Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kwiaty grzechu, inny tytuł to „Kwiaty zła” to książka pesymistyczna – o widnokręgu czarnym i ponurym – w którym jednak od czasu do czasu – słyszysz jakąś dziwną nutę pozaziemską, nadprzyrodzoną, duchową. Istotnie bowiem, jeżeli nikt nie umiał tak jak Baudelaire malować ohydy ziemskiej – to nikt również nie umiał tak jak on oddawać słowem, mistycznym jak tajemnicze głosy aniołów latających nocą po niebie – rzeczy niematerialnych: nikt tak jak on nie umiał dematerializować rzeczy, wrażeń i języka. Spirytualizm czysty, niemal religijny, płynie z jego słów, tych słów, w których on unosił się najwyżej i najdalej ponad ziemskie brudy – i w których był najbardziej sobą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 63
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Charles Baudelaire
Kwiaty grzechu
przekład:
Antoni Lange i Zofia Trzeszczkowska
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Tekst wg edycji z roku 1894.
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7639-321-6
Wypuszczając tomik „Kwiatów Grzechu” Baudelaire'a, zamierzyliśmy zapoznać ogół z nową i najnowszą poezją Europy i Ameryki. Nie chcąc się zacieśniać do chwili bieżącej, zwrócimy uwagę na wszystkich wielkich poetów XIX wieku.
Oto główniejsi autorzy, których pisma będą ogłoszone: Tennyson, Swinburne, D. G. Rossetti, Rob. Browning, Elżb. Browning, Mary Robinson, Wiliam Morris; Liliencron, Ibsen, Björnson, Tenger, Öhlenschläger; Baudelaire, Leconte de Lisle, Sully Prudhomme, Coppée, Banville, Richepin, Haraucourt, Bouchor; Mallarmé, Verlaine, Moréas, Rodenbach, Verhaeren, Maeterlinck; Zorilla, Becquer, Campoamor; Carducci, Giacomo, Scarfoglio, d'Annunzio; Kis, Władysław Arany; Nadson, Vrchlicky, Zeyer, Swiętopełk Czech, Neruda.
Również będą zamieszczeni: Byron, Shelley, Keats, Coleridge, Wordsworth; Goethe, Schiller, Lenau, Heine, Hammerling; Longfellow, Walt - Whitman, E. Poë; W. Hugo, Musset, Vigny, Lamartine; Giusti, Manzoni, Leopardi; Kisfaludy, Vörösmarty, Jan Arany, Petöfi; Lermontow, Kollar, Macha, Tupy i i.
Korzystać będziemy z tłumaczeń już istniejących, jak również postaramy się o współpracownictwo najlepszych pisarzy, którzy się oddają tłumaczeniom poezji.
Karol Baudelaire urodził się w Paryżu w r. 1821, umarł w Brukselli w r. 1867. Przeznaczony do handlu przez ojczyma swego, wysłany został po ukończeniu szkół w podróż do Indji Wschodnich – zwiedził Madagaskar, wyspę Bourbon, morze Indyjskie, zatokę Perską, Cejlon, wybrzeża Indochin i Indostanu. Wcześnie już objawiły się w nim skłonności literackie, a podróż ta nietylko go nie odciągnęła, ale przeciwnie, dała mu tyle wrażeń nowych, nieznanych, pięknych, słonecznych, że tylko nowy obudziła w nim zapał do sztuki [z podróży tej sprowadził sobie Baudelaire dziewczynę malajską – która, choć nie była jedyną miłością poety, dała mu natchnienie do wielu pięknych utworów, jak „Parfum exotique”, „Chevelure”, „Sed non satiata”, „Je t'adore à l'égal de la voûte nocturne”, „A une malabraise” etc. Była to owa dziewczyna o zapachu „piżma i hawany” – która mu niejedną chwilę ciężkiego życia słodziła wspomnieniami dalekich egzotycznych krajobrazów indyjskich. Żył z nią do końca swego życia duchowego, gdyż na parę lat przed śmiercią duch jego uleciał pod drugoczącem działaniem rozmiękczenia mózgu]. To też po powrocie do Francji już nie było mowy o handlu: powołanie Baudelaire'a było zdecydowane. Niewielki majątek jaki przypadł mu w udziale, prędko został wyczerpany – i odtąd przez całe życie Baudelaire żył w wielkim niedostatku, niewiele bowiem mógł zarobić piórem. Prace pozostałe po nim są nieliczne, ale pierwszorzędnej wartości. Główną i najważniejszą książkę jego stanowią „Kwiaty Grzechu” (Fleurs du mal), tom poezji pisany od roku 1840, po raz pierwszy wydany w r. 1857. Mamy dalej „Poèmes en prose” i parę nowel; „Paradis artificiels”, dziwaczne studjum o działaniu opjum, haszyszu i wina; nadto, 2 tomy studjów literacko-artystycznych o salonie, o Rysz. Wagnerze, o pisarzach współczesnych. Nakoniec wydał 5 tomów tłumaczeń z Edgara Poe. W r. 1889 p. A. Crépet ogłosił tom pośmiertny Baudelaire'a: są tam próbki dramatów, nowel, plany studjów literackich i romansów; fragmenta wierszy, poematów; oderwane myśli, wreszcie noty w rodzaju pamiętnika: w ogóle jednak spadek-to nie bogaty.
Najważniejszem jego dziełem są „Kwiaty Grzechu”, można powiedzieć jedynem, gdyż, jak każdy istotnie wielki poeta, Baudelaire miał tylko jedną książkę w głowie i cokolwiek pomyślał – wchodziło do tej książki. Nie dajemy tu dzieła w całości i nie jest to wydanie takie, o jakiem tłumacze marzyli, ale czytelnik znajdzie tu niemal połowę dzieła i z podanego całość osądzić będzie w stanie. Od pierwszych niemal słów uderza nas zupełne niepodobieństwo tej poezji do wszystkiego, cokolwiek w życiu czytaliśmy. Język odrębny, ścisły, bogaty, pofałdowany; koloryt dziwny, ciemny, zachodowy; zapach i smak ostry, gryzący: budzą w czytelniku wrażenie nowe, czasami podziwu, czasami przerażenia, czasami bólu. Stworzyłeś nowy dreszcz – mówił o nim Wiktor Hugo. Sainte-Beuve nazwał jego poezję – kioskiem albo jurtą dziwnej architektury. Stoi on zawsze na ostatecznej granicy myślenia – powiada T. Gautier. Bourget zaś bardzo słusznie się wyraża: – Baudelaire wyobraża najwyższy szczyt rozwoju sztuki: po nim może nastąpić tylko upadek. Ten upadek widzi już w Baudelairze Teofil Gautier, określając jego język, jako „marbrée déjà des verdures de la décomposition”. Magnus parens – Wielki Ojciec – tak go nazwał Vrchlicky w swoich „Profilach poetów francuzkich” – i istotnie – cała dzisiejsza generacja poetów francuzkich wykształciła się na Baudelairze – i jemu zawdzięcza swe narodziny. Haraucourt, Bourget, Tailhade, Richepin, Bouchor; Rodenbach, Verhaeren; Verlaine, Mallarmé – i cała plejada najmłodsza – wszystko idzie z Baudelaire'a. Generacji tej nadają miano dekadentów, która to nazwa prawdopodobnie powstała z paru słów Teofila Gautier. Nazwa ta ma tyle sensu, co wszystkie etykiety: nie naszą zresztą jest rzeczą na tem miejscu mówić o tym przedmiocie.
Wrócimy tymczasem do „Kwiatów Grzechu”. Ta bolesna księga dzieli się na parę części, których nazwy w wydaniu naszem pominęliśmy, ale na tem miejscu je zaznaczymy. Są to – Spleen i Ideał – Obrazy paryzkie – Kwiaty Grzechu – Wino – Bunt – Śmierć. Księga Baudelaire'a wyobraża duszę ludzką w nudzie i utęsknieniu pogrążoną, – a która szuka i pragnie Ideału – i po przez szaleństwa – marzenia – upojenia – rozkosze – okrucieństwa – udręczenia – bunty – upadki – rozczarowania – rozpacze dąży do harmonji – do akordu – do szczęśliwości – ale znajduje ją tylko w jednej Śmierci.
Jestto więc książka pesymistyczna – o widnokręgu czarnym i ponurym – w którym jednak od czasu do czasu – słyszysz jakąś dziwną nutę pozaziemską, nadprzyrodzoną, duchową. Istotnie bowiem, jeżeli nikt nie umiał tak jak Baudelaire malować ohydy ziemskiej – to nikt również nie umiał tak jak on oddawać słowem, mistycznem jak tajemnicze głosy aniołów latających nocą po niebie – rzeczy niematerjalnych: nikt tak jak on nie umiał dematerjalizować rzeczy, wrażeń i języka. Spirytualizm czysty, niemal religijny, płynie z jego słów, tych słów, w których on unosił się najwyżej i najdalej ponad ziemskie brudy – i w których był najbardziej sobą.
A. L.
Poecie bez zarzutu,
doskonałemu czarodziejowi
pieśni francuzkiej,
ukochanemu i uwielbionemu
mistrzowi swemu i przyjacielowi
Teofilowi Gautier
z uczuciem najgłębszej pokory
ofiaruję te kwiaty boleściwe.
K. B.
Głupota – grzechy – błędy – lubieżność i chciwość
Duch i ciało nam gryzą, niby ząb zatruty,
A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty
Tak jak żebracy karmią swych szat robaczywość.
Upór jest w naszych grzechach, strach jest w naszych żalach,
Za skruchę i pokutę płacim sobie drogo –
I wesoło znów kroczym naszą błotną drogą,
Wierząc, że zmyjem winy – w łez mizernych falach.
A na poduszce grzechu szatan Trismegista
Nasz duch oczarowany kołysze powoli,
I tak trawi bogaty kruszec naszej woli
Trucizną swą ten stary, mądry alchemista.
Diabeł to trzyma nici, co kierują nami!
Na rzeczy wstrętne patrzym sympatycznem okiem –
Co dzień do piekieł jednym zbliżamy się krokiem
Przez ciemność, która cuchnie i na wieki plami.
Jak żebraczy rozpustnik, co gryząc przyciska
Męczeńską pierś strudzonej starej nierządnicy,
Kradniem rozkosz przejściową – w mroków tajemnicy,
Jak zeschłą pomarańczę, z której sok nie tryska.
Niby rój glist, co mrowiem gęstem się przewala.
W mózgu nam tłum demonów huczy z dzikiem śmiechem,
A śmierć ku naszym płucom za każdym oddechem
Spływa z głuchemi skargi jak podziemna fala.
Jeśli gwałt i trucizna, ognie i sztylety
Dotąd swym żartobliwym haftem nie wyszyły
Kanwy naszych przeznaczeń banalnej, niemiłej,
To dlatego, że brak nam odwagi – niestety!
Ale pośród szakalów, śród panter i smoków,
Pośród małp i skorpjonów, żmij i nietoperzy,
Śród tworów, których stado wyje, pełza, bieży,
W ohydnej menażerji naszych grzesznych skoków –
Jest potwór – potworniejszy nad to bydląt plemię,
Nuda, co, chociaż krzykiem nie utrudza gardła,
Chętnieby całą ziemię na proch miałki starła,
Aby jednem ziewnięciem połknąć całą ziemię.
Łza mimowolna