Namiętny pocałunek - Robert Fujak - ebook

Namiętny pocałunek ebook

Robert Fujak

3,0

Opis

Kontynuacja poprzedniej powieści Autora: "Szalona miłość".  Historia ta przedstawia przygody miłosnenpewnego bogatego małżeństwa. Akcja obecnych przygód toczy się w Kwilczu i w Nowej Dąbrowie. Główni bohaterowie to: Maria, Patryk, Gosia i Przemek.Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów to występują sporadycznie.
Jak potoczą się przygody miłosne tych bohaterów to czas pokaże. Wiadomo przecież że miłość jest piękna i przezwycięża wszystko. Z tego też powodu zapraszam do czytania.

Bo czytanie to jest wspaniała przygoda.

Cała książka składa się z sześciu części.
1. "Namiętny pocałunek"
2. "Maria i Przemek"
3. "Słońce miłości"
4. "Cud miłości"
5. "Seks i pocałunki"
6. "Szara rzeczywistość"


Fragment:

Wybiła godzina piętnasta.
Maria, Patryk, i Marek bardzo dobrze się bawili w ten szczególny dzień.
Jednak w takie święto czasami dobrze się bawić. Dobrze, że takie święto jak ?Walenty? istnieje.
W tym momencie Patryk i Marek pili sobie piwko, no i rozmawiali o swoich sprawach. Patryk czasami zazdrościł Markowi, że jego żona już jest w ciąży.
W tej rozmowie postanowił tę kwestię poruszyć.
- Wiesz co, Marek.
- No.
- Zazdroszczę ci.
- Czego?
- Twoja żona już jest w ciąży, a moja jeszcze nie.
Marek zażartował sobie z Patryka.
- Bo ty chyba za słabo bzykasz.
- Wiesz. Kochamy się prawie codziennie i nic z tego nie wychodzi.
- Cierpliwości, przyjacielu. Prędzej czy później twoja żona zajdzie w ciążę. Nawet się tego nie spodziejesz, a zostaniesz tatusiem.
- No myślę.
Tryknęli się puszkami od piw, a Patryk potem z okazji zo-stania przez Marka tatusiem złożył mu najserdeczniejsze ży-czenia.
Marek z tego się cieszył.
- Uda się wam. Ja w to wierzę.
- Będziemy ciągle próbować. Wiesz. Chciałbym mieć takie małe dzieciątko. Maria musi zajść w ciążę.
- Na pewno zajdzie. Pyszne piwko. Nie?
- Zgadza się. A dzień udany.
- No. Nie mogę się doczekać, kiedy będzie wieczór.
- Czemu?
- Bo wtedy będę bzykał Matyldę.
- Ty ciągle o seksie.
- Wiesz. Seks jest super. Ja lubię uprawiać seks. A ty?
- Tak samo. Wtedy to jestem tak podniecony, że nie wiem.
- O. Widzisz.
Markowi nagle przypomniał się Przemek. Dawno do niego nie dzwonił. Zresztą on też rzadko się z nim kontaktował.
Patryk zauważył, że Marek się zamyślił.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 130

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (1 ocena)
0
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Robert Fujak

NAMIĘTNY 

POCAŁUNEK

© Copyright by Rober Fujak & e-bookowo 

ISBN 978-83-62480-42-5

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt:[email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości 

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2011

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.

virtualo.eu

Część pierwsza

Namiętny pocałunek

Rozdział pierwszy

Zima w tym roku mocno dała się we znaki. Takiej zimy to jeszcze nie mieliśmy. Jest naprawdę mroźno i ślisko. Jak się idzie to na chodnikach trzeba uważać, bo w każdym momencie można złamać sobie nogę. Ale nie raz jest tak, że potknąć się można przez przypadek.Dnia drugiego lutego dwa tysiące dziesiątego roku w Nowej Dąbrowie, w miejscowości, która znajduję się niedaleko Kwilcza o godzinie pierwszej rozszalała się ostra śnieżyca.

Piękna trzydziestoletnia dziewczyna o imieniu Maria tej nocy była niespokojna i nie mogła jakoś spać.

Włosy miała długie i czarne, które były zrobione elegancko trwałą, a oczy miała szare. Była dosyć wysoką dziewczyną, o wzroście sto osiemdziesiąt centymetrów.

Tej nocy spała w niebieskiej halce. Spała u boku przystojnego mężczyzny.

Ten mężczyzna był piękny i miał dwadzieścia pięć lat, a włosy też miał koloru czarnego, oczywiście tak samo jak Maria. Jego oczy były niebieskie. Na sobie miał bokserki koloru brązowego. Był dosyć wysoki. Mierzył sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu.

Jednym słowem był trochę wyższy od Marii.

Od roku czasu byli małżeństwem.

Planowali dziecko, ale ciągle im się to nie udawało. Często zdarzało się tak, że o tę sprawę ciągle się kłócili.

Maria chciała nawet adoptować dziecko, ale Patryk był temu przeciwny. Po prostu się na to nie zgadzał.

Maria mocno kocha Patryka, ale czasami zastanawiała się nad tym czy dobrze zrobiła, że tak szybko za niego wyszła. Były takie momenty, że tego żałowała, ale tak szybko się nie poddawała. Stwierdziła, że ten mężczyzna to jest miłość jej życia. Nie zakochała się w żadnym chłopaku. Tylko w Patryku.

On na zawsze będzie jej mężem.

Aż do śmierci.

Maria i Patryk byli bogatym małżeństwem. Mieszkali w luksusowym domu, który był duży i dwupiętrowy. W domu było wszelkie bogactwo i wszelkie luksusy.

Patryk spał jak zabity i przez cały czas chrapał. Na dodatek bardzo głośno.

Maria go szturchnęła i postanowiła obudzić.

– Przystojniaku.

On jej nie słyszał. Ciągle spał jak zabity.

Maria przytuliła się do niego bliżej i zaczęła namiętnie całować w usta.Od razu oprzytomniał i się obudził.

– Przecudnie całujesz.

– Na pewno?

– Na sto procent. Jesteś moją żoną i wiem, co mówię.

– Cieszę się.

– Chcesz seksu?

– Pytanie. Pewnie.

Zdjęli z siebie resztę ubrań, a potem namiętnie się całowali i kochali.

Po zakończonym seksie przytulili się mocno do siebie, a potem ze spokojem gawędzili.

– Stwierdziłem, że jesteśmy do siebie stworzeni. Jesteśmy jak ogień i woda.

– Masz rację. Szkoda tylko, że nie możemy mieć dzieci.

– Spokojnie. Jeszcze przyjdzie na to czas i będziemy mieli mnóstwo dzieci. Zobaczysz.

– Wiem. Ale ja już nie mogę się tego doczekać. Marzę o tym, żeby opiekować się takim maleństwem.

– Ja dobrze cię rozumiem. Obiecuję, że ciągle będziemy się o to starać.

– Ja myślę.

– No. A teraz pośpijmy jeszcze.

– Mocno wieje.

– Prawda. Co? Boisz się tej śnieżycy.

– Tak. Wiesz. Trochę się boję.

– Ja nie.

Potem mocno się do siebie przytulili i zasnęli.

Rozdział drugi

Kwilcz.

Wybiła godzina pierwsza trzydzieści w nocy.

Tam też pogoda była brzydka. Ostra śnieżyca mieszkańcom Kwilcza też dała się we znaki.

Pewien chłopak ze swoją ukochaną dziewczyną o tej porze był w klubie nocnym na dyskotece.

Na imię mu było Przemek, a dziewczynie Gosia.

Przemek był bardzo przystojnym chłopakiem. Miał dwadzieścia trzy lata, a oczy zielone.

Natomiast Gosia miała dwadzieścia dwa lata i była śliczną blondynką o piwnych oczach.

Tak się złożyło, że byli tego samego wzrostu. Byli dosyć wysocy. Mierzyli sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu.

Ubrani byli zwyczajnie. On był w szarym garniturze, a ona w pięknej kolorowej sukience, która pasowała na niej wyśmienicie.

Tańcząc byli mocno do siebie przytuleni.

Piosenka pod tytułem „Bielije Rozy'' tak im się spodobała, że byli w siódmym niebie. Jednym słowem wpadli w melancholię. Tą piosenką byli mocno zafascynowani. Przede wszystkim zafascynowani byli sobą.

Ona mocno się w nim zakochała, a on w niej tak średnio.

Gosia stwierdziła, że Przemek jest dla niej wielką miłością i czarującą fascynacją, która jej się w nim spodobała.

Nie wiedziała, dlaczego, ale on tak jej się spodobał, że gdyby to było możliwe to ochajtałaby się z nim od razu i bez żadnych przeszkód. Ale tak się złożyło, że on na razie nigdy nie poprosił jej o rękę. Myślała, że to zrobi. Po cichu miała taką nadzieję. Mocno marzyła o tym, żeby wyjść za niego i zostać jego żoną.

Wiadomo przecież, że marzenia czasami się spełniają i jeśli ktoś mocno tego pragnie to prędzej, czy później to osiągnie.

– Piękna piosenka. Prawda, Gosiu.

– Cudowna. Nigdy nie myślałam o tym, że tak przy pięknej piosence będę tańczyć ze swoim ukochanym mężczyzną. Dodam, że zawsze o tym marzyłam.

– Wiesz. Marzenia spełniają się zawsze. Trzeba tylko chcieć, żeby się spełniły.

– Raczej pragnąć.

– O. Zgadza się.

– Ale wiedz, że nie wszystkie marzenia zawsze się spełniają.

– No. Nie wszystkie.

Przemek dostrzegł, że jego dziewczyna jest smutna, a potem mocno się do siebie przytulili.

– Chciałabym, żebyś w przyszłości był mój na zawsze.

– Tak.

– No. Ale chcieć mogę dużo.

– Przecież ja cały czas jestem twój. Ty jesteś moją laską. Pamiętasz?

– Pamiętam.

To była prawda.

Ale na razie nie powiedzieli sobie, że kochają się prawdziwą miłością. Nie wiedzieli, że istnieje takie cudowne i magiczne słowo: Kocham cię. Tego słowa żadne z nich nie chciało wypowiedzieć. Jakby o tym słowie zapomnieli. Bo chyba zapomnieli.

Rozdział trzeci

Przemek i Gosia rozstali się o drugiej w nocy.

Śnieżyca ciągle ostro szalała, a na dodatek zgasł prąd. Przez to między innymi impreza w klubie wcześnie się skończyła.

Ostro wiało, a Przemek nie mógł tego wiatru znieść. Do domu miał co najmniej trzy kilometry. Szedł pieszo i strasznie było mu zimno.

Jak szedł do domu to się zamyślił. Przez cały czas myślał o swoim życiu. Stwierdził, że kocha życie, ale na dzień obecny to życie jest dla niego do niczego.

Mieszkał z rodzicami, a dziewczyny, którą poznał nie kochał. Nie wiedział, dlaczego, ale Gosia nie jest miłością jego życia.

Do tej pory nie zakochał się w żadnej kobiecie.

Dlaczego nie mogę poznać dziewczyny, w której mógłbym się zakochać? Dlaczego? Ja chyba mam pecha!

Przemek nigdzie nie pracuje, mieszka z rodzicami i studiuje finanse w Poznaniu. W przyszłości pragnie pracować w Banku lub w jakimś Biurze Rachunkowym. Czasami marzy o tym, żeby założyć własny Bank. Po prostu własną Firmę. Ale czy to mu się uda? Zobaczymy.

Nadal szedł do domu. Zapomniał iść prawidłową stroną drogi. Zamiast chodnikiem to szedł ulicą. Jednym słowem pomylił się.

Może gdyby nie był zamyślony to wtedy pomyślałby o tym żeby skoczyć na chodnik. Tej późnej nocy miał strasznego pecha. Nie słyszał, że z tyłu za nim jedzie w szybkim tempie samochód. Ten samochód dosyć mocno i dotkliwie go potrącił.

On upadł, a kierowca auta zamiast mu pomóc, to pojechał w siną dal.

Przemek co najmniej dwadzieścia minut w samym śniegu leżał na ulicy nieprzytomny. O drugiej dwadzieścia przytomność odzyskał. Podniósł się, całe ubranie otrzepał od śniegu i śmiało poszedł do domu.

Nie był na siebie zły, ale zły był na auto, które go potrąciło. Chciał zadzwonić na policję, ale nie zrobił tego, bo skoro nie wiedział, kto to jest to i tak nic by nie wskórał. Po raz kolejny stwierdził, że jest człowiekiem pechowym.

Jak wszedł do domu, a potem do swojego pokoju, to z miłą chęcią przebrał się w pidżamę i położył do łóżka.

Przedtem chciał się umyć, ale nie uczynił tego, bo w domu ciągle nie było prądu, no i wody.

Przez ten wypadek i z przemęczenia zasnął z miłą chęcią.

Nie wiedział, dlaczego, ale strasznie się bał.

Rozdział czwarty

Wybiła trzecia w nocy.

Maria tej nocy nie mogła jakoś zasnąć, ale potem zasnęła. U boku wspaniałego mężczyzny spało jej się wyśmienicie.

Warto było się do niego przytulić i spać.

Przed zaśnięciem marzyła o tym, żeby ta noc trwała wiecznie. Nie chciała, żeby nastał poranek.

Noc to jest najpiękniejsza i najcudowniejsza rzecz. Po ciężkim dniu harówy i różnych obowiązków domowych w nocy warto jest sobie pospać. Warto jest sobie odpocząć.

Maria cały czas spała i śniła.

Miała dziwny sen. Ten sen przyszedł tak nagle. Znikąd.

Nigdy o tym śnie w taki sposób nie myślała.

Śnił jej się pewien młody i nieszczęśliwy chłopak, który został potrącony przez samochód. Ten chłopak na chwilę stracił przytomność, ale potem tą przytomność odzyskał. Na widok takiej sceny ucieszyła się.

Nie wiedziała, dlaczego, ale ten chłopak bardzo jej się spodobał. Zakochała się w jego okrągłej twarzy i wspaniałych pięknych zielonych oczach.

Jednym słowem ten sen był cudowny. Ten sen był jak bajka.

Na chwilę się przebudziła, ale potem z uśmiechem na ustach zasnęła dalej. Wtedy bardzo dobrze jej się spało.

Rozdział piąty

Mam do państwa i moich czytelników pytanie. Czym dla was jest sen? Skąd te sny się biorą. Ja często o tym myślę, ale i tak nie doszedłem do żadnych wniosków.

Sny dla mnie są tajemniczą zagadką. Nie wiem skąd się biorą i po co? Jak mam jakiś sen, to myślę i często wydaje mi się, że dzieje się to naprawdę. Jakby to był drugi i inny świat.

Sen to jest chyba inny świat i inna rzeczywistość. Zresztą takie są wszystkie sny.

Sny są jak magia. W takich snach to jest przedstawiony zaczarowany świat. Czasami wydaje mi się, że w snach przedstawiony jest lepszy świat niż świat, w którym obecnie żyjemy.

W snach też jest zło, ale chyba mniejsze.

Nasz wirtualny i obecny świat czasami jest dobry, a czasami zły, bo jest dużo wojen. Przez wojny ginie wiele niewinnych ludzi, ale ludzie nie tylko giną przez wojny, lecz przez przypadek.

Na przykład przez trzęsienie ziemi lub inne kataklizmy. Dodam, że trzęsienie ziemi ostatnio było na Haiti.

Straszne!

Prawda!

Sny, a prawdziwa rzeczywistość są całkiem inne.

Rozdział szósty

Przemek też niespokojnie spał. Nie wiedział, dlaczego, ale źle się czuł i strasznie rozbolała go głowa. Co chwilę się budził.

Czasami wydawało mu się, że na kilka sekund traci przytomność, a potem ją odzyskuje.

Podczas snu też miał sen, ale jego sen był straszny. Śniło mu się, że w młodym wieku zachorował, a potem zmarł.

Nigdy takiego snu nie miał.

Bał się.

Nie wiedział, co robić i co o tym wszystkim myśleć, bo teraz czuł się dobrze.

Potem chciał zasnąć, ale bał się tego. Bał się zasnąć, bo myślał o tamtym śnie. Chciał z kimś o tym porozmawiać, ale nie wiedział, z kim. Z początku myślał o Gosi, ale potem stwierdził, że nie będzie jej tym snem zawracał głowy.

Potem przypomniał mu się Marek Strzałkowski, ale jemu też nie chciał zawracać głowy.Tym bardziej, że Marek zajmuje się Matyldą.

Z tą sprawą wolał zostać sam, ale po kilku sekundach stwierdził, że nie będzie się niczego bał, bo w życiu trzeba być człowiekiem odważnym. Jak się jest dorosłym to nie można się niczego bać. Nie będzie się bał żadnych snów.

Sny nie są rzeczywistością, bo rzeczywistością jest życie, o które często trzeba walczyć i jak się jest chory to o swoje zdrowie też trzeba walczyć. Może się powtarzam, ale to jest szczera prawda.

Przemek zasnął.

Do rana spał jak zabity. Już nie miał żadnych snów. Obecny sen tym razem był rześki i płytki. Był szczęśliwy. Nie wiedział, że tym razem przez ten sen się uśmiechał. Jego uśmiech był błogi i czarujący. Po prostu spał szczęśliwie.

Ciekawe, jaki spotka go los w przyszłości?

Co będzie w tej przyszłości robił?

Czy będzie miał dziewczynę?

Sprostuję!

Czy w przyszłości pozna jakąś fajną dziewczynę?

Tego to nie wiedział.

Przyszłość każdego człowieka gdzieś jest zapisana.

Ale gdzie?

Może w gwiazdach?

Ja sam często zastanawiam się nad tym, co będę w tej przyszłości robił. Czasami myślę sobie o tym, że ta przyszłość być może będzie dla mnie nudna, bo wszystko toczy się wokół jednej osi i tak samo.

Dodam, że z życia jestem zadowolony i szczęśliwy, bo pracuję, a swoje marzenia pomału mogę spełniać.

Zobaczymy, czy sprawy, o których marzę spełnią mi się do końca?

A Przemkowi?

Rozdział siódmy

Kolejne dni lutego mijały bardzo szybko. Nikt się nie spodziewał, że te kilka dni tak szybko zlecą.

Zima ciągle trzymała, a zaspy śnieżne dla mieszkańców Kwilcza i Nowej Dąbrowy były uciążliwe.

Moim zdaniem to tych zasp śnieżnych na dzień dzisiejszy mogłoby nie być.

W tych okolicach jest mnóstwo ludzi bezrobotnych. Gdyby zatrudniono tych ludzi na zrobienie porządków interwencyjnych, to wtedy w całym Kwilczu, w Nowej Dąbrowie i w okolicach na drogach byłoby czysto. Taką inicjatywę można zrobić zawsze. O takiej inicjatywie pomyśleć można zawsze. Prawda?

Dnia czternastego lutego dwa tysiące dziesiątego roku w życiu osobistym pewnego chłopaka wiele się wydarzyło.

Była to niedziela. Miał wolne od szkoły.

Od tamtego wypadku coraz gorzej się czuł. Bóle głowy czasami były nie do zniesienia.

Coraz bardziej tracił przytomność, a także przytomność umysłu. Jak był w szkole to na razie nikt tego nie zauważył, bo nikomu o niczym nie powiedział.

Wszystko było tajemnicą aż do momentu dnia dzisiejszego.

O siódmej rano jadł ze swoimi rodzicami śniadanie.

Pogoda była trochę lepsza, bo było cieplej, ale nie aż tak bardzo.

To nic, że było cieplej, bo na drogach było ślisko i śnieg, który tak długo utrzymywał. Całe szczęście, że nie wiało.

Rodzice tego chłopaka byli dosyć w młodym wieku. Byli w różnym wieku. Tata chłopaka miał na imię Robert, a mama Weronika.

Od osiemnastego roku życia pracowali w Fabryce Cegielskiego w Poznaniu, a od kilkunastu lat mieszkali w Kwilczu.

Byli dosyć wysocy i zawsze ładnie się ubierali. Jednym słowem bardzo ładnie się prezentowali.

W domu też było ładnie. Mieli piękne eleganckie meble. Ta rodzina nie była aż tak biedna. Ciężką pracą dorobili się wszystkiego. Radzili sobie bardzo dobrze, bo nigdy od nikogo nie pożyczali żadnych pieniędzy.

Ci państwo i ich syn nazywali się Piórkowscy.

Przez cały czas jedli śniadanie i ze sobą rozmawiali.

Państwo Piórkowscy swego syna zawsze widzą na weekend, bo w ciągu tygodnia przebywa w szkole i jest w internacie.

Oczywiście w Poznaniu.

Zawsze cieszą się, gdy zbliża się sobota i niedziela, bo mimo pełnoletniości mogą go mieć dla siebie.

Jednym słowem oni mocno go kochają.

– Jak tam w szkole, Przemek? – spytała pani Weronika.

– Super, mamo. Radzę sobie bardzo dobrze.

– Cieszę się. Jakieś jedynki są?

– Co ty, mamo. Nie po to się uczę, żeby zdobywać jedynki.

– Przepraszam, że pytam.

– Pamiętaj, że jeśli chodzi o naukę to w tej kwestii możesz mi w stu procentach zaufać.

– Rozumiem.

Ciągle się zajadali, a pan Robert zauważył, że jego syn nic nie je i coraz bladziej wygląda.

– Dobrze się czujesz, synu?

– Tak, tato.

– Jakoś ci nie wierzę, bo wyglądasz strasznie blado.

– Tylko ci się wydaje.

– Dobra.

Mamie Przemka nagle przypomniała się Gosia. Dwa tygodnie temu przedstawił ją rodzicom i nawet przypadła im do gustu. Jednym słowem spodobała im się. Pani Weronika stwierdziła, że Przemek powinien ożenić się z Gosią.

– A jak tam Gosia, synku.

– Dzisiaj się z nią umówiłem. W końcu są Walentynki, mamo. A ogólnie to z Gosią jest spoko.

– Prawda. Całkowicie zapomniałam.

– Ja też zapomniałem na śmierć. Ale trzeba będzie to nadrobić, Weroniko.

– Oj. Będzie trzeba. Zresztą dopiero się zaczął dzień, kochanie.

– No, tak. W końcu mamy dopiero ranek.

– Zgadzam się z tobą.

Rodzice Przemka w ten szczególny dzień postanowili się zabawić i pojechać do znajomych i przyjaciół. Ogromnie cieszyli się z tego, że dziś jest niedziela. Przemek z Gosią umówili się do kina na piękny film o miłości.

W kinie mają spotkać się na godzinę jedenastą. Właśnie ta godzina wybiła. Cieszyli się z tego, że są razem w kinie. Że ten piękny film oglądają.

Przemek nadal się źle czuł. Nie mógł zapomnieć tego wypadku. Jak już wspomniałem, z jego psychiką było coraz gorzej. Nie miał pojęcia, z kim o tym porozmawiać. Chciał z Gosią, ale nie chciał jej martwić. Gośka zauważyła, że on jest blady.

Postanowiła chwycić go za rękę. On uścisk odwzajemnił.

– Super film, nie.

– Wspaniały.

– Dobrze się czujesz, Przemku?

– Tak, Gosiu. Oglądajmy.

– Jak chcesz.

Nadal oglądali. Gosia Przemka darzyła wielkim uczuciem. Tak mocno i niesamowicie go kochała, a on o tym nie miał zielonego pojęcia.

Rozdział ósmy

Czternastego lutego Maria i Patryk przez cały czas byli w domu. O tej porze jeszcze leżeli w łóżku nago. Tulili się, pieścili swoje ciała i się całowali.

Ten dzień był dla nich wyjątkowy. Były to Walentynki, ale nie tylko. Ten dzień to było ich szczęście.

Maria i Patryk nigdy nie żałowali tego, że są razem. Zresztą, o tym to już wiemy.

Ta dziewczyna nie mogła nacieszyć się swoim mężem. Dlatego, bo był młody, ładny i elegancki. Jeśli chodzi o Patryka to on bardzo ubóstwiał swoją żonę. Jest to najpiękniejsza kobieta świata. Czarująca i błyskotliwa. Istny ideał.

Patryk w dniu dzisiejszym swojej żonie zrobił piękną niespodziankę. Mianowicie w piątek kupił jej piękny naszyjnik z czerwonym serduszkiem. Na naszyjniku z sercem było napisane: „Maria i Patryk będą razem aż do śmierci”.

Bo w końcu są małżeństwem. Prawda?

Mąż Marii ten naszyjnik chciał wręczyć od razu, tylko nie wiedział, w jakim to uczynić momencie. W sumie prezenty można wręczać w każdym momencie. Prezenty to super i piękna rzecz. Miło jest dostawać prezenty. Dostawać prezenty uwielbia każdy człowiek.

Jeśli się kogoś mocno kocha i uwielbia, to wtedy ukochanej osobie taki prezent można wręczyć zawsze.

– Mówiłem ci, że jesteś piękna.

– Z tysiąc razy. Ty też jesteś piękny. Taki ładny i cudowny.

– A ty jesteś najpiękniejszą kobietą świata. Pamiętaj, że gdyby coś się działo między nami, to mów mi zawsze prawdę. Ok.

– Umowa stoi.

– Pocałuj mnie, moja miła.

– Z chęcią.

Ten pocałunek był dla niej taki czuły. Taki przepiękny. Taki cudowny. Czuła się tak jakby była w zaczarowanym świecie.

Szczęście jej dopisywało.

Patryk teraz dał swojej żonie prezent. Jego żona była uradowana.

– Mam coś dla ciebie.

– Co? Jestem ciekawa.

– Proszę.

Gdy na własne oczy zobaczyła tak piękny naszyjnik z czerwonym sercem i cudownymi napisami, to nie wierzyła własnym oczom.

– Dziękuję. Piękny prezent. Pomożesz mi założyć na szyję?

– Oczywiście, moja śliczna żono.

W tym naszyjniku wyglądała cudnie. Prezent pasował na niej jak ulał. Dobrze się w nim prezentuje.

Maria przez cały czas dotykała tego naszyjnika.

– Wiesz, Patryku.

– No.

– Jesteś cudownym mężem. Jesteś cudownym facetem.

– Cieszę się z tego, że tak mówisz.

– To dobrze.

Oni chyba nigdy nie nacieszą się sobą. Być może zawsze będą pragnąć seksu. Prawdziwego i wulkanicznego seksu.

– Masz jeszcze ochotę na seks?

– A ty?

– Tak.

– To świetnie.

Patryk swoją żonę zaczął czule i namiętnie całować w usta.

Seks, który uprawiali sprawił im tak wielką przyjemność, że orgazm osiągnęli jednocześnie.

Patryk nigdy nie wstydził się swojej żony, bo nie miał, czego się wstydzić. Maria natomiast nigdy nie wstydziła się swojego męża.

Gdy przestali się kochać, to Patrykowi nagle przypomniało się, że zostali zaproszeni na małe przyjęcie walentynkowe do Matyldy i Marka.

Przyjęcie z tej okazji miało się odbyć o godzinie trzynastej. Czyli za niecałe dwie godziny.

– Mario.

– No.

– Wiesz, że dziś zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie z okazji Walentynek do Matyldy i Marka.

– Nie wierzę jakoś.

– To uwierz. Bo gadałem wczoraj z Markiem i nas zaprosił.

– No. To super.

– Chcesz iść.

– Pewnie.

– Cieszę się.

– To musimy się szykować.

– Prawda.

Nie mogli się doczekać tego, kiedy przywitają Matyldę i Marka.

Ta niedziela to jest dla nich najpiękniejszy dzień w życiu.

Mimo brzydkiej zimy, która była dla nich melancholią, to czuli się wspaniale. Oczywiście wiadomo przecież, że w każdym związku czasami zdarzają się kłótnie.

Ale nie powinno robić się tak, żeby zaraz się rozwodzić. I to w sumie niepotrzebnie.

Rozdział dziewiąty

Bo gdybym ja na przykład miał żonę, a ona by mnie zdradzała, to z całych sił tą zdradę starałbym się jej wybaczyć. Zależy też od prawdy i od okoliczności łagodzących. Ja jestem osobą, która w sumie nie lubi jak ktoś kłamie. Moim zdaniem to lepiej jest powiedzieć prawdę od razu. W sumie to mogę powiedzieć o sobie, że jestem człowiekiem uczciwym i staram się tę prawdę mówić.

Przyznam się szczerze, że czasami zdarzały się takie momenty, że kłamałem. Ale zdarzało się to rzadko. Zresztą życie każdego człowieka nie jest usłane różami. Każdy ma swoje kłopoty i problemy. Jedni swoje sprawy rozwiązują tak, a drudzy inaczej.

Świat po prostu taki jest.

Ciekawe, jaki ten świat będzie dla Marii i Patryka?

Prawda?

Rozdział dziesiąty

W życiu osobistym u Matyldy i Marka wiele się zmieniło.

W swoim luksusowym domu zamieszkali sami. Rodzice Matyldy i bracia wyprowadzili się na stałe do Niemiec. Tam ułożyli sobie życie i byli szczęśliwi.

Młode małżeństwo cieszyło się ze swojego szczęścia i z tego, że wreszcie są razem. Wreszcie spełniło się ich marzenie. Na zawsze zamieszkali razem.

W dodatku okazało się, że Matylda jest w drugim miesiącu ciąży. Marek z początku nie mógł w to uwierzyć, ale potem, jako młody tatuś ogromnie się z tego cieszył.

Wreszcie będzie miał swoje dziecko. Stwierdził, że jego życie to jest najpiękniejszy dar od Boga.

Jak szykowali przyjęcie walentynkowe, na które zaprosili Marię i Patryka, to tak jak zwykle sobie gawędzili.

– Ale jestem szczęśliwy, Matyldo.

– Wiem. Ja też jestem szczęśliwa. Będzie to nasze pierwsze dziecko.

– Zgadza się.

Matylda przez moment zastanawiała się nad tym, co Marek by chciał? Dziewczynkę czy chłopca? Nigdy na ten temat nie rozmawiali. Zresztą nie było okazji. W tej chwili okazja się nadarzyła.

– Mam do ciebie pytanie.

– No. Mów.

– Co byś chciał, żebym urodziła?

Marek był zaskoczony takim pytaniem. Nie wiedział, o co jego żonie chodzi.

– Nie rozumiem.

– Jak to. Pytam, co byś chciał, żebym urodziła. Dziewczynkę czy chłopca?

Teraz zrozumiał. W myślach przyznał się szczerze, że marzył o chłopcu. Ale teraz stwierdził, że wszystko mu jedno. Dla niego ważne jest to, żeby dziecko było zdrowe. To w sumie było najważniejsze. Zdrowie i szczęście dziecka, a nie płeć.

– Wszystko mi jedno.

– Serio.

Podszedł do swojej żony bliżej. Ucałował ją, a potem rzekł:

– Tak. Wiesz, co jest dla mnie najważniejsze?

– Nie. Bo nigdy mi tego nie mówiłeś.

– Najważniejsze jest dla mnie to, żeby nasz dzidziuś był zdrowy.

– Cieszę się, że tak mówisz, bo dla mnie też to jest najważniejsze. Obiecuję, że nasze dziecko będzie zdrowe.

– Nie musisz mi niczego obiecać, bo ono będzie zdrowe.

– Tak ma być.

– No. Moja żono. Ty urodzisz zdrowego dzidziusia. Ja w to wierzę.

– Super.

Po rozmowie, która była dla nich przecudna nadal przygotowywali przyjęcie.

Rozdział jedenasty

Moim zdaniem Walentynki powinny być codziennie. To jest super i wspaniałe święto. Zakochane pary wtedy mają dobrze. W takie święto mogą się wtedy kochać, a seks uprawiać do woli. Szkoda, że Walentynki są raz w roku. Zresztą szkoda, że każde święto jest raz w roku.

Najbardziej to lubię jak są święta Bożego Narodzenia. Jak jest Wigilia. Wtedy ze swoimi znajomymi i przede wszystkim z rodziną można podzielić się opłatkiem.

Stanowczo czuję, że opłatek to jest symbol miłości. To jest jak zaczarowana bajka.

Ja jestem ciekaw, co wy o tym myślicie? Myślę, że tak samo jak ja.

Na drugim miejscu stawiam Walentynki. Czyli symbol seksu i miłości.Symbol zgody i prawdziwego szczęścia.

Rozdział dwunasty

Wybiła godzina trzynasta.

Matylda i Marek już uszykowali przyjęcie aż na cztery osoby.

Cieszyli się z tego, że Maria i Patryk zgodzili się przyjść na to przyjęcie. Przynajmniej w Walentynki nie będą sami. Będą mieli towarzystwo. To było dla nich najważniejsze.

Nareszcie usłyszeli dzwonek domowy.

Matylda przywitała gości z przyjemnością i z miłą chęcią. Naprawdę cieszyła się, że ich widzi.

– Witajcie, moi drodzy.

– Czołem, Matyldo – najpierw przywitała się z nią Maria, a Patryk potem.

– Cześć.

– Hej, Patryku. Ładnie się wystroiłeś. Ślicznie. – Wycałowali się z miłą chęcią.

Marek całe zajście widział, ale nie był o nią zazdrosny. On swojej żonie bezgranicznie ufa. Zresztą Patryka uwielbia i traktuje go jak swojego przyjaciela.

– Ładnie pachniesz perfumami.

– Dziękuję. Ty tak samo, Matyldo.

– Chodźcie do środka. Mamy dla was małą niespodziankę.

– Jestem ciekawy, jaką? – z ciekawości spytał, jaką tą niespodziankę ma. Patryk nie wiedział. Dlatego był ciekawy.

– Zobaczycie, jaką.

Weszli do pokoju i zobaczyli Marka. Marek też przywitał się z nimi z miłą chęcią.

– O, Mario. Witaj.

– Cześć, Marku.

Ucałował się z nią, a z Patrykiem przywitał.

– Czołem, młody.

– Hej, Marek. Jak tam zdrówko?

– Wszystko okej. A u ciebie?

– Tak samo.

Przyjęcie było cudowne i śliczne.

Na stole postawione było dobre winko, sałatka warzywna, a na deser pyszny sernik.

Jedzenie wszystkim smakowało. Było w sam raz i pyszne. Najbardziej to smakowała im sałatka.

Rozdział trzynasty

Film, który oglądali Gosia i Przemek wreszcie się skończył.

Wyszli z kina z miłą chęcią. Przemek nadal źle się czuł. Jego samopoczucie było coraz gorsze. Był coraz bardziej słaby, a Gośka się zaniepokoiła.

– Oj. Przyznaj się. Widzę, że chyba źle się czujesz, bo wyglądasz coraz gorzej.

– Robi mi się słabo, ale zaraz mi przejdzie.

– No. Nie wiem. Chodźmy do domu. Mogę cię odprowadzić, jak chcesz.

– Chcę.

– Super.

Gosia chwyciła Przemka za rękę i w duchu modliła się, żeby nic złego mu się nie stało. Modliła się z całego serca. Ale jej modlitwy nie zostały wysłuchane. W tym szczególnym dniu miała pecha. Miała wielkiego pecha. Nie mogła przewidzieć tego, że ten dzień tak źle się skończy.

Przemek upadł na chodnik, a ona nie potrafiła tego upadku powstrzymać.

Najpierw zaczęło mu się kręcić w głowie, a potem zemdlał.

Gosia nie wiedziała, co się dzieje, więc najpierw próbowała udzielić mu pierwszej pomocy, a jak to nie dawało żadnego skutku to zadzwoniła po pogotowie.

Pogotowie przyjechało w ciągu pięciu minut. Można stwierdzić, że szybko.

A dziewczyna Przemka nie dawała za wygraną. Nadal go ratowała. Z przechodzących ludzi nikt jej nie pomógł.

Stwierdziła, że w Kwilczu jest wielka znieczulica. Myślała, że ktoś jej pomoże, ale tak się nie stało.

Strasznie się bała, ale jak znaleźli się w szpitalu, to odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że lekarze uratują Przemka.

Przemek odzyskał przytomność. Lekarze ucieszyli się z tego i szybko poinformowali Gosie.

Stwierdzili, że Przemek