Krótko mówiąc - Jeffrey Archer - ebook + książka

Krótko mówiąc ebook

Jeffrey Archer

4,3

Opis

Piętnaście historii charakteryzujących się typowymi dla Jeffreya Archera dowcipem i przewrotnością.

Każdy czytelnik znajdzie tutaj coś dla siebie – od wzruszającej opowieści o miłości od pierwszego wejrzenia na stacji metra do historii pomysłowych oszustw przeprowadzanych bezpośrednio na oczach policji, od sztuczek stosowanych przez sprytnych prawników do finansowych matactw brytyjskich dyplomatów. Historia zamieszczona na końcu tego zbioru, Szczęściarze, jest być może najbardziej poruszającym i zapadającym w pamięć opowiadaniem, jakie Archer kiedykolwiek napisał.

Archer jest niesamowitym pisarzem, z powodzeniem zdaje u czytelnika najważniejszy egzamin – wzbudza w nim chęć przewrócenia kartki, by się dowiedzieć, co będzie dalej. - „The Sunday Times”

Zręczne, dowcipne i wciągające. Jeffrey Archer ma naturalny talent do pisania opowiadań. - „The Times”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (15 ocen)
7
6
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stephanowi, Alison i Davidowi

Biegły

– Świetne uderzenie – rzekł Toby, patrząc, jak piłeczka przeciwnika szybuje w powietrzu. – Dwieście trzydzieści albo nawet dwieście pięćdziesiąt jardów jak nic. – Osłonił ręką oczy przed słońcem i obserwował, jak piłka, podskakując, toczy się środkiem toru.

– Dziękuję – rzekł Harry.

– Co dzisiaj miałeś na śniadanie? – zapytał Toby, kiedy piłka znieruchomiała.

– Sprzeczkę z żoną – brzmiała odpowiedź. – Chciała, żebym z nią poszedł na zakupy.

– Pewno bym się skusił na ożenek, gdybym dzięki temu mógł tak dobrze jak ty grać w golfa – zauważył Toby, przymierzając się do uderzenia. – Cholera! – zaklął po chwili, patrząc, jak piłka daje nura w gęste zarośla nie dalej jak sto jardów od miejsca, w którym stał.

Toby’emu nie powiodło się lepiej na drugiej połowie toru i gdy wracali tuż przed lunchem do budynku klubowego, pogroził partnerowi:

– Odegram się w przyszłym tygodniu w sądzie.

– Lepiej nie – powiedział Harry ze śmiechem.

– Dlaczego? – spytał Toby w drzwiach.

– Bo występuję jako biegły po twojej stronie – wyjaśnił Harry, gdy siadali do stołu.

– Zabawne – rzucił Toby. – Byłbym przysiągł, że przeciwko.

Sir Toby Gray, radca królewski, i profesor Harry Bamford nie zawsze występowali w sądzie po tej samej stronie.

Obradował Sąd Karny w Leeds. Przewodniczył sędzia Fenton.

Sir Toby zmierzył wzrokiem podstarzałego sędziego. Przyzwoity i uczciwy człowiek, pomyślał, choć jego mowy są zapewne zbyt rozwlekłe. Sędzia Fenton skinął głową.

Sir Toby wstał i zaczął przedstawiać argumenty obrony.

– Wysoki Sądzie, sędziowie przysięgli, zdaję sobie sprawę z ciążącej na mnie odpowiedzialności. Bronić człowieka oskarżonego o morderstwo nigdy nie jest łatwo. Jeszcze trudniej, gdy ofiarą jest jego żona, z którą żył szczęśliwie przez ponad dwadzieścia lat. Oskarżyciel dał temu wiarę, a nawet uznał to formalnie. Wysoki Sądzie, nie ułatwia mi zadania fakt, że wszystkie dowody pośrednie, tak zręcznie przedstawione przez mojego uczonego kolegę pana Rodgersa we wczorajszej mowie oskarżycielskiej, pozornie świadczą o winie oskarżonego. Jednakże – rzekł sir Toby, chwytając wiązanie czarnej jedwabnej togi i zwracając się ku przysięgłym – zamierzam powołać świadka, którego reputacja jest nieskazitelna. Panowie przysięgli, jestem pewien, że nie zostawi on wam innego wyboru, jak wydać werdykt: niewinny. Wzywam profesora Harolda Bamforda.

Wytworny mężczyzna w niebieskim dwurzędowym garniturze, białej koszuli i krawacie klubu krykietowego hrabstwa York wszedł na salę sądową i stanął za barierką dla świadków. Ujął w rękę Nowy Testament i odczytał tekst przysięgi z tak wielką pewnością siebie, że żaden z przysięgłych nie wątpił, iż nie pierwszy raz występuje w procesie o morderstwo.

Sir Toby poprawił togę i utkwił wzrok w swym partnerze do golfa, stojącym na drugim końcu sali sądowej.

– Profesorze Bamford – powiedział, jakby zobaczył go po raz pierwszy – aby dowieść pańskiego znawstwa, muszę zadać panu kilka pytań wstępnych, które mogą być kłopotliwe. Ale jest rzeczą pierwszorzędnej wagi, aby wykazać przysięgłym pańskie kompetencje w tej szczególnej sprawie.

Harry z powagą skinął głową.

– Profesorze Bamford, ukończył pan gimnazjum klasyczne w Leeds – rzekł sir Toby, zerkając na ławę przysięgłych składającą się z samych Yorkshirczyków – a następnie uzyskał pan w wolnym konkursie stypendium na studia prawnicze w Kolegium Magdaleny w Oksfordzie.

– Zgadza się – potwierdził Harry.

Tymczasem Toby spojrzał w notatki – niepotrzebnie, gdyż powtarzali to z Harrym niejeden raz.

– Ale nie skorzystał pan z tej możliwości – ciągnął sir Toby – gdyż wolał pan spędzić lata studenckie tutaj, w Leeds. Czy to też się zgadza, profesorze?

– Owszem – przytaknął Harry.

Tym razem sędziowie przysięgli skinęli głowami wraz z nim. Nie ma człowieka wierniejszego i bardziej dumnego niż Yorkshirczyk, gdy chodzi o hrabstwo York, z satysfakcją pomyślał sir Toby.

– Czy może pan potwierdzić, że ukończył pan uniwersytet w Leeds z wyróżnieniem?

– Tak.

– A czy potem zaproponowano panu studia magisterskie, a następnie doktoranckie na Uniwersytecie Harvarda?

Harry lekko się skłonił i potwierdził, że tak. Miał ochotę powiedzieć Toby’emu, żeby się streszczał, ale wiedział, że stary partner sparingowy zechce wykorzystać do maksimum kilka następnych chwil.

– Czy temat pańskiej pracy doktorskiej brzmiał: broń krótka a przypadki zabójstw?

– Zgadza się.

– A czy jest także prawdą – ciągnął dostojny radca królewski – że gdy zaprezentował pan komisji egzaminacyjnej tezę doktorską, wzbudziła ona tak wielkie zainteresowanie, że opublikowano ją nakładem Uniwersytetu Harvarda i obecnie jest zalecana jako lektura każdemu, kto się specjalizuje w medycynie sądowej?

– Jak uprzejmie, że pan o tym wspomina – rzekł Harry, poddając Toby’emu kwestię.

– Ale to nie ja powiedziałem – zaprzeczył sir Toby, prostując się na całą swoją wysokość i wbijając wzrok w ławę przysięgłych. – To słowa samego sędziego Daniela Webstera, członka Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych. Lecz pozwolą państwo, że będę kontynuował. Czy ściśle się wyrażę, jeśli powiem, że kiedy opuścił pan Harvard i powrócił do Anglii, Uniwersytet Oksfordzki próbował pana znowu skusić, oferując katedrę medycyny sądowej, lecz pan ponownie im odmówił, gdyż wolał powrócić do swej alma mater, z początku jako starszy wykładowca, a potem profesor? Czy mam rację, profesorze Bamford?

– Tak jest, sir Toby.

– I na tym stanowisku pozostał pan przez ostatnie jedenaście lat, mimo że uniwersytety z różnych stron świata nęciły pana lukratywnymi propozycjami, żeby porzucił pan swoje ukochane hrabstwo York i przystał do nich?

W tym momencie sędzia Fenton, który również słyszał to już nie po raz pierwszy, popatrzył na dół i rzekł:

– Sir Toby, myślę, że wystarczająco pan dowiódł, iż świadek jest wybitnym specjalistą w swej dziedzinie. Czy możemy teraz wrócić do omawianej sprawy?

– Z największą przyjemnością, Wysoki Sądzie, szczególnie po tak wielkodusznych słowach. Zbyteczne byłoby obsypywanie dalszymi pochwałami zacnego profesora.

Sir Toby z chęcią powiedziałby sędziemu, że i tak zakończył wstępne uwagi tuż przedtem, nim ten się wtrącił.

– Zatem, za pozwoleniem Wysokiego Sądu, skoro Wysoki Sąd uznał, że dowiodłem kompetencji tego szczególnego świadka, przejdę do sprawy. – Odwrócił się w stronę profesora i porozumiewawczo mrugnął. – Uprzednio – ciągnął – mój znakomity kolega, pan Rodgers, szczegółowo przedstawił zarzut, nie pozostawiając cienia wątpliwości, że oskarżenie opiera się na jedynym dowodzie, mianowicie broni palnej, która nigdy nie wypaliła.

Harry słyszał wiele razy to wyrażenie z ust starego przyjaciela i był pewien, że jeszcze nieraz je usłyszy.

– Chodzi mi o broń z odciskami palców oskarżonego, znalezioną obok ciała jego nieszczęsnej żony, Valerie Richards. Oskarżyciel dowodzi, że zabiwszy żonę, oskarżony wpadł w panikę i uciekł z domu, pozostawiając pistolet na środku pokoju. – Sir Toby obrócił się ku przysięgłym. – Na podstawie tego jednego, kruchego dowodu – a że kruchego, to zaraz wykażę – wy, sędziowie przysięgli, macie uznać człowieka za winnego morderstwa i wsadzić go do więzienia do końca życia. – Zawiesił głos, aby do przysięgłych dotarło znaczenie jego słów. – Profesorze Bamford, zwracam się do pana jako do wybitnego specjalisty w swojej dziedzinie – jak określił Wysoki Sąd – z szeregiem pytań.

Harry zdał sobie sprawę, że wstępny wywód wreszcie się skończył i że teraz będzie musiał sprostać oczekiwaniom.

– Profesorze, czy z pańskiego doświadczenia wynika, że kiedy zabójca zastrzeli ofiarę, pozostawia broń na miejscu zbrodni?

– Nie, sir Toby, to się zdarza niezwykle rzadko – odparł Harry. – Gdy mamy do czynienia z bronią krótką, w dziewięciu na dziesięć przypadków nie udaje się jej odnaleźć, gdyż morderca robi wszystko, żeby pozbyć się dowodu zbrodni.

– Właśnie – zauważył sir Toby. – A w tym jednym przypadku na dziesięć, kiedy broń się odnajduje, czy zwykle jest na niej pełno odcisków palców?

– Prawie nigdy – odparł Harry. – Chyba że morderca jest kompletnym głupcem albo zostaje przyłapany na gorącym uczynku.

– O oskarżonym można wiele powiedzieć – rzekł sir Toby – ale na pewno nie to, że jest głupcem. Podobnie jak pan, ukończył gimnazjum klasyczne w Leeds; poza tym aresztowano go nie na miejscu zbrodni, ale w domu przyjaciół na drugim końcu miasta.

Sir Toby nie dodał – co oskarżyciel kilkakrotnie podkreślił, stawiając zarzut – że oskarżonego zastano w łóżku z kochanką, która dostarczyła mu jedynego alibi.

– Profesorze, teraz chciałbym mówić o pistolecie. Jest to smith and wesson K4217 B.

– Raczej K4127 B – poprawił Harry starego przyjaciela.

– Skłaniam głowę przed pańską wiedzą – rzekł sir Toby, zadowolony z wrażenia, jakie dzięki drobnemu przejęzyczeniu udało mu się wywrzeć na przysięgłych. – Zatem przejdźmy do broni. Czy w laboratorium Ministerstwa Spraw Wewnętrznych znaleziono na niej odciski palców?

– Tak, sir Toby.

– A czy nasunęło to panu jako specjaliście jakieś wnioski?

– Owszem. Odciski palców pani Richards najwyraźniejsze były na spuście i na kolbie, co skłania mnie do przypuszczenia, że to ona była ostatnią osobą, która trzymała broń. W istocie świadectwa fizyczne sugerują, że właśnie ona nacisnęła spust.

– Ach, tak – rzekł sir Toby. – Ale czy morderca nie mógł włożyć broni do ręki pani Richards, żeby zmylić policję?

– Przyjąłbym tę linię rozumowania, gdyby policja nie znalazła na spuście również odcisków palców pana Richardsa.

– Nie jestem pewien, profesorze, czy dobrze rozumiem, do czego pan zmierza – rzekł sir Toby, który doskonale rozumiał.

– Z moich doświadczeń wynika, że prawie zawsze morderca najpierw usuwa z broni własne ślady, a dopiero potem decyduje się włożyć ją do ręki ofiary.

– Rozumiem. Ale proszę mnie poprawić, gdybym się mylił – rzekł sir Toby. – Broń nie znajdowała się w ręku ofiary, lecz w odległości dziewięciu stóp od ciała, gdzie – jak utrzymuje oskarżenie – porzucił ją oskarżony, gdy w panice uciekał z domu. Profesorze Bamford, pytam pana: jeżeli samobójca przyłożył broń do skroni i nacisnął spust, gdzie pańskim zdaniem ostatecznie powinna się znaleźć broń?

– Gdziekolwiek w odległości sześciu do dziesięciu stóp od ciała – odparł Harry. – To powszechny błąd – częsty zwłaszcza w niedbale przygotowanych filmach lub programach telewizyjnych – że ofiarę, która się zastrzeliła, pokazuje się z bronią w ręku. Tymczasem w rzeczywistości siła odrzutu wyrywa broń z dłoni samobójcy i przenosi ją o kilka stóp. W ciągu trzydziestu lat, od kiedy się zajmuję przypadkami samobójstw przy użyciu broni palnej, ani razu się nie zdarzyło, żeby broń pozostała w ręku ofiary.

– Czyli że pańskim zdaniem jako biegłego odciski palców pani Richards i położenie broni są raczej konsekwencją samobójstwa niż morderstwa?

– Zgadza się, sir Toby.

– Profesorze, jeszcze jedno, ostatnie pytanie – rzekł obrońca, szarpiąc wyłogi. – Gdy występował pan w przeszłości jako świadek obrony w podobnych sprawach, jaki był procent werdyktów uniewinniających?

– Nigdy nie byłem mocny w matematyce, ale z dwudziestu czterech spraw dwadzieścia jeden zakończyło się uniewinnieniem.

– Dwadzieścia jeden z dwudziestu czterech spraw – sir Toby z wolna obrócił się ku ławie przysięgłych – zakończyło się uniewinnieniem po powołaniu pana jako biegłego. Wysoki Sądzie, myślę, że to wynosi około osiemdziesięciu pięciu procent. Nie mam więcej pytań.

Po wyjściu z sali rozpraw Toby dogonił Harry’ego na schodach. Klepnął starego przyjaciela w plecy.

– Świetne zagranie, Harry. Nic dziwnego, że oskarżenie skapitulowało – nigdy nie widziałem cię w lepszej formie. Muszę pędzić, jutro mam sprawę w Old Bailey. Widzimy się przy pierwszym dołku o dziesiątej rano w sobotę. To znaczy, jeżeli Valerie pozwoli.

– Zobaczysz mnie dużo wcześniej – mruknął pod nosem profesor, gdy sir Toby wskakiwał do taksówki.

Czekając na pierwszego świadka, sir Toby spojrzał w notatki. Sprawa zaczęła się źle. Oskarżyciel przedstawił taką furę materiału dowodowego przeciwko jego klientowi, że nie sposób go będzie obalić. Nie cieszyła go perspektywa przesłuchiwania szeregu świadków, którzy niewątpliwie potwierdzą owe dowody.

Przewodniczący rozprawie sędzia Fairborough dał głową znak oskarżycielowi.

– Proszę wezwać swego pierwszego świadka – powiedział.

– Dziękuję, Wysoki Sądzie – rzekł radca królewski Desmond Lennox, podnosząc się powoli. – Powołuję profesora Harolda Bamforda.

Zaskoczony sir Toby podniósł wzrok znad notatek i ujrzał, jak jego stary przyjaciel pewnym krokiem zmierza ku miejscu dla świadków. Londyńscy sędziowie przysięgli przyglądali się kpiąco przybyszowi z Leeds.

Sir Toby musiał przyznać, że Lennox nieźle zaprezentował biegłego, ani razu nie wspominając Leeds. Potem zadał Harry’emu serię pytań, w których świetle klientka Toby’ego wypadła na kogoś pośredniego między Kubą Rozpruwaczem a doktorem Crippenem.

– Nie mam więcej pytań, Wysoki Sądzie – powiedział w końcu Lennox i usiadł z zadowoloną miną.

– Czy ma pan jakieś pytania do tego świadka? – zagadnął sędzia Fairborough, spoglądając na sir Toby’ego.

– Tak, oczywiście – odparł sir Toby, wstając. – Profesorze Bamford – powiedział takim tonem, jakby go pierwszy raz na oczy widział – zanim przejdę do sprawy, chciałbym zauważyć, że mój uczony kolega pan Lennox z wielkim naciskiem dowodził pańskiej doskonałości jako biegłego. Zechce mi pan wybaczyć, że wrócę do tego tematu, żeby wyjaśnić kilka szczegółów, które mnie zaintrygowały.

– Proszę bardzo, sir Toby – rzekł Harry.

– Magisterium uzyskał pan na uniwersytecie w… hm, a tak, w Leeds. Jaki kierunek pan studiował?

– Geografię – odparł Harry.

– Ciekawe. Nie sądziłbym, że jest to właściwe przygotowanie dla kogoś, kto ma zostać specjalistą od broni ręcznej. Jednakże chciałbym spytać pana o doktorat, który otrzymał pan na uniwersytecie amerykańskim. Czy ten doktorat jest uznawany przez angielskie uniwersytety?

– Nie, sir Toby, ale…

– Profesorze Bamford, zechce się pan ograniczyć do odpowiadania na pytania. Czy na przykład Uniwersytet Oksfordzki lub Cambridge uznają pański doktorat?

– Nie.

– Mhm. Lecz, jak usilnie starał się wykazać pan Lennox, wynik całej tej sprawy może zależeć od pańskich kompetencji jako biegłego.

Sędzia Fairborough popatrzył na obrońcę i zmarszczył brwi.

– Sir Toby, to sędziowie przysięgli podejmą decyzję w oparciu o przedstawiony im materiał dowodowy.

– Zgadzam się, Wysoki Sądzie. Chciałem tylko ustalić, jak dalece sędziowie przysięgli mogą zaufać opiniom biegłego występującego jako świadek oskarżenia.

Sędzia znowu zmarszczył brwi.

– Ale jeżeli Wysoki Sąd uważa, że już to wykazałem, będę kontynuował badanie świadka – rzekł sir Toby i odwrócił się ku staremu przyjacielowi. – Profesorze Bamford, powiedział pan przysięgłym – jako biegły – że w tym konkretnym przypadku ofiara nie mogła popełnić samobójstwa, gdyż broń znajdowała się w jej ręku.

– Zgadza się, sir Toby. To powszechny błąd – częsty zwłaszcza w niedbale przygotowanych filmach i programach telewizyjnych – że ofiarę, która się zastrzeliła, pokazuje się z bronią w ręku.

– Tak, tak, profesorze. Już nas pan zabawiał swoim znawstwem telewizyjnych oper mydlanych, kiedy odpowiadał pan na pytania mego uczonego kolegi. Przynajmniej dowiedzieliśmy się, w jakiej dziedzinie jest pan biegły. Ale ja chciałbym wrócić do rzeczywistego świata. Czy mogę mieć jasność w jednej sprawie? Mam nadzieję, że nie sugeruje pan, że wedle pańskiego przekonania oskarżona umieściła broń w ręce męża? Bo gdyby tak było, profesorze Bamford, to nie byłby pan specjalistą, ale jasnowidzem.

– Sir Toby, ja nie wysunąłem takiej tezy.

– Cieszę się, że się pan ze mną zgadza pod tym względem. Ale proszę mi powiedzieć, profesorze, czy w pańskiej praktyce zdarzyło się, że morderca włożył broń w rękę ofiary, aby upozorować samobójstwo?

Harry przez chwilę się wahał.

– Proszę się dobrze zastanowić, profesorze. Od pańskiej odpowiedzi może zależeć, jak ta kobieta spędzi resztę swego życia.

– Spotkałem się z czymś takim – Harry znów się zawahał – przy okazji trzech spraw sądowych.

– Trzech spraw sądowych? – powtórzył za nim sir Toby, udając zdziwienie, chociaż osobiście w nich wszystkich występował.

– Tak, sir Toby – potwierdził Harry.

– A czy za każdym razem sędziowie przysięgli wydali wyrok uniewinniający?

– Nie – cicho powiedział Harry.

– Nie? – spytał sir Toby, zwracając się ku ławie przysięgłych. – W ilu przypadkach sędziowie uznali, że oskarżony jest niewinny?

– W dwóch.

– A w trzecim? – spytał sir Toby.

– Oskarżonego uznano za winnego morderstwa.

– I skazano…?

– Na dożywocie.

– Profesorze Bamford, chciałbym dowiedzieć się trochę więcej o tej sprawie.

– Czy to na coś się zda? – zapytał sędzia, wbijając wzrok w obrońcę.

– Podejrzewam, Wysoki Sądzie, że wkrótce się tego dowiemy – odrzekł sir Toby, zwracając się znów w stronę przysięgłych, którzy teraz z uwagą patrzyli na biegłego. – Profesorze Bamford, proszę powiedzieć Wysokiemu Sądowi więcej na ten temat.

– To była sprawa Korony przeciw Reynoldsowi – rzekł Harry. – Reynolds odsiedział jedenaście lat, po czym przedstawiono nowe dowody przemawiające za tym, że nie mógł popełnić tej zbrodni. Później został ułaskawiony.

– Profesorze Bamford, mam nadzieję, że wybaczy mi pan następne pytanie, ale reputacja tej kobiety, nie mówiąc o wolności, waży się w tej sali. – Na chwilę zamilkł, poważnie spojrzał na starego przyjaciela i powiedział: – Czy w tej sprawie występował pan w imieniu oskarżenia?

– Tak jest.

– Jako biegły z ramienia Korony?

– Tak, sir Toby – potwierdził Harry.

– I niewinny człowiek został skazany za zbrodnię, której nie popełnił, i przesiedział jedenaście lat w więzieniu?

– Tak, sir Toby – potwierdził znów Harry.

– Żadnych „ale” w tej szczególnej sprawie? – zapytał sir Toby. Czekał na odpowiedź, lecz Harry się nie odzywał. Wiedział, że jako biegły przestał się tutaj liczyć. – Jeszcze ostatnie pytanie: czy w dwu pozostałych sprawach werdykt przysięgłych był zgodny z pańską interpretacją materiału dowodowego?

– Tak, sir Toby.

– Przypomina pan sobie, profesorze, że oskarżenie zadało sobie wiele trudu, by podkreślić, że w przeszłości pańskie świadectwo było niezwykle ważne w podobnych sprawach, w istocie – zacytuję pana Lennoksa – „stanowiło decydujący czynnik w udowodnieniu zarzutu”. Jednakże teraz się dowiadujemy, że w trzech przypadkach, kiedy znaleziono broń w ręku ofiary, pan jako biegły pomylił się w trzydziestu trzech procentach.

Zgodnie z oczekiwaniem sir Toby’ego Harry tego nie skomentował.

– W rezultacie niewinny człowiek tkwił przez jedenaście lat w więzieniu. – Sir Toby skierował spojrzenie na przysięgłych i cicho powiedział: – Profesorze Bamford, miejmy nadzieję, że niewinna kobieta nie spędzi reszty swego życia w więzieniu w wyniku opinii „biegłego”, który potrafi się mylić w trzydziestu trzech procentach wypadków.

Lennox wstał, żeby zaprotestować przeciw takiemu traktowaniu świadka, a sędzia Fairborough pogroził palcem.

– Sir Toby, ta uwaga była niewłaściwa – ostrzegł.

Jednak sir Toby utkwił wzrok w przysięgłych, którzy już nie byli skłonni chłonąć z uwagą słów biegłego, ale szeptali teraz między sobą.

– Wysoki Sądzie, nie mam więcej pytań. – Powiedziawszy to, sir Toby wolno wrócił na swoje miejsce.

– Udany strzał – rzekł Toby, kiedy piłka Harry’ego znikła w dziewiętnastym dołku. – Znów muszę ci postawić lunch. Wiesz, Harry, od tygodni nie zdołałem cię pobić.

– Och, nie byłbym tego taki pewien – odparł Harry, gdy skierowali się do budynku klubowego. – Bo jak byś nazwał to, co zrobiłeś ze mną w czwartek w sądzie?

– Muszę cię za to przeprosić, chłopie. Nie chodziło o ciebie, jak dobrze wiesz. Przede wszystkim to była głupota ze strony Lennoksa, że akurat ciebie wybrał na biegłego.

– Zgadzam się – rzekł Harry. – Przestrzegłem go, że nikt mnie nie zna tak dobrze jak ty, ale Lennoksa nie interesowało, co się zdarzyło w północno-wschodnim okręgu sądowym.

– Nie byłbym taki zawzięty – powiedział Toby, sadowiąc się przy stole w barze – gdyby nie to…

– Gdyby nie to…? – podchwycił Harry.

– Że w obu sprawach, tej w Leeds i tej w Old Bailey, dla każdej ławy przysięgłych powinno być oczywiste, że moi klienci są winni jak wszyscy diabli.

Tytuł oryginału: To Cut a Long Story Short

Copyright © Jeffrey Archer 2000

All rights reserved

First published in Great Britain by HarperCollinsPublishers 2000

Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2014

Informacja o zabezpieczeniach

W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.

Redaktor tego wydania: Krzysztof Tropiło

Opracowanie graficzne serii i projekt okładki oraz ilustracja na okładce: Zbigniew Mielnik

Wydanie I e-book

(opracowane na podstawie wydania książkowego:

Krótko mówiąc, wyd. III poprawione, Poznań 2014)

ISBN 978-83-7818-269-6

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61-867-47-08, 61-867-81-40; fax 61-867-37-74

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com