Łuczniczka - Hanna Evan - ebook

Łuczniczka ebook

Hanna Evan

4,4

Opis

Łuczniczka” opowiada historię młodej Adiany, która z pomocą swojego nowego przyjaciela Ariusa przenosi się do magicznego świata. Jej wybitne umiejętności strzeleckie mają jej pomóc uratować Leśną Krainę przed złymi Cieniami. Poza przygotowaniami do bitwy, Adiana pozna piękny Berlas, nauczy się magii i przekona się, że stworzenia, o których do tej pory czytała wyłącznie w bajkach, istnieją naprawdę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 591

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (5 ocen)
3
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Hanna Evan

Łuczniczka

© Hanna Evan, 2016

„Łuczniczka” opowiada historię młodej Adiany, która z pomocą swojego nowego przyjaciela Ariusa przenosi się do magicznego świata. Jej wybitne umiejętności strzeleckie mają jej pomóc uratować Leśną Krainę przed złymi Cieniami. Poza przygotowaniami do bitwy, Adiana pozna piękny Berlas, nauczy się magii i przekona się, że stworzenia, o których do tej pory czytała wyłącznie w bajkach, istnieją naprawdę.

ISBN 978-83-8104-102-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Prolog

— Musimy wyjść im naprzeciw!

— Bracie, nikt nie zdoła przekroczyć naszych granic. Ich czary chronią nas od tysięcy lat… — Generał nie był przekonany do teorii swojego młodszego brata.

— Nie zdołają nas ochronić przed czarną magią!

— Co zatem proponujesz? — Do rozmowy wtrąciła się Rządząca.

— Musimy stawić im czoło. Jeśli zdołają dostać się na nasze ziemie, nikt już nie będzie w stanie ich powstrzymać — odparł zrezygnowany młodszy brat.

— A więc musimy walczyć — podsumowała Rządząca.

— Przypominam ci, matko, że nasze wojsko pozostaje niekompletne — wytknął jej generał, po czym zwrócił się do młodszego brata. — Miałeś znaleźć kogoś, by cię zastąpił, skoro ty nie potrafisz…

— Znalazłem — wszedł mu w słowo młodszy. Brat spojrzał na niego zdumiony. — Jest gotowa.

— Z której krainy pochodzi? — spytała Rządząca.

— Właściwie… — Zawahał się przez chwilę. — Ona nie pochodzi z Berlas — wyznał ledwie słyszalnym szeptem, ale wszyscy w pomieszczeniu doskonale go słyszeli. Popatrzyli na niego zdumieni. — Ale jest najlepsza w swoim świecie i jestem pewien, że będzie w stanie dorównać naszym, a może nawet ich przewyższyć — dodał pewniejszym głosem.

— Chcesz sprowadzić człowieka do naszej krainy? — spytał z niedowierzaniem mag, który do tej pory nie brał udziału w dyskusji. Nie interesowały go kwestie militarne, tylko czary obronne.

— Ona jest wyjątkowa. Dajcie jej szansę, a udowodnię wam, że się nie mylę.

— To szaleństwo — skwitował generał. — Trzeba wysłać posłańca do Białej Krainy i stamtąd kogoś sprowadzić.

— Nie — zaprotestowała Rządząca i zwróciła się do młodszego syna. — Ariusie, jesteś pewien, że ta dziewczyna nam pomoże?

— Tak — odparł stanowczo Arius.

— Chcesz ryzykować, marnując cenny czas? — wycedził generał.

— Revanie, ufam moim synom — powiedziała stanowczo Rządząca. — I ufam, że Arius dopełni swojego obowiązku. Przypominam ci, że to jemu powierzyliśmy znalezienie godnego zastępcy na swoje miejsce w pierwszym szeregu.

Arius spojrzał wyzywająco na brata, ale ten już nic nie powiedział, tylko łypał na niego groźnie.

Rządząca westchnęła i zwróciła się do maga:

— Ardalu, czy możesz przygotować Przeniesienia Ariusa?

— Oczywiście, Agaretto, ustalę wszystko z Radą Magów na dzisiejszym posiedzeniu — odrzekł uprzejmie mag. — Myślę, że czary będą gotowe w przeciągu kilku dni.

— Wspaniale — oznajmiła zadowolona. — Ariusie, przygotuj się do podróży.

— Nie martw się, nie zawiodę i przyprowadzę ci nową łuczniczkę — odparł z uśmiechem.

I Pierwsze spotkanie

Nie istnieje na tym świecie nic lepszego od naprężonych mięśni, oczu wymierzonych prosto w cel i… tego najważniejszego momentu, jakim jest wypuszczenie z dłoni cięciwy. Widok lecącej strzały, charakterystyczny świst, z jakim przebija powietrze, by przebić tarczę dokładnie w środku, tam gdzie zawsze trafiam.

Nie zamierzam być sztucznie skromna. Jestem dobra, może nawet najlepsza. Nigdy się jednak tego nie dowiem, bo nie zamierzam brać udziału w bezsensownych zawodach i poddawać się krytyce sędziów. Nie potrzebuję tego, to nie jest powód, dlaczego to robię. Robię to, bo muszę. To jest część mojego życia i jest nim od ośmiu lat, czyli odkąd skończyłam trzynaście i zobaczyłam to na jakimś filmie fantasy… Nie przepadam za wymyślonymi krainami, ponieważ lubię twardo stąpać po ziemi, ale łucznik z dziwnie długimi uszami mi zaimponował. Od tego czasu nie rozstaję się z moim łukiem i robionymi na zamówienie strzałami. Kiedy jeszcze byłam w szkole, moi rodzice myśleli, że zrobię z tego karierę i wszystkie wydatki na trenerów, nowe łuki i tysiące strzał się zwrócą. Ja jednak byłam uparta i nie zamierzałam zmieniać tego, kim jestem, a jestem samotniczką z łukiem, która w piątek wieczór stoi i puszcza strzały na hali treningowej. Zapewne dla większości studentów to okropna wizja, ale dla mnie to właśnie jest zabawa i najlepszy sposób na odreagowanie trudnego tygodnia. Tutaj wyrzucam swoje frustracje, dlaczego świat jest taki, a nie inny. I czemu właśnie ja muszę się w nim męczyć?

Treningi kończą się o dziewiętnastej, mam jednak zaufanie tutejszych właścicieli, więc posiadam własny klucz. Zwykle zostaję aż do północy. Do tego czasu hala zawsze pustoszeje i zostaję sama. Aż do dzisiaj, bowiem tego wieczoru ktoś mnie odwiedził.

Zbierając strzały z tarczy zauważyłam, że na trybunach siedzi młody chłopak, na oko dwudziestopięcioletni. Był ubrany na czarno i miał czapkę zasłaniającą prawie pół jego twarzy, której nikt normalny już nie nosił. Do tej pory nikt tu nie przychodził, żeby popatrzeć na treningi, nawet na mistrzostwach świata jest mała widownia. W końcu to nie piłka nożna, za którą, z niewiadomych powodów, szaleje cały świat.

Nieznajomy, który na swój sposób mógłby być uznany za urokliwego, patrzył się prosto na mnie z wyrazem… satysfakcji. Nie uznania dla moich umiejętności, ale jakby znalazł coś interesującego na wystawie, sprawdził, czy działa i z satysfakcją kiwał głową, myśląc: „wiedziałem, że to dobry wybór”. Przeraziło mnie jego zachowanie. Postanowiłam zebrać sprzęt i jakby nigdy nic pójść do domu najbardziej oświetloną ulicą. Po chwili jednak stwierdziłam, że najrozsądniej będzie, jeśli pojadę taksówką.

Zbierając sprzęt, wezwałam taksówkę przez specjalną aplikację (chwała za nowoczesne telefony, z których nawet nie trzeba dzwonić, żeby coś załatwić!) i spokojnie skierowałam się do wyjścia, starając się podejrzanie nie spieszyć i sprawiać wrażenie wyluzowanej.

Już miałam wyjść (i zamknąć go w środku, w końcu to jego wina, że przychodzi po godzinach), a tu nagle usłyszałam:

— Adiano, zaczekaj! Chciałaś mnie tu zostawić?!

Tego imienia nie zna nikt z moich znajomych, nawet moi wykładowcy zwracają się do mnie Ana. Nie cierpię mojego imienia, jest dziwne i brzmi jak nie z tego świata, nienowoczesnie… Osiemnaście lat walczyłam z rodzicami, żeby mnie tak nie nazywali, a jak mówili, że to przecież takie piękne imię, ja odpowiadałam:

— Paryż to piękne miasto, ale kto nazywa swoje dziecko Paris?

Także, kiedy nieznajomy nazwał mnie moim pełnym imieniem, zamarłam. Nawet się nie odwróciłam, tylko stałam i czekałam na rozwój wydarzeń.

— To bardzo nieładnie z twojej strony. Słyszałem, że takie zachowanie jest zupełnie do ciebie niepodobne… Ja tu siedzę i podziwiam twoje umiejętności, a ty chciałaś mnie zostawić? Żeby wyjść, musiałbym zniszczyć drzwi. Właściciele nie byliby zadowoleni. — Nieznajomy sprawiał wrażenie, jakby chciał mi dać naganę i nauczyć poprawnego zachowania… Jakby był co najmniej pięćdziesiąt lat starszy.

— Przepraszam, ale po pierwsze w ogóle cię nie znam. To musi być pomyłka. Mam na imię Ana, a tu nie wolno przebywać po godzinach treningów. — Starałam się ukryć zdenerwowanie, ale niestety głos mi trochę zadrżał. Skąd on mnie znał? W dodatku chyba rozbawiłam go swoją odpowiedzią.

— Ana? To dopiero dziwne imię. Mówili mi, że masz na imię Adiana. Może coś ci się pomyliło albo zapomniałaś? Wy wszyscy macie godną pożałowania pamięć. ­

— My wszyscy? Jacy my? — spytałam zdziwiona.

— Ludzie. Znaczy my wszyscy, oczywiście — odparł zmieszany i chyba zły na siebie, że coś palnął. O rany, trafiłam na wariata, która zapewne jest przekonany, że jest kosmitą. Zaraz zacznie gadać, że ma na imię Ka–El i pochodzi z Kryptonu. Dlaczego mnie to spotyka? Spróbowałam delikatnie wystukać numer alarmowy na telefonie tak, by ten dziwak tego nie zauważył, ale on tylko popatrzył na mnie z rozbawieniem i powiedział:

— Nie można się przejęzyczyć? Czy to od razu musi oznaczać, że uważam się za kosmitę?

— Przepraszam? — Stanęłam jak wryta. Skąd on wiedział, o czym pomyślałam?

— I po co ci policja? Naprawdę szkoda ich narażać. Lepiej pozwól mi powiedzieć, co muszę i potem zdecydujesz, co zrobisz. Ludzie są naprawdę niecierpliwi. Wiem, że życie jest krótkie, ale bez przesady. — Przewrócił oczami. Wyglądał na zniecierpliwionego, ale i odrobinę rozbawionego. Znowu mówił tak, jakby sam nie był człowiekiem.

— Niby co mi masz tak ważnego do powiedzenia, że przychodzisz tu po godzinach i czekasz na mnie? I skąd do diaska znasz moje pełne imię?

— Czyli jednak je pamiętasz? To świetnie. — Zaśmiał się, a potem uśmiechnął szeroko i z odrobiną ulgi. Może on też pomyślał, że jestem chora umysłowo? Jednakże to nie ja miałam problem. — Adiano, czekałem na ciebie bardzo długo, ale było warto.

— Ana. Mogłeś podejść wcześniej, jestem tu od szesnastej.

— Adiana to twoje imię, nie wolno go zmieniać. Poza tym jest piękne i żywię nadzieję, że jest dla ciebie odpowiednie. Miałem na myśli dwadzieścia jeden lat twojego życia. Tyle czekałem, abyś stała się najlepszą łuczniczką w tym świecie.

Zdecydowałam, że pominę wszystko, co w jego wypowiedzi zabrzmiało dziwnie i odpowiem na to, co zrozumiałam.

— Nie jestem najlepsza, nigdy nie wygrałam zawodów. Nawet w żadnych nie startowałam, nie zależy mi na tym.

— I właśnie to czyni cię najlepszą. — Spojrzał na mnie z dumą. Najpierw grał mojego dziadka, a teraz ojca?! Muszę się stąd jak najszybciej wydostać. — Zależy ci na tym, to całe twoje życie. Moim też powinno, ale niestety… — Spochmurniał i przygarbił się. Aż zrobiło mi się go żal… A dokładniej zrobiłoby się, gdyby mnie tak nie przerażał. Choć nie była to do końca prawda. Nie on mnie przerażał, tylko ta cała dziwna sytuacja. On, gdy już chwilę pobyłam w jego towarzystwie, napełniał mnie spokojem i paradoksalnie tylko dzięki niemu jeszcze nie uciekłam z krzykiem, a przecież jednocześnie z jego powodu chciałam to zrobić. Jednak coś mówiło mi, że powinnam go wysłuchać. Zwykle szósty zmysł, zwłaszcza co do zamiarów ludzi, nigdy mnie nie zawiódł, ale może powinnam przestać mu ufać?

— Niestety co? — Zabrzmiałam o wiele cieplej i przyjaźniej, niż chciałam.

— Nie jest mi to pisane. Powinienem być tak dobry jak ty, a nawet lepszy, ale coś jest nie tak. Nic nie wyszło tak, jak powinno. Zawiodłem moją rodzinę i cały lud brakiem tak ważnych umiejętności, dlatego przyszedłem do ciebie. Jesteś idealna, aby mnie zastąpić — oświadczył.

Pomyślałam, że to najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek usłyszałam i mimo że mówił w naszym języku, niczego z jego wypowiedzi nie zrozumiałam. Wtedy spojrzał mi prosto w oczy… Przepełniała go nadzieja, że mu pomogę. Nie mogłam nie zauważyć, jak niesamowite były to oczy. W pierwszej chwili mogłyby się wydawać błotniste, ale potem zauważyłam świetlistozielone przebłyski, jakby refleksy w jego oczach. W całym moim życiu nie widziałam nic podobnego. Brązowe oczy są piękne, ale na te nie ma słowa w żadnych ze słowników tego świata. Zamarłam oczarowana. Tak się zapatrzyłam, że zapomniałam, iż zwykle w trakcie rozmowy oczekuje się od nas odpowiedzi. Teraz z pewnością uzna mnie za wariatkę. Tylko czemu tak się tym przejęłam?

— Wybacz, wydajesz się osobą godną zaufania. Powinienem zacząć od początku i stopniowo cię wtajemniczyć. Zapominam się. Czy możesz mi wybaczyć? — Spojrzał na mnie pytająco, ewidentnie oczekując odpowiedzi.

— Ee… Tak, oczywiście — odparłam niepewnie. — Wybaczam, chcę usłyszeć resztę historii.

— Historii? Cała opowieść właśnie się zaczyna.

— W takim razie skąd w ogóle znasz moje imię? I jak tobie na imię?

— Mówiłem, wybraliśmy cię, to znaczy moja rodzina cię wybrała, na moją następczynię. Posiadasz umiejętności, którymi ja z niewiadomych przyczyn nie władam. Jednakże masz rację, że się nie przedstawiłem. Wybacz mi brak manier, na imię mam Arius.

Pomyślałam, że wreszcie ktoś ma dziwniejsze imię ode mnie. Mimo to stwierdziłam, że jest ładne i pasuje do właściciela… Może dlatego, że i imię, i ten, kto je nosi, są jedyni w swoim rodzaju.

— A mogę wiedzieć, czemu twoja rodzina mnie obserwuje i skąd pochodzicie? Gdzie mieszkacie? I przede wszystkim czego ode mnie chcecie?

— Nie jesteś gotowa, aby usłyszeć odpowiedź na każde postawione przez ciebie pytanie. Chociaż na pierwsze odpowiedziałem już wcześniej. Mojej rodzinie zależy na twoich umiejętnościach. — Wyczułam ton rodzica tłumaczącego coś opóźnionemu dziecku. Świetnie, teraz uważa mnie za idiotkę. Nawet mówiąc to, pochylił się i lekko przekręcił głowę. Widać było, że miał przy tym świetną zabawę. Kiedy się wyprostował, uderzyło mnie jaki jest wysoki, na oko miał metr osiemdziesiąt pięć, a dla mnie to sporo zważywszy, że sama mierzę tylko sto sześćdziesiąt pięć centymetrów. — Mimo że nie mamy zbyt wiele czasu, muszę cię wtajemniczać stopniowo. Zależy nam na twojej pomocy, bez ciebie nie wygramy… W każdym razie wszystko w swoim czasie. — Widziałam, że powiedział o wiele więcej, niż planował. Zmieszał się i trochę spiął, a przynajmniej tak mi się zdawało, bo nadal nie widziałam połowy jego twarzy. Rany, jakież to irytujące, nie móc zobaczyć jego włosów spod tej głupiej czapki. Nie wiedziałam, czemu to dla mnie takie istotne. Można mnie oskarżyć o wiele rzeczy, ale na pewno nie jestem próżna. — Wpuścisz mnie na górę? Nie chcę się napraszać, ale czas ucieka.

Nawet nie zauważyłam, jak wyszliśmy z hali treningowej i kierowaliśmy się w stronę mojego domu. Kiedy zupełnie odjęło mi rozum?! Nieznajomy tak zajął mnie rozmową, że kompletnie tego nie zauważyłam. Poza tym skąd wiedział, gdzie mieszkam? Musiałam się go natychmiast pozbyć. Znów poczułam strach.

— To chyba nie jest najlepszy pomysł, jutro mam mnóstwo roboty. Wiesz, kolokwium w poniedziałek. — Starałam się zabrzmieć swobodnie, ale oczywiście nie dał się tak łatwo zbyć.

— Mam nadzieję, że weekend mi wystarczy, żeby cię przekonać do wyjazdu ze mną. — Zamyślił się na chwilę. — Tak, myślę, że tak. W związku z tym nie musisz się już uczyć. Wiedza, którą chcę ci przekazać, jest teraz o wiele ważniejsza.

Przybrał poważny wyraz twarzy i ze zdecydowaniem próbował mnie wyminąć, żeby dostać się do drzwi. Tego już było za wiele! Wyciągnęłam gaz pieprzowy, psiknęłam mu prosto w oczy i uciekłam na górę, szybko zatrzaskując za sobą drzwi wejściowe. W domu poczułam się bezpiecznie, ale kiedy wyjrzałam za okno, zaskoczyło mnie, że mój nowy nie–znajomy nie wycierał oczu, nie miotał się. Wyglądał raczej na zdezorientowanego, jakbym zachowała się nie tak, jak powinnam. Może jego chora rodzina, która na mnie poluje, powiedziała, że nie będę się opierać? To na pewno jakaś sekta. Kto inny obserwuje ludzi przez całe życie? Postanowiłam teraz pójść spać, bo byłam bardzo zmęczona, a rano zadzwonić na policję.

Nie mogąc zasnąć (nic dziwnego!), wstałam i chciałam wyjrzeć przez okno, by popatrzeć na gwiazdy. Może to banalne, ale obserwowanie nieba nocą jest drugą w kolejności, po strzelaniu z łuku, czynnością, która naprawdę mnie uspokaja. Wyjrzałam przez okno w mojej sypialni, spojrzałam w dół (sama nie wiem dlaczego), a tam stał on! Na ramieniu miał mój kołczan. W ręku trzymał łuk i dokładnie go oglądał. Z podziwem i smutkiem. Nie rozumiałam jego rozterek, z pewnością ma inne talenty. Co to za sekta, która jest zawiedziona brakiem umiejętności strzeleckich? Cóż, nazajutrz zamierzałam się tego dowiedzieć na policji. Ale najpierw musiałam odzyskać mój skarb z rąk tego bezczelnego złodzieja.

***

Po trzech godzinach niespokojnego snu w końcu się poddałam i zwlekłam z łóżka. Śniły mi się przedziwne rzeczy. Uczyłam Ariusa strzelać z łuku, a później siedzieliśmy razem pod drzewem i oglądaliśmy gwiazdy. Jak tylko załatwię sprawę z nim raz na zawsze, będę musiała się przebadać u specjalisty. Moja reakcja nie była normalna. Powinnam uciekać z krzykiem i obudzić się zlana potem ze strachu. Wprawdzie się spociłam, ale z zupełnie innych przyczyn, do tej pory zupełnie mi obcych.

Wzięłam prysznic i ubrałam się w swoje ulubione jeansy i koszulkę w słodkie kotki, które dodają mi otuchy. Tak, mentalnie lubię mieć czasem pięć lat, to mnie uspokaja. Założę się, że każdy tak robi, tylko nikt nie chce się do tego przyznać. Do tego, mimo lipcowego upału, włożyłam tenisówki. Latem wszyscy chodzą w krótkich spodenkach i bluzkach na ramiączka, ale mi nigdy nie jest za gorąco. Marzę o zamieszkaniu w jakimś ciepłym kraju i może po studiach mi się uda. W końcu politolog może pracować wszędzie.

Zanim wyszłam, wyjrzałam przez okno. Chciałam sprawdzić, czy mój prześladowca jeszcze tam stoi, ale nikogo nie zauważyłam. Arius zniknął razem z moim łukiem! Zła na siebie, że mu go dałam (chociaż tego nie pamiętam), wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania, trzaskając przy tym drzwiami. Jeszcze bardziej się wściekłam, kiedy zorientowałam się, że zatrzasnęłam klucze w mieszkaniu. Postanowiłam obwinić o wszystko Ariusa, przecież to przez niego byłam kłębkiem nerwów. Wzięłam głęboki wdech i zdecydowałam, że wezwę ślusarza, kiedy już wyjdę z komisariatu. Uznałam, że nie będę szukać Ariusa, prosząc go o zwrot łuku. To by było zbyt niebezpieczne, lepiej zostawić sprawę policji.

Mieszkałam niecałe pięć minut drogi od najbliższego komisariatu. Prosto z mojego bloku skierowałam się w odpowiednią stronę. Nie uszłam jednak nawet trzech kroków, kiedy poczułam, że ktoś za mną idzie. Nie usłyszałam nikogo, ale po prostu go wyczułam, jakbym posiadała dodatkowy zmysł.

Odwróciłam się z impetem, wyciągając gaz pieprzowy z torebki i celując nim w potencjalnego napastnika, którym okazał się Arius we własnej osobie. Tak szybko wybiegłam z domu, że musiałam go nie zauważyć. Zachowałam się wyjątkowo bezmyślnie, co jest do mnie zupełnie niepodobne. Ponownie za wszystko obwiniłam jego, więc psiknęłam mu prosto w oczu, ale uchylił się w ostatniej chwili. Dosłownie zrobił unik w ułamku sekundy. Przez chwilę czułam podziw, a potem już tylko złość. Wywoływał u mnie wiele emocji, co wcale mi się nie podobało, bo burzyło moje poukładane życie. Dla niektórych mogło wydawać się nudne, ale mi odpowiadało. Jedyne emocje, które akceptowałam, pochodziły od mojego ukochanego łuku, inne co najwyżej tolerowałam. A ten oto chłopak nie dość, że trzymał mój skarb, to jeszcze sprawiał, że czułam… no cóż, cokolwiek i wcale mi się to nie podobało, a przynajmniej nie zamierzałam się do tego przyznawać.

— Znowu psikasz mi tym łaskoczącym płynem w oczy. To wprawdzie nie boli, ale jest irytujące. Nie rób tego więcej. Naprawdę zaczynam myśleć, że nie spełniasz swojego imienia! Adiano, ja na ciebie czekam całą noc, bo mnie nie wpuściłaś, dbam o twój łuk, a ty nawet się ze mną nie przywitasz? Bardzo nieładnie z twojej strony. Znowu — powiedział, kręcąc głową z dezaprobatą.

Całkowicie odebrało mi mowę. Znowu zamienił się w mojego dziadka i strofował mnie za brak manier. Tego już było za wiele.

— Za kogo ty się uważasz, żeby tak do mnie mówić?! Nawet cię nie znam, a ty wystajesz pod moim domem jak jakiś psychopata. Ale to się zaraz skończy! Właśnie idę na policję i powiem im o waszej „rodzinie”! Dowiedzą się o tej całej sekcie i oni już się wami zajmą!

Jeszcze nigdy w życiu tak nie krzyczałam, aż sama się przestraszyłam. Arius także wyglądał na zszokowanego, ale po chwili się otrząsnął.

— Jesteś jedyną osobą, która może się nami zająć i nam pomóc. Daj mi dwa dni, a wszystko ci wyjaśnię, a wtedy sama zdecydujesz, co zrobisz. Jeśli będziesz chciała, odejdę. Uszanuję twoją decyzję, ale najpierw powinnaś mnie wysłuchać. Czy za wiele wymagam? — Spojrzał na mnie błagalnie, ale wiedziałam, że muszę być twarda.

— Nie martw się, policja z pewnością cię wysłucha — odparłam stanowczo, ale kiedy już miałam się odwrócić i kontynuować drogę na komisariat, usłyszałam jego łamiący się głos. Spojrzałam na niego i zobaczyłam łzę spływającą po jego, jak teraz zauważyłam, idealnie gładkim policzku.

— Oni nas wszystkich zabiją.

II Przysięga

Nie wiem, jak to się stało, że zamiast na komisariacie, znalazłam się w swoim domu, parząc herbatę dla Ariusa. Coś w jego oczach kazało mi wierzyć, że mówił prawdę. Pomyślałam, że może ktoś naprawdę groził jego rodzinie. To nie jego wina, że miał problemy i zamiast iść na policję, upierał się, że tylko ja mogę ich uratować. Postanowiłam więc, że wpuszczę go do domu i spróbuję przekonać, że nie u mnie powinien szukać pomocy, ale u specjalnych służb. Strach w jego głosie nie był udawany, a w połączeniu z bardzo przekonującymi oczami (z sekundy na sekundę coraz bardziej iskrzącymi) po prostu mu uwierzyłam.

— Powiedz mi, kto chce was zabić? Twoja rodzina zdenerwowała mafię? Macie długi? — spytałam. Musiałam ustalić wszystkie szczegóły, żeby wiedzieć, co dokładnie potem zrobić z tą wiedzą.

— Kogo? Nie, nie mamy żadnych długów, nie o to chodzi. Jeszcze nie mogę ci zdradzić, kto i dlaczego nas zaatakuje, ale to nastąpi, i to już wkrótce — odparł, zbijając mnie z pantałyku.

— Nie wiesz, co to mafia? Zorganizowana grupa przestępcza. Z takimi radzi sobie policja, a przynajmniej powinna. — No tak, mają długi lub to jakiś były członek mafii, którego nie chcieli na świadka koronnego.

— Nie, to nie grupa. Wroga mojemu ludowi kraina podejmie decyzję o ataku już niedługo. — Ważył każde słowo, najwyraźniej bojąc się mojej reakcji. Zaraz, czy właśnie użył czasu przyszłego?!

— Jakieś państwo chce zaatakować twoje? Skąd wiesz, skoro to się jeszcze nie wydarzyło? Jesteś jasnowidzem? — Wszystko wracało do jego problemów z psychiką. Twardo stąpam po ziemi, nie wierzę w tarota i wróżbiarstwo, czy nawet duchy.

— Nie, coś ty. — Nareszcie trochę się rozchmurzył, za to zdenerwował mnie. Śmiał się ze mnie, nawet nie wiedziałam, który już raz. — Nie można przewidzieć przyszłości, jest zbyt zmienna i zależna od decyzji wielu osób. Są tacy, co widzą urywki, ale nie są zbyt pewne, nie należy więc na nich polegać.

— W takim razie skąd wiesz, co się wydarzy? Jasno wyraziłeś się, że zaatakują w przyszłości. — Nie dam się tak łatwo zwieść.

— Mamy szpiegów, jesteśmy inteligentni i przewidzieliśmy ich strategię. Znamy ich cel i uwierz mi, pewnym jest, że wkrótce będą chcieli go zrealizować, a atak jest jedyną znaną im formą osiągnięcia swojego celu. Jednak zapewniam cię, że nasi stratedzy nie używają do planowania kryształowej kuli. — Zaśmiał się głośno.

— Taka jestem zabawna? Chciałam ci pomóc, ale zaraz zmienię zdanie i wylądujesz za kratkami za prześladowanie! — Może trochę przesadziłam, ale musiał wiedzieć, że nie dam się tak traktować. Potrafię wymusić szacunek, a jeśli zaistnieje taka potrzeba, to nawet groźbą. Wprawdzie rzadko mi się to zdarza, na ogół jestem opanowana, ale wszystko ma swoje granice. Znajdował się w moim domu. Sądząc po minie Ariusa, chyba do niego dotarłam, bo spojrzał na mnie niepewnie. Przyszło mi do głowy, że rzeczywiście zbytnio się uniosłam. — Przepraszam, zwyczajnie nie lubię, kiedy ktoś się ze mnie śmieje. Powiedziałeś tyle dziwnych rzeczy, że nietrudno zapędzić się z fantazją, co, uwierz mi, jest dla mnie zupełnie nowe.

— To ja przepraszam. Wybaczysz mi moje zachowanie? Absolutnie nie powinienem obrażać cię w twoim domu ani nigdzie indziej. — Spojrzał na mnie skruszony, a ja już z wczorajszego wieczoru pamiętałam, że oczekiwał odpowiedzi.

— Wybaczam. Ale kto i dlaczego chce was skrzywdzić? Jeśli mi nie powiesz, nie będę mogła wam pomóc.

— Mówiłem ci, jeszcze nie mogę. Ale nie martw się. Przyjdzie na to czas i to prędzej, niż myślisz. — Znowu przybrał swoją tajemniczą minę i lekko się uśmiechnął, unosząc tylko jeden kącik ust. Wciąż jedna rzecz nie dawała mi spokoju…

— Mógłbyś zdjąć tę czapkę? To nieładnie siedzieć w pomieszczeniu w nakryciu głowy. — Próbowałam mówić jak moja babcia, żeby mu pokazać, jak głupio to brzmi, ale zamiast tego zabrzmiałam jak skrzecząca baba z serialu o czarownicach. Uśmiechnął się do siebie pod nosem. Wspaniale, już po raz setny zrobiłam z siebie głupią. Oczywiście nie zależało mi na zrobieniu wrażenia na Ariusie… I zamierzałam to sobie powtarzać, aż uwierzę.

— Niedługo. — Zauważył moją zdziwioną minę, bo szybko dodał: — Trochę mi zimno w uszy. — Ma kompleksy na punkcie uszu? Tylko dlaczego, ma tak idealną twarz (chociaż mnie to nie ruszało), a przejmował się odstającymi uszami. — Wróćmy do sprawy, czas ucieka. Mój lud czeka wojna i potrzebujemy żołnierzy.

Przypomniało mi się, że wczoraj mówił coś o zastąpieniu go, bo jego rodzina jest nim zawiedziona z powodu braku jakichś ważnych umiejętności. Czy on sobie wyobrażał, że pójdę za niego na wojnę?! Tego już było za wiele, oszalał i tyle. Owszem, zawsze interesowała mnie walka o pokój na świecie, ale jako dyplomatę, mówcę. Nigdy nie pomyślałabym o walce na froncie! I to pomijając fakt, że moi rodzice w reakcji na taką wiadomość zamknęliby mnie w piwnicy. Poza tym w ogóle się do tego nie nadaję, jestem za słaba. Wprawdzie mam silne mięśnie rąk od strzelania z łuku, ale moje ciało określiłabym raczej mianem elastycznego, smukłego. Na pewno nie było silne, wytrwałe, czy zdolne do walki i życia w trudnych warunkach. W dzieciństwie byłam raz na obozie i kazałam przyjechać rodzicom już po trzech dniach, żeby zabrali mnie do domu. To jeden z niewielu razy w życiu, kiedy płakałam i poddałam się niemalże od razu. Ten człowiek po prostu zwariował. Zamiast rumianku powinnam mu podać… Nie, nie ma herbaty na problemy psychiczne. Przeszło mi przez myśl, że może to ja postradałam zmysły i wszystko sobie wyobraziłam?

A jednak Arius siedział w mojej kuchni i popijając rumianek, czekał spokojnie, aż mu odpowiem. A więc proszę bardzo…

— Czy tobie się wydaje, że przywdzieję mundur i będę biegać z karabinem po polu bitwy?! Oszalałeś, aż brak mi słów. — Jasno wyraziłam się tym samym, że powinien już sobie pójść.

— Karabinem? I to ja oszalałem. — Pokręcił głową z dezaprobatą. — Z łukiem. Jesteśmy żołnierzami, którzy walczą z łukiem. U nas nie ma broni palnej, mechanicznej. Na całe szczęście u nas nie działa żaden tego typu wynalazek. Chociaż czasem jestem ciekaw, co jest takiego fascynującego w migoczących obrazkach w pudle. Powinniście wyjrzeć za okno, a zobaczylibyście, ile tracicie, ale chyba sama wiesz. Widziałem, jak patrzysz w gwiazdy. Jeśli pójdziesz ze mną, zobaczysz gwiazdy i krajobrazy, jakich tu w życiu nie doświadczysz — oświadczył z dumą.

O matko, brak telewizji, gwiazdy. Rozmawiałam z Amiszem. Ale przecież oni nie uznają wojny. To niemożliwe, pora wyłożyć karty na stół, z tym że nie moje.

— Skąd jesteś? I kim jest twój lud? — Sądząc po wyrazie twarzy Ariusa, wreszcie miałam szansę czegoś się dowiedzieć.

— Tak, to jest właściwe pytanie. Na tę odpowiedź nadszedł czas. Musisz nas poznać, żeby zdecydować, czy nas chronić, to zrozumiałe. Jesteśmy Sagittariusami, czyli, jak już mówiłem, żołnierzami z łukiem. Potrafimy posługiwać się mieczem i inną bronią, ale łuk to nasza specjalność. — Mówił, jakby pochodził z jakiegoś plemienia, ale nie wydawał się… Wprawdzie nie można go było nazwać nowoczesnym, ale coś w nim mówiło mi, że reprezentuje wielką cywilizację. Znów zaczęłam mu wierzyć. Czasami po prostu czuje się, kiedy ktoś w potrzebie mówi prawdę. Może to rozpacz w głosie, a może wyraz oczu, ale w pewnym momencie coś we mnie przeskoczyło… Nie mogłam pozwolić, aby komukolwiek stała się krzywda. Pomogę im, tylko najpierw dowiem się, co mnie czeka.

— Nazwa twojego ludu nic mi nie mówi, a znam wszystkie państwa. Słyszę przecież, że wziąłeś tę nazwę z łaciny. Jeżeli mam wam pomóc, musisz być ze mną szczery.– Pora, by zaczął mnie respektować, skoro ja już zaczęłam poważnie traktować jego problem.

— To raczej Rzymianie wzięli od naszego języka podstawy łaciny. To nasza nazwa, ale w Rzymie oznacza to samo, co w naszej krainie. — Oczywiście, starożytni Rzymianie ukradli komuś język. Znów poczułam lekką irytację, ale i zarazem ciekawość.

— Raczej oznaczało, łacina to martwy język. — Spojrzał na mnie zdumiony. Zaskoczyłam go tym? To raczej nie jest wielka nowina. — Nawet ją lubię. Nie znam jej jednak płynnie, nie jest potrzebna w życiu. — Na razie nie dał się sprowokować. — Chcesz mi powiedzieć, że w twoim kraju nadal obowiązuje? Nie wierzę, wiedziałabym o tym.

— Mamy mało czasu, musisz uważniej słuchać. — Wyglądał na zmęczonego moją głupotą. Znowu się mną zawiódł. Odniosłam wrażenie, że zaraz wstanie i wyjdzie, stwierdzając oczywistość, że się pomylił i absolutnie nie nadawałam się do zadania, jakie chciał mi powierzyć. Złapałam się na tym, że ta wizja mnie przeraziła. — Powiedziałem, że Rzymianie, których odwiedziliśmy, czerpali z naszego języka, by stworzyć własny, czyli łacinę. Odwiedzamy was czasami, ale nie zauważyliśmy tego, że łacina przestała być używana. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale później wszystko mi opowiesz. Ale jeśli znasz jej podstawy, łatwiej ci się będzie nauczyć naszej mowy. Niewielu z nas interesuje się tym światem i uczy waszego języka. Ja musiałem, dla ciebie. Przyjdzie jednak czas na naukę, jeśli oczywiście wyrazisz taką wolę. — Wreszcie przybrał łagodniejszy ton. — Wiem, że jesteś wyjątkowo bystra. Poznanie ogromu wszechświata i jego tajemnic wymaga nie tylko otwartości, ale i czasu, którego niestety nie mamy zbyt wiele. — Uśmiechnął się zachęcająco i już wiedziałam, że mogłam pytać dalej.

— Dobrze, więc jak nazywa się twój kraj?

— Kraina. U nas są krainy z widokami, na które w twojej mowie nie ma słów. Jesteśmy podzieleni ze względu na różniące się warunki, w których żyjemy. To one mają wpływ na nasze specjalne umiejętności i zwyczaje. Natura, w której przyszło nam żyć, ma na nas niezwykły wpływ, kształtuje nas. Nie lubimy tu przybywać i odwiedzać krainy, które odrzucają i niszczą przyrodę, która jako jedyna może ukształtować świat żyjący w harmonii, gdzie każdy znajdzie idealną dla siebie rzeczywistość. Dopóki tego nie zrozumiecie, nic się nie zmieni, a nie trzeba być jasnowidzem, żeby widzieć brak chęci do zmian. — Spojrzał na mnie znacząco.

— W takim razie skąd wojna, skoro żyjecie w takiej harmonii? — spytałam z ironią. Sam sobie zaprzeczał. Oni są idealni, bo nie oglądają telewizji, a my niszczymy naszą planetę.

— Bo ci, którzy nas zaatakują, buntują się przeciwko ukształtowaniu naszego świata. Chcą zaprowadzić w mojej krainie swój porządek i wprowadzić w niej mrok. A u nas jest świetliście i słonecznie, nawet noc jest przystępna dla każdego oka. Wiem, że to zabrzmi dla ciebie abstrakcyjnie, ale pod pojęciem mrok mam na myśli dosłowną ciemność, zmianę otoczenia. To zmieni nasz pokojowy lud. Nie wiemy, co się dokładnie stanie i jakie będzie niosło ze sobą konsekwencje, ale z pewnością nie pozytywne.

— Myślałam, że chodzi ci o walkę z elektrycznością. — Zrobiło mi się głupio, bo w myślach już oskarżyłam go o terroryzm.

— Absolutnie nie o to chodzi. Szczerze mówiąc, podczas naszych wizyt próbowaliśmy przenieść niektóre wasze wynalazki, ale nie podziałały. Nie jesteśmy pewni dlaczego, ale prawdopodobnie inna częstotliwość w powietrzu w tym przeszkadza. Nie myśl sobie, że wam nie dorównujemy. — Zrobił urażoną minę, czym mnie rozbawił. — Mamy własne rozwiązania ułatwiające nam życie. I mimo że macie brzydki zwyczaj uważania się za lepszych od innych, mylicie się. — Puścił do mnie oko. — Jednakże na poznanie ich będzie jeszcze czas, nie o tym mieliśmy rozmawiać. — Ku mojemu niepocieszeniu znów spoważniał. — Powiedziałaś, że czeka nas wojna. Obyś się myliła, mamy nadzieję na odparcie ataku zanim dotrą do pierwszych miejscowości. Wskażę ci wszystkie strategiczne punkty, jednakże zanim przedstawię mapę naszego świata, powinnaś złożyć przysięgę. Musisz przysiąc, że nie zdradzisz niczego, co usłyszysz o moim świecie ludziom z twojego świata, nawet jeśli odmówisz pomocy. Czy rozumiesz, na co się zgadzasz, składając przysięgę tajemnicy?

— Tak. Złożę przysięgę, ale najpierw muszę wiedzieć, co się stanie, jeśli ją złamię. Nie zrobię tego, ale powinieneś mnie uświadomić, jakie będą tego konsekwencje — wypomniałam mu.

Spojrzał na mnie poważnie i przez moment miałam wrażenie, że chce się wycofać. Po chwili jednak spojrzał mi prosto w oczy i odpowiedział na moje pytanie: — Umrzesz, chyba że najpierw zwolnię cię z przysięgi, bądź zrobią to Rządzący. Aczkolwiek wiedz, że to nie nastąpi.

— Daj mi chwilę. Muszę pomyśleć — odparłam i wstałam z krzesła.

— Oczywiście — odparł i jak gdyby nigdy nic wrócił do popijania herbatki. Potrząsnęłam głową z dezaprobatą.

Wyszłam na taras, a właściwie mały balkonik, który wychodzi na śliczny park. Zawsze kiedy miałam coś do przemyślenia, przesiadywałam tu nawet po parę godzin. W co ja się wpakowałam? Nawet go nie znałam, a chciałam mu złożyć przysięgę, której złamanie grozi śmiercią. To, co zamierzałam zrobić (a niezaprzeczalnie chciałam to zrobić!) było niezwykle niebezpieczne, ale czy właśnie nie tego chciałam w życiu? Czy da się tak naprawdę ratować świat, siedząc w gabinecie? Może powinnam zaryzykować, spróbować uratować innych w niebezpieczeństwie. Ale co mam powiedzieć rodzicom? Nie wolno mi zdradzić im prawdy… Zawsze mogę ich okłamać, że wyjechałam na wymianę studencką. A co jeśli zginę? Ciarki mnie przeszły. Właściwie nie bałam się śmierci, ale rodzice mieli tylko mnie na świecie, nie poradzą sobie sami.

Nie, szukałam wymówki. W końcu Arius powiedział, że przysięga nie zobowiązuje mnie do wyjazdu, tylko do zachowania tajemnicy. Zawsze mogłam odmówić, a wtedy obiecał zostawić mnie w spokoju i miałam go już więcej nie zobaczyć. To także napawało mnie strachem, bardziej niż wizja wojny czy utrata kontaktu z rodzicami. Zresztą, komu miałabym powiedzieć? Wtedy już na pewno musiałabym się zameldować w szpitalu psychiatrycznym.

Wróciłam do kuchni i zastałam Ariusa w tej samej pozycji, pijącego herbatkę. Jak on mógł być spokojny w takiej chwili?! Może to i lepiej, że chociaż jedno z nas zawsze zachowuje zimną krew.

— Zdecydowałam. Złożę przysięgę, ale to nie oznacza zgody na udział w wojnie. Na razie chcę cię wysłuchać — oświadczyłam, wyrywając go z zadumy.

— Oczywiście. Podejdź tu i usiądź obok mnie — odrzekł. Tak też zrobiłam. Poczułam podekscytowanie jego bliskością. Nie był już dla mnie zupełnie nieznajomy.

— Pomyśl, co mi przyrzekasz. Nic nie mów, poczuj to na poziomie emocjonalnym. Słowa nic nie znaczą, jeśli nie czujesz tego, co mówisz. — Podniósł palec wskazujący, który zaczął lekko iskrzyć na opuszku delikatną zielenią. Taką, jaka jest w jego oczach. — Kiedy już będziesz gotowa, złącz się.– Tak zrobiłam. Nieznany mi dotąd strumień energii przeszedł całe moje ciało. Przysięgłabym, że poczułam coś jeszcze, jakby przywiązanie do Ariusa. Pomyślałam, iż to dlatego, że jemu składałam przysięgę.

Wyglądał na lekko rozkojarzonego, może nawet zaskoczonego, ale szybko przywołał się do porządku i uśmiechnął się.

— Wspaniale Adiano, a teraz pokażę ci nasz świat.

III Opowieść

Rozłożył na stole mapę, ale nie taką, z jakich uczymy się na geografii. Ta przypominała obraz namalowany przez mistrza. Od razu dostrzegłam podział na krainy, o którym mówił Arius. Dla każdej był przeznaczony inny zestaw barw. Domyśliłam się, z którego miejsca pochodzi mój nowy przyjaciel. Jako pierwsza moją uwagę przykuła największa ze wszystkich kraina namalowana jasnymi, wesołymi kolorami z przewagą zieleni, którą dostrzegałam w jego oczach. Może to ich cecha? Wskazałam na zieloną krainę i zapytałam, czy zgadłam, na co Arius się uśmiechnął.

— Zgadza się. To mój dom i mam nadzieję, że niedługo także i twój. — Spojrzał na mnie z nadzieją.

— Czy wszyscy macie takie oczy? — Chyba go obraziłam, bo skrzywił się na moje słowa. — Mam na myśli te zielone iskierki — dodałam szybko.

— Nie, to cecha mojej rodziny — odparł i zaśmiał się, rozluźniając atmosferę. — Czy wszyscy ludzie mają takie same oczy? Wątpię, by ktoś jeszcze miał takie piękne, jak ty. Są koloru naszego największego i najczystszego oceanu.

Wskazał go palcem na mapie. Ciężko jest opisać piękno tej wielkiej wody, faktycznie koloru moich oczu. Nagle zamarzyłam, żeby sprawdzić, czy ten ocean naprawdę jest taki cudowny, czy może to artysta ma taki talent. Zaraz, znowu powiedział na ludzi „wy”.

— Nie jesteś człowiekiem? — spytałam, przyglądając mu się uważnie.

— Oczywiście, że nie — odparł spokojnie. — Ludzie zamieszkują wyłącznie twój świat. Krążą legendy o plemieniach, którym udało się dostać do naszego, ale nawet jeżeli to prawda, nie przetrwali. Prawdopodobnie nie chcieli się z nami integrować. Woleli się odseparować i stworzyć własną krainę, co było z góry skazane na niepowodzenie. O ile rzeczywiście tak było. Moim zdaniem to tylko legenda.

— Skąd zatem pewność, że ja przetrwam?

— Kto powiedział, że mam pewność? Jednakże wierzę w to całym duchem. Nie martw się, nauczę cię żyć zgodnie z naszymi zasadami. — Nie do końca mnie przekonał, ale postanowiłam to przemilczeć. Nadal bardziej przerażająca była dla mnie wizja wojny. Przystosowaniem mogłam pomartwić się później.

— Skoro nie nazywacie się ludźmi, to jak? — spytałam ponownie.

— W moim świecie żyje wiele stworzeń zdolnych do wykreowania cywilizacji, ale w każdej krainie przewarza pewien rodzaj i to z nim kojarzona jest cała ziemia. To oni rządzą krainą i wszystkimi zamieszkującymi ją stworzeniami. Oczywiście nie każdy rodzaj zamieszkuje wszystkie miejsca. Nie wszyscy się ze sobą zgadzają, to akurat mamy wspólne. — Puścił do mnie oko. Uśmiechnęłam się, rozbawiona tym gestem.

— Jakiego rodzaju stworzeniem ty jesteś? — Starałam się zabrzmieć na tyle swobodnie, żeby nie uznał, że jest to dla mnie ważne. W istocie nie było, skoro, poza pewnymi cechami, wyglądał jak człowiek.

— Cóż, ludzie mają nazwę, która zdaje się najlepiej oddawać nasz rodzaj. W naszym świecie nazywamy się zgodnie z naszą magią. My jesteśmy Leśni, są też Biali. Zależy, z której jesteśmy krainy. Wynika to z tego, że niegdyś była nas zdecydowana większość i rządziliśmy wszystkimi krainami, a nawet spotykaliśmy się raz na kilka lat w celach strategicznych. Jednakże to było dawno, około dwóch tysięcy lat temu. Wtedy nikt w naszym świecie nie znał słowa „wojna”. Tylko ci, którym udało się odwiedzić wasz. — Na chwilę posmutniał. Dwa tysiące lat?! Mam nadzieję, że słyszał o tym tylko w opowieściach. — Mimo to nadal jest nas w sumie najwięcej i tak zostało z tymi kolorami. Chociaż wy mówicie na nas… — Tu na chwilę przerwał, żeby się zaśmiać. — elfy.

— Jesteś elfem?! — To musi być jakiś żart. — Nie sądzisz chyba, że w to uwierzę? Elfy wystepują tylko w filmach. Jestem inteligentna, nie dam się nabrać.

— Wiem, że jesteś. W życiu nie pomyślałbym inaczej. — Mówił szczerze, bo przybrał poważną minę. To dobrze, że zawsze daje znać, kiedy powinnam mu wierzyć. — I nie, nie jestem. Mówię, że wy tak na nas mówicie. Mogę to udowodnić. — I wreszcie zdjął czapkę, dzięki czemu mogłam zobaczyć jego twarz w całej okazałości.

Co za idealne kości policzkowe. Nie był bez skaz, miał lekko zadarty nos, ale w uroczy sposób. W dodatku te jego śmiejące się oczy i usta… o rany. Nie można ich było określić jako typowo seksowne. Nie były pełne, może nawet trochę za wąskie, ale kiedy się uśmiechał, wydawały się najpiękniejsze we wszystkich światach. I zapewne były. Ale pierwszą rzeczą, która przykuła moją uwagę były jego uszy. Lekko odstające, nie za duże, ale chodziło o ich kształt! Tak, to zdecydowanie były elfickie uszy, ale nie takie jak w filmach, tylko lekko zaostrzone. Mimo to na pierwszy rzut oka widać było, że to nie są uszy człowieka. W końcu nie bez powodu chował je pod czapką. Nawet jego włosy, sięgające za uszy i lekko zawijające się na końcach nie były w stanie odwrócić mojej uwagi, a ja uwielbiam brunetów. Chociaż ciężko porównać głęboki brąz jego włosów do jakiegokolwiek u zwykłych ziemskich śmiertelników.

— Wyglądasz na usatysfakcjonowaną tym, co zobaczyłaś. Dobrze, bo bałem się, że się przestraszysz. W końcu nie na co dzień widzisz postać z bajek. — Znowu puścił do mnie oko. Bez czapki sprawił tym jeszcze większe wrażenie. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

— Tak, z pewnością nie jesteś człowiekiem. Mam do ciebie mówić Leśny? Czym się różnicie od Białych?

— Wolałbym Arius — odpowiedział, śmiejąc się. Pomyślałam, że poczuł się lepiej, od kiedy wiedziałam, kim jest. — Biali zamieszkują inną krainę. — Czyżby trochę się nachmurzył? — A ich Rodzina Rządząca ma w większości białe włosy. Z czasem to się trochę pozmieniało, natomiast tak rozpoznasz prawdziwego Białego.

— Nie lubicie się? Trochę spochmurniałeś, kiedy o nich zapytałam. Przepraszam, nie chciałam poruszać drażliwego tematu, po prostu jestem ciekawa. — Zrobiło mi się trochę głupio. Może powinnam zamilknąć i pozwolić mu mówić, o czym chce i o czym mógł mi powiedzieć.

— Wiąże się z nimi nieprzyjemna historia, ale to opowieść na inny wieczór. Na razie nas to nie dotyczy. Możesz mnie pytać o wszystko, nie mam przed tobą tajemnic. Nie mógłbym. — Po jego minie widziałam, że mówił prawdę. Może w ich świecie nie wolno kłamać?

— Wspomniałeś o Rodzinie Rządzącej. Rozumiem, że u was nie ma demokracji? — spytałam. Niedobrze, nie mam ochoty znosić władzy absolutnej.

— Nasz świat nie zna tego pojęcia. Nie martw się, to nic złego, jeśli władza jest w odpowiednich rękach. W świecie, niech będzie elfów, w każdej krainie jest jedna rodzina, z spośród członków której wybiera się Parę Rządzącą. Przeważnie są to życiowi partnerzy, chociaż zdarzają się wyjątki. Jednak musi to być para. Zostało to wypracowane na przestrzeni lat, długo przed tym jak elfy straciły władze w niektórych krainach. Kiedy umierają, wybiera się następców z ich rodziny. Natomiast jeżeli nie ma wśród nich osób godnych tego zadania, rodzina może się zmienić, choć nigdy do tego nie doszło. Rodzina musiałaby sama zrzec się władzy lub zostać obalona siłą. W mojej krainie to się jeszcze nie zdarzyło, dlatego jesteśmy tacy przerażeni.

— Inna rodzina próbuje za pomocą siły obalić tę Rządzącą? Przecież to wy macie do dyspozycji wojsko, czyż nie?

— Oni nie pochodzą z naszej ziemi, lecz z tej. — Pokazał mi na mapie odległą krainę namalowaną ciemnymi barwami. Na pierwszy rzut oka widać było, że nie zamieszkuje jej nikt z pokojowymi zamiarami. — Nazywamy ją Krainą Cieni, choć nikt z nas nie zna jej prawdziwej nazwy. Nie chcieliśmy się do nich zbliżać, a teraz musimy nadrobić całą naszą wiedzę na ich temat, co wcale nie ułatwia nam przygotowania.

— Skąd wiecie, że chcą was zaatakować? Zaraz, a twoja jak się nazywa? Leśna Kraina? — Zaśmiałam się, ale Arius ku mojemu zdziwieniu pokiwał głową.

— To jedna z nazw, mniej oficjalna. Tak nazywają nas w świecie, ale najwyraźniej jest zbyt oczywista. — Znów ten uśmiech, który za każdym razem wydawał mi się coraz bardziej urzekający. — Druga to Kraina Łuków, Terra Arcus w naszym języku. Jak się domyślam, ta nazwa funkcjonuje także po łacinie. — Puścił do mnie oko. — Również nie jest zbyt fantazyjna, ale chodzi o określenie, kto zamieszkuje daną ziemię, a nie o to, by kogokolwiek zachwycać. Musisz wiedzieć, kogo i czego spodziewać się po przekroczeniu obcej granicy.

— Nie ma nikogo, kto mógłby wam opowiedzieć o elfach zamieszkujących Krainę Cieni? — spytałam. — Nie wierzę, że nikt nic o nich nie wie.

Arius pokręcił przecząco głową.

— Tam nie rządzą elfy. To jedno z tych miejsc, gdzie zostali odsunięci od władzy i zepchnięci na margines. Większość uciekła do pobliskich krain, ale niewielka część została w ukryciu lub stanęła po stronie zła. Stworzenia, które rządzą tym miejscem, są trudne do opisania i nie występują w żadnej z ziemskich legend. Są niższe od nas, ale lepiej zbudowane. Podejrzewamy, że ich bronią są topory. Wielkie ostrza, którymi zabiją kilku z nas jednym uderzeniem, lecz dla nich są lekkie niczym piórko. Przypuszczamy ponadto, że korzystają z czarnej magii.

— Magia? Istnieje u was magia? — spytałam z niedowierzaniem.

Arius uśmiechnął się, widząc moją zdziwioną minę.

— Jak wszędzie, ale my potrafimy z niej korzystać. Istnieją różne jej źródła. I tu znowu każda kraina ma swoją specjalność. Naszą jest magia pochodząca bezpośrednio z natury, zwana przez niektórych magią drzew. Ma silne naturalne pochodzenie, więc sprawne oko ją zauważy. Kiedy ktoś jej używa, widać delikatne zielone iskierki.

— Jak podczas składania przeze mnie przysięgi?

— Byłaś w stanie je zobaczyć? — Widziałam, że wywołałam u niego podziw, co połechtało moje ego. — Masz naturalny talent, to dowód na to, że twoje intencje są czyste i że masz dobrego ducha.

— Wcześniej w to wątpiłeś? — Trochę uraził mnie jego brak wiary w czystość moich intencji.

— Nigdy — zaprzeczył stanowczo, a mi znacznie ulżyło. — Po prostu nie sądziłem, że tak wcześnie się to ujawni. Nasza magia chce nam powiedzieć, że nie pomyliliśmy się, wybierając cię do tego zadania.

— Cieszę się. — Przesłałam mu uśmiech, aby wiedział, że mówiłam szczerze. — Zatem wasza magia bierze się z natury. A czarna?

— Ze zła pochodzącego z wnętrza władającej nią osoby. Dlatego jest taka nieprzewidywalna. Jej moc i nakierowanie zależą od czarującego.

— Jakie istnieją jeszcze rodzaje magii? — spytałam zaintrygowana. Jeśli miałam talent, musiałam się dowiedzieć na ten temat jak najwięcej. Poza tym zaczęło mnie to naprawdę fascynować. Może nawet dadzą mi różdżkę?

— Niemożliwym jest wymienić je wszystkie, ponieważ są różnie przedstawiane. My je dzielimy na krainy, inni wolą kryterium używającego magii. Jednakże każda pochodzi z jakiegoś źródła, czy to z natury, czy z ducha. Nie można „wyczarować” magii i ot tak rzucać sobie zaklęć. Żadna różdżka w tym nie pomoże. — Zaśmiał się z własnego żartu. Zawtórowałam mu, żeby nie domyślił się, że sama o tym przed chwilą myślałam. Cały czas miałam wrażenie, że albo umie czytać w myślach, albo to ja jestem tak prosta do rozszyfrowania. Ani pierwsze, ani drugie wyjaśnienie mi się nie podobało.

— A potraficie na przykład czytać w myślach? — zapytałam niby od niechcenia.

— Nie, nie wiem, o czym myślisz. — Uśmiechnął się i dodał: — Nie martw się, po prostu myśli, które teraz przewijają ci się w głowie, są naturalną reakcją na nowe wiadomości. Ponadto myśli są dla nas najintymniejszą sferą. Sami wybieramy, z kim się nimi dzielimy. Słyszałem o czarnoksiężnikach, którzy opanowali sztukę czytania w myślach. Nawet jeżeli to prawda, jest to niedopuszczalny atak na naszą prywatność i okazanie braku szacunku. — Na chwilę przybrał poważny ton, jakby chciał mnie ostrzec: ”Nawet nie próbuj”.

— Nie martw się, nie spróbuję. Wątpię, żeby mój wrodzony talent sięgał tak daleko. — Teraz to ja się uśmiechnęłam na widok zaskoczonej miny Ariusa. — Ty też nie zawsze jesteś w stanie utrzymać niewzruszony wyraz twarzy. — Po tych słowach znów zawitał na jego twarzy uśmiech. Odetchnęłam z ulgą. Chyba zaczęłam się uzależniać od tego uśmiechu.

Arius odchrząknął lekko, sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.

— Dobrze, wróćmy zatem do sprawy. Pamiętasz, jak mówiłem ci, że to kraina i obowiązująca w niej natura decyduje o charakterze jej ludu? Większość Leśnych w to wierzy, ale nie wszyscy podzielają nasze zdanie. Tak między nami zgadzam się z tymi, którzy w to wątpią. Przecież po zmianie władzy w niektórych krainach zapanował mrok, którego wcześniej nie było. Moim zdaniem Leśni chcą w ten sposób uchronić się przed zmianą od wewnątrz — powiedział, krzywiąc się. — Niestety istoty z Krainy Cieni podzielają moją opinię. I właśnie to jest ich celem. Nasza kraina jest dla nich bardzo atrakcyjna. Ziemia jest urodzajna, mamy duże zapasy i bogactwa. Podejrzewamy, że chcą nas podbić, żeby zgarnąć całe złoto i wprowadzić własne zasady. To może odmienić całą naszą ziemię. Nie możemy do tego dopuścić, bo wtedy Leśnych czeka taki los, jaki spotkał Białych. — Na jego twarzy widać było ból. Natychmiast poczułam potrzebę, by go przytulić i pocieszyć, ale nie zrobiłam tego.

— Skoro tylko ty wierzysz w zmianę, czemu wasza Rodzina Rządząca boi się napaści?

— Wydaje mi się, że część z nas w to wierzy, ale nie chcą siać paniki. Inni z kolei boją się rabunku naszego skarbu i mordu ludności. Tak czy siak musimy się bronić. Nie możemy nawet dopuścić, żeby choć przekroczyli granice, bo wtedy będą mogli rzucać na naszą ziemię złe uroki. Przynajmniej do wyjścia im naprzeciw udało mi się przekonać Parę Rządzącą.

— Jesteś ich doradcą? — spytałam. Byłam bardzo ciekawa, jaką pozycję zajmuje w swoim świecie.

— W pewnym sensie… — Ewidentnie unikał odpowiedzi. Może się wstydził, bo nie jest wielką szychą w ich świecie? Dla mnie był wyjątkowy od początku, bez względu na jego zawód. — To na razie nieistotne. Proszę, Adiano, skup się. Dzień już niedługo się skończy, a w nocy musisz odpocząć. Sen jest niezwykle ważny, wtedy układamy w głowie wszystko, czego dowiedzieliśmy się w ciągu dnia.

Zaskoczona spojrzałam przez okno. Miał rację, był już wieczór. Nagle poczułam zmęczenie. W dodatku nic nie jadłam, a to dla mnie wyjątkowo dziwne. Zwykle omijam posiłki tylko w czasie stresującej sesji. Teraz byłam tak zafascynowana opowieścią Ariusa, że zwyczajnie zapomniałam o jedzeniu. Ponadto uświadomiłam sobie, że to nieładnie w stosunku do gościa, nie zaproponować nic do jedzenia. Może jego uwagi na temat mojego braku manier nie były bezpodstawne?

— Na pewno umierasz z głodu! — wykrzyknęłam. — Wybacz, jestem beznadziejną gospodynią. Po prostu tak szybko minął mi ten dzień… Zrobię nam kolację, na co masz ochotę? — spytałam. Uświadomiłam sobie, że nie mam pojęcia, co jedzą elfy i zapewne nie mam w domu nic odpowiedniego.

— Nie przejmuj się. Nigdy nie nazwałbym cię złą gospodynią. Dbasz o przyjaciół, przecież podałaś mi napar. To normalne, że straciłaś rachubę czasu. Nie martw się, ja go pilnowałem. A biorąc pod uwagę twoje rozkojarzenie wywołane samą myślą o kolacji, właśnie przyszedł czas na odpoczynek. Opowieść dokończymy jutro. Teraz czas na wieczerzę. — Złożył mapę i schował ją do kieszeni. Na pewno użył magii, bo mapa była bardzo duża, zajęła cały stół, a bez problemu zmieściła się w małej kieszeni, jak teraz zauważyłam, bardzo opiętych spodni Ariusa.

Na pierwszy rzut oka wydaje się szczupły, może nawet za bardzo. Dopiero gdy wstał, zobaczyłam napięte mięśnie nóg i ramion. Musiałam się odwrócić, żeby nie zobaczył, że się w niego wpatruję.

Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos.

— Pozwól, że pomogę ci w przygotowaniach.

— Nawet nie wiem, co lubisz jeść. Obawiam się, że nie mam zbyt wielkich zapasów. Mieszkam sama.

— Wiem i bardzo mnie to dziwi. Nie czujesz się samotnie? U nas wszyscy mieszkają razem, tak jest raźniej i bezpieczniej.

— Nie, kocham moich rodziców, ale oszalałabym z nimi pod jednym dachem. Dorosły człowiek potrzebuje przestrzeni, samodzielności. Co nie znaczy, że ich nie odwiedzam. Często za nimi tęsknię. — Posmutniałam na myśl, że miałam ich na zawsze opuścić. Postanowiłam szybko zmienić temat. — Czego sobie życzysz? Co lubią jeść Leśni?

— Wszystko, co pochodzi od ziemi. Owoce, warzywa, które, nawiasem mówiąc, nie różnią się tak bardzo między naszymi światami. Zbieramy je i robimy z nich różne przetwory. Na przykład bardzo lubimy chleb z konfiturami. — Uśmiechnął się do mnie. To chyba jego ulubione danie. Dobrze się zatem składa, że mam odpowiednie składniki.

— Nie jecie mięsa? — Zobaczyłam lekki wyraz odrazy na jego twarzy. — Ja na przykład nie jem, dlatego bałam się, że nie będę nic dla ciebie miała.

Wyraźnie odetchnął z ulgą.

— Zwierzęta to nasi przyjaciele, pomagają nam. Żyjemy w zgodzie, nie zabijamy się nawzajem. Jemy tylko to, co dobrowolnie nam oddadzą. My za to dajemy im schronienie i także pomagamy zdobyć pożywienie. Nie jest to bynajmniej charakterystyczne dla wszystkich stworzeń, nawet nie dla wszystkich elfów.

Arius opowiedział mi o ich prawie, które zakazywało polowań i wykorzystywania zwierząt w celu wzbogacenia się. Wiedziałam, że to z pewnością bardzo spodoba mi się w jego krainie.

W tym czasie rozłożył talerze, a ja przygotowałam kanapki i zrobiłam kakao. W końcu przyznał, że mleko jest w porządku. Podczas jedzenia nastała cisza. Najwyraźniej kakao było dla niego czymś nowym i ku mojemu zadowoleniu bardzo mu posmakowało. Muszę pamiętać, żeby je ze sobą zabrać.

Po kolacji przygotowałam dla Ariusa kanapę do spania, a sama udałam się do sypialni. Byłam zmęczona, przeładowana informacjami i sprzecznymi emocjami. Mimo to szybko zasnęłam, ale jeszcze przedtem usłyszałam Ariusa szepczącego coś w swoim języku. Z lekcji łaciny zrozumiałam mniej więcej, że życzył mi dobrej nocy. Zanim jednak zdążyłam odpowiedzieć, zapadłam już w głęboki sen. Śnił mi się tylko tajemniczy uśmiech i otaczające go zielone iskierki.

***

Nastepnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie, ale zarazem byłam wyjątkowo wypoczęta. Kolejna niezwykła rzecz, bo ja nigdy dobrze nie sypiam.

Bałam się otworzyć oczy. A jeśli to wszystko było tylko snem i żaden Arius nie istnieje, a elfy nadal są jedynie postaciami z filmów? W końcu jednak musiałam się podnieść, usłyszałam bowiem odgłosy dochodzące z kuchni.

Gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam krzątającego się Ariusa (a więc to nie był sen!) przygotowującego śniadanie. Czy oni w ogóle śpią? Musiałam to sprawdzić.

— Dzień dobry. Dobrze spałeś? — spytałam, przeciągając się. Elf odwrócił się i obdarzył mnie swoim najpiękniejszym uśmiechem. Na całe szczęście na dobre pożegnał się z tą okropną czapką. — Chyba bardzo wcześnie wstałeś?

— Dzień dobry, Adiano. Spałem wspaniale, dziękuję. Nie potrzebuję tyle snu, co ty, dlatego pomyślałem, że przygotuję śniadanie, żeby podziękować za gościnę i miło rozpocząć dzień. Potrzebujemy dużo energii, bo czeka nas dziś sporo pracy. — Jeszcze nigdy nie spotkałam chłopaka z takimi manierami. Nic dziwnego, że tak mnie zauroczył. W niczym nie przypominał mężczyzn, jakich znałam do tej pory, co było ogromnym plusem.

— Myślałam, że będziesz kontynuował opowieść? — spytałam z nadzieją. Chciałam chociaż zrobić kawę, ale w tym także mnie ubiegł. Pytanie tylko skąd wytrzasnął prawdziwą ziarnistą kawę, która pachnie, jakby kosztowała średnią miesięczną pensję?

— Owszem, muszę przekazać ci jeszcze kilka ważnych informacji. Na razie jednak jedzmy i nastawmy się pozytywnie na ten dzień. — Nie ma problemu, pomyślałam. Sama jego obecność nastawiała mnie pozytywnie. — Miałaś dobre sny? — Nie wiem, po co się spytał, skoro po jego uśmiechu widziałam, że znał odpowiedź.

— Przecież po wyrazie twojej twarzy widzę, że wiesz, co mi się śniło. Jak to zrobiłeś? Przesyłałeś mi sny?

— Nie. — No tak, już od samego rana się ze mnie śmieje. — Zanim zasnęłaś, przesyłałem ci pozytywne emocje, żebyś miała dobry sen. Z wysyłaniem myśli jest tak samo, jak z ich czytaniem. To zbyt prywatna sprawa, by pozwalała na to leśna magia. Możemy natomiast wyczuwać emocje i intencje innych, a także je przesyłać. Nauczysz się, to przychodzi z czasem.

Czy właśnie powiedział, że nauczy mnie magii? To niesamowite. Zaraz, odczuwa emocje? Czy to znaczy, że za każdym razem czuł moje? Kiedy byłam wściekła, przestraszona, zafascynowana? Nie byłam pewna, czy mi się to podobało. Zdziwiłam się, że ich magia tego już nie uznaje za nazbyt prywatne, bo ja z pewnością tak uważałam. Z drugiej strony fajnie będzie się tego nauczyć i wiedzieć, jak Arius reaguje na mnie… Czy jego uśmiech jest naturalny?

— Nad czym tak myślisz? — spytał Arius, wyrywając mnie z zadumy.

— Zastanawiam się, co ciekawego dziś usłyszę o twoim świecie — odpowiedziałam szybko.

— Ależ ty jesteś niecierpliwa. — Dużo śmiechu z samego rana. Przyłapałam się na myśli, że chciałabym go słyszeć codziennie. — W takim razie zaraz zaczynamy.

Podekscytowana szybko sprzątnęłam po śniadaniu i przygotowałam nam po kubku kakao, ale chcąc postawić je na stole, zauważyłam, że Arius rozłożył już na nim swoją mapę.

— Wróćmy tam, gdzie skończyłem wczoraj — powiedział.

— Zakończyłeś swoją opowieść na zasadach waszej diety i na koegzystencji z naturą — wtrąciłam. — Pamiętam, że nawet czerpiecie z niej magię.

— Nie obawiaj się, dotrzymam słowa. — Zaśmiał się, przewidując moją strategię. — Musisz jednak poczekać, aż znajdziesz się w moim świecie. Naszej magii nie nauczysz się tutaj. Aczkolwiek masz rację, moja opowieść zeszła na Leśną Krainę. Dobrze, bo dzisiaj zdradzę ci najważniejsze rzeczy, które musisz o niej wiedzieć. Zacznę od tego, że pomimo twoich wielkich zdolności, potrzebny jest ci prawdziwy trening pod okiem naszego generała. Powinienem trochę ci o nim opowiedzieć. W innych krainach to dość częsta sytuacja, ale u nas zdarzyła się po raz pierwszy. Otóż ów generał jest jednocześnie w Parze Rządzącej. Jest w niej od niedawna, zastąpił zmarłego ojca, gdy jego matka nie chciała znaleźć sobie nikogo na zastępstwo. Mówiłem ci, że to są zwykle życiowi partnerzy? Nasza władczyni po śmierci ukochanego nie wyobrażała sobie być z nikim innym. Dlatego miejsce zmarłego władcy zajął ich najstarszy syn. Wielu mówi, że jest to idealna sytuacja, ponieważ stanowi uzupełnienie dla Rządzącej, która jest dobra i hojna. On tymczasem jest silny, waleczny i często surowy.

— W takim razie już się cieszę na nasze treningi — powiedziałam załamanym głosem. Nigdy nie byłam w wojsku, więc jak miałam sobie poradzić z surowym generałem? Nawet nie potrafiłam zrobić pompki.

— Ja też będę w nich uczestniczył — odrzekł pocieszająco. — Przekonałem Rządzących, że potrzebujesz przewodnika po naszym świecie, a generał nie ma cierpliwości.

— To dobrze, będę się czuła pewniej. — Odetchnęłam z ulgą. — Poznam też władczynię?

— Oczywiście. Jesteś gościem honorowym, a więc zamieszkasz w Pałacu.

— A ty? Wolałabym mieszkać z tobą. — Miałam nadzieję, że nie zabrzmiałam zbyt nachalnie, ale prawda była taka, że bałam się oddalać od Ariusa w zupełnie nieznanym mi świecie.

— Nie martw się, ani na chwilę nie zostawiłbym cię samej. Również mieszkam w Pałacu –odparł i posłał mi uśmiech.

— A czym się zajmujesz? — spytałam zaintrygowana. — Wcześniej miałam wrażenie, że jesteś doradcą Rządzących, a później, że łącznikiem z naszym światem.

— Właściwie trochę i tym, i tym. Pomagam, jak tylko potrafię. Chcę im wynagrodzić to, że nie mogę wstąpić do zastępu łuczników. Trenowałem latami, ale nic z tego nie wyszło. — Znowu ten smutek na jego twarzy i poczucie, że zawiódł swój lud. Nie mogłam tego znieść.

— Ja cię nauczę strzelać. Może tym razem się uda? — Miałam nadzieję, że poprawię mu humor, ale niestety się przeliczyłam.

— Adiano, jesteś nieoceniona. Jednakże ja po prostu nie mam… tego czegoś. Jakby ten potrzebny kawałek nie został mi przekazany — odparł ponuro.

— Daj mi jedną szansę, a zobaczysz, co potrafię zdziałać jako trener — spróbowałam ponownie.

— Dobrze, ale wyłącznie dlatego, że uczenie kogoś też będzie dla ciebie dobrym treningiem — odparł, wzdychając. — I znów odbiegliśmy od tematu. Muszę ci powiedzieć jeszcze jedną ważną rzecz, a dokładniej przed czymś cię ostrzec — powiedział poważnym tonem.

— Co takiego? — Czyżby wojna i ostry generał nie wystarczyły?

— Nie bez powodu nie chciałem obiecać ci wycieczki po naszym świecie i powiedziałem, żebyś nie opuszczała naszej krainy. Nikt nie może się dowiedzieć o twoim przybyciu. W końcu i tak do tego dojdzie, ale nie chcemy, żeby wróg myślał, że zbieramy wojsko w innym świecie. To nie będzie dobre ani dla nas, ani dla ciebie. Różne istoty kryją się za naszymi granicami. — Wskazał na sąsiednie krainy na mapie. Wyglądały zupełnie niewinnie. — Nawet nasi mieszkańcy będą o tobie informowani stopniowo. Ale nie martw się, tereny przy Pałacu są ogromne, nie będziesz czuła się zamknięta. Kiedy przyjdzie na to czas, zabiorę cię na wycieczkę po naszych Lasach, a także łąkach i dolinach. Nie będziesz miała ich dosyć, obiecuję.

Szczerze mówiąc, od samych słów Ariusa poczułam się trochę jak w zamknięciu. Ale jeżeli chodziło o moje bezpieczeństwo i miała to być jedynie tymczasowa sytuacja, wytrzymam. W końcu sam przyznał, że po wszystkim zabierze mnie na wycieczkę. Już nie mogłam się jej doczekać. Konna przejażdżka z Ariusem po ich krainie brzmiała jak obietnica bajki.

— No dobrze — odparłam. — A ty mieszkasz ze swoją rodziną?

— Tak — odrzekł po dłuższej chwili. Odniosłam wrażenie, że nie mógł się zdecydować, ile powinien mi zdradzić. — Ale to na razie nie jest istotne, nie przejmuj się mną.

— Jak możesz tak mówić? Jedyne, o czym myślę, to twoja historia i twoja rodzina. Chcę wiedzieć o tobie jak najwięcej, włączając ulubione zajęcia w wolnym czasie. Zwłaszcza, że ty zdajesz się wiedzieć o mnie wszystko — wyrzuciłam z siebie niczym karabin. Musiałam powiedzieć, co mi leżało na sercu od dwóch dni.

— Ależ Adiano, nie zamierzam niczego przed tobą ukrywać. Uwierz, że pragnę ci powiedzieć wszystko, jednakże na razie są ważniejsze sprawy, o których musisz wiedzieć, zanim wyruszymy — odrzekł zdziwiony moimi słowami. Trochę mnie tym uspokoił, jednak nadal miałam poczucie, że nie do końca o to chodziło, że jest coś jeszcze. Co do jednego miał rację, o jeszcze wielu rzeczach musiałam się dowiedzieć.

— Wybacz, nie chciałam na ciebie naciskać — powiedziałam skruszona. — Powiedz, czym wy się właściwie zajmujecie? Poza twoim tajemniczym zawodem. — Tu na szczęście udało mi się wywołać u niego uśmiech. — I poza wojskiem? — dodałam.

— Nasz lud zajmuje się uprawą, bądź handlem z innymi krainami. Niektórzy na poważnie trudnią się leśną magią i namawiają naszą ziemię do lepszych plonów. Inni zajmują się sztuką, piszą. Inni podróżują, ale to rzadkość, poza tym szybko wracają. Nie widzę potrzeby opuszczania naszej wspaniałej ziemi. — Spojrzał na mnie znacząco. Wiedziałam, że w ten sposób stara się mnie od tego odwieźć. Jednak do tej pory nikt nie był w stanie kierować moimi działaniami i nawet elfowi się to nie uda. — Jak widzisz, większość zajęć jest podobna do tych w waszym świecie. Na przykład wiem, że wśród was są osoby, które projektują i szyją stroje, a potem je sprzedają. U nas także, ale dla was to ma chyba większe znaczenie, mam rację? — Puścił do mnie oko, chcąc rozluźnić atmosferę. Elfy najwyraźniej nie mają bzika na punkcie mody. Dobrze, bo dla mnie to nonsens.

— Z każdym fragmentem twojej krainy, który mi przedstawiasz, brzmi ona coraz bardziej zachęcająco — stwierdziłam z entuzjazmem.

— Oczywiście! Cieszę się, że tak to widzisz. — Prawdziwy z niego patriota, na moje słowa aż podskoczył z radości. A może tak się ucieszył, bo widział, że mi się spodobało?

— Zatem teraz odpowiedz mi na pytanie, które nurtuje mnie od początku. I proszę, bądź ze mną szczery, zniosę wszystko. — Arius spojrzał na mnie uważnie, czekając na cios. — Jesteście nieśmiertelni? Opowiadasz o rzeczach, które wydarzyły się w dalekiej przeszłości, jakbyś był ich świadkiem. Ile masz lat? Bo wyglądasz na starszego ode mnie o zaledwie kilka lat, a ciągle odnoszę wrażenie, że w rzeczywistości mógłbyś być moim dziadkiem.

Arius uśmiechnął się do mnie serdecznie, co oznaczało, że nie uraziłam go moim pytaniem i nie poruszyłam kolejnego zakazanego tematu.

— Nie jestem nieśmiertelny, to tylko mit stworzony przez ludzi, którzy boją się śmierci. Fantazjują o wiecznym życiu, w którym nie zaznają cierpienia i nic w przyszłości ich nie ominie. To niemożliwe, wszystko ma swój początek i koniec. Tak działa każdy świat. Nie można także uciec przed stratą i cierpieniem, ale i przed szczęściem. Po prostu nie wiesz, który rozdział w życiu świata będziesz mogła obserwować i na co będziesz mieć wpływ. — Zastanowił się przez chwilę. — Jednakże, jak słusznie zauważyłaś, u nas czas płynie inaczej niż tutaj. Faktycznie w porównaniu z ludźmi długo żyjemy.

— Jak długo? Ile masz lat? — spytałam podekscytowana. Całkowicie zawładnęła mną ciekawość.

— Elfy żyją średnio po kilkaset lat. — Kilkaset lat?! — Ale ja jestem jeszcze młody. Jak słusznie zauważyłaś, w twoim świecie jestem tylko o kilka lat starszy. Mniej więcej o pięć, jeśli dobrze liczę.

— A w twoim świecie ile masz lat?

— Żyję już od stu dwudziestu czterech lat — odparł spokojnie.

Zupełnie oniemiałam. Jedno to przyjąć do wiadomości, że w innym świecie żyją setki lat. Ale usłyszeć od kogoś, kto wygląda na dwadzieścia sześć lat, że ma ponad sto? To był właśnie ten moment, kiedy dowiedziałam się za wiele.

— Adiano, wszystko w porządku? Czy to dla ciebie zbyt duży szok? — spytał Arius, przyglądając mi się z troską.

— Jeszcze się pytasz?! Masz ponad sto lat i dziwisz się, że to dla mnie szok? I nie wiem, czemu to dla ciebie takie zabawne. — Przysięgłabym, że od śmiechu rozbolał go brzuch. Spojrzałam na niego z wyrzutem.

— Wybacz, ale mój rodzaj zszokował cię o wiele mniej niż mój wiek. Nie przestajesz mnie zaskakiwać — odpowiedział, śmiejąc się.

— I kto to mówi? — odparłam oburzona. — Czy w twoim świecie wciąż będę miała dwadzieścia jeden lat? Czy postarzeję się o sto?

— Nie patrz tak na to. Tam czas płynie inaczej, spokojniej — odrzekł. — Myślę, że będziesz oceniana na sto parę lat. To jednak nie zmienia faktu, że masz dwadzieścia jeden. Prawdopodobnie twój organizm dostosuje się do naszego upływu czasu i zwolni starzenie do naszego tempa.

— Prawdopodobnie? Czyli to nie jest pewne? — Przeraziła mnie myśl, że stanę się staruszką, a Arius wciąż będzie wyglądał na dwudziestoparolatka.

— Jak już wiesz, mamy dostęp jedynie do legend o ludziach żyjących w moim świecie, ale najbardziej zaufani magowie w naszym Pałacu już pracują nad przekonaniem naszej ziemi, by dała ci żyć tak długo, jak nam. Nie chodzi wyłącznie o wiek. Chcemy, żeby nasza ziemia traktowała cię jak jedną z nas. I już po dwóch dniach jestem pewien, że nie będzie z tym żadnego problemu — oznajmił. Jego oczy przepełniała duma. Czyli była dla mnie nadzieja. Zwykle kieruję się przekonaniem, że nadzieja jest dla leni, ale tym razem mi też była potrzebna.

— To wspaniale — odparłam z uśmiechem. — Czego jeszcze muszę się dowiedzieć? Co nosicie na co dzień?

— Lepiej będzie, jeśli resztę zobaczysz na własne oczy — odrzekł. — Tutaj już niczego się nie dowiesz. Nadszedł czas na Przeniesienie — oświadczył stanowczo, całkowicie zbijając mnie z tropu.

— Poczekaj chwilę! — wykrzyknęłam. — Co masz na myśli, mówiąc, że nadszedł czas na Przeniesienie? Jeszcze z nikim się nie pożegnałam i nie wymyśliłam wymówki, dlaczego znikam, a przecież nie będzie ze mną żadnego kontaktu. Nie mogę ot tak sobie wyjechać i nie powiedzieć o niczym rodzicom! — Wykrzyknęłam to wszystko jednym tchem. Naprawdę się zdenerwowałam. Wprawdzie Arius powtarzał, że nie mamy zbyt wiele czasu, ale nie spodziewałam się, że będę musiała nagle zostawić całe swoje życie, spakować się i ot tak przenieść do innego świata… Tak naprawdę wiedziałam o tym, ale i tak ta wiadomość mną wstrząsnęła.

— Nie martw się tym — odparł spokojnie, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował. — Możesz istnieć tylko w jednym świecie. Kiedy przeniesiesz się do naszego, twój wyeliminuje twoje istnienie, bo nie możesz być w dwóch miejscach na raz. Ta rzeczywistość sama dostosuje się do nowej sytuacji.

— Więc moi rodzice po prostu o mnie zapomną? Jakbym nigdy nie istniała? — Zabolało mnie to. Nie pozostawię po sobie ani śladu. Jakbym nie była niczym, czego świat nie mógł po prostu wymazać. — Ty też teraz nie istniejesz w swoim świecie?

— Nie zapomną, nie tak to działa. Rzeczywistość dostosuje się do nowej sytuacji, ale ty będziesz pamiętać. Tego pragnęłaś, czyż nie? Nie będą cierpieć z powodu straty córki. — Arius chyba chciał dać mi delikatnie do zrozumienia, że przecież mogłam nie wrócić. Mogłam zginąć na polu bitwy. — Pamiętają mnie, w naszym Pałacu mieszkają najlepsi magowie. Musieli się także postarać, żeby moja dwudniowa nieobecność nie była odczuwalna w naszym świecie jak kilkuletnia.

— Ale ja… — Nie wiedziałam, jak mu powiedzieć, że to ja potrzebowałam pożegnania.

— Chcesz się pożegnać? — spytał łagodnie. Domyślił się, przecież też ma rodzinę. Muszą być ze sobą bardzo blisko, skoro mieszkają razem. — Przed podróżą możemy ich odwiedzić. Możesz powiedzieć, co tylko chcesz. Ale nie może ci to zająć zbyt dużo czasu.

— Boisz się, że zmienię zdanie?

— Tak — przyznał. — Domyślam się, jakie to musi być dla ciebie trudne. Dla mnie dwa dni z dala od leśnej ziemi, a zwłaszcza od mojej rodziny, są dla mnie bardzo trudne. I wiem, że prosimy cię o coś niewyobrażalnego. Nie robilibyśmy tego, gdybyśmy nie mieli wyjścia. Zawsze możesz wrócić, a wtedy świat znów się dostosuje.