Miesięcznik Znak. Kwiecień 2014 - Opracowanie zbiorowe - ebook

Miesięcznik Znak. Kwiecień 2014 ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0
8,77 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Temat Miesiąca: Polska na weselu

We współczesnym weselu widać przemiany polskiego społeczeństwa. Co rytuał weselny mówi o Polakach? Z czego bierze się jego siła? Jak się zmienia i wokół jakich wartości jest organizowany? Kim się stajemy w czasie weselnego obrządku? Czy możemy pozostać sobą w rytuale?

Idee:

Kanonizacja

Janusz Poniewierski przypomina najważniejsze teksty o Janie Pawle II i Janie XXIII.

Rozmowa:

Zbigniew Mikołejko o weselu: rytuały przejścia muszą być na swój sposób brutalne i bolesne, wesele także.

Debaty:

Michael Sfard, wnuk Baumna i izraelski prawnik opowiada, dlaczego i w jaki sposób broni praw Palestyńczyków.

Kultura:

Czy homoseksualizm można uznać za dar? Dzierżanowski i Rowiński o książce Wyzywająca miłość.

 

 

Co współczesne wesela mówią o Polakach? Czy rytuał weselny jest jeszcze potrzebny? Wokół jakich wartości jest odgrywany? Jak pozostać sobą w rytuale?

8 Niestałość w kanonie, stałość w uczuciach, Magdalena Zych

14 Stare wino w nowych bukłakach, Ze Zbigniewem Mikołejką rozmawia Elżbieta Kot

22 Weselne być albo nie być, Dorota Majkowska-Szajer

30 Być sobą w rytuale, Z Tomaszem Rakowskim rozmawia Marta Duch-Dyngosz

38 Wesele: teren zamknięty, Ewelina Lasota

Debaty:

50 Konflikt izraelsko-palestyński przez okulary Baumanowskie, Z Michaelem Sfardem rozmawiają Dominika Blachnicka-Ciacek i Konrad Pędziwiatr

62 Walka bez przemocy, Z Rają Shehadehem rozmawia Katarzyna Czerwonogóra

68 Przenośna nieobecność. Mój obóz zrekonstruowany w pamięci, Sharif S. Elmusa

Idee:

78 Kanonizacja jako orędzie dla Kościoła, Janusz Poniewierski

81 Jan Paweł Wielki i jego opisywanie

83 Jan Paweł II. Żydowskie spojrzenie na polskiego świętego katolickiego, Harold Kasimow

90 Filozofa wstęp do ciszy, Jacek Filek

Ludzie – Książki – Zdarzenia

96 Przeciwko nauczaniu pogardy, Marcin Dzierżanowski

101 Naturalizacja homonormatywności?, Tomasz Rowiński

104 Reguła życia, Marcin Cielecki

112 Przewaga nadziei, Artur Madaliński

120 Artysta pamięta, Piotr Kosiewski

Rubryki stałe:

46 Józefa Hennelowa: Coraz bliżej albo Coraz mniej

47 Justyna Bargielska: Z pułapki w pułapkę

126 Jerzy Illg: Mój przyjaciel wiersz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
PDF

Liczba stron: 279

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym

DOMINIKA KOZŁOWSKA

Kanonizacja i polski Kościół

Numer, który oddajemy do Państwa rąk, ukazuje się w miesiącu, w którym obchodzić będziemy kanonizację dwóch papieży. Decyzję Franciszka o wspólnym wyniesieniu na ołtarze Jana Pawła II i Jana XXIII przyjęto u nas z pewnym dystansem. „Daje on znać o sobie do dzisiaj – np. wtedy gdy w niektórych wystąpieniach polskich biskupów mówi się wyłącznie o kanonizacji Jana Pawła II, tak jakby Jan XXIII nie był »nasz«” – podkreśla Janusz Poniewierski w komentarzu poświęconym temu wydarzeniu. Powody, dla których uwaga Polaków skupia się przede wszystkim na osobie Jana Pawła II, są jakoś zrozumiałe. Zastanawia jednak, że więcej energii poświęcaliśmy spekulacjom, czy i kiedy papież ogłosi datę kanonizacji, aniżeli samym przygotowaniom do tego wydarzenia, kiedy już jego data stała się znana. Na poziomie parafii przygotowania te mają najczęściej charakter modlitewny. Z rzadka towarzyszy im intelektualne pogłębienie wiary albo wnikliwy rachunek sumienia, do których przecież wezwany jest każdy wierzący. Dlatego wśród katolickich publicystów słychać obawy, czy to wydarzenie nie stanie się jedynie okazją do triumfalizmu i wzmocnienia poczucia uprzywilejowania. W cytowanym już tekście Janusz Poniewierski zastanawia się, co ta kanonizacja znaczy dla Kościoła. W odpowiedzi wskazuje m.in. kierunek otwartego dialogu ze światem, który wyznaczył II Sobór Watykański, a który konsekwentnie realizowali ci dwaj papieże.

Na dialog ze światem zbyt często patrzymy w sposób jednostronny, jakbyśmy to my, chrześcijanie, mieli innych uczyć. Niestety, postawa taka wciąż przez niektórych katolików traktowana jest jako jedynie słuszny kierunek interakcji z innymi. Czyż bowiem mogę się czegoś nauczyć od ateisty albo feministki? Zbyt często zapominamy, że chrześcijaństwo nie jest przywilejem pozwalającym więcej żądać od innych albo więcej żądać dla siebie. Pan Bóg nas, katolików, nie ulepił z lepszej gliny. Wszyscy jesteśmy dokładnie takimi samymi ludźmi, a jeżeli bycie chrześcijaninem stawia nas w jakiejś uprzywilejowanej pozycji, to buduje ją przede wszystkim świadomość darów, jakie otrzymaliśmy od Boga. A przyjęcie tych darów w stosunku do innych rodzi zobowiązanie, a nie roszczenie.

Mam nadzieję, że tą właśnie drogą będzie szedł polski Kościół w okresie poważnych zmian instytucjonalnych. W tym i kolejnym roku czeka nas sporo nominacji, w tym dotyczących ważnych archidiecezji. Wiek emerytalny osiągnie m.in. nasz krakowski arcybiskup kard. Stanisław Dziwisz. W marcu br. biskupi polscy wybrali przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. To ważne wydarzenie, ponieważ nowy przewodniczący może kierować pracami episkopatu nawet przez 10 kolejnych lat, jak miało to miejsce w przypadku abp. Józefa Michalika. Mimo formalnych zmian, które w polskim Kościele zaszły po 1989 r., wciąż żywa jest pamięć czasów PRL-u, kiedy to rola Prymasa Polski była nieporównywalna z jakimkolwiek biskupem (nawet metropolitą). Prymas nie tylko przewodniczył obradom Konferencji Episkopatu, ale i np. wyłaniał kandydatów na biskupów dla Stolicy Apostolskiej, co dziś należy do zadań nuncjusza. Pozycja ta uprawniała zatem prymasa nie tylko do faktycznego kierowania Kościołem w Polsce, ale i do wypowiadania się w imieniu narodu. Wprawdzie dziś z formalnego punktu widzenia uprawnienia przewodniczącego są znacznie skromniejsze, a jego wybór odbywa się w sposób demokratyczny, lecz w praktyce osoba pełniąca tę funkcję wpływa na społeczny obraz całej instytucji. Za wcześnie, by oceniać, co wybór abp. Stanisława Gądeckiego oznacza dla polskiego Kościoła. Ważne, abyśmy, co również podkreśla nowy przewodniczący, szli drogą reform, które wprowadza papież Franciszek. Sam Franciszek powiada, że nadchodząca kanonizacja będzie „orędziem skierowanym do Kościoła”. „Przypomnieniem mu priorytetów – tych samych, na które wskazuje biblijne przykazanie miłości Boga i bliźniego – i Jezus nawołujący każdego z nas i cały Kościół do nawrócenia” – pisze Janusz Poniewierski.

Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany. Był to dzień Przygotowania i szabat się rozjaśniał.

Były przy tym niewiasty, które z Nim przyszły z Galilei. Obejrzały grób i w jaki sposób zostało złożone ciało Jezusa. Po powrocie przygotowały wonności i olejki; lecz zgodnie z przykazaniem zachowały spoczynek szabatu.

Łk 23, 50, 52-57

FOT. GALLERIA DEGLI UFFIZI, FIRENZE/THE BRIDGEMAN ART LIBRARY/FOTOCHANNELS

TEMAT MIESIĄCA

Wesele– społeczeństwo w ruchu

FOT. PRZEMYSŁAW POKRYCKI/REPORTER

W weselnym rytuale odbijają się przemiany polskiego społeczeństwa. Dotyczą one rozumienia intymnych relacji, rodziny, ról płciowych, ale również stylu życia, pracy zawodowej i prywatności. Współczesnym weselom w Polsce poświęcono projekt badawczy Wesela 21 zrealizowany przez Muzeum Etnograficzne im. Seweryna Udzieli w Krakowie. Badaczki, które kilka lat przyglądały się z bliska, jak wyglądają przygotowania do weselnego rytuału, jak przebiega obrzęd, co oznaczają jego poszczególne etapy i jak czują się w tym wszystkim jego główni aktorzy, argumentują, dlaczego na weselu „spotkasz siebie, jakiego się nie spodziewasz”. Jaka jest siła rytuału weselnego? Czy spełnia dziś swoje funkcje? Wokół jakich wartości jest odgrywany? Czy można być sobą w rytuale? Co o współczesnych weselach mówią doświadczenia badaczek z Muzeum Etnograficznego w Krakowie?

Niestałość w kanonie, stałość w uczuciach

MAGDALENA ZYCH

W zmieniającym się obliczu obrzędów weselnych i w ich rytualnym rdzeniu naszkicowany zostaje obraz przeobrażeń społecznych. Zawarcie ślubu i organizacja przyjęcia weselnego są dobrowolne, presja społeczna zmalała, tworzenie się wspólnoty danej pary zaczyna się dużo wcześniej niż w momencie wybrania opcji „pobieramy się”

Wyobraźnia weselna rządzi się swoimi regułami, którym warto się co pewien czas przyjrzeć. Może się okazać, że dawno spisane melodie mają dziś inną barwę, wygrywają je inne instrumenty, choć wszystko wydaje się jakby znajome. Potoczny ogląd świata widzianego z kąta domu weselnego podpowiada, że tradycyjne wesela mają się doskonale: rodzice witają nowożeńców chlebem i solą, goście dodają gromkie „Sto lat!”, jedzą, piją, tańczą, następnie wjeżdża tort, panny łapią welon. Gdzie szukać definicji tradycyjnego wesela? Zaufanie do trwałości kanonu mogą budować różne stop-klatki obrzędu: etruskie przysięgi wieńczone nałożeniem pierścienia. Słowiańskie swadźby w zielonej dąbrowie. XIX-wieczne obrazki ludoznawców. Wizja Wyspiańskiego, ta Smarzowskiego.

Pewne jest to, że na weselu spotkasz siebie, jakiego się nie spodziewasz, wchodząc w jedną z przewidzianych archaicznym porządkiem ról w orszaku, który nie do końca wiadomo, skąd przybywa i dokąd nas niesie. Zaskakujące bywają reguły wyobraźni, która rozkazuje poddać się weselnym rygorom, ale i dopuszcza bunt, otwiera nowe porządki, skrywając się w konsumpcyjnym chaosie.

Współczesne śluby i wesela ukazują przeobrażenia, jakim podlegają relacje międzyludzkie. Są także ekspresją określonych ról społecznych i tego, jak je ucieleśniamy. Wplatamy siebie między tektoniczne przemieszczenia systemów wartości i obyczajowych przemian. Rytuał wypełnia się nową treścią.

COŚ NOWEGO, COŚ POŻYCZONEGO

Zmianom podlega rola panny młodej. Uwidacznia się to w rosnącej sprawczości, wyrażanej kobiecości widocznej w afirmacyjnym, emancypacyjnym przekazie, ujawniającym się m.in. w charakterze świętowania wieczoru panieńskiego, który dziś nie jest pożegnaniem z rodzinnym domem ani nawet z panieńskim stanem, ale raczej hucznym świętem z okazji znalezienia właściwego kandydata na męża po częstokroć długich poszukiwaniach. Kształt tego nowego rytuału zmienia się pod wpływem globalnego obiegu rekwizytów i możliwości ekspresji oraz migracji młodych Polek do krajów anglosaskich, gdzie brytyjska tradycja hen party, a także nowej burleski – rozrywkowego teatru subkulturowego nurtu – przenikająca w popkulturę, zdaje się inspirować scenariusze wieczorów panieńskich.

Inna niż jeszcze 20 lat temu jest rola panny młodej podczas przygotowań i organizacji wesela. Nie jest już ona bierną figurą, ale motorem wydarzeń. Także w odniesieniu do kobiecej wspólnoty przyjaciółek, sióstr, pokolenia starszych kobiet wchodzi w różnie rozumiane relacje. Na przykład druhna jest kontrapunktem, alter ego panny młodej, co wyraża jej ubiór i zachowanie podczas wesela (np. gdy pojawia się jako najbarwniejsza postać orszaku panny młodej), a przed uroczystością podczas zorganizowanego przez druhnę wieczoru panieńskiego. Wieczory kawalerskie, cieszące się społecznym przyzwoleniem na odstępstwa od obyczajowej normy, nie elektryzują tak otoczenia pary jak przebieg spotkania w kobiecym gronie. Przy czym nowości nie oznaczają końca istnienia głównych bohaterów wesela, lecz raczej ujawnianie się nowych elementów, które współistnieją z klasycznym repertuarem, jak np. w przypadku odtwarzanych oczepin, sprowadzonych często do rzucania welonem i krawatem o północy.

Kolejnym sygnałem zachodzących zmian jest dążenie do równowagi między społecznym oddziaływaniem rodziny a samostanowieniem pary. Delikatna równowaga, zawsze szyta na miarę, ustanawia nowy układ sił. Jak pokazują badania, np. Krystyny Slany lub Ulricha Becka i Elisabeth Beck-Gernsheim, pojęcie rodziny podlega przedefiniowaniu. Termin ów raz obejmuje niewielką grupę (rodzice i dzieci), a innym razem uwzględnia sieć bliskich znajomości, za to z wyłączeniem krewnych i spowinowaconych, z którymi nic nas na co dzień nie łączy. Wesele jest okazją, by na swoje potrzeby zdefiniować rodzinę. Podczas wesela zrytualizowany moment podziękowania rodzicom w postaci wręczenia upominku (kwiaty, pamiątkowe fotografie), niekiedy prezentacji w programie Power Point z historią rodzicielskiej pary, tanecznej dedykacji, komplikuje się, gdy rodzice żyją w nowych związkach albo nie utrzymują ze sobą kontaktu. Polem do obserwacji jest także dobór gości i negocjacje wokół tej kwestii. Układ relacji staje się czytelniejszy, gdy odpowiemy na pytania: kto za to płaci?, kto i ile podarował? Ujawnia się więc kontekst ekonomiczny, zawsze ważny dla obrzędowości rodzinnej.

I oto mamy przepastny rynek usług ślubnych z ofertą głównego nurtu (te związane z ceremonią ślubu, organizacją wesela, wszelkim uświetnianiem uroczystości), a także jego niszowe rozwinięcia (np. specjalistyczne usługi świadczone podczas wieczorów panieńskich, oferty hotelarskie na potrzeby podróży poślubnych, ofertę kredytową, a nawet opiekę psychologiczną). Spoglądając na młodą parę z perspektywy ekonomicznej, widzimy klientów, którzy kupują określony zestaw rekwizytów, aby indywidualna konsumpcja i w tym wypadku pomogła w osiągnięciu określonego statusu społecznego. Młode pary, przygotowując uroczystość, gdy konfrontują się z aspektem ekonomicznym wesela, starają się omijać potencjalnie dużą skalę wydatków rozmaitymi wybiegami (krewni i znajomi wykonujący różne usługi: makijażu, fotografii, kulinarne, transportowe). Sposobem obniżenia kosztów bywa podział weselnego święta na obiad dla rodziny i zabawę dla przyjaciół. Wesele na ogół jest także momentem konsumenckiej refleksji jego organizatorów. Także ci, którzy kontestują komercyjne wezwania współczesności, pozostają w relacji, choć negatywnej, wobec wartości obowiązujących we współczesnej kulturze, czyli perspektywy zysku, indywidualnych profitów.

MIŁOSNY ROZRUSZNIK

Zmienny kanon rytualnej sekwencji ufundowany jest na elementach obecnych w obowiązującym romantycznym modelu miłości, a więc sprzecznych wobec siebie namiętności i stałości. Współczesne wesele rozumiane i jako wydarzenie-spektakl, i szereg działań wykonywanych przed wydarzeniem i po nim (przygotowania, wspominanie), w warstwie obrazów, dramaturgii ową sprzeczność stara się obłaskawić i wyrazić. Ogłoszona publicznie umowa między dwojgiem ludzi jest jednocześnie okazją do demonstracji spersonalizowanego wariantu miłości romantycznej, dla której inspiracją staje się globalny przemysł rozrywkowy z komedią romantyczną i telewizyjnymi formatami ślubnych reality shows w repertuarze. Literackie pierwowzory z obszaru chick lit, a więc bestsellery inspirujące przyszłe panny młode (jedna z uczestniczek badań przygotowywała się do ślubu z książką Elizabeth GilbertI że cię nie opuszczę... czyli love story, inna marzyła o ślubie w plenerze takim jak z zapowiedzi serialu Dom nad Rozlewiskiem), wnoszą do zbioru wyobrażeń o weselu nieskończone możliwości wyboru, które wyrażą osobowość pary i każdej z osób ją tworzących z osobna. Przekonamy się o tym, słysząc podczas zabawy komentarz muzyczny, nieważne, czy będzie to Tina Turner, Krzysztof Krawczyk czy to, że „ona tańczy dla mnie” i „będzie, będzie zabawa”.

Do porządku popkulturowego modelu romantyzmu mają nas przywołać także fotografie ślubne. Przeżycie ślubu i wesela, a także pamięć tego doświadczenia konstruowane są w odpowiedzi na kanon kultury i popkultury, oblany romantycznym lukrem, niepisane comme il faut, a kanon ten, podlegając przemianom, obiecuje utrwalenie widoku uczucia na przekór statystykom rozwodowym podpowiadającym inne możliwe wersje wydarzeń. Wytworzony podczas upamiętniania wesela obraz służy później tworzeniu tożsamości społecznej. „Dopiero jak zmieniłam status na Facebooku, poczułam, że wyszłam za mąż” – podsumowała świeżo upieczona mężatka.

Wolter w Encyklopedii opisał hasło „miłość” przez wariantowość, konkludując, że ludzie nadają to miano tysiącom chimer. W jego czasach to nie miłość była głównym motywem dla zawarcia związku małżeńskiego, ale raczej gra interesów, która to zasada obowiązywała wiele warstw społecznych. Przesuwający się przed nami wir zmiennych weselnych obrzędów warunkuje odniesienie do różnorodnych ekspresji miłości, do jej idei, której rozpatrywanie z perspektywy filozofii chrześcijańskiej podjął Denis de Rougemont w opublikowanym w 1956 r. klasycznym dziele Miłość a świat kultury zachodniej. Nad miłością zastanawiał się Roland Barthes podczas seminarium o miłosnym dyskursie na początku lat 70. Bardzo poważnie potraktował temat Octavio Paz w ostatniej dekadzie XX w., skupiając uwagę na europejskim pojmowaniu erotyzmu i miłości w eseju Podwójny płomień, a po nim uczynił to Anthony Giddens, badając przemiany intymności.

Para socjologów: Ulrich Beck i Elisabeth Beck-Gernsheim, przejrzała współczesne kanony miłości, wyodrębniając kategorię miłości kosmopolitycznej związanej z fenomenem migracji, które przekształcają życie codzienne w niespotykanym dotąd stopniu. Można zatem zauważyć, że pośród rekwizytów i scenografii współczesnego wesela spotykamy się ze zunifikowaną wersją wzorca romantycznej miłości, opartego na indywidualizmie; bywa, że jest to wersja uproszczona i banalna, lecz niekiedy zaskakująco mocna, oddziałująca i czegoś istotnego dotycząca, a z pewnością portretująca ludzkie pragnienia. W obowiązującym wzorcu zindywidualizowanej miłości, wskazanym przez socjologów, oczekuje się, że Ja będzie wzbogacane i otwierane na innych przez tego, kogo ono poślubi. I decyzją, „którą owo Ja wykazuje się przed całym światem, jest wybór partnera – aż do odwołania”. Dlatego wesele jest okazją zamanifestowania wagi tego wyboru.

Na przestrzeni czasu powody publicznego obwieszczenia przemiany jednostek w żonę i męża były głównie majątkowe, a od XIX w. także romantyczne. W modelu, w którym miłość jest przyczyną zawarcia ślubu, tkwi źródło antymodelu, który zakłada, że ostatecznie to z jej powodu do ślubu nie dochodzi. „Mam zaszczyt nie prosić cię o rękę...” – śpiewał w 1966 r. Georges Brassens. Od kilku lat takie antyceremonie rzeczywiście mają miejsce na Place des Abbesses na wzgórzu Montrmartre, gdzie w obliczu mera dzielnicy pary młode zwracają się do siebie tymi słowy.

To miłosne, autentyczne uczucie cenione jako najważniejsza składowa związku stało się przyczyną niechęci do zawierania małżeństwa. Tendencja ta pojawiła się wśród elit w XIX w., przez przemiany historyczne i obyczajowe doprowadziła do odrębnego zjawiska – małżeństwa z miłości. Model romantycznej miłości, której wyrazem jest m.in. współczesny repertuar weselnych gestów, obrazów, dźwięków, obowiązuje od niedawna, ale nie we wszystkich grupach społecznych. Tak jak i dziś zdarzają się małżeństwa z rozsądku, tak i w czasach Oskara Kolberga zawierano małżeństwa wbrew regułom matrymonialnym; co ciekawe, na co innego zwracano uwagę w gromadzonych opisach wesel, niejednokrotnie je cenzurując. Warstwy kultury współistnieją, przenikają się i niejednokrotnie, dając upust fantazjom o samych sobie jako o romantycznych protagonistach, para konfrontuje się z siłą rytuału wywodzącego się z dawniejszego systemu społecznego.

JEDNA ZA WSZYSTKICH,

WSZYSCY NA JEDNEGO

Księżniczki, które przymierzają w salonach ślubnych koronki, welony i pozostałe akcesoria lub przemierzają galaktykę Internetu w poszukiwaniu natchnienia i dobrej rady, trzymają dziś pewnie ster, mimo spoczywającej na nich odpowiedzialności za powodzenie wesela. Same sobie pościelą, i choć nie śpią same, to wyczują ziarnko grochu, będące dowodem ich wyjątkowości. To nie społeczność, z jakiej wywodzi się pani młoda, ale ona sama stoi za podjętymi decyzjami, wypracowanymi kompromisami, osiągniętym efektem. Na ogół dzieje się to w partnerskim porozumieniu z wybrankiem. Jest to nowa sytuacja w obyczajowości, która wpływa stopniowo na kształt obrzędów.

Rody się łączą, lecz na warunkach ustalanych przez młodych. Swatanie, negocjacje – w tej części świata przeminęły; jedynie aktywność portali randkowych przypomina o roli kogoś, kto ułatwi dobór partnera bądź partnerki. Małżeństwo nie jest dziś potrzebne, by założyć rodzinę. Dla wielu jednak ślub i wesele wciąż są właśnie takim początkiem ustanawiającym nowy dom. Może go wyznaczyć każdy rodzaj publicznego ogłoszenia wzajemności uczuć i obowiązków, również ślub humanistyczny – wynalazek nowy, ale w swej istocie nawiązujący do czasów sprzed obowiązywania ram ślubu kościelnego, który wprowadzono w efekcie ustaleń soboru trydenckiego.

Można dziś porównać wydanie za mąż do sprawy wagi państwowej – kobieta posiada swoje terytorium, z granicami, ustrojem, być może nawet armią. Podbój przypada komuś w udziale i pojawia się książę. Wróżka chrzestna napina linę między sercem a rozumem młodych – pobierają się. Księżniczki są coraz bardziej wymagające, w Polsce aż 68% pozwów o rozwód składają kobiety do 30. roku życia. Ale wróćmy do tej chwili jedynej w swoim rodzaju. W tle widoczni są bliscy i trochę dalsi krewni, znajomi – oni wszyscy są częścią weselnego orszaku, i oto trybiki w kosmosie przestawiają się, czego dowodem jest pamięć świadków, podpisy na dokumentach. Kosmiczny ład ma odtąd nowy porządek. Od powzięcia decyzji do oglądania pamiątkowych fotografii zazwyczaj mija kilka lat. Często para tworzy gospodarstwo domowe już wcześniej, i z tej perspektywy dogląda budżetu przedsięwzięcia. W planowaniu całości przydaje się niekiedy plik programu Excel, skrupulatnie wypełniony twardymi danymi.

Odpowiedź na pytania o to, ile i kto płaci za weselne święto, pozwala wejrzeć w zależności tworzącego się układu, ukazuje wartką i delikatną a właśnie tworzącą się sieć powiązań między parą, rodzinami, gośćmi weselnymi o rozmaitym statusie. Często para płaci za siebie, bywa, że robią to rodzice, w wielu wypadkach tworzy się budżet, na który składają się para młoda i rodzice. Wesele zawsze było kosztowne, i tradycją można nazwać gromienie przesadnej wystawności. Konsultantka ślubna zapytana dziś o koszty bez wahania odpowie: Sky is the limit. Jan Słomka, opisując wPamiętniku włościanina wydawanie córek za mąż u progu XX w., podkreślał, że na pierwszym weselu, w 1891 r., jechało ze 40 fur i zabawa w karczmie trwała wówczas 4 dni. Wesele kosztowało ok. 5 tys. złotych reńskich i mimo skali wydatku i tak nie mógł ugościć wszystkich jak należy. Jedno z ostatnich wesel, jakie sprawił, w 1909 r., które trwało pół dnia i skupiło najbliższą rodzinę, Słomka komentuje: „Według mnie wesela im krótsze, tym lepsze, bo usuwa się przez to jedną z przyczyn, które chłopów rujnują i niszczą”.

Odpowiedź na pytania o to, ile i kto płaci za weselne święto, pozwala wejrzeć w zależności tworzącego się układu, ukazuje wartką i delikatną a właśnie tworzącą się sieć powiązań między parą, rodzinami, gośćmi weselnymi o rozmaitym statusie

A wesela królewskie? „Na ucztę weselną Władysława IV z Cecylią Renatą w roku 1637 zabito 40 tys. kogutów i kapłonów, 20 tys. gęsi, kilka setek wołów i różnego rodzaju dziczyzny oraz nieskończoną ilość ptactwa dzikiego (większość potraw jednak, jak się zdaje, rozkradziono, gdyż uczestnicy skarżyli się na braki!). Prócz mięs podawano potrawy z ryb, owoce, słodycze, ciasta, przede wszystkim zaś wielkie ilości alkoholu” – jak cytuje Maria Bogucka. Obfitość i nadmiar służyły, i nadal tak jest, różnym celom, m.in. obłaskawieniu przyszłości ofiarami, by różne bóstwa przychylnie potraktowały parę. Stąd biorą się góry jedzenia, rzeki alkoholu, bezlitosne dla ucha decybele sound systemów oraz ogromny wysiłek organizacyjny, który zakłada odwiedziny na targach ślubnych, a nawet wynajęcie konsultantki.

Wieczory kawalerskie, cieszące się społecznym przyzwoleniem na odstępstwa od obyczajowej normy, nie elektryzują tak otoczenia pary jak przebieg spotkania w kobiecym gronie

UCZUCIA TOWAREM

Zawiązywanie małżeństwa i okoliczności temu towarzyszące nie noszą znamion targu, jak jeszcze w XX w. chętnie podkreślały etnograficzne opisy, dodawano w nich, iż targu patriarchalnego. Zawieranie małżeństwa przez kupno – indoeuropejski schemat wymiany kobiet – należy do przeszłości. Kobiety, ciesząc się niezależnością finansową, samoświadomością swoich praw i podmiotowością, zmieniają charakter weselnego obrzędu. Z jednej strony autorem wizji wesela jest para, która ma określony gust oparty na konkretnej tradycji i kapitale kulturowym, możliwości finansowe i społeczne potrzeby, z drugiej strony na kształt wesela wpływ ma świat ekspertów, którzy żyją z usług świadczonych narzeczonym. Socjolożka Eva Illouz, rzeczniczka poddania refleksji, w jaki sposób zasady rynkowe wpływają na sferę prywatności, podsuwa pojęcie „kapitalizmu emocjonalnego”, a więc sytuacji gdy życie uczuciowe człowieka w kapitalizmie jest produktem. Wesele – święto wokół zawierania małżeństwa – wyrażać ma dziś indywidualny charakter pary. Ślubni konsumenci wybierają więc to, co zakomunikuje otoczeniu odrębność, ustanawiając własne, a nie jedno z wielu, miejsce w społecznej strukturze.

Fakt, że śluby i wesela mają w ogóle jeszcze miejsce, odsyła w stronę pytania, co dziś z sobą niesie to wydarzenie. Ta sama badaczka w niedawnym dialogu z Pascalem Brucknerem na łamach „Philosophie Magazine” akcentuje kategorię oddania jako tę, która pozwala wyjść z pola konsumpcji jako niewłaściwej perspektywy zawiązywania relacji międzyludzkich. I być może właśnie oddanie części siebie na rzecz drugiego jest elementem, jakiego warto poszukiwać we współczesnym weselnym obrzędzie – w tych wszystkich momentach, gdy romantyczna wizja wymaga kompromisu i dają o sobie znać jego konsekwencje. Przechodząc z poziomu zbiorowości na osobisty, możemy także posłużyć się tą myślą. Ponad pół wieku temu Denis de Rougemont widział w ideologii namiętności to, co niszczy małżeństwo, a wraz z nią: emancypację kobiet, popularyzację psychologii, odrzucenie reguł społecznych (majątkowych, konwenansów) służących dobieraniu par. Dziś Eva Illouz, przywołując jeden z sensów zawierania małżeństwa, jakim jest niemodne radykalne złączenie, zakładające oddanie i rezygnację ze swej odrębności, próbuje pozytywnie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ślubno-weselny rytuał jest wciąż tak ważny dla wielu.

EKSPERT OD SZCZĘŚCIA

Rodziny tworzymy na różne sposoby. Statystki pokazują, że rozwód dotyczy co czwartej pary. Konkubinat jako trwały format związku budzi coraz większe zaufanie i masowo się sprawdza, dodajmy, funkcjonował w czasach soboru trydenckiego jako małżeństwo per usus.

Biznes ślubno-weselny z roku na rok odczuwa skutki tych przemian, a także kryzysu gospodarczego ostatnich lat i demograficznego niżu. Eksperci rynku usług ślubnych, którym powierzamy tworzenie naszej pamięci (fotografia ślubna, film), odpowiadający za właściwą oprawę i atmosferę (konsultantki ślubne, florystki, fryzjerki, krawcowe), za samo spełnienie się wesela (kucharki i kucharze, muzycy i didżeje), wreszcie celebransi, wszyscy oni i wielu innych wykonują pracę na rzecz satysfakcji klientów, jakimi są państwo młodzi. W raporcie opisującym tworzący się rynek usług ślubnych w 2006 r. badaczki GfK Polonia, instytutu badań rynku i opinii, określały kierunek zmian np. poprzez rozwój usług specjalistycznych typu spa & wellness, turystyki poślubnej, usług bankowych. Wtedy pojawiały się w Polsce pierwsze agencje konsultantek ślubnych. Po 8 latach rynek okrzepł, remizy zmieniły się w domy weselne i powstały tysiące nowych miejsc gotowych podjąć weselnych gości, a wiele osób z grona wedding plannerów doświadcza dziś wypalenia zawodowego związanego z wysokimi kosztami emocjonalnymi tej profesji. Silne grupy zawodowe, jak fotografowie czy konsultanci ślubni, stowarzyszają się, formułują regulaminy swojego rzemiosła, wpływają na ustawodawstwo (jak inicjatywy Polskiego Stowarzyszenia Konsultantów Ślubnych w kierunku zmian zezwalających na śluby plenerowe).

Udzielający ślubów urzędnicy borykają się z rosnącymi wymaganiami wobec miejsca zawarcia małżeństwa, które na wzór obecny w komediach romantycznych, serialach albo chick lit, najlepiej aby było ogrodowym plenerem, do którego urzędnik musi przecież dotrzeć. Kościoły katolickie konkurują między sobą na reprezentacyjne lokalizacje, liczbę miejsc parkingowych, styl ewangelizacji. Także i tu jest wybór, który nie ogranicza się do kościoła parafialnego. Księża narzekają, że para najpierw szuka sali na przyjęcie, a następnie pod nią dopasowuje termin ślubu i kościół.

Przeobrażenia technologiczne przesunęły ofertę rejestracji wizualnej w wysoce profesjonalne rejony. Skumulowane doświadczenie usługodawców, pozostających w relacji komercyjnej wobec par młodych, domyka obraz ślubu i wesela jako przestrzeni konsumpcji – wypełnionej zakupionymi elementami wybranymi z wielu dostępnych. Na szeroki kadr weselny składają się zapożyczenia, lokalności, mody i dobre chęci. Ale jest to tylko jedna strona medalu. Druga, rzadziej oglądana czy uświadamiana, kieruje nas w stronę ślubno- -weselnego rytmu wydarzenia, jego prascenariusza. Oto jest para i są świadkowie w postaci orszaku, oto ogłaszają, że przeobrażają się w żonę i męża, przystają na zniesienie swej odrębności, dokonuje się scalenie. I to właśnie jest coś, co świętują na tak różne sposoby, scalenie, zdaniem Evy Illouz, jest wykroczeniem poza bieżący porządek naszych czasów.

OBRZĘDOWY FILM AKCJI

W zmieniającym się obliczu obrzędów weselnych i w ich rytualnym rdzeniu naszkicowany zostaje obraz przeobrażeń społecznych. Zawarcie ślubu i organizacja przyjęcia weselnego są dobrowolne, presja społeczna zmalała, tworzenie się wspólnoty danej pary zaczyna się dużo wcześniej niż w momencie wybrania opcji „pobieramy się”, a ważnym elementem tego procesu jest przedślubny konkubinat. Biesiadny aspekt wesela, spersonifikowana uczta, może być traktowany jako „manifestacja życia”, jego wymiar symboliczny oczywiście pozostaje w mocy, ale akcenty rozkładane są inaczej. Ślub i wesele po okresie narzeczeństwa pełniły i nadal pełnią funkcję obrzędów przejścia między dwiema sytuacjami egzystencji. Okres narzeczeństwa polegał na wyłączeniu jednostki z poprzedniego porządku, ale dzisiaj pary często decydują się tworzyć wspólnotę bez ślubno- -weselnego interwału. Czy zatem tak złożony rytuał jest nadal potrzebny? W wielu wypadkach nie. Sens ekonomiczny małżeństwa, który polega na wykupieniu panny młodej, już nie funkcjonuje jako jedyny możliwy i oczywisty w tej części świata, ba, czasem w ogóle jest niezrozumiały. Natkniemy się na niego w postaci żartu, cytatu. Pary, ciesząc się finansową autonomią, inaczej budują relacje rodzinne i społeczne w wymiarze ekonomicznym. Rytualizacja pojawia się w innych miejscach, np. w zmieniającym się wieczorze panieńskim, kiedy to panna młoda przemienia się w antypannę młodą; w regułach tworzenia wizualnej opowieści, np. w postaci obowiązkowej sesji plenerowej, w jej następstwie, czyli w rozprzestrzenianiu obrazów wraz z narracją, co utrwala pożądany społecznie przekaz.

Ślub, który w pewnym sensie jest burzeniem ustalonego porządku i wypracowaniem nowego, tworzy inny niż dotychczas repertuar rytuałów, których spełnienie zapewnia społeczny komfort. To para wybiera scenariusz, kierując się własną wyobraźnią, mniej lub bardziej rozbudowany, kosztowny, oryginalny, i tworzy spersonalizowaną wypowiedź w języku weselnej konwencji. Wesele jawi się jako działanie, którego sens jest i nie jest oczywisty. To sytuacja surrealna i tradycyjna, film akcji albo kino drogi, zresztą wszelkie gatunki filmowe wydobywają z weselnego święta jakieś jego oblicze. Najciekawsze jest jednak to, co, prócz zdjęć, po ślubie i weselu zostaje. Oby była to stałość w uczuciach.

MAGDALENA ZYCH – etnografka, antropolożka kultury, absolwentka UJ. W Muzeum Etnograficznym im. Seweryna Udzieli w Krakowie koordynuje projekty badawcze, m.in. Wesela 21. Współautorka i współredaktorka książki dzieło-działka. W Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ przygotowuje pracę doktorską o współczesnych kolekcjach etnograficznych. Publikowała w „Kontekstach”, „Autoportrecie”

Stare wino w nowych bukłakach

Sala weselna w Iławie przygotowana na przybycie pary młodej. Fotografia jest częścią cyklu „Stoły weselne” | FOT. PRZEMYSŁAW POKRYCKI

Trzeba brać pod uwagę nie tylko samo wesele, ale cały zestaw praktyk obrzędowych – pewne karleją, zanikają czy mocno się przekształcają, a ciężar niektórych przenosi się gdzie indziej, w sferę obrzędów ongiś pobocznych i dużo mniej ważnych

ZE ZBIGNIEWEM MIKOŁEJKĄ ROZMAWIA ELŻBIETA KOT

Po co nam dzisiaj wesele? Dlaczego ten obyczaj się utrzymuje, mimo iż podejście do małżeństwa i do rytuałów w ogóle tak się zmieniło? Już nie uważamy za konieczne zapewnienia sobie przychylności różnych mocy, często tradycję traktujemy jako zbędny balast, bo największą wartością we współczesnym świecie wydają się postęp i gotowość do zmian.

Zmieniło się i nie. Zawarcie małżeństwa to jednak – nadal – wejście w nowy etap życia. I muszą mu towarzyszyć pewne rytuały, które to podkreślają nie tylko symbolicznie – tzw. obrzędy przejścia. Nawet więc wówczas kiedy nowoczesne społeczeństwa niejako „wymywają” je ze swojego oficjalnego istnienia, owe rytuały stają się dziką, alternatywną obrzędowością. Nie tak otwarcie i wyraźnie dotyczy to wesela, które raczej się prywatyzuje, a nie dziczeje, lecz bardziej np. wchodzenia w dojrzałość. Obserwujemy więc dziś dzikie, najeżone często przemocą formy inicjacji młodzieży, budowane samorzutnie i poza kontrolą społeczną: bo zabraliśmy jej tradycyjne formy inicjacyjne – matura nic nie znaczy, nie ma obowiązku służby wojskowej. Wszystkie rytuały przejścia muszą być przy tym na swój sposób brutalne i bolesne, także wesele, a dzisiejsza oficjalna kultura tego bardzo nie lubi. Jest w końcu kulturą, którą w znacznym stopniu włada imperatyw przyjemności. A zatem – idąc dalej – nie może być rytualnej pustki: rytuał może się, i owszem, przekształcać, przenosić w inne obszary i obrastać w dodatkowe znaczenia, ale w tych węzłowych momentach ludzkiego życia, w momentach przejścia on się zawsze będzie ujawniał.

Ale czy ślub rzeczywiście jest nadal takim węzłowym momentem, skoro coraz więcej par mieszka ze sobą już wcześniej, często mają dzieci? Właściwie po ślubie nic się nie zmienia.

Żyjemy – chcemy tego czy nie – nie tylko w porządku materialnym i naturalnym, ale także i symbolicznym. Inaczej żylibyśmy życiem zwierzęcym. Zresztą świat zwierzęcy też jest nacechowany rytualizmami. W przypadkach zatem, o których Pani mówi, następuje tylko prywatyzacja rytuału i inne czynności zastępują wesele – np. wprowadzenie się jednej osoby do drugiej, któremu na ogół towarzyszą, chociażby skąpe, chociażby szczątkowe, zachowania symboliczne.

Wzięcie wspólnego kredytu…

Tak, bo to wiąże się z manifestacją pewnej siły, w tym wypadku materialnej, którą w rytuałach przejścia trzeba ujawnić. Tym właśnie był np. zwyczaj potlaczu, czyli manifestacji swojej mocy – fizycznej, duchowej – przez materialne wydatki (w kulturach miewa i miewało to różne formy, np. rozpasanego obrzędowego obżarstwa czy opilstwa, palenia pieniędzy i niszczenia rzeczy, polskiej zasady „zastaw się, a postaw się” itd.). Rytuały na ogół wiążą się zarazem z założeniem czegoś, z przejściem z jednej postaci istnienia w społeczności do drugiej. I trzeba dać jej także podstawy materialne. Jeśli chodzi o tradycyjne wesela, znane nam chociażby z opisu Reymonta – który moim zdaniem był zresztą najwybitniejszym socjologiem wsi polskiej – nie nastąpiła tutaj szczególna zmiana. Oczywiście zamiast ziemi, pierzyny i krowy dostaje się dziś od rodziców pieniądze na założenie nowego życia. Mimo więc że życie seksualne zaczyna się dziś grubo przed ślubem, to jednak zawarcie małżeństwa to ciągle jeszcze nowa kondycja, zwłaszcza ważna dla kobiet. I mimo emancypacji kobiet założenie gniazda ciągle się liczy. A zatem w pewnym tylko przebraniu pojawiają się stare wątki ekonomiczne – np. poprzez kupowanie tańca z panną młodą czy zbieranie pieniędzy przez młodą parę. Aluzje natury erotycznej nadal są też obecne, jak na dawnych weseliskach. Krótko mówiąc, zmienia się tylko naskórek, skóra już znacznie słabiej, a miąższ tego „czerwonego jabłuszka przekrojonego na krzyż” – żeby nawiązać do starej piosenki ludowej o erotycznym podtekście – zostaje niezmieniony.

Czy rzeczywiście te zmiany są jedynie powierzchowne? Kiedyś zawierało się związek małżeński z przyczyn społecznych, kulturowych i ekonomicznych. Obecnie mówi się o miłości jako jedynym powodzie, dla którego ludzie się pobierają. To jednak istotna zmiana. Skąd ona się wzięła?

Stąd, że przestały istnieć tradycyjne społeczeństwa z przypisaną im odwieczną i ustaloną hierarchią, społeczności zamknięte, rządzące się swoimi prawami, gdzie role były z góry rozdane i trudno było poza nie wykroczyć.

Nie może być rytualnej pustki: rytuał może się, i owszem, przekształcać, przenosić w inne obszary i obrastać w dodatkowe znaczenia, ale w tych węzłowych momentach ludzkiego życia, w momentach przejścia on się zawsze będzie ujawniał— Zbigniew Mikołejko

Przez całe wieki zbytnia miłość między narzeczonymi była wręcz niewskazana, jako coś, co mogło w przyszłości zdestabilizować związek. Pożądana była wzajemna sympatia albo nawet obojętność. Dziś to nie do pomyślenia.

Moim zdaniem rola uczucia jest współcześnie przeceniana w publicznej opowieści. Często bowiem i za dzisiejszymi związkami wcale nie stoi uczucie, ale zupełnie inne rzeczy, chociażby pociąg fizyczny, który sublimuje się – nierzadko po faryzejsku – w pojęciu miłości. I czynniki ekonomiczne oraz inne oznaki statusu ciągle odgrywają ważną rolę. Gdy czyta się chociażby odpowiedzi kobiet w ankietach na temat ideału mężczyzny, padają zdania, że musi być wykształcony, aktywny, a zatem w domyśle: musi utrzymać rodzinę. I wcale nie słyszymy, że miłość jest najważniejsza. Nie wykluczam oczywiście, że wiele związków opiera się głównie na uczuciu, ale nie jest to uczucie tak subtelne i tak romantyczne, jak by się mogło wydawać.

Czyli zasadnicze powody, dla których ludzie się pobierają, się nie zmieniły?

Zmienił się sposób mówienia o nich. Jest taka zapomniana książka Ajschylos i Ateny George’a Thompsona – etnografa, antropologa, marksisty, która pokazuje, że to wcale nie małżeństwo wymaga pewnych form ekonomicznych, ale odwrotnie: pewne formy życia ekonomicznego wymagają małżeństwa o odpowiedniej formie – matrylinearnej, patrylinearnej, patrylokalnej, matrylokalnej, poliandrii, poligamii, monogamii, związków trwałych, przejściowych itd. Coś w tym jest. Być może zatem liczba małżeństw spada nie dlatego, że – jak powiada się banalnie i niczego nie tłumacząc – obyczaje się zmieniły, tylko dlatego, że z powodów ekonomicznych i za sprawą globalizacji świata, zatem jego większej otwartości i głębszego uniwersalizmu, jesteśmy bardziej ruchliwi, a małżeństwo i tradycyjna rodzina jednak na swój sposób unieruchamiają, przywiązują do miejsca. Współczesny człowiek Zachodu chce się przecież przemieszczać, nastawiony jest na przelotne, nietrwałe doznania, często, jak mówi Zygmunt Bauman, najbliższa mu jest „kondycja turysty” – w związku z tym zmienia też po drodze partnerów, a relacje, w które wchodzi, są ciągle nowe i nie mają trwałego wiązania.

À propos ruchliwości – Anna Zadrożyńska w książce Światy, zaświaty. O tradycji świętowań w Polsce pisze, że cały obrzęd wesela i rozmaite role sztywno przypisane różnym jego uczestnikom miały jeden zasadniczy cel – zniesienie obcości między dwiema rodzinami. To się np. wyrażało w tańcu panny młodej, która wcale nie tańczyła najpierw z mężem, ale ze starostą weselnym, potem z drużbami, by dopiero na końcu trafić w ramiona męża. Podobną funkcję pełniły swaty. Być może współcześnie rytuał się zmienił albo pozostał w szczątkowej formie, bo te zabiegi stały się bezprzedmiotowe, ponieważ małżeństwa zawiera się nie z członkami własnej niewielkiej społeczności, lecz z osobami z drugiego końca kraju, a czasem i świata. Zniesienie dystansu jest więc niemożliwe.

Prof. Zadrożyńska ma, owszem, rację. Ale nie tylko o to chodziło. Taniec jest bowiem w tym wypadku odpowiednikiem i „następcą” dawnego archaicznego, obrzędowego rozkiełznania. Pojawił się on zatem późno, w wyniku chrystianizacji – jako chrześcijański odpowiednik, jak można się domyślać, dawnego rytuału płodności: kopulacji innych mężczyzn, wedle określonego porządku społecznego, wedle ustalonej hierarchii, z panną młodą. Chodziło też i o zmazę, jaką symbolicznie łączono z aktem defloracji, i o zapobieżenie sprowokowanemu przez ten akt nieszczęściu, które tym sposobem nie gromadziło się jakby nad jednym mężczyzną, panem młodym, lecz niejako „rozmywało” pośród wspólnoty. Wiadomo przy tym – z opisu pewnego arabskiego podróżnika – że podobny rytuał kopulacyjny towarzyszył starosłowiańskim (staroruskim?) pogrzebom, które były swoistym „rewersem” zaślubin, uwieńczonym śmiercią „oblubienicy” zmarłego, czyli którejś z jego nałożnic, wybranej do tego, by podążyć za nim w zaświaty. To jedno. Drugą istotną sprawą jest natomiast forma życia rodzinnego, praktykowana w dzisiejszym zachodnim świecie, do którego przecież należy i Polska. Dawniej zatem chodziło o duże, wielopokoleniowe gromady, które nadto budowały poprzez małżeństwa więzi natury gospodarczej, kulturowej czy politycznej. Dziś mamy do czynienia z „rodzinami nuklearnymi” – niewielkimi, jedno- czy najwyżej dwupokoleniowymi. Na dodatek w II połowie XX stulecia – to zasadniczy przełom w dziejach ludzkości – świat nasz przestał być światem wiejskim, opartym na gospodarce rolnej i przypisanej mu kumulacji zasobów (ziemi i rąk do pracy). I w zurbanizowanym świecie dzisiejszym kumulacja dóbr materialnych czy kulturowych nie łączy się już z koniecznością budowania tego rodzaju więzi, tego typu statycznej wspólnoty, o którym Pani mówi. Pieniądz, a on dzisiaj, nie ziemia, stanowi materialną podstawę wszelkiego życia, także życia rodzinnego, nie ma na dobrą sprawę ojczyzny, nie ma tożsamości, nie przynależy do żadnego miejsca ani kultury. Jest ruchliwy, nawet drastycznie ruchliwy – a na dodatek, nie przypadkiem przecież, coraz bardziej symboliczny, coraz bardziej „wirtualny”, „nierzeczywisty”. No i wreszcie świat dzisiejszy to ogromne uwolnienie indywidualnej podmiotowości, wyzwolenie jej – na dobre i na złe – z oków tradycyjnej wspólnoty, od zasad życia i wyznaczników tożsamości określanych i reglamentowanych przez zbiorowość. Nie żenią się więc ze sobą i nie muszą się bratać wspólnoty, lecz osoby.

Czy dowodem na ową trwałość rytuału, o której Pan mówił, jest to, że ludzie słabo lub wcale niezwiązani z Kościołem decydują się na ślub kościelny i wesele? Świadczyłoby to nie tylko o poddaniu się naciskom rodziny lub poszukiwaniu decorum, ale też o głębszej potrzebie metafizycznej.

Tak, o tęsknocie za tym, aby jednak ten moment był mocniej symbolicznie zaznaczony, aby zakorzeniał się jednak jakoś – mimo tych przemian, o jakich staram się Pani opowiedzieć – w jakimś szerszym i przerastającym jednostkową egzystencję porządku. Metafizycznym, kulturowym, społecznym. Trzeba przy tym podkreślić, że rytuały kościelne stają się coraz bardziej puste, mają coraz bardziej formalny charakter. Ale im też nadal towarzyszy jakaś praktyka inicjacyjna, bo są przecież nauki przedmałżeńskie, które są zamknięte, niewtajemniczony tam nie wejdzie. Zatem Kościół także jest podporządkowany pewnej archaicznej praxis, podobnie jak