Matt — obywatel Uniwersum - Elżbieta Ranft - ebook

Matt — obywatel Uniwersum ebook

Ranft Elżbieta

0,0

Opis

Matt i jego przyjaciel Paul chodzą do tej samej klasy i wiodą spokojne życie na planecie zwanej Argonią. Wszystko się zmienia, kiedy dowiadują się, że Ziemianom grozi niebezpieczeństwo. Chłopcy bez wahania decydują się wyruszyć na Ziemię z arcytrudną misją. Do tego niełatwego zadania przygotowuje ich mistrz Amados, który zna prawdę o pochodzeniu Matta. Okazuje się, że jego biologicznym ojcem jest bojownik Skyman…
"Matt – obywatel Uniwersum" to niezwykła i pełna zwrotów akcji opowieść o odwadze, sile, walce z przeciwnościami losu i mierzeniu się z przeszłością. Śmiało, wyrusz z bohaterami w fascynującą międzyplanetarną podróż, a nie pożałujesz!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 389

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



MOC OLBRZYMA

W przestrzeni Uniwersum na jednej z planet, w niewielkiej odległości od planety Ziemia, żyją istoty, które nazywają siebie Argonami. Z wyglądu istoty te są bardzo podobne do Ziemian, różnią się tylko uszami, mają po prostu lekko spiczaste uszy. Przez tysiąclecia istoty te zamieszkiwały też planetę Ziemię, ale po wielkiej inwazji ich odwiecznych wrogów, jaszczurowatych Dinadów, Argoni zmuszeni byli opuścić Ziemię i powrócić na swoją starą planetę – Argonię. Dinadzi stacjonują w wysokich górach, skąd mają wejście do swojego podziemnego świata, który zamieszkują i którego częścią władają. Argoni po wyczerpującej walce pozostawili na Ziemi jedynie część sił swojego wywiadu i część sił specjalnych współpracujących z Ziemianami, żeby zapobiegać większemu rozpanoszeniu się Dinadów, co byłoby zagładą dla Ziemian. Dinadzi są stworzeniami o pionowej postawie ciała, mają ręce i nogi. Różnią się od Argonów i Ziemian wyglądem głowy – ich jest wydłużona i jaszczurowata – a twarz mają zielonkawą i pokrytą łuskowatym wzorem. Ich ramiona są połączone z korpusem ciała grubą błoną, która tworzy skrzydła umożliwiające im fruwanie. Dinadzi są więksi od Argonów i od Ziemian i posiedli różne moce, podobnie zresztą jak Argoni, którzy też dysponują wieloma mocami. Ważnymi mocami Dinadów, dwiema z wielu innych, które mają, są możliwość stawania się niewidzialnymi i możliwość zmiany wyglądu. To bardzo ułatwia zdobywanie potrzebnej im energii o niskich wibracjach. Bez tej energii nie mogliby żyć. Wykorzystują ją do ładowania swoich baterii życia. Energie takie wytwarzają Ziemianie, kiedy przeżywają złe emocje, do czego przyczyniają się Dinadzi, aby uzyskać od Ziemian jak najwięcej tych energii. Argoni z kolei do ładowania swoich baterii życia potrzebują energii o wysokich wibracjach. Energie te mogą uzyskać, kiedy Ziemianie są zadowoleni i wiodą szczęśliwe życie. Tak więc toczy się odwieczna walka między Argonami i Dinadami o pozyskanie energii.

Matt i Paul chodzą do tej samej szkoły i są w tej samej klasie na planecie Argonii. Siedzą przy tym samym stoliku w najstarszej klasie w jednym z argońskich gimnazjów. Chłopcy przyjaźnią się już od wielu lat. Przypadli sobie do gustu od pierwszej chwili, kiedy się poznali. Paul to rodowity Argon, Matt jako niemowlę przyleciał z Ziemi ze swoimi argońskimi rodzicami i jest ich jedynym dzieckiem. Matt jest trochę inny niż Paul i pozostali arkońscy chłopcy. Często zachowuje się inaczej, czego Paul nie rozumie, ale mimo wszystko Paulowi podoba się ta inność u Matta i widzi w niej coś imponującego. Matt potrafi fascynować się różnymi prostymi rzeczami, intensywnie i emocjonalnie opowiadać przeróżne historie. Paul słucha ich z zainteresowaniem, chociaż wie, że są one tworem fantazji Matta, o czym sam Matt mówi.

Niedawno dołączył do ich klasy nowy chłopiec o imieniu Andi, nikt nie wie, skąd przybywa, i nikt nie zna jego przeszłości, a Andi nigdy nic o sobie nie opowiada. Na początku wydawał się całkiem normalnym chłopakiem i co niektóre osoby nawet jeszcze teraz próbują się z nim zaprzyjaźnić, ale jest to zawsze bardzo trudne. Andi spogląda na kolegów z góry i stara się sobie wszystko i wszystkich podporządkowywać. Nie zawsze mu się to udaje, ale czterech chłopców z klasy ciągle go słucha i mu ulega, Andi całkowicie nad nimi panuje. Imponuje im władczą postawą i tym, że zna walki ziemskiego wschodu. Andi urasta w ich oczach do rangi wielkiego guru, a pozostała część klasy zaczyna się go po prostu bać. Andi, widząc moc w takim działaniu, wyszukuje sobie kogoś, żeby móc przy wszelkich okazjach pokazywać swoją przewagę nad innymi uczniami, tym kimś staje się Matt. Paul, będąc dobrym przyjacielem, obserwuje całą sytuację i widzi, że Andi prześladuje Matta na różne sposoby, czego Paul też nie rozumie. Takie zachowanie jest Paulowi zupełnie obce i nie jest ono cechą Argonów, ale Andi wygląda jak Argon, ma spiczaste uszy. Może Andi, nie będąc Argonem, posiadł moc zmiany wyglądu i korzysta z tej mocy, Paul słyszał o takich mocach i często zastanawia się, kim tak naprawdę jest Andi, gdyż jest on bardzo tajemniczy. Andi na pewno nie jest ludzką istotą, nie jest do nich podobny. Poza tym ludzie są dobrzy, a Andi jest bardzo zły i nie ma uczuć, które mają ludzie.

Paul i Matt zwykle wracają razem ze szkoły, dzisiaj jednak wyjątkowo rodzice Paula przyjeżdżają po niego, żeby zabrać go ze szkoły na wspólne zakupy. Paul zapomniał wcześniej powiedzieć o tym Mattowi, ale na szczęście teraz nagle mu się to przypomina, parę minut przed końcem ostatniej lekcji.

– Matt, jadę dzisiaj zaraz po szkole z rodzicami na zakupy, chcę sobie kupić coś ładnego do ubrania – mówi Paul do ucha przyjacielowi.

– To super! Nareszcie twoim rodzicom udaje się cię wyciągnąć. Dawno nic sobie nie kupowałeś, tylko wybierz sobie coś ładnego i porządnego – odpowiada Matt, uśmiechając się.

– Spoko. Byle czego na pewno sobie nie kupię – zapewnia Paul.

– Okej, okej. Żartowałem. – Matt znowu się uśmiecha.

– Przyjdę jutro rano po ciebie w drodze do szkoły – mówi Paul.

Ostry sygnał dzwonka oznajmia właśnie koniec lekcji. Uczniowie zrywają się z krzesełek i szybko wrzucają do plecaków swoje zeszyty.

– Życzę wam miłego popołudnia – mówi profesor Roman Gouda.

– Dziękujemy! Do widzenia, panie psorze! – odpowiadają razem uczniowie, ustawiając się przy swoich stolikach.

Profesor wstaje i wychodzi, a za profesorem wszyscy inni też pospiesznie opuszczają salę. Matt i Paul wybiegają na szkolne boisko. Paul spogląda na ulicę, szukając wzrokiem samochodu rodziców, i widzi, jak właśnie podjeżdża.

– Ooo! Już przyjechali! Cześć, Matt. Do jutra. – Paul podaje Mattowi rękę na pożegnanie.

– Cześć, Paul. Owocnych zakupów – mówi Matt z uśmiechem, jakby nie dowierzał, że Paul kupi sobie coś gustownego, bo nieraz widział jego kolorowe sweterki.

Paul ma specyficzny gust, zupełnie inny niż on, Matt. Matt patrzy jeszcze przez chwilkę na wsiadającego do samochodu Paula, a potem idzie w kierunku domu. W pierwszej chwili Matt nie zauważa, że w niewielkiej odległości za nim idzie Andi ze swoimi czterema kumplami. Czuje jednak na sobie czyjś wzrok, odwraca się i nagle paraliżuje go lęk, bo widzi, jak Andi maszeruje, szeroko rozstawiając nogi, a po obu jego stronach jego kolesie – po prawej stronie dwóch i po lewej stronie dwóch. Andi czuje niską energię płynącą od strony Matta, sprawia mu to przyjemność i jest zadowolony.

– Hej, dupku! Robisz już w portki ze strachu?! A może nam pokażesz, ile już narobiłeś?! – krzyczy Andi.

Matt przyspiesza kroku i nic nie odpowiada, nie odwraca się.

– Co, dupku, nie chcesz nam pokazać?! To ci to zaraz tak uklepiemy, że samo z portek wyskoczy! – krzyczy Andi i zaczyna biec za Mattem, a jego koledzy razem z nim.

Matt ucieka ile sił w nogach, a jego prześladowcy biegną za nim. Są już całkiem blisko niego i może by go dostali, ale Matt właśnie dobiega do swojego domu. Otwiera zamaszyście furtkę, która sama się za nim zatrzaskuje. Potem otwiera szybko drzwi wejściowe i wpada zdyszany do przedpokoju, zatrzaskuje za sobą drzwi i nie oglądając się na nic, biegnie na górę do swojego pokoju, przeskakując po kilka stopni naraz. Rzuca swój szkolny plecak na krzesło i szybko podchodzi do okna. Patrzy przez firankę, żeby go nie zauważono. Po drugiej stronie ulicy widzi Andiego i czterech jego kumpli, Oskara, Filipa, Leona i Daniela, którzy biegli za nim, gonili go, chcieli się z nim bić.

Matt zna tych chłopaków od dawna, kiedyś nawet się z nimi trochę kumplował, ale kiedy w szkole pojawił się Andi, wszystko się zmieniło. Andi pojawił się właściwie nie wiadomo skąd, rzekomo przyleciał razem z innymi Argonami z Ziemi, nie miał rodziców i po przylocie zaopiekowała się nim para bardzo przyzwoitych Argonów. Niektórzy uczniowie w szkole mówią, że jest wysłannikiem złych mocy, bo nie można się z nim zaprzyjaźnić, chce sobie wszystko i wszystkich podporządkowywać. Tak właśnie Andi zapanował nad tymi czterema chłopakami, Oskarem, Filipem, Leonem i Danielem. Ma nad nimi władzę, oni robią wszystko, co on im mówi, a byli kiedyś całkiem przyzwoitymi chłopakami. To niesamowite, jak się zmienili – myśli Matt, stojąc przy oknie przesłoniętym firanką, i widzi, jak jego oprawcy powoli odchodzą. Naraz słyszy idącą po schodach mamę.

– Matt, jesteś tam? – pyta mama, będąc jeszcze na schodach.

Matt podchodzi do drzwi, otwiera je.

– Jestem, mamo, niedawno przyszedłem – mówi, udając bardzo spokojnego.

– Czy wszystko u ciebie dobrze? – pyta mama, przyglądając się chłopcu. – Tak szybko pobiegłeś na górę. – Mama od dłuższego czasu zauważa trochę dziwne zachowanie u Matta.

– Wszystko jest okej, mamuś – zapewnia Matt, robiąc dobrą minę do złej gry. Nie chce na razie martwić mamy swoim problemem.

– To dobrze. Odwiedziła nas ciocia Agnieszka, może przyszedłbyś się przywitać? – pyta mama, nie będąc całkowicie przekonana, czy wszystko jest dobrze.

– Okej, zaraz przyjdę, tylko się przebiorę – odpowiada Matt.

Mama schodzi na dół i idzie do kuchni, gdzie przy stole siedzi ciocia Agnieszka. Matt zrzuca z siebie kurtkę i szkolny mundurek, wyjmuje z szafki swój ulubiony dres i szybko się ubiera. Lubi ciocię Agnieszkę i nie chciałby, żeby pomyślała sobie, że nie chce się z nią przywitać. Idzie więc do kuchni, otwiera drzwi i widzi przy prostokątnym kuchennym stole mamę i ciocię Agnieszkę, jak popijają popołudniową kawę.

– Cześć, ciociu. Jak się masz? – Matt podchodzi do cioci Agnieszki i cmoka ją w policzek.

– Cześć, Matt. Ja mam się bardzo dobrze i myślę, że ty też. Co nowego w twoim wielkim świecie? – pyta żartobliwie ciocia.

Matt spogląda na nią trochę smutno, jakby wiedział, że ciocia Agnieszka coś czuje, ale chłopiec nie ma zamiaru tu i teraz nic opowiadać ani dać się wciągnąć w jakąś pouczającą rozmowę.

– Nic ciekawego się nie dzieje, ciociu. Zwykłe rzeczy, codzienność – odpowiada Matt, udając spokój i znudzenie. A za chwilę zwraca się do mamy: – Mamo, zadzwonię do Paula, może pójdziemy pograć w piłkę. – Żeby uniknąć następnych pytań ze strony cioci Agnieszki, szybko wychodzi z kuchni.

Idzie powoli po schodach i zamyka za sobą drzwi swojego pokoju. Wyjmuje telefon z kieszeni wiszącej na krześle kurtki, wyszukuje numer Paula i przyciska go palcem. Czeka przez chwilę, aż w końcu przyjaciel odbiera telefon.

– Co tam? Jestem w restauracji, jem obiad – oznajmia Paul.

– Paul, oni mnie gonili! Chcieli się ze mną bić! – mówi Matt bardzo chaotycznie, nie zwracając uwagi na to, że Paul jest w restauracji i je obiad.

– Kto? – pyta Paul całkowicie zdezorientowany.

– Andi! No i tych czterech! – mówi szeptem Matt. Cicho, ale bardzo intensywnie. Nie chce być słyszany przez mamę i ciocie Agnieszkę.

– Matt, musimy coś z tym zrobić, nie możemy dłużej milczeć. Może najpierw porozmawiajmy z twoimi rodzicami? – zastanawia się Paul.

– Paul, masz czas? Ja nie mogę teraz tutaj rozmawiać, przyszła do nas ciocia Agnieszka i siedzą z mamą w kuchni. Nie chcę, żeby coś usłyszały, bo i tak zadają mi już podejrzliwe pytania. Paul, przyjdź do lodziarni, to sobie pogadamy – mówi podenerwowany Matt.

– Okej, Matt, za jakieś dwie godziny będę w domu. Przyjdę do lodziarni. Na razie, trzymaj się. – Paul się wyłącza.

Matt powoli odkłada telefon na biurko. Po chwili znowu bierze go do ręki i wkłada do kieszeni kurtki.

Hmm… Paul będzie dopiero za dwie godziny, ale idę już teraz, nie mam ochoty na rozmowę z ciocią Agnieszką i mamą. Nie chcę, żeby coś ode mnie wyciągnęły. Mama i tak już mnie mocno obserwuje i coś podejrzewa, udaje tylko, że nic nie widzi – myśli Matt i zastanawia się, z kim najlepiej byłoby porozmawiać na temat problemu z Andim. Jest przekonany, że rodzice jednak nie będą mogli mu pomóc. To jest jego problem i musi go sam rozwiązać. Matt bierze kurtkę i schodzi na dół. Przez uchylone do kuchni drzwi słyszy rozmowę mamy i cioci Agnieszki. Zatrzymuje się na chwilę na schodach, ale nie chce, żeby myślały, że je podsłuchuje, więc powoli schodzi na dół i wchodzi do kuchni.

– Mamo, wychodzę, umówiłem się z Paulem.

– Dobrze, Matt. Pożegnaj się z ciocią, na wypadek gdybyś wrócił później – mówi mama i uważnie mu się przygląda.

Matt podchodzi do cioci Agnieszki.

– Do widzenia, ciociu. – Całuje ciocię w policzek.

– Do zobaczenia, Matt. Wiesz, nie mogę uwierzyć, że jesteś już taki duży i postawny. Zawsze mam cię przed oczami jako małego chłopczyka – mówiąc to, ciocia się uśmiecha, bo zawsze przypomina jej się Matt jako mały chłopczyk.

– Ach, ciociu. Czas szybko mija i mam już trzynaście lat – mówi Matt i też się uśmiecha na odchodnym.

Chłopiec wychodzi z domu, przemierza uliczki części osiedla, w której mieszka, przechodzi przez skrzyżowanie i wchodzi do centrum miasta. Idzie zatłoczoną główną ulicą, przy której końcu na rogu znajduje się lodziarnia. To jest ich ulubione miejsce spotkań, gdzie często po południu obaj z Paulem zajadają się smakowitymi lodami. Matt chce jak najszybciej spotkać się z przyjacielem, chociaż już wie, że najlepiej będzie, jeżeli poprosi o pomoc mistrza Amadosa. Chce to jednak jeszcze z Paulem przedyskutować, ale mistrz wie wszystko i na pewno jest w stanie mu pomóc. Matt lubi słuchać jego opowieści o świetności Argonów, poza tym stary mistrz Amados jest w posiadaniu wiedzy o wszystkich mocach i czarach Argonów – i nie tylko Argonów, także innych istnień, których jest wiele w Uniwersum i na Ziemi. Matt jest już przy lodziarni, ale nie wchodzi jeszcze do środka. Sprawdza godzinę na telefonie.

– Zostało jeszcze półtorej godziny, ten czas tak powoli upływa. Że też akurat dzisiaj wybrali się na te zakupy. Usiądę na zewnątrz i zamówię sobie wodę – myśli Matt i siada przy jednym ze stolików stojących przed lodziarnią. Lodziarz, widząc go siedzącego, podchodzi, żeby przyjąć zamówienie.

– No, chłopcze? Jak zwykle cztery kulki waniliowe z wiśniami i bitą śmietaną? – pyta lodziarz, jak zawsze uprzejmie.

– Nie, proszę pana. Poproszę mineralną bez gazu – mówi Matt.

– Co dzisiaj tak skromnie, chłopcze? Tylko mineralka? Nie czujesz się za dobrze? – pyta zdziwiony lodziarz.

– Wszystko jest okej, proszę pana. Czekam na kolegę – odpowiada Matt.

– To dobrze, bo się już trochę zacząłem martwić – mówi lodziarz z uśmiechem i idzie po zamówioną wodę, ale spogląda na Matta kątem oka, bo ten wydaje mu się jakiś nerwowy.

Matt wyjmuje telefon z kieszeni i zaczyna przeglądać w nim różne rzeczy, zerkając od czasu do czasu na godzinę. Minęło dopiero piętnaście minut, od kiedy tu przyszedł, i znudzony kręci głową. Lodziarz przynosi wodę.

– Wygląda na to, chłopcze, że kolega się spóźnia – zauważa ostrożnie lodziarz.

– Nie, proszę pana. Będzie za godzinkę, jest z rodzicami na zakupach – odpowiada Matt.

Trochę go ten lodziarz dzisiaj irytuje swoimi pytaniami. Ale Matt stara się być grzeczny, bo to jest przecież ich ulubiona lodziarnia i są tu superlody, dlatego jakoś chce te pytania lodziarza wytrzymać.

– O, to musisz się jednak trochę uzbroić w cierpliwość, bo kolega może się spóźnić – mówi lodziarz na odchodnym.

Matt nic nie odpowiada, tylko spogląda na sprzedawcę.

Chłopiec czuje się bardzo niespokojny po tym dzisiejszym ataku na niego ze strony Andiego. Chciałby chociaż na chwilę przestać o tym myśleć, ale się nie udaje, jest to bardzo trudne. Huczy mu w głowie złośliwy głos Andiego. Matt popija małymi łyczkami wodę i zaczyna się powoli uspokajać i lepiej czuć. Zagląda do szklanki z wodą. Czuje teraz, jak ta czysta woda powoli, cząsteczka po cząsteczce, wypłukuje z niego to złe wspomnienie. Koncentruje się więc na wodzie w szklance i od czasu do czasu bierze mały łyczek. Odnosi wrażenie, że przepływająca przez niego woda zbiera i zabiera ze sobą te męczące go myśli, oczyszcza go z nich. Matt ma ich coraz mniej w głowie, aż w końcu staje się ona pusta. Chłopiec widzi tylko czystą wodę w szklance. Matt czuje coraz bardziej, że musi pójść do toalety zrobić siusiu. Siedzi jeszcze chwilę w bezruchu, zapatrzony w wodę, ale coraz bardziej czuje, że musi… Jego ciało chce wyrzucić wodę ze znajdującymi się w niej nieczystościami. Wstaje więc i idzie do toalety. Lodziarz obserwuje Matta z kąta lodziarni i od czasu do czasu kręci głową. Zauważa bowiem, że coś się z chłopcem dzieje, nic jednak nie mówi, tylko obserwuje. Po dłuższej chwili Matt wychodzi z toalety i czuje się o wiele lepiej. Uświadamia sobie, że to działanie jego wyobraźni tak bardzo na niego wpływa, a woda jest jedynie narzędziem, które mu w tym pomaga. Ale nie zastanawia się za bardzo nad tym, skąd to się bierze, najważniejsze jest, że działa i poprawia mu samopoczucie, Matt czuje dobre wibracje. Lodziarz przygląda się Mattowi i też zauważa tę zmianę.

– Jak tam się czujesz, chłopcze? – pyta sprzedawca. – Bo nie za dobrze wyglądałeś.

– Jest okej, proszę pana. Czuję się bardzo dobrze, pana woda czyni cuda – odpowiada z uśmiechem Matt i siada przy swoim stoliku. Naraz z daleka widzi nadchodzącego Paula. – Szefie! Szefie! Poproszę dwa razy cztery gałki waniliowe z wiśniami i bitą śmietaną, właśnie mój kumpel nadchodzi! – mówi głośno, tak żeby lodziarz na pewno go usłyszał.

– Okej, chłopcze. Dwa razy po cztery kulki. Już się robi. – Lodziarz z uśmiechem idzie realizować zamówienie.

Nadchodzi zdyszany Paul. Bardzo spieszył się na to spotkanie, bo martwi się o Matta.

– Cześć, Matt. – Paul podchodzi do stolika, wysuwa krzesło i siada naprzeciwko przyjaciela.

– Zamówiłem lody. Tobie też – mówi Matt.

– Okej, fajnie. Dzięki – odpowiada Paul. – To mówisz, że chcieli się z tobą bić i cię gonili? Pod sam dom? – pyta.

– Tak. Andi i jego czterej kumple biegli za mną do samego domu – potwierdza jeszcze raz Matt.

Podchodzi do nich lodziarz, stawia na stoliku zamówione lody i przypadkowo słyszy ich rozmowę.

– No… w pięciu na jednego to trochę nierówny rozkład sił – stwierdza sprzedawca, kiwając głową.

– Też tak myślę, ale oni tak mają… ci, o których mówimy – potwierdza Paul.

– Oj ciężko wam będzie ich pokonać – mówi lodziarz i wraca do swoich zajęć.

– Matt. Najlepiej będzie, jeżeli porozmawiasz o tym ze swoimi rodzicami – sugeruje Paul.

– Nie, nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Rodzice nie będą mogli mi pomóc, muszę sam sobie poradzić ze swoim problemem.

– Ale jak chcesz to zrobić?! Masz jakiś pomysł!? – pyta Paul.

– Tak. Pójdę porozmawiać z mistrzem Amadosem. Wydaje mi się, że on może mi pomóc pokonać Andiego. Mistrz Amados dużo wie, jest bardzo mądry – mówi Matt.

– Tak, to prawda, stary mistrz Amados ma szeroką wiedzę. Matt, czy mogę pójść do niego z tobą? – pyta Paul.

– Oczywiście, że tak. Nawet się cieszę, że chcesz ze mną iść. Tak będzie najlepiej, jeśli obaj posłuchamy rad mistrza – odpowiada z zadowoleniem Matt, bo naprawdę się cieszy, że przyjaciel chce z nim pójść.

– Okej, Matt. Pójdziemy do mistrza jutro po szkole, na pewno będzie w swojej pracowni – oznajmia Paul, oblizując usta i wyskrobując z pucharka resztki lodów. Matt też już prawie kończy jeść swoją porcję.

– Bardzo dobre są tutaj te lody. Słyszałem od mistrza Amadosa, że nasz lodziarz był na Ziemi w italskiej krainie i tam nauczył się robić te dobre lody – mówi Matt.

– Nie wiedziałem o tym, ale nasz lodziarz robi naprawdę dobre lody. – Paul oblizuje jeszcze raz łyżeczkę po deserze i zamyśla się na chwilę.

– Matt, pojutrze jest ważny apel w ratuszu, ojciec Murbach ma coś ważnego do ogłoszenia. Uczniowie naszej szkoły są zaproszeni na ten apel, więc my też powinniśmy pójść – mówi Paul.

– Tak, słyszałem o tym. Pewnie, że pójdziemy – odpowiada Matt.

– Paul, ja chciałbym dzisiaj pójść do mistrza Amadosa, najlepiej teraz… zaraz – dodaje Matt po krótkim namyśle.

– Okej, możemy pójść teraz. Mam nadzieję, że będzie jeszcze w swojej pracowni – mówi Paul.

– Mam jego numer telefonu, zadzwonię do niego – Matt oznajmia. Nie czekając już na to, co powie Paul, wyjmuje z kieszeni telefon, wyszukuje numer do Amadosa i dzwoni.

Przez dłuższą chwilę mistrz się nie melduje i Matt zaczyna już wątpić, czy go zastanie, aż w końcu słyszy ciepły głos mistrza.

– Amados. Słucham?

Mattowi jaśnieje twarz.

– Mistrzu, to ja, Matt. Mistrzu, jak dobrze, że cię zastałem – mówi Matt, będąc pod dużym wrażeniem, bo jeszcze nigdy nie telefonował do Amadosa, to jest jego pierwszy raz.

– Witaj, Matt. Czego potrzebujesz? – pyta Amados.

– Mistrzu, czy mogę dzisiaj do ciebie przyjść? Mam ważną sprawę. Potrzebuję twojej pomocy – mówi Matt błagalnym głosem.

Amados milczy przez chwilę, zastanawia się. Właśnie skończyła się narada zarządu miasta, w której brał czynny udział, i miał zamiar trochę odpocząć, chciał w domu poddać się swojej medytacji, która poszerza jego łączność z energią Uniwersum. Jednak Matt jest dla niego wyjątkowym chłopcem, z wielu jemu tylko wiadomych powodów, więc postanawia później pomedytować.

– Dobrze, Matt. Za godzinę będę czekał na ciebie u siebie w domu – mówi mistrz.

– Dziękuję, mistrzu. Przyjdę ze swoim przyjacielem Paulem. – Matt nie jest pewien, czy Amados słyszał jego ostatnie słowa, bo mistrz się wyłączył, ale to nie ma wielkiego znaczenia, bo Paul czasami bywa z nim u mistrza w pracowni. Matt kładzie telefon na stolik.

– Robi się późno, pójdę zapłacić. Paul, stawiam ci dzisiaj, mam nowe kieszonkowe. – Matt uśmiecha się do przyjaciela, wstaje i idzie do kasy. – Szefie, chciałbym zapłacić – zwraca się do lodziarza, który właśnie podaje kawę innym klientom.

– Chwileczkę, chłopcze – mówi lodziarz i po chwili podchodzi do kasy. – Co to u was było? Dwa razy po cztery gałki waniliowe z wiśniami i bitą śmietaną i… mineralka. Zgadza się? – pyta lodziarz.

– Zgadza się, szefie – odpowiada Matt.

Lodziarz nabija sumę na kasę.

– Płacisz trzynaście sześćdziesiąt – oznajmia.

Chłopiec wygrzebuje srebrne talary z kieszeni spodni, odlicza drobne i podaje sprzedawcy.

– Proszę. Do widzenia, panu – mówi Matt i idzie do wyjścia.

– Do widzenia, chłopcze, i do następnego razu. –

Lodziarz patrzy za odchodzącym Mattem. Obaj chłopcy wydają mu się dzisiaj wyjątkowo smutni. Spogląda na nich jeszcze chwilę przez otwarte drzwi. Paul wstaje od stolika, kiedy Matt podchodzi i bierze swój telefon, a potem obaj oddalają się powoli od lodziarni. Idą zamyśleni, nic nie mówiąc. Mają jeszcze czas, a do domu Amadosa nie jest daleko, bo mieszka w jednej z bocznych uliczek, równoległej do ulicy głównej.

– Matt, przyjdę po ciebie jutro rano. A po szkole odprowadzę cię do domu. Tak na wszelki wypadek, we dwóch będzie nam raźniej – mówi Paul.

– Myślisz, że jutro też będą chcieli się ze mną bić? – pyta Matt.

– Nie wiem. Z tymi idiotami nigdy nic nie wiadomo, ale przecież zawsze rano przed szkołą Andi chce od ciebie srebrniaki – przypomina Paul.

Chłopcy zbliżają się właśnie do domu mistrza Amadosa. Matt podchodzi do okna.

– Zostało jeszcze trochę czasu do umówionej godziny. Ciekawe, czy mistrz już jest. – Matt głośno się zastanawia i myśli, czy zapukać w to okno, czy nie, ale mistrz wyczuwa ich energię i odsuwa ciężką zasłonę. Stoją teraz naprzeciwko siebie, dzieli ich tylko szyba.

– Wejdźcie do środka, drzwi są otwarte. – Mistrz uchyla okno, żeby słyszeli, co do nich mówi.

– Okej, mistrzu. Już idziemy – oznajmia Matt i razem z Paulem wchodzą do ciemnego korytarza starej kamienicy. Drzwi do mieszkania Amadosa są zaraz na początku po prawej stronie i są już szeroko otwarte, a w nich stoi mistrz.

– Dzień dobry, mistrzu – mówią Matt i Paul jednocześnie.

– Witam was, chłopcy. – Mistrz przesuwa się do wewnątrz, żeby mogli wejść do mieszkania, i idzie pierwszy do swojej kuchni.

Matt i Paul idą za nim. Amados wskazuje im miejsca przy kuchennym stole.

– Usiądźcie. Co was do mnie sprowadza? – pyta spokojnym głosem mistrz.

Matt i Paul rozsiadają się na starych drewnianych krzesłach i zastanawiają się, od czego zacząć. Matt zaczyna pierwszy.

– Mistrzu, mamy problem… a właściwie to ja mam problem – mówi.

Amados spogląda na Matta.

– Mistrzu, prześladuje mnie Andi, chłopak z naszej klasy. Codziennie rano żąda ode mnie srebrniaka i robi wszystko, żeby mnie ośmieszać i gnębić. A dzisiaj, kiedy wracałem ze szkoły, najpierw szedł za mną ze swoimi czterema kumplami i mnie zaczepiali, a kiedy zacząłem uciekać, gonili mnie, obrażali i chcieli się ze mną bić. – Matt opowiada mistrzowi swoje przeżycia i jest pełen negatywnej emocji.

– Jak to gonili cię i chcieli się z tobą bić? W pięciu na ciebie jednego? A to słabeusze – mówi Amados, szczerze zdziwiony.

– Tak, w pięciu. Andi i jego czterech kumpli, którzy go we wszystkim słuchają. Robią wszystko, co on im rozkaże – mówi dalej Matt.

Paul słucha, co Matt opowiada, i nie wytrzymuje.

– Mistrzu, staram się jakoś temu zaradzić, ale Andi jest od nas większy i silniejszy, no i ma zawsze przy sobie swoich czterech kolegów, nigdy nie chodzi sam. Matt się go boi. Andi ma bardzo negatywny wpływ na Matta – dodaje Paul.

Mistrz Amados z uwagą słucha opowieści chłopców.

– Oj, niedobrze… niedobrze. To nie nazywa się problem, to jest poważne zadanie do rozwiązania – mruczy pod nosem Amados. – Matt. Ty nie możesz się bać. Coś z tym Andim jest nie tak, jest jakiś inny niż my, Argoni – stwierdza mistrz. – Czy dobrze znacie tego chłopca, wiecie coś o nim? – pyta.

– Znamy go tylko ze szkoły. Mówią, że kiedyś przyleciał z Ziemi razem z powracającymi Argonami – dodaje Paul.

– Tak, przyleciał z Ziemi sam, bez rodziców. Mówią, że nie ma rodziców, a zaopiekowali się nim bardzo przyzwoici Argoni, tu, na naszej planecie, którzy nie mają własnych dzieci – wyjaśnia Matt.

– Tyle to ja też wiem. Myślałem, że wiecie o nim coś więcej – stwierdza Amados.

– Nikt o nim nic nie wie. Wiemy tylko, że przyleciał z Ziemi – mówi Paul.

– W takim razie muszę się zająć rozpoznaniem tego tajemniczego przybysza, żeby nie zdążył narobić nam jakiś poważnych szkód – stwierdza Amados. Zamyśla się na chwilę, a potem dodaje: – Powtórzę ci jeszcze raz, Matt. Ty nie możesz się bać. Andi buduje w tobie emocje strachu, bo ma z tego jakąś korzyść. Musimy temu zapobiec – mówi mistrz.

– Jak mam to zrobić, żeby się nie bać, kiedy Andi mnie ciągle prześladuje? Jest ode mnie dużo silniejszy, zna walki ziemskiego wschodu! – wykrzykuje Matt ze łzami w oczach.

Siedzącemu obok Paulowi jest bardzo szkoda przyjaciela, bo on też nie wie, jak można temu zaradzić. Mistrz Amados słucha zadumany i drapie się po brodzie.

– Myślę, że jest możliwość, żeby odstraszyć Andiego. Trzeba mu pokazać, że jest słabszy od ciebie, i mam na to sposób – mówi mistrz.

– Mistrzu, naprawdę?! Jaki można to zrobić?! – wykrzykuje Matt przez łzy.

– Jest czarodziejska moc, żeby to zrobić. Nauczę was korzystać z tej mocy – mówi Amados.

Chłopcy nieruchomieją z ciekawości.

– Jest to czarodziejska moc olbrzyma i działa tylko wtedy, kiedy jest potrzebna. W sytuacjach, kiedy nie jest konieczna, zaklęcie olbrzyma nie ma mocy. O moc olbrzyma trzeba poprosić czarownika i władcę świata olbrzymów. Słuchajcie więc uważnie i zapamiętajcie każde słowo zaklęcia.

Matt i Paul, wpatrzeni w mistrza, zamieniają się w słuch.

– „Wielki czarowniku i władco świata olbrzymów. Przyślij mi moc olbrzyma, która płynące do mnie zło zatrzyma”. – Po wypowiedzeniu prośby do wielkiego czarownika oraz władcy świata olbrzymów i jednocześnie zaklęcia na moc olbrzyma mistrz milknie.

Matt i Paul siedzą, jakby byli zahipnotyzowani słowami zaklęcia.

– Piękne słowa, mistrzu, a co później? Jak działa to zaklęcie? – pyta Matt po chwili.

– To zaklęcie działa tak, że twoja postać w mgnieniu oka rośnie. Stajesz się olbrzymem wyposażonym w potężne umięśnione ramiona mające niesamowitą siłę, tak wielką, że możesz przesuwać góry i wyrywać drzewa z korzeniami. Twój przeciwnik staje się coraz mniejszy i słabszy, aż w końcu ucieka ze strachu przed tobą.

– Mistrzu, to jest wspaniała moc! – stwierdza zachwycony Paul.

Matt od razu czuje wielką iskrę nadziei na zmianę w swoim życiu, jego oczy znowu nabierają blasku.

– Dziękuję, mistrzu, na pewno poproszę wielkiego czarownika i władcę świata olbrzymów o moc olbrzyma już jutro rano. Przepędzę Andiego i będę mógł znowu cieszyć się każdym dniem. Mistrzu, nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomogłeś, bo tak naprawdę nie chciało mi się już żyć – mówi rozradowany Matt.

– Matt, wygląda na to, że Andi wyciąga z ciebie całą energię życia. Nie możesz na to pozwolić. Chłopcy, chciałbym teraz trochę odpocząć, miałem bardzo wyczerpujący dzień – przyznaje Amados.

– Mistrzu, to my już pójdziemy – odpowiada Matt i wstaje od stołu.

– O… całkiem bym zapomniał. Pojutrze odbędzie się okolicznościowy apel zorganizowany przez radę miasta, na którym będzie przemawiał nasz wódz, ojciec Murbach, w ważnej sprawie. Zaproszeni są starsi uczniowie z waszej szkoły. Czy macie zamiar też być na tym apelu? – pyta mistrz Amados, odprowadzając chłopców do wyjścia.

– Słyszeliśmy o tym, mistrzu, i na pewno będziemy – zapewnia Paul.

– Tak, mistrzu, na pewno przyjdziemy – dodaje Matt i chłopcy wychodzą na ulice.

Amados stoi jeszcze przez chwilę w drzwiach, odprowadza ich wzrokiem, a kiedy chłopcy znikają za zakrętem, zaszywa się znowu w swoim małym mieszkaniu.

Matt i Paul maszerują główną ulicą, która zaczyna tętnić wieczornym życiem. Ich twarze rozjaśniają kolorowe światła reklam. W powietrzu unosi się gwar rozmów wypływający przez otwarte drzwi i okna wypełnionych po brzegi kawiarni.

– Damy jutro rano nauczkę Andiemu, będzie uciekał gdzie pieprz rośnie – mówi po pewnym czasie zadowolony Paul.

– Jasne. Damy mu nauczkę. Czegoś takiego na pewno się nie spodziewa – dodaje Matt.

Chłopcy dochodzą do swojego osiedla, gdzie obaj mieszkają w niewielkiej odległości od siebie. Zbliżają się do skrzyżowania, na którym muszą się rozstać, aby rozejść się do swoich domów.

– Matt. Jutro rano przyjdę po ciebie i razem pójdziemy do szkoły – mówi Paul i wyciąga do przyjaciela rękę, żeby się pożegnać.

– Dobrze, Paul. To do jutra – odpowiada Matt, podając Paulowi swoją dłoń.

Osiedlowe uliczki są już puste, wczesnym wieczorem nie widać tu już nawet samochodów, więc Matt, nie zważając na nic, idzie prawie środkiem ulicy w kierunku domu. Otwiera drzwi i stwierdza, że chyba jest sam, w domu panuje cisza. Mama na pewno pojechała odwieźć ciocię Agnieszkę, a tata jest – jak zwykle po południu – u któregoś ze swoich klientów. Według Matta jego tata stanowczo za dużo pracuje, ale co zrobić, taki wybrał sobie zawód. W mieście jest dużo starych domów, które wymagają remontu, a jest niewielu dobrych fachowców. Matt idzie do swojego pokoju, pokonując po dwa schody. Mimo rozmowy z mistrzem Amadosem znowu nie czuje się najlepiej, ciągle siedzi mu w głowie Andi ze swoimi kumplami. Matt rozmyśla o tym, jak fajnie było wcześniej, kiedy Andiego jeszcze nie było w ich szkole. Organizowali sobie z chłopakami wypady nad rzekę, właśnie z tymi chłopakami, którzy teraz są posłuszni Andiemu. Skąd się wziął tak naprawdę ten Andi, tego właściwie nikt nie wie. Matt zdejmuje kurtkę, wiesza ją na krześle, bierze automatycznie zeszyty leżące na biurku i wrzuca je do plecaka na jutro do szkoły. Jest zmęczony, więc nie ma zamiaru czekać na rodziców, chce pójść spać. Rozbiera się i nie myjąc nawet zębów, wskakuje do łóżka. Nie może od razu zasnąć, zasypia dopiero po dłuższym przekręcaniu się z boku na bok.

Rano Matt budzi się wcześniej niż zwykle. Noc minęła mu nie najlepiej, zresztą to nie pierwsza noc, kiedy kilka razy się budzi albo śni mu się jakiś koszmar związany z Andim. Matt nie wie, jak długo to jeszcze wytrzyma. Wstaje i idzie do łazienki. Nie ma ochoty iść pod prysznic, myje tylko zęby i twarz, idzie z powrotem do swojego pokoju. Z kuchni docierają do niego odgłosy krzątającej się mamy, która pewnie robi śniadanie. Matt szybko się ubiera i schodzi na dół, wchodzi do kuchni i bez słowa siada do stołu. Mama podchodzi do niego i głaszcze go po głowie.

– Dzień dobry, synku, wyglądasz mi na niewyspanego – mówi trochę zmartwionym głosem.

– Jest okej, mamuś. Takie tam głupoty mi się dzisiaj śniły i parę razy się budziłem. Jutro to nadrobię – odpowiada Matt, udając dobre samopoczucie, a w rzeczywistości czuje się przygnębiony.

Mimo że ma od mistrza Amadosa zaklęcie mocy olbrzyma, zastanawia się, jak to dzisiaj będzie, kiedy Andi wyjdzie zza drzewa i będzie chciał od niego srebrzaka. Matt czuje, że coś go bardzo mocno blokuje. Siedzi więc zamyślony przy stole, mama podstawia mu pod nos śniadanie i cały czas go obserwuje. Mama nie wie, że Matt nie ma ochoty pójść dzisiaj do szkoły, i gdyby nie Paul, który właśnie stoi pod drzwiami i dzwoni do drzwi, chłopiec na pewno by coś wymyślił, żeby zostać w domu.

– Kto to o tak wczesnej porze? – pyta mama i idzie do drzwi zobaczyć, kogo to los przygnał do ich domu.

– To na pewno Paul, mamuś. Dzisiaj idziemy razem do szkoły – oznajmia Matt.

Mama otwiera drzwi, za którymi stoi Paul.

– Dzień dobry, pani – mówi Paul, kiwając głową.

– Dzień dobry, Paul. Matt jest w kuchni, ale ostatnio jakoś nie wygląda najlepiej, coś jest z nim nie tak. Mam nadzieję, ż się nie rozchoruje – odpowiada mama trochę zmartwionym głosem.

Paul spogląda na mamę przyjaciela, ale nic nie odpowiada, mija ją i idzie do kuchni. Widzi Matta siedzącego i powoli przeżuwającego kanapkę. Paul jak zwykle dziwi się, że Matt zjada tak dużo kanapek. Paulowi ta ilość wystarczyłaby na cały tydzień. Matt jednak potrzebuje dużo więcej jedzenia niż on. Paul już dawno zauważył, że Matt jest inny, nie ma spiczastych uszu jak jego rodzice, Matt zapewne odziedziczył swoje uszy po jakichś dalekich przodkach. Paul ma spiczaste uszy jak wszyscy Argoni, których zna, oczywiście poza Mattem. Czyżby Matt nie był Argonem? Paul już od dawna się nad tym zastanawia, bo i mistrz Amados obdarza Matta specjalnymi względami. Coś się za tym kryje, czasami zachowanie Matta jest zupełnie inne niż u Argonów. Matt ma silne emocje, Argoni zachowują się racjonalnie i spokojnie. Matt siedzi teraz podparty łokciem i wpatruje się w kolejną kanapkę leżącą na talerzu. Paul wysuwa krzesło i siada obok niego.

– Cześć, Matt. Pospiesz się trochę, bo nie mam zamiaru pędem lecieć do szkoły – mówi Paul.

Matt spogląda na niego ze smutkiem w oczach.

– Paul, myślisz, że też dzisiaj rano Andi będzie czekał na mnie za tym drzewem? – pyta Matt.

– I co z tego, że będzie czekał za drzewem? Nic od ciebie nie dostanie. Znamy przecież zaklęcie wielkiego czarownika i władcy olbrzymów – mówi Paul, uśmiechając się. Chłopiec widzi, że Matt jest mocno zestresowany.

– Tak, masz rację, mamy to superzaklęcie. Przegonimy Andiego. Będzie uciekał gdzie pieprz rośnie – stwierdza Matt i od razu poprawia mu się humor.

Do kuchni wchodzi mama.

– No jak tam, chłopcy? Widzę, że się dobrze bawicie. Ja muszę już lecieć, do zobaczenia wieczorem – mówi mama i wychodzi.

– Do zobaczenia, mamo – rzuca szybko Matt na pożegnanie.

– Do widzenia pani – mówi Paul.

Chłopcy słyszą odjeżdżający samochód.

– Matt, kończ już to jedzenie, bo się spóźnimy. – Zniecierpliwiony Paul wstaje od stołu. Że on zawsze musi tak dużo jeść – myśli.

Matt przełyka ostatnie kęsy i też wstaje.

– Skoczę tylko na górę po plecak – mówi Matt i biegnie do swojego pokoju, przeskakując po kilka schodów.

Paul czeka na niego przy drzwiach i po chwili obaj wychodzą z domu. Idą szybkim krokiem w stronę szkoły. Paul widzi, że Matt znowu jest zestresowany.

– Nie martw się, Matt, damy radę. Wiesz przecież, że mamy superbroń. Otrząśnij się, jesteś silny, będziesz musiał działać. – Paul stara się pocieszyć Matta.

– Tak, wiem, muszę sobie z tym poradzić – odpowiada Matt, ale jednak czuje lęk i znowu jakby go coś blokowało, najchętniej by zniknął, rozpłynął się, zamiast pójść do szkoły.

Wyobraża sobie wychodzącego zza drzewa Andiego z wyciągniętą ręką po srebrne monety. Matt ma tak zaprzątniętą głowę, że nawet nie zauważa, że właśnie wchodzą na boisko przed szkołą i to nie jest jego wyobraźnia, to żywy, prawdziwy Andi wychodzi zza drzewa z wyciągniętą ręką i czeka na daninę. Matt czuje paraliż w całym ciele. Bez słowa odruchowo wkłada rękę do kieszeni spodni i wyjmuje srebrne monety.

– Matt, co ty robisz?! Nie dawaj się! Przegoń go! – krzyczy Paul.

Matt wzdryga się, ale nie ma siły, żeby przezwyciężyć płynącą od Andiego złą energię powodującą paraliżujący go strach. Paul widzi w oczach Matta dwie wielkie łzy, a więc nie zastanawiając się ani chwili, wypowiada słowa zaklęcia wielkiego czarownika, władcy świata olbrzymów.

– „Wielki czarowniku, władco świata olbrzymów, przyślij mi moc olbrzyma, która płynące do mnie zło zatrzyma”.

Po wypowiedzeniu zaklęcia Paul w jednej chwili zmienia się w ogromnego olbrzyma, sięgającego głową do ostatniego piętra budynku szkolnego. Jego muskuły są tak potężne i silne jak stare drzewa rosnące od wieków na boisku przed szkołą. Paul pochyla się nad Andim, chwyta go dwoma palcami olbrzymiej silnej dłoni za krawat i unosi do góry, wysoko przed swoją twarz. Przestraszony Andi, biały jak ściana w szkolnej piwnicy, macha w powietrzu rękoma i nogami.

– Puść mnie! Puść mnie! Ja nic nie zrobiłem! – wrzeszczy Andi, a jego kumple, widząc, co się dzieje, szybko uciekają.

Matt stoi i patrzy z otwartymi ustami. Nie może uwierzyć w to, co widzi.

– No i co, koleś? Chcesz nadal srebrzaki od Matta? – pyta Paul głębokim silnym głosem, pasującym do jego olbrzymiej postaci.

– Ja!? Skąd?! Nigdy! Ja… ja nigdy nic nie chciałem od Matta! – jąka się przestraszony Andi i ciągle wierzga nogami w powietrzu.

– Ty kłamczuchu! Jeszcze raz pojawisz się w okolicy Matta i będziesz go prześladował, to inaczej się z tobą policzę! – krzyczy Paul olbrzym groźnym głosem.

– Nie będę! Już nigdy nie będę! Będę omijał go szerokim łukiem! Puść mnie! Proszę, puść mnie! Puść mnie! Już nigdy nie będę!– Andi błagalnym głosem próbuje wyprosić swoje uwolnienie.

Paul olbrzym, nic nie mówiąc, stawia go na ziemi. Andi otrząsa się i szybko ucieka w stronę miasta. Pędzi, przeskakując krawężniki. Kiedy jest już daleko, słychać, jak wykrzykuje różne groźby skierowane do Matta.

– Dopadnę cię jeszcze, Matt! Zabawa nie jest skończona! Słono mi za to zapłacisz… i to już niedługo!

Nikt jednak już tych krzyków nie słucha.

– Zadanie wykonane. – Paul oddycha z ulga i w jednej chwili zaczyna się kurczyć, wracać do swojej normalnej wielkości.

– Jesteś wspaniały, Paul! – wykrzykuje Matt i ze szczęścia błyszczą mu oczy.

– Okej, Matt. Jest okej. Ty byś na moim miejscu zrobił to samo – oznajmia Paul.

– Może i tak, ale ja akurat teraz stchórzyłem. Sam nie potrafię tego wytłumaczyć, coś mnie przygniotło, nie mogłem wydusić z siebie słowa – mówi zrozpaczonym głosem Matt.

– Rozumiem cię. Ten Andi ma na ciebie taki negatywny wpływ. Po prostu cię opanował, wziął nad tobą górę – stwierdza Paul. – Jest okej, Matt, teraz już nie musisz się go obawiać, mamy superbroń, teraz on będzie się nas bał. Wiesz, że nawet nie zauważyliśmy, że przypadkowo odkryliśmy zaklęcie na powrót do normalnego wyglądu. Mistrz Amados był już zmęczony i zapomniał nam go powiedzieć – zauważa.

– Tak. To były te słowa, które wypowiedziałeś, kiedy Andi uciekł, „Zadanie wykonane” – mówi rozradowany Matt.

– Zadanie wykonane, zadanie wykonane. Idziemy teraz do szkoły, idziemy teraz na lekcje do szkoły – podśpiewuje radośnie Paul.

Obaj cieszą się, że udało im się pokonać wroga, i w dobrych humorach idą na zajęcia. Sporo czasu zajęła im ta cała akcja z Andim i spóźnili się trochę na lekcję fizyki. Otwierają cichutko drzwi sali, na paluszkach szybko idą do swojego stolika. Wydaje im się, że już będą mogli usiąść przy nim niezauważeni, kiedy nagle profesor „Skocz w las” odwraca się w ich stronę. Lubią fizykę, chociaż stary profesor „Skocz w las” czasami daje im się we znaki.

– A uczeń to co, nie wie, o której godzinie przychodzi się do szkoły? – pyta profesor, który zauważa tylko Paula, a stojącego za nim Matta w pierwszej chwili nie widzi.

– Wiemy, panie psorze. Jakoś nam się dzisiaj trochę droga do szkoły wydłużyła – odpowiada Paul.

– A to są dwaj spóźnialscy. Razem nawzajem wydłużaliście sobie drogę. Oj, niedobrze, niedobrze. Żeby mi się to więcej nie powtórzyło – mówi gniewnie profesor.

– Przepraszamy, panie psorze, to się już nigdy więcej nie powtórzy – obiecują razem Paul i Matt, a po sali rozchodzi się cichy chichot, to dziewczyny zaśmiewają się z całego zajścia.

Zajęcia z profesorem „Skocz w las” bywają czasami bardzo śmieszne. Kiedy uczeń nie jest przygotowany do lekcji, profesor radzi mu słowami: „Skocz w las i przewietrz trochę swój umysł”, dlatego też został nazwany przez uczniów „Skocz w las”. Profesor miewa też zwyczaj patrzeć na datę w danym dniu i wywołać na środek sali do odpowiedzi osobę, która jest pod takim numerem w dzienniku, jaka jest data. Są w klasie uczniowie o imieniu zaczynającym się na tę sama literę co uczeń pod numerem odpowiadającym dacie danego dnia, wtedy wszyscy ci uczniowie są wywoływani przez profesora do odpowiedzi. W sumie nie jest to złe, bo można sobie przewidzieć, kto i kiedy musi się przygotować, bo będzie pytany.

– Dzisiaj zajmiemy się prądem – mówi profesor i idzie do kapciorki.

Tak uczniowie nazywają pomieszczenie, w którym profesor trzyma swoje pomoce naukowe potrzebne mu do lekcji. Profesor wytaszcza z kapciorki wielką baterię. Stawia ją na swoim biurku.

– Kto na ochotnika chce wziąć udział w doświadczeniu? – pyta nauczyciel, zacierając ręce.

Uczniowie rozglądają się po klasie i co niektórzy podnoszą rękę. Kiedy profesor zaciera ręce, jest to oznaka, że będzie ciekawie.

– Poproszę ochotników o przyjście na środek sali. Tak, moi kochani, zrobimy doświadczenie przewodzenia prądu. Ochotnicy, ustawcie się jeden obok drugiego i złapcie się za ręce – mówi profesor. – Emil, podaj mi swoją dłoń.

Emil powoli podaje dłoń profesorowi, jakby miał lekkie obawy co do eksperymentu profesora.

– Teraz twoją dłoń, Emilu, podłączę do baterii o słabym nasileniu prądu – mówi profesor.

Chwyta dłoń Emila i na czubek jego palca wskazującego zakłada małą metalową klamerkę połączoną kablem z baterią.

Prawie w tej samej chwili słychać krzyk stojącego na końcu ucznia Eliasa, który trzepocze ramionami i podskakuje, gdyż czuje lekkie porażenie prądem. Wygląda to bardzo śmiesznie, kiedy nagle Elias zaczyna podskakiwać, wymachiwać rękoma i wykrzykuje coś bez sensu. Po paru sekundach profesor zdejmuje klamerkę z palca Emila, co odłącza prąd. Elias przestaje podskakiwać i głęboko oddycha.

– To niesamowite, co czułem. Już więcej nie dam się wrobić w takie doświadczenie – mruczy pod nosem Elias.

– Czułeś głaskanie prądem. Teraz będziesz uważał, żeby nie włożyć palca do kontaktu, bo to głaskanie będzie o dużo większym nasileniu i źle się dla ciebie skończy – mówi z uśmiechem do Eliasa profesor „Skocz w las”. Wracajcie na swoje miejsca – przykazuje ochotnikom, a potem zwraca się do klasy: – Tak, moi kochani, właśnie widzieliście, że jesteście dobrymi przewodnikami prądu… – Nauczyciel chce jeszcze coś powiedzieć, ale powietrze właśnie rozdziera ostry dźwięk dzwonka na przerwę. – Zrobiliśmy dzisiaj interesujące doświadczenie, na następnej lekcji dokończymy temat. Życzę wam miłego dnia – mówi profesor „Skocz w las”, składa przyrządy doświadczalne i wynosi je do kapciorki.

Uczniowie szybko wrzucają zeszyty do swoich plecaków.

– Do widzenia, panie psorze – mówią pojedynczo, wychodząc z klasy.

Matt i Paul pakują się powoli, nie spieszy im się, wychodzą ostatni.

– Andi dzisiaj nie przyszedł do szkoły. Ciekawe, czy jego kolesie coś powiedzą – mówi szeptem Paul.

Matt słyszy, ale nic nie odpowiada. Szuka wzrokiem, czy są gdzieś na korytarzu koledzy Andiego, ale ich już nie widzi.

– Jego kumpli też już nie ma, szybko się gdzieś ulotnili – mówi Matt.

– Tak, widziałem, jak pierwsi szybko wychodzą z klasy. Bardzo im się spieszyło – potwierdza Paul.

Koledzy Andiego – Oskar, Filip, Leon i Daniel – właśnie wybiegają ze szkoły i pędzą w kierunku ulicy. Parę metrów od szkoły, za ścianą domu, czeka na nich Andi. Chłopcy prędko do niego dobiegają.

– Andi! Profesor „Skocz w las” nie sprawdzał obecności. Nikt nie zauważył, że cię nie było. Profesor robił jak zwykle głupie doświadczenie – mówi zdyszany Oskar.

Mają mało czasu, bo zaraz kończy się przerwa.

– A Matt i Paul byli? – pyta Andi.

– Byli – mówi Filip.

– A jak wygląda Paul? – pyta dalej Andi.

– Całkiem normalnie, jak zwykle – odpowiada Filip.

– Mają jakąś tajemną moc, której jeszcze nigdy u nikogo nie widziałem… Muszę się koniecznie dowiedzieć, co to jest za moc. To nie jest moc, której używają Argoni – stwierdza zamyślony Andi.

– Andi, musimy już lecieć, zaraz jest koniec przerwy. Idziesz z nami? – pyta Leon.

– Nie, dzisiaj wagaruję. Właśnie mam zamiar iść na lody – odpowiada Andi.

– Szkoda, że zostawiłem w szkole plecak, poszedłbym z tobą – mówi Daniel.

– Właśnie. Szkoda. Ja też żałuję. Mnie też nie chce się dzisiaj siedzieć w szkole – dodaje Leon. – Chłopaki! Może szybko skoczymy po plecaki i zwiejemy dzisiaj ze szkoły, pójdziemy z Andim na lody? Przecież i tak dzisiaj w szkole jak zwykle są same nudy – rzuca propozycję Oskar.

– Dobry pomysł! Andi, poczekaj tu na nas, a my szybko skoczymy po plecaki! – mówi zadowolony Daniel.

– Okej, to lećcie, a ja tu na was poczekam – mówi Andi, a jego koledzy, nie zwlekając, biegną do szkoły, żeby zabrać swoje plecaki.

Poza fizyką miały być jeszcze cztery godziny zajęć, ale dla Andiego i jego kolegów nie ma to żadnego znaczenia.

START WNIEZNANE

Lekcje dobiegły końca i Matt z Paulem wracają ze szkoły. Paul dzisiaj rano przegonił Andiego i obaj chłopcy czują wielką ulgę, są zadowoleni. Matt trzyma rękę w kieszeni i liczy palcami swoje srebrzaki.

– Paul, cieszę się, że uratowałeś moje kieszonkowe, gdyby nie ty, niewiele by mi z niego zostało. Zaproszę cię znowu na lody, zasłużyłeś sobie. – Matt naprawdę się cieszy i jest szczęśliwy.

– Pewnie, że sobie zasłużyłem, jednak to ty sam powinieneś przepędzić Andiego – mówi żartobliwie Paul.

– Wiem, wiem, ale coś mnie przyblokowało, coś odebrało mi siłę – tłumaczy się Matt.

– Okej, okej. Następnym razem to ty wystąpisz w roli głównej. Zadbaj o to – śmieje się Paul, ale tak naprawdę to wcale nie jest mu do śmiechu, bo martwi się o przyjaciela, o jego niemoc w stosunku do Andiego.

– Paul, jesteśmy koło mojego domu. Tak się zagadaliśmy, że nie wiadomo, jak i kiedy obaj tu przyszliśmy. Wejdziesz do mnie na chwilę? – pyta Matt.

– Nie, dzisiaj nie. Obiecałem mamie, że wrócę punktualnie do domu. Matt, nie zapomnij, że jutro mamy uroczysty apel. Cześć. Do jutra w szkole. Myślę, że Andi się teraz boi i nie będzie się ciebie czepiał – mówi Paul, odchodząc.

– Też mam taką nadzieję. Cześć, Paul, do jutra – odpowiada Matt, żegna się z przyjacielem i idzie do domu.