Mieszczanin szlachcicem - Molier - ebook

Mieszczanin szlachcicem ebook

Molier

0,0

Opis

Mieszczanin szlachcicem” to sztuka autorstwa Moliera, wybitnego francuskiego komediopisarza, uznawanego za jednego z najważniejszych daramtopisarzy w dziejach.


Bogaty mieszczanin Pan Jourdain chce naśladować styl życia arystokracji. W tym celu zamawia eleganckie ubrania i zatrudnia nauczycieli: muzyki, tańca, fechtunku i filozofii. Nauczyciele każą sobie słono płacić za lekcje, a za plecami Jourdaina naśmiewają się z jego braku ogłady. Pan Jourdain chce zaimponować markizie Dorymenie. Energiczna żona Pani Jourdain odkrywa te zamiary.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 85

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2022

ISBN: 978-83-8226-797-6
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Osoby

OSOBY KOMEDJI

PAN JOURDAIN, mieszczanin. PANI JOURDAIN, jego żona. LUCYLLA, córka pana Jourdain. KLEONT, zalotnik Lucylli. DORYMENA, markiza. DORANT, hrabia, zalotnik Dorymeny. MICHASIA, służąca pana Jourdain. COVIELLE, służący Kleonta. NAUCZYCIEL MUZYKI. UCZEŃ nauczyciela muzyki. NAUCZYCIEL TAŃCA. NAUCZYCIEL FECHTUNKU. NAUCZYCIEL FILOZOFJI. KRAWIEC. CZELADNIK KRAWIECKI. DWÓCH LOKAI.

OSOBY BALETU

 W PIERWSZYM AKCIE:

ŚPIEWACZKA. DWÓCH ŚPIEWAKÓW. TANCERZE.

W DRUGIM AKCIE:

CZELADNICY KRAWIECCY tańczący.

W TRZECIM AKCIE:

KUCHARZE tańczący.

W CZWARTYM AKCIE:  CEREMONJA TURECKA

MUFTI. TURCY śpiewający, towarzyszący Muftiemu. DERWISZE śpiewający. TURCY tańczący.

W PIĄTYM AKCIE: BALET NARODÓW

CZŁOWIEK ROZDAJĄCY KSIĄŻECZKI tańczący. NATRĘTY tańczące. TŁUM WIDZÓW tańczący. PIERWSZY ELEGANT. DRUGI ELEGANT. PIERWSZA ELEGANTKA. DRUGA ELEGANTKA. PIERWSZY GASKOŃCZYK. DRUGI GASKOŃCZYK. SZWAJCAR. STARY MIESZCZUCH GADUŁA. STARA MIESZCZKA GADUŁA. HISZPANIE śpiewający i tańczący. WŁOSZKA. WŁOCH. ARLEKINY, PAJACE, SKOCZKI. ŚPIEWACY, TANCERZE.

Rzecz dzieje się w Paryżu, w domu p. Jourdain.

AKT I

Orkiestra gra uwerturę, podczas gdy na środku sceny uczeń nauczyciela muzyki układa przy stole arję, którą p. Jourdain zamówił sobie jako serenadę.

SCENA I

NAUCZYCIEL MUZYKI, NAUCZYCIEL TAŃCA, TRZECH MUZYKANTÓW, DWÓCH SKRZYPKÓW, CZTERECH TANCERZY

Nauczyciel muzykido śpiewaków. Chodźcie, chodźcie do tej sali i zaczekajcie aż nadejdzie. Nauczyciel tańcado tancerzy. I wy także, o, z tej strony. Nauczyciel muzykido ucznia. Gotowe?Uczeń. Tak. Nauczyciel muzyki. Zobaczmyż... Doskonale! Nauczyciel tańca. To coś nowego? Nauczyciel muzyki. Tak, serenada, którą kazałem ułożyć naprędce, czekając aż się poczciwiec obudzi. Nauczyciel tańca. Można zobaczyć... Nauczyciel muzyki. Usłyszysz pan razem ze słowami, skoro on nadejdzie. Będzie tu lada chwila. Nauczyciel tańca. Nie możemy się teraz skarżyć na brak zajęcia. Nauczyciel muzyki. To prawda. Obaj znaleźliśmy człowieka jakiego nam było trzeba. To mi gratka dla nas, ten pan Jourdain, ze swemi pretensjami do szlachectwa i elegancji! Należałoby życzyć pańskiemu tańcowi i mojej muzyce, aby wszyscy byli doń podobni... Nauczyciel tańca. Niezupełnie; co do mnie, wolałbym, aby klient nieco więcej rozumiał się na rzeczy. Nauczyciel muzyki. Prawda że się nie tęgo rozumie, ale tęgo płaci; a naszym sztukom trzeba tego obecnie więcej niż czegokolwiek. Nauczyciel tańca. Co do mnie, przyznam, iż, mimo wszystko, sława ma jednak swój powab. Poklask nie jest dla mnie rzeczą obojętną; uważam, że, w jakiejbądź dziedzinie sztuki, przykro jest dla artysty popisywać się przed stadem nieuków i zdawać swoje utwory na łaskę barbarzyńskich sądów lada cymbała. Mów co chcesz, jednak miło jest pracować dla osób zdolnych ocenić delikatne odcienie sztuki, umiejących odczuć piękność dzieła i pochlebnemi słowy uwieńczyć naszą pracę. Tak, najmilsza nagroda jaką można otrzymać za swą działalność, to wiedzieć że jest zrozumianą, słyszeć jak się spotyka z zaszczytnym poklaskiem. Nic, mojem zdaniem, nie może lepiej opłacić trudów; niema dla uszu wyborniejszej słodyczy niż oświecona i rozumna pochwała. Nauczyciel muzyki. Zgadzam się na to i smakuję w nich nie mniej od pana. To pewna, nic milej nie głaska po sercu; ale cóż! z kadzidła nie zrobi się chleba. O samych zachwytach niedaleko człek zajedzie; trzeba dołączyć coś podstawniejszego: najlepszy sposób chwalenia, to chwalić pełnemi rękami. Jest to, w istocie, człowiek ograniczony, bez wykształcenia; paple i mędrkuje o wszystkiem trzy po trzy; jeśli co pochwali, to z pewnością najgłupiej w świecie; ale pieniądze jego prostują sądy jego umysłu; jego sakiewka ma wiele zdrowego rozsądku i smaku; pochwały, któremi nas raczy, posiadają dźwięk czystego złota. Sam widzisz, ten ciemny mieszczuch więcej wart jest dla nas od światłego magnata, który nas tu wprowadził. Nauczyciel tańca. Jest w tem coś prawdy; jednakże, mojem zdaniem, za wiele nacisku kładziesz na stronę pieniężną; korzyści materjalne są rzeczą tak niską, że nie godzi się przyzwoitemu człowiekowi zdradzać do nich przywiązania. Nauczyciel muzyki. Jednak i ty zgarniasz bez ceremonji dukaty, któremi poczciwiec cię obsypuje. Nauczyciel tańca. Zapewne; ale nie pokładam w nich całego szczęścia; pragnąłbym, aby, przy swoim majątku, posiadał także nieco znawstwa i gustu. Nauczyciel muzyki. I jabym wolał; nad tem też pracujemy ile w naszej mocy. Tymczasem, on daje nam sposobność zyskania w świecie jakiego takiego rozgłosu, i płaci za innych to, co inni będą chwalili za niego. Nauczyciel tańca. Otóż i on.

SCENA II

PAN JOURDAIN w szlafroku i czapeczce nocnej, NAUCZYCIEL MUZYKI, NAUCZYCIEL TAŃCA, UCZEŃ nauczyciela muzyki, ŚPIEWACZKA, DWÓCH ŚPIEWAKÓW, TANCERZE, DWAJ LOKAJE

Pan Jourdain. I cóż, panowie? Co słychać? Pokażecie mi teraz swoje figielki? Nauczyciel tańca. Co? Jakie figielki? Pan Jourdain. No, to... Jakże wy to nazywacie?... Prolog, czy dialog. Nauczyciel tańca. A! a! Nauczyciel muzyki. Wszystko przygotowane. Pan Jourdain. Dałem wam troszkę czekać; ale bo też dzisiaj ustroję się tak, jak się ubierają ludzie dystyngowani. Szelma krawiec przysłał mi parę jedwabnych pończoch: uf! myślałem, że już nigdy nie wdzieję. Nauczyciel muzyki. Najchętniej zaczekamy, aż pan będzie miał wolniejszą chwilę. Pan Jourdain. Proszę was, nie odchodźcie, póki mi nie przyniosą ubrania; chciałbym, abyście mnie widzieli. Nauczyciel tańca. Co pan rozkaże. Pan Jourdain. Ujrzycie mnie w całej paradzie, od stóp aż do głowy. Nauczyciel muzyki. Nie wątpimy o tem. Pan Jourdain. O, kazałem sobie zrobić ten szlafrok... Nauczyciel tańca. Prześliczny. Pan Jourdain. Krawiec mi powiedział, że cały wielki świat ubiera się tak na rano. Nauczyciel muzyki. Bardzo panu do twarzy. Pan Jourdain. Lokaje! Hej! Gdzie moi lokaje! Pierwszy lokaj. Co pan rozkaże? Pan Jourdain. Nic. Chciałem się przekonać, czy dajecie baczenie. (Do nauczyciela muzyki i nauczyciela tańca) Jak się wam podoba moja liberja? Nauczyciel tańca. Wspaniała. Pan Jourdain,rozchylając poły szlafroka i pokazując obcisłe spodnie z czerwonego i kamizelkę z zielonego aksamitu. To negliżyk, w którym zwykłem odbywać ranne ćwiczenia. Nauczyciel muzyki. Bardzo zgrabny. Pan Jourdain. Lokaje! Pierwszy lokaj. Jaśnie panie? Pan Jourdain. Drugi lokaj! Drugi lokaj. Jaśnie panie? Pan Jourdainzdejmując szlafrok. Trzymajcie. (Do nauczyciela muzyki i nauczyciela tańca) Dobrze tak? Nauczyciel tańca. Wybornie, nie można lepiej. Pan Jourdain. Pokażcież swoje sztuczki. Nauczyciel muzyki. Chciałem przedtem, abyś pan usłyszał jedną aryjkę, ułożoną (wskazując ucznia) do serenady którą pan był łaskaw zamówić. To jeden z moich uczniów, obdarzony wielkim talentem do rzeczy tego rodzaju. Pan Jourdain. Dobrze, ale nie trzeba było brać ucznia; mogłeś pan sam sobie zadać tę fatygę. Nauczyciel muzyki. Nie trzeba, szanowny panie, fałszywie sobie tłumaczyć nazwy uczeń. Tego rodzaju uczniowie nie ustępują największym mistrzom; co zaś do aryjki, jest poprostu zachwycająca. Niech pan posłucha. Pan Jourdaindo lokai. Dajcie szlafrok, lepiej mi będzie słuchać... Czekajcie, nie; zdaje mi się, lepiej będzie bez szlafroka. Nie, dawajcie zresztą, tak będzie lepiej. Śpiewaczka.

Dzień i noc, wzdycham, Iris, długie lata, Pod twojej chatki zbyt nieczułym progiem; Jeśli to ma być miłości zapłata, Cóżbyś uczynić mogła ze swym wrogiem?

Pan Jourdain. Piosenka coś trochę smutna; to mnie usypia; wolałbym, żebyście ją przypieprzyli tu i ówdzie trochę. Nauczyciel muzyki. Melodja musi być dostrojona do słów, proszę pana. Pan Jourdain. Kiedyś nauczył mnie ktoś bardzo ładnej nuty. Czekajcie... zaraz... jak on to powiada? Nauczyciel tańca. Daję słowo, nie wiem. Pan Jourdain. Coś tam jest o baranie. Nauczyciel tańca. O baranie? Pan Jourdain. Tak. Aha, mam! (śpiewa:)

Gdym spotkał mą Jagusię, W wiosenny ów poranek, Zrazum ją wziął za trusię, Potulną, jak baranek.  Och, och! Och, och! Dziś, patrząc na jej lico, Wzdycham: ach, tygrysico!

 A co, nie ładna? Nauczyciel muzyki. Prześliczna. Nauczyciel tańca. I śpiewa pan doskonale. Pan Jourdain. To tak sam z siebie; nie uczyłem się nigdy muzyki. Nauczyciel muzyki. Powinienby się pan uczyć, tak jak tańca. To dwie sztuki najściślej ze sobą złączone... Nauczyciel tańca. Otwierające umysłowi najszlachetniejsze horyzonty... Pan Jourdain. Czy ludzie dystyngowani uczą się także muzyki? Nauczyciel muzyki. Oczywiście. Pan Jourdain. Zatem będę się uczył. Ale nie wiem, doprawdy, gdzie znajdę czas na tę naukę; oprócz fechmistrza, który mnie kształci w robieniu szpadą, przyjąłem także nauczyciela filozofji: ma rozpocząć właśnie dziś rano. Nauczyciel muzyki. Filozofja, zapewne, to też coś; ale muzyka, panie, muzyka... Nauczyciel tańca. Muzyka i taniec... Muzyka i taniec, to wszystko czego człowiekowi potrzeba. Nauczyciel muzyki. Niema nic, coby było równie pożyteczne dla Państwa jak muzyka. Nauczyciel tańca. Niema nic, coby było ludziom tak niezbędne jak taniec. Nauczyciel muzyki. Bez muzyki, Państwo nie mogłoby istnieć. Nauczyciel tańca. Bez tańca, człowiek byłby do niczego niezdatny. Nauczyciel muzyki. Wszystkie niesnaski, wszystkie wojny w świecie, wynikają tylko z zaniedbania wiedzy muzycznej. Nauczyciel tańca. Wszystkie nieszczęścia ludzkie, klęski, których tak pełno w historji, głupstwa polityków, przegrane bitwy, wszystko to pochodzi jedynie z niedostatecznej umiejętności tańca. Pan Jourdain. Jakże to? Nauczycie! muzyki. Czy wojna nie wynika z braku jedności? Pan Jourdain. To prawda. Nauczyciel muzyki. Gdyby więc wszyscy uczyli się muzyki, czy nie byłoby to drogą do zgodnego zestroju, który zapewniłby pokój całemu światu? Pan Jourdain. Ma pan słuszność. Nauczyciel tańca. Skoro człowiek popełni jakiś błąd, bądź w sprawach rodzinnych, bądź w rządzeniu państwem, lub prowadzeniu armji, czy nie powiada się: zrobił fałszywy krok? Pan Jourdain. Prawda; mówi się tak. Nauczyciel tańca. A zrobienie fałszywego kroku czy może wynikać z czego innego niż z nieumiejętności tańca? Pan Jourdain. Daję słowo, macie słuszność. Nauczyciel tańca. Chcieliśmy panu tylko wykazać doskonałość i pożyteczność tańca i muzyki. Pan Jourdain. Teraz mi to jest zupełnie jasne. Nauczyciel muzyki. Czy chce pan obecnie poświęcić nam chwilę? Pan Jourdain. Dobrze. Nauczyciel muzyki. Mówiłem już: jest to mała próba wyrażenia rozmaitych rodzajów uczuć zapomocą muzyki. Pan Jourdain. Rozumiem. Nauczyciel muzykido śpiewaków. Proszę, chciejcie się zbliżyć. (Do pana Jourdain) Niech pan sobie wyobrazi, że oni są przebrani za pasterzy. Pan Jourdain. Pocóż zawsze za pasterzy? Wszędzie teraz ci pasterze! Nauczyciel muzyki. Skoro się każe ludziom wyrażać myśli zapomocą muzyki, trzeba, dla prawdopodobieństwa, przenieść ich w świat pasterski. Śpiew był zawsze umiłowany przez pasterzy; nie byłoby zaś rzeczą naturalną, aby, naprzykład, książęta lub mieszczanie wyśpiewywali swe uczucia. 

Pan Jourdain. Niechże i tak będzie. Zaczynajmy.

WSTAWKA MUZYCZNA

ŚPIEWACZKA i DWÓCH ŚPIEWAKÓW

Śpiewaczka. Gdy duszą naszą owładnie kochanie,  Gdy w serce wedrze się młode,  Rozkoszą dlań tęsknota, rozkoszą wzdychanie,  A jednak, oto me zdanie,  Niemasz słodszego nic ponad swobodę. Pierwszy śpiewak.

Ach, niemasz słodszego nic nad te zapały, Nad płomień ów, mocny zarazem i tkliwy,  Co w sercach dwóch naraz zagości;  To życia balsam prawdziwy:  Odrzyjcie życie z miłości,  A powab zniknie zeń cały.

Drugi śpiewak.

I któżby się bronił miłosnej rozterce, Ach, gdyby wierność była jej nagrodą; Lecz czyliż spotkał kto pasterkę młodą, By stałe w piersiach swych nosiła serce?  W tej płci niewdzięcznej, okrutnej, Kto szczęścia szuka, los znajdzie zbyt smutny

Pierwszy śpiewak. Chwilo słodyczy! Śpiewaczka. Swobody chwile! Drugi śpiewak. Rodzie zwodniczy! Pierwszy śpiewak Wabisz tak mile! Śpiewaczka. Was serce życzy! Drugi śpiewak. Napróżno wzgardzić się silę! Pierwszy śpiewak. Ach, porzuć dla miłości nienawiść tak srogą! Śpiewaczka. Serca bogate w wierności zalety