Mocarz - Stanisław Brzozowski - ebook

Mocarz ebook

Stanisław Brzozowski

0,0

Opis

Media „poza dobrem i złem”, a także „poza lewicą i prawicą” — odwieczny polski spór, który okazuje się dekoracją dla personalnych rozgrywek. Okopy Świętej Trójcy przeciw Światłym Modernizatorom. Kraj Redaktorów Naczelnych i tropicieli Prawdy o Przeszłości. To wszystko Stanisław Brzozowski opisał już ponad 100 lat temu, a nienawistny mu „krzepiciel serc” Henryk Sienkiewicz przyznał mu za to nagrodę w konkursie dla młodych dramaturgów. W Mocarzu widzimy polityczny spektakl, w którym nie chodzi o tradycję ani o nowoczesność, a jedynie o wpływy — środowisk, koterii, grup interesu. Wszechmoc spektaklu medialnego nie bierze się bowiem ze złych charakterów — Brzozowski nie pyta o to, czy Mirski bądź Walczak to kanalie, czy ludzie zacni. Pokazuje problem w zalążku zjawiska, które kilkadziesiąt lat później opisywali krytycy nowoczesnego kapitalizmu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 110

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stanisław Brzozowski, Mocarz. Sztuka w trzech aktach, Warszawa 2008

© Copyright for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2008

© Copyright for the Preface by Michał Sutowski, 2008

© Copyright for the Illustrations by Paweł Althamer & Fundacja Galerii Foksal, 2008

Marta Piwińska, Brzozowski młody i młodopolski, copyright © by Marta Piwińska, 1976

Maria Prussak, Krótka historia Mocarza, copyright © by Maria Prussak, 1976

Wydanie pierwsze (w tej edycji)

ISBN 978-83-64682-54-4

Redakcja: Marcin Hernas

Korekta: Zespół

Projekt okładki i makieta: Twożywo

Ilustracje: Paweł Althamer

Łamanie: Marcin Hernas / osobne

Podziękowania dla Fundacji Galerii Foksal

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

ul. Chmielna 26 lok. 19

00-020 Warszawa

tel. +48 (22) 828 11 66

[email protected]

www.krytykapolityczna.pl

Seria Kanon, t. 4

Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

wstęp: michał sutowski

ilustracje: paweł althamer

wydawnictwo krytyki politycznej | warszawa 2008

WSTĘP

MICHAŁ SUTOWSKI

Przemoc słów bywa nieraz gorsza niż przemoc pięści bądź pistoletu.

Heinrich Boll

Co odróżnia literaturę politycznie zaangażowaną od zwykłej publicystyki? Pytanie to często zadają jej zdeklarowani przeciwnicy i natychmiast udzielają sami sobie odpowiedzi. Nic albo prawie nic – mówią – każdy tekst, który wikła się w spór polityczny, niechybnie straci na znaczeniu, gdy choć trochę zmieni się układ na politycznej szachownicy. Każdy płomienny wiersz czy rewolucyjną powieść spotkać musi los przedwczorajszego wydania gazety. Niejeden człowiek lewicy odpowiada wtedy, że takie myślenie to wyraz zwykłej mieszczańskiej obłudy, która strach przed zmianą skrywa za frazesami o autonomii kultury. Spór ten toczy się od dziesięcioleci; jego dzisiejsza odsłona bierze się głównie z tendencyjnego wypaczenia pojęć w dyskursie publicznym. Zrównanie w świadomości potocznej pisarstwa zaangażowanego z doraźną publicystyką to sukces konserwatystów, porównywalny chyba tylko z zadomowieniem się w języku „dziecka nienarodzonego” na określenie płodu. Mimo to faktem jest, że utwory doraźnie publicystyczne starzeją się szybko, a o wartości tekstu politycznego zaświadcza między innymi wykroczenie poza bieżący kontekst. Dlatego właśnie pytanie o aktualność tekstu, choć razi trywialnością i szkolnym charakterem, niczym odwieczne „co poeta chciał przez to powiedzieć?”, musi w przypadku utworów politycznych zostać postawione. Mocarz to utwór polityczny, i to w najbardziej radykalnym tego słowa znaczeniu – uwikłany w epokę, w której powstał, stawiający diagnozę, w domyśle wołający o zmianę. Powstał przeszło sto lat temu, w realiach innego państwa, ustroju, kwestii społecznych i krążących idei – co zatem czyni go aktualnym? Co sprawia, że świat, o jakim pisze Brzozowski, przypomina naszą rzeczywistość? Jakie obecne w Mocarzu intuicje na temat społecznych i kulturowych realiów pozwalają nam lepiej opisać (a potem zmienić!) świat, w którym żyjemy?

Powierzchownych analogii i podobieństw akcji dramatu do życia politycznego Polski, obecnych w nim sporów, dominujących opinii i zachowań, znajdziemy aż nadto. Poczynając od głównych osób dramatu, a precyzyjniej, firmowanych przez nie środowisk: rywalizacja dzienników „Przyszłość” i „Ognisko Rodzinne” w dość oczywisty sposób reprezentuje „odwieczny” spór Oświeconych Modernizatorów z Okopami Świętej Trójcy, „nowoczesności” z „tradycjonalizmem”, ze wszelkimi towarzyszącymi tym sporom stereotypami. Dom Mirskiego stanowi karykaturalny wręcz przykład konserwatywnej sielanki: „Pani Mirska siedzi w fotelu z szydełkową robotą”, a w kryzysowej sytuacji przygotowuje mężowi herbatę, którą „przyszle przez służącą”, bo musi się jeszcze „zakrzątnąć koło gospodarstwa w kuchni”. Modernizator Walczak prowadzi oczywiście burzliwe życie erotyczne. Trzydzieści lat później o tych „różnicach kulturowych” pisał z ironią Antoni Słonimski w „Kronikach tygodniowych”: „Gdy p. Piasecki [redaktor naczelny faszyzującego tygodnika „Prosto z mostu”] modli się do Norwida – my leżymy na otomanach w domu publicznym i czytamy «Bołdelera», gdy co wieczór p. Piasecki ubrany w ryngraf i skrzydła husarskie śpiewa przed zaśnięciem Bogurodzicę – my pijani w sztok opowiadamy sobie świństwa o Sobieskim i modlimy się do Ksawery Deybel”. Stereotyp nie tracił na znaczeniu przez całe dekady, w kolejnych fazach polskiej historii mamy walkę w podobnych kategoriach: „Wiadomości Literackie” i „Prosto z mostu”, lewicę KOR-u i kółka bogoojczyźniane, Adama Michnika i rycerzy Ciemnogrodu Wywody Mirskiego o przeszłości Walczaka („Błoto, którym Pan Walczak innych obrzuca, czerpie on z własnej duszy”) przypomina poetykę licznych artykułów z czasów minionych i obecnych – demaskujących tajemne powiązania z wywiadami NRF i Izraela, dygnitarskie bądź żydowskie pochodzenie, ewentualnie fakt podpisania lojalki przez politycznego przeciwnika. Zresztą styl odpowiedzi redaktora „Przyszłości” („Ja nie jestem obowiązany udzielać wyjaśnień z potwarzy…”) niewiele się różni od replik, jakich dziennikarzom i posłom udzielał po zamachu majowym Piłsudski, a po nim inni – choćby odpowiadając komisji śledczej, w bliższej nam epoce. Natrętna moralistyka i wyrażanie nadziei na detronizację „nieskazitelnych Katonów” poprzez demaskację ich niecnej przeszłości nie stanowi zresztą polskiej specyfiki – w końcu noblista Gunter Grass nie raz przeczytał o sobie jako o upadłym autorytecie, któremu młodzieńczy epizod służby w SS odbiera legitymację do mentorskiego pouczania własnego narodu. Obok prasowych nagonek i rytualnych sporów jest jeszcze jedna (nie tylko) polska patologia – inteligencka pogarda dla motłochu wciąż trzyma się mocno, choć może nabrała subtelniejszych barw. Górecki i Walczak ze swymi poglądami na temat tłumów zebranych pod oknem ich redakcji („Podła zgraja”, „Skarcone zwierzę przywarowało do nóg swemu panu”) wprost antycypują ów „snobistyczny inteligencki salon”, o którym pisze Cezary Michalski we wstępie do Głosów wśród nocy Stanisława Brzozowskiego, salon „upajający się własną postępowością i miłością do polskiego ludu, dostający orgazmu na wspomnienie Żeromskiego, po czym uciekający z krzykiem, kiedy ktoś im realnie ten lud pod okna przyprowadzi”.

Wszystkie te analogie, jakkolwiek efektowne, nie wykraczają poza horyzont obserwacji potocznej – zamiarem Brzozowskiego nie była zaś błyskotliwa karykatura polskich przywar, lecz diagnoza i terapia rodzącej się w bólach epoki nowoczesnej. Mocarza trudno czytać w oderwaniu od kontekstu jego powstania, od ideowych sporów współczesnych sztuce. Marta Piwińska, w tekście zamieszczonym na końcu niniejszej książki, interpretuje dramat Brzozowskiego jako jedną z pierwszych prób literackiego przedstawienia stanu rzeczy, w którym „znika bez śladu wszystko, na czym życie swe opieramy […], pozostaje tylko obłęd, ból i strach tam, gdzie przed chwilą jeszcze zdały się królować rozsądek, spokój, moralność […]” – a zarazem, wieszczy Brzozowski, „nadejdzie chwila, gdy każdy będzie musiał zajrzeć w oczy czyhającemu pod naszym pozornie pewnym siebie życiem obłędowi”. Tym samym autor Mocarza, na piętnaście lat przed Maksem Weberem, formułuje postulat „mężnego spojrzenia w najsurowsze oblicze epoki”, które zaowocować musi rozstaniem z iluzjami. Brzozowski w zasadzie dezawuuje dominujący wówczas nietzscheanizm. Notorycznie powołują się nań publicyści „Przyszłości”, ideą nadczłowieka bombarduje Walczaka jego ekskochanka Hilda, on sam jednak „wyznaje” Nietzschego w sposób karykaturalnie zwulgaryzowany, protofaszystowski nieomal. Kiedy mówi: „A jednak stoicie drżący, by na wasze ręce nie padła kropla łez lub co gorsza – krwi! Trudno – życie, widzicie, z łez i krwi się składa. Kto chce coś zdziałać, musi, zakasawszy rękawów, po łokcie zanurzyć ręce w tej bólem drgającej miazdze” – poraża podobieństwo do słów nazistowskiego motta: „Łatwo dokonywać szlachetnych czynów dla ojczyzny, nawet oddać dla niej życie; prawdziwym bohaterstwem jest jednak wykonywanie dla niej brudnej roboty: zabijanie i torturowanie, wzięcie całego ciężaru zła na siebie”. Karykaturalnie ukazana filozofia życia nie jest zatem poważną propozycją: „Ja jako idea – to fikcja. Ale po filozofii życia nie jest już możliwe służenie idei, która jest nie-ja. Takie «żeromskie» służenie idei «zewnętrznej» z wierności, dlatego, że jest słuszna, szlachetna, wyższa, etc. – to sentymentalne i konserwatywne utrwalanie «gotowego świata» […] W Mocarzu fabularnie rysuje się owo oderwanie «ja» od «idei», z którego płynęła krytyka «gotowych światów» i «wmówień kulturalnych», krytyka sposobu myślenia, że jest albo-albo, to jest, że albo jest się «sobą», albo «służy idei». Oba rozwiązania są fałszywe, sam wybór jest znakiem alienacji” – pisze Marta Piwińska.

Alienacji tego typu, takich fałszywych alternatyw jest więcej. Lwią część rozmów bohaterów sztuki zajmują dywagacje na temat jednostki i podmiotowości moralnej. Obok strywializowanych koncepcji nadczłowieka, wypowiadanych przez Hildę, mamy także rozważania Mirskiego, na swój anachroniczny sposób przyzwoitego, przywiązanego do arystokratycznego noblesse oblige i zasad honoru, choć i on słowami „szlachcicowi zasię od zbójeckiej broni” daje dość jednoznaczny wyraz dystynkcji dzielącej go od prymitywnego motłochu. Konserwatywny redaktor wyrzuca sobie, że podejmując decyzję o publikacji, nie wykazał się wystarczającą autonomią, moralną podmiotowością. Z kolei Ogiński, Łada i Górecki problem widzą raczej w tym, że swą podmiotowość moralną delegowali na niewłaściwą osobę: „Ty moje sumienie masz w ręku” – to przykład jawnej deklaracji klęski. Walczak wreszcie, ów pseudonadczłowiek, dokonuje najbardziej spektakularnej „ucieczki od wolności”. Gest powrotu w szeroko otwarte ramiona Kościoła katolickiego nie jest jedynie kolejną sceną kabotyńskiego spektaklu upadłego manipulatora – to raczej akt, w którym tytułowy (i już w cudzysłów wzięty) „mocarz” ponosi klęskę jako podmiot. Jedynym ratunkiem pozostaje dla niego masochistyczne ukorzenie się przed instytucją, która – choć ukarze, zada pokutę – zdejmie przeklęty balast osobistej odpowiedzialności za wydarzenia.

Czy instytucja (w osobie księdza) reprezentuje zatem Prawdę? W żadnym razie – ksiądz nie rozumie postawy bohaterów, tak jak oni nie rozumieją epoki. Zapewnia kojąco: „On [Chrystus] da ci słodycz zapomnienia”, ale chwilę wcześniej gromi ich z wyżyn kapłańskiego majestatu: „Wy widzicie tylko konieczność ołowianą, dławiącą”. Rzecz w tym, że żaden z bohaterów konieczności nie widzi – Mirski ma przed oczami etos, młodzi z Przyszłości – Walczaka, w którym spełnił się Übermensch, Walczak widzi sam siebie Wielkim Manipulatorem. Żaden z nich nie próbuje nawet zrozumieć i opisać złożonych mechanizmów, jakie sprzęgają się z ich ambicjami, lękami i interesami. Jedyny układ odniesienia dla wszystkich i każdego z osobna to jednostka i jej możliwy horyzont etyczny, ludzka wola i warunki jej ograniczenia. Taki poziom refleksji odpowiada dominującym nurtom ideowym epoki, które nijak się mają – mówi Brzozowski – do stawianych przez nią wyzwań. Nie ma w nich miejsca dla autonomicznej logiki mechanizmów wytworzonych przez człowieka – jest tylko jednostkowa wola i jednostkowe wyobrażenie. Obowiązuje swoisty Denkverbot – zakaz myślenia, który nie pozwala dostrzec realnej dynamiki konfliktu.

Na przełomie wieków XIX i XX podział na modernizatorów i tradycjonalistów, „Przyszłość” i „Ognisko Rodzinne”, mógłby stanowić realną oś politycznego sporu w sferze publicznej – faktycznie stanowi jedynie fasadę, bo pozornie skonfliktowanym stronom naprawdę chodzi o reprodukcję społecznego porządku. Za zasłoną „odwiecznego” sporu o polityczne i kulturowe pryncypia kryje się cała masa starć, które mają podtrzymać dotychczasowe układy dominacji – Panowie trzymają się razem w opozycji do Chamów, młode wilki przeciw starym – „towarzyszom broni”. Morderczy – dosłownie – spór trwa, ale wszystko i tak pozostaje na swoim miejscu: pośród starych i młodych, elity i hołoty, Sił Światła i Ciemnogrodu – poważniejsze przegrupowania nie są możliwe.

Spór jest jałowy – czy w takim razie istnieją drogi wyjścia? U Brzozowskiego postacią najbardziej konsekwentną jest Jerzy Mirski – stwierdzając absurd i grozę całej sytuacji, próbuje zachować choćby ostatni pozór własnej podmiotowości, biorąc pełną odpowiedzialność za skutki, a nie za intencje, w duchu Weberowskiej etyki przekonań – właściwej sferze polityki. Jednak widząc niezamierzone skutki własnych działań, postępuje wciąż w ramach logiki indywidualnego horyzontu etycznego – dokonuje samoukarania na drodze samobójstwa. Odpowiedzią na zło ma być kara dla jednostki etycznie odpowiedzialnej, a nie zmiana bezosobowych mechanizmów kreujących zło.

Ciekawie wygląda zestawienie świata sfery publicznej, jaki jawi się nam na kartach Mocarza, z tym, który widzimy w dziełach z II połowy XX wieku – wiele zjawisk późniejszych dostrzegamy u Brzozowskiego w zalążku. W Utraconej czci Katarzyny Blum Heinricha Bölla publikacje w mediach również prowadzą do zbrodni, śmierci niewinnych, upokorzenia i autodestrukcji wrażliwych. Jednak związki sfery publicznego przekazu informacji z polityką i gospodarką zostały nakreślone dużo wyraźniej, lepiej widać też zmierzch świata etyki – większość „sług systemu” jest po prostu cynicznymi robotami, a raczej bezrefleksyjnymi trybami wielkiej maszyny. „Chyba nie masz mi za złe tej relacji? Dość ostro się z Tobą obeszli” – pyta reporter „Gazety” swą ofiarę. Kiedy ginie z rąk Käthe, jego śmierć nie jest karą za zło wyrządzone przez jednostkę. „Kto atakuje «Gazetę», atakuje nas wszystkich”, tzn. wszystkie elementy systemu, to system jest odpowiedzialny za zło. Mirski karze jednostkowego sprawcę zła – siebie, Käthe Blum – atakuje system jako całość, tyle że pod postacią jego ludzkiego reprezentanta. W obu przypadkach autodestrukcyjna przemoc pozostaje nieskuteczna – bohaterka powieści Bölla dostrzega jednak to, czego bohaterom Brzozowskiego nie było dane zrozumieć – pierwotny charakter społecznego mechanizmu względem działań jednostek.

Brzozowski