Nałóg - Anna Nitka - ebook + audiobook + książka

Nałóg ebook i audiobook

Anna Nitka

3,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ich dwóch. Ona jedna. Trzy złamane serca.


Był dla niej całym światem, a pewnego dnia zniknął bez słowa. Zraniona Marcelina odsuwa się od znajomych, niszczy więzi z rodziną i pogrąża się w cierpieniu. Przed całkowitą autodestrukcją chronią ją twórczość literacka i zamiłowanie do szybkiej jazdy. W tym stanie ducha i w dramatycznych dla niej okolicznościach poznaje mężczyznę, który wydaje się idealnym lekarstwem na jej złamane serce. Jest przystojny, niewątpliwie zainteresowany Marceliną, a do tego zasłużył na jej wdzięczność. Czy zapomni przy nim o chłopaku, który ją porzucił? A może każdemu pisana jest tylko jedna prawdziwa miłość?

Rozłączył się, nim zaintrygowana Monika zdążyła zapytać, kim on właściwie jest i gdzie mieszka jej córka.
Adam zaczął się zastanawiać, dlaczego matka nie wie, gdzie szukać własnego dziecka, dlaczego nie utrzymują kontaktu. Zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, kim jest kobieta, u której mieszka, i postanowił za wszelką cenę dowiedzieć się o niej więcej. W tym samym momencie usłyszał jakiś warkot na zewnątrz; był to ryk motocykla. Wyszedł przed dom i odetchnął z ulgą. Ujrzał Marcelinę zsiadającą ze ścigacza. Zdjąwszy kask, podeszła do Adama, patrząc mu w oczy, życzyła miłego wieczoru, po czym zniknęła w ciemnościach domu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 109

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 57 min

Oceny
3,6 (5 ocen)
1
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


 

 

 

 

Otworzyła oczy i wstała, walcząc z myślą, że kolejnego dnia musi udawać, że wszystko jest w porządku, że jest zwykłą studentką. Pomyślała: „Chciałabym nie udawać”. Każdy jej dzień był maskaradą, kolejnym odcinkiem tragicznego serialu, który szybko zdobyłby sławę wśród załamanych swoim życiem nastolatek bądź kobiet w średnim wieku cierpiących z powodu braku mężczyzny.

Marcelina – dwudziestojednoletnia kobieta próbująca powrócić do normalnego życia po jednej „znajomości”…

Czy jeden człowiek jest w stanie zmienić całe nasze życie? Ile można udawać? Jak odnaleźć siebie? Ona już wie.

*

Wtorek, 10 maja

Włożyła obcisłe granatowe dżinsy podkreślające jej kształtne biodra i pośladki, luźną bluzeczkę, która odsłaniała ramiona i eksponowała dekolt. Ubierała się w dobrym stylu, lubiła być elegancka. Po konsumpcji lekkiego, dietetycznego śniadania założyła czarne szpilki i nałożyła na twarz idealny makijaż. Swoje hebanowe włosy zostawiła rozpuszczone, od razu przypomniało jej się, że ON lubił, gdy były spięte. Skontrolowała swój wygląd, bez słowa wyszła na zewnątrz. Zapowiadał się piękny dzień, wsiadła do swojego kabrioletu, nałożyła na głowę wielki czarny kapelusz i ruszyła, nie spoglądając w lusterko, gdzie ukazała się zatroskana twarz jej matki. Monika nie mogła patrzeć na córkę, która od roku zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Stała się zimna w relacjach, bezwzględna, pewna siebie, ale niedostępna. Zniknęła jej radość życia, każdego traktowała z przerażającym dystansem; Monika nie była pewna, czy znajdzie się człowiek, który rozpuści lód w jej sercu, jaki zagnieździł się tam po odejściu najważniejszej osoby w jej życiu.

Anatomia, biochemia, chirurgia, pediatria to tylko część zajęć, na których dzisiaj starała się skupić swoją uwagę, oczywiście bezskutecznie. W głowie miała tylko jeden obraz – jego twarz, uśmiech, dołeczki, idealne złociste włosy. Po kilku godzinach na uczelni miała zamiar wrócić do domu i zająć się pisaniem, które było jedyną czynnością odrywającą ją od myślenia. Wyjść i odjechać nie było jednak tak łatwo. Magda, przyjaciółka Marceliny, wybiegła za nią z grupką znajomych z roku. Zmuszając się do rozmowy i sztucznego uśmiechu, zatrzymała się przy swoim wozie.

– Marcelina, nie uciekaj! Jest piątek, jedziemy wszyscy nad jezioro, przyłącz się.

– Przykro mi, mam plany, następnym razem.

Odwieczna wymówka… Wsiadła, włączyła ulubioną muzykę i ruszyła z piskiem opon, aby jak najszybciej uwolnić się od ciekawskich spojrzeń i natrętnych osób, które próbują nawiązać jakikolwiek kontakt tylko po to, by później powiedzieć: „Nie uwierzysz, Marcelina Ogrodna, ta, która jest na ratownictwie medycznym, ta pisarka, to moja nowa znajoma…”. I tak dalej.

Nie chciała wracać do domu, pojechała do miasta oddalonego o dwadzieścia kilometrów i zatrzymała się na polnej drodze, by zostać tam do późnego wieczoru. Leżąc na łące, myślała tylko o tym, że chciałaby, żeby ON tu był. Wyciągnęła z torebki notes, wyrwała kartkę i napisała: „Lubiłam leżeć z Tobą na trawie, teraz muszę robić to sama”. Nie uroniła ani jednej łzy, zostawiła karteczkę na polanie. W domu unikała wzroku matki, patrzącej z litością i współczuciem; położyła się z uczuciem ulgi, że najbliższe dwa dni będzie mogła spędzić w swoich czterech ścianach, nie udając idealnej królowej lodu.

*

Środa, 11 maja

Pierwsza od dawna noc, która nie była pełna koszmarów. Otworzyła oczy, spojrzała na zegarek i uznała, że chce dziś odreagować. Zanim zdążyła wstać z łóżka, do sypialni weszła jej matka.

– Dzień dobry, kochanie. – Usiadła na brzegu łóżka, odgarnęła jej włosy z twarzy zasnutej złością i obojętnością. – Wyspałaś się?

– Cześć – rzuciła. Nie było jej stać na ciepłe słowa, nawet wobec mamy.

– Chciałabym z tobą dziś porozmawiać, bardzo poważnie, ja i tata. Proszę cię, ubierz się, przyjdź na śniadanie, a później to załatwimy.

Ze łzami w oczach wstała, rozejrzała się po pokoju córki i wyszła.

Sypialnia Marceliny była jej świątynią, ucieczką przed całym światem. Wyposażona była tylko w jedną, ale za to wysoką i szeroką szafę na ubrania, wielkie biurko, na którym stał laptop i piętrzyły się sterta książek, długopisy, kartki papieru – w większości zapisane – segregatory, listy, pocztówki. Po przeciwnej stronie znajdowała się mała toaletka z apteczką oraz kosmetyczką, przyborami do włosów, a także wielkie łóżko, na którym leżało wiele poduszek, a prócz kołdry – dwa koce. W łóżku czuła się bezpieczna, jak księżniczka w swoim zamku. W kącie za drzwiami leżały akcesoria do motocykla.

Dziewczyna domyślała się tematu rozmowy, gotowa na to wstała, umalowała się, włożyła czarne legginsy i szarą bluzkę, wyszła ze swojej komnaty wprost do kuchni, oświetlonej wpadającym przez okno porannym słońcem. Zjadła śniadanie przygotowane przez ojca, posprzątała stół, po czym bez emocji przeszła do salonu, gdzie siedzieli już ojciec, starszy brat i matka. Usiadła na kanapie, zakładając nogę na nogę, jak zwykle wydawała się niesamowicie opanowana, nie wyrażała żadnych emocji. Zaczęła mama:

– Marcelina, wiesz, że dłużej tak nie może być. Ja nie mogę już tego znieść. Od roku traktujesz nas jak powietrze, unikasz nas, mieszkamy w jednym domu, tak nie może być. Traktujesz nas okrutnie, nie zasłużyliśmy na to. Nie chcesz wyjawić, co się stało, rozumiem, jesteś dorosła, ale widzę, że on cię bardzo skrzywdził. Naprawdę nie zasługujemy na to, by znać prawdę, co się stało?

– Nikomu nie zamierzam o tym mówić, wspomniałam o tym już raz, myślałam, że to zrozumiałe. Kontynuuj – powiedziała bez zmiany nastawienia.

– Dobrze, uszanujemy to. Rzecz w tym, że jeśli tak ma wyglądać ta sytuacja, to nie możemy się z ojcem na to zgodzić. Musisz się wyprowadzić, stać cię na to, inaczej bym cię o to nie prosiła. Po prostu dłużej tak nie może być, to nie jest dom… To wariatkowo, wiesz o tym. Codziennie się martwię, jak wychodzisz. Chcę z tobą porozmawiać, chcę cię przytulić.

– Przykro mi. W takim razie dajcie mi czas do poniedziałku. Zabiorę się stąd jak najszybciej.

Szybko wyszła z pokoju i postanowiła zadzwonić do jedynej osoby, którą traktowała dobrze i która jako jedyna znała stan jej uczuć. Wsiadła na motocykl i pojechała do wsi oddalonej o dziesięć kilometrów.

– Cześć, Marcela, wchodź – rzuciła Ewa, ciągnąc przyjaciółkę za rękę.

– Rodzice kazali mi się wyprowadzić.

– Chyba przypuszczałaś, że prędzej czy później zbrzydnie im twój widok. Nie rozmawiasz z nimi, mieszkasz tam sama nie wiem czemu. I tobie, i im wyjdzie na dobre, jeśli się wyprowadzisz.

– Wiem, ale nie myślałam nigdy, że opuszczę dom w takich okolicznościach. Ewa, naprawdę chciałabym im czasem powiedzieć prawdę, ale oni tego nie zrozumieją, matka mówi, że za mną tęskni, że mnie potrzebuje… A gdzie była, jak ja miałam szesnaście lat i jej potrzebowałam, i chciałam odrobiny wsparcia i czułości? Traktowała mnie dokładnie tak jak ja ją w tej chwili.

– Rozumiem, Marcela. – Ewa złapała ją za rękę. –Musisz to zrobić, już dawno powinnaś się była od niej odciąć. Jak się czujesz?

– Źle, sama wiesz… Nie wiem, ile tak jeszcze wytrzymam, wszystko mi go przypomina, wszystko. Za dużo razem przeżyliśmy, to takie popieprzone.

Przytulone do siebie zasnęły.

*

Czwartek, 12 maja

Rzeczy zostały spakowane przez wynajętą ekipę i zawiezione do jej nowego domu. Wszystko udało się załatwić błyskawicznie, dom stał od dwóch lat niezamieszkany. Znajdował się z dala od ludzi, przy polnej drodze, niecałe cztery kilometry od dróg państwowych. Był cały z białego marmuru, miał wielkie okna, wokół rozciągały się tylko pola i łąki. Idealnie, spełnienie jej marzeń co do miejsca zamieszkania. Na parterze znajdowały się przestronna kuchnia ze świetnym umeblowaniem, niebudząca zastrzeżeń łazienka oraz przepiękny salon z tarasem. Na piętrze były cztery pokoje, w jednym z nich urządziła swoją sypialnię, w drugim pracownię, a resztę zostawiła.

Była zadowolona, nie kryła tego; pierwszy raz od bardzo dawna na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech, nikt tego nie widział. Uczucie szczęścia nie trwało jednak długo: gdy spojrzała na kalendarz, uświadomiła sobie, że to dzień jego urodzin. Zaczęła się zastanawiać, co robi w tej chwili, z kim…

Nie mogąc przestać myśleć, wsiadła na motocykl i ruszyła przed siebie, przyspieszając, próbowała odgonić myśli i skupić się na jeździe, jedynym, co w tamtym czasie dawało jej radość.

W drodze powrotnej złapał ją deszcz. Asfalt zrobił się śliski, pogrążona w myślach nie zwolniła. Wyprzedzała samochody na autostradzie, by dotrzeć do domu i zasnąć. Panował spory ruch, rozpętała się burza i zrobiło się ciemniej. Marcelina zwolniła, przypomniała sobie o rodzicach, o tym, jak im obiecała, że nigdy nie narazi się na niebezpieczeństwo. Kiedy to było…?

Skupiona na jeździe, poczuła nagle, że leci w powietrzu. Nie zdążyła się zorientować, co się dzieje, gdy z całym impetem spadła na beton, uderzając siłą całego ciała. Przez chwilę miała wrażenie, że zapada się z ziemią i leci, po czym straciła przytomność, pogrążając się w cudnym śnie. Widziała go, w całej okazałości, był piękny, jak zawsze, uśmiechał się i wyciągał do niej rękę, chciała mu ją podać, lecz nie mogła się ruszyć.

Kiedy we śnie napawała się obecnością ukochanej osoby, tak naprawdę leżała nieprzytomna na środku drogi. Zatrzymało się kilka osób, by wezwać karetkę i udzielić pomocy poszkodowanej.

– Ściągnijcie jej kask! – krzyczał jakiś starszy mężczyzna.

– Nie, nie wolno jej ruszać – mówił ktoś inny.

Karetka przybyła w ciągu dziesięciu minut, dzięki czemu dziewczyna natychmiast otrzymała fachową pomoc.

*

Piątek, 20 maja

To, że milczę, nie znaczy,

że nie mam nic do powiedzenia.

Jonathan Carroll, Szklana zupa

*

– Dzień dobry, proszę na mnie spojrzeć. –Mężczyzna z brodą, o wielkich niebieskich oczach świecił w źrenice kobiety i sprawdzał podstawowe odruchy organizmu.

– Gdzie jestem, kim pan jest…? Co się stało? –Zdezorientowana Marcelina zaczęła poruszać się nerwowo i rozglądać wokół…

Leżała w szpitalu w Krakowie, z dala od jej wsi, sala była pusta, biała, była w niej sama.

– Nie mogliśmy tego zrobić wcześniej, więc, hmm… kogo mamy powiadomić? – zapytała jedna z kilku lekarek stojących wokół łóżka.

– Nikogo, nikogo proszę nie powiadamiać, ale powie mi ktoś, co się stało?

– Gdy jechała pani motocyklem, potrącił panią tir, który nie zdążył w porę wyhamować, wpadł w poślizg i uderzył w tył samochodu, który jechał za panią. Właśnie to auto popchnęło motocykl z taką siłą, że spadła pani kilka metrów dalej. Udało się panią uratować dzięki szybkiej interwencji, karetka była właśnie na autostradzie, była pani w śpiączce osiem dni, doznała silnego wstrząśnienia mózgu oraz zwichnięcia nadgarstka, wszyscy jesteśmy w szoku, że nie skończyło się to o wiele gorzej.

– Czym ja wrócę? Gdzie są moje rzeczy? Chcę stąd natychmiast wyjść!

– Niech się pani uspokoi, jest pani jeszcze trochę słaba, nalegam na kilka dni pobytu pod kontrolą lekarzy. Pani rzeczy są w szpitalnym magazynie rzeczy chorych, mogę poprosić jednego z ratowników, by je pani dostarczył, zaraz zostanie powiadomiony, że wróciła pani do nas. Na razie proszę odpocząć. Czy na pewno nie zawiadamiać kogoś z bliskich?

– Mogę prosić o telefon? Sama zawiadomię jedną osobę. – Marcelina pragnęła porozmawiać tylko z Ewą.

Zadzwoniła do przyjaciółki, opowiedziała to, w co sama nie mogła uwierzyć, cały czas miała wrażenie, że to jakiś sen, że to się nie dzieje naprawdę. Ewa była w szoku, chciała zawiadomić rodziców Marceliny, ale po jej protestach powstrzymała się.

*

Sobota, 21 maja

Zupełnie inaczej jest, jeżeli masz kogoś, kto cię kocha.

To ci daje setkę powodów, aby żyć. Jaich nie mam.

Jonathan Carroll, Na pastwę aniołów

*

Marcelina ciągle spała, tylko w snach mogła widzieć jedną osobę. W snach mogła na chwilę poczuć, że to się nie skończyło, że leżą razem na trawie, chodzą na spacery, oglądają filmy, rozmawiają godzinami… Ze snów wyrwał ją tajemniczy gość, który okazał się wybawieniem.

– Dzień dobry, śpiochu. – Nieznajomy mężczyzna złapał ją za ramię. Mężczyzna? Anioł! Przystojny brunet o szafirowych oczach i zabójczym uśmiechu, pociągłej twarzy o jasnej karnacji. Ale zaraz po ocenie jego niewątpliwie ujmującej urody pomyślała: „Kim jest ten człowiek i dlaczego na mój widok w jego oczach tańczą iskierki. Co jest, do cholery?!”.

– Przepraszam, kim pan jest? Jakieś kolejne badania? Myślałam, że wszystkie już przeszłam i jutro będę mogła prosić o wypis – wyrzuciła jednym tchem, mocno zawiedziona.

– Wybacz moje nieokrzesanie! Nie przyszedłem cię badać, nazywam się Adam. Tydzień temu starałem się przywrócić cię do świata żywych, jak widać, z dobrym efektem, jak się czujesz? – Uśmiech nie znikał z jego twarzy.

– Jesteś ratownikiem? Dziękuję, czuję się dobrze, chcę stąd wyjść.

– Tak. Sądząc po tym, w jakim byłaś stanie, gdy przyjechaliśmy… Szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że przeżyjesz… To niesamowite.

– Niesamowite? Może miałam szczęście. Nie z takich wypadków wychodziłam cało – zaśmiała się, jakby zapomniała o grze, o roli zimnej damy.

– Ja, jaa… – Niesamowite, anioł się jąka. – Ja mam twoje rzeczy.

– Dziękuję, ale dlaczego ty? Czy to w ogóle normalne, że ratownik odwiedza osobę, którą ratował? – Była zmieszana, cała ta sytuacja wydała jej się w jednej chwili dziwna, naprawdę dziwna.

– Kiedy próbowaliśmy cię odratować, na chwilę odzyskałaś przytomność, wtedy uśmiechnęłaś się do mnie, jakbyśmy się znali od zawsze, pogłaskałaś mnie po policzku i powiedziałaś, że dziękujesz. Wszyscy byliśmy w lekkim szoku, reszta ekipy była pewna, że się znamy, ale to nieprawda. Nie mam pojęcia, co ci się wtedy stało, ale po chwili ponownie odleciałaś, no i obudziłaś się dopiero wczoraj. Wyspana? – Znów się zaśmiał.

– Chciałabym zostać w śpiączce już na zawsze… Przynajmniej wtedy go widzę – rozmarzyła się na chwilę.

– Aaa, czyli miałaś piękne sny.

– Tak, szkoda, że to tylko sny. Nie wiesz, kiedy mogę stąd wyjść?

– Możesz to zrobić w każdej chwili, wypisać się na własne żądanie, ale myślę, że będzie lepiej, jak odpoczniesz tutaj kilka dni. – Twarz miał zatroskaną, natychmiast pomyślała o matce i wyrazie jej twarzy, gdy widziała ją codziennie. Nienawidziła współczucia, litości ani pomocy ze strony innych.

– Znam swój stan i jestem pewna, że jutro już mnie tu nie będzie, nie mam tylko pojęcia, jak dostanę się do domu. Mam przy sobie tylko prawo jazdy.

W tym momencie pomyślała, że jej motocykl z pewnością jest zmasakrowany i został odholowany cholera wie gdzie.

– Nie jesteś chyba lekarką, co? Zostań, jeśli to zrobisz, pomogę ci się dostać do domu – zasugerował.

– Jestem na studiach medycznych, potrafię określić swój stan. Nie potrzebuję pomocy, dziękuję, że zatroszczyłeś się o moje rzeczy, jestem wdzięczna, ale na tym chyba zakończymy to spotkanie, prawda?

– Zaskoczyłaś mnie, ale dobrze, skoro uważasz swój stan za stabilny, wypisz się. Chciałbym, żeby nie było to nasze ostatnie spotkanie, pozwól, że pomogę ci dotrzeć do domu – kolejny raz zaoferował jej wybawca.