Kryzys i destrukcja. Szkice o protestanckiej reformacji - Prof. Grzegorz Kucharczyk - ebook

Kryzys i destrukcja. Szkice o protestanckiej reformacji ebook

Grzegorz Kucharczyk

4,7

Opis

Profesor Grzegorz Kucharczyk z fachowością, sumiennością i jasnością intelektualną historyka przedkłada czytelnikowi gruntowną i opartą na najnowszych badaniach naukowych analizę reformacji Marcina Lutra i jego zwolenników. Pozwala upewnić się, względnie wyrobić sobie zdanie nie tylko o teologiczno-religijnym i eklezjalnym dramacie reformacji, lecz także o istotnie negatywnych kulturowych, tzn. naukowych, prawno-moralnych, politycznych czy historycznych skutkach protestantyzacji ducha ludzkiego, które ujawniały się raz po raz w wiekach nowożytnych. (...)

Zamiast zaradzać temu kryzysowemu i destrukcyjnemu stanowi rzeczy (patrz rozdział o życiu duchowym Niemiec w naszych czasach), świętuje się 500-lecie dramatu owej herezji, rozłamu jedności, zniszczenia tylu świętości na czele z wiecznie Świętym Bogiem jako Stwórcą i Zbawicielem wszechświata. Niech lektura tej książki przyczyni się do umocnienia naszej wiary katolickiej i miłości do Kościoła zbudowanego na św. Piotrze i Apostołach oraz do kontynuowania budowy prawdziwej kultury życia na ziemi, w oparciu o zasady katolickiego chrześcijaństwa.

Z recenzji ks. prof. dr. hab. Tadeusza Guza

Grzegorz Kucharczyk (ur. 1969), profesor w Akademii im. Jakuba z Paradyża w Gorzowie Wielkopolskim oraz Instytutu Historii PAN, wykładowca akademicki, publicysta wielu czasopism, członek redakcji „Miłujcie się” i „Polonii Christiana” oraz autor kilkunastu książek. Wśród ostatnich prac należy wyróżnić: Pod mieczem Allaha. Nowe prześladowania i męczeństwo chrześcijan, Hohenzollernowie, a także dwie publikacji wydane nakładem Wydawnictwa Prohibita: Christianitas. Od rozkwitu do kryzysu oraz Christianitas między Niemcami i Rosją.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 156

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (6 ocen)
4
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kamil2021
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Rewolucja protestancka na trwałe doprowadziła do kulturalnego pęknięcia w wcześniej uniwersalistycznej, papistowskiej Europie. Słusznie więc można uznawać ją za cezurę kończącą wieki średnie, ponieważ największa skaza reformacji-deformacji to zniszczenie Civitas Dei-cywilizacji, w której każdy był przede wszystkim katolikiem, a kwestia narodowościowa pozostawała drugorzędna. Książka zawiera najważniejsze informacje o tej rewolucji, sylwetce jej głównego doktrynera i szermierza (którego pewni dostojnicy, opanowani szałem aggiornamento, chyba chcieli kanonizować) oraz nieoczywistych (przeciez to nie tylko koniec średniowiecza) XX i XXI-wiecznych konsekwencjach... Niektóre z wymienionych w książce ciekawostek wydają się być stale pomijane w podręcznikach licealnych/akademickich. Jak choćby tzw. reces z Vasteras (opisany jest na Wikipedii jedynie szweckojęzycznej). Dzięki niemu szlachta miała z powrotem otrzymać za darmo wszystkie dobra, które wcześniej legalnie ofiarowała, lub sprzedała...
00

Popularność




Kry­zyside­struk­cja

Szki­ce

o pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji

ISBN:

978–83–65546–19–7

Co­py­ri­ght © by Grze­gorz Ku­char­czyk

Co­py­ri­ght to this edi­tion © by Wy­daw­nic­two Pro­hi­bi­ta

Re­cen­zent:

Ks. prof. dr hab. Ta­de­usz Guz

Pro­jekt okład­ki:

Je­rzy Sza­ła­ciń­ski

Pro­jekt se­rii wy­daw­ni­czej:

Piotr To­bo­ła-Per­t­kie­wicz

Wy­daw­ca:

Wy­daw­nic­two PRO­HI­BI­TA

Pa­weł To­bo­ła-Per­t­kie­wicz

www.pro­hi­bi­ta.pl

wy­daw­nic­two@pro­hi­bi­ta.pl

Tel: 22 425 66 68

www.fa­ce­bo­ok.com/Wy­daw­nic­two­Pro­hi­bi­ta

www.twit­ter.com/Mul­ti­bo­okpl

Wy­da­nie tej książ­ki, po­dob­nie jak in­nych pro­jek­tów wy­daw­nic­twa Pro­hi­bi­ta, NIE zo­sta­ło sfi­nan­so­wa­ne z pie­nię­dzy po­dat­ni­ków.

Sprze­daż książ­ki w In­ter­ne­cie:

Wstęp

Za­ini­cjo­wa­na w 1517 roku przez Mar­ci­na Lu­tra re­for­ma­cja była wy­da­rze­niem prze­ło­mo­wym pod każ­dym wzglę­dem: du­cho­wym, kul­tu­ro­wym, po­li­tycz­nym, spo­łecz­nym i go­spo­dar­czym. Zmia­ny były tak wszech­stron­ne i tak do­głęb­ne, iż przez wie­ki wie­lu hi­sto­ry­ków (nie tyl­ko hi­sto­ry­ków Ko­ścio­ła) nie wa­ha­ło się mó­wić w tym kon­tek­ście o re­wo­lu­cji pro­te­stanc­kiej/re­wo­lu­cji re­for­ma­cji, któ­ra za­po­cząt­ko­wa­ła cały ciąg prze­wro­tów re­wo­lu­cyj­nych, aż do re­wo­lu­cji fran­cu­skiej i dzie­więt­na­sto­wiecz­nych, la­icy­zu­ją­cych całe spo­łe­czeń­stwa „wo­jen o kul­tu­rę”1.

Jak pi­sze współ­cze­sny an­glo­sa­ski ba­dacz kul­tu­ro­wych kon­se­kwen­cji pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji, jej naj­waż­niej­szym skut­kiem było wy­ko­rze­nie­nie chrze­ści­jań­stwa ze spo­łecz­ne­go kon­tek­stu (związ­ku), co było ce­chą cha­rak­te­ry­stycz­ną śre­dnio­wiecz­nej chri­stia­ni­tas. Re­for­ma­cja uto­ro­wa­ła w ten spo­sób dro­gę do ukształ­to­wa­nia ży­cia pu­blicz­ne­go ode­rwa­ne­go od re­li­gii chrze­ści­jań­skiej. Re­for­ma­cja nie wpro­wa­dzi­ła roz­dzia­łu Ko­ścio­ła od pań­stwa (wręcz prze­ciw­nie), ale do­pro­wa­dzi­ła – tam, gdzie zwy­cię­ży­ła – do roz­dzia­łu re­li­gii od spo­łe­czeń­stwa i jego kul­tu­ry. To była praw­dzi­wa „re­li­gij­na re­wo­lu­cja”2.

Na­le­ży jed­nak po­wtó­rzyć za wy­wo­dzą­cym się z wcze­śniej­sze­go po­ko­le­nia bry­tyj­skim hi­sto­ry­kiem re­for­ma­cyj­ne­go prze­ło­mu, że naj­pierw była re­for­ma­cja, a po­tem pro­te­stan­tyzm3. Prze­cież twór­ca­mi re­for­ma­cji byli ka­to­li­cy i to na­wet du­chow­ni (vide Mar­cin Lu­ter), a ich idee nie tra­fia­ły po­cząt­ko­wo do spo­łe­czeń­stwa pro­te­stanc­kie­go, tyl­ko do ka­to­lic­kie­go. Z dru­giej jed­nak stro­ny na­le­ży pa­mię­tać, że idee mają swo­je kon­se­kwen­cje (R. M. We­aver). Nowy świa­to­po­gląd re­li­gij­ny, któ­re­go twór­ca­mi byli pro­te­stanc­cy re­for­ma­to­rzy, miał da­le­ko­sięż­ne skut­ki nie tyl­ko w wy­mia­rze teo­lo­gicz­nym, czy ekle­zjal­nym.

Idąc w ślad za ana­li­zą do­ko­na­ną przez prof. Mie­czy­sła­wa Go­ga­cza na­le­ży pod­kre­ślić, że „pro­te­stan­tyzm bie­rze swój po­czą­tek z pod­kre­śle­nia, że grzech pier­wo­rod­ny tak da­le­ce znisz­czył na­tu­rę czło­wie­ka, iż nie jest już moż­li­we peł­ne jej uzdro­wie­nie. Gło­si więc po­gląd, że Chry­stus nie prze­by­wa wraz z Trój­cą Świę­tą we­wnątrz oso­by ludz­kiej, lecz że Chry­stus tyl­ko ze­wnętrz­nie osła­nia nas przed Bo­giem, uspra­wie­dli­wia, tłu­ma­czy”. Wia­ra w uję­ciu pro­te­stanc­kim ozna­cza więc, że „Chry­stus wpro­wa­dzi nas w zba­wie­nie zu­peł­nie dar­mo, bez na­szej za­słu­gi, bez we­wnętrz­ne­go prze­kształ­ce­nia, uświę­ce­nia”4.

Ta od­mien­na od ka­to­lic­kiej wi­zja teo­lo­gicz­na w de­cy­du­ją­cy spo­sób przy­czy­ni­ła się, jak pi­sze cy­to­wa­ny przed chwi­lą pol­ski uczo­ny, do od­mien­ne­go „ukształ­to­wa­nia się sty­lu ży­cia chrze­ści­jań­skie­go” mię­dzy ka­to­li­ka­mi a pro­te­stan­ta­mi: „Ina­czej z ko­niecz­no­ści kształ­to­wa­ło się wy­cho­wa­nie re­li­gij­ne, czy­li chrze­ści­jań­ska asce­ty­ka, inne za­le­ca­no spraw­no­ści, inne cele sta­wia­no psy­chi­ce i du­cho­we­mu roz­wo­jo­wi. Ina­czej prze­cież ukształ­to­wa­ła się sztu­ka i li­tur­gia, inne przy­wo­ły­wa­ła sko­ja­rze­nia i mo­ty­wy, inne wy­wo­ły­wa­ła wer­sje wspól­ne­go ży­cia w za­ko­nach i spo­łe­czeń­stwach”5.

Nie spo­sób nie wspo­mnieć w tym kon­tek­ście o nie tyl­ko re­li­gij­nych kon­se­kwen­cjach za­kwe­stio­no­wa­nia przez pro­te­stan­tów ka­to­lic­kie­go do­gma­tu o re­al­nej obec­no­ści Chry­stu­sa w obu po­sta­ciach Sa­kra­men­tu Oł­ta­rza. Jego pro­te­stanc­kie uję­cie, czy­li prze­ko­na­nie, że ozna­cza on tyl­ko Chry­stu­sa, a nie jest Jego praw­dzi­wym Cia­łem i praw­dzi­wą Krwią ozna­cza­ło (i ozna­cza) – jak pod­kre­ślał ame­ry­kań­ski fi­lo­zof ka­to­lic­ki Fre­de­ric Wil­helm­sen – „za­nik­nię­cie czci i za­chwy­tu wo­bec zło­żo­no­ści ży­cia, na­ra­sta­ją­cą de­sa­kra­li­za­cję spo­łecz­ne­go i po­li­tycz­ne­go ładu w prze­ko­na­niu, że sfe­ra świec­ka i uświę­co­na są w spo­sób ra­cjo­nal­ny od­ręb­ny­mi isto­ta­mi, a więc po­win­ny być cał­ko­wi­cie od­dzie­lo­ny­mi od sie­bie sfe­ra­mi cia­ła po­li­tycz­ne­go”6.

W uję­ciu Mar­ci­na Lu­tra ła­ska Boża okry­wa­ła czło­wie­ka na po­do­bień­stwo kapy, ale nie prze­ni­ka­ła i w związ­ku z tym nie prze­mie­nia­ła wnę­trza czło­wie­ka. Idąc da­lej, ta nie prze­nik­nio­na de­pra­wa­cja ludz­kiej na­tu­ry ozna­cza­ła de­pra­wa­cję ca­łej sfe­ry ludz­kiej ak­tyw­no­ści, w tym – a może przede wszyst­kim – sfe­ry po­li­tycz­nej. W tym uję­ciu pod­da­ny był nie­ja­ko ska­za­ny na cier­pie­nie pod rzą­da­mi ty­rań­skiej wła­dzy świec­kiej, ni­czym w za­sa­dzie nie ogra­ni­czo­nej7.

Obec­nie prze­wa­ża po­zy­tyw­ny ob­raz pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji. Jak pod­kre­ślam w tym opra­co­wa­niu, do ta­kiej oce­ny co­raz wy­raź­niej skła­nia­ją się waż­ni re­pre­zen­tan­ci stro­ny ka­to­lic­kiej. Ty­po­wym, skro­jo­nym nie tyl­ko na po­trze­by okrą­głe­go ju­bi­le­uszu pięć­set­le­cia re­for­ma­cji, ob­ra­zem tego zja­wi­ska hi­sto­rycz­ne­go jest to, co zna­la­zło się w opu­bli­ko­wa­nych w 2014 roku te­zach Ko­ścio­ła ewan­ge­lic­kie­go w Niem­czech, któ­re w za­my­śle au­to­rów mają wy­zna­czać spo­sób i kie­ru­nek ob­cho­dów ju­bi­le­uszo­wych re­ali­zo­wa­nych przez nie­miec­kie śro­do­wi­ska pro­te­stanc­kie.

Ak­cen­tu­je się więc do­nio­słość re­for­ma­cji dla hi­sto­rii ca­łe­go świa­ta i pod­kre­śla, że ruch za­po­cząt­ko­wa­ny przez Mar­ci­na Lu­tra „wy­warł swo­je pięt­no nie tyl­ko na Ko­ście­le i teo­lo­gii, ale rów­nież prze­mie­nił i prze­mie­nia do dzi­siaj całe ży­cie pu­blicz­ne i pry­wat­ne”. Au­to­rzy „tez do ju­bi­le­uszu” nie mie­li przy tym wąt­pli­wo­ści, że wpływ ten był ze wszech miar po­zy­tyw­ny. Pro­te­stanc­ka re­for­ma­cja zo­sta­ła bo­wiem umiesz­czo­na przez Ko­ściół ewan­ge­lic­ki w Niem­czech „w ści­słym związ­ku z eu­ro­pej­ską hi­sto­rią wol­no­ści” (choć przy­zna­no, że nie bez opo­ru da się po­go­dzić pre­zen­to­wa­ną przez Lu­tra „kon­cep­cję wol­no­ści chrze­ści­jań­skiej ze współ­cze­snym ro­zu­mie­niem wol­no­ści”). Wśród „do­świad­czeń wol­no­ści”, któ­re były udzia­łem re­for­ma­to­rów, au­to­rzy de­kla­ra­cji jed­nym tchem, obok słyn­ne­go wy­stą­pie­nia Lu­tra na sej­mie Rze­szy w Wor­ma­cji, wy­mie­ni­li jego mał­żeń­stwo z Ka­ta­rzy­ną von Bora, jak rów­nież to, że Ulrich Zwin­gli (pro­pa­ga­tor re­for­ma­cji w Szwaj­ca­rii) pu­blicz­nie jadł kieł­ba­sę w Wiel­ki Pią­tek.

Jak czy­ta­my w do­ku­men­cie nie­miec­kie­go Ko­ścio­ła ewan­ge­lic­kie­go re­for­ma­cji za­wdzię­cza­my jako Eu­ro­pej­czy­cy roz­wój szkol­nic­twa, „roz­wój no­wo­cze­snych praw pod­sta­wo­wych”, jak rów­nież „no­wo­cze­sne ro­zu­mie­nie de­mo­kra­cji”8.

Im bli­żej ju­bi­le­uszu re­for­ma­cji, tym moc­niej wy­brzmie­wa­ją ta­kie wła­śnie ak­cen­ty, do któ­rych – co jest zna­mie­niem na­szych cza­sów – co­raz wy­raź­niej do­stra­ja się rów­nież Ko­ściół ka­to­lic­ki (nie tyl­ko w Niem­czech). Zu­peł­nie od­osob­nio­ne są gło­sy od­bie­ga­ją­ce od tego laur­ko­we­go tonu. Tym bar­dziej na­le­ży je przy­ta­czać, jak cho­ciaż­by opi­nię prof. Ulri­ke Ju­re­it, któ­ra pod ko­niec mar­ca 2017 roku przy­po­mnia­ła na ła­mach „Frank­fur­ter Al­l­ge­me­ine Ze­itung”, że „re­for­ma­cja nie była by­naj­mniej peł­nym chwa­ły wstę­pem do dłu­giej, eu­ro­pej­skiej hi­sto­rii wol­no­ści, któ­ra do dzi­siaj ma moc kształ­to­wa­nia toż­sa­mo­ści. Re­for­ma­cja była przede wszyst­kim peł­ną wstrzą­sów, na wie­lu ob­sza­rach dra­stycz­nie bru­tal­ną hi­sto­rią peł­ną kon­flik­tów [Kon­flikt­ge­schich­te], któ­ra już wte­dy wska­zy­wa­ła na am­bi­wa­len­cje póź­nej no­wo­cze­sno­ści”.

Nie­miec­ka uczo­na pod­kre­śla da­lej, że „pre­zen­to­wa­ne przez Lu­tra po­ję­cie wol­no­ści w spo­sób fun­da­men­tal­ny róż­ni się od oświe­ce­nio­we­go ro­zu­mie­nia tego po­ję­cia, któ­re sta­ło się pod­sta­wą dla poj­mo­wa­nia wol­no­ści przez roz­po­czy­na­ją­cą się no­wo­cze­sność. Rów­nież no­wo­cze­sne po­ję­cie to­le­ran­cji da­le­ko od­bie­ga od tego, co było cha­rak­te­ry­stycz­ne dla re­li­gij­nych ru­chów od­no­wy wie­ku XVI”.

Re­for­ma­cja pro­te­stanc­ka – pi­sze U. Ju­re­it – nie tyle to­ro­wa­ła dro­gę ku de­mo­kra­cji i pra­wom czło­wie­ka, co ra­czej „roz­po­czę­ła w ów­cze­snej Eu­ro­pie bez­przy­kład­ną eska­la­cję prze­mo­cy” w po­sta­ci wo­jen re­li­gij­nych, któ­re „na­le­żą do naj­strasz­liw­szych wo­jen, ja­kie wi­dzia­ła Eu­ro­pa”.

Nie moż­na wresz­cie, jak za­uwa­ża pro­fe­sor z uni­wer­sy­te­tu w Ham­bur­gu, zwal­niać Mar­ci­na Lu­tra z od­po­wie­dzial­no­ści (co obec­nie jest nor­mą za­rów­no po stro­nie ewan­ge­lic­kiej, jak i ka­to­lic­kiej) za kon­se­kwen­cje tego, co roz­po­czął w 1517 roku. Ulri­ke Ju­re­it: „Gwał­tow­na kry­ty­ka wy­ra­ża­na przez Lu­tra wo­bec han­dlu od­pu­sta­mi, jego wal­ka prze­ciw kle­ry­kal­nej i pa­pie­skiej ku­ra­te­li, jego teo­lo­gicz­ne ro­zu­mie­nie wol­no­ści, jak rów­nież na­zwa­na póź­niej przez nie­go „na­uka o dwóch kró­le­stwach”, w spo­sób nie­świa­do­my, ale jed­nak ra­dy­kal­nie za­kwe­stio­no­wa­ła śre­dnio­wiecz­ne Cor­pus Chri­stia­num. […] To, że czło­wiek nie za po­śred­nic­twem pa­pie­ża, Ko­ścio­ła czy kle­ru, ale bez­po­śred­nio stał w re­la­cji z Bo­giem oraz to, że w tej re­la­cji za­sa­dza się jego [czło­wie­ka] god­ność nie­uzna­wa­na przez świat – taka teo­lo­gia w spo­sób nie­odwo­łal­ny znisz­czy­ła ów­cze­sny chrze­ści­jań­ski świat”9.

Na inny aspekt pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji zwró­cił uwa­gę Gil­bert K. Che­ster­ton: „Jak po­ka­zu­je hi­sto­ria, ka­ta­stro­fy dzie­jo­we, łącz­nie z tymi, któ­re obec­nie nas tra­pią, nie wy­ni­kły z dzia­ła­nia pro­stych, pro­za­icz­nych lu­dzi, któ­rzy wie­dzie­li, że nic nie wie­dzą, ale z dzia­łań wy­bit­nych teo­re­ty­ków, któ­rzy z całą pew­no­ścią wie­dzie­li, że wie­dzą wszyst­ko”10. An­giel­ski pi­sarz za­uwa­żył bo­wiem, że na po­cząt­ku pro­te­stanc­ka re­for­ma­cja była ru­chem eli­ty ka­to­lic­kiej, któ­ra utra­ci­ła wia­rę, i któ­ra prze­ko­na­na o swej nie­omyl­no­ści pró­bo­wa­ła na­stęp­nie (za po­mo­cą wła­dzy świec­kiej) na­rzu­cić swo­je po­glą­dy ca­łej resz­cie spo­łe­czeń­stwa: „kon­flikt mię­dzy pu­ry­ta­na­mi a lu­dem wy­ni­kał pier­wot­nie z py­chy tych nie­licz­nych, któ­rzy po­tra­fi­li prze­czy­tać dru­ko­wa­ną książ­kę, i z ich po­gar­dy dla po­spól­stwa, któ­re mia­ło do­brą pa­mięć, do­bre tra­dy­cje, do­bre opo­wie­ści, do­bre pio­sen­ki i do­bre ilu­stra­cje w po­sta­ci wi­tra­ży albo ka­mien­nych i zło­tych rzeźb i dla­te­go mniej po­trze­bo­wa­ło książ­ki”11. Ta „ty­ra­nia pi­śmien­nych nad nie­pi­śmien­ny­mi”12 była zja­wi­skiem cha­rak­te­ry­stycz­nym nie tyl­ko dla Wysp, ale wszę­dzie, gdzie na­rzu­ca­no pro­te­stanc­ką re­for­ma­cję „po­spól­stwu”, któ­re nie­jed­no­krot­nie – o czym bę­dzie mowa w tej książ­ce – się­ga­ło po broń w obro­nie wia­ry oj­ców.

Ni­niej­sza książ­ka jest tyl­ko wstę­pem do za­ry­su pro­ble­ma­ty­ki re­wo­lu­cyj­ne­go cha­rak­te­ru ru­chu re­for­ma­cyj­ne­go. Po­dob­nie jak oma­wia­jąc ruch kru­cja­to­wy nie moż­na abs­tra­ho­wać od wia­ry po­ko­leń Eu­ro­pej­czy­ków w zmar­twych­wsta­nie i w związ­ku z tym zna­cze­nia Pu­ste­go Gro­bu, tak oma­wia­jąc (na­wet skró­to­wo) za­gad­nie­nie pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji, nie moż­na abs­tra­ho­wać od re­li­gij­nych po­glą­dów Mar­ci­na Lu­tra, od jego idei, któ­re mia­ły da­le­ko­sięż­ne kon­se­kwen­cje. Stąd też na kar­tach tej książ­ki znaj­du­je się syn­te­tycz­ne opra­co­wa­nie do­ty­czą­ce tej wła­śnie kwe­stii, choć mam świa­do­mość, że wie­le wąt­ków z pew­no­ścią nie zo­sta­ło przez mnie w do­sta­tecz­ny spo­sób po­ru­szo­nych.

Jako osob­ne za­gad­nie­nie omó­wio­na zo­sta­ła pro­ble­ma­ty­ka re­cep­cji oso­by Mar­ci­na Lu­tra i jego ru­chu, za­rów­no przez Ko­ściół ka­to­lic­ki, jak i przez jego ro­da­ków. Ewo­lu­cja spoj­rze­nia na twór­cę re­for­ma­cji w oby­dwu tych kon­tek­stach do­star­cza in­te­re­su­ją­ce­go ma­te­ria­łu ilu­stru­ją­ce­go zmia­ny za­cho­dzą­ce w sa­mym Ko­ście­le ka­to­lic­kim, jak i w sze­ro­ko ro­zu­mia­nej kul­tu­rze (w tym tak­że kul­tu­rze po­li­tycz­nej) na­sze­go za­chod­nie­go są­sia­da. W tym sen­sie książ­ka ta jest nie tyl­ko opra­co­wa­niem do­ty­czą­cym hi­sto­rii, któ­ra wy­da­rzy­ła się kil­ka­set lat temu, ale po czę­ści od­no­si się rów­nież do cza­sów nam współ­cze­snych.

I

Doktor Marcin Luterodkrywa „prawdziwą Ewangelię”.

Szkic o głównych etapach„religijnej rewolucji” od 1517 roku

Zbli­ża­ją­ca się pięć­set­na rocz­ni­ca po­cząt­ku re­for­ma­cji pro­te­stanc­kiej (1517 rok) skła­nia do re­flek­sji nad ge­ne­zą tego ru­chu, któ­ry do­pro­wa­dził do jed­ne­go z naj­po­waż­niej­szych kry­zy­sów w hi­sto­rii Ko­ścio­ła po­wszech­ne­go. Za­gad­nie­nie to na­le­ży oma­wiać za­czy­na­jąc od czło­wie­ka, któ­ry był au­to­rem pro­gra­mu „re­for­my” Ko­ścio­ła na po­cząt­ku szes­na­ste­go wie­ku. Oso­bo­wość oraz du­cho­wy i in­te­lek­tu­al­ny pro­fil Mar­ci­na Lu­tra były czyn­ni­ka­mi, któ­re w de­cy­du­ją­cy spo­sób wpły­nę­ły na kształt i prze­bieg pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji.

Droga Marcina Lutra do klasztoru

Mar­cin Lu­ter, a wła­ści­wie Mar­cin Lu­der13 uro­dził się w 1483 roku w Eisle­ben (Sak­so­nia) w chłop­skiej, wie­lo­dziet­nej ro­dzi­nie. Cięż­ka sy­tu­acja ma­te­rial­na zmu­si­ła ojca przy­szłe­go twór­cy re­for­ma­cji, Han­sa Lu­tra do pod­ję­cia w bar­dziej do­cho­do­wym gór­nic­twie. Ro­dzi­na Lu­trów w ni­czym nie od­bie­ga­ła od in­nych współ­cze­snych so­bie ro­dzin, gdy cho­dzi o ka­to­lic­ką po­boż­ność. Am­bi­cją Han­sa Lu­tra było jed­nak to, by Mar­cin pod­jął w przy­szło­ści pra­cę jako praw­nik. Edu­ka­cja w szko­łach w Eise­nach i Er­fur­cie była spo­rym wy­dat­kiem, któ­ry bez wspar­cia życz­li­wych lu­dzi nie był­by do udźwi­gnię­cia tyl­ko przez ro­dzi­ców Mar­ci­na Lu­tra.

Bio­gra­fo­wie twór­cy re­for­ma­cji zwra­ca­ją uwa­gę, że re­la­cje mię­dzy nim a jego ro­dzi­ca­mi nie były sie­lan­ko­we. Sam Lu­ter w póź­niej­szych la­tach wspo­mi­nał o su­ro­wo­ści swo­je­go ojca, któ­ry za naj­drob­niej­sze prze­wi­nie­nie bił go. Kon­flikt mię­dzy oj­cem a sy­nem wzmógł się tyl­ko, gdy w 1505 roku, po ukoń­cze­niu stu­diów praw­ni­czych i fi­lo­zo­ficz­nych na er­furc­kim uni­wer­sy­te­cie, Mar­cin Lu­ter zde­cy­do­wał się na wstą­pie­nie do klasz­to­ru au­gu­stia­nów (tak­że w Er­fur­cie), ni­we­cząc w ten spo­sób ma­rze­nia swo­je­go ojca o tym, że jego syn bę­dzie kon­ty­nu­ował za­pew­nia­ją­cą sta­ły do­chód ka­rie­rę praw­ni­czą.

Przy­czy­ny, któ­re po­pchnę­ły Lu­tra do tego kro­ku na­le­żą do jed­nych z naj­go­ręt­szych kon­tro­wer­sji ota­cza­ją­cych jego bio­gra­fię. „Dok­tor Mar­cin” tłu­ma­czył, że pod­jął de­cy­zję pod wpły­wem im­pul­su wy­wo­ła­ne­go strasz­li­wą bu­rzą, któ­ra go za­sta­ła w dro­dze. Miał wte­dy ślu­bo­wać św. An­nie, że je­śli Bóg oca­li go od pio­ru­nów, wstą­pi do klasz­to­ru. Wśród bio­gra­fów twór­cy re­for­ma­cji są jed­nak tak­że ci, któ­rzy wska­zu­ją, iż rze­czy­wi­stym mo­ty­wem była chęć ukry­cia się za mu­ra­mi klasz­to­ru przed praw­ny­mi kon­se­kwen­cja­mi za­bi­cia przez Lu­tra czło­wie­ka w po­je­dyn­ku.

Jed­no jest pew­ne. De­cy­zja o wstą­pie­niu do za­ko­nu nie była w przy­pad­ku Mar­ci­na Lu­tra owo­cem doj­rza­łej, dłu­go­trwa­łej re­flek­sji, ale ra­czej re­zul­ta­tem dzia­ła­nia pod wpły­wem im­pul­su. Jak sam mó­wił, do klasz­to­ru zo­stał „nie tyle po­cią­gnię­ty, co po­rwa­ny”. Jesz­cze bar­dziej wy­mow­ne sło­wa wy­ja­śnie­nia Lu­tra po­cho­dzą z okre­su, gdy już ze­rwał jed­ność ze wspól­no­tą Ko­ścio­ła. Twór­ca re­for­ma­cji mó­wił wów­czas: „zo­sta­łem mni­chem wbrew ojcu, mat­ce, Bogu i dia­błu”.

Jak moż­na wstę­po­wać do klasz­to­ru „wbrew Bogu”? Te sło­wa są trak­to­wa­ne jako po­śred­nie przy­zna­nie się przez Lu­tra do tego, że wła­ści­wą przy­czy­ną jego wstą­pie­nia do au­gu­stia­nów była chęć unik­nię­cia od­po­wie­dzial­no­ści za za­bój­stwo.

Tezę tę do­dat­ko­wo wspie­ra fakt, że za mu­ra­mi klasz­to­ru Mar­cin Lu­ter nie zna­lazł du­cho­we­go po­ko­ju. Do wstrzą­sa­ją­ce­go wy­da­rze­nia do­szło w chó­rze klasz­tor­nym pew­ne­go dnia pod­czas od­czy­ty­wa­nia frag­men­tu Ewan­ge­lii o wy­pę­dza­niu przez Chry­stu­sa złe­go du­cha z opę­ta­ne­go czło­wie­ka. W pew­nym mo­men­cie Lu­ter upadł na zie­mię krzy­cząc po ła­ci­nie: „Non sum! Non sum!”, czy­li „To nie ja! To nie ja!”.

Wiara, czyli jak osiągnąć dobre samopoczucie

Ja­cqu­es Ma­ri­ta­in – ka­to­lic­ki fi­lo­zof zaj­mu­ją­cy się du­cho­wo­ścią twór­cy re­for­ma­cji – słusz­nie za­uwa­żył, że „na­uka Lu­tra wy­ra­ża przede wszyst­kim jego sta­ny we­wnętrz­ne, przy­go­dy du­cho­we i tra­gicz­ne dzie­je. Re­zy­gnu­jąc ze zwy­cię­stwa nad sobą, ale nie re­zy­gnu­jąc ze świę­to­ści, Lu­ter prze­mie­nia swój po­szcze­gól­ny przy­pa­dek w praw­dę teo­lo­gicz­ną, swój wła­sny stan fak­tycz­ny w pra­wo po­wszech­ne […] „ja” czło­wie­ka sta­ło się de fac­to za­gad­nie­niem cen­tral­nym tej teo­lo­gii”14.

Pod wpły­wem po­ra­żek od­no­szo­nych w swo­jej wal­ce du­cho­wej (są­dząc po wy­nu­rze­niach sa­me­go Lu­tra cho­dzi­ło tu­taj o grze­chy zwią­za­ne z po­żą­dli­wo­ścią cie­le­sną), Lu­ter w okre­sie swo­jej klasz­tor­nej for­ma­cji na­bie­ra prze­ko­na­nia o cał­ko­wi­tym ze­psu­ciu na­tu­ry ludz­kiej przez grzech pier­wo­rod­ny, a tra­pią­cą go po­żą­dli­wość cie­le­sną iden­ty­fi­ko­wał nie tyle z kon­se­kwen­cja­mi grze­chu pier­wo­rod­ne­go, co ra­czej z nim sa­mym. Ba­zu­jąc na wła­snych do­świad­cze­niach du­cho­wych stwier­dzał, że ża­den czło­wiek nie jest w sta­nie za­cho­wać Bo­żych przy­ka­zań. Na­wet je­śli czło­wiek speł­nia ja­kieś do­bre uczyn­ki, nie mają one w oczach Bo­żych żad­nej war­to­ści i zna­cze­nia, gdy cho­dzi o zba­wie­nie czło­wie­ka, któ­re­go na­tu­ra jest prze­cie ż cał­ko­wi­cie ze­psu­ta.

Nie­wąt­pli­wie Lu­ter po­żą­dał świę­to­ści, któ­rą iden­ty­fi­ko­wał – przy­wo­łaj­my raz jesz­cze J. Ma­ri­ta­ina – ra­czej z „po­cie­chą uczu­cio­wą”. „Lu­tro­wi cho­dzi­ło o to, by się czuć w sta­nie ła­ski – jak gdy­by ła­ska sama w so­bie była przed­mio­tem od­czu­wa­nia. […] Gwał­tow­na, mi­stycz­na tę­sk­no­ta w nie­spo­koj­nej du­szy, wy­pa­cza­jąc wszyst­kie wska­za­nia mi­sty­ków, prze­mie­nia­ła się w bru­tal­ną żą­dzę roz­ko­szo­wa­nia się swo­ją wła­sną świę­to­ścią”15.

A prze­cież od cza­sów Hym­nu o mi­ło­ści św. Paw­ła Apo­sto­ła wie­my, że naj­waż­niej­sza w chrze­ści­jań­stwie jest mi­łość. Moż­na pro­wa­dzić ży­wot świą­to­bli­wy (na po­zór), roz­dać wszyst­ko ubo­gim, sie­bie sa­me­go wy­dać na spa­le­nie, ale bez mi­ło­ści nie po­stą­pić o krok w roz­wo­ju du­cho­wym. Świę­tość – wbrew temu co od­czu­wał mnich Lu­ter – nie jest do­brym sa­mo­po­czu­ciem. W ży­wo­tach wie­lu świę­tych na­po­ty­ka­my dłu­gie okre­sy w ich bio­gra­fiach, gdy tar­ga­ły nimi po­ku­sy, gdy – jak sami mó­wi­li – prze­cho­dzi­li przez „du­cho­wą pu­sty­nię”, od­czu­wa­li jak­by Bóg od­wró­cił się od nich.

War­to w tym kon­tek­ście się­gnąć po li­sty nie­daw­no ka­no­ni­zo­wa­nej Mat­ki Te­re­sy z Kal­ku­ty (opu­bli­ko­wa­ne po jej be­aty­fi­ka­cji), w któ­rych ta wiel­ka świę­ta przez ko­lej­ne lata opi­su­je taki wła­śnie stan swo­jej du­szy. Co ją (oraz in­nych świę­tych) od­róż­nia­ło od Mar­ci­na Lu­tra, to bez­gra­nicz­ne za­wie­rze­nie w Boże mi­ło­sier­dzie. Tej uf­no­ści w Boże mi­ło­sier­dzie jest cał­ko­wi­cie po­zba­wio­na teo­lo­gia Mar­ci­na Lu­tra, któ­ra trak­to­wa­ła wia­rę jako „stan eu­fo­rii du­cho­wej” (J. Ma­ri­ta­in). Brak ta­kie­go sta­nu po­wo­do­wał u Lu­tra po­pad­nię­cie w ko­lej­ną skraj­ność, czy­li stan bli­ski roz­pa­czy z po­wo­du nie­moż­no­ści po­ra­dze­nia so­bie ze swo­imi upad­ka­mi. W tym uję­ciu wia­ra nie jest już cno­tą teo­lo­gicz­ną, jest zaś „ludz­kim po­ry­wem uf­no­ści”16. Wy­star­czy więc to po­czu­cie uf­no­ści, do­bre uczyn­ki nie są ko­niecz­ne (i tak czło­wiek jest to­tal­nie ze­psu­ty), by być pew­nym, że do­stą­pi­li­śmy ła­ski Bo­żej. We­dług Lu­tra do­świad­cze­nie „nocy du­cho­wej” nie jest dzia­ła­niem ła­ski, po­dob­nie jak do­ko­ny­wa­ne przez czło­wie­ka do­bre uczyn­ki, któ­re – jak uczy Ko­ściół – są wła­śnie do­wo­dem na współ­pra­cę czło­wie­ka z Bożą ła­ską.

Im bar­dziej ży­cie pro­wa­dzo­ne przez Lu­tra da­le­kie było od ide­ału świę­to­ści ja­kie­go na­uczał Ko­ściół (czy­li otwar­tość na współ­pra­cę z Bożą ła­ską, cze­go wy­ra­zem są do­bre uczyn­ki i ży­cie mo­dli­twą), tym gwał­tow­niej twór­ca pro­te­stanc­kiej re­for­ma­cji ata­ko­wał uzna­nych przez Ko­ściół świę­tych. W jed­nym z ka­zań wy­gła­sza­nych już po 1517 roku gło­sił: „Wszy­scy je­ste­śmy świę­ci. […] Pa­pi­ści [pro­te­stanc­ka na­zwa ka­to­li­ków – G.K.] umiesz­cza­ją w nie­bie lu­dzi, któ­rzy po­tra­fi­li tyl­ko peł­nić jed­ne po dru­gich uczyn­ki. Po­śród tylu le­gend nie ma ani jed­nej, któ­ra by nam uka­za­ła praw­dzi­we­go świę­te­go, czło­wie­ka, któ­ry by po­siadł świę­tość chrze­ści­jań­ską, świę­tość przez wia­rę. Cała ich świę­tość po­le­ga na tym, że dużo się mo­dli­li, dużo po­ści­li, dużo pra­co­wa­li, umar­twia­li się, mie­li pod­łe łóż­ka i bar­dzo ostre ubra­nia. Ten ro­dzaj świę­to­ści może być na­wet przez psy i świ­nie prak­ty­ko­wa­ny mniej wię­cej co­dzien­nie”.

Incydent przy ołtarzu

Nic dziw­ne­go więc, że Mar­cin Lu­ter już przed 1517 ro­kiem utra­cił wia­rę w naj­więk­szy, naj­cen­niej­szy tu na zie­mi do­wód dzia­ła­nia ła­ski Bo­że­go mi­ło­sier­dzia we współ­pra­cy z czło­wie­kiem, ja­kim jest Msza Świę­ta. Przy­po­mnij­my, że w ka­to­lic­kim na­ucza­niu Eu­cha­ry­stia jest uobec­nie­niem (w spo­sób bez­kr­wa­wy) ofia­ry Chry­stu­sa. W tym dzie­le Zba­wi­ciel po­słu­gu­je się czło­wie­kiem, czy­li ka­pła­nem, któ­ry wy­stę­pu­je przy oł­ta­rzu in per­so­na Chri­sti.

O tej praw­dzie zwąt­pił Mar­cin Lu­ter przy­stę­pu­jąc w 1507 roku do oł­ta­rza pod­czas swo­jej pry­mi­cyj­nej Mszy Świę­tej. W mo­men­cie, gdy sło­wa­mi Te igi­tur cle­men­tis­si­me Pa­ter (Cie­bie więc naj­ła­skaw­szy Oj­cze) roz­po­czy­nał się Ka­non, nowo wy­świę­co­ny ksiądz Mar­cin Lu­ter od­wró­cił się od oł­ta­rza i chciał od nie­go odejść. Świad­ka­mi tej wstrzą­sa­ją­cej sce­ny była naj­bliż­sza ro­dzi­na neo­pre­zbi­te­ra. W tym jego oj­ciec Hans, któ­ry, jak wie­my, nie był en­tu­zja­stą ob­ra­nia przez jego syna dro­gi po­wo­ła­nia du­chow­ne­go. Ob­ser­wu­jąc sce­nę przy oł­ta­rzu Hans Lu­ter stwier­dził, że jego syn mu­siał zna­leźć się „pod dzia­ła­niem złe­go du­cha”.

Osta­tecz­nie ksiądz Mar­cin Lu­ter do­koń­czył od­pra­wia­nie Mszy, w ostat­niej chwi­li przed odej­ściem od oł­ta­rza po­wstrzy­mał go mistrz no­wi­cju­szy. Wie­dząc jed­nak o ko­le­jach jego ży­cia du­cho­we­go w na­stęp­nych la­tach moż­na po­wie­dzieć, że in­cy­dent przy oł­ta­rzu do­wo­dzi, iż do fał­szy­wie po­ję­te­go dą­że­nia do świę­to­ści Lu­ter do­ło­żył fał­szy­we po­ję­cie nie­god­no­ści. Albo ina­czej: wy­cią­gnął fał­szy­wy wnio­sek z oczy­wi­ste­go fak­tu, że nikt z lu­dzi nie jest god­ny, by wy­stę­po­wać in per­so­na Chri­sti przy oł­ta­rzu. Nie uwie­rzył w wiel­kość Bo­że­go mi­ło­sier­dzia, któ­re spra­wia, że nie­któ­rzy lu­dzie (ka­pła­ni) są przez Boga wy­bra­ni do speł­nia­nia tej roli. Tak, dla Lu­tra wia­ra była przede wszyst­kim uf­no­ścią, jed­nak nie była to uf­ność bez­gra­nicz­na. Gra­ni­ce wy­zna­cza­ło ludz­kie „ego”, a kon­kret­nie ta­kie czy inne do­zna­nia du­cho­we.

Po otrzy­ma­niu świę­ceń ka­płań­skich Mar­cin Lu­ter – wie­my to z jego wła­snych li­stów i pism – za­nie­dbał re­gu­lar­ne od­pra­wia­nie Mszy Świę­tych i od­ma­wia­nie bre­wia­rza. Za­sła­niał się przy tym licz­ny­mi obo­wiąz­ka­mi ka­zno­dziej­ski­mi. Jak pi­sał w 1516 roku w jed­nym z li­stów: „Je­stem ka­zno­dzie­ją w klasz­to­rze i re­fek­ta­rzu, co dzień wo­ła­ją mnie do pa­ra­fii, abym tam gło­sił ka­za­nia. Je­stem re­gen­tem stu­diów, wi­ka­rym okrę­gu, a więc je­de­na­sto­krot­nym prze­orem; je­stem kwe­sta­rzem ryb w Le­itz­kau, man­da­ta­riu­szem w Tor­gau w pro­ce­sie pa­ra­fial­ne­go ko­ścio­ła Herz­ber­gu. Je­stem lek­to­rem św. Paw­ła, zbie­ram no­tat­ki o Psał­te­rzu. Rzad­ko kie­dy po­zo­sta­je mi peł­ny czas po­trzeb­ny do od­mó­wie­nia pa­cie­rzy i od­pra­wia­nia Mszy”.

Po­now­nie w tym kon­tek­ście na­su­wa się po­rów­na­nie z ży­ciem św. Mat­ki Te­re­sy z Kal­ku­ty, któ­rej trud­no było prze­cież za­rzu­cić od­wra­ca­nie się od roz­licz­nych obo­wiąz­ków. Za­nim jed­nak każ­de­go dnia po­dej­mo­wa­ła czyn­no­ści zwią­za­ne z opie­ką nad cho­ry­mi i ubo­gi­mi, z kie­ro­wa­niem za­ło­żo­ne­go przez sie­bie zgro­ma­dze­nia za­kon­ne­go, re­gu­lar­nie za­czy­na­ła dzień od Mszy Świę­tej i ad­o­ra­cji Naj­święt­sze­go Sa­kra­men­tu, uwa­ża­jąc to za naj­waż­niej­sze czyn­no­ści dnia. Naj­pierw spo­tka­nie z Chry­stu­sem, po­tem spo­tka­nie ze spra­wa­mi tego świa­ta. U ks. Mar­ci­na Lu­tra było zu­peł­nie na od­wrót.

Zepsucie najlepszych

A prze­cież ta­kich księ­ży jak Mar­cin Lu­ter było w kra­jach nie­miec­kich na po­cząt­ku szes­na­ste­go wie­ku bar­dzo wie­lu. Opi­sa­ne przez Lu­tra jego ży­cie jako ka­pła­na jest wy­ja­śnie­niem jed­ne­go z naj­po­waż­niej­szych czyn­ni­ków, któ­re w zna­czą­cy spo­sób przy­czy­ni­ły się do zwy­cię­stwa re­for­ma­cji w wie­lu re­gio­nach Rze­szy, czy­li brak rów­no­wa­gi mię­dzy ży­ciem czyn­nym a kon­tem­pla­cyj­nym. Za­rzu­ce­nie przez księ­dza Lu­tra i wie­lu jemu po­dob­nych du­chow­nych na po­cząt­ku szes­na­ste­go wie­ku swo­je­go pod­sta­wo­we­go po­wo­ła­nia, czy­li od­pra­wia­nia Mszy Świę­tej i re­zy­gna­cja z wła­sne­go po­stę­pu du­cho­we­go (co­dzien­na mo­dli­twa bre­wia­rzo­wa), wcze­śniej czy póź­niej mu­sia­ło wy­dać fa­tal­ne owo­ce.

Szu­ka­jąc przy­czyn wy­bu­chu re­for­ma­cji pro­te­stanc­kiej i jej dy­na­micz­ne­go roz­prze­strze­nia­nia się w pierw­szych dzie­się­cio­le­ciach po 1517 roku na­le­ży wska­zać na obo­wią­zy­wa­nie w tym przy­pad­ku sta­rej za­sa­dy, że cor­rup­tio opti­mi pes­si­ma, czy­li, że ze­psu­cie naj­lep­szych jest czymś naj­gor­szym. Na po­cząt­ku XV wie­ku w kra­jach nie­miec­kich wie­lu było ta­kich księ­ży (co gor­sza, tak­że bi­sku­pów), któ­rzy ku­mu­lo­wa­li licz­ne obo­wiąz­ki (w przy­pad­ku bi­sku­pów rzą­dy w kil­ku die­ce­zjach jed­no­cze­śnie) – czę­sto te, któ­re były zwią­za­ne z mniej­szy­mi lub więk­szy­mi (w przy­pad­ku bi­skupstw bar­dzo wy­so­ki­mi) pro­fi­ta­mi ma­te­rial­ny­mi – za­nie­dbu­jąc to, co naj­waż­niej­sze: służ­bę Bożą i wła­sną du­cho­wość. Zła­ma­ni w ten spo­sób na du­chu księ­ża i bi­sku­pi nie byli po­tem w sta­nie prze­ciw­sta­wić się ru­cho­wi ku „czy­stej Ewan­ge­lii” (jak na­zy­wa­li swo­ją ak­cję pierw­si pro­te­stan­ci), a czę­sto z ocho­tą do niej przy­stę­po­wa­li, wi­dząc w tym szan­sę na „za­le­ga­li­zo­wa­nie” wła­snych mo­ral­nych wy­stęp­ków (zwłasz­cza, gdy Lu­ter wy­stą­pił prze­ciw ce­li­ba­to­wi)

Odrzucenie Kościoła i sakramentów

Kar­dy­nał Wal­ter Brand­mul­ler, wy­bit­ny hi­sto­ryk Ko­ścio­ła epo­ki no­wo­żyt­nej, ana­li­zu­jąc kwe­stię oce­ny dzia­łań Mar­ci­na Lu­tra za­uwa­ża, że aby