Nasze jutro - Szafrańska Anna - ebook + książka

Nasze jutro ebook

Szafrańska Anna

4,6

Opis

Drugi tom historii o zakazanej miłości.

Daniel i Łucja wciąż stąpają po cienkiej linie. Co gorsza, jest jeszcze ktoś, kto cały czas wzbudza na niej drgania. Zośka traktuje Łucję jak rywalkę i wcale tego nie ukrywa. Jej działania zaczynają wykraczać znacznie dalej niż zwykła zazdrość, sprawiając, że Łucja przestaje być bezpieczna. Daniel będzie musiał w końcu podjąć jakąś decyzję. Jednak szybko zrozumie, że są rzeczy, na które nie ma wpływu, i czasami, żeby chronić innych, trzeba poświęcić siebie. Wydaje się, że Łucja i Daniel nigdy nie znajdą drogi do siebie. Trafiają na coraz większą liczbę przeszkód, a największą stanowią oni sami i ich przekonanie, że nie mogą być razem. Na drodze ich miłości stoi wszystko, a za ich uczuciem tylko pragnienie, z którym walczą już tak długo. Może niedługo wcale nie będą chcieli już stąpać po linie. Może uznają, że ryzyko jest zbyt duże i ich NA ZAWSZE, zmieni się w NIGDY.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 335

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (56 ocen)
40
9
5
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariolaAndrzejczak

Nie oderwiesz się od lektury

chwyta za serce
00
Bozenka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Gratuluję autorce za tak wspaniałą powieść .Polecam.Bozenka .2022
00
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
filipstefan

Nie oderwiesz się od lektury

Ale to było dobre 😍
00
Wiolka0870

Nie oderwiesz się od lektury

To była niezwykła dawka emocji. Piękna historia zakazanej miłości.
00

Popularność




Copyright © Anna Szafrańska Wydawnictwo NieZwykłe Oświęcim 2019 Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved
Redakcja: Beata Kostrzewska
Korekta: Alicja Chybińska Magdalena Zięba-Stępnik
Redakcja techniczna: Mateusz Bartel
Przygotowanie okładki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8178-222-7
www.wydawnictwoniezwykle.pl
KonwersjaeLitera s.c.

Rozdział 1

So many questions

But I’m talking to myself

I know that you can’t hear me any more

Not anymore

So much to tell you

And most of all goodbye

But I know that you can’t hear me any more.

Skylar Grey, Words

Łucja

Leżałam z twarzą wciśniętą w poduszkę.

Nie obchodziło mnie kompletnie nic. I nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Odkąd wyszła ode mnie Pola, nie ruszyłam się nawet o milimetr. Po pogrzebie wróciliśmy do domu. Nie urządziliśmy żadnej stypy. Nie mieliśmy do tego głowy ani sił. Wtuliłam się w koc, którym okryła mnie przyjaciółka. Pachniał mamą...

Jak miałam teraz bez niej żyć? Jak wyjść do szkoły i wrócić z myślą, że mama nie czeka na mnie w domu? Z jej fantazyjnym obiadem. Z uśmiechem. Z otwartymi ramionami, w które zawsze mogłam się wtulić.

Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Nawet nie chciałam.

I nie próbowałam.

Oddychałam i chyba to się liczyło, prawda?

A chyba najbardziej bolało mnie to, że nie mogłam się z nią pożegnać. Gdybym nie poszła na pieprzone zajęcia, byłabym z nią! Wszystko przez te farby! Przez obrazy! Wszystko ich wina!!! Nim się spostrzegłam, tkwiłam pośrodku pokoju, uderzając sztalugą o podłogę. Zrzucałam z regału farby. Łamałam pędzle i kredki. Rozrywałam na strzępy kartki z bloku.

Przestałam dopiero, gdy Daniel złapał mnie mocno, przytrzymując za ręce. Siedzieliśmy na podłodze pośród tego gruzowiska mojego dawnego życia i płakaliśmy razem.

Żadne z nas nic nie powiedziało.

Po prostu... byliśmy. Dalej.

Obudziło mnie światło. Przez chwilę myślałam, że to ranek, jednak gdy oczy przyzwyczaiły się do półmroku, zorientowałam się, że leżę na łóżku przykryta kołdrą, a źródłem owego światła jest lampka nocna. Daniel siedział na podłodze, po cichu wrzucając do niebieskiego worka pozostałości po moim wybuchu. Nadal był w czarnym garniturze. Nawet nie ściągnął krawata, który pożyczył od taty. Sam nie miał czarnego.

Chyba musiał wyczuć, że się przebudziłam, bo zawiesił dłoń w chwili, gdy miał uprzątnąć połamane pędzle.

– Kupię ci nowe.

Nie czułam wstydu. W ogóle niczego nie czułam poza rozrywającym duszę smutkiem.

– Nie chcę.

– Łucja, nie powinnaś...

– Nie powinnam co? – warknęłam ostro, zaciskając powieki. – To z ich powodu nie pożegnałam się z mamą. To ich wina. Mama kazała mi iść na zajęcia. Gdybym nie poszła...

– To byłaby smutna – przerwał mi Daniel, przysiadając na brzegu łóżka. – Takiej odpowiedzi oczekujesz?

Podniosłam wzrok, spoglądając na niego. Po raz pierwszy od tamtego popołudnia w szpitalu patrzyliśmy na siebie. I po raz pierwszy widziałam jego rozpacz wymieszaną z wściekłą determinacją.

– Gdybym nie poszła, pożegnałabym się z nią – ciągnęłam, próbując zatuszować urazę kryjącą się w moim głosie. – Ostatni raz by mnie przytuliła. Pocałowała. A tak... nie miałam tego. Oddałabym wszystko, by móc tego doświadczyć. By móc powiedzieć jej „kocham”. Ten ostatni raz.

– Wiesz, co powiedziała mama, nim... odeszła?

Fala lodowatego dreszczu przecięła mi kręgosłup. Obróciłam się na łóżku, jednak Daniel był szybszy. Złapał mnie za ręce, przyciskając je do poduszki. Zawisł nade mną, a jego twarz znalazła się w odległości kilku centymetrów od mojej. Zacisnęłam powieki. Nie chciałam wiedzieć... nie teraz...

– N-nie... nie chcę...

– Że mamy spełniać marzenia – wyszeptał łamiącym się głosem. – Że mamy łapać życie pełnymi garściami. Że mamy kochać i po prostu być. Żyć, Łucja!

– Nie potrafię... Daniel, ja nie potrafię... Nie bez niej.

Poczułam na policzkach łzy. Ale to nie ja płakałam.

Uniosłam powieki. Na skroni Daniela dostrzegłam pulsującą żyłkę, a zielone oczy były wypełnione łzami.

– Mówiła, że cię kocha. Bezgranicznie. I że masz malować. Być sobą.

Szloch zawładnął moim ciałem. Chciałam się zwinąć w kłębek i po prostu płakać, ale sztywny uścisk Daniela na to nie pozwolił. W końcu, gdy trzęsąc się na całym ciele, z trudem łapałam oddech, puścił moje dłonie. Położył się tuż obok, mocno przyciskając mnie do swojej piersi. Czułam jego ciepły oddech na uchu i łzy, które ginęły w moich włosach. Jego szczery szept, który nie pozwolił, bym zapomniała o obietnicy. Już nigdy.

– Wiem, Łucja. Mnie też to boli. I też nie potrafię sobie wyobrazić kolejnego dnia. Ale musimy. Pamiętaj, że musimy to zrobić dla niej. Bo o to nas prosiła.

Tak, to była moja mama. Zawsze o nas myślała i całe życie to my byliśmy najważniejsi. Aż do końca.

Płakaliśmy razem, jak tego dnia, gdy umarła.

I nie chciałam, by Daniel mnie puścił. Nie teraz. Potrzebowałam go. Był moją kotwicą. Moim wsparciem. Dlatego, gdy jakiś czas później chciał wstać, myśląc pewnie, że zasnęłam, z całej siły wczepiłam się palcami w mankiet jego marynarki.

– Przytul mnie – powiedziałam cicho.

I został.

Spletliśmy nasze dłonie. Wtulił nos w zagłębienie mojej szyi. Czułam ciepło jego ciała. W tym parszywym dniu, najgorszym z możliwych, cieszyłam się, że miałam jego. Mojego brata.

Daniel

Parkując przed domem, zauważyłem, że w salonie pali się światło. Ktoś jeszcze nie spał. Miałem nadzieję, że Łucja wróciła ze swoich zajęć. O ile w ogóle poszła. Przez blisko miesiąc zawoziłem ją do szkoły, a później na kurs malarstwa. Czasami szła do Poli. Innym razem przychodziła do baru, gdy miałem zmianę. Zaszywała się gdzieś w kącie ze słuchawkami w uszach, odrabiając lekcje i od czasu do czasu pozwalając mojej koleżance z baru, Emilii, do siebie zagadać. Czasami coś szkicowała. Była cieniem dawnej siebie. Przestała się uśmiechać.

Rozumiałem jej żałobę, ja również przeżyłem odejście mamy, ale coś umierało we mnie za każdym razem, gdy patrzyłem w puste oczy Łucji. Były matowe, pozbawione blasku i nie wyrażały żadnych emocji. Starałem się być blisko niej, wspierać i pomagać, jednak to było bardzo trudne, szczególnie gdy nie chciała ze mną rozmawiać. Zdawało mi się, że wystarczała jej sama moja obecność, a ja jak ten masochista byłem na każde jej skinienie. Właśnie przez nią nie mogłem sobie pozwolić na załamanie po pogrzebie mamy. To Łucja trzymała mnie przy zdrowych zmysłach – chęć zajęcia się nią, pomocy czy wsparcia. Myślałem tylko o niej i to tym, co teraz robi. To nie było zdrowe, szczególnie że moje serce waliło w piersi za każdym razem, gdy ją przytulałem albo ocierałem jej łzy. Trudno było mi udźwignąć wiedzę, że zostałem adoptowany, a Łucja z biologicznego punktu widzenia nie jest moją siostrą. Gdy pierwszy szok minął, byłem w stanie myśleć tylko o tym, że to był jakiś żart losu. Byłem zakochany w dziewczynie, z którą tak naprawdę nic mnie nie łączyło oprócz nazwiska. Wielokrotnie zastanawiałem się, jakby to było, gdyby wychowywała mnie ta Natalia, gdyby nadal przyjaźniła się z mamą, a Łucja byłaby córką Igi Słowikowskiej. Wszystko byłoby znacznie prostsze. Normalne.

Ani ja, ani tata nie powiedzieliśmy Łucji prawdy. Byłem już zmęczony ciągłym powstrzymywaniem się. Poskramianiem emocji. Ukrywaniem. Ręce same rwały mi się do Łucji, myślałem tylko o niej i tylko o tym, by znowu znaleźć się w jej pokoju i by jeszcze raz prosiła mnie, bym zasnął tuż obok. To musiało się skończyć. Musiałem to przerwać. Nie chciałem zrobić czegoś, czego będę żałował do końca życia. Od utraty samokontroli dzieliła mnie już bardzo cienka granica. Bałem się tego, co się stanie, gdy odrzucę zdrowy rozsądek.

Biorąc głęboki wdech, wysiadłem z samochodu. Ojciec siedział w salonie, pochylony nad rozłożonymi na stole papierami. Zorientowałem się, że tak naprawdę ich nie studiował. Patrzył w jakiś punkt i oddychał płytko. To ostatnio często mu się zdarzało. Gubił się we wspomnieniach i tracił kontakt z rzeczywistością. Zupełnie jak Łucja.

Odłożyłem klucze na komodę i ściągnąłem buty. Przeszedłem przez salon, siadając w fotelu na wprost ojca. Dopiero wtedy mnie zauważył. Potrząsając głową, potarł zaczerwienione od niewyspania oczy.

– Późno wróciłeś – rzucił krótko.

– Był młyn w barze. A ty? Nie kładziesz się spać?

– Mam jeszcze trochę do zrobienia – odparł ze zmarszczonymi brwiami, przekładając kartki.

Wrócił do pracy niemal natychmiast po śmierci mamy. Nie miałem mu tego za złe. Chciał zająć czymś myśli, by poczuć namiastkę normalności. Sam tak robiłem. Chodziłem do szkoły, do pracy i jeszcze zajmowałem się Łucją.

– Łucja u siebie? – spytałem, pocierając kolano. Czasami w dni takie jak te, gdy było mokro i wilgotno, cholernie mnie bolało.

– Wróciła jakiś czas temu.

– Więc długo tu siedzisz – stwierdziłem wprost.

Tata obracał w dłoniach papiery, zerkał na nie i rozdzielał na odpowiednie sterty. Gdy już wszystko uporządkował, zaczął wprowadzać dane do laptopa.

Zacisnąłem dłonie na podłokietnikach.

Teraz albo nigdy.

– Tato, ja... – zacząłem z wolna, odwracając wzrok. – Jutro chciałbym wrócić do siebie.

Palce ojca zawisły nad klawiaturą, a po pokoju rozniosła się złowieszcza cisza. Chyba nie tego się spodziewał.

– Tak szybko? – rzucił na wydechu, patrząc prosto na mnie znad okularów.

Powoli oblizałem usta.

– Minął już miesiąc.

Słyszałem, jak tata wciągnął z sykiem powietrze. Zszokowany opadł na kanapę, a laptop cicho zsunął się z jego kolan.

– Nawet... nawet nie wiem kiedy... – wymamrotał, szybko mrugając. Nagle jego oczy stały się okrągłe i zerwał się, odstawiając komputer na stolik. – A twoja studniówka?

– Już jest historią – odparłem z pocieszającym uśmiechem. Wiedziałem, że o niej zapomniał. W zasadzie o niczym nie pamiętał poza tym, by rano wstać do pracy. – Była w zeszłą sobotę.

Przysiadł na swoim miejscu, ściskając palcami grzbiet nosa.

– Przepraszam... zapomniałem...

– Nic nie szkodzi. I tak bym na nią nie poszedł.

– Ale mama chciała, żebyś...

– Tato. Wiem to – przerwałem mu dobitnie. – Ale balowanie wśród kumpli i oblewanie matury, która czeka mnie za trochę ponad trzy miesiące, nie za bardzo mnie teraz jara.

Jeśli miałbym być szczery, to ledwo wytrzymywałem te współczujące spojrzenia nauczycieli i kumpli ze szkoły. Obrzydły mi te pocieszające gesty i nagłe zawieszanie rozmowy, gdy w moim towarzystwie mówili o tym, do czego ostatnio doczepiły się ich matki. Było mi niedobrze za każdym razem, kiedy wymieniali nerwowe, ukradkowe spojrzenia. Ignorowałem to, ale z trudem. Wziąłem przykład z taty i rzuciłem się w wir pracy, jednocześnie opiekując się Łucją, jednak nawet mój generator kiedyś musiał paść. Powoli przestawałem mieć siłę na to, by codziennie udawać, że wszystko jest okej i kontroluję swoje życie. Tak nie było. Szczególnie teraz. To wszystko to maska. Ułuda, którą usilnie próbowałem podtrzymać każdego dnia.

– W końcu porozmawiasz ze mną o tym? – powiedziałem do taty, który nadal gapił się w swoje dłonie, jakby zastanawiał się, co zrobił nie tak.

Słysząc moje pytanie, zacisnął palce, a na jego skroni pojawiła się pulsująca żyłka.

– Nie ma o czym.

– Jest.

– Daniel... – westchnął, zaciskając zęby.

– Nie mam powodów, żeby nie wierzyć mamie, jednak chcę to wiedzieć od ciebie. Czy to prawda, że zostałem adoptowany? Nie jestem wasz?

Ojciec wzdrygnął się, jakby dostał w twarz. Mnie też bolały te słowa, nie byłem z kamienia, jednak musiałem spojrzeć prawdzie w oczy, a ta rozmowa musiała się kiedyś odbyć. Nie chciałem drążyć tematu zaraz po pogrzebie, ale teraz był odpowiedni moment.

Tata spojrzał na mnie z przestrachem w oczach.

– Zawsze byłeś i będziesz!

Też nie potrafiłem o nim myśleć inaczej niż o ojcu. Co innego Łucja. Nie mówiłem o niej „siostra” tylko po prostu Łucja. Inaczej nie potrafiłem, mimo że gdzieś w odmętach świadomości figurowało ostrzeżenie, że nie powinienem się w niej zakochać. Jednak to zrobiłem lata temu. Nie przekroczyłem granicy tylko z powodu rodziny i samej Łucji. Co, jeślibym ją obrzydził i zraził do siebie? Wtedy ten pocałunek, który nas połączył, ta elektryzująca chemia były czymś niezwykłym. Magicznym. I nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Łucja do mnie lgnęła. Przytulała się, łaknęła mojej obecności. A ja tkwiłem w zawieszeniu między tym, co chciałem zrobić, a tym, co było słuszne. Słuchać serca czy rozumu? Byłem już zmęczony i sfrustrowany... Dlatego musiałem odejść. Im prędzej, tym lepiej. Nie mogłem się dłużej powstrzymywać. Nie miałem już sił...

Nim się spostrzegłem, tata przyklęknął obok fotela, ściskając moje ramię.

– Jesteś moim synem – oświadczył stanowczo, z żarem w oczach. – Nikt i nic tego nie zmieni.

Uśmiechnąłem się pod nosem, pocierając szczękę.

– Ale nie z punktu widzenia biologii.

Brutalna prawda, jednak nie miałem zamiaru bawić się w słowne gierki. Być może zraniłem tatę, bo zamrugał, szybko wstając, i odwrócił się do mnie plecami.

– Po co ci ta wiedza? Dlaczego drążysz ten temat?

– Bo chcę wiedzieć – odpowiedziałem twardym głosem. – Kim ona była? Ta, która mnie urodziła? Znam tylko jej imię.

Odwrócił się na pięcie, ciężko oddychając.

– Chcesz ją odnaleźć? I co zrobisz? Chcesz zapukać do jej drzwi i powiedzieć „jestem twoim synem”?

Od razu zaprzeczyłem.

– To ostatnie, co bym zrobił – wyznałem, patrząc mu prosto w oczy. – Miałem jedną matkę i ona umarła, ale nigdy nie wyrzucę jej z serca.

Była kobietą, która mnie kochała i wychowywała przez te wszystkie lata. Osoba, dzięki której pojawiłem się na świecie, nie liczyła się dla mnie. Ona mnie zostawiła. Musiała, rozumiałem to. Nie miałem powodów, by nie wierzyć mamie mówiącej, że Natalia nie miała innego wyjścia. Jednak... zżerała mnie ciekawość. Pierwotna, ludzka ciekawość. Po prostu chciałem wiedzieć. Nic więcej.

Tata otarł ukradkiem oczy, siadając na kanapie. Wziął do ręki papiery, jednak niemal w tej samej chwili je odłożył. Nie odzywał się. Myślał albo po prostu chciał zyskać na czasie, a ja pociłem się, czekając na to, co odpowie.

– Więc nie ma potrzeby, żebyś szukał Natalii – sapnął ciężko.

W ostatniej chwili ugryzłem się w język. Niepotrzebna mi kłótnia z tatą, jednak nic nie zdziałam bez niego. Nie odnajdę Natalii, jeśli nie będę miał adresu jej ciotki w Stanach albo chociaż nazwiska.

– Nie pomożesz mi – stwierdziłem prosto.

– Nie.

Gdy pierwsza fala złości minęła, pojawiło się coś innego. Jakby... współczucie? Jakbym się czuł w jego sytuacji? Gdyby to przede mną stanął syn, którego adoptowałem, i chciał ode mnie wyciągnąć wszystkie dane na temat swojej prawdziwej rodziny? Cholera, tego nie przewidziałem. Nawet o tym nie pomyślałem. Zraniłem go i było mi przykro z tego powodu.

Czując się wyjątkowo podle, wstałem z fotela.

– Daniel – zawołał cicho tata, kiedy miałem wyjść z pokoju. – Przykro mi, synu. Po prostu nie mogę ci pomóc. I nie chcę. Nazwij mnie egoistą i wyzwij od najgorszych, ale nie proś mnie o to. Już nigdy.

Przesunąłem językiem po zębach, myśląc intensywnie nad tym, co odpowiedzieć. Zacisnąłem dłoń na lewym nadgarstku. Ostatnio często tak robiłem. Dziwne, ale sam dotyk bransoletki, to że czułem fakturę czerwonego sznurka pod palcami, sprawiał, że spływała na mnie fala spokoju. Wyciszałem się i mogłem spokojnie pomyśleć. Chciałem być szczery i zapewnić tatę, że Natalia nic dla mnie nie znaczy, a odnalezienie jej nie zmieni mojego życia... ale pewnie tak nie będzie. Nie mogłem obiecać mu czegoś, czego sam nie byłem pewien.

– Będę jej szukał – oznajmiłem stanowczym głosem. – Z twoją pomocą czy bez. Nie bez powodu mama powiedziała mi o Natalii. Była jej przyjaciółką i dała wam mnie, więc może chciała, żebym ją odnalazł.

Tata nie odpowiedział. Podniosłem na niego wzrok, przyłapując go na intensywnym wpatrywaniu się we mnie. Czekałem, w duchu bojąc się, co odpowie. Będzie zły? Wyrzuci mnie z domu? Wyrzeknie się mnie? W końcu nie pierwszy raz nie zrobiłbym czegoś, co nie było po jego myśli.

Zaciskając szczęki, odwrócił głowę, a ja poczułem się, jakbym dostał w twarz.

– Przepraszam – usłyszałem.

Wtedy zauważyłem, że jego ramiona drżą. On płakał.

Powoli zbliżyłem się do niego i przysiadłem tuż obok. Tata ukrył twarz w dłoniach, zanosząc się cichym płaczem. To był drugi raz, gdy widziałem go płaczącego. Nie zrobił tego nawet na pogrzebie mamy.

Położyłem mu dłoń na ramieniu i po raz pierwszy od dawna... przytuliłem go. Mojego ojca.

– Spokojnie, tato. Rozumiem.

– Daniel. Chciałbym... chciałbym, żebyś wiedział, że zawsze będziesz moim synem. Cokolwiek się stanie.

Przytaknąłem, opierając czoło o jego ramię. Nie czułem się niezręcznie, przytulając ojca, bo to było jak przypieczętowanie naszej deklaracji, że już zawsze będziemy mogli na siebie liczyć. Cieszyłem się z powodu tego, co powiedział. Byłem pewny, że nawet gdy odnajdę Natalię, zawsze będę miał dom, do którego będę mógł wrócić, i ojca, który mnie kochał. To mnie podbudowało.

Kojącą ciszę przerwało brzęczenie mojego telefonu. Niechętnie wyplątałem się z objęć taty, dając mu tym sposobem czas, by się ogarnął. Zerknąłem na wyświetlacz i skrzywiłem się nieco.

– Odbierz. To pewnie coś ważnego – powiedział, gdy mój telefon drugi raz zadzwonił. Tata miał rację. Powinienem odebrać. Problem w tym, że nie wiedziałem, co konkretnie miałbym powiedzieć.

– Pójdę do siebie. – Wstałem, rzucając półuśmiech do ojca. Obracałem w dłoniach telefon, jakby mnie parzył, co tylko nieznacznie mijało się z prawdą. – Dobranoc.

– Dobranoc.

Zabrałem ze schodów plecak i powlokłem się na piętro. Z pokoju Łucji dochodziła muzyka i chyba rozmawiała z kimś przez telefon. Musiałem przyznać, że mi ulżyło. Chciałem, by jak najszybciej zaczęła przypominać dawną siebie.

Zapaliłem światło, a rzucając torbę pod łóżko, zauważyłem, że na biurku leżała jakaś paczka owinięta taśmą z nazwą księgarni internetowej. Obstawiałem, że w środku znajdę repetytoria, które zamówiłem kilka dni temu. Powinienem zacząć coś robić w kierunku powtórek do matury. Zamiast zająć się otwarciem kartonowego pudełka, usiadłem na łóżku, gapiąc się w telefon. Po minucie totalnej pustki w głowie zadzwoniłem do Zośki.

– Cześć – rzuciłem, dziwnie stremowany, gdy się ze mną nie przywitała. – Jesteś?

Nie odpowiedziała. Zaczynałem się denerwować, bo jeśli właśnie się na mnie obraziła, to nie miałem ochoty wdawać się w potyczki słowne. W sumie nawet bym się nie zdziwił, gdyby ze mną zerwała. Byłem skończonym dupkiem.

– Jestem – usłyszałem w końcu jej wyprany z emocji głos.

– Co chciałaś?

– Chyba powinniśmy porozmawiać, nie sądzisz?

To brzmiało poważnie.

– Zosia, przepraszam. Nie mam do tego głowy.

Usłyszałem, jak maskuje parsknięcie.

– Przez kilka ostatnich tygodni nie miałeś. Okej, rozumiem, przechodzisz żałobę, ale czemu to wszystko odbija się na mnie? Na nas?

Więc o to jej chodziło? Nie pierwszy raz Zośka dawała taki popis, jednak myślałem, że jest bardziej dojrzała. A przynajmniej zrozumie, że przez pewien czas musiałem być z rodziną, z którą dzieliłem ten sam ból.

– Naprawdę jesteś taką egoistką? – rzuciłem oskarżycielsko, z trudem nad sobą panując. – Moja rodzina mnie potrzebuje.

– Rodzina? Czy może Łucja? Bo od pewnego czasu świat kręci się tylko wokół niej. Wozisz ją do szkoły i ze szkoły, a także zabierasz na inne zajęcia... Wszędzie widzę cię tylko z nią...

– Jeśli serio chcesz to ciągnąć, to nie mamy o czym...

– Nie! Nie, nie, nie! Przepraszam, ja... – ucięła wyraźnie spanikowana. – Może po prostu... Znaczy się... Chyba jestem... zazdrosna. I samotna – dodała z dramatycznym westchnieniem. – Brakuje mi ciebie, Daniel.

Automatycznie chciałem powiedzieć, że mi jej też brakuje, ale głos uwiązł mi w gardle. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Siedziałem kompletnie przybity, podczas gdy powinienem zapewniać swoją dziewczynę o tym, że ją kocham i że tylko ona się dla mnie liczy. Co, do cholery, było ze mną nie tak?!

– Nie rozmawialiśmy ze sobą od tak dawna – ciągnęła Zośka, niezrażona tym, że milczę jak grób. – Kocham cię i chciałabym, żebyś bardziej na mnie polegał. Mogę raz na jakiś czas zrobić sobie przerwę w nauce i przychodzić do was do domu. Coś ugotuję, pomogę posprzątać...

– Skąd to poświęcenie?

Świetnie, Daniel. Po prostu rewelacyjnie radzisz sobie w kontaktach damsko-męskich! Dziewczyna mówi ci, że cię kocha, a ty rzucasz w jej stronę oskarżeniami i nie wierzysz w jej dobre intencje. Dokąd ten związek zmierzał?

Chyba Zośka zadała sobie podobne pytanie, bo westchnęła ze smutkiem.

– Dlaczego miałam nadzieję, że się ucieszysz? Naprawdę jestem głupia. Nadal wierzę, że jeszcze coś do mnie czujesz, ale widocznie zaczęłam ci przeszkadzać...

– Nie, Zośka... – zaciąłem się. – Przepraszam. Mam mętlik w głowie. Jestem zmęczony.

– To pozwól sobie pomóc. Porozmawiaj ze mną.

Miała rację. Powinniśmy porozmawiać.

Musiałem to zakończyć.

– Jutro wracam do siebie – wyznałem w końcu. – Do mieszkania.

– Mogę przyjść?

– Tak, możesz. Zosia, nie obiecuję, że z tobą pogadam. Sam nie wiem, jak ubrać to wszystko w słowa. Chyba... chyba potrzebuję czasu.

– Rozumiem – przytaknęła od razu, z nadzieją w głosie.

Miałem ochotę sam sobie skopać dupę.

– Przepraszam.

– Nie musisz. Przyjdę jutro. Pa!

Rzuciłem telefon za siebie. Byłem frajerem. Ostatnim chamem.

Zośka nie powinna cierpieć przez moją głupotę. Kiedy trzy lata temu Adam poprosił mnie, żebym od czasu do czasu z nią pogadał, nie przypuszczałem, że to doprowadzi mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Rozdarty pomiędzy tym, co słuszne, a tym, by nie zranić Zośki. Jednak im dłużej będę ciągnąć tę farsę, tym bardziej będziemy cierpieć.

Jak bardzo chciałbym teraz wyjść ze swojego ciała i ze swojej głowy. Zostawić to wszystko i nie myśleć. Istniało jedno rozwiązanie, ale złożyłem Łucji obietnicę, że już nigdy nie wrócę do poprzedniego życia. Narkotyki nie były rozwiązaniem ani dobrym doradcą. Jednak... tęskniłem. Za pustką. Odmóżdżeniem.

Sfrustrowany chwyciłem kurtkę i wyciągnąłem z szafy torbę sportową. Wcisnąłem do niej jakieś dresy i buty oraz ręcznik. Wychodząc, zauważyłem, że tata musiał się położyć spać. Znalazłem w internecie adres całodobowej siłowni. Tego mi było trzeba. Zmęczenia, które pozwoli mi za kilka godzin paść twarzą w poduszkę.

Rozdział 2

No tears left to wash away

Just diaries of empty pages

Feelings gone astray

But she will sing.

Anastacia, Everything Burns

Łucja