Milczenie - Cyprian Kamil Norwid - ebook

Milczenie ebook

Cyprian Kamil Norwid

0,0
8,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Milczenie” to utwór Cypriana Kamila Norwida, polskiego poety, prozaika i dramatopisarza. Często jest on uznawany za ostatniego z czterech najważniejszych polskich poetów romantycznych.


Milczenie” to rozprawa Cypriana Kamila Norwida o charakterze filozoficznym i literackim, napisana około 1882 roku. Autor ukazuje swoją opinię na temat niechęci ludzi jemu współczesnych wobec zagadnień filozofii. Wierzy, że jest ona w stanie "uczynić człowieka moralnie szczęśliwym".

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 34

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-448-7
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Część pierwsza

CZĘŚĆ WSTĘPNA.

Czy śpiącego można przebudzić grzecznie?... Podobno, że nie; gdyby albowiem budziło się go upadkiem na twarz najlżejszego listka róży, jeszcze byłoby to tylko bardzo wykwintnie albo poetycko pomyślanem, lecz nie byłoby grzecznie, bo końcem końców trzeba śpiącemu przerwać snowania myśli jego — i to przerwać doraźnie, nie powoli, lecz nagle, przenosząc go jednym ruchem w rzeczywistość i w oczywistość inną. Nie można przeto z oczywistości jednej przerzucać nikogo w drugą sposobem grzecznym i pewne brutalstwo nieodłącznem zdawa się być od roboty takowej. Stąd to głównie i pierwszorzędnie pochodzi ta odpychliwość, jaką na samym wstępie spotyka u ogółu każdy nowy pomysł lub wynalazek, o ile jest początkującym lub posiłkującym nowe koło rzeczywistości i oczywistości; — budzić albowiem grzecznie w żaden sposób nie daje się. Owszem, większość ogromna spółczesnych, ażeby stanowczo uprzedzić wydarzenia i spoczynek utrwalić, starała się i bardzo pilnie stara uzasadnić i rozpowszechnić przekonanie, iż nic nowego pomyślanem i okazanem nie może być i że wszelka umysłowa w tym kierunku podejmowana praca przez to samo jest płonnym zachodem.

 A co (należy ostrzec) może się napozór udowadniać z tej przyczyny, że, skoro wszystkość rzeczy i spraw świata tego w jedną harmonię jest obejmowana, łatwo jest odwrotnie w tejże harmonijnej jedności dopatrzeć wszystkiego zaczątków, jakoby przeto już nic nowego być nie mogło! Jest w tem jednak błąd ogromny, to jest: że absurdum bierze się za nowe — tylko albowiem absurdum leży poza ogólnym prądem harmonji bytu, wszystko ogarniającej. I wielokrotnie i dosyta nasłuchany w tym względzie cudzych zwątpień, byłem raz użytym w delegacji do jednego istotnie zasłużonego człowieka, któremu koledzy ofiarowali byli dobrze zasłużony medal. Rzecz tę cenną oddawałem w ręce uradowanemu i nie spodziewałem się był bynajmniej żadnych patetycznych utrudnień w tem poselstwie, osoba albowiem i prawdziwie zasłużoną była i szczerej prostoty pełną. Atoli, skoro uznawany i oceniony, przyjąwszy swój medal, począł starannie go obzierać, dostrzegłem nagle na jego licach przebłysk podobny do uśmiechu, pomieszanego z wielce głębokiem wrażeniem, — to zaś było tak dziwnie wyraziste, iż długo jeszcze potem nasuwała mi sama wyobraźnia ten psychologiczny obraz. Aż we wiele czasu po delegacji, znalazłszy się raz bardzo poufnie z mężem, o którym tu się mówi, podniosłem umyślnie okoliczność i zapytałem o przyczynę szczególnego wrażenia...  — Rzecz jest niezmiernie prosta! — odpowiedział. — Po pierwszy raz w życiu zobaczyłem czoło, usta i nos własny w profilu... I, gdyby nie wasz medal, może, jak bardzo wielka liczba ludzi, położyłbym się w grób, nigdy pierwej własnego nosa mniej jednostronnie nie widziawszy. Ja, który przecież ze wszech stron piramidy oglądałem!... Otóż myśl mi przyszła była, że zaiste muszą być jeszcze rzeczy nowe do okazania ludzkości, jeżeli, mówię, własny jej nos można zwiastować!  — Szkoda wielka — rzekłem — że tego właśnie nie raczyłeś nam był powiedzieć.  — Kiedy... jakoś... sam przyznaj, iż takich rzeczy się nie mówi...

***

 Sąż zatem głębiny i stopnie szczerości ducha i oczywistości, które się jakoby spółmilczeniem ogółu uznawa, ale którym jawność spółczesna odmawia wygłosu, co okres, co wiek takowych to zmilknień nieuchronnie dla rozwoju swojej pełności potrzebując? Za całego okresu heroicznego greckiej filozofji, to jest, aż do Arystotelesa (lecz nie policzając tego mędrca), nikt nie pojmowałby takowej jawności względnej, zakreślone zgóry szranki mającej, ani ona komu wystarczyłaby! Nieledwie że na ulicy zapytać było przecie można, co jest dusza, jak i ile nieśmiertelna, co życie, żywot, naco i dlaczego filozofja... Zapytywany z niemniejszą odpowiedział prostotą: «Tyle a tyle wiem, lub nie wiem; co do filozofji, ta za cel ma uczynić człowieka moralnie szczęśliwym!».

 Starożytni nie znali wcale pewnego rodzaju uśmiechu, który dopiero myśmy wynaleźli, a który też wynalazek nam przynosi niemały zaszczyt. To jest, oni nie znali uśmiechu zatęchłego umysłu i zupełnie zwątpiałego serca, z jakim odpowiadają dziś mędrkowie na zapytania ludzi naiwnych, świeżych i coraz rzadszych. — Zacny Diogenes przeczuwał zbliżanie się tej epoki wtórej, skoro, w księgozbiorze akademji widząc zapracowanych starców, pytał, ktoby to byli. — «Ci, co prawdy szukają» — odrzeczono. — «Ach! A kiedyż oni będą mieli czas ją praktykować!?...» Te wielkie słowa jego i inne, brzmiące żywo, jakby wczora rzeczonemi były, nie spotkały były narazie naszego spółczesnego uśmiechu i ostrzeżenia, iż «takich rzeczy się nie mówi...»; że do takich głębin wielkiego zadania bytowego nie wstępuje się; że wiedza (mianowicie od arystotelejskiego podziału na umiejętności specjalne) ma zadanie inne... a jakie zadanie — tego się także nie mówi!

***