"Który tak śpiewa?". Ptaki w kulturze - Opracowanie zbiorowe - ebook

"Który tak śpiewa?". Ptaki w kulturze ebook

Opracowanie zbiorowe

0,0

Opis

Opis książki:

„A co z ptakami / naszych miast, miasteczek, / wiosek i osiedli?” – zaczyna jeden z swoich najnowszych wierszy Piotr Sommer. Na to pytanie solidarnie próbują znaleźć odpowiedź ornitolodzy oraz kulturo- i literaturoznawcy, tropiąc ptasie ślady w tekstach i filmach, języku i historii, a także w codziennych praktykach – ludzkich i nie-ludzkich. W czasach, gdy antropocen musi radzić sobie z coraz większą dominacją Homo sapiens, odnotowujemy rosnącą potrzebę zmiany perspektywy. Nie dziwi popularność tych prądów w nauce, które proponują upodmiotowienie zwierząt: od animal studies, przez ekokrytykę, po humanistykę środowiskową. W tym kontekście emancypacja ptaków nie ulega wątpliwości. Nie są dla nas już wyłącznie obiektem zainteresowań kulinarnych lub atrakcyjnymi trofeami nad kominkiem, jak to drzewiej bywało. Przeciwnie, usamodzielniły się i wyfrunęły z gniazd, a nam przypadła rola skromnych ptasiarzy, birdwatcherów, ornitofilów, którzy za drobną chwilę kontaktu ze „skrzydlatymi przyjaciółmi” są w stanie zapłacić najwyższe sumy. Ptaki fascynują innością (jak kwiczoły u Mirona Białoszewskiego czy jaskółki u Krystyny Miłobędzkiej), objaśniają nam świat (jak drozdy i sroki u Miłosza czy kosy u nowofalowców) albo zwiastują nieszczęścia (jak sowy u Davida Lyncha, które, jak wiadomo, nie są tym, czym się wydają). Boimy się ich dzikiej natury, choć jednocześnie pragniemy wkupić się w ich łaski. Najważniejsze, że ptaki wciąż mają jeszcze na tyle swobody, by od czasu do czasu móc popatrzeć na nas z góry. Tylko te kaczki – wróćmy na koniec do Sommera – „toczą się pod miastem”.

Ta nowatorska publikacja przynosi całe spektrum sposobów widzenia i badania ptasiej obecności w tekstach kultury: od prób uchwycenia wizerunku ptactwa w wybranych epokach do drobiazgowych studiów poświęconych roli, w jakiej został obsadzony konkretny gatunek ptaka w poszczególnych, interesujących autorów, dziełach. Po lekturze tomu czytelnik musi przyznać, że „ornitofilologia”, której celem być może stanie się rekonstrukcja najpiękniejszego z istniejących atlasów ptaków – zawartego w niezliczonych utworach, w których ptaki na stałe uwiły sobie gniazda lub zjawiły się przelotem – ma przed sobą wdzięczną perspektywę.
Z recenzji dr. hab. Adriana Glenia, prof. UO

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 504

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jakub Kornhauser

Uniwersytet Jagielloński

Marcin Polak

Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

Piotr Tryjanowski

Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu

Aleksander Wójtowicz

Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

„Który tak śpiewa?”

Uwagi wstępne

Tytuł niniejszej książki, zaczerpnięty z opowiadania Mirona Białoszewskiego, dobrze oddaje status relacji między ludźmi i ptakami. Z jednej strony fascynują nas one różnorodnością gatunków, kształtów, barw, umiejętnością latania i konstruowania skomplikowanych gniazd, widowiskowością zachowań godowych, naśladowaniem ludzkiej mowy (i wielu innych odgłosów) czy wreszcie – śpiewem o bogatej amplitudzie dźwięków, tonów i linii melodycznych; bywają symbolem piękna, mądrości, sprytu, dumy, a przede wszystkim – wolności. Z drugiej natomiast, częściowo również z powodu owej różnorodności, wciąż wiemy o nich zaskakująco mało; posiłkujemy się atlasami i leksykonami, wierzymy w miejskie (i całkiem niemiejskie) legendy i opieramy się na zbyt często manifestowanej, uwarunkowanej historycznie, dominującej ontologicznie pozycji: w końcu ptaki, zarówno dzikie, jak i hodowlane, „służyły” człowiekowi za pożywienie lub – w najlepszym wypadku – za atrakcyjną, bo żywą, zabawkę zamykaną w klatkach i wolierach.

Rzecz jasna, ostatnie dekady zmieniają te współzależności. Rozwój cywilizacji powoduje modyfikację przyzwyczajeń gatunkowych – wiele ptaków uczy się korzystać z oferowanych przez wielkie miasta możliwości pozyskiwania pokarmu, zakładania miejsc lęgowych czy przetrwania zimniejszych miesięcy. Niektóre gatunki całkowicie się synantropizują, inne podchodzą do relacji z człowiekiem oportunistycznie, niekiedy wręcz upatrując w niej szansy na „lepsze jutro” – przy czym jednocześnie ryzykują los zupełnie przeciwny: to w dużej mierze przez działalność człowieka, który nadal przeobraża środowisko naturalne, znaczna część gatunków znalazła się na skraju wymarcia. Lub po prostu wymarła. Ptakom odbiera się tereny lęgowe i obszary żerowania, zmieniając tryb funkcjonowania charakterystyczny dla danego gatunku lub konkretnej populacji, a także wprost zagraża się im, prowadząc na przykład ekstensywną produkcję rolniczą. Działalność człowieka jest zatem czynnikiem bezpośrednio wpływającym na życie ptaków – i vice versa, jak wskazują autorki i autorzy tekstów składających się na tom, który trzymają Państwo w rękach.

W tym kontekście trudno bowiem mówić o ptakach jako o gościach w świecie kultury. Są one częścią kultury i to nie tylko dlatego, że ich wizerunki zdobią liczne obrazy i rzeźby, godła i emblematy, etykiety i logotypy, że to bohaterowie wierszy i powieści, oper i sztuk teatralnych, komiksów i reklam, że odwołujemy się do nich, używając ornitocentrycznych metafor, porównań, frazeologizmów i porzekadeł. Ptaki są częścią kultury, bo przynależą do wspólnego dla wszystkich organizmów żywych ekosystemu. Nieco już przestarzała dychotomia kultury i natury, kwestionowana szczególnie w dobie rozwijających się nauk spod znaku ekokrytyki, animal studies czy humanistyki środowiskowej, próbowała odseparować namysł nad człowiekiem – jak się zdawało, jedyną istotą myślącą i czującą – od opisu przyrody. Ta zaś, jak wiemy z licznych dogmatów wiary, ale także praktyk rozmaitych społeczności na przestrzeni wieków, z ochotą ujawniała antropocentryczne zapędy.

Podejmowane przez autorki i autorów poszczególnych rozdziałów tego tomu problemy, tematyczne ścieżki i punkty widzenia próbują oddać sprawiedliwość tej ludzko-ptasiej oraz ptasio-ludzkiej relacji, zaś interdyscyplinarna różnorodność odpowiada ornitologicznej różnorodności gatunkowej. Książka rozwija wątki antropo- i socjologiczne, historyczne, języko-, filmo- i literaturoznawcze, a nawet zythologiczne – przy stałej obecności perspektywy stricteornitologicznej (i nie mówiąc o aspekcie artystyczno-edukacyjnym całości). Zresztą, jak wiemy, ptak ptakowi nierówny, więc tekst tekstowi podobnie: niech Państwa zatem nie zmyli pozorna eklektyczność tomu: jest ona dobrze zaplanowana i w pełni odzwierciedla bogactwo polskiej – i nie tylko polskiej – awifauny. Zanim jednak o kulturalnych uwarunkowaniach życia ptaków, parę istotnych uwag o nich samych.

Ptaki są różnorodną i dobrze wyodrębnioną grupą zwierząt. Odniosły spektakularny sukces ewolucyjny, zasiedlając wszystkie kontynenty i większość środowisk na naszej planecie. Spośród współcześnie żyjących organizmów tylko one mają pióra. To dzięki temu cudowi natury i innym niezwykłym przystosowaniom potrafią wznosić się w powietrze; aktywny lot jest ich podstawowym sposobem przemieszczania się. Dzięki tym uwarunkowaniom odznaczają się niesłychaną mobilnością. Właśnie wzniesienie się w powietrze i uzyskanie stałocieplności pozwoliły ptakom na opanowanie prawie wszystkich siedlisk lądowych i nadwodnych występujących na Ziemi. Dzięki temu ptaki wkroczyły też do świata ludzkich wyobrażeń oraz wierzeń, w których do dziś przechowały się wyraźne ślady tego, jak na tę gromadę patrzyli nasi przodkowie. Niektóre gatunki występujące w sąsiedztwie Homo sapiens od tysiącleci wzbudzały u ludzi zachwyt, podziw, a czasami strach. Najstarszym znanym odwzorowaniem ptaka w historii jest sowa, wykonana precyzyjnie w skale w Jaskini Chauveta w południowej Francji1. Dzieło to liczy 30 tysięcy lat. Dlaczego to właśnie ptaki odcisnęły tak wyraźne piętno w naszej zbiorowej świadomości, religii, mitologii, kulturze i sztuce?

Na świecie opisano jak dotąd 10 431 (w tym 150 wymarłych) gatunków ptaków skupionych w obrębie 45 rzędów, 249 rodzin (w tym 1 wymarła), 2373 rodzajów (w tym 30 wymarłych2). Każdego dnia na naszej planecie blisko 400 miliardów ptaków fruwa lub szybuje nad powierzchnią gruntu lub wody3. Ich zróżnicowanie jest przy tym znaczne; najmniejszym obecnie żyjącym ptakiem na świecie jest endemiczny dla wyspy Kuby koliberek hawański Mellisuga helenae, rozmiaru mniej więcej naszych krajowych trzmieli. Natomiast największym współczesnym przedstawicielem gromady – afrykański struś czerwonoskóry Struthio camelus; jego rozmiary przewyższają nawet najwyższych przedstawicieli naszego gatunku4.

Ptaki pojawiły się około 150 milionów lat temu i pochodzą w prostej linii od upierzonych dinozaurów z grupy teropodów. Niektórzy naukowcy głoszą wręcz pogląd, iż dinozaury nie zniknęły z naszej planety w czasie wymierania kredowego, a przetrwały do chwili obecnej jako ptaki. Słynny Archaeopteryx byłby formą przejściową, wykazującą cechy obu tych grup zwierząt. Przypomnijmy, że w XIX wieku Thomas Huxley stwierdził, iż ptaki to „doskonalsze gady”. Będąc o wiele starszymi od ludzi, zajęły istotne miejsce w kulturze już na wczesnym etapie jej kształtowania się, o czym świadczy choćby zestawiony przez brytyjskiego hellenistę W. Geoffreya Arnotta leksykon zawierający obszerne informacje na temat obecności ptaków w kulturze greckiej5. Świat natury od samego początku przenikał do mitów oraz wierzeń, zaś zaszczytne miejsce w tym symbolicznym uniwersum przypadło ptakom.

Ptasie jaja w wielu kulturach świata uchodziły za symbol odradzającego się życia; zwyczaj dekorowania jaj znany był już w starożytności. Obecnie w wielkanocnych święconkach wykorzystujemy głównie jaja kurze, ale w odległych czasach wybieranie jaj dzikich gatunków ptaków przerodziło się w powszechny zwyczaj ludności mieszkającej w pobliżu terenów podmokłych. Jednym z takich obszarów było największe torfowisko niskie w lubelskiej części Polesia – Krowie Bagno. Przed osuszeniem stanowiło ono miejsce dla różnorodnych ptaków wodno-błotnych: kaczek, perkozów, chruścieli, siewkowców, łabędzi, czapli i innych. Podobno gatunków było tak dużo, że miejscowa ludność wracała z „jajecznych żniw” drewnianymi łodziami wypełnionymi po brzegi jajami różnych ptaków. Dzisiaj trudno nam sobie to wyobrazić, gdyż, po pierwsze, nie ma już tak wielkich skupisk ptaków wodnych, po drugie, w czasach PRL-u Krowie Bagno zostało zmeliorowane, a po trzecie, taka działalność jest niedopuszczalna z punktu widzenia prawa polskiego i międzynarodowego.

Wszystkie z dotychczas opisanych – stan na koniec 2021 roku – 10 431 gatunków ptaków występujących na Ziemi znosi – i znosiło – jaja i nie ma tu żadnych wyjątków. Najmniejsze jaja na świecie składa, oczywiście, koliberek hawański. Jajo tego gatunku waży zaledwie 0,3 grama i jest wielkości ziarna grochu, jednak stanowi aż 20% masy ciała samicy. Z kolei największe jaja na świecie, biorąc pod uwagę obecnie żyjące gatunki, składa struś czerwonoskóry. Masa tego jaja zawiera się w przedziale od 1,5 do 2 kg, a więc blisko 4500 razy więcej, niż waży jajo koliberka; można by zmieścić w nim 20 jaj kurzych. Ciężar jaja strusia to zaledwie 1–2% masy dorosłego ptaka. W historii naszej planety największe jaja składał mamutak †Aepyornis maximus, czyli wymarły gatunek nielota, występującego do co najmniej 1000 roku n.e. na Madagaskarze. Mamutaki były prawdziwymi olbrzymami w świecie ptaków, gdyż mierzyły 3 m wysokości i ważyły około 500 kg. Składały jaja o wymiarach dochodzących do 34 cm długości, 1 m obwodu i wagi 10 kg. Największe jajo w stosunku do masy ciała składa żyjący na Nowej Zelandii kiwi brunatny Apteryx australis, osobnik wielkości naszej kury domowej Gallus gallus domesticus. To tylko jedno jajo o masie prawie 0,5 kg (25% ciężaru ciała samicy), i jest ono takich samych rozmiarów, co jajo stukilogramowych kazuarów. Wysiadywanie tego jaja-giganta trwa aż 2,5 miesiąca.

Jaja ptasie mogą być różnie ubarwione. Niektóre są różowe (np. zaganiacz Hippolais icterina), zielone (np. pleszka Phoenicurus phoenicurus), niebieskie (np. śpiewak Turdus philomelos) lub czarne (np. emu Dromaius novaehollandiae). Charakterystyczny kolor jest rezultatem działania dwóch pigmentów: oocyjaniny (niebieskie i zielone odcienie) i protoporfiryny (tworzenie się plam lub zabarwienia zasadniczego). U niektórych ptaków podczas wysiadywania dochodzi do zmiany koloru jaj. Tak jest na przykład u perkozów, budujących pływające na wodzie gniazda. Ptaki, gdy chcą opuścić wysiadywany lęg, przykrywają roślinami jasne, lśniące jaja, a te, wskutek gnicia roślin, przybierają bardziej brązowe barwy. Co ciekawe, nasza kukułka Cuculus canorus, będąca pasożytem lęgowym, potrafi „dostosować” kolor swojego jaja do wyglądu jaj gospodarza. W większości przypadków udaje się jej oszukać przybranych rodziców, ale ci czasami się orientują i rozkuwają takie podrzucone jaja. Sam proces wysiadywania jaj stanowi bardzo charakterystyczną cechę ptaków. Wśród gadów tylko krokodyle i węże ogrzewają swoje jaja, dlatego też czas inkubacji jaj jest silnie zróżnicowany6, podczas gdy u ptaków okres wysiadywania jaj jest wysoce specyficzny dla poszczególnych grup lub gatunków. Najkrótsze okresy inkubacji występują u niektórych gatunków dzięciołów (np. 10 dni), ale u albatrosów i kiwi może on się przedłużyć do nawet 80 dni.

Ptaki fascynują człowieka również dlatego, że potrafią odbywać międzykontynentalne podróże, przemieszczając się na zimowiska do obszarów tropikalnych. Współczesny wzorzec i trasy migracji ptaków na naszej planecie wykształciły się po ostatnim ustąpieniu lądolodów, co miało miejsce około 10 tysięcy lat temu. Ocenia się, że około 40% gatunków gniazdujących w Palearktyce zimuje w tropikach7. Wbrew powszechnym opiniom niska temperatura w okresie jesienno-zimowym nie jest główną i najważniejszą przyczyną wędrówek. Ptaki jako zwierzęta stałocieplne są świetnie przystosowane do radzenia sobie z siarczystymi mrozami panującymi w okresie zimowym. Dlaczego więc migrują? Ponieważ potrafią świetnie latać, są bardzo mobilne i mają możliwość, by udać się w bardziej przyjazne dla nich obszary. Większość zwierząt pewnie też wolałaby udać się na wędrówkę do bardziej optymalnych dla siebie środowisk, ale ze względu na swoją budowę, tryb życia i wiele innych ograniczeń nie może sobie pozwolić na szybkie przemieszczenie się w inne rejony. Niektóre ssaki po prostu przesypiają ten trudny okres. Najważniejszą jednak przyczyną wędrówek ptaków jest brak lub niedobór odpowiedniego pokarmu w okresie zimowym. Trudno wyobrazić sobie gadożera Circaetus gallicus (główny pokarm – węże), trzmielojadaPernis apivorus (pożywiającego się głównie błonkówkami) lub kraskę Coracias garrulus (polującą na duże szarańczaki), które pozostałyby u nas na zimę. Są one zmuszone do migracji w cieplejsze rejony. Skąd ptaki wiedzą, że już czas opuścić tereny lęgowe? Na przykład już pod koniec sierpnia bociany białe Ciconia ciconia skupiają się w sejmiki i rozpoczynają migrację – jest wtedy jeszcze ciepło i nie brakuje pokarmu. Otóż bezpośredni bodziec to skracanie długości dnia, czyli tak zwany fotoperiod, hormonalnie wyzwalający w osobniku zmiany fizjologiczne, takie jak na przykład magazynowanie tłuszczu podskórnego. Jest to podstawowe paliwo wykorzystywane przez ptaki w czasie migracji. Niektóre gatunki przed wędrówką potrafią dwukrotnie zwiększyć masę swojego ciała.

Ludzie i ptaki w podobny sposób odbierają świat i mają wiele cech wspólnych. Przykładowo, spośród szerokiej gamy różnorodnych zmysłów wzrok jest niezwykle istotny zarówno dla Homo sapiens, jak i dla ptaków. Najsilniejsza sowa świata, czyli puchacz Bubo bubo, ma oczy wielkości oczu człowieka. Ptaki szponiaste i sowy mają w oczach coś w rodzaju obiektywu o bardzo długiej ogniskowej. Ich gałki oczne działają jak teleskop, dlatego łowca, widząc bardzo daleko ofiarę, może „przybliżyć” jej obraz. Oczy sów są jednak nieruchome. To zresztą adaptacja do tego, by widzieć stereoskopowo, czyli móc ocenić odległość do widzianych przedmiotów. Kąt lewego i prawego oka w dużym stopniu zachodzą na siebie, dzięki czemu precyzyjnie namierzają ofiarę. Konsekwencją tego jest bardzo duża obrotowość szyi. Sowy potrafią obrócić ją o 270 stopni, żeby widzieć, co się wokół nich dzieje.

Nasi skrzydlaci przyjaciele przyciągają i fascynują nas niezwykłymi barwami części opierzonych i nieopierzonych. Kolory odgrywają bardzo istotną rolę w komunikacji wewnątrz- oraz międzygatunkowej ptaków. Nawet z pozoru jednobarwny gawron Corvus frugilegus przy odpowiednim oświetleniu, dzięki iryzacji, będącej zjawiskiem optycznym, mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Nie ma nic piękniejszego w świecie przyrody niż wygląd i toki tropikalnych cudowronek (dawniej nazywanych ptakami rajskimi), u których za sprawą doboru płciowego wyewoluowały najbardziej fantazyjnie ubarwione i ukształtowane cechy epigamiczne, jakie stworzyła natura. Należy jednak zauważyć, że ptaki do porozumiewania się używają przede wszystkim bogatego zestawu głosów, dialektów, wokalizacji i śpiewów. Na pewno ta paleta różnorodnych dźwięków nie tworzy tak bardzo złożonego systemu komunikacji, jaką stanowi mowa człowieka, ale obok „tańca pszczół” i śpiewu waleni jest to jedna z najciekawszych oraz najbardziej skomplikowanych form komunikacji w świecie przyrody. Skądinąd to obecnie intensywnie rozwijany obszar badawczy.

Ptaki posiadają skomplikowany i różnorodny pod względem czasowym i spektralnym repertuar emitowanych dźwięków. Czasami – jak u puszczyka Strix aluco – to niskie pohukiwania, często wykorzystywane przez reżyserów w filmach grozy i horrorach. Głos puchacza jest z kolei bardzo niski w tonacji i donośny, potrafi nieść się nawet na kilka kilometrów. Ale są też sowy, mające głosy jękliwe, a nawet gwiżdżące. Młode uszatki Asio otus czy puszczyki potrafią żebrać przez całą noc, gdy na przykład rodzice polecą na łowy. W ten sposób ustalają hierarchię: najbardziej głodne żebrze częściej i głośniej. Dzięki temu rodzice „wiedzą”, komu dać jedzenie w pierwszej kolejności. Ale gdy pokarmu jest mało, sowy zaczynają walczyć o jego dostęp. To najczęściej walka na głosy; najbardziej złożone dźwięki emitują ptaki wróblowe. Przykładowo australijskie lirogony wspaniałe Menura novaehollandiae potrafią naśladować każdy dźwięk, który usłyszą na swoim terytorium, w tym dzwonek smartfonu, dźwięk piły spalinowej, syreny alarmowej, eksplozji itp.

Następna istotna cecha wspólna dla ptaków i człowieka to taniec. Obok ludzi nie ma takiej grupy organizmów na świecie, dla której skoordynowane popisy taneczne byłyby równie istotne w zachowaniach rozrodczych. Gdy obserwuje się skomplikowane i silnie zsynchronizowane układy taneczne gromadnie tokujących samców gorzyków lub występy samców cudowronek na gałęziach lub naziemnych arenach, to staje się jasne, że trudno o bardziej doskonałe popisy; żartobliwie mówiąc, to wcale nie Michael Jackson wymyślił słynny „moonwalk”, który powstał miliony lat wcześniej, a jedynie go spopularyzował.

Monogamiczny człowiek to wyjątek w świecie ssaków, gdyż zdecydowana większość przedstawicieli tej gromady zwierząt jest poligamiczna. System rozrodczy byłby zatem kolejną cechą łączącą nas ze skrzydlatymi przyjaciółmi. Ptaki bowiem, odwrotnie niż ssaki, w większości przypadków są monogamiczne i tworzą wierne sobie pary. Niemniej, gdy ornitolodzy zaczęli stosować dokładniejsze techniki badania tego zjawiska, okazało się, że u większości gatunków ptaków mamy do czynienia ze „zdradami”, w niektórych przypadkach niezwykle częstymi. Mówiąc wprost, dochodzi do licznych pozapartnerskich kopulacji. Prowadzi to do sytuacji, w której wprawdzie występuje socjalna monogamia, lecz po sprawdzeniu pod kątem genetycznym ojcostwa, staje się jasne, że bardzo wielu ojców wychowuje nie swoje potomstwo. Oczywiście, u ludzi też się tak czasami – choć rzadziej – zdarza. Generalnie większość wszystkich gatunków ptaków na świecie łączy się normalnie w pary, które wspólnie opiekują się młodymi. Niektóre są nawet bardzo konserwatywne; potrafią zajmować jedno terytorium i być ze sobą w parze do momentu, aż któryś z partnerów padnie. Podsumowując, ponad 90% gatunków ptaków jest monogamiczna, tworząc mniej lub bardziej trwałe związki partnerskie. U wielu gatunków pomoc samca jest niezbędna podczas okresu pisklęcego, a albatrosy, gęsi, orły mogą tworzyć udane związki nawet przez kilkanaście lat.

Gracja, smukła i elegancka sylwetka, a czasami widowiskowe szaty godowe różnych gatunków ptaków od zawsze wzbudzały podziw i zachwyt u człowieka. Szczególnie fascynujący dla nas jest sposób polowania ptaków szponiastych lub czapli na różne ofiary wodne. Przykładowo czaple potrafią długo stać nieruchomo w wodzie. Czekają na podpływające zwierzęta, aby nagle, gwałtownym wyrzutem szyi, zaatakować je długim i ostrym dziobem. Niektóre z nich stosują wyrafinowane modyfikacje tej metody. Nasz bąk Botaurus stellaris podczas zasiadki zanurza końcówkę dzioba w wodzie, imitując zanurzoną gałąź. Z kolei czaple modronose Ardeola ralloides i ślepowrony Nycticorax nycticorax do złowienia ofiary wykorzystują narzędzia, używając przynęty (liść, gałązka itp.) do przywabienia i pochwycenia ryby. Czapla czarna Egretta ardesiaca rozkłada swoje skrzydła, tworząc charakterystyczny „parasol”, aby w cieniu łatwiej upolować ofiarę.

To właśnie spionizowana, nieruchoma sylwetka, ciekawe techniki łowieckie oraz śnieżnobiałe pióra niektórych gatunków spowodowały, że w Japonii i Chinach czaple uchodzą w literaturze i sztuce za wieloznaczny symbol dobra i szlachetności; są alegorią duchowego skupienia i medytacji, czystości religijnej i, co ciekawe, figurą reprodukcji i płodności, gdyż wyprostowana sylwetka czapli jest ważnym symbolem fallicznym w tej kulturze. Trzeba przy tym zauważyć, że w wielu różnorodnych kulturach, już od czasów starożytnych, ptaki bardzo często występowały w legendach, baśniach, mitach, religii, literaturze, muzyce, rysunkach – a także w sporcie. Wiele gatunków zostało udomowionych, a w ostatnich latach obserwacje dzikich ptaków stały się niezwykle popularną formą kontaktu człowieka z naturą. Wzmianki o ptakach znajdziemy w Starym Testamencie, a ich wizerunki można podziwiać na malowidłach twórców żyjących w starożytnym Egipcie. Egipcjanie, co ciekawe, używali dwóch różnych słów do określenia czapli. Termin shenty był wykorzystywany do nazwania prawdziwych czapli, które można było zaobserwować w obrębie terenów podmokłych położonych w dolinie Nilu. Natomiast określenie benu, czyli „ptak wschodzącego Słońca”, odnosiło się w alegoryczny sposób do pierwszego organizmu, który narodził się nad wodami Nilu z wszechobecnego chaosu; do tego benu uchodził za symbol wskrzeszenia zmarłych. Starożytni Egipcjanie łączyli go przede wszystkim z bogiem Ozyrysem. Jako święty ptak Heliopolis oraz dusza boga Ra przez starożytnych Greków uznawany był za legendarnego Feniksa.

Interesujące, że nad Zatoką Perską odnaleziono szczątki wymarłej czapli Bennu Ardea bennuides. Gatunek ten zasiedlał rejon Półwyspu Arabskiego i być może północnej Afryki. Czapla Bennu była największym znanym przedstawicielem czaplowatych, jaki kiedykolwiek żył na naszej planecie. Oceniono, że długość jej ciała mogła dochodzić do 210 cm przy rozpiętości skrzydeł sięgającej do 270 cm. Nie wiemy dlaczego i kiedy dokładnie ten gatunek wymarł, lecz starożytni Egipcjanie musieli mieć z nim styczność, gdyż odnalezione w 1977 roku szczątki (niekompletna kość tibiotarsus) datowane były na okres 2500–2000 r. p.n.e. Również w Europie ptaki stanowiły pozytywny symbol w kulturze człowieka. Starodawnym, zanikającym zwyczajem mieszkańców Wielkiej Brytanii było umieszczanie stóp czapli w woreczku, który był używany jako amulet przynoszący szczęście właścicielowi. Obyczaj ten być może wyewoluował z jeszcze starszego zwyczaju wykorzystywania charakterystycznej części nogi bąka – długiego pazura z grzebykiem, którego w połączeniu ze srebrem używano do tworzenia wykałaczek.

Ptaki szponiaste od dawna wzbudzały w ludziach różnorodne emocje. Ich wizerunki można spotkać w wielu herbach i na flagach państwowych. Są bohaterami wielu baśni, legend i pieśni. Budzą nasz podziw z rozmaitych powodów, między innymi ze względu na szybki lot, szczególne zdolności łowieckie, majestatyczny wygląd. Niegdyś olbrzymie gatunki – dziś uznane za wymarłe – były również poważnym zagrożeniem dla naszych przodków, hominidów przemierzających różne siedliska na naszej planecie. Ze względu na to, że ptaki szponiaste stoją na szczycie piramidy pokarmowej, nigdy nie występowały pospolicie, natomiast zawsze były bardziej narażone na wymarcie niż wiele innych grup ptaków. Żyjący na Filipinach małpożer Pithecophaga jefferyi czy potężna harpia wielka Harpia harpyja zasiedlająca lasy tropikalne w Amazonii są tego najlepszymi przykładami. Na terenie Polski stwierdzono gniazdowanie 16 gatunków ptaków szponiastych; największymi przedstawicielami tego rzędu są u nas orzeł przedni Aquila chrysaetos i bielik Haliaeetus albicilla. Większość badaczy uważa, że bielik jest pierwowzorem ptaka umieszczonego w godle Polski. Nie jest to jednak sprawa rozstrzygnięta i wciąż budzi kontrowersje wśród ekspertów. Niektórzy z nich przychylają się do stanowiska, że w godle uwidoczniono jednak orła przedniego. Są też tacy, którzy twierdzą, że to jeszcze inny gatunek ptaka szponiastego. Trudno więc sądzić, by w najbliższej przyszłości ta kwestia znalazła rozwiązanie.

W kulturze i świadomości narodowej Polaków bardzo ważnym gatunkiem jest bocian biały; uważa się go powszechnie za symbol zbliżającej się wiosny. To dalekodystansowy (międzykontynentalny) migrant i spośród wszystkich ptaków krajowych, które zimują w południowej Afryce, na lęgowiskach pojawia się najwcześniej. Każdego roku powracające do gniazd bociany białe można zaobserwować w Polsce już po 20 marca. Rzecz jasna, bocian biały jest też najbardziej „polskim” ptakiem. Wielkość krajowej populacji wynosi od 52 do 54 tysięcy par lęgowych, co stanowi około 20% populacji światowej. Gatunek ten od dawien dawna związany jest z człowiekiem – zdecydowana większość gniazd znajduje się w bliskim sąsiedztwie siedzib ludzkich, bowiem bocian biały do życia potrzebuje ekstensywnego krajobrazu rolniczego. Najchętniej preferuje mozaikowe tereny z dużą ilością koszonych lub wypasanych łąk, rozlewisk, oczek wodnych, gdzie ma dostęp do zróżnicowanych ofiar – są nimi przede wszystkim małe ssaki, bezkręgowce, płazy i ryby. Obecnie jesteśmy świadkami dynamicznego procesu zmniejszania się udziału gniazd położonych na dachach budynków i na drzewach na korzyść gniazd zakładanych na słupach energetycznych. Duże rozmiary, ciekawy wygląd, intrygująca biologia i „sympatia” do człowieka powodują, że spośród wszystkich krajowych ptaków bocian biały jest najbardziej rozpoznawanym, lubianym i charyzmatycznym gatunkiem. Tak silne zakorzenienie w rodzimej kulturze poświadczają również teksty literackie, w których jest on zazwyczaj przedstawiany w pozytywny sposób i opisywany jako integralna część rodzimego, wiejskiego pejzażu.

Zainteresowanie ptakami widoczne jest w dawnej literaturze. Początkowo były to przede wszystkim teksty z obszaru literatury użytkowej, a więc różnego rodzaju poradniki z zakresu łowiectwa i rolnictwa. Dominowała w nich perspektywa utylitarna, sprowadzająca się często do wskazówek, w jaki sposób najłatwiej upolować pożądane gatunki, zaś te niechciane – skutecznie przepłoszyć z pól uprawnych. Autorzy tych prac często poświęcali jednak sporo uwagi na opisanie wyglądu ptaków, charakteryzując je przy pomocy barwnego języka, jaki możemy znaleźć na przykład w pochodzącej XVI wieku książce Mateusza Cygańskiego Myślistwo ptasze8 (oraz w wielu innych o podobnej tematyce). Z biegiem czasu zaczęły w nich pojawiać się także coraz bardziej dokładne ryciny, w szczegółowy i ocierający się niekiedy o artyzm sposób dokumentujące wygląd poszczególnych gatunków. Publikacje takie z czasem się wyspecjalizowały, dlatego można powiedzieć, że były poprzednikami dzisiejszych atlasów, poradników i przewodników terenowych.

W inny sposób sąsiedztwo ludzi i ptaków pokazywała sztuka. Dla artystów inspiracją bywały śpiew, wygląd, rytuały godowe, mówiąc najkrócej: wszystko, co przenosiło punkt ciężkości w sferę doznań estetycznych. Od antycznych dekoracji, przez późniejsze dekoracje, rzeźby, grafiki, aż po współczesne dzieła sztuk wizualnych – ornitologiczne motywy w sztuce kojarzone są z koncepcją piękna, która koncentruje się na sensualnych, a zatem ulotnych doświadczeniach. W tym aspekcie artystyczna fascynacja ptakami była związana z urzeczeniem bogactwem i złożonością materialnego świata, rozpościerającego się przed oczami człowieka. Skupienie się na konkrecie otwierało często pole do ustanowienia perspektywy indywidualnej, oderwanej od skojarzeń symbolicznych, a jednocześnie skupionej na tu i teraz. Na przykład poetów inspirował ptasi śpiew; próbowali go przenosić do swoich tekstów, eksperymentując tym samym z brzmieniową warstwą polszczyzny. W utworach literackich ptaki pojawiały się jako nośniki różnych, często skomplikowanych sensów, przekazywanych przy pomocy różnorakich metaforycznych konstrukcji, w których na różny sposób załamywały się kulturowe oraz religijne skojarzenia, połączone z indywidualnym językiem artystycznym.

Mimo to ludzki stosunek do ptaków jest ambiwalentny. Każda próba holistycznego zbadania naszych fascynacji skrzydlatymi przyjaciółmi musi obejmować sfery sacrum i profanum9. Z jednej strony podziwiamy je i wykorzystujemy jako pozytywne symbole i alegorie w wielu baśniach, a także w mitologii czy religii. Z drugiej – od wieków populacje ptasie były bezwzględnie eksploatowane i eksterminowane. Niektóre gatunki, zwłaszcza o nocnej lub zmierzchowo-świtowej aktywności, wzbudzały negatywne emocje i często były prześladowane. Przykładowo na całym świecie czaple zamieszkują trudno dostępne tereny podmokłe, a te wśród pierwszych osadników i kolonizatorów zazwyczaj wzbudzały strach i kojarzyły się z chorobami i cierpieniem. Przedstawiciele tej rodziny nie są wybitnymi śpiewakami i emitują czasami krzykliwe, skrzeczące, a czasami dudniące, basowe (trudne do zlokalizowania) głosy i wokalizacje. Czynniki te spowodowały, że czaple w czasach historycznych wzbudzały również negatywne emocje i były uosobieniem upiorów żyjących na bagnach i znakiem zbliżającego się nieszczęścia.

W Europie istnieje apokryficzna legenda z XV wieku o Janie II Aragońskim, walczącym w bitwie koło Amposty w delcie rzeki Ebro; jego armia uciekła w popłochu po usłyszeniu wokalizacji bąka zwyczajnego, traktując ją jako zły omen. W mitologii słowiańskiej bąk zwyczajny łączony jest z mistycznym stworzeniem podobnym do człowieka – drekavacem (dosłownie wyjcem, krzykaczem). W postać tę wciela się zmarłe, nieochrzczone dziecko, błąkające się po świecie śmiertelników i nękające tych, którzy są temu winni. Gdy pierwsi osadnicy przybyli do Australii i usłyszeli nawołującego bąka australijskiego, dowiedzieli się od Aborygenów, że dźwięk ten pochodzi od potwora o imieniu bunyip, żyjącego na niedostępnych i niebezpiecznych bagnach.

Podobne emocje u człowieka budzą sowy. Ludzi od zawsze fascynowały zwierzęta prowadzące nocny tryb życia. Nie tylko sowy, ale też na przykład nietoperze czy drapieżne koty. Poznawanie ich wiąże się z ogromnymi emocjami; z jednej strony ludzie chcieliby się do nich zbliżyć, ale, z drugiej, gdzieś obok pojawiają się od razu negatywne odczucia, lęk i mroczne stereotypy. Wiele mitów i baśni wykorzystuje wątek sowy. Weźmy puszczyka, czyli naszą najpopularniejszą sowę. Jej łacińska nazwa pochodzi od strzyg, słowiańskich wampirów. Skojarzenie jest więc jednoznaczne. Często też, gdy na przykład w jakiejś wiosce pytamy o sowy, spotykamy się z dziwnymi reakcjami wynikającymi z tradycyjnych wierzeń, które jednak nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Niektóre gatunki sów są prześladowane z powodu rozpowszechnionego przekonania o tym, że zwiastują złe wiadomości i nieszczęścia. Pójdźka Athene noctua, charakteryzująca się dość donośnym głosem, miała według niektórych opowieści nawoływać: „Pójdź, pójdź w dołek pod kościołek”, co wzmocniło wiarę w to, że jeśli pójdźka przyleci do domu i zabrzmi jej głos, będzie to znaczyło, że ktoś w rodzinie wkrótce umrze.

Ale zainteresowanie sowami wynika też z ich tajemniczości. Łacińska nazwa sowy włochatki, Aegolius funereus, wprost odwołuje się do pogrzebu. Złowrogie znaki pojawiają się więc na każdym kroku. Oczywiście, współcześnie na popularność sów miała też wpływ seria książek i filmów o Harrym Potterze, gdzie sowy odgrywały ważne role; wcześniej zaś – serial Davida Lyncha i Marka Frosta Miasteczko Twin Peaks, ze słynnym mottem: „Sowy nie są tym, czym się wydają”. Co ciekawe, najinteligentniejsze ptaki to te, które żyją w grupach, zmieniają środowiska i wędrują. Sowy są raczej samotnikami i żyją w izolacji. Mit sowiej mądrości wziął się więc prawdopodobnie stąd, że są one dostojne w wyglądzie i mają „twarz” (tak zwaną szlarę) przypominającą ludzką. Przykładowo pójdźka to po łacinie Athene noctua – od Ateny, bogini mądrości. Poza tym w kulturach starożytnych, rzymskiej i helleńskiej, a nawet w dalekowschodnim buddyzmie sowa zawsze była postrzegana jako mądry ptak, zatem to raczej tradycja przekazywana kulturowo.

Przez wieki ptaki były masowo zabijane dla celów kulinarnych, sportowych, odzieżowych. Pióra ptaków wodnych były wykorzystywane w Nowej Zelandii w XIX wieku jako przynęty imitujące owady wykorzystywane do chwytania introdukowanych tam ryb łososiowatych. Czaple od wieków były eksterminowane przez rolników i rybaków jako konkurencja w połowie i hodowli ryb. Według niektórych językoznawców związek frazeologiczny „zbijanie bąków”, oznaczający nieróbstwo, próżnowanie, leżenie do góry brzuchem, mógł utrwalić się w naszym języku właśnie ze zwyczaju polowania na czaple. Mięso bąka charakteryzuje się niskimi walorami smakowymi i w związku z tym polowanie na ten gatunek uchodziło za czynność bezcelową, pozbawioną sensu.

Fascynacja ptakami zapisała również mroczną kartę w historii Homo sapiens. Szczyt masowych polowań na ptaki przypadł na XIX oraz początek XX wieku. Najprawdopodobniej za sprawą Marii Antoniny w tym okresie zapanowała moda na ozdabianie damskich kapeluszy piórami różnych gatunków ptaków. Do tego celu używano przede wszystkim fantazyjnie wykształconych, wyspecjalizowanych piór czapli, tak zwanego egretu. Na całym świecie rozpoczęła się masowa rzeź tych pięknych ptaków. Przykładowo w latach 1899–1912 z samej tylko Argentyny, Brazylii i Wenezueli wyeksportowano 15 milionów zabitych czapli. Szczególnie pożądane były czapla nadobna Egretta garzetta i czapla biała Ardea alba. W obrębie różnorodnych mokradeł (np. na unikalnych bagnach Everglades) w czaplińcach strzelano do dorosłych czapli, noszących szaty godowe, co skutkowało śmiercią głodową piskląt. Centrami międzynarodowego handlu piórami egzotycznymi były Londyn, Paryż i Nowy Jork.

Biznes ten wpłynął nie tylko na załamanie się liczebności populacji czapli, ale również wymieranie innych grup ptaków, w tym takich jak papugi, cudowronki, kolibry, strusie, tukany. W 1886 roku ornitolog Frank Chapman podczas dwóch spacerów na Manhattanie doliczył się piór pochodzących od 40 rodzimych gatunków ptaków, służących jako ozdoba kapeluszy napotkanych kobiet. Handel piórami ptaków stał się wysoce lukratywnym biznesem, gdyż cena piór była dwukrotnie wyższa niż cena złota o tym samym ciężarze. Te dramatyczne wydarzenia doprowadziły do ulicznych protestów i zwrócenia większej uwagi zachodnich społeczeństw na zanikanie zagrożonych gatunków. Na bazie tego ruchu utworzono pierwsze na świecie organizacje zajmujące się czynną ochroną przyrody. Na Wyspach Brytyjskich powstało w 1889 roku Królewskie Towarzystwo Ochrony Ptaków (RSPB), a w 1905 roku w Ameryce Północnej – National Audubon Society.

W obecnych czasach liczne grupy ptaków wciąż są zagrożone, choć rzadziej już przez bezpośrednie, bezmyślne zabijanie. Dynamicznie zachodzące na naszych oczach zmiany klimatyczne oraz zanik i przekształcanie siedlisk stanowią jednak równie wielkie niebezpieczeństwo. Niemniej znamy też przykłady zwycięskich gatunków, które są w trakcie ekspansji i szybko zwiększają swoją liczebność. Spektakularny rozwój populacji lęgowej czapli białej w Europie jest tego najlepszym dowodem. Miejmy nadzieję, że pomimo ostatnich negatywnych zmian siedliskowych i intensywnej działalności człowieka, donośny głos godowy bąka oraz fantazyjnie wykształcona egreta tokującej czapli nadobnej będą dalej nieustającym źródłem inspiracji dla następnych pokoleń.

***

Redaktorzy pragną podziękować Justynie Kierat za wykonanie i udostępnienie znakomitych „ptasich” grafik (duża ich część powstała jako komentarz do konkretnych rozdziałów książki). Bez grafik Justyny książka na pewno nie miałaby co liczyć na status polskiego kulturoznawczo-ornitologicznego „Collinsa” (na co całkiem stanowczo liczymy).

Jeszcze słowo o użytej na okładce grafice przedstawiającej polującego samca pustułki Falco tinnunculus (może nam ona skądinąd przywoływać kadr ze znanego – nie tylko ornitologom i innym ornitofilom – filmu Kes Kena Loacha z 1969 roku). Otóż ktoś mógłby pomyśleć, że nie jest najlepszym pomysłem ilustrować książkę o tytule „Który tak śpiewa?” wizerunkiem pustułki. Spieszymy wyjaśnić, że pustułka zdecydowanie nie jest ptakiem śpiewającym, ani w rozumieniu systematyki, ani zachowań. A jednak łączą ją z ptakami śpiewającymi silne związki; prowadzą one przez… żołądek. Pustułka poluje na nie i zjada. Wprawdzie dotychczas nie ustalono, czy zawisając nad polem lub łąką, interesuje ją linia melodyczna lub gatunek muzyczny uprawiany przez potencjalną zdobycz, lecz wiemy jedno: pustułka ma swoje sposoby, by ją dopaść.

1 Zob. Th. Hanson, Pióra. Ewolucja cudu natury, przeł. A. Wawrzyński, Łódź 2019.

2 Zob. P. Mielczarek, M. Kuziemko, Kompletna lista ptaków świata (2021), http://listaptakow.eko.uj.edu.pl/ [data dostępu: 1.12.2021].

3 Zob. Th. Hanson, Pióra. Ewolucja…,dz. cyt.

4 Zob. Handbook of the Birds of the World, red. J. del Hoyo, A. Elliott, J. Sargatal, vol. 1, Barcelona 1992.

5 Zob. W.G. Arnott, Birds in the Ancient World. From A to Z, London 2007.

6 Zob. Handbook…, dz. cyt.

7 Tamże.

8M. Cygański, Myślistwo ptasze, dzieło z XVI. wieku, obejmujące wykład wszystkiego, co wówczas do ptasznictwa w Polszcze należało, a obok tego wymieniające rodzaje i gatunki ptaków krajowych: teraz na nowo przedrukowane z dodaniem przedmowy, objaśnień i przypisów Antoniego Wagi, Warszawa 1842.

9 Zob. Th. Hanson, Pióra. Ewolucja…,dz. cyt.

Justyna Schollenberger

Uniwersytet Warszawski

„Najwięksi esteci wśród zwierząt (…)” – wygląd i piękno ptaków w Doborze płciowym Karola Darwina

Nauka patrzenia

W O powstawaniu gatunków czytamy:

Patrzymy na błyszczące radością oblicze natury, widzimy często nadmiar pożywienia, nie widzimy zaś albo zapominamy, że ptaki, które mile świergocą naokoło nas, żywią się owadami lub nasionami, a więc stale niszczą życie; zapominamy również, jak wiele spośród tych śpiewaków, spośród ich jaj oraz spośród ich piskląt staje się łupem drapieżnego ptactwa i zwierza1.

Karol Darwin bezlitośnie niszczy tradycyjny (i sentymentalny; a ryzykując anachronizm, chciałoby się powiedzieć, disneyowski) wizerunek ptaków jako istot wolnych, swawolnych, których śpiew umila nam chwile spędzane na łonie natury. Ten krótki akapit jest dość wstrząsający: ludzie są uparcie nierozgarniętymi widzami dramatu natury, skupiającymi się wyłącznie na przyjemnych czy też kulturowo oswojonych jej aspektach. Musimy, pisze Darwin, nauczyć się na nowo patrzeć na przyrodę. Człowiek i jego upodobania estetyczne, jego wyobrażenia o świecie przyrody nie mogą być głównym punktem odniesienia naukowego dociekania. Śpiew ptaków, ich zachowanie oraz wygląd wynikają z działania konkretnych praw i mechanizmów, które poprawnie jest w stanie opisać wyłącznie teoria ewolucji. Darwin we wszystkich swych dziełach proponuje czytelnikowi ćwiczenia z myślenia i patrzenia. Co ciekawe, jak się wydaje, nie wymaga on jednak od czytelników podejścia ściśle obiektywnego i beznamiętnego. Zachęca raczej, by zachwycić się przyrodą z właściwych, już nie naiwnych czy uwarunkowanych tradycją powodów.

Świat Darwinowski nie jest światem, jak chcieliby niektórzy krytycy darwinizmu, całkowicie odczarowanym, odartym z wszelkich tajemnic, zastąpionych od tej pory biologicznymi determinantami. To dopiero teoria ewolucji pozwala we właściwy sposób zachwycić się światem natury; dostrzec jego piękno i skomplikowanie. Co istotne, umożliwia też dostrzeżenie, że człowiek nie jest wcale jedyną istotą obdarzoną świadomością. Argumentacja Darwina odwołuje się do anegdot, do konkretnych, pojedynczych, cudzych lub własnych, obserwacji – jest więc często nienaukowawe współczesnym tego słowa znaczeniu (o czym będę pisała dalej). Częstokroć usiłuje Darwin dociec cudzego, także zwierzęcego, punktu widzenia. Taki sposób pisania odpowiada podejściu badawczemu przyrodnika. Darwin, jak pisze Gillian Beer, jest badaczem „cudzych świadomości” (consciousness of others), wyczulonym na jej przejawy na nawet najniższych poziomach życia organicznego: „Anegdoty zakładają interpretacyjną rolę obserwatora, dążącego do wejrzenia w cudzą świadomość przy użyciu niedoskonałych środków własnej uważności”2. Oczywiście, czasem prowadzi to Darwina do nieuprawnionego, z dzisiejszego punktu widzenia, antropomorfizowania zachowań zwierzęcych. Wynika jednak przede wszystkim z konsekwentnego podążania za własną teorią: ludzkie upodobania i zdolności nie wzięły się znikąd, mają zwierzęce korzenie. Skoro tak jest, musimy przyznać zwierzętom zdolności uznawane tradycyjnie za unikalnie ludzkie.

W artykule zanalizuję przedstawienie ptaków w Doborze płciowym Darwina3. Interesować mnie będą te opisy, w których naturalista skupia się na niezwykłym wyglądzie ptaków i ich zmyśle estetycznym. Darwin stawia tezę o, równoległym wobec doboru naturalnego, wpływie doboru płciowego na wygląd i rozwój gatunków zwierzęcych. Nie bez przyczyny koncentruje się na ptakach – stworzeniach, których upierzenie bywa fantastycznie bogate, często wręcz przeszkadzające zwierzęciu w normalnym funkcjonowaniu. Wyjaśnienie pochodzenia tak niezwykłego wyglądu to jedno z zadań, jakie stają przed teorią ewolucji.

W argumentacji Darwina dochodzi do zderzenia świata ludzkiego i zwierzęcego – w swoich dziełach konsekwentnie i z wielkim entuzjazmem pokazuje, iż granica człowiek–zwierzę (ale też zwierzę–roślina) jest płynna. Ten wątek jego myśli widać szczególnie wyraźnie, kiedy mowa o estetycznym wymiarze życia organicznego. Naturalista dowodzi z jednej strony, że nasz zmysł estetyczny to wyłącznie bardziej wyrafinowana forma zwierzęcych preferencji doboru najbardziej atrakcyjnego partnera seksualnego4. Z drugiej jednak – konsekwentnie opowiada się za przyznaniem zwierzętom swoistej umiejętności dostrzegania piękna oraz, co niekiedy zaskakujące, zdolności oceny własnego wyglądu.

Ptasi esteci

Ptaki w tym kontekście są szczególnie interesującą grupą zwierząt. Wydaje się, że zainteresowanie, często amatorskie, ornitologią, wynika po części z nieraz spektakularnego wyglądu tych stworzeń. Lubimy na ptaki patrzeć, lubimy słuchać ich głosu – Darwin zaś stara się wykazać, co właściwie oznaczać mogą ich wygląd i pieśni oraz nasze nimi zainteresowanie. W opisach ptaków uwidacznia się problem granic antropomorfizacji i towarzyszący narracji Darwinowskiej problem możliwości dotarcia do cudzej (tu: ptasiej) świadomości. Darwin uważał, że ptaki wiedzą, iż są piękne, lubią się tym pięknem popisywać, a inne – nieomal wstydzą się swego śmiesznego wyglądu. Antropomorfizacji zachowań zwierzęcych w pismach Darwina konsekwentnie towarzyszy więc animalizacja zwyczajów ludzkich. Nie wystarczy jednak powiedzieć, że w jego teorii dochodzi do zachwiania tradycyjnej antropocentrycznej hierarchii bytów. Darwin raz po raz, w mnogich przykładach interesujących zwierzęcych zachowań, w anegdotach, ukazuje dziwność świata natury – niedającą się pojąć ilość rozlicznych pozaludzkich świadomości, z którymi jesteśmy związani.

Najbardziej rozwinięte dociekania dotyczące estetycznego zmysłu u ptaków oraz pochodzenia ich wyglądu odnajdujemy w drugim tomie O pochodzeniu człowieka5,czyli Doborze płciowym.W tym dziele Darwin dowodzi zwierzęcego pochodzenia człowieka i usiłuje prześledzić ewolucyjną drogę rozwoju naszych zdolności, zachowań, obyczajów. W związku z tym mnoży przykłady i obserwacje zdolności i uczuć u zwierząt (takich jak miłość, współpraca, zazdrość, zabawa, smutek, wstyd). Człowiekowi przyznaje zasłużone, najwyższe miejsce na drabinie ewolucji, przestrzega jednak przed nadmiernym samozadowoleniem i pychą, musimy bowiem pamiętać o swoim zwierzęcym, czyli „niskim pochodzeniu”6. Jednocześnie Darwin nie kryje swego zachwytu nad skomplikowaniem życia organicznego. Kwestia pochodzenia człowieka jest oczywiście istotna, lecz raz po raz przyrodnik odwraca się w stronę – jak gdyby bardziej interesujących – przykładów zwierzęcych. Nasze „niskie pochodzenie” ostatecznie nie powinno być wcale powodem do wstydu – wśród zwierząt znajdziemy istoty namyślające się, wykazujące coś na kształt moralności, czy wreszcie zdolne do docenienia piękna.

Czytamy więc:

W ogóle ptaki wydają się największymi estetami wśród zwierząt, oczywiście z wyjątkiem człowieka, i mają takie samo poczucie piękna jak my. Wskazuje na to przyjemność, jaką sprawia nam śpiew ptaków oraz fakt, że kobiety, zarówno cywilizowane, jak i dzikie, okrywają głowy piórami i używają klejnotów niewiele mniej barwnych niż obnażona skóra i korale pewnych ptaków7.

Darwin traktuje piękno jako kategorię i wartość międzygatunkową oraz zakłada estetyczną wrażliwość zwierząt. Co więcej, zdaje się nie dostrzegać potencjalnej problematyczności takich założeń. Człowiek/kobiety i zwierzęta/ptaki są w tym krótkim fragmencie traktowani całkowicie na równi jako przykłady stworzeń, które cenią sobie piękno. Darwin na wstępie zastrzega, że gust estetyczny zwierząt jest niezbyt wyrafinowany, ich poczucia piękna nie można „porównywać z poczuciem piękna człowieka kulturalnego”, prędzej już – zestawić je z gustem „najprymitywniejszych ludzi dzikich”8. Piękno ptasie odnajdywane jest przez przyrodnika w jaskrawym lub intensywnie wybarwionym ptasim ubarwieniu, wzorach na piórach i fantazyjnie ułożonym upierzeniu9. Do docenienia go nie trzeba wyrafinowanego gustu, podoba się odruchowo i od razu. Nie oznacza to jednak, że można je łatwo zignorować, nazwać prostackim czy kiczowatym. Zaraz potem Darwin porównuje wzory na piórach do najbardziej zachwycających dzieł malarskich – porządki tego, co ludzkie i zwierzęce, wyrafinowane i proste, w jego narracji wciąż się przenikają.

Tradycyjnie zmysł estetyczny traktowany jest jako przysługujący jedynie człowiekowi. Wartości estetyczne wykraczają poza sferę przyrodniczych determinant, stanowią swoisty naddatek, który rozpoznać i docenić mogą wyłącznie ludzie zdolni do transcendowania swojego biologicznego pochodzenia. W tym sensie piękno natury ujawnia się tylko nam: zwierzęta mogą posiadać piękne cechy wyglądu, natomiast horyzont ich bycia zamknięty jest często w ciasnych ramach zaspokajania podstawowych potrzeb fizjologicznych oraz w kwestii przetrwania.

Darwin w niezwykle interesujący sposób podważa takie podejście. Piękno w jego rozumieniu nie mogło pojawić się na świecie przypadkowo. Niemożliwe jest, by jedynym jego odbiorcą był człowiek – nie jest on bowiem traktowany jako cel stworzenia. Musi ono więc służyć konkretnym celom, czyli przywabieniu partnerki, która, co jasno z tego wynika, jest wyposażona w pewien zmysł estetyczny. Jednym z najciekawszych wniosków płynących z narracji dzieł Darwina jest ten, że człowiek wcale nie musi być jedynym estetą w przyrodzie. Zwierzęta także mają swój punkt widzenia, a różnorodność biologiczna stanowi wynik ich rozmaitych upodobań (które mogą pozostać dla nas niezrozumiałe).

Pawie oczka, zachwyt i mdłości

O wzorach na ogonie argusa czubatego Rheinardia ocellata pisze Darwin tak:

Wydaje się nieprawdopodobne, aby te ozdoby powstały w drodze doboru wielu kolejnych zmian, z których żadna nie była przeznaczona do wywoływania wrażenia, że oczka mają wygląd „kuli w panewce”, podobnie jak jest nieprawdopodobne, by któraś z „Madonn” Rafaela mogła powstać wskutek dobierania przypadkowych smug barwnych nałożonych przez młodych artystów, z których żaden nie zamierzał pierwotnie namalować postaci ludzkiej10.

Te piękne ozdoby zadowolić mają bardzo konkretnych odbiorców o wyrafinowanym guście, a więc samice argusa:

Może ktoś powie, że jest zupełnie niewiarygodne, by samica ptaka zdolna była ocenić delikatne cieniowanie i zachwycające wzory. Niewątpliwie zadziwiający jest fakt, że ma ona smak rozwinięty w stopniu niemal ludzkim. Ktoś, kto myśli, iż może bez obawy oceniać zdolność rozróżniania i smak estetyczny zwierząt niższych, mógłby zaprzeczyć, by samica bażanta argusa mogła docenić piękno tak wykwintne; będzie jednak musiał przyjąć wtedy, że bezcelowa jest ta niezwykła postawa, którą przybiera samiec w czasie zalotów i dzięki niej roztacza w pełni zadziwiające piękno swego upierzenia; jest to jednak wniosek, którego np. ja bym nigdy nie przyjął11.

Warto od razu przywołać tu jeszcze może wrażenia samego Darwina, który (nie bez poczucia humoru) w słynnym ustępie listu do Asy Greya pisze, że widok oczek na pawim ogonie przyprawia go od mdłości12. Mdłości są może słabym dowodem uznania, ale za to jednoznacznie wskazują na intensywność badań nad pochodzeniem ptasiego piękna.

Warto zwrócić od razu uwagę na charakterystyczny i ujmujący sposób prowadzenia argumentacji. Darwin, oczywiście, pewien jest swoich wniosków i poprawności rozumowania, które popiera kolejnymi przykładami. Pozwala jednak wybrzmieć wątpliwościom, jak się wydaje, dobrze uzasadnionym: czy bowiem gotowi jesteśmy przyznać bażantom nieomal ludzki gust, czy chcemy w przeobrażeniach wzoru na ptasim ogonie widzieć ślad pozaludzkiej wrażliwości estetycznej? Tylko po to jednak, by skromnie na końcu dodać, że on sam, „na przykład”, tych wątpliwości nie podziela (a czytelnik powinien zauważyć, że sądy swe opiera na ogromnym materiale dowodowym).

W poświęconej darwinowskiej teorii piękna oraz doboru płciowego książce Ewolucja piękna Richard O. Prum trafnie oddaje ton krytyki wobec narracji naturalisty: „Z dzisiejszych naukowych i kulturowych perspektyw, darwinowski dobór języka estetycznego może wydawać się staroświecki, antropomorficzny, a nawet żenująco głupkowaty”13, nic dziwnego więc, że „darwinowska estetyczna wizja doboru partnera traktowana jest jak szalona ciotka żyjąca na ewolucyjnym strychu – nie należy o niej rozmawiać”14. Prum, uznany ornitolog, wykazuje jednak zaraz potem, że wizja Darwina ma sens, że możemy poprawnie twierdzić, iż zwierzęta dokonują „ocen zmysłowych”, którymi kierują się przy wyborze partnera seksualnego15.

Ciekawe, że chcąc adekwatnie opisać wzory takie jak na ogonie argusa, sięgniemy, chyba odruchowo, podobnie jak Darwin, do dzieł malarskich. Kuliste plamy zdobiące pióra zdają się wypukłe, wyglądają jakby ktoś je namalował. Prum cały rozdział poświęca argusowi, pisząc na przykład: „Nie znam niczego w naturze, co może równać się z fantastyczną złożonością tego wzoru. (…). Ogólny wygląd bogactwem równa się z wzorami na tureckim dywanie”16, a dalej o kulistych plamach na ogonie: „nazywam te okrągłe złote plamy «sferami», ponieważ są kunsztowne i subtelnie cieniowane, jak gdyby umiejętnym pociągnięciem malarskiego pędzla, tworząc niewiarygodnie realistyczną iluzję optyczną trójwymiarowej głębi”17.

Darwin twierdzi, że objawem ludzkiej pychy byłoby stwierdzenie, iż tego typu zachwycający i błyskawicznie rozpoznawany przez nas jako piękny ornament mógł powstać niezależnie od czyjejkolwiek świadomości. Nie może go przy tym zadowolić odpowiedź, co istotne, że tak misterny wzór niczemu nie służy. Stąd też udowadniany przez niego wniosek, że „najwytworniejsze piękno może służyć jako podnieta seksualna, a nie do innych celów”18. Czym innym jest jednak twierdzić – można by wysunąć sceptyczny zarzut – że piękny wzór musiał mieć swego odbiorcę, a czym innym, że ptaki doskonale wiedzą, że są piękne i chętnie się popisują swoim wyglądem. Darwin pisze: „[Samce ptaków] czasem roztaczają swe ozdoby i w nieobecności samic jak to bywa od czasu do czasu u pardwy w miejscach ich tokowania i jak to można zauważyć u pawi indyjskich Pavo cristatus; jednak te ostatnie ptaki widocznie pragną mieć jakiegokolwiek widza i – jak często widywałem – demonstrują swe ozdoby przed drobiem, a nawet świniami”19, i dalej: „Samce rozkoszują się okazywaniem swej piękności”20.

Fragment o pawiach roztaczających swe wdzięki przed świniami jest zabawny, bo opisane zachowanie ptaków jest właśnie takie. Paw odgrywa swą rolę znaną z bajek, jest dumny, próżny i przekonany o swej wielkiej urodzie, w dodatku domaga się widowni, do tego stopnia, że „rzuca perły przed wieprze” (potwierdza tym samym, że piękno wymaga odbiorcy, ma sens o tyle, o ile komuś się podoba). Nietrudno, rzecz jasna, postawić w tym miejscu Darwinowi zarzut nieuprawnionej antropomorfizacji zwierzęcych zachowań, i to idącej jakby po najmniejszej linii oporu, to znaczy narzucającej pawiowi tradycyjną rolę próżnego zalotnika-pięknisia. Pytanie, jakie należałoby tu postawić, jest takie: czy Darwin słusznie przypisuje ptakowi pewność swego piękna i przemożną chęć do popisywania się, czy też może ptak zachowuje się tak, bo musi, gdyż tak każe mu instynkt prowokujący wielość zachowań, niezależnie od świadomości zwierzęcia.

Eileen Crist zestawia ten właśnie opis pawia z klasyczną etologiczną wykładnią. W myśl tej ostatniej paw nieświadomie odtwarza po prostu określone wzorce zachowania, automatycznie uruchamiające się w odpowiedzi na konkretny bodziec: opisany przez Darwina „dziwaczny popis pawia to już nie występ, który nie wypalił, ale działanie, od którego wykonania paw nie jest w stanie się powstrzymać. Zachowanie to wydaje się puste, pozbawione znaczenia i mechanomorficzne – słowem, bezmyślne”21. Darwinowska interpretacja jawi się jako nienaukowa, operuje najprostszymi skojarzeniami, do których z łatwością dojdzie też obserwator-amator. W tym też tkwi sedno problemu związanego ze statusem antropomorfizmu w dyskursie naukowym, wyjaśnia z kolei Vinciane Despret. Etologia, jak pisze, ufundowana została na geście odcięcia jej jako dziedziny naukowej od dyskursu amatorskiego (z którego obficie czerpie Darwin, chętnie podpierający swe tezy obserwacjami na przykład hodowców lub opiekunów zwierząt). Konrad Lorenz, znany powszechnie autor uroczych i często dość sentymentalnych opowiastek o mądrych gęsiach i wiernych psach22, jako naukowiec – twórca etologii – zdecydowanie odrzuca wszelkie przejawy antropomorfizacji zachowań zwierzęcych na rzecz ich obiektywnego opisu. Obiektywny opis w tym wypadku, zauważają Crist i Despret, prowadzi zaś do mechanicyzacji zwierzęcych zachowań. W tym sensie, pisze Despret, zarzut antropomorfizmu nie odnosi się wyłącznie do błędu metodologicznego – stanowi zarzut o charakterze politycznym, ma bowiem rugować z dyskursu nauki wszelkie przejawy perspektywy amatorskiej (tym samym pozbawiając ją naukowej i poznawczej wartości). Czytamy: „Tak więc odrzucenie anegdot (…), a przede wszystkim maniakalna podejrzliwość wobec antropomorfizmu stały się oznaką prawdziwej nauki”23.

Darwinowska narracja naukowa (nieraz w iście spektakularny sposób) jest odwrotnością takiej postawy. Za chwilę wrócę do niezłomnie zalecających się ptaków, teraz jednak chciałabym przywołać krótko te, które nie są urodziwe (wyłącznie w ocenie Darwina oczywiście).

Wstydliwe brzydale

Darwin w Podróży na okręcie „Beagle”,pierwszym wydanym przez niego dziele, na poły tylko naukowym, mieszczącym się w poetyce niezwykle wówczas popularnej literatury podróżniczej, dzieli się z czytelnikami także swoimi nie-eksperckimi obserwacjami przyrody. Darwin-naukowiec oraz Darwin – zdumiony podróżnik wymieniają się w roli narratora. Dzięki temu otrzymujemy opisy zwierząt określanych przez niego jako „śmieszne” czy „głupie”. Co ciekawe, to właśnie ptaki występują najczęściej jako stworzenia budzące często nie tyle podziw, ile zniesmaczenie, zakłopotanie, zdumienie. W Ameryce Południowej europejscy podróżnicy stykają się pierwszy raz z ptakami padlinożernymi, które mają wygląd „złośliwy i zły”. Spotykają wreszcie ptaki, którym brakuje instynktu strachu przed człowiekiem: przede wszystkim głuptaki, ale też wszystkie ptasie gatunki na Archipelagu Galapagos. Śmiech i pogardę (wprost notowane przez przyrodnika) wzbudzają te, które nie spełniają założonego, choć zazwyczaj nieuświadamianego wzorca ptaka, a wiec stworzenia lekkiego, wolnego, swobodnego, trzymającego się od człowieka na dystans24. Wśród tych dziwacznie zachowujących się ptaków znajdujemy opis wyjątkowo interesujący ze względu na poruszane w artykule wątki. Tak Darwin pisze o turko wąsatym Pteroptochos megapodius:

Doprawdy nie trzeba wielkiej imaginacji, by pomyśleć, że ptak się wstydzi, świadomy swej prześmiesznej postaci. Gdy się go po raz pierwszy, chciałoby się zawołać: „To ożył i uciekł z jakiegoś muzeum źle wypchany okaz”. Dużo trudu trzeba zadać sobie, by go zmusić do lotu, a nie biega też, lecz skacze. Rozmaite głośne krzyki, które wydaje schowany w krzakach są równie dziwaczne jak jego wygląd25.

Ciekawsze od niewątpliwie zdumiewającego wyglądu ptaka jest stwierdzenie, że obserwator nie może powstrzymać się od wrażenia, iż zwierzę wstydzi się swojego wyglądu. Oczywiście bardzo ostrożnie należałoby podchodzić do tezy, iż Darwin zakłada występowanie uczucia wstydu u ptaka. Cały ten opis ma być jak najbardziej plastyczny, jak najlepiej oddziaływać na wyobraźnię czytelnika (którego, jak się tu zakłada, także rozśmieszyłby wygląd turko).

Turko stanowi jednak bardzo ciekawe, nawet jeśli anegdotyczne, odbicie pawia i argusa. Wszystkie te ptaki łączy w narracji Darwina świadomość swego wyglądu i tego, jak odbierany jest on przez innych (w tym nie tylko przedstawicieli własnego gatunku i nie tylko potencjalnych partnerek). Oczywiście opis turko potraktowany został przez samego autora z przymrużeniem oka, zwraca jednak uwagę na narzucającą się interpretację zachowań zwierzęcia jako sensownych.

Kosmiczni ornitolodzy/antropolodzy

Problem z ptakami lubującymi się swym pięknem lub wstydzącymi się swej „prześmiesznej postaci” zasadza się głównie na tym, że zakłada się tu, iż posiadają one wyjątkowo rozwiniętą świadomość. To znaczy – potrafią zrozumieć, jak prezentują się w oczach innych i jak są przez nich oceniane, a następnie dostosować do tej wiedzy swoje postępowanie. Ta zdolność zakłada samoświadomy zwrot ku własnej cielesności, tradycyjnie rezerwowany wyłącznie dla człowieka. Oczywiście sam Darwin nie idzie w swych rozważaniach zbyt daleko: właściwymi odbiorcami popisów i wyglądu ptaków-samców są ich samice. Samce są pewne swej urody, ponieważ przeglądają się w oczach wrażliwych na piękno samic. W teorii doboru płciowego decydująca rola gustu samicy jest bezsprzeczna, wiadomo jednak, że teza taka może budzić sprzeciw. Darwin proponuje więc bardzo interesujący eksperyment myślowy:

W związku z odczuwaniem przez samicę ptaków sympatii do niektórych samców musimy pamiętać, że o dokonywaniu wyboru możemy sądzić tylko przez analogię. Gdyby mieszkaniec innej planety mógł obserwować, jak kilku młodzieńców wiejskich zaleca się na jarmarku do ładnej dziewczyny i kłóci o nią niby ptaki w jednym ze swych miejsc zebrań, gorliwe starania zalotników, aby się jej spodobać i by ukazać jej swoje stroje – nasunąłby mu się wniosek, że ma ona zdolność wybierania26.

Darwin chce rozjaśnić swoją argumentację, czyni to jednak w sposób, na pierwszy rzut oka, dość paradoksalny. Uzupełnia obraz całej sytuacji o jeszcze jedną perspektywę: zupełnie zewnętrznych, bo pochodzących z innej planety obserwatorów, którzy usiłują pojąć znaczenie już nie ptasiego, lecz ludzkiego zachowania (nieodparcie kojarzy im się ono jednak z ptasim). Dopiero kosmici potrafią przyjąć wobec ludzkich i zwierzęcych zachowań postawę całkowicie obiektywnego obserwatora, nie są bowiem związani z ziemskimi stworzeniami ewolucyjną przeszłością.

George Levine, badacz myśli Darwina, pisze o interesujących konsekwencjach tego przykładu. Podkreśla, że narracja O pochodzeniu człowieka (w tym Doboru płciowego)w dużej mierze opiera się na narracyjnym zabiegu wmyślania się w położenie Innego, zazwyczaj zwierzęcia: „Kiedy to robimy, i to nawet jeśli próbujemy przedstawić sobie inność, owi inni zdają się raczej podobni do nas, zdają się dość wiktoriańscy”27. Po pierwsze więc, hipotetyczni przybysze z kosmosu postrzegają świat dokładnie tak samo jak wiktoriańscy obserwatorzy ptaków (czyli nastawieni są między innymi na odnajdywanie w zachowaniach ptaków świadectw uczuć i wartości). Jak pisze Jim Endersby, „niezależnie od tego, czy pisał o ludziach czy ptakach, Darwin zawsze opisywał samice jako «nieśmiałe» i skromne, podczas gdy samce agresywnie walczyły o ich względy; dostrzegał on własne wzorce społeczne powielone w świecie naturalnym”28. Po drugie jednak, zauważa Levine, przykład ten dowodzić może powszechności żeńskiego wyboru jako głównego czynnika kierującego doborem płciowym. Darwin zaś stał na zdecydowanym stanowisku, że żeńskie preferencje estetyczne mają wpływ na rozwój gatunków wyłącznie w świecie pozaludzkim. U człowieka to mężczyzna wybiera partnerkę – posiada bowiem cechy, które przesądzają o jego wyższości nad kobietami, takie jak siła i wytrzymałość fizyczna, intelekt, opanowanie, przedsiębiorczość29. Uroda jest za to głównym staraniem kobiet, co prowadzić może do osobliwego ptasio-ludzkiego zamieszania: „Pożyczają one od samców ptaków ozdobne pióra, w które przyroda okryła te samce, aby oczarowywały samice”30.

Przykład z przybyszami z obcej planety podważa takie stanowisko, i to w bardzo ciekawy sposób. Kobieta zyskuje możliwość wybierania na „rynku mężczyzn”, dzięki temu, że zestawiono zachowania ludzi i ptaków, co mogłoby być równie dobrze uznane za próbę deprecjacji ludzkich obyczajów. Wizję tę dopuszcza dopiero spojrzenie obcego, który postrzega człowieka tak, jak przyrodnik zwierzęta. Co istotne, zakłada się tu, że działania zwierzęce są sensowne i świadome, a między zachowaniami ptaków i ludzi nie ma w zasadzie żadnej istotnej różnicy.

Ostatecznie kwestia wmyślania się w świadomość ptaków brzydkich, głupich czy pięknych staje się tak samo kwestią antropomorfizowania zwierząt, jak animalizowania człowieka. Skoro jesteśmy zwierzętami, to nie powinno dziwić, że potrafimy trafnie wczuć się w zwierzęcą świadomość i uczucia – nie są nam bowiem wcale tak obce. Nawet jeśli taki sposób wnioskowania okazuje się często nazbyt ryzykowny, to warto pamiętać o słowach Darwina, który w charakterystycznym dla siebie stylu odrzuca twierdzenia o godnym pożałowania ptasim móżdżku: „ich rozum uważa się na ogół i może słusznie, za niewielki; jednak możemy podać pewne fakty skłaniające do przeciwnego wniosku”31. Koncepcję ptaków-estetów można potraktować jako niezwykłe wykorzystanie możliwości ludzkiego rozumu (z którym, co Darwin sam przyznaje, nie może konkurować żadna inna ziemska umysłowość). Wielkość człowieka i naszych możliwości intelektualnych można mierzyć więc zdolnością doceniania i zauważania innych, także pozaludzkich, świadomości i wrażliwości.

1K. Darwin, O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego, czyli o utrzymaniu się doskonalszych ras w walce o byt. Wydanie II, przeł. S. Dickstein, J. Nusbaum, Warszawa 1959, s. 70.

2G. Beer, Darwin’s Plots. Evolutionary Narrative in Darwin, George Elliot, and Nineteenth--century Fiction, New York 2009, s. 254.

3K. Darwin, Dobór płciowy,przeł. K. Zaćwilichowska, Warszawa 1960. Oczywiście nie podejmę nawet próby wyczerpującej klasyfikacji wszystkich ornitologicznych obserwacji oraz przykładów w dziełach wielkiego przyrodnika. Tego zadania podjął się, ze znakomitym skutkiem, Clifford Frith. Zob. C.B. Frith, Charles Darwin’s Life with Birds: His Complete Ornithology, New York 2016.

4 Tezę Darwina rozwija filozof Denis Dutton w książce Instynkt sztuki.Dowodzi w niej, że „sztuka, w całej swej okazałości nie jest bardziej oddalona od powstałych wskutek ewolucji cech ludzkiego umysłu i osobowości niż dąb od gleby i podziemnych wód, które żywią go i utrzymują przy życiu”. D. Dutton, Instynkt sztuki. Piękno, zachwyt i ewolucja człowieka,przeł. J. Luty, Kraków 2019, s. 27.

5K. Darwin, O pochodzeniu człowieka, przeł. S. Panek, Warszawa 1959.

6 „Można wybaczyć człowiekowi, gdy odczuwa pewną dumę z tego, że wzniósł się – jakkolwiek nie własnym wysiłkiem – na najwyższy szczebel drabiny organicznej (…). Musimy jednak przyznać – jak mi się wydaje – że człowiek, mimo wszystkich swych szlachetnych zalet (…) nosi w swej postaci fizycznej niezatarte znamię niskiego pochodzenia”. K. Darwin, Dobór płciowy, dz. cyt., s. 436. Według Darwina cechami prawdziwie wyróżniającymi człowieka są rozwinięte w niespotykanym u żadnego innego gatunku stopniu zdolności umysłowe oraz moralność (realizująca się w pierwszym rzędzie w zdolności współczucia).

7 Tamże, s. 160.

8 Tamże, s. 5.

9 Czytamy na przykład: „Samiec Rupicola crocea jest jednym z najpiękniejszych ptaków na świecie, gdyż jest wspaniale pomarańczowy, pewne pióra ma zaś ciekawie ścięte i postrzępione pierzasto”, tamże, s. 197.

10 Tamże, s. 238.

11 Tamże, s. 201.

12 Por. Ch. Darwin to Asa Grey, April 3 1860, Darwin Correspondence Project, Letter no. 2743, https://www.darwinproject.ac.uk/letter/DCP-LETT-2743.xml [data dostępu: 27.12.2019]. Bardzo możliwe, że Darwin doceniłby możliwości polskiego języka, w którym mdłości i wymioty można oddać zwrotem „puścić pawia”.

13 R.O. Prum, Ewolucja piękna. Jak darwinowska teoria wyboru partnera kształtuje świat zwierząt i nas samych,przeł. K. Skonieczny, Kraków 2019, s. 32.

14 Tamże.

15 Por. tamże, s. 33. Prum przypomina też, że pierwszą zdecydowaną krytykę wobec teorii doboru płciowego wysunął Alfred Wallace, który równolegle z Darwinem sformułował teorię doboru naturalnego. Co istotne, Wallace stał na twardym stanowisku, że zwierzęce pochodzenie człowieka w niczym nie umniejsza naszej wyjątkowej i wyróżnionej pozycji w świecie (z czym zdecydowanie nie zgadzał się Darwin). Człowiek wykracza poza porządek naturalny dzięki swej duchowości. Wallace dowodzi, że jedyną siłą kształtującą życie organiczne jest dobór naturalny, w związku z czym cechy epigamiczne (służące do wabienia partnera) należy traktować jako cechy adaptacyjne: „Wallace jako pierwszy zaproponował obecnie szalenie popularną hipotezę BioMatch.com, zgodnie z którą wszelkiego rodzaju piękno stanowi bogate źródło praktycznych informacji na temat adaptacyjnych zdolności potencjalnych partnerów” (por. tamże, s. 42). (O sporach między Wallace’em a Darwinem pisze także Frith, por. C.B. Frith, Charles Darwin’s Life with Birds, dz. cyt.).

Prum w książce krytykuje między innymi zasadę handicapu (upośledzenia), według której pozornie niesłużące żadnemu celowi, a często utrudniające normalne funkcjonowanie ozdoby mają świadczyć o wytrwałości i kondycji samca, który mimo nich jest w stanie przeżyć. Temu podejściu, które dla wygody streszcza w haśle „piękno-jako-przydatność”, przeciwstawia hipotezę zerową (a więc wyjściowy sąd o stanie rzeczywistości, który w badaniu naukowym można potwierdzić lub obalić): „Piękno się Zdarza”. Por. tamże, s. 55–64.

16 Tamże, s. 72.

17 Tamże, s. 73.

18K. Darwin, Dobór płciowy,dz. cyt., s. 201.

19 Tamże, s. 195.

20 Tamże.

21E. Crist, Images of Animals. Anthropomorphism and Animal Mind, Philadelphia 2000, s. 115.

22 Zob. K. Lorenz, I tak człowiek trafił na psa, przeł. A.M. Linke, Warszawa 1996; tenże, Rozmowy ze zwierzętami, przeł. B. Tarnas, Warszawa 2014.

23V. Despret, What Would Animals Say If We Asked the Right Questions, przeł. B. Buchanan, słowo wstępne B. Latour, Minneapolis–London 2016, s. 40.

24 Ideał ten spełnia z naddatkiem rybitwa (tern), która zachwyciła Darwina: „nie trzeba wiele imaginacji, by wyobrazić sobie, że takie jasne, delikatne ciało zamieszkiwać musi jakiś wędrujący duszek z bajki”. K. Darwin, Podróż na okręcie „Beagle”, przeł. K.W. Szarski, Warszawa 1959, s. 484.

25 Tamże, s. 288.

26K. Darwin, Dobór płciowy, dz. cyt., s. 224.

27G. Levine, Darwin Loves You. Natural Selection and the Re-enchantment of the World,Princeton–Oxford 2006, s. 195.

28J. Endersby, Darwin on Generation, Pangenesis, and Sexual Selection,w: The Cambridge Companion to Darwin, red. J. Hodge, G. Radick, Cambridge–New York 2003, s. 69–70.

29 Czytamy: „Mężczyzna jest silniejszy fizycznie i umysłowo kobiety i jest w stanie dzikim utrzymuje ją w niewoli o wiele nędzniejszej, niż to czyni samiec jakiegokolwiek innego zwierzęcia; nie jest zatem dziwne, że uzyskał możliwość wybierania”, i dalej: „(…) u plemion najbardziej barbarzyńskich kobiety mają możność wybierania, kuszenia swoich kochanków lub zmieniania mężów, niż można by tego oczekiwać”. K. Darwin, Dobór płciowy, dz. cyt., s. 412.

30 Tamże.

31 Tamże, s. 212.

Igor Piotrowski

Uniwersytet Warszawski

Pewnie to kos, czyli o ptaku nie bez właściwości

Przemiany w wizerunku Turdus merula w kulturze i literaturze polskiej w kontekście nowoczesnej urbanizacji

Kos czy nie kos

Przedwiośnie przyszło wcześnie, lecz nadejście prawdziwej wiosny się wlecze – rzecz dzieje się w kwietniu 1974 roku, ale od lutego słychać na warszawskim placu Dąbrowskiego śpiew ptaka, którego bohaterowie opowiadania nie mogą rozpoznać. Ani zobaczyć, bo zwykle gdy śpiewa, jest ciemno, ani również zidentyfikować głosu – próbują dojść, „który tak śpiewa”, przy czym okazuje się, że podobny śpiew nie tylko nagrał się dwukrotnie w czasie dyktowania przez narratora tekstów w nieokreślonej przeszłości, „przed laty”, na taśmy (na placu Dąbrowskiego i na Żoliborzu u Klewinów), ale pojawia się w innych lokalizacjach i zaprzyjaźnionych mieszkaniach tej wczesnej wiosny: na Hożej u Jadwigi Stańczakowej, w mieszkaniu wynajmowanym przez Węgierkę Grację na Saskiej Kępie przy ulicy Królowej Aldony, wreszcie u Ludwika Heringa na Woli. Różnego rodzaju propozycje: szpak Sturnus vulgaris, słowik Luscinia luscinia, wilga Oriolus oriolus nie przynoszą satysfakcjonującego rozwiązania – jeden śpiewa nie o tej porze roku, inny nie o tej porze doby, kolejny ma bardziej brzęczący głos. – Być może to jakiś ptak, który nawiał ze wsi do miasta, nowy, nieznany – mówi Ludwik. Dwukrotnie pojawia się pomysł, że to być może kos Turdus merula. Raz w rozmowie z panem Julianem jako alternatywa dla szpaka („prędzej kos”, „to pewnie kos”), drugi raz w rozmowie z Gracją, która wyklucza taką możliwość: „chyba nie kos, bo kosów podobno nie ma, w mieście wyginęły”. Wątek identyfikacji ptaka nie zostaje rozstrzygnięty i spuentowany, co typowe dla tekstów Mirona Białoszewskiego. Zamiast tego wyjaśnia się, że Królowa Aldona, przy ulicy której mieszka Gracja, była żoną Kazimierza Wielkiego, a nie Jagiellończyka, co także, niejako przy okazji głównego śledztwa, próbowali ustalić bohaterowie1.

Opowiadanie Który tak śpiewa? zostaje zbudowane wokół czegoś, co można uznać za parafrazę motywu „co to za ptak”, powszechnie znanego ze sceny balkonowej Romea i Julii (słowik to czy skowronek?), która jest z kolei wyraźnym pogłosem topiki staroprowansalskiej alby i występującej w niej skargi na świergot ptactwa: słowika, skowronka Alauda arvensis czy jaskółki. Pierwotnie, w wersjach najstarszych, kochankowie zostają przebudzeni śpiewem ptaków, który w przeciwieństwie do chrześcijańskich hymnów porannych, gdzie zwiastuje on samo dobro, tutaj nie wzbudza entuzjazmu bohaterów czy też bohaterki, bo to kobieta zwykła się skarżyć najpierw2. Który tak śpiewa? jest także historią niepewności i ludzkiej bezradności, lecz poza kontekstem erotycznym, brak zdolności rozpoznania i identyfikacji głosu może być też pochodną słabej orientacji ornitologicznej pisarza w ogóle, zwłaszcza z ptakami mało w mieście zadomowionymi (lub jeszcze niezadomowionymi czy też właśnie się zadomowiającymi) nie jest u Białoszewskiego najlepiej – w Ciepłych zorzach, innym opowiadaniu z Szumów, zlepów, ciągów, pojawia się następujący tekst: „Zimorodek, okazuje się, jest duży. Zrozumiałem, że coś tak jak gęś. Kto by przypuszczał?”3, z kolei w opublikowanym dwa lata później tomie Odczepić się znajdzie się wiersz o kwiczołach Turdus pilaris:

Siedzi Jot, pije z drugim

Ten drugi pracuje koło

Hal (…) Mówi

– przelatywały przez Warszawę

kwiczoły

(…) Ja

 – a jakie one duże?

– jak kury4.

Jednocześnie jednak nikt nie potrafi udzielić sensownej odpowiedzi na tytułową wątpliwość, więc może w ogóle ludzie miejscy, nie tylko Miron, nie potrafią już rozpoznawać ptaków, poza tymi oczywistymi: wronami Corvus corone, srokami Pica pica, mewami i gołębiami, których jest dużo w zapisach poetyckich i prozatorskich pisarza5. Dotyczy to zarówno wyglądu, jak i w jeszcze większym stopniu odgłosów. Może się zdarzyć nawet tak, że słowik zostanie pomylony przez bohaterów z kumkającymi żabami (w opowiadaniu Rozhulanie z 1975 roku)6. W opowiadaniu Budapeszt jednak, dziejącym się trzy lata później niż Który tak śpiewa?, bohater Białoszewskiego słucha w tym mieście późną jesienią ptaków, które bez trudności identyfikuje jako kosy (informacje o nich powtarza kilka razy, ale możliwe, że robi to za Węgrami)7.

Interesującym kontekstem zdaje się także zapis Z dziennika (nocnego), opublikowany dopiero w tomie utworów rozproszonych Proza stojąca, proza lecąca, a datowany na noc z 8 na 9 października 1964 roku i zaczynający się od słów: „Skąd ten kogut? – tu na placu, w śródmieściu? Trzecia w nocy. Pieje. Pieje. Owszem, ileś lat temu, na placu Dąbrowskiego była zagrodzona wieś, nie czasy jurydyk, nie, po wojnie, w 1956–7 jeszcze, ale teraz?”8