Medyceusze. Mecenasi sztuki, tyrani, kochankowie - Strathern Paul - ebook

Medyceusze. Mecenasi sztuki, tyrani, kochankowie ebook

Strathern Paul

0,0

Opis

[PK]

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Znakomita monografia jednego z najsłynniejszych rodów włoskich, napisana przez znanego brytyjskiego historyka Renesansu. Przybliża niezwykłe, wypełnione chwalebnymi czynami, ale i okrutnymi zbrodniami dzieje kolejnych pokoleń Medyceuszy. Kierowali oni losami Florencji od XV w. do 1737 r. Wywarli niezatarty wpływ na oblicze włoskiego, a tym samym europejskiego Renesansu. Trudniąc się kupiectwem i bankierstwem, zgromadzili ogromny majątek, a następnie w wyniku korzystnie zawartych małżeństw, znaleźli się w gronie największych rodów Europy. Doprowadzili Florencję do rozkwitu, ale jednocześnie zmienili ją w państwo wybitnie autokratyczne. Z rodu Medyceuszy wywodziło się wielu znakomitych władców i papieży. Byli wśród nich także wielkiej klasy patroni sztuki, literatury i nauki. Tyrania, lubieżność, nepotyzm, rywalizacja wewnątrz klanu oraz zbrodnie Medyceuszy osiągnęły apogeum w XVII i XVIII w.

Książka dostępna w zasobach:

Biblioteka Publiczna Gminy Grodzisk Mazowiecki

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 561

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




MEDYCEUSZE

Spis treści

Ilustracje

Przywódcy i władcy Florencji z rodu Medyceuszy

Prolog: W samo południe

Pradawne początki

Powstanie domu bankowego Medyceuszy

Dziedzictwo Giovanniego

Kosma u władzy

Chwila prawdy

Medyceusze na wygnaniu

Zaranie humanizmu

Wschód spotyka Zachód

Sztuka odrodzona: jajowata kopuła i posąg człowieka

„Ojciec Ojczyzny”

Piero Podagryk

Książę renesansu

Morderstwo w katedrze

Platon na placach

Mistrz za mistrzem

Los się odwraca

Piramida marności

II Gigante - posąg biblijnych rozmiarów

Rzym - nowy dom Medyceuszy

Machiavelli trafia na godnego siebie

Rzym i lwi papież

Papież i protestant

Papiestwo zostaje w rodzinie

Ponure pokłosie

Arystokratyczne rządy

Medyceusze - europejska rodzina królewska

Ojcowie chrzestni naukowego renesansu

Koniec ojców chrzestnych?

Finał

Podziękowania

Źródła

Medyceusze

Paul Strathern

MEDYCEUSZE

MECENASI SZTUKI - TYRANI - KOCHANKOWIE

BELLONA Warszawa

Przełożyła Magdalena Rabsztyn

Tytuł oryginału

The Medici Godfathers of the Renaissance

Projekt okładki i stron tytułowych

Michał Bemaciak

Redaktor merytoryczny Ewa Grabowska

Redaktor prowadzący Zofia Gawryś

Redaktor techniczny Elżbieta Bryś

Korekta

Teresa Kępa

I

•I /

1 A.

Ob! 1 0-1 Q

© Copyright for the Polish edition by Domi Wydawniczy Bellona

Warszawa 2007 © Copyright for the Polish translation by Magdalena Rabsztyn Warszawa 2007

Copyright © Paul Strathem 2003

Paul Strathem has asserted his right under the Copyright, Designs and Patents Act 1988 to be identified as the author of this work.

Dom Wydawniczy Bellona prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za zaliczeniem pocztowym z rabatem do 20 procent od ceny detalicznej. Nasz adres: Dom Wydawniczy Bellona ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa Dział wysyłki: tel. (22) 45 70 306, 652 27 01

Fax (22) 620 42 71

e-mail: [email protected]

Internet: www.bellona.plwww.ksiegamia.bellona.pl

ISBN 978-83-1110631-4

dla Kathleen

Spis treści

Ilustracje

Przywódcy i władcy Florencji z rodu Medyceuszy

Prolog: W samo południe

Pradawne początki

Powstanie domu bankowego Medyceuszy

Dziedzictwo Giovanniego

Kosma u władzy

Chwila prawdy

Medyceusze na wygnaniu

Zaranie humanizmu

Wschód spotyka Zachód

Sztuka odrodzona: jajowata kopuła i posąg człowieka

„Ojciec Ojczyzny”

Piero Podagryk

Książę renesansu

Morderstwo w katedrze

Platon na placach

Mistrz za mistrzem

Los się odwraca

Piramida marności

II Gigante - posąg biblijnych rozmiarów

Rzym - nowy dom Medyceuszy

Machiavelli trafia na godnego siebie

Rzym i lwi papież

Papież i protestant

Papiestwo zostaje w rodzinie

Ponure pokłosie

Arystokratyczne rządy

Medyceusze - europejska rodzina królewska

Ojcowie chrzestni naukowego renesansu

Koniec ojców chrzestnych?

Finał

Podziękowania

Źródła

Spis treści

9

Ilustracje

Ilustracje Kolorowe

Jacopo da Pontormo, portret Cosimo de’ Medici (Kośmy), ok. 1518-1519 r., Galleria degli Uffizi, Florencja (akg-images/Erich Lessing).

Piero della Francesca, Federigo da Montefeltro, książę Urbino, ok. 1460-1475 r., Galleria degli Uffizi, Florencja (akg-images/Erich Leasing).

Fra Filippo Lippi, Madonna z dzieciątkiem, 1452 r., Palazzo Pitti, Florencja (akg-images/Orsi Battaglini).

Sandro Botticelli, Wiosna, ok. 1477-1478 r., Galleria degli Uffizi, Florencja (akg-images/Erich Lessing).

Rafael, Papież LeonXoraz kardynałowie Luigi de "Rossi i Giulio de"Medici, 1517-1518 r., Galleria degli Uffizi, Florencja (akg-images/Rabatti-Domingie).

Michal Anioł (Michelangelo Buonarroti), Sąd Ostateczny, 1536-1541 r., kaplica Sykstyńska, Watykan (akg-images).

Peter Paul Rubens, Marie de Medicis, ok. 1622-1625 r., Museo del Prado, Madryt (akg-images).

Justus Sustermans, Ferdinando IIde"Medici (Ferdynand), Galleria Palatina, Florencja (© 1990 Galleria Palatina/Photo Scala, Florencja; za zgodą Ministerstwa Dóbr Kultury i Działalności Kulturalnej}.

Ilustracje Czarno-białe

Lorenzo de’ Medici (Wawrzyniec), XV lub XVI wiek, prawdopodobnie według modelu Andrei Verrocchiego i Orsina Benintendiego (kolekcja Samuela H. Kressa, National Gallery of Art, Waszyngton)

Kopia mapy znanej jako Carta della Catena przedstawiającej Florencję ok. 1480 r. Museo di Firenze com’era (© 1990 Photo Scala, Florencja)

Agnolo Bronzino, portert Giovanniego di Bicci de’ Medici, Museo Mediceo, Florencja (© 1990 Museo Mediceo/Photo Scala, Florencja; za zgodą Ministerstwa Dóbr Kultury i Działalności Kulturalnej).

Palazzo della Signoria (obecnie Palazzo Vecchio) i Loggia dei Lanzi, Florencja (akg- images /Orsi Battaglinl).

Santa Maria del Fiore, kopuła zbudowana przez Filippa Brunelleschiego (akg-images/Rabatti-Domingie).

Donatello, Dawid, ok. 1430 r., Museo Nazionale del Bargello, Florencja (akg-images/Erich Lessing).

Ghirlandaio, fragment Zatwierdzenia reguły zakonu Franciszka z Asyżu przez papieża Honoriusza III, ok. 1483-1485 r. Cappella Sassetti, S. Trinitä, Florencja (akg- images/Rabatti-Dom ingie).

Portert Pico della Mirandoli, kolekcja Gioviana, Galleria degli Uffizi, Florencja (© 1990 Gioviana Collection, Galleria degli Uffizi/Photo Scala; za zgodą Ministerstwa Dóbr Kultury i Działalności Kulturalnej).

Fra Bartolomeo, portret Girolamo Savonaroli, Museo di San Marco, Florencja (akg-images/Erich Lessing).

Egzekucja Girolamo Savonaroli na Piazza della Signoria (w 1498 r.), malarz nieznany, Museo di San Marco, Florencja (akg-images/Rabatti-Domingie).

Michał Anioł, Dawid 1536-1541 r., Galleria dell’Accademia, Florencja (akg-images/Erich Lessing).

Santi di Tito, portret Niccoló Machiavellego, Palazzo Vecchio, Florencja (akg-images/Rabatti-Domingie).

W. Huber, Trzej landsknechci 1515 r. (akg-images).

Matthaus Merian, Castel Sant’Angelo, Rzym (miedzioryt), ok. 1650 r. (akg-images).

Georgio Vasari, Oblężenie Florencji ok. 1560 r., Palazzo Vecchio, Florencja (akg-images/Rabatti-Domingie).

Angolo Bronzini, portert Alessandra de’ Medici, Museo Mediceo, Florencja (© 1990 Museo Mediceo/Photo Scala, Florencja; za zgodą Ministerstwa Dóbr Kultury i Działalności Kulturalnej).

Benvenuto Cellini, Kosma I de’ Medici, posąg z brązu 1545-1548 r., Museo Nazionale del Bargello, Florencja (akg-images/Rabatti-Domingie).

Szesnastowieczny portret Katarzyny Medycejskiej, Szkoła Francuska, Musee du Louvre, Paryż (akg-images/Erich Lessing).

Ottavio Leoni, Galileusz, kolorowy rysunek, Biblioteca Marucelliana, Florencja (akg-images).

Popiersie Gian Gastone de’ Medici, Galleria degli Uffizi, Florencja (© 1990 Galleria degli Uffizi/Photo Scala; za zgodą Ministerstwa Dóbr Kultury i Działalności Kulturalnej).

Drzewo genealogiczne rodu Medyceuszy

Przywódcy i władcy Florencji z rodu Medyceuszy

Kosma, Ojciec Ojczyzny (Cosimo Pater Patriae)

1434-1464

Piero Podagryk (Piero di Cosimo)

1464-1469

Wawrzyniec Wspaniały (Lorenzo II Magnifico)

1469-1492

Piero Nieszczęsny

1492-1494

[reżim republikański, w tym Savonarola]

1494-1512

Giovanni (później Leon X)

1512-1513

Giuliano, książę Nemours

1513

Wawrzyniec, książę Urbino

1513-1519

Giulio (później Klemens VII)

1519-1523

Ippolito i Alessandro pod kuratelą kardynała

Passeriniego

1523-1527

[reżim republikański, w tym Republika Chrystusa]

1527-1530

Alessandro

1531-1537

Kosma I

1537-1574

Francesco

1574-1587

Ferdynand I

1587-1609

Kosma II

1609-1621

Ferdynand II

1621-1670

Kosma III

1670-1723

Gian Gastone

1723-1737

Jeśli przyjrzymy się wszystkim książętom z rodu Medyceuszy, odczujemy respekt i szacunek, a jednocześnie ogarnie nas zadziwienie i przerażenie. By ich poważać i doceniać, musimy pamiętać o ich hojności, szczodrobliwości, mądrości politycznej oraz wsparciu dla nauki. By patrzeć na nich z przerażeniem i zdziwieniem, wystarczy tylko posłuchać o niezaprzeczalnych zbrodniach, jakich dopuścili się w życiu prywatnym.

John Boyle, hrabia Cork i Orrery, przyjaciel poety Aleksandra Pope’a i pierwszy brytyjski rezydent we Florencji w 1755 r.

Prolog: W samo południe

Jest niedziela, dwudziesty szósty kwietnia 1478 roku, nad dachami Florencji rozlega się bicie kościelnych dzwonów. Wawrzyniec Wspaniały (Lorenzo de’Medici) w towarzystwie swoich ulubionych dworzan zmierza przez barwny tłum do katedry Santa Maria del Fiore.

Dwudziestodziewięcioletni Wawrzyniec jest głową rodu Medyceuszy, który pod pozorami republikańskiej demokracji wraz z sojusznikami i za pomocą potężnej machiny politycznej kontroluje Florencję.?Tu, wśród bogactwa i przepychu tego najbardziej postępowego miasta Włoch, dawny, skupiony na Bogu świat epoki średniowiecza z wolna ustępuje miejsca nowemu, ufnemu we własne siły światu humanizmu. (Dom bankowy Medyceuszy, mający biura i przedstawicieli we wszystkich głównych ośrodkach handlowych od Londynu po Wenecję, jest najbardziej majętną i szanowaną instytucją finansową Europy. Nawet niedawna utrata prowadzenia lukratywnych rachunków papieskich na rzecz florenckich rywali, rodziny Pazzich, to tylko drobne niepowodzenie. Dochody domu bankowego Medyceuszy uczyniły z Florencji jeden z architektonicznych i kulturalnych cudów Europy, co pozwala rodzinie dawać zlecenia takim artystom, jak Donatello, Botticelli i Leonardo da Vinci. Jednak nawet pośród takich geniuszy to nie kto inny jak sam Wawrzyniec uosabia nowy humanizm renesansu. Nie bez powodu nosi przydomek il magnifico - jest faktycznym, choć nie nominalnym księciem Florencji, a jego poplecznicy pragną, by był ojcem chrzestnym ich pierwszego potomka płci męskiej. Wawrzyniec postrzega swoje rządy jako świętowanie: o ludzi zabiega uroczystościami i zabawami. Gdy zamawia wielkie dzieła sztuki - oczywiste, że ma wyśmienity gust - rozumie artystów, których zatrudnia, dodaje im odwagi, by osiągali mistrzostwo we własnym, charakterystycznym dla każdego z nich stylu, a oni w sprawach sztuki szanują go jak równego

Lorenzo de’Medici (Wawrzyniec Wspaniały)

sobie, ^am jest znakomitym muzykiem, sportowcem i szermierzem, zna się na filozofii i wkrótce zostanie jednym z najlepszych włoskich poetów swojej epoki, a mimo to z dumą mówi o sobie, że jest człowiekiem ludu -jego strój nie jest tak bogato zdobionyjjak szaty wielu innych florenckich notabli^ Istotnie, poza aurą wynikającą z jego ukrytej władzy, wygląda dość nieciekawie. Najbardziej znany wizerunek - malowane terakotowe popiersie wykonane przez Verrocchia - przedstawia zadziwiająco grubo ciosaną, zachmurzoną twarz: wydatny nos Medyceuszy i wystającą dolną wargę, ciężkie powieki i szerokie, acz dziwnie niezmysłowe usta o wąskich wargach. Trudno wyczuć wyjątkowego człowieka, obserwując nieruchome rysy popiersia, choć bez wątpienia ożywione potęgą jego osobowości promieniowały nieodpartym magnetyzmem, dzięki któremu był tak atrakcyjny seksualnie, jak też budził niekłamany zachwyt filozofów, artystów, a nawet ludu.

Gdy nad miastem rozlega się bicie dzwonów, Wawrzyniec i jego świta docierają do końca Via Larga i. wchodzą na plac przed katedrą. Przed nimi rysuje się kopuła projektu Brunelleschiego, będąca być może najświetniejszym osiągnięciem architektury wczesnego renesansu; większa od niej jest jedynie kopuła rzymskiego Panteonu, zbudowana tysiąc lat wcześniej - dopiero teraz Europa zaczyna doganiać wielkość swej przeszłości. Wawrzyniec i jego przyjaciele wchodzą do chłodnego, ciemnego wnętrza katedry.

Za nimi, na Via Larga, młodszy brat Wawrzyńca, Giuliano, stara się go dogonić, utykając z powodu bolesnego ataku ischiasu. Towarzyszy mu Francesco de’ Pazzi wraz ze swoim przyjacielem Bemardo Bandinim. Francesco po koleżeńsku otacza ramieniem kuśtykającego Giuliana, pomagając mu iść, i zapewnia, że nie ma potrzeby się śpieszyć. Żartobliwie ściska Giuliana, zauważając, że pod barwnym kaftanem nie ma kolczugi. Gdy dochodzą do kościoła, Giuliano widzi, że jego brat Wawrzyniec już stoi przed głównym ołtarzem, w otoczeniu przyjaciół i dwóch księży, w jednym z nich Giuliano rozpoznaje nauczyciela rodziny Pazzich. Msza się rozpoczyna i Giuliano de’ Medici postanawia zostać przy drzwiach z Francesco de’ Pazzim, Bemardo Bandinim i jego towarzyszami. Odpowiedzi chóru rozchodzą się po wysokim, rozbrzmiewającym echem wnętrzu katedry, pod niebotyczną kopułą, a potem śpiewnie recytujące głosy milkną i prowadzący mszę ksiądz przygotowuje się do odprawienia sumy. Dzwonek w zakrystii góruje nad szmerem rozmów, które toczą zebrani, lecz oni również cichną, gdy przed głównym ołtarzem ksiądz wznosi hostię.

W chwili, w której ksiądz podnosi hostię, jednocześnie dzieją się dwie rzeczy. Przy drzwiach Bemardo Bandini błyskawicznie dobywa sztyletu, obraca się i wbija go w głowę Giuliana de’ Medici z taką siłą, że w bryzgach krwi rozłupuje mu czaszkę. Następnie Francesco de’ Pazzi dźga upadające ciało Giuliana, godząc w nie raz za razem jak opętany. Jest tak nieprzytomny z wściekłości, gdy rzuca się na ciało Giuliana, że oślepiony krwią wbija sztylet we własne udo.

W tym samym momencie przed głównym ołtarzem dwaj księża, stojący za Wawrzyńcem, prędko wyciągają sztylety spod sutann. Jeden kładzie dłoń na ramieniu Wawrzyńca, przygotowując się do zadania mu ciosu w plecy, lecz ten odwraca się i czubek opadającego ostrza tylko przecina mu skórę szyi. Zataczając się do tyłu, zrywa z siebie płaszcz i okręca go wokół przedramienia, tworząc tarczę, a jednocześnie drugą ręką dobywa szpady. Dwaj księża z nadal podniesionymi sztyletami wycofują się przerażeni. Wokół Wawrzyńca natychmiast gęstnieje tłum, rozlegają się krzyki i świst stali - jego towarzysze wyciągają szpady, ochraniając go, gdy przeskakuje nad balustradą oddzielającą ołtarz od nawy i biegnie do otwartych drzwi zakrystii. Bemardo Bandini zostawił już dogorywającego Giuliana de’ Medici i z wyciągniętą szpadą przepycha się przez wiernych. Próbuje odciąć Wawrzyńcowi drogę ucieczki, lecz przyjaciel Medyceusza, Francesco Nori rzuca się pomiędzy nich i Bandini przebija go jednym pchnięciem, zabijając na miejscu. Pośród całego zamieszania jeszcze jeden z przyjaciół zostaje raniony w rękę i zanim Bandini zdoła się im wyrwać, Wawrzyniec i jego świta wpadają do zakrystii, zatrzaskując ciężkie drzwi z brązu.

Wawrzyniec dotyka szyi - czuje płynącą krew, ale to tylko powierzchowna rana. Antonio Ridolfi, który stoi obok niego, impulsywnie rzuca się, chwyta go za ramiona i nachyla tak, jakby całował go w szyję. Wawrzyniec jest świadom, że przyjaciel wysysa i wypluwa krew z rany - sztylet księdza mógł być zatruty. Nawet przez brązowe drzwi słychać poruszenie wśród wiernych, dobiegają ich płacze i krzyki. Wawrzyniec zrywa się, wołając: - Giuliano? Jest bezpieczny? - Przyjaciele patrzą po sobie, żaden nie odpowiada.

W chaosie panującym w katedrze zabójcy Giuliana i dwaj księża znikają w tłumie, podczas gdy wśród zgromadzonych przed świątynią rozchodzą się wszelkie możliwe plotki. Niektórzy mówią, że wielka kopuła się zawaliła i ludzie biegną, szukając schronienia w domach; inni domagają się, by wpuszczono ich do katedry; większość zdezorientowana stoi w grupach, pocieszając roztrzęsionych i plączących. Po kilku minutach, kiedy nic więcej się nie dzieje, przyjaciele Wawrzyńca wyprowadzają go przez boczne drzwi katedry i prędko wiodą ku bezpiecznemu Palazzo Medici.

Jednak zaledwie pół kilometra dalej inna część spisku toczy się zgodnie z planem. Arcybiskup Salviati, przywódca drugiej grupy konspiratorów, wchodzi do Palazzo della Signoria, siedziby rady miejskiej, w towarzystwie współspiskowca, Jacopo Braccioliniego i kilku innych towarzyszy. Arcybiskup prosi o spotkanie z gonfalonierem, nominalnym władcą Florencji - informuje strażnika, że ma ważną wiadomość dla gonfaloniera Cesare Petrucciego od papieża Sykstusa IV. Gdy strażnik wchodzi po schodach do pokoi gonfaloniera, orszak arcybiskupa cicho wsuwa się przez drzwi pałacu. Stanowi dość dziwaczną gromadę jak na świtę kościelnego dostojnika: stroje służących słabo maskują grube, przerażające rysy twarzy - w rzeczywistości są to uzbrojeni po zęby najemnicy z Perugii.

Gonfalonier Petrucci spożywa swój południowy posiłek z ośmioma innymi członkami Signorii, gdy wchodzi strażnik i przekazuje wiadomość. Petrucci prosi, by arcybiskupa zaprowadzono do głównej sali przyjęć, jego towarzysze mogą poczekać w korytarzu, natomiast pozostałych członków świty należy wpuścić do pobliskiej kancelarii. Wracając do posiłku, Petrucci ledwie rejestruje daleką wrzawę na ulicach.

Kiedy w końcu gonfalonier Petrucci wchodzi do sali przyjęć i ujmuje dłoń arcybiskupa, zauważa, że ta drży - Salviati musi być chyba czymś poruszony. Gdy arcybiskup zaczyna przekazywać papieską wiadomość, jąka się tak bardzo, że ledwie można go zrozumieć; krew odpływa mu z twarzy, a spojrzenie biegnie ku drzwiom. Kiedy Petrucci robi się podejrzliwy i woła straż, arcybiskup natychmiast rzuca się do drzwi, wołając do swych czekających na korytarzu towarzyszy, by przyzwali perugij-skich najemników.

Lecz Perugijczycy nie mogą przybyć - drzwi kancelarii, do której ich zaprowadzono, nie można otworzyć od środka. Słychać, jak walą w drewniane odrzwia, wrzeszcząc, by ich wypuszczono. Gdy tylko gonfalonier Petrucci pojawia się na korytarzu, towarzysz arcybiskupa, Jacopo Bracciollini przyskakuje do niego, dobywając broni, lecz gonfalonie-rowi udaje się złapać go za włosy i przewrócić na podłogę. Chwytając pierwsze narzędzie, jakie mu wpadło w oczy, gonfalonier odgania arcybiskupa i jego towarzyszy metalowym rożnem. Słychać, że Perugijczycy wyłamują drzwi kancelarii, więc Petrucci i jego towarzysze rzucają się ku wejściu na wieżę, przytrzymując ciężkie drzwi i gorączkowo mocując zamykające je łańcuchy. Biegną po schodach i biją w dzwon, którego grzmiące tony rozchodzą się nad dachami miasta - to zwyczajowe ostrzeżenie, przywołujące w sytuacjach kryzysowych wszystkich obywateli na Piazza della Signoria.

Wkrótce zaniepokojony tłum zbiera się na wielkim placu, podczas gdy bicie dzwonu nadal rozbrzmiewa nad miastem. Nagle Jacopo de’ Pazzi, jeden z przywódców spisku, wychodzi z bocznej uliczki, prowadząc kolumnę ponad stu uzbrojonych ludzi, którzy zaczynają krzyczeć: Popolo e Liberta! (lud i wolność), zwyczajowy florencki slogan rewolty przeciw despotycznym rządom. Uzbrojeni ludzie jeżdżą na koniach po placu, zachęcając zgromadzonych, by się przyłączyli, lecz ci są podejrzliwi. Wtedy z wysokiej wieży gonfalonier i jego towarzysze zrzucają kamienie na Jacopo de’Pazziego i jego ludzi, którzy szybko wyczuwają, że podejrzliwość tłumu zamienia się w gniew przeciwko nim.

Tymczasem grupa kilkudziesięciu uzbrojonych jeźdźców wyjeżdża z bocznej uliczki od północnej strony placu, od strony Palazzo Medici. To zwolennicy Medyceuszy, przepychający się przez tłum ku Palazzo della Signoria, gdzie zsiadają z koni, dobywają broni i wdzierają się do środka. Wpadają na górę i rzucają się na Perugijczyków, szybko zabijając ich pikami i szpadami. W kilka minut później wyłaniają się z pałacu, niosąc na wysoko uniesionych pikach odcięte i kapiące krwią głowy Perugijczyków. Zniechęcony Jacopo de’ Pazzi oraz jego ludzie odwracają się i wschodnimi uliczkami wyjeżdżają, by skryć się w Palazzo Pazzi.

W całym mieście panuje chaos, krążą pogłoski: zawiązano spisek, Wawrzyńca zadźgano, rodzina Pazzich prowadzi armię, by zaatakować miasto... Makabryczny widok odciętych głów Perugijczyków szybko wzbudza w tłumie żądzę krwi. W gniewie i strachu pokrzykujące grupki biegną po ulicach, szukając członków rodziny Pazzich oraz ich zwolenników, atakując rzeczywistych i wyobrażonych wrogów, podczas gdy inni śpieszą ku Palazzo Medici. Czy Wawrzyniec jest żywy, czy martwy? Kto ich poprowadzi? Kto ocali miasto w godzinie niebezpieczeństwa? Wawrzyniec zostaje nakłoniony do wyjścia na balkon Palazzo Medici. Tłum przyjmuje jego pojawienie się wiwatami, a jednak jest zatrwożony, ponieważ Wawrzyniec ma obandażowaną szyję, a strój zabryzgany krwią.

Wawrzyniec przemawia do Florentczyków z balkonu, mówiąc im, że rodzina Pazzich zawiązała spisek mający na celu obalenie legalnych władz miasta. Zapewnia morze twarzy, że spisek się nie powiódł, że choć jego brat Giuliano został zamordowany przez konspiratorów, to on jest bezpieczny, został tylko lekko ranny. Nie ma powodu do paniki - wszyscy powinni zachować spokój, nikomu nie wolno samowolnie wymierzać sprawiedliwości ani próbować się mścić; wrogowie miasta zostaną odszukani i zajmą się nimi władze. Lecz próbą uspokojenia tłumu przez Wawrzyńca przynosi odwrotny skutek, gawłfedź, czując się bezpiecznie, postanawia znaleźć winnych - spiskowców n$b ich przyjaciół bądź sojuszników. Ludzie rozbiegają się grupkami po mieście żądni krwi.

W Palazzo Pazzi znajdują Francesca de’ Pazzi leżącego w łóżku z raną uda, którą nieumyślnie sam sobie zadał. Nagi zostaje wyciągnięty z łóżka, powleczony ulicami do Palazzo della Signoria i w górę po schodach do pokoi gonfaloniera. Tu Petrucci przejmuje sprawę, wydając surowy wyrok: nakazuje bezzwłocznie powiesić Francesca de’ Pazzi. Nagiemu, z krwią kapiącą z rany w nodze, zarzucają pętlę na szyję, drugi koniec sznura mocno przywiązują do metalowej szczebliny okiennej, a potem wypychają Francesca za okno. Tłum wiwatuje i wygwizduje huśtające się ciało, które skręca się w agonii pod oknem wykuszowym. Teraz kolej na arcybiskupa Salviatiego, który zostaje przywleczony przed oblicze gonfaloniera, nadal mając na sobie purpurowe szaty - on też, z pętlą wokół szyi i rękoma mocno związanymi na plecach skórzanym paskiem, zostaje wypchnięty przez okno. Arcybiskup dynda na stryczku; rozpaczliwie próbuje się uratować, starając się uchwycić zębami zwisające obok nagie ciało, a podniesione głowy ryczą z zachwytu.

Przez kilka następnych dni motłoch wałęsa się po mieście, mszcząc się na każdym, kogo uzna za winnego. Dwaj księża, którzy próbowali zamordować Wawrzyńca, zostają odnalezieni w Badii, opactwie benedyktyńskim znajdującym się niedaleko Palazzo Pazzi - są natychmiast wywleczeni na ulicę, obdarci z sutann, wykastrowani, a potem zlinczowani. Wiele jest takich makabrycznych przykładów wściekłości tłumu, gdy zwycięzcy wyładowują złość na pokonanych i wyrównują stare rachunki; według Machiavellego, piszącego niecałe pół wieku później swoje Historie florenckie, zginęło tyle osób, że ulice zapełniały członki pomordowanych.

Wiadomości o nieudanym spisku Pazzich wkrótce docierają do Rzymu, gdzie rozjuszyły papieża Sykstusa IV, który popierał konspiratorów

- zwłaszcza gdy dowiedział się, że jeden z jego arcybiskupów został powieszony w duchownych szatach. To przecież świętokradztwo! Wydana zostaje papieska bulla nakładająca ekskomunikę na Wawrzyńca, określonego mianem „dziecięcia niegodziwości i oseska potępienia”, a towarzyszy temu interdykt zakazujący odprawiania mszy we wszystkich kościołach całej Republiki Florencji. Po porozumieniu się z sojusznikiem, królem Neapolu, i powołaniu się na łączący ich traktat, papież oświadcza, że Neapol i Państwo Kościelne wypowiadają Florencji wojnę.

Tymczasem we Florencji Wawrzyniec Wspaniały zachowuje się z typowym dla siebie rozmachem - uznaje, że klęskę spisku Pazzich należy uczcić z wielką pompą. Dokłada starań, by Rada Ośmiu (komitet policji politycznej i sędziów) dowiedziała się, iż pragnie on, by triumf nad spiskowcami został uwieczniony w sztuce. W następstwie tego Rada Ośmiu wzywa Sandro Botticellego, ulubionego artystę Wawrzyńca, i składa u niego hojne zamówienie: za czterdzieści złotych florenów namaluje na murze przy bocznej fasadzie Palazzo della Signoria wielki fresk upamiętniający niedawne wydarzenia. Zgodnie z florenckim zwyczajem malowidło będzie przedstawiać osiem wizerunków przywódców spisku

- ci, których złapano, będą mieć wokół szyi pętle świadczące o sposobie, w jaki zostali ukarani, podczas gdy Bemardo Bandini, człowiek, który pierwszy dźgnął nożem brata Wawrzyńca i zdołał uciec, zostanie namalowany do góry nogami, powieszony za stopę. Pod każdym z tych portretów Botticelli zamieści słowa prześmiewczego dwuwiersza, specjalnie na tę okazję napisanego przez samego Wawrzyńca. Strofa pod Bandinim będzie głosić:

Oto zbieg, co przeznaczeniu nie ucieka, na jego powrót śmierć okrutniejsza czeka1.

Botticelli zbliżał się już do szczytu swojego talentu, a wizerunki te wymagały pełni jego kunsztu. Zwyczaj nakazywał, aby były wyjątkowo realistyczne, twarze portretowane tak, by dla dawnych współobywateli były natychmiast rozpoznawalne, a postacie przedstawione w strojach tego samego koloru i kroju, które zwykle nosiły. Arcybiskup Salviati miał oczywiście zostać pokazany w purpurowych szatach kościelnych. Upłynęło całe dwanaście tygodni, zanim Botticelli ukończył malowidło, które musiało być arcydziełem swego gatunku.

Jednakże zaledwie siedem miesięcy później wizerunek arcybiskupa Salviatiego będzie musiał zostać zamalowany - wymóg wyraźnie narzucony przez papieża Sykstusa IV przed podpisaniem traktatu pokojowego, który wreszcie został wynegocjowany pomiędzy Florencją a Państwem Kościelnym. Kilka miesięcy później trzeba będzie przemalować postać Bandiniego. Po klęsce spisku Bemardo Bandini zdołał uciec na wybrzeże, gdzie udało mu się dostać na pokład weneckiej galery wyruszającej do Konstantynopola. Wawrzyniec szczególnie pragnął dopaść mordercy swojego ukochanego brata Giuliana - wysłano dyplomatyczne żądanie do tureckiego sułtana, który nakazał aresztować Bandiniego. Zakuty w łańcuchy wrócił statkiem do Florencji i został powieszony. Botticelli nie mógł wywiązać się z zadania przemalowania jego postaci na fresku. Pracę tę zlecono więc samemu Leonardo da Vinci. W jego notatnikach widnieje szkic wiszącego Bandiniego - z całą pewnością stanowił wstępny rysunek do malowidła.

Nie było już dalszych zmian na wielkim fresku, jedynym dziele, które współtworzyli Botticelli i Leonardo da Vinci, a które wszyscy mogli obejrzeć na murze przy Piazza della Signoria. Oto dzieło służące demonstracji siły i świetności, będące też ostrzeżeniem dla każdego, kto chciał-by przeciwstawić się Medyceuszom. Fresk przetrwa, dopóki Medyceu-sze będą rządzić Florencją.

Część 1

Powstanie dynastii

1

Wszystkie wiersze w przekładzie Sebastiana Kowalika.

Pradawne początki

Rodzina Medyceuszy miała jakoby pochodzić od rycerza imieniem Averardo, walczącego u boku Karola Wielkiego podczas podboju Lombardii w VIII wieku. Według rodowej legendy, Averardo podróżował przez Mugello, otoczoną górami dolinę niedaleko Florencji, gdy usłyszał o olbrzymie siejącym popłoch w okolicy. Udał się na jego poszukiwanie i rzucił mu wyzwanie. Kiedy stanęli naprzeciw siebie, olbrzym zamachnął się maczugą. Averardo uchylił się i żelazne guzy maczugi wbiły się w jego tarczę. Ostatecznie jednak zdołał pokonać olbrzyma. Wyczyn Averarda zrobił na Karolu Wielkim takie wrażenie, że pozwolił dzielnemu rycerzowi na używanie wgniecionej tarczy jako swojego symbolu.

v (Herb Medyceuszy, czyli czerwone kule (palle) na złotym tle/ma wywodzić się z powgniatanej tarczy Averarda. Inni twierdzą, że Medyceu-sze, jak sugerowałaby to ich nazwa, byli początkowo aptekarzami wydającymi leki, a te kule to w rzeczywistości pigułki. Sami zawsze temu zaprzeczali, a zaprzeczenia te potwierdzają dowody historyczne, pigułki weszły bowiem do powszechnego użycia już po pojawieniu się godła Medyceuszy. Najprawdopodobniej był to znak przedstawiający monety, który średniowieczni właściciele kantorów wieszali przed swoimi sklepami. A początkowo rodzina Medyceuszy właśnie zajmowała się wymianą pieniędzy.

Legendarny rycerz Averardo osiedlił się w położonej pomiędzy górami Mugello żyznej dolinie rzeki Sieve, czterdzieści kilometrów na północny wschód od Florencji. Nawet dziś ów region pozostaje malowniczym miejscem, pełnym winnic i gajów oliwnych leżących po obu stronach wijącej się rzeki, u stóp zalesionych wzgórz przechodzących w góry. Ten odosobniony obszar liczący mniej niż pięćdziesiąt kilometrów kwadratowych musiał mieć wyjątkowe właściwości: nie tylko wydał wszechstronnie utalentowanych Medyceuszy, ale też rodziny tak całkowicie różniących się od siebie geniuszy, jak Fra Angelico, Galileusz i Giotto. Ród Medyceuszy pochodził z wioski Cafaggiolo i zawsze zachowywał bliskie związki z tym miejscem.

Pod koniec XII wieku rodzina Medyceuszy opuściła Cafaggiolo, by szukać szczęścia we Florencji. Nie byli jedynymi wieśniakami, którzy chcieli odmienić swój los - podobno pomiędzy połową XII a połową XIII wieku liczba ludności Florencji wzrosła pięciokrotnie i osiągnęła ponad pięćdziesiąt tysięcy. Średniowieczne metody ustalania liczby ludności nie słynęły z dokładności. Narodziny rejestrowano prostą metodą liczenia ziaren - gdy rodziło się dziecko, rodzice mieli wrzucić do skrzynki służącej spisowi ludności fasolę: czarną w przypadku chłopca lub białą, jeśli była to dziewczynka. Wiadomo jednak, że w tym okresie we Florencji nastąpił niespotykany wzrost liczby ludności, stała się większa od Rzymu czy Londynu, choć nie przerosła wielkich średniowiecznych ośrodków - Paryża, Neapolu czy Mediolanu.

'Medyceusze osiedlili się w dzielnicy San Lorenzo, wokół kościoła San Lorenzo, którego najstarsza część została poświęcona w IV wieku. I właśnie dlatego święty Wawrzyniec został patronem Medyceuszy,' a wielu wspaniałych potomków rodu otrzymało po nim imię. W odległości kilku minut piechotą od San Lorenzo znajdował się Mercato Vecchio (Stary Rynek), handlowe centrum miasta (obecnie duży, znajdujący się w śródmieściu plac Republiki). Ludzie ściągali tu z daleka, by kupić tkaniny, z których słynęło miasto - zwoje wyłożonych na straganach jaskrawo ufarbowanych materiałów były cięte po zdjęciu miary z klienta, podczas gdy ten targował się o niższą cenę. Wczesnym rankiem ulice prowadzące do placu zapełniały się wózkami wieśniaków wiozących swoje towary na rynek - słychać było kwiki świń, beczenie -owiec, ryki mlecznych krów. Sprzedawcy nawoływali pośród straganów ze świeżymi rybami złapanymi w Arno, z plastrami krwistego mięsa odciętymi z wiszących połci, rozmaitymi serami i winami w beczułkach. Wzdłuż muru leżały starannie ułożone sterty kolorowych warzyw i owoców - cebule i przywiędła zielenina wiosną, fenkuły, figi, wiśnie i pomarańcze w lecie, a w zimie mizerne stosy warzyw korzeniowych. Pośród tłoczących się mieszkańców miasta i kmiotków mnisi z zakonów żebrzących, odziani w wytarte habity, prosili przechodniów o jałmużnę. Na ryk trąbki herolda gawiedź ciągnęła tłumnie Via del Corso, by obejrzeć zakrwawionych, potykających się przestępców w łachmanach, zakutych w łańcuchy i popędzanych batem wśród kpin w drodze do Bargello na publiczną egzekucję przez powieszenie następnego dnia.

Pierwszym Medyceuszem wspomnianym we florenckich rejestrach jest niejaki Chiarissimo, który pojawia się w dokumencie urzędowym z 1201 roku. Niewiele wiadomo, co dokładnie działo się z rodziną w tym okresie; pewne jest tylko to, że Medyceusze zajęli się wymianą pieniędzy i coraz lepiej im się powodziło - do tego stopnia, że pod koniec XIII wieku stali się jedną z bardziej znanych rodzin przedsiębiorców. Mimo to nie należeli do rodów mających największe wpływy, wśród których byli szlachetnie urodzeni właściciele ziemscy lub szacowni kupcy. <W 1296 roku Ardingo de’ Medici jako pierwszy członek rodziny został wybrany na gonfaloniera, chorążego republiki, j

Florencja była niezależną republiką, teoretycznie rządzoną na sposób demokratycznyZZarządzała nią dziewięcioosobowa rada, znana jako Sig-noria, której przez dwa miesiące przewodził gonfalonier. Gonfaloniera i jego Signorię wybierano drogą losową spośród członków cechów) Owe losowania coraz częściej były fałszowane, aby Signoria reprezentowała ten ród lub rody, które akurat miały największe wpływy. W 1299 roku Guccio de’ Medici został drugim członkiem rodziny pełniącym funkcję gonfaloniera. Guccio musiał udowodnić swoim mocodawcom, że na Me-dyceuszach można polegać, bowiem w 1314 roku Averardo de’ Medici został trzecim gonfalonierem z tego rodu.

Florencji może brakowało potęgi i historycznej świetności, jakie miały Paryż czy Mediolan, lecz wkrótce dogoniła je bogactwem. Działo się tak głównie dzięki nowej, rozwijającej się(w XIII wieku dziedzinie przedsiębiorczości - bankowości, która w dużej mierze stanowiła włoski wynalazek. (Słowo „bank” pochodzi od włoskiego słowa banco, określającego ladę, na której bankierzy prowadzili interesy)?)^ tym czasie Włochy były jedną z głównych potęg ekonomicznych Europy - Genueńczycy i Wene-cjanie kontrolowali import jedwabiu i przypraw korzennych z Orientu. Marco Polo odnotował nawet, że w ostatniej dekadzie XIII wieku genueńskie statki handlowe pływały po Morzu Kaspijskim, a już w 1291 roku dwie genueńskie galery zniknęły, poszukując drogi do Orientu wzdłuż Afryki Zachodniej. Międzynarodowy handel kwitł mimo niebezpiecznych, zrytych koleinami dróg obłożonych mytem czy szlaków morskich nękanych przez piratów. Podróż lądem z Florencji przez Alpy do Bru-gii, położonego na północy w odległości jakiegoś tysiąca stu kilometrów

~ . _ —.. _. ........ ,r v

...............................■‘^rdfc,.,lni ''|tt"l*l,*^<^""t\"

Florencja ok. 1480 r.

ośrodka handlowego we Flandrii, zazwyczaj zabierała dwa, trzy tygodnie. Mniej niebezpieczny rejs z portu w Pizie przez Zatokę Biskajską mógł potrwać dwa razy tyle.

Towary, takie jak tkaniny, wełnę i zboże uzupełniano luksusowymi artykułami z Orientu, przeznaczonymi głównie na arystokratyczne i królewskie dwory. Otwarcie domów bankowych w dużych centrach kupieckich wielce ułatwiło ten szybko rozwijający się handel, a bankierzy zgromadzili w owych centrach duże majątki, które wkrótce zaczęli pożyczać na

procent, mimo kościelnego zakazu lichwy. Wiele banków zdołało obejść ten zakaz, twierdząc, że ich działalność zawsze jest narażona na ryzyko straty, każda dodatkowa opłata jest więc tylko zabezpieczeniem na wypadek tego ryzyka, a nie żadną lichwą. Inni twierdzili, że nie naliczają odsetek, a wzrost spłaty spowodowany jest wyłącznie wahaniami kursu przeliczeniowego. Pomimo fałszywości tych uzasadnień, bankowość wkrótce się spopularyzowała.

Pod koniec XIII wieku głównym ośrodkiem bankowości była Siena, mniejsze miasto na pogórzu, jakieś sześćdziesiąt kilka kilometrów na południe od Florencji, lecz w 1298 roku zbankrutowała rodzina Bonsigno-rich, najbardziej wpływowych sieneńskich bankierów. W dużej mierze stało się tak dlatego, że pożyczyli olbrzymie sumy pieniędzy królewskim i arystokratycznym dworom, głównym pożyczkobiorcom na tym rynku, których żądaniom często nie można było odmówić. Trudność polegała na tym, że banki nie miały możności odzyskania długów - władcy nie liczyli się z nikim ani z niczym, o czym sieneńscy bankierzy przekonali się na własnej skórze. Siena nigdy się nie podniosła po upadku Bonsi-gnorich i bankowość szybko przejęła Florencja. Wkrótce zdominowały ją trzy wpływowe florenckie rody: Bardich, Peruzzich i Acciaiuolich, które stworzyły największe domy bankowe ówczesnej Europy - dom Peruzzich miał piętnaście oddziałów, od Cypru po Londyn.

W początkowych latach złotego okresu Florencji jednym z jej symboli był lew, który okazjonalnie pojawiał się na pamiątkowych medalach zamiast zwyczajowej florenckiej lilii. Ów lew miał się stać czymś więcej niż tylko symbolem, bowiem w tym właśnie okresie miasto zakupiło swe pierwsze prawdziwe lwy, prawdopodobnie dzięki kontaktom handlowym z Lewantem. Trzymano je w wielkiej klatce na placu św. Jana, nieopodal katedry, a dla obywateli miasta owe egzotyczne stworzenia stanowiły źródło zachwytu i dumy - sporadyczne ryki zwierząt, które niosły się echem po ulicach, przesądni mieszkańcy brali za znaki. Gdzieś w połowie XIV wieku lwy zostały przeniesione na tyły Palazzo della Signoria, gdzie ich klatka stała na ulicy znanej jako Via dei Leoni. Jednak mimo popularności i udziału w życiu miasta lwy nie stały się symbolem systemu monetarnego Florencji, zaszczyt ten przypadł lilii.

Bankowa supremacja Florencji i wiarygodność jej bankierów spowodowały, że waluta miasta stała się instytucją. Już w 1252 roku Florencja wyemitowała fiorino d’oro, monetę zawierającą pięćdziesiąt cztery grany złota, znaną jako floren. Dzięki stałej zawartości złota (co było rzadkością w monetach tamtego okresu) oraz używaniu tej jednostki przez florenckich bankierów, w XIV wieku floren stał się środkiem płatniczym całej Europy. Przynosiło to znaczną korzyść bankierom, gdyż nie musieli się borykać ze zmiennymi kursami przeliczeniowymi między wieloma różnymi walutami.

To w tym okresie położono podwaliny współczesnego kapitalizmu, ustalono zasady prowadzenia interesów, a w bankowości rozwinięto wiele nowoczesnych technik. Wymyślono zasadę podwójnego zapisu (po raz pierwszy pojawia się on w 1340 r.), wprowadzono dług powierniczy (czyli pożyczkę udzieloną na podstawie zaufania, niezabezpieczoną majątkiem) oraz wypracowano płatność za pomocą transferu księgowego i weksla. Mimo takiego postępu florenccy bankierzy wkrótce popełnili ten sam błąd, co Sieneńczycy, otwierając konta kredytowe Robertowi, królowi Neapolu oraz Edwardowi III, królowi Anglii. W roku 1340 Europa przeszła kryzys ekonomiczny, a ci władcy, którzy nie byli w stanie spłacić swoich długów, po prostu je zignorowali. Edward III wdał się w konflikt z Francją, znany później jako wojna stuletnia, i szacowano, że domowi bankowemu Peruzzich winien jest „królestwo”. W efekcie trzy najważniejsze rodziny bankierów florenckich zbankrutowały jedna za drugą.

Jeszcze przed tą katastrofą, na początku XIV wieku, dla Republiki Florenckiej nadeszły niespokojne czasy, jako że władza polityczna w brutalny sposób często przechodziła z rąk do rąk. Ludność podzieliła się na dwa główne obozy, gwelfów i gibelinów, przy czym w każdym z nich istniały wewnętrzne spory. Gibelinów popierały głównie rody arystokratyczne, podczas gdy gwelfów wspierali bogaci kupcy i popolo minuto, co znaczy „mali ludzie”, czyli lud miejski. (Oprócz pogardy, termin popolo minuto zawierał też trochę prawdy głównie dlatego, że biedniejsze warstwy społeczeństwa bytowały na bardzo ubogiej diecie, która ograniczała ich wzrost, popolo minuto byli dosłownie małymi ludźmi).

Mimo braku politycznej stabilizacji początek XIV stulecia stanowił pierwszą odsłonę złotego wieku kultury we Florencji A miasto wydało trzech najświetniejszych włoskich pisarzy: Dantego, Boccaccia i Pe-trarkę, i to w ciągu zaledwie półwiecza. Zrywając z klerykalną tradycją, postanowili oni pisać po toskańsku zamiast po łacinie, a decyzja ta nie tylko uczyniła z owego dialektu standardową formę języka włoskiego^) lecz wprowadziła też element świeckiego humanizmu, gdy literatura wykroczyła poza język Kościoła. Ten świecki humanizm znajdował również odzwierciedlenie w zainteresowaniach owych autorów. Petrarka na przykład miał zasłynąć z wyszukiwania manuskryptów antycznych autorów, które długo leżały zapomniane w klasztorach całej Europy. Boccaccio zaś zyskał sławę dzięki Dekameronowi - zbiorowi czasem nieprzyzwoitych, a często humorystycznych opowieści przedstawiających życie, jakie naprawdę wiedli jemu współcześni, a nie jakie akceptowały władze, szczególnie Kościół. Dwaj najświetniejsi artyści epoki, Giotto i Pisano, również żyli we Florencji i przejawiali humanistyczne skłonności - przedstawiając postacie, zrywali z obowiązującym średniowiecznym formalizmem, by przyjąć bardziej nowoczesny, realistyczny styl oddający ludzkie uczucia. Takie znakomitości rozwijały florencką kulturę aż do renesansu, lecz nim zaczął się on rozwijać, Europę dotknęła największa w jej dziejach katastrofa.

Po kryzysie ekonomicznym z początku lat czterdziestych XIV wieku Europę zaatakowała Czarna Śmierć. Przybyła w 1347 roku z Chin, przywlokły ją genueńskie statki, które przypłynęły z Morza Czarnego. Współcześni kronikarze zanotowali, co potwierdziły niedawne badania, że epidemia w ciągu czterech lat zabiła jedną trzecią ludności kontynentu. Z powodu złych warunków sanitarnych oraz niewiedzy co do sposobu rozprzestrzeniania się zarazy, najgorsza sytuacja panowała w miastach, gdzie rodziny, w których pojawiła się plaga, były czasami żywcem za-murowywane w swoich domach. Ci, których było na to stać, uciekali z Florencji na toskańską wieś; spośród tych, którzy zostali, zginęła ponad połowa. Nic dziwnego, że pierwsze oznaki humanizmu szybko wyparła zabobonna obsesja śmierci, jednak wkrótce zastój społeczny średniowiecznej Europy zaczął słabnąć i zasadnicza zmiana była nieunikniona.

Ród Medyceuszy we Florencji rozrósł się i w tym czasie liczył około dwudziestu, trzydziestu rodzin. Ich związek wynikający ze wspólnego nazwiska był luźniejszy niż w obrębie jednej rodziny - przypominał bardziej strukturę klanu z wewnętrzną rywalizacją, lecz całkowitą lojalnością wobec grupy. Wygląda na to, że Medyceusze skorzystali z próżni, którą wywołało bankructwo trzech głównych rodzin bankierów florenckich - kilku z nich zajęło się bankowością, otwierając własne małe przedsiębiorstwa. Bracia lub kuzyni łączyli siły, wnosząc swoje udziały do kapitału początkowego, często wspólnie prowadząc bank, co wiązało się z wymianą waluty, niewielkimi depozytami i okresowymi pożyczkami dla handlarzy wełną czy tkaczy i tym podobnymi sprawami. Co najmniej dwa z tych przedsiębiorstw były wystarczająco dobrze zarządzane lub miały tyle szczęścia, by przetrwać ekonomiczne zniszczenie, spowodowane przez Czamą Śmierć, i dzięki temu stały się podstawą potęgi Medyceuszy. Obecnie ród dawał miastu więcej niż okazjonalnego gonfaloniera. Giovanni de’ Medici (w prostej linii potomek pierwszego pojawiającego się w dokumentach Medyceusza - Chiarissimo) odszedł od zajmowania się sprawami cywilnymi, co było zwyczajową domeną Medyceuszy, i stał się przywódcą militarnym. Chcąc wykazać się męstwem, w 1343 roku namówił Florentczyków do wojny przeciwko niewielkiemu wolnemu miastu Lukka, leżącemu jakieś sześćdziesiąt pięć kilometrów na zachód. Giovanni starał się zająć Lukkę, poniósł porażkę i przystąpił do oblężenia, lecz cała kampania zakończyła się fiaskiem i po powrocie do Florencji został stracony. Po tym wydarzeniu Medyce-usze pozostali przy sprawach cywilnych, choć od czasu do czasu mogło to być równie niebezpieczne.

W 1378 roku kuzyn Giovanniego, Sal vestro de’ Medici został gonfalo-nierem, a podczas jego dwumiesięcznego okresu urzędowania wybuchło powstanie najniższej klasy wełniarzy, nazywanych ciompi (od stukotu o bruk ich charakterystycznych drewnianych chodaków). Rewoltą ciompi podobno dowodził Michele di Lando, który stał na czele tłumu innych wełniarzy oraz rzemieślników domagających się prawa do utworzenia własnych cechów, a co za tym idzie prawa do głosowania, jak i przynajmniej możliwości dostania się do rządzącej Signorii. Mimo funkcji gonfaloniera Salvestro sympatyzował z powstaniem, wydaje się też, że postrzegał je jako okazję do tego, by Medyceusze zyskali na znaczeniu. Aby narobić zamieszania i zastraszyć arystokrację, która krzyżowała plany Medyceuszy, Salvestro potajemnie otworzył więzienia. To, co zaczęło się jako protest, szybko zamieniło się w bunt, a Salvestro wraz z pozostałymi ośmioma członkami Signorii zmuszony był zabarykadować się w Palazzo della Signoria, podczas gdy motłoch siał zniszczenie, plądrując pałace arystokratów i kupców, podpalając domy i turbując członków cechów. W Historiach florenckich Machiavelli skomentował później te wydarzenia: „Niech nikt, kto rozpoczyna rozruchy w państwie, nie przypuszcza, że potrafi je zatrzymać według swej woli lub kierować nimi”1.

Dom Salvestra został oszczędzony, rzekomo z powodu jego poparcia dla protestujących, choć niektórzy nabrali przekonania, że być może to Salvestro wzniecił ów bunt. Nawet biorąc pod uwagę pokrętność florenckiej polityki, wydaje się to nieprawdopodobne, zwłaszcza w świetle tego, co zdarzyło się później. W następstwie rozruchów motłoch utworzył komunę miejską, Salvestro został pozbawiony stanowiska gonfaloniera, a przywódca rozruchów, Michele di Lando zajął jego miejsce. Pomimo ciągłego braku stabilizacji taki stan rzeczy przetrwał ponad dwa lata, choć z czasem Michele di Lando czuł się coraz bardziej zagubiony i potajemnie konsultował się z Salvestrem. Ciompi oraz ich zwolennicy w końcu

' Niccoló Machiavelli, Historie florenckie, przekład Karola Estreichera, PWN 1990. (Wszystkie przypisy od tłumacza).

coś zwietrzyli, a obawiając się, że władzę będą potajemnie sprawować rządzący dawniej, wyszli na ulice, grożąc zniszczeniem miasta w razie takiego obrotu sprawy. Michele di Lando wpadł w panikę i zwrócił się do Salvestra de’ Medici, który zaproponował, aby połączyli swoje wpływy i wezwali milicję. Ta zareagowała na ich wezwanie, na co tłum wycofał się bez walki i wrócił do swoich domów - bunt był zakończony.

Pracownicy zrzeszeni w cechach, sklepikarze, arystokracja i kupcy byli przerażeni buntem ciompi - nowe gildie utworzone przez ciompi zostały rozwiązane, a arystokracja przejęła twardą kontrolę. W normalnych warunkach Salvestro de’ Medici i Michele di Lando zostaliby zgładzeni, ale ponieważ przyczynili się do zakończenia buntu, zaledwie ich wygnano. Wypędzenie Salvestra zniweczyło starania klanu Medyceuszy o zostanie najbardziej wpływową siłą we florenckiej polityce, a także stanowiło potężny cios dla rodzinnych interesów, które z trudem prowadzili z wygnania.

Gdy w 1388 roku Salvestro zmarł, główne interesy Medyceuszy przejął jego kuzyn imieniem Vieri. Nowy szef przedsiębiorstwa nie był zainteresowany polityką i poświęcił się wyłącznie interesom, otwierając kantory w Rzymie i Wenecji oraz prowadząc działalność importowo-eksportową przez port rzeczny w Pizie. Vieri był pierwszym Medyceuszem, który w interesach osiągnął sukces wykraczający poza Florencję, a według Machiavellego „Wszyscy, którzy o tych czasach pozostawili nam wspomnienia, zgadzają się w poglądzie, że gdyby messer Vieri był mężem o większych ambicjach niż dobroci, mógłby bez żadnych trudności ogłosić się władcą miasta”1. Machiavelli pisał to sto trzydzieści lat później, dlatego jego ocenom nie zawsze można ufać, a w tym punkcie niemal na pewno przesadzał, aby w korzystniejszym świetle przedstawić Medyceuszy. Polityczna integralność rodu oraz jego lojalność wobec statutowego rządu Florencji z pewnością jednak zostały wtedy wystawione na próbę, bez względu na zasięg ich potencjalnej władzy politycznej. Ledwie dekadę po buncie ciompi wydarzyła się kolejna rewolta, tym razem popolo magro, dosłownie „chudych ludzi” - w odróżnieniu od pozbawionych władzy rzemieślników określanych jako popolo minuto, był to praktycznie głodujący, niewykwalifikowany margines społeczny. Lecz gdy wyszli na ulice, wszyscy niemający wpływu na rządy przyłączyli się do nich, by dać wyraz swojemu niezadowoleniu. Ludzie nadal pamiętali, że rodzina Medyceuszy sympatyzowała z ich sprawą i zwrócili się do starego Vieriego, by ich poprowadził, lecz on taktownie odrzucił tę niebezpieczną ofertę. Według Machiavellego powiedział rozczarowanemu pospólstwu, by było „dobrej myśli; on, Vieri, będzie ich obrońcą, pod warunkiem, że będą wysłuchiwać jego rad”3. Po czym poprowadził ich do Signorii, gdzie wygłosił przypochlebną mowę do członków rady. „Tłumaczył się, że nieświadomość tłumu nie jest jego winą, a poza tym, jak tylko ludzie doń przyszli, natychmiast ich tu przyprowadził przed siły prawa i porządku”. O dziwo, wszyscy zainteresowani wydawali się zadowoleni z jego zachowania - rewolucjoniści się rozeszli, a Signoria uwierzyła Vieriemu, pozwalając mu wrócić do domu, i nie podjęła żadnych kroków odwetowych. Jednak mimo umiejętnego poradzenia sobie z sytuacją, najwyraźniej stanowiła ona dla niego zbyt duże obciążenie, ponieważ jeszcze tego samego roku zmarł - a ze śmiercią Vieriego najstarsza gałąź rodu Medyceuszy przeszła do historii.

1

Ibidem.

Powstanie domu bankowego Medyceuszy

Losy rodu Medyceuszy przeszły w ręce Giovanniego di Bicci de’ Medici, głowy tej części rodziny, która pozostała związana z Cafaggiolo, zachowując posiadłość w rodzinnej wiosce w dolinie Mugello. Giovanni urodził się w 1360 roku jako czwarty syn Averarda, właściciela małego gospodarstwa rolnego w Cafaggiolo. Averardo detto Bicci nie był bogaty, lecz miał na tyle wysoką pozycję społeczną, by wżenić się w arystokratyczny ród Spinich, choć gdy umarł w 1363 roku, jego majątek podzielono pomiędzy wdowę i pięciu synów, przez co żadne z nich nie było dobrze sytuowane.

Giovanni di Bicci miał osiemnaście lat, kiedy zaczęła się rewolta ciom-pi, i prawie na pewno przebywał we Florencji w czasie dwuletniego okresu komuny miejskiej, potajemnie wspieranego przez jego dalekiego krewnego, Salvestra de’ Medici. Być może wskutek tego przez całe życie po cichu sympatyzował z popolo minuto, choć późniejszy klimat polityczny raczej nie sprzyjał takiej życzliwości. Po upadku komuny miejskiej stare rodziny szybko odbudowały swoją pozycję - ustanowiono oligarchię potężnych rodów Albizzich, Capponich i Uzzano, którym przewodził Maso degli Albizzi, i taka sytuacja utrzymała się przez następne trzydzieści lat. Mimo sporadycznych zamieszek, jak te, które Vieri de’ Medici pomógł zażegnać w 1393 roku, był to okres dobrobytu i względnej stabilizacji - oligarchia trzymała się mocno i nie była szczególnie nielubiana.

Owe potężne rody oligarchów były zdecydowanie przeciwne Me-dyceuszom i ich sojusznikom, co może tłumaczyć niechęć Vieri ego do angażowania się w politykę, choć przyczyną tego mogła równie dobrze być wynikająca z jego natury pokora w prowadzeniu interesów. Podobne opory miał również jego daleki kuzyn, Giovanni di Bicci. Trudno stwierdzić, czy ta polityczna skromność owych dwóch Medyceuszy była instynktowna, udawana, czy też stanowiła element klanowej lojalności, a nawet klanowej polityki. W XIV wieku taka świadomość nadal była mocno zakorzeniona w średniowiecznych obyczajach - ludzie uważali się raczej za członków rodziny niż za jednostki. Zgodnie z takim sposobem myślenia Medyceusze tamtego okresu nad swoje osobiste ambicje polityczne przedkładali długofalowe interesy rodziny jako całości, godząc się z tym, że po władzę polityczną będzie mogła ona sięgnąć w bardziej sprzyjających czasach, a na razie najlepiej kłaść podwaliny przyszłej potęgi, pracować nad utrwaleniem pozycji rodziny oraz mnożyć jej bogactwa. Jednak taka dalekowzroczność oznaczałaby wyjątkowo dalekosiężne ambicje polityczne. Czy Medyceusze żywili potajemne pragnienie władzy politycznej, czy też zgromadzenie majątku było celem samym w sobie? Po tak długim czasie nie można stwierdzić, jakie były potajemne machinacje i zamierzenia rodu Medyceuszy.

Przynależność do rodu Medyceuszy z pewnością pomogła Giovannie-mu di Bicci, bowiem wkrótce po buncie ciompi nowa głowa rodziny, wuj Vieri de’ Medici, wysłał go do terminu do rzymskiego oddziału banku. Więzy rodzinne zawsze odgrywały rolę w interesach, zwłaszcza w bankowości, gdzie niezbędne jest zaufanie. Niemniej jednak Giovanni najwyraźniej miał zdolności do interesów, ponieważ w ciągu kilku lat został młodszym partnerem, a trzy lata później sam prowadził rzymski oddział. W tym samym 1385 roku poślubił Piccardę Bueri, która wniosła pokaźny posag wysokości tysiąca pięciuset florenów, niemal na pewno zainwestowanych przez Giovanniego w rozmaite przedsięwzięcia.

Z tego, co wiadomo, w latach osiemdziesiątych XIV wieku interesy Vieriego kwitły, a działo się tak w dużej mierze dzięki sukcesom rzymskiej filii kierowanej przez Giovanniego di Bicci, która przysparzała sporą część dochodów całego przedsięwzięcia. Lecz Vieri zbliżał się do siedemdziesiątki, a ponieważ pod koniec epoki średniowiecza był to podeszły wiek, wkrótce po 1390 roku zakończył działalność, rozwiązując firmę. Dało to Giovanniemu di Bicci możliwość prowadzenia rzymskiej filii jako własnego interesu, a zgodnie z obowiązującymi wtedy zasadami musiał przejąć aktywa i pasywa tego oddziału banku Vieriego. Według florenckich archiwów państwowych Giovąnni stracił na tym osiemset sześćdziesiąt florenów, co by oznaczało, że albo firma miała chwilowe kłopoty, albo Vieri pozwolił sobie na twórczą rachunkowość, zanim przekazał interesy kuzynowi. Nie przetrwały żadne dowody przemawiające za którymś rozwiązaniem, jeżeli jakiekolwiek w ogóle istniały.

stolicą Europy i dawała najlepsze możliwości

za

LPierwszego października 1397 roku Giovanni otworzył główną siedzibę we Florencji i tę datę przyjmuje się za moment założenia wielkiego banku Medyceuszy. Rzym wraz z Kurią (czyli dworem papieskim) z pewnością stanowił dobre źródło dochodu, lecz to Florencja była bankową łożenia banku Medyceuszy oraz jego pierwsze transakcje można znaleźć w bankowej libro segreto (dosłownie „tajnej księdze”), zachowanej we florenckich archiwach państwowych. Owa tajna księga to po prostu wewnętrzne rejestry bankowe, lecz dosłowne znaczenie jej nazwy przydaje zaczątkom bankowości posmaku romantyzmu i konspiracji.

Początkowy kapitał domu bankowego Medyceuszy wynosił dziesięć tysięcy florenów, przy czym Giovanni di Bicci włożył pięć i pół tysiąca, a resztę dało dwóch wspólników, niebędących członkami rodu Medyceuszy (choć tacy wspólnicy prawie zawsze związani byli z rodziną przez małżeństwo). W pierwszym roku działalności bank przyniósł około dziesięcioprocentowy dochód, ale takie zyski były zwykle wycofywane i inwestowane przez udziałowców na własną rękę. Giovanni najpewniej kupił ziemię uprawną niedaleko rodzinnej wioski Cafaggiolo, roztropnie nie lokując całego majątku w kapryśnym świecie finansów.

Florencja była nie tylko potęgą bankową, lecz również ważnym ośrodkiem obróbki wełny, a kontakty handlowe sięgały nawet Flandrii i Anglii. Szanowane rody kupieckie często interesowały się obiema sferami działalności i w 1402 roku dom bankowy Medyceuszy wyłożył trzy tysiące florenów na sfinansowanie warsztatu sukienniczego. Jak pokazują rejestry, w tym samym roku dom bankowy Medyceuszy otworzył oddział w Wenecji (który prowadził Neri Tomaquinci), chcąc czerpać zyski z handlu z Orientem (był on wprawdzie zmonopolizowany przez Wenecjan, lecz inni mogli czerpać zyski z działalności pomocniczej). Do tego czasu rozrósł się oddział w Rzymie, otwierając pododdziały w Neapolu i portowej Gaecie, leżącej sto trzydzieści kilometrów na południowy wschód ad Rzymu. Jednak poza zainwestowaniem w kolejny warsztat sukienniczy był to koniec ekspansji domu bankowego Medyceuszy na najbliższe dwadzieścia lat - Giovanni di Bicci był ostrożnym człowiekiem i wołał konsolidować. Dzielił tę cechę z poprzednią głową klanu, swoim dalekim krewnym Vierim, i z pewnością przekazał ją swojemu synowi. Jako bankierzy Medyceusze zarabiali raczej dzięki ostrożności i operatywności liż innowacjom. Wbrew bankowej tradycji to nie oni wymyślili weksel, choć być może przyłożyli rękę do narodzin holdingu - sukces zawdzięczali niemal wyłącznie wykorzystaniu wypróbowanych technik wprowadzonych przez innych. Dom bankowy Medyceuszy nigdy nie przechodził okresu gwałtownego rozwoju i nawet w czasie największego rozkwitu pole jego działania nie sięgało tak daleko jak trzech innych wielkich florenckich banków wcześniejszego stulecia, należących do Bardich, Pe-ruzzich i Acciaiuolich; Medyceusze nie wierzyli w nadmierną ekspansję. W miarę jak rosły zyski banku, Giovanni di Bicci zgodnie ze swoją konserwatywną naturą, kupował ziemie uprawne w Mugello i na toskańskich wzgórzach wokół Florencji, a potem w samym mieście. Giovanni nie tylko założył dom bankowy oraz ustalił jego kodeks postępowania, lecz również położył solidne podwaliny pod rozległą fortunę Medyceuszy, która miała stać się podstawą ich władzy.

Dyrektor domu bankowego Medyceuszy wkrótce stał się znaczącą postacią we Florencji i już w 1401 roku Giovanni di Bicci zasiadł w złożonej z najbardziej wpływowych obywateli komisji mającej wyłonić zwycięzcę międzynarodowego konkursu na twórcę nowych drzwi z brązu do baptysterium. Był to pierwszy przykład zaangażowania Medyceuszy w patronat nad sztuką, choć w tym przypadku mecenasem było samo miasto. Nie wiadomo, jaką rolę odegrał Giovanni di Bicci w wyłonieniu zwycięzcy konkursu, tak czy inaczej artystą u którego miasto zamówiło drzwi z brązu, był Lorenzo Ghiberti, młody florencki rzeźbiarz, który później miał zostać jednym z twórców renesansu, tak jak Giovanni di Bicci miał zapoczątkować mecenat Medyceuszy, dzięki któremu ów ruch tak się rozwinął. Jednak w 1401 roku dwudziestotrzyletni Ghiberti był tylko utalentowany, a czterdziestodwuletni bankier zainteresowany jedynie pomnażaniem pieniędzy. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to ich spotkanie pchnęło Ghibertiego na drogę do wielkości, lecz jednocześnie być może otworzyło Giovanniemu oczy na coś więcej niż kumulacja bogactw.

Z tej perspektywy i przy tak skąpych danych trudno szczegółowo ocenić charakter Giovanniego di Bicci. Prawdopodobnie najlepszą jego podobizną jaką znamy, jest portret pędzla Bronzina znajdujący się w muzeum Medyceuszy we Florencji - wnikliwe płótno, wiele mówiące o przedstawionej na nim postaci. Problem w tym, że Bronzino urodził się ponad siedemdziesiąt lat po śmierci Giovanniego, co kwestionuje prawdziwość wyglądu portretowanego, o charakterze nie wspominając. Jednak choć stworzony w okresie największej chwały Medyceuszy, nie jest to konterfekt korzystny dla Giovanniego di Bicci. Jest bardzo podobny do innych

Portret Giovanniego di Bicci de’Medici pędzla Bronzina

jego wizerunków, jednocześnie rysy twarzy zadziwiająco przypominają fizjonomię jego syna, Kośmy. Może jest więc trochę prawdy w niepotwierdzonej opowieści, iż portret ten stanowi kopię wcześniejszego, do którego Giovanni mógł pozować. Bronzino przedstawił bystrego, być może mądrego człowieka, którego rysy zachowały odrobinę chłopskiego pragmatyzmu i sprytu. Wysunięta broda oznacza dumę, a spojrzenie jest otwarte i uporczywe, lecz pełne drobnych zmarszczek czoło sugeruje nieustannie martwiącego się człowieka, podczas gdy szerokie, choć cienkie wargi wskazują na tłumioną zmysłowość ascetycznego, wyrachowanego usposobienia. Innymi słowy, to w dużej mierze taki człowiek, jakiego można by się spodziewać po tym, co wiadomo o jego życiu - nawet jeśli ten portret nie jest „prawdziwy”, .Jo z pewnością trafny.

W 1402 roku Giovanni di Bicci został przywódcą florenckiego Arte del Cambio (cechu bankierów i właścicieli kantorów) oraz zasiadł w rządzącej Signorii. Brzmi to bardzo wielkopańsko, lecz w rzeczywistości florencki bank Giovanniego był zdecydowanie skromnym przedsięwzięciem, jeśli nie liczyć jego zysków. W tamtym okresie składał się z pojedynczego, sporego pomieszczenia, przedzielonego banco, czyli kontuarem, od którego instytucja wzięła swoją nazwę, a za którym siedzieli urzędnicy razem z księgowym i jego liczydłami. Większość banków zatrudniała mniej niż pół tuzina pracowników, choć według libro segreto Medyceuszy w 1402 roku ich dom bankowy zatrudniał w sumie siedemnaście osób - pięć w głównym oddziale we Florencji, a na Rzym, Wenecję, Neapol i Gaetę przypadał pozostały tuzin. Urzędnicy bankowi zarabiali około pięćdziesięciu florenów rocznie, co wystarczało na skromne życie. Przy rocznym dochodzie wysokości dwustu florenów można było bowiem utrzymać dużą rodzinę i mieszkać w sporym domu w mieście z dwójką służby, koniem i osłem. Pracownicy domu bankowego Medyceuszy, jak i innych banków, nie zawsze byli awansowani za zasługi, lecz często ze względu na swoje koneksje - czy to rodzinne, czy z ważnymi osobami w mieście. Bank dbał o lojalność pracowników i prowadzący filie zazwyczaj zostawali młodszymi wspólnikami w swoim oddziale - choć i tak sprawy mogły się źle potoczyć, co zdarzyło się w weneckiej filii, którą kierował Neri Tomaquinci. Jego umowa wyraźnie zakazywała mu robienia interesów z Niemcami, których metody Włosi uważali za zacofane i oszukańcze. Najwyraźniej Neri dostał kuszącą ofertę i postanowił zaryzykować, udzielając kredytu niemieckim handlarzom, którzy nie spłacając go, ulotnili się przez przełęcz Brenner. Neri został z wielkim brakiem w księgach rachunkowych, które oczywiście nie wspominały o potajemnej pożyczce dla Niemców. W panice, że główny oddział się o tym dowie, Neri pożyczył pieniądze, które z nawiązką pokrywały dług, a księgi weneckiego oddziału wykazywały spory zysk. Niestety, oprocentowanie pożyczki było astronomiczne i bez względu na to, jak rozpaczliwie się starał, codzienne zyski banku nie wystarczały na pokrycie odsetek ani zbilansowanie ksiąg. Według rejestrów dwudziestego piątego kwietnia 1406 roku Neri Tomaquinci został wezwany do Florencji, gdzie Giovanni di Bicci go zwolnił i podał do sądu o zwrot brakujących pieniędzy. Neri był zmuszony wszystko sprzedać, w tym także dom, lecz nie wystarczyło to na pokrycie długu, więc dzielnie wyruszył na północ przez Alpy, by spróbować odnaleźć niępiieckich kupców. Wydaje się, że w końcu dogonił ich w Polsce, w Krakowie. Tu udało mu się odzyskać część długu, lecz był już tak daleko od domu, że postanowił nie odsyłać Giovanniemu pieniędzy, tylko zacząć dzięki nim nowe życie. Ta opowieść doskonale pokazuje okoliczności prowadzenia banku w początkach XV wieku - jak zawsze w działalności gospodarczej, ryzyko i zaufanie były idealnie zrównoważone, nawet w przypadku kogoś tak ostrożnego jak Giovanni di Bicci.

Zresztą mimo całej swojej ostrożności Giovanni sam popełniał błędy w ocenie sytuacji. Wyraźny zakaz prowadzenia interesów z Niemcami, umieszczony w kontraktach domu bankowego Medyceuszy, sugeruje, że Giovanni wiele razy sparzył się na niemieckich przedsięwzięciach handlowych, a i jego główne kontakty w interesach były czasem niegodne zaufania. Tak było z pewnością w przypadku Baldassare Cossy, z którym Giovanni zaprzyjaźnił się podczas swojej pracy w rzymskim oddziale. Baldassare pochodził ze zubożałej neapolitańskiej szlachty, a za młodu uciekł na morze, gdzie zbił fortunę jako pirat. Po powrocie na stały ląd wykorzystał te pieniądze do zdobycia tytułu doktora prawa na Uniwersytecie Bolońskim, następnie kupił sobie stanowisko w Kościele, gdzie wkrótce zaczęło mu się dobrze powodzić. W 1402 roku postanowił zapewnić sobie kardynalski kapelusz, zwrócił się więc do Giovanniego di Bicci o pożyczkę w wysokości dziesięciu tysięcy dukatów (mniej więcej dwunastu tysięcy florenów). O dziwo, Giovanni spełnił jego prośbę - a decyzja ta jest jeszcze bardziej zaskakująca, jeśli wziąć pod rozwagę charakter Baldassare. Według ówczesnego pisarza, podczas dziewięciu lat, które Baldassare Cossa spędził jako kardynał legat w Bolonii, jego przymioty duchowe wynosiły „zero albo minus zero”, a kardynalska rezydencja szybko stała się znana ze swoich „dwustu panien, żon i wdów oraz wielu zakonnic”.

Dlaczego więc nieufny Giovanni zadał się z tak pozbawionym skrupułów utracjuszem jak Baldassare, a nawet „pożyczył” mu taką dużą sumę pieniędzy? Odpowiedź jest prosta: Giovanni postawił na Baldassare Cos-sę, ponieważ wiedział, że tamten bierze udział w wyścigu o papiestwo, a Giovanni wystarczająco długo pracował w Rzymie, by zdawać sobie sprawę, że^yć bankierem papieża to najwyższa możliwa wygrana w święcie finansówjGdyby dom bankowy Medyceuszy mógł prowadzić sprawy finansowe Kurii, zdobyłby pozycję jednej z najważniejszych instytucji finansowych w Europie. Przez osiem długich lat Giovanni di Bicci okazywał Baldassare przyjaźń i pełnił funkcję jego bankiera, regularnie z nim korespondując i dokładając starań, by ograniczyć jego rozrzutność, która nieustannie pochłaniała środki domu bankowego Medyceuszy. Wreszcie w 1410 roku inwestycja się zwróciła. Baldassare Cossa został wybrany na papieża, przyjmując imię Jana XXIII, a dom bankowy Medyceuszy przejął prowadzenie finansów Kurii, )

Do początku XV wieku bankowość stała się zasadniczym składnikiem papieskiego aparatu władzy. W przeciwieństwie do jakiejkolwiek innej europejskiej potęgi tamtego okresu większość dochodów Państwa Kościelnego pochodziła z zagranicy, głównie w formie wpłat od ogromnej liczby biskupstw całej Europy. Biskupstwa te obejmowały całe tereny zachodniego świata - sięgały Islandii, a nawet Grenlandii (której biskupi płacili foczymi skórami i fiszbinami, w Brugii zamienianymi na pieniądze). Kolejnym źródłem dochodu była sprzedaż świętych relikwii, które często osiągały ogromną cenę, bo mogły zmienić region, który nimi dysponował, w centrum pielgrzymek. Jeszcze bardziej lukratywny był handel odpustami, dającymi nabywcy odpuszczenie grzechów, przy czym cena rosła wraz z rangą grzechu. Kolejnym stałym źródłem dochodów była sprzedaż stanowisk w administracji kościelnej, od najniższych po kardynalskie.

Kwoty osiągane dzięki temu obejmującemu cały kontynent przedsięwzięciu gospodarczemu były olbrzymie - proporcjonalnie dużo większe od gromadzonych przez jakikolwiek dzisiejszy koncern międzynarodowy - a bank, który nimi obracał, rzecz jasna, otrzymywał prowizję dającą ogromny roczny dochód. Bank, który miał prowadzić papieskie interesy, musiał udowodnić, że jest kompetentny - miał przecież zbierać pieniądze z całej Europy. Musiał też być absolutnie wiarygodny, odpowiadając w największej tajemnicy tylko przed papieżem. Zanim Baldassare został wybrany na papieża, Giovanni di Bicci zrobił wystarczająco wiele, by go przekonać, że jest w pełni kompetentny, całkowicie wiarygodny, a przede wszystkim absolutnie lojalny.

Poza zajmowaniem się wymienionymi źródłami dochodu Kurii, rzymski oddział domu bankowego Medyceuszy prowadził sprawy handlowe kardynałów, prałatów i rozmaitych doradców, którzy żyli z rzymskiego dworu. Jednak, co ciekawe, według rejestrów Medyceuszy, rzymski oddział banku więcej pieniędzy pożyczał, niż przyjmował. Urzędy kościelne mogły przynosić duże dochody, lecz najwyraźniej ich działalność często wymagała jeszcze większych wydatków. Według zestawień Medyceuszy rachunki wielu kardynałów miewały debet i to sporej wysokości. Pomimo tych pożyczek oddział obsługujący rzymski dwór przynosił Giovan-niemu di Bicci i jego wspólnikom ponad trzydzieści procent zysku. Rzeczywiście, według libro segreto za lata 1397-1420, oddział ów dawał siedemdziesiąt dziewięć tysięcy sto dziewięćdziesiąt pięć florenów zysku od całkowitego dochodu wysokości sto pięćdziesiąt jeden tysięcy osiemset dwadzieścia. To bez wątpienia przewyższało połączone dochody oddziałów we Florencji, Wenecji, Neapolu, Gaecie, rozmaitych pośredników oraz dwóch warsztatów sukienniczych. Takie kwoty mogą wydawać się niewielkie w porównaniu z dzisiejszymi statystykami finansowymi, lecz oznaczały one dla Giovanniego di Bicci niemal tysiąc dziewięćset florenów rocznie, przy czym dobrze urodzony mógł prowadzić całkiem wygodne życie za dwieście florenów rocznie, a utalentowany rzemieślnik musiał utrzymać całą swoją rodzinę za mniej niż sto florenów rocznie.

Przyszłość finansowa Giovanniego di Bicci, jak i domu bankowego Medyceuszy wydawała się pewna. Lecz pozory mylą, a szczególnie w kwestiach dotyczących papiestwa. Była to epoka wielkiej schizmy zachodniej, kiedy to w pewnym momencie aż trzech rywali rościło sobie pretensje do papieskiego tronu: Jan XXIII, Grzegorz XII i Benedykt XIII. Na szczęście większość władz duchownych była zdania, że papież Jan XXIII jest przynajmniej głównym pretendentem, choć takie uczone opinie nie zrobiły wielkiego wrażenia na neapolitańskim królu Ladislasie, który poparł Grzegorza XII. Król Ladislas rozpoczął kampanię wojskową przeciw sąsiedniemu państwu kościelnemu i Jan XXIII został ostatecznie zmuszony do podpisania upokarzającego traktatu, który wymagał między innymi zapłacenia królowi Neapolu ekwiwalentu dziewięćdziesięciu pięciu tysięcy florenów. Jan XXIII znalazł się w trudnym położeniu i zwrócił się do papieskich bankierów o pożyczkę. Giovanni di Bicci zadręczał się tym jakiś czas, aż uznał, że i ten wydatek jest prawdopodobnie wart ryzyka, nawet jeśli tylko przez wzgląd na zachowanie pozycji papieskiego bankiera. Fakt, że w ogóle zastanawiał się nad udzieleniem takiego kredytu - stanowiącego ponad dwadzieścia procent wszystkich zysków oddziału rzymskiego z ponad dwudziestu lat - wskazuje na wysokość majątku, który obrotny Giovanni zdążył zgromadzić, choć i on prawdopodobnie musiał przynajmniej część tej sumy zebrać w formie pożyczek. Dom bankowy Medyceuszy zarówno ponosił ryzyko, jak i czerpał korzyści z tego, że należał do świata wielkiej finansjery. Giovanni przekazał Janowi XXIII dziewięćdziesiąt pięć tysięcy florenów, lecz na wszelki wypadek poprosił o jakieś zabezpieczenie. Jan XXIII dał mu takie zabezpieczenie w postaci inkrustowanej klejnotami mitry i rozmaitych złotych naczyń z papieskiego skarbca.

Nadal jednak pozostawał problem dwóch rywali Jana XXIII - Grzegorza XII i Benedykta XIII. Potężny władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Zygmunt, którego władza obejmowała niemieckojęzyczne tereny od Austrii po Morze Północne, uznał, że pora raz na zawsze rozprawić się ze schizmą zachodnią iw 1414 roku zwołał sobór w Konstancji, wzywając wszystkich trzech pretendentów do papieskiego tronu, by przedstawili swoje argumenty. Pilnując swojej inwestycji, Giovanni di Bicci nakazał najstarszemu synowi Kostnie towarzyszyć Janowi XXIII w podróży na północ przez Alpy do położonej nad Jeziorem Bodeńskim niemieckiej Konstancji, która była wówczas stolicą cesarstwa. Duwdziestopięcioletni Kosma już miał zadatki na obiecującego bankiera - a jak się okaże, wyjazd do Konstancji w imieniu domu bankowego Medyceuszy oznaczał wzięcie na siebie wyjątkowej odpowiedzialności i powierzenie Kosmie tego zadania było oznaką absolutnego zaufania Giovanniego do syna.

Według wpisów do libro segreto z tego okresu, dom bankowy Medyceuszy miał wówczas dwie rzymskie filie: oddział w Rzymie i oddział rzymskiego dworu. Wielu historyków potraktowało tę lokalizację dosłownie, przytaczając potrzebę dwu filii w Rzymie jako dowód rozległości interesów prowadzonych przez dom bankowy Medyceuszy w wiecznym mieście. W rzeczywistości tylko jedna z owych filii pozostała w Rzymie, druga podążyła z papieskim dworem (czyli rzymskim dworem) do Konstancji, aby zadbać o najpilniejsze potrzeby finansowe papieża. Pierwotny oddział pozostał w Rzymie, by zajmować się bardzo ważnymi kwestiami papieskich przychodów z zagranicy.

Sobór w Konstancji miał się okazać największym społecznym i politycznym wydarzeniem początku XV wieku i miał przyciągnąć wybitne postaci z całej Europy. Oto dobrze zapowiadający się Cosimo de’ Medici miał okazję spotkać przedstawicieli wszystkich głównych międzynarodowych domów bankowych i rodów kupieckich, takich jak zyskujący na znaczeniu ród Fuggerów z Augsburga czy kupców aż z Polski i Hiszpanii. Istotnie, znajomości nawiązane podczas tego wydarzenia miały scementować rozległe kontakty handlowe na wiele najbliższych dekad, w niektórych przypadkach dając jedyną w życiu okazję poznania ludzi, których nazwiska od tego czasu miały gwarantować wiarygodność weksli, not kredytowych i innych dokumentów handlowych stanowiących siłę napędową kształtującego się w zachodniej Europie kapitalizmu. Jednak głównym celem soboru było rozwiązanie raz na zawsze kwestii duchowego przywódcy świata chrześcijańskiego. Poza zlikwidowaniem schizmy, Zygmunt zamierzał również uporać się z pewnymi różnicami doktrynalnymi, które powstały wewnątrz jego Świętego Cesarstwa Rzymskiego. W tym celu wezwano czeskiego heretyka Jana Husa, któremu cesarz zagwarantował prawo swobodnego przejazdu, by uzasadnił swoje dysydenckie przekonania religijne, w tym sprzeciw wobec sprzedawania odpustów przez papieża. Nauki Husa uznano za niedopuszczalne z aż trzydziestu powodów i Zygmunt nakazał spalić go na stosie, mimo swoich osobistych gwarancji. Następnie sobór zajął się zbadaniem argumentów trzech rywalizujących papieży: przybyłego z Rzymu Jana XXIII, Benedykta XIII, którego siedziba mieściła się w Awinionie, oraz Grzegorza XII, podróżującego z dworem po północnych Włoszech. Kiedy przyszła kolej na składanie zeznań przez Jana XXIII, jego niepokój wzbudziło to, że przedmiotem dochodzenia stał się papieski styl życia, w tym oskarżenia o całą listę osobistych występków. Poza typowym oskarżeniem o herezję (które mogło okazać się poważne, tak jak w przypadku Husa), był również obwiniany o otrucie swojego poprzednika, Aleksandra V i aż o siedemdziesiąt dalszych przewinień - choć w końcu szesnaście „najbardziej nie do opisania czynów występnych pominięto, nie z szacunku dla papieża, lecz obyczajności”. Najwyraźniej nie był to eufemizm, jak sugeruje osiemnastowieczny historyk, Edward Gibbon: „zatajono najbardziej skandaliczne zarzuty; namiestnik Chrystusa został tylko oskarżony o piractwo, morderstwo, gwałt, sodomię i kazirodztwo”. Zamiast stawiać czoło dokładniejszej analizie swoich zwyczajów^Jan XXIII przyrzekł zrezygnować z papieskiego tronu pod warunkiem, że jego rywale również tak postąpią, a następnie(uciekł z miasta w przebraniu łucznika.^Ten krok nie oznaczał bynajmniej, że Jan XXIII stracił zimną krew - przeciwnie, było to działanie obliczone na pozbawienie soboru jego władzy, ponieważ według kościelnej doktryny sobór powszechny był nieważny bez urzędującego papieża. Lecz Zygmunt nie był w nastroju do takich subtelności i nakazał biskupom mimo wszystko kontynuować obrady; jednocześnie wysłał swoich żołnierzy, by ^chwytali Jana XXIII, którego aresztowano i uwięziono w zamku Heidelberg. )

Tak oto Cosimo de’ Medici znalazł się pozostawiony samemu sobie w Konstancji. Szybko zdał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, w jakim się znalazł, i zabrał się do przygotowywania własnej ucieczki z miasta, a udało mu się nie tylko ujść ewentualnej pogoni wysłanej przez cesarza, ale i zachować wysadzaną klejnotami mitrę, którą Jan XXIII zostawił mu na przechowanie przed swoją ucieczką. Nie wiadomo, czy była to ta sama mitra, którą Jan XXIII oddał w zastaw za dziewięćdziesiąt pięć tysięcy florenów pożyczki na opłacenie króla Neapolu. Jeśli tak, to Jan XXIII musiał w którymś momencie ją wykupić, spłacając zaciągnięty dług. Żadna transakcja z udziałem wysadzanej klejnotami mitry należącej do papieża nie pojawia się w libro segreto domu bankowego Medyceuszy z tego okresu - taka operacja była prawdopodobnie zbyt tajna nawet dla libro segreto.

Cesarz Zygmunt ogłosił, że Jan XXIII został usunięty ze stanowiska. W Konstancji pozostali dwaj papieże zrezygnowali ze swoich roszczeń. Grzegorz XII został zmuszony do abdykacji, Benedykt XIII - zdetronizowany iw 1417 roku wielką schizmę zachodnią ostatecznie zlikwidowano przez wybór nowego papieża, Marcina V. Cesarz Zygmunt ogłosił, że były papież Jan XXIII, obecnie zwykły Baldassare Cossa, jest do wykupienia za trzydzieści osiem tysięcy pięćset reńskich guldenów (ekwiwalent trzydziestu pięciu tysięcy florenów). Pomimo uwięzienia Baldassare zdołał przemycić wiadomość do Kośmy, że uczyni go swoim dziedzicem, jeśli ten zapłaci okup. Czy miało sens wyrzucanie pieniędzy w błoto? Kosma uznał, że tak, poszedł do Giovanniego i starał się go przekonać do wykupienia Jana XXIII. Znowu była to ogromna kwota, tym razem równa niemal połowie zysków całego domu bankowego w czasie dwudziestu lat od chwili jego założenia. Teraz ryzyko było jednak dużo większe, bowiem dla Baldassare przyszłość nie zapowiadała się wesoło. Nie miał majątku i prawie żadnych szans na przyszłe dochody. A jednak Giovanni di Bicci był gotów zaryzykować - cesarz Zygmunt otrzymał okup za Baldassare i skompromitowany były papież został uwolniony.

Dlaczego zwykle ostrożny Giovanni di Bicci znowu tyle postawił na tę obecnie bezwartościową postać? Wbrew pozorom, nie było to wcale ryzykowne posunięcie. Nie było w nim żadnego ryzyka, ponieważ nie istniały szanse odzyskania pieniędzy. Nie było to też zachowanie motywowane osobistą lojalnością, ponieważ, na ile można to stwierdzić, tych dwóch łączyła raczej czysto finansowa lojalność, mimo że Baldassare zwracał się do Giovanniego w listach „mój najdroższy przyjacielu”. A jednak, jak się okaże, było to jedno ze sprytniejszych posunięć Giovanniego. I to nie przypadek, że zachęcił go do tego Kosma, który w każdym calu okazał się tak sprytny, jak jego ojciec.

Dziedzictwo Giovanniego