Miłosna ruletka. Cztery wesela. Tom 3 - Denise Grover Swank - ebook

Miłosna ruletka. Cztery wesela. Tom 3 ebook

Denise Grover Swank

4,3

Opis

Libby St. Clair ufa przeznaczeniu. Wierzy w magię i przepowiednie. Szczególnie w tę jedną, którą przed laty ona i jej przyjaciółki usłyszały od wróżki. Według niej każda z przyjaciółek miała wyjść za mąż przed trzydziestką, przeżyć weselną katastrofę oraz skończyć z mężczyzną innym niż pierwotny narzeczony.

Libby w odróżnieniu od przyjaciółek wierzy w słowa przepowiedni. Jednak termin ślubu z człowiekiem, którego nie kocha, zbliża się wielkim krokami, a księcia na białym koniu nigdzie nie widać. Czy przez wiarę we wróżbę Libby popełni największy błąd w swoim życiu?

Noah McMillan całe życie unikał odpowiedzialności i zobowiązań. Poznał Libby na ślubie Josha i od razu zostali przyjaciółmi. Świetnie się dogadywali do momentu, kiedy Libby ogłosiła, że jest zaręczona. Noah nie mógł zrozumieć, dlaczego ten fakt tak go denerwuje. Aż do dnia ślubu, kiedy uświadomił sobie, że nie może pozwolić Libby wyjść za innego mężczyznę, ponieważ to ON ją kocha. Kiedy zdeterminowany, by przerwać ślub, leci do Kansas City, spotyka uciekającą pannę młodą – Libby.

Para rusza w szaloną podróż samochodową do Las Vegas. Noah zrobi naprawdę wiele, aby przekonać Libby, że mogą być kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Tymczasem w mieście grzechu im więcej ryzykujesz, tym więcej możesz zyskać lub… stracić. Libby i Noah stawiają wszystko na jedną kartę. W tej rozgrywce stawką jest miłość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 437

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (113 oceny)
53
43
15
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ejwon

Dobrze spędzony czas

3 cześć na ten moment najslabsza
00
Zaneta29_08

Dobrze spędzony czas

00
melchoria

Nie oderwiesz się od lektury

I żyli długo i szczęśliwie choć droga była wyboista, pełna zakrętów oraz łez wylanych.
00
Empaga

Nie oderwiesz się od lektury

świetna książka 🔥
00
Madziona1992

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna seria 🙂 trzecia część była najfajniejsza 🙂
00

Popularność




Rozdział 1

Nikt nigdy nie zarzucił Libby St. Clair, że jest pragmatyczną kobietą. Nie żeby ją to martwiło. Wybory podyktowane pragmatyzmem często były bezpieczne i nudne. A nikt nigdy nie posądził też Libby St. Clair o nudziarstwo.

W jej sercu tkwiło głębokie przekonanie, że z życia należy czerpać pełnymi garściami.

Jak na ironię postanowienie, aby stanąć na ślubnym kobiercu z mężczyzną, za którego nie chciała wychodzić, było pierwszą pragmatyczną decyzją, jaką w życiu podjęła, choć nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. A na pewno nie dwie jej najlepsze przyjaciółki.

– Libby – rozpływała się Megan, patrząc na jej odbicie w lustrze – wyglądasz olśniewająco.

Blair posłała Libby ciepły uśmiech.

– Ona ma rację, Libs. Jesteś niewiarygodnie piękna.

– I sama pomyśl – dodała Megan, poprawiając jej tiulową suknię – nie było ani jednej wpadki.

I właśnie to zachwiało wiarą Libby w powzięty przez nią plan. Dlaczego przygotowania do ślubu szły tak gładko?

Blair położyła jej rękę na ramieniu i spojrzała na jej odbicie w lustrze.

– Przyznaję – powiedziała – że kiedy zadzwoniłaś do mnie w zeszłym miesiącu i oznajmiłaś, że wychodzisz za Mitcha trzy dni przed swoimi trzydziestymi urodzinami, ogarnęły mnie wątpliwości. Pomyślałam, że może to jakiś spisek związany z tą głupią klątwą, ale cieszę się, że się pomyliłam. Mitch wydaje się świetnym facetem. – Wzdrygnęła się. – Nawet jeśli trochę przesadza z tym swoim zamiłowaniem do futbolu.

Libby uśmiechnęła się do przyjaciółki blado.

– Przyznaję, całkiem fajny z niego gość. – Nie można było się z tym nie zgodzić. W sytuacjach towarzyskich Mitch sprawdzał się świetnie. Spośród wielu chłopaków, którzy przewinęli się przez życie Libby w ostatnich piętnastu latach, tylko on okazał się w miarę godny zaufania i gotowy zaakceptować jej dziwactwa. Starał się nawet zrozumieć jej bliską przyjaźń ze szwagrem Megan, Noahem McMillanem, czego nie można było powiedzieć o Megan i Blair. To nie bez znaczenia, prawda?

Czegoś mu jednak brakowało. Na początku Libby w ogóle się tym nie przejmowała. I tak nie zamierzała za niego wychodzić. Szybko zrozumiała, że kobieta zawsze będzie dla niego mniej ważna niż sport. Potrzebowała jednak osoby towarzyszącej na wesela Megan i Blair, a fakt, że przyjaciółki oczekiwały, iż z nim zerwie, i że były tak głęboko zszokowane długością ich związku, zaczął ją drażnić. I właśnie dlatego z nim została – najpierw z powodu chęci zachowania twarzy i udowodnienia, że wbrew opinii Megan i Blair wcale nie jest taka kapryśna, a potem dlatego, że na własne oczy obserwowała, jak klątwa kładzie się cieniem na ich ślubach, i spodziewała się doświadczyć jej działania również we własnym życiu.

W dzieciństwie trzy przyjaciółki zawarły pakt, obiecując sobie, że znajdą mężów przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Ustaliły to w kolejce do wróżki i zaledwie kilka chwil później madame Rowena zapewniła je, że wywiążą się z obietnicy, ale ich śluby zakończą się katastrofą i każda z nich wyjdzie za kogoś innego, niż planowała. Klątwa. Tylko Libby potraktowała ją poważnie, ale nie dało się zaprzeczyć, że Megan i Blair wzięły ślub przed swoimi trzydziestymi urodzinami i żadna z nich nie wyszła za swojego pierwszego narzeczonego. No i Boże drogi, w dniach poprzedzających wesele dramat gonił dramat.

Dokładnie tak jak przewidziała wróżka.

– Za jakiś tydzień albo dwa ja i Garrett zaprosimy was może na kolację.

– Czy ty słyszysz, co mówisz, Blair Hansen-Lowry? – spytała Megan. – Proszone kolacyjki z innymi parami? Małżeństwo ewidentnie ci służy.

Blair, która na ogół była twardą babką, poczerwieniała na twarzy.

– Teraz, kiedy Garrett przeprowadził się do Kansas City i zakładamy własną kancelarię… – Czerwień na policzkach jeszcze się pogłębiła. – Po prostu nigdy się nie spodziewałam, że będę tak szczęśliwa. – Na jej twarzy pojawił się kpiarski grymas. – Jeśli komuś to powtórzycie, wszystkiego się wyprę.

Megan posłała jej przekorny uśmiech, ale miała dość oleju w głowie, aby nie robić wielkiej sprawy z nietypowej dla Blair czułostkowości.

– Tylko pomyśl: gdy w następnym miesiącu przeprowadzimy się z Joshem do naszego domu w Lee’s Summit, będziemy się mogli spotykać w szóstkę. Będzie jak za starych czasów.

Libby musiała przyznać, że Blair od liceum nie wyglądała na szczęśliwą. Klątwa zmieniła jej życie – oraz życie Megan – na lepsze.

A więc gdzie, u licha, Libby popełniała błąd? Patrzyła na goły palec serdeczny swojej lewej dłoni i starała się nie załamywać rąk. Ponieważ nigdy nie zamierzała stawać z Mitchem na ślubnym kobiercu, nie zgodziła się, by kupił jej pierścionek zaręczynowy. Aby uniknąć podejrzeń, nabyła w supermarkecie dwie tanie obrączki, które znajdowały się teraz w kieszeni drużby.

Drzwi się otworzyły i Josh McMillan, który od pięciu miesięcy był mężem Megan, wetknął głowę do środka.

– Cześć, dziewczyny.

Megan z zaskoczeniem podniosła wzrok.

– Co tu robisz? Dlaczego nie czekasz w kościele?

Panna młoda spojrzała na Josha z nadzieją wypisaną na twarzy. Ponieważ jej narzeczony miał tendencję do zamykania uszu na wszystko, co niezwiązane z Arkansas Razorbacks, licealną drużyną futbolową, którą trenował, oraz szkołą, gdzie uczył wychowania fizycznego, Libby poprosiła męża przyjaciółki o dopilnowanie, aby Mitch sprawnie wywiązał się z obowiązków pana młodego. Może wizyta Josha oznaczała właśnie to, na co czekała.

Ukochany Megan wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.

– Libs, mam złą wiadomość.

– Mitch się nie zjawił? – Libby starała się, aby w jej głosie nie było słychać ekscytacji.

Mąż Megan wytrzeszczył oczy i potrząsnął głową.

– Co? Nie. Nic z tych rzeczy. Mitch jest w kancelarii kościoła i ogląda mecz Arkansas.

No jasne.

– To co to za zła wiadomość?

Josh wykrzywił twarz i rzucił okiem najpierw na Megan, a potem na Libby.

– Na pewno się zastanawiasz, dlaczego jeszcze nie zaczęliśmy…

– A nie dlatego, że Mitch nie chce przegapić końcówki meczu? – spytała cierpko panna młoda.

– Nie do końca. – Josh wydawał się zmartwiony. – Wciąż czekamy na jednego drużbę.

Drużbów było dwóch i Libby wiedziała, że ten najważniejszy – kuzyn Mitcha – już dotarł na miejsce, bo widziała go kilka godzin wcześniej. Został tylko jeden. Brat Josha.

– Samolot Noaha ma spóźnienie?

– Nie do końca…

Panna młoda czekała na ciąg dalszy, starając się nie denerwować przed poznaniem wszystkich faktów.

– Noah w ogóle nie przyjedzie.

Krew odpłynęła jej z twarzy.

– Co? Dlaczego?

– Nie wiem. Wspominał coś, że Donna potrzebuje go w ten weekend.

Dziewczyna, z którą był od czterech tygodni?

W czerwcu tego roku, w dni poprzedzające cyrk, jakim okazał się ślub Megan i Josha, Libby oraz Noah bardzo szybko się do siebie zbliżyli i wspólnie knuli intrygi, by jej przyjaciółka i jego brat zawarli zgodny z prawem związek małżeński. Ich przyjaźń zacieśniała się z biegiem miesięcy i Noah szybko zastąpił Blair i Megan w roli najbliższego powiernika Libby.

On był notorycznym kobieciarzem, a ona miała opinię seryjnej randkowiczki. Ich relacja wprawiła w zakłopotanie wszystkich znajomych. Była zupełnie nie w ich stylu i może dlatego miała się tak dobrze. Wciągnięcie Mitcha do grona drużbów i druhen wydawało się zupełnie naturalną decyzją. Poza tym Mitch nie miał nic przeciwko.

I teraz on nagle postanowił nie przyjeżdżać? Bo taki miał kaprys?

Co, u licha?

Josh popatrzył na Libby ze współczuciem.

– Przykro mi. Ostrzegałem cię, że on bywa… mało solidny.

To prawda. Ale Libby nigdy nie poznała Noaha od tej strony. Myślała, że ich przyjaźń go zmieniła. Ją zmieniła na pewno.

Popatrzyła na niewinnego Josha McMillana spod przymrużonych powiek.

– Upewnijmy się, że dobrze rozumiem. Noah zgadza się być drużbą na moim ślubie, a potem się wycofuje, bo dziewczyna, z którą jest od jakichś czterech tygodni, ma dla niego coś do zrobienia?

Megan przeszła przez pokój i w geście solidarności położyła mężowi rękę na ramieniu.

– Josh opowiadał mi historie o spektakularnych wtopach Noaha z dawnych czasów, ale odkąd go znam, nie zdarzyło mu się dać plamy. No i wziął na siebie wielką odpowiedzialność w związku z połączeniem firmy mojego taty z przedsiębiorstwem swojego ojca… Josh naprawdę myślał, że on się zmienił.

Libby otarła łzę z policzka. Może i ten ślub był tylko farsą, ale Noah i tak powinien być przy niej w tym dniu. Ogromny żal, który poczuła na wieść o jego nieobecności, zupełnie ją zaskoczył.

Ale jakie miało znaczenie to, że drużba nie dotarł? Nie ulegało wątpliwości, że do ślubu i tak nie dojdzie. W końcu nie było mowy, aby klątwa dotknęła Megan i Blair, a ominęła Libby. Jej rycerz w lśniącej zbroi – jedyna miłość, bratnia dusza – miał się pojawić lada chwila, aby zwalić ją z nóg i poślubić przed jej trzydziestymi urodzinami, które wypadały w najbliższy wtorek.

Tyle że Libby nie potrafiła stwierdzić, kto miałby być tym rycerzem. Wiedziała tylko tyle, ile wyczytała ze swoich linii papilarnych: że będzie to kreatywny mężczyzna, który otoczy ją miłością, za jaką tęskniła przez całe życie.

Na jej czoło wystąpił zimny pot. A co, jeśli jej przewidywania się nie spełnią?

– Co zamierzasz zrobić? – spytała Blair przez zaciśnięte zęby. Już wcześniej z trudem tolerowała Noaha, więc nie było szans, aby teraz zapałała do niego większą sympatią.

W kościele zebrało się sto osób, które czekały, aż Libby podejdzie do ołtarza.

Co, u licha, miała robić?

Wiara. Potrzebowała wiary. Wykrzesała jej z siebie wystarczająco dużo, gdy przyjaciółkom walił się świat, a ich śluby stawały pod znakiem zapytania. Ponieważ Blair i Megan nie rozumiały, co się dzieje, Libby musiała wierzyć za nie trzy.

Uśmiechnęła się olśniewająco.

– Zamierzam wyjść za mąż, rzecz jasna.

– A co z brakującym drużbą? – spytała Megan.

Libby wzruszyła ramionami. Nie chciała pokazać druhnom, jak bardzo przejęła się nieobecnością Noaha.

– Poproś męża, aby go zastąpił. – Posłała Joshowi wymowne spojrzenie. – Przecież przez większą część dorosłego życia naprawiasz to, co zepsuł twój brat, prawda? – Do jej głosu wkradło się rozczarowanie. – Co ci szkodzi zrobić to raz jeszcze?

– Och, Libby – Megan otoczyła przyjaciółkę ramionami – tak mi przykro.

Panna młoda wyrwała się z uścisku.

– Wszystko w porządku. Powinnam była mieć więcej rozumu. Myślałam po prostu, że Noah wzniósł się już ponad takie numery.

– Wszyscy tak sądziliśmy.

– Czy to znaczy, że jesteś gotowa? – spytała Blair, podając Libby bukiet polnych kwiatów.

– Chyba tak.

Słysząc tę odpowiedź, Megan i Blair popatrzyły zmartwionym wzrokiem, ale Libby nie zwróciła na to uwagi, bo była zbyt zajęta rozmyślaniem, co zrobi, gdy klątwa nie zadziała.

Nie. Nie. Nie. Przestań tak myśleć. Trzeba tylko wierzyć.

Chwyciła bukiet i wzięła głęboki oddech. Kiedy wypuściła powietrze, zalała ją fala spokoju. Była pewna, że jej przewidywania się sprawdzą.

Musiały.

Megan pocałowała męża przeciągle, a potem odsunęła się i wygładziła mu klapę marynarki, patrząc na niego z miłością i uwielbieniem. Zarówno Blair, jak i Libby zazdrościły im tej bliskiej więzi, choć żadna się do tego nie przyznawała. Ale Blair znalazła równie głęboką miłość i zadowolenie u boku Garretta. Gdzie w takim razie podziewała się bratnia dusza Libby?

Josh wyszedł, aby zaprowadzić pana młodego oraz drugiego drużbę pod ołtarz, i trzy przyjaciółki zostały same. Po chwili drzwi znów się otworzyły, tym razem z większym impetem, i do środka teatralnym krokiem wmaszerowała matka Libby.

– Czekają już na ciebie, moja księżniczko.

Libby poczuła rozdrażnienie, po którym – gdy uważnie przyjrzała się swojej rodzicielce – przyszło poczucie winy. Gabriella St. Clair była oszałamiająco piękną kobietą. Jej gęste włosy w kolorze głębokiego brązu spływały długimi pasmami na ramiona, a na jej oliwkowej skórze próżno było szukać zmarszczek, mimo że musiała się już zbliżać do pięćdziesiątki. Nie żeby zamierzała się kiedyś do tego przyznać. Libby zupełnie nie wiedziała, ile lat ma jej matka, gdyż starsza pani St. Clair za żadne skarby nie wyjawiłaby daty swoich urodzin. Nie miało to zresztą znaczenia. Twarz i ciało Gabrielli St. Clair przeczyły upływowi czasu. Kobietę często brano za siostrę własnej córki.

I w tym sęk. Gabriella wolała być postrzegana jako siostra Libby i nierzadko dokładała wszelkich starań, aby znaleźć się w centrum uwagi. Nawet w dniu ślubu córki – ubrana w białą obcisłą sukienkę z głębokim dekoltem eksponującym obfity biust – nie chciała dać się zepchnąć na drugi plan.

Kobieta podeszła do Libby, jakby płynęła w powietrzu, i dramatycznym gestem złapała ją za rękę.

– Jesteś najpiękniejszą panną młodą, jaką w życiu widziałam.

Libby zacisnęła zęby.

– Dziękuję, mamo.

– Tylko wciąż nie mam pewności, czy ten chłopak jest dla ciebie odpowiedni.

Była to jedna z niewielu rzeczy, co do których panie St. Clair się ze sobą zgadzały, choć starsza z nich uważała, że młodsza w ogóle nie powinna wychodzić za mąż.

– Dziękuję za troskę.

Gabriella poklepała córkę po policzku i spojrzała jej w oczy.

– Nie przekonam cię już do zmiany zdania, co?

Panna młoda parsknęła śmiechem. Gdyby któraś z jej przyjaciółek powiedziała jej, że pomysł ze ślubem jest szalony, i zachęciła ją do wycofania się z niego, Libby zrobiłaby to w sekundę. Ale fakt, że tę myśl rzuciła jej matka, zupełnie zmieniał postać rzeczy.

– Podjęłam już decyzję.

– Cóż, nic nie trwa wiecznie, kotku. – Gabriella posłała Blair szelmowskie spojrzenie. – Poza tym masz pod ręką dobrą adwokatkę specjalizującą się w sprawach rozwodowych.

Blair szeroko otworzyła usta, ale Gabriella była już w drodze do wyjścia.

Prawniczka wzięła się pod boki.

– Nie wierzę!

Libby pokręciła głową, czując narastający niepokój.

– To moja matka. Czego się spodziewałaś? – Odetchnęła głęboko. – Czas ruszać.

Megan postąpiła krok w jej stronę.

– Może powinnaś jeszcze chwilkę poczekać.

– Jej zdanie w ogóle mnie nie obchodzi. Od dnia, w którym zobaczyłam, jak pieprzy się z moim chłopakiem na kuchennym blacie, wszystkie wiemy, że to narcystyczna suka. Dlaczego przez ostatnich piętnaście lat coś miałoby się zmienić?

– Och, Libs… – powiedziała Megan łagodnie.

Mało brakowało, a życzliwość przyjaciółki doprowadziłaby Libby do załamania.

– Zapomnijcie o mojej matce – poprosiła. – Są większe zmartwienia. Za chwilę mam randkę z przeznaczeniem.

Przyjaciółki popatrzyły na nią dziwnie, ale ona popchnęła je w stronę drzwi, nie dając im czasu na odpowiedź.

Wszystkie trzy stały w przedsionku kościoła i czekały na pierwsze dźwięki muzyki, aby przejść nawą główną między zgromadzonymi gośćmi. Blair ruszyła pierwsza, Megan druga. Po chwili muzyka się zmieniła: rozległ się wybrany przez Mitcha utwór, który miał towarzyszyć pannie młodej w drodze do ołtarza – hymn Arkansas Razorbacks. Libby zgodziłaby się na każdą propozycję narzeczonego, bo ani razu nie przyszło jej do głowy, że sprawy zabrną tak daleko.

Panna młoda spojrzała ze zmartwieniem w stronę drzwi kościoła, zastanawiając się, gdzie, u licha, podziewa się jej bratnia dusza. Po dobrych dwudziestu sekundach, gdy zgromadzeni goście zaczęli już szeptać z konsternacją, Libby zdała sobie sprawę, że jej ideał nie zjawi się w progu.

A to oznaczało, że czeka w kościele.

Na tę myśl ogarnęło ją uczucie ulgi i to wystarczyło, aby ruszyła w stronę ołtarza. Wzrokiem błądziła po zgromadzonych gościach, szukając swojego księcia z bajki, ale jedynym kandydatem, którego znalazła, był Earl, wujek Mitcha – czterdziestodwuletni zatwardziały kawaler trudniący się hurtową sprzedażą ryb w Luizjanie. Facet miał jakieś trzydzieści pięć kilo nadwagi i jak stwierdziły Libby, Megan i Blair podczas próby kolacji ślubnej, nosił tupecik. Gdy zdał sobie sprawę, że patrzy na niego panna młoda, posłał jej lubieżne spojrzenie i oblizał górną wargę, jakby właśnie zauważył wyjątkowo soczystego suma.

To już lepiej było wyjść za Mitcha.

Mitch nie był wcale taki zły. Megan i Blair go lubiły. Poza tym gdyby Libby nauczyła się przymykać oko na jego futbolowy fanatyzm, to powiedziałaby, że całkiem słodki z niego facet. Jasne, zrobiła wszystko, aby uchronić Blair przed zawarciem małżeństwa z rozsądku, ale nie ulegało wątpliwości, że jej własny narzeczony miał znacznie więcej do zaoferowania jako partner niż Neil. Mimo wszystko jednak nie mogła sobie wmówić, że szaleje z miłości. Gdy oznajmiła przyjaciółkom, że się zaręczyła i za parę miesięcy wychodzi za mąż, Blair i Megan zasypały ją pytaniami na temat jej decyzji. Libby chyba aż za dobrze odegrała rolę kipiącej entuzjazmem narzeczonej, ponieważ udało jej się przekonać przyjaciółki, że ślub z Mitchem stanowi spełnienie jej marzeń. A gdyby doprowadziła sprawę do końca, dalej żyłaby w myśl formuły „dopóki śmierć nas nie rozłączy”. Bo mogła znać najlepszą adwokatkę rozwodową we wszechświecie, ale nigdy nie dopuściłaby do sytuacji, w której musiałaby skorzystać z jej usług.

W przeciwieństwie do swojej matki Libby wierzyła, że małżeństwo zawiera się na zawsze.

Co w takim razie wyprawiała?

Może jej rycerz jeszcze się nie zjawił? Może utknął gdzieś w korku?

Należało po prostu w to brnąć i wierzyć, że wszystko się dobrze skończy.

Ale kiedy panna młoda pokonała dwa stopnie dzielące ją od ołtarza, panika wbiła szpony w jej klatkę piersiową. Miej wiarę – powtarzała w myślach. Po prostu miej wiarę.

Mitch czekał na nią w czarnym smokingu i pod krawatem z grafiką nawiązującą do University of Arkansas. Kiedy podniósł nogawki spodni, okazało się, że na stopach ma skarpetki z logo Arkansas Razorbacks.

– Że co?

Uśmiechnął się, opuszczając nogawki.

– Będziesz idealną żoną – wyszeptał. – Która inna panna młoda pozwoliłaby swojemu facetowi dokończyć oglądanie meczu przed ceremonią? – Potem puścił do Libby oko i trącił ją łokciem. – Wygraliśmy! Dwadzieścia trzy do dwudziestu jeden! Brawo, nasi! Razorbacks pany! Razorbacks pany! – Ten ostatni okrzyk zwycięstwa wznieśli z nim koledzy pousadzani w kościelnych ławkach.

Megan i Blair wytrzeszczyły oczy, kompletnie zszokowane.

Poznajcie prawdziwego Mitcha.

Zdenerwowanie Libby weszło na nowy poziom.

Dlaczego Megan i Blair nie umiały czytać między wierszami? Dlaczego nie zauważyły, że ich przyjaciółka tak naprawdę nie kocha swojego narzeczonego? Ona to po nich widziała. Czyżby tak bardzo chciały ujrzeć ją w roli statecznej żony, że dałyby swoje błogosławieństwo każdemu facetowi u jej boku?

Libby postanowiła przymknąć oko na fakt, że to ona się oświadczyła. Była to marna próba uruchomienia trybików klątwy.

Zatopiona w myślach, zdziwiła się, kiedy duchowny zapytał:

– Mitch, czy chciałbyś przeczytać tekst swojej przysięgi?

O cholera. Dobrnęli już do tego punktu ceremonii?

Odchrząknąwszy, Mitch wyjął z kieszeni kartkę, którą następnie rozłożył i pokazał gościom.

Boże drogi, na papierze znajdował się rysunek przedstawiający strategię gry.

Kartka była oczywiście pokryta kółeczkami, iksami, zamaszystymi liniami oraz strzałkami.

– Libs, ty i ja jesteśmy jak Razorbacks w czasie meczu Cotton Bowl w 2012 roku. Graliśmy wtedy z Jayhawks Kansas, których nie potrafiliśmy pokonać od 1967. Ale w 2012 zastosowaliśmy tę oto strategię zakradającego się rozgrywającego. – Mitch położył sobie kartkę na piersi i wskazał na nią palcem. – I wiesz, jak to się skończyło?

Libby wpatrywała się w niego zszokowana. Co tu się wyprawiało?

– Skopaliśmy przeciwnikom tyłki i zostaliśmy mistrzami Cotton Bowl! – Po tych słowach pan młody i jego koledzy raz jeszcze krzyknęli: – Razorbacks pany!

Gdyby można było umrzeć ze wstydu, Libby w tamtej chwili padłaby na podłogę.

– I to właśnie jesteśmy my, kotku. Ty i ja. Będziemy kopać tyłki i prowadzić naszą drużynę do zwycięstwa. Ty, ja i gromadka naszych małych biegaczy. – Kiedy Libby długo nie odpowiadała, Mitch błędnie wziął jej przerażenie za dezorientację. – Wiesz, chodzi mi o nasze dzieci – wyjaśnił, puszczając oko.

Jego kumple wznieśli kolejny okrzyk.

Duchowny stał przez kilka sekund z rozdziawionymi ustami, a potem je zamknął i przełknął ślinę.

– Yyy… Libby, a ty masz ze sobą tekst swojej przysięgi?

Boże. To było coś więcej niż ślubny stres. To graniczyło z szaleństwem.

– Nie.

Mitch opuścił swoją kartkę z konsternacją w oczach.

– Nie? – Duchowny uniósł brwi. – Wolałabyś powtórzyć za mną tradycyjną przysięgę?

Libby rzuciła okiem na Megan i Blair, które zastygły w szoku, a potem odwróciła się z powrotem w stronę ołtarza.

– Nie.

Pan młody zatrzepotał rzęsami.

– Co jest nie tak z moim małym biegaczem? Zapomniałaś swojej przysięgi?

Biegacz… Bieg… Libby czuła, że jeśli nie wydostanie się z kościoła, to zaraz wyskoczy z własnego ciała.

– Przepraszam, Mitch. Nie mogę tego zrobić – wyrzuciła z siebie, a potem uniosła suknię i ruszyła w stronę wyjścia.

– Libs?! – zawołał Mitch. – Wycofujesz się, żeby przyjąć piłkę?

Libby obejrzała się przez ramię, nie zwracając uwagi na przerażone spojrzenia gości.

– Tak, tak, wycofuję się.

Wypadła na zewnątrz, walcząc z narastającą histerią, a Megan i Blair popędziły za nią.

O Boże. Klątwa zawiodła jej oczekiwania, a ona właśnie wybiegła z własnego ślubu.

Przez dwuskrzydłowe wrota kościoła zaczęli wysypywać się goście, którym przewodził Mitch.

– Dokąd się wybierasz? – krzyknął.

Co miała robić? Nie zabrała ze sobą torebki. Nie zabrała kluczyków do samochodu. W zasadzie przyjechała do kościoła z matką. Nie miała się gdzie ukryć. Upokorzona ponad wszelkie wyobrażenie, zachowywała się jak szczur w labiryncie, tyle że nie mogła liczyć na kawałek sera. Zamiast bratniej duszy czekały na nią tylko kolejne upokorzenia.

Gdy na parking wjechał jakiś samochód, bez zastanowienia wystrzeliła w jego stronę. Kierowca zwolnił, najpewniej zdumiony tym całym przedstawieniem, a ona dostrzegła swoją szansę i z niej skorzystała. Otworzywszy drzwiczki, zerknęła na trzymany w dłoni bukiet i niewiele myśląc, rzuciła go zbierającym się na trawniku gościom.

Babci Megan zaświeciły się oczy.

– Wara od niego, hołoto!

Seniorka rzuciła się na bukiet dokładnie w tej samej chwili, kiedy chwyciła go jedna z koleżanek Libby ze studiów.

Babcia powaliła dziewczynę na ziemię i zaczęły się zapasy.

Libby wśliznęła się do auta, nawet na moment nie odrywając wzroku od bijatyki.

– Dam ci sto dolarów, jeśli mnie stąd natychmiast zabierzesz – rzuciła.

Na trawnik wysypała się już połowa gości, a na czele gromady stał narzeczony Libby, który wyglądał na oszołomionego i skonsternowanego.

Co ona najlepszego zrobiła? Była tak mocno przekonana, że klątwa zaprowadzi ją do mężczyzny jej marzeń, iż zignorowała cichy głos w swojej głowie, który mówił jej, że wykorzystuje Mitcha. A teraz miała przed sobą żywy dowód własnego egoizmu.

– Tylko sto? – odparł kierowca rozbawionym głosem. – Za bilet na samolot zapłaciłem o wiele więcej.

Libby westchnęła z ulgą, kiedy rozpoznała ten głos. Ale potem przypomniała sobie, że ten sam facet chwilę wcześniej ją wystawił.

Noah McMillan był już martwy.

Rozdział 2

Noah McMillan znał w życiu bardzo, bardzo wiele kobiet. Już w szkole średniej dużo randkował, jednak dopiero na studiach zaczął pracować na miano faceta spotykającego się z niezliczonymi tabunami dziewczyn. I choć filozofię „łatwo przyszło, łatwo poszło” wyznawał również po uzyskaniu dyplomu, to moment, kiedy naprawdę zaczął mieć wszystko w dupie, nastąpił dopiero wówczas, gdy jego młodszy brat Josh dołączył do rodzinnego interesu.

Po co miał się przejmować, skoro Josh martwił się za nich dwóch?

Noah wiedział, że jest rozczarowaniem dla brata i matki, ale nie mógł się zmusić do podjęcia jakichkolwiek starań. Prawda była taka, że nic go specjalnie nie interesowało, odkąd tydzień przed ukończeniem studiów pochował ojca.

Miotał się tak przez ponad dekadę, wiedząc, że i on, i Josh mają przypisane pewne role. Jego brat był tym odpowiedzialnym z dwojga dzieci, a Noah – kpiną. I wywiązywał się ze swojej roli bardzo dobrze – może aż nazbyt. To przez niego McMillanowie prawie stracili rodzinny interes.

Nie dało się zaprzeczyć, że Noah pozwolił sobie na jednonocną przygodę na konferencji, przez co zgubił stworzone przez Josha projekty zawiłej części paneli słonecznych. Części, która miała tchnąć nowe życie w ich chyboczące się przedsiębiorstwo. Noah jednak nie zaprzątał sobie tym głowy, dopóki ich firma nie zetknęła się odmową przyznania patentu i wielki inwestor nie zagroził, że wycofa fundusze, jeśli bracia McMillan nie rozwiążą problemu w ciągu tygodnia. Nie potrzeba było detektywa, aby ustalić, która firma złożyła wniosek o ten sam patent zaledwie tydzień przed nimi.

Zawsze odpowiedzialny Josh postanowił, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby ocalić przedsiębiorstwo. Kupił więc bilet na lot last minute do Kansas City w Missouri, aby skonfrontować się z jedną z tamtejszych firm inżynierskich i udowodnić, że jej pracownicy ukradli jego projekty. Noah życzył mu powodzenia, a potem poszedł w tango, nawet przez moment nie myśląc, że jego wielce szlachetny brat dopnie swego.

Niecałe dwanaście godzin później Josh zatelefonował z informacją, że nie tylko spotkał się z jednym szefów konkurencyjnej firmy, ale też postanowił udawać narzeczonego jego córki, a wszystko po to, by zbliżyć się do przedsiębiorstwa jej ojca i znaleźć dowody kradzieży.

Następnego ranka Noah wsiadł do samolotu, planując wyratować brata z tej podejrzanej sytuacji. Ale zamiast tego połączył siły z jedną z przyszłych druhen, by nie pozwolić nowo powstałemu związkowi się rozpaść. Trzeba jednak przyznać, że Noah i Libby kierowali się innymi pobudkami: ona uważała, że Megan i Josh są dla siebie stworzeni, a on chciał, żeby ich związek trwał na tyle długo, by udało się uzyskać dowody obciążające konkurencyjną firmę.

Wkrótce jednak dwie rzeczy zaczęły się rzucać w oczy. Po pierwsze, po zaledwie kilku dniach znajomości Josh jakimś cudem zapałał szaloną miłością do Megan. Po drugie, Libby St. Clair różniła się od kobiet, z którymi Noah miał kiedykolwiek do czynienia. Jasne, gdy pierwszy raz weszła do domu rodziców Megan, zainteresowała go ze standardowych względów: nawet ślepy zauważyłby jej oszałamiającą urodę. Trudno było oderwać wzrok od jej długich ciemnych włosów, intensywnie brązowych oczu i nieskazitelnej oliwkowej skóry. Ale Noah wkurzył już Josha na tysiące sposobów i nie miał zamiaru ryzykować utraty brata dla romansu z przyjaciółką jego udawanej dziewczyny. Nie żeby Libby chciała z nim randkować. Bardzo jasno dała mu do zrozumienia, że ma chłopaka, choć zwykle próżno było go szukać u jej boku. Co jej zresztą nie przeszkadzało. Ale ponieważ Noah i Libby mieli wspólny cel, to nim nadszedł dzień ślubu, spędzili ze sobą tyle czasu, że naprawdę zostali przyjaciółmi.

Po powrocie do Seattle Noah z zaskoczeniem uświadomił sobie, że tęskni za Libby. Zadzwonił więc do niej pod byle pretekstem, a gdy usłyszał w jej głosie – jak mu się wydawało – szczere zadowolenie, zalała go wdzięczność. Była to pierwsza z wielu rozmów telefonicznych, które odbywali niemal codziennie przez kolejne cztery miesiące.

Wysiłki Josha zostały zwieńczone powodzeniem. Bracia McMillanowie nie tylko uratowali swoją firmę, ale w dodatku połączyli się z przedsiębiorstwem ojca Megan. Josh jeździł do Kansas City, lecz nienawidził zostawiać swojej świeżo poślubionej żony w domu, a jej kończyły się dni wolne, które mogła przeznaczyć na towarzyszenie mu w tych podróżach. Para postanowiła więc przeprowadzić się do rodzinnego miasta Megan, lecz nim ów plan doczekał się realizacji, Noah zaczął zastępować brata na niektórych wyjazdach. Co jeszcze bardziej zaskakujące, ta dodatkowa odpowiedzialność bardzo mu się spodobała.

Poza tym mógł spędzać czas z Libby.

Nikt nie rozumiał ich relacji. Nie żeby Noah miał o to pretensje. Do diabła, czasem sam jej nie rozumiał. Gdyby rok wcześniej ktoś mu powiedział, że będzie się przyjaźnił z piekielnie seksowną kobietą, która przyciągała spojrzenia wszystkich przechodzących obok niej mężczyzn… Cóż, na pewno by w to nie uwierzył.

Pewnego dnia Libby zadzwoniła do niego po kłótni z Mitchem. Rozmawiali przez ponad dwie godziny, czego Noah nie robił nigdy z żadną kobietą, ani kochanką, ani przyjaciółką. Oboje byli wtedy wstawieni: Libby piła wino, by ukoić smutki, a Noah piwo, by uciszyć wewnętrzne demony.

– Powinniśmy spróbować, Lib – powiedział, czerpiąc odwagę z trzech piw szumiących mu w głowie. – Jesteśmy dla siebie stworzeni.

Po drugiej stronie linii zapadła cisza tak długa, że Noah myślał już, iż Libby albo zemdlała, albo się rozłączyła.

– To koszmarny pomysł – odpowiedziała mu w końcu.

Ostre ukłucie bólu, które poczuł w odpowiedzi na jej odrzucenie, zupełnie go zaskoczyło.

– Jak możesz tak mówić? Zobacz, jak świetnie się ze sobą dogadujemy.

– I właśnie dlatego nie powinniśmy się wiązać – stwierdziła z emfazą. – Jesteś chyba najlepszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam. Nie chcę cię stracić.

– Nie stracisz mnie. Zyskasz tylko więcej korzyści – zażartował ponętnym głosem.

– A co się stanie, gdy ze sobą zerwiemy?

– Ej, jeszcze nawet ze sobą nie spaliśmy, a ty już mówisz o zerwaniu?

– A ile byłeś najdłużej z dziewczyną?

– Yyy… – Czy naprawdę powinien przyznawać, że nie dłużej niż potrzeba, aby wyhodować pleśń na chlebie?

– I o to mi właśnie chodzi – powiedziała Libby. Noah mógłby jednak przysiąc, że usłyszał w jej głosie nutkę rozczarowania.

– Chcesz mi powiedzieć, że cię nie pociągam? – spytał z niedowierzaniem. Libby musiała zdawać sobie sprawę z tego, że choć oboje postanowili nie zwracać na to uwagi, istniało między nimi pewne napięcie seksualne. Wiele razy zdarzyło się, że prawie ją pocałował. Poza tym gdy czasem na niego patrzyła, widział w jej oczach pragnienie.

– Oczywiście, że mnie pociągasz. Chyba tylko truposzka byłaby odporna na twoje wdzięki. Ale to, co nas łączy, jest wyjątkowe. Chcesz z tego zrezygnować dla taniego seksu?

Noah parsknął śmiechem.

– Musisz wiedzieć, że seks ze mną nie jest tani. W zasadzie to się zdarzało, że kobiety chciały płacić, aby go zaznać.

– Tak, tak, ty moje ciasteczko. Wiesz, że mam rację.

Niestety rzeczywiście to wiedział. Mimo wszystko nie był przygotowany na informację, którą Libby zaserwowała mu dwa dni później.

– Wychodzę za mąż!

– Dokąd wychodzisz? – rzucił ze złością, zanim zdążył nad sobą zapanować.

– Wychodzę za Mitcha w następnym miesiącu. – W jej głosie wyraźnie pobrzmiewała nuta buntu.

– W następnym miesiącu? Co ty, u licha, wyprawiasz?

– Megan i Josh wzięli ślub po zaledwie czterech dniach znajomości, a ja jestem z Mitchem od pół roku. Czemu nie mielibyśmy się pobrać?

– Może dlatego, że dwa dni temu zadzwoniłaś do mnie, aby mi powiedzieć, jaki z niego palant?

– Pokłóciliśmy się. Gdybyś był z jakąś dziewczyną dostatecznie długo, aby wiedzieć, jakiej używa pasty do zębów, to może byś zrozumiał.

Noah wiedział, jakiej pasty używa Libby, i znał wiele innych szczegółów z jej życia, ale uznał, że to nie jest dobry moment na poruszanie tego tematu. Wciąż nie miał pojęcia, jak poradzić sobie z szalejącymi emocjami, nie mówiąc już o ich nazywaniu.

– Co mam zrobić, Libby? Pogratulować ci?

– To standardowa reakcja, Noah.

– Gratulacje.

– Nie brzmiało to zbyt przekonująco.

– Daj mi cholerną minutę, żebym jakoś to ogarnął, okej? – Podszedł do lodówki po piwo, czując wielki ciężar na piersi.

– Minęło dziesięć sekund.

– Powiedziałem: cholerną minutę.

– A czym cholerna minuta różni się od takiej zwykłej?

Mimo że Noah miał w głowie jeden wielki mętlik, jego wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Nikt tak skutecznie nie wyciągał go z emocjonalnych zawirowań jak Libby. Zdał sobie sprawę, że ma dwie możliwości: albo da jej swoje błogosławieństwo, albo dalej będzie podążał ścieżką wrogości i być może straci Libby na zawsze. Ale musiał podjąć jeszcze jedną próbę.

– Jesteś pewna, Lib? – Zniżył głos. – Nie sądzę, aby on na ciebie zasługiwał.

– Posłuchaj sam siebie – zakpiła. – Jesteś jak starszy brat, którego nigdy nie miałam.

To tylko wzmogło jego wewnętrzny zamęt. Straszy brat? Czy ona naprawdę postrzegała go w ten sposób?

– Mówię poważnie, Libby. Nie chcesz poszukać tego, co znaleźli Megan i Josh?

– Kto powiedział, że nie chcę?

W Noahu zapłonął gniew, który doszczętnie spalił w nim wszelkie hamulce.

– Żartujesz sobie? Nie możesz sądzić, że to, co jest między tobą a tym facetem, to miłość! On bardziej kocha futbol niż ciebie!

– Nie wierzę, że to powiedziałeś!

– Dowód masz tuż przed nosem. Do diabła, przecież ze mną spędzasz więcej czasu niż z nim, a dzielą nas ponad trzy tysiące kilometrów.

– To może powinnam rzadziej się z tobą spotykać!

– Tak zrobiłaby większość normalnych kobiet zakochanych w swoim narzeczonym.

Libby przerwała połączenie, a Noah pogrążył się w smutku i niepokoju, powtarzając sobie, że nazajutrz zadzwoni z przeprosinami i wszystko wróci do normy. Doszedł też do wniosku, że jeśli chodzi o ślub, to przyjaciółki pomogą Libby przejrzeć na oczy. Może i nie był ekspertem w kwestii miłości, ale wiedział na pewno, że Libby nie kocha Mitcha. Jak mogła kochać faceta tak owładniętego obsesją na punkcie futbolu? Sama mówiła, że Mitch ma w swoim mieszkaniu pokój wypchany tyloma sportowymi gadżetami, że mógłby wystąpić w jednym z odcinków programu o nałogowych zbieraczach. Jakim trzeba być półgłówkiem, żeby mieć u swego boku Libby St. Clair i szaleć na punkcie czegokolwiek poza nią!

Zadzwonił do Libby następnego ranka, gdy tylko nabrał pewności, że już wstała.

– Przepraszam. Powiedziałem kilka rzeczy, których teraz żałuję. – Był zaskoczony łatwością, z jaką te słowa wypłynęły mu z ust. Jeśli dobrze pamiętał, pierwszymi wystosowanymi przez niego przeprosinami były te, do których został zmuszony, gdy ściął kwiaty z ogródka wrednej sąsiadki, aby zrobić bukiet dla mamy. Miał wtedy cztery lata i od tego czasu proszenie o przebaczenie kojarzyło mu się z czymś nieprzyjemnym. O ile jednak z powodu splądrowania ogródka sąsiadki nie było mu szczególnie przykro, o tyle urażenie przyjaciółki okazało się czymś, czego bardzo żałował. Libby była ostatnią osobą, którą chciał zranić.

Po drugiej stronie linii przez kilka sekund panowała cisza, a serce Noaha waliło jak młotem. Może naprawdę wywarł na Libby zbyt silną presję? W końcu odchrząknęła.

– Chciałabym, abyś dołączył do grona drużbów i druhen.

Co?! Zapanuj nad sobą, Noah. Nie mógł znów wybuchnąć.

– Ostrzegam – zażartował łagodnym głosem – że nie włożę tandetnej sukienki ze sztucznego jedwabiu. Wolę ten naturalny.

– Bardzo zabawne – zachichotała przyszła panna młoda, ale to nie był jej prawdziwy śmiech. Od tego prawdziwego Noahowi robiło się przyjemnie w środku. – Będziesz drużbą.

– Czy Mitch o tym wie? – spytał.

– Uważa, że to świetny pomysł.

Nie zaskoczyło go to. Mitch był jednym z najbardziej wyluzowanych, ale i nierozgarniętych ludzi, jakich kiedykolwiek poznał.

– To co, zgadzasz się?

– Pewnie. – Nie żeby Noah uważał, że to wesele się odbędzie. Libby dwukrotnie wkraczała do akcji, aby uchronić swoje przyjaciółki przed pochopnym ślubem, więc obie miały wobec niej wielki dług, a na pewno widziały to samo co on: Mitch był dobrym facetem, ale nie był mężczyzną, który mógłby skraść Libby serce.

Jednak przewidywania Noaha się nie sprawdziły.

Kiedy tydzień później poruszył ten temat w firmie, Josh zbagatelizował sprawę.

– Megan porozmawiała sobie z Libby od serca i uważa, że ona jest szczęśliwa.

Noah zmarszczył brwi.

– Ale pamięta, że za czasów studiów Libby przez dwa lata ćwiczyła się w aktorstwie?

Josh oderwał wzrok od ekranu komputera.

– A czemu miałaby udawać, że jest szczęśliwa? To bez sensu, zwłaszcza że tak usilnie zabiegała, aby Megan i Blair dokonały właściwych wyborów.

Noah potrząsnął głową.

– Pamiętam, jak wspominała, że wyjdzie za mąż przed swoimi trzydziestymi urodzinami, a te wypadają w następnym miesiącu. Może czuje presję społeczną.

– Libby? Presję? Nie sądzę. – Josh parsknął śmiechem. – Jeśli już, to chodzi o te brednie na temat klątwy.

Noah momentalnie się ożywił.

– Jakie brednie?

Jego brat wzruszył ramionami.

– Megan wspominała coś na ten temat tuż po naszym weselu. Libby ponoć wierzy, że nad nią, Megan i Blair wisi klątwa, przez którą ślub każdej z nich jest skazany na fiasko.

– A jaki to ma związek z planem Libby, aby wyjść za mąż przed trzydziestymi urodzinami?

Josh uśmiechnął się do brata niesfornie.

– Przyznaję, że kiedy Megan mi o tym opowiadała, skupiałem się na czymś innym, więc sporo mi umknęło.

Noah aż się wzdrygnął.

– Daruj sobie pikantne szczegóły, chłopie.

– Serio? Takie słowa z ust króla pikantnych szczegółów? A o ilu twoich podbojach ja byłem zmuszony słuchać?

– Ale to coś innego. Megan jest moją bratową.

Josh spojrzał na niego z zaskoczeniem, a potem kontynuował:

– Tak jak mówiłem, dokładnie wszystkiego nie pamiętam, ale wiem na pewno, że Libby wierzy w te głupoty.

Noah wciągnął powietrze, starając się stłumić mdłości.

– Sam już nie wiem. Mam bardzo złe przeczucia.

Josh zmrużył powieki.

– Może powinieneś odnaleźć ich przyczynę?

– Co masz na myśli?

– Zastanów się nad własnym życiem.

No tak, on tu stara się uchronić przyjaciółkę przed popełnieniem największego błędu w jej życiu, a jego brat od razu wykorzystuje to jako okazję do pokazania mu, jaką jest niedojdą.

Już miał odejść, kiedy Josh zawołał za nim:

– Jak ci idzie przygotowywanie kontraktu dla Abrahamsa?

A więc jego młodszy brat naprawdę mu nie ufał. Noah zatrzymał się w pół kroku i odwrócił na pięcie.

– Świetnie. W następnym tygodniu mam spotkanie ze Scottem.

– Jesteś pewien, że sobie poradzisz? Wiem, że z nim studiowałeś, ale w razie czego mogę ci pomóc.

Noah próbował stłumić irytację. Nie mógł mieć do Josha pretensji o jego ostrożność: przez większą część minionej dekady starał się przecież robić tak mało, jak to tylko możliwe. Ale nawet jeśli w pełni na to zasłużył, to i tak mu się nie podobało, że jest traktowany jak przedszkolak.

– Myślę, że pomoc nie będzie potrzebna.

– Słuchaj – powiedział Josh ściszonym głosem – potrzebujemy tego kontraktu. Bardzo. Wiesz o tym, prawda?

– Tak.

– Dasz mi znać, jeśli będziesz miał jakieś kłopoty?

– Tak – odparł Noah, wciąż pochłonięty myślą o zaręczynach Libby.

Tamtego wieczora wyszedł ze znajomymi i w jednym z barów poznał Donnę. Przyszła tam z grupą koleżanek, które dołączyły do jego paczki. Choć to nic niezwykłego, że się z nią przespał, to po wszystkim zaskoczył samego siebie, gdy poprosił ją o numer telefonu i powiedział, że chciałby się z nią jeszcze kiedyś spotkać.

Josh w pewnym sensie miał rację. Zbliżający się wielkimi krokami ślub przyjaciółki uświadomił Noahowi, jak puste jest jego życie. Z powodu przygotowań do wesela – albo, co bardziej prawdopodobne, wskutek niedawnej kłótni – Libby dzwoniła do niego rzadziej niż wcześniej, a on dobitnie zdał sobie sprawę, że po ślubie będzie miał z nią jeszcze słabszy kontakt. Jej nieobecność pozostawiła mu w sercu bolesną wyrwę, której na pewno nie załatałyby typowe dla niego przygody na jedną noc.

Donna była szczupła jak modelka i ładna w konwencjonalny sposób – jej powierzchowność stanowiła absolutne przeciwieństwo egzotycznej urody i pełnych kształtów Libby. I choć bywała bezmyślna, to koniec końców wydawała się sympatyczną kobietą, którą Noah mógłby przedstawić matce.

Wszyscy znajomi bardzo się dziwili, że zatrzymał przy sobie kobietę na dłużej niż kilka tygodni. Nie był wprawdzie tak rozanielony jak Josh, ale starał się nie kręcić nosem. Po raz pierwszy od dawna nabrał poczucia, że mógłby przestać się szarpać i zaznać szczęścia. Ale przedstawienie sprawy w ten sposób byłoby pewnym niedopowiedzeniem. Bo to poczucie obudziła w nim nie Donna, a Libby.

Może po prostu potrzebował więcej czasu.

W miarę jak zbliżał się dzień ślubu, Noah denerwował się coraz bardziej, a Donna częściej czepiała się jego przyjaźni z Libby.

Zaplanował sobie, że poleci do Kansas City dwa dni przed weselem, lecz Scott Abrahams był facetem, którego bardzo trudno złapać. Odkładał spotkanie aż do piątkowego popołudnia, zmuszając Noaha do przełożenia terminu lotu na dzień ślubu, a pięć minut przed umówioną godziną zadzwonił, żeby wszystko odwołać.

– Noah, wiesz, że podobają mi się twoje projekty, ale w następnym tygodniu mam spotkanie z kimś z konkurencji i będę z tobą szczery: chyba to jednak z nimi podpiszę umowę.

Noah poczuł ucisk w żołądku.

– Słuchaj, Scott, z przyjemnością przedstawię ci swoje projekty przy drinku.

– Wierzę, że są dobre, i wiem, że znamy się od dawna, ale sądzę, że u konkurencji dostanę lepszą ofertę. Bez urazy. To tylko biznes.

Facet zakończył połączenie, zanim Noah zdążył wypytać o szczegóły.

Zrobiło mu się niedobrze. Jak miał wyjaśnić to wszystko bratu? Było pewne, że Josh obarczy go winą za utratę zlecenia. Zastanawiał się, czy nie powiedzieć mu o tym dopiero w dniu ślubu, ale tak zachowałby się stary Noah. Nowy brał sprawy w swoje ręce. Zadzwonił więc do Josha, zanim zdążył zmienić zdanie.

– Szybko ci poszło – usłyszał.

– Nie bez przyczyny.

– Nie podpisał – powiedział Josh bez emocji.

– Odwołał spotkanie.

– Co się stało?

Nuta oskarżenia w głosie brata sprawiła, że Noah napiął plecy.

– Czemu mówisz tak, jakbyś uważał, że spieprzyłem? – spytał.

– A spieprzyłeś?

– O co ci, cholera, chodzi, Josh? Wiesz, że wypruwałem sobie flaki, żebyśmy dostali to zlecenie – bronił się, choć szyderczy głos w jego głowie wciąż powtarzał: Na pewno spieprzyłeś. Wiesz, że Josh bez najmniejszego problemu doprowadziłby sprawę do końca.

Ten głos tylko wkurzył go jeszcze bardziej. Josh wydał z siebie jęk frustracji.

– Wiedziałem, że powinienem pojawić się na kilku spotkaniach.

Irytacja Noaha wciąż rosła.

– Myślisz, że nie potrafię sobie poradzić na zwykłym spotkaniu?

– Potrafisz, jeśli serwowane są na nim drinki.

– A więc jestem nie tylko obibokiem, ale też pijakiem?

– Musisz przyznać, że w przeszłości pasowały do ciebie oba te określenia.

– Jeśli takie masz o mnie zdanie, to czemu, do cholery, wciąż tu pracuję?

– Bo twoje imię widnieje na tym pieprzonym budynku?

I w tym właśnie tkwił problem. Noah nigdy nie chciał stawać na czele firmy, ale po śmierci ojca właśnie tego od niego oczekiwano. Zanim oddał stery Joshowi, ledwo udawało mu się utrzymać przedsiębiorstwo w ryzach, choć zdołał przekonać wszystkich, że zarządzanie to dla niego pestka. Mógł oczywiście odejść, ale zamiast tego dryfował za bratem, uznawszy, że firma ma wobec niego dług, bo przez pewien czas samodzielnie nią kierował. Nie wiedział jednak zupełnie, jakie inne stanowisko mógłby w niej piastować.

Może to był bodziec, którego potrzebował.

– To zmień szyld, bo ja odchodzę! – krzyknął i zakończył połączenie, zanim jego brat zdążył odpowiedzieć tym swoim protekcjonalnym tonem.

I co, u licha, miał teraz robić?

Ponieważ został w Seattle – jak się okazało, bez powodu – to Donna przyszła do niego na kolację. A jako że nazajutrz wybierał się na ślub Libby, czepiała się go jeszcze bardziej niż zwykle. Jakby tego było mało, od kilku tygodni obsadzała się w roli jego trenera rozwoju osobistego. Założyła właśnie firmę coachingową i coraz częściej udzielała Noahowi nieproszonych rad, aż stało się to irytujące. Tamtego wieczora odkurzyła stworzoną przez siebie listę obszarów życia, nad którymi powinien popracować, żeby znaleźć wewnętrzny spokój: jego mieszkanie było zbyt małe, samochód za stary, a pracę miał mało perspektywiczną pod względem finansowym. Słowa Donny mu uwłaczały, ale ponieważ nie atakowała go otwarcie, łatwo mu było ją ignorować.

– Noah, nie uważasz, że byłbyś szczęśliwszy, gdybyś porozmawiał z moim znajomym Terrym, który jest maklerem giełdowym, i postarał się o stanowisko w jego firmie? Zarabiałbyś znacznie więcej niż obecnie.

Utrata zlecenia, kłótnia z Joshem i widmo nadciągającej katastrofy, które wisiało nad Noahem jak trująca chmura – wszystko to tak bardzo odcisnęło się na jego samopoczuciu, że zaczął się zastanawiać, czy Donna nie ma racji. Może rzeczywiście powinien przewartościować swoje życie.

Po kolacji był całkiem wypruty z emocji, ale czuł, że nie może zrezygnować ze zlecenia od Abrahamsa bez walki. Nawet jeśli rzeczywiście powinien już zakończyć współpracę z bratem, chciał ten jeden jedyny raz pokazać, że stać go na coś więcej niż nawalanie. Dopóki tylko dawał radę, uczestniczył w kiepskiej komedii romantycznej według scenariusza Donny, a potem schował się w łazience, aby zadzwonić do Cala – kolegi ze studiów, który utrzymywał kontakt i z nim, i ze Scottem Abrahamsem.

– Przepraszam, że zawracam ci głowę w piątkowy wieczór, ale wiesz może, czy u Scotta wciąż pracuje ta atrakcyjna sekretarka? Ta, która z nim sypia? Terry… Tobi…

– Aaa… Tiffany. – Noah poznał po głosie, że Cal się uśmiecha. – Tak, wciąż u niego jest, choć myślę, że niedługo puści go w trąbę. Scott mówi, że ciągle się go czepia, bo on nie chce zostawić żony.

Idealnie.

– A nie znasz jej numeru telefonu? Albo nazwiska?

Cal zachichotał.

– Wybrałeś dobry moment, aby do niej uderzyć. Nie mam jej numeru, ale wiem, że nazywa się Brown.

– To mi niewiele daje.

– I studiowała na Uniwersytecie Stanu Oregon.

– Studiowała? – Noah zawsze myślał, że sekretarka Abrahamsa została zatrudniona wyłącznie z uwagi na swoje walory fizyczne.

Cal znów parsknął śmiechem.

– Zrezygnowała na drugim roku. Ma profil na Facebooku. Poszukaj jej.

– Tak zrobię. Dzięki! – powiedział Noah.

– Wpadłeś do toalety?! – krzyknęła do niego Donna.

– Nie, już idę. – Spłukał, żeby uwiarygodnić swoją wymówkę, odkręcił na chwilę wodę w umywalce, a potem wrócił do salonu. Zastanawiał się, czy wejść na Facebooka na telefonie, ale jak wyjaśniłby Donnie, że ogląda profil innej kobiety? Pewnie od razu spaliłaby go na stosie. Musiał poczekać.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytała nabzdyczonym głosem, gdy usiadł przy niej na kanapie.

– Co?

– Znów o niej myślisz. Schowałeś się w łazience, by porozmawiać z nią przez telefon?

Minęła sekunda, zanim Noah zdał sobie sprawę, że Donna mówi o Libby. O ironio, miniony kwadrans był najdłuższym od wielu dni okresem, kiedy o niej nie myślał. Odkrycie to tylko wzmogło szalejącą w nim burzę niepokoju.

– Albo ze mną jesteś, albo nie, Noah.

To również był częsty temat ich rozmów. Noah objął Donnę ramieniem i przyciągnął ją do siebie.

– Donna, chcę tylko ciebie. I jestem przy tobie, tak czy nie?

– Tylko z powodu tego głupiego spotkania z tym głupim facetem.

Donna wiedziała, jak ważne było dla niego to spotkanie, lecz nie zadała nawet jednego pytania na jego temat. Ale tak to właśnie wyglądało w świecie normalnych ludzi, prawda? Nie pamiętał, aby jego ojciec wracał do domu i rozmawiał z matką o specyfice swej pracy. Noah nie mógł jednak odpędzić od siebie myśli, że gdyby wciąż utrzymywał bliski kontakt z Libby, to spotkanie z Abrahamsem byłoby pierwszą kwestią, którą przyjaciółka poruszyłaby w rozmowie. Poczuł nagle, że pragnie czegoś więcej. Wcześniej przekonywał samego siebie, że chce normalnego życia. Takiego, jakie miał Josh. Ale jeśli tak to miało wyglądać, może dla niego to było za mało?

– Mówię serio, Noah. – Donna naburmuszyła się jeszcze bardziej. – To nienormalne, że facet przyjaźni się z dziewczyną.

– Hej, wszyscy faceci z Przyjaciół przyjaźnili się z dziewczynami.

Donna zmarszczyła brwi.

– Tak, i ostatecznie każdy przespał się z każdym, a ich paczka stała się czymś w stylu egzotycznego kółka swingersów.

Noah się zastanawiał, jak to możliwe, że przegapił wersję Przyjaciół tylko dla dorosłych – i ciekawiło go, gdzie może taką znaleźć – ale podejrzewał, że Donna nie byłaby zachwycona, gdyby ją o to spytał.

– Czemu muszę wybierać? – odezwał się sfrustrowany, wstając z kanapy. Jego zdenerwowanie sięgało zenitu. Tego już było za wiele. – Dlaczego nie mogę być z tobą i przyjaźnić się z Libby?

– Bo to tak nie działa.

– Gdy ją poznasz, na pewno zmienisz zdanie. Jedź jutro ze mną na wesele. Kupię ci bilet. – Nie wiedział, skąd mu to przyszło do głowy, ale teraz, gdy już wypowiedział ten pomysł na głos, wydał mu się on dobrym krokiem w rozwoju jego relacji z Donną. Krokiem, poprzez który zamierzał pokazać jej, że nie ma się czym martwić, i uzmysłowić, jak bardzo zaangażował się w ich związek.

Ale ona gwałtownie pokręciła głową.

– Nie. Nie ma mowy – odparła. – Powiem więcej: jeśli ty pojedziesz na ten ślub, to z nami koniec.

Noah wytrzeszczył oczy.

– Słucham?

Donna wstała z kanapy i położyła ręce na biodrach, zaciskając usta tak mocno, jak gdyby brała udział w jakimś castingu do reklamy szminki.

– Kurwa, ale ja jestem drużbą! Muszę tam być – postawił się, ale gdy już wypowiadał te słowa, uświadomił sobie, jak bardzo nie chce jechać na to wesele.

– Albo ona, albo ja – powiedziała Donna i wymaszerowała z jego mieszkania.

Noah był rozdarty. Naprawdę chciał towarzyszyć Libby, ale nie był pewien, czy będzie w stanie patrzeć na jej ślub z największym na świecie fanem Arkansas Razorbacks. Nie wspominając już o tym, że wolałby nie spotykać się ze swoim bratem. Miał po dziurki w nosie ludzi myślących o nim wyłącznie negatywnie, szczególnie że tak bardzo starał się zmienić. Poza tym gdyby zerwał z Donną, momentalnie uderzyłby w niego chór głosów powtarzających: „A nie mówiłem?”. Nie był pewien, czy potrafiłby sobie z tym poradzić, zwłaszcza w obliczu faktu, że sam ślub Libby sprawiał mu tyle bólu.

Tak więc po długiej bezsennej nocy napisał do Josha, że musi załatwić coś, co ma związek z Donną, i nie przyleci. Martwił się, że zrani przyjaciółkę, ale przecież Libby wychodziła za mężczyznę, którego – jak twierdziła – darzy miłością. Czemu miałaby się przejmować, czy Noah przyjedzie, czy nie? Podjęła już decyzję. Teraz to on powinien zacząć troszczyć się o swoje życie.

Donna… Tak, dałby z nią radę. Mógłby być w długim, poważnym związku. Musiałby się tylko bardziej postarać. Wziął telefon i zadzwonił do niej, rozważając, czy nie poprosić, aby się do niego wprowadziła. Czy nie to robili ludzie, gdy przechodzili do kolejnego etapu znajomości?

– Zdecydowałeś? – zapytała Donna aroganckim tonem.

– Nie jadę.

– Mądra decyzja, McMillan – stwierdziła. – Zaraz u ciebie będę – dodała chrapliwym głosem.

Noah przygotował dzbanek kawy, zastanawiając się, kiedy powinien poprosić dziewczynę, aby się do niego wprowadziła. Po seksie czy przed nim?

Ale kiedy otworzył drzwi, strach odebrał mu dech. Czy naprawdę mógł spędzić resztę życia z kobietą, która chciała z nim być tylko pod warunkiem, że spełni wymagania z jej listy? Z kobietą, która zażądała, aby odciął się od swojej najbliższej przyjaciółki? Z kobietą, którą – z czego nagle zdał sobie sprawę – z trudem znosił? Wolałby już być do końca życia sam.

Wtedy uderzyła go jeszcze bardziej szokująca myśl – myśl, która niemalże zwaliła go z nóg. Noah nie chciał budować życia z kimkolwiek.

Chciał je budować z Libby – i tylko z nią. Musiał lecieć do Kansas City i zapobiec ślubowi.

Położył dłoń na framudze, blokując Donnie wejście.

– Popełniłem błąd.

– Wiem. – Zatrzepotała rzęsami. – Ale go naprawiłeś, więc wpuść mnie do środka. – Rozchyliła płaszcz i okazało się, że pod spodem ma tylko seksowną czarną bieliznę.

Noah nie poczuł absolutnie nic, co tylko wzmogło jego determinację.

– Nie. Chyba nie rozumiesz. – Dlaczego był takim idiotą? – Popełniłem błąd, wybierając ciebie. Przykro mi, ale między nami koniec.

Donna puściła poły płaszcza i położyła dłonie na swoich nieistniejących biodrach, w dalszym ciągu eksponując bieliznę.

– Zastanów się nad tym długo i intensywnie, Noah McMillan. Beze mnie nic nigdy z ciebie nie będzie. Prawdopodobnie tylko przy mnie miałeś jeszcze szansę wyjść na ludzi.

Może i to była prawda, ale Noah nie chciał z tej szansy korzystać.

– W takim razie do końca życia będę nędznym wałkoniem, bo z mojej strony to koniec – powiedział i zamknął drzwi przed oszołomioną twarzą byłej dziewczyny.

Jak mógł być takim idiotą?

Pobiegł do sypialni, wrzucił do walizki parę ubrań i chwycił torbę z wypożyczonym smokingiem. Nie anulował jeszcze biletu i gdyby się pospieszył, wciąż mógłby zdążyć na samolot i powstrzymać Libby przed popełnieniem największego błędu w jej życiu.

Na szczęście zanim wybiegł z domu, Donna zniknęła już spod jego drzwi. Pognał autem na lotnisko, aby na miejscu odkryć… że jego samolot ma opóźnienie. Czekając na lot, wszedł na Facebooka i odnalazł Tiffany Brown, która mieszkała w Seattle, studiowała na Uniwersytecie Stanu Oregon, pracowała dla Scotta Abrahamsa i była w związku z gatunku „to skomplikowane”. Mając świadomość, że szanse na akceptację są niewielkie, wysłał jej zaproszenie do grona znajomych w nadziei, że dowie się od niej czegoś na temat Abrahamsa i konkurencyjnej firmy.

Samolot dotarł do Kansas City z trzygodzinnym opóźnieniem, czyli zaledwie pół godziny przed ślubem. A kiedy Noah chciał zadzwonić do Lib, aby powiedzieć jej, że nadciąga, i poprosić, żeby do jego przyjazdu wstrzymała się z wędrówką do ołtarza, zorientował się, że padła mu bateria w komórce. Miniona noc była tak intensywna, że zapomniał podładować telefon.

Proces wynajmowania auta zajął mu całe wieki, zwłaszcza że do wypożyczalni musiał dotrzeć autobusem. W końcu jednak wyruszył w drogę do kościoła, kierując się mglistymi wskazówkami, jakich udzielił mu pracownik wypożyczalni, który wyglądał na co najwyżej piętnaście lat. Co niesamowite, wskazówki okazały się trafne i kiedy Noah ujrzał kościół na horyzoncie, zaczął rozmyślać, jakie ma przed sobą możliwości. Była siedemnasta piętnaście, co oznaczało, że ślub już się zaczął. Przyszło mu do głowy, że mógłby wpaść do środka i wyrazić sprzeciw, jak to zrobiła połowa kościoła na ślubie Blair.

Wsiadając do samolotu, miał jeden cel: przerwać ceremonię. Teraz jednak nie mógł się nie zastanawiać, co zrobiłaby Libby, gdyby zgłosił sprzeciw wobec zawieranego przez nią małżeństwa. Czy poczułaby ulgę? A może chciałaby go zabić?

Kiedy wjechał na parking, okazało się, że decyzja została podjęta za niego. Libby akurat wybiegała z kościoła, a tuż za nią pędziły Megan i Blair. Noah zwolnił i skierował się ku nim, czując, jak serce podchodzi mu do gardła.

Libby wystrzeliła prosto w stronę jego auta, a on odblokował drzwi i patrzył z niedowierzaniem, jak przyjaciółka ciska bukiet w tłum i wsiada od strony pasażera. Dzika szamotanina, jaka wywiązała się wśród kobiet walczących o wiązankę, przywodziła na myśl moment karmienia w zbiorniku z rekinami. Co niesamowite, w jej centrum znajdowała się babcia Megan.

Uciekająca panna młoda wgramoliła się na siedzenie auta, a tłum ludzi przed kościołem gęstniał z każdą sekundą. Na jego czele stał Mitch, który wyglądał jak skompromitowany rozgrywający.

Zamykając drzwiczki, Libby ani na moment nie oderwała wzroku od swoich gości.

– Dam ci sto dolarów, jeśli mnie stąd natychmiast zabierzesz – powiedziała.

Była w jego samochodzie. I sądząc po minie Mitcha, nie wyszła za mąż.

– Tylko sto? – odparł Noah, starając się, aby jego głos brzmiał lekko. – Za bilet na samolot zapłaciłem o wiele więcej.

Libby wciągnęła powietrze w płuca, odwróciła głowę i popatrzyła na niego ze złością w oczach.

O cholera.

Rozdział 3

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

TYTUŁ ORYGINAŁU:

The Gambler

(The Wedding Pact #5)

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Małgorzata Święcicka

Redakcja: Adrian Kyć / Rytm pisania

Korekta: Sylwia Chojecka

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Angelina Bambina / iStock.com

Copyright © 2015 by Denise Grover Swank

Copyright © 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Lucyna Wierzbowska, 2021

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-66890-54-1

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek