Legendy i opowieści sandomierskie - Andrzej Sarwa - ebook

Legendy i opowieści sandomierskie ebook

Sarwa Andrzej

3,9

Opis

Miasto na wzgórzach, położone na granicy dwóch krain geograficznych: Wyżyny Sandomierskiej i Kotliny Sandomierskiej. Kiedy po raz pierwszy stanęła tu stopa człowieka? Któż to wie?... Pewnie już wtedy, gdy zbieracze i łowcy szukali nowych, bogatych w pożywienie obszarów. Około 6500 lat temu ludzie zamieszkali tu na stałe i mieszkają po dziś dzień. W Sandomierzu zachowały się mnóstwo pięknych i ciekawych legend. A oto te, które zamieszone są w tej książce. Jest ich 34:
Sandomierz – dzieje w pigułce
Żmigród
Korzenie
O królu Bolesławie Śmiałym
O księciu Henryku Sandomierskim
Opowieść o Żydówce Judycie
Bł. Wincenty Kadłubek
Księżniczka Adelajda Piastówna
Lipy św. Jacka
Orzechy św. Jacka
O Piotrze z Krępy
Słowo o Błogosławionym Sadoku
Salve Regina
Opowieść o Halinie Krępiance
Pan Jezus Miłosierny
Rękawiczki Królowej Jadwigi
Pan Łukasz Słupecki - sandomierski bies
Hołd Mazowiecki
Za poległych pod Warną
Święta ziemia
Porwanie mistrza Twardowskiego
Łupicha
Hieronim Gostomski (?–1609)
Rycerz Bobola
Rzecz o Teresie Izabeli Morsztynownie
Ojciec Wojciech Horoneusz, dominikanin
Ojciec Julian Stropoński, reformat
Opowieść o mniszce Krystynie
Piszczele
Płaczący nagrobek
Orzeł z ratuszowej wieży
Diabeł na Chałupkach
Duch popa z Cmentarza Katedralnego
Zjawy w sandomierskiej synagodze
Pułkownik Wasyl Fiodorowicz Skopenko

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 202

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (8 ocen)
3
3
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Andrzej Juliusz Sarwa

Legendy i opowieści sandomierskie

_______

Armoryka Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Na okładce: Elżbieta Sarwa (1949-2014), Brama Opatowska w Sandomierzu o zmierzchu (maj 2012),

Copyright © 2015 by Andrzej Juliusz Sarwa

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

http://www.armoryka.pl/

Legendy i opowieści sandomierskie

Sandomierz

Miasto na wzgórzach, położone na granicy dwóch krain geograficznych: Wyżyny Sandomierskiej i Kotliny Sandomierskiej.

Kiedy po raz pierwszy stanęła tu stopa człowieka? Któż to wie?... Pewnie już wtedy, gdy zbieracze i łowcy szukali nowych, bogatych w pożywienie obszarów.

Około 6500 lat temu ludzie zamieszkali tu na stałe i mieszkają po dziś dzień.

Na obszarze, który współcześnie zajmuje miasto, pierwsze trwałe ślady osadnictwa datuje się na okres neolitu (4500-1800 lat p.n.e.).

Przewinęło się w tym czasie przez tę ziemię wiele ludów, należących do rozmaitych kultur. Zajmowano się uprawą ziemi i hodowlą zwierząt.

Rozpoczął się okres brązu, czasy egipskiego Średniego Państwa, wojny trojańskiej i Minotaura. Epokę brązu datuje się na terenie Sandomierza mniej więcej od 1800 do 650 roku p.n.e. Ludzie nadal zajmowali się uprawą ziemi i hodowlą zwierząt, co w najbliższych okolicach obecnego miasta, a i na jego obrzeżach, trwa do dziś... Ostatni okres tej kultury, czyli kulturę łużycką, około 650 r. p.n.e. zniszczyli Scytowie, którzy przynieśli ze sobą epokę żelaza. Zostali oni wyparci przez Celtów, zamieszkujących ten obszar do III wieku p.n.e.

Ludność zamieszkująca teren obecnego Sandomierza w okresie epoki żelaza miała kontakty z cesarstwem rzymskim, czego ślady znajdują się na terenie miasta (np. znaleziska na Krakówce).

VI stulecie n.e. rozpoczęło kolejną epokę historyczną – średniowiecze.

Do podboju Sandomierszczyzny przez Polan i włączenia jej do państwa Piastów osadnictwo skupiało się najprawdopodobniej w rejonie późniejszego Przedmieścia Czwartek i Grodziska. Dopiero później powstał gród na obecnym Wzgórzu Zamkowym, a w jego pobliżu podgrodzie.

O roli i znaczeniu Sandomierszczyzny i samego Sandomierza tak pisze badacz jego legend i mitów Grzegorz Niedzielski:

„Rejon Sandomierza jest to ziemia szczególna i niezwykła. Mało który ośrodek miejski w Polsce może poszczycić się dziejami ludzkiej cywilizacji sięgającymi wstecz w czasy neolitu, kontynuowanymi następnie przez tysiąclecia przez szereg następujących po sobie kultur. Szkoda tylko, że znanych w większości jedynie z terminologii archeologicznej. Do pełnienia znaczącej roli w rozwoju cywilizacji na ziemiach Polski Sandomierz kwalifikowały nie tylko niezwykle żyzne lessy, stanowiące w okresie rozprzestrzeniania się rolnictwa cenne bogactwo naturalne, czy pobliże najstarszego na naszych ziemiach zagłębia hutniczego w rejonie Gór Świętokrzyskich, ale również położenie w niezwykle ważnym węźle komunikacyjnym, prowadzącym w jednym kierunku ze wschodu na zachód Europy, a w drugim – na południe, przez Przełęcz Dukielską w Karpatach, ku rozwiniętym cywilizacjom świata antycznego, w pierwszym rzędzie starożytnej Grecji. Szlak ten odgrywał w dawnych czasach ważną rolę drogi, którą wędrowały na ziemie Polski nowe zdobycze cywilizacyjne i kulturowe. Wyżyna Sandomierska, z racji swojego położenia, tkwiła w niezwykle korzystnym miejscu. Grób książęcy z Krakówki w Sandomierzu wskazuje, że obszar ten był już około II wieku n.e. ośrodkiem władzy plemiennej, pełniąc jednocześnie rolę pośrednika w kontaktach pomiędzy południem i południowym wschodem Europy, a terenami środkowej i północnej Polski. Co prawda w wyniku najazdu Hunów pozycja ta uległa wydatnemu osłabieniu, ale powróciła do swej dawnej roli pod rządami pierwszych władców z dynastii Piastów. Rozkwitły w okresie średniowiecza Sandomierz, jedna z trzech stolic państwa polskiego, sedes regni principales, jak pisał o nim Gall Anonim, stolica księstwa dzielnicowego, mógł nawet zdobyć jeśli nie pierwszoplanową, to przynajmniej jedną z najważniejszych pozycji w kraju. Niestety, to samo położenie na węźle komunikacyjnym, które w okresie starożytności przynosiło rejonowi tak wiele korzyści, stało się w czasie średniowiecza źródłem klęsk wojennych, jakie systematycznie spadały na miasto. I chociaż podnosiło się ono po wielokroć z tragicznych zniszczeń i strat ludności, nigdy nie powróciło do pozycji zajmowanej w okresie średniowiecza. 

Rola Sandomierza nie sprowadzała się jednak tylko do kwestii polityczno-gospodarczych czy ośrodka administracji politycznej. Ukształtowanie terenu miasta (...) predysponowało je również do pełnienia szczególnej roli kultowej, która kontynuowana była w okresie chrześcijańskim. Jest bowiem Sandomierz jednym z nielicznych miast w Polsce, mogącym poszczycić się trzema poświadczonymi w niepodważalny sposób i pochodzącymi z fundacji królewskich kościołami, pod wezwaniami Najświętszej Marii Panny, św. Piotra i św. Jana Chrzciciela, nie wspominając o innych, jak nieistniejący już, a pochodzący z okresu chrystianizacji i poświadczony jako najstarszy (obok św. Piotra lub św. Jana), kościół pod wezwaniem św. Mikołaja, kościół św. Wojciecha stojący ongiś na przedmieściu Czwartek, św. Pawła na wzgórzu, biorącym od niego nazwę, czy św. Jakuba. Ilość ośrodków kultu religijnego w Sandomierzu w okresie średniowiecza i idąca za tym koncentracja kleru w grodzie skłoniła nawet historyka Stanisława Kętrzyńskiego do opowiedzenia się za teorią, że to właśnie tutaj znajdowała się druga po gnieźnieńskiej, „zaginiona” metropolia kościelna Polski, obejmująca obszar wschodnich obszarów państwa. W ten sposób pod względem roli sakralnej Sandomierz wysuwałby się nawet przed tak znaczne i wyrosłe jeszcze z okresu wczesnośredniowiecznego słowiańskie grody, jak Kraków, Poznań czy Wrocław. Obecne były tutaj kulty świętych rzadko występujące w innych miejscach Polski, jak dla przykładu św. Pryski, czy też szczególne, miejscowe, jak bł. Sadoka i 48 dominikańskich Męczenników Sandomierskich”. (Grzegorz Niedzielski, Sandomierz mityczny, Sandomierz 2012, s. 11-12).

Po podziale państwa polskiego przez Bolesława Krzywoustego jego dawne ziemie zostały przekształcone w księstwa, a te z kolei po zjednoczeniu ziem polskich przez Władysława Łokietka przyjęły nazwę województw. Województwo sandomierskie było w Koronie pierwszym co do wielkości po województwie ruskim, mimo iż w roku 1474 wyodrębniono z niego województwo lubelskie. Sięgało ono poza Radom na północy i aż prawie pod Sanok na południu. Wschodnią granicę stanowiła Wisła (tylko ziemia stężycka znajdowała się na jej prawym brzegu). Na zachodzie Sandomierskie sięgało prawie po Jędrzejów, a Pińczów znajdował się jeszcze w jego granicach.

Pierwszym udzielnym księciem sandomierskim został Henryk Sandomierski, jedyny polski krzyżowiec, który zorganizował wyprawę do Palestyny, by walczyć u boku rycerstwa zachodniego w obronie Grobu Świętego.

Później Sandomierz i Kraków miewały wspólnych władców, co łączyło je unią personalną.

Lokację na prawie magdeburskim Sandomierz uzyskał po raz pierwszy przed 1227 rokiem, co miało ogromny wpływ na rozwój miasta. Niestety w XIII stuleciu hordy mongolskie (Tatarzy), po podporządkowaniu sobie Azji, napadły na Europę i Sandomierz był niejeden raz przez nie niszczony. Najtragiczniejsza okazała się zima 1260 roku, kiedy to Tatarzy tak zrujnowali miasto, że musiano je od nowa budować w innym miejscu i po raz drugi nadać mu w 1286 roku prawa miejskie. Władcą, który to uczynił, był książę krakowsko-sandomierski Leszek Czarny.

Szczególny okres rozwoju miasta przypada na lata panowania króla Kazimierza Wielkiego. Władca „zastał je drewniane, a zostawił murowane”... Opasał je murami i rozpoczął realizacje wielu imponujących budowli, jak choćby przetrwałych do dziś: Zamku Królewskiego, Katedry, Bramy Opatowskiej czy głównej bryły ratusza miejskiego.

Sandomierz, leżący na skrzyżowaniu bardzo ważnych szlaków komunikacyjnych łączących wschód z zachodem i północ z południem, stał się jednym z najważniejszych i najbogatszych miast Korony Polskiej.

W epoce renesansu Sandomierz słynął między innymi jako trzecie po Krakowie i Lwowie miasto, w którym żyli i leczyli znakomici lekarze. Tu powstał pierwszy w Polsce ogród botaniczny założony przez Marcina z Urzędowa, autora wydanego drukiem w XVI wieku w Krakowie dzieła, opisującego rośliny lecznicze i rzadkie, które zbierał przez cały okres zamieszkiwania w Sandomierzu (wiele gatunków przywiózł osobiście z południa Europy, głównie z Italii).

Sławę miastu przyniosła m.in. działalność najwybitniejszego kompozytora epoki renesansu Mikołaja Gomółki.

Sandomierz i Sandomierskie w tamtym czasie było sercem (na terenie Korony) protestantyzmu, to w Sandomierzu właśnie w 1570 roku miała miejsce bardzo ważna w dziejach Reformacji „zgoda sandomierska”.

Dopiero przyjście do Sandomierza Towarzystwa Jezusowego na początku XVII wieku zmieniło mapę religijną tej okolicy. Jezuici rozbudowali szkolnictwo i dbali o nie (aż do kasaty zakonu), zakładając w mieście Collegium Gostomianum i seminaria duchowne.

W okresie renesansu w Sandomierzu przebudowano wiele starych budynków, m.in.: Zamek Królewski, Bramę Opatowską, Ratusz i niektóre kamieniczki w Rynku.

W XVII wieku, w czasie wojen szwedzkich, miasto zostało zniszczone, a część jego mieszkańców wymordowano, część uciekła w bezpieczniejsze miejsca. Szwedzi zrujnowali wiele budynków, a wycofując się z Sandomierza wysadzili w powietrze Zamek Królewski.

Po „potopie szwedzkim” Sandomierz będący wcześniej jednym ze znaczniejszych miast polskich, stał się niewielkim miasteczkiem, a w obrębie jego murów, jak i na przedmieściach ostało się niewielu mieszkańców. Nie stracił jednak znaczenia politycznego i kościelnego nadal był stolicą ogromnego obszarowo województwa i siedzibą archidiakonatu foralnego. Wojewodowie i kasztelanowie sandomierscy zawsze znajdowali się w gronie najważniejszych panów polskich.

Dopiero rozbiory zupełnie zniszczyły Sandomierz. Stał się on miastem granicznym najpierw Księstwa Warszawskiego, a później Królestwa Polskiego (pod berłem Romanowych).

W okresie międzywojennym, a dokładniej w latach trzydziestych XX wieku, Sandomierz powoli zaczął odzyskiwać dawne znaczenie gospodarcze i polityczne. Miał zostać stolicą Centralnego Okręgu Przemysłowego – stolicą administracyjną, gospodarczą, kulturalną i oświatową tak ogromnego regionu, a od końca roku 1939 województwa, które miało obejmować powiaty: sandomierski, biłgorajski, dąbrowski, dębicki, iłżecki, janowski, kielecki, kolbuszowski, kozienicki, łańcucki, mielecki, niżański, opatowski, pińczowski, przeworski, radomski, rzeszowski, stopnicki, tarnobrzeski i tarnowski.

Nadeszła jednak II wojna światowa... Skończył się sen o powrocie do dawnej świetności. Władze niemieckie posunęły się nawet do tego, że zlikwidowały powiat sandomierski, a samo miasto włączyły do powiatu opatowskiego.

Po wojnie nikt nie baczył na znaczenie miasta i jego potencjalne możliwości gospodarcze. Wtedy liczyła się tylko ideologia.

Jeszcze poważniejszy cios zadała miastu gierkowska reforma administracyjna z 1975 roku, gdy Sandomierz stracił nadzieję na jakikolwiek rozwój...

W dziejach miasta były okresy wielkiej świetności, ale były też niezliczone klęski. Tych ostatnich było tyle, że można zadać pytanie, czy Sandomierz jest przeklęty czy błogosławiony?

A oto kalendarium klęsk, jakie spadły na miasto od wieku XIII, aż po wiek XIX, zestawione na podstawie pracy Melchiora Bulińskiego Monografija miasta Sandomierza (Warszawa 1879):

1260 – zupełne zniszczenie miasta przez Tatarów (nie ostał się kamień na kamieniu poza świątyniami),

1287 – nowy najazd Tatarów, miasto ocalało, ale zniszczono przedmieścia,

1349 – miasto zdradą wydane Litwinom, złupione doszczętnie,

1374 – zupełnie zniszczone przez pożar,

1456 – pożar,

1488 – pożar,

1514 – pożar,

1525 – pożar,

1602 – zaraza prawie zupełnie wyludniła miasto,

1612 – pożar,

1623 – pożar,

1656 – pożar miasta i wysadzenie Zamku Królewskiego przez Szwedów,

1702-1704 – ogromne kontrybucje wojenne rujnują miasto, wojska stacjonujące w Sandomierzu dla zabawy rozwalają kamienice,

1706 – zaraza dziesiątkuje ludność miasta,

1711 – pożar,

1757 – pożar,

1794 – zajęcie miasta przez Austriaków, pozbawienie Sandomierza rangi stolicy prowincji,

1809 – dwukrotne oblężenie Sandomierza, bardzo poważne zniszczenia w mieście, zupełna ruina przedmieść i starożytnego kościoła św. Wojciecha,

1813 – spalenie gmachu Collegium Gostomianum, kościoła św. Piotra i kilkudziesięciu kamienic. W wyniku wszystkich klęsk w XIX wieku liczba ludności miasta spadła do 2640 osób (!),

1815-1874 – rozbiórka murów i fortyfikacji miejskich, ostała się tylko Brama Opatowska, rozbiórka kościoła św. Marii Magdaleny.

Prześledziwszy owo kalendarium można zapytać: Czy nie ma czegoś dziwnego w tylu i tak często powtarzających się klęskach? Ale też: Czy nie ma czegoś zastanawiającego w fakcie, iż Sandomierz mimo wszystko istnieje i nadal jest miastem?

Żmigród

Dość wysokie wzgórze lessowe, zwane Żmigrodem, znajduje się na północ od Starego Miasta, przy ulicy Zawichojskiej, naprzeciw Chałupek. Prowadzone tam prace archeologiczne ujawniły ślady osadnictwa neolitycznego. Nie jest to jednak najważniejsze, chociaż stanowi dowód, jak starą metrykę osadniczą wzgórze to posiada. Intrygująca jest sama jego nazwa. Wokół interpretacji nazwy Żmigród istnieją liczne kontrowersje. Na ogół uważa się jednak, że Żmij (od którego pochodzi nazwa Żmigród, a wiec gród Żmija) jest bóstwem przychylnym ludziom i nie ma nic wspólnego ze złym smokiem.

Nasi przodkowie widywali go, jak pod postacią smugi ognia przelatywał po nieboskłonie, dlatego uczyniono go też władcą piorunów. Żmij mimo groźnej postaci jest dobry, opiekuńczy i nienawidzi wszelkiego zła oraz bóstw podziemnych. Bezustannie walczy z nimi, strzegąc ludzi przed nieszczęściem. Jego symbolem jest królewski ptak orzeł, herb Polski i Sandomierza. Ludzie byli pewnie bardzo przywiązani do postaci Żmija, skoro po wprowadzeniu chrześcijaństwa Kościół zmuszony był ją zaakceptować, zmieniając jedynie jej imię na Archanioła Michała. Nasi przodkowie chyba przyjęli tę zmianę bez większych oporów, bowiem św. Michał Archanioł spełniał tę samą funkcję co wcześniej Żmij. Wówczas to zmieniono nazwę sandomierskiego Żmigrodu na Górę św. Michała (Mons Sancti Michaeli). (Por. R. Tomicki, Żmij. Żmigrody, Wały żmijowe. Z problematyki religii przedchrześcijańskich Słowian, [w:] „Archeologia Polski”, 1974, t. 19, z. 2, s. 483 – 508).

Korzenie

Dziś nikt już nie pamięta imienia pierwszego misjonarza, ani nie wie, skąd przybył. Czy był uczniem świętych Cyryla i Metodego, którzy z dalekiej Grecji przybyli, by nawracać Słowian? Czy może raczej uczniem ich uczniów? Bez wątpienia jednak istniał zasnuty mgłą pradziejów pierwszy sandomierski biskup. Istniał w czasach, gdy jeszcze polański książę Mieszko nie obmył się w wodzie chrztu świętego.

Dzierżył posoch w dużych, ciepłych dłoniach, które nie bały się żadnej pracy. Stał uśmiechnięty i szczęśliwy, z lubością wciągając w nozdrza zapach żywicy smużący się od złocistych bierwion, z jakich cieśle wznieśli niezbyt duży, a przecież zgrabny i udany kościół św. Mikołaja.

Patrzył na lud pobożny, który choć dopiero niedawno poznał Dobrą Nowinę o królestwie niebieskim, już całym sercem umiłował Zbawiciela.

Wszedł do wnętrza chramu i, stanąwszy przed ołtarzem, potężnym głosem zaintonował pieśń, która od tamtej pory już zawsze miała towarzyszyć temu ludowi:

Bogurodzica Dziewica,

Bogiem sławiena Maryja...

Mijały lata i dziesiątki lat. Od północy przyszli bitni Polanie, przepędzili miejscowego kniazia, przyłączyli całą sandomierską ziemię do swojego państwa. Wraz z Polanami zjawili się w Sandomierzu łacińscy kapłani, którzy sławili Boga w niezrozumiałym języku.

Ale w starych sandomierskich chramach Służba Boża nadal sprawowana była po słowiańsku.

W końcu przecie kościół św. Mikołaja uległ zniszczeniu. Obrządek słowiański wygasł. Zmarł ostatni sandomierski słowiański biskup. Proch niepamięci grubą warstwą przykrył tamte lata, tamtych ludzi i tamte zdarzenia, tak że wszystkiego, co opowiedziałem wcześniej, ponad wszelką wątpliwość nie da się udowodnić.

Pozostały tylko domysły oparte na kilku poszlakach...

Nasz pierwszy historyk, Jan Długosz, kanonik krakowski, sandomierski, wiślicki i arcybiskup nominat lwowski, podaje, iż sandomierski kościół św. Mikołaja był już znany w roku 965. A więc przed chrztem mieszkowym...

A czyż sam tytuł kościoła nie daje do myślenia? Przecież kult św. Mikołaja, mało rozpowszechniony w Kościele łacińskim, jest bardzo rozwinięty w Kościele Wschodnim. Oczywiście nie da się tego udowodnić, ale gdyby pierwsza sandomierska świątynia wzniesiona była przez łacinników, to czy nadaliby jej tytuł akurat tego wschodniego świętego? Raczej wątpliwe.

Badacze – na podstawie mniej czy bardziej ważkich przesłanek – doszli do wniosku, iż w Małopolsce mogły istnieć biskupstwa słowiańskie w Przemyślu, Krakowie, Wiślicy i Sandomierzu. Ba! Mało tego! Uznali że oprócz gnieźnieńskiej, łacińskiej, istniała także druga metropolia – słowiańska. Gdzie? Najprawdopodobniej w Sandomierzu! Że metropolia swym zasięgiem obejmowała całe ówczesne państwo polskie, wszystkie jego ziemie, na których żyli chrześcijanie słowiańskiego obrządku. O dwóch metropoliach wyraźnie przecież wspomina w swojej „Kronice” Gall zwany Anonimem.

Prawosławny historyk, tak pisze na ten temat:

„Grzegorz VII wysłał do Polski legatów z koroną królewską, którzy wpierw restytuowali metropolię łacińską w Gnieźnie, osadzając na niej Piotra, a następnie wznowili metropolię słowiańską, tylko nie w Krakowie, ale w Sandomierzu, by było bliżej ziem ruskich, na które miała działać po przejściu Kijowa pod jurysdykcję Rzymu.” (Frank Kmietowicz, Kiedy Kraków był „trzecim Rzymem”, Białystok 1994, s. 87).

I wreszcie ostatnia poszlaka (a może wręcz jedyny dowód?), o której tak pisze Grzegorz Niedzielski – badacz pradziejów Sandomierza:

„Na istnienie takiego obrządku w Sandomierzu, a może i na większym obszarze Sandomierszczyzny lub Małopolski, wskazywałaby (...) nota Jana Długosza w Rocznikach, czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego, pod rokiem 1030 przekazująca informację, że zmarł wówczas Roman, biskup sandomierski. Nota owa została w późniejszym czasie usunięta (wyskrobana), udało się ją jednak odzyskać dzięki nowoczesnej technice badania rękopisu. W owym czasie nie istniała łacińska diecezja sandomierska ani też bizantyjsko-ruska, Roman musiał więc być biskupem cyrylometodiańskim (Grzegorz Niedzielski, Mityczny Sandomierz, Sandomierz 2012, s. 43).

Roman... imię mało znane na Zachodzie, lecz jakże popularne na Wschodzie! Podobno obrządek słowiański przetrwał w Polsce do wieku XVI, czy w Sandomierzu także? Raczej wątpliwe. Chociaż, któż to wie...

O królu Bolesławie, przez lud Śmiałym nazywanym

Gościńcem wijącym się od Krakowa ku Sandomierzowi zmierzał orszak bogato przyodzianych dam i rycerzy. Ci ostatni jechali konno, wierzchem, niewiasty zaś w brykach.

Pośród zbrojnych rzucał się w oczy postawny mężczyzna o jasnych włosach i gęstych sumiastych wąsach takiej samej barwy. Na głowie miał wypolerowany hełm, który lśnił z daleka niczym wykuty ze srebrnej blachy. Na skórzany kaftan narzucony miał szkarłatny płaszcz podbijany sobolowym futrem i przyozdobiony kunsztownym haftem wykonanym złotą nicią.

Prosty miecz tkwił w inkrustowanej szlachetnym kruszcem pochwie.

Spod kopyt rumaków i spod kół bryk toczących się bystro na wszystkie strony pryskało błoto, był to bowiem czas, kiedy zima, zda się, ustąpiła, ale prawdziwa wiosna jeszcze nie nadeszła.

Orszak minął zakręt i oto oczom wszystkich ukazała się sylweta Sandomierza – solidnie obwarowany gród i miasto rozpołożone na licznych wzgórzach, poprzedzielanych od siebie głębokimi parowami.

Do bogato przyodzianego jeźdźca, kłując konia w boki ostrogami, zbliżył się rycerz, który pewnie niejedno widział i niejedno pamiętał.

– Miłościwy panie, już jesteśmy na miejscu.

– Toż widzę – odparł król Bolesław, przez lud Śmiałym zwany. – Ach! Jakiż to piękny gród i piękne miasto! – zawołał, i zaraz dodał: – Anim się spodziewał, że w tak krótkim czasie pokonamy drogę z Krakowa do Sandomierza.

– Twój to gród, miłościwy panie – powiedział stary rycerz. – Zapewne rycerstwo i łyki powitają cię z radością.

– A pewno! – król uśmiechnął się szeroko. – Lubię Sandomierz, bo i pięknie tu, i bogato, i mieszkańcy weseli. Skoro tylko staniemy w grodzie, wezmę kąpiel i przyodzieję się w czyste szaty. Pamiętaj Wiesławie, by wydać odpowiednie polecenia.

– Nie zapomnę, mój królu.

Orszak jeszcze bardziej przyspieszył, by jak najrychlej znaleźć się poza grodowymi obwałowaniami.

Na widok nadjeżdżających szeroko otwarto bramę, za którą, na szerokim dziedzińcu, stała gromada bogato odzianych pań i panów, mieszczan, chłopów z okolicznych siół, a także duchowni.

Ci ostatni byli podzieleni na dwie grupy. Niby ich czarne, długie suknie podobne były do siebie, ale jednak różne. Na czele jednej z grup stał siwy starzec o długich, poza ramiona opuszczających się włosach i gęstej brodzie. W ręku dzierżył posoch, czyli laskę biskupią, którą greccy oraz słowiańscy: morawscy, sandomierscy, krakowscy i ruscy hierarchowie noszą jako oznakę władzy pasterskiej.

Drugą grupę duchownych, wyraźnie izolującą się od tej pierwszej, stanowili łacinnicy – Niemcy, Czesi, Gallowie i kilku naszych z plemienia Polan (sądząc po mowie). Nie było tam na pewno Sandomierzan ni krakowskich Wiślan.

Bolesław spojrzawszy na nich, groźnie zmarszczył brwi i rzekł:

– Cóż to? Innyż to Pan Jezukryst słowiański, a inny rzymski? Ten gorszy co się do Niego po naszemu gada, a rozumie, co gada? Czemuż to razem nie stoicie?

Z grupy łacińskich duchownych wysunął się jakiś, pewno starszy godnością od pozostałych, i odparł:

– Miłościwy panie, o wyższości łacińskiego Kościoła nad greckim i słowiańskim sam Ojciec Święty, świętego Piotra Apostoła następca, mówi...

Król przerwał mu tymi słowy:

– Et! Jakiż to z niego Ojciec Święty?! Dyć to stary kawaler!

Drużynnicy monarchy wybuchli gromkim śmiechem. Król zaś zeskoczył z konia i zbliżywszy się do słowiańskiego Arcybiskupa-Metropolity Sandomierskiego Efrema, głęboko, z szacunkiem, pochylił się przed nim i ucałował dłoń starca.

Efrem nakreślił nad głową władcy znak Krzyża św., a potem przycisnął ją do siebie. Widać było, iż jest bardzo wzruszony.

– Panie – powiedział. – Panie, nie spodziewałem się tyle szacunku i takiego oddania z twojej strony. Wszak twoje naddziady nie tylko lekceważyły, ale i prześladowały nas, synów świętych braci sołuńskich – Cyryla i Metodego, a wcześniej i ty także... W końcu jesteś łacinnikiem...

Król nic nie powiedział, tylko raz jeszcze ucałował dłoń starca, po czym powrócił do swoich rycerzy, którzy patrzyli na to zdumieni:

– Teraz idę odpocząć, obmyć się i przeodziać, wieczorem zaś, kiedy zmrok zapadnie, zapraszam wszystkich na ucztę.

Jeden z duchownych łacińskich, pochylając się głęboko, odezwał się tymi słowy:

– Miłościwy panie, nasze stadko prosi, by je zwolnić z tego zaszczytnego obowiązku. Raczej modlić się nam wypada, niż ucztować...

Nie dokończył, Bolesław zmierzył go groźnym wzrokiem od stóp do głów i powiedział cicho, ale dobitnie, cedząc słowa:

– Rzekłem. Zapraszam wszystkich. Czy zrozumiałeś? Myślałem, że wystarczy wam mieszania w Krakowie, ale widzę, żem się omylił, bo i w moim drugim stołecznym mieście, Sandomierzu, te same podchody prowadzicie. Kto jest waszym panem po Bogu? Ja, czy papież rzymski? Oby się nie przebrała miarka! Bo jeśli się przebierze to gorzko pożałujecie wszyscy, i wy i każdy wasz poplecznik. Nie będzie dwóch rządzić tym krajem... A zatem, i zapraszam w s z y s t k i c h.

Król odwrócił się na pięcie i w otoczeniu zbrojnych wszedł do budynku, w którym przygotowano mu mieszkanie.

* * *

Obszerna sala, w której zastawiono stoły, przyozdobiona była wspaniale. Ściany obwieszono cudnymi tkaninami, najpewniej sprowadzonymi z Bizancjum. Wszyscy zaproszeni już byli, prócz króla i łacińskich duchownych. Prowadzono przyciszone rozmowy, co i raz zerkając ku drzwiom, czy aby nie nadchodzi monarcha.

Wreszcie się doczekano. Bolesław, odświeżony i przyodziany bardzo bogato, prosty niczym świeca, z dumnie uniesioną głową, przekroczył drzwi i skierował się ku najpocześniejszemu miejscu, przygotowanemu dlań u szczytu głównego stołu, przy którym siedzieli najwyżsi rangą dostojnicy z otoczenia Bolesława oraz słowiański Arcybiskup-Metropolita Sandomierski i całego Królestwa, Efrem. Dla łacinników przygotowano inny stół. Nie najgorszy, ale też i nie najlepszy. Ale ci ostatni jeszcze się nie pojawili. Król wyraźnie szukał ich wzrokiem. Na jego twarzy dało się zauważyć wściekłość, a siwe oczy miotały skry. Wśród zebranych zapanowała cisza.

Po dłużej chwili nareszcie nadeszli i księża łacińscy. Zatrzymawszy się tuż za progiem, omietli oczyma salę, a zauważywszy, że nie ma dla nich miejsca przy najpocześniejszym stole, przy którym siedział monarcha, wyraźnie niezadowoleni usiedli tam, gdzie wyznaczono dla nich siedziska.

Król Bolesław, rozwścieczony jawnym zlekceważeniem jego majestatu, zawołał tylko:

– Miodu!

Podczaszy pochwycił dzban i natychmiast po wręby napełnił obszerny srebrny puchar. Nnnnn mm

Bolesław wychylił go duszkiem i znów zawołał:

– Miodu!

Żądaniu stało się zadość. Król i