Na zakręcie - Monika Solak - ebook

Na zakręcie ebook

Monika Solak

4,0

Opis

Młoda 19-nastoletnia panna zaręcza się z miłością życia, o którą mocno walczyła kilka lat. Fakt ten jednak skrywa przed rodzicami, którzy nie do końca akceptują poczynania córki. Monice jednak nie straszne upodlenia i płacz w poduszkę. Dla niej liczył się tylko Piotr, dla którego zepchnęła własne potrzeby i marzenia na bok. Tak bardzo pragnęła jego szczęścia, że zapomniała o sobie, zatracając się w nim bezgranicznie. Po latach odzywa się stary kumpel sprzed lat, obracając jej życie o 180 stopni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 247

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Monika Solak NIKA

NA ZAKRĘCIE

© Monika Solak NIKA, 2017

Młoda 19-nastoletnia panna zaręcza się z miłością życia, o którą mocno walczyła kilka lat. Fakt ten jednak skrywa przed rodzicami, którzy nie do końca akceptują poczynania córki. Monice jednak nie straszne upodlenia i płacz w poduszkę. Dla niej liczył się tylko Piotr, dla którego zepchnęła własne potrzeby i marzenia na bok. Tak bardzo pragnęła jego szczęścia, że zapomniała o sobie, zatracając się w nim bezgranicznie. Po latach odzywa się stary kumpel sprzed lat, obracając jej życie o 180 stopni.

ISBN 978-83-8126-163-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

„Aby dojść do źródeł, trzeba płynąć

pod prąd

Z prądem płyną tylko śmieci”

Zbigniew Herbert

Wstęp

Piotrek zaręczył się ze mną w dniu moich 19-nastych urodzin. Mocno walczyłam o tę miłość, dlatego nie widziałam na swej drodze grama sprzeciwu. Chociaż strasznie mnie skrzywdził jak byliśmy ze sobą kilka lat, a kłamał i szlajał się z innymi, zaś ja na niego czekałam z utęsknieniem niegdyś rycząc do poduszki i błagając Niebiosa by ze mną był. Udało się i Piotr naprawdę starał się odbudować to, co kiedyś zburzył. Kochałam go tak mocno, że omal sama nie zadusiłam się tym uczuciem. „Miłość jest ślepa” i nie zamierzam się kłócić się z tym stwierdzeniem.

Eliza zaczęła chodzić z Rafałem, bratem ciotecznym Piotra. Nie wiem, czy była z nim szczęśliwa, czy tylko byli ze sobą po to, by kogoś tak po prostu mieć… Dla mnie to było dziwne i wyglądało raczej na związek z rozsądku aniżeli z serca…

Moje życie zaczęło płynąć nurtem rzeki. Zatopiłam się w Piotrze, w związku z nim, nie liczyło się nic więcej, tylko on.

Ich dwóch

— Piotrek, a może wyrwiemy się trochę z domu, co?

— No pewnie! Gdzie chcesz jechać? — zapytał.

— Na zabawę. Muszę się jakoś rozerwać… — odpowiedziałam.

— Ok. już?

— No daj mi chwilę! Muszę chociaż rzęs podkręcić, żebyś się mnie nie wstydził! — powiedziałam.

— Nie musisz Skarbie. Dla mnie jesteś śliczna bez makijażu. — powiedział.

Urosłam w górę co najmniej 5 cm! Jednakowoż skurczyłam się momentalnie jak zobaczyłam się w lusterku! „Piotruś jest naprawdę miły” — pomyślałam… W rzeczywistości miałam potargane włosy i wyglądałam jak róża po burzy! Kochałam go jednak, nawet za to, że tak brutalnie mnie okłamuje względem mojego wyglądu! Jak sobie przypominam z tym co było wcześniej….Uf…, ale teraz jest mój… Zaręczyliśmy się przecież… Byłam szczęśliwa i nic nie było w stanie zburzyć mi tego szczęścia!

Poszłam się przygotować do wyjazdu na imprezkę, żeby potańczyć. Pomalowałam oczka, ułożyłam włosy, przebrałam się w mini spódniczkę i wyzywającą bluzeczkę wiązaną na karku. Wróciłam do pokoju, w którym siedział mój narzeczony. Popatrzył na mnie unosząc brew z seksownym spojrzeniem i uśmiechnął się zaborczo łapiąc mnie w swoje objęcia.

— Jedziemy? — zapytałam, otulona jego ramieniem.

— Co?! Tak chcesz jechać?! — zapytał oburzony. Zupełnie nie wiem o co mu chodziło…?!

— No tak. — odparłam.

— A chcesz żebym się bił o ciebie? — zapytał, spoglądając zazdrosnym okiem.

— Nie! Chcę, żebyś był dumny, że ze mną jesteś. — odpowiedziałam, żeby mu nie przyszło do głowy, że założę na siebie fartuch!

— Moniś… I bez tego jesteś śliczna. Nie będę mógł oka z ciebie spuścić! — powiedział i mnie namiętnie pocałował.

— Eliza też gotowa, więc możemy jechać. — powiedziałam z uśmiechem, szczęśliwa, że mu się podobam taka jaka jestem.

Eliza chodziła z Rafałem, ciotecznym bratem mojego Piotra, także wszędzie praktycznie jeździliśmy razem… Zebraliśmy się w czwórkę i ruszyliśmy w stronę auta. Zadzwonił mój telefon:

— Halo…?

— Cześć Monika. Co u ciebie? — zupełnie nie wiedziałam z kim rozmawiam….

— Słucham? Z kim rozmawiam? — zapytałam zdezorientowana.

— No co ty nie poznajesz? — „no ktoś chyba na głowę upadł?!” pomyślałam.

— Nie, nie widzę na wyświetlaczu, a po głosie jakoś nie bardzo…

— Odezwę się jeszcze…. — i rozmowa się urwała.

— Kto to był? — zapytał zazdrosny Piotr.

— Nie mam bladego pojęcia! — odpowiedziałam, szczerze zdziwiona tym telefonem.

— Jak to. Nie wiesz z kim rozmawiałaś? Nawet po głosie? -zapytał oburzony narzeczony tryskający zazdrością.

— Nie wiem, jakiś facet, chyba pomylił numery.-odpowiedziałam mimochodem, bo nie chciało mi się drążyć tematu. Nie czułam takiej potrzeby. Jedyne czego pragnęłam tej nocy, to potańczyć!

Ruszyliśmy golfem Piotra na imprezę.

— Może się jednak posilimy przed potupajką? — zapytałam, bo jakoś poczułam ssanie w żołądku.

— Ok. Na wynos, czy na miejscu?

— Wstydzisz się mnie? — zapytałam żartem Piotra.

— Ok, może pizza? — zapytał uśmiechając się do mnie szczerząc zęby.

Tym oto sposobem znaleźliśmy się w barze. Zamówiliśmy pizzę i piwo na lepsze trawienie.

— Dobra, jedziemy, co? — rzuciłam hasło, chociaż byłam tak najedzona, że mi się ruszać już nie chciało…

Zebraliśmy się leniwie z baru i pojechaliśmy na potańcówkę. Piotr kupił dla nas bilety, Rafał dla siebie i Elizy. Zaczęliśmy szaleć! Rafał był za kierowcę, więc Piotruś mógł sobie łyknąć trochę alkoholu. Tańczyliśmy w kółeczku, ale po chwili Eliza złapała mnie za rękę ciągnąc w stronę WC.

— Gdzie idziecie? — zapytał Piotrek widząc mnie i Elizę oddalające się z ich towarzystwa.

— Do WC. — odpowiedziałam i z Elizą ruszyłyśmy w stronę łazienki.

— Monika, ja nie wytrzymam! Oni nas cały czas pilnują! — rzuciła Eliza po drodze.

— No dziwisz się? Raz jesteśmy w mini, a dwa, to nasi faceci… — odpowiedziałam Elizie.

— Rafał mnie nudzi. Jest sztywny jak kij od miotły, w ogóle nie umie się bawić! — powiedziała z wyrzutem, chociaż w cale jej się nie dziwię, bo faktycznie tak było. Rafał był tak sztywny jakby mu ktoś kołka zabił w kręgosłup, ale za to Piotruś szalał ze mną jak się należy, pewnie dlatego, że zdążył już wychlać ze cztery piwa!

Wychodziłyśmy już z WC, gdy zaczepił nas jakiś typek.

— Cze laski. Zatańczymy? — zapytał. Eliza się rozpromieniła, no był dość przystojny… jednak nie na tyle by zwrócić moją uwagę. Eliza miała inny gust względem facetów. Ona wolała takich zadbanych, wyżelowanych lalusiów, mnie zaś zawsze pociągali pewni siebie egoiści, ignoranci i cwaniacy. Pewnie dlatego mam takie burzliwe życie.

— Jasne! — powiedziała Eliza i z nieznajomym poszliśmy razem na salę. Ostrzegawczo rzuciłam tylko spojrzenie w stronę Elizy. „Chłopaki raczej nie będą zachwyceni…” — pomyślałam.

— Cześć Waldi! — zawołał Rafał w kierunku faceta, z którym szłyśmy z Elizą. Okazało się, że się znają i są praktycznie sąsiadami! Zaczęliśmy się razem bawić. Piotrek złapał mnie wpół i zaczął obracać. Piszczałam jak nastolatka, żeby odstawił mnie na ziemię, oczywiście odstawił mnie jak już zaczęło nam się kręcić w głowach!

Impreza dobiegała końca. Trzeba było wracać. Rafał stwierdził, że podwiezie też kumpla z wioski, tym bardziej że mieliśmy jedno miejsce wolne.

Eliza usadowiła się z przodu od strony pasażera, ja z Piotrkiem z tyłu i Waldi. Hm… Siedziałam pośrodku dwóch mężczyzn, co mi kompletnie nie przeszkadzało! Byłam zadowolona z imprezy. Potrzebowałam tego relaksu.

Wracamy, gdy nagle wyszeptał do mnie Waldi:

— Jesteś piękna.

— Dziękuję. — podziękowałam grzecznie za komplement. Przysunęłam się do Piotra najbliżej jak mogłam jak Waldi, właśnie próbował dotykać moich nóg! Piotrek to zauważył… i raczej nie był zadowolony z faktu, że ktoś dotyka jego przyszłą żonę.

— Ej, chłopie, daj spokój, to moja kobieta! — powiedział Piotr do Waldiego jeszcze w miarę spokojnie, ale czułam, że nadciąga nie tyle burza, co tajfun!

— Jakoś mi się nie wydaje. — odpowiedział Waldi i dalej próbował mnie obmacywać dosłownie!!! Piotrek zabierał mu brudne łapska z mych nóg, a ten się zaczął rzucać jak robak na haczyku! Zaczęli się szamotać, a ja byłam po środku!

— Ej przestańcie!!! — wrzasnęłam, a oni jakby głusi!!! Zero reakcji!

— Rafał zrób coś, bo mnie skrzywdzą! — wrzasnęłam. Rafał stanął na poboczu, tych dwóch zaczęło się bić!

— Chłopaki, przestańcie! — zawołał Rafał do chłopaków, którzy to opuścili samochód i zaczęli pięściami w siebie uderzać na trawniku!

„Masakra, pozabijają się..” — przeszło mi przez głowę. Byłam w szoku, nie wiedziałam kompletnie co mam robić. Stanęłam jak ten osioł nad nimi, zakrywając twarz… Nie mogłam na to patrzeć! Sama byłam umazana w czyjejś krwi, ale kompletnie nie wiem kogo! Rafał, jak przystało na jedynego trzeźwego mężczyznę, zaczął ich rozdzielać, niestety bezskutecznie… W końcu mu się z trudem i moją pomocą się udało… Waldiego Rafał wysłał na piechotę do domu…, a ja czym prędzej podeszłam do Piotra:

— Boże kochany, nic ci nie jest? — głupio zapytałam. On krwawił gorzej niż ja co miesiąc!!! Czym prędzej wyjęłam z torebki chusteczki higieniczne i zaczęłam wycierać mu buzię.

— Pokaż ręce, trzeba wytrzeć! — powiedziałam do Piotra spokojnie. Dał mi dłonie, ja wycierałam:

— Przepraszam, Nikuś przepraszam. — zaczął do mnie mówić.

— Nawet nie potrafię cię obronić! — wydusił z siebie.

— Przestań! Przecież stanąłeś w mojej obronie.

— I co z tego?! Jak oberwałem… — zaczął się żalić…

— Piotrek, nic ci nie jest. — odpowiedziałam.

— To czyja to krew na mojej zajebistej koszulce??? — zapytał zażenowany.

— Nie wiem, ja okresu nie mam, twoja też nie jest, więc pewnie tego gościa… — rzekłam. A ten nie wiadomo kiedy zrzucił z siebie koszulkę z obrzydzeniem.

— Fe!!! — wrzasnął. No i w końcu się uśmiechnął do mnie. Nic mu tam nie było, tylko miał siniaka pod okiem, ale nawet kropli krwi się nie pozbył… Ech faceci…

— O co poszło? — zapytał Rafał.

— Nie o co tylko o kogo! Fajnych masz kumpli! Do Moniki się dobierał, więc musiałem zareagować! — powiedział już spokojnym tonem.

— Chłopie, ale nie przesadziłeś? Może on żartował? — zapytał Rafał niepewnie, bo wie że Piotr jest strasznie, okropnie o mnie zazdrosny.

Piotr przeszył Rafała wrogim spojrzeniem….

— Rafał, on mnie naprawdę bronił, to nie jego chorobliwa zazdrość. — zaczęłam mówić.

— Gdyby nie Piotrek, to ten zboczeniec gotów był mnie zgwałcić w trakcie jazdy!!! — mówiłam z podniesionym tonem broniąc Piotra.

— Ok. — powiedział Rafał.

— W porządku stary? — zapytał jeszcze Piotra.

— Tak, możemy wracać do domu. Wystarczy wrażeń na dziś… -powiedział Piotrek i wsiedliśmy do auta.

— Rafał, a może odwieziemy Piotrka po drodze, niech odpocznie i żebyś się nie musiał wracać, a później mnie i Elizę rzucisz pod dom, co? — zapytałam, bo zaoszczędził by tym sposobem i na czasie i na paliwie.

— Wykluczone!!!! Nie zamierzam cię z oka spuszczać póki jeszcze widzę! — odezwał się Piotr zza mojego ramienia.

— A może jednak? To Rafał nie musiał by się później pod ciebie wracać… — powiedziałam do Piotra.

— No przecież teraz to mi już nic nie grozi, z Rafałem jestem bezpieczna. Prawda Rafał? — ciągnęłam.

— No jasne, że tak. — odezwał się kierowca.

— Nie. Chcę cię odprowadzić pod same drzwi. — powiedział stanowczo Piotr.

— Rafał, przemów mu do rozsądku. — powiedziałam błagalnym tonem.

— Oj, Monika, daj spokój. Nie ma problemu, bym najpierw ciebie i Elizę odwiozę, a później Piotra. Może sobie jeszcze po piwku wypijemy. Należy nam się. — rzekł Rafał.

— A jak ty do domu wrócisz????!!!Po alkoholu?!! — wrzasnęła na niego Eliza.

— Piotr mnie przenocuje.

— No pomieścimy się w budzie dla psa. — zażartował Piotr.

— Ok. — jak chórkiem odpowiedziałyśmy z Elizą, bo wiedziałyśmy, że akurat nic nie wskóramy więcej w tym temacie.

Już byliśmy przed domem. Piotr właśnie odprowadzał mnie pod drzwi, gdy mój telefon znowu zadzwonił.

— Kto to? O tej porze..? — zapytał.

— Nie wiem. Numer jest zastrzeżony…. — odpowiedziałam.

— Nie odbieraj! — wyrwał mi telefon z ręki, który właśnie kończył swoją melodyjkę.

-Piotrek….chciałam wiedzieć kto to. Może ktoś potrzebuje mojej pomocy… Może Marta…?… — zaczęłam. Marta, to moja przyjaciółka jeszcze z technikum. Fajnie jest tak utrzymywać kontakt, chociaż ostatnio bardzo rzadko się do siebie odzywamy. Ona ma swój świat, ja swój… No i kawałek od siebie mieszkamy… Dawno się widziałyśmy, ale póki co jeszcze naszą przyjaźń wiąże telefon.

— Tak, niby ten wcześniejszy…. Marta z męskim głosem….-wyrzucił z siebie falę zazdrości.

Oddał mi telefon. Odprowadził pod samiutkie drzwi domu i pojechali.

Jakoś za dużo atrakcji było jak na jeden wieczór i z Elizą też nie położyłyśmy się tak od razu spać. Zaczęłyśmy rozmawiać.

— Eliza, tobie Rafał się podoba? Kochać go nie kochasz, bo widzę. Czemu z nim jesteś…? — zapytałam zaciekawiona.

— Nie wiem… Może tak jest wygodniej po prostu… — zaczęła.

— Nie chcę o tym gadać… Ciekawie jak tam chłopaki sobie radzą…, ale Piotra to podziwiam. Myślałam raczej, że z niego to taki ciapek… — zgrabnie zmieniła temat.

— Szczerze, to ja też… — zaczęłyśmy się śmiać.

Piotr jak go poznałam, zawsze był takim cwaniakiem zbyt pewnym siebie, pokazywał na co go stać i że cały świat jest jego! Jak go poznałam bliżej i zaczęliśmy się spotykać sam na sam, a nie w towarzystwie jego kumpli, okazało się, że Piotruś jest bardzo bojący jeśli chodzi o bójki… No i pokazał jaki jest naprawdę — czyli czuły, skromny, miły, zabawny, ciepły…., a nie zbyt pewny siebie facet. Nie sądziłam, że tak się dzisiaj sprawy potoczą….Widać wszystko jest po coś.

— Monika, a kiedy zamierzasz się ujawnić…? — zapytała Eliza, jakbym miała wyjawić całemu światu, że mam odmienną orientację seksualną!

— Co? O co ci chodzi? — pytałam zaciekawiona.

Wzięła moją prawą dłoń, i pokazała na pierścionek.

— O tym mówię Monika. Rodzice przecież nic jeszcze nie wiedzą…

— Nie mów im! — zabroniłam ostro.

— Spokojnie siostra, to twój problem, ja nie zamierzam się w to mieszać…. Wolę popatrzeć na to wszystko z boku… — odpowiedziała.

— No i co zamierzasz? — zapytała jeszcze, przebierając się już w piżamkę i zmywając delikatny makijaż, którego nie potrzebowała, bo jest naprawdę ładna. Długie blond włosy, lekko podkręcone, błękitne oczy niczym ocean, jasna, promienna cera bez skazy. Nie to co ja. Nos w pryszczach, broda w trądziku, włosy jak miotła koloru ziemi na którą ktoś załatwił swoją naglącą potrzebę fizjologiczną i do tego cienie pod oczami koloru sraczkowatego… Poniekąd jej zazdrościłam urody, którą mnie raczej nie obdarzono przy poczęciu, ale pogodziłam się z tym. Cieszyłam się, że akurat Piotrek mnie chce…

— Na razie dobrze jest jak jest… I niech tak zostanie. Dobra, będzie tych wrażeń na dziś. Idę do siebie. Spij dobrze.- powiedziałam i zamknęłam drzwi jej pokoju.

Poszłam do siebie. Och jak miło było w końcu wejść do SWOICH upragnionych czterech ścian…. Niedawno skończyłam go malować, a tatę zmusiłam do założenia grzejników, bo kupiłam meble, dywan a zanosiło się na zimę, więc co by mebelki nie spuchły musiał ocieplić górę… Jak się już wprowadziłam, to stwierdziłam, że naprawdę cudownie jest mieć swój taki azylek…. Do tej pory mieszkaliśmy, ja, Eliza i babcia w jednym pokoju na dole, bo góra była nie wykończona… Z naszą pomocą jednak jakoś się udało, by na stare lata zamieszkać w swoim własnym pokoiku….

„E tam.. Wyjdę za mąż i tyle się nacieszę…” — pomyślałam. Usiadłam przy stoliku, popatrzyłam w lusterko. Stwierdziłam, że makijaż zmyję jutro… Wystarczy wrażeń na dziś. Tak zwyczajnie już mi się po prostu nie chciało. Nawet piżamy nie zakładałam, tylko zrzuciłam z siebie brudne ciuchy na ziemię i rzuciłam się na upragnione łóżeczko.

Nie lubię niespodzianek

Wstałam późno, a właściwie to zwlekłam się z łóżka. Nie ruszałabym się z niego jeszcze, ale zmusiła mnie do tego potrzeba fizjologiczna… Przy okazji będąc w łazience spojrzałam w lusterko wytrzeszczając i tak wyłupiaste oczy… Wrzasnęłam z przerażenia, bo tak szczerze to wyglądałam niczym ten wampir, jak mu tam DRAKULA…!!!! „Jak ja się teraz do porządku doprowadzę…?” — pomyślałam. No ale jak się nie chciało wczoraj 5 minut poświęcić na demakijaż, tak teraz trzeba będzie poświęcić 15!!! „Ech, mam czas…” -pomyślałam i spokojnym krokiem poszłam na dół do kuchni po kawę. Wróciłam do pokoiku, zerknęłam na telefon. Sms od Piotra: „Gdzie Ty się podziewasz?!Dzwoniłem. Przyjadę za godzinę.”. Zakryłam buzie by nie było słychać jak piszczę z przerażenia! „W głowie mu się poprzewracało, po wczorajszym incydencie czy jak?!” — pomyślałam. Jak ja mam się ogarnąć w godzinę?! Popatrzyłam na sms, czas od wysyłki… Zostało mi pół godziny na prysznic, ogarnięcie się, śniadanie i posprzątanie pokoju!!!!!

Wybiegłam z pokoju jak poparzona.

— Matko jedyna! — zaczęłam z żalem pukać do łazienki, gadając sama do siebie.

— Eliza miej litość wyłaź!!!!! — błagałam pod drzwiami.

— Co tam? Spokojnie, włosy suszę! — odpowiedziała.

— Błagam otwórz!!! — była zasunięta. Otworzyła drzwi, a ja szybko wskoczyłam pod prysznic zasłaniając kotarę.

— Stało się coś? — zapytała zdezorientowana, bo nigdy nie brałam przy niej prysznica, zresztą ona przy mnie też nie.

— Piotrek zaraz będzie. Błagam, zajmij go czymś, bo ja się nie wyrobię! — błagałam zza kotary.

— Siostra, wybacz, ale mam inne, ciekawsze plany niż ratowanie ci tyłka! — odpowiedziała.

— Rafał właśnie na mnie czeka. — rzuciła i wyszła z łazienki.

„Pięknie, zostałam sama… Trudno, najwyżej poczeka…” -pomyślałam… Wyskoczyłam spod prysznica, by szybko pójść jakoś szmaty ogarnąć w pokoju… Owinęłam się ręcznikiem i wychodząc z łazienki usłyszałam znajomy głos:

— Witaj Skarbie. — powiedział Piotr w moim kierunku. Zbladłam! „Matko jedyna, to już pół godziny minęło?! Jak ja wyglądam!? Masakra…!!!!” — tysiące myśli właśnie przechodziło mi przez głowę. Byłam owinięta ręcznikiem, miałam turban na głowie, a w pokoju totalny bajzel! Nawet łóżko nie pościelone….

— Jejku, jak ty ślicznie wyglądasz… — powiedział rozczulonym głosem.

— Dzięki, jednak wolę żebyś był szczery, nie miły. — odpowiedziałam mimochodem.

— Jestem szczery Kochanie! Czego jeszcze nie jesteś gotowa?? — zapytał z wyrzutem kierując się do mojego pokoju.

— Nie wchodź tam!!!!! — wrzasnęłam na niego.

— A co kochanek nie zdążył wejść do szafy? — zapytał żartem.

— Powiedzmy. Daj mi dosłownie minutę. — stanęłam okrakiem przed drzwiami pokoju.

— O co ci chodzi? — zapytał z wyrzutem i zainteresowaniem.

— O nic, mam bajzel w pokoju, muszę go ogarnąć.

— To ci pomogę.

— Nie, nie, poradzę sobie. — pomyślałam właśnie o ciuchach, które leżą porozrzucane po pokoju i o stringach rzuconych na krzesło!

— No sekundkę… — powiedziałam i spokojnie weszłam do pokoju, delikatnie uchylając drzwi i je za sobą zamykając, zostawiając Piotra za nimi.

— No ok, zawołaj jak coś. — powiedział, a ja już zdążyłam zgarnąć ciuchy i stringi do szafki.

— Dobra. — powiedziałam sama do siebie, a on wszedł!!!!!

— No widzisz. Dałaś radę nie jest tragicznie. — powiedział zza moich pleców jak zamykałam szafkę. Odwróciłam się do niego i z wyrzutem powiedziałam:

— Przecież cię nie wołałam.

— Jak to nie, powiedziałaś „dobra” więc stwierdziłem, że już można.

„Tak, jasne… Wychwycił moment i wlazł brutalnie nie proszony!”. Uśmiechnęłam się sama do siebie.

„W sumie czym tu się krępować…? Jesteśmy przecież zaręczeni, a że pierwszy raz mnie widzi w takiej niezręcznej sytuacji no cóż. Niech się przyzwyczaja… bo może być ich więcej…” — pomyślałam.

— Ok, niech ci będzie. Poczekaj tu chwilę, ja pójdę się przebrać i za chwilę wracam.

— Łóżko zaścielę. — zawołał za mną jak wychodziłam do łazienki z naręczem ubrań przygotowanych na dziś.

Wróciłam, no naprawdę szybko, wchodzę do pokoju, a tam oczom nie wierzę! Nawet książki na półkę odłożone, łóżko zaścielone, a mój mężczyzna właśnie walczy z obsługą wieży.

— No widzisz, jak chcesz to potrafisz nawet posprzątać- powiedziałam z uśmiechem.

— No, gotowa już? — zapytał.

— No, niby tak, tylko nie wiem dokąd…? Czy odpowiednio się ubrałam….

— Jest super. — złapał mnie w objęcia i zalukał bezwstydnie w mój dekolt.

— Biały… taki niewinny jak ty… — przytulił mnie do siebie i pocałował. Tak, miałam na sobie biały staniczek, który jak się okazało delikatnie wystawał spod mojej koszulki, w której po prostu rozpiął się guziczek.

Wziął mnie za rękę i zaprowadził do auta.

— Piotrek co się dzieje? — zapytałam zdezorientowana. -Ja cię nie poznaję! Nigdy się tak nie zachowywałeś… Nie wiem co się dzieje…??? — ciągnęłam dalej…

Wsadził mnie do samochodu, zamknął drzwi, sam wsiadł za kierownicę i mnie brutalnie porwał spod domu.

— Dokąd jedziemy? — zapytałam.

— Przed siebie. — odpowiedział.

— To widzę, że akurat na wstecznym nie jedziesz…. Tylko gdzie mnie wieziesz?

— Jak ci powiem, to jeszcze ci przyjdzie do głowy żeby wysiąść w trakcie jazdy!

— Przerażasz mnie…

Nic mi więcej nie pozostało jak tylko czekać na bieg wydarzeń, bo wysiadanie na środku drogi, w trakcie jazdy jakoś mi nie odpowiadało. Tyłek bym sobie za bardzo potłukła… Z resztą, zobaczymy co zaplanował…

Jedziemy oczywiście trzymając się za ręce. Piotr zerknął na mnie dziwnie podejrzanie…

— Kocham cię Nikuś… — powiedział ni stąd ni z owoąd… Lubiłam jak mówił do mnie >Nika<, a wzięło się to w sumie od Klaudii, mojej siostrzenicy… Dziewczynka jeszcze jak nie mogła wypowiedzieć „Monika” mówiła w skrócie „Nika” i tak jakoś Piotrowi to w główce zostało do tej pory…

Dojechaliśmy. Dziwnie się czułam, jak mi otworzył po dżentelmeńsku drzwi i objął, tak jak by się bał, że mu ucieknę… Zaprowadził do jakiejś dziwnej knajpki i usadził przy stoliku, przy którym siedzieli obcy mi ludzie!

— Cześć. — odezwali się chórkiem.

— Cześć. — odpowiedzieliśmy.

— No to poznajcie się: to jest Ewa, moja siostra i jej chłopak Adam, tak się złożyło ładnie.

Podałam ludziom grzecznie dłonie na powitanie. „Ja go uduszę! Uduszę paskiem z jego gaci, co by śladów po sobie nie zostawiać. No ukatrupię!… Albo nie, najpierw będę go torturować, a później pomyślę czy zasługuje na lekką śmierć!” przechodziło mi przez głowę. Byłam na niego siekła, że mi nie powiedział! Usiadłam jednak z uśmiechem na twarzy jak gdyby nigdy nic. Stwierdziłam, że z Piotrem policzę się później…

— Zamówiliśmy wam kawę. Zaraz przyniosą. — powiedziała Ewa. Ładna dziewczyna, bardzo podobna do Piotra. No siostry to by się nie wyrzekł na pewno! Krótkie do ramion blond włosy, bladoróżowa cera i szare oczy.

— Dzięki. — powiedział Piotr.

— Monika na pewno jej dzisiaj potrzebuje. — dokończył.

— Skąd wiesz? — zapytałam.

— No, w takim stanie jakim cię zastałem… Chyba, że piłaś pod prysznicem? — zaśmiał się.

— He, he, he. Zaskoczyłeś mnie po prostu. Nigdy tak wcześnie nie przyjeżdżałeś! A tak właściwie to o co tu chodzi? — zapytałam całego towarzystwa.

— Zamówiliśmy kajaki, a Piotrek powiedział, że bardzo chętnie się załapiecie! — rzekła rozradowana Ewa.

— Ja nie umiem pływać…

— Nie martw się Moniś, ja też. Jakby coś to chłopaki będą nas ratować, chyba…? — Ewa spojrzała na Adama.

— No tak, jeszcze by mi tego brakowało, żebym przez ciebie ubranie sobie zmoczył! A toń. Tyle spokoju będę miał.-powiedział Adam, a to go szturchnęła łokciem na ten żart. Polubiłam ich.

Wypiliśmy kawkę i potuptaliśmy po kajaki. Przystojny pan dał nam kamizelki, które chłopaki odrzucili, ale ja z Ewą wolałyśmy jednak założyć dla własnego bezpieczeństwa. Czułam się jak bombka choinkowa, ale co tam!

— No to ruszamy. Gotowa? — zapytał mnie Piotr, gdy usadzałam się w bujającym kajaku na wodzie. Masakra, w życiu czymś takim nie pływałam! W ogóle nie pływałam!

— Jasne. Powiedzmy. Aleś mnie wpakował Piotrek… Dzięki… Mogłeś chociaż uprzedzić…

— Co? Coś nie tak? — zapytał kompletnie bez jakichkolwiek wyrzutów.

— Nie no skąd!… Nigdy więcej, rozumiesz. Uprzedź mnie następnym razem!!! — powiedziałam ostro, bo na zapoznanie jego siostry to bym się chociaż przygotowała psychicznie, a na kajaki, no to bym się ubrała inaczej… a nie jakieś śmieszne pantalony!

— Oj nie złość się, będzie fajnie.

— Ja się nie złoszczę na kajaki, tylko na to, że jestem przez ciebie kompletnie nie przygotowana! — powiedziałam z wyrzutem.

Ewa z Adamem już płynęli, a ja zaczęłam właśnie spór.

— O co ci chodzi?

— O to właśnie. Płyń. — powiedziałam z wyrzutem rozkładając ręce na brak wyrozumiałości facetów dla kobiet…

— Masz wiosła, te są twoje.

— I co ja mam z nimi zrobić? Wachlarz sobie czy jak? — pytałam z żalem.

— Po prostu trzymaj, żeby nie utonęły. Ja będę wiosłować.

— A co to dla mnie za frajda, jak mam tylko trzymać te ogromne łyżki?! — zapytałam oburzona.

— To wiosłuj.

— Nie umiem! … ale chyba znajdę z nich pożytek. — i zaśmiałam się szturchając go wiosłem, przynajmniej tyle miałam z tego zabawy.

— O żesz ty! — i chlapnął mnie wodą podnosząc wiosło zanurzone w rzece.

Niewiele myśląc, nachyliłam się po wodę, żeby go ochlapać…. kajak się tak nachylił, że z niego wypadłam! Ostatecznie wylądowałam poza łódeczką… Nie wiem jak to się stało. Zaczęłam wrzeszczeć w wodzie, piszczeć… Byłam przerażona, tylko kamizelka mnie unosiła na powierzchni, a ja dosłownie płynęłam sobie z prądem niczym kłoda…. Zaczęłam niebezpiecznie oddalać się od Piotra.

— Piotrek…!!!! — krzyczałam przerażona…,a ten się zwyczajnie zwijał ze śmiechu!!! No a ja byłam naprawdę cała w strachu!!! Już nawet widziałam ducha z białą kosą, gdy w końcu łaskawie podpłynął po mnie kajakiem i wyciągnął z wody….

— Dzięki. — powiedziałam z ulgą, gdy poczułam spód kajaka pod nogami.

— Chcę do domu, jestem cała mokra!!! — powiedziałam rozżalona i przerażona. Płakać mi się chciało.

— Monika… Przepraszam… — i wybuchnął śmiechem stojąc w kajaku niczym pirat z wiosłem w ręku. Brakowało mu tylko jeszcze zaklejonego oka…

„Ładne mi to przeprosiny”, pomyślałam, ale ostatecznie nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać z nim, bujając kajakiem na boki. Piotrek się zachwiał i wpadł do wody. Teraz to ja się zachodziłam się napływu endorfin śmiejąc się do łez. On oczywiście prędziutko się odratował i wszedł cały mokry do kajaka.

— No to chociaż teraz nie jestem sama! — powiedziałam z malującym się bananem na ustach.

Popłynęliśmy zgodnie z trasą.

***

— Co wam się stało? — zapytał Adam.

— Taki mały wypadek. — powiedziałam. Zaśmialiśmy się z Piotrem.

Zaraz po nas przyjechał ten przystojny pan z wypożyczalni i wpakowaliśmy się do auta.

Piotr odwiózł mnie do domu, żebym się osuszyła i przebrała następnie pojechaliśmy do niego, by mógł zrobić to samo, ale poczekałam na niego na parkingu niedaleko jego domu, gdzie Ewa z Adamem właśnie rozpalili grilla. Posiedzieliśmy, podjedliśmy i Piotrek odwiózł mnie do domu.

— Dziękuję za wspaniały dzień Monika. — Pocałował mnie i pojechał wypoczywać.

Czułam się fajnie i w tym błogim nastroju zasnęłam. Kochałam go bezgranicznie, bezwarunkowo, namiętnie. Czy on mnie równie mocno…? Nie miałam pewności, ale fakt, że zapoznaje mnie ze swoją rodziną, chyba był dowodem, że jednak nie jestem mu obojętna.

***

SMS od Piotra: „Kocham cię”. Och jak miło było się obudzić rankiem, widząc taki tekst! Ech no miodzik. Uśmiechnęłam się do telefonu. Trzeba było się ogarnąć i jakoś wziąć w garść. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku.

Zaczęłam mimochodem przemyślać swoją tak nie bardzo odległą przeszłość… Jeszcze nie tak dawno przecież, byłam nieśmiałą dziewczynką nic nie wiedzącą o życiu i facetach, a po drodze życia jednak uwikłałam się w platoniczny związek z Krzyśkiem, później burzliwy romans z Piotrem, który jak widać kwitnie pięknie.

Gdzieś tam po drodze był Radek i Leszek i Krystian, moje wzloty i upadki, łzy i cierpienia…. „Dziwne to życie” — pomyślałam i wstałam zastanawiając się co się dzieje z Radkiem… Facet zawsze mnie pociągał, był cwaniakiem, kobieciarzem, ale lubiłam z nim gadać. Nigdy nawet nie przeszło mi przez głowę, żeby się pakować w bliższą znajomość z tym typem. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu:

— Czego mi spać mnie dajesz? — zapytałam do słuchawki żartem widząc, że to mój luby.

— Jedziesz ze mną? — zapytał Piotr.

— Dokąd?

— Praktycznie się przejechać, mam sprawę do załatwienia jakieś 150 km stąd, także ten czas nawet po drodze możemy spożytkować razem.

— Konsumpcji raczej nie będzie w trakcie jazdy. — odparłam żartem.

— Nie, no staniemy coś skubnąć i wrzucimy coś na żołądek, nie martw się. Nie pozwolę ci głodną chodzić. — powiedział poważnie.

— Oj Piotrek, ja nie o tym. — odpowiedziałam i w końcu zrozumiał o jaką konsumpcję mi chodziło… Zaśmiał się.

— Dobra, już wyjeżdżam i wstąpię po ciebie gdzieś tak za pół godzinki.

— Ok.

Tym sposobem zmusiłam swoje leniwe ciało do pracy nad sobą, by nie wyglądać jak czarownica i zrzuciłam swoją ulubioną piżamkę w gwiazdeczki. Każdy ma coś z dziecka, ja kocham swoją piżamkę! I nie pozbędę się jej, no chyba że już się w nią nie zmieszczę, albo spruje się na tyle, że będzie jak sito!

Przyjechał mój narzeczony. Wsiadłam i pojechaliśmy przed siebie. Nawet nie pytałam dokąd.

— Gdzie masz pierścionek? Zgubiłaś? — zapytał.

— E, nie, tylko został w domu.

— Wstydzisz się? — zapytał.

— Nie, tylko po prostu ściągnęłam go wczoraj i zapomniałam dzisiaj nałożyć. — zaczęłam się tłumaczyć jakbym go co najmniej zdradziła!

— A rodzice w końcu wiedzą? — zapytał niepewnie.

— Nie wiem, ja im nie mówiłam, chyba że sami zauważyli.- „Tak, na pewno zauważyli… jak tylko próg przekraczam, tak chowam rękę, albo go zwyczajnie ściągam!…” — przeszło mi przez myśl. Rodzicie nie mogli więc wiedzieć, że się zaręczyłam… Bałam się ich reakcji. Póki co jestem na ich utrzymaniu, bo nie pracuję, chyba że dorywczo… Reakcji się po prostu bałam, bo moi rodzice są dość despotyczni. No wiadomo, dla dziecka chcą jak najlepiej, a Piotr w ich oczach jakoś taki był bardzo malutki… Według głównie mamy, po prostu stać mnie na kogoś lepszego i kogoś lepiej ustawionego, że tak to ujmę… Piotr pochodził z rodziny nie za bardzo majątkowej. Pracował dorywczo. Był cztery lata ode mnie starszy. Jedyne co posiadał na własność to psa — ogromny owczarek niemiecki, który jak staje na dwóch łapach to jest większy ode mnie!!!! Z natury psów się boję… trauma z dzieciństwa… i tego Piotrowego też. Póki co nie muszę go odwiedzać, więc jest miodzik.

Piotrek doskonale wiedział, że moi rodzice, tak nie do końca tolerują nasz burzliwy związek, ale jakoś tak spychaliśmy ten temat zawsze na bok, jak stary niewygodny fotel…

Nie zamierzaliśmy brać ślubu już, ani nawet za 2 lata! Po prostu zaręczyliśmy się. Przecież zaręczyny można zerwać!

— Jesteśmy na miejscu. — odrzekł. Ja wyrwałam się ze swych przemyślan i stanęłam na ziemię.

— Idę z tobą! Nie będę gnić sama w samochodzie! — odparłam i ruszyłam za nim, uczepiając się go niczym ten rzep do psiego ogona. Uśmiechnął się, podał dłoń jak dziecku i poszliśmy. Sympatyczny pan zrobił nam kawę. Posiedzieliśmy, podyskutowaliśmy.

— Narzeczona? — zapytał Piotra.

— Tak. — odpowiedział rozpromieniony i dumny.

— Słuchaj, tak jak rozmawialiśmy przez telefon. Problemu nie ma, tylko musisz podpisać kilka dokumentów i musisz trochę zainwestować…

— No wiem… — luknął na mnie spod kaszkietu, chyba czuł się przy mnie niezręcznie i chyba zaczął właśnie żałować, że mnie ze sobą zabrał… Trudno, chciał, to z nim pojechałam, to niech się teraz nie krępuje gadać o jakichś inwestycjach, o których bladego pojęcia nie mam!??

— Idź Skarbie jak możesz, to przynieś z samochodu ze schowka zeszyt. — powiedział do mnie.

— Ok. — i poszłam, a on się mnie zwyczajnie pozbył! „Już ja mu pokażę! Tu chce żebym z nim pojechała, a nie pozwala posłuchać o co chodzi! Nawet nie wciągnął mnie w temat!”. Czułam, że facet zaczyna coś kręcić. Nie lubiłam takich niejasnych sytuacji!

Poszłam do samochodu z własnymi myślami. „Do schowka po zeszyt… może sama w niego wejdę!. Jaki kurwa zeszyt?! Tu nie ma żadnego zeszytu! Okłamał mnie, chciał się pozbyć tak zwyczajnie, więc znalazł sobie odpowiedni sposób. Nie no przegiął pałeczkę!” myślałam, a we mnie powoli zaczynało się gotować! Szukam dalej, może ślepa jestem…., ale nie! Nie ma! No myślałam, że eksploduję!

Jednakże opanowując się, złapałam się za palec serdeczny dotykając kciuka, wzięłam głęboki oddech niczym na ćwiczeniach jogi, tylko po turecku nie siedziałam! „Idę tam” — pomyślałam, ale Piotr właśnie żegnał się z panem.

Poczekałam więc cierpliwie opierając się o samochód, aż do mnie dojdzie.

— Wracamy. — powiedział.

— Już? A rzekomy zeszyt już ci nie potrzebny????!!! — zapytałam ostro.

— Oj, nie bądź zła…

— Wiesz, nie wiem po co mnie zabrałeś ze sobą, skoro tak zwyczajnie chciałeś się mnie pozbyć! Mogłeś od razu powiedzieć, żebym sobie poszła, albo że nie chcesz żebym słuchała o czym gadacie! — zaczęłam reprymendę.

— Nie rób scen, wsiadaj. — powiedział stanowczo.

— Nie robię scen, tylko ty urządzasz właśnie sobie ze mnie cyrk, a ja robię za pajaca! — wybuchłam. Zaczął się brutalnie śmiać, a ja byłam wzburzona niczym wulkan Etna!!! Wsiadłam i dalej:

— O co tu kuźwa chodzi?! — warknęłam na niego.

— Nie denerwuj się tak. Chciałem ci powiedzieć, ale jak mi to wypali…

— „To” to znaczy co?

— Chcę założyć firmę… Widzisz jakoś muszę zarabiać, a żeby znaleźć pracę, to sama wiesz, że z moim wykształceniem graniczy to z cudem… — zaczął.

— To zacznij się uczyć. — burknęłam.

— Za stary jestem na to. — odparł.

— Co to za firma ma być…? — zapytałam już spokojniejsza.

— Usługi dla leśnictwa… Tylko nie mam nic, żadnego sprzętu… I tak pomyśleliśmy z Pawłem…, pamiętasz go? — zapytał.

— Brat Tomka?

— No, tak. Razem byśmy cos takiego otworzyli…

— Jak tam uważasz. — powiedziałam i siedziałam jakby mi ktoś słupek pod kręgosłup podstawił.

— Nie jesteś zła?

— Za co? Za to, że się mnie wstydzisz? Za to, że dowiaduję się ostatnia? Za to, że robisz ze mnie idiotkę?… Nie, nie jestem zła, tylko mi przykro! Myślałam, że jestem dla ciebie ważna, że coś znaczę! Dobrze wiesz, że kształcę się w tym kierunku, EKONOMIA, mówi ci to co? Może mogłabym coś podpowiedzieć… — zaczęłam. Zamilkł i w ciszy odwiózł mnie, gdzie w milczeniu zamknęłam drzwi auta i wróciłam do domu.

— Gdzie byłaś? — zapytała mnie w progu mama.

— Z Piotrem, przejechać się. Miał jakąś sprawę do załatwienia, więc przewiozłam z nim swój tłusty tyłek. — odpowiedziałam.

— To ty się wozisz ot tak, a dobrze wiesz, że w domu mamy robotę.

— Świat się nie zawalił! Daj spokój mamo! — starałam się ją jakoś uporządkować. Nie lubiła jak się włóczę zwłaszcza z Piotrem, tym bardziej, że rodzice mają gospodarstwo, na którym wiadomo, każda para rąk do roboty się przyda…

— Z Piotrem? — zapytała głupio, jakby nie słyszała co przed chwilą powiedziałam…

— No a co? Coś nie tak?

— Wiesz co robisz dziecko?

— Nie, nie wiem mamo i dobrze mi z tym! Nie chcę wiedzieć. Życie się toczy, ja się z nim spotykam, pogódź się z tym w końcu! — podniosłam głos…

— Nie tym tonem Monika!

— Mamo, zrozum. Mam swoje lata. Jestem dorosła. Póki co tak wybrałam…

Nagle przed moimi oczami pojawił się tata:

— No, Monika zostań w domu, dopilnuj tu wszystkiego, a my jedziemy w pole. — powiedział nagle. Wrócił właśnie z podwórza gdzie przygotowywał sprzęt rolniczy.

— Dobra. — odburknęłam i mój temat z mamą się skończył.

„Ja rozumiem, jestem jej dzieckiem, chce dla mnie jak najlepiej, ale dlaczego usiłuje mnie prowadzić za rączkę i wytyczać drogę! Jestem przecież dorosła i sama chcę sobie ułożyć życie. Nie potrzebuję, by ktoś mi mówił co mam robić, a jak nie będę wiedzieć i będę potrzebowała rady, to wtedy zwyczajnie zapytam!” Moje myśli kłębiły się i narastały niczym burzowe chmury. Mój dzień jak dobrze się zaczął, tak z tej euforii wyszłam na minus!

Byłyśmy z babcią w domu same, zrobiłam co miałam zrobić, reszta wróciła z pola i tym sposobem zakończył się ten okrutny dzień, którego miałam serdecznie dość.

Stara znajomość

To nie może być prawda. Ja chyba jeszcze śnię. Zapowiada się „piękny” dzień! Dzisiaj ma przyjechać Piotr z Rafałem, i razem z Elizą mamy pojechać nad wodę. To, że akurat nie umiem pływać, mi nie przeszkadza, przynajmniej pomoczę trochę nogi i orzeźwię umysł innym rześkim powietrzem znad jeziora.

Przyjechali, ech miodzik. Z Elizą wyskoczyłyśmy przed dom, wsiadłyśmy w goglach przeciwsłonecznych i ruszyliśmy w trasę. Rafał był za kierowcę.

— A bikini???? — zapytał rozżalony Rafał spoglądając na Elizę ubraną w pełnej okazałości w niebieską sukienkę komponującą się z oczami.

— A po co nam? Jesteśmy bez! — odpowiedziała mu Eliza. Rafał się uśmiechnął olewając rumieńcem. Chyba wyobraził sobie Elizę bez bikini, bo aż mu się oczy zaświeciły!

Dojechaliśmy nad zalew. Niebo zaczęło się jakoś niepewnie chmurzyć, co mnie zaniepokoiło.

— Grzmi!!!! — powiedziałam przerażona, bo strasznie boję się burzy, wręcz panicznie!

— Kochanie, no coś ty!!!! — powiedział Piotr uznając mnie za wariatkę i chłopaki po drodze zrzucając ciuchy rzucili się w wodę.

Burza się zbliżała, chmury się kłębiły…. Z przerażeniem patrzyłam na niebo leżąc na kocyku…. Po chwili chłopaki przyszli. Piotrek mnie złapał w ramiona z kocyka i brutalnie zaciągnął do wody. Piszczałam jak dziecko!!!!

— Nie umiem pływać!!!!

— Nie bój się. — mówił do mnie. Jak miałam się nie bać, jak stałam już po szyję w wodzie, a on do mnie „nie bój się”, jak miałam się nie bać jak nie czułam prawie gruntu pod nogami i tonęłam!!!!

— Błagam, Piotrek, na