Król Ryszard III - William Shakespeare - ebook

Król Ryszard III ebook

William Shakespeare

5,0

Opis

Król Ryszard III to sztuka autorstwa Williama Shakespeare’a, (znana również jako „Ryszard III”). Opisuje losy króla Ryszarda III Yorka, panującego w Anglii od 1483 do 1485.

 

Początkowo była określana jako tragedia, jednak bardziej pasuje do niej określenie „kronika”. Jest po Hamlecie drugą najdłuższą sztuką tego autora. To właśnie z tego utworu pochodzi słynny zwrot „Konia! Konia! Królestwo za konia!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 136

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-29-8
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

OSOBY:

KRÓL EDWARD IV. EDWARD, książę Walji, później król Edward V. RYSZARD, książę Yorku. GRZEGORZ, książę KLARENS. RYSZARD, książę GLOSTER, później król Ryszard III. Młody syn księcia Klarensa. HENRYK, hrabia RYSZMOND, później król Henryk VII. Kardynał BOURCHIER, arcybiskup kenterbryjski. ARCYBISKUP Yorku. Biskup ELY. Książę BUCKINGHAM. Książę NORFOLK. Hrabia SURREY, jego syn. Hrabia RIVERS, brat małżonki króla Edwarda. Markiz DORSET Lord GREY Hrabia OXFORD. Lord HASTINGS. Lord STANLEY. Lord LOVEL. Sir TOMASZ WOGAN. Sir RYSZARD RATKLIF. Sir WILJAM KETSBY. Sir JAKÓB TYRREL. Sir JAKÓB BLUNT. Sir WALTER HERBERT. Sir ROBERT BRAKENBERY, komendant Towru. Drugi ksiądz. LORD MAJOR Londynu. SZERYF z Wiltszajr. PODHEROLD — PISARZ. ELŻBIETA, małżonka króla Edwarda IV. MAŁGORZATA, wdowa po królu Henryku VI. Księżna YORKU, matka króla Edwarda IV., książąt Klarensa i Glostera. Lady ANNA, wdowa po Edwardzie, księciu Walji, synu króla Henryka VI., później żona księcia Glostera. Córka księcia Klarensa, dziecko. Lordowie i inne osoby z orszaków, obywatele, mordercy, gońcy, żołnierze, duchy, i t. d. Rzecz dzieje się w Anglji.

Akt I

Scena 1

Londyn. Ulica. Wchodzi Gloster.

Gloster. Tak więc nam słońce Yorku zamieniło Zimę niesnasek w promieniste lato, I chmury zwisłe ponad naszym domem Legły w głębokim łonie oceanu. Teraz nam zdobią skroń zwycięskie wieńce; Oręże nasze wyszczerbione wiszą Nakształt trofeów; z obozowej wrzawy Do uroczystych przeszliśmy festynów, Z forsownych marszów do wesołych pląsów. Wojownik chmurne rozpogodził czoło, I zsiadłszy z krytego stalą rumaka, Którym przerażał strasznych nieprzyjaciół, Podryga teraz po dworskich komnatach, W lubieżnych skokach przy odgłosie lutni. Lecz do igraszek jam nie jest stworzony, Ni do palenia kadzideł miłosnych, Ja z gruba kuty, za ciężki, za sztywny Do czupurzenia się przed lekką nimfą, Prostak pod względem wszelkich dwornych manier, Upośledzony z natury, niekształtny, Nieokrzesany, zesłany przed czasem W ten świat oddechu, i to tak koszlawo I nieudatnie, że psy ujadają, Gdy sztykutając mimo nich przechodzę;

Ja w ten piskliwy czas pokoju nie mam Innej uciechy, którąbym czas zabił, Jak chyba śledzić własny cień w słońcu I ropatrywać szpetność mej postaci. Nie mogąc przeto zostać adonisem, By godnie spędzić ten ciąg dni rózanych, Postanowiłem zostać infamisem I do tych marnych pustot się nie mięszać. Osnułem sieci intryg za pomocą Zdradnych poszeptów, snów i przepowiedni, By w moim bracie, Klarensie i w królu Zażedz wzajemną nienawiść ku sobie. Jest-li król Edward szczery i rzetelny Tak jak ja jestem chytry i obłudny, Dziś jeszcze Klarens będzie w ciupie siedział, A to na mocy wróżby, która, która mówi: Że ktoś, co miano swe od G zaczyna, Zabójcą będzie Edwardowych dzieci. Myśli me, dajcie nurka! Oto Klarens.

Wchodzi Klarens pod strażą, za nim Brakenbery.

Dzień dobry, bracie! Co znaczy ta zbrojna Straż przy osobie Waszej Wysokości? Klarens. Jego Królewska Mość w dbałości swojej O moją całość, raczyła dodać Taką eskortę na drogę do Towru. Gloster. Z przyczyny? Klarens. Tej, że Jerzy mi na imię, Gloster. Ależ milordzie, to nie twoja wina: Niechajby za to do więzienia wsadził Tych, co ci na chrzcie dali takie imię. Może ma Jego Królewska Mość zamiar Kazać cię w Towrze ochrzić po raz drugi? Ależ na serjo, co to jest, Klarensie? Nie mogęż wiedzieć? Klarens. Czemu nie, Ryszardzie, Bylebym tylko sam wiedział: bo dotąd,

Na honor, nie wiem. Mówią, że król Edward Bierze do serca sny i przepowiednie, Że z alfabetu głoskę G wykreśla; Bo mu jasnowidz jakiś miał powiedzieć, Że G potomstwo jego wydziedziczy; Że zaś me imię od G się zaczyna, Wnosi więc, że się to ma stać przezemnie. Te, oraz inne podobne androny Skłoniły Jego Wysokość, jak słyszę, Do uwięzienia mnie. Gloster. Otóż to skutki, Kiedy nad nami kobiety przewodzą! Nie król to Edward wtrąca cię do Towru, Lecz jego żona, ledy Grey, Klarensie, Do tej przywodzi go ostateczności. Czyliż nie ona, wespół z tym poczciwym Antonim Wudwil, swym bratem, sprawiła, Że lorda Hastings zataszczył do Towru? Źle z nami, bracie Klarensie, Źle z nami. Klarens. Dalibóg, nikt tu nie jest pewnym siebie Prócz parenteli królowej i owych Czynnych heroldów, co o nocnej porze Pomiędzy królem a panią Szor łażą. Czy też słyszałeś, z jak korną submisją Błagał ja Hastings o swe uwolnienie? Gloster. Chyląc się kornie przed nią, jak przed bóstwem, Wymodlił sobie lord szambelan wolność. Wiesz co? ja myślę, że jeżeli chcemy Cieszyć się nadal królewskiemi względy, To nic innego nam nie pozostaje, Jak pójść jej służyć i wdziać jej liberję. Owa zużyta wdowa zazdrośnica I ona, odkąd je nasz brat uszlachcił, Najsamowładniej trzęsą naszem państwem. Brakenberyprzystępując. Wasze miłoście raczą mi wybaczyć: Jego Królewska Mość surowo zlecił,

By, niezależnie od stopnia, nikt nie miał Z księciem Klarensem potajemnych rozmów. Gloster. Czy tak? Toć możesz, mości Brakenbury, Słyszeć, jeżeli chcesz, wszystko co mówim. Nie knujem spisków, panie, mówiliśmy, Że Król Jegomość jest mądry, cnotliwy; Że Jej Królewska Mość jest już cokolwiek W latach podeszłą, piękną, nie zazdrosną; Że żona Szora ma prześliczną nóżkę, Milutkie oczy, koralowe usta, Dźwięczny głos; wreszcie, że krewni królowej Wyszli na wielce znakomitych ludzi. Coż waćpan na to? Sądziszli przeciwnie? Brakenbery. Milordzie, jestem w tym puncie jak w rogu. Gloster. Jak w rogu, w puncie pani Szor? Wiedz aspan, Że prócz jednego nie wolno nikomu Bywać w tym punkcie, chyba pokryjomu. Brakenbery. Cóż to za jeden, panie, co mu wolno? Gloster. Jej mąż, obwiesiu; chciałżebyś mnie podejść? Brakenbery. Racz mi przebaczyć, a milordzie, przytem Zaniechać dalszej z książęciem rozmowy. Klarens. Znamy powinność twoją, Brakenbery, Będziemy przeto posłuszni. Gloster. Jesteśmy Poniżonymi sługami królowej. Być więc posłusznymi musim. Bądź zdrów, bracie: Pójdę do króla, i do czegokolwiek Zachcesz mnie użyć, chociażby mi przyszło Nazwać Edwarda połowicę siostrą, Wszystko uczynię, aby cię uwolnić. Bądź jak bądź, twardy ten postępek brata Dotknął mnie bardziej, niż sobie wystawiasz. Klarens. Wiem, że to obu nam się nie podoba. Gloster. Nie długo zresztą potrwa twa klauzura; Wyrwęć z niej lub się sam do niej dostanę:

Bądź więc cierpliwy. Klarens. Muszę być rad nie rad. Bądź zdrów. Wychodzi z Brakenberym i strażą. Gloster. Idź w drogę, z której już nie wrócisz O, dobroduszny Klarensie! miłujęć Do tego stopnia, że wkrótce twą duszę Do nieba poślę, jeśli tylko niebo Zechce z rąk moich ten dar przyjąć. Któż to? Wszak ci to świeżo uwolniony Hastings. Wchodzi Hastings.Hastings. Miłościwego witam księcia pana. Gloster. Witaj, kochany lordzie szambelanie! Rad cię oglądam na wolnem powietrzu. Jakżeś zniósł, powiedz, swoje uwięzienie? Hastings. Cierpliwie, panie, jak przystoi więźniom, I mam nadzieję wywdzięczyć się kiedyś Tym, z których łaski w sztuce cierpliwości Nabyłem wprawy. Gloster. Ani wątpić o tem; Tak się wywdzięczy i Klarens, bo twoi Nieprzyjaciele są także i jego Nieprzyjaciółmi i tak samo jemu Uszyli buty jak tobie Hastings. Niestety! Orła zamknięto w klatce, by jastrzębie I kanie mogły samopas bonować. Gloster. Cóż tam nowego słychać? Hastings. Nic tak złego, Tam jak tu: król jest niedomagający, Cierpiący, smutny; bardzo się o niego Boją lekarze. Gloster. Na świętego Pawła! Zła to nowina, w istocie za długo Ścisłej się trzymał djety; tym sposobem Wycieńczył swoją królewską osobę. Boleśnie myśleć o tem. Czy on w łóżku?

Hastings. W łóżku. Gloster. Idź przodem, pośpieszę za tobą Wychodzi Hastings. On żyć nie może długo, a nie może Umrzeć, dopóki Klarens ekstrapocztą Do bram niebieskich nie będzie wprawion. Muszę natychmiast udać się do niego I podżedz jego niechęć do Klarensa Kłamstwami w racje niezbite kutemi. Jeśli głęboki plan mój mi się uda, Klarens drugiego dnia już nie dożyje, Niech wtedy Pan Bóg wezwie do swojej chwały Króla Edwarda i mnie świat zostawi, Bym się swobodnie w nim rozpostarł. Wtedy Najmłodszą córkę Warwika zaślubię, Chociażem zabił jej męża i ojca. Najlepszym środkiem do udobruchania Tej hardej dziewki ten mi się wydaje, Abym sam został jej mężem i ojcem; Tak też uczynię, nietyle z miłości, Co gwoli innych tajnych celów, których Przez ożenienie to będę mógł dopiąć. Ale ja łowię ryby przed niewodem: Edward panuje, Klarens jeszcze żyje;

Gdy ich grób skryje, zysk mój się wykryje.

Wychodzi.

Scena 2

Tamże. Inna ulica.

W otwartej trumnie niosą przez scenę ciało Henryka VI; obok postępują dworzanie z halabardami, jako straż i ledy Anna jako płaczka.

Anna. Stawcie tu, stawcie, to cne wasze brzemię. Możeli zaczność w trumnie lec na wieki, Bym uroczystym żalem uświęciła Wczesne drogigo Lankastra zgaśnięcie. Zimny świętego króla wizerunku!

Domu Lankastrów pobladły popiele! Bezkrwawy szczątku czystej krwi królewskiej! Niech mi się godzi duch twój tu przywołać, Dla wysłuchania żalu biednej Anny, Żony Edwarda, syna twego, który Zgładzony został przez tę samą rękę, Co ci zabójczo rany te zadała! Z tych okien, dotąd otwartych, któremi Wyszło twe życie, ja, niestety, czerpię Dla moich oczu balsam bezskuteczny. Przeklęta dłoń, co przejścia te otwarła! Przeklęte serce, co do tego wiodło! Przeklęta krew, co krew tę wytoczyła! Oby ten nędznik, co nas śmiercią twoją Przywiódł do nędzy, gorszej doli doznał Od tej, jakiejbym mogła życzyć żmijom, Padalcom, wszelkim jadowitym płazom; Niech jego dzieci, jeśli je mieć będzie, Przychodzą na świat przedwcześnie, potwornie, Odrażającym, szpetnym swym widokiem Straszą w nadziejach zawiedzioną matkę I wszelką po nim niedolę dziedziczą! Jeśli mieć będzie kiedykolwiek żonę, Niech ją śmierć jego nieszczęśliwszą zrobi, Niż mnie zrobiła śmierć męża i twoja! Podejmijcie teraz i do Czertsej nieście Ten święty ciężar, wyniesiony z sklepień Świętego Pawła, by tam był złożonym; A ile razy przystaniecie znowu, Celem wytchnienia, ja wtedy rozpaczne Żale me znowu rozpościerać zacznę.

Tragarze podejmują trumnę i postępują dalej.

Wchodzi Gloster.

Gloster. Stójcie i trupa postawcie na ziemi. Anna. Przez jakież czary ten zły duch tu przyszedł, Wstrzymywać nasze pobożne obrzędy?

Gloster. Postawcie trupa, hultaje, lub w trupa Zamienię tego, co mnie nie posłucha. Pierwszy dworzanin. Odstąp milordzie, i pozwól przejść z trumną. Gloster. Krnąbrny warchole, stój kiedy ci każę; Nie właź mi pod nos z swoją halabardą! Bo, na świętego Pawła, w proch cię zgniotę I zdepczę, gburze, za twoją zuchwałość.

Tragarze stawiają trumnę.

Anna. Cóż to jest? drżycie? struchleliście wszyscy! Ach, ja wam tego za złe mieć nie mogę; Wyście śmiertelni, a śmiertelne oko Znieść nie potrafi widoku szatana. — Precz stąd, ty straszny posłanniku piekieł! Ty miałeś moc nad jego ciałem, Duszy mieć jego nie możesz; precz zatem! Gloster. Kochana, święta, przez miłość bliźniego, Nie klnij tak. Anna. Odstąp, diable, w imię Boga! I nie przeszkadzaj nam: tyś to obrócił Szczęśliwą ziemię naszą w istne piekło, W ojczyznę przekleństw i jęków. Jeżeli Żądno ci widzieć twe czyny ohydne, To spojrzyj na tę próbę swoich rzezi. — Patrzcie, panowie, patrzcie: czy widzicie, Jak się zastygłe zmarłego Henryka Otwarły rany i świeżą krew sączą? Wzdrygnij się, bryło obmierzłej szpetności! Twoja to bowiem obecność dobywa Tę krew z tych zimnych żył, w których krwi niema; Twój czyn nieludzki i nienaturalny Nienaturalny potok ten sprowadza. — Boże, tyś stworzył tę krew, Ty ją pomścij! Ziemio, ty pijesz tę krew, ty ją pomścij! Powalcie, nieba, gromem tego zbójcę. Albo ty ziemio otwórz się i schłoń go,

Jakeś schłonęła tę krew wytoczoną Jego ramieniem zaprzedanem piekłu. Gloster. Nie znasz prawideł miłości bliźniego, Miledy, która za złe każe dobrem, Błogosławieństwem za przekleństwa płacić. Anna. A ty, poczwaro, ty żadnych praw nie znasz, Boskich ni ludzkich; najdzikszy zwierz nawet Zna przecie jakieś uczucia litości. Gloster. Ja nie znam żadnych, przetom też nie zwierzę. Anna. Co za dziw, kiedy szatan mówi prawdę! Gloster. Większy dziw, kiedy anioł tak jest gniewny. - Pozwól, niewiasty boski arcywzorze, Bym się z zakału tej mniemanej winy Przy sposobności oczyścił przed tobą. Anna. Pozwól, zarazo w postaci człowieka, Bym cię z powodu tej winy uznanej Przy sposobności przekleństwem okryła. Gloster. Piękności. wyższa nad wszystkie wyrazy! Ścierp, bym z zarzutów się usprawiedliwił. Anna. Szkarado, niższa nad wszelkie pojęcie, Stryczkiem najlepiej się usprawiedliwisz. Gloster. Taką rozpaczą obwiniłbym siebie. Anna. Rozpacz by ciebie usprawiedliwiła, Skorobyś wywarł zasłużoną zemstę Na sobie samym, za niezasłużone Zabójstwo na drugich. Gloster. Przypuścmy, miledy Żem nie ja śmierć im zadał. Anna. Więc przypuszczasz, Że nie zginęli: zginęli jednakże I to z twej ręki, piekielny siepaczu. Gloster. Nie ja zabiłem twego, pani, męża. Anna. Więc jeszcze żyje? Gloster. Nie, zaiste: padł on Z ręki Edwarda. Anna. Kłakmiesz! Małgorzata

Widziała nóż twój jego krwią dymiący, Tenze sam, coś go niegdyś na nią podniósł, Tylko go twoi bracia odtrącili. Gloster. Uniósł mnie jej zły język, co potwarczo Ich winę zwalał na mój kark niewinny. Anna. Uniósł cię twój zły umysł, który nigdy O niczem innem nie śnił jak o rzeziach. Nie tyżeś tego zamordował króla? Mów. Gloster. Dajmy na to. Anna. Dajmy na to, zbójco! Daj Boże także, abyś za bezbożny Ten czyn, na wieki został potępiony! - On był tak dobry, łagodny, cnotliwy! Gloster. Tem ci godniejszy być u króla niebios. Anna. W niebie on, dokąd ty nigdy nie dojdziesz. Gloster. Wdzięczność mi winien za to żem mu pomógł Dostać się ówdzie; tam odpowiedniejsze Miejsce dla niego niżeli na ziemi. Anna. Dla ciebie tylko jedno odpowiednie: A tem jest piekło. Gloster. Tak, i jeszcze jedno; Chceszli, miledy, abym je wymienił? Anna. Chyba więzienie. Gloster. Sypialnia, miledy. Anna. Zatruty spokój niech będzie w pokoju, Gdzie ty spoczywasz! : Gloster. Będzie nim, o pani, Tak długo, póki nie spocznę przy tobie. Anna. Tak się spodziewam. Gloster. Ani wątpię o tem. Tymczasem, pełna wdzięków ledy Anno, aby sprowadzić w poważniejsze szranki To ostre starcie się naszych dowcipów, Powiedz mi, czyli ktoś, co spowodował przedwczesną śmierć tych dwóch Plantagentów:

Henryka i Edwarda, czy ktoś taki Nie zasługuje na równą naganę, Jak ten, co przywiódł ją do skutku? Anna. Tyś to Był doń powodem i niecnym jej sprawcą. Gloster. Twój to wdzięk do tej sprawy był powodem, Twój wdzięk, co we śnie mię drażni i bodzie Do przelewania krwi całego świata, W nadzieji słodkich godzin w twem objęciu. Anna. Gdybym tę pewność miała, te paznokcie Zdarłyby, zbójco, ten wdzięk z mego lica. Gloster. Oczy me nigdy nie ścierpią tej krzywdy; Nigdybyś, pani, jej nie wyrządziła, Gdybym był przy tem. Jak słońcem świat cały, Tak ja się twoim rozkoszuje wdziękiem: On jest mym dniem, mem życiem. Anna. Niech noc czarna Dzień twój zamroczy, a śmierć życie twoje! Gloster. Piękna istoto, nie klnij sobie samej: Tyś tem obojgiem. Anna. Z serca bym być rada Obojgiem, aby zemścić się na tobie. Gloster. Takie życzenie jest nienaturalne: Chcieć się mścić na kimś, co cię czule kocha Anna. Jest to życzenie słuszne i właściwe: Chcieć się mścić na kimś, co mi zabił męża. Gloster. Ten, co cię męża pozbawił, miledy, Zrobił to, by ci dać lepszego w zamian. Anna. Lepszego niż on nie ma na tej ziemi. Gloster. Jest ktoś, co lepiej cię od niego kocha. Anna. Wymień go. Gloster. Miano jego Plantagenet. Anna. To miano mego męża. Gloster. Takież same Ma i ten, tylko przy lepszych warunkach.

Anna. Gdzie on? Gloster. Tu. Anna pluje na niego Za co pani na mnie plujesz? Anna. Radabym, aby to był jad śmiertelny. Gloster. Nigdy jad nie trysł z piękniejszego źródła. Anna. Nigdy jad nie zawisł na brzydszej gadzinie. Przecz z moich oczu! zarażasz je. Gloster. Pani, Twoje to oko zaraziło moje. Anna. Oby to oko było bazyliszkiem, Coby cię na śmierć olśnił! Gloster. Oby było! Bo tym sposobem umarłbym odrazu, Zamiast powolnie konać. Twoje oko Słone łzy nieraz wycisnęło z moich; Zdrojem dziecinnych kropel zsromociło Ten wzrok, którego nigdy do tej pory Wilgoć czułości nie zamgliła jeszcze; Który pozostał jasnym nawet wtedy, Kiedy mój ojciec York i Edward płakał, Słysząc żałosny jęk Rutlanda w chwili, Gdy go czarnego Klifforda miecz przeszył; I wtedy, kiedy twój waleczny ojciec Rzewnie, jak małe dziecko, opisywał Śmierć mego ojca, i kilkakroć razy Przerwał opis, aby łkać i szlochać, Tak, że ktokolwiek był przy tem obecny, Mokre miał lica, jak liście po deszczu. W smutnych tych czasach męskie moje oko Wzgardziło łzami niegodnemi męża. I czego wtedy żałość nie zdołała Wydobyć z niego, to wydobył teraz Twój wdzięk, oślepił je prawie od płaczu. Nigdy o żadną łaskę nie błagałem Ani przjaciół, ani nieprzyjaciół;

Nigdy mój język nie mógł się nauczyć Słodko pochlebnej mowy; ale teraz, Gdy wdzięk twój celem, dumne moje serce Błaga i znagla język do mówienia Anna spogląda nań z pogardą. Nie szpeć, o pani, ust swych tym wyrazem Odpychającym, one są stworzone Do pocałunków, a nie do pogardy. Jeśli twe mściwe serce nie przebacza, Oto dowodny miecz z śpiczastym ostrzem; Utop go, jeśli chcesz, w tej wiernej piersi I wygnaj duszę, która cię uwielbia. Gołoć go daję, oczekując śmierci; I na kolanach kornie o nią proszę. Odsłania pierś, Anna mierzy w nią mieczem. Nie ociągaj się: jamto zamordował Króla Henryka, ale twoja piękność Spowodowała mnie do tego. Uderz! Ja to zgładziłem młodego Edwarda; Anna zamierza się znowu. Ale mnie k'temu wiódł twój boski powab. Anna upuszcza miecz. Podnieś, aniele miecz, albo mnie podnieś. Anna. Wstań, obłudniku! choć śmierci twej pragnę, Nie chcę jednakże być jej wykonawcą. Gloster. To mi każ z własnej lec dłoni, a legnę. Anna. Jużem kazała. Gloster. Wtedy byłaś w gniewie. Powtórz ten rozkaz, a zaraz ta ręka, Co przedmiot twojej miłości zabiła Z żywej miłości ku tobie, zabije Przedmiot twej wzgardy dla miłości twojej.