Miłość po grecku - Barbara Seeman-Włodarczak - ebook + audiobook + książka

Miłość po grecku ebook i audiobook

Seeman-Włodarczak Barbara

2,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Gorące śródziemnomorskie powietrze, przystojny i intrygujący Grek. Czego chcieć więcej? Czy ambitna, elegancka i elokwentna mężatka

pozwoli sobie na chwilę zapomnienia?

Zofia jest ambitną dziennikarką i perfekcyjną kobietą. Ma dobrą pracę i poczciwego męża, do pełni szczęścia brakuje jej tylko… miłości. Takiej rodem z romantycznych lektur albo filmowych romansów. Niestety mąż, pospolity zjadacz chleba, nie bardzo się nadaje na płomiennego kochanka. Kiedy splot okoliczności i przypadków rzuca małżonków do przepięknych Aten – Zofii od razu wpada w oko przystojny Grek, Sokrates. Atmosfera upalnych dni i długich zmysłowych wieczorów sprzyja ognistemu romansowi, który już wisi w powietrzu…

Czy Zofia odnajdzie spełnienie u boku Sokratesa? A może nie wszystko złoto, co się świeci?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 376

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 4 min

Lektor: Barbara Seeman-Włodarczak

Oceny
2,9 (32 oceny)
2
7
13
7
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

Copyright © Barbara Seemen-Włodarczak

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2020

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Redakcja

Magdalena Kawka

 

Projekt okładki

Mikołaj Piotrowicz

 

Skład i łamanie

Maciej Martin

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

Wydanie elektroniczne 2020

 

eISBN 978-83-66481-68-8

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań

[email protected]

www.replika.eu

 

 

 

Rozdział 1

 

 

Zofia siedziała na kanapie, popijając małymi łyczkami karmelowe macchiato. Nadgryzione kruche ciasteczko z kawałkami czekolady leżało na porcelanowym talerzyku. Przejrzała magazyn o sztuce, którego była wierną prenumeratorką. Ceniła wartościowe lektury i z upodobaniem je kolekcjonowała. Niedawno za konsekwencję w przedłużaniu prenumeraty otrzymała w gratisie książkę o tytule „Wielcy filozofowie starożytności”. Jak tylko zapoznała się z jej treścią, od razu wiedziała, że trafiła na coś niezwykle ciekawego. Miała ochotę wgryźć się w biografie owych filozofów jak w kruche ciasteczko z kawałkami czekolady. Była jednak zbyt poirytowana, aby teraz czytać. Dlatego jedynie posegregowała chronologicznie leżące na stoliku magazyny, zgodnie z numerem wydania, od najstarszych, i ułożyła je w równy stosik. Na samej zaś górze położyła nową książkę. W innych okolicznościach niedzielne popołudnie byłoby wręcz idealne. Cały tydzień z utęsknieniem czekała na celebrowanie swojej ulubionej kawy oraz rozkoszowanie się pięknymi ilustracjami w magazynie o sztuce. Przez otwarte okno wlatywał przyjemny wietrzyk, muskając jej blade policzki i zapowiadając piękne lato. Odgarnęła kosmyk jasnych włosów. Zofia była kobietą elegancką, z dobrym wyczuciem smaku. Ceniła wokół siebie wszystko, co estetyczne, posiadające odpowiednie proporcje oraz szyk. Jej garderoba składała się jedynie z gustownych strojów z najlepszych jakościowo materiałów. Na niedzielne popołudnie wybrała wygodny strój składający się z bluzki z cienkiego kaszmiru i bawełnianych szortów. Jaka szkoda, że nie było jej dane odpocząć, tym bardziej, że po ciężkim tygodniu pracy chwila relaksu należała się jej jak psu zupa.

Spokój Zofii zmącił uporczywy hałas. Wytrącona z równowagi nie potrafiła już oddać się błogiemu lenistwu. Skierowała tylko uwagę w stronę źródła hałasu, którego sprawcą był Tomasz, jej mąż. Wymachiwała przy tym nerwowo nogą. Raz po raz zerkała w stronę stolika komputerowego, gdzie Tomasz oddawał się graniu w pełnym tego słowa znaczeniu. „No dalej!” krzyczał do monitora, a salon wypełniały głośne dźwięki strzałów i wybuchów dobiegające z głośników. Poruszał szybko myszką po podkładce, klikając bez opamiętania. Druga dłoń spoczywała w gotowości na klawiaturze. Postacie w grze obrywały, krwawiły i na końcu wybuchały. Tomasz strzelał zaciekle z broni i Zofia ze swojej pozycji na kanapie widziała, jak łuski naboi latały na wszystkie strony. Gra niestety nie kończyła się z momentem, gdy zabrakło mu amunicji. Wyjmował wtedy z inwentarza kolejne bronie i proces eliminowania złych kolesi rozpoczynał jeszcze raz. Po krótkiej serii nieznośnych wystrzałów Zofia upiła łyk kawy i dokończyła kruche ciasteczko leżące na talerzyku, zagarniając ostrożnie okruchy. Tomasz natomiast nawet się nie obejrzał. Za nic miał jej zszargane, napięte jak postronki nerwy. Myślał tylko o swojej wirtualnej misji. Wykonał energiczny ruch ręką i kilka bardzo szybkich kliknięć, widać, że sprawnie mu to szło. Potem usłyszała mocne uderzenia palcami w klawiaturę. Spróbowała skupić się na czymś innym, ale jej noga ciągle kołysała się nerwowo. Zofia odstawiła filiżankę na spodek. Był to piękny, elegancki serwis do podwieczorku, który dostali w prezencie ślubnym. Ostatni kęs ciastka przegryzła nerwowo, nie spuszczając wzroku z męża. Nagle przy biurku komputerowym nastąpiła energiczna sekwencja ruchów, kilkanaście kliknięć i dwa stęknięcia. Ciało Tomasza napięło się niczym struna, uniósł ramiona, przechylił tułów w lewo i westchnął.

– Będę musiał odegrać sejwa – jęknął, po czym wypompowany opadł na fotel. Siły opuściły go i zagapił się w okno, jakby dopiero teraz dostrzegł bezchmurne niebo i spokój popołudnia, wcześniej zagłuszany skutecznie przez grę. – A mogłem się przyczaić w dziurze ze snajperką i czekać aż wejdzie jakiś frajer. Zrobię tak na kolejnej misji. Daj mi jedno. – Odwrócił się w stronę kanapy, przypominając sobie o żonie.

– Nie ma, skończyły się. – Pokazała mu pusty talerz. Noga w jednej chwili przestała się kołysać. Zofia zebrała na tacę serwis kawowy i wyszła do kuchni. – Podwieczorek dobiegł końca. Nie zechciałeś w nim uczestniczyć. A na przyszłość zakładaj słuchawki. Nie każdy ma ochotę brać przymusowy udział w twoich wirtualnych misjach – powiedziała obrażona. Tomasz nie pił z nią nigdy kawy. Nie rozumiał popołudniowej ceremonii eleganckich małych filiżanek ze złotym szlaczkiem, rozmów o książkach, filozofii i sztuce.

– A nie ma czegoś słodkiego? – zapytał, ignorując jej nieprzyjemny nastrój.

– Nie wiem, poszukaj. Może coś znajdziesz – odburknęła.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi, nie przesadzasz? Zachowujesz się jak obrażona pani intelektualistka. – Poczłapał za nią do kuchni. – Przecież już skończyłem grać, możemy teraz coś razem obejrzeć jeśli chcesz. – Wygrzebał z lodówki słoiczek z crème brûlée. Posypał brązowym cukrem z torebeczki i włożył do piekarnika, aby cukier się skarmelizował. Nie musiał czekać, aż żona mu coś przygotuje. Potrafił sam się obsłużyć. Gdyby jego żołądek był uzależniony od jej fochów, to już dawno umarłby z głodu.

– Masz ochotę? – zapytał obojętnie.

– Nie, nie mam ochoty. Jadłam już deser, w samotności. Uważasz, że niepotrzebnie się obrażam? W ogóle nie spędzamy ze sobą czasu, i nie zaprzeczaj. Filmem mi tego nie wynagrodzisz. Albo grasz w głupie gry, albo oglądasz telewizję. Kiedy ostatnio ze sobą rozmawialiśmy?

– A kiedy wysłuchuję twoich narzekań na pracę, na dom i na cały świat, to nie jest według ciebie rozmowa? Przez dwie godziny dziennie opowiadasz mi wszystkie bzdurne redakcyjne plotki, które mnie zwyczajnie nie interesują. Nie pomyślałaś, że mam gdzieś, w jakim garniturze przyszedł do pracy twój szef i że zabrakło mydła w firmowej toalecie? Mam wolny weekend, więc też chcę odpocząć. Możemy się już nie kłócić? Mój deser stygnie.

Mały słoiczek nagrzał się i Tomasz wziął ścierkę, aby go wyjąć z piekarnika. W kuchennym świetle wyraźnie było widać jego sińce pod oczami, zapewne od przesiadywania przed komputerem. Wysoki i przygarbiony, opierał się o blat, spoglądając w okno. Powoli delektował się deserem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Z wykształcenia był grafikiem komputerowym, ale zarabiał na życie, pisząc recenzje sprzętu elektronicznego dla dużej, międzynarodowej korporacji skupiającej serwisy handlowe. Telefony, tablety, zegarki i latarki oraz tym podobne gadżety stanowiły cały jego świat. Kiedyś było inaczej. Potrafili rozmawiać bez przerwy o byle czym, spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Teraz też spędzają dużo czasu razem, ale częściej milcząc, zajęci własnymi myślami. Zofia coraz dotkliwiej odczuwała brak partnera do konwersacji. Czy to źle, że chciała się z nim dzielić każdą drobnostką? Do tej pory nie przeszkadzało mu, gdy opowiadała o swojej pracy. Ale teraz wolał własne zajęcia. Dla niej zaś samotnie spędzane popołudnia stały się rutyną. Towarzystwa dotrzymywały jej ulubione magazyny o sztuce. Ostatnio zagłębiła się w filozofii, która była jej nowym, wielkim odkryciem. Książka o filozofach starożytności ukazała jej obfitość prądów intelektualnych i potwierdziła, że warto poszerzać horyzonty, czytając dobrą literaturę. Biografie wybitnych postaci odważnie wyrażających poglądy zaimponowały jej. Chciałaby choć w połowie być tak pewną siebie, jak ci dawni mędrcy. Tymczasem rekompensowała sobie nudne sobotnie i niedzielne popołudnia wewnętrznym dialogiem, jaki odbywał się pomiędzy nią a książką. Z Tomaszem byli małżeństwem od dwóch lat, to nie jest znowu aż tak dużo. Ale jeśli już teraz nie mają sobie nic do powiedzenia, to co będzie potem? Pytanie o ich wspólną przyszłość niepokoiło ją coraz bardziej.

Nie zawsze tak było. Poznali się podczas jednej z domówek urządzanych przez wspólnych znajomych i od razu między nimi zaiskrzyło. Mijały godziny, a oni mieli sobie coraz więcej do powiedzenia. Skończyli dopiero nad ranem. Tomasz uwiódł ją rozmową, nie potrafiła mu się oprzeć. Uważnie jej słuchał, rzucał pomysły i tak zaczęli planować wspólne życie. Wiedziała, że warto związać się z mężczyzną, który jej nie nudzi. Ale to było, zanim zamknął się w świecie gier komputerowych i recenzji markowych gadżetów. Na pielęgnowanie dobrych relacji z żoną nie miał już zwyczajnie czasu i siły. Rozumiała, że praca go wypompowywała. Sama również po całym dniu harówki była zwyczajnie zmęczona. Ale bez przesady. Nie warto szukać wymówek tam, gdzie ich nie ma. Lepiej przyznać, że z czasem zauroczenie mija, a ludzie się zmieniają, ukazując się od mniej korzystnej strony, o której posiadanie nawet byśmy ich nie podejrzewali. Pociągał ją fizycznie, nawet teraz, stojąc przed nią w niechlujnym podkoszulku. Po prostu przestał ją pociągać psychicznie. Jego wnętrze wydało jej się nagle nieciekawe i wyjałowione.

Tomasz wyrzucił słoiczek do kosza, a łyżeczkę włożył do zmywarki. Następnie bezceremonialnie wyjął piwo z szafki.

– Masz zamiar pić? – fuknęła na niego zdziwiona agresywnym tonem swojego własnego głosu.

– Oferowałem ci wspólne oglądanie filmu, nie chciałaś.

– Ale to nie znaczy, żebyś od razu otwierał piwo.

– Nalać ci trochę? – Jego głos był raczej znudzony, powieki miał przymknięte. Znalazł dobry sposób na radzenie sobie z żoną. Puszczanie mimo uszu tego, co mówi. Nabył cenną mężowską umiejętność wybiórczego słuchania.

– W żadnym wypadku nie tknę piwa. Poproszę kieliszek wina – poddała się.

Uśmiechnął się, spełniając jej życzenie. Zofia po prostu ubzdurała sobie, że piwo jest nieeleganckie i nie przystoi kobiecie z jej pozycją. To oczywiście nonsens. Przez zwykły upór nawet nie wie, ile traci. W jego mniemaniu wino można by nazwać sikaczem. Szczególnie to, które pije jego żona. Z całym szacunkiem, ale Zofia nie odróżniłaby czerwonego wina od białego z sokiem malinowym. Nawet teraz zadowala się zwietrzałym. Dla niej po prostu liczy się oprawa, a kieliszek wina wygląda ładniej i ma większą renomę kulturalną. Piwo wszak pijano w przydrożnych karczmach, wśród brudu i smrodu. A Zofia jest damą, dla której istnieją tylko salony. Wiedział o tym, gdy prosił ją o rękę. I za tę przerysowaną wytworność ją pokochał. Wygląd tego co pije, jest dla niej ważniejszy od rzeczywistej przyjemności rozpływającego się na podniebieniu aromatu lagera. Dla Tomasza pozory nie miały nigdy znaczenia, i żadne, nawet najdroższe wino nie zastąpi złocistego trunku o szlachetnym posmaku goryczki i sztywnej, gęstej pianie. Tyle jest rodzajów piwa, ile sposobów jego warzenia. Tomasz wyćwiczył się umiejętnie w rozpoznawaniu smaku i ocenie jakości piwa. Szczególnie teraz, gdy jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać nowe rzemieślnicze browary, małe przedsiębiorstwa produkujące piwo według starych receptur. Warto mieć wyrobiony gust, aby wśród różnorodności dostrzec perełkę o najlepszej kompozycji składników, idealnym stopniu fermentacji. Dobrzy browarnicy wiedzą, że piwo powinno długo leżakować, a najlepszy słód jęczmienny używany do jego wyrobu pochodzi z upraw ekologicznych. Akurat parę dni temu kupił coś nowego z myślą o weekendzie, greckie piwo o bardzo dobrym składzie. Pragnął w spokoju je wypróbować. Wyjął dla Zofii osobliwy kieliszek, z którego zawsze piła i nalał do połowy wina.

– Dlaczego zawsze musisz pić z tego dziwacznego kieliszka? Wygląda jak rekwizyt ze scenografii do sztuki Szekspira. Brakuje tylko czaszki do kompletu – zażartował.

– Lepiej mi wtedy smakuje – odpowiedziała zupełnie poważnie. – Kieliszek jest o wiele bardziej elegancki od szklanki czy kufla i posiada wysublimowaną nóżkę. Poza tym mój jest wykonany z najlepszego weneckiego szkła, na wzór dawnych królewskich pucharów, ale co ty możesz o tym wiedzieć? – Zamyśliła się, oglądając pod światło wytworne cacko. Mąż zdecydowanie nie podzielał jej zamiłowania do pięknych przedmiotów. Mało wiedział o rubinowym szkle, o procesie powstawania cudownie dekorowanych kieliszków. Nigdy też nie przejmował się, na czym podaje mu obiad i uważał za zbytek kupowanie lepszych talerzy. Do picia wystarczyłaby mu zwykła musztardówka z grubego szkła z podrzędnej huty. Nieraz próbowała go zarazić miłością do kultury wysokiej. Kiedyś sądziła, że oduczy go wyjadania z garnka, jakże się myliła. Pragnęła nieco go wychować i obeznać ze światem piękna. Zawsze kładła na stole widelec i nóż, którego nigdy nie używał. Nadziewał kotlet na widelec i obgryzał, jakby to był kawałek dzika spożywanego prosto z rusztu. Kochała go za tę prostolinijność. Sądziła, że w ten sposób uzupełniają się jak yin i yang. I miała trochę racji. Nikt tak jak Tomasz nie potrafił jej uspokoić.

Wieczór się jeszcze nie zaczął, a miała zamiar spędzić go na czymś pożyteczniejszym niż picie. Zaproponowała więc:

– Może poszlibyśmy do teatru? W zeszłym tygodniu była premiera nowej sztuki, podobno świetna. Ma niezłe recenzje w środowisku krytyków.

Tomaszowi zrzedła mina. Jego upojny wieczór z greckim piwem właśnie zawisnął na włosku. Na szczęście dzięki swojej nieprzeciętnej inteligencji zawsze potrafił wybrnąć z sytuacji i coś wykombinować. Niczym MacGyver mający do dyspozycji jedynie mały scyzoryk, postanowił uratować resztkę zasłużonego weekendu.

– A pamiętasz ostatnie przedstawienie, na jakim byliśmy? Chcesz to powtórzyć i stracić dwie godziny z życia? Do dzisiaj nie jestem pewien, co tak naprawdę widziałem. Facet, który siedział za nami, wyszedł w połowie. Sam poszedłbym w jego ślady, gdybyś mnie nie ciągnęła jak wariatka za rękaw marynarki. – Tomasz zdał sobie sprawę, że pomimo całego swojego uwielbienia do sztuki również współczesnej, nie jest w stanie zrozumieć nowoczesnego teatru.

Dla Zofii tego już było za wiele. Opadła na kanapę zrezygnowana. Przypomniał jej się człowiek przyciśnięty przez leżak i czołgający się po scenie. Oszalała para kopulująca na stole i dziwne drgawki aktorów bełkoczących Szekspira. Jej twarz przeszył grymas niezadowolenia, że Tomasz tak łatwo wydał ocenę. Dla niego wszystko musi być proste i aż do bólu oczywiste. I tak sztuka jest albo dobra, albo zła. Wydał werdykt od razu, bez głębszego namysłu. Na pewno tamto przedstawienie posiadało głębokie przesłanie, ale było na tyle ukryte przed publicznością, że większości nie udało się go odkryć przed końcem. Co ją obchodzi, że ponoć połowa publiczności wyszła z teatru niezadowolona. Ludzie za leniwi, aby podjąć intelektualne wyzwanie, nie powinni uczęszczać na współczesne sztuki. Mają zbyt ograniczony aparat poznawczy, żeby pojąć szerokie pole interpretacyjne, jakie odsłoniła przed nimi nowa aranżacja szekspirowskiego dramatu. Zofia była absolutnie pewna, że człowiek-leżak symbolizował coś szalenie ważnego, niezwykle istotnego. Czołgając się po scenie, manifestował nie tylko swoją rolę, jaką miał do odegrania, ale uosabiał teatr jako wolność do wypowiadania każdej kwestii, nawet najbardziej niedorzecznej. Zofia nie mogła przepuścić takiej okazji. Pracowała jako redaktor działu kultury w renomowanym piśmie „Nowoczesna Kobieta” i postanowiła napisać obiektywną ocenę przedstawienia, na którym wieszano psy. W tym celu podjęła konsultację ze znanym krytykiem i teatrologiem. Jak tylko uzyska od niego opinię, opublikuje wszystko w najbliższym wydaniu pisma. Według niej czytelniczki zasługują na kompleksowe objaśnienie zawiłości współczesnej sztuki.

Tomasz popatrzył na żonę i już był pewien, że uzyskał pożądany rezultat. Nie wyglądała, jakby miała się szykować do wyjścia. Pozostaną w domu, a on będzie mógł się zrelaksować w zaciszu czterech ścian. Poszedł o krok dalej, stosując na niej technikę psychologiczną, która zawsze działała. A mianowicie, podsunął jej fałszywy wybór.

– To może jednak skusisz się na film? Możemy obejrzeć najwyższych lotów amerykańskie kino sensacyjne. Albo jeżeli wolisz, to nowy obyczajowy film z nutą sentymentalizmu, podobno bije rekordy popularności.

Zofię zaskoczyła propozycja Tomasza. Filmy obyczajowe określał mianem „dla bab” i nieczęsto zgadzał się na wspólny seans, jeśli sam nie miał wpływu na oglądany tytuł. Dlatego zgodziła się i czym prędzej zrezygnowała z wyjścia do teatru. Mąż urósł w jej oczach, serwując jej tak dobre kino. Nie spodziewała się, że będzie w stanie dla niej poświęcić swój cenny czas i obejrzeć coś, co nie jest do końca w jego guście. Nie mogła jednak wiedzieć, że wpadła niczym owad w skrzętnie uplecioną pajęczą sieć.

Tomasz miał pragmatyczne podejście do życia i po prostu postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym, a przy okazji przetestować projektor, o którym miał napisać opinię. Projektor został przysłany już w zeszłym tygodniu i stał nierozpakowany w kartonie. Zasłonił więc okna, rozłożył urządzenie i podłączył do prądu. Obraz pojawił się na przeciwległej ścianie pokoju. Potem Tomasz wielokrotnie wstawał, coś poprawiał; obraz pojawiał się i znikał, raz ostry, raz rozmazany. Tomasz brał projektor do ręki, to oddalał go od ściany, to znowu przybliżał. Podstawił pod niego magazyny o sztuce, przy okazji je gniotąc. Głośno wyrażał uwagi dotyczące pracy urządzenia. Wynotował wady najnowszego modelu projektora. W trakcie najlepszej sceny kazał Zofii wymyślić jeszcze dodatkowe minusy, aby było ich więcej. W ten sposób producent sprzętu będzie miał motywację do ciągłego ulepszania modelu. Poza tym wypunktowanie samych plusów nie uwiarygodni projektora, a przez to nie pomoże w jego sprzedaży.

Zofia w końcu się pogubiła; nie nadążała za fabułą filmu. Postanowiła jednak docenić, że mąż wybrał spędzenie wieczoru z nią, przy filmie, który jej odpowiada. Mógł w końcu się uprzeć przy drugim tytule, co byłoby katastrofą, nie cierpiała bowiem kina sensacyjnego. Fajnie, że dał jej wolną rękę co do wyboru. Zaangażowała się jednak w pomoc przy tym nieoczekiwanym zadaniu. Uznała, że sporym minusem jest uciążliwy wentylator, który chodzi głośno niczym silnik odrzutowca. Tomasz zanotował tę cenną uwagę i przeszedł do testowania wszystkich po kolei przycisków projektora. Obraz, raz po raz, przesłaniały tabele z głównym menu i opcjami.

Kiedy film się skończył, Tomasz był zadowolony z wykonanej roboty. Zofia spojrzała na rozkopany stos magazynów o sztuce, wcześniej tak starannie przez nią ułożonych, a następnie zabrała się do zaznaczania najciekawszych artykułów, które będzie czytać od przyszłego tygodnia. Wiedziała, że pisanie drobiazgowych opinii nowoczesnych sprzętów to jego praca i nie powinna mu w niej przeszkadzać. Jednak miała żal, że nie poświęcił jej wystarczająco dużo uwagi, skupiając się na innych sprawach. Jest przecież jego żoną i powinien stawiać ją zawsze na pierwszym miejscu.

 

 

 

Rozdział 2

 

 

Tydzień w biurze rozpoczął się od porannego kubka kawy i solidnej porcji plotek. Anulka, najlepsza koleżanka z pracy, stała przy ekspresie, wczuwając się w rolę baristy. Swoje długie aż do nieba nogi podkreśliła leginsami imitującymi lateks.

– Kto następny? Proszę! Zofia, jaka dla ciebie, niech zgadnę, karmelowe macchiato? Niestety nie mogę dać ci tego, czego potrzebujesz, nasz ekspres wypluwa tylko czekoladowe, może być?

Dziewczyna, nie czekając na odpowiedź, wcisnęła guzik i automat zaczął mielić kawę. Po czterech latach pracy doskonale orientowała się w zwyczajach współpracowników.

Zofia rozejrzała się gorączkowo za swoją porcelanową filiżanką ze złotym szlaczkiem, której używała, ale nigdzie jej nie było.

– Gdzie ona jest? – Przeszukała suszarkę do naczyń, ale i tam jej nie znalazła. Zerknęła na górną półkę, na której rzędem stały firmowe kubki i puszka z herbatą. Tknięta nagłym impulsem pociągnęła za drzwiczki zmywarki. Piętrzyły się w niej stosy czystych naczyń, a wśród nich biała filiżanka z delikatnej porcelany. Wyjęła ją i postawiła na podstawkę ekspresu dokładnie w tym samym momencie, w którym kawa zaczęła lecieć.

– Tyle razy mówiłam, żeby nie wkładać mojej filiżanki do zmywarki! Złoty szlaczek się spiera. Sama o nią dbam. Najlepiej, żeby sprzątaczka jej po prostu nie ruszała. Przecież chyba każdy widzi, że to ręcznie malowane zdobienie, zbyt silny detergent powoduje, że się niszczy.

Ten drobny incydent wystarczył, by wyprowadzić ją z równowagi. Niedawno usłyszała narzekania na swoją osobę. Że jest niemiła. Od nikogo konkretnego, po prostu życzliwa biurowa plotka stara się przyczepić jej taką łatkę. Jak ona może być niemiła? Jest najbardziej oczytaną i najbardziej kulturalną osobą w promieniu co najmniej kilku pięter, a może i całego budynku. Zasady grzeczności ma w małym palcu. Po prostu ludzie czasem nie chcą się dostosować do standardów, a to już nie jej wina. Standardy zachowania powinny być zawsze wysokie. Zofia upiła łyk. Na filiżance pozostał mały odcisk szminki. Przyglądała się porcelanie, oceniając na oko szkody wyrządzone przez zmywarkę.

– Dzięki, Anulka. Kawa jest pyszna, jak zawsze. Marnujesz się tutaj. Powinnaś otworzyć kawiarnię.

– Podziękuj ekspresowi. Od siebie dodałam tylko szczyptę uśmiechu i ludzkiej życzliwości, w przeciwieństwie do ciebie. Wiesz, jesteś dziś ociupinkę nerwowa.

– Mąż mówi mi to samo. Ostatnio zarzucił mi, że się obrażam o byle co. – Zamyśliła się. Nie lubiła krytyki, ale od swojej przyjaciółki przyjęła ją spokojnie. Również zauważyła swoje zmienne nastroje, wybuchy gniewu i ciągłe niezadowolenie. Zrzuciła to na karb pracy i stresu, z jakim musi sobie radzić jako młoda żona i pani redaktor „Nowoczesnej Kobiety”. Od kiedy została zatrudniona w firmie, to jest od pięciu lat, nie zwolniła tempa pracy. Codziennie dawała z siebie wszystko i tego samego wymagała od innych. Nie tolerowała tego, że ludzie są niedoskonali. Szczególnie denerwowała ją opieszałość w przygotowaniu materiałów i zwykłe lenistwo koleżanek i kolegów redakcyjnych. „Nowoczesna Kobieta” była magazynem z tradycjami, kiedyś na bardzo wysokim poziomie. Dzisiaj niekoniecznie, nad czym każdego dnia ubolewała. Zarządzała działem kulturalnym, co było dla niej powodem do dumy i osobistym sukcesem. Swoją postawą i uczynkami zawsze starała się manifestować, że kultura jest najwyższym dobrem, o jakie wszyscy powinni się troszczyć.

– Może twój mąż ma rację? Czasem za bardzo się starasz i denerwujesz, kiedy coś nie wychodzi. Uważam, że niedoskonałości są wpisane w naszą ludzką naturę. Nie trzeba z nimi walczyć. Można je pokochać i uważać za piękne. Świat nie jest wycięty na miarę jak z katalogu wystroju wnętrz.

– Jeżeli będzie trzeba, to zmuszę świat, żeby wyciął się w idealny wzór. Poza tym, to ja mam rację! Nie uznaję żadnych niedociągnięć. Dbam o każdy szczegół zarówno w moich artykułach, jak i w życiu prywatnym. – Poprawiła mankiety koszuli. Były idealnie wyprasowane i pachniały świeżością.

– Dlatego wiecznie jesteś sfrustrowana. Jakbyś połknęła kij od szczotki. Czasem wystarczy sobie odpuścić, a wszystko samo zaczyna się układać.

W kolejce do ekspresu ustawił się Artur, redaktor działu fitness. Był wysportowany i wyglądał raczej jak trener z siłowni a nie dziennikarz z gazety.

– Dzień dobry pani chodząca doskonałość – przywitał się z Zofią. – Przy tobie czuję się jak szmaciarz. – Potarł ręce o wygnieciony T-shirt z nadrukiem. Następnie zwrócił się do Anulki:

– Dla mnie podwójne espresso w zwykłym firmowym kubku, tym wyszczerbionym. Broń boże żadnych szlaczków, mam uczulenie. – Uraczył wszystkich miną zawodowego kabotyna.

– Bez obaw, złoty szlaczek się sprał. – Zofia pokazała mu filiżankę z zasmuconą miną. Artur podszedł bliżej, by przyjrzeć się dokładniej zniszczeniom. – No katastrofa. Trzeba będzie zadzwonić po ekipę z telewizji, niech pokażą w wiadomościach. A swoją drogą pijesz ze złotego kubka? Ile ci tutaj płacą? Nie wiedziałem, że bycie redaktorem działu kultury jest aż takie złotodajne.

– To nie kubek, lecz filiżanka – poprawiła go automatycznie. – I dla twojej informacji, ten żart ci nie wyszedł – odgryzła mu się z czystą satysfakcją.

– Wybacz, jestem dyletantem w kwestiach sztuki użytkowej. Strzeliłaś jednak wyśmienitego focha, powinni ci za to przyznać medal. – Artur zaczął naśladować ruchy i mimikę pogodynki mówiącej do kamery. – Proszę państwa, to nie jest kubek, to prawdziwy filiżankowy grad. Zapowiada się kolejny dzień tłuczenia porcelany, a wieczorem burza. Będziemy państwa na bieżąco informować.

Artur uwielbiał się wygłupiać. Zazwyczaj pomagało to rozładować napiętą atmosferę, ludzie byli mu wdzięczni za ironiczną dawkę humoru. Zofia jednak uważała takie zachowanie za brak profesjonalizmu i ogłady w towarzystwie. Nieczęsto też śmiała się z jego dowcipów. Twierdziła, że stać go na więcej. Kiedyś był redaktorem działu gospodarczego, gdyż bardzo dobrze znał się na finansach. Jak mógł upaść tak nisko i nawet tego nie zauważyć?

Na horyzoncie pojawił się redaktor naczelny, Robert, wymachując energicznie teczką. Jak zwykle się spóźnił, co miał w zwyczaju. Nigdy nie przychodził punktualnie. Zofia zrobiła kwaśną minę. Nie można wymagać za wiele od pracowników, kiedy sam szef nie świeci przykładem.

– No, tu jesteście. Były straszne korki, a musiałem dzieci odwieźć do szkoły. Za dziesięć minut zebranie w sali konferencyjnej. – Jego wzrok zatrzymał się na obcisłych leginsach Anulki.

– Tak jest, szefie – zaszczebiotała zalotnie, wykonując salut. Po czym wręczyła mu kubek kawy. – Americano dla ciebie. – Robert uśmiechnął się lekko zmieszany, a jego zdecydowany wyraz twarzy złagodniał.

W sali było duszno, bo ktoś wyłączył klimatyzację. Oklapnięte rośliny stały na parapecie. Zofia ustawiła odpowiednią temperaturę i delikatny wietrzyk zaczął lecieć z wentylatora. Artur odsunął krzesło z wyrafinowaną ironią.

– Proszę, to dla naszej porcelanowej damy. Żebyś się nam nie potłukła.

– Dziękuję. – Zofia ułożyła usta w kształt wymuszonego uśmiechu i zajęła miejsce. Sprawnym ruchem ręki odgarnęła do tyłu jasne blond włosy, które ułożyły się na plecach prostą linią. Na szklanym stole postawiła filiżankę, z której piła małymi łyczkami. Mrożącym spojrzeniem wyraziła dezaprobatę dla biurowych żarcików Artura. Wiedziała, że bez nich praca stałaby się nieznośna dla ludzi jego pokroju, a najlepszym wyjściem z sytuacji jest puszczanie tych bzdur mimo uszu.

– No dobrze, witam na porannym zebraniu. – Naczelny wyjął z futerału okulary i niedbale rzucił je na stół, po czym pociągnął nosem. – Żeby nie przedłużać powiem tylko, że Anulka super. Ten artykuł o laserowej depilacji będzie wakacyjnym hitem – spojrzał na nią przelotnie i równie szybko skoncentrował na dalszych punktach spotkania.

Zofia pokręciła nosem. Za wakacyjny hit uważała koncerty fortepianowe w parku czy wernisaże na świeżym powietrzu. Jakim cudem artykuł o depilacji można uznać za przebojowy? Przecież to zwykłe porady, jakich pełno w internecie. Mogłaby polemizować z Robertem co do trafności dobieranej treści, ale nie wyszłoby to jej na dobre. Lubiła Anulkę i nie chodziło o sposób, w jaki pisze jej przyjaciółka, bo potrafiła pisać dobrze i miała cięte pióro. Raczej o nieuchronny kataklizm, do jakiego zmierza pismo, starając się upodobnić do setki innych na rynku. Tym, co wyróżniało „Nowoczesną Kobietę” były zawsze starannie wyselekcjonowane, najlepszej jakości materiały podawane czytelnikom w formie inteligentnych, dowcipnych felietonów i obszerniejszych artykułów. Przynajmniej Zofia ma wolną rękę i może podciągnąć poziom pisma tekstami wyższych lotów. Gdyby nie dział „Kultura” to „Nowoczesna Kobieta” już dawno stałaby się skupiskiem przypadkowych newsów, na którą nie spojrzałby nawet pies z kulawą nogą. Miała nadzieję, że naczelny w końcu doceni jej starania i to, że wypruwa sobie flaki dla firmy.

– Dzięki, szefie. Nie mogłabym cię zawieść, a depilacja w lecie to zawsze pewniak. – Anulka uśmiechnęła się i zatrzepotała starannie wytuszowanymi rzęsami. – Przy okazji chciałam powiedzieć, że pracuję nad kolejnym niezwykle wciągającym tematem. Na razie nadałam mu roboczy tytuł „Egzotyczni kochankowie, czyli o znudzonych kobietach romansujących na zagranicznych wczasach”.

– Zgłaszam swoją kandydaturę na egzotycznego kochanka. – Artur podniósł rękę i palnął w swoim stylu: – Możesz na mnie eksperymentować, ile dusza zapragnie.

– Obleśne – oburzyła się Anulka. – Komediant z ciebie. Daleko ci do egzotyki. Poza tym nie miałam na myśli ciebie ale, ale… tajemniczych, ponętnych i dobrze zbudowanych mężczyzn z dalekich krain ze starannie wypielęgnowaną opalenizną. – Zerknęła na Roberta. Był pogrążony w myślach i chyba nie usłyszał ich rozmowy.

– Serio? Przyjrzyj się i powiedz, czego mi brakuje. Widzisz ten kaloryfer, widzisz, hę? – Artur napiął mięśnie, aby były lepiej widoczne pod wymiętą koszulką. Jego podwójne espresso zaczęło już działać i pokazywał swe błazeńskie umiejętności w pełnej krasie.

Zofia z niesmakiem odwróciła głowę. Miała nadzieję, że spotkanie szybko się skończy i będzie mogła czym prędzej rzucić się w wir pracy. Czekała na nią jeszcze nieszczęsna recenzja sztuki teatralnej, z oceną której miała tyle problemu. Ale wcześniej liczy na pochwałę naczelnego, nie mniejszą od tej, jaką uhonorował Anulkę. W duchu nieskromnie miała nadzieję, że jej nowy tekst wywoła entuzjazm i przywróci prestiż pismu.

– Doskonale, Anulka. Masz jasną wizję, jak powinien wyglądać twój dział. I wizja ta zbiega się z ramami pisma. Niech to będzie kontrowersyjny reportaż o wakacyjnych romansach. Szczegóły przedstawisz mi potem. – Robert przeglądał coś w notatniku, następnie spojrzał w laptop. Wypisał każdy punkt spotkania i metodycznie je realizował. Szara, o rozmiar za duża marynarka sprawiała, że wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości. Miał żonę i dzieci, jednak Anulce nie przeszkadzało to w podrywaniu szefa. Wyzywająco patrzyła mu w oczy i uśmiechała się. Wielu mężczyzn zaplątało się w jej długie nogi, nie wszystkim wyszło to jednak na dobre.

– Artur, jeśli chodzi o ciebie... – przeglądał papiery, szukając czegoś konkretnego. – Tak, tak. – Dźgnął długopisem powietrze, jakby przypomniał sobie coś bardzo ważnego. – Bardzo dobry pomysł. Twój cykl o fitnessie w zoo jest chwytliwy. Zgłębiaj dalej tajemnice przyrody. Jak na to wpadłeś?

Artur nie krył satysfakcji z wyróżnienia. Wyprostował ramiona, kombinując, jak najlepiej sprzedać swoją historyjkę i tym samym otrzymać premię. Nigdy nie krył, że pracuje dla pieniędzy, a coś takiego jak dziennikarska etyka go nie kręci.

– Byłem z dziewczyną w zoo. Akurat staliśmy przy zagrodzie z osłami, kiedy naszła mnie nieopisana ochota, aby się porozciągać na świeżym powietrzu. Pomyślałem, że to jest to. Skłony przy osłach, wymachy ramion z lemurami, a przysiady u surykatek. Przeszliśmy całą trasę, ćwicząc, a przy okazji obserwując życie zwierząt. Czy można w lepszy sposób połączyć przyjemne z pożytecznym? – Jego uśmiech wyrósł od ucha do ucha, ukazując białe, równe zęby.

Zofii zrobiło się niedobrze. Wezbrała w niej fala oburzenia. Najpierw depilacja, a teraz skłony przy zagrodzie z osłami. Co jeszcze? Ich magazyn z każdym numerem stacza się coraz niżej. Jeszcze trochę, a osiągnie poziom plotkarskiego tabloidu.

– Wszyscy zarejestrowaliśmy, że w końcu znalazłeś sobie dziewczynę, choć doprawdy nie interesuje nas twoje życie intymne – sarkastycznie zasyczała Anulka.

– Wiesz co? Może i masz długie nogi, ale jesteś cholernie kłótliwa. Dlatego jeszcze nie znalazłaś sobie męża. Kto by chciał taką złośnicę? – Artur zaczął jej dogryzać. Nie lubił, kiedy go krytykowano, gdyż to nadwyrężało jego męskie ego.

– Dobra, dobra. W takim tempie do południa nie skończymy. Podyskutujecie sobie potem. – Robert zniecierpliwił się i dał nura w papiery. Poirytowany, że redaktorzy pozwalają sobie na prywatne rozmowy, żałował, że dał im za dużo luzu. Teraz to nieistotne. Za chwilę się dowiedzą. Grymas niezadowolenia wykrzywił mu twarz. Odniosło to oczekiwany skutek, gdyż w sali zrobiło się naraz bardzo cicho, tylko w tle słychać było delikatny szum klimatyzacji.

Tymczasem Zofia przebierała nogami pod stołem, wiedząc, że teraz jej kolej. Zaraz wszyscy zobaczą, jak się pisze dobre teksty.

– Zofia. – Naczelny spojrzał na nią. Oczy miał skupione i czujne. Postukał długopisem w szklany blat; nieprzyjemny odgłos poniósł się przez całą salę. Robił tak zawsze, kiedy miał do przekazania nie najlepsze wiadomości. – Wiem, że jesteś ambitna, ale teraz to już przesadziłaś, kto to będzie czytał? – Podniósł głos, aby uzmysłowić wszystkim, że sytuacja jest poważna. – Naukowcy ustalili, że statystyczny czytelnik skupia uwagę przez sześć sekund, jeżeli powieje nudą, to zrezygnuje. Wiesz, co to oznacza? Że mamy tylko sześć sekund, żeby zainteresować go tematem, całe sześć, żeby wejść mu do głowy. A ty chcesz je zmarnować na takie coś? – Wskazał palcem na laptop, na którym wyświetlał się najnowszy artykuł, jaki przedstawiła mu do recenzji. – Co to jest? – Zaczął czytać z wyraźnym rozdrażnieniem: – „Akademia starożytnych mędrców. O początkach rozumu w kulturze europejskiej”. Kogo to obchodzi? To jakieś wypracowanie maturalne czy coś? „Upadek wiedzy we współczesnym świecie. Nikogo już nie dziwi, że głupoty nie trzeba się wstydzić”. – Skrzywił się, kręcąc z dezaprobatą głową. Jeszcze nigdy nie widziała go tak poirytowanego.

– Kto, twoim zdaniem, będzie to czytał? Większość użytych przez ciebie słów jest niezrozumiała dla naszego statystycznego czytelnika, co ja mówię, jest niezrozumiała nawet dla mnie, a mam spore doświadczenie w branży. Pamiętaj, że nie piszesz dla siebie, ale dla określonego targetu. Popraw to, a najlepiej napisz coś innego.

Zofia wewnętrznie była przygotowana na gratulacje i już miała zamiar podziękować, kiedy zakrztusiła się śliną. Powoli docierały do niej niepochlebne słowa szefa. Szok sparaliżował ją, a uśmiech triumfu zniknął z twarzy w jednej chwili. Chyba się przesłyszała, lub nie mówił o niej. Tekst faktycznie wywołał poruszenie, ale nie takiego, jakiego się spodziewała. Napisany z pieczołowitą starannością, w pocie czoła, wakacyjny hit miał być artykułem otwierającym, a właśnie spłynął do rynsztoka. Na pomysł wpadła przypadkiem, czytając książkę „Wielcy filozofowie starożytności”, którą otrzymała za przedłużenie prenumeraty. A potem już pokierowała nią dziennikarka żyłka. Sprawdziła wszystkie informacje, wyszukała źródła. Obejrzała reprodukcję znanej mozaiki i była absolutnie pewna, że ma przed sobą najlepszy temat, na jaki wpadła od miesięcy. Co zatem poszło nie tak i dlaczego filozofowie starożytności przyprawili naczelnego o istną furię?

„Nowoczesna Kobieta” miała za sobą siedemnaście burzliwych lat na rynku. Początkową ideą pisma było poruszanie tematów związanych z szerokimi horyzontami, poszerzaniem wiedzy o świecie, kulturze i polityce. Ukazywanie różnych prądów intelektualnych i ciekawa publicystyka. Zofia pragnęła kontynuować tę linię i nie dopuszczać do druku płytkich, populistycznych newsów niezawierających żadnych wartościowych informacji. Jednak jej pozycja stawała się coraz bardziej zagrożona. Przegrywała ze współczesnym konsumpcjonizmem, powierzchownością i modą na upraszczanie wszystkiego dookoła. Zawężanie tematyki pisma nastąpiło kilka lat temu, kiedy zmieniły się wydawnicze trendy. Poszczególne działy zaczęły wypuszczać przetworzoną papkę gotową do konsumpcji, najlepiej dotyczącą seksu. Upodabniały się do siebie, nie zostawiając miejsca na głębię refleksji i nie podejmując żadnych bardziej skomplikowanych problemów. Coraz więcej do powiedzenia miało wydanie internetowe, które zaczęło nadawać ton i wskazywać, co ma się ukazać w wersji papierowej. A jak wiadomo internauci bywają kapryśni. Zofia w większości uważała internet za śmietnik i czuła się zagubiona. Sama nie była już pewna, jaka jest linia tematyczna ich pisma. Dopuszczano wszystko, co mogło zainteresować czytelnika bez względu na to, czy było wysokich, czy niskich lotów.

– Może ich nie doceniacie? – Zofia odzyskała mowę. Poprawiła się w fotelu i wyprostowała ramiona zdecydowana odeprzeć atak oraz walczyć o swój temat.

– Niby kogo? – Robert otworzył szeroko oczy gotowy przyjąć jakiekolwiek tłumaczenie od swojej najbardziej doświadczonej redaktorki.

– Może nie doceniacie własnych czytelników, jak to określiłeś targetu. A jeśli nie są takimi debilami, za jakich ich uważacie? Ten target może nas jeszcze niejednym zaskoczyć. Powinniśmy dać im szansę na poznanie Akademii Platona. Jestem pewna, że z chęcią przeczytają o jej początkach i pogłębią wiedzę w zakresie korzeni kultury europejskiej. Nie pozbawiajmy ludzi przyjemności obcowania z pięknem.

– Nie sądzę, abyśmy ich nie doceniali. I nie wypowiadaj się za czytelników. Nie jestem pewien, czy uznaliby za piękne czytanie czterech stron tekstu o jakimś odległym w czasie człowieku, który założył pierwszą na świecie akademię. Przecież to wieje nudą. Swoim artykułem udowodniłaś, jak bardzo jesteś odseparowana od rzeczywistości, nie masz pojęcia, o czym chcą czytać odbiorcy. Zosia, posłuchaj. – Robert użył protekcjonalnego tonu, aby wprowadzić nieco dystansu i pokazać kto tu rządzi. – Generalnie jesteś bardzo dobra w tym, co robisz, ale gdzieś się po drodze pogubiłaś. Podejrzyj swoich kolegów, koleżanki. Ich tematy są świetne, mają najwięcej komentarzy w internecie. A jeśli chodzi o wydanie papierowe, to przeważnie ich artykuły trafiają na okładkę. Tabelka ze statystykami jaką mam przed sobą, sugeruje, że nie byłaś na czołówce od dziesięciu miesięcy. W internecie twoje artykuły nie mają wcale kliknięć, rozumiesz? Nie cieszą się nawet najmniejszym zainteresowaniem! A to oznacza, że nikt na nie nie wchodzi, nikt ich nie czyta. Nie ma kliknięć, nie ma reklamodawców, nie ma kasy. Niestety, ale tak to działa.

– Sprowadzasz wszystko do statystyk? Tym jestem? Polem w twojej tabelce? – Na jej bladej przeważnie twarzy wykwitły rumieńce koloru czerwieni. Słowa, jakie usłyszała od osoby, będącej do tej pory jej autorytetem w kwestiach pisarskich, bardzo ją dotknęły. Po minie Roberta domyśliła się, że i dla niego rozmowa była niecodziennym wyzwaniem. Jak każdy lider wolał przekazywać tylko dobre informacje. Niezręcznie się czuł, kiedy musiał kogoś zbesztać. Na co dzień unikał konfrontacji. Jednak było już na to za późno. Dotknięta do żywego Zofia odczytała to jako osobistą urazę. Duma nie pozwalała jej przyznać, że z artykułem coś może być nie tak. Jej kompetencje nie podlegały żadnym dyskusjom. Przynajmniej tego nie negował. Chodziło o coś innego. O spór na linii światopoglądowej. O rozłamie pomiędzy tym, w jaką stronę szła gazeta, a tym jak ona sama chciała pisać. I ten rozłam z każdym wydaniem był coraz bardziej widoczny. Zofia starała się być wierna idei „Nowoczesnej Kobiety”, wymagała od czytelnika skupienia i uwagi. Robert chciał, by dostarczała więcej szablonowych tekstów i sensacji, które mają sporo udostępnień w internecie.

– Nie chodzi o to, kim dla mnie jesteś. – Starał się zachować dystans. – Mówiłem już, że świetną dziennikarką, z wykształceniem. Bardzo dobrze piszesz, nie robisz żadnych błędów, co jest dzisiaj, powiedzmy sobie szczerze, rzadkością.

Odkąd ze względu na cięcia zwolniono doświadczoną panią korektorkę, przez którą przechodziła większa część treści przeznaczonej do publikacji, problematyka błędów pojawia się co jakiś czas na tapecie. Uznano jednak, że czytelnicy nie są już tak spostrzegawczy i wyuczeni jak kiedyś, dlatego można pozwolić sobie na drobne niedociągnięcia. Zofia uznała to za kolejny krok świadczący o nadchodzącej katastrofie i ustawicznie pogarszającym się poziomie redakcyjnym. Jeżeli chodzi o teksty Zofii, to nigdy nie wymagały najmniejszej korekty, ale jak widać tym razem jej nieskazitelny styl nie wystarczył.

– Chodzi o komentarze w internecie? To prawda, że Artur ma ich najwięcej, ale on sam je sobie pisze. Założył w tym celu różne konta. A resztę dokładają wkurzeni internauci, którzy wypominają mu błędy w pisowni. Sądzę, że ilość komentarzy nie może być miarą udanego artykułu. – Postanowiła przejść do ataku, pogrążając przy tym nielubianego kolegę.

– Zamilknij, żmijo jadowita! – Artur posłał jej jedno ze swoich najgroźniejszych spojrzeń. Wszyscy wiedzieli, że dopisuje sobie pozytywne komentarze, nie było to w redakcji dla nikogo tajemnicą.

– Dajcie spokój! – Robert gwałtownie wstał i podszedł do okna. – To nie jest odpowiednie miejsce na kłótnie. Po prostu na tę chwilę nie wpasowujesz się w linię programową gazety.

– Że co? – Zofii zdało się, że się przesłyszała. Jak naczelny mógł wygadywać podobne bzdury? Chyba nie przemyślał do końca konsekwencji swoich słów.

– Rozmawiałem już z odpowiednimi osobami. Wydawca planuje zmiany. Będą kolejne cięcia. Sprawa jest już raczej przesądzona.

Zofii pociemniało przed oczami. W jednej chwili straciła pod nogami cały grunt.

– Robert, znamy się już trochę, co ty mi chcesz powiedzieć? – Podeszła do niego, ale w jego oczach zobaczyła tylko zmieszanie, które starał się ukryć pod maską profesjonalizmu.

– Twój dział zostanie zamknięty – powiedział bez większych emocji. – Przykro mi.

Ścisnęło ją mocniej w brzuchu, oparła się o krzesło. Świat zaczął wirować przed oczami. Anulka nalała jej wody. Chwilę trwało, nim doszła do siebie.

– Jak to? Chcesz zamknąć dział z wiadomościami kulturalnymi? To niemożliwe, przecież to od zawsze był kręgosłup naszego pisma.

– Nie ja, tylko cały zarząd podjął decyzję o reorganizacji. Kultura już się nie sprzedaje. Przykro mi. To nie jest twoja wina, po prostu takie mamy czasy. Wszystkie gazety notują spadek czytelnictwa. A dobrze wiesz, że nie będziemy wypuszczać czegoś, co się nie sprzeda. Także ten tego, klamka zapadła. – Westchnął i jednocześnie odczuł wyraźną ulgę, że ma już za sobą przekazanie tej jakże trudnej dla niego wiadomości.

– Zwalniasz mnie? – Zofii zaszkliły się oczy, ale udało jej się powstrzymać łzy. Nawet w tak kompromitującej sytuacji nie da nikomu satysfakcji oglądania jej jak płacze. Fakt, że zostanie zwolniona z powodu jednego artykułu o filozofii, wydał jej się kuriozalny.

– Nie, broń Boże, nikogo nie zwalniam! Nic takiego nie przewiduję. Póki co przenoszę cię do działu Artura, będziecie pracować razem nad tematami dotyczącymi fitnessu. Jego teksty mają największą popularność, więc przyda mu się pomoc.

Po pierwszej fali niedowierzania nadeszła druga, która zaskoczyła ją jeszcze bardziej. Zamknięcie jej działu to jedno, ale degradacja na niższe stanowisko, za co miała pracę z Arturem, to coś zupełnie innego.

– Czy ja dobrze zrozumiałam, mam zostać jego asystentką i pisać o ćwiczeniach ze zwierzętami? Nie ma mowy!

– To nie jest prośba, decyzja już zapadła. Nie będziemy o tym teraz dyskutować. Przemyśl sobie wszystko na spokojnie. – Zofia oddychała szybko, puls gwałtownie jej podskoczył. Z dalszej części zebrania nie usłyszała już nic. Jak przez mgłę dotarły do niej słowa Artura, któremu również nie było po drodze dzielenie warsztatu z paniusiowatą koleżanką. Nie zauważyła nawet, kiedy spotkanie dobiegło końca. Została z Robertem sama. Pakował laptopa do teczki.

– Robert, proszę, przemyśl to jeszcze. Kultura to wszystko, co mam. Nie wiem, co bez niej zrobię. – Jej błagalne spojrzenie trafiło w pustkę.

– Zofio, proszę, nie nastawiaj się negatywnie. Masz się za kulturalną osobę, więc stań na wysokości zadania i pokaż wszystkim wzorową postawę. Poza tym to nic wielkiego. W ciągu ostatnich siedemnastu lat firma przechodziła większe kryzysy. Nadal będziesz przecież z nami tylko w nieco innej formie. Zobaczymy, czy się sprawdzisz. Tymczasem weź urlop, odpocznij. Wróć do nas z głową pełną pomysłów.

Automatyczna odpowiedź człowieka korporacji. Wyważona i bezosobowa. Chciała mu coś odpowiedzieć, lecz uciął dalszą dyskusję, poklepując ją ojcowsko po ramieniu i dając tym samym do zrozumienia, że nic więcej nie może dla niej zrobić.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej