Małe czary - Magdalena Fabich - ebook + książka

Małe czary ebook

Magdalena Fabich

0,0
19,01 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Brandon chodzi do szkoły, ma kochających rodziców i babcię. Tym, co czyni go wyjątkowym na tle rówieśników, jest jego bezinteresowna miłość do bajek. Kocha zwłaszcza jedną – Małe czary. Brandon nie spodziewa się jednak, że ta lektura pozwoli mu pewnego dnia odmienić los swojej rodziny i nie tylko… Będzie go potrzebowało całe niezwykłe królestwo! Tak też okaże się, że relacje między byciem dzieckiem, dojrzałością, bajkami, mocą i prawdziwą mądrością nie są wcale tak oczywiste, jak nam na co dzień się wydaje. Trzeba mieć tylko odwagę się o tym przekonać!

– Śpij już synku. Znasz tę bajkę na pamięć. Jutro poczytamy coś innego – powiedziała Peggy do Brandona.
– Ale mamo, ja nie chcę innej bajki. Ta jest najlepsza! – powiedział z entuzjazmem Brandon.
Mama pogładziła go po głowie, nie rozumiała jednak jego zainteresowania. Miał pełno książek. (…) Jednak on chciał tylko swoją niepozorną bajkę o małych czarodziejach. Peggy zgasiła lampkę przy łóżku Brandona i poszła do kuchni, gdzie jej mąż, Tom, czytał jeszcze gazetę.
– Brandon oszalał na punkcie Małych czarów – powiedziała do Toma, dla którego informacja ta nie była zbyt istotna. Wyjrzał tylko zza gazety i stwierdził:
– To tylko bajka, musi mieć jakąś ulubioną. Padło akurat na tę i tyle.
– Tak, tylko w tej jest coś dziwnego… – zamyśliła się Peggy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 46

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

„Vegaz, Pesus i Samantha trzymali się za ręce, stojąc za potężnym zamkiem. Niepohamowana siła krążyła wokół nich, unosząc jesienne liście do góry. Wicher był coraz większy, tak że ledwo się słyszeli.

– Pamiętaj, Samantho, dopóki wierzysz, masz moc! Dorośli tego nie zrozumieją, bo nie wierzą w czary. Tylko dzieci mają taką moc. Bądź wciąż dzieckiem i nie przestawaj wierzyć! – mówiła Vegaz zagłuszana przez wiatr.

Samantha jednak dobrze wiedziała, o czym ona mówi. Ścisnęła swych przyjaciół mocno za ręce i po chwili znalazła się w swoim łóżku. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pokoju. Panowała tu idealna cisza. Spod drzwi pokoju wydobywało się światło z salonu, w którym rodzice oglądali telewizję. Spojrzała na swoje dłonie, które wciąż były ściśnięte, jakby nadal trzymała za ręce Vegaz i Pesusa. Jednak oni zostali po drugiej stronie. Mimo to wciąż czuła ich obecność. Wiedziała, że ją widzą. Uśmiechnęła się, jak gdyby chciała przesłać im jeszcze ostatni uśmiech. Obróciła się na bok i zamykając oczy, postanowiła zasnąć. Na niebie gasły już ostatnie gwiazdy, a przez otwarte okno wpadł jesienny liść niesiony beztroskim wiatrem…”

– Śpij już, synku. Znasz tę bajkę na pamięć. Jutro poczytamy coś innego – powiedziała Peggy do Brandona.

– Ale mamo, ja nie chcę innej bajki. Ta jest najlepsza! – powiedział z entuzjazmem Brandon.

Mama pogładziła go po głowie, nie rozumiała jednak jego zainteresowania. Miał pełno książek. Stały na półkach w jego przytulnym pokoiku. Każda z nich zapraszała do poznania niesamowitej historii. Jednak on chciał tylko swoją niepozorną bajkę o małych czarodziejach. Peggy zgasiła lampkę przy łóżku Brandona i poszła do kuchni, gdzie jej mąż, Tom, czytał jeszcze gazetę.

– Brandon oszalał na punkcie Małych czarów – powiedziała do Toma, dla którego informacja ta nie była zbyt istotna. Wyjrzał tylko zza gazety i stwierdził:

– To tylko bajka, musi mieć jakąś ulubioną. Padło akurat na tę i tyle.

– Tak, tylko w tej jest coś dziwnego… – zamyśliła się Peggy.

Tymczasem Brandon wstał po cichu, próbując przemknąć do łazienki. Nie chciał, by rodzice widzieli, że jeszcze nie śpi.

– Za każdym razem, kiedy czytam mu tę książkę, mam wrażenie, że to się dzieje naprawdę. To dziwne uczucie. Czytałam mu ją tyle razy i wciąż wydaje mi się, jakby ta historia żyła swoim własnym życiem. Nic mu o tym nie mówiłam, bo to przecież dziecko, ale próbowałam go przekonać do innej lektury. Mam jakieś dziwne przeczucie – kontynuowała Peggy.

– Nie panikuj, przecież to fikcja, bajka, ktoś to wymyślił i napisał, żeby dzieci miały o czym czytać na dobranoc. Nie ma żadnych czarów ani czarodziejów. Spotkałaś kiedyś jakiegoś? Brandon w nie wierzy, bo ta książka akurat o tym jest, ale to tylko zmyślona historia, moja żono. Nie ma tam nic prawdziwego. Każde dziecko w coś wierzy – nie ma co ich dołować. My też mieliśmy swoje bajki, jak byliśmy mali, ale teraz jesteśmy już dorośli i wiemy, że to wszystko nieprawda. Brandon też się o tym przekona, jak dorośnie – tłumaczył Tom.

W tym czasie oczy Brandona, który stał na korytarzu, przysłuchując się wszystkiemu, zrobiły się dziwnie niespokojne i zaczęły się zalewać łzami. Wrócił szybko do pokoju, zabrał z półki Małe czary i wrzucił ze złością do plecaka.

– Jutro cię wyrzucę! Jesteś nieprawdziwa, wy nie istniejecie naprawdę. Nie mogę w was wierzyć, bo bajki nie są prawdziwe – dławił się płaczem Brandon.

Rzucił się na łóżko, tego wieczoru nie mógł zasnąć. Coś, w co tak wierzył – nie istniało. Znienawidził wszystkie bajki w ułamku sekundy. Przewrócił się w stronę ściany, by nie patrzeć na plecak, do którego wrzucił książkę. Jutro zainteresuję się czymś innym! – obiecał sobie. I zamknął oczy. Rozpacz rozdzierała jego dziecięce serce.

***

Rano obudziła go mama.

– Wstawaj, kochanie, spóźnimy się do szkoły! – powiedziała, stojąc w drzwiach.

Spod opuchniętych oczu Brandona wydobywał się smutek.

– Coś się stało? Dlaczego masz taką minę, źle spałeś?

– Tak, nie mogłem zasnąć, ale to nic. Dziś położę się wcześniej, mamo.

– Ale najpierw czytamy Małe czary? – Peggy próbowała rozładować sytuację. Brandon spojrzał na matkę, ale nie odpowiedział. Bardzo ją to zdziwiło. Myślała, że syn potwierdzi z entuzjazmem to, co powiedziała, a on milczał. Wiedziała, że coś jest nie tak, ale nie przypuszczała, że Brandon słyszał jej wczorajszą rozmowę z Tomem. Postanowiła, że wróci do tego, jak będą jechać do szkoły. Poszła do kuchni zrobić kanapki dla syna. Brandon w tym czasie wstał ociężale z łóżka, założył swój biało-czarny mundurek i poszedł do kuchni zjeść lekkie śniadanie. Wreszcie jednak następujące pytanie wyrwało mu się z ust:

– Mamo, jaka była twoja ulubiona bajka, którą czytała ci babcia?– zapytał.

– Moja bajka, hmmm, najbardziej lubiłam bajki o czarodziejkach.

– Dlaczego? – pytał dalej.

– Ano dlatego, że wszelkie problemy były zawsze pokonywane i że wszystko kończyło się szczęśliwie. No i zawsze chciałam umieć czarować, a to przecież niemożliwe… – Peggy zasłoniła ręką usta, wiedziała, że nie powinna była mówić ostatnich słów. Spojrzała na Brandona, ale on był dziwnie spokojny.

– Masz rację, to niemożliwe, na świecie nie ma czarów – powiedział dziwnym tonem.

Nie poznawała go. Włożyła tylko kanapki do jego plecaka, nie zaglądając do środka. Wzrok miała skierowany na syna. Brandon, jak gdyby nigdy nic, podniósł się z krzesła, chwycił torbę i ruszył przed dom w stronę samochodu. Peggy włożyła buty, zabrała swoją zieloną torebkę i poszła za nim.

– Tata odbierze cię dziś ze szkoły, ja będę u babci. Pamiętasz, że jutro ma urodziny? Muszę jej pomóc w przygotowaniach – powiedziała, kiedy wsiadali do samochodu.

– Dobrze. Tak, pamiętam – rzucił Brandon, patrząc przez