Królewna Nutka - Monika Sawicka - ebook

Królewna Nutka ebook

Sawicka Monika

5,0

Opis

Nutka to mała dziewczynka, która dorasta na oczach Czytelnika. Podobno jest królewną, ale czy na pewno? Mieszka w królestwie nie za dużym, nie za małym, lecz w sam raz, jednak czy jest to prawdziwe królestwo? Nutka psoci, rozrabia, ale też obserwuje otaczający ją świat i dostrzega, że nie jest idealny. Nawet królewny mają swoje smuteczki, nawet królewny mają w głowie fiu-bździu.

Ale tylko do królewien przybywają wróżki przynoszące różne dary. Najgorzej, gdy się jedną z nich zapomni zaprosić, wtedy wpada w złość i rzuca zły czar.

Nutka bardziej przypomina zwyczajną dziewczynkę niż królewnę, jednak jej życie jest pełne przygód i nieprawdopodobnych zdarzeń, smoków i królewiczów, jednorożców i złych wróżek.

To opowieść, która łączy dwa światy - bajkowy i rzeczywisty. To bajka dla dzieci, ale także dla dorosłych.

 

Życie dziedziczki tronu tylko pozornie było wesołe i beztroskie. Tak naprawdę miała ona wielki problem. Oprócz niedoszłego narzeczonego oraz Felka, nie miała żadnych przyjaciół.

Nikt nie chciał się z nią bawić, chociaż tak naprawdę dobra z niej była dziewczynka. Godzinami królewna stała w oknie i patrzyła, jak inne dzieci bawią się wesoło. Ona nie mogła, bo przecież była królewną, a w dodatku bardzo dorosłą, jak na swój wiek.

Poznaj Królewnę Nutkę i przekonaj się, czy jesteś do niej podobna ;-)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 132

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




© Copyright by Monika Sawicka & e-bookowo

Ilustracja na okładce: firaangella1

ISBN: 978-83-8166-160-7

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2020

Konwersja do epub

Drogi Czytelniku Mały i Duży

Ta książeczka jest dla dzieci – tych trochę mniejszych i nieco większych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

To taka pozycja, którą powinni także przeczytać dorośli. Namówcie ich koniecznie.

To bajka terapeutyczna i edukacyjna – ma pomagać oraz uczyć.

Ma także rozwijać kreatywne myślenie i pobudzać wyobraźnię – poprzez możliwość napisania własnego zakończenia każdego z rozdziałów.

A puste strony uczynią Cię ilustratorem!

Będzie mi bardzo miło, gdy po jej przeczytaniu napiszesz do mnie list elektroniczny i opowiesz, czego Cię nauczyła i w czym pomogła.

Adres mailowy: [email protected]

ROZDZIAŁ PIERWSZY:Królewna Feliczita zwana Nutką, gdy była dziewczynką malutką

– Matko, matko, o matko ma, królowo, kiełbaska płacze! – powiedziała z wielkim smutkiem w głosie Feliczita, królewna i przyszła królowa Królestwa Iluzji, zwana Nutką, bo jej długiego imienia nie dość, że nikt nie rozumiał to nie mógł zapamiętać.

Królowa – miłośniczka robótek szydełkowych (wszystko było na jej głowie, odkąd Królestwo Iluzji ogłosiło finansową upadłość – to znaczy, odkąd skarbonka była pusta i trzeba było wszystkich odprawić... no, prawie wszystkich) wstała niechętnie (bała się, że odrywając się od pracy, „zgubi oczka” w sweterku dla królewny) i ruszyła w kierunku kuchni, gdzie w mikrofalówce kiełbasa parówkowa pabianicka (Pabianice to taki ościenny kraj) puściła sok i piszcząc, świszcząc, gwiżdżąc jak lokomotywa z wiersza Tuwima (znacie tego Pana, prawda?), dawała znak, że jest gotowa. Jeszcze chwila i wyzionie ducha.

– No i na co mi przyszło? Znowu zamordowałam parówkową, to już piąta od poniedziałku – szeptała do siebie Królowa, wyjmując całkiem sflaczały kawałek czegoś, co kiełbaską przestało być dwie minuty temu, a teraz było żałosną kupką połączenia wieprzowiny (jakieś 20%) i reszty Bóg Wie Czego.

Ale zacznijmy od początku...

Dawno, dawno temu (a może wcale nie tak dawno), za siedmioma górami, za sześcioma lasami, za czterema morzami i za jedną całkiem malutką rzeczką, w królestwie wielkości dziecinnego pokoju, mieszkała mała dziewczynka o imieniu Feliczita, przez wszystkich jednak zwana Nutką.

Właściwie to wcale nie była aż tak mała, bo przyznacie, że sto trzydzieści centymetrów wzrostu to nie byle co.

Miała osiem lat i gdyby żyła w dzisiejszych czasach, chodziłaby do szkoły. Jednak dawno, dawno temu, takie małe królewny jak ona zajmowały się dużo przyjemniejszymi rzeczami niż szkoła.

Na przykład łapały motyle, uczyły się haftować, grać na harfie, pięknie kłaniać, nosić wysoko swoją śliczną królewską główkę i robiły wszystko to, co niedozwolone.

Nutka była bardzo pomysłową królewną. Pewnego razu, gdy król i królowa gościli na swoim dworze królewską parę z sąsiedniego królestwa, malutka jeszcze wtedy Nutka postanowiła sprawdzić, do czego służą nożyczki. A trzeba Wam wiedzieć, że nasza bohaterka miała piękne, długie, kręcone, jasne włosy, które sięgały jej aż po samą... no, do końca pleców. W ogóle była śliczną dziewczynką z ogromnymi, niebieskimi oczkami i małym, lekko zadartym noskiem.

Pewnego wieczoru, gdy Nutka siedziała sama w swojej komnacie i nudziła się nieziemsko, jej bystry wzrok padł na leżące w koszyku z przyborami do ręcznego szycia nożyczki.

Niewiele myśląc, mała królewna szybciutko i po cichutku, na paluszkach, tak, aby jej nie usłyszała drzemiąca w komnacie obok niania, podbiegła do wielkiej komody i wykazując niesamowite zdolności akrobatyczne, wspięła się na samą górę, by mocno chwycić ciężki koszyk w swoje drobne rączki. Następnie tą samą drogą jeszcze zwinniej zeskoczyła z komody. Ciekawe, jak to zrobiła? Możliwe, że była trochę kotem, a trochę królewną. Gdy była z powrotem na dole, triumfalnie wyjęła ten metalowy przedmiot, który ją tak zainteresował, a okazał się wspomnianymi nożyczkami.

Nie wiadomo, czy to przypadek sprawił, czy też nasza mała królewna postanowiła dzielnie podążać za najnowszą modą w dziedzinie fryzjerstwa, jednakże kilkoma sprawnymi ruchami pozbawiła się burzy loków okalających jej śliczną buzię i spływających po plecach.

Jednak jako że jej małe i nieco za krótkie rączki nie mogły wszędzie sięgnąć, wyglądała jak Jedno Wielkie Nieszczęście.

Na bokach włoski były krótkie, a z tyłu opadały na plecy żałosnymi wystrzępionymi kosmykami.

Jakby tego było mało, dziewczynka znalazła malowidła niani i zrobiła sobie z twarzy dzieło Picassa (był to malarz, który malował pięknie, ale nikt nie wie co. Mimo to wszyscy chcą mieć jego obrazy i płacą za nie tyle pieniędzy, że można by za tę kwotę kupić dziesięć albo sto tysięcy takich królestw).

W jednej chwili z królewny zrobił się Shrek – wypisz – wymaluj... Nutka, najwyraźniej zadowolona z efektów swojej pracy, z głośnym śmiechem zbiegła na dół, gdzie jej rodzice – król i królowa – właśnie zabawiali gości.

– Mamo, tato – (to była bardzo nowoczesna rodzina królewska, dlatego mogła tak mówić) – zobaczcie, jak ładnie wyglądam! I całkiem sama sobie taką modną fryzurkę zrobiłam! – Nutka była wyraźnie zadowolona z efektów swojej pracy. Kręciła się dookoła, prezentując swoje dzieło z każdej strony i przeglądała się w srebrnej, wypolerowanej na błysk zastawie stołowej.

Mamie – królowej, na widok odmienionej córki, wypadł z ręki talerzyk z przepysznym plackiem jabłkowym, a tacie – królowi – zamarł w powietrzu kielich z czerwonym winem domowej roboty. Następnie królowa zemdlała. Zanim to zrobiła, krzyknęła, że znowu ma globusa.

Nutka rozejrzała się po komnacie i powiedziała:

– Ja tu żadnego globusa nie widzę. A przecież wiem, jak wygląda, ponieważ uczę się geografii.

Królowej podano sole trzeźwiące i otworzyła oczy, ale gdy zobaczyła Nutkę, znowu zemdlała.

Posłano po medyka, który pojawił się po dwóch przesypaniach piasku w klepsydrze i powiedział, że omdlenie królowej było wynikiem silnego szoku na tle nerwowym i nie ma powodów do obaw.

Król bał się, że królowa będzie co chwilę mdlała na widok Nutki, ale medyk zapewnił:

– Szok minie, ale dopóki leki na uspokojenie nie zaczną działać, to może niech Nutka nie opuszcza swojej komnaty.

– O nie! Nie zamkniecie mnie! Może uwięzicie mnie w wysokiej wieży, a na straży postawicie smoka? Już ja znam takie bajki!

Najwyraźniej Nutka za dużo tych bajek oglądała.

Goście zaś taktownie udali, że nic nie zauważyli, a następnie podziękowawszy za miły wieczór, odjechali do swego zamku karetą zaprzęgniętą w cztery koniki polne.

Nazajutrz po królestwie rozniosło się, że królewnę coś opętało i wygląda jak inna dziewczynka z królestwa Hollywood o imieniu Emily. Emily Rose.

A to, co działo się po ich odjeździe, pozostanie tajemnicą.

Wiedzieć Wam jednak trzeba, że mała królewna była niezmiernie zadowolona ze swojego nowego wyglądu, zaś królowa z żalu wylała tyle łez, że rano musiała położyć sobie na powieki maseczkę z ogórka (niestety, nadworna Wiedźma miała wolne – poleciała na Zlot Wiedźm – Chirurgów plastycznych), bowiem wyglądała tak, jakby stoczyła walkę z Mikiem Tysonem. Czy Wy wiecie, Drogie Dzieci, kto to taki? (To taki wielkolud jak Guliwer tylko bardziej umięśniony i znacznie mniej sympatyczny. Jak go zobaczycie, to uciekajcie, ile sił w nogach.)

Włosy jednak powoli odrastały, by po trzech latach osiągnąć poprzednią długość. Nutka rosła wraz z nimi i już wiedziała, że każda atrakcyjna, dorastająca panienka, aby podobać się chłopakom, powinna mieć raczej włosy długie niż krótkie.

Właśnie. Jeśli już o chłopcach mowa... Nie, jeszcze nie teraz, o nich trochę później.

NARYSUJ KRÓLEWNĘ OBCINAJĄCĄ SOBIE WŁOSY I W ŻADNYM WYPADKU NIE BAW SIĘ WE FRYZJERA!

ROZDZIAŁ DRUGI: Nadchodzą sukienkowe wróżki, Nutkę połaskoczą w nóżki

Kiedy królewna Feliczita przyszła na świat, na królewski dwór przybyło siedem Sukienkowych Wróżek. Każda w innym kolorze i każda spełniająca jedno życzenie.

Pierwsza Wróżka, Różowa w błękitne baloniki, dała Królewnie urodę. Druga, Wróżka Niebieska w złote gwiazdki, dała Królewnie dobre, czułe i wrażliwe serduszko.

Trzecia, Fioletowa Sukienkowa Wróżka w zielone księżyce, zadbała o to, by Feliczita spełniała swoje marzenia.

Czwarta, Czerwona Wróżka Sukienkowa w serca, pilnowała, by mała dziewczynka, gdy dorośnie, znalazła szczęście w miłości.

Piąta, Zielona Sukienkowa Wróżka, obdarowała maleństwo wewnętrznym spokojem, który zawsze się przydaje.

Szósta, Granatowa Wróżka w białe kropki, dała Królewnie dobre zdrowie, a Siódma Wróżka – Biała w czarne nutki – piękny głos, by królewna umiała śpiewać jak słowik. Było jeszcze coś w tym podarunku – śpiew miał ratować królewnę z opresji.

Niestety, rodzice Feliczity zapomnieli zaprosić Wróżkę Czarną – albo listonosz zgubił list z zaproszeniem – tak czy siak, Wróżka Czarnuszka tak się wkurzyła, że rzuciła na królewnę zły czar – miała nigdy nie posiąść wiedzy z matematyki, fizyki oraz chemii.

Ale co najgorsze – w dniu swoich piętnastych urodzin miała zgubić się w Tajemniczym Ogrodzie i nigdy nie odnaleźć drogi do domu.

Tylko dzielny królewicz z dalekiej krainy – dalekiej, choć bliskiej – obcy, choć znajomy – miał ją uratować.

Taki oto rebus, czar zły rzuciła na królewnę Wróżka, która strzeliła focha, czyli była typową obrażalską kobietą. Tyle że wróżką.

A Wróżka to też człowiek.

Wszystkie Wróżki miały dobre serduszka i były bardzo hojne – jak Święty Mikołaj w Boże Narodzenie.

Rosła więc nasza królewna Nutka tak wspaniale obdarowana nie tylko przez Czarodziejki, ale i przez samą Naturę – piękna, mądra, lekko kapryśna, lecz bardzo rezolutna i wesoła. Jak każde dziecko widziała i słyszała wszystko, co działo się w jej rodzinie, ale – również jak każde dziecko – niewiele z tego rozumiała. Tata król był dla niej nawet miły – czasem się z nią bawił w chowanego. Kiedyś to się tak schował, że go cały dzień szukała, a i tak nie znalazła. Poszła więc do mamy królowej i opowiedziała, że tata się zgubił. Cały dwór szukał króla. A król z kryjówki wyjść nie mógł, ponieważ tam utknął. Bał się, że na zawsze. Dobrze, że miał przy sobie kilka rogalików ze śniadania, bo inaczej byłoby z nim krucho. Tak mocno walił w ścianę pokoju, do którego dostał się sekretnym przejściem, że wreszcie go usłyszano i jakimś cudem uwolniono. Dzięki temu wydarzeniu królowa dowiedziała się, że król ma tajne przejście do tajnego pokoju, w którym robi tajne rzeczy – jeszcze tylko nie wiedziała jakie, ale nie zamierzała o tym zapomnieć. Kiedy król udał się na zebranie, ona szybciutko pobiegła do tego sekretnego pokoju, który był o dziwo otwarty i zobaczyła, co król naprawdę tam robi. Otóż… chował tam słodycze! Miał ich pełną szafę i całe szuflady wypełnione po same brzegi.

Królowa bardzo się zdenerwowała, ponieważ król był na diecie (dieta to takie niejedzenie wszystkiego, co się chce i lubi najbardziej, a jedzenie tylko tego, co można) i słodycze mu mogły zaszkodzić. Tak jak nam wszystkim, gdy zjemy ich zbyt wiele. Król nie mógł jeść słodyczy, ponieważ był troszkę za duży, żeby zmieścić się na swoim tronie i ostatnio zamówiono mu nowy. Ale i w tym przestał się mieścić, dlatego też królowa rozkazała usunąć słodycze z całego zamku! Wyobrażacie sobie większe nieszczęście? Bo, szczerze mówiąc, ja nie. Tak czy siak, król zachował się nieodpowiedzialne, ponieważ nadwaga szkodzi zdrowiu i może bardzo źle się skończyć.

Król pojechał na wczasy odchudzające i wrócił dopasowany do tronu, a w chowanego długo się nie chciał bawić.

Rosła nasza królewna, wymyślając psoty i figle, ale to przecież normalne, więc można powiedzieć, że była bardzo grzecznym dzieckiem, któremu tylko brakowało towarzystwa.

Wprawdzie miała nianię i dwie dwórki, ale one wcale nie rozumiały potrzeb Nutki. Bawiła się z nimi, lecz okrutnie się nudziła. Jedyne, co jej sprawiało przyjemność, dawało szczęście i wiele radości, to śpiewanie.

Śpiewała tak głośno, że było ją słychać w ościennym królestwie. I nie wszystkim się to podobało, choć śpiewała naprawdę ładnie. Ważnie, że robiło wrażenie na pewnym miłym chłopcu.

NARYSUJ JEDNĄ Z SIEDMIU SUKIENKOWYCH WRÓŻEK. WYBIERZ, KTÓRĄ CHCESZ. ;–)

ROZDZIAŁ TRZECI:To jest Felek, co chodził bez szelek

Miała już Nutka konkurenta do swej rączki, który dorastał do tej roli w królestwie leżącym dalej o dwa morza, jednak jej jedenastoletnie serduszko mocniej zabiło pewnego dnia do synka ogrodnika. Przypadkiem narzeczony – i tu poda trudne słowo – mezaliansowy – miał na imię Felek. Dzieci śmiały się z niego i ciągle śpiewały niemądrą piosenkę:

„Był sobie raz Felek, co chodził bez szelek, czterdzieści butelek w kieszeni miał”.

Ciąg dalszy tej piosenki nie nadaje się do przytoczenia dzieciom. Nasuwa się także pytanie, po co Felkowi tyle butelek i jak możliwe jest, żeby spodnie utrzymały się na Felku bez szelek.

Niestety, żaden związek nie wchodził w grę, bowiem na dworze panowały żelazne zasady, których jeszcze nikt nie złamał. Królewna mogła poślubić jedynie królewicza. Albo miliardera. Jednak serce nie sługa i nie chciało słuchać królowej matki, która wszelkimi sposobami próbowała z niego wypędzić syna ogrodnika.

Nawet argument, że jest on młodszy i za niski dla królewny odbijał się jak groch od ściany. Królewna stwierdziła tylko: jak jest mały, to nic nie szkodzi, przecież urośnie. A jeśli nie urośnie, to może będzie miał inne zalety. I dalej biegła kopać szmaciankę, dzisiaj zwaną piłką, łazić bezwstydnie po drzewach w królewskim ogrodzie i godzinami oglądać z kandydatem do popełnienia mezaliansu bajki na Youtubie.

I pewnie królowa nadal rwałaby sobie włosy z królewskiej głowy, rozpaczając nad niechlubną przyszłością swojej Nutki, gdy nagle ogrodnik ciężko zachorował i na łożu śmierci wyznał swą największą tajemnicę. Zawoławszy królową, wyszeptał jej do ucha straszną, choć zarazem wspaniałą prawdę. Otóż przyznał się, że przed dwunastu laty, gdy spacerował samotnie po lesie, usłyszał nagle płacz niemowlęcia.

Poszedł za głosem dochodzącym z oddali i w ściółce leśnej, pod kupką liści, znalazł małe, kwilące zawiniątko. Dzisiaj pewnie matka dziecka wrzuciłaby je do „okienka życia”. To był maleńki chłopczyk ubrany w piękne haftowane szatki. Ponieważ ogrodnik z panią ogrodnikową nie mogli mieć własnych dzieci, postanowili, nikomu nic nie mówiąc, zostawić u siebie chłopczyka.

Jakiś czas później, dowiedzieli się, że w królestwie leżącym od Królestwa Iluzji o cztery góry dalej, ktoś porwał królewskie dziecko, jednak kochali swego synka już tak bardzo, że nie potrafili go oddać. Zresztą w tamtym królestwie, krótko po tym, znowu urodziło się dziecko. Postanowili zapomnieć o całej sprawie i wychowywali chłopczyka jak swego. Byli pewni, że jest on tym porwanym królewiczem, ponieważ oprócz szat z charakterystycznym wyhaftowanym znakiem, miał na malutkiej szyjce zawieszony złoty medalion.

W tych sprawach chyba nie obowiązuje przedawnienie i obawiam się, że w dzisiejszych czasach rodzina ogrodnika byłaby sądzona za porwanie i wtrącona do lochu, czyli więzienia. Przywłaszczyli sobie nielegalnie cudze dziecko i udawali, że nic się nie stało. Bajki rządzą się swoimi prawami i nawet zamarzająca na śniegu oraz mrozie dziewczynka z zapałkami nikogo nie zastanawia. Dzisiaj Obrońcy Praw Dziecka biliby na alarm, że to wyzysk, a dzieci poniżej szesnastego roku życia nie mogą pracować, zwłaszcza w szkodliwych dla zdrowia warunkach. I BARDZO SŁUSZNIE!

Poza tym, zdarzało się, że ludzkie dziecię wychowywały wilczyce i niedźwiedzice i też było okej.

Gdy królowa to usłyszała, łzy wzruszenia i radości popłynęły jej po policzkach, które nie znały botoksu (to taki krem z kiełbasy, który kobiety nakładają na twarz, a co odważniejsze i bogatsze używają do tego strzykawki). Szybciutko wysłała swój prywatny odrzutowiec po najlepszego medyka z Nowego Yorku, który zastosowawszy najnowsze odkrycia medycyny, uratował życie ogrodnikowi. Ten fragment wymyśliłam, żeby utrzymać się w konwencji bajek, które się dobrze kończą. Normalnie, w życiu, to nikt by palcem nie kiwnął i ogrodnik wykorkowałby, a ZUS (to taka firma, która każe płacić sobie dużo pieniędzy, mówi, że kiedyś je odda – nie mylić z „Zeusem”) nawet nie wypłaciłby zasiłku na pogrzeb.

W czasie, gdy niczego nieświadomi Nutka z Felkiem zrywali boki ze śmiechu tarzając się po podłodze podczas oglądania Strażaka Sama, ich przyszłość była już przesądzona.

Gdy dziewczynka dowiedziała się, że może już bez chowania się pod łóżkiem, w szafie czy w domku na drzewie, otwarcie i całkiem legalnie spotykać się z oblubieńcem, najpierw pomyślała, że pewnikiem mama – królowa, wypiła zbyt dużo wina do kolacji.

Jednak upewniwszy się, że wszystko to, co słyszy, jest prawdą, uciekła i schowała się w mysią dziurę.

Bo po pierwsze, co to za frajda robić coś, co jest dozwolone, a po drugie była przecież młodą kobietką, a kobieta zmienna jest, nawet taka malutka. Więc i królewna weszła do mysiej dziury. Dosłownie lub w przenośni – jak tam sobie chcecie.

Bo przecież miłość miłością, ale ona miała dopiero jedenaście lat i ani jej się śniło wychodzić za mąż. I dopiero gdy mama królowa, leżąc trzy godziny na podłodze, tuż obok mysiej dziury (zastanawiacie się, jak Nutka wlazła do malutkiej dziurki? A jak Alicja z Krainy Czarów znalazła się po drugiej stronie lustra?), musiała obiecać, że córka nie będzie musiała jeszcze wychodzić za mąż przez najbliższych dziesięć lat, dopiero wtedy postanowiła opuścić swoją kryjówkę, zwłaszcza, że Pani Myszka dyskretnie jej sugerowała, że zajmuje za dużo miejsca.

Tak więc nasza Nutka, będąc jeszcze dzieckiem, zdążyła już mieć za sobą karierę fryzjerki, być narzeczoną i nieomal bohaterką mezaliansowej historii. Postanowiła też być najbardziej niesforną i nieposłuszną królewną w okolicy i uparcie realizowała swoje postanowienia.

Był ważny powód, dla którego królewna Nutka nie chciała wychodzić za mąż – po prostu bała się, że trafi jej się taki niedobry, niegrzeczny mąż jak mamusi, będzie na nią krzyczał i popychał, a ona będzie tak samo nieszczęśliwa jak królowa matka.

A w swojej dziewczęcej główce czuła, że nie tak powinno wyglądać małżeństwo, wszystko jedno czy królewskie, czy zwyczajne.

Zawsze marzyła o spokojnym domu, pełnym miłości i szacunku.

Martwiła się jednak, że być może wszyscy chłopcy oraz mężczyźni są tacy jak jej tata – król, dlatego nie spieszyło jej się do poważnych związków.

NAPISZ WŁASNĄ WERSJĘ ZNAJOMOŚCI KRÓLEWNY NUTKI I CHŁOPCA FELKA.

ROZDZIAŁ CZWARTY: Nutka niegrzeczna, poprawa konieczna

Czas, gdy Nutka była posłuszną dziewczynką minął, jak się wydawało, bezpowrotnie. Dziewczynka postanowiła sobie, że będzie najniegrzeczniejszą królewną na świecie i całkiem dobrze jej to szło. Trochę bardziej od niej niegrzeczna była starsza od niej królewna o imieniu Oda, która bardzo jej imponowała. Była piękna, choć całkiem nieprawdziwa. Mała wpatrywała się w portrety Ody i zachwycała ustami, jednocześnie zastanawiając się, ileż to os musiało użądlić biedną Odę, skoro tak jej spuchły... I skrycie marzyła, by osy użądliły i ją, bo te pokąsane bardzo były piękne – chciała takie mieć, nawet za cenę bólu.

Nutka przyglądała się innym malowidłom, na których Oda była widoczna cała i w główce królewny rodziło się pytanie, jakiej wielkości osa musiała użądlić Odę w piersi i nawet w pupę, że tak bardzo wszystko jej spuchło.

To dopiero musiało boleć.

Królowa matka zaś, patrząc na namalowaną Odę, zastanawiała się nad zawartością Ody w Odzie, tak jak nad zawartością cukru w cukrze.

Nutka zaś, patrząc na portret Ody, miała wrażenie, że nie jest ona prawdziwa. Wyglądała sztucznie, całkiem jak posągi w ich zamku. No, ale nawet posągi mogą się komuś spodobać. Ona chciała pozostać naturalna, choć też przecież mogłaby pójść kiedyś do ula. Ale chciała być sobą, a nie stać się kimś, kogo nie mogłaby rozpoznać w lustrze.

Wy, kochane dzieci nie chodźcie do ula ani nawet koło ula – zwracam się głównie do dziewczynek – bo to bardzo niebezpieczne! Chociaż miodek jest pyszny i zdrowy, ale tylko ze sklepu, zebrany wcześniej przez pszczelarza.

Mała królewna upodobała sobie jedno słowo, którego używała praktycznie bez przerwy. A było to słowo: NIE.

I tak na przykład, kiedy miała pięć lat, przyszła z bolesną minką na buzi i poskarżyła się, mówiąc: „Mamusiu, nie mogę się uczyć alfabetu, bo strasznie mnie bolą podpachy”.

Królowa przecież była królową, musiała wiedzieć i rozumieć wszystko, więc od razu się domyśliła, co boli małą Królewnę i uśmiechając się łagodnie, powiedziała:

– Córeczko, chodzi ci o to, że bolą cię pachy, a nie podpachy?

Mała dziewczynka ciągle słyszała, jak dorośli mówią: „zobacz, ale ten ogrodnik spocił się pod pachami”, więc myślała, że ma podpachy, a nie pachy.

Albo któregoś dnia przyszła i powiedziała, że dzieci służek nie będą się z nią bawić, bo wszystkie są chore na strzelbę.

Królowa od razu się domyśliła, że chodzi o wiatrówkę.

Bywało i tak, że mała królewna wyjeżdżała z królową babcią na wycieczki do odległych miasteczek.

Pewnego dnia, po powrocie, oznajmiła radośnie:

– Mamo, mamo – zaterkotała pełna entuzjazmu Nutka. – Mamo, wiesz kogo spotkałam? Grzegorza Ciechowskiego. I zrobiłam sobie z nim portret!

– Córeczko, to jest raczej niemożliwe.

– A dlaczego? – królewna była uparta.

– Ponieważ ten bard nie żyje. Dość trudno jest spotkać nieboszczyka i na dodatek zrobić sobie z nim zdjęcie. No, chyba że się ktoś już bardzo uprze – wtrąciła matka królowej.

– Nie żyje? A, to był chyba inny bard, Markowski. Też Grzegorz. I wyglądał na bardzo żywego.

Bardzo żywy bard Markowski Grzegorz chciał udać się na peron, gdzie stały w rzędzie karety zaprzęgnięte w kare konie, ale mocno utrudniała mu to ciżba, kłębiąca się wokół niego.

W pewnej chwili bard Markowski, patrząc na klepsydrę, bardzo żywo, o jakże żywo, krzyknął:

– Na Boga, ludzie, przepraszam, za minutę moja kareta odjeżdża!

Królowej mamie czasami puszczały nerwy i wtedy ganiała Nutkę po całym zamku, próbując bezskutecznie podnieść swój rodzicielski autorytet. Ale jak tu podnosić coś, czego nie ma? Nie ma, ponieważ gdzieś zginął.

Tak więc Nutka robiła wszystko, co chciała, choć jak na mądrą dziewczynkę przystało, wiedziała, kiedy przestać. To znaczy, kiedy przestać, by nie przegiąć.

Życie dziedziczki tronu tylko pozornie było wesołe i beztroskie. Tak naprawdę miała wielki problem.

Oprócz niedoszłego narzeczonego oraz Felka, nie miała żadnych przyjaciół. Nikt nie chciał się z nią bawić, chociaż tak naprawdę dobra z niej była dziewczynka. Królewna godzinami stała w oknie i patrzyła, jak inne dzieci bawią się wesoło. Ona nie mogła, bo przecież była królewną, a w dodatku bardzo dorosłą, jak na swój wiek.

Cierpiała mocno z tego powodu i może dlatego chwilami była taka nieznośna. I gdy nikt nie widział, gdy leżała już w swoim ogromnym łożu z baldachimem, przykrywała się po same uszy pierzyną i cichutko sobie płakała. Wcale nie chciała być królewną, mieszkać w pięknym zamku, mieć tylu zabawek. Tak naprawdę chciała mieć przyjaciół, z którymi mogłaby się bawić.

Ale najbardziej na świecie chciała mieć braciszka lub siostrzyczkę.

To marzenie jednak nigdy nie mogło się spełnić, bowiem Nutka, choć mała, doskonale wiedziała, że jej rodzice – król i królowa – nie są ze sobą szczęśliwi. Widziała, jak mama często miała oczy mokre od łez, chociaż mówiła, że to od krojenia cebuli. AKURAT! A od kiedy to królowa sama kroi cebulę? Nieraz pytała ją, dlaczego tak często kroi tę cebulę, a mama powiedziała, że tata król miał zły dzień i dlatego. „Zły dzień” u króla oznaczał krzyki i popychanie królowej.

Nutka mało co rozumiała, ale czuła, że źle się dzieje w tym królestwie. Wiedziała, że „zły dzień” to nieprawda. Była bardzo samotną dziewczynką, a mama była samotną i nieszczęśliwą kobietą. Obydwie wiedziały, że aby być szczęśliwe, powinny coś zrobić. Nawet wiedziały co, ale nie wiedziały jak. Miały nadzieję, że rozwiązanie przyjdzie samo. Powiem Wam w sekrecie, że tak nie wolno – czekanie na rozwiązanie problemów niczego nie poprawia, trzeba zrobić to samemu. Znaleźć w sobie siły i dobrych przyjaciół, stawić czoła kłopotom! A wszystko na pewno będzie dobrze.

ROZDZIAŁ PIĄTY:Królowa Hope, nadzieją zwana, pod panowaniem męża tyrana

Czas najwyższy przedstawić mamę królewny Feliczity.

Była naprawdę niebrzydka. Nie za wysoka i nie za niska. Sporo wyższa od Małysza, lecz na szczęście znacznie mniej umięśniona niż wspomniany w rozdziale pierwszym Mike Tyson. Jasne, długie włosy opadały jej falami na ramiona, miała zgrabny, lekko zadarty nosek i niemal niewidoczną bliznę w kąciku ust – pamiątkę po upadku z konia. Oj tam, od razu konia. Konkretnie z konika na biegunach. Ale nikt nie zauważał drobnej blizny, ponieważ wszyscy, którzy po raz pierwszy ujrzeli Królową, nie mogli oderwać wzroku od jej oczu – przepięknych, ciemnoniebieskich, ogromnych jak dwa jeziora. Kto raz w nie spojrzał, tonął w nich i zostawał na zawsze. Spojrzenie Królowej Hope było łagodne, ale bardzo smutne. Nawet gdy jej usta się śmiały (o ustach opowiem za chwilkę, za pół chwili, dosłownie już po kropce), oczy pozostawały zawsze smutne.