Myślą i słowem. Polsko-rosyjski dyskurs ideowy XIX wieku - Opracowanie zbiorowe - ebook

Myślą i słowem. Polsko-rosyjski dyskurs ideowy XIX wieku ebook

0,0

Opis

 

 

Nie było drugiej takiej epoki w dziejach, w której między Polakami a Rosjanami dochodziłoby do równie intensywnych kontaktów jak w wieku XIX. Myśl polityczna obu narodów i ogromne inspiracje, których intelektualiści polscy i rosyjscy sobie wzajemnie dostarczali, stanowią równocześnie temat stale aktualny, ułatwiający dotarcie do istoty polsko-rosyjskich napięć, także tych obecnych.

Książka jest owocem zorganizowanej przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia w 2012 roku międzynarodowej konferencji naukowej, której patronowały postaci Aleksandra Hercena i Joachima Lelewela. Zawiera artykuły takich badaczy jak: Wiktoria Śliwowska, Andrzej Walicki, Andrzej Nowak i Leonid Gorizontow.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 725

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Recenzenci: prof. JERZY BOREJSZA, prof. ALEKSIEJ MILLER
Redakcja tekstu i korekta: MAŁGORZATA KRYSTYNIAK, GRAŻYNA NOWOCIEŃ-MACH
Indeks: MAŁGORZATA KRYSTYNIAK
Projekt okładki: PIOTR PERZYNA, ALC Marketing
Wyklejki: 1. Symboliczna mapa Europy. W zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych. 2. Mapa Rzeczypospolitej w granicach przedrozbiorowych z naniesieniem kordonów ustalonych na kongresie wiedeńskim. Sporządzona przez Leonarda Chodźkę, dedykowana Joachimowi Lelewelowi. W zbiorach Biblioteki Narodowej.
© Copyright by Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia 2014
ISBN 978-83-64486-37-1
Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia ul. Jasna 14/16a, 00-041 Warszawa tel. + 48 22 295 00 30, fax + 48 22 295 00 31 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Od redaktorów

Historia polsko-rosyjskich interakcji intelektualnych, sporów i wzajemnych inspiracji ideowych jest zagadnieniem mało znanym, a poza Polską i Rosją bardzo często pomijanym. Na straży ignorancji stoi szeroko rozpowszechniony w świecie stereotyp sprowadzający opowieść o stosunkach polsko-rosyjskich do kampanii wojennych, rozbiorów, powstań, martyrologii. Nathan Leites[1], Adam Ulam[2], Isaiah Berlin[3], Alain Besançon[4], Boris Souvarine[5] czy Marie Mendras[6] – wszyscy ci badacze, pisząc o wpływach zewnętrznych na rosyjską myśl polityczną, zwracają uwagę na oddziaływanie prac filozofów niemieckich i francuskich.

„Wypchnięta ze świata politycznego wolna myśl szukała [w Rosji] schronienia w literaturze i filozofii” – pisał Souvarine, dodając: „Najwięksi rosyjscy pisarze, od Puszkina po Tołstoja, nieśli kaganek w epokę [...] oświeconej młodzieży, chłonącej doktryny filozofów od Fichtego i Schellinga po Hegla i Feuerbacha, a później od Johna Stuarta Milla po Spencera, Büchnera i Darwina. Kółka Pietraszewskiego studiowały Saint-Simona i Fouriera, Cabeta i Proudhona, Louisa Blanca i Lamennaisa, masowo zasiedlając więzienia i miejsca zsyłki”[7].

Marie Mendras zauważa, że w Rosji koncepcje niemieckiej filozofii politycznej, które w istotny sposób współkształtowały rosyjskie podejście do państwa, konkurowały ze zrodzoną we Francji egalitarną ideą wyrwania władzy z rąk wąskiej uprzywilejowanej elity i przekazania jej w ręce ludu. W jego imieniu miały działać scentralizowane instytucje nowego państwa. Zdaniem tej francuskiej badaczki Rosja zetknęła się z ideami wolnościowymi i demokratycznymi stosunkowo późno. Rosjanie rzadko jeździli do Ameryki, a studia Alexisa de Tocqueville’a nad demokracją były ich pierwszym zetknięciem się z tym ustrojem politycznym[8]. Pogląd ten wydaje się jednak zbyt daleko idącym uproszczeniem, gdy uwzględni się kilkaset lat wcześniejszych doświadczeń ustrojowego sąsiedztwa Moskwy i Rzeczypospolitej. W XVIII wieku Cesarstwo Rosyjskie stało się najpierw faktycznym, a potem formalnym „gwarantem” wolności szlacheckiej i wolnej elekcji polskich królów. Zatem idea demokracji przedstawicielskiej nie była Rosji całkowicie obca. Owszem, ostateczny rezultat strategicznej, ale także ustrojowej i ideowej konkurencji między modelem polsko-litewskim a rosyjskim, unowocześnionym przez Piotra I, nie zachęcał rosyjskich myślicieli i polityków do poszukiwania wśród dziedzictwa polsko-litewskiej państwowości inspiracji ustrojowych – wszak Rzeczpospolita tę konkurencję przegrała. Zarazem rozbiory wytworzyły sytuację wielce sprzyjającą przenikaniu się poglądów głoszonych przez Polaków i Rosjan ze wszystkimi tego konsekwencjami. Doprawdy nie było drugiej takiej epoki w dziejach, w której między Polakami a Rosjanami dochodziłoby do równie intensywnych kontaktów jak w wieku XIX. Nie było też okresu, w którym kultura jednego narodu, w tym myśl społeczna i polityczna, tak mocno oddziaływałaby na drugi.

Owe interakcje społeczne, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli językiem socjologii, przyczynę miały oczywistą – było nią współzamieszkiwanie w jednym państwie. Najpierw, pod koniec XVIII wieku w składzie Cesarstwa Rosyjskiego znalazły się ogromne połaci Litwy i Rusi, stanowiących 63% przedrozbiorowego terytorium Rzeczypospolitej. Gdy w 1832 roku do imperium inkorporowano także Królestwo Polskie, w Rosji pod bezpośrednią władzą cara i jego administracji znalazło się 82% terytorium dawnego państwa polskiego. Do imperium przyłączono olbrzymie obszary zamieszkane przez ludność pokrewną Rosjanom językowo, ale zgoła obcą pod względem kultury politycznej, prawnej, a nadto w wyraźnej większości wyznającą nie prawosławie, lecz katolicyzm łacińskiego lub greckiego obrządku. Przytłaczająca większość elit nowych rosyjskich nabytków uważała siebie za Polaków. W ten sposób każda idea, każdy projekt polityczny, każdy czyn zbrojny, wszystko, co miało na celu odbudowę polskiej państwowości musiało zmierzyć się z problemem Rosji i jej stanowiska. To była sprawa kluczowa, podczas gdy stanowisko pozostałych dwóch zaborców miało znaczenie wtórne. Nie skuteczność polityczna Prus i Austrii, lecz geografia i fakty statystyczne sprawiały, że adresatem polskich aspiracji niepodległościowych był zawsze w pierwszej kolejności Petersburg.

Tworzenie jakiejkolwiek zamkniętej listy konsekwencji rozbiorów, zwłaszcza mieszczącej się w kilku akapitach, byłoby zadaniem wielce karkołomnym. Bezpieczniejsze z pewnością będzie poprzestanie na stwierdzeniu, że były one wieloaspektowe i znaczące; zarówno dla ludności zniszczonego przemocą państwa, jak i samego zaborcy. Mimo to spróbujmy zwrócić uwagę tylko na niektóre implikacje wydarzeń z końca XVIII wieku, mających długofalowy wpływ na procesy dziejowe w Europie Środkowej i Wschodniej.

Przede wszystkim współistnienie Polaków i Rosjan w jednym państwie, wymuszone manu militari Moscoviae, sprawiło, że sprawa polska stawała się wyzwaniem dla polityki imperium zarówno zagranicznej, jak i wewnętrznej. Cóż z tego, że Cesarstwo Rosyjskie i dwaj pozostali zaborcy w 1797 roku zadekretowali w dodatkowym tajnym protokole dołączonym do podpisanej wówczas ostatecznej konwencji rozbiorowej, że nazwa „Królestwo Polskie” ma na zawsze przestać istnieć[9], skoro wśród mieszkańców nowych prowincji Prus, Austrii i Rosji nie chciała gasnąć ani niezwykle silna odrębna świadomość narodowa, ani wola odbudowy państwowości własnymi siłami bądź dzięki pomocy innych mocarstw europejskich, choć oczywiście nie wszyscy byli gotowi dla tej sprawy ryzykować osobistą przyszłość. Zwycięstwa Napoleona, którego wspomagały polskie oddziały, przyniosły odrodzenie państwowości polskiej na części obszarów zaanektowanych przez Prusy i Austrię. Na kongresie wiedeńskim nie tylko utworzono złączone z Rosją Królestwo Polskie, ale także uznano – o czym się często zapomina – istnienie politycznego narodu polskiego w granicach przedrozbiorowych, przyznając mu przywilej posiadania odrębnych od innych narodów trzech imperiów instytucji. Mówił o tym art. 1 Aktu końcowego kongresu wiedeńskiego: „Polacy, poddani państw Rosji, Austrii i Prus, otrzymają reprezentację i instytucje narodowe urządzone wedle modły bytu politycznego, jakie każdy z rządów, do których przynależą, osądzą za pożyteczne i stosowne im udzielić”. Niezgoda na naruszanie praw konstytucyjnych w Królestwie Polskim, obejmującym tylko mały fragment terytorium narodowego, a później w ogóle na egzystencję narodu bez własnego państwa, a także na naruszanie innych praw przez zaborców doprowadziła do wybuchu powstań w latach 1830–1831, 1846, 1848 i największego z nich – styczniowego – w latach 1863–1864.

Nieudane insurekcje wywoływały fale emigracji, sprzyjały masowemu udziałowi Polaków w wojnach i rewolucjach w całej Europie, a zarazem sprawiały, że zakres swobód narodowych Polaków coraz bardziej się kurczył. Owszem, utworzone w 1815 roku na kongresie wiedeńskim Królestwo Polskie z cesarzem rosyjskim jako królem pozostawało pod protektoratem Rosji, konstytucyjnie nierozerwalnym, było ono jednak państwem odrębnym, z własnymi instytucjami ustrojowymi: sejmem, wojskiem, polskim prawem i administracją. Entuzjazm, z jakim Polacy przyjęli przywrócenie tytułu króla polskiego przez Aleksandra I, uwieczniony w pierwotnej wersji hymnu Boże, coś Polskę z wersem: „naszego króla zachowaj nam Panie”, minął szybko. Naruszanie konstytucji oburzało i polskie elity, i opinię publiczną. W Kordianie Juliusza Słowackiego, utworze opowiadającym o nieudanym spisku na życie Mikołaja I planowanym podczas jego koronacji w Warszawie w 1829 roku, jeden z żołnierzy w sposób znamienny myli się, śpiewając: „Boże, pochowaj nam króla”.

I w istocie królów polskich z dynastii Romanowów pochowano szybko – w 1831 roku sejm ich zdetronizował. Po wojnie polsko-rosyjskiej 1831 roku, jaką formalnie i faktycznie było powstanie listopadowe, Królestwo zostało inkorporowane do Cesarstwa jako jego autonomiczna prowincja. Odrębna polska państwowość przestała istnieć, a w pamięci historycznej nawet okres 1815–1831 został zapamiętany jako niewola narodowa. Z kolei w latach następujących po upadku powstania styczniowego odrębność Królestwa w sferze ustrojowo-administracyjnej utrzymana po 1831 roku została w ogromnej mierze zlikwidowana. To, że Królestwa formalnie nie zniesiono, wynikało z postanowień kongresu wiedeńskiego, czyli prawnomiędzynarodowych zobowiązań Rosji, aspirującej do roli strażnika systemu wiedeńskiego. Na położenie Polaków nie miało to jednak żadnego rzeczywistego wpływu. Znaczenie utracił także sam tytuł króla polskiego.

Zarzewie polskiej irredenty, wybuchającej nieraz z pełną mocą, było ustawicznym zagrożeniem dla Cesarstwa Rosyjskiego, które musiało angażować duże siły militarne i finansowe, aby zachować panowanie nad swoimi zdobyczami. W Petersburgu uświadamiano sobie, że sprawa polska może być źródłem bezpośredniego zagrożenia nawet dla osobistego bezpieczeństwa carów. Przypomnijmy tylko pierwsze słowa syna Mikołaja, Aleksandra II, skierowane do terrorysty, który w 1866 roku próbował go zabić: „Ty Polak?”. Gdy okazał się Rosjaninem, zdumiony car wypytywał o motywy, które go popchnęły do próby carobójstwa. Carski niepokój nie był bezpodstawny – piętnaście lat później to członek Narodnej Woli, Polak, Ignacy Hryniewiecki, rzucił bombę, która pozbawiła życia cesarza – króla polskiego.

Gwałty na Polsce sprawiały też, że z wyjątkiem może dwóch dekad II połowy XIX wieku, gdy polskie społeczeństwo ogarnęły powszechny marazm i zniechęcenie, imperium ponosiło spore koszty, które dziś nazwalibyśmy wizerunkowymi. Stały się one dla całej europejskiej opinii publicznej, stopniowo uzyskującej coraz większy wpływ na rządy, częstym symbolem patologii państw monarchicznych z ich antydemokratycznym ustrojem. Rosję traktowano jak żandarma Europy, podczas gdy polski ruch narodowy symbolizował walkę o zewnętrzną i wewnętrzną suwerenność wszystkich europejskich narodów i starania o to, aby stosunki międzynarodowe były uregulowane zgodnie z zasadami sprawiedliwości, nie zaś oparte na prawie kaduka.

Dalekosiężne skutki miała sprawa polska również dla rozwoju samej Rosji, dla polityki wewnętrznej Petersburga. Odważna decyzja Aleksandra I, aby nadać Królestwu Polskiemu konstytucję i w ten sposób przygotować również Rosję do wprowadzenia nowych zasad ustrojowych, zasad wypływających z ducha europejskiego oświecenia i uwzględniających zachodzące nieubłaganie w całej Europie zmiany w świadomości społecznej, spotkała się z dużym niezadowoleniem konserwatywnie nastawionej biurokracji i części rosyjskich elit intelektualnych, myślących mniej dalekowzrocznie niż władca. One to również przekonywały ostatecznie monarchę do poniechania planów przyłączenia do Królestwa prowincji litewskich i ruskich dawnej Rzeczypospolitej. „Wzięliśmy Polskę mieczem: oto nasze prawo, któremu wszystkie państwa byt swój zawdzięczają, jako że one same ze zdobyczy wojennych są ułożone. Katarzyna odpowiada przed Bogiem, odpowiada przed historią za swoje czyny, ale one się zdarzyły i dla Was są już święte: dla Was Polska jest prawowita rosyjska posiadłość” – pisał do Aleksandra I urzędowy historiograf Nikołaj Karamzin[10].

Późniejsze polskie powstania, czy też – używając ówczesnej rosyjskiej nomenklatury – „bunty”, skutkowały brutalnymi represjami i zwiększały w Rosji wpływy i popularność imperialistów, nacjonalistów i szowinistów oraz wywoływały patriotyczną egzaltację nawet wśród skądinąd światłych ludzi, takich jak choćby Aleksander Puszkin, wpływając w ten sposób na mentalność przeciętnego rosyjskiego inteligenta. Wsparcie Zachodu dla Polaków spotykało się z niezrozumieniem istotnej części rosyjskiej opinii publicznej i osłabiało obóz zwolenników reform opartych na wzorcach europejskich. „Wy nas nienawidzicie... Za cóż to?” – pytał Puszkin zachodnich obrońców Polski w swym przepełnionym nacjonalistycznymi emocjami wierszu Oszczercom Rosji. Oczywiście byli też w Rosji inni ludzie, tacy, którzy ze zdziwieniem i niezrozumieniem przyjęli słowa Puszkina, niektórzy podejrzewali go wręcz o dość koniunkturalne poetyckie uniesienie.

W tym czasie stosunki z Polakami stały się dla wielu Rosjan codziennością. Znana jest anegdota o tym, jak pewna rosyjska gospodyni z Jenisejska na Syberii wypytywała swego lokatora, za jakie przestępstwo został zesłany. Gdy usłyszała w odpowiedzi: „Jestem Polakiem”, wykrzyknęła tylko: „Takoj mołodoj, a uże polak!”. Wykształceni Rosjanie oczywiście nie stawiali już znaku równości między anarchistami i antypaństwowcami a Polakami także dlatego, że stykali się z Polakami na co dzień. Tak było nie tylko w Petersburgu – stolicy, a zarazem ogromnym ośrodku polskiego życia intelektualnego, czy Kijowie – mieście na poły polskim, w którym język polski wśród elit dominował na równi z rosyjskim – ale również w Moskwie czy na prowincji, w wielu miastach gubernialnych, w tym – rzecz jasna – na Syberii. Polaków można było poza obszarem dawnej Rzeczypospolitej znaleźć pomiędzy nauczycielami, lekarzami, inżynierami, wojskowymi i przedstawicielami wielu innych profesji. Było wśród Polaków wielu ugodowców, lojalistów albo po prostu internacjonalistów, którzy zaczęli się identyfikować z państwowością, a niekiedy również kulturą i językiem rosyjskim. Inna część zachowywała maksymalny możliwy dystans do imperium, zasilała powstańcze szeregi. Jeszcze inni starali się po prostu przystosować do życia pod rosyjską władzą. I chociaż pewnie ta ostatnia grupa była najliczniejsza, to w polskiej pamięci historycznej, a chyba również w rosyjskiej, dominują nieprzejednani powstańcy jak Romuald Traugutt, skądinąd carski oficer, zesłańcy jak Józef Piłsudski, nie zaś budowniczowie imperium jak Stanisław Kierbedź.

Szerszemu zapoznawaniu się Rosjan z Polakami, wędrującymi w głąb imperium Romanowów pod przymusem i dobrowolnie, towarzyszyło zbliżenie części elit. Dotyczyło to w wymiarze może najbardziej widocznym stosunków między polskimi i rosyjskimi przeciwnikami samodzierżawia, między republikańskimi, demokratycznymi, liberalnymi, rewolucyjnymi, często zorientowanymi na Francję spod znaku 1789 roku działaczami i myślicielami. Nieprzypadkowo Towarzystwo Patriotyczne współpracowało z dekabrystami, nieprzypadkowo setki Polaków brały udział w ruchu narodnickim, a Międzynarodowa Socjalno-Rewolucyjna Partia „Proletariat” współpracowała z Narodną Wolą.

Summa summarum, rosyjska inteligencja miała tak liczne okazje do rozmów i spotkań z Polakami, że właściwie każdy wykształcony Rosjanin musiał się jakoś ustosunkować do kwestii polskiej. Doświadczenie zaś kontaktów z Polakami wywierało pewien, mniejszy czy większy, wpływ na ogólny stosunek Rosjan do kultury zachodniej oraz do katolicyzmu. Warto to przypomnieć zwłaszcza dziś, gdy w Rosji zainteresowanie Polską jest bardzo ograniczone; a znaczenie polskiego czynnika w dziejach Rosji albo się ignoruje, albo się go nie docenia.

Kłopoty, jakie zgotowała samodzierżawiu nierozwiązana sprawa polska, jeszcze bardziej zniechęcały kolejnych cesarzy i ich doradców do reform samej Rosji, do demokratyzacji jej ustroju. Samodzierżawie zaś słabo i nieefektywnie wykorzystywało drzemiący w rosyjskim społeczeństwie potencjał, który w innych warunkach mógłby posłużyć do budowy mocarstwa potężnego nie tylko kulturą i siłą zbrojną. Gdy po przegranej z Japonią w 1905 roku w Rosji postanowiono w końcu dopuścić pewien wpływ społeczeństwa na rządy i powrócono do polityki jakże niezbędnych reform, było już za późno, by zniwelować skutki antydemokratycznej polityki. Odmawianie społeczeństwu podmiotowości i polityka utrzymywania kraju w stanie politycznego zacofania zemściły się srodze w latach 1917–1918, gdy osiem miesięcy po obaleniu cara i powołaniu demokratycznego rządu grupa fundamentalistów propagujących zwulgaryzowany marksizm obaliła rząd tymczasowy i wbrew woli ogromnej większości intelektualnych, gospodarczych i kulturalnych elit zdołała narzucić swe panowanie całemu krajowi, aby zainicjować niespotykany w dziejach zbrodniczy społeczny eksperyment. Dalszy ciąg jest znany.

Oczywiście powodów utrzymywania się w Rosji autokracji, w realiach XIX wieku coraz bardziej archaicznej, było znacznie więcej. Mogły być one nawet bardziej ważkie niż sprawa polska – trudno wszak „wyważyć” dokładny współczynnik jej oddziaływania. Pewne jednak jest to, że roli polskiego czynnika w analizie procesów hamowania modernizacji imperium nie można zignorować.

Przyłączenie do imperium narodu z tak silną tradycją własnej odrębności państwowej, przez wieki kultywowanym poczuciem ustrojowej wyższości nad innymi organizmami państwowymi w Europie, silnie rozwiniętym poczuciem tożsamości narodowej i potrzebą podmiotowości politycznej jak Polacy, było brzemienne w jeszcze jeden skutek, wciąż zbyt rzadko dostrzegany. Otóż nie powiódł się plan stworzenia nowoczesnego narodu rosyjskiego, obejmującego wszystkich Rusinów sensu largo – to jest Słowian Wschodnich, nie tylko tych żyjących na „Wielkiej Rusi”, obszarze historycznego państwa moskiewskiego, czy na połączonym z nią od XVII wieku Zadnieprzu – Małorosji, lecz również tych żyjących na Podolu, Wołyniu i Ukrainie, jak wówczas mówiono, a także na Litwie i Białej Rusi. Ukraiński ruch narodowy mógł postrzegać Polaków jako konkurentów czy wrogów, ostro zwalczał polskie aspiracje do restauracji przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, ale zarazem czerpał od Polaków inspirację, jak działać i zwyciężać. Nie przypadkiem w 1848 roku, kilkanaście lat po opublikowaniu Mickiewiczowskich Ksiąg narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego, ukazały się Księgi bytu narodu ukraińskiego Nikołaja-Mykoły Kostomarowa, nie przypadkiem w grudniu 1863 roku ukazał się wiersz pod znamiennym tytułem Szcze ne wmerła Ukrajina, który stał się ukraińskim hymnem narodowym. „Nasi bracia Słowianie już dobyli broni. My tak samo pokażmy, jak się wroga goni” – pisał autor Pawło Czubynski[11].

Rywalizacja Polaków i Rosjan o rząd dusz nad Rusinami zamieszkującymi obszar dawnej Rzeczypospolitej – uznawanie ich już to za faktycznych, już to za potencjalnych członków politycznego narodu polskiego bądź rosyjskiego – tylko zwiększała możliwości działania ukraińskiego ruchu narodowego. Wśród samych Rosjan, i to nie tylko tych o wielkoruskich korzeniach, zwiększała popularność nacjonalistów, uznających, że ruch ukraiński to kolejny wallenrodyzm Polaków, intryga obliczona na osłabienie Rosji od wewnątrz.

Polityczne implikacje zamieszkania Polaków w imperium oraz istnienia nierozwiązanej „sprawy polskiej” były dla samej Rosji zróżnicowane. W sposób naturalny odzwierciedlało się to w rosyjskiej refleksji społecznej i politycznej zarówno poświęconej sprawie polskiej, jak i Zachodowi w ogóle, a często również w rozważaniach nad pożądanym kształtem państwa rosyjskiego, w debacie ustrojowej.

A dla Polaków? Moskwa oraz Moskwicini czy Moskale – jak wówczas często mawiano, posługując się dawną terminologią, podkreślającą brak łączności między państwem carów a Rusią – stali się częścią ich życia codziennego. Stanowili zarazem główny punkt odniesienia całej polskiej refleksji politycznej. Działo się tak oczywiście nie tylko dlatego, że Moskwa to był główny zaborca Polski i gwarant przymusowego utrzymywania narodu polskiego w stanie bezpaństwowości, ale także dlatego, że Polakom dane było niezwykle dobrze poznać państwo rosyjskie i zasady rządzące jego życiem społeczno-politycznym oraz jego kulturę, mentalność, obyczaje.

Polacy swoimi przemyśleniami dzielili się z innymi, z Europą. Powszechnie wiadomo, że Adam Mickiewicz, który w „Ustępie” Dziadów części III, a później w prelekcjach paryskich analizował ustrój Rosji, system rządów, zasady działania administracji i położenie ludu, był jednym z pierwszych „rosjoznawców”, inicjatorem refleksji bardzo krytycznej wobec systemu rządów, ale nie bez sympatii dla ludności. Z „Przeglądu wojska” pochodzi słynna maksyma „Biedny narodzie! żal mi twojej doli, Jeden znasz tylko heroizm – niewoli”. Przeświadczenie, że Rosjanie są w gruncie rzeczy porządnymi ludźmi, ale zdemoralizowanymi przez autorytaryzm i uważającymi za naturalne rządy silnej ręki, cechowało również bardzo wielu innych Polaków, współczesnych Mickiewiczowi i z późniejszych pokoleń. Tego niuansowania poglądów zabrakło wielu innym krytykom Rosji, kontynuującym świadomie bądź nie spostrzeżenia Mickiewicza, jak choćby markizowi de Custine.

Jednak Mickiewiczowska maksyma, jeśli ją odedrzeć od drugiej części, wyjaśnia poniekąd stosunek rosyjskich elit do Polaków. Albowiem Polakom często okazywano współczucie, darzono sympatią ich walkę o wolność.

Tym, który tę sympatię okazywał, był Aleksander Hercen. Nie szczędził on Polakom wielu krytycznych sądów – co było naturalne, prawdziwy dialog polega wszak na szczerej wymianie poglądów – ale też wsparł powstanie styczniowe wbrew zdaniu większości czytelników swego demokratycznego „Kołokoła”, nie mówiąc o innych nurtach rosyjskiej opinii publicznej. Litował się też nad beznadzieją pomysłu walki Dawida z Goliatem.

W dwusetlecie urodzin owego straceńczo uczciwego rosyjskiego publicysty, tak współczującego losowi polskich straceńców styczniowych, Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia zorganizowało konferencję poświęconą oddziaływaniu na siebie dziewiętnastowiecznych Polaków i Rosjan, a zwłaszcza wytworzonej przez nich myśli politycznej. Drugim patronem konferencji był Joachim Lelewel, największy polski historyk XIX wieku i jeden z najważniejszych polityków pierwszej połowy XIX wieku – ideowy przywódca polskich rewolucjonistów, prekursor historiograficznego poglądu separującego dzieje Rosji od historii Rusi Kijowskiej. Konferencja, której mottem przewodnim stał się cytowany już Mickiewiczowski przekaz: „Biedny narodzie! żal mi twojej doli...”, odniosła duży sukces dzięki doborowemu składowi uczestników i dzięki przybyciu szerokiej publiczności nie tylko ze świata akademickiego, ale i z grona ekspertów politycznych. Uczestniczyli w niej zarówno Polacy, jak i Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini, wybitni uczeni starszego i średniego pokolenia oraz zdolni badacze z młodszych generacji, młodzi doktorzy.

Dla Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia – instytucji powołanej po to, aby wspierać dialog między Polakami i Rosjanami i sprzyjać poprawie wzajemnego rozumienia obu narodów – była to zarazem druga konferencja naukowa, po seminarium w Rydze w czerwcu 2011 roku poświęconym traktatowi ryskiemu. Jednym z celów konferencji była popularyzacja badań nad tymi aspektami dziejów polsko-rosyjskich, które z różnych względów obecnie są mało badane, choć istotnie zdeterminowały bieg procesów historycznych, a które przynajmniej częściowo pomagają zrozumieć dzisiejszą rzeczywistość. Z pewnością właśnie myśl polityczna oraz historyczna obu narodów i ogromne inspiracje, których intelektualiści polscy i rosyjscy sobie wzajemnie dostarczali, stanowią temat stale aktualny, ułatwiający dotarcie do istoty polsko-rosyjskich napięć, także tych obecnych. Zaproszeni przez Centrum badacze omówili życie i poglądy nie tylko patronów konferencji – Aleksandra Hercena i Joachima Lelewela, ale również wielu innych ważnych intelektualistów XIX wieku, by wymienić choćby Adama Czartoryskiego, Michaiła Bakunina, Pantelejmona Kulisza czy Michaiła Kojałowicza. Wziąwszy pod uwagę to, że nie tylko w XIX wieku, ale w ogóle na przestrzeni kilkuset lat głównym przedmiotem sporu w stosunkach polsko-rosyjskich była kwestia pożądanej przynależności państwowej obszarów należących dziś do Litwy, Ukrainy i Białorusi oraz narodowości ich ludności, na spotkaniu poruszono liczne wątki wiążące się z historią tych krajów w kontekście relacji polsko-rosyjskich.

Oddawany w ręce czytelników tom studiów monograficznych jest owocem tej konferencji. Zawiera on większość referatów wygłoszonych 19 i 20 listopada 2012 roku na Zamku Królewskim, uzupełnionych i poprawionych przez autorów, a także dwa teksty publicystyczne: Wiktorii Śliwowskiej – wybitnego biografa Hercena oraz Adama Michnika – troszczącego się o to, aby w dzisiejszym polskim życiu publicznym nie zapomniano o tym człowieku wielkich zasług dla Rosji i Polski. Hercenowski patriotyzm krytyczny, wolny od imperializmu i szowinizmu, będący ucieleśnieniem idei dialogu i porozumienia Rosjan z Polakami, jest wart przypomnienia szczególnie w roku 2014, gdy w Rosji szerzy się antyzachodnia i odwołująca się do szowinizmu antyukraińska propaganda, a niemała część społeczeństwa ulega – zupełnie jak po powstaniu styczniowym – pseudopatriotycznej egzaltacji, skierowanej już nie przeciw Polakom, ale przeciwko innej ofierze agresji państwa rosyjskiego – Ukrainie.

Zachęcając do lektury tomu, redaktorzy mają nadzieję, że pobudzi on czytelników do refleksji i przekona do patrzenia na historię nie tylko jednowymiarowo.

Łukasz Adamski, Sławomir Dębski

WIKTORIA ŚLIWOWSKA

Hercen a wyzwania polsko-rosyjskiego dialogu

Trudno wyobrazić sobie działacza i myśliciela Rosji XIX stulecia bardziej odpowiadającego na wyzwania polsko-rosyjskiego dialogu. Człowieka bardziej budzącego naszą – a w każdym razie moją – najgłębszą sympatię i podziw. Tak już ze mną jest, że do postaci, które czas dłuższy mnie zajmują zawodowo, nabieram niezmiennie emocjonalnego stosunku. W przeciwnym razie nudzą mnie i zniechęcają do pracy.

Aleksander Hercen fascynuje swoją biografią, którą pisaliśmy przed laty razem z René [René Śliwowskim – red.] z entuzjazmem i zachwytem, a dziś zapewne uzupełnilibyśmy z nie mniejszą ochotą. Wszelako cechą charakterystyczną społeczeństw, zwłaszcza polskiego, jest umiejętność zapominania o tym, co naprawdę istotne, czarna niewdzięczność wobec tych, którym coś zawdzięczamy. Dotyczy to także Hercena, postaci coraz bardziej niszowej i znanej coraz węższemu gronu specjalistów. Niniejsza sesja jest wszak pierwszą od lat kilkudziesięciu, która postać Iskandera przypomina.

A przecież zaprawdę nie jest to ktoś, kto zasługuje na zapomnienie. Jego teksty, a zwłaszcza Rzeczy minione i rozmyślania, można bez zastrzeżeń polecić myślącym czytelnikom (a przecież i tacy jeszcze są), choć zapewne z punktu widzenia współczesnej obrazkowej i wirtualnej rzeczywistości są za długie i nadto refleksyjne. Już samo jego życie – ze wszystkimi wzlotami i upadkami – winno zachwycać i budzić podziw. Można je rozpatrywać pod najróżniejszymi kątami, zestawiać i porównywać, umieszczać w dziejach myśli społecznej i rozwoju idei, literatury i kultury, dostrzegając w nim i Rosjanina, i Europejczyka, polemizować z jego postawą życiową i aprobować ją, podziwiać i szkalować, wreszcie zawłaszczać go w zależności od potrzeb i okoliczności. Możemy to zaobserwować także, czytając program dzisiejszej konferencji. Należy bowiem do tych osobowości, które nie starzeją się z biegiem czasu, z którymi obcuje się, odkrywając nieustannie coś nowego.

Był człowiekiem wszechstronnym: pisarzem i myślicielem, publicystą i wydawcą, przyjacielem i organizatorem życia społecznego, mężem i ojcem; mógł rozwinąć działalność na ogromną zaiste skalę dzięki temu, że umiał skupiać wokół siebie ludzi, że nigdy nie unikał dialogu z przyjaciółmi i przeciwnikami. Bez tej umiejętności nie byłoby jego „Dzwonu” („Kołokoła”) i znakomitych edycji Wolnej Drukarni, w których ukazywały się ważkie teksty objęte podówczas zakazem druku w Cesarstwie Rosyjskim. I nie dokonałby tego bez szacunku dla dialogu, dla szukania porozumienia, kompromisu, wyzbytego jakiegokolwiek cynizmu. A dotyczy to przede wszystkim jego polskich rozmówców. Ten wybitny – powtórzmy to – Europejczyk pozbawiony był całkowicie uprzedzeń narodowościowych, stąd pojawiający się w jego domu i w Wolnej Drukarni różni cudzoziemcy, w tym Polacy: Stanisław Tchórzewski, główny animator prac Wolnej Drukarni, i przedstawiciele Komitetu Narodowego, zmierzający do wywołania powstania we współdziałaniu z przedstawicielami rosyjskich wojskowych oraz Ziemi i Woli. Nie zamierzam streszczać przebiegu owych rozmów, choć właśnie ich przebieg najlepiej świadczy o zrozumieniu i wprowadzaniu w życie dialogu, ustępstw dla „dobra sprawy”. Epizod ten stanowił przedmiot wielu analiz – przychylnych i wrogich stanowisku, jakie zajmował Hercen. Jego pełne pasji, znakomicie napisane odezwy i wypowiedzi były w XIX stuleciu i za czasów PRL-u dobrze znane. Na pewno warto je przypominać, bo nie należą do częstych głosów tak otwarcie polonofilskich, zabieranych publicznie w wyjątkowo niesprzyjających warunkach, napisanych z taką pasją i tak pięknym językiem. Trzeba było zaiste odwagi i niesłychanej wewnętrznej uczciwości, by poprzeć powstanie, którego klęskę się przewidziało i o którego niechlubnym, fatalnym epilogu uprzedzało się jego organizatorów.

Był też obdarzony – rzecz bynajmniej nie częsta – wyjątkowym poczuciem humoru, udatnie towarzyszącym powadze podejmowanych spraw. Żeby nie być gołosłowną, przypomnę opisaną kapitalnie w Byłoje i dumy historię pertraktacji z baronem Rothschildem, w którego banku spoczywały pieniądze – warunek egzystencji rodziny Hercena i jego emigracyjnych przedsięwzięć. Na majątek wychodźcy zapragnął położyć swoją łapę sam cesarz Wszechrusi Mikołaj I. I oto Hercen ani nie broni swych niekwestionowanych praw do spadku po matce, ani nie podważa pełni władzy cara nad swymi poddanymi: prowadzi z wielkim bankierem dialog, który ma odwołać się do jego ambicji: czyżby – stara się go przekonać – nie był panem w swoim finansowym królestwie, i byle suweren ośmieli mu się dyktować, komu wypłacić, a komu nie, złożone w jego banku fundusze? I z tego pojedynku pomiędzy carem a bankierem to on – Hercen – w gruncie rzeczy wychodzi jako zwycięzca. A w dodatku: jak to zostało opisane! Zachęcam do sięgnięcia do tomu III i rozdziału XXXIX pt. Pieniądze i policja. – Cesarz James Rothschild i bankier Mikołaj Romanow. – Policja i pieniądze. Cóż za dialogi! I cóż za znakomita pointa! Zacytujmy: „Odtąd pozostawaliśmy z Rothschildem w jak najlepszych stosunkach; lubił we mnie pole walki, na którym pokonał Mikołaja; byłem dla niego czymś w rodzaju Marengo czy Austerlitz, i kilkakrotnie opowiadał przy mnie szczegóły sprawy uśmiechając się lekko, ale wspaniałomyślnie oszczędzając zwyciężonego przeciwnika”. I dalej nie mniej zjadliwy opis kontaktów z paryską policją i zastępcą prefekta „wysokim i rumianym jegomościem, z tych, którym zawsze jest gorąco”, o „bezbarwnych oczach i jowialnym wyrazie twarzy, jaki cechuje zazwyczaj ludzi całkowicie pogrążonych w zamiłowaniu do dobrobytu i zdolnych na zimno, bez specjalnego wysiłku, do niebywałych nikczemności”. Chciałoby się przytoczyć w całości ich dialog, z braku miejsca ograniczymy się tylko do jednego fragmentu. Oto tłusty przedstawiciel francuskiej policji poucza swego petenta: „Un bon citoyen szanuje prawa kraju, jakiekolwiek by one były”. I słyszy w odpowiedzi: „Zapewne w myśl tego znakomitego prawidła, że z dwojga złego lepiej, aby była pogoda brzydka, niż żeby jej wcale nie było” (cyt. w tłumaczeniu K.A. Jaworskiego, Rzeczy minione i rozmyślania, t. 3, Warszawa 1958, s. 145–165).

Nie zawsze jednak dało się kpić z przeciwnika. Gorzej, gdy atak następował ze strony tych, na których się liczyło. Oto jak poczuł się zmuszony 10 kwietnia 1864 roku odpowiedzieć Iwanowi Turgieniewowi, kiedy do Londynu dotarła wiadomość o „kajaniu się” autora Ojców i dzieci oraz pojawieniu się jego nazwiska wśród ofiarodawców na rzecz rannych żołnierzy rosyjskich:

„Od roku 1863 przeżywamy odpływ ludzi – podobnie jak w latach 1856–1862 przeżywaliśmy przypływ.

Jakiś tam zgrzybiały masturbator – sztuki, nauki, polityki – który patrzy na świat jak staruch na nieprzyzwoite obrazki, jakiś tam Botkin, który za Mikołaja wyklinał rosyjską drukarnię i stał się moim wielbicielem w latach powodzenia, a teraz wymyśla nam znowu z pobudek politycznych – jest po prostu śmieszny. [...]

Nadejdzie czas – jeżeli nie «ojcowie», to «dzieci» ocenią owych trzeźwych, owych uczciwych Rosjan, którzy protestowali w osamotnieniu – i protestować będą nadal – przeciwko nikczemnej pacyfikacji. Nasza sprawa, być może, dobiegła końca. Ale pozostanie pamięć o tym, że nie cała Rosja znalazła się w różnomastnym stadzie Katkowa. I sumienie Twoje Ci to powie i rozmiękczony mózg Botkina zdoła to jeszcze pojąć. Ocaliliśmy honor imienia rosyjskiego – i ucierpieliśmy za to od zniewolonej większości”.

Z goryczą muszę wyznać, że pamięć ludzka na pstrym koniu jedzie. W Warszawie ani za II RP, ani za PRL nie pomyślano, by nazwać ulicę czy choćby skwerek imieniem Hercena, nie mówiąc o postawieniu mu pomnika. W spisie kodów za 1995 rok znalazłam takowe jedynie w Katowicach i Poznaniu. Czy są tam nadal – nie sprawdzałam. Może to i dobrze, bo nie ma teraz w stolicy kogo lustrować, tzn. jest ich zatrzęsienie, ale nie figuruje wśród nich Iskander. A przecież opinie o nim Polacy mieli, i pewno mają obecnie, zwłaszcza pośród dominującej u nas dzisiaj prawicy, różne. Obwiniano go swego czasu nawet... o zdradę! Mania zmieniania nazw ulic (nie mówię o przywracaniu starych, z czym trudno się nie zgodzić), tzw. dekomunizacja, przybrała obłąkańcze rozmiary. Nie oszczędzono nawet ulicy Pierwszego Maja – święta ludzi pracy, tych, na których barkach obecnie rządzący i mający nadzieję dopchać się do władzy osiągnęli dobrze płatne posady. Kraj pokrywa się niezwykłej brzydoty pomnikami aktualnie wielbionych bohaterów (duchownego i świeckiego), których liczba po miastach, miasteczkach i wsiach przekracza już (proporcjonalnie do wielkości kraju) liczbę „leninów” w Federacji Rosyjskiej. Dla Aleksandra Hercena zapewne miejsca się nie znajdzie. Obejdzie się. Wystarczą słowa Stanisława Brzozowskiego, autora jednego z najpiękniejszych artykułów, jaki o Iskanderze ukazał się po polsku (w 1907 r.), którego początek i koniec brzmią: „Hercen jest klasykiem wszechświatowej literatury, nie zestarzeje się nigdy, tak jak nie starzeje się Montaigne, Pascal, Paul-Louis Courier, Voltaire, Heine. [...] Hercen jest zbyt wielki, by potrzebował innego pomnika niż prawda”. A w 1912 roku powtarzał po raz kolejny to ostatnie zdanie, dodając: „myślę, że większym od działalności własnej – był sam Hercen. Wywalczył on swemu krajowi prawo wzniesienia posągu w świątyni ludzkości tuż obok Micheleta, Wiktora Hugo, Mazziniego, Garibaldiego, Mickiewicza, Lelewela, Fichtego” (zob. Aleksander Hercen, [w:]Pisarze i krytycy, Wrocław 1975, s. 167).

Więcej szczegółów o polemikach Iskandera, jego stosunkach i dialogu z Polakami zob. m.in. w: Wiktoria i René Śliwowscy, Aleksander Hercen, biografia w serii Ludzie Żywi, Warszawa 1973, oraz w artykule Polemiki wokół Hercena z roku 1971, przedrukowanym w książce: Wiktoria Śliwowska, Historyczne peregrynacje, Szkice z dziejów Polaków i Rosjan w XIX wieku, Warszawa 2012.

ADAM MICHNIK

„Nieszczęśliwy dar nazbyt wielkiej przenikliwości...” List do Tomasa Venclovy

Drogi Tomasie,

Zafascynował mnie Hercen. Przeczytałem wielką ilość jego pism, przeczytałem jego biografię (znakomitą!) pióra Wiktorii i Rene Śliwowskich, także świetne studia Andrzeja Walickiego... W swoim szkicu koncentruję się – w związku z rocznicą wybuchu powstania styczniowego (1863) na polskim wątku Hercenowskiego pisarstwa. A przecież nie był to wątek jedyny.

Dziś w Rosji Aleksander Hercen nie ma dobrej prasy. Za dużo w jego pismach ducha dysydenta, emigranta i liberała. W Polsce jest on niemal nieobecny. A przecież przed półtora wiekiem zrobił dla Polski tak wiele i tak wysoką cenę za to zapłacił. Dla mnie – niepoprawnego antysowieckiego rusofila – słowa Hercena piętnującego antypolską politykę nie przestają być aktualne. Myślę o nim, dumając nad losem Michaiła Chodorkowskiego, rosyjskiego więźnia sumienia, którego Władimir Putin najwyraźniej chce zamęczyć w więzieniu.

I oto znów są te dwie Rosje: Murawjowowie, których wieszają, i Murawjowowie, którzy wieszają.

Co o tym sądzisz Tomasie?

Ten dar – pisał Hercen o Lermontowie – „łączył z innym – z odwagą mówienia rzeczy bez osłonek i żadnych względów”. Jakby pisał o sobie.

I

„Nie nauczyłem się kochać swej ojczyzny z zamkniętymi oczami, z pochyloną głową, z milczeniem na ustach. Sądzę, że można być pożytecznym dla własnego kraju tylko pod warunkiem, że się go widzi wyraźnie; myślę, że czasy ślepej miłości minęły, że teraz przede wszystkim winniśmy ojczyźnie prawdę”. Tak pisał Piotr Czaadajew w Apologii obłąkanego. Wedle tych reguł żył, działał i pisał Aleksander Hercen.

II

Hercen urodził się 200 lat temu, ale jego życie i dzieło przybierają kształty coraz bardziej zagadkowe. Czy warto dzisiaj czytać Hercena? Czy warto przyznawać się do hercenowskiej tradycji? Czy jest to dzisiaj muzealny anachronizm, czy też permanentnie żywy „szkielet w szafie”? Nie tylko w szafie rosyjskiej.

Dla Rosji carów był nieznośny przez swą nienawiść do systemu, o którym pisał: „Ta żywa piramida zbrodni, nadużyć, niegodziwości, pałek policyjnych, bezlitosnych i zawsze zgłodniałych zarządców ziemskich, ciemnych i zawsze pijanych sędziów, arystokratów zachowujących się jak lokaje, stanowi całość złączoną wspólnotą zbrodni, podziałem łupów i opartą na sześciuset tysiącach manekinów uzbrojonych w bagnety”.

Dla bolszewików był naiwnym i pełnym wahań liberałem, dla polskich emigrantów swojej epoki był na ogół zakamuflowanym panslawistą i socjalistą utopijnym. Dla liberałów rosyjskich – był radykałem. Dla radykalnych rewolucjonistów był liberałem i sceptykiem, który nie wierzył w szybką rewolucję; był starcem, który przeżył samego siebie.

Kim jest Aleksander Hercen dzisiaj?

Isaiah Berlin, autor wspaniałej książki Rosyjscy myśliciele, pisał o Hercenie, że „zadziwiał oryginalnością poglądów politycznych i społecznych”. Niemniej „do historii przeszedł jako pisarz. Autobiografia jest monumentalnym pomnikiem rosyjskiej literatury i psychologicznego geniuszu, godnym pomieszczenia obok wielkich powieści Turgieniewa i Tołstoja. Jak Wojna i pokój, jak Ojcowie i dzieci.

Podzielając pogląd Berlina, dorzucę opinię polskiego dysydenta: redaktor „Kołokoła” stworzył pewien wzór postawy obywatelskiej, która nakazywała bronić prawdy i wolności, stawać po stronie skrzywdzonych i poniżonych, więzionych i prześladowanych. Był zapewne najwybitniejszym dysydentem swojej epoki. Dlatego sądzę, że Andriej Sacharow czy Siergiej Kowalow są wnukami naturalnymi Hercena. Ich pokrewieństwo łatwo ustalić – łączy ich ten sam gen; gen wolności.

III

Hercen wciąż fascynuje i prowokuje. Niektóre jego idee mogą drażnić: jego wiara w „rosyjski socjalizm” i „obszczinę”, jego totalne potępienie Europy Zachodniej, jego dogmatyczne odrzucenie religii, pogarda dla instytucji demokracji mieszczańskiej i gospodarki rynkowej. Jednak każda z tych filipik jest elementem rozmowy z samym sobą; jest sceptycznym zaprzeczeniem wcześniejszych własnych sądów.

Oczywiście Hercen miał poprzedników, ale to on właśnie zapoczątkował i zinstytucjonalizował długą tradycję „inakomysłów”, dysydentów, którzy „myśleli inaczej”; emigrantów pielęgnujących swobodne słowo rosyjskie, piszących o Rosji bez cenzury i strachu.

Polakowi dzieło Hercena musi przypominać młodszego o stulecie Jerzego Giedroycia, redaktora „Kultury” paryskiej. Myślę mianowicie, że jak Hercen i „Kołokoł” w 1863 roku, tak Giedroyc i „Kultura” w 1968 ocalił honor własnego narodu. Z ducha Hercena wywodzę czyn tych kilku śmiałków, którzy w sierpniu 1968 roku wyszli na plac Czerwony w Moskwie, by zaprotestować przeciwko interwencji w Czechosłowacji.

Różnica między Hercenem a Giedroyciem polegała na tym, że Giedroyc doczekał się zasadniczego tryumfu swoich diagnoz i prognoz; odchodził otoczony powszechnymi – choć nie zawsze szczerymi – pochwałami opinii publicznej. Hercen umierał w poczuciu porażki i w osamotnieniu. „Wszystko, co drukujemy za granicą – pisał niedługo przed śmiercią w liście do przyjaciela – to filantropia i oszukiwanie samych siebie. Nic z tego nie rozchodzi się”.

Emigrant – dysydent zawsze był narażony na brak wsparcia w kraju. Emigrant wzbudzał niechęć i zawiść. Krajem rządził strach; emigrant żył w komforcie swobody.

Hercen był materialnie niezależny, a to często wzbudza zazdrość. Poza tym: jedni zazdrościli mu wolności i niezależności intelektualnej, inni – talentu pisarskiego i wysokiej pozycji wśród elit intelektualnych Europy.

Jednak najważniejszy był strach. Kontakt z Hercenem wymagał sporej odwagi. Reżim mikołajewski był okrutny wobec swych – choćby potencjalnych – oponentów. Tworząc Wolną Drukarnię Rosyjską czy „Kołokoł”, Hercen miał już za sobą więzienie i zesłanie, strach i przymus milczenia. Dlatego pragnął przygotować przestrzeń dla niezależnej kultury rosyjskiej, dla ówczesnego „samizdatu”, gdzie krążyły już w odpisach sławny list Wissariona Bielinskiego do Gogola czy niecenzuralne wiersze Puszkina i Lermontowa.

Apelował do Rosjan przebywających na Zachodzie, by wpłacali choćby niewielkie datki na Wolną Drukarnię, którą pomagali stworzyć polscy emigranci. Odpowiadało milczenie.

„Ich tchórzostwo – pisał w jednym z listów – każe mi się czerwienić ze wstydu przed tutejszymi Polakami; Polacy nie są w stanie pojąć, dlaczego z nikim nie koresponduję, toteż dobrodusznie podejmują się dostarczania listów”[1]. Strach rodaków – wieczny ból redaktora-emigranta.

Nigdy nie zapomnę rozmowy z Giedroyciem w 1964 roku w Paryżu. Rozgniewany mówił, że otrzymał już siedem rękopisów z Rosji, a z Polski – ani jednego. „Cóż to za tchórzliwy naród, ci odważni Polacy” – szydził.

Łączyła ich – obu Wielkich Redaktorów emigrantów – niechęć do schlebiania własnemu narodowi. „Naga obnażona prawda lepiej prowadzi do celu niźli łgarstwa podporządkowane szlachetnym intencjom” – pisał Hercen.

A przecież obu im nieraz brakowało realizmu w ocenach bieżących; Hercen widział ruch demokratyczny silniejszym, niż był w istocie; Giedroyc wciąż ekscytował się listami z Polski zapowiadającymi bunt przeciw dyktaturze.

Obaj wszakże przeżyli moment wielkiego sukcesu. Dla Hercena była to „odwilż” po wojnie krymskiej i śmierci cara Mikołaja (1855); dla Giedroycia „odwilż” po śmierci Stalina i październik 1956 roku.

IV

Wiktoria i René Śliwowscy, autorzy znakomitej biografii Aleksandra Hercena, piszą, że zawsze miał on opinię „złego Rosjanina; pisarza, który oczernia społeczeństwo rosyjskie”. W marcu 1846 roku Tadeusz Bułharyn, dziennikarz i agent tajnej policji – skądinąd Polak, nasz rodak – napisał donos na Hercena do szefa tajnej policji. Donos traktował o szkodliwości powieści Czyja wina?, gdyż „dymisjonowany generał rosyjski został tu przedstawiony jako skończone bydlę, obskurant i rozpustnik”, natomiast „nauczyciel, syn lekarza i nieślubna córka owego generała i dziewki pańszczyźnianej występują jako uosobienie szlachetności”. Cóż, uroda policyjnych donosów pozostaje niezmienna.

Potem, w epoce „Kołokoła”, te donosy z pewnością nabierały rumieńców. „Kołokoł” publikował bowiem fakty z historii „utajonej”; opowiadał o spiskach i represjach, komentował rzeczywistość w sposób nowy. Czas odwilży sprzyjał temu wyjątkowo: car Aleksander zapowiedział reformy. Hercen przewidział to – jeszcze latem 1855 roku pisał do Micheleta: „Po śmierci Mikołaja śpiący olbrzym zaczyna się budzić”.

Rzecz znamienna: Hercen uznał, że impuls reformatorski może wyjść od cara Aleksandra II, i uznał, że car-reformator zasługuje na poparcie emigranta-dysydenta.

„Cesarzu – pisał Hercen w „Polarnej zwiezdie” – daj wolność rosyjskiemu słowu. Umysłom naszym jest ciasno, myśl skuta brakiem przestrzeni przeżera nasze serce, jęczy spętana więzami cenzury. Daj nam wolność słowa... mamy co powiedzieć światu i swoim.

Daj ziemię chłopom. [...] Zmyj z Rosji hańbiącą plamę poddaństwa, postaraj się zagoić sine szramy na plecach naszych współbraci – owe straszliwe ślady pogardy dla człowieka.

...Nie zwlekaj! Ocal chłopa przed przyszłymi zbrodniami, ocal go przed krwią, którą będzie zmuszony przelać”[2]. Wolność słowa, oswobodzenie chłopów, likwidacja kar cielesnych – były to hasła umiarkowane. Jednak realizacja tych haseł uruchomiła – tak sądził Hercen – proces wielkiej reformy państwa.

Widmo chłopskiego buntu – Hercen przywoływał je wielokrotnie w apelach do cara – nie było wymysłem emigranta-dysydenta. Także w elicie władzy pamiętano o słowach Puszkina: „rosyjski bunt – bezmyślny i bezlitosny”. Hercen bał się tego buntu, eksplozji nienawiści, przemocy, szubienic i topora katowskiego. Pamiętał zarazem – i często powtarzał – że jedyną głęboką i skuteczną rewolucją w dziejach Rosji była reforma cara Piotra I; Hercen nazywał Piotra I „rewolucjonistą w koronie”.

Wsparcie dla reform cara było także formą presji; Hercen opowiadał się za drogą reform pokojowych. Był w tej materii w zgodzie z rozbudzoną opinią publiczną w Rosji i – co więcej – stawał się jej głosem. Pisma i wydawnictwa Hercena były forum szerokiego spektrum rosyjskiej debaty. Z Rosji materiały napływały obfitym strumieniem. Elity rosyjskie czytały „Kołokoł” i często z nim współpracowały. Z opinią emigranta musiał liczyć się obóz władzy. Powiadano wtedy, że Rosją rządzi dwóch Aleksandrów – jeden w Petersburgu, a drugi w Londynie.

V

W 1956 roku Jerzy Giedroyc poparł ruch reformatorski i nowego lidera partii komunistycznej Władysława Gomułkę. „Kulturę” czytano wtedy w kręgach zbuntowanej inteligencji i w elitach politycznych; redakcję odwiedzali partyjni i bezpartyjni, marksiści i katolicy, pisarze i uczeni, politycy i dziennikarze. Redaktor-emigrant przełamał barierę izolującą emigrację od kraju. Giedroyc rejestrował fakty. Szeroka amnestia dla więźniów politycznych, szeroki wachlarz swobód w dziedzinie kultury i nauki, uwolnienie kardynała Wyszyńskiego, wyjazd do Moskwy marszałka Rokossowskiego, rezygnacja z kolektywizacji – były to fakty przemawiające do wyobraźni mądrego emigranta, który pragnął dla Polski ewolucyjnej drogi do wolności i bał się sowieckiej interwencji na wzór węgierski.

Co więcej – „Kultura” stała się partnerem w krajowych dyskusjach i azylem dla autorów cenzurowanych i tekstów niecenzuralnych.

Jednak po niedługiej odwilży schwycił mróz. Kontakt z „Kulturą” znów stał się przestępstwem kryminalnym.

VI

Aleksander Hercen w 1853 roku – a więc jeszcze przed odwilżą – pisał: „Rozbiór Polski to pierwszy ciężki grzech, który Rosja wzięła na swoje sumienie”. Rok później dodawał: „Polska chce być niepodległym państwem, gotowa jest połączyć się z Rosją, ale z Rosją także wolną”.

Hercen się mylił. Polska nie była gotowa połączyć się z Rosją, także z wolną Rosją. Dlatego uczciwe słowa rosyjskiego emigranta budziły w Polakach nieufność.

Zarazem „odwilż” spowodowała, że w pisarstwie Hercena zmieniały się priorytety. Wcześniej „jako samotny myśliciel” – pisał Andrzej Walicki, znakomity historyk myśli rosyjskiej – pozbawiony jakiegokolwiek wpływu na bieg wydarzeń, mógł Hercen trwać na pozycjach nieprzejednanego radykalizmu – obecnie apelował do cesarza, aby skorzystał z okazji „bezkrwawego postępu”, cieszył się z każdego, najdrobniejszego nawet kroku naprzód.

Polscy emigranci spoglądali na „odwilż” dużo sceptyczniej. Ich pisma krytykowały Hercena za zmianę opinii o carze Rosji, za odwrócenie się od Polski.

„Ma mi Pan za złe – pisał Hercen do Polaka-emigranta – że mam inny stosunek do Aleksandra II, niż miałem do Mikołaja. [...] Myśli pan, że się zmieniłem. Nie, ja się nie zmieniłem, zmienił się Mikołaj, bo umarł. Jakże mógłbym mieć do Aleksandra II, który nikogo nie stracił, nikogo nie zesłał na Syberię za poglądy, nie zdobywał Warszawy, nie mścił się na Polsce przez dziesiątki lat, nie niszczył rosyjskich uniwersytetów i literatury rosyjskiej, taki sam stosunek, jaki miałem do Mikołaja?”

Aleksander II zainicjował „wyzwolenie chłopów”. „Nawet jeśli nic nie zrobi – pisał Hercen – to imię jego pozostanie w historii obok imion koronowanych reformatorów”.

Polski emigrant nie wierzył w szczerość zapowiedzi carskich. „Czy Aleksander II szczerze pragnie wyzwolenia chłopów? – Nie wiem i, co więcej, wcale mnie to nie interesuje – odpowiadał Hercen. – Jeśli wbrew sobie wyzwoli chłopów, podobnie jak Mikołaj (jak to się obecnie twierdzi, przez całe życie chciał ich wyzwolić i wbrew sobie nie wyzwolił), to wolę tę jego nieszczerość”. Podobnie myślała wtedy i mówiła cała reformatorska Rosja.

VII

Pamiętam dobrze spory o pierestrojkę i Gorbaczowa. Rosyjscy i polscy emigranci, także polscy opozycjoniści i niemało dysydentów rosyjskich – uważali pierestrojkę za maskaradę despoty, za spektakl dla okłamania Zachodu. Tych, którzy wspierali ten proces, nazywali „pożytecznymi idiotami”, bądź też „kremlowskimi agentami wpływu”. Można ich rozumieć – mieli gorzkie doświadczenie. Byli wszakże i tacy, którzy łowili każde źdźbło nadziei. Ci z kolei – jak Andriej Sacharow – powtarzali formułę Hercena. W liście do cara Aleksandra II, wspierającym reformy, pisał Hercen: „kroczymy naprzód razem z tym, kto wyzwala i dopóki wyzwala; na tym opiera się konsekwencja całego naszego życia”.

VIII

Polacy-emigranci byli zdania, że „dla wprowadzenia postępu do Rosji pod jakąkolwiek postacią, chociażby pod postacią wyzwolenia chłopów, potrzeba pierwej zwalić caryzm i odczepić się od Polski”[3]. Polski emigrant zauważał, że po śmierci Mikołaja Hercen „nie mógł pozostać z nami, a my z nim iść nie możemy”[4]. Nie wierzył, by ewolucyjna modernizacja Rosji mogła sprzyjać Polsce. Nie wierzył też w idee słowiańskiej federacji – widział w nich naiwność, a podejrzewał podstęp.

„Szkodzimy sobie sami, łudząc się przypuszczeniami polepszenia bytu Polski pod rządem moskiewskim przez prostą zmianę urzędników – przypuszczeniami niebezpiecznymi, bo ściągającymi naszą uwagę w tę stronę, w którą właśnie Moskale usiłują ściągnąć, odwracając ją od naszych rzeczywistych narodowych obowiązków”.

Ten obowiązek – to walka o niepodległość. W imię tego obowiązku Polak-emigrant wezwał Hercena, by przedrukował swój apel sprzed kilku lat do żołnierzy Rosjan. Hercen replikował, że tamten artykuł napisany był w kontekście wojny krymskiej i ewentualnej interwencji rosyjskiej w Polsce.

„Jeśli dziś – pisał Hercen – będziemy apelować do żołnierzy, to nie w sprawie Polski, lecz w sprawie udziału wojska w pacyfikacji chłopów: „żołnierz, który zabija chłopa bagnetem czy kulą, jest ojcobójcą; pomaga swoją bronią obszarnikowi hańbić swoją siostrę [...] i jeśli się zastanowi, to sam zobaczy, że bez jego ślepego posłuszeństwa upadnie poddaństwo”.

Do cara Aleksandra II apelował, by przekształcił Rosję z cesarstwa zaborczego w pokojowy ośrodek słowiańskiego związku. Pisał: „Niechże Rosja wyrazi skruchę! Niech odbuduje Polskę – z jej prawami, z jej wojskiem, z tym rządem, którego ona pragnie”.

Zarazem – pragnąc federacji słowiańskiej i przepowiadając „zatonięcie okrętu” Europy Zachodniej – zastanawiał się: „Może jednak Polska rzeczywiście bardziej należy do starego świata zachodniego i zechce po rycersku dzielić z nim jego ostatnie dni, przelewać za niego krew jak bohaterski Poniatowski i zobaczyć [...], że Zachód nie podaje ręki nawet temu, kto ginie w jego obronie? Niech się dzieje jej święta wola!”.

Marzył, że Rosja – kraj bez historii zachodniej, z instytucją wspólnej własności – podąży własną drogą – na skróty – do socjalizmu. Wypowiadając takie marzenie, widział także jego pułapki. Obserwował rozdrabnianie własności ziemskiej na działki indywidualne lub też do koncentracji w rękach państwa. Pragnął temu zapobiec, by uniknąć „z jednej strony przepaści proletariatu, która wcześniej czy później pochłonie cały oświecony świat posiadaczy, z drugiej – komunizmu państwowego, w którym osobowość człowieka zginęłaby lub okazała się skazana na katorżniczą pracę”.

Hercen mylił się często w swych diagnozach i prognozach, ale nie mylił się w swoich lękach.

IX

Dobrze wyczuwał polskie myślenie o Rosji i Rosjanach, skażone nierzadko rusofobią – bolesną dlań, ale zrozumiałą. Był polonofilem, ale nie bezkrytycznym. Zarzucał polskim rozmówcom, że widzą tylko Rosję czynowników i żandarmów, a nie są ciekawi nawet Rosji Bielinskiego i Granowskiego, krytycznej i zbuntowanej. Zarzucał im, że nie rozumieją znaczenia kwestii chłopskiej, a ich marzenie o „niepodległości” nacechowane jest perspektywą „arystokratyzmu” i „katolicyzmu”. Hercen deklarował pełne prawo Ukrainy do niezawisłości i autonomii; Polacy mówili o granicy z 1772 roku. I jeszcze zauważał, że „tego katolickiego uczucia nienawiści do Żydów, które jeśli nawet nie pozostało w prawodawstwie, to tkwi w obyczajach polskich, w Rosji nie ma”.

Jednak te różnice nie okazały się decydujące. Hercen i jego „Kołokoł” popierali polskie aspiracje niepodległościowe, przed powstaniem styczniowym 1863 roku uczestniczyli w naradach polskich i rosyjskich spiskowców. I prosił Hercen Polaków uparcie: odróżniajcie rosyjski rząd od rosyjskiego narodu.

Czy Polacy potrafili odróżniać? Rzadko. Dominowała opinia, że Rosjanie to naród przyuczony do posłuszeństwa wobec samodzierżawia; do niewoli – stąd brak tam instynktu wolnościowego. Cyprian Norwid, wielki poeta, pisał: „Deklaracje Hercenów i Ogariowów wystarczają na ukrycie nicości umysłu narodowego, dają bowiem poczuwać liberalnemu zachodniemu czytelnictwu, że w petersburskim państwie jest jakowyś promyczek własnoistnej inicjatywy postępowej. Tak samo zdarza się, że kobiety piękne służą nieraz policji, nie wiedząc o tym; tak samo Hercen i Ogariow”[5].

Trudno o sąd bardziej niesprawiedliwy. Bezsilność wobec przemocy nie jest zdradą. Hercen i „Kołokoł” ofiarowali Polakom to, czym dysponowali – swój autorytet i swoje słowo.

Jednak – w świetle całkowitej klęski nadziei na realną pomoc rosyjskich spiskowców i demokratów dla powstania – ten sąd był zrozumiały. Wielu emigrantów miało pretensje do polskich spiskowców o sojusz z „Kołokołem”. Mierosławski widział w tym zdradę interesów narodowych; Hercena nazywał panslawistą, a pertraktacje londyńskie z Hercenem – brali w nich udział Padlewski, Eichler i Milewicz – „pielgrzymką” Polaków do „Mekki panslawizmu”.

Stanisław Brzozowski napisał po latach w eseju o Hercenie, że „jenerał Mierosławski uważał nawet za stosowne i możliwe mówić o wzbudzeniu ruchów agrarnych w Rosji jako prostej dywersji strategicznej: „Niech się ta dzicz wyrzyna między sobą!”.

Inny Polak spiskowiec miał powiedzieć do Bakunina, że „gdyby mu wypadło wybierać między nowym zwycięstwem caratu i ocaleniem Polski przez rosyjską rewolucję, to on pragnąłby raczej czasowego zwycięstwa caratu, bo od niego wcześniej czy później można się wyzwolić, gdy tymczasem rosyjska rewolucja społeczna, dając upust polskiemu barbarzyństwu, ostatecznie zatopiłaby cywilizację polską”.

Takie były „realia mentalne” tamtej epoki. Dopiero w tym kontekście widać wielkość i determinację Hercena, który pozostał wierny upadającemu powstaniu Polaków.

Były to teksty wstrząsające. Pisał Hercen o Polakach: „szlachetny duch, płomienny i dumny patriotyzm”. Kiedy Kozacy otworzyli ogień do demonstracji warszawskiej, pisał: „Polsko, Mater Dolorosa, skrzyżowawszy ręce na piersi, błagamy Cię o jedno – nie wytykaj nam z wysokości, na jaką wyniosło Cię Twe nowe męczeństwo – przepaści, w jaką wciągnęli nas Twoi oprawcy, nasi współplemieńcy”.

Nie przebierał w słowach. Pisał pod adresem Aleksandra II: „Hańba! [...] Wystarczyło panu czterdzieści dni, ażeby z największego cara Rosji – wyzwoliciela chłopów – stać się pospolitym mordercą, mordercą zza węgła”[6].

Komentując wybuch powstania, zauważał: „Jest wielkim nieszczęściem, że powstanie w Polsce nastąpiło zbyt wcześnie”. Skoro jednak zostało wymuszone przez „brankę”, czyli politykę władz rosyjskich i Wielopolskiego, pozostaje „pokora, a nie sąd”. I zwracał się do powstańców: „Tak, bracia – Polacy [...] świat nie może odmówić Wam podziwu. Czy zaznacie nowej ery niezależności i rozwoju, czy swoją śmiercią kończycie odwieczną, bezprzykładną walkę – jesteście wielcy. Błogosławiona w was ojczyzna wasza; ona w swojej cierniowej koronie może być dumna ze swych synów”[7].

W takim tonie były utrzymane wszystkie komentarze „Kołokoła” na temat Polski.

Rosyjskim krytykom Polski replikował brutalnie: Jesteśmy „zbyt grzeszni wobec Polski, ażeby ją osądzać. Nieczyste sumienie, nieodkupiona zbrodnia i krew na rękach zobowiązują nas do większej skromności”. Pisał o nich z pogardą: „lokaje słowa, oprycznicy literaccy i policyjni heroldowie”, „trujące kwiaty literatury policyjnej”, „podli, sprzedajni i plugawi”.

X

W obliczu klęski powstania polskiego, żegnając 1863 rok, notował Hercen, że oto „Rosja zjawia się oblana polską krwią, dzika, okrutna, zdezorientowana, straciwszy wszelkie poczucie dobra i zła, swego i obcego, miłości i nienawiści”.

Ta Rosja odwróciła się tyłem do Hercena. Rząd dusz w Rosji przejął Michaił Katkow. Katkow był zdania, że konflikt Polski z Rosją jest wojną o to, „kto ma istnieć”. Polska niepodległa nie może istnieć obok Rosji, bowiem Polacy chcą Rosjan spolonizować lub wygnać za Ural. Powstanie polskie to intryga szlachecko-jezuicka, zaś rosyjscy obrońcy Polaków stali się narzędziem tej intrygi. Sam Hercen natomiast, „żałosny hipokryta”, „siedzi bezpiecznie w ukryciu, a innych wysyła na czyny bohaterskie wiodące prosto do kazamatów lub na Syberię”.

Katkow uderzył w strunę nacjonalizmu wielkorosyjskiego i odwołał się do opinii publicznej Wielkorusów. Była to nowość – w epoce mikołajewskiej opinia publiczna nie istniała. Teraz ujawniła swoje szowinistyczne i nienawistne oblicze. Hercen nie odpowiadał na obelgi. Powtarzał, że nie może akceptować polityki rosyjskich represji w Polsce. „Ci, którzy bronią okrutnych represji rządu «w imię wyższych racji państwowych», biorą na siebie straszliwą odpowiedzialność za moralny rozkład całego pokolenia”[8].

Na zarzut zdrady narodowej odpowiadał: „Jesteśmy z Polakami, ponieważ ten sam łańcuch nas skuwa. Jesteśmy z nimi, bośmy niezbicie przekonani, że absurdalność imperium, rozciągającego się od Szwecji do Oceanu Spokojnego i od Morza Białego do Chin, nie może przynieść szczęścia narodom, które Petersburg prowadzi na smyczy”.

Bał się o Rosję, w której „pozbawiona skrupułów i bezwstydna prasa” rozbudza „wściekłość” społeczeństwa; „społeczeństwa na wpół oświeconego i zuchwale mącącego nieme morze obcego mu życia ludu, wywołującego z jego głębin demoniczne namiętności, których punktu kulminacyjnego i zasięgu działania nie potrafi określić ani okiełznać”.

Ta wspaniała publicystyka i jej groźne proroctwa na temat „pugaczowszczyzny” i „demonicznych namiętności” warte są zapamiętania.

XI

Hercen przegrał, tak jak przegrało polskie powstanie. Pisał: „Sprawie polskiej oddaliśmy to, cośmy mogli, odtąd musimy powtarzać jedno i to samo. Dumni jesteśmy z tego, że na jej ołtarzu utraciliśmy naszą popularność i część naszej siły; chlubimy się tymi obelgami, tymi oszczerstwami i tym błotem, którym obrzucali nas za Polskę rzecznicy rozpasanego patriotyzmu i utrzymankowie III Oddziału”[9]. Pytał jednak sam siebie: czy zaangażowanie w polskie powstanie nie było pomyłką?

Powstanie i jego rezultaty uważał za tragedię Polski i Rosji. Po stłumieniu powstania „cesarstwo rosyjskie jest zachodnim despotyzmem wojskowym w najbrutalniejszej formie z domieszką despotyzmu wschodniego. To dyktatura w europejskim znaczeniu tego słowa i zdobywcza dynastia azjatycka”[10].

A Polska? „Wraz z Polską, walczącą o niepodległość i katolicyzm – pisał Hercen – wraz z Polską rycerską i pobożną, demokratyczną i rewolucyjną pobite zostały niejako przodujące armie cywilizacji zachodniej. [...] Polska odgrywała rolę tamy, o którą uderzało morze rosyjskie, ona je wstrzymywała. [...] Polska reprezentowała w nowym ustroju narodów europejskich tradycję rycerską, w jej połączeniu z tradycją rewolucyjną. Pełna zarazem i starości, i młodości, pełna ideałów, heroizmu, katolicyzmu, graniczyła równocześnie z średniowieczem i z rokiem 1789, z wyprawami krzyżowymi i z wielką armią Napoleona. Kiedy narody zachodnie porzucały marzenia i poświęcały się kupieckiemu procederowi, jeden tylko naród pozostał szlachcicem i spieszył składać w ofierze krew, dzieci, majątek dla wskrzeszenia ojczyzny we wszystkich blaskach jej minionej sławy”.

Czy ktoś kiedykolwiek napisał piękniej o Polsce?

Polscy emigranci – w swojej ogromnej większości – nie umieli być wdzięczni. Z powodu jednego niefortunnego artykułu w „Kołokole” został zaatakowany wyjątkowo brutalnie w polskich pismach emigracyjnych – w końcu był „Moskalem”.

W chwili rozgoryczenia pisał w prywatnym liście do Bakunina: „Cała nasza rola, jaką odegraliśmy wobec sprawy polskiej, była kolosalnym błędem”. Powstaniu nie pomogli – nie byli bowiem w stanie; Polacy i Rosjanie odwrócili się od nich.

Pozostała już tylko gorycz – i refleksja.

Było wielu Polaków, których Hercen kochał: Stanisław Worcell, Zygmunt Sierakowski, Zygmunt Padlewski, Charles Edmond (Chojecki), ale stosunki z polską emigracją były „naprężone, rzetelnie nieszczere”. „Drogi nasze spotykały się w jednym tylko punkcie przecięcia: w nienawiści do cesarskiego petersburskiego despotyzmu”.

Tę myśl Hercen zaopatrzył w przypis: „Mówię umyślnie petersburskiego, ponieważ niektórzy spośród naszych przyjaciół polskich nienawidzą despotyzmu tylko pod 59° długości [szerokości – H] i uznają za możliwe wybaczać mu wiele w innych strefach”.

Ta aluzja do polskich nadziei na pomoc cesarza Napoleona III dobrze ilustruje pierwszy wymiar różnicy – Hercen walczył o wolność od wszelkiego despotyzmu; Polacy – o niepodległość od despotyzmu petersburskiego.

Niepodległość – to za mało dla Hercena. Czyż można sobie wyobrazić – pisał – państwo bardziej niepodległe od Rosji?

„Ideał Polaków – pisał Hercen – był poza nimi; szli ku swej przeszłości przemocą uciętej, [...] mieli mnóstwo relikwii, my – puste kolebki”. Zauważał: „Oddani religii i mistyce Polacy nie lubią naszej umysłowości badawczej, analitycznej, sceptycznej, pełnej gorzkiej ironii. Jeśli nawet mają dość mocy, by tłumić w sobie nienawiść do nas, związek z nami wydaje im się mezaliansem lub co najmniej małżeństwem z rozsądku”.

XII

Polemistą był znakomitym – błyskotliwym i przenikliwym, ironicznym i sarkastycznym. Tylko z Polakami nie polemizował ironicznie – Polakom wyjaśniał swoje rozumowanie, tłumaczył rosyjską historię, współczuł. Raz tylko, w 1867 roku, w liście do Bakunina pisał o „całkowitej nieudolności, zacofaniu i ograniczoności tego bohaterskiego i niedorzecznego narodu”.

Ostro natomiast dyskutował ze swoimi, z Rosjanami. Jednak w momencie najzaciętszej walki polemicznej wróg nie przestaje być dla niego duszą skomplikowaną, złożoną, prawdziwą. „Umiał on odczuć – pisał Brzozowski – jednocześnie tragedię Owena i tragedię Aleksandra II. Nigdy człowiek nie ginie dla niego poza zasadą abstrakcyjną, nigdy nie przestaje być żywą, walczącą duszą w rękach mrocznego losu”.

„Kołokoł” – pisał jeszcze Brzozowski – to „istotnie romantyczna zorza, coś nieokreślonego, jak srebrna noc petersburska, pięknego, szlachetnego i bez przyszłości. „Kołokoł” to więcej dzieło sztuki niż karta z dziejów myśli politycznej. Żyje on, bo żyje wszystko, co napisał Hercen, żyje on jako dokument, w którym Rosja zamykała romantyczny okres dziejów swej inteligencji”.

Dlaczego Hercen był bez przyszłości? Dlatego – odpowiadał Brzozowski – że „rosyjska liberalna inteligencja marzyła nadal z Hercenem, ale interesy jej prowadził Katkow”. Na tym polegała wielka zmiana tamtego czasu: Hercena wyparł Katkow; idealizm został zwyciężony przez szowinizm. I oto idzie tą drogą „nie cham, nie Smierdiakow, lecz ideowy rosyjski oficer, ideowy sędzia śledczy, ideowy urzędnik; idzie państwo rosyjskie, jako ideowy twór przyjęty i uznany przez rosyjską inteligencję”.

Brzozowski pisał o Hercenie z miłością równą miłości Hercena do Polaków.

Inaczej Dostojewski. „Hercena – pisał – jak gdyby sama historia predestynowała do tego, by stał się wyrazicielem owego rozbratu z ludem ogromnej większości naszych warstw oświeconych. [...] Odrywając się od ludu, oczywiście stracili również Boga. [...] Dla ludu rosyjskiego żywili tylko pogardę, wyobrażając sobie i wierząc zarazem, że go kochają i życząc mu jak najlepiej. Ale kochali go negatywnie, wyobrażając sobie zamiast niego jakiś idealny lud – taki, jakim powinien być w ich pojęciu lud rosyjski”. Zarazem Dostojewski przyznawał: „Refleksję, analizę, umiejętność zrobienia ze swego najgłębszego uczucia przedmiotu badań, zachwytu, a może nawet kpin, posiadał w najwyższym stopniu. Bez wątpienia był to człowiek niezwykły...”.

Cóż z tego jednak, skoro – pisał Dostojewski – „posłał do Rosji w 63 r. dla dogodzenia Polakom swój apel do rosyjskich rewolucjonistów, nie wierząc przy tym Polakom i wiedząc, że go oszukali, wiedząc, że swoim apelem gubi setki tych nieszczęśliwych młodych ludzi – zawsze, wszędzie, przez całe życie był przede wszystkim gentilhomme russe et citoyen du monde, po prostu produktem niedawnego systemu feudalnego, którego nienawidził i z którego się wywodził nie tylko poprzez ojca, lecz właśnie wskutek zerwania z ziemią ojczystą i z jej ideałami”.

Sens wywodu autora Zbrodni i kary – pełnego dobroduszności jadowitej, insynuacji dziwacznych i życzliwości perfidnej – jest dość oczywisty: usunąć Hercena z tradycji rosyjskiej i uczynić obcym cudzoziemcem.

W Rosji wymarzonej przez Dostojewskiego dla Hercena nie było miejsca; tej Rosji Hercen był obcy. Do dziś wielu ludzi w Rosji uważa go za obcego.

XIII

Nie ma już tamtej Rosji i tamtych Rosjan; także Polska i Polacy są całkiem odmienieni: „porzucili marzenia – jakby powiedział Hercen – i poświęcili się kupieckiemu procederowi”.

Jednak Rosja pozostaje i pozostanie zawsze ważnym polskim pytaniem. Dlatego Hercen i Aleksander II, „Kołokoł” i Katkow powinni być obecni w polskiej pamięci. Można przecież widzieć w Hercenie jednego z ojców duchowych niezwykłego fenomenu odrodzenia kultury rosyjskiej po śmierci Stalina. Można również widzieć w nim ojca chrzestnego kolejnych fal dysydentów i emigrantów, jakby zbudzonych do życia w prawdzie i godności przez „Kołokoł”, który rozbrzmiewał w połowie XIX wieku. Wszak to Hercen pisał o winie swego pokolenia jakby głosem późniejszych dysydentów i emigrantów: „To nasza wina, przyznaję. Wina naszego milczenia, naszej małoduszności, naszego słowa sparaliżowanego strachem, naszej wyobraźni dotkniętej przerażeniem. Lękamy się nawet wyznać poza granicami naszego państwa, jaką nienawiścią napawają nas nasze okowy. Galernicy od urodzenia, skazani na wleczenie kajdanów aż do śmierci, czujemy się głęboko dotknięci, kiedy się mówi o nas jak o dobrowolnych niewolnikach [...], ale mimo to nie protestujemy publicznie.

Trzeba się zdecydować: albo pogodzić się z zarzutami; albo położyć im kres i niech zabrzmi wolne słowo rosyjskie. Lepiej zginąć z mianem człowieka niż żyć z nieczystym piętnem niewolnictwa i uginać się pod twardym zarzutem niewolnictwa z upodobania. [...] Nie, ja nie umilknę. Moje słowa pomszczą te egzystencje nieszczęsne, złamane pod uciskiem rosyjskiego absolutyzmu, piekielnego ustroju, który doprowadza człowieka do prostracji moralnej i śmiertelnej drętwoty”.

Dotrzymał słowa. Nie umilknął.

XIV

Myślę, Tomasie, o tej Rosji, która nie umilkła, choć wciąż jest represjonowana i opluwana przez władze. Myślę o tej Rosji – wśród tak częstej dziś rusofobii w naszych krajach – z szacunkiem, podziwem i wdzięcznością.

Rosja wciąż obfituje w osobowości najwyższej ludzkiej miary – Aleksander Hercen wciąż ma spadkobierców.

Czy sądzisz Tomasie, że mam rację?

Niniejszy tekst, będący podstawą wystąpienia red. Adama Michnika 20 listopada 2012 r. na Zamku Królewskim, podczas konferencji „Biedny narodzie, żal mi Twojej doli...”, został opublikowany 16 lutego 2013 r. przez „Gazetę Wyborczą”.

ANDRZEJ WALICKI

Mesjanizm Adama Mickiewicza a „rosyjski socjalizm” Aleksandra Hercenai religijna filozofia Włodzimierza Sołowjowa

Mickiewicz – Hercen

Konfrontowanie rosyjskich wyobrażeń o Polsce z polskimi wyobrażeniami o Rosji bywa często powtarzaniem utartych stereotypów. Mickiewiczowskie wykłady o literaturze słowiańskiej, wygłaszane w Collège de France w latach 1840–1844, które nazywać będę paryskimi prelekcjami poety, zdecydowanie wyłamują się jednak z tego schematu. Dzięki temu stały się one jednym z ważnych punktów odniesienia dla dwóch przeciwstawnych ujęć historycznego przeznaczenia Rosji, stworzonych przez Rosjan w wieku XIX. Za swego życia polski poeta-profesor wywarł bowiem istotny wpływ na mesjanizujące wątki ideologii Aleksandra Hercena, znane pod nazwą rosyjskiego socjalizmu, a pod koniec stulecia zainspirował również religijny mesjanizm Włodzimierza Sołowjowa. Są to fakty mało znane i niedoceniane, a jednak, jak sądzę, bardzo znaczące i wiele mówiące o miejscu Polski w życiu duchowym elit intelektualnych przedrewolucyjnej Rosji. Hercen był przecież ojcem duchowym wielonurtowej tradycji narodnickiej, przez długi czas będącej głównym uzasadnieniem „odrębnej drogi” Rosji, Sołowjow zaś, słusznie uważany za największego filozofa dziewiętnastowiecznej Rosji, zapoczątkował potężny, choć heterodoksyjny ruch odrodzenia religijnego, kulminujący we wspaniałej twórczości przedstawicieli tzw. renesansu filozoficzno-religijnego pierwszych dekad XX wieku[1].

Warto odnotować, że popularny w Rosji termin „idea rosyjska”, spopularyzowany przez Sołowjowa, pojawił się po raz pierwszy właśnie w prelekcjach Mickiewicza. Historia Słowian w ujęciu Mickiewicza była bowiem dziejami walki między „ideą polską” a „ideą rosyjską”, zakończonej jednak wizją przezwyciężenia antagonizmu przez świadomość, że wszyscy Słowianie są braćmi i że walka między nimi jest „moralnie skończona”[2]. Ideę polską pojmował poeta jako republikańską wolność, wyradzającą się w anarchię, ideę rosyjską zaś jako jedynowładztwo, wyradzające się w orientalny despotyzm. Mimo tego przeciwieństwa obie idee narodowe można sprowadzić do wspólnego mianownika: wiary w więzi duchowe, przeciwstawiającej słowiańską koncepcję społeczeństwa jurydycznemu racjonalizmowi Zachodu. W dawnej szlacheckiej Polsce narzędzie Ducha Świętego widziano w sejmie, w Rosji zaś w charyzmatycznej władzy cara, ale w obu wypadkach legitymizacją państwa było posłuszeństwo potędze duchowej, a nie sztuczny kontrakt oparty na „wyrozumowanych doktrynach”. Uzasadniało to myśl, że idea uniwersalnego odrodzenia zmurszałego świata, głoszona przez mesjanizm polski, wymaga syntezy obu idei: polska idea wolności powinna połączyć się z rosyjską ideą skupienia wszystkich sił w jednym człowieku. Tylko w ten sposób polski mesjanizm stanie się zdolny do prowadzenia skutecznej walki ze „starym światem” w imię „nowego objawienia”, mającego zainaugurować „chrystianizację polityki”.

Mickiewicz podkreślał, że warunkiem urzeczywistnienia tej wielkiej misji jest porzucenie przez Polaków nienawiści do Rosji. W wykładzie z 1 lipca 1842 roku powiedział wprost, że zjednoczenie Słowian nie może dokonać się na gruzach Rosji. Powinna ona odrodzić się „podług nowych idei”, pozostając „wielką i silną”[3].

W koncepcji Mickiewicza odrodzenie Rosji było częścią wielkiej, „palingenetycznej” przemiany społecznego porządku Europy. Istotną rolę w tej przemianie, analogiczną do roli barbarzyńców w okresie upadku świata starożytnego, odegrać miały młode, niezepsute narody słowiańskie, sprzymierzone z europejską rewolucją i socjalizmem. Jedną z podstaw tego sojuszu widział poeta w przechowywanej przez Słowian tradycji gminowładztwa, opartego na wspólnym posiadaniu ziemi, a więc na zasadzie przypominającej teorie socjalistyczne, ale bardziej konsekwentnej i jednocześnie bardziej praktycznej[4]. Tradycja ta, żywo pamiętana w Polsce, w Rosji przechowana we wspólnotach wiejskich, a na poziomie ogólnokrajowym rozkwitająca wówczas w Czarnogórze, kojarzyła się Mickiewiczowi ze zdecentralizowanym agrarnym socjalizmem, ogarniającym życie społeczne w sposób przypominający falanstery Fouriera[5].

W tym miejscu myśl Mickiewicza zetknęła się z poszukiwaniami ideowymi młodego Hercena, głęboko zainteresowanego francuskim socjalizmem, a jednocześnie wciągniętego w spór okcydentalistów ze słowianofilami z powodu Rosji i Europy. Idee Mickiewicza wpisywały się w spór o rosyjską „obszczinę”, czyli wspólnotę gminną, uważaną przez rosyjskich słowianofilów – Aleksieja Chomiakowa, Iwana Kirejewskiego, Konstantina Aksakowa i Jurija Samarina – za argument na uzasadnienie odrębnej drogi rozwojowej Rosji, przeciwstawianej quasi-uniwersalnemu modelowi cywilizacji zachodniej.