Między nami miłość. Tom 2: Nieuchwytny - Katarzyna Mak - ebook + audiobook

Między nami miłość. Tom 2: Nieuchwytny ebook i audiobook

Katarzyna Mak

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Szczęście bywa kruche niczym pierwszy lód na tafli jeziora. Mia i Antek przekonują się o tym na własnej skórze. Splot nieszczęśliwych wypadków sprawia, że drogi pary młodych i zakochanych w sobie ludzi na powrót rozchodzą się, łamiąc serca na dwie tak różne części. I zdawać się może, że nawet najlepszy GPS nie jest w stanie wyznaczyć im nowej trasy ku wspólnej przyszłości. Mia – dziewczyna, której los nie oszczędza. Po rozstaniu z ukochanym próbuje jakoś stanąć na nogi. To jednak nie okazuje się łatwym zadaniem, zwłaszcza że wciąż napotyka miłość swego życia, choć on w wyniku wypadku traci pamięć i nawet jej nie poznaje. Antek – facet z zasadami i kręgosłupem moralnym. Nad wyraz ceniąc sobie szczerość i prawdę, na siłę stara się zagłuszyć uczucie, które próbuje zawładnąć jego sercem, ilekroć styka się z piękną nauczycielką swego syna. Jego przekonania nie pozwalają dać się porwać wirowi miłości, uparcie pchającemu go w ramiona dziewczyny, o której śni. Jego męskie ego kpi z niego cichutko i wystawia na coraz większe pokusy, którym nie jest pewien, czy zdoła się oprzeć. Czy zatajona dla dobra sprawy prawda wreszcie ujrzy światło dzienne, a Mia i Antek odzyskają wydartą im siłą miłość? Czy ponura rzeczywistość wpłynie na dalsze losy bohaterów i ich życiowe wybory? Czy sama miłość wystarczy, by dwie poplątane ścieżki wydarzeń znów obrały jeden wspólny cel, jakim jest utracone szczęście?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 25 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel, Konrad Biel

Oceny
4,4 (184 oceny)
110
44
26
2
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dagmara73

Dobrze spędzony czas

ok
00
Bozenka2022

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam Bożenka 2022.
00
paumok

Nie oderwiesz się od lektury

Oj ciut nudziło ale w całości ciekawa perspektywa spojrzenia na amnezje . Wkurzające doświadczenie z osobą z takim schorzeniem .. ciekawa w całości
00
beatka1313
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam. Warto przeczytać.
00
graphix

Dobrze spędzony czas

Druga część perypetii Mii i Antka zakończona. Fajnie się czytało jak pomimo utarty pamięci Antek przy Mii czuje coś czego przy nikim innym. I pomimo, iż nie są razem to ukazanie przyciągania jest super. Bardzo mi się podobała książka i zaraz śmigam do kolejnej już ostatniej części "Nierozłączni" :)
00

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Projekt okładki

Maksym Leki i Ewa Leśny

Fotografia na okładce

© sergiophoto, JirkaBursik|shutterstock.com

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Damian Walasek

Opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Wydanie I, Chorzów 2019

Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA

41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c

tel. 600 472 609

[email protected]

www.videograf.pl

Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o.

01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21

tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12

[email protected]

www.dictum.pl

© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2019

tekst © Katarzyna Mak

ISBN 978-83-7835-751-3

Wszystkim tym, którzy kochają lub poszukują miłości. To najpiękniejsze z uczuć, które doświadcza człowiek…

Prolog

– Mia? – Antek ujął moją twarz i spojrzał mi głęboko w oczy. – Bardzo cię kocham, wiesz?

Przeraził mnie tym nagłym wyznaniem, na które wciąż nie byłam gotowa, a które padło już po raz kolejny z jego ust. Nigdy jednak, aż do tej pory, nie było takie desperackie, takie pełne strachu. Podejrzewałam, że coś ważnego się za tym kryło, ale nie powiedziałam tego na głos. Pocałowałam go tylko natychmiast.

– Ja również cię kocham – odparłam, a potem jeszcze raz nasze usta złączyły się w jedność.

***

Potarłam twarz.

Czy to zdarzyło się naprawdę? Czy w ogóle się nam przytrafiło?

ONA

– Jak to?

Co on do mnie mówił…?

– Chcę go zobaczyć!

– Mia, uspokój się. – Daniel złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął, ale ten gest zamiast mi pomóc, tylko zabolał. Pomyślałam, że za chwilę postradam zmysły, jak nie dowiem się czegoś więcej. – Agata mówi, że zabrało go pogotowie. Da nam znać, jak tylko będzie miała jakieś wieści.

– Mam to w dupie! – krzyknęłam. Chyba nie sądził, że zdoła mnie zatrzymać siłą! – Zawieź mnie tam albo pójdę sama, choćby piechotą!

Nie mogłam uwierzyć, że ostatnio wciąż przytrafiały mi się jakieś nieszczęścia. Nie byłam też pewna, jak wiele uda mi się jeszcze znieść…

„Antkowi nie mogło się nic stać! – myślałam gorączkowo. – Przecież go kocham”.

Wiedziałam o tym od bardzo dawna, tylko początkowo bałam się nawet przyznać do tego uczucia. Teraz jednak byłam w stanie wykrzyczeć to całemu światu. Naraz dotarło do mnie, że nawet ta rzekoma zdrada, która powoli zaczynała blednąć i tracić na znaczeniu, nie byłaby w stanie wymazać Antka z mojego życia. Zwłaszcza że nabrała ona całkiem nowego charakteru, okazując się zwykłą, aczkolwiek paskudną intrygą. Patrycja pokazała mi bowiem nagranie ze swojego telefonu, o którym zapomniała, wyjeżdżając rano, i zostawiła go w przyczepie. Przez przypadek cały czas włączona była w nim kamerka, nawet wtedy, gdy Briana „uwiodła” mojego narzeczonego. Na nagraniu wyraźnie widać, że wszystko zostało przez nią sfingowane. W dodatku, jakby mało było dowodów na prawdomówność i brak winy Antka, Daniel wyjaśnił mi, że Bartek nie jest biologicznym synem mego ukochanego, ale owocem zdrady jego byłej dziewczyny. Na tę wieść jeszcze bardziej chciałam paść w ramiona temu, którego tak niesłusznie osądziłam, i pozostać tam na zawsze. Poza tym potrzebowałam jego bliskości i pocieszenia po stracie naszej córki, a także moich rodziców. Jednocześnie miałam świadomość, że on cierpiał równie mocno, jak ja.

– Daniel, zawieź ją, do jasnej cholery, do tego szpitala! – Patrycja naskoczyła na chłopaka, a ja, pomimo wcześniejszej niechęci do tej dziewczyny, z każdą chwilą lubiłam ją coraz bardziej.

– Dobrze – skapitulował. – Tylko nie wiem, co na to Agata.

„Mam to gdzieś – pomyślałam, już wyobrażając sobie, że mocno przytulam się do swego mężczyzny. – Mam gdzieś Agatę, a nawet to, co powie lub pomyśli. Muszę go zobaczyć. Muszę z nim porozmawiać. Muszę mu tyle powiedzieć…”.

***

Jeszcze nigdy droga nie dłużyła mi się tak bardzo. Pomimo że Daniel pędził, łamiąc chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego, nieustannie pytałam, czy nie mógłby się trochę pospieszyć. Początkowo zapewniał mnie, że robi wszystko, co w jego mocy, ale po kolejnym pytaniu przestał odpowiadać, tylko potrząsał głową. Starałam się więc być już cicho, ale te ciągłe postoje na światłach wydawały się nigdy nie kończyć. Kiedy wreszcie zauważyłam budynek szpitala, odpięłam pas, szykując się do wyjścia. Parking oczywiście był pełen, dlatego poprosiłam Daniela, by mnie wypuścił i sam poszukał wolnego miejsca.

– Patrycja mówiła, że mam cię nie spuszczać z oczu – powiedział, wahając się, czy powinien pozwolić mi wysiąść, ale po chwili dodał: – Nie wygląda jednak na to, byś chciała znów coś kombinować. – Uśmiechnął się lekko. – Idź, a ja zaraz do ciebie dołączę.

Bez wahania wyszłam z samochodu i ruszyłam tak szybko, jak mogłam w stronę wejścia. Wciąż nie czułam się dobrze, ale dawałam jakoś radę. Mogłam już chodzić samodzielnie, choć jeszcze niedawno nie byłam w stanie zrobić kroku, więc uznałam to za przełom. Poza tym wiedziałam, że teraz muszę być silna, nie tylko dla siebie.

Szłam długim korytarzem, poszukując okienka informacji. Wreszcie udało mi się je znaleźć, jednak pielęgniarka zdawała się mnie nie zauważać, gdyż właśnie rozmawiała przez telefon. Popatrzyłam na nią ze zniecierpliwieniem. Po kilku kolejnych zdaniach, które usłyszałam z ust rzucającej w moją stronę niechętne spojrzenia kobiety, mogłam wywnioskować, że była to prywatna rozmowa.

– Przepraszam panią… – powiedziałam, lekko poirytowana.

Ona jednak zamiast odłożyć słuchawkę przycisnęła ją do ramienia i spojrzała na mnie, jakbym jej w czymś przeszkodziła.

– Szukam Antoniego Janiszewskiego.

– Kim pani jest dla pacjenta? – burknęła.

– Narzeczoną – odparłam bez wahania, a ona obrzuciła moją sylwetkę niechętnym spojrzeniem i zatrzymała wzrok na moich dłoniach.

– Nie widzę pierścionka – dopiekła mi.

Rzeczywiście nie miałam go na palcu, ale to przecież o niczym nie świadczyło. Fakt ten najwyraźniej zaważył jednak na opinii pielęgniarki, która w tym momencie zignorowała mnie całkowicie. Wstała ostentacyjnie z fotela i odwróciła się plecami, jak gdyby nigdy nic kontynuując rozmowę.

Byłam wściekła i już otwierałam usta, by powiedzieć jej do słuchu, ale w oddali zauważyłam Agatę. Ruszyłam w jej stronę, ale zatrzymałam się w pół kroku, widząc nienawiść w jej oczach. Stałyśmy tak przez moment, bez słowa przyglądając się sobie. Gdyby nie to, że właśnie pojawił się Daniel, nie wiem, jak mogłaby się zakończyć ta dziwna konfrontacja.

– Co z nim? – Uprzedził pytanie, które mnie samej nie chciało przejść przez usta.

Agata przeniosła na niego swoje pełne dezaprobaty spojrzenie.

– Jeszcze nic nie wiadomo – odpowiedziała sucho.

Wydawało się, że mówiła prawdę, choć unikała ze mną kontaktu wzrokowego, wyraźnie chcąc pokazać mi moje miejsce w szeregu.

„Czyżby ona nadal czuła coś do Antka?” – pomyślałam naraz, bo Agata zachowywała się, jakbym właśnie wkraczała na JEJ teren.

Wtedy zobaczyłam lekarza, podążającego w naszym kierunku albo raczej w stronę Agaty. Ich spojrzenia wskazywały, że dobrze się znają.

– Mam wiadomości o stanie zdrowia pacjenta. Państwo wszyscy jesteście z rodziny?

– Ja, doktorze – zaszczebiotała. – Jestem matką dziecka pacjenta – dodała dumnie, na co tamten posłał jej coś na wzór uśmiechu.

„Tylko że ja już znam całą prawdę i przede mną nie musi niczego grać czy nawet nieudolnie udawać!” – pomyślałam, rozżalona i wściekła jednocześnie.

– A ja jestem jego najlepszym przyjacielem – dopowiedział Daniel.

Wtedy wszystkie pary oczu skierowały się na mnie, jakby oczekując deklaracji czy choćby marnego wytłumaczenia, kim w istocie byłam dla mojego narzeczonego.

– A pani? – zapytał lekarz, żądając wyjaśnień.

– Jestem kobietą jego życia – wydukałam, od razu czując, jak głupio to zabrzmiało, ale jednocześnie dumnie zadzierając podbródek.

Podejrzewałam, jak na te słowa zareaguje Agata. Nie myliłam się. Z oczu kobiety posypały się iskry, które potwierdzały, że Antek wciąż nie był jej obojętny. Lekarz odchrząknął wymownie, na co przeszło mi przez myśl, że być może znów się przejęzyczyłam, co dość często jeszcze mi się zdarzało.

– Pacjent jest już przytomny – poinformował.

Poczułam niewyobrażalną ulgę, bo nadal nie wiedziałam nic poza tym, że stracił przytomność.

– Jednak jest coś, co bardzo mnie niepokoi – dodał wówczas, a ja na moment wstrzymałam oddech, bojąc się tego, co za chwilę mogło paść z jego ust.

– Pan Antoni stracił pamięć. Na razie nie wiemy, co jest tego przyczyną, ale robimy badania, by to ustalić.

„Co takiego? – pomyślałam, zszokowana tą nagłą wiadomością. – Jak to stracił pamięć?”.

– Muszę go zobaczyć – powiedziałam i ruszyłam w kierunku, z którego przyszedł lekarz.

– Chwileczkę. – Mężczyzna zastąpił mi drogę. – Wpuszczę panią pod jednym warunkiem.

Spojrzałam na niego, zniecierpliwiona.

– Proszę mu niczego nie przypominać. Najlepiej w ogóle nie wspominać o przeszłości – mogłoby to wywołać wstrząs.

Zaskoczyło mnie to, lecz chcąc wreszcie zobaczyć Antka, kiwnęłam tylko głową, zgadzając się na postawione mi warunki. Weszliśmy do sali, w której leżał mój ukochany. Był przytomny, ale bardzo blady. Obrzucił mnie zimnym, zupełnie obcym spojrzeniem.

– Dobrze się pan czuje? – zapytał go doktor.

Antek zerknął na towarzyszącego mi mężczyznę i ponownie przeniósł wzrok na mnie.

– Tak.

Gdyby nie fakt, że wyglądał zupełnie jak mężczyzna, którego kocham, pomyślałabym, że to nie on.

– Kim jest ta kobieta? – zapytał nagle.

Jego słowa sprawiły, że poczułam się dziwnie słabo. Przez moment pomyślałam, że Antek w ramach rewanżu za to, co sama mu zafundowałam, podając w wątpliwość jego szczerość, teraz żartował sobie ze mnie. Kiedy jednak dołączyła do nas Agata, a on rozpromienił się na jej widok, zrozumiałam, że mówił całkiem poważnie.

– Kochanie, kim jest ta dziewczyna? – ponownie zapytał, a kobieta, która tylko przez ułamek sekundy wydawała się zaskoczona, naraz spojrzała na mnie z wyraźnym triumfem w swych zimnych oczach.

– To nikt ważny. Nie przejmuj się, skarbie – odparła.

A ja pomyślałam, że to koniec…

ON

– Kim była ta dziewczyna? – zapytałem Agatę, która, choć zupełnie tego nie pojmowałem, wyraźnie unikała mojego spojrzenia.

Może się myliłem, ale albo była na mnie zła, albo starała się coś przede mną ukryć.

– Nikt ważny – powtórzyła, po czym lekko zmieszana dodała: – Może się pomyliła, wchodząc do twojej sali? A może to po prostu jedna ze studentek odbywających praktyki w tym szpitalu?

Wzruszyła przy tym beztrosko ramionami, posyłając mi czarujący uśmiech. Podejrzewałem, że robiła to na pokaz, byłem jednak pewien, że jej dziwne zachowanie wynikało ze strachu o moje zdrowie. Poza tym musiała być zmęczona i zestresowana, bo, jak dobrze znałem Agatę, siedziała tu i czekała na jakąkolwiek informację, odkąd nieprzytomny trafiłem na oddział. Agata była prawdziwym skarbem. Udowodniła mi to nieraz, chociażby opiekując się Zofią. A teraz także dla mnie była gotowa poświęcić wszystko i czuwać przy mnie choćby do rana. Tylko z kim zostawiła Bartka?

– Jedź lepiej do domu, do naszego syna – powiedziałem, trapiąc się nieco myślą, która naraz zaprzątnęła mój umysł.

Spojrzała na mnie, jakbym palnął coś głupiego. Następnie uśmiechnęła się jakoś nienaturalnie, a potem odparła:

– Bartuś jest pod dobrą opieką. Nie martw się.

Popatrzyłem na nią, zaskoczony, nie rozumiejąc, co chciała przez to powiedzieć. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, jak bardzo nie lubię, kiedy zostawia naszego synka z nieznanymi mi osobami. Zawsze udawało się nam tak organizować czas, by jedno z nas pod nieobecność drugiego mogło zostać z dzieckiem w domu.

„Bartek jest jeszcze za mały, by pozostawiać go pod opieką kogoś obcego” – pomyślałem, zaniepokojony.

– Agatko? – Chwyciłem jej dłoń, spoconą i zimną.

Kobieta wyglądała, jakby bardzo się czegoś bała, ale wyraźnie nie chciała o tym mówić. Pomyślałem, że pewnie martwił ją mój stan, choć przecież poza tym chwilowym zasłabnięciem naprawdę wszystko było w porządku.

– Jedź do domu i zajmij się naszym synem. Nie bój się o mnie, już nic mi nie grozi.

Agata niby patrzyła mi w oczy, ale wciąż sprawiała wrażenie nieobecnej. Sądziłem, że jak każda kochająca matka była po prostu rozdarta pomiędzy potrzebą bycia tu razem ze mną a chęcią powrotu do dziecka.

– No, jedź już – powtórzyłem łagodnie.

Szybko nachyliła się i pocałowała mnie tak, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek.

„Musiała się bardzo przestraszyć tym moim nagłym omdleniem. Nie pamiętam, by kiedykolwiek tak się bała. W ogóle – nagle dotarło do mnie – prawie niczego nie pamiętam…”.

ONA

Płakałam już bardzo długo, a Patrycja, cierpliwie to znosząc, wciąż trzymała mnie za rękę. Ona również, podobnie jak ja, nie do końca wierzyła w tę całkowitą utratę pamięci.

„Dlaczego miałby zapomnieć o mnie, a tę Agatę nadal pamiętać?” – zadawałam sobie w kółko to pytanie, a odpowiedź nie nadchodziła.

Patrycja, lojalna jak nigdy dotąd, kazała Danielowi jechać z powrotem do szpitala i ponownie porozmawiać z lekarzem. Twierdziła też, że dobrze byłoby, by spotkał się z Antkiem i sam przekonał się, co ze swego dotychczasowego życia pamięta jego przyjaciel. Daniel zrobił tak, jak chciała, choć wydawał się nie do końca przekonany. Wszedł do budynku w momencie, kiedy nabraliśmy pewności, że Agata kieruje się w stronę przystanku autobusowego. Zostałyśmy w samochodzie same.

– Nie mogę uwierzyć w to, co mnie ciągle spotyka – wyszeptałam, bo znów jak na zawołanie zachciało mi się płakać.

– Nie myśl o tym w ten sposób, bo zwariujesz – skwitowała.

Musiałam przyznać, że pozytywnie zaskakiwała mnie teraz swoją dojrzałością, choć jeszcze całkiem niedawno wręcz jej nie znosiłam.

– Nie wiem, czy potrafię to zrobić – odparłam szczerze, mając świadomość, że jeszcze przed paroma godzinami chciałam odebrać sobie życie.

– Musisz spróbować. – Wciąż patrzyła na mnie, zaniepokojona.

– A co, jeśli już nie mam dla kogo próbować…?

– Nie mów tak. Masz wciąż Antka.

Pociągnęłam głośno nosem i – pomimo tego, jak bardzo starałam się opanować wciąż cisnące się do oczu łzy – rozpłakałam się na dobre.

– Prawdopodobnie jego również straciłam. On mnie nie pamięta. Wymazał mnie definitywnie ze swojego życia – wykrztusiłam.

Kolejny raz przed oczyma pojawił mi się obraz zdziwienia na jego pobladłej twarzy, kiedy weszłam do sali, w której leżał. Może nie tyle się mnie obawiał – choć na początku i takie wrażenie odniosłam – ale z całą pewnością potraktował jak zupełnie obcą osobę. A jego pełne ciepła spojrzenie posłane w kierunku Agaty było ciosem prosto w moje i tak już złamane serce. Ta sytuacja zupełnie mnie przerastała.

– To musisz zrobić coś, co pozwoli, że sobie o tobie przypomni. – Dziewczyna wciąż nie rezygnowała z prób pocieszania mnie, ale jej mina ewidentnie wskazywała, że sama nie do końca wierzyła w to, co mówiła. – Poza tym – dodała, kiedy zauważyła, że przyglądam się jej uważniej – poczekajmy jeszcze, aż zjawi się Daniel. Może nie wszystko stracone.

„Obyś miała rację” – pomyślałam, choć niemal straciłam nadzieję, że będzie miał dla nas jakieś lepsze wieści.

***

Niestety, nie myliłam się. Daniel opowiedział nam szczegółowo o rozmowie z lekarzem, który postawił sprawę jasno: pacjent cierpiał na amnezję. Powiedział też, co już przecież wiedziałam, że przywoływanie na siłę wspomnień grozi pogorszeniem stanu Antka – dlatego pośpiech czy jakakolwiek forma presji z całą pewnością były w tej sytuacji niewskazane.

– Widziałeś się z nim? – zapytała Patrycja, której mina mogła świadczyć jedynie o tym, że, tak jak wcześniej podejrzewałam, powoli traciła nadzieję na szczęśliwy finał tej dziwnej historii.

– Tak – odparł i spojrzał na mnie, jakby obawiał się mówić dalej. Po chwili wyznał jednak: – Mnie również pamięta. Chociaż wydaje mi się, że trochę myli teraźniejszość z przeszłością. Na przykład mówiąc o obecnych zleceniach, ma na myśli takie, które zakończyliśmy wiele lat temu.

– Tylko o mnie zapomniał – powiedziałam cicho i jakby do siebie, zupełnie nie przywiązując wagi do reszty informacji.

– Przypomni sobie. – Patrycja znów próbowała mnie pocieszyć, ale wyraz twarzy Daniela w żaden sposób nie wyrażał choćby cienia optymizmu, którego wyczekiwałam jak cudu.

– Co ja mam teraz ze sobą zrobić? – wyrwało mi się.

Wtedy dotarło do mnie, w jakich tarapatach się znalazłam. Nie dość, że zostałam bez środków do życia, to być może wkrótce okaże się, że nawet nie będę miała gdzie mieszkać, bo Antek pewnie zamieszka ze swoją „rodziną” w naszym domu.

– Po prostu żyj dalej – odparła Patrycja. – Pomału wszystko się jakoś ułoży, zobaczysz.

Mówiła szczerze, byłam tego pewna, ale nie zmieniało to faktu, że sama nie potrafiłam tego zobaczyć. Wszystko bowiem zasnuła jakaś szara, gęsta jak poranna mgła poświata.

– Nie mam co ze sobą zrobić – narzekałam dalej, choć wzbudzanie litości nie było moim zamiarem. – Nawet nie mam gdzie mieszkać…

Prawdopodobnie mój lament zabrzmiał jak wołanie o pomoc, bo wtedy Daniel, który do tej pory zachowywał wobec mnie dystans, wreszcie się odezwał, zmienionym z emocji głosem:

– Przecież masz dom po matce.

Spojrzałam na niego smutno.

„W zasadzie tak – myślałam, niepocieszona. – Ale co miałabym zrobić, jeśli Antek zapytałby mnie, kim jestem i co robię w jego domu?”.

– A co, jeśli on zechce wprowadzić się tam ze swoimi bliskimi? – zapytałam więc Daniela.

– Bez obaw. Antek prawdopodobnie jutro wraca z Agatą do jej mieszkania – wypalił, zupełnie nie przeczuwając mojej reakcji.

Omal nie zemdlałam, co nie umknęło uwagi Patrycji, która spiorunowała chłopaka wzrokiem. Nie miałam pojęcia, że tak bardzo zaboli mnie ta w zasadzie oczywista wiadomość.

„Przecież mogłam to przewidzieć” – pomyślałam, bliska rozpaczy.

– Mógłbyś pomyśleć, zanim coś chlapniesz! – Patrycja nie kryła oburzenia.

To koniec. Byłam tego pewna.

ON

Nie mogłem zmrużyć oka w tym cholernym szpitalu. Nie czułem się obłożnie chory, a i ból głowy minął bezpowrotnie, więc uważałem, że tkwię tam bez wyraźnej potrzeby. Tym większą poczułem ulgę, kiedy wreszcie Agata przyjechała i zabrała mnie do domu. Wiedziałem jednak, że na upragniony wypoczynek będę musiał poczekać jeszcze przynajmniej do wieczora, kiedy Bartuś zaśnie.

Im bliżej mieszkania byliśmy, tym bardziej Agata wydawała się spięta. Najwyraźniej musiało ją to wszystko wiele kosztować, choć starała się tego przy mnie nie okazywać.

– Tata, tata! – Po otwarciu drzwi usłyszałem wyraźnie wołanie dziecka.

Zaskoczony, cofnąłem się o krok, by upewnić się, czy przypadkiem nie pomyliliśmy numerów. Głos, który usłyszałem, nie należał do mojego syna. W tej chwili chłopiec, przypominający nieco Bartka, ale o wiele starszy, wybiegł na korytarz, witając mnie promiennym uśmiechem.

– Tata, tata! – powtórzył chłopczyk, rzucając mi się na szyję.

Znieruchomiałem, ale po chwili objąłem malca, spoglądając jednocześnie na Agatę, która zrobiła się purpurowa.

„Co to wszystko ma znaczyć?” – myślałem gorączkowo.

– Dobrze, że wróciłeś. – Chłopiec odsunął się na moment i spojrzał mi w oczy, a potem ponownie mnie przytulił.

– Kochanie, idź już do siebie. – Agata wyraźnie unikała mojego wzroku. – Tatuś jest dzisiaj bardzo zmęczony i musi odpocząć.

Mały posmutniał, ale posłusznie poszedł w stronę swojego pokoju. To akurat pamiętałem, który to jego pokój. Jednak o ile nie miałem wątpliwości co do rozkładu mieszkania, to nie do końca byłem przekonany, kim było dziecko, które przed chwilą nazwało mnie tatą.

– Chyba czegoś tu nie rozumiem, Agatko… – powiedziałem, spoglądając na nią.

Wyraźnie czekała, aż chłopiec zniknie za drzwiami i odezwała się dopiero po chwili:

– Jakiś czas temu doznałeś urazu głowy. Lekarz powiedział, że prawdopodobnie wypadek spowodował zmiany w twoim mózgu, w efekcie czego trochę… pozapominałeś.

Patrzyłem na nią badawczo, próbując zrozumieć sens jej słów. O czym mogłem zapomnieć, skoro wydawało mi się, że pamiętałem wszystko doskonale? Choć rzeczywiście, co mi zgrzytało, mój syn w moich wspomnieniach był znacznie młodszy od chłopca, którego przed chwilą widziałem. Pamiętałem też ją samą, choć wydawało mi się, że miała inną fryzurę, może też kilka zmarszczek jej przybyło… Niemniej nie analizowałem tego dogłębnie, bo przecież nie od dziś wiadomo, że kobiety już tak mają – dość często eksperymentują ze swoim wyglądem. I niejednokrotnie, kiedy z domu wychodzi blondynka, to po kilku godzinach wraca brunetka albo ruda.

Nie wiedzieć czemu, ale na myśl o rudowłosej kobiecie zjeżyłem się odrobinę. Nic z tego nie rozumiałem. Mój odruch był dla mnie samego niezrozumiały, bo nigdy nic nie miałem do rudowłosych dziewczyn, a czasami wręcz wydawały mi się ponętne.

– Agata? – Chwyciłem ją w pasie, a ona po raz kolejny poczerwieniała.

– Wkrótce sobie wszystko przypomnisz.

Stojąca przede mną kobieta wydawała się bezbronna i przerażona. Podejrzewałem, że to ja ponosiłem winę za jej zachowanie, nie taką ją bowiem znałem. Zawsze była miła, ale stanowczo bardziej odważna i przebojowa. Tymczasem stojąca przede mną kobieta wydawała się zlękniona. Zupełnie jakby czytała w moich myślach, wspięła się na palce i przywarła do moich ust. Całowała mnie namiętnie, ale zaskoczyła mnie reakcja mojego ciała, które zwykle żywo odpowiadało na takie pieszczoty. Nie poczułem bowiem nic, poza dziwnym przeświadczeniem, że coś jest nie tak. Oderwałem się od niej, gdy jej dłonie sięgnęły do paska moich spodni.

Twarz Agaty wyrażała milion emocji. Mną natomiast owładnęła zwyczajna tęsknota za czymś naprawdę silnym – za dzikim pragnieniem, którego istnienie bardziej przeczuwałem, niż odczuwałem. Patrzyłem na nią w krępującym milczeniu, nie potrafiąc zrozumieć swojej własnej reakcji…

***

Chyba była na mnie zła, bo nie wiedzieć czemu wciąż unikała kontaktu wzrokowego, co mogło tylko potwierdzać moje przypuszczenia, że w ten właśnie sposób manifestowała swoje niezadowolenie. Nawet podczas kolacji, kiedy siedzieliśmy we troje przy jednym stole, zdawała się mnie nie zauważać, choć kilkakrotnie próbowałem do niej zagadnąć. Nietrudno było się domyślić, że zabolało ją odrzucenie przeze mnie jej zalotów. Próbowałem się jakoś tłumaczyć, ale nie było na to szans, bo jak tylko ją zagadnąłem, obróciła się na pięcie i pomaszerowała do Bartka, zostając tam do późnego wieczora. Rozumiałem jej wzburzenie, ale nie widziałem dobrego wyjścia z tej sytuacji, dlatego też skupiłem uwagę na moim synu. Był zupełnie inny, niż go zapamiętałem, tak więc czułem się tak, jakbym poznawał zupełnie obce mi dziecko.

„Tak bardzo chciałbym, aby te wszystkie utracone wspomnienia wróciły” – pomyślałem z westchnieniem. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym stracić tak wiele z jego dzieciństwa. Chłopiec z entuzjazmem opowiadał właśnie o swoim koledze z przedszkola, a ja nie mogłem się nadziwić, że ominęło mnie kilka lat z jego życia.

ONA

Czułam się bardzo samotna w tym wielkim, zupełnie pustym domu, który jeszcze nie tak dawno był naszym wspólnym domem. Moim i Antka. Musiałam pogodzić się z tym, że jego tu nie było, pomimo że wszędzie dopatrywałam się jego obecności – czułam jego zapach na poduszce, co chwilę natrafiałam na jakieś jego rzeczy, a każdy odnowiony fragment domu przypominał mi sytuacje, jak wspólnie obmyślaliśmy, jak powinno wyglądać nasze wspólne gniazdko.

Przepłakałam prawie całą noc, mając już tylko nadzieję, że kolejny dzień będzie dla mnie nieco mniej okrutny. A jednak się myliłam… Już o świcie, kiedy poszłam umyć zęby i zobaczyłam jego szczoteczkę do zębów stojącą obok mojej, na powrót zachciało mi się płakać. Dużo siły, której wciąż mi jednak brakowało, musiałam włożyć w próbę opanowania się i powstrzymania nieustannie cisnących się do oczu łez. Bez przerwy łapałam się na tym, że nasłuchuję jego kroków na tarasie czy warkotu silnika jego samochodu, który przecież stał teraz w moim garażu. „Antek musiał go tu odholować po tym, jak go rozbiłam” – pomyślałam, wzdychając ciężko pod wpływem kolejnych wspomnień.

Padliśmy ofiarą podstępu Briany i niefortunnych zbiegów okoliczności. Teraz jednak nie miało to większego znaczenia, bowiem nie mogłam cofnąć czasu. Czułam się przez to rozbita, a nawet winna. Dziś bardziej niż kiedykolwiek wcześniej wyrzucałam sobie, że nie dopuściłam Antka do głosu i nie wysłuchałam go. A potem z każdym dniem sprawy komplikowały się bardziej.

Antek nie przyjedzie. Musiałam wreszcie wbić to sobie do głowy, że Antek nie przyjedzie, bo inaczej niechybnie zwariuję. Rozważałam nawet możliwość powrotu do antydepresantów, bo po nich w istocie nie czułam bólu. Ilekroć jednak pomyślałam o tym, że to właśnie prawdopodobnie przez te silne leki straciłam moje dziecko, od razu odpędzałam od siebie tę pokusę chwilowego zapomnienia. Byłam na życiowym rozdrożu, ale musiałam sobie z tym poradzić, co traktowałam jak pokutę za swą głupotę.

***

Po południu przyjechała Patrycja. Oczywiście bez zapowiedzi, co nawet specjalnie nie dziwiło, bo była podejrzliwa i na każdym kroku mnie sprawdzała. Nic dziwnego, skoro próbowałam targnąć się na swoje życie. Nie prawiła mi jednak żadnych morałów, nie dawała złotych rad, które w tym przypadku na nic się zdawały. Chciała tylko zwyczajnie ze mną pogadać. I pobyć ze mną, jak przyjaciółka, którą w istocie z dnia na dzień się stawała.

– Masz jakieś plany na najbliższą przyszłość? – zapytała, a ja spojrzałam na nią z rozbrajającą bezradnością, starając się nawet nieznacznie uśmiechnąć.

– Nie… Nic sensownego nie przychodzi mi teraz do głowy – odparłam szczerze. – Do tej pory nie musiałam się tym martwić, bo tata zawsze dbał o moje interesy. Niebawem miałam razem z nim zająć się prowadzeniem firmy – powiedziałam głosem przepełnionym żalem i tęsknotą za ojcem i dawnym, beztroskim życiem, wiedzionym u jego boku. – Tyle że tata uparł się, bym wcześniej pojechała do Polski, do tego domu. Chciał tym wyjazdem odmienić moje życie i chyba mu się nawet udało, choć pewnie nie w tym kierunku, który by dla mnie wymarzył – powiedziałam ciszej, jakoś przesadnie dramatycznie, czego zupełnie nie planowałam, bo nie oczekiwałam litości.

– Masz jakieś wykształcenie? Może jakieś kursy ukończyłaś, by móc się rozejrzeć za pracą? – Patrycja patrzyła ze współczuciem, czego obawiałam się najbardziej.

Trudno było jednak nie wyczuć, że czułam się jak sierota, opuszczona przez cały świat.

– W Hiszpanii ledwie co ukończyłam wyższą szkołę pedagogiczną, choć nawet nie lubię dzieci. No i nie mam choćby najmniejszego doświadczenia w tej dziedzinie. Tata nalegał, abym się wreszcie jakoś określiła, co chcę robić w życiu. Na odczepnego wybrałam pierwszy na liście kierunek studiów, będąc pewną, że i tak ich nie skończę…

„Miałam wtedy ciekawsze zajęcia” – pomyślałam, zawstydzona, ale nie odważyłam się powiedzieć tego na głos.

Patrycja po raz kolejny spojrzała na mnie, wyraźnie zaskoczona. Pewnie powinno mi być wstyd, ale po prostu chciałam być z nią zupełnie szczera.

– Zapytam w szkole, w której pracuję, czy nie mają jakiegoś wolnego etatu – powiedziała z westchnieniem i cichą nadzieją w głosie. – Pewnie nie będzie to nic wielkiego, ale może załapiesz się na jakieś stanowisko w nauczaniu początkowym, bo ponoć brakuje im kadry – dodała, wyraźnie dumając nad tym, jak mi pomóc. – Może pieniędzy z tego wielkich nie będzie, ale jak to u nas mawiają: „Lepszy wróbel w garści niż gołąbek na dachu”.

– To nie takie proste… – westchnęłam.

– Dlaczego? – zdziwiła się. – Bo jeśli chodzi o to, że nie lubisz dzieci…

– Nie, nie o to – przerwałam jej.

– A co, obawiasz się, że nie poradzisz sobie z językiem? Mogłabym cię jeszcze podszkolić przez jakiś czas, a poza tym ostatnio radzisz sobie naprawdę świetnie…

– To też nie to. – Potrząsnęłam głową. – Przeszkodą może być mój dyplom. Kończyłam przecież studia w Hiszpanii, więc muszę zdobyć uprawnienia pozwalające mi na wykonywanie mojego zawodu na terenie Polski.

– Jeśli chodzi o pieniądze…

– Wyjątkowo nie. Muszę po prostu nostryfikować dyplom zdobyty na hiszpańskiej uczelni.

– Nostry… co?

– No-stry-fi-ko-wać – przesylabizowałam, gdyż nie byłam pewna, czy po raz kolejny się nie przejęzyczyłam. – Poza tym sama widzisz… wciąż miewam problemy z językiem, a ty próbujesz mi wmówić, że mogłabym uczyć tutejsze dzieci – westchnęłam.

– Eeej! – Patrycja chwyciła mnie za dłonie. – Myśl pozytywnie. I chociaż spróbuj aplikować o tę pracę. Kto wie, może pani dyrektor da ci szansę i coś dla ciebie znajdzie. Może na początek coś mniej wymagającego, do czego nie będą ci potrzebne te papiery.

Szczerze w to wątpiłam, ale musiałam przyznać, że ta dziewczyna wciąż mnie zaskakiwała. Widocznie naprawdę bardzo zależało jej na tym, by choć po części móc mi pomóc. Ciekawe tylko dlaczego? Przecież do niedawna mnie nie znosiła.

– Jesteś nauczycielką? – zapytałam, próbując podtrzymać temat, który być może był jedyną rzeczą, która nas w tej chwili łączyła.

Jednak na moje poniekąd proste pytanie Patrycja poczerwieniała na twarzy, uciekając przy tym wzrokiem, jakby czegoś się wstydziła.

– Nie – zaprzeczyła i wreszcie odważyła się na mnie spojrzeć. – Jestem sprzątaczką… Niestety, nie miałam tyle szczęścia i pieniędzy co ty, aby się wykształcić.

Zrobiło mi się bardzo przykro, że przez moje pytanie poczuła się niezręcznie. Poza tym uważałam, że nie ma nic złego w byciu sprzątaczką. Wierzę, że każdy ma jakieś zadanie do wykonania i najważniejsze, że jest dobry w tym, co robi. I czuje się szczęśliwy i spełniony.

– Przepraszam – powiedziałam cicho i ujęłam jej dłoń. – Nie chciałam zrobić ci przykrości. Poza tym uważam, że nie ma nic złego w byciu sprzątaczką. To zawód jak każdy inny – dodałam, na co twarz Patrycji wyraźnie się rozpromieniła. – Wiesz, jestem ci bardzo wdzięczna za to, że jesteś przy mnie. Choć w sumie nadal nie potrafię zrozumieć, dlaczego to robisz…

Spojrzała na mnie, a potem uśmiechnęła się ostrożnie, zupełnie jakby bała się zdobyć na prawdziwy uśmiech, a obdarowywała mnie jedynie jego mizernym cieniem.

– Wiesz, że na początku nawet cię nie lubiłam? Wkurzało mnie, że taka paniusia jak ty, która ma forsy więcej niż lodu podczas zimy, dostała takiego faceta jak Antek, radzącego sobie pod każdym względem, niezależnego finansowo, a w dodatku tak dziko seksownego! Kiedy jednak zobaczyłam cię w tym stanie, no, wiesz, gdy byłaś gotowa się zabić… I kiedy dowiedziałam się, co przeżyłaś…

– Nie musisz się nade mną użalać.

Dotknęłam jej dłoni, a ona wówczas tylko spojrzała na mnie smutno. Przez moment wydawało mi się, że w jej oczach zabłyszczały łzy.

– Też kiedyś straciłam dziecko – wydusiła drżącym głosem, wibrującym od straszliwych emocji, które właśnie w tej chwili malowały się na jej twarzy. – Tyle że ja dobrowolnie poddałam się aborcji. Byłam przerażona i zagubiona, a moi rodzice wmówili mi, że jestem za młoda na macierzyństwo, choć miałam prawie osiemnaście lat. To oni przekonywali mnie, że życie jest zbyt piękne, by przez jeden błąd… – tak określali moje nienarodzone dziecko – je sobie zmarnować. W końcu im uwierzyłam…

„Jak można zrobić coś takiego własnemu dziecku?! Jak oni mogli to zrobić?!” – nie mogłam w to uwierzyć, bo mój ojciec zawsze mnie wspierał, bez względu na to, w jakie tarapaty się władowałam.

– Dlatego kiedy powiedziałaś mi o swojej stracie, nie musiałam się nawet wysilać, by zrozumieć, co czułaś – dodała Patrycja smutno, pociągając przy tym nosem.

Patrzyłam na siedzącą na wprost mnie dziewczynę i pomimo że sama potrzebowałam wsparcia, to współczułam jej. Straszna historia… Okrutna i bolesna. Jak rodzice mogli jej to zrobić? Czy można dopuścić się takich okropności, jeśli się kogoś kocha? Byłam może trochę naiwna, ale naprawdę trudno było mi to zrozumieć.

Jej ból, choć wydawał się dotąd uśpiony, wciąż czaił się w zakamarkach jej duszy, rodząc żal i poczucie straty. Chyba to nas tak nieoczekiwanie zbliżyło do siebie – traumatyczne doświadczenia, z którymi same nie potrafiłyśmy się uporać. Nadal odczuwałam podwójne poczucie winy, które dzień po dniu, kawałek po kawałeczku, trawiło mnie od środka. Wystarczyło, że wróciłam wspomnieniami do leków, które miały pomóc mi po stracie mojego ukochanego ojca, a przez które straciłam moją maleńką Zosię. Tak naprawdę nie działałam nieodpowiedzialnie czy z premedytacją, bo po prostu nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Patrycja była chyba w gorszej sytuacji, bo nie zdecydował za nią ślepy los, tylko sama podjęła decyzję, choćby nawet po namowach rodziców. Choć innymi drogami obie dotarłyśmy w to samo miejsce, bez wsparcia bliskich, rodziny i bez szans na rychłe szczęśliwe zakończenie.

ON

Patrzyłem na swego syna i nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego nie pamiętam tych kilku lat z jego życia, które po prostu zniknęły z mojej głowy, jakbym w ogóle nie posiadał żadnych wspomnień z tego okresu. Agata zapewniała mnie, niezbyt przekonująco, ale jednak, że to minie. Mówiła też, że lekarz kazał się uzbroić w cierpliwość, a wszystko powinno wrócić do normy. Jednak pomimo jej zapewnień byłem bardzo zawiedziony, że tak wiele mi umknęło. I o ile nie miałem wyjścia i musiałem się pogodzić z tym, że na razie tak mało pamiętam, to jednak bardzo dziwiło mnie zachowanie Bartka. Zdawał się mocno podekscytowany moją obecnością w domu, dosłownie nie odstępował mnie na krok. Zachowywał się nienaturalnie, jakby te kilka dni pobytu w szpitalu były dla niego zbyt długą rozłąką, jakby co najmniej dawno mnie nie widział, choć nie było mnie raptem kilkadziesiąt godzin. Próbowałem go nawet dyskretnie wypytać, ale Agata mi to udaremniła, zręcznie zmieniając temat na taki, który sprawił, że jego oczy rozbłysnęły z podekscytowania.

– Już za dwa tygodnie idziesz do prawdziwej szkoły – powiedziała, a twarz Bartka wyraźnie się rozpromieniła.

– Tak! – Klasnął z zachwytem. – Bo ja już jestem takim dużym mężczyzną jak tata – odparł z dumą w głosie, a ja, ciesząc się razem z nim, pogłaskałem go po rozczochranej czuprynce.

Byłem, co prawda, nieco zaskoczony, że Bartuś idzie rok wcześniej do szkoły, a ja nawet nie pamiętałem tego, czy w ogóle rozmawialiśmy na ten temat i jakie wówczas miałem zdanie w tej kwestii. Niemniej teraz, gdy patrzyłem na tego szkraba, to wydawało mi się, że jest jeszcze za mały, że to dla niego ciut za wcześnie na tak duże zmiany w jego dziecięcym życiu. „Ale widocznie musieliśmy to wspólnie uzgodnić – pomyślałem nagle. – Bo przecież Agata nie podjęłaby tak ważnej decyzji bez mojej aprobaty”.

– Cieszysz się, synku? – zapytałem go.

Mały pokiwał entuzjastycznie główką, co pomimo niepokoju wywołanego tym, kolejnym zresztą, zapomnianym, ale jakże istotnym faktem wywołało uśmiech na mojej twarzy i nieco mnie uspokoiło.

Zauważyłem nagle, że Agata bacznie mnie obserwuje. Kiedy odkryła, że właśnie na nią zerkam, natychmiast odwróciła wzrok, a ja od razu zacząłem zastanawiać się, skąd w niej tyle niepewności. „Pewnie mieliśmy odmienne zdania na ten temat – gdybałem. – A teraz jest jej po prostu niezręcznie i nie chce przywoływać niemiłych wspomnień i towarzyszących im emocji”.

– No, to może wybierzemy się dziś do centrum handlowego, po niezbędne przybory? Może kupimy też nawet nowy plecak, co? – zaproponowałem, na co Bartek jak na zawołanie zaczął skakać z radości.

– Myślę, że to dobry pomysł – przyznała Agata i zaraz dodała: – Moglibyśmy po drodze wstąpić do autokomisu i jeszcze raz obejrzeć to auto, którego zakup rozważaliśmy. Co myślisz na ten temat? – zapytała, wpatrując się we mnie wyczekująco.

„Auto? To ja w ogóle planowałem kupić jakiś samochód?” – wciąż miałem mętlik w głowie i na każdym kroku odczuwałem, że poruszam się po omacku.

– Musimy mieć sprawny samochód, a ostatnio sam przyznałeś, że ten twój wypożyczony złomek na dłuższą metę nie bardzo nadaje się do podróżowania z dzieckiem – dodała i spojrzała wymownie na naszego syna, który najwyraźniej w ogóle nas nie słuchał, bo już bawił się na dywanie swoimi resorakami, naśladując przy tym dźwięki formuły jeden.

Z każdą chwilą dowiadywałem się czegoś nowego. Powoli docierało do mnie, że nie pamiętałem zupełnie nic, poza kilkoma ważniejszymi faktami z mojego dotychczasowego życia, a nawet nie miałem pojęcia, o jakim wypożyczonym aucie mówiła Agata. Po chwili zaczynałem zachodzić w głowę, czy w ogóle miałem wcześniej jakiś samochód, ale im częściej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej byłem niemalże pewien, że musiałem mieć jakiś środek transportu, skoro od lat prowadziłem firmę budowlaną.

– Antek, co ty na to? – Agata wciąż spoglądała na mnie wyczekująco.

Uśmiechnąłem się niepewnie, bo właśnie teraz, gdy próbowałem przywołać jakieś utracone wspomnienie, nawet przez chwilę nie poczułem się sobą. Jakby ktoś opowiadał mi o obcym facecie, w którego rolę musiałem się wcielić, a wciąż miałem za mało informacji, żeby zrobić to wiarygodnie. O frajdzie z tego mojego życia, które przypominało błądzenie we mgle, trudno było nawet mówić.

– Dobrze, skoro mówisz, że oboje to planowaliśmy – odparłem, w ciemno zgadzając się na wszystko.

Coś mi jednak nie grało. Coś w tym wszystkim się nie zgadzało…

***

Na parkingu autokomisu stało mnóstwo samochodów różnych marek, na oko grubo ponad setka. Agata z uroczym uśmiechem, który na ogół świadczył o tym, że bardzo jej na czymś zależało, zmierzała do czerwonego, sportowego i mocno stuningowanego opla. Nie chodziło mi o ten model, który może był nieco babski, co jakoś bym przełknął, ale z całą pewnością nie lubiłem tej marki, czułem to. Poza tym to auto jakoś średnio pasowało mi do roli bezpiecznego rodzinnego środka transportu. Agata twierdziła, że w czasie poprzedniej wizyty w autokomisie zachwycałem się nim, ale jakoś trudno mi w to było uwierzyć. Nagle moją głowę zaprzątnęła myśl, że na ogół kobiety lubią małe, zgrabne autka, a ta czerwona bestia nie była ani mała, ani nawet zgrabna. Z pewnością jednak przyciągała wzrok, co mogło się podobać Agacie, ale na pewno nie było w moim stylu. Aż oczy jej się świeciły na widok tego czerwonego cacka, co po raz kolejny nasuwało mi na myśl pytanie, czy w tej kwestii także byliśmy zgodni. Przyłapałem się na tym, że ukradkiem spoglądam na terenówkę, która na pewno dużo bardziej do mnie pasowała. Byłem pewien, że w tym aucie czułbym się bardzo komfortowo.

Pomimo wątpliwości, które mnie ogarnęły, choćby przez terenową toyotę, która dosłownie mrugała do mnie, bym zmienił zdanie co do zakupu, uległem presji Agaty, wierząc, że tak właśnie oboje zdecydowaliśmy, czego, oczywiście, kompletnie nie pamiętałem. Tak czy inaczej, po chwili pędziliśmy już czerwonym oplem, za którego kółkiem zasiadła Agata, przekonując mnie, że jestem jeszcze pod wpływem leków i prowadzenie samochodu nie jest w tej chwili wskazane. Patrzyłem więc na nią z fotela pasażera, obserwując jej niemal dziecięcą radość, choć to chyba ja powinienem być podekscytowany, bo podobno opel był spełnieniem moich marzeń, jak mi usilnie wmawiała. I nagle zacząłem zastanawiać się, jakie były stosunki między nami, bo nawet tego zdawałem się nie pamiętać. Zacząłem też zachodzić w głowę, dlaczego wciąż nie byliśmy małżeństwem.Przecież to oczywiste, że powinniśmy sformalizować nasz związek, choćby przez wzgląd na naszego syna. Ale w tej chwili uznałem, że to ani odpowiednie miejsce, ani pora, by o to dopytywać. Obiecałem sobie jednak, że wrócę do tematu.

– Super! – Agata wreszcie przestała się kontrolować i wyraźnie dała upust swemu szczęściu. – Jak tylko będziesz w stanie kierować tym autkiem, to sam się przekonasz, że dokonałeś właściwego wyboru.

Właśnie zaparkowała samochód w garażu podziemnym galerii handlowej, do której nas przywiozła.

„Mam nadzieję – pomyślałem, wciąż spoglądając z przekąsem na czerwonego opla. Na razie wydawało mi się, że uległem jedynie jej presji. – Kto wie, może jestem pantoflarzem?”. Po chwili stwierdziłem, że to do mnie niepodobne, choć bardziej to przeczuwałem, niż wiedziałem, bo właściwie nie miałem bladego pojęcia, jak naprawdę wygląda związek mój i Agaty.

ONA

Ależ to zacofany i zaściankowy kraj! Poszłam na to umówione przez Patrycję spotkanie w sprawie pracy nauczycielki w tej szkole, w której ona pracowała. Jednak zaraz po przekroczeniu progu sekretariatu wiedziałam, że mogę dać sobie spokój z tą robotą. Mawiają, by nie oceniać książki po okładce, ale w tym konkretnym przypadku to przysłowie zupełnie wzięło w łeb. Jak tylko zauważyłam już na samym wejściu te wszystkie sztywne jak kołki kobiety, ubrane niczym pozbawieni odrobiny radości życia ministrowie tego kraju, mogłam się domyślić, że mnie zbędą, już choćby przez wzgląd na mój wygląd, który wyraźnie odstawał od reszty pracowników tej szkoły. Podstarzała dyrektorka patrzyła na mnie z wyższością od samego wejścia do jej gabinetu. I właśnie ona, głowa tego „sztywniackiego gangu”, chyba była najgorsza.

Już na wstępie rozmowy o pracę powiedziała mi, co prawda, że etat, o który się ubiegałam, nadal jest wolny, ale tak jak podejrzewałam, postawiła mi sztywny warunek, bym mogła go zdobyć – nostryfikacja dyplomu. Cała procedura mogła przeciągnąć się do kilku miesięcy, a ja przecież potrzebowałam pracy od zaraz. O dziwo, chyba naprawdę brakowało im rąk do pracy, bo pomimo iż sam sposób jej patrzenia na mnie wyraźnie mówił mi, żebym dała sobie spokój, bo trzeba by być ślepcem, by nie zauważyć, że nie pasowałam do tego miejsca, to jednak zaproponowała mi coś, co dawało szansę na zarobienie kilku groszy. Nie było to nic wielkiego – do chwili uzyskania niezbędnego zaświadczenia miałam w ramach praktyki pomagać wykwalifikowanej nauczycielce, głównie służąc jej pomocą podczas zajęć gimnastycznych, co tylko poświadczało moje wcześniejsze odczucia związane z brakami językowymi. I w sumie nadal rozważałam możliwość, by od razu odpuścić sobie tę pracę, pomimo że była mi naprawdę potrzebna. Jednak coś mnie powstrzymywało przed podjęciem tej, być może pochopnej, decyzji. Może bodźcem do walki okazała się przykra świadomość, że ta niewielka suma pieniędzy, którą pożyczył mi Iago, już niebawem się skończy? Albo może poszłam za radą Patrycji, która spotkała mnie na korytarzu, kiedy wściekła jak osa ciskałam pod nosem wyszukane, aczkolwiek hiszpańskie przekleństwa, i przekonała mnie, bym skorzystała z nadarzającej się szansy i po prostu kupiła sobie kilka tych sztywniackich ubrań, w których paradowały tutejsze nauczycielki? Zasugerowała też, bym zrobiła coś ze swoją fryzurą, bo dyrektorka, która miała na głowie spaloną trwałą o wyglądzie rozgrzebanego gniazda, mogła być po prostu zazdrosna o moje piękne długie blond włosy.

Dodatkowo Patrycja użyła kolejnego, naprawdę przekonującego argumentu. Może rzeczywiście znalazła właściwą metodę, by przekonać mnie, że warto jeszcze zawalczyć o tę robotę? Mankamentem tej pracy była również odległość dzieląca mój dom od szkoły, ale przyjaciółka zaproponowała, że codziennie będę mogła dojeżdżać do niej autobusem, a potem resztę drogi pokonywać jej samochodem. Oszczędne rozwiązanie i miła perspektywa, bo w towarzystwie Patrycji nieco mniej doskwierała mi samotność, która była ostatnio moją główną bolączką, mimo iż innych mi nie brakowało.

– Musisz tylko spełnić kilka warunków, postarać się i zdobyć tę pracę – mówiła przekonująco, ale wciąż nie byłam pewna, czy będę w stanie dostosować się do tego upiornego miejsca.

Mimo wszystko pojechałam do najbliższej galerii handlowej i kupiłam kilka ubrań w sieciówkach. Miałam wyglądać jak sztywniak, a te właśnie pozbawione fantazji ciuchy jak dla emerytki były gwarancją tego, że nie będę wyróżniać się na tle ekipy nadskakującej szanownej pani dyrektor. Nie miałam jeszcze pewności, czy dostanę tę pracę, ale postanowiłam na wszelki wypadek być przygotowana. W czasie rozmowy rekrutacyjnej wypadłam chyba nieźle, bo na zadawane pytania odpowiadałam zaskakująco profesjonalnie, ale powtórzone trzykrotnie stwierdzenie, że trudno mi będzie nostryfikować dyplom, było jawną sugestią, że nie jestem mile widziana w murach tej szkoły, a zaproponowana forma współpracy była jedynie sytuacją tymczasową, awaryjną i o pełnym etacie mogłam sobie pomarzyć. O nadąsanej minie pani dyrektor już nawet nie wspomnę.

Tak czy inaczej, kupiłam dwie białe bluzki, w których czułam się jak w worku, spódnicę do kolan, która zapewne dodawała mi lat, i spodnie z kantem, do których opisu zwyczajnie zabrakło mi słów. Już sobie nawet zaczęłam wyobrażać, jak w tym będę wyglądać. Doszłam do wniosku, że jak skrzyżowanie uczennicy przed akademią z konserwatywną pensjonariuszką domu spokojnej starości. Miałam tylko nadzieję, że w tym wydaniu nie spotkam nikogo znajomego – oprócz Patrycji oczywiście – na co były spore szanse, bo wszyscy moi znajomi byli daleko stąd, a Antek zapomniał mnie bezpowrotnie…

„Co z włosami?” – zapytałam naraz samą siebie. Patrycja, mówiąc, żebym ogarnęła temat, sugerowała mi zapewne wizytę u fryzjera. Tylko jak miałam się za to zabrać, skoro prawdopodobnie już nie wystarczy mi na to pieniędzy? Fryzjerzy nie biorą przecież co łaska… Poszłam więc do łazienki, która znajdowała się na samym końcu ogromnego sklepu, i stanęłam przed lustrem. „Co teraz?” – pomyślałam, przyglądając się swemu przerażonemu odbiciu. Próbowałam nawet jakoś zaczesać te wszystkie moje niesforne kosmyki, tworząc nierzucający się nazbyt w oczy look. Na nic się to jednak zdało, bo moje włosy od zawsze trudno było ujarzmić i raczej nie pasowały do mojego wizerunku spokojnej i nudnej pani nauczycielki.

Westchnęłam i