Monologi umarłych - Katarzyna Lisowska - ebook

Monologi umarłych ebook

Katarzyna Lisowska

0,0
1,41 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka to drobny szkic. Występują w niej postacie m.in. historyczne, ale czy nie zwodzą nas? Co kryje się za nimi? Metempsychoza? Prosty język nie jest przypadkowy jak treść wyobcowana z życia rzeczywistych postaci. Jaki jest cel określonych stylizacji? Jakie są nawiązania intertekstualne? Jaki program manifestacyjny wobec wcześniejszych twórców prezentuje autorka? Jakie alternatywne modele świata i człowieka ukazuje? Co obnaża? Książka jest utworem wielowarstwowym. Skrywa program?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 27

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Katarzyna Lisowska

Monologi umarłych

© Katarzyna Lisowska, 2016

Książka to drobny szkic. Występują w niej postacie m.in. historyczne, ale czy nie zwodzą nas? Co kryje się za nimi? Metempsychoza? Prosty język nie jest przypadkowy jak treść wyobcowana z życia rzeczywistych postaci. Jaki jest cel określonych stylizacji? Jakie są nawiązania intertekstualne? Jaki program manifestacyjny wobec wcześniejszych twórców prezentuje autorka? Jakie alternatywne modele świata i człowieka ukazuje? Co obnaża? Książka jest utworem wielowarstwowym. Skrywa program?

ISBN 978-83-8104-030-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Nie Bóg,

nie człowiek, lecz sztuka

wybawi Cię od wszystkiego,

ale człowiek jak i sztuka

są od jednego Boga.

Na naszych zajęciach przyszło mi poznać gatunek literacki, jakim są rozmowy zmarłych. Tym samym ta książka mogła powstać.

Znaczenie napisanych tekstów

odkrywa się często w głosie jego twórcy,

kiedy wybrzmiewa swoje słowa,

ale w ustach innych,

bo jego zaniemówiły na wszystkie pozostałe epoki ziemi.

Plotyn

Tam, gdzie kończy się wrażliwość człowiecza

umiera państwo.

Wspólnota rozdrabnia się na grupy, pod grupy,

nic wreszcie z niej nie zostaje.

Wrażliwość ludzka obumiera.

Ludzie budują siedziby, które są jak pałace,

odgrodzone od siebie murem.

Wokół biegają złe psy. Zwierzęta stają się nawet milsze

ludziom niż oni sami, bowiem zachowują naturę plemienną,

mimo zindoktrynowanej tresury.

Zamieszkują obok siebie, ludzie, już nie z sobą.

Widok mają na nicość. Okala ich tylko własna skorupa

z kamienia. Wymrą jak dwa gatunki ludzkie,

jakie zamieszkiwały ziemię w jednym czasie.

Zginą w pojedynczym stadzie. W grupie A i w grupie B.

Silni i słabi. Wrażliwi i obojętni na siebie.

Zginą obie grupy, bo potrzebują siebie.

Ludzie potrzebują ludzi, by mieć po co oddychać.

By mieć po co budować. By mieć po co ogień rozniecać.

Ludzie umierają z przesytu. Obok ludzie giną z głodu.

Rozproszone, bezdomne stada okupują świątynie

z kamienia,

które pokryły trawę i zabetonowały niebo.

Dzieje się spektakl pogardy.

Człowiek szuka człowieka z latarnią zgaszoną nocą, aby go

nie spotkać. Ludzie, mordujecie siebie, by mordować.

Igrzyska śmierci. Człowiek jak mięso pada na arenie.

Dziwna to rzecz — martwy byt. Przyglądają mu się inni.

Nikt nie spieszy z pomocą. Ludzie są głusi na mowę ludzką.

Człowiek umiera obok człowieka. Nie ma kromki chleba.

Na śmietniku gnije wszystko. Zarosły nawet nasze sumienia!

Wszystko stało się teatrem, sztucznym bytem.

Nawet, kiedy umieram — staję się śmieszny, jak z komedii.

Nikt mi nie wierzy. Jestem człowiekiem. Nikt mnie nie słucha.

Jestem. Nikt mnie nie widzi. Ja, Plotyn, zaniechany przez

świat przez fakt robienia się zmarłym.

Spożywam samotnie swoją miłość. Do świata, do ludzi.

Wstyd mi. Wstydzę się siebie. Swojej martwej skorupki

czaszki. Zagrzebuję kostki palców swoich. Coraz głębiej.

Nie widać, że jestem. Żyję. Trwam. Wpływam na świat,

obcy mi. Mówią Plotyn — oto więc jestem. Staję się.

Stwarzam od nowa. Jestem tylko sobą, choć nie.

Jestem tym w świecie, co poznano we mnie.

Nie mogę nikim więcej się stać.

Człowieczy los jest snem. Nie mogę obudzić się ze swojego.

Nie mam ciała, a wstydzę się nadal, jakbym je posiadał,

bo dla świata jestem wciąż tylko ziemskim Plotynem.

Jestem Plotynem, który dotarł do swojego punktu

ostatecznego na ziemi. Nie jestem już Plotynem z plam krwi

i kości.

Nie mam wpływu na dzieło życia. Istnieje na ziemi

już nie mną. Rozwijam się dalej. Zmieniam poglądy,

ale mam wpływ na świat tylko poprzez martwą materię.

Ślady po niej — decydują tam o tym, kim jestem.

Żyję w rozdwojeniu. O głupoto ludzka!

Zaglądają w skorupę ślimaczą!

Czego tam szukacie?

Ślimak zostawia dom swój, by podążać dalej!

Oto dziś jestem ślimakiem. Zwijam się jego nicością,

ale żadna próżnia nie nastaje.

Wstydzę się. Chodzę dalej w ukryciu.

Wstydzę się natury ludzkiej, pełnej żądzy.

Gdyby