69,60 zł
Radykalne wybaczanie, kosmiczne prawo jedności – to jest prawdziwa szczęśliwość. A według zasady bioniki, właśnie ten wyjątkowy stan emocjonalny jest bardzo potężnym przełącznikiem wpływającym na zdrowie, procesy starzenia i samopoczucie. Odszyfrowuje, jak to działa, w swoim fascynującym planie szczęśliwości. Oprócz podstawowych praw, autorzy wyjaśniają, w jaki sposób stany najwyższego szczęścia mogą wywołać mentalnie w ukierunkowany sposób, aby aktywować enzymy, hormony i neuroprzekaźniki, a choroby dezaktywować. Pokazują, jak ważna jest natura w budzeniu w nas tego błogiego stanu. Uczucia szczęścia i niezniszczalnego zdrowia są teraz (wstępnie) zaprogramowane. Poznaj kod do programu szczęśliwości.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 426
REDAKCJA: Irena Kloskowska
SKŁAD: Krzysztof Nierodziński
PROJEKT OKŁADKI: Krzysztof Nierodziński
TŁUMACZENIE: Piotr Lewiński
Wydanie I
Białystok 2023
ISBN 978-83-8301-219-3
Tytuł oryginału: Die Urquelle der Gluckseligkeit
Die Urquelle der Glückseligkeit.
Wie wir durch unser Bewusstsein Hochgefühle aktivieren können
by Ulrich Warnke, Florian Warnke
© 2021 by Arkana a division of Penguin Random House Verlagsgruppe GmbH, München, Germany
© Copyright for the Polish edition by Studio Astropsychologii, Białystok 2022
All rights reserved, including the right of reproduction in whole or in part in any form.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy żadna część tej książki nie może być powielana w jakimkolwiek procesie mechanicznym, fotograficznym lub elektronicznym ani w formie nagrania fonograficznego. Nie może też być przechowywana w systemie wyszukiwania, przesyłana lub w inny sposób kopiowana do użytku publicznego lub prywatnego – w inny sposób niż „dozwolony użytek” obejmujący krótkie cytaty zawarte w artykułach i recenzjach.
Książka ta zawiera informacje dotyczące zdrowia. Wydawca dołożył wszelkich starań, aby były one pełne, rzetelne i zgodne z aktualnym stanem wiedzy w momencie publikacji. Tym niemniej nie powinny one zastępować porady lekarza lub dietetyka, ani też być traktowane jako konsultacja medyczna lub inna. Jeśli podejrzewasz u siebie problemy zdrowotne lub wiesz o nich, powinieneś koniecznie skonsultować się z lekarzem, zanim samodzielnie rozpoczniesz jakikolwiek program poprawy zdrowia. Wydawca ani Autor nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek negatywne skutki dla zdrowia, mogące wystąpić w wyniku stosowania zaprezentowanych w książce metod.
Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku.
www.facebook.com/Wydawnictwo.Studio.Astropsychologii
15-762 Białystok
ul. Antoniuk Fabr. 55/24
85 662 92 67 – redakcja
85 654 78 06 – sekretariat
85 653 13 03 – dział handlowy – hurt
85 654 78 35 – www.talizman.pl – detal
strona wydawnictwa: www.studioastro.pl
Więcej informacji znajdziesz na portalu www.psychotronika.pl
Poszukiwanie praźródła szczęśliwości staje się odkrywaniem nas samych. Nie jesteśmy wprawdzie pierwszym pokoleniem, które wyrusza na te poszukiwania, dzieje się tak oczywiście już od tysięcy lat. My, ludzie współcześni, jesteśmy jednak uprzywilejowani. Osobliwością naszych czasów jest mianowicie to, że tradycyjne pisma, które zawierały wskazówki, jak odnaleźć szczęśliwość, dopiero teraz możemy właściwie interpretować. Przyczyną tego jest dyscyplina naukowa zwana filozofią kwantową, która otwiera przed nami nieznane wcześniej bramy zrozumienia.
Napisaliśmy tę książkę, aby mogła stymulować myślenie o nowych treściach, a przez to – jak wszystkie poprzednie „książki Warnkego” na temat filozofii kwantowej – posłużyć jako przygotowanie do zmiany paradygmatu. Ten nowy sposób myślenia wynika z tego, że przemiana nie jest możliwa dla każdego z nas, póki dzięki poznaniu nie będziemy w stanie rozwinąć w sobie głębokiej wiary.
Ta coraz bardziej konieczna zmiana paradygmatu wpisuje się w trend przejścia od redukcjonizmu do holizmu. Redukcjonizm pozostaje metodą nauki od mniej więcej 250 lat: świat jest rozkładany na coraz mniejsze fragmenty. Holizm zaś jest podejściem, które występowało w ludzkim myśleniu już tysiące lat przed Chrystusem, do którego jednak dzisiaj w pewnym szaleństwie hipertrofii nie chcemy już się uciekać. Zmienia się to jednak od dłuższego czasu. Stopniowo zdajemy sobie sprawę, że nasza dotychczasowa wiodąca zasada rozwoju społeczeństwa zawodzi. Konserwatywna nauka nie dysponuje wystarczającą wiedzą. Wszystko to, co umożliwia jej powstanie, a mianowicie świadomość, jest z niej kategorycznie wykluczane.
Przedstawimy wiarygodne modele, nad którymi można rozmyślać w dosłownym tego słowa znaczeniu. Modele zazwyczaj prezentuje się tak, jakby opisywały istniejącąrzeczywistość, tak też postąpimy w tym przypadku. Nasze modele nie zostały jednak dowiedzione. Jesteśmy jednak w dobrym towarzystwie, bo prawie wszystko, co nauka nam wyjaśnia, to tylko modele.
• • •
Czym jest szczęśliwość? Czy jest to ostateczne poczucie szczęścia? Nie – to znacznie więcej. Nie jest to uczucie lecz stan, który pojawia się nieomal automatycznie dzięki poznaniu. Jest to najwyższa forma wyrazu natury ludzkiej. Zostanie to opisane w tej książce. Ale jak można odnaleźć szczęśliwość? Pytanie to prowadzi nas w rzeczywistości wprost do tego, czym jest nasza prawdziwa natura – do naszej jaźni.
Dla uzyskania tego poznania wykorzystujemy trzy filary. Po pierwsze, dzisiejsze wyniki naukowe w dziedzinie fizyki kwantowej. Po drugie, ponieważ nauki przyrodnicze wykazują ogromne niedostatki w problematyce umysłu i duszy, zwrócimy się ku najdłużej istniejącym doktrynom, które niegdyś także nazywano nauką: do duchowych tradycji rejonu Himalajów, w szczególności świętych ksiąg Wed, do których odnosili się też fizycy Erwin Schrödinger (1887-1961), Niels Bohr (1885-1962) oraz Werner Heisenberg (1901-1976). Ściśle wiążą się z tym sekretne treści alchemii. Obie nauki, wedanta i alchemia, są historycznie spokrewnione; która z nich jest dawniejsza, nie sposób już dzisiaj stwierdzić. Trzecim filarem naszych rozważań będą nasze najbardziej osobiste indywidualne doświadczenia, oderwane od wszystkich sugestii otoczenia; bardziej realne i prawdziwe aniżeli wszystko, co przedstawia nam się jako „prawdę”. Ale uwzględniamy także rozmaite doświadczenia ludzi godnych zaufania, na przykład C. G. Junga (1875-1961) oraz szeregu znanych fizyków i pionierów badań, którzy opisują swoje przeżycia.
Te trzy filary razem wzięte dają logiczny i nowy obraz, którego jak dotąd nie znaleźliśmy nigdzie w takiej postaci, w jakiej go dalej zaprezentujemy. Centralne miejsce zajmują tu określone informacje, które tylko dzięki świadomości pojawiają się jako poznanie, z którymi możemy się identyfikować jako ludzie poszukujący. Ta, jak ją tu nazywamy, ścieżka poznania prowadząca do rzeczywistości dzięki zdolności twórczej, jest drogą ogromnie fascynującą i ważną dla naszego indywidualnego rozwoju, a także dla rozwoju społeczeństwa, dostępną dla każdego z nas.
• • •
Dlaczego społeczeństwo potrzebuje tej nowej perspektywy? W imię „postępu” obrało ono drogę pełną niedociągnięć, która poszczególnych jego członków pozbawia wielu rzeczy. Życie większości ludzi ma do zaoferowania znacznie więcej niż to, czego na co dzień rutynowo doświadczają. Życie to nie tylko rozwój gospodarczy za wszelką cenę, prowadzenie interesów, imprezy towarzyskie, samochody i moda – czyli więcej niż te pierwszoplanowe tematy medialne atakujące nas ze wszystkich stron, za którymi stoją przeważnie interesy określonych grup. Oczywiście powinniśmy zadbać o to, by było nam jak najbardziej komfortowo, ale dziś to już nie my podejmujemy decyzje, w dużej mierze decydują o nas inni.
Przy tym cały system natury wygląda całkiem inaczej niż to sobie dzisiaj wyobrażamy. Żyjemy według fałszywych przesłanek. Nauki przyrodnicze kierują nas zawsze tylko w jedną stronę – ku pokawałkowanemu światu fizycznemu. Życie jednak w żadnym razie nie ma charakteru czysto materialnego. Właśnie fizyka kwantowa odnajduje od wielu dziesięcioleci dominujący wszystko składnik umysłowego wpływu. Podsumowują to takie określenia jak efekt obserwatora czyparadoks Zenona. Niestety szerokie kręgi społeczeństwa prawie nic o tym nie wiedzą poza niezdefiniowanymi frazesami jak przeskok kwantowy czyuzdrawianie kwantowe, które są zresztą nieprawidłowo stosowane (uzdrawianie kwantami to nonsens).
Istnieją dowody, że niektórzy ludzie dawnych epok nawet dziesięć tysięcy lat przed naszą erą byli lepiej od nas zorientowani w temacie tych podstawowych filarów umysłowo-duchowego życia człowieka. Dlaczego ta pradawna ścisła i zrozumiała wiedza nie miałaby także dzisiaj być ponownie uwzględniana i wykorzystywana? Niewątpliwie urządzamy sobie życie według naszych myśli. A te wynikają przeważnie z tego, co przeżywamy i czego doświadczamy na co dzień. A jeśli ta zasada prowadzi nas w niewłaściwym kierunku, ponieważ nasze doświadczenia nie są właściwe dla naszego dalszego rozwoju?
W naszym społeczeństwie nauki przyrodnicze są zasadą przewodnią. Zwłaszcza dyscypliny, które odkrywają pewne aspekty człowieka, a więc fizyka, medycyna, a w coraz większym stopniu także psychologia, zdają się całkowicie na twierdzenia nauk przyrodniczych. A jeśli są one niekompletne, a nawet – jeśli chodzi o zagadnienie życia – wręcz błędne? W rzeczywistości nauka, jakiej się obecnie naucza w kategoriach czysto materialnych, jest w kluczowych obszarach niekompletna, a nawet oderwana od życia. Prowadzi to człowieka w fałszywym i szkodliwym kierunku i dezorientuje osoby o szerszych perspektywach. Jak wiadomo, na przykład nie wszystko, co jest technicznie wykonalne, jest też dobre dla człowieka, natury i życia. Dlaczego więc to robimy? Dyscypliny przyrodnicze w znacznym stopniu zdegenerowały się do poziomu nauki na zamówienie; są w dużej mierze finansowane przez gospodarkę przemysłową. Tematyka umysłu i duszy jest z nich rygorystycznie wykluczana. Nie można na niej wystarczająco dużo zarobić. Wmawia nam się, ukierunkowując naszą uwagę za pomocą mediów, że świat znajduje się na zewnątrz nas. Związane z tym wrażenia zmysłowe i odpowiednie doznania kształtują nasz indywidualny umysł i strukturę duszy. W efekcie społeczną normą stało się poświęcanie myśl i uczuć światu zewnętrznemu. W ten sposób nasze reakcje są utrwalone w ściśle znormalizowanych ramach. Zostało tam już tylko niewiele miejsca dla intuicji języka duszy. Ale jesteśmy całkowicie w błędzie, jeśli sądzimy, że dzisiejsza specjalistyczna wiedza nauk przyrodniczych, która uznaje wyłącznie „zewnętrzność”, jest dla nas ważniejsza i bardziej znacząca niż doświadczenia z własnego życia wewnętrznego. Wszystkie doświadczenia, także dyscyplin przyrodniczych, są według twierdzeń nauki zawsze subiektywne, odbywają się jedynie w nas, świat zewnętrzny należy do struktury naszego umysłu i duszy.
Prawdziwej szczęśliwości można doświadczyć tylko wtedy, kiedy potrafimy powrócić tam, gdzie nasze źródło. Ogólnie rzecz biorąc, możemy zidentyfikować to źródło jako uniwersalną jedność. W dzień i w nocy żyjemy jednak nie w jedności, lecz w różnorodności. Wynika to z tego, że nasze „ja” jest bardzo dominujące. Pracuje ono z udziałem rozumu. Rozum analizuje, osądza i ocenia. Oznacza to rozdzielanie, separację, fragmentację.
Musimy znaleźć drogę, która doprowadzi nas z powrotem do jedności, ilekroć tego zechcemy i będziemy potrzebować. Nie jest to takie proste, jak próbują nas przekonywać niektórzy rzekomi eksperci. Dlaczego?
Z jednej strony wynika to stąd, że my – kierując się nauką i interesami gospodarczymi – coraz bardziej oddzielamy się od jedności, która nas stworzyła. Poprzez kolejne podziały pogłębia się niebezpieczny brak harmonii, co dotyka ostatecznie znacznej części całego społeczeństwa: dominuje wówczas brak pokory i wzajemnego szacunku oraz prostackie samozadowolenie. Z drugiej strony niewiele osób wie, czym jest istota życia i jak je zoptymalizować.
Istnieje jednak warte starań życie za kulisami pozorów: opanowanie i wzięcie w posiadanie pola jedności nazywanego we wszystkich tradycjach polem miłości i szczęśliwości. Ale przyzwyczajenia i uwarunkowania w społeczeństwie, które przez wiele pokoleń było masowo fałszywie kształtowane, ogromnie utrudniają rozpoznanie tego pola. Konsekwencją miłości jest zawsze zjednoczenie. W obecnej epoce jednak termin miłość bywa nadużywany. Oznacza on dziś raczej namiętność, która zakłada znaczny stopień egoizmu. Ego szuka szybkiej i powierzchownej satysfakcji, a tym samym ukrywa to, co rzeczywiście piękne.
• • •
Lepszą drogą dla nas, ludzi, jest to, co przedstawimy w tej książce. Natura wyposażyła nas w zdolność myślenia. Myślenie to przetwarzanie informacji. Aby rozpoznać informacje jako takie, mamy świadomość. Świadomość odpowiada – bez jakichkolwiek wyjątków – za wszystko, co istnieje. Bez niej nie wiedzielibyśmy niczego, wszystko byłoby puste, nie docierałyby już do nas żadne informacje. Jednak świadomość jest konieczna nie tylko do rozpoznawania informacji, lecz także do celowego ich przetwarzania – nazywa się to procesem umysłowym. Dlatego świadomość pociąga za sobą zawsze pojawienie się umysłu.
Naszym celem jest opanowanie naszego jednostronnie ukształtowanego indywidualnego umysłu, a przez to przemiana uwarunkowanego nawykowego charakteru naszej osobowości.
Istnieje uniwersalna mistyczna filozofia, równie naturalna jak życie i równie stara jak człowiek. Wszyscy mistycy mówili w sposób wiarygodny o intensywnych doświadczeniach świata wewnętrznego, który zapewnia nam znacznie więcej dobrego samopoczucia, radości i „zachwytu”, niż może kiedykolwiek dostarczyć świat rzekomo zewnętrzny.
Wspomnieliśmy, że dawne tradycje zawsze mówią o polu bezwarunkowej miłości. Dlaczego mielibyśmy odrzucać tradycje? W tradycyjnej alchemii zakodowano pewne instrukcje, musimy je tylko odczytać. Służy to przejściu od powszechnej ignorancji bez żadnych intuicyjnych odczuć do mistycznej transcendencji i błogiej rzeczywistości. Tutaj dusza raduje się w najprawdziwszym znaczeniu tego słowa.
• • •
Wszyscy zostaliśmy ukształtowani przez wzorce myślowe naszej współczesności. Wynikają one z norm społecznych, które mogą być zupełnie fałszywe: wpojeń z okresu dzieciństwa, narzuconych, czyli zewnętrznie kontrolowanych potrzeb, rozproszenia spowodowanego koniecznością zarabiania pieniędzy, a wreszcie nawyków, które często są niczym innym jak wynikiem wygody.
Do tego dochodzi jeszcze to, że nasza ukierunkowana na badanie świata zewnętrznego nauka rzekomo nie może pokazać nam naturalnej rzeczywistości jedności umysłu, duszy i ciała. Nie potrafi też przybliżyć żadnego przenikającego umysł mistycznego uniwersum. Wręcz przeciwnie: nauka szczyci się tym, że pomija wszelkie momenty związane z umysłem i duszą. A przy tym to właśnie ona je wykorzystuje. Bo przecież bez aktywności umysłu i duszy w ogóle nie byłoby nauki.
Zło spowodowane przez samooszukiwanie się jest dziś szeroko rozpowszechnione i coraz bardziej narasta. Natura jest przy tym spychana na boczny tor, co jeszcze pogarsza całą sytuację. Mamy tylko dwie możliwości: albo zmienimy nasze wyobrażenia i założenia, albo pozostaniemy ustawicznie sfrustrowani, ponieważ otoczenie nie zachowuje się tak, jak by to było konieczne dla naszego dobra. Ponadto dokładnie czujemy, że musi istnieć coś więcej niż życiowa rutyna, nie wiemy jednak, gdzie tego szukać.
W naszej książce pokażemy krok po kroku, jakie są prawidłowości naszego życia i co można z nimi zrobić. Kiedy już zrozumiemy i zapamiętamy wiedzę, którą stopniowo tu przedstawiamy, to codzienny myśliciel w nas pozostający w określonym stanie świadomości, który szczegółowo później opiszemy, przeskoczy dzięki nowej perspektywie do myślenia zorientowanego na cel, aby urzeczywistnić szczęśliwość. Chodzi o pole jedności, które istnieje w każdym z nas. Naszym celem jest świadome jego odnalezienie. Część pierwsza książki opisuje aktorów tego procesu. Część druga wprowadza mechanizmy aktywności. Część trzecia wskazuje cel, który należy osiągnąć. Część czwarta, autorstwa Floriana Warnke, wyjaśnia, dlaczego więź z naturą w ogóle umożliwia osiągnięcie tego celu.
Rzekł Jezus: „Kto szuka, niech nie ustaje w poszukiwaniu, aż znajdzie. A jeśli znajdzie, zadrży. Jeśli zadrży, będzie zdumiony i będzie panował nad Pełnią”.
Ewangelia Tomasza, Logia 21
(przekład A. Dembska, W. Myszor)
Kiedyś człowiek był istotą duchową. Zstąpił tylko dlatego, że został pozbawiony duchowych skrzydeł, przyodziany w fizyczne ciało. Wyrwie się ponownie z tego zmysłowego ciała, ponownie wstąpi do świata umysłu i duszy.
Platon1
Szczęście i bycie szczęśliwym to słowa powszechnie dzisiaj używane. Inaczej jest ze szczęśliwością, określenie to pojawia się raczej rzadko.
Znamy przecież z codziennego życia rozmaite przyjemności zmysłowe, które dają nam głęboką radość, niektóre nazywamy też szczęściem. Szczęścia poszukujemy zazwyczaj w spełnieniu pragnień, sukcesie, pieniądzach, używaniu życia. Już prezentowane codziennie filmy telewizyjne często sugerują, że szczęście wiąże się z materialnym bogactwem, prestiżem i pozycją społeczną. Ale wszystkie dotychczasowe ankiety pokazują, że taki rzekomy stan szczęścia ego jest bardzo krótkotrwały i kruchy. Powstaje stąd pragnienie posiadania coraz to więcej i więcej, które ogarnia całe społeczeństwa, a w dłuższej perspektywie niszczy środowisko naturalne.
Bycie szczęśliwym to coś znacznie mniej wymiernego. Uszczęśliwia nas już trwający przez krótką chwilę uśmiech posłany przez stojącą obok osobę. Także, gdy będąc przemarzniętymi, otrzymujemy gorący napój lub też możemy nawet wygodnie usiąść przy kominku, odczuwamy błogą radość i zadowolenie, ogarnia nas szczęśliwy nastrój. Tyle jest okazji, musimy tylko rozpoznać i celebrować te szczęśliwe chwile.
Czym jednak jest szczęśliwość?
Oznacza ona szczególny, błogi, nadzmysłowy stan mający ogromny wpływ na naszą osobowość i zdolności. Jest to najwyższa forma wyrazu natury ludzkiej. Większość ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Występuje jednak tęsknota za tym stanem. Kryje się za tym prawdziwa rzeczywistość, jakże różna od złudnej codziennej realności. Temu stanowi czystej szczęśliwości towarzyszy radość, spokój umysłu, poczucie bezpieczeństwa i harmonii. Uzyskujemy wtedy intuicyjną wiedzę o całym dziele stworzenia wokół nas, którego jesteśmy częścią. zachodzi w nas niewiarygodna przemiana.
Wiele osób pamięta, że jako dziecko w wieku pięciu czy sześciu lat odczuwali miłość do wszystkiego, tak piękną, tak błogą, nie do opisania cudowną, niezapomnianą. Co jakiś czas przeżycie to powraca później na nowo jako rzadka iskierka poczucia jedności. Przeżywanie kontaktu z przyrodą wyzwala niekiedy ten stan wszechogarniającej miłości, jak to wyjaśnimy w części czwartej naszej książki.
Szczęśliwość jest stanem podstawowym, który został przesłonięty. Kiedy jednak ponownie odkryjemy go dla siebie, będzie nam zawsze towarzyszyć w sposób uśpiony, a w okolicznościach, kiedy będziemy tego chcieć i mieć taki zamiar, objawi się w całej swojej wspaniałości. Istotna jest świadoma wola przeżywania tego stanu, co w przypadku zwyczajnych uczuć nie jest możliwe. Kiedy się postanawia: „chcę teraz odczuwać radość”, to oczywiście nie zadziała to. Nie można świadomie kierować uczuciami, pojawiają się one i znikają według własnych reguł pod wpływem naszych rozedrganych myśli bądź też mniej lub bardziej przypadkowych wpływów zewnętrznych. Natomiast przywołania stanu szczęśliwości można sobie zażyczyć w każdej chwili.
Ta droga poznania, którą będziemy nazywać ścieżką poznania, przebiega w zupełnie inny sposób niż te, które nam się wszędzie poleca. Przebycie tej prawdziwej drogi, jak to tutaj chcemy opisać, jest indywidualnym, transpersonalnym aspektem ludzkiej ewolucji.
Przeciwieństwem szczęśliwości jest to, co nazywamy nieszczęśliwością, a więc splot rozczarowań, depresji, poczucia straty, przygnębienia – w sumie stan negatywnego nastroju z nutą wewnętrznej udręki.
Nieszczęśliwość, dokładnie tak jak szczęśliwość, jest stanem, który u osoby nim dotkniętej zmienia sposób postrzegania świata. A nieszczęśliwość równie trudno opisać przy użyciu pojęć jak szczęśliwość – tyle że przytrafia nam się częściej i możemy ją częściej przeżywać, zwłaszcza w związku z bliskimi ludźmi i chwilami. Przychodzi mi tu na myśl pewien przykład: ukochany zwierzak domowy, dajmy na to kocur, który zawsze był częścią naszego otoczenia. Jeśli empatia oznacza odczuwanie uczuć innych, to dotyczy to także relacji między zwierzętami a ludźmi w ramach społeczności. Kot choruje, nic mu już nie pomaga, kiedy więc zbliża się śmierć aż do ostatniej chwili szuka on bezpośredniej bliskości nas, ludzi. W chwili umierania nie chce być samotny. Nieszczęśliwość, wynikająca też z bezradności wobec choroby, jest wtedy nie do opisania i w jakiś sposób zmienia podejście do całego świata. To nowe, specyficzne nastawienie utrzymuje się jeszcze długo po tym wydarzeniu, wprawdzie stale słabnie, pozostaje jednak niezapomnianym podstawowym doświadczeniem.
Dlaczego zdefiniowanie szczęśliwości jest tak trudne? Uczucia i nastroje kategorycznie lepiej dają się opisać. Ale szczęśliwość nie jest żadnym uczuciem, lecz tym, co nazywamy stanem, jak uprzejmość, szczerość, harmonia, piękno, spokój, wszystko, co działa, uwalniając nasze umysłowe ograniczenia. Ograniczenia te wynikają z naszych uwarunkowanych, wyuczonych więzi, ustalonych ról społecznych, panujących stereotypów i ideologii.
• • •
Dyscyplina naukowa zwana psychofizjologią odkryła, że z powodu naszych powstających w różnych sytuacjach uczuć w organizmie produkowane są podobne do hormonów chemiczne substancje przekaźnikowe – i odwrotnie, te substancje przekaźnikowe, kiedy wprowadzi się je do organizmu, mogą wywoływać uczucia. Na tej zasadzie działają też narkotyki. Każde uczucie pracuje w naszym organizmie z określoną kombinacją tych substancji przekaźnikowych – co ciekawe jednak: mogą one wywoływać uczucia, mogą też jednak być ich efektem. Jedno zawsze skutkuje drugim, jest to typowe dla mechanizmów psychoinformacyjnych. Dlatego też ludzkość już od zarania dziejów próbowała dzięki zażywaniu narkotyków roślinnych przeżywać stany uszczęśliwienia. W pewnej modlitwie Rigwedy, najstarszej z hinduskich wed, wzywa się na przykład Somę (grzyb soma o silnym działaniu psychodelicznym), „ujawniającą duszę”, aby znaleźć się w nieprzemijającym świetle, w niezniszczalnym, nieśmiertelnym świecie, gdzie panuje nieskończona radość (RW VIII, 48, 3).
Szczęśliwość cechuje się tym, że jest zawsze stanem pierwotnym, a ponadto aktywuje hormony i transmittery, które wywierają na nas dalszy wpływ.
Zależności między substancjami semiochemicznymi, hormonami, narkotykami i uczuciami zostały całkiem dobrze przebadane. Ale najważniejszych pytań w ogóle się nie stawia. Kiedy u człowieka występuje stan szczęśliwości, to skąd się on pierwotnie bierze, jak zasadniczo powstaje, czym jest ten stan jako bycie – niewymowną szczęśliwością? A kiedy substancje przekaźnikowe i narkotyki wywołują uszczęśliwiający nastrój, to jak to jest w ogóle możliwe?
Narkotyki, hormony i związki semiochemiczne są substancjami materialnymi. Dlaczego substancje materialne mogą wyzwalać w nas aktywności psychiczne, których następstwem są doznania i uczucia?
Musi istnieć jakiś ukryty dotąd mechanizm wyzwalania szczęśliwości. Dostojewski wypowiada na ten temat ciekawe spostrzeżenia: „…czuję szczęście, które w normalnych okolicznościach nigdy by nie nadeszło, którego inni nigdy nie doświadczają. Czuję w sobie i wokół siebie doskonałą harmonię, tak silną, że za kilka chwil tej błogości oddałabym dziesięć lat mojego życia… może nawet całe życie”2. Opisuje on tutaj stan tuż przed atakiem epilepsji. Atak taki cechuje się pod względem fizjologicznym ogromną koherencją aktywności mózgu. Można ją jednak uzyskać także bez zbliżającego się epizodu padaczki – jeszcze do tego wrócimy.
Stan szczęśliwości jest możliwy nawet bez żadnych podstaw materialnych, istnieją bowiem doniesienia, że także bez funkcjonującego ciała – w stanie bliskim śmierci – mogą występować dojmująco piękne stany mentalne. Wskazuje to, że praźródła szczęśliwości nie należy szukać w hormonach czy innych substancjach ani też w specjalnie taktowanych obszarach mózgu – są to tylko struktury pomocnicze – lecz że znajduje się ono poza dobrze nam znanymi wymiarami czasoprzestrzeni. Chcemy jednak szukać nie „tylko” praźródła szczęśliwości. Chcemy też dowiedzieć się, jak można ją świadomie i umyślnie przywołać. Gdybyśmy odkryli w nas wszystkie te mechanizmy szczęśliwości, a potem rozmyślnie je stosowali, ludzkość stałaby się zupełnie inna – co miałoby pozytywny wpływ na naszą planetę i całą jej przyrodę.
Przeważająca większość żyjących dzisiaj ludzi nie ma pojęcia o tym, jaka jest istota życia: cywilizowane społeczeństwo wykorzystywało jak dotąd swoją inteligencję głównie do plądrowania planety i ciągłego niszczenia przyrody. Jest to spowodowane samolubną grą o władzę i polityką, napędzaną nienasyconą chciwością niektórych ego w celu maksymalizacji zysków3.
Już dawno osiągnęliśmy stan, w którym równowaga ekologiczna naszej planety jest codziennie coraz bardziej niszczona, a wielka liczba gatunków istot żywych coraz szybciej wytępiana, przy czym coraz częściej do władzy dochodzą populiści, którzy przyspieszają ten katastrofalny upadek. Ludzkość w coraz większym stopniu staje się marionetką w grze interesów wielkich koncernów, przez co jeszcze bardziej traci własne podstawy. I w ogóle tego nie zauważa, gdyż najwyraźniej brakuje jej wiedzy. Ludzka głupota czy ignorancja w wyborze przywódców politycznych ma przykre konsekwencje. Przynosi to co najwyżej krótkotrwały zysk dla nielicznych, kosztem długotrwałej szkody dla większości. Albert Einstein (1879-1955) powiedział jeszcze: „Większość liczebna głupców jest niepokonana i zabezpieczona na wieki. Strach przed ich tyranią łagodzi jednak ich brak konsekwencji”4. O braku konsekwencji jak za jego czasów nie może już być jednak mowy, widzieliśmy przecież i wciąż widzimy, na jakie zagrożenia wystawione są nasze demokracje.
Ponadto umożliwiamy niszczenie nisz ekologicznych, a także likwidację wielu gatunków żywych organizmów, na przykład poprzez rozpylanie pestycydów, które nie tylko zatruwają pożyteczne i lecznicze stworzenia, ale także po części bezpowrotnie wyniszczają żywotne bakterie i drobnoustroje w zdrowych niegdyś ziemiach rolnych. Żyjemy, zatruwając naszą żywność, wodę, powietrze. Niszczymy nasze środki do życia.
Koniecznością jest zmiana tego stanu rzeczy poprzez przebudzenie. Brakuje duchowego wymiaru centrum życia wolnego od religijnych dogmatów i doktryn. Brakuje zrozumienia źródła i sensu naszej egzystencji. Nie stawiamy już w ramach społeczeństwa właściwych pytań i dajemy odpowiedzi, mając fałszywe wyobrażenia o życiu. Utraciliśmy perspektywę. Ignorancja, dezorientacja, złudzenia, niezrozumienie stają się przeznaczeniem ludzkości. Musimy uciszyć nasz źle ukierunkowany umysł i ustanowić w jego miejsce nowe zrozumienie, aby ponownie rozpoznać wyjawione tajemnice natury i wszechświata.
Bez prawdziwej szczęśliwości prowadzimy życie, które skłania nas ku fałszywym celom: komercji, uprzedzeniom, chciwości, bigoterii, zazdrości, zawiści – a z pewnością znajdzie się jeszcze wiele innych nieładnych aspektów niezadowolenia. Aby to zmienić, koniecznie potrzebujemy więcej wiedzy lub też wiedza ta musi zasadniczo znaleźć drogę do większej liczby głów. Dzieli się ona na wiedzę intelektualną oraz pozytywnie trwałą, wewnętrzną wiedzę ciała. Tę ostatnią nazywamy też wiarą. Kto sobie tej wiedzy nie przyswoi, pozostaje „głupi”. Ludzie głupi mogą stanowić poważnie zagrożenie dla społeczeństwa, nie tylko pod względem demokratyczno-politycznym, medycznym i etycznym, ale także w związku z każdą formą współczucia. Bez rozległej wewnętrznej wiedzy o mechanizmach życia pozostajemy pionkiem w grze interesów innych ludzi, zwłaszcza mających na celu wyzysk.
Kiedy byłem jeszcze młody i oczywiście dość naiwny, uważałem, że z biegiem czasu ludzie stają się coraz mądrzejsi, ponieważ mogą zgromadzić coraz więcej wiedzy. Dzisiaj, mając więcej doświadczeń z mojego względnie długiego życia, muszę stwierdzić, że w żadnym razie tak nie jest. Wręcz przeciwnie, kiedy widzi się, jaką postawę polityczną zajmują niektórzy przedstawiciele narodu, których duża liczba wyborców w demokratycznym społeczeństwie wybiera sobie na przywódców, kiedy widzi się, jak drugorzędną rolę zajmuje więź z naturą i wykształcenie w sterowanym z zewnątrz społeczeństwie gier na smartfona, to trzeba wątpić w dalszy spontaniczny wzrost indywidualnego poziomu wiedzy w każdej dziedzinie. Konsekwencje niewłaściwego kierowania społeczeństwem są dla jednostki wyraźnie widoczne. Na przykład w ostatnich dekadach liczba opuszczonych dni pracy w życiu zawodowym z powodu chorób psychicznych gwałtownie wzrosła do zbyt wysokiego poziomu. Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) depresje należą do najczęstszych chorób. A depresja jest dzisiaj w całym świecie główną przyczyną masowego obniżenia jakości życia.
Kiedy nie możemy już dobrze kształtować własnego życia, nie będziemy także ochraniać społeczeństwa oraz społeczności życia, którą nazywamy naturą (przyrodą). Już o tym wspominałem. Od kilku dekad jesteśmy świadkami największego od czasu zagłady dinozaurów masowego wymierania żywych organizmów. Szacunki mówią o liczbie od 2,7 do 250 gatunków dziennie. Biolog Edward O. Wilson z Uniwersytetu Harvarda prognozuje, że najpóźniej w 2100 roku zniknie połowa wszystkich gatunków roślin i zwierząt naszej planety5. Zmiany w przyrodzie będące efektem zdobyczy techniki będą też miały ogromne konsekwencje dla nas jako istot żywych. Pandemie spowodowane przez infekcje wirusowe to ledwie początek tej katastrofy. Infekcje te przechodzą w stany zapalne. Także wszystkie obecne choroby cywilizacyjne na przykład sercowo-krążeniowe (przyczyna śmierci numer jeden), ale także cukrzyca są patologiami na tle zapalnym. Wpisuje się w to duże badanie przeglądowe przeprowadzone na Uniwersytecie Berneńskim na zlecenie rządu Szwajcarii, które jednoznacznie stwierdza, że przenośne urządzenia komunikacyjne coraz bardziej rozpowszechnione na całym świecie powodują stres oksydacyjny w narządach wewnętrznych organizmu i mogą wywoływać osłabienie odporności i stany zapalne6. Także fakt, że od 1990 roku zniknęło na kuli ziemskiej mniej więcej 178 milionów hektarów lasów, co odpowiada ponad czterokrotnej powierzchni Polski, budzi niepokój, ponieważ niezbędny nam do życia tlen, którego w wielu miastach zaczyna już brakować z powodu działań przemysłu i motoryzacji, pochodzi teraz głównie od roślin zielonych7.
W takich warunkach i przy takich tendencjach rozwojowych znalezienie szczęśliwości coraz rzadziej jest możliwe. Następstwa takiego niewłaściwego sposobu życia cywilizowanego społeczeństwa stają się w moim przekonaniu coraz bardziej negatywne. Doszliśmy teraz do punktu, kiedy nawet wielu niefrasobliwych ludzi zauważa, że dalej tak być nie może. Przebudzenie wielu młodych daje nadzieję. Ponadto ogólnoświatowa pandemia COVID-19 uczy, że natura nie da się tak po prostu podporządkować ludzkim strukturom władzy. W bardzo krótkim czasie wielu ludzi poznało nowy dla nich nastrój: pokorę. Łaciński odpowiednik słowa pokora to humilitas. Jest on spokrewniony ze słowem humus, czyli „ziemia, gleba”. Pokorę można więc interpretować jako szacunek dla podstawowego znaczenia gleby.
Drodzy potomni! Jeżeli nie będziecie bardziej sprawiedliwi, spokojni i ogólnie rzecz biorąc bardziej rozsądni, niż my jesteśmy lub byliśmy, to szlag was trafi.
Albert Einstein8
W trakcie poszukiwania materiału do poprzednich książek zawsze warto było uwzględnić w moich rozważaniach czcigodne niekiedy przekazy ludzkości. Raz po raz mogłem stwierdzić, że liczne pomysły i spostrzeżenia naszych przodków dotyczące istoty życia były mądrzejsze niż nasze współczesne.
To, co już w dawnych czasach wiedziano na wiecznie aktualny temat szczęśliwości, budzi zaciekawienie. Na przykład krija-joga wyraźnie mówi o „ciele szczęśliwości”. I wciąż wspomina się o „złotym wieku” ludzkości. Co ciekawe, określa się go jako wyimaginowany czas szczęścia, odległy od udręk codzienności. Celtowie mówili o ziemi Avalon, opisywanej jako „kraina młodości i zachwycenia”. Dawni Indoirańczycy za czasów ich przywódcy Zoroastra, znanego też jako Zaratusztra, znali szczególne „dusze błogosławionych”. Mówiono, że jeśli ktoś chce jako człowiek doświadczać szczęśliwości, to musi przekształcić swoje ciało. Tradycja hermetyczno-alchemiczna, przekazywana po części w postaci Tablicy szmaragdowej, mówi o przemianie w „złote ciało”. Corpus Hermeticum wspomina zarazem o „nieśmiertelnym ciele”. W buddyzmie tybetańskim występuje warte zachodu „ciało światła” albo „tęczowe ciało”, w taoizmie „ciało diamentowe”, w sufizmie „najświętsze ciało”, tantryzm i szkoły jogi mówią o „boskim ciele”, w tradycji wedanty znane jest „ciało szczęśliwości”, liturgia mitraicka zna „udoskonalone ciało”, w starożytnym Egipcie było to „świetliste ciało”, a w gnostycyzmie „promienne ciało”9.
Nazwy tych szczególnych ciał ze wszystkimi ich atrybutami nic jeszcze nie mówią o tym, co czeka człowieka, który osiągnie taką przemianę. Kiedy jednak dodatkowo przegryziemy się przez rozmaite traktaty filozoficzne, dowiadujemy się rzeczy zdumiewającej: kiedy transformacja już się dokona, otwierają się przed nami wszystkie środki działania, które „boskie Coś” stosuje, aby podtrzymywać „kosmiczny scenariusz”. Poddany takiej transformacji człowiek – mówi się tam – sam staje się wykraczającym daleko poza codzienność stworzycielem swojego szczególnego świata. Może materializować i dematerializować, przywoływać i ponownie uchylać zjawiska – jest niejako zjednoczony z „boską siłą stwórczą”.
Twierdzenie to jest nie tylko niezwykle aroganckie, ale robi zrazu wrażenie czegoś absolutnie niemożliwego, bardzo w stylu ezoteryzmu i opowieści o upiorach. Z drugiej strony istnieje przekaz o tym, że niektórzy ludzie – Jezus jest chyba najbardziej znanym tego przykładem – mogli wywoływać pewne materializacje i niewyjaśnione zjawiska. Nowy Testament obfituje w informacje i niejasne wskazówki na ten temat.
Zajmując się wszystkimi tymi przekazami, musimy jednak mieć na uwadze, że tradycyjne nauki pełne są zarówno rozmyślnych zafałszowań, jak i zwykłych błędów. Przekazy te nie są przecież z reguły zapisem oryginalnych doświadczeń, lecz często później uczyniono z nich dogmaty. Na przykład nauki Jezusa Chrystusa spisano dopiero całe dziesięciolecia po jego śmierci, a następnie generalnie zniekształcono przez niedokładne tłumaczenia i błędne interpretacje, w tym również celowe, gdy wydawało się stosowne, by funkcjonariuszom wspólnot religijnych dać do ręki odpowiednie argumenty.
Przeprowadzono liczne eksperymenty dotyczące zniekształcania autentycznych treści. Znane jest na przykład zjawisko zwane głuchym telefonem, polegające na zafałszowaniu poprzez wielokrotne przekazywanie. A gdy od osób badanych wymaga się na przykład, aby następnego dnia po wykładzie powtórzyły jego treść, z reguły okazuje się, że zachowana zostaje tylko względnie niewielka część pierwotnych informacji.
Dawne nauki były też wykorzystywane, aby wprowadzić wśród ludności określone zasady etyczne i społeczne. Najlepiej udaje się to dzięki ustanowieniu autorytatywnej religii, której nie chcieli przecież ani Jezus, ani Budda, ani żaden inny „święty” czy mistyk. Za sprawą wyznaczonych rytuałów, do których należą sformalizowane modlitwy, utracona zostaje właściwa metoda medytacyjna, która pierwotnie zapewniała sukces mistyka. Oryginalna nauka ulega często takiej degeneracji, że ludzie do dzisiaj toczą wojny w imię religii.
Jednak we wszystkich przekazach zasadniczo rysują się prawdy, które można rozpoznać dopiero, kiedy zrozumie się istnienie podstawowej rzeczywistości. Sugeruje to możliwość tak zwanej transformacji. Jest to temat naszej książki.
Istnieją przekazy, że dawni pustelnicy potrafili pozostawić odcisk dłoni lub stopy w kamieniu jako dowód transformacji po tym, jak osiągnęli „przebudzenie” i „oświecenie”. Dzisiaj znamy różne przykłady rzekomego rozpuszczenia stałego uporządkowania molekularnego struktury liczących miliony lat skał w postaci odcisków dłoni i stopy. Są to między innymi odcisk dłoni Padmasambhawy w kotlinie Katmandu czy też odcisk dłoni „niewiernego Turka” na skale rozszczepionej góry Montagna Spaccata w Gaeta (region Lazio we Włoszech). Miałem okazję oglądać takie rzeczy podczas pobytu w Indiach oraz na wyspie Bali. Nie można oczywiście wykluczyć późniejszego wyrycia takich odcisków dłoni i stopy w skale jako fałszerstwa, ale nie zostało to stwierdzone.
Załóżmy jednak na razie, że są to autentyczne odciski, podczas których pozostawiania doszło przejściowo do miejscowego rozluźnienia wiązań między atomami i cząsteczkami minerałów pod wpływem działania umysłu tak, że twarda skała pod naciskiem dłoni lub stopy zmieniła się w giętką masę.
Musimy tu sobie wyjaśnić, że pozorna twardość materii jest złudzeniem percepcji. Struktura materii nie ma bowiem w sobie nic stałego, jest to czysta energia, która jednak z pomocą informacji tworzy siły w masach, dzięki którym powstają wiązania między tymi masami, a to sprawia, że materia wydaje się stała.
Wyjaśnimy później, że siły te mają umysłowe pochodzenie, dlatego rzeczywiście można na nie wpływać mentalnie. Gdyby tak nie było, nie moglibyśmy ani mówić, ani chodzić, ani po coś sięgnąć. Także wszystkie narządy nieświadomego wegetatywnego układu nerwowego, takie jak gruczoły, które reagują na uczucia, przestałyby funkcjonować, nie moglibyśmy nawet płakać. Podczas wszystkich tych działań wpływamy na spójną materię naszego ciała albo poprzez umysłową wolę, albo poprzez doznania i uczucia, które również opierają się wyłącznie na informacjach.
Pokażemy szczegółowo, że świat umysłu jest wciąż stwarzany i przeżywany przez duszę. Również automatyczne funkcje, które organizują nasz organizm, nazywane przez nas „nieświadomymi” są działaniami w nas umysłu-duszy.
Założymy więc jako wyjściową tezę naszej książki, że my, ludzie, rzeczywiście możemy nabyć zdolność „boskiej mocy twórczej”. Nie stanowiłoby wówczas żadnego problemu, aby ilekroć tego zapragniemy albo w razie konieczności wejść też w stan szczęśliwości. Skoro możemy być prawie „wszechmocni”, to możemy wciąż uszczęśliwiać siebie i być może wszystkich ludzi. Możemy wymyślić dla siebie wszechświat, który nam dobrze robi i uczynić go rzeczywistym. Nadużycia byłyby wykluczone, bo kto poznał boską siłę twórczą, dostrzega też szkodliwość wszelkiej przesady.
Drzewo poznania
Dlaczego nie możemy ot tak sobie „wyczarować” szczęśliwości w naszym obecnym stanie? Brakuje nam słynnego drzewa poznania, które w wielu tradycjach odgrywało zawsze centralną rolę w transformacji człowieka. Musimy jeszcze porozmawiać o tym, co jest wyraźnie nie tak, co musimy naprawić, a następnie jak możemy przekształcić obecny stan, aby móc przeżywać okresy względnie stabilnej szczęśliwości. W dzisiejszych czasach nie jest to wcale oczywiste.
Dopóki nie wiemy, jak coś funkcjonuje i kiedy, ponadto nie rozumiemy, co blokuje określone funkcje, nie możemy oczekiwać sukcesu. Widać to też w przypadku wielu terapii niekonwencjonalnych, których szczegółowe mechanizmy działania pozostają często nieznane. Dlatego stosuje się je metodą prób i błędów, co może dawać bardzo niezadowalające wyniki, gdyż zjawisko uzdrowienia nie jest przy takiej metodzie heurystycznej wystarczająco powtarzalne, należy więc raczej do sfery możliwości statystycznej, czyli zależy od prawdopodobieństwa „przypadku”. Jeśli jednak etapy funkcjonalne, w tym wszelkie bariery, zostaną szczegółowo poznane, możliwa jest niezawodna optymalizacja, a pozytywny wynik staje się powtarzalny.
U nas, ludzi, oprócz czystej techniki dochodzi jeszcze jeden aspekt: nasz umysł wpływa na wynik. A ponieważ to, w co wierzymy, oddziałuje na każdy eksperyment, na każde działanie, na każde zdarzenie, ich wynik związany jest ze stanem naszego umysłu. Wiara jest pewnością pochodzącą z naszego wnętrza. Ciało reaguje tak, jakby to, co wyobrażone, było rzeczywiste.
Zwróćmy uwagę na rzecz następującą: wszystkie nasze motywy są pośredniczone poprzez wyobrażone scenariusze. Kiedy na przykład chcę sobie zafundować piękną podróż, to wyobrażam sobie ten cel w postaci obrazów. Mogę przy tym odmalować te wyobrażenia ze wszystkimi szczegółami. Im więcej o tej destynacji wiem, przeczytałem czy może nawet osobiście doświadczyłem, tym lepiej udaje mi się stworzyć szczegółowe wyobrażenie celu mojej podróży. Ponieważ każda moja myśl jest zawsze powiązana z uczuciami i doznaniami, wiara staje się skuteczna jako wewnątrzpochodna pewność, co już odpowiada pewnemu stopniowi urzeczywistnienia, jako że uczucie szczęścia ma pozytywny wpływ na chemię organizmu. Wyobrażenie odpowiada więc niejako możliwej do osiągnięcia rzeczywistości.
Skoro więc ostatecznie wiele zależy od umysłu, byłoby dla nas wszystkich niezmiernie ważne, aby nauki przyrodnicze badały sam umysł, a nie tylko materię, która najwyraźniej jest od niego zależna.
Kiedy tradycje mówią o nadzmysłowej spirytualnej szczęśliwości duszy, my, ludzie współcześni, jesteśmy nieco zdezorientowani. Albowiem słowo spirytualny pochodzi od łacińskiego spiritus, co znaczy między innymi „duch, umysł”. A dusza jest czymś, co można odróżnić od ducha (umysłu). Dusza jest ostoją naszych uczuć i doświadczeń, umysł zaś źródłem rozsądku, rozumu, intelektu i logiki – tak sądzimy. Kiedy więc mowa jest o duchowej szczęśliwości, wskazuje to już na pewne połączenie umysłu i duszy, co jest identyczne z połączeniem intelektu i uczuć.
Nowa teoria istnienia otwiera się na wiedzę postmaterialnej nauki. Chodzi o wrodzoną nam możliwość, między innymi o transcendencję do „zaświatowego” świata pośredniego pełnego energii i informacji, a co za tym idzie o poszerzoną płaszczyznę egzystencji. Możemy zyskać dostęp do zgromadzonej tam wiedzy. Możemy zoptymalizować nasze zdrowie.
Każdy człowiek zauważa, że jego ciało kierowane jest przez umysł, duszę i świadomość. Czym jednak jest umysł, czym dusza, a czym świadomość? I jaką funkcję pełni przy tym moje „ja”? Jeśli chcemy odnaleźć praźródło szczęśliwości i bez żadnych wątpliwości wkroczyć na prowadzącą do niego drogę, to doprowadzi nas ona do naszej jaźni.
• • •
Wszystkie wywodzące się z rejonu Himalajów duchowe filozofie od wielu tysięcy lat opowiadają o szczęśliwości (albo: błogości), w języku sanskryckim nazywanej ananda. Podczas zbierania materiału na temat pojęcia ananda natknęliśmy się na chyba zupełnie nieoczekiwane odniesienie: ta szczęśliwość znajduje się w każdym z nas i to jako tak zwana prawdziwa jaźń. To pierwotne źródło musi – jak wszystkie wyniki naukowe – zostać odkryte, co oznacza, że bez użycia szczególnych środków niejako drzemie ono utajone w sobie. Ten ścisły związek między stanem szczęśliwości a naszą prawdziwą jaźnią nie da nam już spokoju, chcemy urzeczywistnić wszystko, co się z nim wiąże.
Nie wiemy jednak, co kryje się za określeniem prawdziwa jaźń. Istnieje jednak tradycyjna duchowa semantyka, która zajmuje się wyłącznie prawdziwą jaźnią: jest to system adwaita-wedanty. Określenie adwaita wskazuje już na treść wedanty, znaczy ono „niedualny”. Także dzisiaj gorące dyskusje budzi tak zwana teoria dualności. Jeszcze do tego wrócimy.
Na czym opiera się ta tajemna niegdyś doktryna? Na tysiące lat przed pojawieniem się pisanego przekazu środowisko wedyjskich mędrców Indii nazywanych ryszi uzyskało intuicyjne przesłania o szczegółach ludzkiego życia. Przekazy te, mające formę dialogów między nauczycielem a uczniem, nazywa się ogólnie upaniszadami lub też wedami. Słowo weda znaczy „mądrość, święta nauka”. Przekazy te sformułowano później w postaci metrycznej jako 25 tysięcy wierszy, aby potomnym łatwiej było nauczyć się na pamięć ich treści jako mantr i przekazywać je ustnie.
Teksty wedyjskie zaczęto chyba spisywać przed 6000 lat, inne źródła uważają je za znacznie starsze. Na podstawie zawartych w wedach danych astronomicznych najstarsze przekazy szacuje się na 23 tysiące lat p.n.e. Dopiero znacznie później, lecz nadal tysiące lat przed Chrystusem, spisano je w języku sanskryckim.
W sumie względnie niewielka część wszystkich tych utworów zajmuje się konkretnie samopoznaniem, a więc pytaniem: kim albo czym jestem? Ten zbiór nazywany jest wedantą, tak też określa się opartą na nim filozofię. Filozofia wedanty jest o tyle niepowtarzalna, że w rzeczywistości chodzi tu o nic innego jak o daleko idącą logiczną metodę poznania prawdziwej jaźni. Najważniejszym kluczem do przekazów wedyjskich, a więc upaniszad i wedanty, jest metodologia adwaita-wedanty. Ta logika sprzyja poznaniu, które znajduje dostęp do człowieka jako wiedza, a nie dowolna wiara.
Schrödinger a brahmany
Erwin Schrödinger pisze w swojej książce Mein Leben, meine Weltsicht: „…jakkolwiek niepojęte wydaje się to zdrowemu rozsądkowi: ty – podobnie jak każda inna świadoma istota wzięta sama w sobie – jesteś we wszystkim. Dlatego życie, które przeżywasz, nie jest tylko częścią tego, co dzieje się w świecie, lecz w pewnym sensie całością. Ale to wszystko nie jest stworzone w taki sposób, aby można było je ogarnąć jednym spojrzeniem – to właśnie wyrażają brahmany poprzez świętą, mistyczną, a zarazem tak prostą i klarowną formułą: tat twam asi (»to jesteś ty«) – lub też słowami w rodzaju: jestem na wschodzie i na zachodzie, jestem na dole i na górze, jestem całym tym światem” (podkreślenie w oryginale)10.
Schrödinger dobrze znał upaniszadę Chandogja. Dla oddania tego aforyzmu wybrał formy osobowe ja i ty, które mogą się rozszerzać na cały świat. W oryginalnym tekście upaniszady występuje zamiast tego „nieskończone”. Napisano tam: „Nieskończone jest poniżej i powyżej, na zachodzie i na wschodzie, na północy i południu. Zaprawdę, to jest całym wszechświatem” (część VII, 23-25.1).
Wersja Schrödingera ma sens, gdyż rzeczywiście możemy związać „ja” i „ty” z bezgraniczną jednością. Dlaczego miałoby to być sensowne? Bo tylko w bezgranicznej jedności, a więc w oderwaniu od wszystkich podziałów i fragmentacji, ma źródło prawdziwa szczęśliwość.
Ale dlaczego tak jest? Czym jest ta bezgraniczna jedność i jak można jej doświadczyć za życia?
Co ciekawe, także inne tradycje, zarówno azjatyckie, jak i zachodnie, wiedziały już to wszystko, co my dzisiaj musimy żmudnie wyjaśniać na nowo. Nowy Testament, który przedstawia otoczenie osoby Jezusa, zawiera liczne odniesienia do znanych już wcześniej tradycji. Odnalezione w 1947 roku i później zwoje pisane z groty nad Morzem Martwym, ukryte tam przez członków wspólnoty esseńczyków, dowodzą, że doktryna chrześcijańska istniała już przed Jezusem. Nawet wszystkie nadludzkie zdolności przypisywane mu przez ewangelistów można już znaleźć u esseńczyków: uzdrawianie przez nakładanie rąk, przepowiadanie przyszłości, zmartwychwstanie. Już oni nazywali się „ubogimi w duchu”, metafory tej użył też Jezus w Kazaniu na górze (Mt 5, 3). Ubogimi w duchu są według esseńczyków ci, którzy przynoszą gotowość do wyrzeczenia się bogactwa materialnego. Galilejczyk Jehoszua, po łacinie zwany Jezusem, stosował się do tej zasady.
Na podstawie wspominanego w Ewangelii Tomasza (nie w Ewangelii, lecz w Dziejach Tomasza, także apokryficznych – przyp. tłum.) związku Jezusa z Indiami możemy wnosić, że najwyraźniej studiował on nie tylko filozofię esseńczyków, lecz także doktryny hinduskie. Niektóre z jego nauk powtarzają stwierdzenia wedanty. Można stąd wnioskować, że doskonale znał też związane z nią nauki alchemiczne. Dawne pisma Indii wspominają o Jezusie jako Zwiastunie Prawdy, nazywając go „Jus Asaf z plemienia Izraela”. Jego grób ma się znajdować w Khanyar, dzielnicy miasta Śrinagar w Kaszmirze11. Jeszcze dzisiaj istnieje w Indiach wspólnota Tomasza. Ewangelia Tomasza (Dzieje Tomasza – przyp. tłum.) wspomina o dyspucie między Jezusem a Tomaszem, który na polecenie Jezusa miał się udać do Indii, by założyć tam wspólnotę.
Liczne elementy tych tradycji, także Nowego Testamentu, stają się naprawdę bardziej zrozumiałe i przekonujące, kiedy uzbroimy się w szerszą wiedzę podstawową, w tym filozofię kwantową. Na przykład wiersz 483 sanskryckiego traktatu Viveka-chudamani z VIII wieku wypowiada wszystko, co ważne, w dwóch zdaniach: „Chwała najwyższej Absolutnej Rzeczywistości, niczym ocean nasycony przypływem nektarowej błogości Jaźni, nie może być wyrażona słowami ani uchwycona przez umysł. Mój umysł, który zniknął jak grad w oceanie, rozpuścił się w maleńkiej jego części i jest teraz szczęśliwy, stając się jednością z błogością Jaźni”12.
Viveka oznacza ludzką zdolność rozróżniania między rzeczywistym a nieprawdziwym. Chudamani jest klejnotem koronnym osiągnięcia tej zdolności. W dalszej części książki przyjrzymy się temu bardziej szczegółowo.
Poznaliśmy dotąd siłę fizyczną i mentalną. Teraz chcemy doświadczyć jeszcze innej, a mianowicie płynącej z poznania i mądrości jaźni – dla wielu jest to całkowicie nowe doświadczenie.
Wyruszmy zatem w drogę, aby osiągnąć stan szczęśliwości. Jest to droga czystego poznania. Znaczy to, że potrzebujemy wiedzy o wszystkich uczestniczących aktorach i fizycznych podstawach istnienia. Wszystko jest już dostępne i znajduje się w nas – naprawdę wszystko. Chodzi o nasze „ja”, o naszą jaźń, ponadto o świadomość i podświadomość, o umysł i duszę. Musimy zgłębić to, jak owi aktorzy współdziałają ze sobą i ofiarowują nam życie.
W dalszej kolejności musimy poznać fizyczne podstawy życia, gdyż przygotowują one dla nas informacje i energie, rzeczywistość i wirtualność, różnorodność i jedność. Także tutaj występuje złożona współgra czynników.
Naszym zadaniem będzie następnie zespolenie tych aktorów i podstaw fizycznych w spójny obraz, a dzięki temu poznaniu przejęcie kontroli nad obydwoma w celu osiągnięcia naszego celu.
• • •
Jaki jest stan wyjściowy naszego umysłu i duszy? Rozejrzyj się – co widzisz? Może ludzi, drzewa, niebo? Są to nazwy, słowa, pojęcia, co do których się porozumieliśmy, by się wzajemnie komunikować i wymieniać myśli.
Ogólnie rzecz biorąc, nazwy, słowa i pojęcia są synonimami informacji. My wszyscy jesteśmy stale otoczeni przez informacje. Nie tylko to, co widzimy i czytamy, jest informacją, ale też to, co słyszymy, odczuwamy powierzchnią skóry, wąchamy i smakujemy. Dla tego wszystkiego mamy zmysły, dzięki którym przeżywamy informacyjny świat zmysłowy.
Otóż nazwy, które nadajemy przeżyciom zmysłowym, nie są oczywiście informacjami pierwotnymi. Kiedy widzimy drzewo, jest to pewna metafora wzorca informacyjnego, którą w postaci obrazu utrzymujemy w pamięci. Nigdzie jednak w naszym mózgu nie znajdziemy obrazu drzewa. W rzeczywistości prawie wszystkie sygnały pierwotne, które przyjmiemy zmysłami, mają charakter elektromagnetyczny. Wszystko, co widzimy, wąchamy, odczuwamy, smakujemy, to energie elektromagnetyczne. Nawet dźwięk odpowiedzialny za słyszenie poprzez zagęszczenie i rozrzedzenie cząsteczek, które zostają przy tym przyspieszone i ponownie spowolnione, z fali podłużnej staje się ostatecznie sygnałami elektromagnetycznymi jako fala poprzeczna. Bo każdy przyspieszony i ponownie spowolniony elektron jako część składowa molekuł wysyła informacje. Wszystkie te sygnały elektromagnetyczne, które przychodzą z naszego otoczenia i są dalej przenoszone wewnątrz struktur naszego organizmu, są właściwymi informacjami, które dzięki jakiemuś nieznanemu mechanizmowi „wyczarowują” w naszym umyśle obrazy. Informacją jest też elektromagnetyczna łączność radiowa, taka jak telefony komórkowe, telewizja, radio i radary, więc może zaburzać nasze własne, czyli naturalne funkcje elektromagnetyczne organizmu. Dokładnie tak samo pola elektryczne i magnetyczne urządzeń technicznych jako fałszywe informacje zakłócają nawigację kluczy migrujących żurawi i gęsi. Również pszczoły nie mogą już znaleźć drogi powrotnej do swojej zdobyczy13.
Co się dzieje w mózgu?
Dysponując dzisiejszą wiedzą, można szybko opisać mózg z punktu widzenia anatomii (struktura) oraz fizjologii (funkcja) – jest to nagromadzenie tkanki nerwowej w bogatym środowisku wodnym. Tkanka nerwowa wytwarza dużą ilość impulsów i pól elektrycznych. Impulsy te prowokują w miejscach kontaktu komórek nerwowych (synapsach) uwalnianie substancji molekularnych, które z kolei wysyłają nowe impulsy elektryczne. W zasadzie nie ma tam nic ponad to.
Jak jednak dzięki temu człowiek może widzieć kwitnące pejzaże? Jak już powiedziano, nigdzie w mózgu nie znajdziemy wizerunku drzewa. Elektryczność w tkance mózgowej powstaje dzięki wymianie mniej lub bardziej naładowanych elektrycznie elementów zwanych jonami. Ale w jaki sposób drzewo, które widzę, może uruchomić wymianę jonów? A nawet, gdy się tego dowiem, to w jaki sposób gmatwanina impulsów elektrycznych w mózgu może mi przedstawić obraz drzewa?
Jeszcze bardziej „szalony” jest fakt, że mogę zamknąć oczy i wyobrazić sobie obraz drzewa – nie mając go przed oczyma. Jak mózg bez żadnych danych wejściowych może stworzyć to samo co przy udziale takich danych? Także podczas wyobrażania sobie czegoś pola elektryczne i substancje chemiczne rozchodzą się w mózgu – ale jak powstaje z tego uporządkowany dający się opisać obiekt? A na tym jeszcze nie koniec. Hasło: marzenia senne. We śnie nie tylko mam wyobrażenie poszczególnych obiektów, ale też rozgrywają się tam subiektywnie dłużej trwające dramaty, które postrzegam jako całkowicie realne. Gdzie jest w mózgu scena tych spektakli? W jaki sposób odczucia moich narządów zmysłów mogą być tak dokładnie naśladowane i odtwarzane, że nie różnią się dla mnie od codzienności?
Zarówno w życiu codziennym, jak i we śnie skupienie uwagi z jej narzędziem świadomością działa identycznie. Przez całe życie odwzorowuję swój świat przy użyciu tych dwóch właściwości. Czy to wszystko iluzja?
Rzeczywistość codzienności oraz codzienność marzenia sennego z identycznym mechanizmem włączania rzeczywistości są jeszcze uzupełniane przez rzeczywistość doświadczenia z pogranicza śmierci. Na podstawie licznych wiarygodnych wyników badań przeprowadzonych zgodnie z naukowymi kryteriami (przypadek studium AWARE14 uznano za najbardziej wiarygodny dowód) od dawna nie ma już żadnych wątpliwości: człowiek może przeżywać swój normalny świat jak na co dzień, mimo iż jego mózg nie wykazuje już żadnej aktywności elektrycznej – jest martwy15.
Dopiero co stwierdziliśmy, że każda „rzecz”, którą myślę, powiązana jest z aktywnością elektryczną mózgu, gdzie w jakiś sposób odbywa się dekodowanie pakietów informacyjnych. Teraz jednak pozbawiono nas także tego złudzenia. Pierwszym naukowcem naszych czasów, który stwierdził, że świadomość istnieje poza mózgiem, był australijski laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny (1963) John C. Eccles (1903-1997), o którym jeszcze będzie mowa. Później również kilku fizyków kwantowych przyjęło model: świadomość nie jest tworzona przez mózg, lecz istnieje uniwersalnie. Był to na przykład noblista (z 1963 roku) Eugene Wigner (1902-1995).
Teza, która zyskała obecnie najszerszy konsensus, brzmi: informacja o naszym ciele i innych ciałach wraz z informacją o otoczeniu są zbierane jako świadomość, integrowane z uniwersalnym polem informacyjnym i przesyłane mózgowi do przefiltrowania. Wynika stąd, że nawet gdy nie ma mózgu, dalej istnieje pole informacyjne i świadomość.
Wszystkie sygnały, które zajmują centralne miejsce w naszym życiu fizycznym – światło, kolory i przyjemne ciepło, ale także zapachy, subtelności smakowe i wrażenia dotykowe – opierają się przede wszystkim na falach elektromagnetycznych. Specjalne wzorce częstotliwości tych fal wyczarowują nam różne wrażenia. Postrzegane przez nas świadomie częstotliwości fal elektromagnetycznych stają się fotonami o różnych energiach kwantowych zależnie od częstotliwości. Te energie są kodowane według wzorców, a następnie dają różne wrażenia. Wokół nas nie ma niczego innego jak fale energetyczne i informacyjne w postaci elektromagnetyzmu i grawitacji.
Ponadto działają w nas tak zwane oddziaływania silne i oddziaływania słabe – a jeśli dochodzą do tego jeszcze jakieś siły, to są generowane przez świadomość i uwagę woli. Wszystkie razem konstruują nasz świat. W naszym umysłowym konstrukcie niebo staje się przez to niebieskie, trawa zielona, a róża czerwona. Słyszymy dźwięki i odgłosy w pobliżu i w oddali, widzimy obiekty bliskie nam i odległe. Odczuwamy dotykiem różny stopień twardości przedmiotów wokół nas. Możemy to wszystko rozumieć, ponieważ mocno wierzymy, że wszystko w naszym otoczeniu rzeczywiście istnieje, tak jak to postrzegamy. Tak naprawdę jednak możemy w to tylko wierzyć, a nie tego dowieść, bo zawsze nasza świadomość jest sprawcą wszystkich rzeczy. Bez niej nie byłoby niczego, nie byłoby też dowodów.
Całkowitą zagadką pozostaje jednak fakt, że wszystko to zachodzi także w marzeniu sennym, a co jeszcze bardziej tajemnicze, pojawia się dalej w chwili umierania bez jakiejkolwiek aktywności cielesnej: umysłowe konstrukty życia codziennego wciąż się ukazują. Pozostajemy w umysłowym konsensie uważności i świadomości. Dostrzegamy wówczas barwy i światło, słyszymy wspaniałą muzykę, widzimy naszych bliskich, przeżywamy uczucia. Nie możemy już tylko odczuwać dotykiem materii. Odtąd nie stawia już ona oporu naszemu ciału, nie stanowi przeszkody dla naszych ruchów, przenikamy przez każdy mur, każdą barierę, jak to normalnie czynią elektrony.
Skoro dzieje się z nami coś takiego, to musi też istnieć jakieś tego wyjaśnienie. Przede wszystkim zjawisko to nie może ograniczać się do doświadczeń stanu bliskiego śmierci, gdyż wszyscy twórcy rzeczywistości – czyli uwaga ze świadomością i wolą – są oczywiście w chwili umierania identyczni z tymi ze świata codzienności.
Najważniejszym świadectwem zjawiska istnienia obrazowego, barwnego świata w umyśle jest tak zwana eksterioryzacja (ang. out-of-body experience, OBE). Jest to stan, w którym uzmysławiamy sobie, że my, to znaczy nasz własny umysł, znajdujemy się poza naszym ciałem fizycznym, i z tej nowej perspektywy oglądamy codzienny świat. Doświadczenie to obejmuje wszystkie cechy stanu z pogranicza śmierci. Zachowujemy przy tym pełną świadomość, postrzegamy i działamy jak zwykle. Możemy podejmować decyzje, zbliżać się w myślach do dowolnego celu. Duże odległości, ale także ściany i inne fizyczne bariery nie stanowią dla nas przeszkody. Możemy poznawać wszechświat albo sąsiednie pomieszczenie. Amerykanin R. A. Monroe, który ma 25 lat doświadczeń ze zjawiskiem eksterioryzacji, opowiada nawet o światach z istotami żywymi, o których dotąd nic nie wiedzieliśmy16.
To wszystko fantazje? Niekoniecznie, bo stany takie przeżywa wielu ludzi, ponoć 25 procent populacji. Zwraca uwagę to, że zwyczajny świat codzienności, inaczej niż w marzeniu sennym, nie tylko jest wówczas odbierany w sposób niezniekształcony, ale też zachowujemy wszystkie wspomnienia tych przeżyć. Właściwie jest to identyczne ze snem jasnym (świadomym), występuje jednak ważna różnica. Podczas gdy w stanie świadomego snu można za pomocą myśli kierować przeżywanymi we śnie wydarzeniami, to podczas eksterioryzacji można je tylko oglądać, ale nie zmieniać. Kierować można jedynie własnym „ja” lub też jaźnią.
W latach siedemdziesiątych starano się w wiarygodny sposób udowodnić zjawisko eksterioryzacji. Jako metody użyto odczytywania w tym stanie liczb umieszczonych w normalnie niewidocznym miejscu pomieszczenia. Jeśli wierzyć ówczesnym doniesieniom na przykład streszczonym przez amerykańskich psychologów Josepha Gaithera Pratta (1910-1979) oraz R. Targa w kilku publikacjach przeglądowych, udało się to w przypadku kilku badanych osób17. Eksterioryzację wywołują też środki halucynogenne i anastetyczne, natomiast alkohol hamuje to zjawisko.
Jeśli podczas doświadczenia eksterioryzacji wystąpi poczucie jedności ze wszystkim, wyzwolona zostaje – jak się opisuje – niewypowiedziana radość i szczęście. Jest to najbardziej przejmujące i wyraziste doświadczenie całkowitego pokoju, uspokojenia, zaufania, wolności, wiedzy i zrozumienia. Ciało i duszę zalewa potężna fala energii, której nie sposób opisać – absolutna miłość. Monroe pisze: „Doświadczam błogości, ponieważ doznanie emocjonalne jest jedynym narzędziem percepcyjnym, którego mogę użyć, aby odczuć coś poza zasłoną iluzji”. Iluzją jest dla niego, jak dla wielu tradycji, odbieranie sygnałów za pomocą narządów zmysłów18.
Świadomość jako narzędzie rozpoznawania informacji
W rzeczywistości nie tak trudno będzie nam przyjąć założenie, że świadomość jest czymś, co istnieje uniwersalnie, jeśli zdefiniujemy ją w kategoriach tego, jak jej używamy – jako narzędzie rozpoznawania i przetwarzania informacji. Tak zdefiniowana świadomość występuje nie tylko u człowieka, lecz wszędzie w przyrodzie. Nawet w najmniejszych bytach. Wszystko komunikuje się za pośrednictwem informacji, co nie byłoby możliwe, gdyby informacje nie były rozpoznawane jako takie – to czysto umysłowa zasada.
Musimy postawić sobie pytanie, czym właściwie jest informacja. Nasza odpowiedź: jest ona określonym zakodowanym stanem energetycznym – zakodowanym znaczy tutaj takim, któremu nadano określoną formę – który daje się odfiltrować z wszechobecnego szumu. Nie jest to jednak wszystko, brakuje jeszcze czegoś bardzo istotnego. Kto lub co odfiltrowuje zakodowany obszar informacyjny? I jak oddziałuje to, co zostanie odfiltrowane? Komu lub czemu przydatna jest ta zakodowana energia?
Aby znaleźć odpowiedzi, musimy wyjaśnić rzecz następującą. Aby nadać informacji użyteczny kształt, konieczne jest najpierw odpowiednie narzędzie w celu rozpoznawania jej jako takiej. Gdybyśmy nie rozpoznawali informacji, nie byłyby dla nas żadnymi informacjami. Po rozpoznaniu musimy jeszcze móc je uporządkować i przetworzyć.
Pojęcie informacja (ujęta w określoną formę) kryje już ważną wskazówkę. Ale także tutaj jawią się pytania. Kto ujmuje „w formę”? Kto rozpoznaje to, co „ujęte w formę”?
Odpowiedzi na te pytania są tak niezwykle ważne, ponieważ prowadzą nas do centrum życia, a nawet do klucza do Stworzenia. Aby rozpoznać informacje jako takie, niezbędne jest narzędzie świadomości. Informacja staje się informacją tylko dzięki świadomości. Gdy nie ma świadomości, nie ma też informacji.
Kiedy więc pytamy: „Co może świadomość?”, odpowiedź brzmi: „Ogólnie rzecz biorąc, świadomość jest trybem działania, który dzięki rozpoznanym informacjom celowo postrzega i porządkuje cechy rzeczy i procesów według zasady »podobne rozpoznaje podobne«, a więc na podstawie rezonansu energetyczno-informacyjnego”. Ponieważ bezsensowne byłoby mówienie o informacji, o ile nie jest ona rozpoznawana przez jakąś świadomość i nie odnosi się do czegoś, co także może rozpoznać jakąś świadomość.
Nasza definicja brzmi ostatecznie: informacja to wykrycie przez świadomość/podświadomość spośród szumu pewnego działającego energetycznie wzorca oraz nadanie mu sensu i znaczenia; odpowiada to zorientowanemu na osiągnięcie celu rozumieniu informacji”.
• • •