12,81 zł
Kobieta z wierszy Doroty Koman ma wiele twarzy. To poetycka gra z czytelnikiem na wielu płaszczyznach jednocześnie, gdzie bliskość z odbiorcą zapewniają nie tylko prowokujące wątki biograficzne, ale także ironia i autoironia. Zniewala w nich słowem, erotyką i zmysłowością.
Oddaje się miłosnej grze i uwodzi intymnymi zaklęciami, nie tracąc przy tym autonomii. Kokietuje kochanka, ale nie daje sobie narzucić stereotypu kobiety uzależnionej. Wiersze epatują erotyką i pożądaniem, ale kobieta uwikłana w te silne uczucia nie jest wcale bezbronna i słaba. To zapisany w wierszach portret kobiety współczesnej.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 45
Opracowanie graficzne: Janusz Barecki
Korekta: Zespół
ISBN 978-832-440-433-9 (epub)
ISBN 978-832-440-433-9 (mobi)
Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2015
Copyright © by Dorota Koman
Wydawnictwo Iskry
al. Wyzwolenia 18, 00-570 Warszawa
tel. 22 827 94 15
[email protected], www.iskry.com.pl
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Diabły za uszami orgie wyczyniają
W szampanie diablice się topią
A ja tu taka sama
i taka święta
że niech mnie diabli
Te wszystkie kolory we mnie
są prawdziwe
To nie barwy wojenne
malowane przeciw tobie
To nie makijaż
dla zwrócenia twojej uwagi
Naprawdę jestem tęczą
Rozpływam się
gdy usiłujesz dotknąć kolorów
Znikam
kiedy oddzielasz błękit od fioletu
Istnieję tylko wtedy
kiedy patrzysz
Wyjmij palce z moich włosów
jeśli nadal chcesz mieć
ręce
przy sobie
Wolę
by znikał od
pocałunków
niż rozpływał się
we łzach
Kochanie
to nie cykuta
banalne skojarzenie
ćma
a jednak
gasisz światło
gdy się zbliżam
Tyle nadziei w sobie noszę.
A ty?
Ty się śmiejesz, że
ledwo się toczę.
Nie umiem ci pokazać
gdzie jest białe
gdzie czarne
To nie szachy
Nie powiem ci
kto jest dobry
kto zły
To nie western
Nie nauczę cię
z kim jak po co
żyć
Skulona w znak
zapytania
przystawiam cię
do piersi
Mój syn maluje słoneczko
Wstanę jutro
a ono będzie czekać na mnie
Wstanę pojutrze
a tu czekać będzie na mnie
CZOŁG
z lufą wycelowaną
w przedwczorajszy obrazek
To nie mogło być dawno.
Wiedziałam, jeszcze chwila i
wszystko będzie jasne.
– Syn – usłyszałam.
To było dopiero co,
a ty już stajesz na nóżki?
Syneczku, dokąd idziesz?
Synku,
tylko wróć przed dziesiątą,
albo przynajmniej zadzwoń,
że się spóźnisz.
Jednocześnie Kajem i Gerdą
To niemożliwe
A jednak
Z okruchem
czarciego
zwierciadła
w oku
podziwiam róże
na balkonie
Freud by się uśmiał
– Ktoś pił z mojego kubeczka – powiedział
Krasnoludek
– Ktoś jadł z mojej miseczki – westchnął
– Ktoś spał w moim łóżeczku – zapłakał
– Nie pierdol – powiedziała Królewna Śnieżka
inkasując należność
mówimy
kocham cię
co znaczy
jeszcze cię nie nienawidzę
jestem twoim przyjacielem
co znaczy
jeszcze nie jestem twoim wrogiem
możesz być szczery
co znaczy
jeszcze jutro nie obrócę tego przeciw tobie
Wypełniłeś łóżko
swoją obecnością
Odsunąłeś mego męża
poza sen
może jesteś
chwastem
ale
leczysz
JURKOWI
dwojgu poetom
w jednym łóżku
zabrakło
słów
nie jestem poezją
a ty bywasz we mnie
tak jak bywasz
poetą
coraz rzadziej
nie mówię że to zaraz
musi być poemat
ale czemu graffiti
a nie haiku
pod białą kołdrą
kraina Amundsena
pod czerwonym kocem
Bangkok
pod błękitnym prześcieradłem
niebo
a poza łóżkiem
piekło
ANI
Nie przejmuj się
Jestem kometą która zgaśnie
zanim on zdąży wyszeptać
marzenie
Nie martw się
póki nawet w marzeniu
nie przemienia mnie
w gwiazdę
Nie bój się
Ja spadam szybciej
niż on
marzy
*
a mówiłeś
że marzysz
tak szybko
leżałam
naga
przykryta twoją fotografią
rodzinną
zza stołu
sponad rosołu
oczy biesiadników patrzyły
na mnie
pamiątka
pierwszej komunii twojej
córki
cudzołożyła
między nami
Z łusek na oczach
umiem robić
fantastyczną biżuterię
Kochanie
wreszcie będę mieć
kolczyki
od ciebie
potem będzie
koniec
(świata?)
sąd
(ostateczny?)
ale to dopiero jutro
Żadna wiewiórka nie rzucała we mnie orzeszkami
Nie wołała: Nie idź tam, nie idź dzisiaj
Co prawda padał deszcz
Ale nie musiał to być zaraz znak od Boga
Ziemia się nie rozstąpiła
Padające drzewa nie przecięły mi drogi
Szłam spokojna
nie przeczuwając
że to już koniec
tygodnia
kiedy zamiast mnie
wybrał
diament
zrozumiałam że tylko udawał
jubilera
Ja
nie zaprzeczam miłościom które
były
Ty nie zaprzeczaj miłości która
jest
Szalem ode mnie otuliłeś
szyję swojej żony
W pokoju waszych dzieci powiesiłeś
nasze talizmany
Teraz z naszej miłości robisz
breloczek do kluczy
kolejny świt
bezsenny
wita księżniczkę
na ziarnku
zazdrości
Bajki muszą się dobrze kończyć
Więc odeszłam
byś żył długo i szczęśliwie
Nie zabijaj mnie
Nie jestem smokiem
A ty
i tak nie będziesz świętym
Jerzym
W szpitalu było tak:
kazali iść po linii prostej
i sprawdzali
czy słyszę
Nie pytali
co słyszę
i dokąd idę
po tej prostej
dla pana J.
byłam tylko tematem trzech wierszy
muzą paru miesięcy
dla pana S.
adresatką kilku kompozycji
wybraną na matkę syna
dla pana R.
maleńką liczbą po przecinku
pacjentką nie do uleczenia
pan J.
pan S.
pan R.