Między nami miłość. Tom 3: Nierozłączni - Katarzyna Mak - ebook + audiobook

Między nami miłość. Tom 3: Nierozłączni ebook i audiobook

Katarzyna Mak

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zapytani o definicję miłości często odpowiadamy, że to najpiękniejsze i najbardziej niewiarygodne uczucie, które bez naszego przyzwolenia może zawładnąć naszym sercem. Trzeba jednak pamiętać, że nie wiążą się z tym tylko uniesienia na miarę Mount Everestu czy same przyjemności…

Miłość, która połączyła Antka i Mię, zachwyca niczym ukwiecona łąka latem. Jednak uczucie tych dwojga zupełnie jak płatki polnych kwiatów może mieć również krótki termin ważności. Kiedy tylko pojawiają się pierwsze problemy, pozornie silne i niezachwiane fundamenty nagle mogą runąć jak domek z kart. Mia po raz kolejny zmierzy się z własnymi słabościami, próbując poradzić sobie z rozczarowaniem, kłamstwem, a w efekcie złamanym sercem. Czy wybaczy zdradę i niedomówienia, które z dnia na dzień spadną na jej wątłe ramiona, nie pozostawiając cienia nadziei na lepsze jutro? Antek znów zostanie wystawiony na próbę i tym razem wszystko wskazuje na to, że nie będzie w stanie udźwignąć nadmiaru emocji, które nim zawładną. Czy zdoła wybaczyć ukochanej kobiecie to jedno zdanie, którego nie spodziewał się usłyszeć z jej ust: „Już cię nie kocham”?

Para znana z dwóch poprzednich części cyklu Między nami miłość (Niepokorna i Nieuchwytny) będzie musiała udowodnić, że rzeczywiście są… nierozłączni i nie umieją bez siebie żyć. Czy nie wyrzekną się miłości w imię urażonej dumy, braku zaufania lub miłosnego zawodu, który być może okaże się podłą intrygą? Czy Mia zdoła wybaczyć Antkowi jego chwile słabości, a on zapomni jej brak wiary, który w istocie doprowadził do rozpadu ich związku? Czy znajdą lekarstwo na małżeńskie problemy i uda im się uratować niepowtarzalny związek, który z takim zaangażowanie budowali?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 43 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel, Konrad Biel

Oceny
4,5 (164 oceny)
106
36
15
5
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dagmara73

Dobrze spędzony czas

ok
00
jendza1

Dobrze spędzony czas

Książka fajna,godna polecenia.Natomiast pani lektor i jej głos z brzydką manierą sprawia że audiobook traci swoją atrakcyjność.Poprzednie części czytał kto inny i w mojej ocenie wyszło to dużo lepiej.
00
Bozenka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam Bożenka 2022.
00
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Wszystkie 3 części super ! Polecam !
00
beatka1313
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam. Warto przeczytać.
00

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Maksym Leki, Ewa Leśny

Fotografia na okładce

© Alex Gukalov, Meranna, Photographee.eu|shutterstock.com

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Damian Walasek

Opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2020

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

www.dictum.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019

tekst © Katarzyna Mak

ISBN 978-83-7835-765-0

Trudno tak razem być nam ze sobą,

bez siebie nie jest lżej…

Lecz trzeba nam…

trzeba dbać o tę miłość.

Nie wolno stracić jej,

nam nie wolno stracić jej…

Edyta Bartosiewicz, Krzysztof Krawczyk

Tę książkę dedykuję wszystkim tym,

którzy pomimo przeciwności losu,

nie zważając na konsekwencje,

kochają najszczerszą miłością…

Prolog

Spojrzał na mnie, a potem znów na nią, zupełnie jakby od nas obu oczekiwał wyjaśnień. Otworzyłam usta i pewnie wyglądałam jak świąteczny karp, łapiący powietrze na zapas, bo naraz zabrakło mi słów. Nie byłam gotowa na taką konfrontację. On też nie był! Myślałam, że sytuacja jest dramatyczna, ale wkrótce okazało się, że może być jeszcze gorzej… Antek chwycił się za głowę i padł na kolana. Na złamanie karku wypadłam z auta i doskoczyłam do niego. Przerażał mnie ten widok, bo Antek miał zamknięte oczy, a jego ręce bezwładnie opadły mu na uda.

– Antek, Antek… – piszczałam bezradnie.

Nie wiedząc, co robić, drżącymi i zziębniętymi palcami dotknęłam jego policzka i się rozpłakałam. Na szczęście to sprawiło, że otworzył oczy i choć patrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem, poczułam ulgę, że żyje.

– Powiedz, że nic ci nie jest – chlipałam, wciąż muskając dłonią jego porośniętą całodniowym zarostem mocno zaciśniętą szczękę.

Agata stała bez ruchu kilka metrów dalej i ani drgnęła. Czy tak zachowuje się kochająca narzeczona? Przyglądała się nam jakby z odrazą, ale nie obchodziło mnie to. Liczył się tylko on i to, że właśnie stałam się naocznym świadkiem tego, jak zły był stan jego zdrowia. Antek wciąż nie był gotowy na prawdę, nadal nie mógł poznać swojej przeszłości. „A może już nawet nigdy nie będzie…” – pomyślałam z żalem, który właśnie miażdżył mi serce. Wstałam więc z kolan, pomagając podnieść się jemu. Przyjął moją dłoń niechętnie, zupełnie jakby i mnie nie ufał. Dlatego nie miałam więcej odwagi, by patrzeć mu w oczy. Odwróciłam się więc na pięcie i podeszłam do Agaty.

– Wolę nie mieć go wcale, niż sprawić, aby gasł na moich oczach – wyszeptałam, a potem…

…poderwałam się z poduszki. To tylko sen! Paskudny sen i jeszcze gorsza przeszłość, o której należy już teraz zapomnieć…

On

Spacer po Krupówkach, kończący wypad nad Morskie Oko, które pomimo zimy i panującej zewsząd niskiej temperatury usiane milionem gwiazd, migoczących w jego wyjątkowo spokojnej, skutej srebrzystą warstwą lodu tafli, wyglądało bajecznie, uznałem za miłe zwieńczenie kończącego się dnia. Być może moja żona nie była tego samego zdania, gdyż wciąż słabo znosiła te niskie temperatury panujące o tej porze roku w Polsce i pewnie wolałaby teraz wylegiwać się w palącym słońcu na jednej z plaż Hiszpanii. Jednak musiałem przyznać, że znosiła to dzielnie. Podziwiałem ją za to. Zwłaszcza mając świadomość, ile przeze mnie wycierpiała…

Mógłbym tak na nią patrzeć nieustannie. Jak podczas naszego ostatniego spaceru urokliwymi uliczkami Zakopanego, gdy w jej ciemnych oczach żarzyły się światła mijanych ulicznych latarni, uśmiech księżyca czy blask migoczących gwiazd. Czy nawet godzinami wpatrywać się w jej słodko zaspane oblicze, kiedy zmęczona po całym dniu pieszych wędrówek usnęła na moim ramieniu, jak właśnie w tejchwili. Może to głupie, ale może po tych wszystkich traumatycznych wydarzeniach, które omal nie zniszczyły naszego szczęścia, zwyczajnie bałem się zasnąć, zupełnie jakbym lękał się, że obudzę się, a jej nie będzie obok mnie. Dlatego choć Mia była tak blisko, wtulona we mnie, wciąż zerkałem na nią z uwielbieniem, jakbym widział taki cud po raz pierwszy, i z przerażeniem jednocześnie, że mogę ją widzieć po raz ostatni.

Wmawiałem sobie, że mój lęk powodowany jest jedynie traumą, jaka pewnie jeszcze długo będzie ciągnąć się za nami po tym, co nas spotkało, lecz wciąż coś z tyłu głowy szeptało mi, jak bardzo się oszukuję. Agata wyraźnie coś kombinowała. Nie wiedziałem, co tym razem wymyśliła ta szalona kobieta, ale byłem pewien, że i teraz tak łatwo nie odpuści. Już wcześniej udowodniła, do czego jest zdolna…

– Dlaczego nie śpisz? – Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej żony, która leniwie uniosła ciężkie od snu powieki.

– Wolę patrzeć na ciebie – odparłem i cmoknąłem ją w czubek nosa, który pod wpływem tej pieszczoty zmarszczyła uroczo.

Wtedy też odnalazła moje usta i złożyła na nich pocałunek, niewinny, subtelny, ale również pełen obietnic. Oddałem jej go i choć grzechem było ją w tej chwili rozbudzać, znów zapragnąłem jej tak bardzo, że natychmiast przystąpiłem do pieszczot, na które Mia ostatnio reagowała bardziej entuzjastycznie. Odnalazłem jej piersi, które pod wpływem dotyku moich palców stwardniały natychmiast. Drażniłem je, stymulowałem brodawki, które napinały się pod moimi dłońmi, a następnie moje ręce powędrowały niżej. Na chwilę zatrzymałem je w okolicy pępka, a jej oddech już stał się płytki. Kiedy dotarłem jedną dłonią do sklepienia jej ud, poczułem, że drżały niecierpliwie. Moja kobieta niezmiennie reaguje na mnie w tak osobliwy sposób, co momentalnie doprowadza mnie niemal do szaleństwa. Syciłem się więc jeszcze przez moment tą cudowną chwilą, rozkoszując się jej gotowością, cichymi jękami, które raz po raz wydobywały się z jej ust.

– Kochaj mnie – wyszeptała wówczas schrypniętym głosem, przepełnionym dobrze mi znanymi, tak uwielbianymi przeze mnie emocjami.

– Kocham – odparłem szybko.

Nie czekając dłużej, znalazłem się nad nią, a właściwie na niej, w niej… Kochałem ją tak, jak lubiła – niespiesznie, namiętnie, okrywając pocałunkami jej spocone ciało. Była moja, tylko moja…

Ona

Za oknem już świtało, więc teraz to ja przyglądałam się śpiącemu obok mnie Antkowi. Od kilku dni mój świeżo upieczony mąż nie sypiał najlepiej, choć pytany przeze mnie, co jest tego powodem, oczywiście wszystkiemu stanowczo zaprzeczał. Wyraźnie unikał tematu, zupełnie jakby czegoś się obawiał. Czasem też zwodził mnie, że nie może spać, bo wciąż ma na mnie ochotę, co nieustannie mi udowadniał i doprawdy szalenie mi tym schlebiał, ale wiedziałam, że nie był ze mną do końca szczery. Wyraźnie widziałam, że coś go trapiło. Nie chciałabym pisać czarnych scenariuszy i czegoś sobie roić w głowie, ale podejrzewałam, że to coś poważnego, skoro Antek zachowywał się tak dziwnie. Zaczęłam się też niepokoić o jego stan zdrowia, choć w zasadzie chyba nie powinnam, bo mój ukochany wyglądał na zupełnie zdrowego i funkcjonował całkiem normalnie, oczywiście nie uwzględniając tej bezsenności. No i może jeszcze był czasem lekko podenerwowany… rzucał ukradkowe spojrzenia, ilekroć boy zapukał do naszych drzwi bądź kiedy zza okna dobiegł warkot sportowego samochodu któregoś z gości. Może dramatyzowałam, przesadnie analizując każdy jego gest, ale tak bardzo boję się znów go stracić…

Zsunęłam z siebie rękę męża, którą ciasno obejmował mnie niemal przez całą noc, próbując się wymknąć. Nie chciałam go budzić, ale byłam bardzo głodna, a w dodatku pilnie potrzebowałam skorzystać z łazienki. Jednak Antek momentalnie otworzył oczy i przez moment sprawiając wrażenie zdezorientowanego, nadal mnie przytrzymywał.

– Muszę siku – skwitowałam więc, na co z jego oczu natychmiast zniknął cały ten niepokój, który przez ułamek sekundy obnażał stan jego ducha. – Nie obawiaj się, nie zamierzam uciekać – dodałam, cmokając go.

– I tak znalazłbym cię wszędzie, nawet na krańcu świata – odparł, już bardziej przytomnie.

Zaśmiałam się cicho. To było naprawdę miłe i szalenie urocze słyszeć to z ust świeżo upieczonego małżonka.

Po wyjściu z toalety, w której z niewiadomych powodów ostatnio spędzam znacznie więcej czasu niż dotychczas, zastałam go obok wózka, którym obsługa przywiozła nam śniadanie. Antek nie był zupełnie nagi, bo miał na sobie bokserki, a jednak nawidokjego skąpo odzianego ciała poczułam te znajome dreszcze w podbrzuszu.

– Nawet o tym nie myśl! – Pogroził mi palcem, prawdopodobnie dostrzegając moje wygłodniałe spojrzenie. – Najpierw śniadanie – nakazał, a następnie podszedł do mnie tak szybko, że zakręciło mi się w głowie. – Wszystko w porządku? – zapytał, obejmując mnie w talii.

Kiwnęłam tylko głową, bo jego bliskość wciąż mnie rozpraszała. Głośno przełknęłam ślinę, gdyż moja wyobraźnia natychmiast poszybowała w rejony odległe od spokojnego spożywania posiłku, choć od biedy można był to podciągnąć pod konsumpcję… Po raz kolejny nie umknęło to jego uwagi.

– Najpierw śniadanie – upierał się. – Zmizerniałaś ostatnio. Chyba rzeczywiście głupim pomysłem było cię zabierać zimą w góry – dodał z przejęciem w głosie.

– Nic mi nie jest – odpowiedziałam, siląc się na uśmiech.

W zasadzie naprawdę nie czułam się najgorzej. Czasem tylko miewałam takie stany apatii, jakby nasilonej senności, ale uznałam, że to normalne. Przecież od dziecka wychowywałam się w słonecznej Hiszpanii, a tymczasem ten utrzymujący się siarczysty mróz czy nazbyt rześkie powietrze mogły we mnie wywoływać reakcję podobną do snu zimowego u niedźwiedzia. Słyszałam o tym ostatnio od jednego z baców, kiedy przechadzaliśmy się po Gubałówce i muszę przyznać, że projekt przespania całej zimy bardzo mi się spodobał. Kiedyś z tatą często wyjeżdżaliśmy w grudniu czy w styczniu do Costa del Sol, gdzie mogłam się wówczas przechadzać w letnich sukienkach. W Barcelonie potrafiło być w zimie kilkanaście stopni, ale na plusie, a nie jak tutaj, w Polsce, dużo poniżej zera.

– Śniadanie! – Antek dał mi lekkiego klapsa w nagi pośladek, kiedy po raz kolejny próbowałam postawić na swoim.

– Jesteś gorszym uparciuchem ode mnie! – Udawałam nadąsaną.

– Dla twojego dobra – odparł, a następnie niemal siłą wcisnął mnie w puszysty szlafrok i posadził na łóżku, obok małego stoliczka po brzegi zastawionego jedzeniem.

Już chciałam protestować, używając trochę głupiego argumentu, że w tym „miśku” będzie mi za gorąco, ale pewnie nie dałby się nabrać raz jeszcze na ten sam numer, bo przecież ostatnio stale słyszał ode mnie, jak tu zimno i jak bardzo brakuje mi palącego hiszpańskiego słońca. Postanowiłam więc dać mu tę satysfakcję i pozwolić mu wierzyć, że się poddaję. Prawda jednak była taka, że musiałam się zmusić, żeby cokolwiek przełknąć, bo naglestraciłamapetyt. Coś dziwnego ostatnio działo się ze mną, ale szybko uznałam, że za taki stan rzeczy odpowiedzialne są zima i mróz za oknem, do którego nadal nie umiałam przywyknąć.

Tymczasem potulnie jadłam wszystko, co nałożył mi na talerz, choć w istocie najadłyby się tym co najmniej dwie osoby, ku ścisłości – dwóch rosłych mężczyzn. Jajka na bekonie, chrupiące rogaliki z masłem i wędzone oscypki z konfiturą żurawinową. Do tego wypiłam niemal dwa kubki kakao i czułam, że za chwilę pęknę. A jeszcze kilka minut wcześniej zdawało mi się, że nie jestem głodna. Moje zmienne, dość nietypowe zachowanie w tej właśnie chwili mogłam przyrównać do pociągu towarowego, który ociężale rusza ze stacji, by raptem nabrać niewiarygodnego pędu. Zupełnie nie pojmowałam własnych reakcji…

– No widzisz, a upierałaś się, że nie jesteś głodna – odezwał się nagle mój mąż, który już od jakiegoś czasu przyglądał mi się z szelmowskim błyskiem w oku.

– Wcale nie upierałam się, że nie jestem głodna – powiedziałam, przeżuwając przyjemnie skrzypiący pod zębami owczy ser. – Po prostu miałam ochotę na deser jeszcze przed śniadaniem – droczyłam się z nim, oblizując ociekające dżemem palce.

– Czy to oznacza, że już przeszła ci na niego ochota?

– Całkiem możliwe – mruknęłam, udając, że jest mi gorąco, więc lekko rozchyliłam poły szlafroka, wachlując się przy tym nieznacznie dla podsycenia atmosfery.

Teraz to on głośno przełykał ślinę, co cholernie mnie kręciło.

– A może pozwolisz, że sam sprawdzę to dokładniej?

– To bardzo niegrzeczne przeszkadzać komuś podczas posiłku. – Zaśmiałam się lekko, a dżem kapnął mi na dekolt.

Tyle wystarczyło, by Antek natychmiast znalazł się obok. Szybko oblizał mi palce z resztek słodkiego musu, po czym, nie czekając na moje przyzwolenie, rozwiązał pasek szlafroka i niezwłocznie zsunął go z moich ramion. Moje serce natychmiast przyspieszyło, oddech stał się płytki, a powieki nieznacznie się przymknęły. Wtedy jego wargi znalazły się w miejscu, gdzie jeszcze sekundę temu kapnęła mi kropelka dżemu. Z moich ust natychmiast wydobył się cichy jęk, który działał na mego męża jak żaden inny dźwięk. Natychmiast pozbył się szlafroka, który wcześniej sam na mnie siłą wpakował, i nie przestając całować piersi, zaczął mnie pieścić w miejscu, które już tylko pod wpływem jego pożądliwego spojrzenia stało się wilgotne. Następnie zjechał ustami pomiędzy moje uda, drżące w oczekiwaniu na ekstazę, której zwyczajnie już nie mogłam się doczekać. Całował mnie, dotykał, stymulował palcami, a ja wiłam się pod nim, chcąc już całego go poczuć w sobie.

– Proszę… – jęknęłam zmienionym głosem, który zdawał się nie należeć do mnie.

Uśmiechnął się wówczas, a następnie z impetem wszedł we mnie i zastygł na moment bardzo głęboko. Czułam rozchodzące się po moim ciele przyjemne dreszcze, mrowienie we wszystkich kończynach, przyjemny prąd rozchodzący się wzdłuż mojego kręgosłupa, a po chwili rozpadłam się na milion małych kawałków…

On

Mia już czwarty raz musiała skorzystać z toalety. Było jej niedobrze, a ja podejrzewałem, że przeze mnie tak się czuła – przecież wciskałem w nią te wszystkie góralskie specjały. Jednak, dzięki Bogu, ani razu nie zwymiotowała i zapewniała, że z każdą chwilą wszystko zaczyna wracać do normy, comnie nieco uspokoiło, bo jakoś nie wyobrażałem sobie dodatkowych postojów, gdy jeszcze przyjdzie się nam zmierzyć z korkiem na zakopiance.

I wówczas zadzwonił Daniel. Niechętnie, ale jednak odebrałem. Znowu węszyłem jakieś kłopoty.

– No co tym razem się stało? – zapytałem wprost.

– Też miło mi cię słyszeć – doszedł mnie lekko poirytowany głos mego przyjaciela.

To w zasadzie było trochę dziwne, bo Daniel na ogół nie przywiązywał wagi do takich „pierdół”, jak sam miał w zwyczaju nazywać te wszystkie grzecznościowe zwroty.

– Mam nadzieję, że niebawem wracacie, bo tu istny cyrk zaczyna się robić.

– Jest aż tak źle? – Wciąż miałem nadzieję, że chodzi mu głównie o pracę albo raczej jej chwilowy brak, gdyż zima w świecie budowlanki to był swoisty „sezon ogórkowy”.

– Słuchaj, stary… – Już sam ten zwrot powodował, że miałem ochotę zakończyć tę rozmowę, zanim się w ogóle zaczęła, gdyż wiedziałem, że zazwyczaj znaczył on tylko jedno – kłopoty.

– Przejdźże wreszcie do rzeczy, póki Mia jest w łazience.

– Agata szaleje – wydusił z siebie wreszcie. – Twoja zmiana numeru telefonu tylko ją rozsierdziła. Wiesz, że ostatnio zaczaiła się na moją Patrycję i od niej próbowała wyciągnąć namiary na ciebie? A kiedy moja dziewczyna jakoś zdołała ją przekonać, że nie posiada twojego numeru, tamta naskoczyła na nią, żeby zatem dała jej kontakt do Mii.

– Chyba jej nie dała tego numeru?!

– Nie. Spławiła ją jakoś, ale…

– Słuchaj, muszę kończyć – powiedziałem nagle, gdyż dostrzegłem kątem oka postać mojej żony, podążającej w moim kierunku. – Porozmawiamy o tym, jak wrócimy.

– Ale Antek…

– Na razie, stary.

– To był Daniel? – zapytała Mia i patrzyła na mnie jakoś bardziej podejrzliwie.

Być może z obawy, że coś usłyszała z naszej rozmowy, a może ze zwykłego, choć nie do końca wytłumaczalnego strachu, który nie opuszczał mnie od kilku dni, ale chyba dopatrywałem się w swej żonie jakiejś wyostrzonej wnikliwości.

– Tak. – Kiwnąłem głową.

– Macie jakieś kłopoty w pracy? – zapytała, siadając mi na kolanach. – Bo wyglądasz na zmartwionego.

– Nie martw się tym. Wkrótce sam się wszystkim zajmę i doprowadzę sprawy do końca.

– A więc są jakieś SPRAWY? To coś poważnego? – dopytywała, wpatrując mi się w oczy, jakby coś podejrzewała, a ja wolałem, by sekret jak najdłużej pozostał… w sekrecie.

– Naprawdę nie masz się czym martwić – powiedziałem wówczas i nawet uśmiechnąłem się lekko, choć na samą myśl o tym, co mogło mnie czekać po powrocie, robiło mi się nieprzyjemniezimno. – To co? Gotowa na powrót do naszego domu?

Tylko skinęła głową i przytuliła się do mnie, zupełnie jakby naraz, pomimo że wcześniej wciąż narzekała na chłód panujący w Tatrach, nie chciała stąd wyjeżdżać.

Ona

We Wrocławiu też nie było najlepiej. Wszędzie zalegał zmarznięty śnieg, zgarnięty z ulic aż pod same chodniki. Nie było jednak tak urokliwie jak w Zakopanem, bo zaspy zdecydowanie nie były białe i nie iskrzyły się malowniczo w słońcu, tylko przypominały raczej hałdy. W takich chwilach, mając przed oczyma tak ponuro wyglądający obraz, zaczęłam powątpiewać, czy kiedykolwiek przywyknę do tego klimatu, który był tak różny od tego, w którym się wychowywałam. I choć byłam u boku mężczyzny, którego kocham nad życie, w ciepłym domu, który już zawsze będzie mi się kojarzył z naszą miłością, tęskniłam za Barceloną, za słońcem, ciepłymi, przepełnionymi po brzegi turystami plażami. Tęskniłam za ojcem i wszystkim, co mi go przypominało…

– Może zaczekasz na mnie i pójdziemy tam razem? – zapytał mnie Antek, kiedy szykowałam się do wyjścia. – Załatwię tylko tę jedną sprawę i wrócę tu po ciebie, a potem pojedziemy na cmentarz razem, co ty na to?

– Nie martw się o mnie. – Cmoknęłam go w policzek. – Nie chcę, żebyś po nocy jeździł w tak niekorzystnych warunkach. Dlatego jeśli teraz zabiorę się z tobą, to oboje wrócimy do domu przed zmierzchem.

Musiałam być przekonująca, gdyż już nie spierał się ze mną, co jeszcze w Zakopanem zdarzało mu się dość często, ale i nie wyglądał na zachwyconego, co już cieszyło mnie znacznie mniej. Zupełnie nie wiedziałam, dlaczego tak się upierał i starał się nie odstępować mnie na krok. Przecież już nieraz chadzałam sama na cmentarz, szczególnie wtedy, kiedy po jego odejściu i całej tej nieszczęsnej historii z niepamięcią czułam się okrutnie samotna i potrzebowałam wyżalić się rodzicom.

– Jedziemy? – spytałam jeszcze, na co kiwnął tylko głową.

***

Po wizycie na cmentarzu poczułam się lekko skołowana. Nie wiem, może to wpływ tych białych pierzynek, którymi otulone były groby, co sprawiało wrażenie jakby były… uśpione. Być może właśnie dlatego dziś wyjątkowo nie poczułam obecności żadnego z rodziców, za którymi nieustannie tęskniłam. Za to moja córeczka, która dotąd sprawiała wrażenie jedynie słuchaczki i obserwatorki łez swej matki, dziś miała mi tak wiele do powiedzenia… Pewnie niejednemu może się to wydać głupie, z kolei w oczach kogoś innego w najlepszym razie mogłabym uchodzić za wariatkę, ale po śmierci Zosi, ilekroć przychodziłam na jej grób, w ramach terapii, która miała za zadanie pomóc mi pogodzić się z tą stratą, rozmawiałam z nią bezgłośnie, w swoich myślach prowadziłam z nią dialog. Właściwie z reguły to ja zawsze mówiłam, a ona słuchała. Dziś jednak było odwrotnie.

Może to właśnie za jej namową udałam się do najbliższej apteki, gdzie zakupiłam test ciążowy? Wciąż nie wydawało mi się to bardzo prawdopodobne, bo choć faktem było, iż jakiś czas temu ze względu na nieprzyjemne skutki uboczne musiałam odstawić tabletki antykoncepcyjne, to naprawdę uważaliśmy z Antkiem. Wspólnie bowiem uznaliśmy, że jeszcze jakiś czas poczekamy z decyzją o dzieciach. Mój mąż argumentował to faktem, że chciał się mną nacieszyć jak najdłużej, nie musząc się mną z nikim dzielić. Ja opierałam się głównie na przeświadczeniu, że jestem to winna mojej córeczce, do której śmierci nieświadomie, ale jednak się przyczyniłam, a to sprawiało, że chciałam jeszcze poczekać. Kupiłam jednak ten test dla świętego spokoju. Może obawiałam się, że jeśli… zdarzy się cud… Tak bardzo bałam się, że po raz kolejny mogłabym stracić dziecko…

Z apteki poszłam do najbliższej galerii handlowej. Odnalazłam toaletę i z walącym sercem przystąpiłam do wykonywania testu. Teraz, kiedy już go miałam w torebce, czułam, że nie mogę czekać ani chwili dłużej. Okazało się to dość trudnym zadaniem, gdyż ciasna kabina ograniczała moje ruchy, a ja dodatkowo z każdą sekundą byłam coraz bardziej zestresowana i ręce drżały mi przy najmniejszym ruchu. Wreszcie udało mi się umieścić tych zaledwie kilka kropel moczu na specjalnej płytce, więc odłożyłam na chwilę test na brzeg podajnika na papier, a sama doprowadziłam się do porządku. Poprawiłam ubranie, spuściłam po raz trzeci wodę i znów przystąpiłam do oględzin ubrania. Wreszcie dotarło do mnie, że zaczynam fiksować i celowo szukam sobie zajęcia, by tylko odwlec chwilę prawdy, która ukryta była w małym paseczku zatopionym na plastikowej płytce. Zerknęłam więc niepewnie na podajnik papieru. Nie musiałam nawet brać testu do rąk, bo już z tej odległości wyraźnie dostrzegłam dwie grube czerwone krechy.

– O Jezusie! – jęknęłam, nie dowierzając. – Jestem w ciąży?

– Proszę pani?! Nic pani nie jest? Proszę otworzyć! – Ktoś ciągnął za klamkę.

Natychmiast odblokowałam zasuwkę i niemal wypadłam z kabiny na starszą kobietę, która wyglądem, strojem ku ścisłości, przypomniała sprzątaczkę.

– Oszalałaś, dziewczyno?! – naskoczyła na mnie. – Myślisz, że jak stara, to głupia i nie wiem, co tam robiłaś! Ćpać to se możesz we własnej chałupie. Won mi stąd, bo ochronę wezwę!

Wybiegając z łazienki, dotarło do mnie, co miała na myśli sprzątaczka, biorąc mnie za narkomankę. Dopiero teraz bowiem zdałam sobie sprawę z faktu, że moje oczy po brzegi wypełniają łzy, przez co pewnie są zaczerwienione, a ręcę drżały mi tak, żeledwobyłam w stanie utrzymać torebkę. Miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam jeszcze, czy są toobjawyradości, smutku czy strachu, ale z całą pewnością byłam zszokowana.

– Mia? – Usłyszałam nagle za plecami, kiedy usilnie próbowałam przebrnąć przez tłum ludzi pędzących o tej godzinie Bóg raczy wiedzieć dokąd i po co.

– Pati? – Spojrzałam na przyjaciółkę i rozkleiłam się na dobre.

On

Byłem tak wściekły, że udusiłbym Agatę gołymi rękami! Nie wierzyłem jej. Nie dawałem wiary w ani jedno jej słowo. Łgała, byłem tego pewien. Ale nie miałem wyjścia i musiałem spełnić jej warunek i zabrać ją do naszego domu, mojego i Mii, gdzie rzekomo chciała ze mną omówić dalsze szczegóły. Wiedziałem, że żadnych szczegółów nie będzie, ale nie miałem wyjścia i musiałem się zgodzić ją wysłuchać, bo zagroziła, że opowie o wszystkim Mii, a tego bym nie zniósł. Ja jak ja, ale Mia by tego nie zniosła. Teraz to nawet w tym całym nieszczęściu cieszyłem się, że Mia uparła się, by jechać ze mną do miasta. I jak wcześniej miałem obiekcje co do jej samotnego włóczenia się po cmentarzu, tak teraz odetchnąłem z ulgą, dochodząc do wniosku, że to mniejsze zło, gdyż mogłem jakoś spróbować wpłynąć na Agatę, choć na razie to ona dyktowała warunki.

– Nie zaproponujesz mi czegoś do picia? – spytała, zupełnie jakbym przywiózł ją do swego domu w celu towarzyskim bądź przyjacielskim, co budziło we mnie pewnego rodzaju odrazę.

Ona już nigdy nie będzie ze mną blisko, nawet, a może tym bardziej, jako przyjaciółka. Przyjaciele bowiem tak nie postępują wobec siebie, a Agata naprawdę potraktowała mnie paskudnie.

– No co? Przecież nie proszę cię o piwo czy coś mocniejszego. Myślałam raczej o herbacie bądź kakao. Wiesz, mam mdłości po kawie.

Kurwa mać! Co ona pierdoli?!

– Słuchaj… Nie chce mi się z tobą bawić w te gierki, więc lepiej od razu mów, co chcesz powiedzieć, a potem znikaj.

Agata zmierzyła mnie pogardliwym spojrzeniem, które jak nic zwiastowało kłopoty. Nie to jednak przerażało mnie najbardziej – zastanawiałem się, co powie Mia, kiedy się o wszystkim dowie. Przecież zapewniałem ją, że przez cały ten czas, gdzie podświadomie wyparłem ją ze swej pamięci, fizycznie nic nie łączyło mnie z moją byłą. Pominąłem oczywiście fakt, że raz zupełnie nagi obudziłem się w jej łóżku, bo uznałem, że skoro sam zupełnie niczego nie pamiętam, to nie ma o czym mówić. Przyznaję, nieco naiwne podejście, taka strategia strusia, ale nie chciałem przysparzać Mii kolejnych zmartwień, nie chciałem jej znów krzywdzić, bo i tak wiele przeze mnie wycierpiała. Uznałem więc, że lepiej przemilczeć ten nic nieznaczący incydent, ale wychodziło na to, że chyba po raz kolejny się pomyliłem. Znów nawaliłem.

– Musimy się jakoś dogadać w kwestii podziału obowiązków nad dziećmi.

– Co ty, kurwa, pierdolisz?! – Podniosłem głos, a ona zmroziła mnie wzrokiem. – Jakimi znowu dziećmi?!

– Nie sądziłam, że taki jesteś… Do głowy by mi nie przyszło, że kiedyś tak potraktujesz Bartusia…

– Ciebie, kobieto, już chyba doszczętnie powaliło! – wrzasnąłem na nią, na co tylko zmrużyła jeszcze bardziej oczy. Co prawda czułem się fatalnie,kiedytak raz po raz ubliżałem kobiecie, ale… Agata przesadzała. – Doskonale wiesz, że Bartek już na zawsze pozostanie moim synem. Bez względu na fakt, że jest owocem zdrady jego matki – wypaliłem. – Nadal dobrowolnie płacę ci na niego alimenty, nadal formalnie jestem jego ojcem i to się nigdy nie zmieni.

Sytuacja rzeczywiście była nieco pogmatwana i trochę sam się do tego przyczyniłem. Mogłem przecież już po tej farsie, kiedy to przed laty odkryłem, za jakiego frajera mnie uznawała Agata, wmawiając mi ojcostwo, rozstrzygnąć tę sprawę w sądzie i pozbyć się „kłopotu”. Jednak nie zrobiłem tego. Bartek, pomimo iż badania wykazały, że nie jestem jego biologicznym ojcem, nadal był moim małym chłopczykiem, któremu nieba bym przychylił. Nie liczyły się geny. Byłem jego ojcem, zresztą jedynym, jakiego posiadał.

– Kocham Bartka i w pewien sposób on zawsze już będzie nas łączył, ale nie wmówisz mi, że machnąłem ci dziecko, skoro nawet nie pamiętam, abym się z tobą…

Ona

Pati przekonywała mnie, bym została u niej do czasu, aż Antek po mnie przyjedzie, ale ja nie mogłam usiedzieć w miejscu. Mój mąż uparł się również, żebym na niego tam poczekała, ale ja marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej wrócić do domu. Ubłagałam więc Patrycję, aby mnie odwiozła do Dworku przy Lesie. Widać było, że nie jest jej to na rękę, jednak w końcu się zgodziła, no bo któż odmówiłby kobiecie w ciąży. Tak, Pati dowiedziała się o tym jako pierwsza, gdyż kiedy ujrzała mnie całą we łzach, nie dała się zbyć żadnym kłamstewkiem. Nie kryła zaskoczenia, ale wyraźnie się ucieszyła i pogratulowała mi, ściskając mnie serdecznie.

– Powiesz mu od razu czy zaplanujesz jakąś niespodziankę? – zapytała, kiedy mijałyśmy już ostatni zakręt, za którym znajdował się nasz dom, mój i mojego męża.

– Jezu, Pati, naprawdę nie wiem… Wydaje mi się, że wiadomość o powiększeniu rodziny będzie dostateczną niespodzianką, ale może poczekam przynajmniej na odpowiedni moment – westchnęłam i odruchowo położyłam obie dłonie na zupełnie płaskim brzuchu. – Jeszcze kilka godzin temu nawet nie podejrzewałam, że mogłabym zostać matką, więc nie pytaj mnie o takie szczegóły. Nie wiem, co zrobię. Nie wiem, jak i kiedy mu o tym powiem.

– Tylko nie czekaj z tym zbyt długo – powiedziała i właśnie zatrzymała się przed Dworkiem przy Lesie. Ku naszemu wspólnemu zdziwieniu samochód Antka stał na podjeździe. – Okazuje się, że wcale nie będziesz musiała z tym zwlekać. – Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.

Z duszą na ramieniu wysiadłam z samochodu. I już nie chodziło jedynie o fakt, że stresowałam się tym, że będę musiała jakoś powiedzieć swemu mężowi o kolejnej nieplanowanej ciąży, bo nagle równie mocno zaniepokoił mnie widok jego samochodu przed domem. Co Antek tutaj robił, skoro mnie samą prosił, bym poczekała na niego u Patrycji?

Pomachałam jeszcze swej przyjaciółce, a następnie ruszyłam do drzwi. Nie były zamknięte na klucz, więc weszłam bez najmniejszego problemu. Nie zdejmowałam nawet butów, choć częściowo były pokryte śniegiem. Coś bowiem niepokoiło mnie tak bardzo, że postanowiłam natychmiast sprawdzić, co to takiego. I wtedy usłyszałam dwa głosy. Jeden z nich należał do mojego męża, a drugi… Chryste, to przecież Agata! Z każdym krokiem słyszałam ich coraz wyraźniej. Antek klął siarczyście, co w jego wykonaniu było rzadkością, a w dodatku…

– …ale nie wmówisz mi, że machnąłem ci dziecko, skoro nawet nie pamiętam, abym się z tobą pieprzył! – wrzasnął, a mnie zatkało i aż wmurowało w podłogę.

– Spałeś ze mną, nieprawdaż? – odezwała się znowu, a jej głos był taki pewny, taki stanowczy…

– Nie wiem, jak do tego doszło, choć przyznaję, że tego dnia, gdy moja ukochana omal nie wyszła za innego, obudziłem się w twoim łóżku.

Poczułam, że zaraz zemdleję. Osunęłam się na kolana i dłońmi wsparłam o mokrą w tej chwili od topniejącego z moich butów śniegu podłogę.

– Zwyczajnie, kotku – mówiła tamta, a ja czułam, że się duszę. – Tej nocy byłeś taki napalony, że kochałeś się ze mną aż trzy razy. Mam ci wymienić wszystkie pozycje, na które miałeś ochotę? Wiesz, że od tyłu…

– Zamknij się, kurwa!

– Ja mam się zamknąć? Co ty sobie…?

Nie mogłam tego dłużej słuchać. Powietrze, którego jeszcze przed momentem brakowało mi w płucach, teraz paliło mnie żywym ogniem. Na kolanach więc, starając się nie robić zbędnego hałasu, wydostałam się na zewnątrz. Choć na dworze panował mróz, czułam, jak płonę. Jeszcze przez chwilę nie potrafiłam zwlec się z mokrej ziemi. Dopiero kiedy zauważyłam samochód Patrycji, ponownie wjeżdżający na podjazd przed naszym domem, zmusiłam swoje ciało do współpracy i wstałam na chwiejnych nogach. Na mój widok, żałosny zapewne, Pati natychmiast wyskoczyła z samochodu.

– Mia, skarbie, co z tobą?

– Zabierz mnie stąd – załkałam. – Proszę, pospiesz się – dodałam w obawie, że Antek nas usłyszy.

Moja przyjaciółka, nie czekając na dalsze instrukcje, uchwyciła mnie pod ramię i pomogła zająć miejsce na fotelu pasażera. A następnie robiąc to, o co ją wcześniej prosiłam, niezwłocznie odjechała.

On

– Mia? Skarbie, gdzie jesteś? – powtarzałem od przeszło dwóch godzin, kiedy jeździłem po mieście i wypatrywałem jej wśród nielicznych o tej porze przechodniów.

Nie wiedziałem, co się stało, ale byłem pewien, że coś się wydarzyło, skoro nie odbierała ode mnie telefonów. Do głowy zaczęły mi już przychodzić najczarniejsze scenariusze, łącznie z podejrzeniem, że Agata nie dotrzymała słowa i o wszystkim poinformowała moją żonę, ale zapytana o to, stanowczo zaprzeczyła. Znam ją – choć ostatnio powoli zdawałem sobie sprawę, że mniej, niż sądzę – jednak w tym przypadku byłem pewien, że mnie nie oszukiwała. No bo niby po co miałaby to robić? Przecież jej akurat byłoby bardziej na rękę, gdyby Mia dowiedziała się o wszystkim. Wciąż doskonale pamiętam, jak bawiła się jej kosztem, kiedy udawała moją kochającą narzeczoną…

– Mia, do cholery! – Waliłem rękoma w kierownicę, stojąc na czerwonym świetle.

Wtedy też zadzwonił telefon. Aż podskoczyłem na siedzeniu, uderzając głową o dach samochodu. Liczyłem, że to ona i że za chwilę rozwikła się sprawa związana z jej nagłym zniknięciem. Niestety,,,

– Daniel, nie mam czasu – warknąłem, widząc, że to mój przyjaciel, który właściwie od zawsze wybierał sobie najmniej odpowiedni moment na pogaduchy.

– Antek, nie rozłączaj się! Wiem, że szukasz Mii…

– Jest u was? Musiałem się z nią rozminąć. Przecież właśnie od was wracam i nikogo nie zastałem w domu…

– Bo nikogo tam nie było – wtrącił się Daniel. – Sam dopiero wróciłem i zjawiła się Pati…

– Mia jest razem z nią?

– Nie…

– Ale wraca do domu?

– Nie… – Usłyszałem jeszcze głos przyjaciela, a następnie jakąś krótką, ale bardzo zajadłą wymianę zdań.

Po chwili po drugiej stronie aparatu rozległ się głos dziewczyny Daniela:

– Nie wiem, co jej zrobiłeś, ty popieprzony psycholu, ale wiedz, że już nigdy jej nie zobaczysz!

– Co takiego?! Ale…

Nie zdążyłem o nic więcej zapytać, bo połączenie zostało zakończone. Próbowałem jeszcze oddzwonić, ale musiała wyłączyć telefon, bo wciąż łapała mnie poczta głosowa. Zawróciłem więc do mieszkania przyjaciela, ale zanim zostałem do niego wpuszczony, zza drzwi doszły do mnie odgłosy kolejnej kłótni. Po chwili jednak Daniel mi otworzył, choć wyraźnie asekurował swą dziewczynę, czającą się na mnie za jego plecami. Zupełnie nie pojmowałem, o co mogło jej chodzić, ale po jej minie wnioskowałem, że ma ochotę mnie zabić.

– Możecie mi wytłumaczyć, co się właściwie stało? – spytałem. – Gdzie jest Mia?

– Tam, gdzie jej nigdy nie znajdziesz! – naskoczyła na mnie dziewczyna, a mój przyjaciel znów musiał ją powstrzymywać, by ta nie wydrapała mi oczu.

– Daniel, do cholery, może zatem ty mi powiesz, o co tu chodzi? Ja nic z tego nie rozumiem!

– Stary, ja…

– Ty pieprzony dzieciorobie! – Pati znów wyrywała się, by przyłożyć mi po pysku.

Jak ona mnie nazwała? Dzieciorobem? Cholera, a więc ona wiedziała. Mia także…

– Ja to wszystko zaraz wytłumaczę, tylko dajcie mi porozmawiać z moją żoną! – Zacząłem się rozglądać, zupełnie jakbym naraz stracił wiarę, że mój przyjaciel jest ze mną w stu procentach szczery i że jednak gdzieś za jego plecami ukrywa się Mia.

– Nie ma jej tu – powiedział wówczas Daniel z taką bezradnością, że byłem pewien, iż mnie nie zwodzi.

– To powiedz mi, do cholery, gdzie jest? Szukam jej od kilku godzin.

– Nie mam pojęcia – bąknął.

– Ale ty wiesz, prawda? – naskoczyłem na Patrycję, która pomimo mojej zaciętej miny nadal przyjmowała morderczą postawę.

– Pewnie, że wiem! – odpyskowała. – Ale choćbyś miał mnie torturować, to ze mnie tego nie wyciśniesz! – dodała zuchwale.

Spojrzałem więc błagalnie na Daniela, ale on najwyraźniej był większym pantoflarzem, niż sądziłem. Poczerwieniał nieco i jakby uciekał wzrokiem, bojąc mi się spojrzeć w oczy.

– Wobec tego nic tu po mnie! – warknąłem i wyszedłem z mieszkania, trzaskając drzwiami.

– Zaczekaj! – Usłyszałem jeszcze za sobą głos swego kumpla, choć w tej chwili nie żywiłem wobecniegospecjalnie ciepłych uczuć. – Ja naprawdę nie wiem, gdzie jest Mia. Przecież bym ci powiedział. A Pati… Cóż, nie wiem, co w nią wstąpiło. Nigdy za tobą nie przepadała, ale teraz zdaje się ciebie szczerze nienawidzić.

W dupie miałem, co myślała na mój temat Patrycja. Sam tolerowałem ją tylko dlatego, że bardzo wspierała moją Mię, gdy ta naprawdę tego potrzebowała.

– Antek, ja naprawdę chciałbym ci pomóc, ale na razie mam związane ręce…

– To jeśli je, kurwa, rozwiążesz, to wiesz, gdzie mnie znaleźć – burknąłem i ruszyłem w stronę samochodu.

Ona

– Doleciałaś już? – spytała Briana, kiedy wsiadałam do jednej z wiekowo wyglądających taksówek, które mknęły po ulicach Londynu.

– Tak – odpowiedziałam, przyciskając ramieniem telefon do ucha. – Właśnie ruszamy sprzed lotniska.

– Świetnie! Podaj kierowcy nazwę hotelu i już wkrótce będziesz na miejscu. No i Mia…?

– Tak? – spytałam słabym głosem.

– Wszystko będzie dobrze. Jeszcze się wszystko ułoży…

– Już nic nie będzie dobrze… – Napływające do oczu łzy, dławiły mnie, dlatego z trudem udawało mi się mówić.

– Musisz się uspokoić, wiesz o tym, prawda?

Briana naprawdę się o mnie martwiła i w zasadzie trudno się jej było dziwić. Obie doskonale pamiętałyśmy, co stało się z moim pierwszym dzieckiem, maleńką Zosią, którą straciłam przedwcześnie. Na jej śmierć mogło mieć wpływ wiele czynników: tabletki, które zażywałam po śmierci ojca, a które pomagały mi przetrwać te trudne chwile, jakaś ukryta wada genetyczna, o której chyba tak trochę na pocieszenie wspomniała jedna z lekarek, a także stres, który uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.

– Wiem… – wyszeptałam, łkając cichutko do słuchawki.

– Przylecę do ciebie najszybciej jak się da. Być może już w ten weekend. Zarezerwuj więc sobie pokój na kilka dni, a potem coś wymyślimy. – Być może moje milczenie sprawiło, że Briana znów dodała zaniepokojonym głosem: – Mia? Wiesz, jak bardzo cię kocham i że nie darowałabym sobie, gdybyś pod moją nieobecność zrobiła coś głupiego?

Nie miałam pojęcia, że Briana wiedziała o mojej samobójczej próbie. W zasadzie sądziłam, że nigdy się o tym nie dowie, bo zazwyczaj skakały sobie z Pati do gardeł, więc byłam niemalże pewna, że ten przykry fakt nigdy nie wyjdzie na światło dzienne.

– Jeśli próbujesz mnie spytać, czy mam po raz kolejny ochotę skoczyć z mostu – powiedziałam, spoglądając przez okno taksówki, która właśnie mknęła obok słynnego Tower Bridge i aż wzdrygnęłam się na tę myśl – to muszę cię zmartwić, bo nie zamierzam po raz kolejny wystawiać się na gniew boży.

Próbowałam nadać lekkości tej rozmowie i nawet się zaśmiać, choć nadal chciało mi się tylko wyć. Może mi się wydawało, ale wyraźnie usłyszałam, jak z Briany jakby uchodzi nagromadzone przez tę krótką chwilę powietrze.

– Powiem więcej: mam zamiar donosić tę ciążę i kochać to dziecko za dwoje rodziców.

– Ale Mia…

– Dość, Briana! – przerwałam jej. – Ja i Antek to już przeszłość i nic tego nie zmieni.

***

Wynajęłam jakiś tani, niezwykle ciasny pokoik, gdyż nie miałam ze sobą zbyt wielu pieniędzy. Poza tym już wcześniej życie nauczyło mnie, że w takich sytuacjach jak ta należy oszczędzać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy los wystawi nas na kolejną, jeszcze cięższą próbę. Nie miałam zamiaru prosić swego męża o pieniądze. W ogóle nie chciałam z nim rozmawiać, to byłoby ponad moje siły. Musiałam skupić się na dziecku i jego dobru, a jakikolwiek kontakt z Antkiem mógł wywołać we mnie jedynie traumatyczne doznania, co mogło tylko zaszkodzić temu maleństwu, które nosiłam w sobie. Musiałam więc zacisnąć zęby i dać czas sercu na zabliźnienie otwartej, krwawiącej rany, choć wiedziałam, jakie to będzie trudne. Raz już bowiem przez to przechodziłam…

„Muszę kupić nową kartę” – pomyślałam, kiedy po raz kolejny na wyświetlaczu ujrzałam jego imię. Chciałam ograniczyć kontakty z nim do minimum, bo bardzo raniła mnie już nawet sama myśl o tym, że mogłabym usłyszeć jego głos. Skrzywdził mnie. Bardzo… Zdradził, oszukał. Zapewniał mnie, że poza Bartkiem, który nawet nie jest jego biologicznym synem, nic nie łączyło go z Agatą, a potem dowiaduję się, że ona jest z nim w ciąży. W normalnych warunkach może nawet spróbowałabym mu jakoś wybaczyć, oswoić się z tą szokującą mnie myślą, bo przecież na usprawiedliwienie miał fakt, że wówczas mnie nie pamiętał. Ale to nie były normalne warunki, bo już wiedziałam, do czego jest w stanie posunąć się ta kobieta, by osiągnąć wymarzony albo raczej chory cel, a teraz musiałam troszczyć się nie tylko o siebie.

Poza tym Antek mnie okłamał. Pytałam go kilkakrotnie podczas naszego pobytu w górach, czy wszystko jest w porządku, a on zapewniał mnie, że nie mam się czym martwić, choć wciąż chodził jakiś zasępiony i czasami sprawiał wrażenie, jakby czegoś się obawiał. Teraz już wiem, czego się bał – że ona nas tam znajdzie i przerwie naszą sielankę, która, jak widać, nie miała żadnych szans na dłuższe przetrwanie. Zadałam mu też raz pytanie, czy on i Agata, czy oni… ale zaprzeczył i szybko zmienił temat rozmowy, a właściwie to kochał się wówczas ze mną, co skutecznie powstrzymało mnie od zadawania kolejnych niewygodnych pytań. Teraz już jednak wiedziałam, że przez cały ten czas mnie okłamywał lub po prostu nie mówił mi całej prawdy, jakby sądził, że odwlekanie tego coś zmieni, jakby głupio się łudził, że nawet jeśli to wypłynie, to i tak zostanę i będę cierpiała u jego boku, bo tak z całą pewnością by się stało.

Nie wyobrażałam sobie, jak miałaby wyglądać nasza przyszłość, kiedy obok wciąż kręciłaby się Agata, która tylko kładłaby nam kłody pod nogi i liczyła na moje potknięcia. Już nawet nie chodziło o samego Bartka, którego bardzo lubiłam i decydując się na życie u boku Antka, zaakceptowałam jego obecność w naszym życiu. Po prostu nie wyobrażałamsobie, że miałabym dzielić się swoim mężczyzną z jakąkolwiek inną kobietą, a w tej sytuacji tak musiałoby się stać, gdyż ciężarna Agata oznaczała jedno – wejście z buciorami w nasze życie i skuteczne zatruwanie go. A ja, niestety, jestem za słaba, by zmierzyć się z tym ciężarem, który niewątpliwie ta baba chciała mi zrzucić na barki.

On

Samotne dni spędzone bez mojej żony były niczym lato bez słońca. Niby można było przeżyć, ale raczej trudno było reagować uśmiechem na twarzy i mówić o szczęściu. Szukałem Mii dosłownie wszędzie. Jeździłem po mieście, zaglądałem do miejsc, w których ostatnio miała okazję bywać. Śledziłem nawet Patrycję, łudząc się, że może dzięki temu przypadkiem natknę się choćby na ślad mojej żony. Posunąłem się nawet do tego, że poleciałem też przed weekendem do Barcelony i odnalazłem Brianę, ale i ona mnie zbyła, mówiąc, że ostatnio nie miała kontaktu ze swoją przyjaciółką. Wydawała się przekonująca, choć od kiedy doznałem amnezji i wszyscy dlamojegodobra taili przede mną fakty z mojego zapomnianego życia, stałem się zdecydowanie bardziej podejrzliwy. Faktem jednak było, że Mia po prostu zapadła się pod ziemię, a ja po raz kolejny zdałem sobie sprawę, jak bardzo wszystko spieprzyłem.

Na nic się jednak teraz zdało moje biadolenie i użalanie się nad własną głupotą i naiwnością. Musiałem jakoś sobie poradzić z problemem, zamiast stale się usprawiedliwiać –przed sobą i przed innymi. Nadal nie do końca wierzyłem Agacie, bowiem już nieraz mnie oszukała, więc czemu nie miałaby spróbować raz jeszcze? I choć nadal nie rozumiałem, po co miałaby to robić, to nie ufałem jej za grosz. W dodatku Daniel, na którego pomoc liczyłem najbardziej, sądząc, że zdoła jakoś wyciągnąć od swej dziewczyny informacje na temat miejsca pobytu mojej żony, nie miał dla mnie dobrych wieści. Oznajmił, że przez całe to zamieszanie związane ze zniknięciem Mii pokłócił się z Patrycją i właśnie ich związek przechodzi poważny kryzys. W zasadzie w dupie to miałem, bo Pati mi nigdy nie leżała, ale szkoda mi było Daniela, bo wyglądał jak chmura gradowa. Chyba obwiniał mnie za wynikłą sytuację, choć ani razu nie pisnął o tym choćby słówka. Po prostu patrzył na mnie tym swoim wzrokiem cocker spaniela, którego w jego wykonaniu po prostu nie znosiłem.

Tak więc z każdą chwilą sytuacja coraz bardziej się komplikowała, a ja nie miałem pomysłu, co jeszcze mógłbym zrobić. Mia już od niemal dwóch tygodni nie dawała znaku życia. I choć na początku jej komórka odpowiadała, a ja nieustanniesłałemjejSMS-y, prosząc o wiadomość, gdzie jest i czy wszystko z nią w porządku, teraz kontakt zupełnie się urwał. Jej telefon milczał. Pewnie był wyłączony albo zwyczajnie zmieniła numer, gdyż definitywnie chciała ze mną skończyć. Potwierdzałaby tojedynainformacja, która do mnie od niej dotarła, za pośrednictwem poczty. Szczerze powiedziawszy, tutajakuratwolałbym, by się ze mną wcale nie kontaktowała. Odebrałem bowiem list polecony od jej adwokata. Zażądała rozwodu.

Długo wpatrywałem się w zmiętą i przesiąkniętą moimi łzami kartkę, aż w końcu porwałem ją na strzępy. Nalałem sobie porządną porcję whisky i wypiłem ją jednym haustem. Czynność tę powtórzyłem kilkukrotnie i zaraz potem ból rzeczywiście nieco zelżał, na co w istocie liczyłem, sięgając po alkohol. Wciąż jednak chciałem po prostu zniknąć, zapaść się pod ziemię, zapomnieć, czego jeszcze do niedawna tak bardzo się obawiałem. Tak, chciałem o wszystkim zapomnieć, obudzić się któregoś dnia i móc stwierdzić, że nic złego nie wydarzyło się w moim życiu. Miałem tylko jedno „ale” –chciałem, by Mia była przy mnie, kiedy otworzę oczy…

Ona

Briana dołączyła do mnie w weekend, tak jak obiecywała. Przyjechała, by mnie wspierać, ale i też do pracy, którą załatwili jej rodzice. Okazało się też, że państwo Camino byli dobrymi znajomymi właścicieli Lorda – hotelu, w którym obie się zatrzymałyśmy. Briana zdobyła posadę recepcjonistki w tym właśnie hotelu, a ja, dzięki temu, że moja przyjaciółka wraz z pracą otrzymała także dach nad głową w postaci całkiem miłego pokoiku dla personelu, zatrzymałam się u niej, dzięki czemu mogłam zaoszczędzić kilka groszy. Co prawda przemykałam się do jej pokoju ukradkiem, bo w zasadzie byłam tam nielegalnie, ale jakoś udawało się nam obu ten fakt zatrzymać w tajemnicy przed kierownictwem hotelu, któremu w istocie ten pomysł mógłby nie przypaść do gustu.

Na krótką metę pasowało mi takie rozwiązanie, gdyż naprawdę nie miałam zbyt wielu oszczędności. Zdawałam sobie też sprawę, że wkrótce będę musiała stanąć na własnych nogach i poczynić pewne zmiany w moim życiu. Pierwszą z nich miał być rozwód z Antkiem. Bałam się go okropnie, gdyż pomimo tego, co zrobił mi mój mąż, wciąż bardzo go kochałam. Zdawałam więc sobie sprawę, jak przykrym doświadczeniem będzie nasze formalne rozstanie, ale sprawa była już przesądzona. Tak postanowiłam i zdania nie zmienię. I choć cierpię na samą myśl o tym, że wkrótce nadejdzie ten dzień i będę musiała spojrzeć swemu ukochanemu w oczy i powiedzieć mu, że już wszystko skończone, wiem, że cierpiałabym bardziej, gdybym tego nie zrobiła. A ja już nie mogłam sobie pozwalać na żadne ekscesy w moim życiu. Nie mogłam więcej dopuszczać do sytuacji, które mogłyby wywoływać we mnie te wszystkie skrajne uczucia, mogące mieć wpływ na rozwój mojego maleństwa, które już od kilku tygodni nosiłam pod sercem.

À propos maleństwa… z nim było wszystko w porządku, co potwierdziło badanie usg., na które wybrałam się wraz z Brianą. Swoją drogą lekarz najprawdopodobniej wziął nas za partnerki, „mamusie”mojegoskarbeńka, który mogłyśmy obie podziwiać na monitorze. Nie wyprowadzałyśmy go jednak z błędu, no bo w zasadzie po co miałybyśmy to robić. Naprawdę byłam wdzięczna Brianie za jej wsparcie i poświęcenie, na które się wobec mnie zdobyła. Wiedziałam bowiem, że bez niej nie dałabym sobie rady w tym wielkim i obcym mi mieście. Telefony od Pati również wiele dla mnie znaczyły, jednak to właśnie Briana codziennie troszczyła się o mnie. Przynosiła mi jedzenie z hotelowej restauracji i zabierała mnie na długie spacery, oprowadzając mnie po urokliwych zakątkach Londynu. Przyznaję, w naszej przyjaźni zdarzały się trudne momenty, ale teraz znowu byłyśmy dla siebie jak siostry.

– Masz ochotę na hot doga? – spytała, kiedy właśnie mijałyśmy food truck.

– O nie, zdecydowanie nie! – Energicznie pokręciłam głową i udałam odruch wymiotny.

Co prawda poranne mdłości powoli zaczynały mi nieco odpuszczać, a rosnące w moim brzuszku dziecko zaczynało się skupiać raczej na pęcherzu i nieznośnym uczuciu ciągłego parcia, ale wiedziałam, że muszę przystopować swój ciągle narastający apetyt.

– Jeśli nadal będziesz mnie tak tuczyć i rozpieszczać, to za chwilę będę przypominała… ooo… tę kulkę. – Wskazałam na przebierańca w pluszowym stroju, który zaczepiał przechodniów, głównie turystów, by zrobili sobie z nim pamiątkowe zdjęcie. – I tak już przybyło mi kilka kilogramów, a wiesz że nie chcę, by Antek coś zaczął podejrzewać, gdy spotkam się z nim na rozprawie rozwodowej. Myślisz, że się zjawi? – zapytałam naiwnie, modląc się w duchu, by mój mąż dał już sobie ze mną spokój i nie stawił się w sądzie.

Briana, zupełnie jak podejrzewałam, spojrzała na mnie z ukosa, z lekkim niesmakiem malującym się na jej twarzy.