Nauczyciel - Agnieszka Ziętarska - ebook + książka

Nauczyciel ebook

Agnieszka Ziętarska

4,4

Opis

Spokój zniknął, pozostawiając po sobie zwątpienie.

Trwają poszukiwania, a czas ucieka w zastraszającym tempie, zmniejszając ilość mocy z każdą chwilą. Flora oraz Felis świadomie rozpoczęli niebezpieczną grę, w której stawką jest ich wspólna przyszłość. Los nie jest jednak zbyt łaskawy i wciąż stawia przed nimi kolejne przeszkody. Czasu jest coraz mniej, a Przewodnicy zaczynają działać. Najważniejszy jest bowiem ład oraz posłuszeństwo wśród Niezmiennych. Nie cofną się przed niczym, by zachować władzę.

Czy Flora oraz Felis wraz z przyjaciółmi odnajdą sposób na zmianę przeznaczenia? Czy miłość naprawdę może odegnać mrok spowijający tych, którzy władają mocą?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 403

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (9 ocen)
6
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WYDAWNICTWO DLACZEMU

ul. Efraima Schroegera 90/B, 01-845 Warszawa

www.dlaczemu.pl

Dyrektor wydawniczy: Anna Nowicka-Bala

Redaktor prowadzący: Joanna Kłak

Projekt okładki i stron tytułowych: Woz Wreck Design

Skład i łamanie: Anna Jackowicz

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

WARSZAWA 2019

Wydanie I

ISBN: 978-83-954068-2-9

Zapraszamy księgarnie i biblioteki do składania zamówień hurtowych z atrakcyjnymi rabatami. 

Dodatkowe informacje dostępne pod adresem

[email protected].

Konwersja

Mojemu mężowi – za pomoc przy dialogach, wsparcie, wyrozumiałość, masę cierpliwości oraz dobrowolne przejęcie wieczornej warty nad maleństwem.

Najwspanialszej

Flora

W końcu dotarliśmy na miejsce. Stałam przed niewielkim, murowanym domem, a raczej przed jego pozostałościami. W obecnym stanie nie prezentował się zbyt dobrze – zapadnięty dach, ściany obrośnięte gęstym mchem, pełno rupieci na podwórzu i roztaczający się zewsząd zapach stęchlizny. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, jakby wydarzyło się tutaj coś złego, coś bardzo mrocznego. Kto wie, być może na to uczucie niepokoju miała wpływ pora naszej wizyty. Trafiliśmy pod wskazany przez mamę adres w środku nocy, ale Felis nalegał, żeby natychmiast tu wejść. Nie miałam najmniejszej ochoty na trudne rozmowy o tej godzinie, więc tylko przytaknęłam. Nikt nie mógł przecież mieszkać w takiej ruderze. To znaczy, nikt o zdrowych zmysłach. Oby mój ojciec nie okazał się bardziej świrnięty ode mnie – pomyślałam, zapinając kurtkę pod samą szyję. Jak na wiosenny wieczór było wyjątkowo zimno.

– Jesteś gotowa? – zapytał Felis, zerkając na telefon. Po chwili zapalił latarkę i spojrzał na mnie zniecierpliwiony.

– Przecież nikogo tu nie ma. Myślisz, że jest sens zapuszczać się do środka?

– Nawet jeśli jest opuszczony, mogą czekać na nas jakieś wskazówki. Musimy to sprawdzić – odparł podekscytowany i ruszył przed siebie, trzymając mocno moją dłoń.

Cały Felis. Uparł się, żeby odnaleźć mojego ojca i naprawdę wierzył w to, że jakimś cudem uda nam się zrealizować jego misterny plan. Niestety nasze szanse malały z każdą minutą. Pomijając fakt, że jedyny adres, z którym mogliśmy go powiązać, wskazywał na opuszczony, zaniedbany dom, to nie mieliśmy pewności, ile czasu zostało nam na poszukiwania. Nie chciałam tracić tylu ważnych chwil, ale skoro Felisowi tak bardzo na tym zależało, postanowiłam cieszyć się z jego obecności. Tym samym zakończyłam wszystkie dyskusje, spakowałam się i pożegnałam ze spokojnym, uczniowskim życiem.

Stanęliśmy na niewielkim ganku, a czarne, spróchniałe deski zaskrzypiały ostrzegawczo. Felis nie użył dzwonka, co uznałam za rozsądne w tej przedziwnej sytuacji. Następnie uchylił drzwi i zajrzał do środka. Kiwnął głową porozumiewawczo, a ja puściłam jego dłoń, ostrożnie przestępując próg. Przywitała nas niespodziewanie duża, pusta przestrzeń. Mogłam jedynie zgadywać, gdzie znajdował się salon oraz kuchnia, bo w środku nie było nic oprócz gniazdek elektrycznych. Farba na ścianach wydawała się pożółkła. Nawet podłoga została zerwana, więc stąpaliśmy po betonowej wylewce. Tylko nieliczne okna miały szyby. Chłodny wiatr wdzierał się do środka, rozwiewając moje włosy i wywołując nieprzyjemne dreszcze na plecach. Światło latarki tańczyło po pomieszczeniu. Szczerze wątpiłam w znalezienie tu czegokolwiek, co mogłoby się przydać. Zbadaliśmy wszystkie pomieszczenia na dole. Wśród nich była łazienka, jakiś schowek i najprawdopodobniej kotłownia, ale nie byłam tego pewna, bo brakowało pieca. Pod ścianą stała jednak drewniana skrzynia wypełniona węglem. Na piętrze wcale nie było lepiej. Wyposażenie zliczyłam na palcach jednej dłoni. Wanna, grzejnik olejowy, stary, wyblakły obraz, na którym spod warstwy kurzu prawie nic nie było widać i lampa naftowa. Kto jeszcze używał czegoś takiego? – pomyślałam, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Mały pokój, który jako jedyny posiadał drewnianą podłogę. Nawet w łazience została skuta cała terakota. Dlaczego tu postanowili oszczędzić deski? Przypadek? Zbyt bujna wyobraźnia – skarciłam się w myślach, gdy już skończyłam szukać w podłodze ukrytego schowka. Felis nie chciał się jednak poddać. Chodził po pomieszczeniach, ostukiwał ściany i wyglądał przez okna. W tym czasie ja zdjęłam z haczyka lampę naftową. Była zbyt ciężka jak na pustą. Wygrzebałam więc z kieszeni zapalniczkę i podpaliłam gruby knot. Zaskwierczał kilkukrotnie, aż w końcu nieśmiały płomyk rozświetlił brudne ściany. Odwiesiłam ją na miejsce, ale dalej nie miałam pomysłu, gdzie jeszcze mogłabym szukać. Może tak właśnie miało być? Jeśli mój biologiczny ojciec miałby ochotę na spotkanie, nie czekałby tyle lat.

W końcu nawet Felis stracił zapał i zdewastowaną posiadłość opuściliśmy całkowicie zrezygnowani. Zaproponował, żeby przepytać jeszcze sąsiadów, ale po chwili sam zreflektował się, że pora na składanie niezapowiedzianych wizyt nie była najlepsza. Ja również nie sądziłam, żeby ktoś zgodził się na rozmowę o sąsiedzie z całkiem obcymi osobami – i to w dodatku o czwartej nad ranem. Wróciliśmy więc do małego hotelu nieopodal. Nie czułam zmęczenia, ale przez nieskrępowany napływ myśli strasznie bolała mnie głowa. Leżałam, przyglądając się śpiącemu Felisowi. Trudno było uwierzyć w to, że jesteśmy razem. Na dodatek zmusił mnie do odnalezienia ojca. Kiedy moje życie zmieniło się tak drastycznie? Najprawdopodobniej podczas naszego pierwszego spotkania. To wspomnienie przywołało na mojej twarzy błogi uśmiech. Zerknęłam na szafkę przy łóżku, na której błyszczał łańcuszek z dwiema niemal pustymi kulkami, a wtedy mój dobry humor natychmiast wyparował. Jestem przeklęta – pomyślałamz rozpaczą. Wszyscy, których kocham, odchodzą. Wstałam i wyjrzałam przez okno. Długie, ponure cienie drzew wiły się po niewielkim ogrodzie. Jedyna, zardzewiała latarnia świeciła tak marnie, że nawet ćmy się nią nie interesowały. Ruszyłam po cichu do łazienki, ale potknęłam się o coś i z głośnym hukiem upadłam na podłogę. Zagryzłam zęby, przyciskając dłonie do bolącego kolana. Następnie z trudem usiadłam, nasłuchując jednocześnie, czy Felis dalej śpi. Jego oddech był miarowy i spokojny. Musiał być naprawdę zmęczony.

Pod prysznicem przypomniała mi się rozmowa z jego matką. Zaskoczyła mnie jej uprzejmość, ale również całkowicie rozumiałam cały niepokój. Kiedy zostałyśmy same, podała mi swój numer i poprosiła o kontakt w razie jakichkolwiek problemów.

– Jeśli czegoś wam zabraknie albo będziesz się kogoś obawiała, zadzwoń. Przytaknęłam jedynie kiwnięciem głowy i spojrzałam na wizytówkę.

Galla Narano

dyrektor Pierwszej Grupy Projektowej Gmachu Nauczycieli

Nie miałam pojęcia, czym jest Gmach Nauczycieli, ale powstrzymałam się od zadania tego pytania.

– Floro, zrobię wszystko, żeby odzyskał moc. Potrzebuję tylko trochę czasu.

– Tego właśnie nam brakuje – szepnęłam, zdając sobie sprawę, że powoli go tracę.

– Dam radę.

– Co pani planuje zrobić?

– To nieistotne. Najważniejsze jest bezpieczeństwo moich synów. Proszę, dbaj o niego. Nie pozwól, by się zamartwiał. Jeszcze nie wszystko stracone – powiedziała z uśmiechem i taką stanowczością, że natychmiast uwierzyłam w jej zapewnienia.

Być może karmiłam się złudną nadzieją, ale wolałam to niż życie w przekonaniu o całkowitej bezsilności. Przed wyjazdem zadzwoniłam do Lupusa. On również powiedział, że nie ma się czym martwić i że wymyślą coś razem z Preusem. Chciałam w tym pomóc, ale wszyscy zgodnie ostrzegali przed niebezpieczeństwem, więc trzymałam się z dala. Nie lubiłam tych, którzy chowają głowę w piasek, ale szczerze mówiąc nie widziałam dla siebie innej roli.

W końcu zakręciłam wodę i sięgnęłam po ręcznik. Nie zobaczyłam go jednak. Przed oczami miałam jedynie mrok. Zachwiałam się i dotknęłam plecami ogrzanych przez wodę kafli. Osunęłam się po nich, siadając w płytkim brodziku, a gdy nieco się uspokoiłam, zobaczyłam oślepiające światło. Kilka razy głęboko odetchnęłam. Byłam przekonana, że niespodziewanie pojawił się atak paniki, ale nie miałam racji. Stałam na drewnianej scenie. Wszędzie panowała ciemność, a snop światła skierowany był prosto na mnie. Czułam dziwne podekscytowanie i zniecierpliwiona przysunęłam do ust mikrofon.

– Dzisiejszy wieczór jest dla was, moi drodzy – powiedziałam i nagle rozbrzmiały gromkie brawa. Zapalono pozostałe światła nad sceną, oświetlając moich towarzyszy. Gitara, bas, klawisze oraz perkusja. Wszyscy gotowi i ogarnięci takim samym podnieceniem. Na ten dzień czekaliśmy od dawna. Pierwszy występ na wielkiej scenie. Od niego zależała nasza przyszłość. Zaczęłam śpiewać, a tłum wiwatował i piszczał. To dodawało mi sił. Byłam pewna, że od dziś jestem zdolna zmienić nasz los. Uwielbiałam to. Podczas występów czułam, że żyję. Nigdy nie potrafiłabym z tego zrezygnować. Muzyka wypełniała całe moje ciało.

Scena rozmyła się. Przepełniona radością siedziałam w garderobie. Chłopcy otoczyli mnie i przekrzykiwali się nawzajem.

– Dziś byłaś najlepsza!

– Pokochali cię!

– Teraz to już z górki. Miałem rację!

– Może powinienem ściąć włosy?

– W niczym ci to nie pomoże.

– Zamknij się!

Kochałam ich. Byli moją rodziną i musiałam o nich dbać. Niegrzeczni chłopcy zebrani do kupy, żeby nie sprawiali problemów oraz myśleli o przyszłości. Rozesłałam singiel, gdzie tylko się dało. Teraz trzeba było jedynie czekać na jakiś odzew. Spojrzałam w lustro. Tak właśnie wygląda ktoś, kto odnosi pierwszy sukces – pomyślałam i poprawiłam swoje sterczące, krótkie włosy. Od lat ścinałam je na jeża. Dzięki takiemu prostemu zabiegowi czułam się wyzwolona. Zupełnie jakby z czterdziestoma centymetrami włosów odeszła okropna przeszłość. Krwisto czerwone usta, przekłuta brew i nos. Niezliczona ilość kolczyków w uszach oraz ulubione, czarne, nabijane ćwiekami buty. Cała ja.

Kolejny błysk światła. Zalazłam się w niewielkim, skromnym pokoju, pełnym sprzętu muzycznego. Po chwilowej dezorientacji odzyskałam równowagę.

Od dawna służył za rupieciarnię, ale nie mieliśmy jeszcze pieniędzy na wynajęcie studia lub jakiegoś magazynu. Sec rzucił kurtkę na fotel. Następnie usiadł na jego oparciu. Powolnym ruchem wyciągnął papierosa i zapalił go. Lubiłam patrzeć, jak to robił. Byliśmy razem już od kilku lat, ale ten widok jeszcze mi się nie znudził. W zasadzie byłam pewna, że nigdy mnie nie znudzi.

– Musimy porozmawiać, Mała – powiedział, a ja usiadłam na podłodze i oparłam głowę na jego kolanach.

– To coś ważnego?

– Tak. Musisz wiedzieć, że długo się nad tym zastanawiałem, ale podjąłem już decyzję.

– Jaką decyzję?

– Wyjeżdżam.

– Co takiego?! – zapytałam, prostując się. Z podejrzliwością spojrzałam na człowieka, którego przecież tak dobrze znałam. Co on zamierzał zrobić?

– Zaczynam szkołę. Głupio zrobiłem, odchodząc. Zostały mi tylko dwa lata.

– Nie możesz wyjechać. Nie teraz. To nasza pierwsza trasa koncertowa. Przecież płyta tak świetnie się sprzedaje!

– O to właśnie chodzi. Dla ciebie nie istnieje już nic innego, prawda? Tylko zespół i pieniądze.

– To nieprawda!

– Może tego nie widzisz. Nie zmartwiłaś się, że będziemy w związku na odległość. Wystraszyło cię jedynie to, co może się stać z zespołem po moim odejściu. Mam dość. Potrzebuję przerwy.

– Jestem odpowiedzialna za chłopaków, dlatego tak mnie to martwi. Przecież chodzi również o ich przyszłość. Sec, nie rób nam tego. Bez perkusisty wszystko się rozpadnie.

– Znajdziecie sobie kogoś innego.

– Nie zostawiaj mnie! – błagałam dalej, wierząc, że może uda mi się go przekonać.

– Przykro mi, że tak się wszystko zakończy. Stawiam na swoją przyszłość. Wy powinniście zrobić to samo. Jeśli będziesz chciała, możesz do mnie dołączyć. Załatwię ci najlepsze zajęcia dla wokalistek. Będziesz mogła się rozwinąć, a później, kto wie, może dostaniemy jakąś dobrą propozycję.

– Nie zostawię swojej rodziny! Wiesz o tym!

Jak mógł pomyśleć, że zrobię to, co on? Nigdy ich nie zdradzę!

– Teraz jest najważniejszy moment. Jeśli przestaniemy dawać koncerty, to możemy pożegnać się z sukcesem – szepnęłam zawiedziona.

Poczułam chłód. Ból w piersi spowodował, że do oczu napłynęły ciężkie łzy.

– Przeproś ich ode mnie.

– Nie masz zamiaru sam tego zrobić?

– Nie. Dziś znikam, ale życzę wam powodzenia – odparł, a ja szczerze go znienawidziłam.

– Jesteś tchórzem. Nie chcę cię znać!

– Jak sobie życzysz – odparł i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.

W tamtej chwili postanowiłam, że pewnego dnia osiągniemy nasz cel, bez jego pomocy. Jeszcze do mnie wróci…

Po sekundzie znalazłam się za ladą. Nalewałam ciemne piwo do wysokiego kufla, uparcie wpatrując się w ekran telewizora. Klient pospieszał mnie, więc bez słowa wydałam mu piwo oraz resztę. Ścisnęłam pilota i zwiększyłam głośność. Stało się! Po czterech latach Sec wrócił na scenę. Tym razem debiutował ze znanym rockowym zespołem. Był świetny. Zazdrościłam mu i żałowałam, że nam się nie udało. Nie znaleźliśmy zastępstwa na czas, więc odwołano naszą pierwszą oraz jedyną trasę koncertową. Płyta odeszła w zapomnienie, a my pogrywaliśmy tylko w weekendy. Na dodatek w miejscu mojej pracy. Nikt inny nie chciał naszych występów, nawet za darmo. Nie byliśmy już modni. Straciłam zapał oraz resztki nadziei. Może powinnam się z nim spotkać?

Ale Sec i ja nigdy nie zobaczyliśmy się ponownie. Bardzo tęskniłam. Chciałam z nim porozmawiać. W chwili gdy podjęłam decyzję o wyjeździe, ogłosili w wiadomościach straszne wieści. Jego zespół miał wypadek podczas podróży i przeżył jedynie kierowca. Niestety nie był nim Sec. W tamtej chwili mój świat przestał się kręcić, a kolory zmieniły się w odcienie szarości.

Trzymałam w pomarszczonych dłoniach album. Byłam młoda, piękna, zdolna, ale w jednej chwili straciłam wszystko, zmieniając się w samotną, zgorzkniałą i pełną żalu staruszkę. Nie odnalazłam szczęścia, a moje serce na zawsze pozostało z nim. Gdybym miała jeszcze jedną szansę, lepiej bym ją wykorzystała – pomyślałam, zamykając album.

Ocknęłam się zmarznięta i przerażona. Zbadałam stan swojego ciała. Dłonie wyglądały jak jeszcze chwilę temu, zero zmarszczek. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Wytarłam pospiesznie zaparowane lustro, pogrążając się w natłoku myśli. Dlaczego ta kobieta z wizji wyglądała tak, jak ja? No może z wyjątkiem tej upiornej fryzury i tony żelastwa w uszach oraz na twarzy. Kim ona była? I dlaczego czułam się zdradzona? Jej życie z całą pewnością nie należało do tych z pogranicza bajek. Podjęła kilka decyzji, których później żałowała. Może to moja podświadomość wysyłała do mnie znaki, tylko jeszcze nie potrafiłam ich rozszyfrować?

Felis

Stałem się zwyczajny. Utrata mocy oraz możliwości dokonywania tych niesamowitych rzeczy sprawiła, że usiłowałem wszelkimi sposobami wynagrodzić swoje braki. Spryt i wytrwałość nie były jednak wystarczające. Dla Niezmiennego moc była czymś normalnym, powszednim, a jej utratę odbierano jako jedną z najgorszych kar. Czułem się niepełny, niepotrzebny, zupełnie jakby nagle wrzucono mnie do innego świata. Otaczające mnie przedmioty straciły na znaczeniu, a chroniczny brak sił spowodował napływ niekontrolowanej irytacji. W miarę możliwości powstrzymywałem się przy Florze, ale było to coraz trudniejsze. Najprawdopodobniej przyczyniał się do tego uciekający czas, jak również nasza bezsilność. Postanowiłem skupić uwagę na celu. Plan odnalezienia jej ojca spalił na panewce, a ja nie miałem nowych pomysłów. Na domiar złego rodzice nie potrafili się opanować i znów zasypywali mnie wiadomościami. Czy mogłem zrobić coś więcej? Czy Flora będzie o mnie pamiętała, gdy odejdę z jej życia? Te pytania, jak i wiele innych, co chwilę mąciły moje myśli. W roztargnieniu wygrzebałem z walizki czyste ubrania, a przezroczysta, szklana kulka potoczyła się po podłodze. Znaleźliśmy ją podczas wizyty w bibliotece Niezmiennych. Dlaczego coś tak bezwartościowego znajdowało się w dziale dokumentów poufnych? Czy była to tylko pamiątka? Czy jej właściciel odegrał w naszej historii jakąś ważną rolę? – zastanawiałem się za każdym razem, kiedy na nią spoglądałem. Znów upchnąłem ją na samym dnie walizki i starałem się zapomnieć o jej istnieniu.

Od wczoraj znajdowaliśmy się w Dito, niewielkim mieście najdalej na wschód od stolicy. Spokojna, wręcz uśpiona okolica, do tego najprawdopodobniej brak Niezmiennych. Nie sądziłem, że mogliby się tu czymś zajmować. Zazwyczaj liczniejsze grupy pojawiały się w dużych miastach. Pomyślałem, że nawet jeśli nie napotkamy żadnej wskazówki, będziemy mogli zostać tu do końca. Właśnie w takim miejscu chciałem teraz żyć. Brak internetu, smogu i częściowy brak zasięgu telefonu – to bardzo mi służyło.

Wyszliśmy z hotelu tuż po wschodzie słońca. Flora nie wyglądała najlepiej. Znów męczyła ją bezsenność. Pewnie podświadomie przerażało ją spotkanie z biologicznym ojcem. Wielokrotnie powtarzała mi, że nie musimy tego robić. Chciała, żebym porzucił myśl o wyprawie, ale z jakiegoś powodu czułem, że to może być dla niej ważne. Jeśli nie teraz, to w przyszłości. Dlatego za wszelką cenę starałem się ją przekonać. Nie mogłem odejść, nie pozostawiając po sobie czegoś istotnego.

Naszym pierwszym przystankiem była stacja benzynowa. Musiałem uzupełnić braki paliwa i energii. Gorąca, mocna kawa postawiła mnie na nogi, a Flora po herbacie odzyskała rumieńce. W kieszeni zawibrował telefon, więc zmusiłem się do sprawdzenia kolejnej wiadomości. Zaskoczyło mnie, że matka nie napisała, a dzwoniła.

– Felis! Jak dobrze, że odebrałeś – zaczęła nieśmiało, wypuszczając powietrze z ulgą.

– Wszystko w porządku, mamo?

– Tak, tak. Po prostu musiałam się upewnić. Poza tym mam dla ciebie informację. Powinna cię ucieszyć.

– Zatem zamieniam się w słuch – odparłem, nie wierząc w to, że odnaleźli sposób na przywrócenie mojej mocy.

– Pamiętasz, jakiś czas temu wypytywałeś mnie o Primusa. Pogrzebałam trochę w wolnym czasie i znalazłam pewien adres.

– Przecież mówiłaś, że został skazany na śmierć – szepnąłem, żeby nie zwrócić na siebie uwagi kelnerki.

Flora uważnie mi się przypatrywała, a jej dłoń zacisnęła się na łyżeczce. Zatrzymała deser w drodze do ust.

– Tak właśnie było. Pomyślałam tylko, że chciałbyś wiedzieć, gdzie przebywa jedyna żyjąca osoba z jego rodziny.

– Rodziny?

– Primus miał młodszą siostrę, ale żeby się z nią spotkać, musiałbyś pojechać dość daleko.

– Znałaś ją? Myślisz, że mogłaby mi coś powiedzieć?

– Spotkałyśmy się kilka razy, ale jestem pewna, że kiedy tylko o mnie wspomnisz, to zgodzi się na rozmowę.

– W takim razie odwiedzimy ją razem z Florą. Gdzie ona mieszka?

– To przygraniczne miasteczko Dito. Prowadzą do niego…

– Możesz powtórzyć? – przerwałem jej, odstawiając pusty kubek.

– Ona mieszka w Dito. Dlaczego tak cię to dziwi?

– Właśnie tu jesteśmy!

– Co?! Po co tam pojechaliście?

– Sprawy rodzinne. Flora musiała coś załatwić – odparłem i zobaczyłam uśmiech wdzięczności na jej twarzy. Nie lubiła o sobie mówić, a moja matka nie musiała znać szczegółów.

– W takim razie idźcie na Aleję Wierzbową. Dom numer…

– Dwadzieścia dwa – dokończyłem za nią. Czułem jak krew odpływa mi z twarzy.

– Skąd wiesz?

Nie miałem pojęcia, co jej powiedzieć. Ten sam adres podała nam matka Flory. Czy jej ojcem mógł być ktoś z rodziny Primusa? To przypadek czy może zwyczajna pomyłka?

– Felis, jesteś tam?

– Tak, jestem… porozmawiamy później.

– Wytłumacz mi proszę, o co chodzi? – powiedziała, zmieniając ton. Była zła.

– Wczoraj widzieliśmy ten dom. To ruina. Od lat nikt tam nie mieszka. Zwrócił naszą uwagę, bo wyglądał wyjątkowo marnie – skłamałem. Matka miała wystarczająco dużo problemów na głowie. Nie chciałem dokładać kolejnego, przez który straciłaby zmysły.

– Niemożliwe. Mieszka tam dwoje Niezmiennych. Na to wskazują ostatnie raporty.

– Kiedy były aktualizowane?

– Sprawdzam…

Usłyszałem kilka kliknięć.

– Osiem miesięcy temu. W Dito był jeden z pracowników działu statystycznego. Znam go, nie mógł sfałszować raportu.

– A jednak. Jeśli chcesz, wyślę ci kilka zdjęć. Niech się z tego wytłumaczy.

– Tak, przepytam go jeszcze dziś. Felis… kiedy wrócicie do domu? Ta sprawa wydaje się… dziwna.

– Nie wiem. Dam ci znać. Nie martw się.

– Dobrze. Uważaj na siebie, synku.

– Ty też. Przekaż ojcu, że chciałbym z nim porozmawiać. Nie może co godzinę do mnie pisać!

– Martwi się tak jak my wszyscy.

– Wiem, ale nie chcę, żeby popadł w jakąś paranoję.

– Felis! Zgodziliśmy się na twój niedorzeczny pomysł z wyjazdem, więc musisz się liczyć z tym, że ja i ojciec chcemy być na bieżąco. Szczególnie teraz.

– Stan mocy nie zmienił się od kilku dni – powiedziałem, bo czekała na takie potwierdzenie, ale prawda wyglądała oczywiście inaczej. Każdy z dwóch kamieni świecił coraz bladziej.

– To świetna nowina, może coś się unormowało.

– Możliwe. Słuchaj, muszę kończyć. Porozmawiamy później.

– Tak. Do usłyszenia, Felis. Tęsknimy.

– Ja też. Pa! – rozłączyłem się.

Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, co mogę powiedzieć Florze. Wcześniej nie wspominałem jej o Primusie. Wydawało się to rozsądne. Teraz musiałem o wszystkim opowiedzieć. Chyba, że… otrzymaliśmy od jej matki zły adres.

– Jak nazywa się twój ojciec? – zapytałem ją. Otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła. Nie znała odpowiedzi.

– Bardzo dobre pytanie – odparła. – Nie mam pojęcia, jak zamierzałam o niego wypytywać sąsiadów, skoro nie wiem o nim podstawowej rzeczy! Gdzie ja miałam głowę!

Wyciągnęła telefon i zadzwoniła, najprawdopodobniej do swojej matki. Musieliśmy znać chociaż jego nazwisko. Czekałem w napięciu. Jeśli jej ojciec należał do rodziny Primusa, ona również.

– Nie odbiera – odparła, pisząc krótką wiadomość. – Oby odezwała się jak najszybciej. Jak mogłam być tak roztargniona?!

– Dziś porozmawiamy z kim się da, ominiemy jakoś problem nazwiska.

Flora oblizała łyżeczkę od ciasta i przyjrzała mi się uważnie.

– Martwią się, prawda? – zapytała, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Tak.

– Nic nowego nie wymyślili?

– Nie.

Chciałem dodać, że naprawdę mi przykro, ale nie miałem na to siły. Czułem się wyjątkowo zagubiony.

Po śniadaniu wróciliśmy przed zniszczony, stary dom. W świetle dnia prezentował się jeszcze gorzej. Najdziwniejsze było jednak to, co mówiła matka. Niezmienni w takim miejscu?

W najbliższym sąsiedztwie stały jedynie trzy domy. Zapukaliśmy do pierwszych drzwi. Firana w oknie poruszyła się, ale nikt nam nie otworzył. Spróbowałem ponownie. Cisza.

– Chodźmy dalej. Najwyraźniej nie mają ochoty na rozmowę – powiedziała Flora i odwróciła się na pięcie.

– Nic z tego, nie zamierzam się tak łatwo poddać! – pomyślałem i załomotałem pięścią w drzwi.

– Proszę nam pomóc! – krzyknąłem – Staramy się odnaleźć ojca! To bardzo ważne! Zajmiemy tylko moment!

Flora podbiegła i zaczęła rozpaczliwie ciągnąć mnie za rękaw.

– Co ty wyprawiasz? Teraz nikt się do nas nie odezwie! – skarciła mnie, ściszając głos.

– Proszę. To nasza ostatnia szansa! – zawołałem w stronę drzwi i z zadowoleniem usłyszałem, że ktoś przekręcił klucz w zamku.

Po chwili przez szparę w drzwiach przyglądała się nam niska, starsza pani. Miała zmrużone oczy. Zapewne przez problemy ze wzrokiem. Flora nieśmiało podeszła bliżej.

– Bardzo przepraszamy za najście. Miałam nadzieję, że mogłaby nam pani powiedzieć coś o swoim sąsiedzie – powiedziała bardzo szybko, jakby bała się, że staruszka zamknie jej drzwi przed nosem.

– Sąsiedzie? Myślałam, że szukasz ojca – powiedziała babcia i odkaszlnęła, następnie splunęła obficie w chusteczkę.

Flora zamrugała kilkukrotnie, jakby przyzwyczajając się do tego, co właśnie zobaczyła, a ja zasłoniłem usta dłonią. Ta sytuacja była jednocześnie zabawna i obrzydliwa. Emocje zachowałem jednak dla siebie.

– Tak. Z tego, co wiem, mój ojciec mieszkał kiedyś w tym domu – odpowiedziała w końcu, wskazując na spróchniałą ruderę.

– Niemożliwe. W tym domu nikt nie mieszkał.

– Jak to?

– Od dziesiątek lat stoi pusty. Nie widzisz jak wygląda?

– Nie pamięta pani czasów, kiedy było inaczej? – zapytała Flora. W jej głosie usłyszałem wyraźny niepokój.

– Drogie dziecko, jak byłam małą dziewczynką, omijaliśmy to miejsce i nazywaliśmy je nawiedzonym, więc jeśli mieszkał tam twój ojciec, musiałby mieć więcej lat niż ja.

Albo ta staruszka kłamała, albo ostatnie aktualizacje działu statystycznego były błędne. Według nich jeszcze osiem miesięcy temu mieszkało tam dwoje Niezmiennych.

– Rozumiem. Dziękuję za wszystko – odpowiedziała Flora, uśmiechając się. W odpowiedzi usłyszeliśmy jedynie trzaśnięcie drzwi i ponowny chrzęst zamka.

Czułem, że od tej kobiety niczego się nie dowiemy. Zrezygnowani podeszliśmy do kolejnego osobliwego, pomarańczowego domu. Okiennice pociągnięte były niedbale niebieską farbą, a przed gankiem rezydowało chyba ze sto krasnali ogrodowych. Spoglądały na nas z upiornymi uśmieszkami.

Nacisnąłem dzwonek, a wewnątrz rozbrzmiała głośna melodia. Nie znałem jej, ale przypominała jakiś klasyczny kawałek. Chwilę później w drzwiach stanął młody mężczyzna z dzieckiem na rękach. Chłopiec przecierał zmęczone oczy.

– Dzień dobry. Przyjechaliśmy z daleka – przywitała się Flora. – Mam nadzieję, że pomoże nam pan ustalić kilka faktów. Szukam mojego ojca. Otrzymałam wiadomość, że mógł mieszkać pod numerem dwadzieścia dwa.

– Niestety, ktoś musiał panią wprowadzić w błąd – odparł mężczyzna, stawiając chłopca na podłodze. – Tam nikt nie mieszka od bardzo, bardzo dawna.

– Jest pan pewien, że ten dom był w takim stanie rok temu? – zapytałem, a mężczyzna rozejrzał się na boki i wyszedł do nas. Następnie zamknął drzwi, zostawiając chłopca w środku.

– Nie wiem, co oraz od kogo słyszeliście, ale tak jak powiedziałem, nikt tam nie mieszkał. Dla własnego dobra powinniście wracać, skąd przyjechaliście. Chcemy tylko, żeby zostawiono nas wszystkich w spokoju – powiedział stanowczo, więc odeszliśmy bez pożegnania. Ostatni dom okazał się pusty lub też jego mieszkańcy byli jeszcze mniej rozmowni niż sąsiedzi. Mimo usilnych starań, nikt nam nie otworzył.

Niebo zaszło ciemnymi chmurami, a gęsty deszcz spadł na nas w drodze do samochodu. Dobiegliśmy do niego przemoczeni oraz zrezygnowani. Patrzyłem, jak Flora wyciera włosy i w milczeniu przebiera się z mokrych ubrań. Starałem się odnaleźć odpowiednie słowa, które mogłyby ją pocieszyć, ale usiadła prosto, zapięła zamek kurtki i z przerażeniem w oczach wskazała palcem przed siebie.

Między drzewami, w strugach deszczu stał mężczyzna. Chudy, zgarbiony i na oko w średnim wieku. Nie podszedł, ale przywołał nas gestem dłoni. Spojrzeliśmy na siebie. Flora była kompletnie zdezorientowana.

– Co robimy? – zapytała, wciskając się głębiej w fotel.

– Zostań tu i zamknij drzwi. Wrócę, jak tylko wszystkiego się dowiem – odpowiedziałem półszeptem.

– Nie możesz iść do niego sam! Spójrz tylko. Stoi w deszczu i gapi się na nas. To nienormalne!

– Nic mi nie zrobi. Może nie wyglądam na osiłka, ale umiem się bronić.

– Tak, widziałam, co potrafisz. Po prostu… boję się go. Nie powinniśmy wysiadać.

– Może mieć dla nas jakieś informacje. Sprawdzę to.

– W takim razie idziemy razem – zadecydowała.

Nie czekając na moją reakcję, wysiadła z samochodu. Naciągnęła kaptur na głowę, ukrywając pod nim strąki mokrych włosów i porażający strach w oczach. Mocno chwyciłem ją za rękę, prowadząc w stronę tego tajemniczego człowieka.

Kiedy zbliżyliśmy się do nieznajomego, odwrócił się, ruszając w stronę gęstego lasu. Wszedł na wąską ścieżkę między drzewami, zatrzymując się co jakiś czas, żeby sprawdzić, czy dalej za nim idziemy. Flora cała się trzęsła, więc włożyłem jej dłoń do kieszeni swojej kurtki. Splotła palce z moimi. Wyczułem, że nieco się rozluźniła. W tej właśnie chwili pragnąłem ponad wszystko, żeby jej życie stało się lepsze, żeby odnalazła w sobie optymizm, którego wciąż jej brakowało.

– Źle robimy – szepnęła, przyciskając się do mojego ramienia.

– Czym byłoby życie bez odrobiny adrenaliny, nie? – zapytałem żartobliwie.

– Nie jestem szalona! To był twój pomysł!

– Chyba nie myślisz, że pozwolę, żeby coś ci zrobił?

Nie odpowiedziała. Zatrzymałem się i położyłem dłoń na jej policzku.

– Hej, nic złego się nie stanie. Tak?

– Mhm – mruknęła bez przekonania.

Jak miałem ją uspokoić? Niemożliwe, żeby miała mnie za takiego mięczaka!

– Skarbie, to, że mam tylko część mocy nie oznacza, że straciłem też na tężyźnie i sile fizycznej. Położę go na łopatki w kilkanaście sekund, jeśli będzie trzeba.

Z niedowierzaniem uniosła brew.

– A co, jeśli będzie ich kilku?– zapytała i zerknęła w stronę naszego przewodnika, który zniknął między drzewami.

– Uciekniemy – odparłem poważnie, ale po chwili wyszczerzyłem się w uśmiechu. Nie wytrzymała i też roześmiała się na głos, zapominając na moment o strachu.

– Mój bohater!

– A jak! Zawsze trzymam fason.

Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Pośród wielkich, ponurych drzew stała skromna leśniczówka. Z komina unosiły się ku górze kłęby dymu, a na werandzie tliła się mała lampa oliwna. Gospodarz pozostawił również otwarte drzwi.

– Coraz mniej mi się to podoba – szepnęła Flora. – Jeszcze możemy zawrócić.

– Poczekaj tu – powiedziałem i wszedłem do środka.

Światło sączyło się jedynie z pomieszczenia znajdującego się na końcu korytarza, więc tam też się udałem. Mężczyzna, który nas przyprowadził, zdejmował właśnie kurtkę. Następnie przerzucił ją przez oparcie fotela. Całą wieczność czekałem, aż się odezwie.

– Zapraszam do środka. Czas się trochę ogrzać.

Sekundę później zorientowałem się, że Flora nie posłuchała mojego polecenia. Stała tuż za mną i z przestrachem zerkała na nieznajomego zza mojego ramienia.

– Nie bójcie się. Nie jestem wariatem, choć tak mówią w mieście. Po prostu widzę więcej niż oni. Siadajcie, siadajcie – powiedział i nalał coś do kubków. Zapach kawy rozniósł się natychmiast po pokoju.

Rozejrzałem się. Dwa fotele, stół z czterema krzesłami oraz prosty, kamienny kominek, w którym płonęły suche drwa. Flora powoli zbliżyła się do ognia i wyciągnęła przed siebie zmarznięte dłonie. Patrzyła w płomienie. Pewnie dalej męczyły ją złe przeczucia.

– Dlaczego pan nas tu przyprowadził? – zapytała, odwracając się w jego stronę.

– Słyszałem, że kogoś szukacie. Mogę pomóc. Odpowiedzi na wasze pytania nie są widoczne dla prostych zjadaczy chleba. Trzeba mieć w sobie to coś. Ja to nazywam boskim zmysłem, wy zapewne przeczuciem i spostrzegawczością. Poza tym mogę się pochwalić, że akurat w tej materii mam sporo doświadczenia. Choć nieprzerwanie mówią o mnie te okropne, niestworzone rzeczy.

– Nic nie słyszeliśmy. Czy można wiedzieć, jakie plotki krążą na pana temat? – wtrąciłem, chcąc dowiedzieć się nieco więcej.

– Ostatnio w modzie jest nazywanie mnie oszołomem. Najgorsze, że ci ignoranci zaczęli straszyć mną dzieci. Mną… Wyobrażacie to sobie? W życiu nie skrzywdziłem żadnego stworzenia, nawet mrówki. To czysta zazdrość, mówię wam! – rzucił rozpogodzony, a jego usiana zmarszczkami twarz wykrzywiła się w szczerym uśmiechu.

– O co mogliby być zazdrośni? – dociekała Flora.

– Na przykład o mój otwarty i chłonny umysł. Tak myślę…

– Wspominał pan, że może nam pomóc – postanowiłem przerwać te pogaduszki i przypomnieć mu sedno naszej wizyty.

– Tak, tak. Pytaliście o mieszkańców domu na Wierzbowej dwadzieścia dwa, zgadza się?

Potwierdziłem kiwnięciem głowy, a nieznajomy z ekscytacji aż klasnął w dłonie. Jakby ucieszyło go to, że pytamy akurat o ten dom. Kontynuował.

– Mieszkam tu od urodzenia, a ci wszyscy – pożal się Boże – sąsiedzi pojawili się jakieś sześć miesięcy temu. Wysiedlono poprzednich lokatorów i do tej pory nie wiadomo gdzie. Ich miejsce zajęły te przeciętne aktorzyny. Zawsze podejrzewałem, że muszą im płacić za gadanie bzdur. Niejednego wprowadzili już w błąd.

– Czyli wie pan coś o tym zniszczonym domu? – zapytała Flora z wyraźnym zaciekawieniem. Może zaczęła się wkręcać w poszukiwania. Nareszcie – pomyślałem.

– Oczywiście, że wiem. Gdzie ja to mam… – mówił do siebie, przeglądając półki z książkami. W końcu wyciągnął jedną z nich. Między kartkami leżało kilka zdjęć.

– Patrzcie na to – powiedział, rozkładając je na stole.

Fotografie przedstawiały piękny, duży dom. W niczym nie przypominał on obecnego gruzowiska.

– Kiedy je zrobiono? – zapytałem, a Flora podniosła jedno ze zdjęć i przyglądała mu się z bliska. Na odwrocie napisano datę. Wyglądało na to, że rok temu budynek był w świetnym stanie.

– Kto tam mieszkał? – usiłowała się dowiedzieć – Pamięta pan może?

– Tak. Dom należał do młodej kobiety. Miała na imię Piri, Tiri… W każdym razie jakoś tak. Wprowadził się do niej brat. Chyba na stałe, ale nie dopytywałem. Dość mroczny typ. Zazwyczaj małomówny i nad wyraz opryskliwy. Nie wzbudzał sympatii, więc większość ludzi omijała go szerokim łukiem. Rzecz jasna ja się nie bałem. Lubię doprowadzać rzeczy do końca, a on niezmiernie mnie fascynował. Rozpocząłem więc badania – zachichotał i poprawił się na krześle. Przysunął w naszą stronę kubki z gorącym napojem, ale nie mieliśmy zamiaru ryzykować. Nie wyglądał na takiego, który posiada wszystkie klepki.

– Badania? – wtrąciła Flora, prostując się odruchowo. Pewnie jej wyobraźnia działała teraz na pełnych obrotach.

– Może lepiej będzie, jeśli nazwę to dochodzeniem – odparł, wytrzeszczając swoje zamglone wspomnieniami oczy.

Nabierałem coraz większej pewności, że to kompletny szajbus, ale najwyraźniej coś tam wiedział.

– Czy pamięta pan, jak się nazywał? – zapytałem, mimo że podejrzewałem, jak będzie brzmiała jego odpowiedź.

– Nie mógłbym zapomnieć. Nazywał się Primus Laris.

Czy to było możliwe? Żył? Matka skłamała, mówiąc o karze śmierci i egzekucji? Czy on mógł być ojcem Flory? Myśli kołatały w mojej głowie, sprawiając, że we wszystkim się pogubiłem.

– Ma pan może jego zdjęcie? – zapytała, wstając.

Dziwny mężczyzna kiwnął potakująco, sięgnął po gruby notes wypchany wycinkami z gazet i odręcznymi notatkami. Musiał naprawdę lubić śledzenie innych. Najwyraźniej nie miał swojego życia. Jakież to smutne.

Pokazał nam fotografie przedstawiające Primusa. Wyglądał tak samo jak na zdjęciu z biblioteki, z tą różnicą, że tutaj sfotografowano go w codziennych sytuacjach. Niósł zakupy, grabił liście, mył samochód. Na jednym ze zdjęć towarzyszyła mu wysoka, ładna kobieta. Pewnie siostra. Flora długo mu się przyglądała. Czy wiedziała, jak wygląda jej ojciec? Rozpoznawała go?

– To on – powiedziała ściszonym głosem, dotykając jego twarzy. – To jest mój tata.

– Czy ty…? Czy jesteś taka jak on? – zapytał wariat, a jego oczy zaszkliły się z podniecenia. Ta rozmowa zboczyła na niebezpieczny tor.

– Co pan ma na myśli? Jaka miałabym być?

– Posiadasz jakieś nadprzyrodzone zdolności? – wyszeptał, pochylając się nad stołem.

– Skąd to panu przyszło do głowy? Czy my wyglądamy na nienormalnych?! – wtrąciłem, udając oburzenie.

– Nie. Po prostu pomyślałem, że mogła odziedziczyć coś po ojcu…

– Co takiego miałabym odziedziczyć?

– On potrafił… znikać. Widziałem też, jak pąki kwiatów rozkwitały w jego dłoniach. Pewnego razu dzikie zwierzęta oblazły cały dom. Przez osiem dni nie mógł się ich pozbyć. To było całkiem zabawne. Niestety nie mam dowodów w postaci zdjęć. Musicie uwierzyć mi na słowo. Policja zabierała mnie zawsze w najmniej odpowiednim momencie, bo ludzie zwykli oskarżać mnie o wścibstwo. Ja się pytam: czy za to idzie się siedzieć? Śmiech na sali! Przecież jako przykładny, troskliwy obywatel muszę wiedzieć, kto mieszka pośród nas. Wracając do tematu – Primus był wyjątkową istotą. Nie miałem tylko okazji sprawdzić jego siostry, bo za późno zacząłem się nią interesować.

– Stroi sobie pan z nas żarty?!

– To nie są żarty, chłopcze – żachnął się i zamknął notatnik. – To najprawdziwsza prawda.

– Wie pan, co się wydarzyło? Dlaczego ich dom jest w takim stanie? – Flora sprytnie zmieniła temat.

– Nie jestem pewien, co zrobili z chałupą, ale podobno uciekali w pośpiechu. Odjechali w nocy i słuch o nich zaginął. Dam głowę, że ktoś nieodpowiedni ich zdemaskował. Byli zmuszeni znaleźć kolejną kryjówkę.

Flora zamilkła.

– Czyli nie wiadomo, gdzie mogli się udać? – chciałem się upewnić.

– Nie wiem nic na pewno, ale ja na ich miejscu wybrałbym jakieś odosobnione miejsce. Takie jak mój dom. W takiej chacie nie rzucaliby się w oczy. A właśnie, dobrze, że sobie o tym przypomniałem. Skoro spotkałem córkę Primusa, muszę coś oddać. Znalazłem to zaledwie kilka dni temu. Leżało w chwastach na podwórzu. Zabrałem, bo wyglądało na cenne. Oczywiście nie zamierzałem tego sprzedawać. Chciałem mieć pamiątkę, ale to powinno być twoje – powiedział, po czym w pośpiechu wybiegł z pokoju.

– Myślisz, że mój ojciec może być taki jak ty, czy to tylko gadanie wariata? – szepnęła do mnie Flora.

– To całkiem prawdopodobne, że jest jednym z nas – odparłem. Czyli ten dziwny koleś wyręczył mnie i sam o wszystkim jej powiedział.

Teraz poczułem jeszcze silniejszy przymus. Musieliśmy go odnaleźć, nie tylko ze względu na Florę, ale również moją moc. Byłem wręcz przekonany, że będzie w stanie mi jakoś pomóc.

– Ciekawe, czy wie o moim istnieniu…

– Wkrótce się przekonamy.

Nieznajomy wbiegł z impetem do pokoju, trzymając w ręce drewnianą, rzeźbioną szkatułkę. Flora wzięła ją i postawiła przed sobą na stole, a następnie delikatnie uchyliła wieczko. W środku znajdował się złoty sygnet. Nic mi to nie mówiło. Przyjrzeliśmy się mu dokładnie – miał wytłoczony znak, odwróconą ósemka.

– Nieskończoność – szepnęła Flora i uśmiechnęła się pod nosem.

Jej proste włosy poskręcały się lekko od wilgoci, a policzki nabrały rumieńców. Jeśli się nie uda, znajdę dla ciebie odpowiedniego opiekuna – pomyślałem. Nie zawiodę cię. Nigdy nie zostaniesz Samobójcą. Z zamyślenia wyrwało mnie głośne chrząknięcie. Nasz świrnięty gospodarz dawał o sobie znać.

– Dziękuję. Nie wiem nawet, co powiedzieć… To wiele dla mnie znaczy.

– Cieszę się, że mogłem pomóc. Mam tylko jedną prośbę. Mógłbym może zrobić sobie z wami zdjęcie? Tak na pamiątkę.

Flora upierała się, więc przystałem na tę głupią propozycję.

– To dopiero coś! Osobisty kontakt z córką Primusa! To dla mnie prawdziwy zaszczyt – powiedział i skłonił nisko głowę. – O rany! Na śmierć zapomniałem. Wybaczcie, moje myśli zazwyczaj wędrują swoimi ścieżkami. Jestem Potus, ale możecie mówić mi Pot.

– Miło mi. Jestem Flora, a to Felis. Nie przypuszczałam, że uzyskam tak wiele informacji. Jeszcze raz dziękuję. Prosiłabym również o dyskrecję.

– Nikt się nie dowie, że tu byliście. Koniecznie daj znać, czy udało się go odnaleźć!

– Postaram się. Trzymaj za nas kciuki, Pot.

– Ma się rozumieć! Jednak z przykrością muszę przyznać, że jeśli Primus nie chce być odnaleziony, nie będzie to łatwe.

– Tak, zdajemy sobie z tego sprawę. Nigdy nie idziemy na łatwiznę – odpowiedziała i ponownie obdarzyła go promiennym uśmiechem.

Tyle życzliwości oraz ufności, że aż trudno było uwierzyć. Przez te kilka miesięcy zmieniła się nie do poznania.

Nie mieliśmy żadnego punktu zaczepienia, więc postanowiliśmy wrócić na jakiś czas do Sasso. Czekało mnie tam ważne spotkanie z Amatem. Chciałem przedstawić mu mój nowy plan.

Flora

Zmieniłam zdanie. Teraz naprawdę pragnęłam go odnaleźć. Może nie będzie chciał rozmawiać albo zwyczajnie nie uda nam się poskładać tej układanki, ale musiałam chociaż spróbować. Czy naprawdę jest Niezmiennym? Czy mam rodzeństwo? Moje myśli na chwilę powróciły do Fiore. Nie byłam pewna, czy zgodziłby się na kolejnego brata lub siostrę. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Z całą stanowczością mogłam stwierdzić, że jako młodsza i słabsza siostra byłam dla niego prawdziwym utrapieniem. Pewnie nie miałby ochoty niańczyć kolejnego niedorozwiniętego społecznie dzieciaka. Pot zasiał we mnie maleńkie ziarenko nadziei. W pewnym sensie odwrócił moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Byłam już w miejscu, gdzie mieszkał mój ojciec. To niesamowite i przerażające zarazem – pomyślałam. Tylko co mogliśmy jeszcze zrobić? Felis zapewniał, że jego brat na coś wpadnie, więc skierowaliśmy nasze kroki w stronę domu.

Po drodze zatrzymaliśmy się w motelu, gdzie zaserwowano nam paskudne śniadanie. Niby najzwyklejsze jajka na boczku, ale wyglądały jak karton i niestety tak też smakowały. Felis zwykle pochłaniał ogromne ilości jedzenia, ale tego nie odważył się tknąć.

– Wolałbym już zieleninę Lupusa – jęknął, odsuwając od siebie talerz. Na jego twarzy malowało się wymowne obrzydzenie.

Wyruszyliśmy w dalszą podróż. Felis wspomniał, że kupimy coś po drodze, ale jak się okazało, nie było to wcale takie łatwe. Niestety wybraliśmy trasę ubogą w stacje benzynowe, a tym bardziej w sklepy. Byliśmy głodni i wściekli, a na dodatek powoli kończyło się nam paliwo. Kiedy samochód stanął, Felis wpadł w szał.

– Dlaczego nie zabrałem tego pieprzonego kanistra?! Idiota ze mnie! – krzyczał, uderzając dłońmi o kierownicę. Po chwili wysiadł i odetchnął głęboko.

– Przejdźmy się – zaproponowałam. – Może po drodze złapiemy podwózkę.

– Nie wiem, jak daleko przyszłoby nam iść. Zaraz zacznie się ściemniać.

– Nie mów, że obleciał cię strach – zadrwiłam, ale Felisa wcale to nie bawiło.

– Zmarzniesz, a ja jeszcze bardziej się wścieknę. Pozostaje nam tylko przeczekać noc w samochodzie.

– To nic takiego – powiedziałam, siląc się na optymizm. Nie chciałam, żeby dalej był w tak kiepskim humorze. – Może znajdziemy dla ciebie jakieś korzonki albo jagody. Głód wydobywa z ciebie bestię.

– Masz całkowitą rację – powiedział i w końcu się uśmiechnął. Ten uśmiech był jednak podszyty czymś jeszcze. Felis zbliżył się i odchylił moją brodę ku górze, wbijając we mnie spojrzenie zielonych oczu.

– Znam tylko jeden sposób na sen w takim miejscu – wyszeptał swoim miękkim, niskim głosem i pocałował mnie. Mimo zamkniętych oczu, zobaczyłam gwiazdy.

Tego wieczoru przekonałam się, że tylna kanapa jego samochodu jest równie wygodna jak hotelowe łóżko. Już nie żałowałam, że zabrakło paliwa.

– Zdecydowanie częściej powinieneś zapominać o tankowaniu – szepnęłam, obracając w palcach wisiorki na jego piersi. Teraz wiedziałam, czym są. Mocy znów było mniej, ale w tamtej chwili nie chciałam o tym rozmyślać.

– Jak sobie życzysz, kochanie – odparł sennym głosem i objął mnie. Każdy jego czuły dotyk sprawiał, że niespokojne myśli zastępowało opanowanie. Zasnęłam pod cienkim kocem w silnych, szerokich ramionach.

Kiedy otworzyłam oczy, był środek nocy. Przez zaparowane szyby nic nie widziałam, a mój pęcherz bezlitośnie przypominał o swojej niewielkiej pojemności.

– Po co ja wypiłam ten sok?! – warknęłam pod nosem, szukając ubrań. Odnalazłam jedynie bokserki i koszulkę Felisa, więc założyłam je szybko. Gdy otworzyłam drzwi, mruczał coś pod nosem, ale dalej spał. Wysiadłam więc, przymykając je delikatnie.

Wyglądało na to, że znaleźliśmy się na kompletnym odludziu. Rozejrzałam się dookoła – otaczał nas głównie suchy, równinny krajobraz, a w oddali majaczyła czerń drzew. Tak mi się przynajmniej wydawało. Schowałam się za jednym z niewielkich krzewów i odczułam nieprawdopodobną ulgę. Tego mi właśnie było trzeba – pomyślałam. Kiedy skończyłam, usłyszałam w oddali niepokojący szelest. Błyskawicznie obudziła się moja czujność, ale zamiast zawołać Felisa, postanowiłam sprawdzić, co takiego usłyszałam. Chwyciłam oburącz pobliski patyk – najgrubszy jaki znalazłam – i wyjrzałam zza krzaka. Wciąż było ciemno i głucho, nikogo nie widziałam. Na palcach przeszłam kilka kroków w stronę samochodu. Mrok skutecznie mnie dezorientował. W pewnym momencie wydawało mi się, że kaktus przypomina schylonego człowieka. Szaleństwo… Nagle usłyszałam bardzo wyraźne kroki, a mój oddech gwałtownie przyspieszył. Oczywiście nie wpadłam na to, żeby zabrać ze sobą latarkę. Niepokój rósł we mnie z każdą sekundą. Czy ktoś właśnie usiłował się do nas zbliżyć? Tylko po co? Okraść? Wystraszyć? Ktokolwiek się na to zdobył, nie był świadomy, z kim zadziera. Felis tracił nad sobą panowanie zdecydowanie za szybko. Stając w mojej obronie był zdolny do wszystkiego. Wstrzymałam oddech, chcąc wsłuchać się w odgłosy nocy, ale moje serce dudniło tak głośno, że nic do mnie nie docierało. Zacisnęłam ręce na gałęzi. Coś zaszeleściło za moimi plecami, więc wzięłam zamach i uderzyłam na oślep z całych sił. Bez ostrzeżenia zadałam kolejny cios. Biorąc następny zamach poślizgnęłam się, ale spotkanie z twardym podłożem przyjęłam po bohatersku. Moja broń gdzieś się zapodziała, więc natychmiast wypełniłam dłonie kamieniami i rzuciłam je przed siebie. Usłyszałam znajomy głos, w chwili gdy księżyc wychylił się zza chmur i rzucił nieco światła na wcześniej zamarłe w ciemności pustkowie.

– Co do…? – wydusił z siebie zaskoczony Felis.

Stał zgięty w pół. Musiałam trafić w jakiś czuły punkt.

– Czym sobie na to zasłużyłem? Za mało seksu czy jak? – zapytał, rozmasowując lewe ramię oraz brzuch. Sycząc z bólu pomógł mi wstać.

– O matko! Przepraszam cię! Nie wiedziałam, że to ty. Ale to twoja wina, bo… bo właściwie to dlaczego się skradasz? Przestraszyłeś mnie!

– Nie skradam się. Przyszedłem, bo zobaczyłem, że zniknęłaś. Na kogo czaiłaś się z tym czymś? – zapytał, spoglądając na leżący nieopodal patyk.

– Na… przestępcę – odparłam, a Felis w odpowiedzi parsknął śmiechem.

– A to dobre! Myślisz, że ktoś chciałby nas tu zamordować?

– Niewykluczone.

– Skarbie, prędzej ja zabiłbym tego, który próbowałby cię skrzywdzić.

– Jestem chyba trochę przewrażliwiona.

– I bardzo pewna siebie. Czemu sama chciałaś okładać bandytę kawałkiem drewna? Przecież mogłaś mnie zawołać.

– Nie jestem pewna. Wszystko działo się w ułamku sekundy. Przypuszczałam, że dam sobie radę.

– No nie, trzymajcie mnie. To nazywasz bronią na przestępcę?– zapytał, wskazując na mizerną gałąź leżącą u moich stóp. W mroku nocy wydała się być znacznie solidniejszym środkiem obrony.

– Przez moment naprawdę się bałam.

– Już dobrze, wracajmy do samochodu. Jeszcze jakiemuś zboczeńcowi przyjdzie na myśl podglądać, jak gorąca laska paraduje w męskiej bieliźnie – rzucił i znów się roześmiał.

Złośliwiec.

Reszta nocy minęła nam bez niespodziewanych aktów samoobrony. O świcie ruszyliśmy pieszo w poszukiwaniu najbliższej stacji benzynowej i czegoś do jedzenia. Po godzinie zrozumiałam, że głodny Felis to gderliwy Felis. Wszystko go drażniło, cały czas narzekał.

– Może w końcu przestaniesz? Ja też jestem zmęczona.

– Zmęczenie to nic w porównaniu z głodem. Zjadłbym coś smacznego… i kawa, tak! Pachnąca kawa… Jeśli nic nie zjem, to niedługo będziesz musiała ciągnąć mnie za sobą.

– To może lepiej będzie, jak cię tu zakopię?

Felis uniósł brwi i zacisnął usta, żeby powstrzymać niemiłą ripostę.

– Jesteś dla mnie zbyt okrutna. Zamiast znaleźć jakieś pożywienie, marnujesz czas na głupie gadki o zakopywaniu żywcem.

Droga skręciła w stary, iglasty las. Przywitałam odrobinę cienia z przesadnym entuzjazmem. Ciągły żar lejący się z nieba nie ułatwiał podróży.

– Może tu znajdziemy coś na ząb – mruknął Felis, rozglądając się.

Pewnie wypatrywał jakichś leśnych owoców albo grzybów. Nie myślał chyba, że będę teraz czegoś szukała?!

– Przydałoby się też coś do picia. Ktoś nieopatrznie opróżnił w nocy całe zapasy soku – dodał złośliwie.

Nie wytrzymałam.

– Tak bardzo jesteś głodny? To żryj szyszki! – wrzasnęłam, a moje słowa odbiły się echem od wszechobecnych drzew.

Felis prychnął, posyłając mi obrażone spojrzenie.

– Nie jestem wszystkożerny – odciął się.

– A ja opanowana. Sorry.

Naszą jałową utarczkę przerwał dźwięk nadjeżdżającego samochodu.

– W samą porę! – ucieszyłam się, nieomal podskakując z radości. Samochód oznaczał dla mnie wybawienie przez możliwość nakarmienia głodnego Felisa. W tamtej chwili irytowało mnie to bardziej niż zasadniczo brak paliwa.

Na szczęście kierowca zlitował się i zabrał nas na stację. Tam kupiliśmy kilka kanistrów paliwa, niezdrowe przekąski oraz wodę. Sami nie dalibyśmy rady się z tym zabrać, więc nieznajomy zgodził się odstawić nas do samochodu. Szybko zalaliśmy bak i znów ruszyliśmy przed siebie.

Wkrótce czekało mnie kolejne spotkanie z rodziną Felisa. Zupełnie nie byłam na to gotowa. Mimo dzielących mnie od nich dziesiątek kilometrów, denerwowałam się.

Wieczorem wjechaliśmy do Sasso i zatrzymaliśmy się pod wielkim kompleksem biurowców. Felis powiedział, że nie może zabrać mnie do środka, ale postara się wrócić jak najszybciej. Przekazał mnie więc w ręce Preusa.

– Nakarm ją dobrze zanim wrócę – zarządził Felis i ruszył w stronę szklanych drzwi, nad którymi wisiał ozdobny napis:

Każdy dzień jest początkiem wieczności.

Ładne – pomyślałam, przypominając sobie o obecności przyjaciela.

– Nie mieliście czasu na jedzenie czy jak? – zapytał Preus, rzucając mi dwuznaczne uśmieszki. Musiałam się zarumienić, bo pokiwał głową ze zrozumieniem i nic już nie dodał.

Jak miło było rozsiąść się w restauracji i zjeść coś ciepłego. Z pełnym brzuchem zaczynałam silnej odczuwać zmęczenie.

– Felis wspominał, że trochę dowiedzieliście się w Dito – zagadnął Preus podczas wygrzebywania z talerza ostatnich kawałków mięsa.

– Tak, ale trafiliśmy w ślepy zaułek.

– Dalej chcesz odnaleźć ojca?

– Teraz nawet bardziej niż wcześniej.

Uśmiechnął się tajemniczo.

– Dobrze, że postanowiliście przejechać pół kraju. To może się przydać.

– Też jestem takiego zdania. Jak poszukiwania informacji na temat mocy?

– Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to koniec. Teksty podają, że nie ma sposobu na odnowienie mocy – powiedział, a ja poczułam nieprzyjemny skurcz żołądka. Zrobiło mi się słabo.

– Hej, Mała, my się nie poddajemy – dodał pospiesznie, widząc moją minę. Pomimo swojej krnąbrnej natury, Preus od zawsze się o mnie troszczył. – On może być pierwszym, który tę moc odnowi. Bo dlaczego nie, prawda?

Nawet nie zauważyłam, kiedy łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Preus otarł je delikatnie, zapłacił za jedzenie i wsadził mnie do swojego auta. Rozpacz rozdzierała mnie od środka. Przy Felisie starałam się jakoś trzymać, ale podczas jego nieobecności fala bólu przetoczyła się po moim ciele niczym tsunami.

– Życie jest niesprawiedliwe – wydusiłam z siebie, kiedy już udało mi się nieco uspokoić. Patrzyłam za okno na wszystkie znane mi miejsca. W innych okolicznościach cieszyłabym się z powrotu do domu.

– Życie jest przede wszystkim nieprzewidywalne. Pamiętaj, że nic nie jest jeszcze przesądzone – odparł Preus, a mnie zdziwiły słowa, które wypowiedział. Zazwyczaj ograniczał się do krótkich twierdzeń, żartów i przekleństw.

Stanęliśmy przed wysoką, żeliwną bramą. Ponad drzewami górowała nowoczesna, biała willa. Zachwycająca – pomyślałam. Preus wysiadł i otworzył mi drzwi. Szliśmy kamienną ścieżką między licznymi rzeźbami, trzymając się za ręce. Felis na pewno by tego nie pochwalił. Jego drugim imieniem była zazdrość. Jednak Preus w ten sposób dodawał mi sił. Taki błahy, niewinny dotyk niósł ze sobą pocieszenie oraz niezwykle pokrzepiające ciepło. Przeszliśmy koło głównego wejścia. Służba już na nas czekała, ale Preus postanowił ich odprawić. Następnie zaprowadził mnie do garażu. Usiadłam na ławce do ćwiczeń i spoglądałam na pozostałe sprzęty. Teraz wiedziałam, gdzie z Felisem rzeźbili swoje idealne ciała. Preus podał mi otwarte piwo. Nie odmówiłam i wzięłam spory łyk. Pozwoliłam, by obecność Preusa oraz gorzki alkohol zagłuszyły smutek, który pożerał moją duszę.

– Wierzysz w to, że jest chociaż cień szansy? – zapytałam, odstawiając butelkę na podłogę.

– Oczywiście. Musimy tylko znaleźć Primusa – odpowiedział pewnie, jakby fakt jego odnalezienia był oczywistą kwestią czasu. Oparł się o regał z narzędziami i odpalił papierosa.

– Co on ma wspólnego z mocą Felisa?

– Jest Niezmiennym. Może wiedzieć dużo więcej niż my.

– Skąd takie przypuszczenia? – dopytywałam. Coś się nie zgadzało.

– Nie powiedział ci? Cholera, mam za długi język. No nic. Primus był kiedyś bardzo potężnym Niezmiennym, ale wszyscy utrzymują, że zmarł, a dokładniej mówiąc, że został skazany na śmierć. Zgodnie z tym, czego się dowiedzieliście, to nie jest prawda. Możliwe, że to jakieś grupowe kłamstwo. Odnalezienie go to nasz priorytet.

– Felis poszedł do brata. Amat może nam w tym pomóc?

– Ma wielu wpływowych znajomych. Nawet w stolicy. Jeśli ktoś miałby nam pomóc, to właśnie on.

– Chciałabym w to wierzyć…

– Floro – zaczął i kucnął przy mnie – Musimy być gotowi na każdą ewentualność. Felis zdaje sobie z tego sprawę. Postanowił nie karmić się nadzieją. Po części zaakceptował swój los.

– To nie powinno się dziać…

– Masz rację, nie powinno, ale skoro już się wydarzyło, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dać z siebie wszystko.

– Jesteś silny… Ale ja nie potrafię. Bez niego nie dam sobie rady.

– Mała, zawsze będę przy tobie, jeśli tego zechcesz. Sprawię, że będziesz szczęśliwa, obiecuję – powiedział i dotknął mojej dłoni. – Jesteśmy przecież przyjaciółmi.

W odpowiedzi starałam się uśmiechnąć, ale nie było to łatwe. Preus wstał i zaciągnął się papierosem.

– Dziękuję ci.

– Nie dziękuj i nie trać nadziei. Odnajdziemy Primusa i dowiemy się, jak pomóc Felisowi, a wtedy wszystkie zmartwienia znikną.

Chciałam wyrazić pewne powątpiewanie co do tego szczątkowego planu, ale do garażu niespodziewanie wszedł Lupus.

– Witajcie!

– Nareszcie jesteś – ucieszyłam się i podeszłam, żeby go przytulić. O dziwo, pozwolił mi na to. Nawet pogłaskał mnie uspokajająco po głowie.

– Powiedziałeś jej, że damy radę? – zagadnął przyjaciela, a ten skinął głową twierdząco i otworzył kolejne piwo.

– Wiecie, że was kocham? – zapytałam, zdając sobie sprawę, że to całkowita prawda. Kochałam ich jak braci. Tęskniłam i nie wyobrażałam sobie, żeby coś mogło nas rozdzielić na dłużej.

Uśmiechnęli się do mnie. Nie odpowiedzieli, ale dobrze wiedziałam, co czują.

– Mój ojciec się nie zgodził – rzucił Lupus. – Chciałem, żeby wydał oficjalne pozwolenie na wizytę w bibliotece – wyjaśnił.

– Dlaczego musisz mieć na to pozwolenie? Czy biblioteki nie są ogólnodostępne?

– Niestety, nie ta. Wiesz, masa tajnych dokumentów i brudnych spraw. Też nie chciałbym, żeby mój syn znalazł coś na mnie – odparł Lupus.

– Twój ojciec jest przecież maksymalnym perfekcjonistą i chodzącym ideałem – rzucił Preus.

– Nie jestem tego taki pewien. Jak wyjaśnisz jego odmowę?

– Może zaostrzyli warunki po naszym ostatnim włamie?

– O tym nie pomyślałem. Zaskakujące, ale możesz mieć rację – powiedział, patrząc na Preusa z niedowierzaniem.

Pozostało nam czekać na powrót Felisa. Oby dla odmiany przyniósł dobre wieści.