Na krawędzi prawdy - Victoria Black - ebook + audiobook + książka

Na krawędzi prawdy ebook i audiobook

Black Victoria

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Mimo traumatycznych przeżyć, Letticia stara się żyć normalnie. Na co dzień pracuje w redakcji gazety, ale zajmuje się czymś jeszcze – na zlecenie swojego ojca, policyjnego detektywa, pomaga w łapaniu przestępców. Jako tajna agentka nawiązuje relacje z podejrzanymi i szuka dowodów ich winy. Nowe zlecenie dotyczące Matteo Cardone, domniemanego przemytnika samochodów, wydaje się nie różnić niczym od poprzednich. Wkrótce jednak okaże się, że będzie to najtrudniejsze zadanie w dotychczasowym życiu Letticii… Rozum podpowiada jej, że powinna trzymać tego niebezpiecznego mężczyznę na dystans i skupić się na pracy, ale buzujące w niej emocje zaczynają brać górę. Czy uda jej się zachować zimną krew? Jak kroczyć przez labirynt kłamstw, by nie skrzywdzić drugiej osoby? Mroczna historia walki o uczucie, które wydaje się niemożliwe.

Wysoki brunet, cały w czerni, uśmiechał się delikatnie i patrzył na to, jak przyciskam jego brata do baru. Być może to dziwne, ale pierwszym skojarzeniem, które przyszło mi do głowy na widok tego człowieka, była pantera. Chociaż jego uśmiech był łagodny, coś w nim kazało mi przypuszczać, że właśnie szykuje się do skoku na swoją ofiarę. Widziałam w tym mężczyźnie coś drapieżnego i niebezpiecznego, co kazało mi mieć się na baczności, ale może po prostu zadziałał mój instynkt wykrywający podejrzanych typków z daleka.

Victoria Black
Jestem studentką i zapaloną czytelniczką. W lutym 2021 roku zadebiutowałam powieścią „(Nie)rozsądne szepty”, lecz moja przygoda z pisaniem zaczęła się dużo wcześniej. Najpierw powstał pamiętnik, później zapragnęłam tworzyć fikcyjnych bohaterów i wymyślać im przygody, co zaowocowało pierwszymi fanfikami. Jako młoda dziewczyna byłam zauroczona wampirami i czarownicami, lecz w pewnym momencie trafiłam do niesamowitego świata romansów i już w nim zostałam. Uwielbiam szczęśliwe zakończenia, a także opisywanie świata takim, jakim mógłby być. Staram się pisać o rzeczach realnych, aby dać ludziom nadzieję na to, że każdego z nas może spotkać wspaniały los.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 370

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 20 min

Lektor: Anna Rusiecka

Oceny
4,6 (25 ocen)
17
6
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kazia1234

Dobrze spędzony czas

polecam
00
ewitka66

Nie oderwiesz się od lektury

Wow, polecam
00
Ewakr1

Nie oderwiesz się od lektury

wszystko jest, sensacja, miłość, zdrada, przedstawione w bardzo apetyczny sposób
00
Jolcyk123

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja;)
00

Popularność




Nawet jeśli zamknąłeś ten rozdział, wciąż jesteś moją anomalią.

Whitney G. „Turbulencja”

Dla cioci Kingi

Prolog

12 lat wcześniej

Letti

Serce waliło mi jak młotem, byłam pewna, że za chwilę wyskoczy z piersi. Płuca paliły żywym ogniem, łaknąc powietrza, którego nagle wydawało się zbyt mało. Nogi omdlewały, błagając o chociaż chwilę odpoczynku, lecz ja nie mogłam się zatrzymać nawet na moment. Nie, gdy wiedziałam, że oni byli o krok za mną. Nie, kiedy wciąż ich słyszałam, czułam ich pełne wściekłości oddechy na karku.

– Zatrzymaj się, Gianno! – krzyknął ten, którego w tym momencie nienawidziłam najbardziej, i jednocześnie to właśnie jego najbardziej się bałam.

Bo dzisiaj dowiedziałam się, do czego tak naprawdę był zdolny.

– To mój teren, tutaj nie jesteś w stanie uciec! – ciągnął.

Zawsze tak gadał. Sukinsyn. Już ja znałam te metody. Zbyt wiele razy byłam pionkiem w jego grach, by nie zdołać przejrzeć ich na wylot. Całe moje życie okazało się jego cholerną grą. Nigdy więcej.

Nie zatrzymywałam się. Biegłam. Przynajmniej tę jedną rzecz zrobił dobrze – nauczył mnie bycia wytrwałą zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Musiałam znaleźć w sobie siłę, by przetrwać ucieczkę i wyrwać się z tego piekła.

Uciekaj, uciekaj, uciekaj – nakazałam sobie, powtarzając jednocześnie nazwisko, które usłyszałam. Musiałam je zapamiętać. Musiałam je podać, by ktoś znalazł tych ludzi. Oni pomogą mi wrócić do domu… gdziekolwiek się znajdował. Przez lata sądziłam, że moim domem było miejsce, które właśnie zostawiałam za sobą. Okazało się, iż każda rzecz, którą uznałam za prawdę, była perfidnym kłamstwem, wymyślonym na potrzeby szaleńca.

Dobiegłam już niemal do ogrodzenia. Wiedziałam, że jest w nim dziura, sama ją zrobiłam, gdy pewnej nocy musiałam, po prostu musiałam znaleźć się poza granicami posesji. Od tamtej pory stała się moją drogą ucieczki. Oby teraz również spełniła swoje zadanie.

Dopadłam otworu i zaczęłam się przez niego przeciskać. Wiedziałam, że oni nie dadzą rady. Byli zbyt postawni.

Gdy tylko znalazłam się po drugiej stronie ogrodzenia, poczułam, jak moje ciało przepełnia ulga, lecz na razie nie mogłam sobie na nią pozwolić. To wciąż nie był koniec. Nadal mogli mnie dopaść.

Zastanawiałam się, czy gonili mnie dlatego, bo chcieli, bym się zatrzymała, czy zależało im na dysku, który zabrałam. Znając tego drania, mogę przypuszczać, że chodziło o dysk. Ja nic nie znaczyłam. Wiedział, że jeśli zniknę wraz z tymi plikami, policja zapuka do jego drzwi szybciej, niż zdąży się stąd wynieść.

I dobrze. Najwyższy czas, by to on dowiedział się, czym jest prawdziwy strach.

– Gianno, przyrzekam ci, że pożałujesz, jeśli zrobisz jeszcze jeden krok! – warknął Conti, docierając do płotu. Nie mógł przez niego przejść, ale widziałam, jak dał znak swoim ludziom, każąc im biec do bramy. Dla mnie zaś było to ostrzeżenie.

Musiałam ruszać dalej.

Nie zwracając uwagi na człowieka, którego przez czternaście lat uważałam za ojca, nie słuchając, jak wykrzykuje imię, które mi nadał, odbiegłam w stronę autostrady. Łapanie w tej chwili stopa nie było zbyt rozsądne, ale wszystko uważałam za lepsze niż pozostanie tutaj.

Kontynuowałam bieg, gdy nagle coś przeszyło moją łopatkę. Krzyknęłam z bólu, padając na kolana. Oddech zaczął rwać się jeszcze bardziej, lecz wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. Ból był jedynie kolejną niedogodnością. Pokonałam go już nieraz, więc pokonam znowu.

Podniosłam się, nie zważając na ranę postrzałową, na krew płynącą mi po plecach.

Musiałam uciekać. Musiałam zostawić Giannę Conti daleko za sobą, a powitać nową osobę. Osobę, którą naprawdę byłam, chociaż nie miałam o niej zielonego pojęcia.

Biegłam, by móc dowiedzieć się, kim jest Letticia Castelli.

***

12 lat wcześniej

Matteo

– Co ty, kurwa, robisz? – warknął Giuseppe, szarpiąc Lucię za ramię. – Dlaczego nie wyjdziesz na dwór? Który pieprzony dzieciak spędza wakacje na grze w szachy?

Lucia jeszcze mocniej pochyliła głowę, uciekając przed morderczym wzrokiem naszego opiekuna. To był jedyny widoczny objaw strachu. To wkurzyło Giuseppe jeszcze bardziej. Lubił strach, a gdy Lucia go nie okazywała, drażniło go to. Delikatnie mówiąc.

– Zostaw ją – powiedziałem. – Jest grzeczna, w niczym ci nie przeszkadza.

Giuseppe przeniósł wzrok na mnie. Nie podobało mu się, gdy z nim dyskutowałem. Cóż, zasadniczo nic, co robiło którekolwiek z naszej trójki, nigdy mu się nie podobało. Wolałem jednak, by złościł się na mnie niż na Lucię. Ona była wyjątkowa i bardzo delikatna. Zdolna, lecz inna niż jej rówieśnicy. Dla mnie to żaden problem, lecz dla każdej rodziny zastępczej, do której trafialiśmy, jak się okazało – wręcz przeciwnie. Nie mogli znieść jej zachowania, innego niż u reszty dzieci. Chętnie ją z tego powodu karali, tak jak miał ochotę uczynić to teraz Giuseppe. Dlatego musiałem robić gorsze rzeczy, by zwrócić na siebie ich uwagę. Gdy broiłem, to mnie się obrywało, nie jej.

– Przeszkadza mi to, że mam pod moim dachem cholerną debilkę – odparł gniewnie, pryskając dookoła śliną.

– Jesteś pewien, że to nie ty jesteś debilem, skoro dziewięciolatka jest lepsza w szachy od ciebie? – zadrwiłem z niego.

Podziałało. Rzucił się na mnie jak rozwścieczony byk na czerwoną płachtę. Gdy zrobił to mój pierwszy opiekun, dostałem niezły wpierdol, ale wówczas byłem chuderlawym dziesięciolatkiem. Jako szesnastolatek spędzałem wiele czasu na treningach, właśnie po to – by umieć się bronić przed takimi draniami. Walczyłem z Giuseppe, jednak koniec końców i tak pozwoliłem, by mnie uderzył – jak zawsze. Musiał komuś wlać, więc lepiej, żebym był to ja, nie Lucia czy Cesare.

– Wszyscy jesteście popierdoleni – prychnął i splunął mi pod nogi, gdy kuliłem się na ziemi, próbując się podnieść po ciosie w żołądek.

Kiedy wyszedł, wstałem z trudem i oparłem się o brudną kanapę. Do środka akurat wkroczył Cesare. Na ogół był tym mądrzejszym. Znikał na długie godziny, brał udział w wielu zajęciach sportowych, by nie przebywać w tym domu częściej, niż to konieczne. Też chciałbym móc to zrobić. Lucia była jednak za mała, by zrozumieć taki sposób życia, a nie mogłem pozwolić, by zostawała z tym chorym pojebem sama.

– Stary, znowu? – jęknął Cesare, łapiąc jakąś ścierkę i podając mi ją, bym otarł krwawiącą wargę. Cud, że jeszcze nie umarłem z powodu jakiegoś zakażenia przez opatrywanie ran takim syfem. – Przestań prowokować tego drania.

Nie chciałem, by mój brat obrywał. Czasem jednak nie potrafiłem nie mieć mu za złe tego, że nigdy nie wstawiał się za naszą siostrą.

– Muszę – powiedziałem krótko i podszedłem do Lucii. Siedziała na stołku przy krzywym stoliku i rozgrywała sama ze sobą partię szachów, które zdobyłem dla niej w jakimś głupim zakładzie. Wiedziałem, że je lubi. – W porządku, maleńka? Chcesz, żebym zagrał z tobą?

– Jeśli chcesz – odparła obojętnie.

Wiedziałem, że to nie jest normalne. Jej zachowanie. Pewnie dałoby się to jakoś zdiagnozować, lecz nasi opiekunowie prędzej nas zarżną, niż otoczą opieką medyczną. Obiecałem sobie, że gdy tylko wyrwiemy się z systemu, zapewnię mojej siostrze życie, na jakie zasługiwała. Jej i Cesare, nawet jeśli czasem był cholernym draniem, który niewiele rozumiał.

Musieliśmy się tylko stąd wyrwać.

Rozdział 1

3 lata wcześniej

Letti

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Matteo Cardone, nie sądziłam, że ten dzień odmieni całe moje życie. Myślałam, że to tylko kolejna misja, którą zlecił mi mój ojciec. Robiłam dla niego podobne rzeczy od dawna, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Przeznaczenie? Ślepy los? Nie byłam pewna. Po tylu latach nie miałam już pojęcia, w co wierzyć. Czy to, co przytrafiało się ludziom, miało jakiś wyższy sens? A może okazywało się jedynie zbiorem przypadków? W pewnym momencie swojego życia stwierdziłam, że chrzanić to. Co ma się dziać, niech się dzieje, nieważne, czy jest to przypadek, czy coś z góry zaplanowanego.

Gdy poznałam Matteo, dotarło do mnie, że w tej historii nic nie może być przypadkiem. Późniejsze wydarzenia z udziałem Chiary Gottardi tylko mnie w tym utwierdziły. Dwoje ludzi nie może połączyć taka historia, jeśli nie są sobie przeznaczeni.

Nie byłam kimś, kto lubił się nad sobą użalać. Co się stało, to się nie odstanie i wolałam skupić się na konkretnym działaniu niż na ciągłym męczeniu kwestii, że mogłoby mi być lepiej. Czasem jednak nachodziły mnie bardzo egoistyczne myśli. Dlaczego musiało paść akurat na mnie? Wtedy zaczynałam wierzyć, że może los chciał mi wynagrodzić kiepską przeszłość przyszłością u boku Matteo. Dopiero później pojęłam, że jeśli rzeczywiście tak było, ktoś tam na górze chciał mi raczej znowu dokopać, a nie pomóc się podnieść. Jeśli taki był boży plan, to cóż… trochę zawiodłam. Bo nigdy nie żałowałam tego, co zaszło między nami. Nigdy nie żałowałam, że Matteo pojawił się na mojej drodze.

Ale zacznijmy od początku…

***

– Moi ludzie wiele razy go zatrzymywali, ale nigdy nie mieli dość dowodów, by go aresztować – wyjaśnił ojciec, pokazując mi papiery zgromadzone przez jego podwładnych. – Nie wiem, dla kogo pracuje, może jest wolnym strzelcem, ale nie da się złapać go za rękę bez podstępu.

– Wygląda na to, że zna się na rzeczy – mruknęłam.

To nie była pierwsza misja, w której brałam udział. Wiedziałam, co robić i byłam całkiem dobrze obeznana z policyjnymi kartotekami. Ojca niezbyt to cieszyło, ale odnosił z tego korzyści, więc łatwo było go przekonać. Matka szalała i w pewnym momencie przestaliśmy jej w ogóle o tym mówić, bojąc się o jej zdrowie psychiczne. Dla mnie to jednak okazało się idealną terapią. Lepszą niż przesiadywanie w dusznych gabinetach psychologów, którzy sądzili, że wszystko można wyczytać z książek. Wolałam działanie w terenie. Już jako siedemnastolatka pomogłam usadzić jednego z najgroźniejszych przestępców we Włoszech. Marny przemytnik nie był dla mnie zbyt wielkim wyzwaniem.

– Tutaj masz wszystkie informacje o nim, jakie udało mi się zgromadzić – powiedział tata. – Zapoznaj się z nimi i działaj po swojemu. Zdobądź dowody na to, że przemyca te samochody do Katanii, i jeśli się uda, dowiedz się, po co to robi lub dla kogo. No, poza oczywistym faktem, że pewnie chce zarobić.

– Jasna sprawa – odparłam.

Kiedyś ojciec próbował narzucać mi sposób działania. Ja jednak wiedziałam o draniach takich jak ten dość, by samej poradzić sobie idealnie. Po tym, jak złapałam dla niego człowieka, który uciekał im przez niemal pięć lat, przestał się wtrącać i pozwolił mi realizować plan na własną rękę.

– Dokumenty. – Tata położył na blacie kopertę z fałszywym dowodem i prawem jazdy. – Imię jak zwykle zostaje, zmieniliśmy jedynie nazwisko. Gdyby ktoś cię sprawdził, masz wyrobioną piękną historię, szczegóły znajdziesz w teczce. Załatwiłem ci też zastępcze mieszkanie. Wszystko jak trzeba.

– Świetnie. – Przejęłam papiery dotyczące zarówno mojej fałszywej tożsamości, jak i te zawierające informacje o Matteo Cardone. – Zadzwonię, jak czegoś się dowiem.

Gdy prowadziłam śledztwo, rzadko kontaktowałam się z ojcem osobiście – na wypadek, gdyby ktoś mnie śledził. Dobrze, że przynajmniej nie musiałam całkowicie rezygnować na ten czas z pracy, tylko mogłam wykonywać ją z domu. Chiara i jej babcia chyba dostałyby szału, gdybym ciągle prosiła o urlop, a ja nie chciałam stracić roboty w redakcji Gottardich. Była to najlepsza fucha, jaką miałam.

– Uważaj na siebie, Letticio – poprosił z westchnieniem tata. – Nie chcę, by cokolwiek ci się stało.

Spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem. Mimo że był dopiero po pięćdziesiątce, twarz miał pooraną zmarszczkami, a czerń włosów została całkowicie pochłonięta przez siwiznę. Brązowe oczy, które po nim odziedziczyłam, otoczone były kurzymi łapkami. Jedynie krzepkość ojca pozostawała bez zmian. Potrafiłby gonić przestępcę przez wiele kilometrów i nawet się przy tym nie zmęczyć.

Wiedziałam, że moje dzieciństwo odbiło się na nim i matce równie koszmarnie jak na mnie samej, choć z innych powodów. Mimo to ojciec zawsze lepiej rozumiał moją chęć łapania przestępców niż mama, która najchętniej wysłałaby mnie do jakiejś nudnej pracy za biurkiem. Cóż, teoretycznie pracowałam za biurkiem. W praktyce wyglądało to jednak trochę inaczej. Nigdy nie ciągnęło mnie do bycia gliną. Dziennikarstwo okazało się czymś, co kochałam i nie byłam gotowa z tego zrezygnować, ale bawienie się od czasu do czasu w detektywa dobrze działało na umysł.

– Dam radę – zapewniłam go.

– Wiem. – Uśmiechnął się z dumą i pocałował mnie w czoło.

Wyszłam z domu, uznając, że lepiej nie czekać na mamę, która lada moment miała wrócić z pracy. Nie obyłoby się wówczas bez kłótni, a ja nie miałam na nią czasu. Musiałam skupić się na najnowszym zadaniu.

***

– Zamorduję cię kiedyś – stwierdziła Chiara, gdy powiedziałam, że przez następne kilka tygodni muszę pracować z domu, ponieważ mam udawać zapaloną fotografkę, a nie dziennikarkę. Cóż, groźby śmierci w jej ustach nie były już niczym dziwnym.

– Jeśli mi się uda, będziemy miały niezły temat – zauważyłam.

Z Chiarą Gottardi przyjaźniłyśmy się, odkąd poznałyśmy się na studiach. Ja byłam wówczas na czwartym roku, ona na drugim. Odbywałam staż w redakcji jej babci, gdzie później obydwie zaczęłyśmy pracować. Ludzie często się dziwili, że potrafimy się ze sobą przyjaźnić. Miałyśmy zbyt podobne charaktery, co w naszym przypadku oznaczało, że po prostu bywałyśmy bardzo… bezpośrednie, delikatnie rzecz ujmując. Chiara była jedną z niewielu osób, którym naprawdę mogłam zaufać i czułam się przy niej swobodnie. Wiedziała, że czasem prowadzę śledztwa dla ojca, przy jakichś mniej inwazyjnych nawet mi pomagała, a później wykorzystywałyśmy to w pracy. Nie miała jednak pojęcia o niczym więcej, a ja nie potrafiłam jej powiedzieć. Nie dlatego, że jej nie ufałam. Po prostu nie mogłabym znieść tego, jak po wszystkim inaczej by na mnie patrzyła. Poza tym jej życie było wystarczająco skomplikowane i bez moich dramatów z przeszłości. Gianna Conti umarła dawno temu. Nie było sensu do niej wracać.

– Co nie zmienia faktu, że mnie wkurzasz – prychnęła Chiara.

– Zły dzień? – domyśliłam się.

– Niby czemu? – warknęła.

Wiedziałam czemu. Znów ukazał się artykuł o jej byłym i jego cudnej nowej dziewczynie. Reese zostawił Chiarę kilka miesięcy wcześniej, by robić karierę w Stanach, a ona wciąż była na niego wściekła. Nie mogłam jej za to winić. Facet naprawdę aż się prosił, żeby skopać mu tyłek. Kto zrywa z dziewczyną poprzez durny liścik? Może moje doświadczania ze związkami nie były takie, jakie powinny u dwudziestosześcioletniej kobiety, ale nawet ja wiedziałam, że dwuletniej relacji nie kończy się w tak chamski sposób.

– Tak tylko pytam – odparłam luźno. – Słuchaj, dam znać, jak będę miała coś ciekawego, okej? Na razie jak zwykle muszę się odciąć, ale do końca tygodnia wyślę twojej babci moje propozycje na ten miesiąc.

Grazziella Gottardi była dla mnie niemal jak rodzona babcia. Tak, była również moją szefową, ale u niej każdy czuł się jak w domu. Wszyscy pracownicy stawali się rodziną, a ponieważ ja przyjaźniłam się z jej wnuczką i jakimś cudem zyskałam aprobatę tej dobrej kobiety, to traktowała mnie jeszcze przyjaźniej – co oczywiście wcale nie znaczyło, że mogłam się obijać. Nawet Chiara musiała się nieźle wykazać, aby pracować w rodzinnym biznesie. Miałam nadzieję, że uda mi się namówić ojca, by dał naszej redakcji wyłączności na opisanie sprawy, którą miałam się zająć. Jeśli się nie myliłam, ten przemytnik może się okazać całkiem ciekawy.

– Powiedziała, że masz na siebie uważać – rzekła Chiara. Grazzia wiedziała tylko, że pomagam ojcu w pracy, nie była świadoma tego, co robię dokładnie, lecz zdziwiłabym się, gdyby taka mądra kobieta nie domyślała się paru rzeczy.

– Jak zawsze – zapewniłam.

– Odezwij się, jak będziesz mogła.

– O, to słodkie, czyżbyś się o mnie martwiła? – zadrwiłam.

– Nigdy – prychnęła Chiara.

Cała ona.

– Muszę kończyć, mam trochę roboty – westchnęłam. – Zadzwonię.

– Powodzenia.

– Na razie.

Rozłączywszy się, odłożyłam komórkę na stolik przy kanapie i wzięłam się do przeglądania teczek dotyczących Cardone’a.

Najstarszy z trójki rodzeństwa, od dziewiątego roku życia wychowywany w rodzinach zastępczych. Brak informacji o biologicznych rodzicach. Nikt nie wiedział, co działo się z nim od siedemnastego do dwudziestego roku życia, kiedy to został opiekunem prawnym trzynastoletniej wówczas siostry. Pracował na czarno w jakimś warsztacie, a później założył własny klub nocny. Miał mieszkanie na obrzeżach miasta. Nie byłam gliną, jednak nawet ja widziałam, że coś tu nie gra. Wyrzutek społeczny nagle ma kasy jak lodu? To jasne, że musiał się wmieszać w jakieś nielegalne interesy. Ciekawa byłam, czy klub był jedynie przykrywką, czy facet po prostu lubił udawać, że robi coś legalnego.

Cóż, z drugiej strony, jeśli miałabym na kimś skupić uwagę, tą osobą byłby raczej jego brat. Według danych przez ostatnie kilka lat co chwilę był aresztowany. Zbyt szybka jazda, podejrzenie nielegalnych wyścigów, hazard, seks z nieletnimi… Jakim cudem ten gość w ogóle znajdował się na wolności? Nigdy nie postawiono mu żadnych zarzutów, a jednak to jego brata miałam szpiegować… Ciekawe.

O siostrze, Lucii, było niewiele. Mieszkała z Matteo, kilka lat temu zdiagnozowano u niej zespół Aspergera. Uczyła się w szkole specjalnej, teraz miała zacząć studia. Kolejna podejrzana rzecz. Jakim cudem oni mieli na to wszystko pieniądze? Prywatna szkoła, opieka medyczna… To nie były jakieś tam grosze, chociaż przynajmniej robili z tą kasą coś dobrego. Żywiłam nadzieję, że dziewczyna nie ucierpi, gdy jej brat zostanie aresztowany, bo nie miałam wątpliwości, że tak się właśnie stanie. Cokolwiek ukrywał Matteo Cardone, już niedługo miało to przestać być tajemnicą.

***

Spędziłam w klubach nocnych zbyt wiele czasu. Widziałam zdecydowanie zbyt wiele pieprzących się par, zbyt wielu mężczyzn poniżających kobiety. Pobiłam zbyt wielu pijanych dupków, którzy mieli chęć, by uprawiać seks z nieletnią dziewczyną. Dlatego wyjście do klubu braci Cardone niezbyt mnie cieszyło, jednak wiedziałam, że to najprostszy sposób na zbliżenie się do nich. Spędziłam wiele godzin nad aktami Matteo, ale miałam świadomość, że najlepiej poznam go, rozmawiając z nim. Gdyby suche fakty wystarczyły, by go aresztować, ojciec nie miałby z tym problemu. Tu potrzeba było podstępu. Musiałam się zbliżyć do mężczyzny, a żeby to zrobić, trzeba było wniknąć w jego środowisko. Nawet jeśli niezbyt mi się to podobało.

Klub był jednym z tych bardziej popularnych, więc w sobotni wieczór kolejka do wejścia była naprawdę imponująca. Dałam w łapę ochroniarzowi, żeby przymknął na nią oko. Podziałało. Jak zawsze. Łapówki to drugi najbardziej pewny chwyt, zaraz po wciskaniu facetom biustu w oczy. Kiedyś gardziłam tym trikiem, ale Chiara pokazała mi, jak wiele władzy mogę zyskać, wykorzystując własny wygląd. Dzięki niej zrozumiałam, że nie jest to upokarzające dla mnie, lecz dla tych idiotów, którzy myślą tylko dolnymi partiami ciała. Coś czułam, że dzisiaj bardzo mi się przyda ta jej lekcja.

Wszedłszy do klubu, od razu się zorientowałam, że bardzo się różni od tych, w których przebywałam kiedyś. Było tłoczno, ludzie tańczyli, pili, na scenie kobiety odstawiały show, ale w tym wszystkim był jakiś… artyzm. Żadnych pieprzących się po kątach par. Jasne, tańce wyglądały namiętnie, ale na granicy dobrego smaku. Tancerki na scenie były zaś ubrane – może i skąpo, lecz miały coś na sobie, a ich taniec przypominał bardziej akrobacje niż striptiz. Musiałam przyznać, że byłam mile zaskoczona, nie oznaczało to jednak, że zaczęłam czuć się komfortowo.

Podeszłam do baru i zamówiłam drinka. Miałam mocną głowę, więc nie bałam się, że alkohol przyćmi moją ocenę sytuacji, ale i tak wiedziałam, że nie powinnam pić więcej niż trzy. Zawsze lepiej zachować ostrożność. Usiadłam przy kontuarze, ignorując ludzi, którzy tłoczyli się przy pozostałych dwóch barmanach. Uważnie obserwowałam pomieszczenie, próbując odnaleźć wzrokiem mężczyznę z policyjnych zdjęć, lecz na razie szczęście się do mnie nie uśmiechało.

Powoli sączyłam swojego drinka, wystukując nogą rytm. Paru gości próbowało do mnie zagadać, ale szybko ich zbywałam. Nie przyszłam tutaj, by szukać jednorazowego numerku. Po pierwsze pracowałam, a po drugie takie rzeczy nie były dla mnie. Nie miałam zamiaru być niczyją zabawką, szczególnie jeśli nie wiązało się to z praktycznie żadną przyjemnością dla mnie.

– Cześć, śliczna. – Obok mnie usiadł kolejny pijany kretyn.

Zaczynałam mieć powyżej uszu tego miejsca, poza tym nigdzie nie było ani śladu Matteo. Cudnie. Początkowo próbowałam ignorować natręta, mając nadzieję, że sobie pójdzie, ale oczywiście tak się nie stało.

– Lubisz grać niedostępną, laleczko? – Facet przysunął się jeszcze bliżej, ryzykując oberwanie po gębie. Rzuciłam mu znudzone spojrzenie, lecz wtedy zdałam sobie sprawę z tego, kim jest.

Cesare Cardone.

Świetnie. Wolałabym trafić na jego brata, ale może i lepiej, że to nie mój podejrzany okazał się tym pijanym dupkiem. Wiedziałam, że dopóki bardziej nie rozgryzę Matteo, nie było sensu wyciągać prawdy na jego temat od kogoś innego, szczególnie że wolałam udawać nieznajomą, która nie ma zielonego pojęcia, kim są ludzie z tej rodziny.

– Lubię pić w spokoju, ale widocznie nie jest mi to dane – stwierdziłam chłodnym tonem i odwróciłam się do niego bokiem, licząc na to, że załapie aluzję.

– Spoko, lubię, gdy dziewczyna trochę się opiera. – Dotknął moich włosów i schował ich kosmyk za ucho, po czym pochylił się nade mną i zionąc alkoholem, wyszeptał: – Jeśli kręcą cię takie gierki, jestem gotów w nie zagrać, skarbie.

Już w wieku trzynastu lat musiałam się nauczyć, jak radzić sobie z takimi typami, więc moja reakcja była niemalże odruchowa. Nie mogłam tego powstrzymać, a nawet jeśli, to nie zamierzałam próbować. Podniosłam się z krzesła tak szybko, że Cardone nawet nie zdążył zareagować, a potem pchnęłam go na kontuar baru, wykręcając mu przy okazji ręce.

– Posłuchaj mnie uważnie, skarbie – syknęłam. – To nie jest gierka. Po prostu nie jestem zainteresowana. A ty lepiej zapamiętaj sobie raz na zawsze: pytaj kobietę o to, czy możesz jej dotknąć, bo z odczytywaniem mowy ciała coś u ciebie kiepsko.

– Puść mnie, ty szurnięta suko – warknął facet.

Kątem oka zauważyłam, że barman i klienci zaczęli się nam przyglądać, ale nikt nie zwrócił mi uwagi. Ktoś natomiast zaczął klaskać, co usłyszałam nawet przy głośnej muzyce. Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził ten dźwięk, i za kontuarem baru ujrzałam mężczyznę, na którego polowałam tutaj cały wieczór.

Wysoki brunet, cały w czerni, uśmiechał się delikatnie i patrzył na to, jak przyciskam jego brata do baru. Być może to dziwne, ale pierwszym skojarzeniem, które przyszło mi do głowy na widok tego człowieka, była pantera. Chociaż jego uśmiech był łagodny, coś w nim kazało mi przypuszczać, że właśnie szykuje się do skoku na swoją ofiarę. Widziałam w tym mężczyźnie coś drapieżnego i niebezpiecznego, co kazało mi mieć się na baczności, ale może po prostu zadziałał mój instynkt wykrywający podejrzanych typków z daleka.

– Może byś coś zrobił… – Cesare zwrócił się do brata, ponieważ wciąż trzymałam go w uścisku.

– Pani świetnie sobie radzi bez mojej pomocy – powiedział z rozbawieniem Matteo.

– Dupek – syknął młodszy z braci.

– Przyganiał kocioł garnkowi – prychnął mężczyzna. – Poproszę panią, żeby cię puściła, ale masz stąd wyjść, rozumiesz? Weź taksówkę, wróć do domu i wytrzeźwiej, zanim narobisz kłopotów. Nie mam zamiaru cię niańczyć.

Cesare wymamrotał coś pod nosem, co chyba oznaczało zgodę, a jego brat zwrócił się do mnie.

– Będziesz tak miła i pozwolisz mu stąd wyjść, żebyśmy oboje mogli spędzić wieczór bez oglądania jego pijanej gęby?

Niechętnie zrobiłam to, o co prosił, chociaż miałam ochotę osobiście wywalić tego dupka za drzwi. Wtedy jednak mogłabym stracić okazję do rozmowy z Matteo, a na niej zależało mi bardziej niż na karaniu kolejnego zbyt pewnego siebie idioty, który uważał, że każda kobieta będzie mu się kłaniać.

– Lepiej żebyśmy więcej na siebie nie wpadli – ostrzegłam.

Młodszy Cardone mruknął coś, co brzmiało jak potaknięcie, i wytoczył się z klubu. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście spełni prośbę brata, ale Matteo dał jakiś znak ochroniarzowi przy drzwiach, więc podejrzewałam, że mężczyzna miał dopilnować, by tak właśnie było.

– Cokolwiek zrobił, przepraszam cię za niego – zwrócił się do mnie mężczyzna. – Postawię ci drinka na koszt firmy w ramach zadośćuczynienia i podziękowania za niezłe widowisko. Nie co dzień widzę, jak ktoś oprócz mnie sprowadza mojego brata do parteru.

Nie byłam jeszcze do końca przekonana, czy ze mną flirtował, czy tylko starał się być miły, ale wciągał mnie w rozmowę, więc postanowiłam podjąć tę grę.

– Wolałabym, żebyś trzymał go na jakiejś krótkiej smyczy, ale alkohol też będzie dobry – odparłam.

– Uwierz mi, gdybym miał odpowiednią smycz, już dawno bym mu ją założył – stwierdził i zabrał się do przygotowywania drinka.

– Nie zapytałeś, co piję – zauważyłam.

– Zgaduję – odrzekł, rzucając mi uśmiech, co kazało mi przypuszczać, że jednak chodzi o flirt, nie o uprzejmość.

Już dawno nauczyłam się wykorzystywać to, że jestem kobietą, do celów, powiedzmy… praktycznych. Nie posuwałam się do tego, by uprawiać z mężczyznami seks w celu omotania ich, ale trochę flirtu, parę randek i praktycznie jedli mi z ręki. Czasem wykorzystywałam inne sposoby, by zdobyć to, czego chciałam, ale w tym konkretnym przypadku uznałam, że zawarcie znajomości będzie najlepszym rozwiązaniem. Mogłam co prawda ubiegać się o pracę w klubie Matteo, ale to miałoby sens, gdybym musiała skupić się na jakiejś nielegalnej działalności konkretnie w tym miejscu. Skoro jednak chciałam przedrzeć się do głębiej ukrytych tajemnic, nie pozostawało mi nic innego, jak zbliżyć się do mężczyzny w ten sposób. Jedno przynajmniej miałam z głowy – wyglądało na to, że bardziej kręciły go twarde laski, a nie słodkie dziunie. Tym lepiej dla mnie. Im więcej samej siebie mogłam włożyć w odgrywaną postać, tym łatwiej było mi się z tym wszystkim uporać.

– I sądzisz, że zgadniesz? – prychnęłam.

– To, co ludzie lubią, wiąże się z tym, jacy są – powiedział.

– Nie wiesz o mnie nic, więc jak masz się domyślić, co lubię?

– Intuicja. – Uśmiechnął się. – Daj mi szansę. Jeśli polegnę, dostaniesz dwa razy to, co sama wybierzesz.

– Okej – zgodziłam się, wiedząc, że facet nie ma szans.

Ludzie zwykle uważali, że kobiety lubią delikatne drinki, słodkie i kolorowe. Za każdym razem, gdy ktoś stawiał mi coś do picia, wybierał właśnie takie obrzydlistwa, w których było więcej soku niż alkoholu. Lubiłam wino, ale piłam je do obiadu, a nie wtedy, gdy chciałam się upić. Nie sądziłam, by ten gość wpadł na coś tak prostego jak whisky z colą – jeśli mu się nie uda, przynajmniej będę mogła napić się za darmo.

Udając mało zainteresowaną, przyglądałam się ukradkiem, jak próbował mi zaimponować. Musiałam przyznać, że na żywo był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach. Czarne, rozczochrane włosy, gęste rzęsy, ciemna karnacja, wydatne wargi, ostro zarysowana szczęka i zaznaczone kości policzkowe, do tego przyzwoita muskulatura, która uwidaczniała się pod czarną koszulką. Wszystko to sprawiało, że na pewno były tabuny kobiet gotowych zrobić wszystko, byleby okazał im odrobinę zainteresowania, a ja zastanawiałam się, czy to wykorzystuje.

Jakim typem człowieka był Matteo Cardone? Brał, co chciał i kogo chciał – bez względu na cenę? Był pozerem, który lubił ładne kobiety i drogie rzeczy, by imponować innym? Szukał adrenaliny, więc wziął się za przemyt samochodów? A może to jeden z tych nielicznych facetów, którzy mimo dobrego wyglądu wolą skupić się na robocie, nie na kobietach? Z pewnością musiał mieć w sobie coś porywczego, bo inaczej nie wziąłby się za nielegalny interes. Należało go rozgryźć. Gdy dowiem się, jakim jest człowiekiem, łatwiej mi będzie znaleźć sposób na to, by mi zaufał i dopuścił do siebie na tyle, bym mogła poznać jego mroczne sekrety. Nawet jeśli sam nie będzie chciał ich zdradzić, w końcu popełni jakiś błąd, a ja to wykorzystam. Na razie chciałam go sobą zaciekawić na tyle, by pragnął kolejnej rozmowy, by jej wyczekiwał.

Może i byłam beznadziejna w randkach i utrzymywaniu przy sobie facetów, ale umiałam rozegrać pewne karty tak, by zdobyć czyjeś zainteresowanie.

– Proszę bardzo. – Postawił przede mną szklankę wypełnioną… whisky z colą i lodem.

Dobra, teraz to on mnie zaciekawił.

– Nieźle – skomentowałam. Nie było sensu udawać, że nie dał rady.

– Coś słodkiego i ostrego jednocześnie. Coś tak prostego, że niemalże nieoczywistego. – Wzruszył ramionami i posłał mi seksowne spojrzenie spod rzęs, od którego nawet takiej zimnej suce jak ja coś się rozgrzewało w brzuchu.

– To ma być definicja drinka czy mnie? – zapytałam.

– I tego, i tego – odparł.

– Całkiem przyzwoicie – stwierdziłam i upiłam łyk.

– Na tyle przyzwoicie, że zdradzisz mi swoje imię?

– Na to musisz bardziej sobie zasłużyć.

Zaśmiał się, ale się nie poddał. Swobodnie, nonszalancko wycierał szklanki i ustawiał je w równym rzędzie.

– W takim razie powiesz mi chociaż, czy przyszłaś dzisiaj sama?

– Owszem – odparłam, chcąc sprawdzić, jak zareaguje.

– Ale nie wydajesz się zainteresowana szukaniem towarzystwa.

– Może po prostu lubię się napić przy dobrej muzyce – odgryzłam się.

– Wiesz, co myślę?

– Nie, nie umiem czytać w myślach.

Matteo zaśmiał się, ale zaraz spoważniał.

– Przychodzisz do klubu, by być wśród ludzi, ale jednocześnie się od nich izolujesz. Nie możesz się zdecydować, czy wolisz być sama, czy raczej żyć w grupie – powiedział, pochylając się nad kontuarem baru, dzięki czemu mogłam dostrzec kolor jego oczu i poczuć jego oddech. Nie był zbyt blisko, ale i tak trochę mnie to deprymowało, chociaż z innych powodów, niż chciałabym przyznać. Nie wkurzał mnie tym, lecz pociągał, a to nie mogło oznaczać niczego dobrego.

Chociaż w jego słowach akurat było sporo prawdy. Lubiłam samotność… i jednocześnie jej nienawidziłam. Moje związki z lat nastoletnich były równie dojrzałe i piękne jak zgniły pomidor. Później, gdy próbowałam się umawiać, kończyło się to dwojako – trafiałam na dupków, którzy chcieli jedynie seksu, co nie byłoby problemem, gdyby chociaż byli w tym dobrzy, albo na całkiem ogarniętych ludzi, którzy wiedzieli, czym jest prawdziwa relacja, ale wtedy nadchodził moment, gdy obie strony powinny się otworzyć i… klapa. Jedyną osobą, poza moimi rodzicami, którą mogłam nazwać bliską, była Chiara, chociaż ona również nie znała prawdy. Na szczęście na razie nie naciskała, więc miałam jeszcze trochę czasu na zastanowienie się, jak mam to rozegrać. Jednak faceci to zupełnie inna działka i jak widać kompletnie nie moja. Związki odpadały, dopóki nie nauczę się, jak być odrobinę bardziej ciepłą i otwartą osobą, a na to się nie zanosiło. Przelotny seks okazywał się kiepski w dziewięciu przypadkach na dziesięć. Najczęściej szłam zatem na kilka randek, po czym kończyłam znajomość. Nie było przesiadywania razem czy tym podobnych rzeczy, co miało swoje dobre i złe strony. Nie musiałam kłamać i udawać, że jestem normalną, zrównoważoną osobą… ale też czasem czułam się piekielnie samotna.

– Myślisz, że wiesz wszystko o wszystkich? – prychnęłam.

– Nie, ale akurat ciebie łatwo mi się czyta.

Bzdura. Przez całe życie uczyłam się, jak otaczać się pancerzami. Nie było mowy, by ktoś się przez nie przedarł… No chyba że znałby tę sztukę jeszcze lepiej ode mnie.

Mimowolnie spojrzałam wprost w szaro-zielone tęczówki Matteo i zdałam sobie sprawę, że są nieprzeniknione. Uśmiechał się i spoglądał zalotnie, ale jego wzrok był pozbawiony emocji. Łobuzerski uśmiech nie dosięgał oczu.

– Więc musisz być nieźle szurnięty, skoro ci się to udaje – obróciłam wszystko w żart, karcąc samą siebie za to, że idę w tym kierunku. Nie chciałam nawiązywać żadnej relacji z tym mężczyzną. Miałam go poznać dla dobra śledztwa, a nie porównywać do samej siebie.

– Tak, to niewykluczone. – Zaśmiał się. – Ale jednej rzeczy nie potrafię z ciebie wyczytać.

– Na pewno nie jednej – stwierdziłam. – A czego konkretnie?

– Przyszłaś tu, by uciec od pustego mieszkania czy od faceta, który niezbyt dobrze sprawdza się w swojej roli?

– A jakie to ma znaczenie? Nie wyjdę z tobą do domu – powiedziałam.

– Nie chciałem zabierać cię dzisiaj do łóżka – odrzekł, a mnie nie umknęło, że zaznaczył „dzisiaj”.

– Więc skąd to pytanie? – Udałam, że nie zauważyłam aluzji.

– Bo zastanawiam się, czy zjadłabyś ze mną lunch jutro po południu?

– Nawet nie wiesz, jak się nazywam, a chcesz zaprosić mnie na obiad? – Zaśmiałam się, chociaż trzeba było przyznać, że facet szedł jak po linie wprost w moje sidła.

– Widziałem, jak niemal skopałaś tyłek mojemu bratu, to wystarczający powód, by sądzić, że będziemy się świetnie bawić – odparł.

Miałam świadomość, że jeśli zgodzę się na randkę, będzie zbyt łatwo. Straci zainteresowanie, jeżeli na spotkaniu coś pójdzie nie tak. Może i jednak nie był typem faceta, który od razu zaciąga dziewczynę do łóżka. Najwyraźniej umiał włożyć w to trochę wysiłku, ale nie zamierzałam zakładać, że dzięki temu wszystko pójdzie jak z płatka.

Wyciągnęłam portfel i położyłam na blacie należność za poprzednie drinki.

– Mam na imię Letti – powiedziałam. – A odpowiedź na drugie pytanie… zastanowię się, czy zasłużyłeś, by ją usłyszeć.

To powiedziawszy, zsunęłam się z krzesła i odeszłam, czując na sobie jego spojrzenie.

Rozdział 2

Obecnie

Matteo

Wiedziałem, że mój brat jest na mnie nieziemsko wkurzony. Poniekąd nawet potrafiłem to zrozumieć. Sam czasem miałem ochotę kopnąć się w dupę za to, że tak głupio wpadłem. Nie zmieniało to jednak faktu, że Cesare pakował się w kłopoty o wiele częściej ode mnie i wtedy to ja zawsze go z nich wyciągałem. Jasne, robiłem awantury, ale jednak mu pomagałem, dlatego – mimo swojej złości – mógłby ruszyć dupę i odebrać mnie z cholernego więzienia. Jednak na to się nie zapowiadało. Raczej będę musiał wracać do domu piechotą, bo nie mogłem sobie nawet kupić biletu na autobus. Cała gotówka, którą miałem przy sobie podczas aresztowania, została uznana za dowód w sprawie, więc pozostawałem w kropce.

Cazzo[1].

Nie wiedziałem nawet, dokąd właściwie chciałbym iść. Pojęcie „dom” wydawało się odległe. Bo niby gdzie on był? Moje mieszkanie? Nie zniósłbym pustki, która teraz tam panowała. Nie po tym, jak zniknęły dwie osoby sprawiające, że to miejsce naprawdę było domem. Z drugiej strony nie bardzo mogłem pozwolić sobie na to, by włóczyć się po hotelach. Spora część kasy, którą odkładałem przez lata, została zabrana przez policję po tym, jak przeszukali moje mieszkanie. Nie miałem pojęcia, jak prezentuje się stan konta, ale znając mojego brata, zapewne kiepsko, nawet biorąc pod uwagę fakt, że nie do wszystkich pieniędzy miał dostęp. A skoro o tym mowa, powinienem pewnie jak najszybciej sprawdzić, co działo się w klubie, lecz wątpiłem, by pojawianie się tam teraz, gdy wyglądałem jak małpa, która uciekła z cyrku, było dobrym pomysłem.

Chcąc nie chcąc, musiałem pojechać do mieszkania, doprowadzić się do ładu i sprawdzić, co kochany braciszek zrobił z moim interesem. Prawda była taka, że chciałem udać się wyłącznie w jedno miejsce, ale to nie był teraz najlepszy pomysł. Szybko odsunąłem od siebie tę myśl. Wyszedłem z więzienia po dwóch latach. Do załatwienia miałem tyle rzeczy, że nawet nie wiedziałem, od czego powinienem zacząć. Miałem świadomość, co chciałbym zrobić natychmiast, ale to musiało zaczekać, aż wymyślę jakiś sensowny plan i rozeznam się w sytuacji.

Postanowiłem, że zacznę od powrotu do domu i sprawdzenia co z klubem. Później zastanowię się, jak rozegrać sprawę dwóch najważniejszych kobiet w moim życiu. Ścisnąłem łańcuszek, który miałem na szyi, i poczułem, jak dwa zawieszone na nim przedmioty wbijają mi się w dłoń. Jednym z nich był wisiorek w kształcie wieży szachowej, a drugim moja obrączka. Symbolizowały wszystko to, za czym tak cholernie tęskniłem i o czym jednocześnie chciałbym zapomnieć.

Zapomnieć. Jasne. Gdybym pragnął zapomnieć, wszystko byłoby łatwiejsze. Tak naprawdę chciałem pamiętać. Musiałem pamiętać, bo bez tych wspomnień… nie wiedziałem, kim jestem, podobnie jak nie wiedziałem, kim jestem bez Lucii i Letti. Każda z nich była na swój sposób sensem mojego życia, który straciłem praktycznie na własne życzenie. Teraz musiałem uporać się z konsekwencjami swoich czynów, które miały być o wiele gorsze niż odsiadka.

***

Do domu dotarłem po mniej więcej dwóch godzinach intensywnego spaceru. Mimo iż była połowa sierpnia, słońce paliło żywym ogniem, więc wchodząc do mieszkania, myślałem jedynie o zimnej wodzie. Oczywiście to szybko się zmieniło, gdy tylko przekroczyłem próg. Na wejściu uderzyły mnie zapach stęchlizny i potworna cisza. Wiedziałem, że to drugie jest bardziej moim wyobrażeniem. Zawsze po powrocie do domu zastawałem ciszę, ale teraz, mając świadomość, że naprawdę nikogo tutaj nie ma, poczułem się tak, jakbym nie mógł oddychać – i nie miało to nic wspólnego ze zmęczeniem czy upałem panującym na zewnątrz. Moje serce ogarnął taki ból, że przez chwilę zacząłem się zastanawiać, czy to przypadkiem nie zawał, ale jednak nie. Wyglądało na to, że śmierć byłaby dla mnie zbyt łaskawa.

Odrzuciłem od siebie wspomnienia, które mnie zaatakowały. Zepchnąłem je w najdalszy kąt umysłu i to pomogło mi zacząć normalnie oddychać. Nie radziłem sobie z bólem, więc nauczyłem się go maskować, odpychać od siebie na tyle, by móc funkcjonować. Przez to jednak czułem się jeszcze gorzej – bo wiedziałem, że zasługuję na to cierpienie.

Podszedłem do zlewu i odkręciłem wodę. Korespondencyjnie dopilnowałem, by w tym miesiącu rachunki zostały zapłacone, bo wątpiłem, by Cesare o to zadbał. Dzięki temu wszystkie należności zostały uregulowane, a moje mieszkanie mogło na nowo zacząć funkcjonować. Przynajmniej w teorii.

Obmyłem twarz i szyję zimną wodą, po czym napiłem się prosto z kranu. Pochylałem się nad zlewem, próbując zebrać się w sobie, by działać dalej. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie pójść do Cesare, ale uznałem, że rozmowa z nim tylko pogorszyłaby mój nastrój, podobnie jak każda jego wizyta w więzieniu. Mój brat nie nadawał się na pocieszyciela, a ja właściwie nie chciałem pocieszenia. Jedynym, co mogło mi pomóc, było działanie.

Zmusiłem się, by odsunąć się od zlewu i zakręcić wodę. Niczym automat ruszyłem do łazienki, nie zwracając uwagi na bajzel panujący dookoła. Najwyraźniej gliny nie przejmują się porządkiem, gdy przeszukują mieszkanie podejrzanego. Nie umknęło jednak mojej uwadze, że zniknęły wszystkie zdjęcia, które trafiły na półkę w salonie w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy przed aresztowaniem. Nie wątpiłem, że detektyw Castelli osobiście o to zadbał. A może zrobiła to ona? Wszystko plątało mi się w głowie i nie byłem gotowy, by po raz setny roztrząsać tę kwestię.

W łazience zrzuciłem ciuchy i wziąłem długi prysznic, chociaż nawet to nie pomogło mi zmyć z siebie zapachu więzienia. Wciąż miałem wrażenie, że czuję charakterystyczną woń starego materaca, okropnego żarcia i niezbyt czystych łazienek. Nieważne, jak długo się myłem, wspomnień zmyć się nie dało. Po prysznicu ogoliłem się, jednak nie mogłem nic zrobić z przydługimi włosami, które wchodziły mi na uszy. Uznałem, że tym zajmę się kiedy indziej, na razie nie był to najbardziej palący problem, jaki miałem.

Gdy już wyglądałem mniej więcej jak człowiek, zawlokłem tyłek do sypialni. Starając się zbyt wiele nie myśleć o tym, co działo się w tym miejscu, gdy byłem tutaj po raz ostatni, wygrzebałem z szafy dżinsy i podkoszulek, lecz gdy zobaczyłem w komodzie damskie ubrania, wszystko powróciło.

Każdy pocałunek, każdy uśmiech, każda pieszczota i wyznanie miłości. Oczami wyobraźni widziałem dwa ciała kotłujące się w łóżku. Dwie zniszczone dusze, które leczyły siebie nawzajem.

Naszły mnie jednak wątpliwości, czy to wszystko w ogóle było prawdziwe.

Ze złością uderzyłem pięścią w szafę, chcąc w ten sposób dać ujście temu, co czułem, lecz ciężko w ogóle pozbyć się emocji, skoro człowiek sam nie jest pewien, co ma myśleć, co czuć.

Czy Letti, którą poznałem, była prawdziwa? To pytanie prześladowało mnie od czasu aresztowania.

Wydawać by się mogło, że nikt nie potrafił tak udawać. Każde jej zachowanie było tak poruszające, tak szczere, że nigdy nie miałem powodów, by w nią wątpić. Nawet gdy sama przyznała, że może jednak powinienem. Kochałem ją i wierzyłem w każde wypowiedziane przez nią słowo. Ufałem jej. I jakaś część mnie zachowała te uczucia. Ta część nie pozwoliła na złożenie pozwu rozwodowego i przypominała o każdym dobrym wydarzeniu, które nie mogło być grą. Wyznania, ślub… Po co to wszystko, gdyby mnie nie kochała?

Wszystko byłoby prostsze, gdyby nie siedziała we mnie jeszcze jedna cząstka. Ta, która wiedziała, że ktoś musiał mnie wydać – inaczej nie trafiłbym do pierdla. Bo skąd gliny by wiedziały, kiedy zastawić pułapkę? Skąd miałyby dowody? Te pytania nie dawały mi spokoju.

Nic się nie zgadzało. Każda teoria posiadała drugie dno, a ja nie wiedziałem, które z nich jest realne. Prawda była taka, że za bardzo ją kochałem, by móc podjąć racjonalną decyzję. W tym momencie pragnąłem pojechać do niej i żyć tak, jak gdyby ostatnie lata w ogóle nie miały miejsca. Coś mnie jednak przed tym powstrzymywało i nie była to jedynie paląca chęć zemsty na skurwielu, od którego to wszystko się zaczęło.

Nie wiedziałem już, komu mogę zaufać.

Zatrzasnąłem drzwi szafy, które jęknęły w proteście, ale miałem to gdzieś. Żaden przedmiot materialny nie miał dla mnie znaczenia. Wypadłem z mieszkania niczym błyskawica, zanim moja własna głowa by mnie wykończyła albo zaprowadziła do pokoi na górze, co byłoby sto razy gorsze niż wspomnienia związane z Letti. Nie czułem się gotowy na myślenie o Lucii i nie wiedziałem, czy kiedykolwiek będę. A przynajmniej do czasu, aż człowiek odpowiedzialny za jej śmierć nie zginie w męczarniach.

Rozumiałem, że muszę się uspokoić, zanim pojadę do klubu. Trwał sezon wyścigów, a na tym etapie Costa na pewno już się pojawiał. Ja zaś nie ręczyłem za siebie, gdybym go teraz spotkał. Od dwóch lat tłumiłem w sobie chęć zemsty. Nie wydałem drania, chociaż mogłem to zrobić. Chciałem zmierzyć się z nim osobiście, zabić go tak, jak on zabił ją.

Bez sumienia, bez wyrzutów, bez litości.

To jedyne, na co zasłużył.

Dotarłem do samochodu stojącego na parkingu, oparłem się o jego maskę i zacząłem liczyć do dziesięciu. Mój nissan skyline nie był kradziony, więc mi go nie skonfiskowali, podobnie jak legalnie zakupionego mieszkania. Miałem wszystkie papiery i nikt nie mógł mi udowodnić, że nabyłem to wszystko za lewe pieniądze. Nie chciałem teraz zastanawiać się nad tym, jak utrzymam klub bez forsy z przemytów. Dwa lata temu wiedziałem, jak to rozegrać, byłem na to przygotowany, ale teraz wszystkie moje zabezpieczenia wzięły w łeb. Może powinienem bardziej się przejmować utratą dobytku życia, ale w tym momencie jakoś nie wydawało mi się to ważne. Chciałem stabilizacji dla rodziny, dla mojej siostry i żony, ale bez nich… to nie miało żadnego znaczenia.

Poczułem, jak mój gniew przechodzi w rozpacz i bezsilność. Podczas odsiadki nauczyłem się, że lepiej nie okazywać tego typu uczuć, bo prędzej czy później mogą cię one zabić. Teraz jednak nikt mnie nie widział, a ja w końcu pozwoliłem sobie na łzy, na słabość. Przez kilka minut byłem człowiekiem, który stracił rodzinę i chciał tę stratę opłakać. Szybko jednak przypomniałem sobie, że to nie ja jestem tutaj ofiarą. Nie zasługiwałem na to, by ktokolwiek się nade mną użalał, nawet ja sam.

Wytarłem twarz i wsiadłem do samochodu. Auto sprawowało się bez zarzutu. Dobrze wiedzieć, że Cesare zadbał przynajmniej o mój wóz.

Było jeszcze wcześnie, ale może to i lepiej. Wolałem przyjrzeć się sytuacji w klubie, zanim zaczną przychodzić goście – na wypadek, gdybym jednak zechciał zamordować brata.

Gdy dotarłem na miejsce, parking był już niemal pełny. Wyglądało na to, że Cesare zaczynał wcześniej. Niech będzie, na razie nie wyglądało to źle. Zaparkowałem na miejscu dla pracowników i wszedłem tylnym wejściem. Zaplecze było puste, więc ruszyłem w stronę głównej sali. Kiedy tylko moje oczy ogarnęły to, co się tam działo, wiedziałem już, że Enrico Costa nie będzie jedynym człowiekiem, którego zamorduję.

Letti powiedziała mi kiedyś, że mój klub jest inny niż wszystkie. Potraktowałem to jako komplement, bo właśnie tego chciałem. W mieście było mnóstwo miejsc, w których można się napić, pooglądać tańczące laski i kogoś poderwać. Ja natomiast stworzyłem atmosferę zabawy, pewnego rodzaju namiętności i subtelności.

A mój brat w dwa lata zmienił klub w jaskinię rozpusty.

Dziewczyny, które tańczyły na scenie, były niemalże nagie… a niektóre naprawdę nie miały na sobie nic. I zdecydowanie nie były to te, które ja zatrudniłem. Ludzie na parkiecie tańczyli do beznadziejnej muzyki, a niektórzy pieprzyli się po kątach. Miałem wrażenie, że coś we mnie zaraz eksploduje.

Personel był inny. Wystrój był inny. Wszystko było, kurwa, inne. Co się stało z moim klubem? Gdzie miejsce, w które włożyłem serce? Bo na pewno nie to teraz widziałem.

Wściekłym wzrokiem zmierzyłem salę i dostrzegłem mojego brata rozmawiającego z jakąś laską przy jednym ze stolików. Z impetem szarżującego byka przeszedłem przez pomieszczenie i dopadłem tego cholernego drania.

– Co to, do kurwy nędzy, jest? – syknąłem, łapiąc go za koszulę.

Obrócił się, gotów mi przywalić, ale w odpowiedniej chwili zorientował się, że to ja.

– Matteo! – zawołał zdziwiony. – Cholera, całkiem zapomniałem, że dzisiaj wychodzisz. Przyjechałbym po ciebie.

– Daruj sobie – warknąłem. – Powiedz mi lepiej, coś ty zrobił z moim klubem?

– Jak to co? Nie widzisz, że wszystko świetnie gra?

Chętnie bym mu pokazał, co o tym myślę, ale wolałem nie robić tego na oczach klientów.

– Do mojego biura – zakomenderowałem. – I to już.

Cesare jednak ani drgnął.

– Naprawdę uważasz, że możesz sobie tutaj tak po prostu wrócić i mi rozkazywać, jakbyś znów był moim szefem? – prychnął.

Siedząca obok niego blondynka nie odzywała się, ale też nie odeszła. Musiała być albo bardzo odważna, albo bardzo głupia, bo ja nie miałem wątpliwości, że lepiej, aby wokół nas nie było w tej chwili nikogo.

– Nigdy nie przestałem być twoim szefem – przypomniałem bratu. – Miałeś mnie zastąpić, a nie wprowadzać tu własne rządy, więc lepiej rusz dupę do gabinetu, bo zaraz będę miał gdzieś to, że ludzie na nas patrzą i obiję ci gębę przy wszystkich.

Nie miałem nerwów do użerania się z nim. Ta farsa trwała od lat. Zachowywał się jak gówniarz, któremu wszystko wolno. Kiedyś tłumaczyłem to tym, że miał spieprzone dzieciństwo, ale potem uświadomiłem sobie, że ja również. Był ode mnie tylko rok młodszy, a mimo to cała odpowiedzialność spoczęła na moich barkach, co, jak widać, mnie przerosło. Miałem dosyć niańczenia go i krycia jego tyłka. Wszystko stało się jednym wielkim pierdolnikiem, a Cesare zamiast pomóc mi to naprawić, wprowadzał jeszcze większy chaos.

– Posłuchaj mnie lepiej uważnie, bracie – syknął, podnosząc się z krzesła. – Wiele się pozmieniało, gdy cię tu nie było. Głównie to, że przestałem mieć szacunek dla człowieka, który dał się złapać, bo omotała go jakaś dziwka. Albo musiała mieć cipkę ze złota, albo to ty jesteś naiwnym sukinsynem, ale na pewno nie zamierzam słuchać twoich rad.

Podziwiałem samego siebie, że udało mi się utrzymać nerwy na wodzy tak długo. Kilka minut tej konwersacji doprowadziłoby do szału niejedną osobę. A przynajmniej tak sądziłem. Miałem gdzieś konsekwencje. Wyćwiczonym ruchem uderzyłem brata prosto w jego pogardliwie wykrzywione usta. Chciałbym wierzyć, że oberwał za to, co działo się w klubie, ale prawda była taka, że nawet w tej chwili nie mogłem znieść tego, jak wyrażał się o Letti.

A zresztą pieprzyć powód. Cesare zasłużył i dobrze o tym wiedział. Albo i nie, bo rzucił się na mnie, a raczej zrobiłby to, gdyby siedząca z nim dziewczyna, wysoka blondynka, go nie powstrzymała.