Łowczyni Zagubionych Dusz - Isabelle Talbert - ebook + książka

Łowczyni Zagubionych Dusz ebook

Isabelle Talbert

3,4

Opis

Kiedy Emily Moore traci ukochaną siostrę, postanawia ze sobą skończyć. Staje nad stumetrową przepaścią, by w śmierci znaleźć ukojenie. Skacze. Nie ginie jednak, ponieważ w ostatniej chwili otwiera się przed nią magiczny złoty krąg prowadzący do świata benefitów – istot nieskończenie doskonalszych i piękniejszych od ludzi. Musi się tam zmierzyć z okrutną i złą królową Alice. Otrzymuje funkcję Łowczyni Zagubionych Dusz i przewodzi wyprawie do bram Rady w poszukiwaniu ratunku dla królestwa Lakrimy. Droga pełna jest tajemniczych przygód i niebezpieczeństw, z których dziewczynę, jej ukochanego Jordana i przyjaciół ratują widziane tylko przez nią postaci umarłych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (11 ocen)
3
2
3
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tapiratorek

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna książka
00

Popularność




Prolog

 

Świat za oknem otuliła już noc. Cichy wiatr poruszał gałęziami. Emily westchnęła. Od dawna o tym myślała. Ostatnie przejścia utwierdziły ją w przekonaniu, że to najlepszy wybór, jakiego może dokonać.

Wybiła 23:45. Włożyła na siebie czarne dżinsy, biały podkoszulek i wyszła z domu prosto w ciemny las.

Nigdy nic nie byłoby już takie samo – westchnęła w myślach. Wiedziona myślą odebrania sobie życia, wyszła z lasu i stanęła nad urwiskiem. Oszacowała wysokość. Rozciągała się przed nią głęboka na mniej więcej sto metrów pustka. Powinno wystarczyć.

Gdzieś w oddali zabiły dzwony. Północ. Dziś kończy osiemnaście lat. Dziś zakończy swoje marne życie.

Cofnęła się o kilka metrów, wzięła głęboki oddech i zaczęła biec.

Cassandro, siostrzyczko, kocham cię, ale musisz mi wybaczyć – pomyślała i runęła w przepaść.

Wiatr smagał jej oczy i wyciskał łzy. Jeszcze chwila…

Ale ziemia, ku której spadała Emily, rozstąpiła się. Ujrzała złoty krąg. Omamy?

Krąg ją pochłonął, zamykając w nieograniczonej cichej ciemności.

Spadała dalej i dalej, wciąż mając nadzieję, że za chwilę nastąpi jej koniec.

Rozdział 1Inny świat

 

Otulona w czarny satynowy szlafrok, Alice stała na balkonie i obserwowała Lakrimę. Miło było widzieć tylu szczęśliwych benefitów, niespieszących się donikąd. Westchnęła. Gdyby tylko wiedzieli, że w Preteranie przestało być bezpiecznie…

– Milady? – rozległ się za nią niski męski głos.

Peter. Oby miał dobre wieści.

– Do naszego świata dostała się ludzka dziewczyna – oświadczył, podchodząc i patrząc się na nią poufale.

– Gdzie jest? – spytała zaciekawiona.

– W kwaterze wartowników, milady.

– Przyprowadź ją tutaj.

Alice weszła z powrotem do komnaty. Jej pantofle głośno stukały o marmur. Zasłoniła okna i usiadła na złotej kanapie. Człowiek w Preteranie? Nie słyszała, aby od stuleci ktokolwiek przedostał się do ich wymiaru.

– Milady, oto ona – powiedział Peter, wprowadzając do środka dziewczynę.

Miała na sobie czarne dżinsy i biały podkoszulek. Krótkie blond włosy okalały jej twarz. Drżała. Była przerażona.

– Usiądź – powiedziała Alice, wskazując miejsce obok siebie.

Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie.

– Jak się tutaj dostałaś?

– Ja… ja… próbowałam się zabić – wykrztusiła.

– Dobrze, ale jak się tutaj dostałaś?

– Skoczyłam z urwiska i nagle pojawił się złoty krąg… Wciągnął mnie. Czy ja… naprawdę nadal żyję?

– Tak, żyjesz – odparła Alice, stukając się po brodzie idealnie wypielęgnowanymi długimi paznokciami. – Jak ci na imię?

– Emily.

Nie rozumiała, dlaczego znalazła się w innym wymiarze. Alice, milady władająca państwem o nazwie Preteran, była urocza, ale zdecydowanie niezadowolona z jej pobytu. Emily nie rozumiała, kim są postaci, które mijała, włócząc się ulicami pięknego miasta.

Peter przyprowadził ją do niewielkiej sypialni. Miała tam wszystko, czego potrzebowała – łóżko, dwa krzesełka, stolik i kominek. Z okna widać było jezioro.

– Potrzebuje czegoś panienka? – zapytał Peter, chcąc wrócić do Alice.

Wzruszyła ramionami.

– Nie, dziękuję.

– W takim razie żegnam i do zobaczenia.

Kiedy zamykał drzwi, uwagę Emily przykuł przedmiot leżący w rogu. Czyżby skrzypce?

Podeszła i wzięła w dłonie instrument. Był piękny i lekki, ze strunami, które błyszczały jak krople rosy w promieniach słońca. Smyczek leżał obok. Wygrawerowano na nim inicjały: A.W.

Podeszła do okna i rozsunęła ciężkie grafitowe zasłony. Wpatrując się w skrzącą taflę wody, zaczęła grać starą rodzinną pieśń – W krwawych skrzydłach anioła.

Kiedy była mała, mama zawsze przed snem nuciła jej ten utwór. W okresie dojrzewania znienawidziła go, ale teraz był balsamem dla jej duszy. Zaczęła śpiewać:

 

W krwawych skrzydłach anioła, co upadł na ziemię,

Znalazłam spokój, znalazłam ukojenie.

Anioł ten w szkarłatnym kąpał się blasku,

Dopóki następnego ranka nie dożył brzasku.

Skrzydlaty aniele, co zstąpiłeś z nieba,

Ochroń nas przed złem, daj ukojenia!

O aniele, co masz skrzydła krwawe,

Nie pozwól, by któryś z naszych braci znów martwy padł na trawę…

 

Pot zrosił jej czoło, gdy powtórzyła kilka razy pierwszą zwrotkę. Nie zważając na to, grała dalej. Ktoś zaczął śpiewać fragment, którego ona już nie pamiętała:

 

Niebiańskie przestrzenie zrzuciły cię na dół,

Jaki sprawiłeś swemu bóstwu zawód?

Nie ma w twoim sercu ani krzty dobroci,

Niech zstąpi do nas ktoś, kto przed tobą nas obroni!

 

Emily obróciła się w stronę drzwi. W jej śpiew włączył się drugi głos. Tym razem męski.

 

I zesłał Bóg na ratunek dzielnych benefitów,

Którzy zażegnali z upadłym moc konfliktów.

Pozostawiając pokój i wiarę na ziemi,

Do innego wymiaru wszyscy odlecieli.

Teraz za niewidzialną kurtyną doglądają świata,

By ludziom w spokoju mijały kolejne lata.

 

Opuściła skrzypce. Gdy otworzyła oczy, ujrzała Alice i Petera przyglądających się jej ze zdziwieniem.

– Skąd znasz tę pieśń? – zapytał Peter.

– Była śpiewana u nas w domu od pokoleń.

– Łżesz!

Alice położyła mu dłoń na ramieniu.

– Gdyby kłamała, skąd mogłaby naprawdę ją znać? Jest człowiekiem. Nie mogła nauczyć się jej w Preteranie. Nie miała tutaj wstępu.

– Milady? Rada cię szuka. Zaginął kolejny benefit.

– Już idę, Williamie. Peterze, zaopiekuj się pod moją nieobecność gościem. Być może jest jeszcze coś, co wie o naszym świecie.

Zamek, w którym mieszkała milady Alice, był wysoki, zbudowany z ciosanego kamienia. Jego szczyt wieńczyła złota kopuła. Otaczał go ogród, poprzecinany co jakiś czas przez alejki, przy których stały ławki. Pełno było czerwonych i białych róż, piwonii i bratków. Za południową ścianą zamku stała fontanna, kształtem przypominająca rozłożone skrzydła anioła.

– Powiedziałaś – zaczął Peter – że pieśń, którą zagrałaś, znana jest w twojej rodzinie od pokoleń. Opowiesz coś o tym?

– No więc… Kiedy byłam mała, moja mama śpiewała mi ją codziennie przed snem. Mówiła, że krąży legenda, że kiedyś ktoś z naszego rodu poznał anioła z krwawymi skrzydłami. Miłość, którą się wzajemnie obdarzyli, była gorąca, ale wydarzyło się coś, co sprawiło, że ich życie wywróciło się do góry nogami. Na świat przyszło dziecko…

– Dziecko? Ludzkie dziecko?

Peter słuchał z zaciekawieniem. Czyżby jego przypuszczenia miały się sprawdzić?

– Ludzkie, to… nie do końca pasujące określenie.

– Co przez to rozumiesz?

Emily cofnęła się myślami do opowiadań matki. Lubiła słuchać tej opowieści o złym chłopcu, któremu dano na imię Bill.

– Wyglądał jak zwyczajne dziecko. Ale był piękny… Nieskazitelnie piękny… Jak jego ojciec. Był szybki, zwinny, bystry. Ale też zły. Bardzo zły. Niszczył wszystko i wszystkich.

– Co się z nim stało?

– Anioł, który był ojcem dziecka, zabrał je ze sobą. I słuch po nich zaginął.

Przystanęli przed wielką jabłonią. Ptaki latały wokół, wesoło ćwierkając.

Czy Emily wiedziała, że ta historia wydarzyła się naprawdę równe dwa tysiące lat temu?

Czy w jej żyłach płynie krew malfitów? Dobro i zło. Benefici i malfici. Dobroczyńcy i złoczyńcy. Odwieczni wrogowie.

Nie mogła wiedzieć.

– Czy uważasz, że ta historia mogła wydarzyć się naprawdę?

– Dotąd uważałam, że opowieści o innych wymiarach to brednie. Teraz, kiedy tutaj trafiłam, mało co wydaje mi się nierealne.

– Co powiedziałabyś na odwiedzenie tutejszej biblioteki?

Emily kochała książki. Otaczały ją od maleńkiego. Kiedyś, inspirowana opowieściami matki, chciała napisać własną, przedstawiającą życie aniołów, które upadły. Teraz, z upływem czasu wiedziała, że nie byłby to dobry pomysł.

Biblioteka miała trzy kondygnacje. Na każdej znajdował się inny dział. Na pierwszej baśnie, na drugiej legendy i mity, a trzecia obejmowała historię całego Preteranu, jego dzieje i ważne postacie.

Krętymi drewnianymi schodami wspięli się na ostatnie piętro.

– Czego szukamy? – zapytała, przyglądając się starym, zakurzonym egzemplarzom.

– Historii o stworzeniu naszego rodu.

Oparła się o poręcz i patrzyła, jak jej towarzysz z ogromną zręcznością przegląda każdy regał. W końcu przyniósł coś, co na pierwszy rzut oka przypominało podręcznik do liceum.

– Chciałbym, abyś wzięła ją do siebie i trochę poczytała. Może dowiesz się czegoś ciekawego – powiedział, prowadząc ją z powrotem do wyjścia. – Gdybyś miała jakieś pytania, będę tam, gdzie na początku cię przyprowadziłem. W kwaterze wartowników.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, tworząc na niebie różowo-pomarańczowe pasy.

Emily czuła się dziwnie. O czymś zapomniała. I właśnie wtedy jej żołądek zaczął burczeć. No tak, była głodna.

Rozdział 2Poszukiwanie odpowiedzi

 

Peter zostawił ją w komnacie, którą tymczasowo uznano za jej lokum. Po drodze zajrzeli do kuchni, aby wziąć dla niej półmisek wypełniony jabłkami, pomarańczami i winogronami. Dostała też duży dzbanek wody i pucharek.

Ogień w kominku już płonął, delikatnie oświetlając pomieszczenie. Tacę z jedzeniem i piciem postawiła na stoliku, a sama wygodnie rozsiadła się na kanapie, wysuwając stopy w stronę ognia. Czuła się jak w domu.

Przygryzając jabłko, otworzyła Historię Preteranu. Westchnęła. Nigdy nie lubiła historii.

 

Państwo powstałe w pięćsetnym roku, założone przez Amy Preater-Moore.

Początkowo służyło za schronienie dla benefitów (dobroczyńców), później jednak założono Radę kontrolującą funkcjonowanie państwa…

 

Emily zaczęła ziewać. Nuda, nuda, nuda… Nie miała ochoty czytać o gospodarce, polityce, religii… Bo niczego innego się nie spodziewała.

Przerzuciła kilka kolejnych kartek. Po czym przetarła oczy ze zdziwienia. Anioł. Anioł z krwawymi skrzydłami. Pieśń, którą nuciła jej matka!

 

Za początek rodu malfitów (złoczyńców) uważa się upadek Archanioła Abbadona i jego związanie się z człowiekiem, Amy Preater-Moore. Dzieci zrodzone przez śmiertelniczkę, w których płynęła krew Upadłego Archanioła, przyczyniły się do wojny z ludzkością.

 

Zaczęła wpatrywać się w szkic twarzy Amy. Zadarty nos, duże oczy, szerokie usta… Wyglądała jak o wiele młodsza kopia jej matki. Czyżby ze zmęczenia miała już przywidzenia?

Odłożyła książkę i wyszła szukać łazienki. Niech się dzieje, co chce, ale musi się w końcu zrelaksować.

– Gdzie byłaś? – odezwał się, nim przekroczyła próg sypialni.

Owinięta w ręcznik weszła do środka. Cieszyła się, że dostała od służącej Alice jego oraz skromną koszulę nocną. Żałowała, że nie przebrała się w nią od razu.

– Myłam się.

Stał przy oknie, trzymając Historię Preteranu. Czegoś w niej szukał.

– Znalazłaś w niej coś, co przykułoby twoją uwagę?

Usiadła na łóżku, okrywając się jak najszczelniej kołdrą.

– Szkic twarzy Amy.

– Co było w niej takiego ciekawego? – zapytał, odwracając się w jej stronę i opuszczając książkę.

Księżyc, którego blask wpadał do sypialni, rozświetlił jego smutną twarz. Z wargi ciekła mu krew.

– Coś się stało? – zapytała przestraszona, szybko biorąc róg ręcznika, maczając go w wodzie i przykładając do rany.

– Nic – odparł zmęczonym głosem. – Nic, co mógłbym ci teraz powiedzieć. A teraz odpowiedz na moje pytanie, bo jest bardzo ważne. Dlaczego twarz Amy Preater-Moore przykuła twoją uwagę?

– Ponieważ wygląda identycznie jak moja mama.

Peter znieruchomiał. Emily musiała należeć do rodu malfitów. Tylko co robiła w Preteranie? Czyżby bariery przestały działać? Wygląda na to, że są w większym niebezpieczeństwie, niż wszyscy dotąd myśleli.

– Dlaczego chciałaś popełnić samobójstwo?

Pytanie zbiło Emily z tropu. Co jej próba samobójcza miała do jej matki?

I dlaczego jest to dla niego takie ważne?

– Ponieważ kilka dni temu ktoś zamordował moją siostrę – odpowiedziała cicho jednym tchem.

Wciąż miała przed oczami zakrwawioną bluzkę Cassandry i przerażenie na jej martwej twarzy. Znalazła swoją siostrę rano, kiedy ta nie schodziła na śniadanie. Cassandra zawsze zbiegała na dół, kiedy tylko dom wypełnił aromat świeżo zmielonej kawy.

– Czy… mogłabyś mi o tym opowiedzieć?

Podprowadził ją do łóżka. Usiadł obok i w skupieniu słuchał o tym, jak Emily i jej starsza siostra opiekowały się sobą wzajemnie od śmierci rodziców. Nie przerywał nawet wtedy, kiedy zaczęła wymieniać ich wszystkie ulubione miejsca. Wiedział, że jest jej to potrzebne, aby mogła się trochę uspokoić. Aby mogła przejść do zabójstwa swojej siostry.

– A kiedy weszłam do jej pokoju, ona leżała na łóżku. Wyglądała, jakby spała, zwrócona plecami do drzwi. Ale tak nie… nie… nie było… – wychlipała. – Podeszłam, aby ją obudzić. Pociągnęłam ją za ramię, a ona wtedy przewróciła się na plecy… Miała szeroko otwarte oczy… I zakrwawioną bluzkę od piżamy… To była jej ulubiona piżama…

Rozkleiła się na dobre, chociaż wcale nie chciała. Płakała, aby choć przez chwilę poczuć się lepiej. Miała nadzieję, że w ten sposób zmyje z siebie choć odrobinę rozpaczy i tęsknoty.

– Lacrimosa dies illa, qua resurget ex favilla, Iudicandus homo reus[1] – wyszeptał, tuląc do piersi jej głowę.

Ogień w kominku zaczął przygasać, a łkanie Emily ustało. Zasnęła wtulona w niego. Delikatnie, aby jej nie budzić, ułożył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Podszedł do kominka i dorzucił drew. Spojrzał na nią raz jeszcze. Wyglądała niewinnie. Opuchnięte powieki, czerwone policzki i poplątane włosy. Miała dobre serce. Inaczej nie przeżywałaby tak śmierci siostry.

A może udawała? Nie mogła. Takie rzeczy po prostu się czuje.

Wychodząc, pogłaskał ją po włosach. Uniosła kąciki ust w niewinnym uśmiechu. Odwzajemnił go i pospiesznie wyszedł z pokoju.

Słyszała bicie jego serca. Zewsząd otaczała ją ciemność. Szelest liści i głuchy odgłos łamanych gałęzi. Zaczęła biec. Potykając się co i rusz o wystające korzenie, coraz bardziej czuła, że jej koniec jest bliski. Nagłe skoki adrenaliny nie pomagały. Chciała się poddać.

Zobaczyła go. Ubrany w długi płaszcz z kapeluszem zsuniętym na oczy, wyglądał zupełnie inaczej. Czy to naprawdę ten sam Anioł, którego widziała w książce?

Musisz go powstrzymać…

Powstrzymać? To niewykonalne. Nie w tym momencie. Nie teraz, kiedy jej życie wisi na włosku.

Posłuchaj swojego serca…

Serca? Ono bije jak oszalałe, pędzi niczym koń na wyścigach. A może właśnie o to chodzi? Może pora w końcu uciec?

Rzuciła się do ucieczki. Drzewa zasłaniały księżyc, który teraz tak pięknie wyglądał w pełni.

Czy ona naprawdę nadal śni? To największy koszmar, jaki do tej pory przeżyła. Potknęła się o coś, co było zbyt miękkie, aby mogło być drzewem.

Księżyc wyzierający spomiędzy gałęzi rzucił blask. Obejrzała się. To człowiek. Martwy człowiek.

To niejedyna ofiara…

Niejedyna? Błagam, zbudźcie mnie! Zabierzcie stąd!

Nie, moja mała Łowczyni… To nie sen… Uciekaj, bo inaczej będziesz kolejną…

Z prawej strony rozległ się strzał. Rozejrzała się niepewnie na boki. Czy uda jej się przetrwać?

Cierpliwości, Łowczyni, a wszystkie winy zostaną odkupione… Zaufaj mi…

Emily obudziła się zlana potem. Jej ciało drżało.

– To tylko sen… – powiedziała do siebie. – To tylko głupi sen… – mamrotała, próbując wstać po pucharek wody.

Ktoś zapukał do drzwi. Znieruchomiała. To znowu Peter? Jak długo spała? Spojrzała na swoje ciało. Była naga. Ręcznik, którym wcześniej się owinęła, zsunął się i leżał na prześcieradle.

– Panienko? – usłyszała cichy kobiecy głos. – Wszystko w porządku? Pomóc w czymś?

Odetchnęła z ulgą.

– Wszystko w porządku, ale proszę, wejdź.

Gdy drzwi się otworzyły, do środka weszła wysoka szczupła dziewczyna o jasnej cerze i kasztanowych włosach, ubrana w krótką białą sukienkę przepasaną fartuchem pokojówki.

– Przechodziłam obok, kiedy panienka zaczęła krzyczeć. Myślałam, że coś się stało.

– Miałam straszny sen… – jej głos zadrżał, gdy cofnęła się myślami do ucieczki przed Aniołem.

– Mam na imię Jeane – powiedziała dziewczyna, podając jej pucharek z wodą. – Jeśli chcesz, możesz mi opowiedzieć, co ci się śniło.

Emily z rozkoszą sięgnęła po wodę. Gestem zaprosiła dziewczynę, by usiadła.

Słaby blask kominka oświetlił jej twarz. Była młoda, być może w jej wieku. Miała zielone oczy, mały nos i wąskie usta. Wyglądała ślicznie. I przyjaźnie.

Emily bez chwili zastanowienia zaczęła opowiadać o ucieczce i martwym ciele leżącym w lesie. Pod koniec dodała o głosie, który mówił jej, że jest w niebezpieczeństwie.

– Uważasz, że jestem szalona? – zapytała, kiedy Jeane nic nie powiedziała.

– Nie. Uważam, że nie znalazłaś się w naszym wymiarze przez przypadek. Opowiesz o tym śnie Alice?

Nie opowiadaj jej… Ona nie ma dobrych intencji…

Znów ten głos ze snu.

– Nie. Na razie, nie będę jej o niczym mówić. Chcę mieć pewność, że nie oszalałam. Przecież samobójcy nie są normalni, prawda?

Zaśmiały się.

– Czy mogłabyś mi przynieść jakieś ubranie? To trochę głupia prośba, ale nie mam kompletnie nic, w czym mogłabym chodzić. Moje spodnie i koszulka są strasznie brudne i przepocone – powiedziała Emily, zastanawiając się, co ma dalej robić.

– Oczywiście, nie ma problemu. Za chwilę wracam – odparła Jeane i – jak duch – po cichu wymknęła się z pokoju.

Emily owinęła się w ręcznik i podeszła do okna, aby rozsunąć zasłony. Słońce zaczęło wychylać się ponad horyzont.

Zastanawiała się, co oznaczają głosy w jej głowie. Oszalała? A może to normalne w tym świecie? Nie miała innego wyjścia, jak przeczytać Historię Preteranu od początku do końca. Może to chociaż w połowie pozwoli jej zrozumieć, co tu właściwie robi.

Ubrania, które przyniosła jej Jeane, były bardzo ładne, z drogich materiałów. Alice dała je do wyrzucenia już jakiś czas temu, ale pokojówka spakowała je i wyniosła do piwnicy.

Były za duże. Rękawki, które powinny być krótkie, sięgały jej za łokieć, a w kremowych spodniach musiała podwinąć nogawki. Włożyła swoje stare znoszone trampki – w tym zestawieniu wyglądała co najmniej komicznie.

Jeane nie pytała, co Emily planuje zrobić. Po prostu wróciła do swoich codziennych obowiązków, pozostawiając ją samą.

Emily wyszła ze swojej sypialni z książką pod pachą. Nie miała pojęcia, którędy iść, aby wydostać się z zamku. Mijała zakręty, schodziła to jednymi, to drugimi schodami. Wszystko wokół wyglądało tak samo – ściany z ciosanego kamienia obwieszone koszami ze świeżymi różami, marmurowa podłoga wyłożona złotym dywanem i sufit, z którego zwisały pochodnie w kryształowych świecznikach.

Miała wrażenie, że znalazła się w średniowiecznym pałacu.

Na końcu kolejnego korytarza znalazła coś, co wyglądało jak złote wrota. A może nimi rzeczywiście to było? Wymknęła się, kiwając głową w stronę wartowników.

Jeden z nich przyglądał się jej z zainteresowaniem. Rozpoznała go. To William.

Powietrze pachniało letnim deszczem. Kwiaty pokryte kroplami wody mieniły się w lekkim słońcu. Wiatr przyjemnie smagał skórę.

Usiadła koło fontanny na ławce, która jakimś cudem uchroniła się przed deszczem. Ani jednej kropli. Podkurczyła nogi i otworzyła książkę.

– Historia Preteranu, historia Amy Preater-Moore, benefici, malfici…

Przeglądała podtytuły, które mogłyby w jakimś stopniu powiedzieć jej, o co chodzi z tymi dziwnymi głosami. A może powinna jednak poszukać zakładu psychiatrycznego?

Przerzucanie ogromnej liczby kartek zaczęło ją nudzić, gdy w pewnym momencie jej wzrok padł na akapit:

 

Często zdarza się, że wybrani benefici mogą komunikować się ze sobą telepatycznie. Polega to na przekazywaniu informacji, często ostrzeganiu, poprzez wypowiadanie słów, które druga osoba odbiera w swoim umyśle.

 

Emily zadrżała. Ktoś ją ostrzegał. Ale kto? I przed czym? Miała wrażenie, że oszalała. Kątem oka spostrzegła, że pośrodku południowej ściany otwierają się drzwi, których wcześniej nie zauważyła. Ktoś potajemnie opuszczał zamek. Alice.

Zza rogu wyszedł mężczyzna. Emily z daleka nie widziała jego twarzy, ale był wysoki i dobrze zbudowany. Długie czarne włosy opadały mu kaskadą na plecy. Podszedł do Alice i czule ją pocałował. Objęli się i zniknęli z pola widzenia.

– Kto to był? – zapytała samą siebie.

– David – odpowiedział ktoś obok niej.

Podskoczyła. Jeszcze przed chwilą była sama. Odwróciła się w stronę, z której ktoś do niej się odezwał.

– Przestraszyłem cię?

Emily otworzyła usta ze zdziwienia. Chłopak miał nie więcej jak dwadzieścia cztery lata. Był wysoki, szczupły, miał krótkie blond włosy i szare oczy. Uśmiechał się do niej promiennie.

– Tak, wiem, jestem trochę brudny, ale tak to już jest, kiedy jest się ogrodnikiem po godzinach – powiedział i puścił do niej oczko.

– Nie – odparła mechanicznie. – To znaczy, nie przestraszyłeś mnie… Po prostu się zamyśliłam – skłamała i poczuła, jak na jej twarzy pojawiają się rumieńce.

– Co ciekawego czytasz?

– Historię Preteranu. Ale nie nazwałabym jej ciekawą.

– Historia Preteranu sięga prawie początku dziejów ery, którą ludzie liczą od narodzin Chrystusa.

– Co znaczy „prawie”?

– „Prawie”, czyli o sto pięćdziesiąt lat później, kiedy Archanioł Abbadon upadł i spłodził dziecko z ludzką kobietą. Akt miłosny sprawił, że zrodziła się w nim żądza mordu. Dlatego kobieta, z którą miał dziecko, uciekła i stworzyła Preteran. Przynajmniej tak wynika z najstarszych zapisków w tym wymiarze.

Emily znów zaczęła się gapić. Gdyby lekcje historii w szkole średniej brzmiały tak ciekawie, zawsze miałaby same piątki.

– Ty jesteś tą ludzką dziewczyną, która przedostała się do nas, prawda?

– Tak. Skąd wiedziałeś?

– Masz dziwne buty… – Uśmiechnął się i zaczął wracać w stronę krzewu róż, które musiał przed chwilą przycinać.

– A tak właściwie jak ci na imię?! – krzyknęła za nim jak wariatka.