Medialne fenomeny i paradoksy - Jacek Dąbała - ebook + audiobook + książka

Medialne fenomeny i paradoksy ebook

Dąbała Jacek

5,0

Opis

(…) Profesor Jacek Dąbała prowadzi nas w kierunku świata zdroworozsądkowego (…).

Filip Bajon (profesor, reżyser i scenarzysta, PWSFTviT)

 

(…) Lektura tej książki przypomina zwiedzanie planety Ziemia ponaddźwiękowym myśliwcem (…).

Łukasz Barczyk (reżyser i scenarzysta, PWSFTviT)

 

Do poznania świata przez media (…) potrzeba nowego języka. Jacek Dąbała taki proponuje (…).

Robert Cieślak (profesor, medioznawca, UW)

 

(…) bezlitośnie obnaża słabości medialnych kanonów (…).

Maciej Czajkowski (dziennikarz współpracujący z BBC News i „Gazetą Wyborczą”)

 

(…) autor (…) nie ogranicza się do opisu rzeczywistości, ale też uczy odporności na manipulację. I jeszcze ta forma! Błyskotliwa, krótka (…).

Katarzyna Kolenda-Zaleska (dziennikarka w Fakty TVN)

 

(…) siła dosadnej komunikacji (…) w słusznej sprawie – aby piętnować narastający populizm, hipokryzję i kołtuństwo.

Michał Kozicki (prezes HBO Polska w latach 2015-2018)

 

(…) nowe, oryginalne, niebanalne odpowiedzi. To właśnie jest wielką zasługą profesora Jacka Dąbały (…).

Paweł Lisicki (redaktor naczelny „Do Rzeczy”)

 

(…) obnaża surrealizm, a nawet zwykłą głupotę wielkich kwantyfikacji, prawd niesłusznie utrwalonych czy też pseudoautorytetów.

Tomasz Mielczarek (profesor, medioznwca, UJK)

 

(…) antidotum na głupotę, traktuję ją jako przewodnik dla uwiedzionych (ukąszonych, zaczadzonych) oraz zdezorientowanych.

Ks. Alfred Wierzbicki (profesor, filozof, KUL)

 

Prof. Jacek Dąbała napisał znakomitą książkę. (…).

Kazimierz Wolny-Zmorzyński (profesor zw., medioznawca, UŚ)

 

(…) powinni odsunąć od siebie ostre przedmioty.

Lech Zdybel (profesor, filozof, UMCS)

 

Jacek Dąbała jest profesorem zwyczajnym, pisarzem, scenarzystą i byłym dziennikarzem radiowo-telewizyjnym. Kieruje Katedrą Warsztatu Medialnego i Aksjologii w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej KUL. Jako ekspert stale komentuje i analizuje problematykę związaną z mediami, komunikowaniem, filmem i literaturą. Jest współscenarzystą jednego z najpopularniejszych polskich filmów – Młode wilki. Wykłada też na UKSW w Warszawie. Jako pisarz opublikował dziesięć powieści (m.in. TelemaniakPieszczochy losuZłodziej twarzyDiabelska przypadłośćRyzykowny pomysłNajwiększa przyjemność świata) i jeden dramat (Mechanizm). Jego książki naukowe ukazują się w Polsce i za granicą (np. Horyzonty komunikacji medialnejTajemnica i suspens w sztuce pisania. W kręgu retoryki dziennikarskiej i dramaturgii medialnejWarsztatowo-aksjologiczne mechanizmy tworzenia telewizjiMystery and Suspense in Creative WritingMedia i dziennikarstwo. Aksjologia – warsztat – tożsamośćCreative Paths to Television Journalism). Jest członkiem Polskiej Akademii Nauk, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Polskiej Akademii Filmowej, Polskiego Towarzystwa Komunikacji Społecznej i Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Na to, co najgorsze, prawie zawsze pozwalamy sobie wimię Dobra.

Andrè Comte-Sponville

Karta do głosowania nie nakarmi głodnego. Wolność prasy analfabecie nie przyda się na nic.

George Orwell

Dramatem naszej epoki jest to, że głupota zabrała się do myślenia.

Jean Cocteau

Niejednego głupca chroni jego urząd.

Cycero

Wdemokracji wolno głupcom głosować; wdyktaturze wolno głupcom rządzić.

Bertrand Russell

Ci, którzy chcą poświęcić naszą wolność wzamian za opiekę społeczną ibezpieczeństwo, wybrali ścieżkę wiodącą wdół.

Ronald Reagan

Jak długo (…) miłośnicy mądrości nie będą mieli wpaństwach władzy królewskiej (…), tak długo nie ma sposobu, żeby zło ustało.

Platon

Opinie o książce

Jakim językiem będziemy opisywać świat, taki otrzymamy zwrot. Profesor Jacek Dąbała prowadzi nas wkierunku świata zdroworozsądkowego, ale nie gwarantuje, że świat się tak zachowa. Wswych zgrabnych miniesejach prowokuje do myślenia, nie daje rozwiązań, tylko otwiera naszą uwagę na podwójność zjawisk, która to często nam umyka. Opis odbija się dwojako wlustrze języka. Problem wtym, aby używać tego właściwego.

Filip Bajon (profesor zw., reżyser iscenarzysta, PWSFTviT)

Można się ztą książką zgadzać lub wejść znią wspór. Ale jeśli chcemy zderzyć się zprzekrojem problemów, przed którymi stoi świat, to trzeba ją przeczytać. Autor dotknął wszystkiego, co dziś gorące, znane, nieznane, bolesne, ukryte, oczywiste czy ledwie przeczute inazwał to, kładąc nacisk na zredukowanie siły propagandowego przekazu medialnego, siły, która skutecznie zasłania istotę problemów. Lektura tej książki przypomina zwiedzanie planety Ziemia ponaddźwiękowym myśliwcem: wtrakcie lotu mimo niewesołych obrazów za oknem ulegamy iluzji komfortu ibezpieczeństwa bezstronnego obserwatora, jednak prawdziwym wyzwaniem wydaje się osiągnięcie względnego spokoju po wylądowaniu, kiedy zdajemy sobie sprawę, że to wszystko było onas. Ta książka nie ocali świata, tak jak MAPA nie uratuje mieszkańców TERYTORIUM. Muszą to zrobić sami, ale zmapą mimo wszystko jest raźniej.

Łukasz Barczyk (doktor, reżyser iscenarzysta, PWSFTviT)

Do poznania świata przez media wymykające się twardym regułom komunikacji potrzeba nowego języka. Jacek Dąbała taki proponuje. Krótkie eseje fleszowo– jak sekwencje serwisu informacyjnego– rozświetlają wybrane wątki. Autorskie stanowisko wkażdym przypadku uruchamia to, co najważniejsze– myślenie ikrytykę. Warto przeczytać.

Robert Cieślak (profesor, medioznawca, UW)

Kiedy współczesny świat ztrudem próbujemy układać według uniwersalnych wartości, profesor Jacek Dąbała bezlitośnie obnaża słabości medialnych kanonów naruszających uznany porządek. Tylko dla ludzi omocnych nerwach!

Maciej Czajkowski (dziennikarz współpracujący zBBC News i„Gazetą Wyborczą”)

Świat się zmienia wtak błyskawicznym tempie, że aby go zrozumieć, potrzeba wiarygodnych iniezależnych mediów. Ale media też się zmieniają. Umiejętność poruszania się po gąszczu nowych technologii, umiejętność wybierania rzetelnych iprawdziwych informacji wzalewiefake newsów to– jak pisze Jacek Dąbała– jedno znajważniejszych zadań naszej cywilizacji. Ale autor nie stawia tylko diagnozy, nie ogranicza się do opisu rzeczywistości, ale też uczy odporności na manipulację. Ijeszcze ta forma! Błyskotliwa, krótka– taka jak nasz świat, który, po lekturze tej książki, łatwiej nam będzie oswoić.

Katarzyna Kolenda-Zaleska (dziennikarka w„Faktach” TVN)

Jest to prawdziwie globalna książka, autor dzięki swojej erudycji trafnie identyfikuje iinterpretuje dla nas kluczowe problemy iwyzwania obecnego świata. Minimalna forma esejów wypełnionych esencją przemyśleń piszącego skutecznie zmusza czytelnika do wyrobienia własnego zdania. Krótkie, zwięzłe teksty doskonale korespondują zarówno zwymaganiami cyfrowej komunikacji, jak inaturą opisywanych zmian, gdzie technologia zmienia obyczaje ispołeczeństwa. Nie znajdziemy tu fałszywej politycznej poprawności, ale bynajmniej nie oznacza to rezygnacji zwysokich standardów moralnych ietycznych. Wreszcie, siła dosadnej komunikacji została wykorzystana wsłusznej sprawie– aby piętnować narastający populizm, hipokryzję ikołtuństwo.

Michał Kozicki (prezes HBO Polska wlatach 2015–2019)

Jaka jest współczesna Polska? Jaki jest świat? Amoże kwestia ważniejsza: jaką rolę wpoznawaniu Polski iświata odgrywają media? To pytania, które towarzyszą każdej poważnej refleksji nad demokracją. Tym bardziej należy się cieszyć, kiedy te stare pytania znajdują nowe, oryginalne, niebanalne odpowiedzi. To właśnie jest wielką zasługą profesora Jacka Dąbały ijego tekstów. Śmiało można powiedzieć, że bez nich nasza wiedza irozumienie byłyby uboższe!

Paweł Lisicki (redaktor naczelny „Do Rzeczy”)

Profesor Jacek Dąbała swą najnowszą książką doskonale wpisał się wrealia epoki. Krótko, błyskotliwie icelnie przedstawia otaczających nas ludzi irzeczywistość, którą tworzą. Autor patrzy na nich poprzez współczesne media: zjednej strony społeczne isieciowe, zdrugiej zaś linearne irozproszone; szybkie ipowierzchowne, aczasem skłaniające do refleksji izadumy. Stawia ciekawe pytania, niekiedy obnaża surrealizm, anawet zwykłą głupotę wielkich kwantyfikacji, prawd niesłusznie utrwalonych czy też pseudoautorytetów.

Tomasz Mielczarek (profesor zw., medioznawca, UJK)

Jacek Dąbała śmiało formułuje wyraziste poglądy dotyczące najważniejszych spraw współczesności. Nie zkażdą jego opinią trzeba się zgadzać. Zaletą tej książki– obok jej krystalicznej zwięzłości– jest umiejętność stawiania problemów, myślenie łączące rozległą obserwację zzaangażowaniem. Książka medioznawcy jest wgruncie rzeczy obroną wolności zagrożonej przez wielokształtną hydrę populizmu. Czytając ją, odnajdywałem antidotum na głupotę, traktuję ją jako przewodnik dla uwiedzionych (ukąszonych, zaczadzonych) oraz zdezorientowanych.

Alfred Wierzbicki (ks. profesor, filozof, KUL)

Prof. Jacek Dąbała napisał znakomitą książkę. Dzieli się wniej swymi spostrzeżeniami na temat kondycji współczesnego świata mediów iludzi wten świat wpisanych. By lepiej zrozumieć, co się dzieje wokół nas za sprawą mediów, należy koniecznie poznać interesującą interpretację zjawisk medialnych autorstwa prof. Dąbały.

Kazimierz Wolny-Zmorzyński (profesor zw., medioznawca, UŚ)

Osobnicy bezkrytycznie zakochani we własnych poglądach podczas lektury tej książki powinni odsunąć od siebie ostre przedmioty.

Lech Zdybel (profesor, filozof, UMCS)

Od autora

Wksiążce tej podjąłem niezwykle rzadką itrudną próbę połączenia narracji eseistycznej znaukową, windywidualny sposób nawiązując do uznanej tradycji francusko-włoskich badaczy mediów ikomunikowania, Pierre’a Bourdieu, Giovanniego Sartoriego iUmberto Eco. Nietypowa formuła krótkiego eseju, anie klasycznego felietonu, za każdym razem ma tutaj charakter diagnozujący; na początku pojawia się wyraźna teza, eksplikacja zagadnienia, potem analiza idiagnozowanie, ana końcu wnioski, synteza. Ostatnia część często jest propozycją rozwiązania problemu, próbą wyjścia poza czysto opisową konstatację naukową. Było to szczególnie wymagające, gdyż wgrę wchodziła zarówno znaczna liczba medialnych inspiracji, awięc wkonsekwencji też esejów, dokładnie dwustu, jak też konieczność kompresji myśli ijęzyka do niecałych dwóch tysięcy znaków ze spacjami. Jako badacz mediów, komunikowania, literatury ifilmu uznałem, że współczesny świat jest tak dynamiczny iprzeładowany informacjami, iż warto go pokazać– dla lepszego nawiązania kontaktu izrozumienia– wuniwersalnym skrócie. Stąd wzięła się perspektywa fenomenów iparadoksów. Trzeba podkreślić, że każdy esej został zainspirowany konkretnym komunikatem medialnym, powstał wwyniku codziennego analizowania prasy, radia, telewizji iInternetu. Wten sposób zarysował się specyficzny obraz świata via przekazy medialne: zjednej strony inteligencki, uniwersalny iponadczasowy, zdrugiej wyrażający pewien styl myślenia. Jest to zatem książka otym, jak myślą media, jak myśli świat ijak myśleć wogóle; wpewnym sensie jest to również vademecum kreatywności, inspiracji, niezależności iodpowiedzialności.

Język tych esejów ma na celu prowokowanie do myślenia– nigdy obrażanie czy lekceważenie– wtym głównie myślenia oistocie wolności, która wynika zpoziomu samoświadomości, dojrzałości isamokrytycyzmu. Uważam, że nauka powinna zajmować się wszystkim, co związane jest zmyśleniem problemowym, opisywaniem, diagnozowaniem, rozstrzyganiem, proponowaniem idawaniem odpowiedzi, powinna także inicjować procesy rozumowania indywidualnie ispołecznie niezależnie od jego kontrowersyjności, wywoływać wczytelniku nawet oburzenie samym sobą, siać wątpliwości, burzyć stagnację intelektualną iświatopoglądową. Można powiedzieć– co jest do pewnego stopnia nietypowe wtradycyjnym dyskursie naukowym– że książka ta nie zawsze odzwierciedla poglądy autora, lecz po prostu eksplikuje pod wpływem medialnej inspiracji samą możliwość określonego rozumowania, nie przesądzając ojego jednoznaczności czy nawet słuszności.

Mam nadzieję, że publikacja ta pozwoli czytelnikom doświadczyć nie tylko niezwykłości izłożoności opisanych zagadnień, poczuć esprit komunikowania, lecz także nauczy bronić się przed własną naiwnością izłudnym poczuciem, że skoro korzystają zmediów, to je rozumieją ipotrafią zachować dystans. Inaczej mówiąc, chodzi tu również ouwrażliwienie odbiorców na propagandę, manipulację ikłamstwa, aby potem bardziej świadomie konfrontowali się zróżnymi przekazami. Jakkolwiek pretensjonalnie by to brzmiało, chodzi o„ćwiczenie mózgu”, zachętę do refleksji. Dlatego właśnie niektóre eseje są prowokujące ikontrowersyjne, na pierwszy rzut oka proste, bezpośrednie lub tylko ironiczne. Jednak dla rozwoju myśli bezcenne są: ferment ispór intelektualny, brak zgody, zaskoczenie lub zdziwienie, odrzucenie lub odmienna kontynuacja tematu. Wtym kontekście, gdyby ktoś zapytał, co jest sednem myślenia medialnego, dziennikarskiego, wodpowiedzi padłoby jedno słowo: proliferacja. Bowiem bez świadomego alternatywnego podejścia do każdego problemu nie może być mowy orozwoju myśli, samodzielności intelektualnej czy dystansowaniu się do własnych opinii.

Książka ta nie rozstrzyga problemów, lecz je eksplikuje, podsuwa sposób rozumowania iewentualne rozwiązanie, prowokuje też do własnego zdania. Kwestionowanie jest niejako wpisane wjej przesłanie, uwypukla medialny wyraz intelektualnej nieporadności lub pozorów aspirujących do mądrości. Dodatkowo niektóre teksty mogą szokować swoją bezpośredniością. Chodziło jednak okomentowanie rzeczywistości realnie, bez wewnętrznej cenzury iretuszowania oczywistości. Nie można bowiem zamaskować prawdy ani uprzejmą polityczną poprawnością, ani najszlachetniejszym idealizmem, najwspanialszymi pragnieniami. Można się tylko nie zgodzić, oburzyć, skrytykować, podlegając nadal– nawet nieświadomie– tzw. bezwzględności życia. Dopiero konfrontacja ztakim obrazem rzeczywistości może być bodźcem do realnych zmian. Tylko wtedy polityka iprawo określą właściwie sens rozwoju cywilizacji istworzą humanistyczny standard bezpieczeństwa.

Eseje te usiłują odpowiedzieć na szereg pytań, m.in.: jak rozumieć ipielęgnować wolność? Jak nie dać się intelektualnie zniewolić? Jak myśleć niezależnie iodpowiedzialnie? Jak odnajdywać ważne zjawiska? Jak rozpoznawać propagandę imanipulację? Jak bronić się przed zacofaniem ikołtuństwem? Jak doskonalić własną inteligencję ipoglądy? Jak otwierać się na poczucie humoru? Jak optymalnie korzystać zmediów? Jak dorastać do samokwestionowania irozpoznawać głupotę? Jak budować wsobie pokorę wobec mądrzejszych?

Teksty zawarte wtej książce wyrastają zszacunku do wolności, wtym wolności słowa– najwspanialszego narzędzia, jakim człowiek dysponuje idzięki któremu może się rozwijać. Całkowite ograniczenie tej wolności– co niestety nadal nie jest oczywiste dla zbyt wielu rządów, społeczeństw, jednostek imediów– może niszczyć demokrację, najlepszy spośród wszystkich niedoskonałych systemów politycznych. Nie zmienia tego ani ciągłe zagrożenie manipulowaniem okręgami zwanegerrymanderingiemorganizacyjnym, ani niewidoczne uzależnianie poglądów obywateli przez dobór informacji wmediach społecznościowych, tzw.gerrymanderinginformacyjny, zbadany iopisany wczasopiśmie naukowym „Nature” (Bergstrom, Bak-Coleman,Information...). Zmusza to natomiast do aktywnego edukowania obywateli podatnych na „ochlokrację”.

Osobno pragnę bardzo podziękować za opinie oksiążce znakomitym profesjonalistom, którzy mimo wielu obowiązków znaleźli czas na lekturę maszynopisu. Byli to moi pierwsi kompetentni czytelnicy. Dzięki nim mogłem dowiedzieć się, jak można rozumieć moją pracę, oraz zaprosić pozostałych czytelników do poznania ich zdania. Dziękuję zatem prof. Filipowi Bajonowi zPWSFTviT, dr. Łukaszowi Barczykowi zPWSFTviT, prof. Robertowi Cieślakowi zUW, Maciejowi Czajkowskiemu, dziennikarzowi współpracującemu zBBC News, Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej, dziennikarce „Faktów” TVN, Michałowi Kozickiemu, prezesowi HBO Polska wlatach 2015–2019, Pawłowi Lisickiemu, redaktorowi naczelnemu „Do Rzeczy”, prof. Tomaszowi Mielczarkowi zUJK, prof. Kazimierzowi Wolnemu-Zmorzyńskiemu zUŚ, ks. prof. Alfredowi Wierzbickiemu zKUL oraz prof. Lechowi Zdyblowi zUMCS.

I. Polityka i historia

WOLNOŚĆ, WSPÓLNOTA, CYWILIZACJA

Kiedy Witold Gombrowicz pisał o„przyrodzonej tępocie”, wiadomo było, że nie chodzi oobrażanie kogokolwiek, lecz ostwierdzenie faktu. Zatem nie ma się co gniewać, że jedni znas są inteligentni, ainni nie lub prawie. Po prostu trzeba to wiedzieć.

Kiedy prof. Marcin Król pisze, że wspólnota może być dla człowieka ważniejsza niż wolność, aTomasz Terlikowski stawia cywilizację wyżej od wolności, to dochodzi do zderzenia czołowego znajważniejszymi dla człowieka sprawami: zrozumieniem wolności, wspólnoty icywilizacji. Okazuje się, że codzienny przekaz medialny może czasami dotknąć spraw, które wymagają głębszej refleksji. Czy Król ironizuje? Czy Terlikowski manipuluje rozumieniem wolności, sprowadzając ją do wiary? Jaka jest hierarchia między tymi zjawiskami? Czy na szczycie jest wolność, apod nią wspólnota ijeszcze niżej cywilizacja? Amoże to wspólnota powinna być najniżej, bo jest gwarancją jej istnienia idobrostanu? Czy wspólnota bez wolności daje szczęście? Amoże rodzi szczęśliwą bezmyślność igrozi cywilizacji? Zrozumienie tego wymaga stałej kroplówki: zabaw, przykładów, lektur, filmów, programów, dyskusji, lekcji, wykładów ihistorycznych ilustracji. Pamięć jest ulotna, edukacja często marna, apropaganda tak silna, że trudno jej się oprzeć wnatłoku problemów, obowiązków, życia rodzinnego itowarzyskiego. To recepta na syndrom sztokholmski, czyli nieświadome ubezwłasnowolnienie, apotem pozorowanie prawa idemokracji, wolności, wspólnoty icywilizacji. Konflikty, nienawiść, wojny, bezprawie, anarchie, dyktatury, autorytaryzm, strach icierpienia to dowody na „przyrodzoną tępotę”, to fakt, który szczęśliwie nie wszędzie znaczy gorzej dla faktu.

POKUSA KARANIA OPOZYCJI

Nie ma władzy, która lubi opozycję inie chce się jej pozbyć. Prezydenci, parlamenty, senaty, królowie icesarze nie raz dają temu wyraz. Niektórzy tylko werbalnie, inni konkretnie– zamykając opozycję wwięzieniach lub nawet mordując.

Karanie politycznych wrogów jest stare jak świat. Różnica między rządami demokratycznymi arządami autorytarno-dyktatorskimi polega na tym, że pierwsi nie niszczą opozycji fizycznie, ponieważ za chwilę sami nią będą, adrudzy odwrotnie– likwidują przeciwników na wszelkie możliwe sposoby. Oczywiście nigdy się do tego nie przyznając ikwitując zarzuty głębokim oburzeniem. Władza autorytarna lub dyktatorska nie wierzy wswoją klęskę, jest absolutnie przekonana oswojej racji. Upewniają ją wbezwzględności precedensy tak wyraźne jak Kuba, Korea Północna czy Białoruś. Można ludzi zastraszyć izmusić do posłuszeństwa na długie lata? Można. Iwten sposób brak wyobraźni politycznej niwelowany jest konkretnymi przykładami. Jednak, jak pokazuje historia, coraz częściej icoraz więcej jest państw, które wskrajnych przypadkach wyzwoliły się społecznymi rewoltami. Wymownymi przykładami są zabici przez własny naród Nicolae Ceauşescu, Muammar Kaddafi czy Saddam Husajn. Długo wydawali się sobie ponadczasowi. Granica między demokracją adyktaturą jest możliwa do uchwycenia. Probierzem są policja, prokuratura isądy. Kiedy te zaczynają brutalnie służyć władzy, wtedy opozycja ispołeczeństwo mogą być pewne, iż zbliża się koniec wolności. Atak na opozycję to jedno, ale atak na własnych obywateli to drugie. Wystarczy złożyć to do kupy, aby wiedzieć, że władza chce zamknąć naród wwięzieniu. Iwtedy każdy naród ma prawo obalić władzę.

UMRZEĆ SYTYM IBOGATYM

Gdy Mircea Eliade pisał ocoincidentia oppositorum, aLech Wałęsa mówił „za, anawet przeciw”, nikt chyba nie przypuszczał, że zdiagnozowali oni przyszłe powody upadku cywilizacji.

Trudno sobie wyobrazić, że nas nie ma. Po raz kolejny NASA (Narodowa Agencja Aeronautyki iPrzestrzeni Kosmicznej) iESA (Europejska Agencja Kosmiczna) poinformowały, że lody polarne topnieją, co może oznaczać, że wniedalekiej przyszłości niczego nie trzeba będzie badać, bo nie będzie komu idla kogo. Naukowcom skoncentrowanym na operacji IceBridge nie wypada powiedzieć, że ludzie zachowują się jak ćmy, które bezmyślnie lecą do ognia. Efekt cieplarniany stał się tak zgranym tematem, iż głosy specjalistów nie są brane pod uwagę, adowody widoczne gołym okiem na zdjęciach wbadaniach prowadzonych od 2009 roku nic nie znaczą. Politycy nie są dostatecznie zdeterminowani, by zahamować proces umierania. Dogadują się zprzemysłem imówią pod wygodną przykrywką, że trzeba produkować, bo chodzi orozwój cywilizacji. Rozgrzeszają też zbrojenia, które– chyba nawet stultus to rozumie– są zwykłym marnotrawstwem. Pieniądze można wydać na edukację, odkrycia medyczne, szukanie źródeł energii, badanie kosmosu, sztucznej inteligencji czy nawet projektowanie rozrywek, ale się tego nie robi. Dodatkowy problem stanowią głosy niewierzące wśmiertelne skutki efektu cieplarnianego. Natura ludzka, tak wspaniale kreatywna, ale też nieobliczalna, do końca tkwi– co eksplikuje paradoks wsformułowaniach Eliadego iWałęsy (sic!)– wwewnętrznej sprzeczności. Zakrawa na ponury żart, iż politycy odpowiedzialni za los planety stoją na straży paradoksu, zapominając, że przy zastawionych stołach umrą też syci ibogaci.

POLITYCZNY ŁOBUZ NA JĘZYKACH

„Człowiek niezwykle troskliwy”, „wrażliwy na piękno malarz”, „oczytany intelektualista”, „mąż stanu”, „arcyzdolny polityk”, „wielki językoznawca” lub „wybitny biurokrata”. To oHitlerze iStalinie. Czy po takiej edukacji wgłowie przeciętnego obywatela zostaje trzeźwy osąd czy zrozumienie ipodziw dla politycznego łobuza?

Nikt chyba nie wątpi, że ktoś, kto wywołuje wojny lub siłą zastrasza iprześladuje ludzi, to polityczny łobuz (latro politicus); według słownika synonimów: bydlak, kanalia, miernota, szuja, zero, despota. Media mówią otym od dawna, ale ludzie wciąż tego nie rozumieją. Może pora wprowadzić do nauki idziennikarstwa słowa, które ulica rozumie najlepiej– nazywać rzeczy po imieniu izapomnieć oeufemizmach. Najbardziej popularne portale już to robią. Likwidują podział na elity ihołotę. Pokazują, że czas odrzucić wysiłek intelektualny iświęte oburzenia. Odsłaniają dwulicowość demokracji iwalczą oto, aby zniknęło zjęzyka słowo „hipokryzja”, którego większość itak nie rozumie. Dzięki tym portalom skończą się wkrótce oskarżenia ozniesławienie. Każdy polityczny łobuz będzie tak nazywany wmediach iedukacji. Wtedy obywatele zrozumieją samych siebie idowiedzą się, dlaczego politycy to dno na liście zaufania społecznego. Historia wojen idyktatur, przywódców politycznych ireligijnych, pokazuje, że język ulicy trafia. Gdyby wpodręcznikach szkolnych nazywano złych polityków łobuzami, obywatel czułby się odpowiedzialny wczasie wyborów. Nie byłby tak podatny na manipulację ipropagandę. Idealny podręcznik mógłby więc wyglądać tak: „Hitler, polityczny bydlak, łobuz imiernota, zwykłe ścierwo, które namąciło głupim szkopom we łbach”. Iwszystko jasne.

OGIEŃ OGNIEM WYPALIĆ

Populizm obiecuje złote góry, wktórych wielu ludzi chciałoby zamieszkać. Trump, Orbán iKaczyński uchodzą za przykłady takich właśnie politycznych sukcesów. Ludzie im zaufali iczekają na zbawienie, które– jak pokazała historia– może nigdy nie nadejść. Zanim jednak wszystko się zawali, jest nadzieja na ocalenie.

Być może esej amerykańskiego autora Dana Kaufmana pt. „Postępowy populizm może ocalić nas przed Trumpem” (Kaufman, Progressive…) jest krokiem milowym dla programu każdej opozycji walczącej zpopulizmem. Na przykładzie stanu Wisconsin Kaufman pokazuje głosy wyborców, balansujących między demokratami arepublikanami. Przypomina to zgrubsza sytuację wPolsce, podział społeczeństwa na dwa obozy: prawicowo-katolicki iliberalno-lewicowy. Okazuje się, że tradycje emigracyjne mogą kształtować upodobania polityczne mieszkańców Wisconsin, przenoszone zwyczaje zdawnych ojczyzn, jak np. szwedzkie tradycje opieki społecznej, iprzyczyniać się do wygrywania wyborów zpopulistami. Wydobycie takich nastrojów wspołeczeństwie izagranie nimi wodpowiedni sposób może być gwoździem do trumny prawicowych polityków. Kaufman nazywa to „ożywianiem zielonej trawy” na bazie egalitaryzmu, poczucia bezpieczeństwa iwspółpracy. Pisze oznaczeniu „programów wyrównawczych dla robotników”, które naiwnie nazywane były przez przeciwników „ściekowym socjalizmem”. Wkońcu niemalże wprost wskazuje receptę na obronę tradycji demokratycznych: „postępowy populizm może stępić przynętę prawicowej powtórki”. Wystarczy pilnować, aby bogaci bogacili się, azarazem zwykli ludzie nie odczuwali własnej biedy. Jeśli pragmatyczny idealizm wygra wwyborach, to może znaczyć, że socjalistyczno-komunistyczne dyktatury umrą.

HISTORIA NIEPOTRZEBNA?

Kiedy wmediach pojawiają się zdania, które mogą ocalić cywilizację, nikt nie traktuje ich poważnie. Zostaje stara nienawiść izwyczaje, stereotypy, ból iwspomnienia. Nasza skomplikowana historia.

Tak się dzieje, gdy ukraiński emigrant wPolsce mówi na łamach polskiej prasy orzezi wołyńskiej, otym, że wielu Ukraińców nie ma pojęcia ohistorii, atym bardziej ojej tragicznych ikontrowersyjnych niuansach. Dlatego nie rozumieją pretensji, nie wiedzą, jak się bronić. To pokazuje, jak bardzo znajomość historii może być problematyczna, jak może burzyć lub budować dobre relacje. Natychmiast krzyżują się skrajne postawy– nauczać czy nie nauczać historii– co jest lepsze? Nieświadomość, odcięcie od jakichkolwiek złych faktów iskojarzeń, czy wiedza, która określa każdego zanim go inni poznają? „Nie wiedzieć” może przecież oznaczać postawę otwartą, przyjazną ibezpieczną, a„wiedzieć” zamkniętą, wrogą igroźną. Ta prosta konstatacja natrafia na oczywisty bunt lub tylko irytację, ponieważ chyba nikt nie wyobraża sobie życia bez znajomości chociażby najważniejszych faktów zhistorii swojego kraju, świata. Pojawia się skojarzenie zkorzeniami człowieka, tradycją, przodkami iprzetrwaniem narodu, ato sprawa poważna. Niemniej, skoro dopiero przed nami jakakolwiek zmiana wpodejściu do edukacji historycznej, warto pomyśleć oluksusie życia bez animozji czy innych toksycznych obciążeń. Do tego właśnie inspirują zdania wpolskich mediach oukraińskich emigrantach. Ich kontekst jest szerszy idotyczy emigracji wogóle. Polacy też przecież niosą stereotypy. Inajczęściej niezasłużenie. Można zatem zapytać skrajnie prowokująco: czy nauczanie historii jest potrzebne, ajeśli tak, to jakie ikomu?

HISTORIA JAKO PRODUKT

Państwa promujące się poprzez własną historię zgóry skazane są na klęskę. Ich opowieść nie uwzględnia innych, co daje efekt odwrotny do zamierzonego– zerowy lub minusowy.

Trudno sobie wyobrazić, że ktoś obcy może nie być zainteresowany naszą historią, że wogóle może jej nie znać. Wkońcu godzimy się na nieznajomość, ale nigdy na brak zainteresowania. Widzimy bowiem naszą historię jako wyjątkowo ważną iatrakcyjną. Amerykanie, Anglicy czy Rosjanie patrzą na nią przez pryzmat własnej potęgi, ainne państwa, jak chociażby Węgry lub Polska, przez epizodyczne zwycięstwa. Te ostatnie mogą opierać się na narodowych patriotyzmach. Czasami tworzy to świat zamknięty iniezrozumiały, awięc dla innych mało ważny. Na narrację uniwersalną, powszechną zgadza się większość, na wsobną tylko sami zainteresowani. To drugie podejście– nawet najbardziej umotywowane iszczere– pozostaje dla większości świata obojętne. Na zasadzie „silne jest silne”. Estończycy iIzraelczycy, wychodząc ztego założenia, budują narrację historyczną skrajnie odmienną, ale skuteczną. Estończycy, ponadczasową iponadnarodową, tzw. społeczność międzynarodowej Sieci znanej jako „E-stonia”, aŻydzi odwrotnie, narrację narodową, opartą na Holocauście, tak uniwersalną, iż nie można jej zbagatelizować. Cokolwiek by nie myśleć, państwa te budują swoją siłę historyczną na demokracji igospodarce. To właśnie połączenie, nawet niedoskonałe, pozwala mniejszym narodom skutecznie promować na świecie swoje wewnętrzne „małe” historie. Wduchu zasady: najpierw silna gospodarka idemokracja, apotem dopiero historia. Nigdy odwrotnie, aby nie wzbudzić niechęci lub nawet politowania. Szlachetnych pretensji słabych państw nikt nie słucha.

POPULISTA-SAMOBÓJCA

Jeśli wybitny intelektualista wyjaśnia świat, to nie należy jego opinii mylić zbieżącą publicystyką. Między jednym adrugim jest przepaść wiedzy, kompetencji iwyobraźni.

Kiedy Francis Fukuyama mówi odemokracji ipopulizmie, warto niektóre jego zdania umieścić na bilbordach ipowtarzać wmediach jak mantrę. Można wten sposób uświadamiać ludziom, że nie ma lepszego ustroju społecznego iłatwo go popsuć. Prawie od urodzenia powinno się wbijać wszystkim do głów, że populiści to społeczni przestępcy, niebezpieczni demagodzy iburzyciele porządku, kłamcy, którzy udają, że troszczą się otzw. zwykłego człowieka. Ich słowa oddziałują na wyobraźnię ibrzmią nie mniej przekonująco niż komunistyczna propaganda. Wyborcy muszą zrozumieć, że cudów nie ma, awszelkie reformy potrzebują czasu. Fukuyama puentuje swoje ostrzeżenia stwierdzeniem, że lekceważenie ludzi inteligentnych oznacza, iż populizm szybko staje się przekleństwem tych, którzy go wybrali. Ogłupieni wyborcy populistów muszą to wiedzieć, zanim zakochają się widolach demolujących świat. Agdyby ktoś zarzucił Fukuyamie „lewactwo”, to powinien wiedzieć, że intelektualista ten popiera kontrole uchodźców na granicach. Dla niego jest to zupełnie coś innego niż populizm, który opiera się na rasizmie iwzbudzaniu strachu. Fukuyama tłumaczy, że to tylko wrażenie, iż demokracje są słabe itrzeba je zastąpić „silnym przywództwem”. Miraż taki kusi wielu ludzi ideałem, czyli pięknym kłamstwem, niemożliwością izłudzeniem. Konceptualizacja myśli amerykańskiego politologa, filozofa iekonomisty może być drogą do ocalenia świata przed mrzonkami populistów, przed rozdawaniem wszystkiego wszystkim, bezsensownym samobójstwem społecznym.

TOŻSAMOŚĆ VERSUS POTENCJALNOŚĆ

Mącenie ludziom wgłowach odbywa się pod różnymi hasłami. Propaganda opanowała to do perfekcji. Hasła funkcjonują jako partyjne przekazy dnia lub wtle, aby nie rzucać się woczy. Wten sposób Timothy Snyder, amerykański historyk zUniwersytetu Yale, tłumaczy sukcesy populistów.

Mistrzem takiego przekazu jest Rosja. Snyder pokazuje, że tożsamość można wkomunikowaniu wykorzystać zawsze iwszędzie. Szczególnie wspołeczeństwach sfrustrowanych. Poczucie krzywdy ikompleksy rodzą pretensje iprawie automatyczną podatność na hasło „tożsamość”. Wten sposób populiści nieświadomie stają się doskonałym celem. Niewielu znich przyznaje, że znatury są po prostu mniej uzdolnieni, nie mogli, nie umieli lub nie chcieli się wykształcić, że ich wiedza, kompetencje, umiejętności izainteresowania są tylko podstawowe iograniczone. Media inowe technologie tak bardzo upowszechniły prymitywny sposób myślenia izachowania, iż wykorzystanie tego stało się dla polityków zarówno łatwe, jak ioczywiste. Podsuwanie haseł populistom, pokazuje Snyder, to żaden problem, ponieważ są oni przewidywalni. Tożsamość traktują jak swoją własność, jak rzecz, którą ktoś może chcieć im zabrać, ukraść lub zniszczyć, więc gotowi są tego bronić bezrefleksyjnie iznarażeniem życia. Wystarczy pokazać wroga. Potencjalność osiągnięć trudniej zrozumieć, wymaga inteligencji. Poza tym brzmi jak wyzwanie, awięc może budzić strach. Dlatego tak łatwo ogłupić ludzi globalnie, narodowo. Po kosztach. Rozwiązanie istnieje: od najmłodszych lat uczulać ludzi na ich słabość do populizmu, uczyć konsekwencji ikrytykować patrzenie wprzeszłość. Bo pokonać manipulowanie „tożsamością” może tylko „przyszłość”.

NIEWOLNICTWO AOBŁUDA

Wyobraźmy sobie, że władza wysyła nas do pracy do obcego państwa izabiera nam zarobione pieniądze. Nie mamy nic do gadania. Jeśli się zbuntujemy, trafimy do więzienia, będziemy torturowani lub zostaniemy zabici. Mogą też skrzywdzić naszych bliskich. Tak wygląda totalitaryzm idyktatura wwersji zdegenerowanej. Nieśmiertelna wmiędzynarodowej polityce.

Niewolnictwo jest wieczne. Nikt nigdy nie zdołał go zlikwidować. Pojawia się wrodzinach, państwach iglobalnie. Woficjalnych doniesieniach na świecie jest ponad 40 milionów niewolników. Na ponad 7,5 miliarda ludzi. To oczywiście nieprawda– niewolników jest dużo więcej. Mimo że niektóre rodzaje niewolnictwa można zahamować, politycy tego nie robią, bo to nieopłacalne. Za to efektownie to krytykują. Największą liczbę niewolników zatrudnia Korea Północna– nie do policzenia. To przede wszystkim Koreańczycy są wysyłani do pracy winnych krajach inie mają nic do powiedzenia. WRosji lub Chinach, aczasami na terenie Unii Europejskiej, żyją niemalże wwojskowym drylu, czasami tracąc życie, zwykle oddając państwu pensję, która jest po prostu przelewana przez pracodawcę do Korei Północnej. Tam władza korzysta ztych pieniędzy. Osoby uznane za bandytów są tropione przez państwo. Tak naprawdę powinno ono tropić samo siebie. Niewolnictwo państwowe legitymizuje najgorsze dyktatury, kiedy widzi wyłącznie interesy, anie polityczne nadużycia. Przypomina to trochę sytuację złamistrajkami, którzy zegoistycznych pobudek nie popierali postulatów wykorzystywanych robotników, albo sankcje, które są omijane, bo tak się bardziej opłaca. Obłuda polityczna powinna być karana konstytucyjnie. Impeachmentem kolaborujących władz.

DOBRY NIEMIEC III RZESZY

Napadali, zabijali, torturowali, prześladowali, kradli, gwałcili inienawidzili obcych. Dlatego hitlerowskie Niemcy pod każdym względem zasługują na pogardę idegradację. Problem jest zNiemcami, którzy nie akceptowali hitleryzmu. Często płacili za to najwyższą cenę,tracili życie – zarówno oni, jak iich rodziny. Pierwsze obozy koncentracyjne były zapełnione właśnie takimi Niemcami.

Trudno dziś otym myśleć osobno iobok historii III Rzeszy. Zbrodnie hitlerowskie są tak niepojęte, iż mówienie odobrych Niemcach jest dla wielu ludzi nie do pomyślenia inie do zniesienia. Cierpienie rozpływa się wówczas wtragicznej wojennej historii dziesiątków milionów ludzi, upowszechnia iuogólnia jakby nie istniały indywidualne szlachetne przypadki. Prywatne dramaty takich Niemców zwykle są anonimowe, schowane głęboko wrozmaitych epizodach, niewyjaśnionych zaginięciach iśmierci. Machina prześladowań rzadko interesuje się pokrzywdzonymi Niemcami, tymi, którzy przeciwstawiali się Hitlerowi, byli przeciwni faszyzmowi, rasizmowi iagresji wobec jakiegokolwiek państwa. To właśnie jest jednym znajwiększych dramatów iparadoksów wojny. Pomijanie wpotoku nienawiści dobrych obywateli: matek, ojców, dziadków idzieci. Od czasu do czasu pojawiają się ważne świadectwa. Jeśli są wywiady, które warto przetłumaczyć na inne języki iktóre warto nagradzać, to na pewno jest wśród nich rozmowa Magdaleny Rigamonti zŁukaszem Kazkiem, poszukiwaczem pozostałości historycznych, wtym niemieckich. Kilka faktów, odpowiednie słowa iwrażliwość, a chłodna perspektywa historyczna zmienia się wosobistą iwzruszającą. Gdy chodzi oczyjś los, namacalność oznacza też prawdę ozapomnianych.

POLITYCZNIE POPRAWNE FAKE NEWSY

Polityczna poprawność ma to do siebie, że zjednej strony oficjalnie cywilizuje skrajne reakcje, zdrugiej– świadoma swojego zakłamania– drży ze strachu ioburza się, gdy piękne słowa są weryfikowane przez rzeczywistość.

Wmediach pisze się najczęściej ofake newsach, czyli po prostu kłamstwach. Nie mówi się ojednym znajbardziej przewrotnych kłamstw, jakim jest społeczne ipolityczne zakłamanie czy infantylna naiwność tzw. sytych obywateli– opolitycznej poprawności. Przykładem jest kryzys emigracyjny wEuropie. Ideały izasady Unii Europejskiej skonfrontowały się zrealiami iprzegrały. Bajkowa polityczna poprawność, która sprawdzała się jako tako wstarych strukturach państw europejskich, stała się niewydolna. Okazało się, że nie można przyjąć nieograniczonej liczy uchodźców ocałkowicie odmiennej kulturze, ponieważ zarówno państwo, jak ispołeczeństwo nie mogą oczekiwać od nich asymilacji. Roszczenia ioczekiwania przybyszów zkrajów arabskich izAfryki są zbyt obce iczęsto wrogie. Klasycznym politycznie poprawnym fake newsem są zapewnienia niektórych polityków europejskich, że starają się oni powstrzymać emigrację zAfryki. To kłamstwo wzawoalowanej postaci. Prawdzie dali już wyraz niektórzy politycy, nie zgadzając się na wpuszczanie do Europy uchodźców. Gdyby UE rzeczywiście chciała powstrzymać emigrantów, po prostu zamknęłaby granice, przyjmując wyłącznie osoby potrzebujące pomocy iskłonne się asymilować. Na pewno nie są to miliony mężczyzn. Nie można bowiem oszukiwać społeczeństw, wmawiając im stabilność ibezpieczeństwo, których– gołym okiem widać– już nie ma. Otwieranie UE pod hasłem politycznej poprawności to niszczenie własnych narodowości.

GOOGLE NA POLITYCZNYM CELOWNIKU

Jeśli Google iinne największe portale ulegną politykom, to krucha równowaga między powinnością azniewoleniem może zostać zburzona. Dziś politycy zirytacją ipo cichu pukają do drzwi potężnej korporacji, jutro mogą chcieć ją podporządkować swoim interesom. Firma, która ma roczny dochód większy od wielu państw, wkażdej chwili może stracić niezależność.

Google pokazuje swoją niezbędność, ale zmuszone jest do stałych działań wizerunkowych. Główny konflikt dotyczy zarzutów Komisji Europejskiej omonopolizację rynku. Kary finansowe to konsekwencja. Innymi problemami firmy są oskarżenia oinwigilację iwkraczanie wprywatność. Kolejne to sugestie, iż wiąże się ona ztajnymi projektami wojska idostosowuje do politycznych wymagań Chin. Media zauważają, że prawie półtoramiliardowa populacja stanowi tak intratny rynek, że można się programowo ocenzurować, aby czerpać zyski. Tradycyjne sposoby uprawiania polityki irządzenia szybko przechodzą do historii. Nastaje czas wielkiej rozgrywki medialnych potęg ekonomicznych znajwiększymi państwami. Być może korporacje przejmą władzę, wchłaniając interesujących je polityków, amoże odwrotnie, to politycy zmuszą korporacje do współpracy pod groźbą likwidacji, nacjonalizacji lub przejęcia udziałów. Na pewno nikt łatwo nie ustąpi, apokusa władzy izysków może eskalować zupełnie nieprzewidywalne reakcje. Wystarczy sobie wyobrazić, że Google nie wytrzymuje presji, traci cierpliwość izaczyna kontratakować, używając wszystkich dostępnych środków. Sieć wie wszystko owszystkich, zatem może więcej niż się powszechnie wydaje. Listy, telefony, dokumenty, rozmowy, zdjęcia to przekonujące dowody, aby rzucić każdego polityka na kolana.

TRZY OKRESY WHISTORII LUDZKOŚCI

Nie można wykluczyć, że wprzyszłości będą się liczyć tylko trzy okresy: pierwszy, kiedy człowiek stale był narażony na śmierć, zniewolenie ichoroby, drugi, współczesny, gdy wznacznej mierze przed tym ucieka, itrzeci, przyszły, wktórym związek ze sztuczną inteligencją stanie się tak silny, iż zniknie wszystko to, co dziś uważamy za normalne.

Tradycyjna historia dzieli się na wiele okresów iepok. Ma swoje nazwy, bohaterów ibadaczy. To oniej najczęściej piszą naukowcy, na niej opierają się pisarze, filmowcy idziennikarze. Dużo głębiej kryje się historia znacznie bardziej prawdziwa, mało widoczna, konstytuująca ludzkość. To już swoista historiozofia mentalności stale narażonej na najgorsze doświadczenia, to przyzwyczajenie do nieszczęść. Jej rytm wyznacza symbioza czynów, zwyczajów ipoglądów znotorycznym strachem. Zatem niejako naturalnie inne musiały być wtedy reakcje ludzi. Tworzyła je normalność wojen, morderstw, grabieży, gwałtów czy porwań. Skala zjawiska stopniowo się zmieniała, ale nie ono samo. Ta właśnie zmienność konstytuuje drugi okres whistorii człowieka. Natomiast przyszłość można sobie już dziś wyobrazić. Świadomość bioinformatyczna, skompilowanie żywego organizmu ze sztucznymi stymulatorami, może zrodzić prawie androida. Można chyba uznać, że pierwszy okres historyczny wyznaczały bezwzględny strach ibrak poczucia bezpieczeństwa, drugi– względny strach iwzględne poczucie bezpieczeństwa, atrzeci, nadchodzący, może tworzyć człowieka bez strachu izabsolutnym poczuciem bezpieczeństwa. Umownie, bo wyłączenie emocji nie oznacza spokojnego świata. Potem między naturą asztuczną inteligencją rozegra się bój oczłowieka czwartego okresu whistorii.

WŁADZA AUCZNIOWIE

Kiedy władza spotka się znajlepszymi uczniami istudentami, powinna wiedzieć, że jej inteligencja jest egzaminowana. Wtedy tytuły, funkcje, wiek czy doświadczenie nic nie znaczą. Liczy się tylko to, co powie ijak się zachowa– czyste komunikowanie.

Gdy staje przed najzdolniejszymi młodymi ludźmi wszkołach ina uczelniach, nie jest ważne, czy jest się prezydentem, premierem czy kanclerzem. To nie wiec wyborczy lub spotkanie zwłasnym wyborcą. Takie wystąpienia są łatwe tylko wśrodowisku przeciętnym. Wtym lepszym, mądrzejszym ibardziej wymagającym są testem prawdziwej inteligencji polityka. Konfrontuje się on bowiem zkrytycyzmem, niezależnością, anawet sarkazmem izłośliwością nierzadko wpisanymi wcharaktery ludzi szczególnie uzdolnionych. Banalność istereotyp myślenia władzy natrafiają wtedy na bunt, niesmak ipogardę. Młoda inteligencja wczystej postaci odpowiada różnie: albo wymownym milczeniem, albo werbalnie– buczeniem iokrzykami, docinkami lub minami igestami niezadowolenia. Czasami ostentacyjnie wychodzi. Rządzący politycy nie lubią takich reakcji izwykle szybko wtedy uciekają lub podejmują dyskusję, pogrążając się jeszcze bardziej. Jak na dłoni obnaża się ich pycha, poczucie władzy ichorobliwa ambicja. Bezlitosna weryfikacja wartości lekceważy usłużne reakcje otoczenia iblichtr. Wychodzi na wierzch słabość intelektualna iprymitywna retoryka– to, że zajmowane stanowisko jest wynikiem działalności partyjnej, bezkrytycznego elektoratu ikonformizmu. Widać wykorzystywanie dobrodziejstw iniedoskonałości demokracji. Wybitni uczniowie oceniają bez taryfy ulgowej. Wiedzą dobrze, że wygrana wwyborach nie oznacza automatycznie inteligenckiego awansu iumysłu noblisty.

GRANICE BEZPIECZNEGO NACJONALIZMU

Wybór między państwem nacjonalistycznym awspólnotą państw rządzących się uniwersalnymi zasadami nie jest możliwy bez zaakceptowania granic nacjonalizmu albo uniwersalizmu. Od tego zależy bezpieczeństwo świata.

Historia uczy– aeksplikuje to wswojej książce „The Virtue of Nationalism” izraelski filozof Yoram Hazony– że można tworzyć nacjonalizmy zzasady twórcze iafirmujące wolność lub ksenofobiczne idyktatorskie. Wynika z