Lola - Ewa Kisilewicz - ebook

Lola ebook

Ewa Kisilewicz

2,0

Opis


Lola to niecodzienna, pełna zwrotów akcji powieść sensacyjna, w którą wpleciony jest wątek miłosny. Główną bohaterką jest Lola – zawodowy morderca, który z jednej strony jest zimnokrwistym socjopatą, wykonującym zlecone zadania, a z drugiej strony wrażliwą młodą kobietą, która dramatycznie próbuje normalnie żyć.

Przypadkowa miłość Loli do przystojnego Norwega podczas jednej ze zleconych akcji komplikuje zaplanowaną zbrodnię i sprawia, że nic już nie idzie zgodnie z planem. A do zrobienia jest dużo, gdyż Lola ma za zadanie dopaść Roberta Grinta, słynnego złodzieja, który dokonał kradzieży bezcennych dzieł sztuki i zniknął razem z nimi.

Niezaplanowana miłość, wyścig po śmierć, trudne decyzje, nieoczekiwane sytuacje i wiara w ludzi. To wszystko zawarte jest w świetnie napisanej i jakże wciągającej debiutanckiej książce młodej pisarki Ewy Kisilewicz
.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 308

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agga2611

Z braku laku…

Ilość błędów w tej książce woła o pomstę do nieba!
00

Popularność




Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2013

Copyright © by Ewa Kisilewicz

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok

Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok

Zdjęcie okładki © Viktor - Fotolia.com

ISBN: 978-83-7900-010-4

Wydawnictwo Psychoskok

ul. Chopina 9, pok. 23 , 62-507 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom.665-955-131

wydawnictwo.psychoskok.pl

http://ebooki123.pl

e-mail:[email protected]

Ewa Kisilewicz

Lola

Wydawnictwo Psychoskok 2013

Konin

Mojej kochanej mamie, która wierzy

Lola nieznacznie uśmiechnęła się w zamyśleniu. Patrzyła na swoją przyjaciółkę, kiedy ta z mokrymi oczami paplała jak katarynka.

- Dosłownie mogłabym go zabić za to co mi zrobił – zaszlochała głośno – przecież zrobiłam dla niego wszystko. Wszystko, czego chciał. Byłam mu wierna i oddana a mimo to… Przecież ona ma osiemnaście lat! Jak ja mam się równać z jej gładkim ledwo dojrzałym ciałem! Chciałabym go zabić! – Julia zacisnęła pięści.

- Nie płacz kochanie – powiedziała Lola i objęła przyjaciółkę ramieniem. 

Właściwie to mogłaby to dla niej zrobić. Mogłaby go przecież z łatwością zabić i nie byłaby to ani jej pierwsza ani ostatnia zbrodnia. Nie była jednak pewna, czy Julia naprawdę sobie tego życzyła.

- Wszystko się ułoży – dodała i pocałowała ją w policzek. – Już niedługo jedziemy na wakacje, pamiętasz?

- Tak, pamiętam – Julia otarła łzy – jestem ci taka wdzięczna!

1

Lola w skupienia przeczytała smsa napisanego w pośpiechu bez polskich znaków: „Kochanie! Dziś kolacja w naszej ulubionej knajpce o 18. Ps. Mam dla ciebie niespodziankę”.

- Domyślam się – mruknęła do siebie i spojrzała na zegarek. Dochodziło wpół do szóstej. – Zabiłabym go za te nagłe spotkania… doprawdy.

Lola nałożyła swoje ulubione złote sandałki, których nie powstydziłaby się rzymska bogini i wyszła z domu. Trzy minuty później pędziła grafitowym porsche przez miasto do Blue Bingo, niewielkiej restauracji w stylu amerykańskim, położonej przy parku, którą naprawdę bardzo lubiła. Zaparkowała samochód kilkaset metrów przed knajpą i przespacerowała się resztę drogi. Pogoda była przepiękna, słońce przybrało pomarańczową barwę i powoli zaczynało chować się za drzewami. Delikatny wiaterek tańczył z wierzbami posadzonymi wzdłuż uliczki, wprawiając w ruch ich długie i elastyczne gałązki. Blue Bingo kończyło tą pięknie roztańczoną alejkę. Dalej nie było już nic, zupełnie jakby ulica była zrobiona wyłącznie na użytek knajpy. Zresztą zaraz obok neonu nad wejściem wisiał znak oznaczający ślepą uliczkę. Lola pchnęła szklane drzwi i weszła do środka. 

W restauracji panował półmrok. W dwóch rzędach rozstawione stały stoliki oświetlone czerwonymi lampkami. Pod ścianami wybudowane były loże z czerwonej skóry, które przypominały wnętrza amerykańskich samochodów. Na ścianach wisiało tysiące pamiątek i rejestracji samochodowych a przy barze, zawsze w tym samym miejscu siedział właściciel, który śmiało mógłby być sobowtórem Elvisa Presleya. Klimat w tym miejscu był naprawdę wyjątkowy, dlatego mimo dość kłopotliwego położenia restauracji i braku możliwości dojazdu środkami komunikacji miejskiej, zawsze było tam sporo gości. W samym rogu restauracji, przy stoliku siedział około czterdziestoletni mężczyzna czytający gazetę. Miał na sobie czarną koszulę i popielate spodnie. Niedogolony, ciemno – szpakowaty zarost sprawiał, że mógł uchodzić za bardzo przystojnego, ale nie zdaniem Loli. Zaokrąglona sylwetka w okolicy brzucha zdradzała zamiłowanie do jedzenia a delikatne, jasne dłonie manifestowały obrzydzenie do pracy fizycznej. Tak, ten mężczyzna był intelektualistą, który kochał jeść! Lola podeszła do niego pewnym krokiem i usiadła naprzeciw na czerwonej kanapie.

- Witaj kochanie – powiedział niemalże słodko mężczyzna odkładając gazetę na stolik – polecam hamburgery, są naprawdę rewelacyjne, dokładnie takie jak podają w amerykańskich przydrożnych barach – dodał i podał jej menu.

- Witaj – powiedziała Lola oschle – nie jestem głodna.

W tej samej chwili podeszła do nich chuda kelnerka i obrzuciła Lolę niechętnym wzrokiem. Najpierw spojrzała na sandałki a potem na włosy, które najwyraźniej musiały być w nieładzie. Lola nie spoglądając na nią zaczęła studiować kartę.

- Herbatę poproszę – powiedziała po chwili i zamknęła menu dając do zrozumienia, że nie będzie jadła. Kelnerka prychnęła pod nosem i szybko odeszła. Lola zrobiła groźną minę do jej oddalających się dumnie pośladków.

- Co za obsługa – rzuciła na rozpoczęcie rozmowy. 

Mało sprecyzowane opinie zawsze rozwiązywały języki.

- Całkiem miła – odpowiedział jej mężczyzna naprzeciw – doprawdy nie wiem o co ci chodzi.

- Nieważne… – warknęła i umilkła.

- Czytałem ostatnio fantastyczną książkę – powiedział ciemnowłosy mężczyzna zmieniając temat – naprawdę doskonałą.

- Doprawdy? – mruknęła Lola przynosząc wzrok z obrazka przedstawiającego Marylin Monroe wiszącego tuż nad barem na ogromną, szafę grającą New Yorker Sonos stojącą w rogu, przy której kręciły się jakieś dzieciaki.

 Nie lubiła patrzeć na pana Nikt. Nie było w nim nic, na czym można by zawiesić wzrok. Jego gładka twarz nie posiadała nawet najmniejszego pryszcza, który Lola mogłaby molestować wzrokiem. Jego włosy były starannie ułożone, a usta symetryczne, pociągnięte bezbarwną pomadką. Brwi równe, niełączące się w środku, nos lekko zadarty, normalnej wielkości. Przegroda nosowa prosta. Zgrabne uszy zakończone delikatnym płatkiem, który łączył się ze skórą twarzy pod katem prostym, nie tworząc zwisającej płachty. Czoło wysokie i równe. Zmarszczki mimiczne ułożone równolegle do siebie. Szyja szczupła. Zarost zadbany i doskonale przycięty. Nic interesującego.

- Tak – powiedział pan Nikt – powinnaś ją koniecznie przeczytać – dodał wyjmując książkę z torby i kładąc ją na stole.

- Aha – mruknęła Lola i spojrzała na zapakowaną w ozdobny szkarłatny papier książkę o grubości trzech centymetrów – pieprzony miłośnik literatury – pomyślała i zacisnęła usta. – O czym to?

- O miłości moja droga. Klasyczny mezalians. Niezwykle pouczający.

- Nie wątpię – powiedziała bez cienia zainteresowania Lola. 

Niezależnie jednak od jej stosunku do pana Nikt i jego książki, jej mózg zaczął nieświadomie analizować znajome jej utwory literackie. Po trzydziestu sekundach podejmowała już niemą decyzję, czy zapakowana w papier książka to Duma i Uprzedzenia Jane Austen, czy może Skąpiec Moliera. Wewnętrzne analizy przerwał jej pan Nikt.

- Wyglądasz na zmęczoną Lola – powiedział z nieszczerą uprzejmością – dlatego też mam zamiar wysłać cię na miłe wakacje w ciepłe kraje. Musisz pozbierać siły, wyglądasz naprawdę fatalnie.

- Nie graj ze mną w gierki Nikt – powiedziała Lola i po raz pierwszy spojrzała prosto na szpakowatego mężczyznę. – Co to ma być tym razem?

- Po prostu masz coś do załatwienia w Grecji i ma to wyglądać na miłe wakacje młodej dziewczyny – pan Nikt rozłożył ręce w geście zrozumienia – jedziesz oczywiście z przyjaciółką… nikt nie jeździ na wakacje sam, prawda?

- Co? Ale… – Lola czuła, że robi się naprawdę zła – to wbrew wszelkim zasadom – powiedziała powoli.

- Mam gdzieś twoje zasady. Wysyłam ciebie i twoją bezmyślną przyjaciółkę na wakacje do Grecji rozumiesz? – powiedział pan Nikt już bez cienia uśmiechu. – Masz tam zadanie do wykonania a twoja blond koleżanka będzie twoim dowodem na to, że jesteś tylko niewinną turystką, który pojechała się zabawić.

- Nie! – warknęła Lola. – Nie znoszę upałów i nie chce nigdzie jechać z Julią. 

Spojrzała na książkę leżącą na stoliku w zamyśleniu. Nikt coś knuł. Knuł coś poważnego, skoro wysyła ją gdzieś razem Julią, która nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Jest tylko niewinną, poczciwą dziewczyną…

- Nie obchodzi mnie co lubisz a czego nie – powiedział uprzejmie pan Nikt – poza tym, spodoba ci się. Chociaż raz połączysz przyjemne z pożytecznym. Czy wiesz, że co roku w tym terminie na Rodos organizowany jest festiwal miłośników wiatru i wina? Będą tłumy ludzi Lola. Tłumy! Wszystkie hotele na wyspie w tym terminie mają już komplet. Będzie bardzo ciasno. 

- Po co mieszasz w to Julię? – zapytała Lola bez cienia uśmiechu. – Nie masz prawa… 

Od razu pożałowała, że ma jakichkolwiek przyjaciół. Czuła się jak idiotka. Powinna chronić, tych których lubi i nie dopuszczać ich do siebie. Tak… posiadanie przyjaciół w jej przypadku było bezmyślne i egoistyczne.

- Jesteś mądrą dziewczyną – wycedził pan Nikt – jestem pewien, że zadbasz o swoją przyjaciółkę. Jedziesz tam jako turystka, na wakacje, z koleżanką, zabawić się i odpocząć. Tak ma to wyglądać. Widziałaś kiedykolwiek, żeby kobieta w twoim wieku jeździła na wakacje sama?

Pan Nikt wziął łyka soku i chwycił do ręki gazetę. Otworzył ją mniej więcej w połowie i jakby nigdy nic zaczął czytać. Nagle z pod ziemi wyrosła kelnerka, która postawiła przed Lolą herbatę i oddaliła się bez słowa. Najwyraźniej nie spodziewała się żadnego napiwku od niej i pana Nikt, który zdawał się w ogóle jej nie zauważyć. Lola sięgnęła po książkę i schowała ją do torebki. Przysunęła sobie cukiernicę i wsypała do kubka trzy łyżeczki cukru. Lubiła cukier, dodawał jej energii i poprawiał humor. Powoli zamieszała herbatę i oblizała łyżeczkę. Spojrzała na pana Nikt pustym spojrzeniem a następnie wstała i bez słowa wyszła z lokalu.

2

Lola postawiła przed sobą herbatę i popielniczkę. Wyciągnęła z torby pakunek i jednym ruchem zdarła ozdobny papier. Jej oczom ukazała się skórzana okładka z wytłoczonym tytułem. 

- Skąpiec – pomyślała i zaczęła przeglądać powieść Moliera, strona po stronie. 

Książka pachniała nowością a strony były proste i gładkie, niezniszczone przez niecierpliwe palce czytelnika. Tylko gdzieniegdzie, w samym środku tekstu można było dojrzeć jakiś drobiazg niebędący tekstem. Coś na kształt litery, czasem dwóch, napisanych ołówkiem. Lola sięgnęła po pióro, kartkę papieru i zaczęła notować. Pojedyncze litery układały się w słowa. Gdy skończyła, popatrzyła zadowolona na kartkę i otworzyła laptopa. Zalogowała się na skrzynce pocztowej używając uzyskanych przed chwilą danych. Miała tylko jedną odebraną wiadomość. Potwierdzenie wykupionej wycieczki w czerwcu dla niej i dla Julii. 

- Kurwa – pomyślała. 

Spojrzała na ekran komputera i zamyśliła się. Nagle, jakby wiedziona na niewidzialnej smyczy czasu przeniosła się do jednej z restauracji na Powiślu, w której kilka miesięcy temu siedziała ze znajomymi. 

Był październik i było naprawdę zimno. Przypomniała sobie jak Cichy grzejąc się przy kominku, z zapałem opowiadał o jakimś święcie, czy festiwalu i corocznych wakacjach, na które jeżdżą bez swoich drugich połówek. Lola pokręciła zrezygnowana głową i spojrzała przed siebie. Właśnie dotarło do niej, że jej znajomi, jeżdżą na ten cholerny festiwal co roku od kilku dobrych lat.

- Kurwa – zaklęła tym razem na głos i wyciągnęła z kieszeni telefon. Wystukała numer i czekała.

- Cześć! – odezwał się ucieszony głos w słuchawce.

- Cześć Cichy – powiedziała Lola – dzwonię zapytać czy jedziecie w tym roku na ten wasz festiwal do Grecji?

- Jak co roku, 15 – 22 czerwca – odparł Cichy. – W tym roku, ma być rekordowa ilość ludzi! Wszystkie hotele zajęte. W ostatniej chwili udało nam się zarezerwować miejsca! Będziemy mieszkać w Kiotari, małej wiosce na wschodnim wybrzeży wyspy. Jakieś 30 km od Prasonisi.

- Rozumiem – powiedziała Lola.

- Czemu pytasz? – spytał wyraźnie ucieszony Cichy. – Wybierasz się na festiwal wiatru i wina?

- Może… – powiedziała tajemniczo Lola – chyba potrzebuję wakacji.

- No to się nie zastanawiaj, tylko kupuj wycieczkę! – doradził Cichy.

- Pewnie tak zrobię – odpowiedziała Lola – dziękuję za informację. Do usłyszenia.

Odłożyła słuchawkę i spojrzała w monitor na którym otworzyły się zdjęcia hotelu Atena w Genadi. 

- Co za rudera – pomyślała spoglądając na zdjęcia pokoi – ale przynajmniej będziemy same.

Chłopaki mieszkali w hotelu oddalonym o jakieś trzy kilometry, w wiosce obok. Nie była to jakaś ogromna odległość, ale trudno było wymagać od turystów, żeby osiedlali się na mniej atrakcyjnym, zachodnim wybrzeżu wyspy. Wszyscy chcieli być jak najbliżej półwyspu Prasonisi – mekki windsurfingu i głównego miejsca festiwalu! Lola wstała od komputera, podeszła do kredensu i wyjęła papierosa z pozłacanej cygaretki. Podpaliła go a następnie spaliła karteczkę zapisaną ołówkiem. Poczuła, że przechodzi ją dreszcz. Nie znosiła tłumów.

3

 - O rany! – pomyślała Julia, czytając maila od Loli – Ta wariatka kupiła nam wycieczkę!

Tygodniowy wyjazd na Rodos dla niej i jej przyjaciółki Loli. „Mam nadzieje, że odpoczniesz i przestaniesz wreszcie marudzić” przeczytała Julia na końcu maila. Uśmiechnęła się pod nosem i pomyślała o tym, że jej przyjaciółka nigdy nie miała problemów z pieniędzmi a już na pewno nie miała problemów z dzieleniem się nimi z tymi, których lubiła, dlatego wykupienie wycieczki im obojgu prawdopodobnie nie było dla niej ani problemem natury moralnej ani finansowej. Lola często robiła Julii prezenty, za które ta próbowała się rewanżować, co nie zawsze było takie proste. Przeczytawszy maila do końca, Julia chwyciła za telefon i wykręciła numer do Loli.

- No to jedziemy – powiedziała Julia przez telefon, chociaż słychać było, że sama do końca nie wierzy w swoje szczęście. – Muszę sobie kupić jakiś kostium, bo to co chomikuję od lat w szafie raczej się nie nadaje. Poza tym… nie wiem czy znajdę jakikolwiek pasujący do siebie komplet!

Lola znała Julię już dosyć długo. Zawsze uważała, że była troszkę roztrzepana ale z pewnością pasowały do siebie! Za każdym razem, gdy Julia otwierała swój ogromny czerwony portfel Lola rozczulała się widząc swoje zdjęcie za szybką. Bardzo lubiła Julię i mimo, że czasem nie do końca się zgadzały cieszyła się, że się odnalazły i dały sobie szansę. Julia potrzebowała odpocząć. Po ostatnim związku była trochę przybita i jakby lżejsza o pewność siebie, którą wypociła przez skórę. A była to śliczna, utalentowana dziewczyna o mięsistych, kuszących wargach i figlarnym spojrzeniu. Odkąd obcięła swoje ciemne włosy i postanowiła zostać blondynką, wyglądała jeszcze ponętniej. „Trzeba było nie ścinać” – odgryzała się zawsze Lola, gdy ta po raz kolejny narzekała na zmianę fryzury, ale w głębi duszy cieszyła się że Julia odważyła się na krótki seksowny blond! Przynajmniej jedna z nich miała fryzurę, a której marzyły obie. 

- Ja również potrzebuję nowego kostiumu – powiedziała Lola do słuchawki - bo mam tylko jakieś niezidentyfikowane części bielizny nie do pary, które nie powinny ujrzeć światła dziennego – dodała. – A przecież nie będziemy tam same. Będzie całe mnóstwo różnych ludzi, no i chłopaki jadą w tym samym terminie!

- Racja – powiedziała Julia i westchnęła. – Naprawdę potrzebuję kupić ten kostium – pomyślała.

- Muszę kończyć Julia, mam jeszcze sporo pracy, niedługo zadzwonię – powiedziała Lola i rozłączyła się. 

Odkładając słuchawkę zamyśliła się nad stanem swojej garderoby i stwierdziła, że przydałoby się zrobić mały remanent. Chwilę później ponownie zadzwonił telefon.

- Halo? – powiedziała Lola wiedząc, że po drugiej stronie usłyszy głos matki.

- Witaj Kochanie – powiedziała Mary – jak się masz? Gdzie znowu zniknęłaś? Próbowałam się dodzwonić! Jesteś tam? – nie przestawała Mary – Halo? Córeczko?

- Jestem – powiedziała lekko poirytowanym głosem Lola – jestem i mam się dobrze. Miałam sporo pracy i pilne terminy, ale już się z tym wszystkim uporałam. Boże, ta moja mama jest niemożliwa! Coś się stało?

- Nic…, to znaczy nic się nie stało – zaświergotała Mary – chciałam zapytać jak się masz i co nowego u mojej córki?

- Wszystko dobrze mamo – powiedziała Lola - planuję jechać z Julią na wakacje, żeby trochę odpocząć i zmienić klimat chociaż na chwilę. I pewnie zrobić coś bardzo złego – pomyślała.

- To wspaniale kochanie – powiedziała Mary, zasługujesz na porządne wakacje… tak ciężko pracujesz a jeszcze ten klimat w stolicy…

- Tak, tak… – odpowiedziała lakonicznie Lola. Pomyślała o swojej matce Mary, która była najbliższą jej osobą i która tworzyła dla niej dobro komplementarne, które uzupełniało ją celem zaspokajania różnych potrzeb. Tylko w ramionach matki Lola zapominała na chwilę kim jest i jak bardzo jest to złe. Jednak nie wiele miała takich chwil. Starała się trzymać dystans. 

Mary mieszkała w małej miejscowości na Lubelszczyźnie i opiekowała się Klarą - swoją matką. Nie często się widywały i tylko wynalazek zwany telefonem komórkowym pozwalał im na regularne kontakty. Mary przyzwyczaiła się, że Lola jest skryta i małomówna. Ale cieszyło ją, że sobie radzi, ma dobrą pracę i jest zadowolona. Z radością przyjmowała miesięczne kieszonkowe od córki, które prawdopodobnie było rekompensatą za brak wizyt. Nie wiedziała, jednak, że Lola płaci dużo wyższą cenę za jej bezpieczeństwo. 

Życie nigdy nie było dla Mary łaskawe. Zakochała się w nieodpowiednim mężczyźnie. Ojciec jej dziecka zostawił ją jeszcze kiedy była w ciąży. Nagle zawalił jej się cały świat. Musiała wrócić do swojej matki i tam wychować swoją jedyną córkę. Nigdy później z nikim się już nie związała. Bała się mężczyzn i całego świata. Za bardzo ją skrzywdzili.

- A jak tam twoja przyjaciółka Julia? – zapytała Mary – ostatnim razem jak ją widziałam była bardzo szczęśliwa. Pamiętam doskonale jak opowiadała o jakimś wysokim blondynie. Mam nadzieję, że wszystko się układa… – paplała dalej.

Lola odpłynęła myślami do swojego życia. Przy okazji każdej rozmowy z Mary Lola żałowała, że jest część życia, o której nie może powiedzieć ani swojej matce ani nikomu innemu. Ciemna strona, bolesna prawda, najbardziej mroczna tajemnica, którą Lola ukrywała przed wszystkimi a którą prawdopodobnie chciałaby podzielić się najbardziej. Nawet Mary nie wiedziała jakie życie musi prowadzić jej córka i jak bardzo jej to ciążyło. O tym nie wiedzieć mógł nikt.

- To do jutra kochanie! – zawołała z entuzjazmem Mary wybudzając gwałtownie Lolę z letargu – cieszę się, że się zgadzamy, zadzwonię niedługo, kocham cię, pa!

- Też cię kocham! Pa! – powiedziała do słuchawki Lola orientując się, że nie słyszała połowy z ponad ośmiominutowej rozmowy z matką. – Ogarnij się kurwa i zacznij słuchać! – pomyślała już do siebie.

4

Lola i Julia marnowały popołudnie leżąc na wytwornych leżakach, na stanowczo zbyt dużym tarasie Loli, który odważnie wystawał poza budynek. Obok na stoliku stały drinki, w których specjalizowała się Julia i przekąski, bez których obie nie umiały się obejść. Pogoda była piękna, niebo bezchmurne a temperatura na tyle wysoka, aby utrzymać ciało ciepłe, lecz na tyle niska by nie stawało się lepkie. Od czasu do czasu powiewał lekki wiaterek, który przypominał, że nie są na wyspach kanaryjskich w jakimś wytwornym hotelu a na tarasie w centrum Warszawy. Obie, niezależnie od siebie rozmyślały o zbliżających się wakacjach. 

Lola wyjazd na Rodos, w przeciwieństwie do Julii traktowała z umiarkowanym optymizmem. Była tam z Mary na swoich jedynych wspólnych wakacjach, ponad dziesięć lat temu i jedyne co pamięta, to że wynudziły się jak mopsy. Dwa tygodnie leżały nad basenem hotelowym i dłubały w nosie, jedząc w przerwach posiłki, popijając colę i grając w tysiąca. Dla osób, które ze sportami wodnymi nie miały nic wspólnego Rodos nie stanowiło specjalnej rozrywki. Ot zwykła wyspa, tyle że w Grecji. 

Natomiast dla miłośników wody i wiatru wyspa była mekką, idealnym miejscem do surfowania! Półwysep Prasonisi, znajdujący się na południowym krańcu Rodos w sezonie letnim oddzielał Morze Egejskie od Morza Śródziemnego pasem piaszczystej plaży, nie szerszej niż kilkanaście metrów, natomiast w sezonie zimowym, kiedy to poziom wody się podnosił, morza łączyły się zalewając półwysep i okrzykując Prasonisi wyspą. I tak w kółko. 

Silny wiatr w tej okolicy sprowadzał na półwysep tysiące miłośników windsurfingu i kitesurfingu, którzy z daleka, na wodzie tworzyli barwny kolarz nieskończonej ilości żagli a odbywający się tam festiwal wiatru i wina przyzwalał na nieskrępowane i jak najbardziej zrozumiałe upijanie się w imię miłości do silnych żywiołów. To była fantastyczna tradycja jednocząca miłośników sportów wodnych, miłośników dobrych trunków i miłośników obu tych rzeczy. Fantastyczna tradycja, rewelacyjny marketingowy produkt, świetna zabawa i czysty zysk dla mieszkańców wyspy. 

Lola w milczeniu studiowała informacje wydrukowane z internetu o festiwalu i hotelu, w którym miały mieszkać na Rodos. Podobno przeszedł generalny remont i nawet starają się aktualnie o jakiś certyfikat jakości!

- Co za syf – powiedziała do siebie Lola, która przyzwyczajona była do nieco innych standardów - ale dla przyjemności tam nie jedziesz – skarciła w myślach samą siebie. 

Niestety nie był to pięciogwiazdkowy hotel z długoletnią tradycją i profesjonalną obsługą. Były to raczej stare, odkupione z długów i nieco wyremontowane bungalowy otaczające niewielki basen. Domki były jednopiętrowe, pomalowane na biało z niebieskimi okiennicami. Z zewnątrz wyglądające dużo lepiej niż wewnątrz. Wszystkie razem stanowiły małe osiedle osadzone w południowo – wschodniej części wyspy niecały kilometr od morza. Wokół rozpościerały się tylko pola, kurz i widoczny kryzys Greków. Lola odłożyła kartkę i spojrzała na swoją przyjaciółkę, która siedziała w swoim ulubionym leżaku i z zapałem studiowała mapę wyspy Rodos.

- Może wypożyczymy skutery – zaproponowała Julia sącząc drinka. – Mogłybyśmy objechać i zwiedzić całą wyspę. Z mapy wynika, że jest tu kilka miejsc wartych obejrzenia!

- Możemy – powiedziała Lola i wyobraziła sobie jak ostatnim razem mając śmierć w oczach podróżowały z Mary po wyspie na skuterze, który lata swojej amortyzacji miał już chyba dawno za sobą a który wypożyczyły sobie celem zwiedzenia wyspy. Pomarańczowy, poobijany Peugeot z niedziałającym światłem i zepsutym kluczykiem. Obie z matką miały ogromne problemy z uruchomieniem go za każdym razem, co spotykało się z wielkim zniecierpliwieniem innych użytkowników drogi. Z drugiej jednak strony nie miały co narzekać. Przecież jeździły na tym cholernym skuterze przez tydzień i poza tym, że najwyższa prędkość jaką rozwijał oscylowała wokół 40 km/h to nie można mu było nic zarzucić. Ale to było wieki temu. Zanim Lola poznała pana Nikt, w czasach kiedy mogła wypoczywać beztrosko, mieć normalne kontakty z matką, nie oglądać się za siebie i być normalną nastolatką. To były jej jedyne wakacje z Mary. I mimo, że miała teraz wystarczająco pieniędzy, żeby zabierać ją na wakacje co miesiąc, to po prostu nie mogła tego robić. Musiała chronić jedyną bliską osobę jaką miała.

- Wreszcie odpoczniemy – powiedziała Julia w samą porę, gdyż Lola już zaczynała rozmyślać o Mary - a ty odpoczniesz od Kornela! – dodała i spojrzała na przyjaciółkę znacząco. – Od tego dupka Kornela.

- Tak - powiedziała bez przekonania Lola i zamyśliła się. 

Kornel był mężczyzną który nie pasował do żadnego ze światów Loli. W pierwszym, bardzo brutalnym świecie w ogóle nie istniał a w drugim bardzo ją krzywdził. Najśmieszniejsze było to, że z jednej strony mogłaby go z łatwością usunąć ze swojego życia, z drugiej strony nie umiała tego zrobić.

5

Kornel był jak bluszcz. Oplatał się wokół kobiet i delikatnie, bardzo powoli je podduszał. Miał niesamowicie rude włosy, które w połączeniu z jego oczami koloru wenge i miękkimi, lekko arogancko nadętymi wargami tworzyły bardzo kuszącą całość, której Lola od jakiegoś czasu nie potrafiła się oprzeć. Dobrze, że wyjeżdżała za granicę bo Kornel po raz kolejny postanowił do niej wrócić a ona była zbyt słaba na to, żeby mu kategorycznie odmówić. Jego wieczne tłumaczenia były dokładnym „kopiuj - wklej” tekstów jakie słyszała parę miesięcy temu, kiedy zdradził ją po raz pierwszy, więc wiedziała, że może sobie tym elaboratem ewentualnie podetrzeć tyłek a jego łzami przesolić własne poirytowanie. Z jednej strony wiedziała, że ten związek do niczego nie doprowadzi, faceci się nie zmieniają (a już na pewno nie on), że będzie przez niego cierpieć i już nigdy mu nie zaufa a z drugiej strony w jakiś niezrozumiały dla wszechświata sposób darzyła tego palanta uczuciem, którego nie umiała się pozbyć.

Lola bardzo chciała wierzyć, że nie on jest źródłem jej uczuć i tak naprawdę nie do niego są one skierowane. Po prostu tak długo była wcześniej samotna, niezrozumiana i obarczona ogromnym ciężarem, którym nie mogła się z nikim podzielić, że zakochała się w pierwszej osobie, którą napotkała i która pozwoliła jej przez jakiś czas czuć się bezpiecznie. A Kornela napotkała w wulkanizacji, przypadkiem, zmieniając opony na zimowe. 

- „Powinnam poprosić o zwrot kosztów za usługę” – pluła sobie w brodę nie raz. 

Miał jej tylko pomóc w drobnej sprawie dotyczącej samochodu a zamiast tego, powolutku wkupił się w jej życie. I tak się to stało. Zakochała się w Kornelu, który od samego początku ją oszukiwał. Teraz z perspektywy czasu, kiedy już przeżyła najgorsze chwile a limit łez został wyczerpany, nie miała do niego żalu. Chciała się po prostu od niego uwolnić. Zapomnieć o nim, wymazać z głowy i serca. A on wciąż dzwonił i naciskał. Prosił o szanse, obiecywał złote góry i składał obietnice, których pokrycia pewnie by się nawet nie podjął. Lola przypomniała sobie słowa swojej przyjaciółki, Róży, kiedy pewnego dnia piły kawę w przytulnej knajpce na starym mieście.

- Kochanie musisz wreszcie z tym skończyć – powiedziała Róża poprawiając swoje obłędne okulary Givenchy w kolorze głębokiego granatu. – To już trwa ponad pół roku! Przecież z tego już się nie da nic poskładać. 

- Rzeczywiście – westchnęła Lola – choćbym bardzo chciała to i tak już tego nie posklejam. Za bardzo mnie zawiódł i zranił, żebym mogła nawet o tym myśleć. Tylko nie wiem kurwa jak mam się do tego zabrać!

- No cóż kochanie, zasługujesz na coś więcej niż rudego wieśniaka w obcisłej marynarce i z kabrioletem na kredyt.

- Wiem – odpowiedziała Lola. 

Nie chciała nawet myśleć o tym, że przez chwilę nawet rozważała udzielenie Kornelowi pożyczki na jego bajeczne BMW. Bajeczne BMW, których mogłaby mieć kilka, gdyby tylko zapragnęła.

- Więc chyba czas na jakieś decyzje moja droga – powiedziała Róża tonem nauczycielki – najwyższy czas, żeby z tym skończyć… Kiedyś będziesz się wstydzić, że tak długo wąchałaś ten smród, poza tym sama jeździsz porsche…

- Wiem – powiedziała Lola wykrzywiając usta – tylko… to nie takie proste.

- Czasami mam wrażenie że jesteś masochistką – Róża objęła ją ramieniem – po prostu widzę jak się męczysz i chciałabym, żebyś wreszcie była szczęśliwa. Popatrz na mnie! Byłam w podobnej sytuacji. Tyle, że u mnie trwało to rok i co? I nic dobrego z tego nie wyszło a jedynie przedłużyłam swoją agonię – powiedziała odpływając wzrokiem gdzieś daleko.

Z Różą nie znały się zbyt długo, ale Lola od początku wiedziała, że będzie to miłość od pierwszego wejrzenia. Uwielbiała ją, za jej elegancję, klasę i prawdziwą dojrzałość. Czuła się przy niej bezpieczna i wiedziała, że może jej zaufać. A gdy zobaczyła ją pierwszy raz pomyślała, że wygląda jak pani Słomka – postać, którą wymyśliła sobie w dzieciństwie i którą malowała kredkami na chodniku. Pani Słomka była wysoką i bardzo szczupłą blondynką. Elegancką damą o subtelnej urodzie Francuzki. Była dziewczyną pana Boba – grubego, niskiego bruneta o miodowych oczach i ujmującym niskim głosie. Pani Słomka nosiła czerwony berecik z atenką, różnokolorowe chustki na szyi i skórzane pantofelki, w których jej chude nóżki wyglądały jak dwie wykałaczki. I taka właśnie była Róża. Wysoka szczuplutka blondynka o subtelnej urodzie i perlistym uśmiechu. Pogodna i uśmiechnięta. Czasami, gdy siedziały przy stole i rozmawiały, Lola w wyobraźni nakładała Róży na głowę różnokolorowe bereciki, jeden po drugim a potem karciła się w myślach, że znowu przestała słuchać przyjaciółki i wracała na ziemię.

- Wiem – powiedziała po raz trzeci Lola dalej rozmyślając na temat przyjaciółki – wiem że to musi się skończyć. Już niedługo dobrze?

- No dobrze – powiedziała bez przekonania Róża i zamyśliła się. – Kochanie… – zaczęła znowu po chwili z troską w głosie – wiem, że lepszy kiepski seks niż żaden, ale naprawdę nie powinnaś…

- Zrozumiałam – uciszyła ją Lola – dam sobie z nim radę – dodała i wróciła myślami do Kornela. Było jej naprawdę wstyd, że nadal czasem z nim sypiała. Czuła się jak zdesperowana brzydula pocieszająca się w ramionach byle samca. Niestety Kornelowi najwyraźniej było to na rękę. Nie umiał zostawić Loli i pozwolić jej iść dalej. Najwyraźniej czerpał przyjemność z męczenia jej i zabijania po kawałeczku. Lola przypomniała sobie ostatnie niezapowiedziane odwiedziny Kornela, które postanowił złożyć jej w środku nocy.

 Była prawie północ, kiedy pojawił się w jej domu kilka dni przed wyjazdem i mimo, że ich ostatnie spotkanie było plus minus nieskończoność temu, to po karku przeszedł jej dreszcz. Jeszcze nie minął drzwi łazienki w holu a już zaczęła go wielbić i nienawidzić na przemian. Był jak tworzywo sztuczne. Służył krótko a rozkładał się wieki, wpuszczając w międzyczasie do gleby trujące substancje. I jeśli kiedykolwiek miałaby jednym słowem określić dwoistość uczuć to przybrałoby pewnie jego imię. Nie dała się wtedy odurzyć jego zapachem bo już wcześniej odurzyła się czerwonym Chardonnay. Jego słowa przelatywały jej przez głowę zupełnie bez echa i była bardzo wdzięczna swoim uszom, że nie robiły notatek. Tego wieczora była jak zielona herbata, nie przepuszczała toksyn do organizmu i dawała spokój. Ale nie zawsze tak było. Nie zawsze potrafiła zaufać sobie będąc w sąsiedztwie jego oczu i nie skusić się smak jego ust.

6

- To jest wyjątkowa sytuacja i wyjątkowa osoba – powiedział pan Nikt przełykając kęsa pizzy w małej restauracji w centrum miasta – nie możesz się pomylić rozumiesz? Nie dostaniesz też żadnego wsparcia. Ma być dyskretnie i cicho.

- Rozumiem – mruknęła Lola – ale czy naprawdę musieliśmy nasze spotkanie odbywać w dwóch turach? – spytała. 

Nikt działał na nią jak płachta na byka. Szczerze go nienawidziła. Za każdym razem, kiedy siedzieli w jakiejś restauracji Lola w wyobraźni wbijała mu nóż prosto w serce, przekręcała go i wpychała głębiej, tak by wyszedł z drugiej strony w okolicach łopatek. Byłaby to chyba jedyna zbrodnia, którą popełniłaby z uśmiecham na ustach… Niestety śmierć pana Nikt nic by nie zmieniła. Nie uwolniłaby się od tego koszmaru a pewnie byłoby jeszcze gorzej. Był jeszcze przecież Vincent i bóg wie kto jeszcze.

- Chciałem, żebyś spróbowała jedzenia tutaj, na knajpy.pl dają im 10 na 10 punktów – uśmiechnął się nieszczerze – poza tym musiałem jeszcze ustalić kilka szczegółów. Nie zapominaj, kto tu dla kogo pracuje moja droga!

- Nie zapominam, tylko po co ta cała otoczka moich znajomych, jakiejś cholernej wycieczki, windsurfingu i Julii, która będzie mi tylko przeszkadzać? Czy naprawdę nie mogę tego załatwić bardziej dyskretnie? Tak jak zawsze?

- Nie sztuką jest zabić kogoś w ciemnej uliczce – powiedział jakby trochę do siebie Nikt – sztuką jest zabić kogoś na oczach tysięcy ludzi… zabić tak, żeby nikt się nie zorientował… w sposób wyrafinowany i okrutny… tak to byłaby sztuka…

- Jakkolwiek bym tego nie zrobiła, nie postawią mi za to pomnika po śmierci, dlatego pytam, czy mogę działać sama? 

- Nie. Będzie tak jak zaplanowałem.

- Ale… – Lola nie dawała za wygraną.

- Lola skup się – warknął pan Nikt wchodząc jej w słowo – ten facet to bardzo sprytny i bezwzględny złodziej, człowiek widmo. Nazywają go Ladro. Naprawdę nazywa się Robert Grint, chociaż nie sądzę, aby miało to jakiekolwiek znaczenie. Jest niebezpieczny, okrutny i zarazem bardzo ostrożny. Dysponujemy jedynie ogólnym opisem i dosłownie trzema zdjęciami, gdyż ostatnio udało się go sfotografować jakieś piętnaście lat temu. W bazie również nie ma o nim zbyt wielu informacji. Ten facet to duch, więc miej świadomość, że teraz może wyglądać nieco inaczej.

- Świetnie – pomyślała Lola – kolejna ciuciubabka! 

Najbardziej nienawidziła uganiać się za swoimi ofiarami. Wolała proste zadania: „Cel o tej porze będzie tu i tu. Zlikwiduj”.

- Ladro pracował kiedyś dla mnie i dla Vincenta – kontynuował Nikt – ale zrobienie mu zdjęć lub uzyskanie o nim jakichkolwiek informacji zawsze graniczyło z cudem. Jednym słowem facet dba o swoją prywatność jak pieprzony celebryta – Nikt uśmiechnął się z własnego dowcipu. – Wiemy, że Ladro leci na wyspę, żeby się tam z kimś spotkać. Prawdopodobnie chce przekazać tej osobie informacje na temat pewnych dzieł sztuki, które zostały skradzione w ostatnim okresie. Powinnaś wiedzieć o jakie obrazy chodzi… w końcu jesteś mecenasem sztuki… – uśmiechnął się złośliwie.

- Palant! – odpowiedziała mu w myślach i spuściła wzrok dając do zrozumienia, że słucha dalej.

 - Musisz wiedzieć, że Ladro potrafi być nad wyraz kreatywny, więc musisz naprawdę włączyć myślenie – mówił dalej Nikt. – Masz zlikwidować cel i przekazać mi wszystkie informacje na temat obrazów, jakie Grint będzie miał przy sobie. Nic więcej, rozumiesz? Nie interesuje mnie przesłuchanie go. Zakładam raczej, że nie nosi przy sobie kluczyków do skrytki depozytowej gdzieś na Kajmanach lub samych obrazów, gdyż mamy potwierdzenie, że nie zostały wyjęte z ram. Nie nosi też pewnie w kieszeni certyfikatów potwierdzających ich autentyczność, dlatego musisz dokładnie przeszukać jego rzeczy. Prawdopodobnie te informacje zostały schowane bardzo głęboko i możliwym jest, że nic nie znajdziesz, ale dla nas to nie ma aż takiego znaczenia. Musisz go zlikwidować szybko i bez zbędnego rozgłosu. Tą robotę możesz wykonać wyłącznie ty Lola – zakończył pan Nikt uśmiechając się do niej nieszczerze. – Jesteś niepozorną młodą kobietą, wczasowiczką, która będzie spędzała urlop z przyjaciółką. A tylko taka może zaskoczyć Ladro.

- Ale po co mam go usuwać? – zapytała Lola, która dla zasady zawsze kwestionowała celowość odbierania życia. Miała nadzieję, że może kiedyś Nikt rozważy jej propozycję i ocali chociaż jedno istnienie. – A jeśli nic przy nim nie znajdę? Wtedy już nigdy nie dowiemy się gdzie są dzieła sztuki! Nie uważasz, że to trochę nierozsądne?

- Nie jesteś tu od myślenia Lola! – powiedział pan Nikt. – Mamy wyraźny rozkaz go zabić i zdobyć informacje a nie zdobyć informacje i zabić. Vincent chce jego głowy i ma ją dostać, rozumiesz? Dzieła odnajdą się tak czy inaczej. Trudno ukryć coś tak wartościowego przez dłuższy czas. Prędzej czy później ktoś, kto brał w tym udział się wygada. Ladro to chciwy biznesmen. Przecież nie ukradł ich, żeby powiesić je sobie nad kominkiem! Poza tym to nie twój problem. Usuń go i zdobądź wszystko co ma ze sobą. Rozumiesz?

- Co polecasz tym razem? – zapytała Lola jakby nie usłyszała słów swojego rozmówcy i otworzyła menu.

- Mają świetną pizzę, spróbuj ode mnie – powiedział pan Nikt przysuwając talerz pod nos Loli – jest naprawdę wyjątkowa. Bardzo lubię tą restaurację. Czy wiesz, że prowadzi ją dwóch braci bliźniaków, którzy podobno bez przerwy kłócą się o przepisy swoich potraw?

Lola spojrzała na talerz z jedzeniem i przez chwilę pomyślała, że jednak mają coś wspólnego z Panem Nikt. Oboje kochali jedzenie, traktowali je jako cel, nie jako środek do celu. Celebrowali każdy posiłek, jak gdyby miał być ich ostatnim. 

- To dobra cecha – pomyślała w końcu spoglądając na szczęśliwe oczy swojego rozmówcy wpatrzone w kawałek pizzy hawajskiej na swoim talerzu. 

Absurd całej tej sytuacji był dla nich obojga zupełnie naturalny. Zawsze rozmawiali o śmierci, jakby wybierali kolor ścian do dziecinnego pokoju i zawsze robili to przy jedzeniu. Oboje były zupełnie nieczuli i swobodnie skakali z tematu na temat.

- Dziękuję – powiedziała Lola sięgając po kawałek pizzy.

- A właśnie – powiedział pan Nikt – przyniosłem ci świetną książkę. Sięgnął do torby i podał jej opasły tom. Lola spojrzała na tytuł „Lipowe wzgórza” i skrzywiła się.

- O czym to? – zapytała.

- O miłości oczywiście – powiedział pan Nikt i uśmiechnął się złośliwie – główny bohater jest rudy wiesz? – powiedział jakby od niechcenia. 

Lola zrozumiała aluzję. Już wcześniej podejrzewała, że jej życie jest dokładnie monitorowane, a pan Nikt, co jakiś czas zdawał się potwierdzać jej podejrzenia. Doskonale pamiętała rozmowę sprzed ośmiu lat, kiedy jeszcze nie szpakowaty a zupełnie czarny Nikt obiecał jej, że po tym wszystkim co się stało i co musi jeszcze zrobić będzie mogła wieść normalne życie, zarabiać dużo pieniędzy, być niezależną i mieć przyjaciół. Trzy lata intensywnego treningu, pod przykrywką studiów za granicą i będzie mogła wrócić do normalności. Będzie bezpieczna i chroniona a prawda dotycząca Laury nigdy nie wyjdzie na jaw. 

- Laura – pomyślała. 

To imię prześladowało ja od lat. Śniła jej się każdej nocy. Leżała zakrwawiona przy jednym z kontenerów na tyłach nocnego klubu Paris w centrum Warszawy. Lola stała w jej stopach i trzymała w ręku nóż, z którego kapała krew. Oczy Laury gasły, ręka drżała coraz słabiej i delikatnie zsuwała się z rozszarpanego nożem brzucha na ziemię a ciało jakby powoli zastygało w bezruchu. Ten obraz odtwarzała w głowie milion razy. Po pewnym czasie głowa zaczęła jej płatać figle. Słyszała błaganie Laury o życie, odgłos noża przebijającego skórę, czuła zapach krwi pomieszany z odkładającymi się śmieciami, widziała przerażenie w oczach Laury. Zabijała ją każdej nocy… wciąż na nowo. To był koszmar. Koszmar, który nigdy się nie skończy. Momentami trudno było jej samej uwierzyć, że zabiła Laurę, bo niby dlaczego miałaby to robić? Nie znała tej dziewczyny! Ani ta dziewczyna nie znała jej! Ale odurzona narkotykami i alkoholem mogła dopuścić się wszystkiego! 

- Pieprzone dragi! – To przez nie, nie wie co się dokładnie stało tamtej nocy. Pamięta tylko, że Nikt zabrał ją stamtąd zaraz przed przyjazdem policji. Nie wydał jej… – Ale zniszczył mnie – krzyknął głos w jej głowie. 

Na początku myślała, że ją uratował, że ocalił jej życie… ale teraz wie, że ją pogrążył, że tamtego dnia powinna umrzeć razem z Laurą. Obie powinny leżeć tam martwe. Momentami nienawidziła pana Nikt tak bardzo, że planowała zabić i jego. Zgłosić się na policję z jego ciałem w ciemnym worku i opowiedzieć, jak to zrobiła. Zastanawiała się czy nie lepiej byłoby spędzić całego życia w więzieniu i pokutować za swoje winy lub na przykład wstąpić do jakiegoś zakonu na końcu świata. Niestety na obie opcje była wtedy za mało odważna. A teraz? 

- A teraz jestem już kimś innym – pomyślała. 

Po tylu latach wiele się zmieniło. Teraz zabijała bez najmniejszej emocji. Potrafiła wyłączyć prztyczek empatii w głowie i po prostu odebrać komuś życie. Po tylu latach zaczęła wierzyć, że jej praca jest jak każda inna i że ludziom z góry zapisane jest ile będą żyć. Pociągała za spust i nie oglądała się za siebie. Nie miała do czego wracać. Lola była świadoma swojej choroby. Wiedziała, że Nikt obudził w niej socjopatę, który musiał gdzieś głęboko w niej tkwić. Wyłączył jej współczucie i przeprowadził transfuzję krwi… z ciepłej na zimną. Teraz była potworem. Potworem, który odbierał życie innym. 

Czas powoli płynął. Lola siedziała w bezruchu a Nikt przypatrywał jej się z fascynacją w oczach. Powoli mielił w ustach kawałek pizzy. Nie przerywał jej rozmyślań, wiedział, że jest teraz gdzieś daleko. Czasami lubił na nią patrzeć.

Lola przypomniała sobie swoje pierwsze zadanie, po półtora roku ciężkich treningów. Nikt siedział wtedy na przeciwko niej w saunie, w której siedziała od jakiś czterech godzin i płakała. Była cała mokra a w głowie huczało jej z wrażenia.

- Rozumiem, że jesteś skołowana, ale niedługo zrozumiesz jak to funkcjonuje i przyzwyczaisz się. Spodoba ci się na pewno… Obiecuję – powiedział pan Nikt.

- Ale… ale to niemożliwe, żebym potrafiła to ukryć! To nie jest możliwe! Jak mam żyć z krwią na rękach i myślą, że ciągle mnie obserwujecie. Ja… nawet nie umiem się skupić na podstawowych rzeczach! – szlochała Lola.

- Lola, to tylko chwilowe. Musisz jeszcze trochę wytrzymać. Jeszcze rok, może trochę dłużej i będziesz gotowa do nowego życia. Robisz ogromne postępy! Obserwujemy cię, bo jesteś świeża i nieopierzona. Chcemy cię chronić, to wszystko. Za jakiś czas będziemy spotykać się tylko w interesach. Zaufaj mi – pan Nikt położył jej rękę na głowie i pogłaskał – Ufasz mi? – zapytał czule.

- Ufam – powiedziała Lola – ufam ci, ale… czuję się paskudnie, czuję się jak morderczyni. Zabiłam człowieka! Czy ty kurwa wiesz co to znaczy?

- A jak kurwa myślisz idiotko – pomyślał Nikt, który nawet w przybliżeniu nie potrafił oszacować ilu zabił ludzi. – Wiem – powiedział zamiast tego. – Lola, musisz wiedzieć, że dla właściwie skonstruowanego mózgu, śmierć jest zaledwie początkiem podróży. Nie końcem. Nie zabijasz ludzi! Nie! Ty dajesz im szanse na nowy początek! Zbawiasz ich. To bardzo szlachetne zadanie Lola. Jedynie dla wybranych. Powinnaś być dumna, że Vincent cię wybrał… On nie podejmuje złych wyborów. On nie myli się nigdy!

- Vincent… – zawahała się Lola – ale przecież on mnie nigdy nie widział, ani ja jego! To tylko imię niepołączone z żadną materią, które co jakiś czas wypowiadasz z największym szacunkiem. Ufam ci Nikt, ale czasami po prostu wątpię w to wszystko.

- Rozumiem – powiedział pan Nikt i spojrzał na nią czule – każdy ma chwile zwątpienia. Ale musisz być silna. Zawarliśmy umowę Lola. Bardzo poważną umowę, która zakończy się dopiero po twojej śmierci. Musisz się pogodzić się ze swoim przeznaczeniem i żyć z nim w zgodzie. Będziesz szczęśliwa jeśli to zrobisz. Zaufaj mi.

„Będziesz szczęśliwa, zaufaj mi”. Te słowa błądziły w głowie Loli od ośmiu lat. Oszukał ją. Ten sukinsyn ją oszukał! Ufała mu, wierzyła w jego słowa. Lubiła go. Myślała, że są przyjaciółmi. Jak bardzo się myliła. Nikt nigdy nie był jej przyjacielem a zawsze srogim szefem. Teraz nie była nawet przekonana, czy ją w ogóle lubił. Tolerował ją, ale przy każdej możliwej okazji krytykował i ranił. Żadnej misji nie zostawił bez słowa krytyki. „Zadanie wykonane, ale popełniłaś zbyt wiele błędów Lola. A nie stać nas na błędy. Vincent nie będzie zachwycony”, zwykł mawiać. Bardzo często Lola zastanawiała się dlaczego pan Nikt, czy może Vincent wybrał akurat ją? Jakie miał alternatywy? Czy w ogóle je miał? Czy szukał kogoś konkretnego? Czy był to czysty przypadek, a ona miała po prostu pecha znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie? A może cała ta cholerna sytuacja była ukartowana? Były to pytania, które Lola zadawała sobie od przeszło ośmiu lat i które przez następne osiem pewnie pozostaną bez odpowiedzi. Nie odważyłaby się przecież zadać takich pytań panu Nikt. 

- Nigdy – Lepiej było nie prowokować ani jego, ani losu. – Co się stało już się nie odstanie – powiedziała do siebie bezgłośnie Lola kończąc przy tym długie rozważania. 

Wzięła do ręki książkę i schowała do torby wyciągając przy tym złotą papierośnicę.

- Tu nie można palić – powiedziała kelnerka, która nagle zmaterializowała się przy ich stoliku i przywołała Lolę do rzeczywistości. Pan Nikt przyglądał jej się z zainteresowaniem, jakby czytając w jej myślach.

- Właśnie wychodzę – warknęła Lola i wyszła z lokalu delikatnie szturchając w ramię kelnerkę.

7

Lola rozejrzała się dookoła stojąc na środku lotniska z elegancką czarną walizką z prawie niezauważalnym autografem jej twórcy zaraz przy uchwycie. Tak miało być. Lola kochała gadżety, ale kochała też być niezauważalna, dlatego zawsze wybierała subtelne oznaczenia marek lub wręcz usuwała je z widoku. Sama świadomość noszenia kapci od Chanel była dla niej bardziej podniecająca niż okrzyki podziwu ze strony przyjaciół. Tak. Lola była jedną z niewielu kobiet, która ubierała się modnie wyłącznie dla własnej satysfakcji i równowagi ducha. 

W hali odlotów panował straszny chaos, co napawało Lolę niepokojem, gdyż bardzo bała się latać. Podróżowanie samolotem było jedną z fobii, która utrudniała jej życie i nawet przez chwilę poczuła sympatię do pana Nikt, że wysyła ją w chmury z obstawą w postaci Julii, której słowotok zadziała jak najlepszy lek. Lotnisko w Warszawie wyglądało jak zawsze i nic nie zapowiadało na to, że rozkład lotów może się zmienić. Wkoło pełno było ludzi pędzących z walizkami w różnych kierunkach, obijających się o siebie od czasu do czasu. Przy gejtach piętrzyły się kolejki podróżujących, którzy czekali na odprawę a restauracje pękały w szwach. 

- Co za burdel – pomyślała Lola i westchnęła zrezygnowana.

Na