Mój Chłopak Demon. Inni. Tom 1 - Dragona Rock - ebook

Mój Chłopak Demon. Inni. Tom 1 ebook

Dragona Rock

4,1

Opis

„Mój Chłopak Demon” to pierwszy tom serii Inni.

To historia Marielle (12 lat) i Dantego (13 lat), którzy są odrzuceni w pewien sposób przez społeczeństwo. Ich samotność wydaje się całkiem inna, lecz dzieci po pewnym wydarzeniu zaczynają czuć, że by znaleźć akceptację, potrzebują do tego siebie nawzajem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 89

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (40 ocen)
24
3
8
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Asiorek71

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




Dragona Rock

Mój Chłopak Demon

„InnI” Część 1

Ilustratorvitasunny Fotolia

© Dragona Rock, 2017

© vitasunny Fotolia, ilustracje, 2017

„Mój Chłopak Demon” to 1 część historii osadzonej w świecie „Innych”. Opowiada ona historię Marielle (12 lat) i Dantego (13 lat), którzy są odrzuceni w pewien sposób przez społeczeństwo. Ich samotność wydaje się całkiem inna, lecz dzieci po pewnym wydarzeniu zaczynają czuć, że by znaleźć akceptację, potrzebują do tego siebie nawzajem…

ISBN 978-83-8126-207-1

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rozdział 1

Marielle

Świat był pełen dziwactw. Ja jednak nie wiedziałam o tym, dopóki nie pojechałam do Irlandii, gdy miałam dwanaście lat.

Byliśmy na wakacjach… a przynajmniej ja tak myślałam, dopóki moi rodzice nie oznajmili, że tu zostajemy.

Pewnie sądzicie, że byłam smutna — no cóż, byłam, ale to tylko dlatego, że zostawiliśmy babcię w Polsce, a ja bardzo ją kochałam. Poza nią i rodzicami, właściwie nie miałam nikogo.

Dlaczego tak było? No cóż, to nie dlatego, że się nie starałam, bo się starałam. Zawsze byłam otwartym dzieckiem, łatwo nawiązywałam kontakt… to z utrzymaniem go miałam problem.

Im dłużej ludzie mnie znali, tym czułam, że bardziej się ode mnie oddalają. Aż w końcu słyszałam te słowa:

— Jesteś dziwna, nie lubię cię!

Czy naprawdę byłam tak odpychająca? Co było we mnie takiego, że wszyscy ode mnie uciekali, lub nawet nie chcieli ze mną rozmawiać?

Dlatego właśnie nie tęskniłam za Polską. Nie było tam nikogo, kto chciałby, bym została.

Wprowadziliśmy się do niedużego domku na jakiejś wsi. Rodzice zawsze chcieli mieszkać w takim mieszkać, a i mnie się tam spodobało.

Jednak czekała mnie szkoła, którą miałam zacząć zaraz po wakacjach. Nie miałam problemów z językiem — mój tata stąd pochodził i uczył mnie go od najmłodszych lat, więc byłam dwujęzyczna.

Kiedy nadszedł ten pierwszy dzień i weszłam do klasy uśmiechnięta, miałam nadzieję, że mi się uda. Nowy kraj, nowy start.

I z początku było fajnie. Wydawało mi się, że nawiązuję z kimś kontakt, lecz wkrótce znów usłyszałam to słowo: „Dziwna”.

Dlaczego? Czy to dlatego, że lubiłam różne historie? Że interesowałam się mangą, że uwielbiałam różne legendy? Czasami miałam wrażenie, że lepiej dogadałbym się z prawdziwym demonem, niż z drugim człowiekiem.

W końcu nadeszła ta sama chwila, co w szkole, w mieście, w którym mieszkałam.

W klasie utworzyły się grupki. Lecz ja nie należałam do żadnej z nich.

„Znowu” — słyszałam samą siebie, siedząc z tyłu klasy, i patrząc przez okno pustym wzrokiem. — „Znowu jestem sama”.

Kiedy tamtego dnia zadzwonił dzwonek kończący lekcje, czekałam na mamę na huśtawce na placu zabaw z przodu szkoły. Wiele dzieci tak jak ja czekało na nim na rodziców, jednak nikt do mnie nie podchodził, gdyż sami bawili sie we własnych grupkach. Słyszałam ich podszepty na swój temat. Słowo „dziwna” padało co chwilę z ich ust.

Moje ręce w pewnym momencie zacisnęły się na łańcuchach huśtawki zaskoczyłam z niej i zawołałam:

— Odczepcie się ode mnie!

I wybiegłam ze bramę szkoły.

Prosto na ulicę.

Widziałam, jak spanikowany kierowca próbuje mnie ominąć, lecz ja stałam skamieniała, oszołomiona przez strach.

Dopóki ktoś nie złapał mnie mocno i wylądowałam na ziemi.

Otworzyłam oczy — bolała mnie noga, ale nic poza tym mi nie było. Jak podniosłam wzrok zobaczyłam, że leżę na chłopcu z klasy wyżej. Wszystkie dziewczynki w szkole wzdychały do niego, bo był śliczny, tajemniczy i z tego co wiem, jego rodzice byli bogaci. Ja jednak byłam przestraszona, bo mimo, że czułam, że mnie nadal trzyma, to nie otwierał oczu.

— Dob… — zaczęłam, ale on w tym momencie mocno otworzy oczy.

Aż się zaczerwieniłam, widząc po raz pierwszy z bliska tak piękne, zielono-niebieskie oczy.

— Czyś ty oszalała! — nagle wydarł się na mnie. — Prawie zginęłaś!

— Ja… — zaczęłam i poczułam w końcu łzy — szok i adrenalina odeszły. — Przepraszam… przepraszam — chlipałam, a on nagle zaczął głaskać mnie po głowie, aż zaskoczona uniosłam zapłakany wzrok.

— Dobrze, już dobrze — powiedział i odetchnął. — Tylko nie rób takich rzeczy więcej — poprosił.

Spuściłam wzrok.

Jego ręka od razu znieruchomiała na mojej głowie.

— Obiecaj — powiedział.

Nie chciałam obiecywać. Bo czułam, że tak będzie jeszcze nie raz.

— Ob… — nagle urwał, bo zostaliśmy otoczeni.

Moja mama zdjęła mnie z niego i uścisnęła płacząc, a jego widocznie podniósł ojciec.

— Dante, synu, dobrze się czujesz?

— Tak tato.

— A ty Marielle? Córeczko? — mama płakała.

— Tak… D… Dante mnie uratował — wyznałam, na co ona zaczęła mu od razu dziękować.

— Nic nie zrobiłem proszę pani — powiedział skromnie. — Tylko ją zabrałem z ulicy. A ty — wskazał na mnie nagle palcem. — Masz teraz u mnie dług.

Wtedy byłam zaskoczona tymi słowami i tak naprawdę nie miałam pojęcia, co będzie się z nimi wiązało.

Rozdział 2

Marielle

Kiedy następnego dnia przyszłam do szkoły, inni patrzyli na mnie, jakby nie wiedzieli, co zrobić — ci w mojej klasie byli wyraźnie zmieszani, bo wiedzieli, że to przez nich niemal wpadłam pod samochód. Jednak nikt ze mną nie rozmawiał — odwracali tylko zawstydzeni wzrok.

A przynajmniej do pierwszej przerwy.

— Hej, hej, ty jesteś Marielle, prawda? To ciebie uratował Dante?

— Yyy… — zmieszana nie wiedziałam, co robić, ani gdzie podziać oczy. Byłam otoczona chyba wszystkimi dziewczynami z części gimnazjalnej.

— On jest taki boski! — zaczęły się rozpływać. — Jest w pierwszej gimnazjum, a to takie ciacho… — mówiła to bez wątpienia dziewczyna z ostatniej klasy gimka.

Nagle na dworze rozległy się piski jak w jakimś filmie i tamte zostawiły mnie, by pognać do bramy. Zerknęłam przez okno i zobaczyłam, że to owe „boskie ciacho” przyszło do szkoły.

Normalnie traktowali go jak jakiegoś bożyszcza, albo gwiazdę filmową.

Przyglądałam sie chwilkę.

Mimo, że wyraźnie to on przyjął na siebie cały impet naszego upadku, szedł normalnie, bez problemu — podczas gdy ja miałam zwichniętą kostkę i szłam o kuli.

Zerkałam za nim cały dzień, próbując znaleźć okazję, by mu podziękować. Zawdzięczałam mu życie — nie mogłam tak po prostu tego zignorować.

Uratował mnie. Mnie — największe szkolne dziwadło.

Kogoś, kto dla wszystkich nie był nawet wart cichych słów przeprosin.

Mijał dzień, a ja czułam się coraz bardziej bezsilna — cały czas był otoczony innymi ludźmi. Nie miałam nawet jak do niego podejść.

Zaskoczona jednak, zaraz na drugiej przerwie, coś zauważyłam, tak próbując chyłkiem wyczuć moment, by to zrobić.

Było widać, że mimo, iż wokół niego było pełno ludzi, on wyraźnie ich ignorował — wyglądało to, jakby myślał „gadajcie sobie co chcecie, mnie to i tak nie interesuje”, albo nawet: „Boże, róbcie co chcecie i się odczepcie w końcu”.

Podejrzewałam, że była to jedna z tych rzeczy, które powodowały, że był taki tajemniczy i zarazem przez to tak ludzie się koło niego kręcili — słowa „intrygujący bad boy” pojawiły się w mojej głowie.

Kiedy w końcu skończyły się lekcje, byłam już zmęczona i sfrustrowana. Nie udało mi się go złapać, do tego pewnie już dawno pojechał do domu — jego fanki w pewnym momencie znikły.

— Cholera — powiedziałam po polsku, gdy jeszcze na dodatek torba zaczęła mi ciążyć na ramieniu.

Naprawdę źle się chodzi z plecakiem na ramieniu, gdy się ma skręconą kostkę i łazi o jednej kuli.

Stanęłam i próbowałam ją poprawić — wiedziałam, że nie ma sensu pytać kogokolwiek o pomoc, bo i tak bym jej nie otrzymała.

Wtedy usłyszałam:

— Nie masz języka? — I zdjęto mi torbę z ramienia. — Cholera, co ty tam masz? Cegły?

Obróciłam głowę i zobaczyłam Dantego.

— Co się tak dziwnie patrzysz? — zapytał.

Zamrugałam zaskoczona i palnęłam:

— Gdzie twoja świta?

— Świta? — zapytał, wyraźnie rozbawiony. — Chodzi ci o tych natrętów? Zgubiłem ich — wyznał z chytra miną. — Pewnie siedzą nadal pod męskim kiblem i czekają aż wyjdę.

Ruszył do przodu z moim plecakiem, ale zaraz przystanął i spytał:

— Idziesz?

Zaskoczona bez słowa poczłapałam za nim, idąc trochę z tyłu, ale w pewnym momencie zwolnił i się zrównaliśmy.

— Gdzie twój plecak? — zapytałam.

— W łazience — znów ten chytry uśmiech. — To da nam jakieś piętnaście minut, nim się połapią, że mnie tam niema.

Zamrugałam z wrażenia.

— Po co zwiałeś? — nie pojmowałam. — Chyba nie po to, żeby tu przyjść… — zamilkłam, oszołomiona samym tym, że wpadło mi coś takiego do głowy.

— Sorki, na pewno nie dlatego, co ja gadam — zaczęłam spanikowana, stojąc przerażona w miejscu.

Znowu, znowu się dziwnie zachowuję. On zaraz…

Poczułam, jak podnosi mi brodę, i napotkałam jego oczy.

— A nawet jeśli, to co? — zamrugałam na tę szczerość. — Widziałem cię na każdej przerwie — wyznał — ale nie podchodziłaś, to sam się pofatygowałem — jego wzrok nagle stał sie ciemny, a uśmiech… — Chyba masz mi coś do powiedzenia, prawda?

Aż przełknęłam ślinę. Wyglądał jak jakiś złośliwy chochlik skrzyżowany z elfem.

— T-tak! — zawołałam, przypominając sobie wszystko — Dziękuję. Bardzo dziękuję. Uratowałeś mi życie, chciałam ci podziękować cały dzień ale…

Wtedy przybliżył bardziej twarz, ciągle trzymając moją brodę.

— C-co się stało? — zapytałam trochę podenerwowana.

Wtedy uśmiechnął się, ale nie był to serdeczny uśmiech. Był to uśmiech pełen rozbawienia.

— Myślisz, że takie przeprosiny wystarczą?

Moje powieki znów opadły i uniosły się.

— A co mam jeszcze zrobić? — zapytałam, czując nagle podejrzliwość. — W lekcjach ci nie pomogę, a tym bardziej…

— Mam pewną myśl, ale pogadamy o niej później.

Wtedy poczułam, jak zmrużają mi się oczy.

— Co ty knujesz?

Wtedy jego uśmiech — czułam, że mimowolnie, ale jednak — poszerza się.

— Ktoś tu chyba nie jest taką myszką, za jaką wszyscy ją biorą.

Wtedy mnie puścił i wyprostował się.

— Chodź. Twoja mama pewnie już na ciebie czeka.

Skołowana poszłam za nim.

I faktycznie, jak wyszliśmy przed budynek, mama juz czekała.

Byłam pewna, że Dante odda mi plecak i wróci do szkoły, by nikt go nie zauważył, on jednak poszedł dalej, i odprowadził mnie do samochodu.

— Och, to ty — mama wyszła z samochodu i jeszcze raz mu podziękowała.

— Niech pani nie dziękuje — poprosił. — Mam jednak do pani prośbę. Czy przywiozłaby pani Marielle do domu moich rodziców? Wiem, że ma problemy z matematyką i z chęcią jej pomogę.

Patrzyłam na niego z rozdziawioną gębą i miną osła.

— Och… oczywiście, każda pomoc się jej przyda. — I zaczęła ubolewać nad moimi stopniami.

— Proszę, tu jest adres — wyciągnął skądś karteczkę. — Może być szesnasta?

— Oczywiście — mama była wyraźnie szczęśliwa.

A ja nie wiedziałam, co myśleć.

Mama poszła usiąść za kierownicę, a ja chciałam otworzyć drzwi od samochodu. Te jednak otworzyły się przede mną ze słowami:

— Proszę aniołku.

Kiedy zobaczyłam jego psotny uśmiech, bez słowa wsiadłam, a on zamknął za mną drzwi. Zapukał jednak zaraz w szybę, którą mama skwapliwie odsunęła w dół.

— Do zobaczenia — powiedział, a ja tylko kiwnęłam głową.

Kiedy odjeżdżałyśmy, mama zasypywała mnie zaskoczona pytaniami.

Pytaniami, na które sama nie znałam odpowiedzi.