Kroniki Archeo. Dom Fauna. Tom 12 - Agnieszka Stelmaszyk - ebook

Kroniki Archeo. Dom Fauna. Tom 12 ebook

Agnieszka Stelmaszyk

4,7

Opis

Niesamowite zbiegi okoliczności ponownie połączą rodziny Ostrowskich i Gardnerów w niecodziennej przygodzie. Zwiedzając Włochy, dzieci trafiają na wzmiankę o bezcennym skarbie ukrytym jeszcze starożytności w Pompejach – słynnym mieście zniszczonym w czasie wybuchu Wezuwiusza. Wskazówki ukryte między innymi w mozaikach poprowadzą poszukiwaczy do Domu Fauna…
Czytelnicy, śledząc przygody bohaterów, dowiedzą się równocześnie wielu ciekawych rzeczy o zabytkach i zwyczajach starożytnego Rzymu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 168

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (90 ocen)
68
19
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kaskagwizdala

Nie oderwiesz się od lektury

super książka
00
spioszek

Nie oderwiesz się od lektury

najbardziej zaskakująca zagadka z całej serii. polecam. ciekawa i wciągająca.
00
ag1ata

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna fajna i ciekawa książka
00

Popularność




Pomysł serii: AGNIESZKA SOBICH i AGNIESZKA STELMASZYK
Tekst: AGNIESZKA STELMASZYK
Redaktor prowadzący: ANNA KUBALSKA
Redakcja: MONIKA PRUSKA
Korekta: AGNIESZKA LUBERADZKA
DTP: WOJCIECH BRYDA
Ilustracje i projekt okładki: PAWEŁ ZARĘBA
© Copyright for text by Agnieszka Stelmaszyk, 2020 © Copyright for this edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2020 All rights reserved
ISBN 978-83-8154-749-9
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. Al. Jerozolimskie 96, 00-807 Warszawa tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51 e-mail:[email protected]
Konwersja:eLitera s.c.

Stary, doświadczony augur, którego przesądny Waleriusz Maksymus poprosił o wróżbę, uniósł laskę i zakreślił nią na piasku po dwie równoległe linie biegnące z południa na północ, a następnie – ze wschodu na zachód.

Utworzył w ten sposób kwadrat, w środku którego ustawił namiot z wejściem skierowanym na południe. W trakcie tych czynności odmawiał modlitewne formuły.

Gdy wszystko było już gotowe, augur usiadł przed otwartym namiotem i ponownie użył laski – symbolu swojej władzy i godności. Tym razem wyznaczył nią symboliczną przestrzeń na niebie.

Waleriusz, bogaty rzymski patrycjusz, obserwując poczynania augura, wstrzymał oddech. Wiedział, że nadszedł decydujący moment tego mistycznego rytuału. Przedsięwzięcie, które zaplanował, było tak istotnej wagi, że wolał najpierw się upewnić, czy bogowie będą mu przychylni. Nie mógł bowiem pozwolić sobie na najmniejszy błąd, ponieważ bezcenne skarby, które od pokoleń były w posiadaniu jego rodu, mogłyby wpaść w łapska jego przeciwników. Musiał je wywieźć z Rzymu i ukryć w bezpiecznym miejscu.

Rzymianie

byli bardzo przesądni i często zasięgali porad wróżbitów. Wierzyli, że bogowie w różny sposób zsyłają znaki objawiające przyszłość. Mogły to być na przykład zjawiska przyrodnicze (grzmoty i błyskawice), sposób zachowania się zwierząt, w tym lot i głosy ptaków. Odczytywaniem tych znaków zajmowali się między innymi augurowie.

Często towarzyszyli urzędnikom państwowym i dowódcom podczas wojny. Wywierali ogromny wpływ na wiele czynności i wydarzeń państwowych, dlatego czasem dochodziło do nadużyć. Augurowie bywali bowiem opłacani przez osoby, którym zależało na odpowiedniej i pomyślnej dla nich interpretacji woli bogów.

Dlatego niecierpliwie oczekiwał na werdykt wróżbity. Minęło kilka długich chwil, ale bogowie nadal milczeli. Nie zesłali żadnego znaku.

Wreszcie, gdy Waleriusz zaczął wątpić w powodzenie rytuału, oślepiająca błyskawica przecięła niebo, a z wnętrza ziemi dał się słyszeć złowróżbny pomruk.

– Co to było? – Rozejrzał się niespokojnie.

Augur, wspierając się na lasce, podszedł do Waleriusza, po czym rzekł:

– Panie, bogowie przemówili...

– Widziałem! – przerwał mu Maksymus. – Sam Jowisz zesłał piorun. To chyba dobry znak?

Twarz staruszka pozostawała nieprzenikniona.

– Owszem, piorun to dobry znak, ale tylko wtedy, gdy przetnie niebo od lewej strony do prawej. – Pokazał ręką. – Lecz ten – podjął po chwili – zrobił odwrotnie. Wróżył więc niepowodzenie – wyjaśnił augur.

Waleriusz się skrzywił.

Wróżba nie była pomyślna, ale mimo to postanowił nie słuchać rady bogów.

Jak najszybciej musiał ukryć swój skarb.

Tej nocy Ofelia nie mogła spać. Kilka razy budziła się zlana zimnym potem. Tymczasem Ryszard spał jak suseł. Nic dziwnego, to nie on wybierał się w podróż do Irlandii, tylko ona.

Bardzo cieszyła się z tej wycieczki, ponieważ w Dublinie miała się spotkać z dawno niewidzianą przyjaciółką Jolantą Biernat, która ponad dziesięć lat temu wyemigrowała z Polski i zamieszkała na Zielonej Wyspie.

Czy dręczący Ofelię niepokój miał związek z jej podróżą? Nie lubiła się do tego przyznawać, ale źle znosiła lot samolotem.

Spojrzała na zegarek. Zostało jeszcze kilka godzin do odlotu. Powinna się wyspać, ponieważ miała bardzo napięty plan wycieczki. Jej przyjaciółka była bibliotekarką w dublińskiej szkole, do której w weekendy chodziły dzieci polskich imigrantów. Jola poprosiła, by Ofelia opowiedziała im o swoich podróżach i niezwykłych doświadczeniach.

Ofelia najpierw ochoczo się zgodziła, ale potem zaczęły ją ogarniać wątpliwości. Owszem, uczestniczyła w awanturniczych przygodach, ale do tej pory zawsze trzymała się na uboczu. Najczęściej to Ostrowscy albo Gardnerowie cieszyli się większą sławą, bo Ofelia nie znosiła tego całego medialnego szumu, który się z tym wiązał. Po odkryciu jakiegoś kolejnego skarbu zawsze wracała do swojej spokojnej pracy w bibliotece w Zalesiu Królewskim. I taka rola bardzo jej odpowiadała.

Raczej unikała rozgłosu i wszelkich wywiadów. Nie miała nawet kont na portalach społecznościowych, bo uważała, że to strata czasu. Wolała czytać książki. Nie lubiła też opowiadać o swoim życiu, ponieważ miała kilka tajemnic, które wolała zachować tylko dla siebie.

Tymczasem o cyklu spotkań w szkole Jolanta powiedziała jej dopiero wtedy, gdy bilet do Dublina był już kupiony, a hotel zarezerwowany. Wspomniała również o wywiadzie, który miała przeprowadzić z nią dziennikarka o imieniu Samantha. Ofelia o mało nie dostała rozstroju żołądka.

– Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? – rzuciła z wyrzutem do słuchawki telefonu.

– Bo wiem, że w przeciwnym razie nie zgodziłabyś się, znam cię przecież – zaśmiała się Jola.

– Wiesz, że to podstęp? – spytała urażonym tonem Ofelia.

– Taki malutki... Kochana, dzieci czekają na ciebie z niecierpliwością! Bardzo chcą cię poznać. Kontakt z rodaczką jest dla nich ważny.

Ofelia pomyślała o tych wszystkich dzieciach i westchnęła głęboko.

– Dobrze. Ale żadnych więcej wywiadów! – przykazała surowo.

– O nic się nie martw. Samantha jest bardzo miła.

Stara Biblioteka (Old Library)

w Trinity College (Kolegium Trójcy Świętej) jest najstarszą biblioteką naukową w Irlandii. W jej budynku mieści się słynna Długa Sala, pochodząca z XVIII wieku. Ma ona około 65 m wysokości i ponad 12 m szerokości. Po obu stronach sali znajdują się wnęki wypełnione regałami z książkami, wyposażone w drabinki i stoły do pracy. Stara Biblioteka jest atrakcją turystyczną i wizytówką Dublina.

Ofelia znowu westchnęła.

– Na co ja się zgodziłam! – jęknęła, odkładając telefon po skończonej rozmowie.

Ryszard się roześmiał, widząc zbolałą minę swojej żony.

– Przecież bardzo chciałaś tam lecieć – przypomniał.

– Wiem, wiem...

– Spotkanie z przyjaciółką dobrze ci zrobi. Rozerwiesz się trochę, pozwiedzasz.

– O tak! – Ofelii rozbłysły oczy. – Planuję iść do galerii i zobaczyć kilka słynnych obrazów. Ale najbardziej marzę o tym, by zobaczyć Starą Bibliotekę i Księgę z Kells.

– Czy nie powinnaś zrobić sobie urlopu od książek? – zaśmiał się Ryszard.

– No wiesz! – Ofelia pacnęła męża kuchennym ręcznikiem. – A może ty zrobisz sobie wolne od rycerskich staroci? – droczyła się.

– Dobrze, dobrze. Rozumiem. Twoja praca jest twoją pasją.

– No właśnie. Muszę zobaczyć Księgę z Kells!

Tę rozmowę przeprowadziła z mężem parę dni temu. Ofelia była dobrze przygotowana do podróży, walizka czekała idealnie i przepisowo spakowana. Wszystkie dokumenty i bilety przygotowane. Skąd więc ten niepokój, który nie pozwalał jej zasnąć? Czy to zwyczajne zdenerwowanie przed podróżą?

Ofelia się zastanowiła.

Owszem, czuła strach przed lataniem, ale wielokrotnie odbywała długie i samotne podróże, więc to musiało być coś innego.

Złe przeczucia?

Księga z Kells (Book of Kells)

zawiera cztery Ewangelie spisane po łacinie. Wolumin liczy 680 stron. Ten wspaniały rękopis jest uważany za najwyższe osiągnięcie zachodniej kaligrafii i iluminacji. Został wykonany przez irlandzkich mnichów około 800 roku n.e. Jego nazwa pochodzi od klasztoru Kells w hrabstwie Meath, gdzie ewangeliarz był przechowywany przez większość średniowiecza. Obecnie znajduje się w tzw. Skarbcu, czyli specjalnie do tego przystosowanym pomieszczeniu Starej Biblioteki w Trinity College.

Czy miało wydarzyć się coś niedobrego?

Po przygodach w Afryce nie działo się nic niepokojącego, a życie Ofelii znowu było spokojne i przewidywalne. Ania i Bartek szybko dorastali i nie potrzebowali już tak często opiekunki. Dlatego między innymi Ofelia mogła się wybrać do swojej przyjaciółki.

Co prawda intuicja podpowiadała jej, że tym razem powinna zostać w domu, postanowiła jednak zignorować to uczucie. Uznała, że to tylko zwykły strach przed lataniem dręczy ją i niepokoi.

Kilka razy przewracała się z boku na bok, aż wreszcie zasnęła.

Rankiem wszystkie strachy prawie zniknęły i niemal w wesołym nastroju wybrała się na lotnisko, nie mając świadomości, co się wkrótce wydarzy.

Mary Jane, Jim i Martin spędzali weekend u ciotki Caroline Williamson w Bath, która mieszkała w jednym z okazałych domów przy Royal Crescent.

Bath

to piękne angielskie miasto położone w dolinie rzeki Avon. Jego historia sięga czasów rzymskich. W I wieku n.e. wokół gorących źródeł Rzymianie wznieśli łaźnie oraz świątynię bogini Minerwy.

W XVIII wieku Bath zyskało status uzdrowiska. Dwaj znakomici architekci John Wood starszy i jego syn John Wood młodszy wznosili wówczas eleganckie palladiańskie budowle.

Dziś jest to tętniące życiem miasto chętnie odwiedzane przez turystów. Znajdują się tu ciekawe muzea, liczne kawiarnie, sklepy i klimatyczne herbaciarnie.

Młodzi Gardnerowie wracali właśnie ze spaceru, gdy nagle na zatłoczonej ulicy rozległy się krzyki. Mary Jane odwróciła się zaniepokojona i zobaczyła, że przechodnie rozstępują się w popłochu na boki, a pomiędzy nimi przeciska się niewysoki mężczyzna.

W pewnej chwili popchnął starszą panią, a ona zachwiała się i upadła. Ktoś zaraz się nad nią pochylił i pomógł jej wstać.

– Co za łobuz! To pewnie złodziej! Albo bandyta! – wołano za sprawcą zamieszania.

Mężczyzna się obejrzał, ale widocznie nie przejął się losem poturbowanej kobiety i z wielką siłą odepchnął chłopaka, który usiłował zastąpić mu drogę. Dopiero po chwili Mary Jane się zorientowała, że za mężczyzną biegnie ktoś jeszcze. Wyglądał na policjanta, choć był w cywilnym ubraniu.

Ciekawostka:

Royal Crescent to elegancka ulica z 30 domami. Jest dziełem wybitnego architekta Johna Wooda młodszego.

Uciekający przeciął ulicę i nagle znalazł się na tym samym chodniku co Gardnerowie.

Nie przestając biec, staranował stojącego mu na drodze Martina, ale nie zauważył, że Jim w odwecie podłożył mu nogę. Mężczyzna runął na ziemię, przeklął soczyście, pozbierał się szybko i lekko utykając, znów rzucił się do ucieczki. Niemal w tym samym momencie z piskiem opon zatrzymał się przed nim samochód, mężczyzna wsiadł do niego, po czym auto odjechało.

Ścigający go policjant przez chwilę stał jeszcze na jezdni, patrząc w ślad za odjeżdżającym pojazdem. Potem przez dłuższy czas rozmawiał przez telefon.

Kiedy skończył, podszedł do Gardnerów.

– Ten facet popchnął mojego brata! – poskarżył się Jim.

– I starszą panią! – dodała Mary Jane. – Złapiecie go?

– Rozmawiał z wami? Coś wam przekazał? – spytał mężczyzna, ignorując pytanie.

– Przekazał? – zdziwił się Jim. – Niby co?

– Wydawało mi się, że coś ci dał! – Policjant spojrzał pytająco na Martina.

– Popchnął mnie! O mało nie wybiłem sobie zębów!

– Ukradł coś? – próbowała odgadnąć Mary Jane.

– Jak się nazywacie? – zapytał policjant.

– Gard...

Mary Jane trąciła Jima.

– Jest pan policjantem? Proszę pokazać legitymację! – zażądała.

Twarz mężczyzny wykrzywiła się w grymasie, jakby nie spodobał mu się arogancki ton dziewczyny. W tym samym momencie nadszedł sir Edmund.

– Co się dzieje? – zapytał, widząc obcego mężczyznę rozmawiającego z jego dziećmi.

– Nic, wszystko w porządku – odrzekł nieznajomy, po czym pośpiesznie odszedł i wmieszał się w tłum.

– O co chodzi? – zwrócił się do dzieci sir Edmund.

– Byliśmy świadkami pościgu, ten facet gonił złodzieja – emocjonował się Jim.

– Był policjantem? – zapytał ojciec.

– Tak mi się wydawało, ale gdy o to spytaliśmy, zaczął się dziwnie zachowywać – odparła Mary Jane.

– Lepiej wracajmy do domu – rzekł sir Edmund. – Ciocia z mamą pewnie się niecierpliwią. Kupiłem ciasteczka w piekarni, będą w sam raz do popołudniowej herbaty.

Mary Jane skinęła głową i uśmiechnęła się, ale myślami była gdzie indziej.

Wciąż jeszcze się zastanawiała, czy człowiek, z którym rozmawiała, był policjantem, czy nie. A jeśli nie, to kim? I dlaczego pytał o to, czy ten ścigany coś im dał? To było dziwaczne pytanie.

Zerknęła z ukosa na Martina. Pogwizdywał wesoło jak gdyby nigdy nic, ale Mary Jane wiedziała, że musi koniecznie z nim porozmawiać.

Siąpił drobny deszcz, gdy Ryszard odwoził Ofelię na lotnisko. Brzydka pogoda sprawiła, że jego żonę znowu ogarnęły złe przeczucia.

„Och, zachowuję się niemądrze” – skarciła się w myślach.

Uczucie niepokoju wzmogło się, gdy stanęła w długiej kolejce do kontroli bagażowej.

Wiedziała, że nie ma w walizce żadnych niedozwolonych przedmiotów, ale ponieważ czasem przytrafiały się jej nieprzewidziane przygody, czuła lekki ucisk w żołądku, gdy nadeszła jej kolej.

Na szczęście tym razem kontrola przebiegła sprawnie i nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego.

– Uff – odetchnęła z ulgą, domykając otwartą walizkę.

Zostało jeszcze sporo czasu do odlotu samolotu, więc postanowiła przed podróżą zjeść ciepłą zupę. Skierowała się do części gastronomicznej lotniska i zamówiła pomidorową, po czym zajęła miejsce przy ostatnim wolnym stoliku. Nie zdążyła skosztować zupy, gdy nagle stanęła przed nią młoda kobieta z parującą kiełbaską na talerzu.

– Przepraszam, czy mogę się dosiąść? – zapytała z uśmiechem.

Ofelia uniosła głowę i spojrzała na nią nieco zdezorientowana.

– Wszystkie miejsca są zajęte – wyjaśniła nieznajoma.

Ofelia rozejrzała się i odparła:

– Tak, proszę. – Wskazała krzesło naprzeciwko.

– Dziękuję, padam z nóg! Jestem okropnie zmęczona i głodna – usprawiedliwiała się młoda kobieta, a po chwili z apetytem zaczęła pałaszować swoją kiełbaskę.

– Dokąd pani leci? – spytała, by podtrzymać konwersację, bo zapadła niezręczna cisza.

– Do Dublina – odparła Ofelia.

– Och! To się świetnie składa! Ja również!

– Doprawdy? – spytała Ofelia bez większego entuzjazmu.

– Lecę na urodziny mojej małej siostrzenicy. – Wskazała papierową torbę, z której wystawała głowa pluszowego misia. – A pani?

Ofelia pomyślała, że nieznajoma jest nieco wścibska, ale grzecznie udzieliła jej odpowiedzi:

– Odwiedzę przyjaciółkę.

– To miło.

– Tak.

Rozmowa wyraźnie się nie kleiła, a Ofelia złościła się, że nie może w spokoju zjeść posiłku.

– Może w samolocie będziemy siedziały obok siebie? Jakie ma pani miejsce?

– Nie pamiętam.

– Proszę sprawdzić – zachęcała kobieta.

Ofelia, ociągając się, wyjęła z kieszeni walizki bilet.

– Dwadzieścia sześć E, przy oknie.

– Niesamowite! Ja mam dwadzieścia pięć E, środkowe! Siedzimy obok siebie!

– Rzeczywiście, niesamowity zbieg okoliczności – odparła chłodno Ofelia.

– Jestem Mariola Kowalska, a pani?

Ofelia westchnęła, po czym się przedstawiła.

Wolałaby, żeby kobieta zajęła się swoimi sprawami, ale widocznie raźniej czuła się w towarzystwie, więc nie odstępowała Ofelii na krok.

Zbliżała się godzina odlotu, więc obie udały się do odprawy paszportowej. Mariola podeszła pierwsza, a Ofelia stanęła kilka kroków za nią i przygotowała dokumenty. Nagle spostrzegła, że jej nowo poznana towarzyszka podróży jest bardzo zdenerwowana, a mężczyzna dokonujący kontroli przecząco kręci głową.

– Nie może pani polecieć...

– Jak to? Mam paszport! – Kobieta pokazywała dokumenty, a potem przez chwilę się awanturowała.

– Ale nie ma pani dowodu osobistego. Kupiła pani bilet na dowód. Nie mogę pani przepuścić – tłumaczył cierpliwie i spokojnie pracownik lotniska.

– Czy coś się stało? – zapytała Ofelia, widząc, że Mariola jest okropnie zdenerwowana, a kontrola się przeciąga.

– Nie mogę polecieć! Przełożyłam dokumenty do innej torebki i pomyliłam dowód z prawem jazdy! – Załamała ręce. – I co ja teraz zrobię? – Nerwowo spojrzała na zegarek. – Może jednak mnie pan przepuści?

– Nie mogę!

– Och, co za dramat! Samolot odlatuje za dwadzieścia minut. O Boże! – lamentowała głośno młoda kobieta.

– Cóż, zdarza się. – Ofelia starała się ją pocieszyć, mimo że sama powinna już przejść do właściwej bramki.

– Ale mi jeszcze nigdy się to nie przytrafiło! – jęknęła Mariola, ocierając łzy. – Obiecałam, że będę na urodzinach mojej małej siostrzenicy! Czeka na swojego wymarzonego misia.

– Ofiaruje jej go pani następnym razem. – Ofelia się uśmiechnęła.

– Ech, to nie to samo!

– Niestety muszę się z panią pożegnać – rzekła Ofelia, po czym z lekkim niepokojem podała swój dokument do kontroli.

W jej wypadku wszystko się zgadzało, więc została przepuszczona. Już zmierzała do okienka, w którym odbywała się kontrola celna, gdy nagle Mariola za nią zawołała:

– Pani Ofelio! Czy może pani zabrać misia do Dublina?

– Ale jak to? – Ofelia cofnęła się zdziwiona.

– Zadzwonię do mojej siostry Uli i przekażę jej, że przywiezie pani misia, a ona odbierze go na lotnisku. Proszę! Błagam panią!

– Na pewno ktoś go odbierze?

– Tak, już dzwonię!

– Proszę powiedzieć, że mam czerwoną kurtkę, łatwiej będzie mnie rozpoznać!

– Tak, wszystko jej wytłumaczę. Jestem pani niezmiernie wdzięczna! – Młoda kobieta dziękowała wylewnie. – Proszę mi jeszcze podać swój numer telefonu, przekażę go Uli, żeby w razie czego mogła się z panią skontaktować.

Ofelia podyktowała swój numer.

– A teraz ja zadzwonię do pani.

Komórka Ofelii zadzwoniła i wyświetlił się numer Marioli.

– Będziemy w kontakcie! Postaram się jak najszybciej odwdzięczyć za tę przysługę. Ach! – Mariola pacnęła się w czoło. – Zapomniałabym o najważniejszym! – Podała Ofelii papierową torbę z misiem.

Po przejściu kontroli celnej Ofelia ustawiła się w kolejce do wejścia do samolotu. Parę minut później na pokład zaczęto wpuszczać pasażerów.

W samolocie Ofelia odnalazła właściwie miejsce, umieściła walizkę w schowku, a torbę z misiem położyła pod przednim fotelem, jako dodatkowy bagaż podręczny, na który miała wykupiony bilet.

Podczas gdy inni pasażerowie wchodzili jeszcze na pokład, Ofelia odetchnęła z ulgą, przeciągnęła się, a potem zapatrzyła w okno, przy którym siedziała.

Miejsce obok niej pozostało puste.

Na szczęście pasażerka na trzecim fotelu w jej rzędzie włożyła do uszu słuchawki i zajęła się oglądaniem serialu w smartfonie.

Ofelia powiadomiła Ryszarda, że jest już na pokładzie, potem przełączyła swój telefon na tryb samolotowy i zapięła pasy.

***

Samolot wystartował i przez chwilę wznosił się coraz wyżej i wyżej. Ofelia najbardziej nie lubiła właśnie tego momentu, ponieważ odczuwała wtedy przykry ucisk w uszach.

Wreszcie samolot osiągnął właściwy pułap i Ofelia mogła podziwiać morze chmur pod sobą. Po chwili przymknęła powieki i wreszcie się zrelaksowała. Cieszyła się na spotkanie z dawno niewidzianą przyjaciółką.

Zapomniała nawet o misiu, po którego miał ktoś przyjechać na lotnisko w Dublinie. Rozmyślała jeszcze o różnych sprawach, a potem – ukołysana miarowym szumem silników – zapadła w drzemkę.

O wyjeździe do Rzymu Ania marzyła już od dawna. Ostatni raz była tutaj kilka lat temu. Fascynowała ją architektura i zabytki Wiecznego Miasta.

Romulus i Remus

według legend byli to wykarmieni przez wilczycę bracia bliźniacy, założyciele Rzymu. Romulus po sprzeczce zabił brata i został pierwszym królem miasta. Według rzymskich historyków wydarzyło się to w 753 roku p.n.e. Wilczyca stała się nieoficjalnym symbolem Rzymu, a mit o Romulusie był często wykorzystywany w literaturze i sztuce.

Pierwszego dnia zwiedzili Palatyn – wzgórze, na którym w 753 roku p.n.e. legendarny Romulus założył Rzym, a następnego udali się na Kapitol, który dla starożytnych Rzymian był symbolem ich państwa. Potem wędrowali wśród ruin świątyń i bazylik na Forum Romanum, aż dotarli do słynnego Koloseum, największego amfiteatru w starożytnym Rzymie.

Kolejny dzień upłynął im równie intensywnie. Od wczesnego ranka, gdy turystów było najmniej, Ostrowscy przemierzali uliczki pełne gwaru i słońca.

Pani Beata i jej mąż starali się przekazać dzieciom jak najwięcej wiedzy o osiągnięciach starożytnych, ale opowiadali też o życiu, zwyczajach i wierzeniach zwykłych mieszkańców Cesarstwa Rzymskiego.

Koloseum

największy amfiteatr w Rzymie. Jego budowę rozpoczęto około 72 roku n.e. na polecenie cesarza Wespazjana, a ukończono ją około 80 roku.

Koloseum mogło pomieścić 50 000 widzów. Urządzano w nim walki gladiatorów i dzikich zwierząt. Często były to krwawe i okrutne igrzyska.

Bartek z Anią uwielbiali takie lekcje historii w plenerze, zadawali podczas nich mnóstwo pytań, a gdy odczuwali znużenie, mogli wybrać się na pyszne lody.

Tego dnia profesor Ostrowski skupił się na osiągnięciach Rzymian, bez których trudno byłoby wyobrazić sobie dzisiejszy świat.

– Wiecie, że ich zasługą było wynalezienie cementu? Bez niego nie powstałoby wiele wspaniałych budowli. A bez wypalanej cegły, łuków i imponujących kopuł nasza architektura mogłaby być zupełnie inna.

– Nie zapomnijmy też o rzymskiej literaturze i kodeksach prawnych – dodała pani Beata.

Ania i Bartek słuchali, podziwiając Panteon, jedną z najlepiej zachowanych budowli z czasów starożytnego Rzymu.

Z zadartą głową Ania wpatrywała się w imponującą kopułę, którą odlano z niezbrojonego betonu.

Panteon w Rzymie

świątynia na Polu Marsowym, ufundowana przez cesarza Hadriana w roku 125 n.e. na miejscu wcześniejszej z 27 roku p.n.e., która uległa zniszczeniu w pożarze w 64 roku n.e.

Na początku VII wieku świątynia została zaadaptowana na kościół chrześcijański i dziś jest to Basilica di Santa Maria ad Martyres (Bazylika Najświętszej Marii Panny od Męczenników).

W Panteonie znajdują się grobowce królów włoskich oraz mistrzów sztuki i architektury. Jest tu między innymi grób Rafaela Santi, słynnego malarza i architekta, oraz grobowce królów Wiktora Emanuela II i Humberta I.

– Zawsze fascynuje mnie to, jak starożytni radzili sobie z różnymi problemami technicznymi w trakcie wznoszenia tak okazałych budynków.

– Musieli być bardzo pomysłowi – odparła Ania. – Nie wiem czemu, ale chyba często nam się wydaje, że ludzie w dawnych wiekach byli mniej inteligentni od nas.

– Masz rację, Aniu – zgodziła się z córką pani Beata. – A przecież z wielu ich dokonań korzystamy do dzisiaj.

– Tak, weźmy chociażby drogi – rzekł pan Adam. – Podstawą rzymskiej cywilizacji była sieć doskonałej jakości dróg, która łączyła wszystkie prowincje imperium. Po tych drogach mogły się szybko przemieszczać legiony, ale użytkowały je również osoby cywilne. Mieszkańcy dzięki nim mogli swobodnie podróżować.

Ciekawostka: