Nastolatki. Kiedy kończy się wychowanie? - Jesper Juul - ebook + audiobook

Nastolatki. Kiedy kończy się wychowanie? ebook

Jesper Juul

4,3

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Ile odpowiedzialności można przekazać nastoletniemu dziecku? Co robić, kiedy nie radzi sobie w szkole? Jak reagować na łamanie ustalonych reguł? Jak odbudować nadszarpnięte zaufanie? Kiedy miłość rodziców zamienia się w obsługę?

 

Gdy dzieci kończą dziesięć lat, powoli wchodzą w wiek nastoletni. Cztery lata potem jest już za późno na wychowanie ‒ twierdzi Jesper Juul. Niestety, właśnie wtedy wielu rodziców próbuje w pośpiechu nadrabiać zaległości wychowawcze i naprawiać błędy. Takie turbowychowanie nie przynosi jednak spodziewanych rezultatów. Rodzice wciąż mają duży wpływ na myślenie i postępowanie nastolatka, ale jako partnerzy, którzy poprzez swoje wartości i doświadczenie motywują go do odpowiedzialnego wejścia w dorosłość.

Jesper Juulduński terapeuta rodzinny i pedagog o światowej renomie. Jego książka Twoje kompetentne dziecko jest jednym z najbardziej cenionych poradników wychowawczych na świecie i światowym bestsellerem.

Jesper Juul był jednym z głównych liderów przełomu we współczesnej pedagogice. Zawdzięczamy mu odejście od wychowania autorytarnego z jednej strony, oraz od filozofii permisywizmu, z drugiej. Propaguje idee szacunku i współdziałania we wzajemnych relacjach z dzieckiem, oraz dojrzałe przywództwo dorosłych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 208

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (195 ocen)
116
44
21
11
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jaj0229dbpw

Całkiem niezła

Tłumaczy trochę młodzieńczy punkt widzenia.
10
Mirakos

Nie oderwiesz się od lektury

Merytorycznie i przystępnie. Polecam
00
EdytaJacak

Nie oderwiesz się od lektury

fascynująca, wspaniała,wiele wnosząca w życie książka. polecam każdemu,nie tylko rodzicom nastolatków
00
Czytelnik55555

Całkiem niezła

Książka, w której autor próbuje pokazuje, że on najlepiej wie, jak rozmawiać z nastolatkami. Zacznijmy od tego, że nie ma ludzi, którzy są doskonali w tym co robią i są bezbłędni Na szczęście nie każdy musi się zgadzać z Panem Jesperem. Książka nie zrobiła na mnie jakiegoś pozytywnego wrażenia.
00
Anula90Nowak

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna pozycja! Polecam nie czekać aż stanie się rodzicem nastolatka tylko czytać jak wasze dzieci się rodzą;)
00

Popularność




Tytuł oryginału

PUBERTÄT – WENN ERZIEHEN NICH MEHR GEHT. GELASSEN DURCH STÜRMISCHE ZEITEN

Projekt graficzny

KAROLINA TOLKA

Przekład

DARIUSZ SYSKA

Copyright © 2010 Kösel Verlag, Verlagsgruppe Random House

Copyright © 2014 for the Polish edition and translation by Wydawnictwo MiND

ISBN 978-83-62445-44-8

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

CZĘŚĆ IOD WYCHOWANIA DO WIĘZIPowolny proces zmian u rodziców nastolatka

Niektórzy nazywają mnie ekspertem od wychowania. Jest to określenie zupełnie chybione, ponieważ nie ma ekspertów od wychowania. Można być ekspertem od rozwoju fizycznego dziecka albo od kształtowania się zdolności mowy, ale nie od wychowania. W wychowaniu nie ma jakiejś jednej słusznej drogi – jest ich wiele. Na przykład, duńscy i niemieccy rodzice uważają, że dzieci powinny kłaść się spać o określonej porze, ale jeśli pojedziemy na południe od Alp, do Hiszpanii czy Włoch, to okaże się, że tam jest zupełnie inaczej.

Znam się za to na sytuacjach, w których jesteśmy z czegoś bardzo niezadowoleni, smutni albo wściekli. Na ten temat wiem naprawdę dużo.

Będąc rodzicami, chcemy przekazywać dzieciom nasze wartości i przekonania. A one z nami chętnie współdziałają, ale tylko do czasu, kiedy osiągną wiek nastoletni. Wtedy nagle to się kończy.

Kiedy dziecko kończy dwanaście lat, jest już za późno na wychowanie. Nastolatki same nam to komunikują, tylko rzadko chcemy ich słuchać. Na początku wyrażają się w sposób dyplomatyczny, ale jeśli widzą, że pozostajemy głusi na ich przekaz, uciekają się do bardziej dosadnych środków wyrazu, czasami nawet bardzo dosadnych. Zdarza się też, że mówi za nich ich ciało.

Uważam, że sam problem albo jego symptomy nie są tak ważne, jak osoba, której dotyczą. Często nie jesteśmy w stanie rozwiązać problemu, ale możemy wspierać ludzi w przekształcaniu destrukcyjnego sposobu myślenia i działania w podejście konstruktywne.

Bycie nastolatkiem nie jest chorobą

Tak naprawdę w naszym życiu jest niewiele prawdziwych problemów. Mamy za to do czynienia z wieloma faktami, do których odnosimy się w mniej lub bardziej problematyczny sposób. Wiek nastoletni to właśnie jeden z takich faktów.

Czym jest rodzina? Rodzina to pewna więź. Wszystkie rodziny – jednopokoleniowe, wielopokoleniowe, patchworkowe, rodzice samotnie wychowujący dzieci – wszystkie one mają jedną rzecz wspólną: więź, która łączy ich członków. Najważniejsze jest to, co dzieje się między ludźmi.

Kiedy zastanawiamy się, co jest słuszne, a co nie, jak powinno się postąpić, a zatem, kiedy dotykamy kwestii moralnych, wtedy koncentrujemy się na treści naszego życia rodzinnego. Są to ważne pytania: na czym polega jakiś konflikt, jak można go rozwiązać, jakie reguły możemy przyjąć? Są to ważne kwestie. Jednak ważniejszy od treści jest proces dochodzenia do określonych rozwiązań.

Podam przykład. Napisała do mnie kiedyś zdesperowana matka, która codziennie rano w pośpiechu wychodziła z domu, żeby zdążyć z córką do przedszkola, a potem punktualnie stawić się w pracy.

„Było mi coraz trudniej, więc przyszedł mi do głowy pewien podstęp. Schowałam w samochodzie paczkę cukierków i powiedziałam córce, że jeśli szybko się ubierze i wsiądzie do auta, dostanie słodycze. To działało przez pierwsze trzy dni, ale potem córka powiedziała: «Nie chcę tych cukierków! Daj mi coś lepszego»”

Można sobie mniej więcej wyobrazić, jak będzie wyglądać kolejnych czternaście lat życia tej matki i córki, jeśli nic się nie zmieni. Nasuwają się tutaj dwa pytania: po pierwsze, czy cukierki są rzeczywiście tak szkodliwe dla dzieci? Oczywiście, nie są. I drugie: czy szkodliwe jest manipulowanie dziećmi za pomocą przekupstw i gróźb? Tak, to jest dosyć szkodliwe. A zatem dlaczego rodzice to robią? Ponieważ nie wiedzą, jak sobie inaczej poradzić. Bardzo ważne jest jednak, żeby zadali sobie pytanie: dlaczego to robię?

Ten przykład pokazuje, że decydująca jest nie tyle treść problemu (czy cukierki są szkodliwe?), ile proces dochodzenia do rozwiązania. A zatem nie przedmiot, o który się spieramy, ale pytanie: jak się ze sobą porozumiewamy? Jak wygląda nasza relacja?

Ile odpowiedzialności mogą udźwignąć dzieci i młodzież?

Nie bardzo podoba mi się definiowanie nastolatków za pomocą pojęcia „buntu” lub „burzy hormonów”. Niemal każdego dnia spotykam nauczycieli i wychowawców, którzy mówią o nastolatkach w ten sposób.

– Ile lat ma Pani dziecko?

– Czternaście.

– Ach tak. To trudny wiek!

Jeśli zaś odpowiedź brzmi: „Jedenaście”, wtedy można usłyszeć:

– W takim razie niedługo się zacznie!

Zupełnie jakby nastolatki z definicji stanowiły jakiś problem albo były przyczyną problemu. A przecież one robią tylko to, co muszą robić: dorastają.

Kiedy pracuję z rodzinami, nie rozmawiamy o przyczynach. Nie roztrząsamy problemu: kto jest winny, a kto niewinny? Rozmawiamy jedynie o procesach, które dokonują się w danej rodzinie, i o tym, jak można je poprawić. We wszystkich relacjach znajdują się elementy, które mają charakter destrukcyjny. Należy je zidentyfikować i wspólnie postarać się zamienić w podejście konstruktywne.

Kilka lat temu przeprowadziłem ankietę wśród tysiąca duńskich rodziców. Poprosiłem ich, aby wyobrazili sobie swoje dziecko w wieku czternastu albo piętnastu lat i opisali, co będzie dla nich wtedy ważne. Każdy sporządził listę dziesięciu punktów: na każdej z nich „odpowiedzialność” występowała zawsze na pierwszym albo drugim miejscu. Potem poprosiłem o doprecyzowanie: „Co dokładnie rozumiecie przez odpowiedzialność”? I okazało się, że dwoje rodziców ma często różne wyobrażenia na ten temat. Czym zatem jest odpowiedzialność?

Kiedy porównuję świat dzisiejszych piętnastolatków ze światem, w którym sam dorastałem, wydaje mi się, jakby były to dwie różne planety. Przed dzisiejszymi nastolatkami stoją zupełnie inne wyzwania. Od moich rówieśników wymagano właściwie tylko jednego: aby byli posłuszni. Dwie rzeczy uznawano wtedy za szczególnie niebezpieczne: seks i alkohol. Od tego czasu świat jednak bardzo się zmienił. Ślepe posłuszeństwo przestało być najwyższą cnotą, ponieważ codziennie stajemy przed wyborami, których musimy dokonywać samodzielnie. Moje wychowanie szkolne i domowe nie przygotowało mnie do życia w takich warunkach.

Co więc znaczy, być za siebie odpowiedzialnym? To znaczy podpisywać się pod wszystkim, co mówię i robię. Dzieci są w stanie dość wcześnie brać na siebie odpowiedzialność za swoje potrzeby. Z punktu widzenia biologii, na przykład, pięciolatki mogą już same decydować, kiedy kładą się spać i kiedy wstają. Nasza tradycja jednak każe inaczej regulować te sprawy. Jesteśmy przyzwyczajeni, że nasze pięcioletnie dzieci budzimy rano po pięć razy – a piętnastoletnie po piętnaście razy. Sądzimy, że inaczej się nie da.

Tradycyjnie dorośli przejmują odpowiedzialność za wiele dziecięcych potrzeb. Myślą: „Mama i tata najlepiej wiedzą, czego potrzebujesz i co jest dla ciebie dobre”. W naszych domach można często usłyszeć:

Musisz być już chyba zmęczony, jest dziesiąta wieczorem.

Nie, nie jesteś przecież głodna. Dopiero co zjadłaś obiad.

Napij się! Na pewno chce ci się pić.

Z kolei w innych dziedzinach współczesne dzieci mają więcej do powiedzenia niż ich rówieśnicy pokolenie wcześniej. Dzieci mogą mieć dzisiaj własne zdanie i w sprzyjających okolicznościach jest ono szanowane przez rodziców. W dzisiejszych domach dyskutuje się z nimi o takich kwestiach, do których za moich czasów trzeba było się po prostu dostosować. Często wtedy słyszałem: „Tego dzieci w twoim wieku nie robią. Koniec dyskusji!”. Dzisiaj więcej się rozmawia i negocjuje – i to jest bardzo cenne.

O czym mogą decydować dzisiejsze dzieci i młodzież? Rodzicom niekiedy trudno jest rozstrzygnąć tę kwestię, zachowując całkowitą jasność co do powodów swoich rozstrzygnięć. Na przykład, jakie racje biorę pod uwagę, zastanawiając się, czy mój trzynastoletni syn może sam wybierać sobie kolegów? Czy decydujące będzie dobro mojego syna? A może kieruje mną raczej potrzeba zachowania określonego obrazu mojej rodziny i mnie samego wśród sąsiadów, znajomych i krewnych?

Nie ma prostych recept i jednoznacznych odpowiedzi na pytanie, o czym dzieci mogą decydować same, a o czym nie. Jedno jest jednak pewne: kto żyje w dzisiejszym świecie, czy to jako trzynasto-, czternasto-, dwudziestopięcio – czy czterdziestolatek, musi umieć brać za siebie odpowiedzialność.

I s t n i e j ą   t y l k o   d w i e   m o ż l i w o ś c i:   a l b o   j e s t e m   z a   s i e b i e   o d p o w i e d z i a l n y,   a l b o   j e s t e m   o f i a r ą.   W   t y m   d r u g i m   w y p a d k u   b ę d ę   c h ę t n i e   o b c i ą ż a ł   w i n ą   i n n y c h. 

Odpowiedzialność i konsekwencje

Od dwustu lat rodzice skarżą się na to, że ich czternasto-piętnastoletnie dzieci nie zastanawiają się nad konsekwencjami swoich działań. Chłopak chce jeździć na motorze bez kasku, a matka mówi:

– Przecież możesz zginąć!

– Nic się nie stanie – odpowiada nastolatek.

Rodzice często interpretują takie zachowania jako bunt. Jednak współczesna nauka wyjaśnia je zupełnie inaczej: u większości osób w tym wieku część mózgu odpowiedzialna za przewidywanie konsekwencji jest nieczynna. Neurobiolodzy twierdzą, że mniej więcej osiemdziesiąt pięć procent młodych ludzi nie jest w stanie myśleć o konsekwencjach swoich działań z czysto biologicznych przyczyn. W ich mózgu po prostu nie działają odpowiednie połączenia nerwowe. I jest to fakt biologiczny, którego nie należy interpretować w inny sposób, a zwłaszcza nie należy go traktować osobiście. Zachowanie dzieci nie jest skierowane przeciwko rodzicom. Na dokładkę, nastolatki nie chcą wcale słuchać, kiedy im o tym wszystkim mówimy. Oznacza to, że ich rodzice muszą być gotowi na przeżywanie lęku i troski.

Jeśli chodzi o odpowiedzialność, to można wyróżnić dwa poziomy. Z jednej strony istnieje odpowiedzialność wobec rodziny, czyli kwestia: jaki jest mój wkład w życie wspólnoty? A z drugiej: odpowiedzialność wobec samego siebie. Te dwa poziomy bywają często mylone. Nie tak rzadko zdarza się, że rodzice przejmują odpowiedzialność, którą dzieci powinny ponosić za siebie, ale w ramach rekompensaty życzą sobie, aby dzieci podejmowały większą odpowiedzialność wobec rodziny i, na przykład, częściej pomagały w domu. Takie wymiany rzadko dobrze się kończą, bo towar, którym się tu handluje, nie jest wymienny. 

Poniżej przytaczam słowa pewnego rodzica.

Odpowiedzialność oznacza myślenie o konsekwencjach swoich czynów – i branie ich na siebie. Jeśli nastolatki nie są zdolne do tego z czysto neurobio logicznych przyczyn, to zadanie to spada na nas, rodziców. A więc musimy przewidywać rozmaite konsekwencje działań naszych dzieci i w razie potrzeby interweniować. I to jest właśnie ten konflikt, w którym tkwimy. Mamy zupełnie różne perspektywy. Nastolatek nie rozumie, o czym mówią dorośli, kiedy przedstawiają mu możliwe scenariusze jego działań, ponieważ sam nie dostrzega żadnych zagrożeń. Dlatego stale rozmijamy się w naszych dyskusjach.

Byłoby pięknie, gdyby nasz kilkunastoletni syn przyszedł do nas pewnego dnia i powiedział: „Zauważyłem, że pewna część mojego mózgu, która odpowiada za myślenie o konsekwencjach, pozostaje jakby nieczynna. Czy mógłbyś (mogłabyś) przez kilka kolejnych lat wziąć na siebie odpowiedzialność za moje życie i podejmować za mnie wszystkie decyzje?” Coś takiego jednak nigdy się nie zdarzy.

Mówiąc o tych sprawach, chętnie posługuję się pojęciem  s p a r i n g   p a r t n e r a. Jest to ktoś, kto stawia nam maksymalny opór, wyrządzając jak najmniejszą szkodę. Rodzic powinien być kimś takim dla swojego nastoletniego dziecka. Ono chce wiedzieć, co myślą jego rodzice. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent nastolatków poważnie traktuje ich opinie, chociaż z pewnością nie będą dzielić się z nimi swoimi myślami. Kiedy więc ojciec mówi: „Zupełnie nie zgadzam się na to, co chcesz zrobić! W ogóle tego nie akceptuję” – jego nastoletni syn raczej nie powie: „No tak, tato, właściwie masz rację, dostosuję się. Dzięki!”. Przede wszystkim będzie chciał zachować twarz. Nie znaczy to jednak, że słowa ojca nie mają dla niego żadnego znaczenia. Decydująca jest tutaj kwestia, jak wyglądały ich wzajemne relacje przez ostatnich trzynaście lat. Na tym fundamencie rozwijają się teraz ich stosunki.

W życiu z nastolatkami jest jak w prawdziwym życiu: nie ma rozwiązań doskonałych. Trzeba po prostu żyć, raz lepiej, raz gorzej. W kolejnych rozdziałach postaram się pokazać, jak można ułatwić dorosłym obcowanie z nastolatkiem. A kiedy stanie się ono łatwiejsze dla dorosłych, tym samym stanie się także łatwiejsze dla nastolatka.

Odpowiedzialność rodziców i brak społecznego konsensusu

Trudno dzisiaj o społeczny konsensus w kwestii tego, co słuszne, a co niesłuszne w wychowaniu. Już nawet opinie rodziców dzieci chodzących do tej samej klasy potrafią bardzo się różnić. Nasza rodzicielska odpowiedzialność obejmuje więc konieczność wypracowania i sformułowania własnych wartości, życzeń i poglądów. Nie jest to łatwy proces i wymaga dużo zaufania do siebie.

Wielu z nas chciałoby mieć inne relacje ze swoimi dorastającymi dziećmi niż sami mieliśmy z rodzicami. Niejeden życzyłby sobie czegoś w rodzaju przyjaźni. Jak to osiągnąć? Najlepiej uczyć się od swoich dzieci. Jeśli będziemy odgrywali rolę mamusi i tatusia, nie zbudujemy kontaktu z nastolatkiem. Wszystko, na co możemy wtedy liczyć, to że przy odrobinie szczęścia szybko zostaniemy dziadkami i będziemy dalej mogli odgrywać swoją rolę. Ale kto chciałby dzisiaj zostać dziadkiem, kiedy jego dziecko kończy dziewiętnaście lat?

Jak zatem powinniśmy postępować? Co jest słuszne?

Nie ma czegoś takiego jak „słuszne wychowanie”. Zamiast tego możemy zastanowić się, czego naprawdę chcemy, a potem starać się podążać w tym kierunku. Możemy zadać sobie pytanie: czy chcę swoje dzieci kochać czy być przez nie kochany? Często nie da się obu tych rzeczy mieć naraz.

Cieszcie się swoimi dziećmi!

Kiedy sfilmujemy rodziców w normalnych interakcjach z dziećmi, a potem odtworzymy im nagranie, często przeżywają szok. „To ja naprawdę tak się zachowuję?” – pytają. Okazuje się, że komunikują się ze swoimi dziećmi tak samo lub bardzo podobnie, jak ich rodzice komunikowali się z nimi. Dla wielu z nich zmiana schematów zachowań jest zbyt trudna.

Kiedy rozmawiamy z dziećmi, przyjmując tradycyjną postawę rodzicielską, nasze słowa wpadają im jednym uchem i wypadają drugim. Taki rodzaj komunikacji na niewiele się zdaje. Wielu rodziców zresztą doskonale o tym wie i cierpi z tego powodu. Nie wiedzą jednak, jak mogą wywierać realny wpływ na dzieci.

R z e c z y w i s t e   w y c h o w a n i e   o d b y w a   s i ę   m i ę d z y   w i e r s z a m i.   P r z e n i k a   p o p r z e z   s z c z e g ó l n ą   a t m o s f e r ę,   j a k a   p a n u j e   w   d o m u   m i ę d z y   r o d z i c a m i,   m i ę d z y   n i m i   i   z n a j o m y m i   c z y   s ą s i a d a m i.   A   z a t e m   p r a w d z i w y   p r o c e s   w y c h o w a w c z y   z a l e ż y   o d   t e g o,   j a k ą   n a p r a w d ę   j e s t e ś m y   r o d z i n ą.   W ł a ś n i e   t o   n a j b a r d z i e j   w p ł y w a   n a   d z i e c i.

Kiedy dzieci osiągają wiek nastoletni, mamy okazję przekonać się, co tak naprawdę udało nam się zbudować. Razem dotarliśmy do pewnego punktu: rodzice na siedzeniu kierowcy, a dzieci z tyłu, współdziałając z nimi. Czy jesteśmy zadowoleni z tego, co widzimy? Większość rodziców, niestety, nie jest specjalnie zadowolona i dlatego włącza się u nich tryb  t u r b o w y c h o w a n i a,  aby jeszcze w ostatniej chwili naprawić to lub tamto. To daremne. Pytają wtedy:  „Co mamy robić? Siedzieć i patrzeć, jak nasze dzieci robią coś, z czym się nie zgadzamy?”

Dla takich rodziców mam jedną radę: siądźcie wygodnie w fotelu, popatrzcie na swoje dzieci i cieszcie się nimi! „Oto mój trzynastoletni syn, oto moja piętnastoletnia córka. Tyle już lat minęło, tak wyrośli. W końcu przez te wszystkie lata całkiem nieźle sobie radziliśmy”.

Typowa odpowiedź rodzica brzmi wtedy: „No tak, ale efekt wcale nie jest zachwycający. Szkoda, że nie widział Pan mojego syna, kiedy…” Cóż, na coś takiego mogę powiedzieć tylko jedno: jeśli naprawdę poszukujecie doskonałości, stańcie na chwilę przed lustrem. To powinno wam pomóc w nabraniu dystansu do waszych oczekiwań wobec dzieci. I znam jeszcze jedno dobre ćwiczenie: spójrzcie na swoje dziecko i poobserwujcie przez chwilę swoje myśli. Na co zwracacie uwagę: czy na to, co w nim cudowne i piękne, czy raczej na to, czego mu brakuje i co chcielibyście w nim zmienić?

Kiedy dzieci osiągają wiek piętnastu lat, większość par rodzicielskich ma już za sobą okres, w którym uporczywie próbuje się dostosować partnera do własnych oczekiwań. Z reguły po fazie zakochania i różowych okularów przychodzi czas, kiedy najchętniej wysłalibyśmy partnerkę lub partnera do warsztatu, w którym ktoś by go naprawił i oddał nam z powrotem w doskonałym stanie. W pewnym momencie jednak wszyscy pojmujemy, że tak się nie da. Dokładnie to samo dotyczy dzieci.

K i e d y   k o ń c z ą   t r z y n a ś c i e - c z t e r n a ś c i e   l a t,   o c z e k u j ą   o d   r o d z i c ó w   w ł a ś c i w i e   t y l k o   j e d n e g o:   ś w i a d o m o ś c i,   ż e   n a   t y m   ś w i e c i e   j e s t   j e d n a   a l b o   d w i e   o s o b y,   k t ó r e   n a p r a w d ę   a k c e p t u j ą   j e   t a k i m i,   j a k i m i   s ą.

Wielu z nas nie miało w swoim życiu nikogo takiego. Nasza tradycja wychowawcza nie przewidywała podobnego podejścia rodziców. Dlatego sami zachowujemy się często jak nauczyciele, którzy z czerwonym ołówkiem w dłoni wskazują swojemu dziecku, co jeszcze jest w nim do naprawienia. Takie podejście nie przynosi korzyści ani im, ani nam.

PROBLEMY Z KOMUNIKACJĄMów od serca, używając rozumu

W wielu rodzinach – być może w większości – w których są nastolatki, narzeka się na „problemy ze wzajemną komunikacją”, co znaczy, że trudno w nich o rozmowę, w której każdy poczuje się usłyszany, dostrzeżony i zrozumiany. Dotyczy to w równej mierze dorosłych, jak i dzieci, i jest w ogóle najczęstszą bolączką par, które przychodzą po poradę psychologiczną lub terapeutyczną.

Składa się na to kilka przyczyn, które poniżej pokrótce wymieniam.

• Komunikacja między rodzicami i dziećmi tradycyjnie polega na tym, że pierwsi zadają pytania, a drudzy na nie odpowiadają. Dzieci są skłonne brać udział w takich przesłuchaniach, ale tylko do czasu, kiedy osiągną wiek nastolatka.

• Gdy rodzice chcą przeprowadzić z dziećmi tak zwaną „poważną rozmowę”, kończy się to zazwyczaj moralizującym monologiem.

• Demokratyczny postęp w naszych rodzinach i w społeczeństwie rozwinął u ludzi umiejętność dyskutowania i negocjowania. Obie te rzeczy są bardzo ważne, pod warunkiem że służą poprawianiu wzajemnych relacji, a nie dążeniu do stawiania na swoim.

• Rodzice, nauczyciele i pedagodzy często lekceważą język osobisty u dzieci, starając się wpoić im tak zwany „uprzejmy sposób wyrażania się”. Efekt jest w najlepszym wypadku obojętny, a w najgorszym może zaszkodzić psychicznemu rozwojowi dziecka i jego umiejętnościom zawierania bliskich relacji z ludźmi.

Język osobisty kontra język „grzeczny”

Dobrze ułożony, uprzejmy język komunikowania się sprawdza się w sytuacjach społecznych, natomiast w życiu rodzinnym potrzeba języka osobistego. Dzieci mogą go zachować i rozwinąć tylko pod warunkiem, że dorośli sami wyrażają się w ten sposób i zachęcają je do tego.

Oto abecadło języka osobistego.

Chcę tego…

Nie chcę tego.

Lubię to.

Nie lubię tego.

Akceptuję to.

Nie akceptuję tego.

Jedna z moich ciotek wyszła za mąż za człowieka z wyższych sfer, dzięki czemu bardzo wcześnie dowiedziałem się, że nie należy mówić: „Nie lubię cebuli”, tylko: „Niestety, cebula mi nie służy”. Być może zyskałem przez to nieco pewności siebie w sytuacjach towarzyskich, ale moja zdolność wyrażania się w sposób osobisty została zdyskredytowana.

Język osobisty wyraża nasze myśli i uczucia wobec innych ludzi w konkretnej sytuacji i czasie. Można wyczuć w nim ciepło, którego nie ma w czysto formalnej komunikacji. Autentycznie osobista wypowiedź przynosi ulgę mówiącemu, a w słuchającym pozostawia klarowne wrażenie. Na dodatek, taka wypowiedź mówi tylko o osobie, która ją wypowiada, nie zawiera krytyki ani pouczeń.

W pierwszych latach