6,49 zł
“Mściwy karzeł i Masław, książę mazowiecki” to powieść Zygmunta Krasińskiego, jednego z trójcy wieszczów obok Mickiewicza i Słowackiego, uznawanych za największych poetów polskiego romantyzmu.
“ — Otwórz!...
— Daremnie dobijasz się do bram naszych — odparł żołnierz stojący z lukiem i kopią na straży, przy murach Gozdawskiego zamku, młodemu rycerzowi, który, całkowitą zbroją okryty, stał na wałach, zamek okrążających.
Promienie jesiennego słońca odbijały się w jaskrawym blasku od hełmu osłaniającego głowę rycerza. Stalowa przyłbica nie kryła pięknej twarzy smutkiem zawcześnie ocienionej, a oczy całym ogniem młodości iskrzące się rzucały spojrzenia, któreby wyobraźnia poety mogła przyrównać do promieni, przez połysk słońca pancerzowi wydartych. Usłyszawszy słowa strażnika, zmarszczył brwi młodzieniec i zaczerwienił się na licach. Sięgnął nawet ręką po długi pałasz, lecz niepodobieństwo skarcenia żołnierza o kilkadziesiąt łokci nad nim wyżej stojącego, wstrzymało zapał i gniewnym tylko zapytał się głosem:
— I czemużto nie wolno wchodzić w podwoje Joanny z Gozdawy?
— Bo się spodziewamy przybycia potężnego Masława — odrzekł żołnierz — i te bramy dla niego tylko dzisiaj się otworzą!”
Fragment.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 17
Wydawnictwo Avia Artis
2021
— Otwórz!...
— Daremnie dobijasz się do bram naszych — odparł żołnierz stojący z lukiem i kopią na straży, przy murach Gozdawskiego zamku, młodemu rycerzowi, który, całkowitą zbroją okryty, stał na wałach, zamek okrążających. Promienie jesiennego słońca odbijały się w jaskrawym blasku od hełmu osłaniającego głowę rycerza. Stalowa przyłbica nie kryła pięknej twarzy smutkiem zawcześnie ocienionej, a oczy całym ogniem młodości iskrzące się rzucały spojrzenia, któreby wyobraźnia poety mogła przyrównać do promieni, przez połysk słońca pancerzowi wydartych. Usłyszawszy słowa strażnika, zmarszczył brwi młodzieniec i zaczerwienił się na licach. Sięgnął nawet ręką po długi pałasz, lecz niepodobieństwo skarcenia żołnierza o kilkadziesiąt łokci nad nim wyżej stojącego, wstrzymało zapał i gniewnym tylko zapytał się głosem: — I czemużto nie wolno wchodzić w podwoje Joanny z Gozdawy? — Bo się spodziewamy przybycia potężnego Masława — odrzekł żołnierz — i te bramy dla niego tylko dzisiaj się otworzą! — Bogdajby przepadł Masław i w proch rozleciały się te mury — krzyknął młodzieniec, powolnym odchodząc krokiem — i już siadł na konia, do drzewa w pobliskości przywiązanego, kiedy z za krzaków ukazał się człowiek dziwnej i odrażającej postaci. — Na pierwszy rzut oka można było rozpoznać w nim karła; twarz poorana zmarszczkami nie zgadzała się z dziecinnym wzrostem; nos spłaszczony nachylał się nad szerokiemi jego ustami, dzikim uśmiechem ożywionemi, a oczy wyrodka ludzkości wyrażały nikczemność, czarnym tylko duszom właściwą. Znać było, że go gniew jakiś dojmował, bo żyły na nizkiem ciągnące się czole wzdęły się niezwyczajnie a lica nabrzmiały. Ubiór dziwaczniejszym był jeszcze od postaci: miał na sobie lisie futro, czarnym aksamitem w czerwone paski powleczone; przy boku błyskał sztylet, który porównywując z wzrostem karła, za dość wielką szablę wziąćby można było. Nad głową wznosiła się żółta czapka, dzwonkami srebrnemi opatrzona, które donosiły wcześnie o jego przybyciu brzmieniem podobnem do dźwięku grzechotnika, w dzikich Afryki pustyniach zamieszkałego. Zjawienie się karła wstrzymało kroki rycerza i powitał go natychmiast, bo się oddawna już znali. — Otóż znalazłem mściciela — krzyknął mały człowiek, ale