Malinka w świecie snów - Genowefa Matczak - ebook + książka

Malinka w świecie snów ebook

Matczak Genowefa

0,0
16,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Malinka w świecie snów jest opowieścią o dziewczynce, która podczas snu potrafi się przenosić do niezwykłego świata. Poznaje tam wyjątkowych przyjaciół i odwiedza ciekawe miejsca, niedostępne dla zwykłych ludzi. Utwór osadzony na symbolice oraz wartościach onirycznych zdoła dotrzeć nie tylko do najmłodszego odbiorcy. Jego wielowarstwowa struktura zawiera podwójnego adresata: dziecięco-młodzieżowego i dojrzałego odbiorcę, który potrafi odczytać także głębszy sens. Liczba pięć przewijającą się w utworze jest symbolem wolności, ducha przygody, szczęścia, miłości, mądrości oraz samodoskonalenia. Opowieść o Malince ukazuje niepowtarzalną dziecięcą wrażliwość, niewinność, czystość uczuć oraz zdolność do empatii. Książka uczy odpowiedzialności, tolerancji, przyjaźni, szacunku do drugiego człowieka oraz otaczającego nas świata.
Genowefa Matczak

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 84

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Alutce, gwiezdnej baletnicy…

Rozdział 1

Złote dzieci

Kochane dzieci, czy znacie Malinkę − jasnowłosą dziewczynkę o bogatej wyobraźni? Nie? To niemożliwe! Jest jedną z Was!

Ma piękne niebieskie oczy i na główce burzę loków zwijających się w długie świderki. Skończyła pięć lat oraz chodzi do przedszkola. Nie byłoby nic nadzwyczajnego w tej małej istotce, gdyby nie to, że potrafi się przenosić do świata snów, który dostępny jest dla nielicznych dzieci.

A było to tak…

Pewnej wiosennej nocy, gdy wiatr świszczał na dworze i kropelki deszczu leciutko spływały po szybach, Malinka nie mogła zasnąć. Tata jak zwykle opowiadał jej ulubioną bajkę, ale małe oczka nie chciały się zamknąć. Wiedziała, że dopóki powieki nie opadną, będzie nad nią czuwał. Robił to od zawsze. Pragnął, aby w spokoju zasypiała i śniła najcudowniejszym snem, nie wiedząc o nadzwyczajnych zdolnościach swej córeczki.

Musicie wiedzieć, że dziewczynka wychowywała się bez mamy. Bardzo smutna historia… Ale o tym opowiem Wam później.

Było ich w domu troje: ona, starsza siostra Amelka i tata – najukochańszy człowiek pod słońcem. Tej gromadce pomagała pani Genia, która dbała o nich jak o własną rodzinę. Ojej… bym zapomniała, jeszcze stara kotka Nala o białej oraz puszystej sierści, Figa – piesek o wyłupiastych oczach i małym ogonku oraz królik Bąbel – wielki łakomczuch i leniuszek.

Chomik Jacek – nieprzeciętny rozrabiaka oraz spryciarz dołączył do nich niedawno, ale bezgranicznie ujął serca wszystkich mieszkańców.

Malinka uwielbiała swoje zwierzaki, a one z wielką miłością i czułością to odwzajemniały. Chętnie się wspólnie bawili.

Wiatr za oknem nie pomagał Malince w zaśnięciu, wierciła się na wszystkie strony oraz wciąż słyszała odgłosy z dworu. Tata dzielnie siedział przy córce, ale myślami był gdzieś daleko…

Odczuwał zmęczenie po całym dniu pracy, a jeszcze wieczorem czekały na niego obowiązki w domu, które pochłaniały go do reszty. Malince zrobiło się żal taty, więc udała, że już śpi. W małej główce przewijały się wydarzenia z minionego dnia: te radosne i te smutne.

Dziewczynka lubiła chodzić do przedszkola, choć byłaby szczęśliwsza, gdyby dzieci chętniej się z nią bawiły.

Dlaczego od niej stroniły? Do końca nie wiadomo, ale przypuszczam, że z powodu jej małomówności.

Malinka rozumiała wszystko, co do niej mówiono, ale z wielkim trudem się wypowiadała. Coś stało na przeszkodzie. Język dziwnie się zawijał, a wargi przeszkadzały w wydobyciu najmniejszego dźwięku.

Dzieci często ją ignorowały, bo po prostu nie rozumiały, więc dziewczynka zamykała się w sobie i w kąciku odgrywała różne role. Było jej bardzo smutno, ale cóż miała zrobić. Mówiła wtedy do siebie cichutko i jednocześnie odpowiadała, tak jakby rozmawiała ze swoją przyjaciółką, o której zresztą marzyła. W domu było podobnie.

Nikt nie miał cierpliwości i nieraz nie słysząc od niej odpowiedzi, wyręczano ją dla świętego spokoju. Wtedy kiwała głową: tak lub nie. Kiedyś bardzo się zdenerwowała, bo próbowała coś opowiedzieć tacie, a on oczywiście nie słuchając jej uważnie, odparł:

– No, no….

Wtedy z całych sił wykrzyczała:

– Nie, no, no… tylko mnie słuchaj!

Tacie zrobiło się głupio i poprosił o powtórzenie. Myślę, że tym razem się postarał i zrozumiał, co chciała mu przekazać.

Z innymi było podobnie. Wszyscy gdzieś się spieszyli: pani w przedszkolu, Amelka, rówieśnicy, nawet babcia Lusia. Nikt z bliskich nie potrafił poświęcić jej więcej uwagi.

O przepraszam, zapomniałam… Jedyną osobą, z którą bez oporów rozmawiała Malinka, była pani Genia.

Zawsze miała czas dla swej ulubienicy i z wielką cierpliwością wysłuchiwała, co ma do powiedzenia dziewczynka. Kiedy jej nie rozumiała, prosiła o powtórzenie. Wtedy Malinka powoli artykułowała każde ze słów.

Można…? Można!

I tak nasza bohaterka miała jedyne wsparcie w pani Geni. Mimo wszystko było jej często smutno… Nierozumiana przez otoczenie szukała świata, który ją zaakceptuje taką, jaką jest.

Wiatr powoli ustał, a księżyc swą tarczą przenikał do wnętrza pokoju. Malinka zapadała w głęboki sen. Stawała się coraz lżejsza, lżejsza… I jak pyłek na wietrze unosiła się ku górze.

Była przekonana, że leci za księżycem, który wciąż się oddala.

Mijała gwiazdy. Niektóre z nich spadały jak małe iskierki z palącego się drewienka. Jej ciało było tak lekkie, że odczuwała nawet drobny powiew wiatru.

Wtedy się kołysała, to z prawa, to z lewa, niczym gwiezdna baletnica. Rozbawiona całą sytuacją nie spostrzegła, kiedy znalazła się na jednej z gwiazd. Była cała ze złota.

W jej blasku dojrzała wysokie drzewa, krzewy, kwiaty, złociste pola oraz łąki.

Nie było domów, a wokół tylko jeziora i rzeki. Ptaki oraz owady unosiły się nad koronami drzew i rozłożystymi krzewami. Panowała nostalgiczna cisza. Wszystko żyło w pełnej harmonii.

Gdy zrobiła krok do przodu, poczuła, jak delikatnie spada w dół. Po chwili znalazła się w głębokim leju, którego ściany otulały rośliny całkiem inne niż na powierzchni. Soczysta zieleń przypominała jej łąkę babci Lusi, po której lubiła stąpać bardzo wczesną wiosną.

Na dnie leja panowała już całkiem inna sceneria. Wciąż nie dostrzegała domów, drzew i krzewów. Brakowało w niej także zwierząt oraz ptaków. Wokół złotego jeziora biegały rozbawione dzieci, od których biła złota poświata, a wszystkie były w tym samym wieku. Nie słyszała ich głosu, a jej uwagę zwróciły rączki, które cały czas migały.

Malinka zrozumiała, że dzieci w ten sposób się porozumiewają. Z uśmiechem podeszły do niej i bezceremonialnie przywitały gościa.

Każde z nich pozostawiło słodki całusek na jej policzku oraz miłym gestem zachęciły do wspólnej zabawy.

Biegały, tańczyły oraz śmiały się radośnie. Pokazywały ciekawe miejsca, o których nigdy nie śniła. Odwiedziły skalną grotę z trzema studniami. Na ich dnie znajdowały się radosne, smutne i przykre sny.

Potem wskazały zamek Władcy Snów i Marzeń, którego można odwiedzić tylko raz w życiu i to wyłącznie na jego życzenie. Malinka bardzo szybko zrozumiała miganie dzieci. Jeśli czegoś nie pojmowała, rysowały jej na złotym piasku albo swymi śmiesznym minkami resztę nadrabiały. Dziewczynka była szczęśliwa. Choć bardzo się od niej różniły, w zabawie nie miało to większego znaczenia.

W końcu nadszedł czas odpoczynku. Złote dzieci zaprosiły Malinkę do wnętrza kolejnego leja. Tam był ich dom. Spuściły się po zielonych pnączach roślin, aby chwilkę odpocząć i coś przekąsić.

W środku domu nie dojrzała żadnych mebli ani sprzętów. Ściany tworzyły niewysokie drzewa i krzewy, a od ich dorodnych owoców uginały się gałęzie. Widok był niesamowity. Roślinność tworzyła niezwykłą, ale jakże naturalną tapetę na ścianach tego wyjątkowego domu.

Dzieci zajadały się cudownymi owocami i częstowały swojego gościa. Malinka chętnie je spożywała, bo od kilku chwil brzuszek burczał niemiłosiernie. Soczyste owoce były tak smaczne i orzeźwiające, że nie zauważyła, jak dużo ich zjadła. W niewielkich otworach leja, tuż prawie pod nogami, tryskała źródlana woda. Kiedy Malinka dotknęła swą rączką spiętrzonego strumienia, poczuła jego lodowatość. Woda była tak czysta, że mogła się w niej przeglądać.

Złote dzieci wskakiwały na drzewa jak małpki i układając się w kłębuszki, natychmiast zasypiały.

„Ależ one śmiesznie wyglądają − pomyślała Malinka. – Niczym złote kotki zwinięte do snu − hi, hi!”

Dziewczynka z trudem się wgramoliła na jedno z drzew i nagle poczuła, jak jej nozdrza dotyka przejmujący zapach świeżych owoców oraz liści.

– Jak cudownie wokół pachnie, nigdy takiego czegoś nie czułam − wypowiedziała cichutko, aby nie zakłócić ich snu.

Zapach był tak intensywny, że czuła go nawet w każdym kawałeczku swego ciała.

Nagle jej powieki stawały się coraz cięższe… i cięższe… aż w końcu całkiem opadły. Znów śniła…

Słoneczny poranek obudził Malinkę. Mocno przeciągnęła się w łóżku i z uśmiechem na twarzy wyskoczyła jak z procy, aby przywitać panią Genię, która przygotowywała śniadanie.

– Witaj maleńka, co się dziś śniło mojej perełce? – zapytała opiekunka. – Wiem, wiem, to tajemnica, ale może kiedyś opowiesz starej Geni. Twój uśmiech podczas snu mówił sam za siebie. Widziałam!

Malinka złożyła całusa na jej policzku i podreptała do łazienki.

W małej główce przewijały się znajome obrazy ze snu. Wciąż nie mogła zrozumieć tego świata, ale żal jej było minionych chwil, spędzonych ze złotymi dziećmi. Tam czuła się swobodnie i tak cudownie, a słowa nie były im wcale potrzebne.

Tata lekko spóźniony do pracy nerwowo reagował przy śniadaniu. Coś odburknął Amelce, kiedy spytała o jutrzejszy wyjazd na basen, a Malinkę poganiał, aby nie marudziła przy jedzeniu. Za chwilę siedzieli już w aucie. Dziewczynka znów się zamyśliła i zamiast obrazów widzianych zza szyb samochodu, ujrzała miejsca z minionego snu. Nawet nie słyszała, co mówił do niej tata, a potem i Amelka.

– Jesteśmy na miejscu, Malinko… Malinko… – krzyczał pan Tomek.

Amelka z impetem wyciągnęła siostrę z auta oraz próbowała ją ciągnąć w stronę przedszkola. Malinka zdezorientowana całą sytuacją, stawiała opór. Tata dziewczynek szybko się pożegnał i odjeżdżając pomachał, a następnie przesłał buziaczka, co bardzo zdenerwowało starszą córkę.

Na placu zabaw czekała pani Basia, więc Amelka zostawiła siostrę oraz dołączyła do swoich koleżanek z klasy.

Malinka zaniosła plecaczek do szatni i wróciła do piaskownicy. Próbowała zagadać Natalkę, która robiła babki z piasku oraz zachęcić ją do wspólnej zabawy, ale nie była zainteresowana. Smutna odeszła na bok i rysując palcem na piasku, odtwarzała świat poznany dzisiejszej nocy.

Był tam zamek Władcy Snów i Marzeń, jeziora oraz rzeki, głębokie leje i mnóstwo drzew, na których spały złote dzieci pośród dorodnej roslinności.

Przechodzący obok niej rówieśnicy wpatrywali się w te niezwykłe obrazy. Malinka nie zważając na to uwagi, dopieszczała swe piaskowe dzieło. Nawet nie zauważyła, jak pani Basia przywołała dzieci do siebie i z zachwytem pokazywała jej pracę.

Najgorsze miało dopiero nastąpić. Niespodziewanie zwróciła się do Malinki, żeby opisała swój rysunek wykonany na piasku, bowiem wzbudził wielkie zainteresowanie wszystkich przedszkolaków.

– Malinko, opowiedz nam o tym pięknym świecie, który tu widzimy – poprosiła wychowawczyni.

No… i się zaczęło…

Biedna Malinka, z nerwów przed wystąpieniem, nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa.

Jak zlęknione zwierzę stała w bezruchu i wpatrywała się w piasek. Nic nie widziała i nic nie słyszała. Gdzieś z daleka dochodziły ją znajome głosy, ale dokładnie ich nie rozumiała. Po chwili się otrząsnęła i widząc wpatrzone w nią oczy, zaczęła. Nie wiem skąd miała tyle sił w sobie, że jednym tchem, i wyraźnie jak nigdy dotąd, wypowiedziała:

– To są złote dzieci oraz ich cudowny świat − rozumiecie!

Powiedziała tak głośno i bezbłędnie, że aż pani Basia się zdziwiła. Po czym swą prawą dłonią zamazała wszystkie obrazy. Nie patrząc na nikogo, nagle wstała i otrzepała się z piasku, by ruszyć w stronę łazienki.

Przez chwilkę wszyscy zamilkli, słyszała potem tylko szepty, ale to ją wcale nie interesowało. Cały dzień bawiła się prawie sama, choć Natalka z Kacprem próbowali ją adorować podczas zabawy w klasy. Pani Basia jeszcze raz pochwaliła Malinkę za jej pracę i piękną wypowiedź, co wcale nie poprawiło dziewczynce humoru.

Uznała, że i tak nikt jej nie rozumie, i woli bawić się sama.

Była szczęśliwa, kiedy odbierał ją tata. Pani wychowawczyni nie omieszkała wspomnieć panu Tomkowi o dzisiejszym sukcesie córki. Malinka słuchając pochwał pani Basi o cudownej wypowiedzi na temat rysunku, przewracała swymi niebieskimi oczętami oraz dreptała nóżkami, bo chciała, jak najszybciej jechać do domu i opowiedzieć pani Geni, co się wydarzyło. Tata przytulił córkę do siebie, pogłaskał po główce oraz powiedział:

– No widzisz córeńko, jak się postarasz, to potrafisz pięknie mówić.

„Tego już za wiele, nikt mnie nie rozumie, nawet własny tata. Czy słowa są dla niego najważniejsze, a mój rysunek na piasku się nie liczy… Nie rozumiem dorosłych, dzieci chyba też…” – pomyślała Malinka i bardzo zdenerwowana pobiegła do auta.

Całą drogę milczała oraz analizowała całą sytuację. Wściekła jak osa wpadła do domu, rzucając się w ramiona pani Geni. Szlochała tak głośno, że słychać ją było na podwórku.

Pan Tomek nie rozumiał, co się stało, a niania wciąż uspakajała Malinkę. Nawet Nala i Figa były poruszone. Nie wiedziały, jak pocieszyć swoją panią. Bąbel skrył się pod siankiem, a Jacek skakał jak zwariowany.

Po obiedzie tata pojechał do szkoły, ponieważ wychowawczyni Amelki zaprosiła go na spotkanie, na którym miała przedstawić wyniki w nauce za miniony semestr. Tego dnia pani Genia na szczęście została dłużej.

Kiedy były same, kobieta z troską zapytała:

– Co się stało moje drogie dziecko, czy ktoś cię skrzywdził?

Malinka