My, dzieci komunistów - Krystyna Naszkowska - ebook

My, dzieci komunistów ebook

Krystyna Naszkowska

3,6

Opis

Córka Bolesława Bieruta Aleksandra Jasińska, syn Anatola Fejgina, jednej z najważniejszych osób w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego, oskarżonego o stosowanie tortur wobec więźniów, Agnieszka Holland, Aleksander Smolar, Ernest Skalski, Andrzej Titkow, Włodzimierz Grudziński – wszyscy rozmówcy autorki opowiadają o swoim dzieciństwie w rodzinach komunistycznego aparatu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (34 oceny)
10
8
12
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MJakubik

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00

Popularność




Copyright © Krystyna Naszkowska, Czerwone i Czarne

Projekt okładki Frycz i Wicha

Korekta Barbara Zawiejska

Skład Tomasz Erbel

Wydawca Czerwone i Czarne Sp. k. ul. Walecznych 39/5 03-916 Warszawa

Wyłączny dystrybutor Firma Księgarska Olesiejuk Sp. z o.o. sp. j. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki www.olesiejuk.pl

ISBN 978-83-66219-08-3

Warszawa 2019

Wstęp

Problem polskiego komunizmu i polskich komunistów budzi od dawna zainteresowanie, w ostatnich latach jednak coraz rzadsza jest wiedza o komunizmie jako ideologii, specyficznym poczuciu misji tworzenia nowego świata, które usprawiedliwiały przemoc i różne nieprawości, bo cel usprawiedliwiał środki. Takiego komunizmu od dawna nie znamy, jego wyznawcy, czynni w pierwszych dziesięcioleciach PRL, dawno temu pomarli. Często dziś spotykany w publicystyce obraz komunizmu jest zredukowany do represji i podporządkowania sowieckiej Rosji, prawie nikt już nie próbuje zrozumieć, o co komunistom chodziło, co nimi powodowało. Istnieje natomiast u niektórych publicystów i polityków chęć tropienia dzieci komunistów, zbudowana na założeniu, że to zło, ten „układ” się dziedziczy, a zarówno dawni komuniści, jak i ich dzieci są ciałem obcym w społeczeństwie polskim.

Krystyna Naszkowska postanowiła porozmawiać z dziećmi dawnych komunistów o ich rodzinach, o relacjach z rodzicami, o tym, co im przekazywali. Ale też zebrać opowieść o ich własnym życiu, pasjach, zaangażowaniach, relacji z otoczeniem. W tych rozmowach obecne jest też pytanie, czy dziedzictwo rodziców ma dla nich znaczenie, czy się do niego poczuwają, czy czują odpowiedzialność za czyny swych rodziców. Wśród rozmówców są ludzie różnych branż, zawodów, doświadczeń życiowych. Nikt nie był partyjnym działaczem, ale większość nie była politycznie neutralna, należała do inteligencji zaangażowanej w polskie sprawy, aktywnej w polskim ruchu wolnościowym, jak Aleksander Smolar, Agnieszka Holland, Włodzimierz Grudziński, Andrzej Titkow i Ernest Skalski, względnie w nauce, jak Jasińska-Kania, córka Bolesława Bieruta. Nie wszyscy rozmówcy Naszkowskiej się bliżej znają, większość ze sobą nigdy nie współpracowała, nawet w ruchu „Solidarności” działali na różnych polach, obszarach. Nie stanowią więc grupy, nie mają identycznych doświadczeń i poglądów, choć wszyscy lub prawie wszyscy w okresie walki „Solidarności” z dyktaturą partii ongiś komunistycznej byli po właściwej stronie, a wielu z nich świetnie z tego okresu pamiętamy.

Wydaje się, że jest to sytuacja częsta, jeśli nie typowa, wśród dzieci dawnych kreatorów ustroju o przedwojennych komunistycznych korzeniach. Komunistyczna wiara nie była dziedziczona, i można się zastanawiać, dlaczego tak się stało. Odpowiedzi znajdujemy na łamach tej książki. Część rozmówców Naszkowskiej wyraźnie mówi, że rodzice nie próbowali ich indoktrynować, przekazać wiary w misję, często dlatego, że sami tę wiarę tracili. Rozbieżność między mitem, w który kiedyś uwierzyli, a jego realizacją niepokoiła, budziła wątpliwości, często więc unikali dyskusji z krytycznymi wobec rzeczywistości dziećmi. Ale też trzeba zauważyć, że część rozmówców Naszkowskiej swoich rodziców mało znała, zmarli, gdy oni byli dziećmi lub podrostkami. Wtedy musieli sobie radzić z mitem rodzica, z opinią o nim. Inni mieli szansę dyskusji i szukania zrozumienia, jak Andrzej Titkow oraz Piotr Fejgin. Sytuacja Fejgina była wyjątkowo trudna, gdyż ojciec, dyrektor strasznego Departamentu X Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, oskarżony o znęcanie się nad więźniami, został w 1957 roku skazany na wieloletnie więzienie. W dalszych latach jego nazwisko powracało w różnych okolicznościach jako uosobienia zła i bezprawia. Pułkownik Fejgin nie pogodził się ze swoją winą i po wyjściu z więzienia to niepogodzenie przekazywał synowi, składając odpowiedzialność na innych, marząc o rehabilitacyjnym procesie. Piotr Fejgin, od 1968 roku na emigracji, nadal nie jest pogodzony z problemem win ojca, one mocno wpłynęły na jego życie, co ujawnia w rozmowie.

Dla wszystkich rozmówców Naszkowskiej dramatycznym doświadczeniem był Marzec ’68 i kampania antysemicka, która w nich uderzała. W jednych mocniej, w innych słabiej, ale nie pozwalała na obojętność. Wymuszała samookreślenie swojego miejsca w społeczeństwie, w relacji do współobywateli, do władzy, do ruchu studentów, wreszcie do historii rodziców. Wielu z pozycji dzieci ludzi władzy, nawet jeśli nie najwyższego szczebla, strącono na pozycję „liszeńców”, którzy nie mają szans na dobrą pracę, na nauczanie studentów, a niekiedy nawet na studiowanie, zrobienie doktoratu, a w przypadku młodych reżyserów na nakręcenie własnego filmu. Dalej ich losy potoczyły się różnie, większość znalazła oparcie w środowisku bynajmniej nie komunistycznym, ale starającym się osłonić, ułatwić, umożliwić ich egzystencję i samorealizację. Prawie nigdy jednak nie było to łatwe, ślad w papierach został, tropiciele niewłaściwych życiorysów co jakiś czas uderzają.

Mimo tych przeciwności większość rozmówców Naszkowskiej wywarła istotny i pozytywny wpływ na współczesność Polski i na jej kulturę. Aleksander Smolar, w 1973 roku współzałożyciel i redaktor ważnego pisma polskiej opozycji, wydawanego na Zachodzie „Aneksu”, a po 1989 roku prezes Fundacji Batorego, od dziesięcioleci jest jednym z najwnikliwszych analityków polskiej polityki. Agnieszka Holland współtworzyła nurt kina niepokoju moralnego, uwrażliwiającego polskiego widza na ważne problemy współczesności i przyniosła Polsce wiele nagród oraz prestiżu. Andrzej Titkow od lat uparcie, mimo ciągłych przeszkód, daje nam dokumentalne obrazy spraw i ludzi ważnych dla naszej niedawnej przeszłości. Ernest Skalski, znany dziennikarz, współtworzył w 1981 roku „Tygodnik Solidarność”, w stanie wojennym podziemne pisma, a po 1989 roku „Gazetę Wyborczą”. Włodzimierz Grudziński, uczestnik opozycji demokratycznej, współtworzył po 1989 roku Bank Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, pomagający przetrwać trudne lata małym firmom. Aleksandra Jasińska, córka Bieruta i Małgorzaty Fornalskiej, nie była aktywna politycznie, pozostała „tylko” cenionym profesorem socjologii.

Książkę Krystyny Naszkowskiej warto przeczytać także dlatego, by zrozumieć, z jak różnymi doświadczeniami i przeżywaniem przeszłości mamy do czynienia wśród nas, Polaków, wywodzących się z różnych tradycji. I próbujących budować lepszą przyszłość naszej Ojczyzny.

Andrzej Friszke

Rozmowa z Aleksandrą Jasińską

■Bolesław Bierut (1892–1956). Najważniejszy w Polsce człowiek w aparacie władzy po II wojnie światowej, przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, potem prezydent RP, I sekretarz partii, prezes Rady Ministrów. Jako głowa partii doprowadził do zdominowania jej przez skrzydło stalinowców, usuwając m.in. zwolenników Władysława Gomułki. Samego Gomułkę kazał aresztować za „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne”. Realizował w Polsce interesy ZSRR. Jest współodpowiedzialny za zbrodnie okresu stalinowskiego. Nieśmiały, szary, bezbarwny i miły – zdaniem ludzi, którzy z nim się zetknęli. Bezwzględny wykonawca rozkazów Stalina – wedle niektórych współpracowników. Przed wojną zawsze w cieniu ważniejszych od siebie przywódców KPP. Swoją wielką polityczną karierę zawdzięczał w dużym stopniu przypadkowi: w czasie wielkiej czystki, kiedy na rozkaz Stalina wymordowano większość kierownictwa KPP, Bierut siedział w sanacyjnym więzieniu. W 1933 roku został skazany za działalność komunistyczną na siedem lat, wyszedł na mocy amnestii w grudniu 1938 roku, już po rozwiązaniu KPP. Zmarł nagle w Moskwie 12 marca 1956 roku, gdy był gościem na XX Zjeździe Komunistycznej Partii ZSRR, dwa tygodnie po wygłoszeniu przez Nikitę Chruszczowa tajnego referatu demaskującego zbrodnie stalinowskie.

■Aleksandra Jasińska (rocznik1932), córka Bierutai Małgorzaty Fornalskiej. Profesor socjologii, po studiach na Uniwersytecie Warszawskim pracowała na uniwersytecie aż do emerytury. Urodzona w Moskwie, gdzie przeżyła pierwsze lata pod opieką babci. W czasie wojny przebywała w domu dziecka wraz z dziećmi działaczy komunistycznych z innych krajów. W młodości komunistka, w liceum była przewodniczącą koła ZMP. Należała do PZPR od osiemnastego roku życia aż do rozwiązania tej partii. Jej pierwszym mężem był Albin Kania, drugim Zygmunt Bauman.

Dobry człowiek, który czynił złe rzeczy

Dlaczego Aleksandra Jasińska, a nie Aleksandra Bierut?

Kiedy się urodziłam, moi rodzice używali pseudonimów, a nie swoich prawdziwych nazwisk. To było w Moskwie, w czerwcu 1932 roku. Ojciec miał pseudonim Iwaniuk, a matka Małgorzata Fornalska miała w dokumentach nazwisko Jasińska. Zostałam więc zarejestrowana jako Jasińska. Po wojnie ojciec załatwił mi metrykę na nazwisko Jasińska-Bierutówna. Ale sam mówił, że będę się czuła swobodniej, jeśli nie będę używała jego nazwiska. I rzeczywiście tak było. W szkole podstawowej, do której poszłam w Lublinie w 1944 roku, nikt specjalnie nie zwracał na mnie uwagi. Traktowano mnie całkiem normalnie, jak wszystkie inne dzieci. Natomiast kiedy rok później przeniosłam się do Warszawy, w szkole rozniosło się już, że jestem córką Bieruta. I tu zaczęto na mnie patrzeć jak na jakąś osobliwość, budziłam sensację. Do tego stopnia to było krępujące, że przestałam wychodzić na przerwę na korytarz, bo wszyscy mnie sobie pokazywali. Siedziałam w klasie, a tłumek głów zaglądał przez drzwi. Ale po jakimś czasie wszyscy się przyzwyczaili.

Były z tego jakieś nieprzyjemności? Albo przeciwnie?

Właściwie nie. Do gimnazjum poszłam w 1945 roku; wtedy było połączone męskie gimnazjum im. Reytana z żeńskim im. Żmichowskiej w jednym budynku. W mojej klasie była cała grupa dzieci komunistów. Irka Kozłowska, Renata Buczkówna, Majka Motyl. Myśmy na początku trzymały się razem, czasem nuciłyśmy rosyjskie piosenki. Ale pewnego dnia jedna z koleżanek z klasy napisała mi na kartce, żebyśmy lepiej nie śpiewały tych piosenek, bo choć są bardzo ładne, to po naszym wyjściu z klasy uczniowie rzucają nieprzychylne dla władzy komentarze. I przestałyśmy. Ale wobec mnie nigdy nie było żadnych wrogich komentarzy ani odzywek.

Dobra znajomość rosyjskiego skąd się wzięła?

To właściwie był na równi z polskim język, jakim mówiłam w pierwszych latach życia, kiedy byłam w Rosji. Mój pierwszy dom, jaki pamiętam, to był pokój w hotelu Lux przy ul. Gorkiego w Moskwie. Tam mieszkałam od urodzenia do 1937 roku z babcią, mamą mojej mamy. Z luksusem niewiele miał wspólnego. Miałyśmy pokój z umywalką. Toalety i łazienka były wspólne, na korytarzu. Kuchnia też była wspólna.

A rodzice?

Ojciec wyjechał do Polski, kiedy miałam trzy miesiące, matka – kiedy miałam półtora roku. Z tego okresu ich, oczywiście, nie pamiętam. Wiem z autobiografii matki, że pojechała, żeby z polecenia krajowego kierownictwa Komunistycznej Partii Polski prowadzić pracę partyjną w okręgach wiejskich w Polsce. Na początku 1935 roku została uwięziona, lecz z braku dowodów była zwolniona przed sądem za kaucją. Potem w sierpniu 1936 roku ponownie ją aresztowano, śledztwo się ciągnęło ponad trzy lata i przesiedziała ten czas bez wyroku w więzieniu na oddziale Pawiaka – Serbii aż do początków II wojny światowej we wrześniu 1939 roku. Ojciec po wyjeździe do Polski wkrótce został sekretarzem Komitetu Okręgowego KPP w Łodzi, a w styczniu 1933 roku objął kierownictwo Komitetu Centralnego Czerwonej Pomocy. To była polska sekcja MOPR, czyli Międzynarodowej Organizacji Pomocy Rewolucjonistom. MOPR zajmował się organizowaniem pomocy materialnej i prawnej więźniom politycznym i ich rodzinom, nawiązywaniem kontaktów z więźniami, dostarczaniem im książek i prasy, walką o ich prawa. Ojciec przyciągnął do współpracy z tą organizacją działaczy społecznych i politycznych spoza kręgów komunistycznych, m.in. Stefanię Sempołowską, Irenę Kosmowską, Esterę Stróżecką, Antoninę Sokolicz. W grudniu 1933 roku został aresztowany za przynależność do partii komunistycznej i przesiedział w więzieniach do grudnia 1938 roku, kiedy zwolniono go na mocy amnestii.

Jak rodzice się poznali?

Ojciec mi opowiadał, że poznał mamę w Moskwie; oboje zostali tam skierowani na studia do Międzynarodowej Szkoły Leninowskiej. Mama z pewnym opóźnieniem dołączyła do grupy studiującej „Kapitał” Marksa, reszta grupy była już zaawansowana. I ojciec pomagał jej w nadrabianiu zaległości. Później często żartował, że jestem jego procentem od kapitału.

Zostawili dziecko, bo partia była ważniejsza?

Zawsze trochę irytuje mnie takie stawianie sprawy. Przecież teraz ludzie idą do pracy, a często wyjeżdżają też za granicę i nikogo to nie bulwersuje. A wtedy dla moich rodziców partia to była nie tylko praca, to było ich powołanie, ich misja życiowa. Uzgodnili z babcią, że ona zajmie się moim wychowaniem. Zobaczyłam ich dopiero w 1940 roku, gdy ukończyłam osiem lat.

Można to zrozumieć, wytłumaczyć?

Tak, ja to rozumiem. I nigdy nie miałam poczucia, że zostałam porzucona, że byłam niekochana. Przeciwnie, zawsze czułam się kochana, babcia mnie bardzo kochała, i zawsze mi mówiła, że rodzice mnie bardzo kochają. I ja to czułam. Znałam opowieści innych osób o tym, że mama zawsze trzymała przy sobie moje zdjęcie i wszystkim pokazywała. A ojciec, kiedy znalazł się ponownie w Rosji, przyjechał do mnie bez biletu, bez paszportu, by mnie zobaczyć. Ja naprawdę miałam poczucie, że oni walczyli o zmianę świata z myślą o lepszej przyszłości także właśnie dla mnie.

Cała rodzina matki była bardzo skomunizowana.

Babcia w 1918 roku wstąpiła do Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy, a potem KPP, gdy była w Rosji, w czasie rewolucji. Miała sześcioro dzieci, czterech synów i dwie córki. Tylko najstarszy Franciszek nie należał do partii komunistycznej. W czasie wojny był młynarzem w Radomskiem; w 1944 roku zginął w Gross-Rosen. Ciocia Feliksa, której mąż i dziecko zginęli w czasie rewolucji w Rosji, pracowała w Kominternie. Przyjechała do Moskwy, uczyła się w tak zwanym Komunistycznym Uniwersytecie Narodów Zachodu. Bardzo często pomieszkiwała razem z babcią i ze mną. Wujek Olek mieszkał w Moskwie, pozostali dwaj wujowie – Staś i Leon – w Mińsku.

Pamiętam, jak pewnej nocy coś mnie przebudziło, miałam wtedy cztery lata. Obudziłam się i zobaczyłam ciocię Felę i wujka Olesia w paltach, otoczonych przez obcych mężczyzn w mundurach. Inni ludzie w mundurach przeszukiwali nasz pokój, musiałam wstać z łóżeczka, żeby mogli do niego zajrzeć. Nie mogłam zrozumieć, czego szukają, ale kiedy obudziłam się następnego dnia, zobaczyłam leżące w kącie pokoju wszystkie moje zabawki, które gdzieś mi się wcześniej zawieruszyły. Ucieszyłam się i podbiegłam do babci, wołając: „Popatrz, znalazły się wreszcie te moje zabawki!”. Wtedy zobaczyłam, że babcia jest jakaś dziwna, ma zmienioną twarz, jest zapłakana i wcale nie cieszy się razem ze mną. Znacznie później dowiedziałam się, że tej nocy, z 15 na 16 grudnia 1936 roku moja ciocia Feliksa i wujek Aleksander Fornalscy zostali aresztowani przez NKWD. Pozostałych synów babci – Leona i Stanisława Fornalskich – aresztowano w Mińsku rok później, w końcu 1937. Ja oczywiście, kiedy to się działo, nie wiedziałam, co znaczą słowa „partia” i „komuniści”, choć zapewne musiałam je słyszeć.

Co im zarzucono?

Szpiegostwo na rzecz Polski. Feliksa została skazana na dziesięć lat łagru w Magadanie na Kołymie za rzekomą przynależność do Polskiej Organizacji Wojskowej i trockizm. Zobaczyłam ją po około dziewięciu latach, na wiosnę 1945 roku, gdy po wojnie wróciła do Warszawy, zwolniona przed czasem dzięki zabiegom mojego ojca. Wujów skazano na kary śmierci, o czym wtedy z babcią nie miałyśmy pojęcia. Informacje o nich znalazłam po latach na opracowanej przez organizację „Memoriał” liście ofiar terroru politycznego w ZSRR. Wujek Aleksander „aresztowany 16 grudnia 1936 r. Skazany 22 sierpnia 1937 roku. Oskarżony o udział w szpiegowsko-terrorystycznej organizacji. Rozstrzelany 22 sierpnia 1937 roku. Miejsce pochowania: Moskwa, cmentarz Donski”. Podobnie o pozostałych: agent wywiadu i szpiegostwo na rzecz Polski. Obaj wujowie z Mińska zostali rozstrzelani tego samego dnia: 8 stycznia 1938 roku. Wszystkim im wpisano jako przynależność partyjną WKP(b), czyli Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików), o faktycznej przynależności do Komunistycznej Partii Polski, rozwiązanej przez Komintern w 1938 roku, nie ma wzmianki przy żadnym nazwisku na całej liście rozstrzelanych polskich komunistów. Wszyscy zostali zrehabilitowani w 1955 roku.

Jak babcia zareagowała na aresztowanie swoich dzieci?

Zaczęły się wędrówki na Łubiankę. Kiedy brała jakąś paczkę i mówiła: „idziemy na Kuznieckij Most”, oznaczało to, że staniemy w długiej kolejce ludzi z pakunkami, przesuwającej się wolno w kierunku ul. Łubianki, gdzie w budynku NKWD przyjmowano paczki dla aresztowanych. Ona była w kolejce, a ja biegałam wzdłuż i liczyłam stojących ludzi. Tak uczyłam się liczyć. Pamiętam, jak kiedyś doszłyśmy do okienka, a kobieta z tego okienka spojrzała na jakąś listę, rozejrzała się wokół i szybko oddała babci paczkę, mówiąc: „zabieri eto, im eto nie nużno, a wam prigodtsa… I nieczewo uże siuda prichodit’”, czyli: „zabierz to, im to niepotrzebne, a wam się przyda… I nie ma tu już po co przychodzić”. Ale babcia nie chciała przyjąć do wiadomości, że jej dzieci nie żyją, przeciwnie, po tych słowach tylko nabrała przekonania, że wkrótce zostaną uwolnione.

Jedyna właściwie wiadomość, jaką miałyśmy, była taka, że oni zostali aresztowani, z tym że tylko ciocia miała prawo do korespondencji, wujowie nie. Babcia oczywiście nie miała pojęcia, że brak prawa korespondencji oznacza po prostu wyrok śmierci. Do końca życia wierzyła, że oni się odnajdą. Nawet kiedy zostali zrehabilitowani jako niesłusznie straceni, nadal nie pogodziła się z ich śmiercią.

Jak to wpłynęło na rodzinę? Mama, babcia, ciotka nie zmieniły swojego podejścia do komunizmu?

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.