Uzyskaj dostęp do tej i ponad 180000 książek od 9,99 zł miesięcznie
Dzięki ostatniej powieści George Orwell stał się ikoną współczesnego świata. Spisane przez niego idee weszły do języka, a w erze nieustannej obserwacji, fake newsów i politycznych podziałów wydają się szczególnie aktualne.
Kulturowy wpływ Roku 1984 widać w najważniejszych dziełach ostatnich siedemdziesięciu lat. Orwellem inspirowali się między innymi: Margaret Atwood w Opowieści podręcznej, Terry Gilliam w Brazil, Alan Moore i David Lloyd w V jak Vendetta czy David Bowie w Diamentowych psach. Nie wspominając o formacie reality show z Big Brotherem na czele.
Dorian Lynskey próbuje zrozumieć, co wpłynęło na Orwella podczas pisania Roku 1984. Przygląda się doświadczeniom pisarza z hiszpańskiej wojny domowej i bombardowanego przez nazistów Londynu. Uważnie bada jego poglądy polityczne i literackie obrazy dystopii czy utopii, z których Orwell czerpał. Wyjaśnia, co sprawiło, że książka stała się tak wielkim fenomenem w dniu premiery i analizuje, jak zmieniał się jej odbiór przez ostatnie dekady.
Ministerstwo Prawdy to fascynujące studium poświęcone jednemu z najważniejszych dzieł literatury współczesnej. Lynskey po mistrzowsku pokazuje, jak historia może kształtować fikcję i jak fikcja może wpływać na historię.
Jeśli choć w najmniejszym stopniu interesujesz się Orwellem bądź rozwojem naszej kultury, nie możesz przegapić tej wciągającej i pouczającej książki.
John Carey, „Sunday Times”
Książka była nominowana do:
Dorian Lynskey od ponad dwudziestu lat pisze o muzyce, filmach i polityce dla takich magazynów jak „The Guardian”, „The Observer”, „GQ”, „Q”, „Empire”, „Billboard” i „The New Statesman”. Jego pierwsza książka, 33 Revolutions Per Minute: A History of Protest Songs, została opublikowana w 2011 roku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 565
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Grudzień 1948 roku na samotnej wyspie. Mężczyzna siedzi w łóżku, na kolanach ma maszynę do pisania. Walczy, by stworzyć książkę, która znaczy dla niego więcej niż jakakolwiek inna. Jest poważnie chory. Książka zostanie skończona, a jakiś rok później skończy się też jego życie.
Styczeń 2017 roku w Waszyngtonie. Inny mężczyzna staje przed tłumem, nie tak dużym, jak by sobie życzył, i zostaje zaprzysiężony na urząd czterdziestego piątego prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jego sekretarz prasowy mówi później, że obecna była tam „największa publiczność, jaka kiedykolwiek oglądała zaprzysiężenie – kropka – zarówno osobiście, jak i z całego świata”3. Poproszona o uzasadnienie bezczelnego kłamstwa, doradczyni prezydenta określa tę wypowiedź mianem „faktów alternatywnych”4. W ciągu następnych czterech dni sprzedaż książki napisanej przez tego pierwszego mężczyznę w USA wzrasta o niemal dziesięć tysięcy procent i dzieło staje się numerem jeden na liście bestsellerów.
Gdy Rok 1984 George’a Orwella ukazał się w Wielkiej Brytanii 8 czerwca 1949 roku, w samym środku dwudziestego stulecia, jeden z krytyków zastanawiał się, czy tak współczesny tekst będzie w stanie przemówić do przyszłych pokoleń. Trzydzieści pięć lat później, gdy teraźniejszość dogoniła Orwellowską przyszłość, a świat nie był opisywanym przez niego koszmarem, komentatorzy znów przewidywali kres popularności książki. Od tamtej pory minęło kolejne trzydzieści pięć lat, a Rok 1984 nadal jest tym tekstem, do którego zwracamy się, kiedy prawda jest kaleczona, język – wypaczany, władza – nadużywana; i chcemy wiedzieć, jak źle jeszcze może być, bo ktoś, kto żył i umarł w innej epoce, był w stanie zauważyć to zło oraz miał dość talentu, by przedstawić je w formie powieści. Anthony Burgess, autor Mechanicznej pomarańczy, nazwał ją „apokaliptycznym rejestrem naszych najgłębszych lęków”5.
Rok 1984 nie tylko sprzedał się w milionach egzemplarzy, ale też przeniknął do świadomości niezliczonej ilości ludzi, którzy nigdy go nie przeczytali. Pojęcia i koncepcje wymyślone przez Orwella stały się nieodłącznymi elementami języka politycznego, zachowującymi moc pomimo upływu dziesięcioleci i błędnego wykorzystywania: nowomowa, Wielki Brat, Policja Myśli, pokój sto jeden, Dwie Minuty Nienawiści, dwójmyślenie, nieobywatel, luka pamięci, teleekran, dwa i dwa to pięć, Ministerstwo Prawdy. Tytuł powieści zdominował cały rok kalendarzowy, a stworzony od nazwiska autora przymiotnik „orwellowski” stał się pojemnym określeniem wszystkiego, czego on sam się bał i czego nienawidził. Książka była adaptowana na potrzeby kina, telewizji, radia, teatru, opery i baletu. Doczekała się kontynuacji (1985 Györgyiego Dalosa), postmodernistycznej rewizji (Orwell’s Revenge: The 1984 Palimpsest [Zemsta Orwella: Palimpsest Roku 1984] Petera Hubera) oraz niezliczonych replik. Nawet powstawanie książki stało się kanwą dramatu BBC The Crystal Spirit: Orwell on Jura z 1983 roku oraz powieści Dennisa Glovera The Last Man in Europe z 2017 roku. Rok 1984 stanowił inspirację do tworzenia powieści, filmów, sztuk teatralnych, programów telewizyjnych, komiksów, albumów, reklam, przemów, kampanii wyborczych i powstań. Ludzie trafiali do więzienia za samo czytanie tego utworu. Żadne dzieło beletrystyki ostatniego stulecia nawet nie zbliża się do tej kulturowej wszechobecności przy tym ciężarze gatunkowym. Oczywiście byli też tacy, którzy mieli zdania odrębne, jak Milan Kundera i Harold Bloom; twierdzili oni, że Rok 1984 jest raczej kiepską powieścią z płaskimi postaciami, nieciekawą prozą i nieprawdopodobną fabułą, nawet jednak oni nie podważali jej znaczenia. Jak zauważył wydawca Orwella Fredric Warburg, jej sukces jest niezwykły „jak na powieść, która nie ma sprawiać przyjemności ani nie jest łatwa do zrozumienia”6.
Ceną, jaką każdy artysta płaci za olbrzymią popularność, jest gwarancja, że zostanie niezrozumiany. Rok 1984 jest na ogół znany, ale nie poznany. Niniejsza książka jest próbą przywrócenia równowagi przez wyjaśnienie, czym rzeczywiście jest powieść Orwella, jak powstała oraz jak wpłynęła na świat pod nieobecność autora przez ostatnie siedemdziesiąt lat. Znaczenie dzieła sztuki nigdy nie ogranicza się do zamierzeń twórcy, jednak intencje Orwella – zbyt często wypaczane lub ignorowane – warto rozważyć ponownie, jeśli mamy rozumieć książkę jako książkę, a nie jedynie poręczny zbiór znajomych fraz i obrazów. Rok 1984 jest jednocześnie dziełem sztuki i sposobem na odczytywanie świata.
Niniejsza książka to zatem historia Roku 1984. Istnieje kilka biografii George’a Orwella oraz trochę akademickich badań nad intelektualnym kontekstem książki, nie było jednak jeszcze próby połączenia tych dwóch nurtów w jedną narrację przy jednoczesnym badaniu życia po życiu samej powieści. Biografia Orwella interesuje mnie głównie jako narzędzie do wyjaśnienia przeżyć i idei składających się na jego osobisty koszmar, w którym wszystko, co cenił, stopniowo uległo systematycznemu zniszczeniu: szczerość, przyzwoitość, sprawiedliwość, pamięć, historia, klarowność, prywatność, zdrowy rozsądek, normalność, Anglia, miłość. Musimy zacząć więc od jego decyzji o wyjeździe na front hiszpańskiej wojny domowej w 1936 roku, bo to tam po raz pierwszy stał się dobitnie świadom, jak polityczna potrzeba psuje uczciwość, język i samą prawdę. Pójdziemy za nim przez blitz7, Home Guard, BBC, londyński półświatek literacki i powojenną Europę na wyspę Jura, gdzie wreszcie stworzył swoją powieść. W ten sposób rozprawimy się z mitem, że Rok 1984 to rozpaczliwy krzyk samotnego, umierającego człowieka, niezdolnego stawić czoła przyszłości. Chcę zwrócić uwagę na to, co Orwell naprawdę myślał i dlaczego zaczął tak myśleć.
Jedną z przyczyn, dla których Orwell tak późno zaczął tworzyć Rok 1984, jest fakt, że była to synteza idei, które rozwijał przez całą karierę literacką. Jego książka była zwieńczeniem lat myślenia, czytania i pisania o utopiach, superpaństwach, dyktatorach, więźniach, propagandzie, technologii, władzy, języku, kulturze, klasie, płci, wsi, szczurach i wielu innych tematach – często do tego stopnia, że trudno przyporządkować jakąś frazę lub koncepcję do konkretnego źródła. Choć Orwell niewiele powiedział o rozwoju swojej powieści, pozostawił tropy liczące tysiące stron. Nawet gdyby żył jeszcze kilkadziesiąt lat, nie zmieniłoby to faktu, że Rok 1984 był końcem czegoś – jako twórca musiałby zaczynać od nowa.
W części pierwszej opowiem historię Orwella i świata, w którym mieszkał: napotkanych ludzi, docierających do niego wiadomości i czytanych przez niego książek. Poświęcę też po rozdziale trzem źródłom, które wywarły przemożny wpływ na Rok 1984: Herbertowi George’owi Wellsowi, powieści My Jewgienija Zamiatina oraz beletrystyce utopijnej (i antyutopijnej). Wszystkie książki, sztuki czy filmy, które tu przywołamy, były znane Orwellowi, jeśli nie zaznaczono inaczej. Część druga poświęcona została politycznemu i kulturowemu życiu Roku 1984: od śmierci Orwella po czasy współczesne. Po drodze spotkamy Aldousa Huxleya i Edwarda Morgana Forstera; Winstona Churchilla i Clementa Attlee; Ayn Rand i Josepha McCarthy’ego; Arthura Koestlera i Hannah Arendt; Lee Harveya Oswalda i Johna Edgara Hoovera; Margaret Atwood i Margaret Thatcher; CIA i BBC; Davida Bowiego i The Prisoner; Brazil i V jak Vendetta; Mechaniczną pomarańczę i Ludzkie dzieci; Edwarda Snowdena i Steve’a Jobsa; Lenina, Stalina i Hitlera. Związki ze współczesną sytuacją polityczną będą czasem podane wprost, czasem tylko implikowane. Wolę nie szturchać czytelnika po żebrach raz za razem, jednak proszę – nie zapomnijcie, kto dziś nami rządzi.
Kilka słów o terminologii. Określenie „orwellowski”8 ma dwa przeciwstawne znaczenia: pierwsze dotyczy dzieł, które odzwierciedlają styl i wartości wyznawane przez Orwella; drugie – rzeczywistych zjawisk, które tym wartościom zagrażają. Dla jasności będę go używał tylko w tym drugim znaczeniu; w pierwszym przypadku będę stosował określenie „orwellopodobny”. Pragnę też rzec, że w moim przekonaniu brytyjski tytuł powieści – Nineteen Eighty-Four – ma więcej powagi niż stosowane gdzie indziej warianty wykorzystujące liczbę 1984.
„Orwell odniósł sukces, ponieważ napisał absolutnie właściwe książki w absolutnie właściwym czasie”9 – pisał filozof Richard Rorty. Przed Folwarkiem zwierzęcym i Rokiem 1984 Orwell był obiecującym nazwiskiem w brytyjskich kręgach politycznych i literackich, jednak nie znano go powszechnie. Dziś wszystkie jego dzieła – nawet te, które sam uznawał za nieudane eksperymenty lub fuszerkę – są bezustannie w druku, można też przeczytać każde słowo, które napisał, jeśli tylko przetrwało do dziś – to zaś dzięki herkulesowej pracy profesora Petera Davisona, którego dwudziestotomowe Complete Works of George Orwell [Dzieła wszystkie George’a Orwella] liczą sobie niemal dziewięć tysięcy stron i dwa miliony słów. Czytelnicy pierwszego wydania Roku 1984 w 1949 roku znali tylko ułamek tego, co możemy zobaczyć dziś.
Wiedząc, jak ostrożnie Orwell wybierał, czym podzielić się z otoczeniem, nie mogłem przeczytać tego wszystkiego bez poczucia winy. Orwell byłby przerażony, gdyby mógł zobaczyć ponowne wydanie większości swojej publicystyki, nie wspominając już o prywatnych listach, a jednak nie ma tam niemal niczego bezwartościowego. Nawet gdy był chory, przepracowany albo gdy pisał rzeczy, które uważał za bezmyślną i upokarzającą harówkę, aktywnie podejmował wielkie problemy i chwytał się drobnych pociech, z których wiele wywarło wpływ na Rok 1984. Ponieważ za żadne skarby nie chciał przerzucić ciężaru wyrokowania o rzeczywistości na ideologię lub linię partyjną, nawet gdy się mylił – co zdarzało się dość często – mylił się przynajmniej w sposób szczery i ciekawy. Chwalił Charlesa Dickensa jako człowieka „nieskrępowanego intelektu”10, sam jednak też nim był. Może i nie uchodził za jedynego w swoim rodzaju geniusza (będę chciał również zwrócić uwagę na niektórych spośród mniej znanych jemu współczesnych), jednak żaden inny pisarz jego epoki nie robił tak wielu rzeczy tak dobrze.
Cyril Connolly, przyjaciel Orwella ze szkolnej ławy, wspominał, że „przebijało z niego coś, co kazało ci chcieć, by polubił cię nieco bardziej”11. Podobnie działają jego pisma; wielbiciele Orwella pożądają jego wyimaginowanej akceptacji. Nie mam jednak zamiaru uświęcać człowieka, który sceptycznie podchodził do świętych, utopii i ideału w ogóle. Tylko szczerze traktując jego błędy i niedociągnięcia – tak jak on to zwykle robił – mogę wytłumaczyć mechanizmy rządzące zarówno człowiekiem, jak i jego książką. Choć w swojej prozie Orwell tworzył złudzenie bycia przyzwoitym, zdroworozsądkowym facetem, mówiącym oczywiste prawdy, które gdzieś już przeczuwaliśmy, tylko nie przyznaliśmy się do tego przed sobą, potrafił być impulsywny, przesadny, sfrustrowany, zaślepiony i pokrętny. Cenimy go pomimo tych wad, ponieważ miał słuszność co do najważniejszych pytań o faszyzm, komunizm, imperializm i rasizm w czasach, kiedy nie miało jej tak wielu ludzi, którzy powinni być mądrzejsi.
Orwell uważał, że żyje w przeklętej epoce. Fantazjował o innym życiu, które mógłby spędzić na ogrodnictwie i pisaniu beletrystyki, zamiast być „zmuszony do zostania czymś w rodzaju pamflecisty”12, to jednak byłaby olbrzymia strata. Jego prawdziwym talentem były analiza i wyjaśnianie tego burzliwego okresu ludzkich dziejów, na który przypadło jego życie. Gdybyśmy spisali najważniejsze dla Orwella wartości, byłyby pewnie zbyt ogólne, by wiele dla nas znaczyły – szczerość, przyzwoitość, wolność, sprawiedliwość – nikt jednak nie zmagał się z nimi bardziej gorliwie, zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym, w najmroczniejszych dniach XX wieku. Zawsze próbował mówić prawdę i podziwiał każdego, kto postępował podobnie. Nic zbudowanego na kłamstwie – nieważne, jak kusząco wygodnym – nie mogło mieć żadnej wartości. W centrum jego szczerości było nieustanne rozważanie, co tak właściwie myśli i dlaczego tak myśli; nigdy nie przestał oceniać swoich opinii na nowo. Cytując Christophera Hitchensa, jednego z najbardziej elokwentnych uczniów Orwella: „Nie liczy się, co myślisz, ale jak myślisz”13.
Chciałbym, żeby czytelnik otrzymał dokładny obraz tego, jakie stanowisko zajmował Orwell wobec istotnych kwestii swoich czasów, a także kiedy i dlaczego jego zdanie w tych kwestiach się zmieniało. Nie twierdzę przy tym, że wiem, co pomyślałby na przykład o brexicie. Podobne tezy można bowiem stawiać tylko na podstawie graniczącej z oszustwem starannej selekcji cytatów. Pamiętam, jak w 1993 roku konserwatywny premier John Major przywoływał Orwellowskie „stare panny jadące do kościoła przez mgły jesiennego poranka”14, jakby te słowa nie pochodziły z Lwa i jednorożca, czyli poruszającego argumentu za socjalizmem. Gdy zauważymy, że prowadzący z programów InfoWars, strony internetowej słynącej z przedstawiania szokujących teorii spiskowych, bez przerwy cytują Orwella, to wiemy, że dwójmyślenie naprawdę działa.
Powieść, którą wzięli za swoją socjaliści, konserwatyści, anarchiści, liberałowie, katolicy i wszelkiego rodzaju libertarianie, to niewątpliwie coś więcej niż – jak insynuował Milan Kundera – jedynie „myśl polityczna przebrana za powieść”15. Z pewnością nie jest alegorią sensu stricto, jak Folwark zwierzęcy, w którym każdy element fabuły schludnie zazębia się z rzeczywistością. Tak słynna z przejrzystości proza Orwella skrywa świat o niezwykłej złożoności. Rok 1984 z reguły nazywa się antyutopią. Ale jest to też – w różnym stopniu, można się też spierać, jakim konkretnie – satyrą, proroctwem, przestrogą, tezą polityczną, dziełem fikcji naukowej, dreszczowcem szpiegowskim, horrorem psychologicznym, gotyckim koszmarem, tekstem postmodernistycznym i romansem. Większość ludzi czyta Rok 1984 w młodości i odchodzi od niego jakby zraniona – w końcu żaden inny licealny tekst nie dostarcza nam tyle cierpienia oraz tak niewiele nadziei – bez potrzeby odkrycia go na nowo w wieku dorosłym. To olbrzymia szkoda. Jest to książka o wiele bogatsza i dziwniejsza, niż zapewne pamiętacie; nalegam, żebyście przeczytali ją ponownie. Dla tych, którzy jeszcze tego nie zrobili, załączyłem streszczenie fabuły oraz spis postaci i terminologii do niniejszej książki.
Po raz pierwszy zetknąłem się z Rokiem 1984 jako nastolatek na południowych przedmieściach Londynu. Jak pisał Orwell, książki, które czytamy za młodu, zostają z nami na zawsze. Uważałem, że powieść jest szokująca i ciekawa, ale to było około 1990 roku, kiedy komunizm i apartheid odchodziły do lamusa, królował optymizm, a świat nie zdawał się zanadto orwellowski. Nawet po zamachach z 11 września znaczenie książki było widoczne tylko w pewnych dziedzinach: cytowano ją w kontekście języka polityki albo mediów, albo aparatu nadzoru, ale nie w sprawach generalnych. Demokracja sięgała coraz dalej, internet zaś uważano na ogół za coś dobrego.
Gdy jednak planowałem i pisałem Ministerstwo Prawdy, świat był już inny. Zaczęto z lękiem wspominać polityczne katastrofy lat siedemdziesiątych, albo nawet trzydziestych. Półki w księgarniach zaczęły zapełniać się tytułami w stylu Jak kończy się demokracja, Faszyzm: Ostrzeżenie, Droga do niewolności albo The Death of Truth [Śmierć prawdy]16, a w wielu z nich cytowano Orwella. Korzenie totalitaryzmu Hannah Arendt doczekały się nowego wydania, reklamowanego jako „kompan Roku 1984 w literaturze faktu”17; podobnie z powieścią Sinclaira Lewisa z 1935 roku o amerykańskim faszyzmie It Can’t Happen Here [To nie może zdarzyć się tutaj]. Telewizyjna adaptacja powieści Margaret Atwood z 1985 roku Opowieść podręcznej, wyprodukowana przez kanał Hulu, była niepokojąca niczym film dokumentalny. „Przedtem byłam w letargu” – mówi Freda, grana przez Elisabeth Moss. „Tak do tego dopuściliśmy”18. Cóż, my już się przebudziliśmy. Przypomniało mi się, co Orwell pisał o faszyzmie w 1936 roku: „Jeśli bowiem postanowimy udawać, że jest to tylko aberracja, która niebawem sama przeminie, śnimy sen, z którego ockniemy się dopiero pod ciosami gumowej pałki”19. Rok 1984 to książka, która miała budzić.
Był też pierwszą powieścią antyutopijną, która powstała w całości ze świadomością, że antyutopie istnieją naprawdę. W Niemczech i bloku radzieckim zbudowali je mężczyźni, którzy zmusili potem kobiety i innych mężczyzn do życia i umierania wśród ich żelaznych murów. Tamte reżimy już nie istnieją, jednak książka Orwella wciąż opisuje nasze koszmary mimo ich przemian i przesunięć. „Dla mnie to jest jak grecki mit, możesz z nim robić, co chcesz, i w ten sposób badasz siebie” – mówi mi Michael Radford, reżyser filmowej adaptacji z 1984 roku20. „To zwierciadło” – stwierdza jedna z postaci z wersji scenicznej, wystawionej w 2013 roku przez Roberta Icke’a i Duncana Macmillana. „Każda epoka widzi w nim swoje odbicie”21. Piosenkarz i tekściarz Billy Bragg odbiera ją inaczej: „Za każdym razem, gdy ją czytam, zdaje się mówić o czymś innym”22.
W każdym razie fakt, że powieść ta przemawia do nas tak głośno i wyraźnie w 2019 roku, jest straszliwym aktem oskarżenia pod adresem zarówno polityków, jak i obywateli. Choć wciąż jest przestrogą, stała się też przypomnieniem wszystkich bolesnych lekcji, o których świat na pozór zapomniał od czasów Orwella, zwłaszcza tych dotyczących kruchości prawdy w starciu z władzą. Nie jestem pewien, czy Rok 1984 jest dziś bardziej na czasie niż kiedykolwiek wcześniej, jednak na pewno jest bardziej na czasie, niż powinien być.
Parafrazując zastrzeżenie, którym Orwell poprzedził W hołdzie Katalonii, swoją książkę o hiszpańskiej wojnie domowej: uprzedzam o swoich sympatiach, ale próbowałem powiedzieć prawdę.
Rozdział 1
Orwell 1936–1938
Żyjemy w świecie, w którym nikt już nie jest wolny; rzadko kto czuje się bezpiecznie, i w którym prawie niemożliwe jest pozostać człowiekiem uczciwym i jednocześnie pozostać przy życiu.
George Orwell, Droga na molo w Wigan, 1937 rok23
Kilka dni przed Bożym Narodzeniem 1936 roku George Orwell wpadł do londyńskiego biura „The New English Weekly”, ubrany jak na ekspedycję. W ręku miał ciężką walizę.
– Jadę do Hiszpanii – ogłosił.
– Dlaczego? – zapytał Philip Mairet, światowy Francuz i redaktor naczelny magazynu.
– Ten faszyzm – powiedział Orwell. – Ktoś musi go powstrzymać24.
Kim był trzydziestotrzylatek w biurze Maireta? Jakie robił wrażenie? Mierzył mniej więcej metr dziewięćdziesiąt, nosił buty w rozmiarze dwanaście (w rozmiarówce europejskiej czterdzieści osiem), miał wielkie dłonie, którymi sporo wyrażał, i kończyny jak witki, z którymi na pozór nie wiedział, co począć. Jego twarz była blada, chuda, przedwcześnie zestarzała, z głębokimi zmarszczkami wokół ust; tworzyło to wrażenie szlachetnego cierpienia, kojarzące się przyjaciołom z Don Kichotem albo świętymi z obrazów El Greca. Jego bladobłękitne oczy świadczyły o przygnębionej, jednak współczującej inteligencji. Usta często skręcały mu się w wyraz ironicznego rozbawienia, niektórzy szczęśliwcy widzieli je też w stanie ryczącego śmiechu. Włosy rosły mu pionowo, jak na szczotce. Ubierał się byle jak, w stroje, które nie tyle na niego pasowały, ile z niego zwisały; jedynym ustępstwem na rzecz elegancji był cieniutki wąsik. Pachniał spalonym tytoniem, a niektórzy mówili też, że jakąś nieopisaną chorobową kwasotą. Mówił monotonnym, zgrzytliwym, suchym głosem – bardzo chciał brzmieć bezklasowo, uparcie jednak wychodziły z niego resztki Eton. Podczas pierwszego kontaktu trzymał dystans, nie angażował się, sprawiał więc wrażenie starego nudziarza. Ci, którzy go poznali, szybko odkrywali jego wielkoduszność oraz dobry humor, ale wciąż odbijali się od emocjonalnej rezerwy. Mocno wierzył w ciężką pracę i skromne przyjemności. Niedawno ożenił się z błyskotliwą i odważną absolwentką Oksfordu Eileen O’Shaughnessy. Zaangażowany politycznie, ale nie ideolog. Zwiedził kawał świata, mówił wieloma językami. Miał przed sobą przyszłość.
Równie ważne było to, kim nie był. Nie był jeszcze znaną postacią, zaangażowanym socjalistą, ekspertem od totalitaryzmu ani pisarzem o prozie przejrzystej jak tafla szkła. W ogóle ledwo co stał się George’em Orwellem. Hiszpania miała być przełomowym momentem jego życia, godziną zero. Wiele lat później powiedział swojemu przyjacielowi Arthurowi Koestlerowi: „Historia zatrzymała się w 1936 roku”25. Miał na myśli totalitaryzm i Hiszpanię. Historia się zatrzymała – a zaczął się Rok 1984.
Aż do wieku około trzydziestu lat przy wszystkich moich planach życiowych wychodziłem z założenia, że nie tylko wszelkie ważniejsze przedsięwzięcie skazane jest na przegraną, ale że i tak pozostało mi tylko kilka lat życia26
– pisał Orwell, gdy osiągnął już wiek średni.
Urodził się w Indiach 25 czerwca 1903 roku jako Eric Arthur Blair. Jego matka Ida, która sprowadziła go do Anglii rok później, była kobietą błyskotliwą, pół-Francuzką, obracającą się w towarzystwie sufrażystek i fabian27. Jego ojciec, Richard Blair, był średniej rangi urzędnikiem w Departamencie Opiumowym brytyjskiej władzy imperialnej na subkontynencie; w życiu syna pojawił się ponownie dopiero w 1912 roku, kiedy zdawał mu się „po prostu starszym panem o grubym głosie zawsze mówiącym »Nie«”28. W Roku 1984 Winston jest prześladowany przez wspomnienie tego, jak zdradził matkę i siostrę, jednak niemal nie pamięta swojego ojca.
Orwell urodził się zatem w „upper-middle class, wyższej warstwie klasy średniej, w grupie, którą można by określić jako podupadłą, niezamożną jej część”29, czyli na tym poziomie brytyjskiego systemu klasowego, który gromadził ludzi posiadających pretensje i maniery warstw zamożnych, ale nie ich kapitał, a zatem większość pieniędzy poświęcających na „robienie dobrego wrażenia”. Pisarz przyglądał się później swojej młodszej wersji z zakłopotaniem, wstydem i sporą pogardą; uważał, że był „małym, obmierzłym snobem”, właśnie takim, jakiego miały wyhodować jego klasa i wykształcenie. „[T]wój snobizm, chyba że wykorzenisz go ze szczętem, tak jak plewi się powój, trzyma się ciebie aż do grobu”30. Między ósmym a trzynastym rokiem życia uczył się w St. Cyprian’s – małej prywatnej szkole w Sussexie, której przez resztę życia nienawidził z przerażającą wręcz pasją. „Przegrana, przegrana, przegrana – przegrana za mną i przegrana przede mną, to było niewątpliwie najgłębsze przekonanie, jakie unosiłem ze sobą”31.
W krótkiej autobiografii, którą przedłożył na potrzeby antologii Twentieth Century Authors [Pisarze XX wieku] w 1940 roku, pisał: „Byłem kształcony w Eton, 1917–1921, ponieważ miałem dość szczęścia, by otrzymać stypendium, nie pracowałem tam jednak wcale i nauczyłem się bardzo niewiele; nie czuję, żeby Eton miało wielki wpływ na moje życie”32. Choć pewnie wyolbrzymiał pogardę chłopaków, których rodzice opłacali czesne, względem uczniów ze stypendium, jest prawdą, że uczniem był miernym i czuł się tam do głębi obco. Mimo że przezywano go „bolszem”, jego rzekomy socjalizm stanowił bardziej modną pozę niż głębokie przekonanie. Jeden z kolegów zapamiętał go jako „chłopaka, który ciągle musiał coś udowodnić, zawsze lubił dostrzegać krzywdy we wszystkim wokół siebie i sprawiał wrażenie, że jego zadaniem jest je naprawiać”33. Inny uważał, że „był bardziej szydercą niż buntownikiem, stał trochę na uboczu i przyglądał się – zawsze się przyglądał”34.
Po Eton Orwell zrezygnował z możliwości uczęszczania na uniwersytet i zatrudnił się w Indyjskiej Policji Imperialnej w Birmie, gdzie wychowała się jego matka: tej zdumiewającej decyzji nigdy nie próbował wyjaśnić czytelnikom ani przyjaciołom. Odstawił swoje literackie ambicje na półkę, jednak pięć lat w Birmie dało mu materiał na jedną, całkiem przyzwoitą, powieść (Birmańskie dni) i dwa bardzo dobre eseje (Wieszanie i Zabicie słonia) oraz przekonanie o wartości osobistych doświadczeń. Orwell nie lubił intelektualistów – określenie to często brał w pogardliwy cudzysłów – którzy polegali na teoriach i spekulacji; nie wierzył w nic, póki tego w jakiś sposób nie przeżył. Twierdzenie, że „[ż]eby […] wykształcić w sobie nienawiść do imperializmu, trzeba najpierw samemu być jego trybikiem”35, jest błędne, jednak w jego przypadku się sprawdziło. Kiedy Orwell pisał „ty” albo używał jakiegoś bezosobowego ogólnika, często miał na myśli „ja”.
Birma podziałała jak terapia przez warunkowanie awersji. Obserwując, jak członkowie klasy rządzącej pogrążają się w korupcji i mentalnym zaścianku, nadużywają władzy i pławią się w hipokryzji, która wszystko to okrywała, Orwell wykształcił u siebie obrzydzenie wobec wszelkiej maści ucisku; przez chwilę zbliżył się do anarchizmu, nim zdecydował, że to „sentymentalne mrzonki”36. Przyjechał z Birmy do Anglii w 1927 roku – na urlop, jednak nigdy z niego nie powrócił; jak tłumaczył: „[odczuwałem] ogromne brzemię winy, którą musiałem odkupić”37. Przyjęło ono formę masochistycznej gotowości rzucenia się w sytuacje nieprzyjemne, a nawet niebezpieczne. „Jak można pisać o biednych, jeśli samemu nie było się nigdy biednym, choćby na moment?”38 – zapytał przyjaciela. Pewien bibliotekarz, który spotkał go w tym czasie, słusznie zauważył, że widzi człowieka „w trakcie przebudowy”39.
„Skądinąd nie interesowałem się wtedy socjalizmem czy też jakąkolwiek inną teorią ekonomiczną”40 – przyznawał. Chciał zanurzyć się w półświatku ludzi ciemiężonych – tych, którzy przez brak pracy, kapitału albo jakiegokolwiek statusu wyszli poza system klasowy, czy też raczej zapadli się pod jego dno – został więc włóczęgą w Anglii i pomywaczem w Paryżu późnych lat dwudziestych. „Jest to […] rodzaj światka w świecie, w którym wszyscy są równi; mała, licha demokracja – być może jednak coś, co jest w Anglii najbardziej zbliżone do demokracji”41. Richard Rees, redaktor naczelny magazynu „The Adelphi”, uważał, że Orwell wybrał tę ścieżkę „w ramach swoistej pokuty czy też ablucji mającej oczyścić go ze skazy imperializmu”42. Ta nostalgie de la boue, zapowiadająca wyprawę Winstona Smitha do dzielnicy proli w Roku 1984, skłoniła Orwella do napisania jego pierwszej książki: pamiętnika Na dnie w Paryżu i w Londynie.
Wydana w 1933 roku książka była narodzinami „George’a Orwella”. Jednym z powodów, dla których pisarz posłużył się pseudonimem, była chęć oszczędzenia rodzinie wstydu, jeśli treść okazałaby się dla niej szokująca albo gdyby jego pisarska kariera spaliła na panewce; od zawsze jednak nie cierpiał imienia Eric i bardzo chciał stworzyć się na nowo. Nazwisko zapożyczone od rzeki Orwell w Suffolk, tak doskonale angielskie, wygrało z innymi pomysłami, które rozważał: Kenneth Miles, P.S. Burton albo H. Lewis Allways. I bardzo dobrze: „Allwaysowski” byłby fatalnym przymiotnikiem.
W 1936 roku Orwell był już autorem trzech powieści, jednego reportażu, kilku kiepskich wierszy i nabierającego rozpędu strumienia publicystyki, jednak nie składało się to jeszcze na prawdziwą karierę. Wiązał koniec z końcem tylko dzięki temu, że pracował też jako nauczyciel i bukinista. W tym właśnie roku wystawił sobie ponury, przerysowany autoportret w trzeciej powieści – Wiwat aspidistra!. Gordon Comstock to biedny uciekinier z „ubogich, ale dumnych”43 części klas średnich; ma niespełnione ambicje literackie i pracuje w księgarniach, żeby starczyło mu do pierwszego. Wiele mówi nam jego twarz: „Jeszcze nie ma trzydziestki, a już zniszczona. Bardzo blada, pobrużdżona gorzkimi, trwałymi zmarszczkami”44. Jego użalanie się nad sobą, pesymizm i mizantropia są tak klaustrofobiczne, że ostateczna kapitulacja wobec burżuazyjnego konformizmu, symbolizowana przez postawienie w mieszkaniu aspidistry w doniczce, wydaje się wręcz aktem wyzwolenia. Comstock to strach na Orwella: człowiek, którym mógłby się stać, gdyby poddał się goryczy i rozpaczy.
W styczniu 1936 roku Orwell przyjął zlecenie od swojego wydawcy, Victora Gollancza – optymistycznego, energicznego socjalisty żydowskiego pochodzenia. Miał przyjrzeć się losom klasy robotników przemysłowych w północnej Anglii. Opublikowana rok później część pierwsza Drogi na molo w Wigan to wybitny przykład reportażu podróżniczego, wzbudzającego w czytelniku empatię przez mieszanie twardych danych z żywo przywoływanymi widokami, dźwiękami, smakami i zapachami życia warstw pracujących. Obraz kobiety klękającej, by odblokować ściekową rurę, wydał się Orwellowi tak niezacieralnym symbolem niedocenianej pracy, że powrócił lata później w Roku 1984. Ujął go wyraz jej twarzy: „Biedaczka była aż nadto świadoma swojego losu”45. Orwell często pisał o tym, jak twarz potrafi odsłonić nieoczywistą prawdę o osobowości, czy to w przypadku Dickensa, czy Hitlera, czy hiszpańskiego bojówkarza, czy Wielkiego Brata. Na Pasie Startowym Jeden – Wielkiej Brytanii Roku 1984 – fizyczne ujawnienie swoich prawdziwych uczuć to „gębozbrodnia”46, a według kata O’Briena tyrania to „but depczący ludzką twarz, wiecznie!”47.
Choć w części pierwszej Drogi na molo w Wigan Orwell zdecydowanie minimalizuje przyjemności życia klasy pracującej, by podkreślić jego trudy, opisywane osoby traktuje jak ludzi, a nie jednostki statystyczne albo symbole ciemiężonych mas. Gdy zatem przyznawał pisarzowi z klasy robotniczej Jackowi Commonowi: „Obawiam się, że zrobiłem z pewnych jej części straszną sieczkę”48, miał pewnie na myśli bardziej eseistyczną część drugą, o której powiedział później, że nie warto jej przedrukowywać.
Część druga rozpoczyna się od wspomnień, w których autor śledzi rozwój swojej świadomości politycznej z bezwzględną szczerością. Gdy mówi, że od urodzenia uczono go „nienawidzić klasy robotniczej, bać się jej, a także nią pogardzać”49, sugeruje, że utwór ten jest zarówno narzędziem nauki, jak i pokuty. Reszta to jednak pozbawiona celu polemika. Orwell uważał, że skoro socjalizm jest w oczywisty sposób konieczny, to jego niepopularność musi wynikać z tego, jak wygląda w wyobrażeniu opinii publicznej, a wygląd ten „odstręcza tych właśnie ludzi, którzy powinni gremialnie go popierać”50, gdyż przesłania jego fundamentalne ideały – sprawiedliwość, wolność i ludzką godność. Orwell wskazuje tu dwie zasadnicze przeszkody. Pierwszą jest socjalistyczny kult maszyny, sugerujący niekoniecznie pociągające wizje „samolotów, traktorów oraz potężnych, połyskujących w słońcu zabudowań fabrycznych ze szkła i betonu”51. Drugą są wariaci z klasy średniej. Orwell ledwo zauważa istnienie socjalistów z klasy robotniczej albo ruch związkowy. Przesiewa swoje własne ekscentryczne uprzedzenia przez wyimaginowany umysł szarego obywatela i domaga się pręgierza dla wszystkich fetyszów i głupot, które czynią socjalizm nieatrakcyjnym w oczach mas (to znaczy w oczach Orwella), a więc dla wegetarian, abstynentów, nudystów, kwakrów, sandałów, soków owocowych, marksistowskiego żargonu, słowa towarzysz, koszul w kolorze pistacjowym, antykoncepcji, jogi, bród oraz Welwyn Garden City, miasteczka w Hertfordshire zbudowanego zgodnie z utopijnymi zasadami. Choć w samym utworze twierdzi, że gra tu tylko rolę adwokata diabła, trudno oprzeć się wrażeniu, że więcej przyjemności sprawia mu lżenie dziwacznej mniejszości socjalistów niż obrona innych form socjalizmu. Po takim popisie trudno traktować poważnie końcowy apel: „[P]owinnością wszystkich ludzi lewicy wszelkich odłamów i odcieni stało się puszczenie w niepamięć dzielących ich różnic i zgodne współdziałanie”52.
Orwell bardzo utrudnił życie Victorowi Gollanczowi, który nieco wcześniej wspólnie z laburzystowskim parlamentarzystą Johnem Strecheyem i politologiem Haroldem Laskim założył Klub Książki Lewicowej, mający promować socjalizm. Laski, najbardziej wpływowy intelektualista socjalistyczny w Wielkiej Brytanii, nazwał część pierwszą Drogi na molo w Wigan „godną podziwu propagandą dla naszych idei”53, Gollancz poczuł się jednak w obowiązku napisać dla Klubu przedmowę do części drugiej, w której dystansował tę instytucję od pojawiających się w dziele Orwella surowych osądów. Otwarcie pisze tam o paradoksalnej naturze autora: „Prawdę mówiąc, jest on zarazem ekstremalnym intelektualistą i ekstremalnym antyintelektualistą. Podobnie też wciąż (musi mi wybaczyć, że to mówię) jest okropnym snobem – oraz prawdziwym wrogiem wszelkich odmian snobizmu”54. Orwell do końca życia przyznawał, że jakieś mikroby wszystkiego, co krytykował, istniały też w nim. To właśnie ta świadomość swoich własnych wad działała jak szczepionka przeciwko utopijnym złudzeniom o możliwości udoskonalenia człowieka.
Gollancz oskarżał też Orwella, że ten nigdy nie określił, jaką woli wersję socjalizmu, ani nie wyjaśnił, jak mogłaby stać się rzeczywistością. Według kolegi Orwella z księgarni Johna Kimche’a (a później także jego redaktora) pisarz był „socjalistą instynktownym”: „bardzo porządnym, ale raczej, powiedziałbym, nieprzystosowanym do skomplikowanych sytuacji politycznych i wojskowych”55. Niezależnie jednak od tego, jak kulawa i przewrotna była jego krytyka socjalizmu, Orwell miał niewątpliwie szczere zamiary. Wierzył, że „tylko ten ustrój może nas […] uchronić przed niedolą teraźniejszości oraz koszmarem przyszłości”56, a jeśli nie uda się przekonać przeciętnych Brytyjczyków, ich nastroje z pewnością wyzyska ktoś podobny do Hitlera. Socjalizm w Wielkiej Brytanii, jak pisał Orwell, „cuchnie już tylko szajbą, kultem maszyn oraz debilnym kultem Rosji. Jeśli nie pozbawi się go tej przykrej woni – i to szybko – faszyzm może zwyciężyć”57.
Orwell planował bardziej bezpośrednią walkę z faszyzmem, jeszcze pisząc te słowa. Redaktor Adelphi Richard Rees znał go od 1930 roku, jednak dopiero gdy jego przyjaciel pojechał do Hiszpanii, „zaczął zdawać sobie sprawę, że to niezwykły człowiek”58.
„Hiszpańska wojna domowa jest w historii jednym z dość niewielu wypadków, w których najszerzej przyjęta wersja wydarzeń została opisana bardziej przekonująco przez przegranych niż przez zwycięzców”59 – pisze historyk Antony Beevor. Co więcej, najczęściej czytane wspomnienie z tego konfliktu – W hołdzie Katalonii Orwella – napisał człowiek, który walczył z przegranymi wśród przegranych, pod sztandarem Partido Obrero de Unificación Marxista (Partii Robotniczej Zjednoczenia Marksistowskiego), znanej też jako POUM. Taka perspektywa jest bardzo szczególna. POUM była niewielka i niezbyt wpływowa, militarnie słaba, politycznie zaś – niepopularna. Gdy więc współcześni, a później też historycy, twierdzili, że książka Orwella ukazywała zaburzoną wizję konfliktu, nie kłamali – opowiadała jednak prawdę o wojnie Orwella.
W lutym 1936 roku, kiedy był w Wigan, wyborcy w niespokojnej, pięcioletniej zaledwie, Republice Hiszpańskiej niewielką większością powierzyli władzę Frontowi Ludowemu – koalicji anarchistów, socjalistów, komunistów i liberalnych republikanów. Przeraziło to Kościół i wojsko, dwa filary reakcyjnego monarchizmu. Po pięciu miesiącach zamętu, 17 lipca, generał Francisco Franco wszczął pucz w hiszpańskim Maroku oraz na Wyspach Kanaryjskich. Od tego zaczęła się brutalna wojna domowa, która podzieliła kraj na pół i stała się zastępczym konfliktem w definiującej całe dziesięciolecie walce między faszyzmem a komunizmem. Niemcy i Włochy natychmiast zaczęły wspomagać buntowników Franco bronią i kadrami, a nierozważne embargo na uzbrojenie wprowadzone przez Wielką Brytanię i Francję pozostawiło Republice radziecką Rosję jako jedyną sojuszniczkę – z opłakanym skutkiem.
Orwell bardzo uważnie śledził bieg wydarzeń w Hiszpanii; ostatnie strony Drogi na molo w Wigan zawierają aluzje do bitwy o Madryt, toczącej się w listopadzie tamtego roku. Do Hiszpanii pojechał z zamiarem walki z faszyzmem o „zwykłą przyzwoitość”60, wkrótce jednak trafił w plątaninę politycznych skrótowców („odnosiło się wrażenie, jakby w Hiszpanii wybuchła epidemia polegająca na skracaniu nazw”61 – pisał), które dla niektórych oznaczały różnicę między życiem a śmiercią. Rozwikłanie jej to dla zrozumienia sytuacji zło konieczne, będę więc mówił krótko. PSUC (Zjednoczona Partia Socjalistyczna Katalonii) była katalońskim oddziałem szybko rozwijającej się hiszpańskiej partii komunistycznej, zdecydowanie najbogatszą i najlepiej uzbrojoną frakcją – dzięki rosyjskiemu wsparciu. Anarchistów reprezentowała FAI (Iberyjska Federacja Anarchistyczna) oraz CNT (Narodowa Konfederacja Pracy). Socjalistyczna UGT (Powszechna Unia Pracujących) wydała najnowszego premiera Hiszpanii – Francisco Largo Caballero. Była też POUM pod przywództwem czterdziestoczteroletniego Andrésa Nina – marksistowska partia renegatów z klasy robotniczej, osamotniona i w niezbyt korzystnej pozycji sprzeciwiania się Stalinowi przy jednoczesnym konflikcie z Trockim. Te lewicowe frakcje zaczęły toczyć wojnę domową wewnątrz wojny domowej. Komuniści, trzymający się przysłanej z Moskwy nowej strategii Frontu Ludowego, czyli tworzenia antyfaszystowskiego sojuszu z kapitalistami, podkreślali, że zwycięstwo jest większym priorytetem niż rewolucja. Anarchiści i POUM uważali, że zwycięstwo bez rewolucji jest nieakceptowalne i w ogóle niemożliwe. Te dwa stanowiska nie dawały się pogodzić.
Dołączenie Orwella do POUM z perspektywy dziejów zdaje się charakterystyczną donkiszoterią. Pisarz sam przyznał później: „[N]ie tylko nie interesowałem się sytuacją polityczną, lecz wciąż jeszcze grzeszyłem nieświadomością w tej materii”62. Wyznał też Jackowi Commonowi, że gdyby wiedział więcej, pewnie dołączyłby do anarchistów albo wspieranych przez komunistów Brygad Międzynarodowych, ale decyzja została w zasadzie podjęta za niego. Gdy starał się dostać list polecający, który uprościłby mu dotarcie do Hiszpanii, skontaktował się najpierw z Harrym Pollittem, zaprzysiężonym stalinistą i sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii. Pollitt uznał, że jest on politycznie niepewny (bo był i uznawał to za chlubę), więc odmówił. Lepiej poszło Orwellowi u Fennera Brockwaya z Niezależnej Partii Pracy (ILP) – małej, samodzielnej partyjki socjalistycznej sprzymierzonej z POUM. I tak kości zostały rzucone. Zarówno POUM, jak i ILP dowiodły w przekonaniu Orwella swojej odwagi, gdy potępiły trwające w Moskwie procesy pokazowe.
Orwellowska mieszanka idealizmu, niewiedzy i determinacji nie była wyjątkiem wśród cudzoziemców, którzy tłumnie przyjeżdżali do Hiszpanii w 1936 roku. Była to dla lewicy epokowa sprawa, przyciągała więc najróżniejszych ludzi: awanturników i marzycieli, poetów i hydraulików, marksistowskich doktrynerów i sfrustrowanych wyrzutków. Jeden z ochotników powiedział, że to „świat, w którym zagubieni i samotni ludzie mogli poczuć się ważni”63. Szacuje się, że w Brygadach Międzynarodowych mogło służyć nawet trzydzieści pięć tysięcy mężczyzn z pięćdziesięciu trzech krajów, kolejne pięć tysięcy zaś – w milicjach organizowanych przez anarchistów i POUM64. Pojechało tam też ponad tysiąc dziennikarzy i pisarzy, w tym Ernest Hemingway, Martha Gellhorn, Antoine de Saint-Exupéry oraz poeta Stephen Spender, który później pisał: „Była to po części wojna anarchisty, wojna poety”65. Niewielu cudzoziemców – może w ogóle żaden – rozumiało złożoność sytuacji politycznej przed wyjazdem, jednak jak wspominał dziennikarz Malcolm Muggeridge, mimo to „zdawało się pewne, że w Hiszpanii wreszcie zwarły się w krwawym boju Dobro ze Złem”66.
Orwell wyjechał z Londynu 22 grudnia i ruszył do Hiszpanii przez Paryż. W stolicy Francji spotkał amerykańskiego powieściopisarza Henry’ego Millera, który uważał ryzykowanie życia w imię politycznej sprawy za absurdalne szaleństwo i próbował mu to wyperswadować. „Chociaż był na swój sposób wspaniałym facetem, ten Orwell, koniec końców uznałem go za głupka” – wspominał wiele lat później. „Był, jak tak wielu innych Anglików, idealistą i sądziłem, że głupim idealistą”67. Orwell przekroczył hiszpańską granicę i w drugi dzień Bożego Narodzenia dojechał do Barcelony.
Katalonia była regionem dumnym ze swojej częściowej niezależności; miała bogatą historię ruchu anarchistycznego. Lipcowy pucz Franco wzniecił tam antyklerykalną rewolucję; spalono wiele kościołów, mordowano księży. Burżuazję raczej oszczędzono, jednak banki, fabryki, hotele, restauracje, kina i taksówki zostały przejęte przez partie robotnicze i oznaczone skrótowcami CNT i FAI. Franz Borkenau, austriacki pisarz, którego Orwell później poznał i darzył wielkim szacunkiem, odwiedził Hiszpanię w sierpniu, gdy jeszcze dopalał się rewolucyjny ferwor. „To było nie do opisania” – twierdził. „Zdawało się, jakbyśmy wylądowali na kontynencie niepodobnym do niczego, co widziałem wcześniej”68. Szkolny kolega Orwella, Cyril Connolly, też to zobaczył, i na moment aż zgubił gdzieś swój snobizm. „Zupełnie jakby masy, konkretnie nawet ten tłum, któremu z reguły przypisuje się tylko instynktowną głupotę i prześladowanie innych, miały zakwitnąć w prawdziwy kwiat ludzkości”69.
Nie wiemy, czy Orwell pojechał do Hiszpanii walczyć, a potem zaczął też pisać, czy na odwrót. John McNair, przedstawiciel ILP w Barcelonie, wspominał, jak pisarz wszedł do jego biura i oświadczył: „Przyjechałem do Hiszpanii dołączyć do milicji i walczyć przeciw faszyzmowi”70, ale na stronach W hołdzie Katalonii czytamy, że raczej zaczęło się od reportażu. W każdym razie w ciągu kilku dni postanowił robić jedno i drugie.
Na froncie wojny domowej zastał „marną imitację tego, co wydarzyło się w latach 1914–1918. Była statyczną wojną toczoną z okopów: wojną artylerii, nalotów, snajperów, błota, drutu kolczastego, wszy i stagnacji”71. Następne cztery miesiące spędził głównie w szeregach 29. Dywizji POUM rozlokowanej w okopach frontu aragońskiego, dzielących trzymane przez republikanów miasto Alcubierre od faszystowskich twierdz w Saragossie i Huesce. Jego naczelne troski, wyliczając od spraw najważniejszych, to: „drewno opałowe, żywność, tytoń, świece i wróg”72. Milicje POUM, pozbawione rosyjskiej broni i sprzętu, nie były w stanie atakować faszystowskich pozycji. Brakowało im między innymi mundurów, hełmów, bagnetów, lornetek, map, latarek i nowoczesnego uzbrojenia. Sam Orwell dostał karabin Mauser wyprodukowany w 1896 roku. Wściekał się na atmosferę paraliżu i bezcelowości, która skazała front na to samo co porażoną bezwładem rodzinę Comstocków z Wiwat aspidistra!: „nic się nigdy nie działo”; „kompletny zastój”73. Georges Kopp, obdarzony ułańską fantazją Belg dowodzący batalionem Orwella, otwarcie mówił żołnierzom, że „[t]o nie jest wojna […] – to opera komiczna, gdzie czasem zdarzy się przypadkowa śmierć”74. Jednak Orwell odnalazł w okopach lepszą wersję oczyszczającego egalitaryzmu, który wcześniej widział wśród włóczęgów, i tak ostatecznie stał się socjalistą. Na froncie „[o]ddychało się atmosferą równości”75. To właśnie to przeżycie, zakotwiczone w przestrzeni i czasie, pozwoliło mu później powiedzieć, że mimo wszystko miesiące tam spędzone „wzmogły […], a nie umniejszyły […] [jego] wiarę w ludzką przyzwoitość”76.
Inną, mniej duchową pociechą były paczki z czekoladą, cygarami i herbatą Fortnum & Mason, które zaczął dostawać od swojej żony Eileen, gdy w lutym pojechała za nim do Barcelony pracować jako sekretarka McNaira. Małżeństwem byli od ośmiu miesięcy; poznali się na przyjęciu w 1935 roku i pod wieloma względami pasowali do siebie doskonale. Oboje byli oszczędni w wyrażaniu emocji, mieli skłonność do przygnębienia, przerywanego jednak ironicznym poczuciem humoru i wielkodusznością. Łączyła ich miłość do przyrody i literatury, skromny gust oraz brak troski o własne zdrowie i urodę – rzadko widywano jedno albo drugie bez papierosa w ustach. Oboje mieli silne zasady moralne oraz dość odwagi, żeby żyć w zgodzie z nimi. Różniła ich ambicja. Eileen była szalenie inteligentną absolwentką Oksfordu, powszechnie lubianą, ale podporządkowała własne marzenia aspiracjom Orwella – rzuciła studia magisterskie z dziedziny psychologii kształcenia, by zamieszkać z nim w chacie połączonej ze sklepem we wsi Wallington w Hertfordshire. Jeden z ich przyjaciół stwierdził, że „zaraziła się marzeniami Orwella jak odrą”77.
Orwell wreszcie wziął udział w walce w kwietniu, gdy jego oddział ruszył na faszystowskie okopy. Wykazał się tam autentyczną odwagą; stał pod ostrzałem i krzyczał: „No chodźcie tu, chodźcie, sukinsyny!”, na co jeden z kolegów ochotników odpowiedział: „Chryste Panie, Eric, na ziemię!”78. Podczas długich tygodni impasu wychodził jednak z niego ekscentryk. Któregoś razu nie strzelił do uciekającego faszysty, bo ten ledwo trzymał spodnie po wizycie w ubikacji, był zatem „najwyraźniej bliźnim, podobnym do nas i nie mamy ochoty do niego strzelać”79, innym razem tak przeraził go szczur, że rozwalił go z karabinu, czym zaalarmował nieprzyjaciela i spowodował zażartą wymianę ognia, po której milicja straciła kuchnię i dwa autobusy80. „Nic bardziej nie budzi mojego wstrętu, niż przebiegający po mnie w nocy szczur”81 – pisał na dwanaście lat przed tym, jak gryzonie złamały Winstona Smitha. Szczury pojawiają się w ośmiu z dziewięciu książek Orwella.
Pomimo całego tego braterstwa broni Orwell jeszcze nie pokochał POUM. Po części wynikało to z jego wrodzonej skłonności do sprzeciwiania się wszystkiemu, co słyszał, po części zaś, jak przyznawał: „polityczna strona wojny nudziła mnie”82. Uważał też, że komuniści osiągają więcej. Jego romantyczna miłość do straconych spraw przegrywała z pragmatyczną potrzebą dojścia do celu. Nawet wiele lat później uważał, że przekonanie POUM o udanej rewolucji jako drodze do sukcesu było błędem.
Pod koniec kwietnia Orwell miał dostać przepustkę na parę dni z Eileen w Barcelonie; planował przy tej okazji odejść z milicji i dołączyć do Brygad Międzynarodowych w Madrycie, gdzie działo się najwięcej. Towarzysze z oddziału powiedzieli mu, że to głupota, a komuniści go zabiją, jednak nie dał się przekonać. Dopiero później zdał sobie sprawę, jak wiele miał szczęścia, że mógł atakować linię partyjną bez donosów ani gróźb. Nie miał pojęcia, jak niebezpieczna dla ludzi takich jak on stała się Barcelona – ale zaraz miał się przekonać.
Krótko przed tym, jak Orwell wrócił do Barcelony, Richard Rees przejechał przez miasto w drodze do Madrytu, gdzie miał służyć jako kierowca ambulansu w armii republikańskiej. Kiedy spotkał Eileen w biurze POUM, z początku wziął jej zagubienie i wyraźny brak skupienia za przejawy troski o męża; dopiero potem zorientował się, co tak naprawdę ją niepokoiło: „Była pierwszą osobą, u której zauważyłem następstwa życia w warunkach terroru politycznego”83.
Franz Borkenau wrócił do Barcelony w styczniu i przekonał się, że wcale nie przypomina ona miasta, które opuścił we wrześniu. Wcześniej mógł podróżować po republikańskiej Hiszpanii bez kłopotów, teraz wszelkie wątpliwości i krytyka stały się tematem tabu. „Panuje atmosfera podejrzeń i oskarżeń – pisał – którą ciężko opisać tym, którzy jej nie przeżyli”84. POUM, „nielubiana przez nikogo”85, dostała łatkę „trockistów”, którą stalinowskie procesy pokazowe niedawno przeobraziły w wyrok śmierci. Borkenau zauważył, iż nie miało znaczenia, że Trocki się od niej odciął: „Trockista – według słownika komunistów – to synonim człowieka, który zasługuje na śmierć”86. Jan Bierzin, szef rosyjskich doradców wojskowych przy Republice, w lutym wysłał do Moskwy raport o POUM. Pisał w nim: „Nie trzeba nawet mówić, że jest niemożliwe wygranie wojny z rebeliantami, jeśli te szumowiny w obozie republikańskim nie zostaną zlikwidowane”87.
Orwell natychmiast zauważył, że w mieście panuje „złowroga atmosfera politycznej walki i nienawiści”88. Rewolucyjna solidarność zniknęła; dla jednych były kolejki po chleb, dla innych – kluby nocne z czarnorynkowymi towarami i restauracje. Wszyscy, z którymi rozmawiał, byli przekonani, że wybuch przemocy jest tylko kwestią czasu. Pewnego ranka w lobby Hotelu Continental Orwell przedstawił się znanemu amerykańskiemu powieściopisarzowi Johnowi Dos Passosowi, który przyjechał do Hiszpanii przygotować z Ernestem Hemingwayem propagandowy dokument, a teraz szukał wieści o swoim zaginionym tłumaczu José Roblesie. Dos Passos zauważył, że Barcelona „zdawała się skryta, wypatroszona; sklepy pozamykane, ludzie oglądali się przez ramię na chodniku”89. Popijając wermut w swoich wiklinowych fotelach, pisarze wymieniali się uwagami na temat importu stalinizmu do Hiszpanii. Dos Passos odetchnął z ulgą, że wreszcie może „porozmawiać z uczciwym człowiekiem”90. Nie było łatwo takich znaleźć.
Eksplozja wywołana „zapalonym lontem, który przytknięto do istniejącej już beczki prochu”91 – jak powiedział to Orwell – rozległa się 3 maja, gdy miejska Gwardia Szturmowa z rozkazu komunistów zaatakowała kontrolowaną przez anarchistów centralę telefoniczną. Rozpoczęło to pięć dni i nocy walk ulicznych znanych później jako dni majowe. Orwell spędził trzy z nich z karabinem, na posterunku obserwacyjnym na dachu kina Poliorama, skąd miał bronić kwatery głównej POUM po drugiej stronie ulicy. Z tego punktu widokowego widział, że komuniści kontrolują ulice na wschód od alei Las Ramblas, a anarchiści – te na zachód. Na dachach hoteli, kawiarni i biur, z dnia na dzień przeobrażonych w twierdze, łopotały flagi walczących stronnictw.
Tylko Hotel Continental, położony u szczytu Las Ramblas, uważano za neutralny grunt. Stał się więc siedzibą surrealistycznej społeczności bojowców, reporterów, agentów obcych państw i kilku francuskich kierowców ciężarówek, którzy pechowo utknęli w mieście. Wszyscy oni szukali jedzenia i schronienia. To tam Orwell zauważył grubego Rosjanina znanego jako Charlie Chan. Ten rzekomy agent NKWD – stalinowskiej tajnej policji – opowiadał każdemu, kto chciał słuchać, że walki w mieście to anarchistyczny pucz, który miał podkopać Republikę i wspomóc Franco92. „[S]potkałem oto po raz pierwszy kogoś, kogo zawodem było opowiadanie kłamstw – nie licząc dziennikarzy”93 – pisał Orwell.
Kiedy starcia wreszcie dobiegły końca, pozostawiając po sobie setki ofiar, kłamstwa te rozklejano na ścianach w formie plakatów z hasłem: „Zerwij maskę”. Przedstawiały maskę z sierpem i młotem ściąganą z twarzy wykrzywionego szaleńca z tatuażem swastyki – to miało być prawdziwe oblicze POUM. W Birmańskich dniach niewinny doktor Veraswami zostaje zmieniony w Trockiego (albo wczesną wersję herezjarchy Emmanuela Goldsteina z Roku 1984) przez skorumpowanego urzędnika U Po Kyina: „Na podstawie tego, co o nim mówiono, można by sobie wyobrazić doktora jako połączenie Machiavellego, Sweeneya Todda i markiza de Sade”94. Taki los spotkał teraz „trockistów-faszystów” z POUM. Ich rozgłośnia Radio Verdad reklamowała się uszczypliwym sloganem: „Jedyna rozgłośnia, która opiera podawane informacje na prawdzie, nie zaś na urojeniach”95. Ale urojenia wygrywały.
Orwell nie był zaskoczony, gdy napięcia między frakcjami przerodziły się w zbrojną walkę. Nie przewidział jednak – i nie mógł wybaczyć – kłamstw, które przyszły potem. Komuniści twierdzili, że ujawnili olbrzymią siatkę zdrajców komunikujących się z faszystami za pośrednictwem tajnych radiostacji i atramentu sympatycznego, spiskującą, by zamordować przywódców Republiki – kłamstwa te były tak bezczelne, że ludzie zakładali, iż muszą być prawdziwe, bo nikt nie ośmieliłby się tego zmyślić. Franco – który korzystał na szerzeniu się plotek o Republice przesiąkniętej szpiegami – potwierdzał je. Powołano Trybunał Specjalny ds. Szpiegostwa i Zdrady Stanu, ocenzurowano gazety, aresztowano tysiące anarchistów i związkowców. Ulice zionęły lękiem i nieufnością.
Ku przerażeniu Orwella zagraniczne gazety komunistyczne, takie jak brytyjski „Daily Worker”, zgadzały się z Charliem Chanem. „Jedną z najsmutniejszych nauk, jaką przyszło mi wynieść z tej wojny, jest przekonanie, że lewicowa prasa w niczym nie ustępuje w swej kłamliwości i niegodziwości prawicowej”96 – pisał Orwell, honorowy wyjątek czyniąc tylko dla „The Manchester Guardian”. Żeby postawić się tym kłamstwom, musiał napisać książkę, wysłał więc do Gollancza list: „Mam nadzieję, że dostanę szansę powiedzieć prawdę o tym, co tu widziałem. Angielskie gazety publikują głównie najbardziej oburzające kłamstwa”97. Jeszcze gorzej było na terytorium frankistów, gdzie prasa dowodziła, że republikańskie milicje gwałcą zakonnice, rzucają więźniów na żer zwierzętom w zoo i pozwalają, by w rynsztokach gniły stosy zwłok. Pewien amerykański dziennikarz zauważył, że skala kłamstw w Salamance – stolicy nacjonalistów – osiągnęła taki poziom, że „była to prawie choroba psychiczna”98. U Stephena Spendera, którego idealizm znikł tak szybko, że odszedł z partii komunistycznej w ciągu paru tygodni, wojna wywołała fundamentalne objawienie w kwestii natury ludzkiej: „Mówiąc wprost, była to myśl, że niemal wszyscy ludzie mają skrajnie niepewny kontakt z rzeczywistością. Tylko kilka spraw, dotyczących ich własnych zainteresowań i idei, zdaje im się prawdziwe; inne, które są w rzeczywistości równie realne, jawią się raczej jako abstrakcje”99. Nie wyłączał z tego prawidła własnej osoby. „Stopniowo wykształciłem u siebie pewne przerażenie na myśl o tym, jak działa mój własny mózg”100.
Po szoku, jakim były dni majowe, Orwell nie mógł porzucić POUM, wrócił więc prosto na front aragoński. Nie wytrzymał tam długo. Był o wiele wyższy od przeciętnego Hiszpana, więc jego głowa wystawała nad krawędź okopu. Każdego ranka wstawał zapalić papierosa. Pewnego dnia amerykański kolega z milicji Harry Milton zapytał go, czy nie martwi się snajperami. Orwell go zbył: „Nie trafiliby w byka w ciasnym zaułku”101. Jednak o świcie 20 maja jakiś strzelec dowiódł, że wcale tak nie było – dobrze wymierzony strzał przebił mu gardło tuż pod krtanią. Orwell myślał, że umiera. Jeszcze milimetr i faktycznie by tak było, ale pocisk minął aortę i jedynie sparaliżował tymczasowo nerw kontrolujący jedną ze strun głosowych102. Gdy Orwell leżał w okopie i krwawił z gardła, jego pierwsza myśl dotyczyła Eileen, a drugą było „gwałtowne wzburzenie z powodu konieczności opuszczenia tego świata, który mimo wszystko uważam za całkiem niezły […]. Ten głupi pech wytrącił mnie z równowagi. Co za bezsens!”103.
Orwell spędził następne trzy tygodnie w szpitalu. Dla niego wojna dobiegła już końca, lekarz musiał jedynie podpisać jego zwolnienie ze służby. Kiedy 20 czerwca wrócił do Barcelony, klamka już zapadła. Gdy tylko wszedł do Hotelu Continental, Eileen złapała go za ramię i wyszeptała: „Wynośmy się stąd!”104.
Po dniach majowych zmuszono do ustąpienia premiera Largo Caballero, ostatniego hamulcowego stojącego na drodze zgnieceniu POUM. Partia została zdelegalizowana, o czym przekonywał się szybko każdy członek milicji wracający z frontu. Aresztowany został szef batalionu Orwella, Georges Kopp. Młody członek ILP Bob Smillie (Orwell nazwał go „[n]ajlepszym chyba z naszej paczki”) zmarł w więzieniu w Walencji, stolicy republikanów. Ukrywali się James McNair i Stafford Cottman z ILP. Andrés Nin zaginął, a jego los wkrótce zmieniono w kolejne łgarstwo. Rosyjskie NKWD brutalnie go katowało („jego twarz stała się bezkształtną masą”105), a później zabiło. Jednak kilku Niemców z Brygad Międzynarodowych w przebraniu agentów Gestapo zorganizowało „ucieczkę z więzienia”, dzięki czemu komuniści mogli twierdzić, że Nin żyje i ma się dobrze u swoich mocodawców w Berlinie czy Salamance, podobnie jak w Folwarku zwierzęcym Snowball podobno rezyduje u pana Fredericka z folwarku Pinchfield.
Barcelona w epoce łapanek była dla Orwella pierwszym i jedynym posmakiem „koszmarnej atmosfery”106, która później miała przesiąknąć Rok 1984. W tym trującym wywarze plotek, pomówień i paranoi „nie trzeba było prawie wcale spiskować, aby, za sprawą owej afery, czuć się jak konspirator”107. Nawet gdy nie działo się nic złego, nerwy szarpał lęk, że coś się stanie. W hotelowym pokoju Orwella i Eileen urządzono kocioł, a później wystawiono za nimi list gończy. Agenci NKWD i ich hiszpańscy towarzysze w swoich meldunkach – odkrytych w latach osiemdziesiątych – bezpodstawnie twierdzili, że oboje są „zdeklarowanymi trockistami”108 konspirującymi z dysydentami w Moskwie109.
Po trzech pełnych strachu dniach i nocach, podczas których Orwell wędrował po ulicach, nie ustając w staraniach, by unikać ludzi, i spał pod gołym niebem, udało się zdobyć w brytyjskim konsulacie dokumenty podróżne dla niego, Eileen, McNaira i Cottmana, a potem złapać poranny pociąg do Paryża – i wolności. „To było dziwaczne” – pisał Orwell do swojego przyjaciela Raynera Heppenstalla. „Zaczynaliśmy jako bohaterscy obrońcy demokracji, by na koniec przemykać przez granicę, uciekając przed depczącą nam po piętach policją. Eileen zachowywała się wspaniale, chyba nawet jej się to podobało”110. Fenner Brockway, który jechał w przeciwnym kierunku negocjować zwolnienie uwięzionych członków ILP, spotkał się z Orwellem w Perpignan, zaraz za francuską granicą. „To był chyba jedyny raz, kiedy widziałem go naprawdę wściekłego”111 – wspominał później.
Orwell pojechał do Hiszpanii z nienawiści do faszyzmu, ale gdy wracał pół roku później, miał też drugiego wroga. Faszyści zachowywali się tak okropnie, jak się spodziewał, ale wstrząsnęły nim bezwzględność i kłamliwość komunistów. Według towarzysza z ILP Jacka Branthwaite’a „[m]ówił, że wcześniej brał to, co ludzie opowiadali o komunistach, za kapitalistyczną propagandę, ale teraz powiedział: »Wiesz, Jack, to prawda«”112.
„Niemal każdy reporter wysłany do Hiszpanii po przekroczeniu Pirenejów prędzej czy później stawał się innym człowiekiem”113 – pisał amerykański reporter Frank Hanighen. Z pewnością było tak z Orwellem. Jego pobyt w Hiszpanii bywał ekscytujący, nudny, inspirujący, przerażający, a w końcu pozwolił mu zrozumieć wiele spraw. „Wojna w Hiszpanii i inne wydarzenia lat 1936–1937 przeważyły szalę i odtąd wiedziałem już, gdzie przynależę” – pisał dekadę później, zaraz przed rozpoczęciem pracy nad Rokiem 1984. „Każda linijka każdego poważnego utworu, jaki stworzyłem od 1936 roku, była napisana pośrednio lub bezpośrednio przeciwko totalitaryzmowi i za demokratycznym socjalizmem, jak rozumiałem”114.
Ostatnim aktem naiwności Orwella było przekonanie, że dawni koledzy wydadzą jego wnioski drukiem. Gollancz nie przyjął jednak jego książki, a Kingsley Martin, redaktor „The New Statesman and Society”, odrzucił nie tylko esej o wojnie, lecz także recenzję The Spanish Cockpit Borkenau, w której Orwell próbował przemycić centralną myśl nieprzyjętego eseju. Kiedy w końcu udało mu się opowiedzieć swoją historię w „New English Weekly” Philipa Maireta, stało się to pod wymownym tytułem Przecieki z Hiszpanii. „Istnieje świadomy spisek […] mający na celu nie dopuścić do tego, by sytuacja w Hiszpanii została zrozumiana” – pisał. „Ludzie, którzy powinni mieć lepsze rozeznanie, poddali się złudzeniu, zakładając, że jeśli powie się prawdę o Hiszpanii, będzie to wykorzystane jako faszystowska propaganda”115.
Wściekły był nie tyle na zbrodnię – bo przecież wojna płodzi kłamstwa równie sprawnie co wszy i trupy – ile na próbę zatarcia śladów. W słowniku Orwella „przekręt”, „zmowa” i „bujda” były największymi obelgami. Realpolitik Gollancza i Martina wydały mu się złowieszczym precedensem. Ukrywanie prawdy w imię korzyści uzyskanych na krótką metę jest jak ogłoszenie stanu wyjątkowego: tymczasowe zawieszenie wolności zbyt łatwo staje się trwałe. Donoszenie o brutalnej rzeczywistości wojny wewnątrz wojny było próbą; prokomunistyczna część brytyjskiej lewicy nie przeszła jej, lojalnie powielając totalitarną propagandę. Spodziewał się po niej czegoś lepszego.
Orwell uważał, że prawda ma znaczenie nawet wtedy, albo wręcz zwłaszcza wtedy, gdy jest niewygodna. We wcześniejszych swoich dziełach literatury faktu zdarzało mu się zmyślać anegdoty albo omijać nieprzyjemne fakty w celach literackich, jednak W hołdzie Katalonii powstało z nowym przekonaniem o dokładności jako moralnej cnocie. Bez braku zgody co do faktów „dyskusja nie może się odbyć – nie da się osiągnąć niezbędnego minimum zgodności poglądów”116. Orwell miał dość szeroką perspektywę, by wiedzieć, że nie zawsze można dotrzeć do prawdy obiektywnej, ale jeśli nie przyjmie się przynajmniej, że coś takiego istnieje, to nic już nie jest pewne. „[M]iałem bardzo silne przeświadczenie, że prawdziwa historia tej wojny nigdy nie zostanie napisana i napisana być nie może” – twierdził wiele lat później. „Dokładne dane, obiektywne relacje dotyczące tego, co się działo, po prostu nie istniały”117. To właśnie miał na myśli, gdy mówił, że „Historia zatrzymała się” – zdanie to powraca w Roku 1984. Gdy jedynym arbitrem rzeczywistości była władza, zwycięzca mógł zagwarantować, że kłamstwo stanie się w praktyce prawdą.
A przynajmniej do pewnego stopnia. Zapora ułudy tworzona przez angsoc w Roku 1984 zdaje się niemożliwa do przebicia. W rzeczywistości jednak kłamstwa prędzej czy później się mszczą. Borkenau zauważył, że komuniści w Hiszpanii, którzy próbowali ogłupić innych, często w końcu sami zaczynali wierzyć w nieprawdę. Paranoja płodziła przerzucanie się winą, czystki i upadek woli walki, wyolbrzymianie rzeczywistości przez propagandę prowadziło zaś do błędów militarnych. W Rosji kłamcy szybko stawali się tymi, na temat których się kłamie. Większość czołowych rosyjskich urzędników w Hiszpanii skończyła w celi śmierci albo w łagrze. Bierzin, doradca wojskowy, który rekomendował „zlikwidowanie” POUM, doczekał się oskarżenia o szpiegostwo i rozstrzelania w moskiewskim więzieniu na Łubiance.
Dzięki Fennerowi Brockwayowi Orwell znalazł wreszcie wydawcę dla W hołdzie Katalonii – było nim Secker & Warburg, małe wydawnictwo otwarte na różne perspektywy i cieszące się opinią antystalinowskiego. „Moim celem było odkrywanie i wspieranie pisarzy, którzy chcieli przedstawić program Utopii i zarysować drogę do niej” – pisał w swoim pamiętniku jeden z jego dyrektorów, Fredric Warburg. „Ale jaki to miał być program i jaka droga prowadziła do ziemi obiecanej – nie wiedziałem na pewno i powinno mi się to policzyć za zasługę”118.
W hołdzie Katalonii to najlepsze niebeletrystyczne dzieło Orwella. Wydane 25 kwietnia 1938 roku – zaledwie rok po Drodze na molo w Wigan – jest mądrzejsze, pokorniejsze i bardziej wielkoduszne. „Ukazuje nam serce niewinności, które istnieje wewnątrz rewolucji, ale też trupi opar łgarstwa, który wyrywa jej to serce w znacznie większym stopniu niż okrucieństwo”119 – pisał Philip Mairet. Potomność zrobiła z niego najważniejszy dokument hiszpańskiej wojny domowej, ale w swoim czasie była to zaledwie jedna z wielu relacji, rozeszła się też w połowie liczącego półtora tysiąca egzemplarzy nakładu. Brytyjscy krytycy komunistyczni odrzucali ją jako w najlepszym razie pomyłkę, w najgorszym razie zdradziecki podarek dla Franco. Orwell podchodził do negatywnych recenzji flegmatycznie; nawet najgorsze uważał za dobrą reklamę, nie przeczył też, że stworzył tylko fragmentaryczny opis zdarzeń. „Uprzedzam […] o swoich sympatiach i przypominam o błędach” – pisał. „Starałem się mimo wszystko być uczciwym”120. Ponieważ sądził, że różnica między prawdą a kłamstwem była realna i warta zachowania, wysyłał skargi na recenzje, w których obsmarowywano jego dawnych towarzyszy. Jeśli wyolbrzymił w książce swoją sympatię do POUM, to tylko dlatego, że nikt inny nie stawał w obronie fałszywie oskarżonych. „Gdybym nie był tym faktem poruszony, nigdy nie napisałbym owej książki”121 – twierdził później.
Jednym z komplementów, który bardzo wiele dla niego znaczył, był list od Borkenau, mieszkającego już w Anglii: „Dla mnie twoja książka jest kolejnym potwierdzeniem mojego przekonania, że można naprawdę szczerze opisywać fakty niezależnie od swoich przekonań politycznych”122. Szacunek był obopólny. Orwell chwalił The Spanish Cockpit [Hiszpański dół do walk kogutów], używając do tego typowych dla siebie technofobicznych metafor („Ludzki głos dodaje otuchy, gdy wokół pięćdziesiąt tysięcy gramofonów gra tę samą nutę”), a później powiedział, że The Communist International [Międzynarodówka komunistyczna] tego samego autora to „książka, która więcej niż jakakolwiek inna dostarczyła mi wiedzy o ogólnym biegu rewolucji”123. Borkenau odszedł z Komunistycznej Partii Niemiec w 1929 roku w proteście przeciwko Stalinowi, wsparł jedną z partii antynazistowskich i stworzył wczesną teorię totalitaryzmu. „Cywilizacja przepadnie – pisał – nie przez to tylko, że zaistnieją pewne ograniczenia wyrazu wolności myślenia […], ale przez kompletne podporządkowanie myśli rozkazom z ośrodka partyjnego”124.
Tylko jedna osoba sugerowała, że Orwell kiedykolwiek sympatyzował z komunizmem. Kiedy żył wśród paryskiej biedoty pod koniec lat dwudziestych, czasem korzystał z gościnności swojej ciotki, Nellie Limouzin, oraz jej partnera, Eugene’a Adama. Adam i jego przyjaciel Louis Bannier byli dawnymi komunistami oraz propagatorami esperanto, idealistycznego międzynarodowego języka znienawidzonego zarówno przez Hitlera, jak i Stalina. Bannier twierdził później, że pamiętał zażarty spór między Adamem a młodym Orwellem, który „z uporem proklamował, że system sowiecki był najwyższą formą socjalizmu”125. To osobliwa anegdota, bo sprzeczna ze wszystkim, co Orwell kiedykolwiek napisał, jednak nawet jeśli nie jest prawdziwa, to wujek był pewnie pierwszym kontaktem pisarza z zapalczywym byłym komunistą.
Wielu ulubionych pisarzy Orwella z lat po powrocie z Hiszpanii było rozczarowanych komunistami. Zaliczali się do tego grona Borkenau i Koestler z Austrii; Ignazio Silone z Włoch; Victor Serge z Rosji; Max Eastman i Eugene Lyons z USA; André Gide, Boris Souvarine i André Malraux z Francji. Komunizm poznali w ten sam sposób co imperializm: z jaskini lwa. Świadectwa takie jak Powrót z ZSRR Gide’a i Cauchemar en U.R.S.S. [Koszmar w ZSRR] Souvarine’a stanowiły pierwszy wgląd Orwella w działalność reżimu stalinowskiego. Wiele szczegółów i anegdot tam odnalezionych trafiło potem w tej czy innej formie do Roku 1984: kult jednostki, korygowanie historii, unicestwienie wolności słowa, pogarda dla prawdy obiektywnej, echa inkwizycji hiszpańskiej, arbitralne aresztowania, donosy i wymuszone przyznawanie się do winy, a przede wszystkim dusząca atmosfera podejrzeń, autocenzury i strachu.
Weźmy jeden przykład. W powieści Orwella Winston Smith odkrywa zdjęcie, które dowodzi, że rzekomi zdrajcy Jones, Aaronson i Rutherford byli w rzeczywistości w Nowym Jorku w dniu, kiedy – jak zeznawali – planowali w Eurazji zdradę stanu. Orwell czytał o przypadkach, w których napisane za skazańców zeznania stały w sprzeczności z twardymi dowodami. Pewien rzekomy spiskowiec został sfotografowany na konferencji w Brukseli tego samego dnia, w którym – jak mówił podczas procesu – „spiskował” w Moskwie. Inny zaś miał się spotkać z Trockim w kopenhaskim hotelu zburzonym piętnaście lat wcześniej.
Orwell nie darzył tych pisarzy szacunkiem jedynie ze względu na informacje, które od nich czerpał. Ich ataki na Stalina karmiły się osobistym wstydem oraz intensywną potrzebą odcięcia się od dawnej łatwowierności oraz współudziału przez tworzenie – jak nazwał to sam Orwell – „literatury wyrażającej rozczarowanie”126. Niegdysiejsi komuniści ogarnięci przerażającym, podniecającym pierwszym przypływem herezji pisali, mając niezwykłe poczucie, że to, co robią, jest bezwzględnie potrzebne. Orwell uważał też, że ich samotność była heroiczna. Wielu spotkał ostracyzm ze strony dawnych przyjaciół oraz wydawców. Silone – pisał Orwell z aprobatą – „to jeden z tych ludzi, których faszyści wyzywają od komunistów, a komuniści od faszystów; jest to grupa niewielka, ale rosnąca”127.
Dlaczego Orwell krytykował komunizm bardziej energicznie niż faszyzm? Bo widział go z bliska, a jego powab był bardziej zdradziecki. Obie ideologie zmierzały w kierunku totalitaryzmu, jednak komunizm głosił szlachetniejsze cele, a więc potrzebował do istnienia większej liczby kłamstw. Była to „taka forma socjalizmu, która wyklucza uczciwość intelektualną”128, jego literatura stanowiła zaś „mechanizm tuszowania błędów”129. Orwell nie znał osobiście ani jednego faszysty, a tymi, którzy funkcjonowali w przestrzeni publicznej, gardził, jak na przykład poetą Ezrą Poundem oraz Oswaldem Mosleyem, przywódcą Brytyjskiego Związku Faszystów, którego wystąpienie w Barnsley w 1936 roku miał okazję oglądać: „jego przemowa, choć wygłoszona w sposób doskonały technicznie, była absolutnie nieznośnym pierdoleniem”130. Znał jednak wielu komunistów. Wśród inteligencji literackiej faszyzm stanowił ohydne zboczenie, a ideologia komunistyczna „była przedmiotem niemal nieprzepartej fascynacji każdego pisarza przed czterdziestką”131. Hipokryzja tej grupy denerwowała go nawet wiele lat później, gdy pisał w Roku 1984 o zbrodniach lat trzydziestych XX wieku: „tolerowali i występowali w ich obronie ludzie uważający się za światłych i postępowych”132.
Ekskomuniści wyrwali się spod uroku sylogizmu, który przymuszał tak wielką część lewicy do wierności Stalinowi: wierzę w socjalizm, ZSRR to jedyne państwo socjalistyczne, a zatem wierzę w ZSRR. Orwell odpierał go w sposób dwojaki: po pierwsze, żaden cel, nieważne, jak utopijny, nie daje się uświęcić tak groteskowymi środkami; po drugie, Rosja Stalina nie była naprawdę socjalistyczna, bo nie dawała ludziom wolności i sprawiedliwości. Ale też Orwell nigdy nie włączył się intelektualnie, emocjonalnie i socjalnie w radziecki eksperyment; egzystencjalny kryzys przeżywali ci, którzy tak postąpili.
Jednym z nich był Eugene Lyons, żydowski emigrant z Rosji, który dorastał w ziejących nędzą kamienicach nowojorskiego Lower East Side, a potem został wędrownym reporterem piszącym do socjalistycznych gazet. W 1922 roku został komunistą i zerwał z przyjaciółmi o bardziej umiarkowanych poglądach. Między 1928 a 1934 rokiem był korespondentem agencji United Press w Moskwie, wyjaśniającym ZSRR amerykańskiemu czytelnikowi. Z początku zapalczywie bronił Stalina, jako pierwszy zachodni dziennikarz przeprowadził z nim wywiad. Później jednak przeraziły go propaganda, prześladowania i kłamstwa na skalę przemysłową, w których produkcji uczestniczył. W czerwcu 1938 roku Orwell recenzował olbrzymią mea culpa Lyonsa; możemy spokojnie zakładać, że zauważył następującą relację ze stalinowskich prób wykonania pierwszego planu pięcioletniego w cztery lata:
Sam Orwell zaczął korzystać z tego nierealnego równania w ciągu kilku miesięcy. W ogólnie pozytywnej recenzji książki Bertranda Russella Władza: Nowa analiza społeczna podważał założenie, że ostatecznie wygra zdrowy rozsądek:
Osobliwą grozą chwili obecnej jest to, że nie możemy mieć co do tego pewności. Jest zupełnie możliwe, że nadchodzi epoka, w której dwa i dwa będzie się równało pięć, jeśli domaga się tego Wódz […]. Trzeba tylko pomyśleć o złowrogich możliwościach wykorzystania radia, edukacji kontrolowanej przez państwo i tak dalej, by zrozumieć, że słowa: „prawda jest wielka i zawsze zwycięży” to modlitwa, a nie aksjomat134.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Margaret Atwood, Writing Utopia, w: Curious Pursuits: Occasional Writing 1970–2005, London 2005, s. 89. [wróć]
George Orwell, Rok 1984, przeł. Tomasz Mirkowicz, Warszawa 2001, s. 238. [wróć]
Konferencja prasowa Białego Domu, 21 I 2017. [wróć]
Program telewizyjny Meet the Press, NBC, 22 I 2017. [wróć]
Anthony Burgess, Rok 1985, przeł. Zbigniew Batko, Robert Stiller, Kraków 2004, s. 56. [wróć]
Fredric Warburg, All Authors Are Equal: The Publishing Life of Fredric Warburg 1936–1971, London 1973, s. 115. [wróć]
Bombardowanie Londynu podczas drugiej wojny światowej – przyp. tłum. [wróć]
Pisane od małej litery. Pisane od dużej litery (Orwellowski) oznacza oczywiście rzeczy przynależne konkretnie Orwellowi – przyp. tłum. [wróć]
Richard Rorty, Przygodność, ironia i solidarność, przeł. Wacław Jan Popowski, Warszawa 2009, s. 160. [wróć]
George Orwell, Karol Dickens, w: tegoż, Anglicy i inne eseje, przeł. Bartłomiej Zborski, Warszawa 2002, s. 150. [wróć]
Program telewizyjny Arena: George Orwell, reż. Nigel Williams, BBC 1983–1984. [wróć]
George Orwell, Dlaczego piszę, w: tegoż, Eseje, przeł. Anna Husarska, Londyn 1985, s. 14. [wróć]
Christopher Hitchens, Why Orwell Matters, New York 2002, s. 211. [wróć]
John Major w przemówieniu przed Conservative Group for Europe, kwiecień 1993. [wróć]
Milan Kundera, Zdradzone testamenty. Esej, przeł. Marek Bieńczyk, Warszawa 1996, s. 201. [wróć]
Zob. David Runciman, Jak kończy się demokracja, przeł. Szymon Żuchowski, Warszawa 2019; Madeleine Albright, Faszyzm: Ostrzeżenie, przeł. Katarzyna Mironowicz, Warszawa 2018; Timothy Snyder, Droga do niewolności: Rosja, Europa, Ameryka, przeł. Bartłomiej Pietrzyk, Kraków 2019; Michiko Kakutani, The Death of Truth, London 2018. [wróć]
Hannah Arendt, The Origins of Totalitarianism, London 2017. [wróć]
Opowieść podręcznej, reż. Bruce Miller, Hulu 2017, wersja polska Showmax. [wróć]
George Orwell, Droga na molo w Wigan, przeł. Bartłomiej Zborski, Warszawa 2005, s. 253. [wróć]
Michael Radford w rozmowie z autorem, Londyn, 9 VIII 2018. [wróć]
Robert Icke, Duncan Macmillan, 1984, London 2013, s. 21. [wróć]
John Mitchinson, Andy Miller, George Orwell – The Lion & the Unicorn, „Backlisted” (podcast), 20 VIII 2018, https://bit.ly/3r9WxjV [dostęp: 2 III 2021]. [wróć]
George Orwell, Droga na molo w Wigan, przeł. Bartłomiej Zborski, Warszawa 2005, s. 205. [wróć]
Bernard Crick, George Orwell: A Life, London 1982, s. 312. [wróć]
George Orwell, Wspomnienia z wojny hiszpańskiej, przeł. Anna Husarska, Marcin Szuster, w: tegoż, Jak mi się podoba: eseje, felietony, listy, przeł. Anna Husarska, Marcin Szuster i Bartłomiej Zborski, wyb. i wstęp Paweł Śpiewak, Warszawa 2002, s. 170. [wróć]
Tenże, Takie to były radości, w: tegoż, Eseje, przeł. Anna Husarska, Londyn 1985, s. 269. [wróć]
Członkowie Towarzystwa Fabiańskiego, organizacji usiłującej zaprowadzić w Wielkiej Brytanii ustrój socjalistyczny pokojowymi metodami – przyp. tłum. [wróć]
G. Orwell, Takie to były radości, dz. cyt., s. 269. [wróć]
Tenże, Droga na molo w Wigan, dz. cyt., s. 153. [wróć]
Tamże, s. 170. [wróć]
Tenże, Takie to były radości, w: tegoż, Eseje, dz. cyt., s. 272. [wróć]
George Orwell w liście do Stanleya J. Kunitza i Howarda Haycrafta z 17 kwietnia 1940, w: The Complete Works of George Orwell, t. XI: Facing Unpleasant Facts 1937–1939, London 2000, 613, s. 147. [Każdy z dwudziestu tomów Complete Works redagował Peter Davison z pomocą Iana Angusa i Sheili Davison. Mimo że żaden z tomów Complete Works nie został przetłumaczony na język polski, recenzje i listy opatrzyłem polskim opisem z uwagi na ich bardziej „użytkową” naturę; odwołania do tego dzieła przyjmują dalej formę: CW, nr tomu, nr tekstu, nr strony. Przy pierwszym cytowaniu danego tomu podaję jego tytuł – przyp. tłum.]. [wróć]
John Wilkes, cyt. za Stephen Wadhams, Remembering Orwell, Harmondsworth 1984, s. 11. [wróć]
Christopher Eastwood, cyt. za tamże, s. 17. [wróć]
G. Orwell, Droga na molo w Wigan, dz. cyt., s. 177–178. [wróć]
Tamże, s. 181. [wróć]
Tamże, s. 182. [wróć]
Jack Branthwaite, cyt. za S. Wadhams, Remembering Orwell, dz. cyt., s. 84. [wróć]