Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Moralność Pani Dulskiej” to najsłynniejsza sztuka autorstwa Gabrieli Zapolskiej, jednej z najwybitniejszych przedstawicielek polskiego naturalizmu.
Sztuka Zapolskiej jest tragifarsą. Główna bohaterka – Aniela Dulska – jest postacią obłudną, dwulicową, fałszywą, chciwą, gardzącą ludźmi biednymi, słabymi i wrażliwymi. Wszystko co robi, robi na pokaz. Prezentuje pozorną moralność, żyje jednak w zakłamaniu i obłudzie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 78
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wydawnictwo Avia Artis
2020
PANI DULSKA
PAN DULSKI
ZBYSZKO DULSKI
HESIA DULSKA
MELA DULSKA
JULIASIEWICZOWA Z DULSKICH
LOKATORKA
HANKA
TADRACHOWA
Rzecz dzieje się w mieście.
Chwilę scena pozostaje pusta. Słychać za kulisami szłapanie pantofli. Z lewej (sypialnia małżeńska) wchodzi DULSKAw stroju niedbałym. Papiloty — z tyłu cienki kosmyk — kaftanik biały wątpliwej czystości — halka włóczkowa krótka, poddarta na brzuchu. Idzie, mrucząc — świeca w ręku. Stawia świecę na stole — idzie do kuchni.
Kucharka! Hanka! wstawać!... ( mruczenie w kuchni). Co? jeszcze czas? Księżniczki! Nie z waszym nosem, a już wstałam... Cicho kucharka — nie rezonować. Palić pod kuchnią. Hanka! chodź palić w piecu w salonie. A żywo!... ( idzie ku drzwiom na prawo). Heśka! Mela! wstawać! lekcye przepowiedzieć — gammy do grania... prędzej... nie gnić w łóżkach!... ( chwilę chodzi po scenie, mrucząc. Idzie do pierwszych drzwi na prawo — zagląda — łamie ręce, wchodzi do pokoju ze świecą ).
(HANKAbosa — spódnica ledwo zawiązana, koszula, kaftanik narzucony — niesie smolaki i trochę węgli. Przykuca przy piecu — rozpala — podciąga nosem — wzdycha. Wchodzi DULSKAzła).
Jak palisz? jak palisz? skaranie Boże z tym tłomokiem. Do krów, do krów, nie do pańskich pieców. Czego niszczysz tyle smolaków! Czekaj, ustąp się ty do niczego — ja ci pokażę ( przykuca sama i pali w piecu). Ruszaj zbudzić panienki, a jak nie zechcą wstać, to pościągaj kołdry. ( Hanka idzie do pokoju dziewcząt, Dulska pali w piecu i dmucha, jaskrawy płomień oświetla jej twarz tłustą i nalaną — wraca Hanka). Cóż panny? wstają?
Pościągałam kołdry. Panna Hesia kopnęła mnie w brzucho.
Wielka afera — zgoi się do wesela. ( Chwila milczenia).
Widzisz, jak się w piecu pali?
Proszę wielmożnej pani...
Ja o wszystkiem myśleć muszę. Niedługo przez was to zejdę do grobu.
Proszę wielmożnej pani! Ja chciałam prosić, że ja już od pierwszego pójdę sobie.
Co? jak?
Pójdę sobie.
Ani mi się waż. Ja za ciebie zapłaciłam w kantorze. Musisz dalej służyć. A to mi się podoba!
Ja dam na swoje miejsce.
Proszę wielmożnej pani, to... przez panicza.
A...
Tak... ja nie chcę — bo to...
Znowu?
Ciągle — a to to — a to tak... a ja przecież...
No — dobrze. Ja mu powiem.
Proszę wielmożnej pani — to na nic. Przecież wielmożna pani już nie raz, nie dwa mówiła, że mówiła...
No — ale teraz to pomoże.
Bo ksiądz mówił żeby odejść.
Ale ja księdza muszę słuchać.
Idź po mleko i po bułki.
Idę, proszę wielmożnej pani ( wychodzi).
Felicyanie! Felicyanie! wstawaj!... spóźnisz się do biura... ( idzie do drzwi sypialni córek). Hesia! Mela! spóźnicie się na pensyę...
Mamuńciu, tak zimno! troszkę ciepłej wody...
Jeszcze czego? Hartujcie się... Felicyan! wstajesz? Wiesz? ten błazen, twój syn, nie wrócił jeszcze do domu! Co? nic nie mówisz? naturalnie. Ojciec toleruje. Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Ale jak będą dłużki małe — nie zapłacę.
Proszę wielmożnej pani — stróż przyszedł o meldunki tych państwa, co się sprowadzili.
Idę! Hesia! Mela! Felicyan! a to śpiąca familia. No! no! z torbami poszlibyśmy, żeby nie ja... ( wchodząc do kuchni) Dlaczego stróż zostawia na dziedzińcu nową miotłę? Deszcz leje... ( zamyka drzwi. Głos ginie ).
(HESIA, MELAwybiegają ze swego pokoju — krótkie spódniczki jednakowe — barchanowe kaftaniki — włosy rozpuszczone — biegną do pieca — przykucają przed drzwiczkami).
Chodź! chodź!
Niema jej?
Niema — słyszysz przecież jak myje głowę stróżowi. Ha! jak miło ogrzać się trochę.
No! nie pchaj się — ja także...
Czekaj... poprawię. A teraz daj grzebień, to cię uczeszę.
Niech krzyczy. Ja się nie boję.
Ale ja się boję. To tak nieprzyjemnie, jak kto głośno krzyczy.
Bo ty jesteś sentymentalna. Ty się wdałaś w ojca. Lelum polelum...
Skąd ty wiesz, jaki jest ojciec? przecież ojciec nic nie mówi.
E! już ja wiem. Zresztą masz jego nos.
To dziwne.
Co?
Niby że dziecko podobne do ojca albo do matki. Jak to się dzieje?
A ja wiem! a ja wiem...
Niema głupich — nie powiem — ale wiem.
Kto ci powiedział?
Kucharka.
O! kiedy?
Wczoraj — jak mama poszła do teatru, a nas nie wzięła, bo to niemoralna sztuka. Poszłam do kuchni i tam Anna mi powiedziała! och! Melu!... och, Melu!... ( tarza się po dywanie, śmiejąc się).
Hesia! Ja myślę, że to grzech.
Co?
Mówić z kucharką o takich rzeczach.
Kiedy to prawda. Tak jest naprawdę.
No to co? Krzyczałaby — ona wiecznie krzyczy.
A mnie nie powiesz?
Nie. Nie chcę cię brać na swe sumienie. Nie gorsz malutkich!... ( Chwilę milczą. Hesia wstaje i na palcach idzie do sypialni Zbyszka — zagląda i wraca do pieca — w pół drogi spotyka ją Mela — siadają: Hesia na fotelu a Mela zaplata jej włosy w warkocze). No! zrób teraz ze mnie dziewczę z czarną kosą z pod wiejskiej strzechy...
To nie kręć się.
Wiesz! Zbyszko znów poszedł na lumpkę.
Niema go?
Niema. Coś bym ci powiedziała, ale przysięgnij się, że nikomu nie powiesz... nachyl się... Zbyszko lata za Hanką.
E... bo ty... co z tobą gadać!... no, powiedz sama, czy można z tobą gadać?
No, bo mówisz, że lata.
No — lata — czy zaczepia — czy kocha się — czy jak...
Och, Hesiu! Zbyszko?
No co? nie byłaś na Halce? nie wiesz jak to się dzieje? Panicz, no i nieszczęsna Halka gwałtem tu idzie... ( śmieje się serdecznie).
Ale to na scenie... potem, to było wtedy, jak takie kontusze nosili — ale Zbyszko... och, Hesiu!... ( wchodzi Hanka — klęka przy piecu).
O, Hanka!... ja się jej zapytam. Zobaczysz czy ja kłamię.
Hesiu! nie pytaj się — ja... proszę!...
Hesiu!... mnie czegoś przed Hanką wstyd ( milczenie).
No, to się nie będę pytać, ale ja widziałam wczoraj, jak on ją tu a tu szczypał.
A mówisz, że się w niej kocha.
No... no właśnie.
Przecież gdyby się w niej kochał, to by ją nie szczypał.
Wiesz co? ciebie pod klosz... no! no!
Za co, Hesiu, pod klosz.
Za twoją głupotę! ( chwila. Nagle) Ach! chciałabym wiedzieć, gdzie ten Zbyszko tak nocami chodzi?
Głupia jesteś... ( nagle do Hanki) Hanka! nie wiesz ty, gdzie tak panowie po nocach chodzą?
Skądże ja?...
No — tak, jak pan Zbyszko... do rana prawie codzień.
A no musi gdzieści...
Pytałam się go — mówił: na lumpkę — a kucharka śmiała się także i mówiła, że to do nocnych kawiarni. Ach, Boże! kiedy ja się już naprawdę czegoś porządnie dowiem! kiedy ja już będę duża! kiedy nie będzie przedemną tajemnic.
A ja tak wolę.
Co?
Nie wiedzieć o niczem. To tak jakoś miło. Ja wolę nic nie wiedzieć.
Tuman!...
Czego wy tu? co to? ubierać się... Hanka sprzątać... Mela gammy!... Felicyanie!... ( wpada do sypialni małżeńskiej).
Zostań jeszcze — już wicher przeleciał. Felicyanie!
Hesiu!...
Co? rodzicielka! e!... przesądy.
Hesiu! patrz, Hanka się śmieje.
No to co? Niech się śmieje? Cóż to ja nie mam własnego sądu? ( do Hanki) Czego się śmiejesz, idyotko? — sprzątaj! Albo czekaj. Byłaś kiedy w nocnej kawiarni?
Boś głupia. Kucharka była, jak była młoda. Mówi, że tam panowie siedzą, piją likiery i że tam bardzo wesoło. Kucharka mówiła, że tam są młode, ładne panny i że...
Cicho, Hesia! Jeszcze mama usłyszy. ( Hanka wychodzi).