Kwiaty zła - Charles Baudelaire - ebook

Kwiaty zła ebook

Charles Baudelaire

4,0

Opis

Kwiaty zła Charles'a Baudelaire'a to najbardziej znane dzieło francuskiego poety zgłębiającego mroki ludzkiej psychiki. Wydany w 1857 roku w Paryżu tomik poetycki — będący sztandarem podniesionym w kilkadziesiąt lat później przez modernistów i przedstawicieli Młodej Polski — jest jedną z proponowanych lektur spośród utworów poetyckich romantycznej literatury europejskiej dla szkół ponadpodstawowych. Ebook Kwiaty zła został specjalnie opracowany z myślą o uczennicach i uczniach, zawiera przypisy wyjaśniające oraz motywy.

Charles Baudelaire w zaskakujący sposób potrafił wydobyć piękno z rzeczy niepięknych, wręcz uosabiających zło i brzydotę. Sięgając śmiało po tematykę erotyczną czy elementy fantastyczne, poddaje pogłębionej refleksji sytuacje codzienne, a nawet banalne — i dzięki tym gestom jego poezja nabiera wielowymiarowości.

Baulelaire'owski podmiot liryczny daje wyraz dręczącej nudzie, rozczarowaniu i śmiertelnemu znużeniu światem oraz jego sprawami. Dla określenia tego stanu poeta pożyczył słowa rodem z Wysp Brytyjskich, by znacznie i trwale rozszerzyć jego znaczenie: odkąd wiersz Spleen znalazł się w bukiecie Kwiatów zła, sam termin oznacza znacznie więcej niż jesienną melancholię. Przed udręką świata (bo spleen to także romantyczny Weltschmerz) nieszczęsna jednostka ludzka szuka rozpaczliwie ucieczki. Sposobem na nią może być m.in. miłość (im egzotyczniejsza, tym lepiej), szukanie przygód, podróże w narkotyczne światy, a także zanurzenie w poezji i świecie sztuki w ogóle.

Tomik Kwiaty zła uznaje się za prekursorski dla poezji dekadenckiej: przepełnionej niewiarą w postęp, w samego siebie, w świat. Przez swoją wizję miłości, śmierci i zła Baudelaire otrzymał przydomek „Dantego współczesności”. Baudelaire zawarł w strofach Kwiatów zła część samego siebie, zagubionego i poszukującego sensu życia — jego wiersze w pewnym stopniu są opowieścią, w której bohater dystansuje się, mentalnie oddala od marnej, przynoszącej jedynie ból lub rozgoryczenie rzeczywistości, zagłębiając się w doznaniach pod wpływem narkotyków czy przyjemnościach związanych z cielesnością. W Kwiatach zła poruszonych zostało wiele istotnych kwestii filozoficznych, m.in. grzechu i kary, Boga, szatana, cierpienia, dobra i zła, ale na pierwszy plan wysuwają się jako tematy miłość i śmierć. Lektura Kwiatów zła skłania do refleksji nad sensem życia i jego najistotniejszymi problemami.

W oryginale zbiór Kwiaty zła dzieli się na sześć tematycznych części: Spleen i ideał, Obrazy paryskie, Wino, Kwiaty zła, Bunt, Śmierć. Tuż po wydaniu tomiku autor został pozwany do sądu z powodu skandalicznej, zbyt śmiałej i budzącej oburzenie tematyki wierszy. Obrazę obyczajów udowodniono trzynastu utworom ze stu tworzących cały zbiór; ostatecznie Baudelaire musiał zapłacić grzywnę i usunąć sześć wierszy (dopiero w trzecim, pośmiertnym wydaniu włączono je ponownie w całość tomu).

Na język polski wybrane wiersze z tomu Kwiaty zła przetłumaczyli Antoni Lange — zaliczany do pierwszego pokolenia poetów Młodej Polski pisarz, tłumacz, filozof, krytyk literacki, prekursor literatury fantastycznonaukowej, kolażu i imagizmu, nazywany „mistrzem poezji refleksyjnej” — i Zofia Trzeszczkowska — poetka i tłumaczka, która ukrywała swoją płeć, pisząc pod pseudonimem literackim Adam M-ski, odcinając się od środowiska literackiego, a komunikując się z redakcjami jedynie poprzez korespondencję listową.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Charles Baudelaire
Kwiaty zła
tłum. Antoni Lange, Adam M-ski
Epoka: Romantyzm Rodzaj: Liryka Gatunek: Wiersz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 79

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (3 oceny)
0
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Charles Baudelaire

Kwiaty zła

tłum. Antoni Lange, Adam M-ski

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-3072-1

Kwiaty zła

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Do czytelnika

Głupota — grzechy — błędy — lubieżność i chciwość 
Duch i ciało nam gryzą, niby ząb zatruty, 
A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty 
Tak jak żebracy karmią swych szat robaczywość. 
Upór jest w naszych grzechach, strach jest w naszych żalach, 
Za skruchę i pokutę płacim sobie drogo — 
I wesoło znów kroczym naszą błotną drogą, 
Wierząc, że zmyjem winy — w łez mizernych falach. 
A na poduszce grzechu szatan Trismegista1
Nasz duch oczarowany kołysze powoli, 
I tak trawi bogaty kruszec naszej woli 
Trucizną swą ten stary, mądry alchemista.  
Diabeł to trzyma nici, co kierują nami! 
Na rzeczy wstrętne patrzym sympatycznym okiem — 
Co dzień do piekieł jednym zbliżamy się krokiem 
Przez ciemność, która cuchnie i na wieki plami. 
Jak żebraczy rozpustnik, co gryząc przyciska 
Męczeńską pierś strudzonej starej nierządnicy, 
Kradniem rozkosz przejściową — w mroków tajemnicy, 
Jak zeschłą pomarańczę, z której sok nie tryska. 
Niby rój glist, co mrowiem gęstym się przewala. 
W mózgu nam tłum demonów huczy z dzikim śmiechem, 
A śmierć ku naszym płucom za każdym oddechem 
Spływa z głuchymi skargi jak podziemna fala. 
Jeśli gwałt i trucizna, ognie i sztylety 
Dotąd swym żartobliwym haftem nie wyszyły 
Kanwy naszych przeznaczeń banalnej, niemiłej, 
To dlatego, że brak nam odwagi — niestety! 
Ale pośród szakalów, śród panter i smoków, 
Pośród małp i skorpionów, żmij i nietoperzy, 
Śród tworów, których stado wyje, pełza, bieży, 
W ohydnej menażerii naszych grzesznych skoków — 
Jest potwór — potworniejszy nad to bydląt plemię, 
Nuda, co chociaż krzykiem nie utrudza gardła, 
Chętnie by całą ziemię na proch miałki starła, 
Aby jednym ziewnięciem połknąć całą ziemię. 
Łza mimowolna błyska w oczu jej pryzmacie, 
Ona marzy szafoty, dymiąc swe haszysze, 
Ty znasz tego potwora, co jak sen kołysze — 
Hipokryto, słuchaczu, mój bliźni, mój bracie! 

Błogosławieństwo

Gdy poeta za potęg najwyższym wyrokiem, 
Zstępuje na tej ziemi nudy i nieszczęście: 
Jego matka, w rozpaczy, z przerażonem okiem 
Bluźni — i przeciw Bogu podnosi swe pięście:  
«O, czemuż raczej łona nie strułam gadziną, 
Zanim na świat wydałam to szczenię ohydne! 
Bądź przeklęta, chwilowej rozkoszy godzino, 
Gdy tą pokusą drgnęło me łono bezwstydne. 
Boże, skoroś mnie wybrał śród trzody niewieściej 
Abym memu mężowi była widmem kary, 
I ponieważ nie mogę w całej mej boleści 
Jak list miłosny w ogień rzucić tej poczwary: 
Więc twą nienawiść dla mnie, ja odbiję w gniewie 
Na tym tworze wyklętym twoich złości lutych2, 
I tak gałęzie pognę w tym nikczemnym drzewie, 
Że nigdy nie wypuści pączków swych zatrutych». 
Tak szałem nienawiści warga jej się pieni, 
I, nie pojmując wiecznych wyroków pochodni, 
Sama przygotowuje w piekielnej bezdeni 
Stosy dla macierzyńskich zapalone zbrodni.  
Ale, pod niewidzialną anioła opieką, 
Wyklęte dziecko słońca upaja się czarem, 
I zatruty chleb czarny i zatrute mleko — 
Zdaje mu się ambrozją i boskim nektarem.  
Igra z wiatru powiewem, rozmawia z obłokiem 
I upaja się dźwiękiem dróg krzyżowych pieśni, 
A duch, co go w wędrówce śledzi krok za krokiem, 
Płacze, widząc, że wesół jak ptaszkowie leśni. 
Wszyscy, których chce kochać, patrzą nań z bojaźnią, 
Albo, rozzuchwaleni dziecięcia spokojem, 
Próbują, jaką dotknąć mogliby go kaźnią 
I łzy jego wywołać okrucieństwem swojem!  
Do wina i do chleba, które on połyka, 
Mieszają czarny popiół i nieczyste jady, 
Obłudnie precz rzucają, czego on dotyka, 
Skarżą się, że stąpali, gdzie nóg jego ślady.  
Jego kochanka stawa na rynkach publicznych, 
Wołając: «Gdym dość piękną dlań i dość wspaniałą, 
Ażeby on mnie wielbił, więc wzorem klasycznych 
Bogiń każę wyzłocić swe różane ciało! 
Upoję się kadzidłem i myrrą, i nardem, 
Mięsem płeć swą odświeżę, wykąpię się w winie, 
Aby poznać ze śmiechem, czy w tym sercu hardem 
Wywołam, że mnie będzie czcił jako boginię. 
A kiedy się bezbożną tą znudzę zabawą, 
Położę na nim dłoń swą mocną, choć bezsilną, 
I harpią swych paznokci bezlitośnie krwawą 
Do serca jego drogę znajdę nieomylną. 
I jak omdlałe ptaszę, co drżąc się szamota, 
Wydrę mu z łona serce jeszcze krwią bijące, 
I, ażeby nakarmić miłego mi kota, 
Z pogardą mu i śmiechem na ziemię je strącę». 
Ale tam, gdzie słoneczny widzi tron — w błękity 
Wznosi dłoń rozmodloną wieszcz pełen pogody, 
I drżą w nim jasnowidzeń błyskawiczne świty, 
I nie słyszy, jak huczą wzburzone narody.  
«Błogosławionyś Boże, co dajesz cierpienie, 
Jako boskie lekarstwo przeciw naszym grzechom, 
Jak najlepszej esencji przeczyste płomienie, 
Które silnych gotują ku świętym uciechom! 
Wiem, że ty zachowujesz miejsce dla poety 
W błogosławionych kołach twych świętych legionów, 
I że go przywołujesz na wieczne bankiety 
Cnoty i rozanieleń, panowań i tronów. 
Wiem, że ból — to jedyny herb na tym padole, 
Którego nie poruszą piekła ani nieba, 
I że, by mą mistyczną upleść aureolę, 
Na to wszystkich stuleci, wszech globów potrzeba.  
Lecz nieznane metale, perły z głębi morza, 
Zatracone klejnoty Palmiry3 odwiecznej, 
Cały ten skarb najdroższy, promienny jak zorza, 
Byłby na jasny diadem mój niedostateczny. 
Gdyż uwity on będzie z światłości przezroczej, 
Czerpanej z pierwotnego ogniska promieni, 
Z tych źródeł przenajświętszych, których ludzkie oczy 
Są jedynie zwierciadłem nędznym, pełnym cieni». 

Albatros

Czasami marynarze dla pustej zabawy 
Chwytają albatrosy, wielkie morskie ptaki, 
Co niby towarzysze spokojni mkną w szlaki 
Gorzkich otchłani morza, które prują nawy4. 
Zaledwie je na pokład załoga poniosła, 
A natychmiast te króle błękitu wspaniałe 
Bezsilnie opuszczają swoje skrzydła białe 
I ciągną je za sobą jak drewniane wiosła. 
Ten skrzydlak, jakże teraz na pokładzie nawy 
Niezdarnie się porusza! Jak on śmieszny tobie, 
Marynarzu, gdy fajkę twą glinianą dziobie 
I na niepewnych nogach się chwieje kulawy!  
Poeta jest podobny do tego chmur pana, 
Który burze wyzywa, który drwi z łucznika; 
Zaledwie gruntu ziemi stopą swą dotyka, 
Wnet chodzić przeszkadzają mu skrzydła tytana.  

Wzlot

Ach, ponad stawy, ponad doliny, 
Nad góry, lasy, chmury i morza, 
Aż poza słońce, za eter siny, 
Za sfer gwiaździstych dalne przestworza — 
Bujasz, mój duchu, zwijasz się w koło, 
Jak dobry pływak gdy fale noszą. 
Bezmierną głębię bruździsz5 wesoło 
Z niewysłowioną, męską rozkoszą. 
Leć! niech cię wyższa sfera otoczy, 
Oczyść w niej skrzydła, rzuć brudne męty, 
I jasny ogień górnych przezroczy 
Pij — jako nektar czysty i święty. 
Ach ponad nudy, ponad zgryzoty, 
Którymi życie jak mgłą się zmąca, 
Szczęsny, kto wzbił się śmiałymi loty, 
W pogodne kraje światła i słońca; 
Kto jak skowronek myślą w lazury 
Wylata rankiem pełen swobody; 
Kto zdoła spojrzeć na życie z góry, 
Pojąć szept kwiatu, mowę przyrody! 

Oddźwięki

Natura jest świątynią, kędy słupy żywe 
Niepojęte nam słowa wymawiają czasem. 
Człowiek śród nich przechodzi, jak symbolów lasem, 
One zaś mu spojrzenia rzucają życzliwe. 
Jak oddalone echa, wiążące się w chóry, 
Tak sobie w tajemniczej, głębokiej jedności, 
Wielkiej — jako otchłanie nocy i światłości — 
Odpowiadają dźwięki, wonie i kolory. 
Są aromaty świeże, jak ciała dziecinne, 
Dźwięczne i niby łąki — zielone; są inne 
Bogate i zepsute — silne, tryumfalne, 
Które się rozlewają w światy idealne, 
Jak ambra, benzoina, jako piżma wonie, 
Gdzie duch przenika zmysły i wzajem w nich tonie. 

Lubię tych nagich epok bawić się wspomnieniem...

Lubię tych nagich epok bawić się wspomnieniem, 
Których posągi Febus6 złocił swym promieniem. 
Wówczas mąż i niewiasta, w pełnym sił rozwoju, 
Pili rozkosz bez kłamstwa i bez niepokoju, 
A niebo, podniecając ich mlecz pacierzowy, 
Wzmacniało tylko zdrowie szlachetnej budowy. 
Wówczas łono Cybeli7, hojnej karmicielki, 
Nie liczyło swych dzieci za ciężar zbyt wielki; 
Wilczyca, z sercem wzdętym miłością, wspaniała, 
U swych brunatnych piersi wszechświat wykarmiała 
Mąż wyniosłej postaci, silny, mógł się śmiało 
Pysznić gronem piękności, co go królem zwało,