonie swej Jadwidze wiana i wyprawy 600 grzywien na polowie tych majetnosci swoich, ktore mu przypadly przy podziale”. (Akta gr. i ziemskie, XIII, 1491)

Takiego rodzaju ewolucya odbywala sie w ciagu XV i XVI w. w ciszy i ustroniu familijnych i innych prawno-prywatnych stosunkow. Moze swiadkami tych przemian sa owe imiona podwojne, tak czesto spotykane w drugiej polowie w. XV u rozmaitych przedstawicieli ukrainskich rodow Rusi Czerwonej, owe Costhko alias Joannes Porochnicki, Joannes alias Hrycko Bybelski, Hlib-Mikolaj z Siennowa itd. (Akta gr. i ziemskie, VII 63, IX 81 i 110, i indeksy t. XIII i XVII) W ogole zas historia polonizacji tych rodow ukrainskich — a zbadac ja mozemy chociazby na podstawie danych dokumentalnych -nie byla dotychczas dokladnie wyswietlona, pomimo, ze z punktu widzenia kultury jest ona niezmiernie ciekawa.

W w. XVI nie ma juz prawie na Rusi Czerwonej moznych rodow, ktore by wytrwaly przy narodowosci ukrainskiej (ruskiej). Ze starych rodow tubylczych w XVI w. Al. Jablonowski (Zr. Dziejowe, XVIII cz. II str.287—288)* wylicza takie magnackie rodziny: Lipskich (potomkowie Dymitra z Goraja, obdarowanego przez Kazimierza wielkiemi dobrami w ziemi chelmskiej, Czurylow ( z tego samego rodu), Bybelskich-Nowomiejskich — wszyscy herbu Korczak. Danilowiczow, Dzieduszyckich i Tarnawskich -herbu Sas. Innych herbow — Kierdejow, Wapowskich, Lahodowskich. Wyjawszy Lahodowskich, ktorzy jeszcze w polowie XVI w. manifestuja swa ruska narodowosc piecza o monaster Uniowski, reszta wynarodowila sie przed pol. XVI w. — przewaznie jeszcze przed poczatkiem tego stulecia. * Ze wzgledu na zaciekawienie, jakie budza poruszane tu zagadnienia, pozwalamy sobie w tem i w kilku dalszych miejscach przytoczyc in extenso ze „Zrodel dziejowych” Aleksandra Jablonowskiego cytowane przez prof. Hruszewskiego ustepy. Redakcja

„Z natury rzeczy na Rusi powazne wielce miejsce- pisze Al. Jablonowski -winno bylo zajmowac moznowladctwo pochodzenia ruskiego. Mozne bojarstwo bylo tam potezne juz za Rurykowiczow i nie moglo byc teraz usuniete na strone przez nowa wladze zwierzchnia — w osobie Kazimierza Wielkiego i jego nastepcow. Istotnie tak tez sie stalo. Wnioskujac z bezposrednich nastepstw, mozemy napewno przyjac, pomijajac juz notoryczne dane, iz pierwsi wladcy polscy utrzymywali, przychylne sobie czy pojednane z soba, bojarstwo mozne przy posiadanych dotad dobrach.”. Nastepnie autor wylicza te ruskie rody starobojarskie przytoczone powyzej u prof. Hruszewskiego. Dodamy tylko, ze do rodow bojarskich pochodzenia ruskiego Al. Jablonowski zalicza jeszcze pod znakiem zapytania i Komarnickich herbu Junosza. Wreszcie „ogniwo posrednie miedzy grupami staro-ruska i szczero-polska przedstawialy — wedle Al. Jablonowskiego — domy przybyle na Rus Czerwona za wielkorzadcow Opolczyka — ze Slaska czy Moraw — jak dom herburtow herbu Paweza, a bez pochyby i Fredrow herbu Boncza ( z Wegier moze)”. W innem zas miejscu pisze Al. Jablonowski co nastepuje: „tak liczna niegdys na Rusi Czerwonej jak i po wszystkich ziemiach ruskich, klasa bojarow teraz pod koniec XVI w. ledwie slady po sobie zostawila. Rozlamala sie ona tu i pochylila w dwoch przeciwnych kierunkach: jedna jej czesc dostala sie szczesliwie miedzy zastepy ziemian-szlachty, obdarowanych prawem polskim, druga spadla na stanowisko prostych slug zamkowych, sluzek itp.” (str. 175—176) Niewiele jest juz szlachty zamozniejszej, ktoraby wowczas jeszcze za ukrainska (ruska) z przekonan narodowych uwazac mozna bylo. W znanych na przyklad petycjach do metropolity w sprawie eparchii halickiej z 1539—40 r. bierze udzial nastepujaca szlachta czerwono-ruska: Marek Szumlanski, Iwan Stanimirski, Iwan i Stefan Demideccy, Nikandro Switelnicki, Michal i Marek Balabanowie, Pawel Zeliborski, Iwan Lopatka, Piotr Uhernicki, Wasko, Trufan i Iwan Grabowieccy, Iwan i Pawel Zahwozdeccy, Olechno Zamostski, Iwan Dubrowicki, Wasyl i Olechno Czolhanscy, Iwan i Wasko Roznitowscy, Raszko i Stefan Swaryczewscy, Deonisij i Iwan Horbaczewscy, Iwan i Pawel Samborowie, Michal i Jacko Jaczniscy. (Akty Z. R. II, 193 i 198) Z pomienionych rodow kilka zaledwie zaliczyc mozna do szlachty zamoznej — Balabanow, moze Demideckich, Czolhanskich; reszta jest to szlachta srednia, albo drobna, jak Grabowieccy, Dubrowiccy, Rozniatowscy, Swaryczewscy, Jaczniscy itd. ( Por. u Jablonowskiego po. c. str 339 i nastepne, passim*.) *) „D r o b n a s z l a c h t a g n i a z d o w a r u s k a. Zatrzymac sie jeszcze nieco musimy — pisze Al. Jablonowski — nad pewnymi charakterystycznymi rysami, uderzajacymi badacza przy rozwazaniu trybu rozkrzewiania sie oraz rozsadowienia notorycznie znanych lub mniej watpliwych chociazby, rodow gniazdowych staroruskich. A w zastepstwie ogolnym szlachty czerwonoruskiej poczet to niemaly! Naprzod przedewszystkiem rody i domy, uzywajace na szczycie znaku herbowego Sas ( jest tych rodzin 50 z gora, str. 340) — bez wyjatku chyba sama Rus, mniejsza o legende, prowadzaca ich niby przodka wspolnego z poza gor Beskidu, ze srodowiska Woloszy wegierskiej. Zaraz za nimi, co do sily i liczby, ida, noszacy na szczycie Wreby — herbu Korczak (grupa ta obejmuje kolo 40 nazwisk, str. 341), podobniez, bodaj nie wszystkie rody — Rus pierwotna. Wylacznie tez, choc nie w takiem rozgalezieniu, staroruskie tylko rody szczyca sie herbami: Kierdeja — predzej juz turskiego niz wegierskiego pochodzenia, Salawa i Holobok. I tyle! Reszta zas rodow notorycznie staroruskich, przystosowala pierwotne znaki swe pieczetne do postaci wyksztalconych juz herbow polskich, lub poprzybierala sobie wprost takowe. Czesciej zas od innnych takie, jak: Nieczuja, Sulima, Junosza, Jastrzab, Ostoja”.

Na Rusi Czerwonej (szczegolnie w ziemi przemyskiej) owej drobnej szlachty ukrainskiej (ruskiej) bylo bardzo wiele juz w w. XVI. Pozniej w w. XVII przylaczaja sie jeszcze do niej prawie wszystkie te rody ruskie, ktore w czasach poprzednich usuniete zostaly przez rzad od wszystkiego, co wowczas dawalo dochody i wplywy. Rozmnazajac sie i rozrastajac liczebnie, staczaly sie one powoli ze swego dawnego stanowiska, az znalazly sie nareszcie w szeregach drobiazgu szlacheckiego za wyjatkiem oczywiscie rodow wygaslych lub spolszczonych w ciagu w. XVI. W rezultacie w pierwszej polowie w. XVII widzimy na Rusi Czerwonej nastepujace rody ruskie drobnoszlacheckie, ktorych nazwiska przekazaly nam akta wspolczesne. ( Lozinski „Prawem i Lewem” I, str. 290—1, podaje spis tej drobnej szlachty ( przytacza rowniez jej charakterystyke). Spis ten jednak nie jest wyczerpujacy — dopelniam go, z zastrzezeniem, ze i w tej postaci nie obejmuje on jeszcze wszystkich nazwisk.) W Ziemi H a l i c k i e j wystepuja wiec: Berezowscy, Chocimirscy, Drogomireccy, Grabowieccy, Holynscy, Kniahyniccy, Krechowieccy, Medynscy, Swistelniccy, Sulatyccy, Strutynscy, Tatomiry, Uherniccy, Wolkowiccy, Zeliborscy, Zurakowscy; w ziemi L w o w s k i e j: Baliccy, Czolhanscy, Dubrowscy, Hoszowscy, Kopeccy, Lozinscy, Podwysoccy, Podlasieccy, Pletenieccy, Pohoreccy, Popiele, Przedrzymirscy, Swirscy, Semihinowscy, Srokowscy, Winniccy, Witniccy; w ziemi P r z e m y s k i e j: Baczynscy, Berezniccy, Bilinscy, Bojarscy, Bratkowscy, Dobrianscy, Horodynscy, Horodyscy, Ilniccy, Jaminscy, Jasieniccy, Jaworscy, Kolnofojscy, Koblanscy, Komarniccy, Kopystynscy, Kryniccy, Kruszelniccy, Kulczyccy, Litynscy, Luccy, Monastyrscy, Matkowscy, Paclawscy, Podhorodeccy, Popiele, Radylowscy, Rytarowscy, Sieleccy, Sozanscy, Smereczanscy, Stupniccy, Terleccy, Tureccy, Turianscy, Tustanowscy, Uniatyccy, Uruscy, Winniccy, Wysoczanscy, Zeliborscy; w ziemi S a n o c k i e j: Dobrianscy i Lozinscy *). *) Al. Jablonowski, wyliczajac czerwonoruska „S z l a c h t e g n i a z d o w a, t r z y m a j a c a s i e s w y c h g n i a z d pod koniec w. XVI”, procz wyzej wymienionych rodow niewatpliwie ruskich, podaje jeszcze rody nastepujace: