Królewska rozgrywka - Melisa Łada - ebook + audiobook + książka

Królewska rozgrywka ebook i audiobook

Łada Melisa

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Daria młoda dziewczyna, która całe życie poświęca na zemstę. Jej celem jest pogoń za mordercami matki. Dociera do Bytomia, gdzie na imprezie poznaje Dawida. Chłopak czuje się zagubiony, przez wszystkich odrzucany i niekochany. Gdy w jego życiu pojawia się Daria, czuje, że jego życie nareszcie nabiera sensu.

Czy Daria złamie serce Dawidowi? Ile chłopak jest w stanie poświęcić dla miłości? „ Królewska rozgrywka” to historia miłosna, w której nie zabraknie uczucia, poświęcenia i pragnień. Tym razem to kobieta łamie męskie serca, a mężczyzna stara się walczyć z demonami swojej wybranki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 19 min

Lektor: Melisa Lada

Oceny
4,3 (26 ocen)
17
4
2
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
marzenka023

Nie polecam

Dno i wodorosty...
00
Sylwiajabl
(edytowany)

Całkiem niezła

specyficzna. początkowo mi się podobała, ale potem historia nie do końca wpasowała się w polski klimat.. zwłaszcza nie w klimat Śląska, hip hopu. Okładka ciekawa, styl pisarski też na plus.
00
ksiazkowa_nutka

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam!
00
Barbara-7890

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
sanka_czytanka05
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Daria i Dawid. Pierwszy plus leci za imiona. Mam manię literkową i lubię, gdy imiona bohaterów zaczynają się na tę samą literę i są rzadko spotykane w książkach. Po drugie okładka. Gdy ją zobaczyłam wydawała mi się taka... słodka. A ja lubię słodkie.. Inna i zdecydowanie przyciągająca uwagę. Lecz nie dajcie się zwieźć, bo środek nie jest tak cukierkowy jak ta okładka. Dawid " Prosty " to raper z trudną przeszłością. Od zawsze musiał radzić sobie sam. Pozostawiony przez rodziców na pastwę losu pokazał swoją siłę i udowodnił, że aby do czegoś dojść nie trzeba mieć pieniędzy i znajomości. Za jego karierę odpowiada on sam. Choć wydaje się, że ma wszystko, to jednak dużo w życiu mu brakuje. Tym bardziej, że kiedyś stracił jeszcze kogoś bliższego niż rodzice. Pewnego dnia poznaje Darię. Dziewczyna znajomość z nim rozpoczyna z grubej rury i od razu podnosi mu ciśnienie. Dawid myśli, że już nigdy więcej jej nie spotka, ale okazuje się, że to dopiero początek ich burzliwej relacji. Wow. Pochł...
00

Popularność




Prolog

Chciałeś żyć pełnią życia, być do końca artystą

W przenośni i dosłownie ponad normę ci wyszło

I nie mierzyłeś nisko, chciałeś sięgać obłoków

Nade wszystko zawsze chciałeś dobrze dla kroków

Zawsze do upadłego, tak od słowa do czynu

Ale kto jak nie my zawsze ponad maksimum…

Bezczel – „Żyć aż do bólu”

24 marca 2018

MORDERSTWO CZY SAMOBÓJSTWO?

TAJEMNICZA ŚMIERĆ ŚLĄSKIEGO RAPERA

Jak donosi Wojewódzka Komenda Policji w Katowicach, sprawa tajemniczej śmierci śląskiego rapera nadal jest w toku. Miesiąc po skazaniu większości dilerów narkotykowych śląskiego półświatka mężczyzna został znaleziony martwy na starej, opuszczonej budowie. Policja bada sprawę, jednak do czasu sekcji zwłok nie można jednoznacznie stwierdzić, że było to samobójstwo. Z relacji osób z najbliższego otoczenia rapera wynika, iż mężczyzna nie przejawiał zachowań autodestrukcyjnych, nie chorował na depresję, nie był również uzależniony od żadnych używek. Przy jego ciele znaleziono kradzioną broń. Czyżby zadarł z niewłaściwymi ludźmi?

Urodzony w Bytomiu, od szesnastego roku życia działający w kulturze hiphopowej. Osoby znające rapera nie mogą uwierzyć w jego śmierć: „To jest niemożliwe. Jeszcze niedawno umawialiśmy się na nagrywki, nie wierzę, by ot tak postanowił odebrać sobie życie. To twardy chłopak, wychowany na blokach, nieważne, w jakie problemy wpadł, nigdy się nie poddawał. Ktoś musiał mu pomóc, innej opcji nie widzę”.

„Był naprawdę dobrym kolegą, czy do kielicha, czy do pomocy, zawsze można było na niego liczyć. Przeżył w swoim życiu już tak wiele, nie poddałby się tak łatwo. Rest in peace”.

„Sprzedał i się zabił? Każdy, tylko nie on. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą, każdy, kto go znał, o tym wie. Niech mu ziemia lekką będzie”.

Jak więc było naprawdę? Zabił się czy został zamordowany?

Na to pytanie odpowiedź chcą znać zapewne nie tylko bliscy zmarłego, ale również jego fani. Na ostateczną odpowiedź trzeba jednak poczekać do momentu skończenia śledztwa.

Redaktor naczelny Gazety Śląskiej, Piotr Kowal

1.

Dzień się zaczyna i nagle lawina niezałatwionych spraw ryje mi formę

Dzień się zaczyna, to i ja zaczynam rozmyślać nad jego końcem

A jak jestem w dole, to biorę se worek, choć to nie pomaga w ogóle

Na krótką chwilę pomaga zapomnieć, że w ogóle istnieje problem…

Opał – „Bullet time”

Dawid

– To było genialne, stary! Normalnie rozwaliłeś scenę! – odezwał się Marcin, gdy już wszyscy rozsiedliśmy się na kanapach w jego mieszkaniu.

Razem z nami był jeszcze Sebastian, Łukasz ze swoją dziewczyną Amandą i Kamil. Godzinę temu zakończył się mój koncert w popularnym w Bytomiu klubie. Było dużo osób, zagrałem kawałki, które ludzie uwielbiają. Na szczęście są to też utwory, które ja sam bardzo lubię, a to dlatego, że są najbardziej mroczne.

After zdecydowaliśmy się zrobić u Marcina, w dwupokojowym mieszkaniu w bloku. Pierwszy toast wznieśliśmy po wejściu do mieszkania, zaraz potem Kamil puścił muzykę i od tamtej pory nie szczędzimy sobie alkoholu, co już zaczyna być widoczne po towarzystwie. Lukas z Amą powoli przekraczają granicę, ich ręce coraz częściej błądzą po zakazanych terenach i jeszcze chwila, a będziemy mieli prywatny pokaz porno. Sebie włączył się czarny humor, a Kamil przeistoczył się w didżeja i zmienia piosenki szybciej niż dziewczyny, żadnej nie pozwalając dotrwać do końca. Podobno ma do nas dołączyć jeszcze jakaś koleżanka Marcina, ale na razie księżniczki nie widać, a mnie to cieszy. Nie lubię, gdy na imprezach pojawiają się jakieś laski, poza naszymi oczywiście, bo zwykle są zbyt namolne i za bardzo zależy im na trafieniu do naszych łóżek. No bo wiecie, która dupa nie chciałaby zostać wyruchana przez rapera? Przecież większość z nich marzy o bad boyu i to właśnie w nas go szuka. Jakby fakt, że nagrywasz rap, od razy był jednoznaczny z byciem kryminalistą. Choć w sumie, jeśli na to spojrzeć trzeźwo, to, o ironio, najlepsze rapy powstają na blokach i w zakładach karnych. Jeśli nie wychowałeś się w patologii, to o czym ty chcesz rapować? O studiach i furze od tatusia? Tak więc każda laska ślini się na nasz widok, jakby ktoś jej proponował wielkie lody waniliowe polane czekoladą, a dzieje się tak tylko dlatego, że robimy hip-hop. Skłamałbym, mówiąc, że nie korzystam z tych przywilejów, ale co innego, gdy sam sobie taką wybieram w tłumie, a co innego, gdy zostanie zaproszona przez jednego z nas i już myśli, że jest kimś. To jest naprawdę meczące, do tego dochodzi słuchanie, jak to ona kocha naszą muzykę, cytowanie naszych tekstów i pytanie, czy podpiszę się jej na cycku. Ileż można!?

Dlatego nie ucieszyłem się, gdy Marcin wspomniał, że ktoś do nas dołączy. Jestem zmordowany po koncercie i jedyne, czego w tej chwili chcę, to zalać się wódą, doprawić dobrym skunem i zawinąć do domu. No ale co zrobić, przecież nie odmówię kumplom. Siedzę więc rozwalony na sofie i myślę nad swoim pojebanym życiem, w którym porażka goni porażkę. Właściwie nie ma w nim nic, na czym mogłoby mi zależeć, no poza muzyką. Smutne, prawda?

– Atmosfera była dziś zajebista! Uwielbiam takie koncerty, na których tłum zlewa się z muzą, a ja mogę płynąć – odpowiadam i sięgam do kieszeni spodni po woreczek strunowy z towarem i bletki. Uśmiecham się sam do siebie i robię miejsce na stole, by skręcić blanta. Prawdziwa miłość…

– Taaa, popłynąć, tylko uważaj, żebyś się kiedyś w tym tłumie nie utopił – rzuca Seba.

– Co masz na myśli? – Patrzę na niego ostro.

– Nic konkretnego – ucina temat, a ja mam wrażenie, że coś ukrywa. Nie drążę, będzie chciał, to sam powie.

– Dejw, a widziałeś te małolaty? Przecież wystarczyłoby jedno twoje słowo, a oddałyby ci się w kiblu, takie były napalone – śmieje się Kamil, na co krzywię się nieznacznie. A nie mówiłem?

– Trzeba było skorzystać, może teraz by cię tak jaja nie bolały i byś tak nie skakał jak ratlerek – rzucam i wybucham śmiechem, gdy widzę jego minę.

– Pojebało? Przecież to ledwo butelkę z mlekiem odstawiło, jeszcze mi prokuratora brakuje! – Wygląda tak, jakby właśnie sobie przypomniał coś przerażającego, przez co śmieję się jeszcze głośniej, bo to naprawdę zabawne.

– A ja bym tam zaliczył, taka to musi być gładka i ciasna. Potem można udawać, że się jej nie zna, kto ci udowodni, jak użyjesz gumy? – odpowiada mu rozmarzony Seba.

Oglądam się na niego, chociaż jego odpowiedź specjalnie mnie nie dziwi, zawsze kręciły go nastolatki, nie zmieniło się to, nawet gdy sam skończył osiemnaście lat. Nie pochwalam tego, ale też nie reaguję, dopóki te swoje pragnienia trzyma w spodniach. Pofantazjować w końcu może każdy.

– Lukas, miej litość, idźcie do pokoju – upominam kumpla, naprawdę nie mam dziś ochoty na takie zabawy, a ich zaczyna ponosić. Nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje. Czuję się zmęczony i wszystko mnie drażni. Muza mnie męczy, fani mnie męczą, męczy mnie dosłownie wszystko. Jedyne, co mnie nie męczy, to zioło. Tylko gdy czuję w płucach ten słodki dym, potrafię wyluzować. Nie jestem uzależniony, mogę przetrwać bez tego długo. Nie palę codziennie, nie jestem też po tym niebezpieczny, jak to straszą dzieci w szkole. Po prostu się odprężam, gdy życie za bardzo na mnie napiera. Wtedy mogę wziąć oddech, przez chwilę mogę być kimś bez problemów, zrytej bani i chujowej przeszłości.

Kumple zaczynają rozmowę o jakimś nowym projekcie. Nasza napalona para znika w drugim pokoju, a ja kończę skręcać blanta. Opadam plecami na oparcie sofy, podpalam końcówkę jointa, wciągam powietrze do płuc i zamykam powieki. Słodka rozkosz rozpływa się po moim ciele, czuję, jak wraz z THC do mojego organizmu wpływa luz, jak moje ciało ogarnia spokój, a każdy demon siedzący w mojej głowie chowa się gdzieś w kącie. Mrok zostaje zastąpiony gęstą mgłą spokoju i luzu. O tak, tego było mi trzeba! Na moje usta wypływa leniwy uśmiech, czuję się szczęśliwy. Zaciągam się ponownie i zatrzymuję dym w płucach na dłużej. Szybko brakuje mi tchu, ale wiem, że dzięki temu poczuję ulgę. Słyszę, jak Marcin wstaje, pewnie idzie do kibla. Nie mam jednak jeszcze ochoty na powrót, chcę wyrwać życiu kilka sekund dla siebie. Tych kilka sekund skradzionego szczęścia….

Czy kiedyś byłem prawdziwie szczęśliwy? Nie wiem. Dzieciństwo w domu dziecka nie należało do najlepszych, potem na ulicy nie było lepiej, nie ma co się oszukiwać. Kiedyś, parę lat temu, myślałem, że złapałem życie za rogi i ukradłem takie szczęśliwe chwile, które zostaną ze mną na zawsze. Jakże się wtedy myliłem… Żałuję każdej z tamtych chwil, poza jedną, która notabene również została mi odebrana. Od tamtej pory jestem jeszcze bardziej wściekły na świat, w mojej duszy już na stałe zagościł mrok, a pustka w sercu zajęła całą jego powierzchnię. I nawet nie próbuję już z tym walczyć ani tego zmieniać. Los nie każdemu rozdaje szczęśliwe karty, mnie najwidoczniej dostała się bardzo chujowa talia.

Ponownie się zaciągam, moje ciało już totalnie odpuściło sobie walkę, a alkohol wraz z ziołem postanowiły zapewnić mi wieczór życia. Dla większości ludzi takie zachowanie byłoby pewnie karygodne, dla mnie to jedyny moment, w którym opuszczam gardę. Bo tylko wtedy mam tak naprawdę na wszystko wyjebane… I cieszyłbym się tym uczuciem jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie fakt, że ktoś bezczelnie wszedł buciorami w moje myśli…

2.

Mam jedną chwilę, może dwie

W mojej głowie, w mojej głowie THC

Odgania stres, nic mnie już nie zestresuje

Puszczam białą chmurę w górę, odlatuję.

Z.B.U.K.U. – „Medykament”

Daria

Sobota wieczór, początek weekendu. Od poniedziałku rozpoczynam pracę w nowym miejscu, jestem mocno podekscytowana. Będę miała możliwość współpracy z osobami, które do tej pory widziałam jedynie na koncertach lub słuchałam na słuchawkach. To dla mnie wielka szansa i mam zamiar ją wykorzystać. Harowałam latami na swoją opinię. Dniami i nocami tworzyłam, by pokazać, że nie jestem od nich gorsza. Nadszedł moment, w którym to ja zacznę rozdawać karty.

Ale nie dziś… Dziś mam zamiar się zabawić. Gdy Marcin, kumpel z dzieciństwa, zaprosił mnie na after po koncercie Prostego, pomyślałam, że warto zapoznać się z nimi przed wkroczeniem do wytwórni. Zgodziłam się więc od razu, ale nie pojawiłam się o umówionej godzinie, bo, jak zawsze, chciałam zrobić wielkie wejście.

Na osiedle, na którym spędziłam najlepsze lata swojego życia, docieram dwie godziny spóźniona. Kto by się przejmował? Na pewno nie ja. Wiem, że chłopaki, nawet jeśli dadzą w palnik, to będą siedzieć do rana, a mnie to odpowiada, bo chcę się totalnie zresetować, poczuć klimat i zobaczyć, jakimi ludźmi są prywatnie. Interesuje mnie przede wszystkim to ostatnie. Najgorzej, gdy musisz pracować z chamami. Ale nawet jeśli okażą się aroganccy i podli, ja również mam pazurki i nie dam sobie wejść na głowę kilku dresom. Ani żadnym osobnikom płci męskiej, tak uściślając.

Wchodzę do jak zwykle otwartej klatki i schodami udaję się na odpowiednie piętro. Im bardziej zbliżam się do celu, tym głośniejsza jest muzyka. Współczuję jego sąsiadom, choć chyba każdy, kto postanawia zamieszkać w bloku, zdaje sobie sprawę, że może natknąć się na hałaśliwego sąsiada. Nie on pierwszy i nie ostatni robi imprezy.

Puszczam Marcinowi sygnał i dość głośno pukam w drzwi. Po dłuższej chwili otwiera je sam gospodarz. Widzę jego szeroki uśmiech i zamglony przez alkohol wzrok i od razu czuję imprezowy nastrój. Wchodzę do mieszkania, całując go w policzek, i mówię:

– Mam nadzieję, że nie zabalowaliście beze mnie na maksa, bo się poczuję urażona.

– Wbijaj. Spokojnie, jeszcze wszyscy kontaktują, nadrobisz. Swoją drogą, studencki kwadrans minął wieki temu – rzuca ze śmiechem, ostentacyjnie spoglądając na ekran telefonu, a ja wzruszam ramionami, bo oboje wiemy, że nie przejmuję się takimi pierdołami.

– Ja działam według własnego zegarka, a zrobienie make-upu trochę trwa. Znasz zasady: albo na mnie czekasz, albo nie jesteś wart mojego czasu. – Uśmiecham się i ściągam buty oraz kurtkę. Słysząc jęki zza ściany, patrzę sugestywnie na kumpla. Ten nie komentuje, tylko wskazuje mi salon, a sam idzie w stronę łazienki.

Ruszam przed siebie, domyślając się, że mam się sama obsłużyć. Wchodzę do salonu, który wypełniają dźwięki muzyki, słodki dym marihuany oraz męski śmiech. Rozglądam się i zauważam Sebę oraz Kamila, dwóch kumpli Marcina, pogrążonych w rozmowie, oraz jego. Dawid „Prosty” Sanicki siedzi z głową odchyloną na oparciu kanapy, z ust ucieka mu siwy dym. W jego palcach dostrzegam blanta. Uśmiecha się delikatnie. Kilkucentymetrowe ciemne włosy sterczą w każdą stronę, jakby przeczesywał je tego wieczoru milion razy, a twarz pokryta delikatnym ciemnym zarostem pokazuje, że jej właściciel właśnie pogrążył się we własnym świecie. W tle rozbrzmiewa „Medykament” Zbuka, a ja nabieram ochoty na małą zabawę. Nie byłabym sobą, gdybym swoje wielkie wejście ograniczyła wyłącznie do tego „malutkiego” spóźnienia. Nie witając się, podchodzę od razu do celu, zabieram z palców mężczyzny blanta i obserwuję, jak w jednej chwili wybudza się z transu. Patrzy na mnie zaskoczony i wkurzony, przez co mogę sądzić, że stałam się właśnie jego wrogiem numer jeden. Widząc to, mam wielką ochotę się roześmiać. Nie robię tego jednak, tylko zaciągam się głęboko, patrząc mu w oczy, po czym odchylam głowę, przymykam powieki i delektuję się dymem w płucach.

– Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz? Kim ty w ogóle jesteś? – odzywa się Dawid, przerywając moją chwilę sam na sam z mary. Patrzę na niego i uśmiecham się szeroko. Już mam odpowiedzieć, gdy do pokoju wchodzi Marcin, który mnie wyręcza.

– Widzę, że już się poznaliście. Co tym razem zbroiłaś, Daria? – Spogląda na mnie podejrzliwie, przenosi wzrok na swojego kolegę i kręci głową, jakby zastanawiał się, dlaczego to on musi się z nami użerać.

– Też bym chciał wiedzieć, dlaczego się tak szarogęsi i dotyka tego, co moje – odpowiada mu Dawid, wskazując skręta w mojej dłoni.

Z każdą chwilą jestem tą sytuacją coraz bardziej rozbawiona. Przysiadam na oparciu fotela, w którym usadawia się Marcin, zaciągam się jeszcze raz blantem i patrząc w oczy Prostego, odpowiadam:

– Sprawdzam, czy masz jaja, czy jedyne, co potrafisz, to szczekać.

Widzę w jego niebieskich oczach narastający wkurw i wiem, że od wybuchu dzielą nas sekundy. Nie tracąc dobrego humoru, podnoszę się z oparcia, odwracam na pięcie i odchodzę w stronę okna.

– Robi się ciekawie – mruczę sama do siebie.

Biorąc kolejnego bucha i obserwując nocne życie za oknem, zastanawiam się, czy podejdzie, czy pokaże, że z nim się nie zadziera. Tego właśnie chcę, o to w tym wszystkim chodzi. Każdy zna go właśnie z takiej strony, jako nieustępliwego, aroganckiego i pewnego siebie chłopaka z ulicy. Chłopaka, który wie, jak użyć pięści, i nie daje sobie wejść na głowę. Gdy czuję za sobą jego obecność, uśmiecham się zadowolona, bo robi dokładnie to, czego się po nim spodziewałam. Chciałam go sprowokować, zobaczyć jego prawdziwą twarz. Najpierw owiewa mnie jego zapach, coś jak mieszanka lasu, potu i dymu. Sekundę później czuję jego oddech na karku, jego ręka owija się wokół mojego kucyka, dzięki czemu może odchylić mi głowę do tyłu. Miednicą przyciska mnie do parapetu, na plecach czuję jego penisa. Zabiera z moich palców blanta, zaciąga się i odwróciwszy moją twarz w swoją stronę, wydmuchuje dym prosto na mnie. Patrzy mi w oczy i dociska miednicą raz jeszcze, pytając:

– Takie ci wystarczą?

Puszcza mnie i odchodzi zadowolony, a mnie przez kilka sekund brakuje tchu. Wiem, że to chwilowa słabość i zaraz wszystko wróci do normy, ale też nie mogę zaprzeczyć, że ten facet na mnie działa. Jego dotyk wypala na moim ciele ogniste znamiona. Mam wrażenie, że gdyby dotykał mnie dłużej, zmieniłabym się w płonącą kulkę ognia.

Nie ze mną te numery. Wygrał bitwę, ale tak łatwo się nie poddam. Biorę głęboki oddech i wracam do towarzystwa. Mam przecież plan do wykonania…

Siadam na kolanach Marcina, który patrzy na mnie zdziwiony, zapobiegawczo nie komentując niczego. Do pokoju wraca Lukas ze swoją dziewczyną, więc zostaję przedstawiona wszystkim oficjalnie. Alkohol płynie strumieniami, z każdą chwilą jestem coraz bardziej rozluźniona. Dziś mogę sobie pofolgować, poczuć się jak normalna, młoda singielka bawiąca się ze znajomymi. Co jakiś czas zerkam na Prostego, który po naszej małej potyczce wydaje się jakiś wyciszony. Tak jakby całą swoją siłę wykorzystał na to, by pokazać mi, gdzie moje miejsce. Tyle że to niemożliwe, mnie nie można sobie ustawić według swojego widzimisię. Mam dwadzieścia siedem lat i już od dawna sama wyznaczam sobie ścieżki, robię tylko to, na co mam ochotę. Mnie nie da się usidlić, ustawić, zmienić. Ale on tego nie wie i podejrzewam, że jeszcze nie raz spróbuje dokonać tego cudu. Ostrzegłabym go, ale po co? Tak jest zabawniej, a ja lubię się bawić. Bardzo lubię się bawić, zwłaszcza ludźmi.

– Daria, a… a czym ty się, kochanie, zajmujesz? – pyta Sebastian, patrząc na mnie, a przynajmniej próbując, bo wypity alkohol sprawia, że ma problem nie tylko z mową, ale i ze wzrokiem.

– A ja się zajmuję sprawianiem ludziom przyjemności – odpowiadam tajemniczo, udając słodką idiotkę. Jestem już trochę pobudzona, kręcę się na kolanach Marcina, za co ten klepie mnie ostrzegawczo w pośladek. Widzę, jak całe towarzystwo analizuje moje słowa, i szczerze, chciałabym wiedzieć, o czym myślą. W sumie nie skłamałam, robienie muzyki to w końcu dawanie ludziom przyjemności, prawda?

Dawid obserwuje mnie uważnie, pewnie próbując mnie rozgryźć. Powodzenia, tygrysie, jeszcze żadnemu się nie udało. Puszczam mu oczko i biorę do ręki kieliszek z nalaną wódką. Wlewam alkohol do gardła, krzywię się i patrząc na Marcina, pytam:

– Zajaramy?

– Jasne, jak się bawić, to na grubo, co nie?

Nie odpowiadam, uśmiecham się tylko i idę do przedpokoju. Po chwili wracam z towarem, siadam na swoim miejscu, na kolanach Marcina, i zabieram się za kręcenie lolka.

– Ej, w ogóle to słyszałam ostatnio na osiedlu, że ktoś sypie na miejskich dilerów – dzieli się swoją wiedzą Amanda, dziewczyna Lukasa.

– Co ty pieprzysz? Nic nie słyszałem. – Kamil wydaje się zdziwiony. Pozostali również, nawet tego nie ukrywają. Wszyscy są w szoku, poza mną…

– Stasiak mi powiedział, podobno kazali im się pilnować i sprzedawać tylko stałym, sprawdzonym klientom. Szykuje się chyba coś grubszego – relacjonuje Ama.

– No to faktycznie może być z tego afera. Dlatego zawsze biorę od naszych, nowi niech sobie szukają jeleni gdzie indziej – rzuca od niechcenia Dawid i ponownie rozlewa dla wszystkich alkohol. Gdyby tylko wiedział…

Wypijam moją porcję, odpalam jointa i zaciągam się głęboko. Jak się bawić, to na grubo, zawsze miałam takie zdanie i go nie zmienię. Mogę nie pić rok, nie palić pięć lat, ale jak jest impreza, to chcę się naprawdę zabawić, bycie zakonnicą nie jest w moim stylu. Nagle do głowy wpada mi dosyć głupi, ale jakże ekscytujący pomysł, który z entuzjazmem wcielam w życie. Nachylam się do Marcina i pytam:

– Mam ochotę się zabawić, pomożesz?

Ten patrzy na mnie jakoś dziwnie, ale wiem, że mi nie odmówi, zawsze miał do mnie słabość. Kiwa głową i pyta:

– Co chcesz zrobić, diablico?

Nie odpowiadam, biorę dużego bucha i nachylam się do Marcina, przykładając swoje usta do jego. Zamykam powieki, wypuszczam dym prosto między jego rozchylone wargi, przy okazji muskając je językiem. To nie pierwszy raz, od zawsze czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie. Do łóżka nie poszliśmy, chyba tylko z obawy o naszą przyjaźń, ale całowanie się to co innego. Robiliśmy to już niejednokrotnie i zawsze było tak samo zajebiście. Marcin wsuwa język w moje usta, dłoń zaciska na moim biodrze. Alkohol, marihuana i jego bliskość sprawiają, że czuję, jak robi mi się przyjemnie. Wplatam dłonie w jego blond włosy i ciągnę, na co z jego ust ucieka ostry jęk. Budzi się we mnie dawno uśpione pragnienie. Mam w życiu wszystko: władzę, pieniądze i zainteresowanie płci przeciwnej. Ale to dla mnie nadal za mało. Ja od zawsze chciałam więcej, zostałam zresztą wychowana w poczuciu, że to więcej mi się po prostu należy. Odwracam się na jego kolanach i pogłębiając pocałunek, zaczynam ocierać się o rosnące w jego spodniach wybrzuszenie. Czuję zaciskające się na pośladkach wielkie dłonie.

I może zatraciłabym się w tym na dłużej, gdyby nie huk tłuczonego szkła. Otwieram oczy, odwracając głowę w stronę hałasu, ale jedyne, co widzę, to znikająca w przedpokoju sylwetka Prostego. Ups…

3.

Przyszedłem w porę, pochłonięty w wersach

Ty mnie nie zmienisz, pozostanę ten sam

Za sobą czasy, po których mam niesmak

Do ludzi, którzy chcieli, żebym nie wstał.

Śliwa x Vin Vinci – „Nie mogę przegrać”

Dawid

Co za istota! Co za cholernie denerwująca istota!

Musiałem wyjść, bo inaczej obiłbym gębę przyjacielowi. I to przez kogo? Przez kobietę.

Normalnie mnie nosi, odkąd tylko się pojawiła. Jej pewność siebie i zachowanie sprawiają, że tracę kontrolę i robię rzeczy, których nigdy nie robiłem. Co się ze mną dzieje, do cholery!?

W pierwszej chwili, gdy wyjęła mi z ręki skręta, miałem ochotę wystawić ją za drzwi. Gdy rzuciła mi wyzwanie, podjąłem je, a kiedy jej ciało znalazło się przy moim, poczułem, jak wypełnia się pustka, która towarzyszy mi chyba od zawsze. I właśnie tego się przestraszyłem najbardziej. Chciałem już stamtąd wyjść, by być jak najdalej od tej kobiety. Nie wiem, co ona takiego w sobie ma, nie wiem nawet, skąd się wzięła, ale, cholera, podoba mi się. Pachnie limonką, a jej usta są pełne i takie idealne do całowania i podgryzania. Kobieca i diabelnie kusząca, ale też cholernie wkurwiająca. Patrzenie, jak migdali się z Marcinem, bolało tak, jakby ktoś łamał mi żebra, nie mogłem wytrzymać i musiałem ochłonąć. Tyle że ona nie należy do mnie. Kurwa, do tej pory nawet nie wiedziałem, że ktoś taki istnieje. A teraz mam wrażenie, że wszystko wokół się sypie, chociaż ona tylko kiwnęła palcem.

Ukrywam się w drugim pokoju, tym samym, w którym niedawno Lukas pieprzył się z Amandą. W powietrzu nadal unosi się zapach potu, ale nie zwracam na to uwagi. Podchodzę do okna i patrzę na rozświetlony nocnymi światłami Bytom. Miasto, w którym się urodziłem, wychowałem i w którym umrę. Ogarnia mnie coraz większe zmęczenie, siły z każdą minutą coraz szybciej opuszczają moje ciało. Chwilowe szczęście, które czułem, mając w płucach dym, już dawno zniknęło. Męczy mnie wrażenie, że coraz bardziej tonę w mroku. Opieram ręce na parapecie, spuszczam głowę pokonany i staram się nie robić nic, poza łapaniem kolejnych oddechów. Tylko na to mam jeszcze energię. Dociera do mnie dźwięk otwieranych drzwi, ale nie mam nawet siły sprawdzić, kto to, więc nie ruszam się nawet o milimetr. I wtedy to się dzieje… Dociera do mnie zapach limonki, a ciężar na moich barkach robi się lżejszy. Dziewczyna wtula się w moje plecy, czuję, jak oddycha spokojnie, jej dłonie gładzą mój brzuch. Uspokajam się, a zmęczenie, które odczuwałem jeszcze chwilę temu, odchodzi w zapomnienie i moje ciało odżywa. Biorę głęboki oddech, zamykając powieki, i po prostu delektuję się jej obecnością. Nie rozumiem tego, co się dzieje, ale szczerze, nawet mnie to nie interesuje. Najważniejsze w tej chwili jest to, że w końcu mogę odetchnąć, że nie czuję tego ciężaru, który każdego dnia noszę na barkach. Milczymy, jedyne odgłosy to muzyka zza ściany i nasze oddechy. Mam wrażenie, że oboje tkwimy w bańce, do której nikt z zewnątrz nie ma dostępu. Na moich wargach pojawia się delikatny uśmiech, który szybko znika, gdy tylko ona otwiera te swoje seksowne usta.

– Zazdrość to brzydkie uczucie – odzywa się, mącąc ciszę.

Mimowolnie spinam się cały, słysząc w jej wypowiedzi kpinę. Chwila szczęścia mija, wszystko wraca do normy. Odwracam się, odpowiadając:

– Chyba za dużo bajek przeczytałaś, laleczko.

– Nie sądzę. W sumie to nawet miłe. – Uśmiecha się, a ja odnoszę wrażenie, że za tym uśmiechem kryje się coś, czego nie powinno tam być. Przyglądam się jej i jestem przekonany, że to tylko gra, a ten usilnie demonstrowany luz jest tylko maską, za którą skrywa swe prawdziwe oblicze. Intrygujące…

– Dziecino, takie jak ty zjadam na śniadanie. Wracaj do reszty, tu nie dostaniesz tego, czego pragniesz – mówię, mając nadzieję, że zostawi mnie w spokoju. Problem polega jednak na tym, że chociaż chcę, by zostawiła mnie samego, to chyba zdecydowanie bardziej boję się, że to właśnie zrobi. Tylko czy mogę ją jakoś zatrzymać? Wątpię.

Daria podchodzi jeszcze bliżej, staje na palcach, jej usta od moich dzielą milimetry. Robi mi się gorąco. Czuję, jak penis pulsuje w bokserkach, informując o gotowości do działania.

– Skąd wiesz, czego pragnę, skoro nie wiesz nawet, kim jestem? Może właśnie mam ochotę na ciebie? Może właśnie po to tu przyszłam? – pyta figlarnie. Robi mi się ciasno w spodniach, jej zapach i bliskość działają na mnie jak zapalnik. Ale nie dam jej tej satysfakcji, bo jeszcze nie wie, z kim zadarła. Ta gra między nami zaczyna mi się nawet podobać.

Wykorzystując element zaskoczenia, łapię ją za ramię i popycham przodem na komodę stojącą obok nas, a potem napieram na nią całym swoim ciałem. Wiem, że czuje, jak na mnie działa, ale w tej chwili jest mi to nawet na rękę, bo chcę ją wystraszyć. Dłonie ma unieruchomione pod sobą, jest zdana na moją łaskę, a mnie ogarnia chore pożądanie. Zakrywam jej usta, drugą ręką sięgając do zapięcia jej spodni. Próbuje się szarpać, ale dobrze wie, że nie ma szans, bo jestem od niej co najmniej pięćdziesiąt kilo cięższy i z dwadzieścia centymetrów wyższy. Uśmiecham się, widząc jej walkę, bo to naprawdę zaczyna mnie kręcić. Przygryzam płatek jej ucha i szepczę:

– Uspokój się, to nie będzie boleć. Dam ci to, czego chcesz, a potem znikniesz, zrozumiano? – Ręką docieram do jej cipki, która okazuje się wilgotna. Dziewczyna ma chyba nie po kolei w głowie, skoro kręcą ją takie zabawy. A to znaczy, że być może czeka mnie dziś naprawdę zajebiste rżnięcie. Gdy już chcę włożyć palec w jej mokre wnętrze, ona nagle gryzie mnie w dłoń, która do tej pory zasłaniała jej usta. Odruchowo odskakuję, choć praktycznie nie czuję bólu, ale fakt, że podjęła walkę, gdy już myślałem, że odpuściła, mocno mnie zaskoczył. Ona zaś wykorzystuje moje zaskoczenie, podchodzi i patrząc mi w oczy, mówi spokojnie:

– Jak będę chciała, to wezmę sobie sama, nic nie musisz mi dawać. I nigdy więcej nie próbuj mnie straszyć swoją siłą, bo możesz się przeliczyć.

– To mi się więcej nie pokazuj na oczy – warczę, oddychając szybko. Nie wiem, czy jestem wściekły, bo nie udało mi się do niej dobrać, czy może wściekam się, że w ogóle próbowałem. To wszystko jest takie popieprzone, przy tej dziewczynie tracę nad sobą kontrolę. Czas zakończyć tę niedorzeczną sytuację i pozbyć się jej z mojego życia.

– Gwiazdeczce nie podoba się, że ktoś mu pyskuje? – pyta ironicznie. – Kim ty jesteś, by mi rozkazywać? – dodaje, patrząc na mnie z rozbawieniem, czym zbija mnie z tropu.

– Jeśli nie chcesz powtórki, to będziesz mądra i już nie wejdziesz mi w drogę. Następnym razem może nie być ci tak łatwo uciec – odpowiadam, coraz bardziej gotując się w środku. Chcę już zakończyć tę bezsensowną kłótnię, zawinąć do domu i zapomnieć o istnieniu tej diablicy o zapachu limonki. To jest chore. Przyda mi się pewnie też prysznic, bo jej zapach już wgryzł się w moją skórę.

– Groźby są karalne, tygrysie. Uważaj, byś z drapieżnika nie stał się zwierzyną. Do zobaczenia niedługo. – Wysyła mi w powietrzu buziaka i wychodzi, a ja stoję jak ten idiota, próbując zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Nie żebym się przejmował, ale laska raczej powinna być przerażona. Unieruchomiłem ją, nawet się zbytnio nie starając, a ona jeszcze mnie ostrzega? A może to wszystko tylko ułuda? Kręcę głową, trochę tym wszystkim zdezorientowany. Odkąd się pojawiła, nie ogarniam sytuacji, dodatkowo martwi mnie, że tak na mnie działa. Nie mogę uzależnić się od kobiety, drugi raz tego nie przeżyję. Już jednej pozwoliłem zabawić się moim życiem i skończyło się to dla mnie, tak jak się skończyło. I chociaż nie żałuję, że zniknęła z mojego życia, to jestem mniej skory do wybaczenia jej tego, co podczas ucieczki zabrała ze sobą. Ale to nie jest odpowiednia chwila, by myśleć o tamtej dziwce. Teraz mam na głowie kolejną żmiję pragnącą się mną pobawić. A do tego nie mogę dopuścić. Muszę trzymać się od niej z daleka. Tak, to jest dobry plan…

4.

Bo wszystko, czego zawsze chciałem

Czego szukałem, potrzebowałem (to)

W sobie mieć wiarę, reszta to tylko detale

Charakter skałę, wiem, co czarne, co białe

Wybrałem i zostałem z tym na stałe…

Dj Decks Mixtape 7 / Onyx (polska wersja) –

„Wszystko czego potrzebuję” / „All I need”

Dawid

Poniedziałkowe nagrywki wymyślił jakiś socjopata. Czemu ja się w ogóle na to zgodziłem? Chyba nadal jestem zjarany, inaczej tego wytłumaczyć nie potrafię. Mam wrażenie, że głowa zaraz mi eksploduje, pokrywając wszystko wokół czerwienią. Od czterech godzin próbujemy nagrać jedną zwrotkę, za każdym podejściem coś jest nie tak. Problem przede wszystkim tkwi we mnie, nie potrafię się dziś skupić na niczym, a moje myśli ciągle wędrują do sobotniego wieczoru i poznanej na imprezie dziewczyny. Od samego początku wiedziałem, że jest jakąś diabelską istotą. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że od ponad dwudziestu czterech godzin tkwi w mojej głowie? No właśnie… Piekielne nasienie ją chyba stworzyło i zesłało na ziemię, by mnie zgładzić. Śmieję się w myślach na te niedorzeczne rozmyślania.

– Prosty, ogarnij się w końcu! Nie wiem, idź się przewietrzyć czy coś, bo ja zaraz dostanę szału. Znowu zapomniałeś słów, a masz je, do cholery, przed oczami! – Z zamyślenia wyrywa mnie głos wkurwionego Herba.

Odwracam się do szyby, za którą siedzi, i zrezygnowany unoszę ręce na znak zgody. Odwieszam słuchawki i biorę głęboki wdech. Nie dziwię się, że ma mnie już dzisiaj dość, sam bym sobie skopał dupę. Wychodzę z wygłuszonej kabiny i ciężko opadam na obrotowy fotel koło kumpla.

– Puść, co już mamy – proszę zniechęcony, biorąc do ręki butelkę wody.

– Co mamy? Kurwa, nic nie mamy! – Wali pięścią w biurko. – Obudź się, stary, albo nikt więcej o tobie nie usłyszy! Co się dzieje? – pyta już spokojniej. On już tak ma, szybko się odpala, ale równie szybko potrafi się uspokoić. Podziwiam go, mnie zazwyczaj to drugie zajmuje kilka godzin. O ile, oczywiście, w tym czasie nic nie wyprowadzi mnie z równowagi ponownie.

– Nic się nie dzieje, jestem po prostu zmęczony. To nie mój dzień. – Wzruszam ramionami i pocieram zesztywniały kark dłonią.

– Nie wciskaj mi farmazonów, Dawid. Przecież jak tylko tu wszedłeś, widziałem, że coś cię gryzie. Mów albo spadaj do domu, nie mam dzisiaj ochoty cię niańczyć – mówi, zamykając program nagrywający.

– Co mam ci powiedzieć? Od soboty siedzi mi w głowie laska, wkurwiająca istota, swoją drogą, i czego bym nie robił, nie potrafię wyrzucić jej z głowy. Od wczoraj nic mi nie idzie, nawet jak się mocno skupiam, to i tak wszystko się sypie – mówię mu wszystko, co siedzi mi w głowie, wrzucając pustą butelkę do kosza przy drzwiach. – Za trzy! – krzyczę głośno, wyrzucając obie ręce w górę.

– Nie gadaj, że się zakochałeś? – Patrzy na mnie zdziwiony.

– Pogięło cię? Nigdy więcej! Kobiety to fałszywe stworzenia, już żadna nie zyska mojego zaufania. Chodzi o to, że akurat ta mnie intryguje. Mam wrażenie, że coś skrywa pod maską pewności siebie i szczęścia. W jej oczach widać coś mrocznego, jakby sam diabeł znalazł sobie w niej schronienie. W dodatku wyjątkowo działa mi na nerwy. Podniosła mi ciśnienie w ciągu sekundy, a im więcej czasu z nią spędzałem, tym mniejszą kontrolę miałem nad nerwami. I chociaż już się nigdy nie spotkamy, nie potrafię przestać się zastanawiać, kim ona jest. To jest wkurwiające. – Wpatruję się w sufit, próbując uspokoić oddech. Za każdym razem, gdy o niej myślę, mój oddech przyspiesza, tak jakbym przebiegł maraton. I nadal czuję ten jej limonkowy zapach, choć od soboty kąpałem się już trzy razy. Zamykam oczy, wsłuchując się w cichy beat lecący z głośników. Tak bardzo pragnę spokoju, który ona, znikając w sobotę, zabrała ze sobą. Gdy wyszedłem z pokoju, już jej nie było. Marcin też był zdziwiony, bo wyszła bez pożegnania. Próby dodzwonienia się do niej spełzły na niczym, a ja, zamiast odetchnąć z ulgą, czuję się tak, jakbym stracił powietrze. To chore, wiem… Ale niezależne ode mnie.

– No i co mam ci powiedzieć? Skoro już się nie spotkacie, to nie masz czym się martwić. Dzień, góra dwa i zapomnisz. No, chyba że się zakochałeś, to może być trochę trudniej.

– Jeszcze by mi tego brakowało! – Wzdrygam się na samą myśl, że miałbym poczuć coś więcej do takiej kobiety. Nie mówię, że się jej boję. Ale intuicja podpowiada mi, by nie brnąć w to dalej. Moje ciało za bardzo na nią reaguje, a to nigdy nie kończy się zbyt dobrze.

– Kochać to nie grzech. Ale na razie może lepiej kończmy na dziś. I tak nie da się teraz z tobą pracować – komentuje ze śmiechem i gdy już chcę przyznać mu rację, moją uwagę przykuwa ruch przy drzwiach. Do pomieszczenia wchodzi Cyber, właściciel wytwórni, a zaraz za nim…

No chyba sobie jaja ze mnie robicie?!

5.

Najlepszym lekarstwem jest spokój

Udaje oddechy, liczę ciszę wokół

Na drodze do szczęścia bez powrotu

Naprawiam wszechświat na każdym z pit stopów.

Gedz ft. Paluch – „Wenflon”

Daria

– Myślisz, że to dobry pomysł? Wiesz, nie chcę być pesymistką, ale raczej mało który raper pozwala wchodzić do studia kobiecie – mówię do Jakuba w jego biurze. Tak naprawdę nie interesuje mnie, co powiedzą osoby podlegające pod wytwórnię, bo nie zabawię tu długo, ale pozory zachować trzeba. Gdybym pokazała już na samym początku, że mam większe jaja niż oni, mogłoby to się skończyć naprawdę źle. Oczywiście dla nich…

– Nie mają wyjścia, bo to ja tu mam ostatnie zdanie. Zresztą nie ma się co martwić, gdy usłyszą, co potrafisz wyczyniać na beacie, sami będą prosić, byś im coś wyprodukowała – odpowiada zadowolony, że udało mu się mnie usidlić.