Mój przyjaciel bocian - Tom Justyniarski - ebook + książka
PROMOCJA

Mój przyjaciel bocian ebook

Tom Justyniarski

0,0
8,45 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 9,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Mój przyjaciel bocian” – Bociek Józio i jego złamane skrzydło oraz chłopiec Piotruś Gniazdo i ich spotkanie... tak zaczyna się opowieść. Dlaczego to niezwykła historia? Bo wydarzyła się naprawdę... i może przydarzyć się także Wam. Ta książka to dowód na to, że „Zwierzęta to nasza prawdziwa rodzina”, a „Pomaganie zwierzętom przynosi szczęście”.

1. Dom Gniazdów
2. Bocianowi na pomoc
3. Zwierzęta czują tak samo jak ludzie
4. Lekarze, ale na niby...
5. Józio i ja
6. Zwierzęta to nasza rodzina
7. Naucz mnie latać, mój nowy tatusiu

 

„Trylogia o miłości do zwierząt” – to cykl trzech nowych opowieści o następujących tytułach: „Kocie troski”, „Królowie życia” i „Mój przyjaciel bocian”. Autor jest obrońcą zwierząt i uratował około 1000 zwierząt, a książki napisał na podstawie swoich prawdziwych przygód ze zwierzętami. Główni bohaterowie ratują zwierzęta, a tym samym zmieniają świat na lepszy. Książki te uczą miłości, akceptacji, tolerancji i szacunku. Polecane są przez wybitnych psychologów jako obowiązkowe!

 

 

Tom Justyniarski napisał lekturę szkolną „Psie troski”, a teraz „Trylogię o miłości do zwierząt”, po to, aby ludzie lepiej rozumieli i szanowali zwierzęta.
Jego książki okazały się hitem i są uwielbiane przez czytelników na całym świecie. To ewenement w skali nie tylko naszego kraju. Na „Amazonie” Tom Justyniarski występuje pod pseudonimem literackim: „Tom Just” i czytają go Amerykanie, Anglicy oraz Japończycy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 47

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tom Justyniarski

Mój przyjaciel bocian

Część III Trylogii o miłości do zwierząt

© Copyright by

Tom Justyniarski & e-bookowo

Projekt okładki: Daria Janiak

ISBN 978-83-7859-757-5

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2016

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

1. Dom Gniazdów

Nazywam się Piotr Gniazdo i mam jedenaście lat. Wszyscy w domu mówią do mnie „Piotruś”, a chłopaki w szkole przezywają mnie „Gniazdko”. Zresztą, pewnie nie przez przypadek mamy takie nazwisko. Moi rodzice nauczyli mnie, że nasze gniazdo rodzinne jest dla nas najważniejsze. A dlaczego tak jest i kto może należeć do naszego gniazda? Zaraz się o tym przekonacie. Opowiem wam moją historię.

Bardzo kocham moją rodzinę i jestem bardzo dumny z moich rodziców: moja mama Dusia Gniazdo jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Ma przepiękne, długie, rude włosy zawsze zwinięte w kok. Lubi się stroić, zawsze pięknie wygląda i zawsze jest ostoją miłości. To ona w naszym domu jest od rozpieszczania, przytulania, całowania i mówienia „skarbie” i „moje kochanie”. Mój tata to Grześ Gniazdo. W rzeczywistości ma całkiem inaczej na imię, ale lubi, jak się do niego tak wszyscy zwracają. Jest najmądrzejszy na świecie i wszystko potrafi wytłumaczyć. Lubię, jak zrobi coś z niczego i przybije „piątkę”, a kiedy zepsuje się zabawka, od razu ją naprawi.

Ja natomiast bardzo kocham zwierzęta. Uwielbiam zamykać się w moim pokoju i czytać książki o zwierzętach. Lubię bawić się z moim małym pieskiem chihuahua o imieniu Luki. Hm. Skoro my wszyscy nazywamy się Gniazdo, to na pewno on nazywa się Luki Gniazdo. Tak, niech od dzisiaj będzie to Luki Gniazdo. Ha ha ha. Zabawne, czyż nie?

Właśnie zaczęły się wakacje i zaczęliśmy pakować się na wyjazd nad morze. Kocham wyjazdy. Zawsze towarzyszy im radość. No i jest dużo mniej obowiązków niż normalnie, a więcej przyjemności. Tego dnia też wszyscy byliśmy podekscytowani. Było tak jakoś inaczej. Tak jakby świątecznie. Zawsze wyjeżdżamy razem w tym samym składzie, we czwórkę: tata i mama, ja i mój pies Luki... przepraszam – Luki Gniazdo. U nas w domu każdy pakuje swoje rzeczy. Mama i tata swoją walizkę. Ja pakuję do plecaka swoje rzeczy, no i oczywiście rzeczy Lukiego.

– No Piotruś, kochanie, czas się pakować! Powiedz, co chciałbyś zabrać ze sobą. Możesz sobie wybrać każdą rzecz, na jaką masz ochotę – powiedziała mama.

Zawsze mam chęć zabrać wszystko, więc propozycja mamy bardzo mnie ucieszyła. Ale… potem okazuje się, że połowa rzeczy na wyjeździe jest niepotrzebna. Długo zastanawiałem się więc nad tym, co chcę zabrać ze sobą tym razem. Patrzyłem na mój pokój, w którym było niemal wszystko...

– Mam tyle rzeczy, że nie wiem, co wybrać, mamusiu.

– Jedziemy nad morze. Myślę, że letnie rzeczy i coś do pływania.

Podpowiedź mamy rzeczywiście była przydatna.

W tym samym momencie tata, nucąc sobie piosenkę, wyrzucał swoje ubrania z szafy na walizkę.

– Gdybym był na twoim miejscu, wziąłbym tylko kąpielówki dla ciebie i kąpielówki dla Lukiego – zażartował tata.

Nagle zauważyłem, że nasz mały Luki utyka.

– Mamo! tato! zobaczcie, Luki kuleje!

– Rzeczywiście coś mu się stało w łapkę, pewnie na coś ostrego nadepnął – pochylił się nad nim tata. – Chodź piesku, zobaczymy – wziął Lukiego na ręce.

Pies miał podwiniętą do góry tylną łapę i bez przerwy ją sobie lizał.

– Nic nie widać – powiedział tata, oglądając dokładnie łapę.

– Ojej. Co to będzie? A czy może z nami jechać, jak jest chory? – spytałem zmartwiony.

– Jesteśmy rodziną, więc jedziemy razem. Przecież tam też w razie czego jest weterynarz – rozwiał moje wątpliwości tata.

– Teraz weź go na ręce, przytul. I daj mu dużo miłości – dodała mama jak jakaś czarodziejka, która zna magiczne sposoby na wszystko.

Nie rozumiałem i popatrzyłem na nią zdziwiony.

– No przecież rozumem go nie wyleczysz, tylko miłością, synku.

– Miłością?

–Tak, miłością przywrócisz go do zdrowia.

– Miłość jest najważniejsza. Leczy wszystko. Zobaczysz, zaraz wydobrzeje.

Wziąłem na ręce Lukiego i usiadłem na łóżku. Zacząłem głaskać pieska. I nadal z niepokojem myślałem:

– Jak to teraz będzie? Czy wydobrzeje? Czy pojedziemy na wakacje? Oddany i kochany towarzysz to największy skarb... Ale mama na pewno wie, co mówi. Oby tak było. Na pewno tak będzie. Zresztą nigdy nie mam swojego zdania. Jestem na tyle jeszcze mały i mogę nie mieć swojego zdania, ale muszę słuchać rodziców, bo oni zawsze mają rację... Mój kochany piesek – zacząłem go tulić do siebie.

– Mama ma rację. Pojedziemy! – uśmiechnąłem się sam do siebie i cmoknąłem psiaka w główkę.

I rzeczywiście tak się stało. Wieczorem Luki biegał już normalnie. My byliśmy już spakowani i jedliśmy kolację w jadalni. Wszyscy byliśmy w bardzo dobrym nastroju.

W tym momencie w salonie zadzwonił telefon. Odebrał go tata. Gdy skończył rozmowę, podszedł do nas i powiedział bardzo poważnie:

– Słuchajcie, kochani! Dzwoniła sąsiadka dziadka z Mazur, że młody bocian wypadł z gniazda. Nikt nie chce mu pomóc, bo weekend. Urząd gminy zamknięty, azylu dla ptaków tam nie ma, a strażacy zajęci. Trzeba jechać go ratować. Powiedziałem, że najszybciej jak to możliwe wyjadę z domu. To tylko dwie godziny drogi. Zawiozę go tylko tam, gdzie trzeba i wrócę w nocy. Jutro punktualnie o dziewiątej rano wyjeżdżamy nad morze. Bądźcie gotowi...

– Ale jak to się stało, kochanie? – zaczęła dopytywać mama.

– Nie wiem za wiele. Wiem tylko, że wypadł z gniazda i prosiłem, aby sprawdzili, czy się nie połamał. Mają go zanieść do stodoły – powiedział tata. – Muszę zawieźć go do azylu po drodze i tyle.

– O rany. Mus to mus. Tylko żebyś się wyspał przed jutrzejszym wyjazdem, przed nami długa droga – zatroskała się mama.

– Bądź spokojna. Poradzę sobie.

– Tato, zabierz mnie ze sobą, proszę.

– Synku, zaraz noc, a jutro jedziemy. Musisz się wyspać.

– Proszę, proszę, proszę. Ja chcę jechać z tatą. Mam wakacje. Jestem już duży. Zresztą odeśpię w samochodzie.

Tata z mamą spojrzeli na siebie. A ja zamilkłem, ale prosiłem ich nadal... swoim niewinnym, błagalnym wzrokiem.

– W sumie mi będzie raźniej. Niech się chłopak czegoś nauczy – stwierdził tata.

Huraaaa!

– Chodź synku, jedziemy, nie ma na co czekać. Zabierz grubszą bluzę, bo może być chłodno. A jak Luki?

– Luki już dobrze, dzięki, tato – pobiegłem schodami po bluzę.

Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie i byliśmy na trasie w kierunku Mazur.