67,99 zł
Miasto, które żyje na milion różnych sposobów
Tętniące życiem Miasto Meksyk to chaotyczna mieszanka ludzi, miejsc i rzeczy. Juan Villoro patrzy na nie z czułością jego wieloletniego mieszkańca, ale nie bezkrytycznie. Wędrując, pozornie bez planu, przygląda się z bliska absurdom miejskiej biurokracji, labiryntom ulic, walkom zapaśniczym czy świątyniom przodków. Innym razem z dystansem obserwuje społeczny, kulturalny i polityczny obraz stolicy, by zrozumieć jej wyjątkowość.
Barwnie opowiada o historii: od starożytności po okres panowania Azteków, od podboju Hiszpanii po rozwój dzisiejszego, ciągle rozbudowującego się megalopolis. Miasta, które aspiruje do tego, by wchłonąć cały kraj.
Autor tworzy kalejdoskop pełen smaków, kolorów, dźwięków, zapachów i wspomnień. Napisany z ironią i poczuciem humoru, osobisty reportaż Villora pozwala nam zanurzyć się w tym przyprawiającym o zawrót głowy mieście.
Miasto Meksyk to istny kosmos – te słowa brzmią jak wytarty slogan, ale to naprawdę niesamowicie złożone miejsce, w którym nakładają się na siebie różne czasy i przestrzenie. Jeśli się tam zapuszczać, to tylko z takim przewodnikiem, jak Juan Villoro, który dzięki literackiej smykałce i reporterskiemu instynktowi poprowadzi nas przez najróżniejsze warstwy i wymiary swojego miasta, fascynującego niezależnie od tego, czy wybieramy się doń fizycznie, czy nasza przygoda ograniczy się do stron książki.
Tomasz Pindel
Kiedyś największe miasto świata, megalopolis zbudowane na ruinach stolicy Meszików – Miasto Meksyk jest jak Frankenstein, pozszywane z różnych epok, tożsamości i tragedii, z nawoływań sprzedawców tamales i kupców starych materaców, dźwięku rozstrojonych katarynek i syren ostrzegających przed trzęsieniami ziemi. To potwór, do którego miłość jest trudna, lecz zarazem nie da się go nie kochać. Błyskotliwa i erudycyjna opowieść Villora to najczulsze love story. Książka, o której marzy każde miasto.
Ola Synowiec, autorka Dzieci Szóstego Słońca
Książka Juana Villora to portret meksykańskiej stolicy, „miasta na skraju załamania nerwowego”, którego nie sposób w pełni zrozumieć. Z dużą dawką inteligentnego humoru i celnych obserwacji autor zabiera nas na spacer po miejscach, do których niekoniecznie chcą trafić sami Meksykanie. Stylem dorównuje Octaviowi Pazowi, a forma jest ukłonem w stronę Gry w klasy Julia Cortázara.
Iwona Klemczak, autorka bloga „Meksyk po polsku”
Jeden z najsłynniejszych współczesnych pisarzy meksykańskich oferuje pełną uczuć eksplorację stolicy kraju. Nie boi się tematów biedy, klasy i płci. Villoro stworzył fascynujący, a często zabawny obraz miasta.
„New Yorker”
Villoro opowiada o swoich przygodach z mieszaniną ironii i empatii, z poczuciem humoru i wyczuciem absurdu. Świetnie wyłapuje sprzeczności i niuanse stolicy, potrafi słuchać jej mieszkańców. Ta książka bywa głęboko poruszająca.
„The New York Times”
Miasto Meksyk to najlepsza – najmądrzejsza, najbardziej szczegółowa i światła – książka, jaką czytałem o Meksyku. Jest zarówno głęboko osobista, jak i naukowa, a przede wszystkim humanitarna i pełna humoru – triumf Juana Villora jako kronikarza meksykańskiego życia”.
Paul Theroux, autor Na równinie węży. Podróż po Meksyku
Zabawa w Miasto Meksyk polega na tym, że oferuje wyjątkowy wstęp do «niewyczerpanej encyklopedii» ludzi, miejsc i tradycji Meksyku, uzupełniając podręczniki historii i przerastając to, co mają do zaoferowania przewodnicy.
„Los Angeles Times”
Juan Villoro, jeden z najważniejszych meksykańskich powieściopisarzy, przedstawia współczesny portret Meksyku, który jest tak różnorodny i przypominający labirynt, jak samo to miejsce. Miasto Meksyk splata głosy, style i dyscypliny w osobistą i ekspansywną eksplorację. To spacer przez geografię, historię i kulturę.
„The Guardian”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 455
Rok wydania: 2024
Seria: Mundus
Projekt logo serii
Bartłomiej Drosdziok
Projekt okładki i stron tytułowych serii
Agnieszka Mitoraj
Projekt okładki
Marta Jaszczuk
Fotografia na okładce: Diego Grandi (Shutterstock)
Tytuł oryginału: El vértigo horizontal. Una ciudad llamada México
Copyright © 2018 by Juan Villoro and Almadía Ediciones
All rights reserved
Copyright © 2018 Prologue: Néstor García Canclini
Published by arrangement with Ayesha Pande Literary/Anne Edelstein
Copyright © for the Polish translation by Barbara Bardadyn, 2024
Wydanie I, Kraków 2024
Niniejsza książka stanowi utwór chroniony na podstawie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Prawami do tego utworu dysponuje Wydawca – Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bez zgody Wydawcy niedopuszczalne jest kopiowanie, rozpowszechnianie lub inne korzystanie z niniejszej książki w całości lub z jej fragmentów z wyjątkiem dozwolonego użytku osobistego lub publicznego
ISBN 978-83-233-5343-0 (druk)
ISBN 978-83-233-7530-2 (epub, mobi)
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków
tel. 12 663-23-80
Dystrybucja: tel. 12 631-01-97
tel. kom. 506-006-674, e-mail: [email protected]
Konto: PEKAO SA, 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325
Pamięci Sergia Gonzáleza Rodrígueza
Odnośnie do tych rzeczy, które wyrażam nieudolnie,
co wywołują podziw i zachwyt tak wielki
i o których mówić mogę długo i energicznie,
lecz kiedy o nich myślę, ogarnia mnie przerażenie,
ponieważ mają w sobie coś takiego,
że nie pojmuję tej całej wspaniałości.
Juan de la Cueva, Epístola al licenciado Laurencio Sánchez de Obregón, primer corregidor de México (Epistoła do Laurencia Sáncheza de Obregóna, pierwszego corregidora Meksyku)
Nie miłość nas łączy, lecz trwoga;
zapewne dlatego tak bardzo je kocham.
Jorge Luis Borges, Buenos Aires
Prolog
Sprawić, żeby aglomeracja wyglądała jak miasto
Néstor García Canclini
Niektóre badania z zakresu nauk społecznych wywołują w nas, mieszkańcach megalopolis, niejaki dyskomfort. Czy te wszystkie dane, liczby, krzywe dotyczące wypadków i napadów na przestrzeni lat są wiarygodne dla tych z nas, którzy codziennie, o różnych porach dnia i nocy, testują mniej bezpieczne trasy, próbują radzić sobie w korku i innych chaotycznych sytuacjach, szukają sensu i chwili wytchnienia w wielkim nieładzie?
W tej książce nie brakuje statystyk i rozmaitych danych, dzięki którym próbuje się objaśnić Miasto Meksyk. Ale żeby zrozumieć „irytację i kaprysy wynikające z życia w tym miejscu”, gdzie „flâneur spacerujący z zamiarem zgubienia się w pogoni za przygodą został zastąpiony przez osobę deportowaną”, Juan Villoro przywołuje tych, którzy opowiadali o mieście, i z nimi dyskutuje. Poznaje świadków dokumentujących je w czasach, kiedy było tylko historycznym centrum, spaceruje przez „miasto niskich domów” i zastanawia się, dokąd zmierzamy, wznosząc wieżowce o wysokości ponad dwustu pięćdziesięciu metrów. Czy przesadzamy, uważając to nagromadzenie budynków za wyjątkowe?
W książce Miasto Meksyk. Poziomy zawrót głowy Villoro zestawia naszą megalopolis z faktami i opowieściami o Buenos Aires i Nowym Jorku; przypomina, co w dawnych czasach tak wielu obcokrajowców zadziwiło w meksykańskiej stolicy. Splata kulturę dzielnicy Mixcoac, gdzie autor mieszkał w dzieciństwie, z ceremoniami, podczas których świętuje się Okrzyk Niepodległości czy upamiętnia bohaterów krajowych (Obregón) i zagranicznych (Hernán Cortés). Jako jeden z ekspertów biorących udział w pracach nad tekstem Konstytucji Miasta Meksyk Villoro ujawnia, jak została napisana i zapomniana. Zderza rozpasanie urzędników z opowieściami o osobach zarządzających codzienną monotonią: encargado, poborowych, zapaśnikach czy o „przypadkowym twórcy instalacji”, który dekoruje publiczny parking lub wiesza buty na kablu elektrycznym.
Niekiedy są to gęste opisy, takie jak te charakteryzujące – zdaniem Clifforda Geertza – pracę antropologów; na przykład doskonale udokumentowana historia o dzieciach ulicy. Ale spojrzenie autora jest równie przenikliwe w bardziej ludycznych opowieściach o Tepito, el Chopo, stołecznej biurokracji, świętach i parkach rozrywki. Przyjemność z czytania tekstu bierze się z tej swobodnej mieszanki stylów i wątpliwości.
Próba napisania jednej książki o „mieście, które żyje na milion różnych sposobów”, wydaje się wyzwaniem skazanym na porażkę. Villoro podejmuje tę próbę, zajmując się różnymi pokoleniami jednej rodziny i nie zapominając przy tym o własnych perypetiach. W tym palimpseście wspomnień, domów opuszczonych oraz tych, w których mieszka się tak, jakby były opuszczone, przeróżnych niezliczonych podwórek, tarasów, zotehueli, kawiarni i wierszy, które je przywołują, stacji benzynowych znajdujących się obok mauzoleów poświęconych bohaterom, świątyń spraw beznadziejnych i zwykłych spraw pogodowych, to niemal szokujące, pisze autor, że aż tyle miast „nosi tę samą nazwę”.
„Nieskończoność wymaga strategii, by dało się do niej zbliżyć”. Uczynić bliskim to, co zadziwiające, skrócić dystans – w tym tkwi przebiegłość kronikarza. Jak jednak stworzyć książkę, jak stworzyć spójną, a przynajmniej wiarygodną interpretację z tym „dziennikarstwem immersyjnym” na tak różnych terenach i ruinach? Nie ma interpretacji, ale jest książka. Jej strategia polega na izolowaniu punktów, w których nieład przejawia się w taki sposób, że wygląda na miejski, ukrywając się za markami i logotypami, tymi „toponimami Nigdzie”, jak nazwał je John Berger.
Wkrótce po przeczytaniu maszynopisu, czy raczej palimpsestu, Villora ukazała się książka na temat innego multikulturowego miasta, które miało własne porządki (nigdy tylko jednego), a mianowicie książka Jorgego Carrióna o Barcelonie. Wówczas metoda meksykańskiego kronikarza stała się dla mnie bardziej zrozumiała. Skoro metropolie definiowane są przez pieszych, liczbę samochodów, tempo życia czy ruch uliczny, to po co analizować katalońską stolicę poprzez pasaże? Ponieważ w każdym pasażu, wyjaśnia Carrión, „znajduje się potwierdzenie i zaprzeczenie całego miasta”. Owe przejścia, hiperłącza, skróty między miejscami czy koncepcjami nie są ani ścieżkami, ani ulicami; ignorują albo omijają uliczny zawrót głowy. Pasaże Barcelony to przypisy, tunele, które prowadzą nas „do tego, co jest na dole strony, pod miejskim tekstem”.
Villoro i Carrión, heterodoksyjni wyznawcy Waltera Benjamina, dostrzegają metropolitarne znaczenia, węsząc w objazdach, przez które ich miasta, jeśli się nie organizują, to przynajmniej stają się czytelne. Ich osie odniesienia znajdują się bliżej podartych papierów na ulicach, tego, o czym opowiadają sobie ludzie, jak spacerują i wymyślają nowe przejścia, aniżeli map, podziału Miasta Meksyk na delegatury administracyjne i innych przypadkowych rzeczy.
Miasto Meksyk. Poziomy zawrót głowy łączy rodzinne ścieżki, obrzędy mieszkańców, ich święte i świeckie procesje, a może nawet procesje profanacyjne, jak te, o których opowiadają uliczni sprzedawcy i Paquita la del Barrio. Villoro udziela wyjaśnień – wyraźnie widać, że zapoznał się z kwestiami socjologicznymi i ekonomicznymi meksykańskiej stolicy. Przede wszystkim jednak stara się poskładać na nowo nasze związki z miastem za pomocą tego, co nas łączy, co sprawia, że jesteśmy stąd. Ta książka jest osadzona w połowie drogi między jego słynnymi tweetami, publikowanymi później w dziennikach i czasopismach, a jego powieściami czy też dziełami wielu innych autorów, zdeterminowanych, by rozszyfrować Dystrykt Federalny, a obecnie Miasto Meksyk.
„Jesteś z miejsca, w którym zbierasz śmieci” – napisał po trzęsieniu ziemi we wrześniu 2017 roku. „Jesteś tym, który oddaje swoje lekarstwa, bo już wyleczył się z przerażenia. / Tym, który poszedł do szkoły po swoje dzieci. / Tym, który myślał o rodzicach dzieci będących w szkole. / Tym, który został bez baterii. / Tym, który wyszedł na ulicę, by zaoferować swój telefon. / Tym, który wszedł do opuszczonego sklepu, żeby kraść, i pożałował w miejscu zbiórki żywności”. Każdy wers mógłby być tweetem, bo wiersz to inny sposób pisania kroniki. Opisy ludzi po trzęsieniu ziemi kolejno oddają to, co robi pisarz mieszkaniec.
„Jadę do Meksyku” – mówi ktoś, kto już jest w Meksyku. Każdy rozumie, że udaje się do stolicy, która w swej pazerności aspiruje do tego, by wchłonąć cały kraj.
O dziwo, to miejsce istnieje.
Wejście do labiryntu
Chaosu się nie improwizuje
Przez blisko dwadzieścia lat pisałem o Mieście Meksyk, mieszając felieton z esejem i osobistymi wspomnieniami. Synkretyzm krajobrazu – wulkanizacja naprzeciwko kolonialnego kościoła, korporacyjny wieżowiec obok metalowej budki z tacos – skłonił mnie do sięgnięcia po gatunek hybrydowy. Myślę, że jest on naturalną odpowiedzią na otoczenie, w którym na teraźniejszość mają wpływ bodźce wywodzące się ze świata prehiszpańskiego, wicekrólestwa Nowej Hiszpanii, kultury modernistycznej i postmodernistycznej. Ile epok zawiera w sobie Miasto Meksyk?
Terytorium jest tak rozległe, że odnosi się wrażenie, iż ma różne strefy czasowe. Zresztą na początku 2001 roku mało brakowało, by do tego doszło. Nowy prezydent Vicente Fox zaproponował czas letni, ale burmistrz ówczesnego Dystryktu Federalnego Andrés Manuel López Obrador odmówił jego wprowadzenia. A jako że są takie aleje, których jedna połowa znajduje się na terenie Miasta Meksyk, a druga należy już do stanu Meksyk, powstała możliwość zyskania lub utraty jednej godziny podczas zwykłego przechodzenia przez ulicę. Politycy uparcie trwali przy swoich zdaniach, aż – niestety – Sąd Najwyższy uznał, że dwie strefy czasowe to absurd, i w ten sposób straciliśmy szansę, by przespacerować kilka metrów i zamienić czas federalny na stołeczny.
W tej dolinie temperamentów przestrzeń podlega takim samym wahaniom, co czas, poczynając od nomenklatury. Przez całe dekady mówiliśmy „miasto Meksyk”, odnosząc się do szesnastu dzielnic wchodzących w skład Dystryktu Federalnego oraz osiedli, które przyłączyły się do niego ze stanu Meksyk. Wyrażenie to było przydomkiem, toteż lingwiści zalecali, by „miasto” zapisywać małą literą. W 2016 roku Dystrykt Federalny został zamieniony na Miasto Meksyk i otrzymał uprawnienia pozostałych stanów Republiki, lecz jego nazwa nadal była niejednoznaczna, gdyż nie obejmowała całej metropolii (jak przydomek „miasto Meksyk”), lecz tylko jej część, która wcześniej stanowiła Dystrykt Federalny. Witajcie w dolinie Anáhuac, miejscu pomieszania czasu i przestrzeni.
Synkretyzm był naszą najlepiej wypróbowaną formułą na „tworzenie miasta”. Dotyczy to budynków, a także wspomnień. Różne pokolenia tej samej rodziny zamieniają miasto w palimpsest pamięci, gdzie babcia odkrywa tajemnice wnuczce nieznane.
Weźmy na przykład skrzyżowanie ulicy Eje Central (dawniej San Juan de Letrán) z Madero w samym sercu stolicy. Moja babka ze strony ojca mieszkała naprzeciwko parku Alameda Central i uważała za „nowoczesne” chodzenie do Palacio de Bellas Artes (Pałacu Sztuk Pięknych), tego marmurowego gmachu, który jej pokoleniu kojarzył się z osmańskimi fantazjami, mojemu zaś z kasynem w Las Vegas. Dla mojej matki nowoczesność tej okolicy symbolizowała inspirowana Europą kawiarnia Lady Baltimore. Dla mnie zdecydowanym znakiem czasów jest Torre Latinoamericana (Wieża Latynoamerykańska), która wznosi się właśnie przy tym skrzyżowaniu i została zbudowana w roku mojego urodzenia – 1956. I wreszcie dla mojej córki szczytem nowoczesności jest znajdujące się naprzeciwko Torre trzypiętrowe centrum handlowe Frikiplaza poświęcone mandze, anime i innym produktom japońskiej kultury popularnej. W tym zakątku miasta współegzystują „nowoczesności” czterech pokoleń mojej rodziny. Bardziej niż w określonym czasie i miejscu – żyjemy w połączeniu i na przecięciu różnych czasów i miejsc, zarówno w fizycznym, jak i złożonym ze wspomnień skrzyżowaniu losów.
Nie wiedząc, że zaczynam pisać książkę, pierwszy z tych tekstów stworzyłem w 1993 roku, kiedy udałem się do Berlina na prezentację niemieckiego przekładu mojej powieści El disparo de argón (Argonowy strzał). Jako że powieść aspirowała do bycia tajną mapą Dystryktu Federalnego, wydawca polecił mi numer magazynu „Kursbuch”, w którym zamieszczono esej na temat sowieckiej urbanistyki autorstwa rosyjsko-niemieckiego filozofa Borisa Groysa pod tytułem U-Bahn als U-Topie (Metro jako utopia). To było dla mnie przełomowym odkryciem. Ku mojemu zaskoczeniu sowieckie podziemie miało swoje odbicie w meksykańskim Systemie Transportu Zbiorowego.
Rok później spędziłem semestr na Uniwersytecie Yale. Pod wpływem tekstu Groysa i znalezionej przeze mnie w labiryncie Biblioteki Sterlinga antologii Die Unwirklichkeit der Städte (Nierzeczywistość miast), przygotowanej przez Klausa R. Scherpego, która starała się pokazać miasto jako jednolity dyskurs, napisałem esej na temat meksykańskiego metra. To był początek projektu, który z biegiem lat rozrastał się i zmieniał tak samo jak jego temat – bez planu ograniczającego jego ekspansję. Gdy pojawiały się kolejne strony, w pewnym momencie pomyślałem, że nie potrzebuję redaktora, tylko urbanisty.
Miasto Meksyk. Poziomy zawrót głowy obejmuje rozmaite świadectwa. To książka, w której połączyłem najwięcej gatunków, i w pewnym sensie składa się ona z wielu książek. Jej struktura spełnia kryterium zappingu. Rozdziały nie są ułożone w sposób ciągły, lecz zgodnie z zygzakiem pamięci czy też objazdami, jakie wymusza miejski ruch drogowy.
Czytelnik może czytać ją od początku do końca albo wybrać, niczym spacerowicz czy osoba podróżująca metrem, najbardziej interesujące go trasy: Postaci miasta, Miejsca, Wstrząsy, Ceremonie, W drodze, Życie w mieście (w tej ostatniej części kładę szczególny nacisk na historie osobiste, choć w gruncie rzeczy wszystkie takie są).
Redaktorki inicjujące
Barbara Cichy
Magdalena Czech
Redakcja
Zofia Sajdek
Korekta
Małgorzata Denys
Skład i łamanie
Hanna Wiechecka
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego
Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków
tel. 12 663-23-80