Kręte ścieżki - Aleksander Ławski - ebook + książka

Kręte ścieżki ebook

Aleksander Ławski

0,0

Opis

Kręte ścieżki” to współczesna powieść osadzona w latach „późnego PRL-u” i lat 90. nowej Polski. Opisuje losy Anny, która szuka własnej drogi życiowej i napotyka zło wynikające z systemu. Nie mając żadnego oparcia ani w szkole, ani w rodzinie zaczyna się gubić. Wywodzi się ze środowiska wiejskiego, gdzie po jednej stronie jest Kościół, a po drugiej fałsz i zakłamanie w rodzinie. Najwyższą wartością staje się posiadanie dóbr. To ono stanowi kryterium oceny człowieka. Przykładem takiej postawy jest matka Anny: „jeśli masz, to jesteś coś wart, a jak nie masz, to jesteś głupi”. Każdy z bohaterów szuka miłości, lecz czasem, aby ją odnaleźć, trzeba przejść przez zawikłane meandry życia.


Jest to żywy, z krwi, kości i miłości wyrazisty obraz splatających się przeżyć i emocji dorastającej dziewczyny, a wkrótce po tym kobiety kontestującej swoje przeszłe i przyszłe życiowe zachowania.

prof.dr hab. Eugeniusz Szwonek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 212

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Aleksander Ławski

Kręte ścieżki

Strona redakcyjna

Redakcja: Paulina Nowaczyk

Korekta: Paulina Klas

Okładka: Wiola Pierzgalska

Skład: Monika Burakiewicz

© Aleksander Ławski i Novae Res s.c. 2014

Wszelkie podobieństwo do realnych postaci i sytuacji jest całkowicie przypadkowe.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-7722-859-3

NOVAE RES – WYDAWNICTWO INNOWACYJNE

al. Zwycięstwa 96/98, 81-451 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Wydawnictwo Novae Res jest partnerem Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.

Konwersja do formatu EPUB/MOBI:

Legimi Sp. z o.o. | Legimi.com

Spotkanie

W ciepły czerwcowy dzień zadzwoniła do mnie Ala, kuzynka mojej żony.

– Wiesz, mam dla ciebie pracownicę.

Organizowałem wtedy spółkę handlową, a ta osoba ponoć miała być biegła w arkanach księgowości komputerowej i biegle posługiwać się programami księgowymi.

Szukałem, mówiąc szczerze, kobiety w wieku trzydziestu lat o miłej aparycji. Nie będę ukrywał, że dobrze by było, aby wzbudzała zainteresowanie mężczyzn, ponieważ kobieta łatwiej wtedy osiąga cel. Na pierwszym spotkaniu nie wzbudziła we mnie większego zainteresowania. Blondynka, długie włosy, skromnie ubrana, lekko wystraszona, ale zapewniająca, że na pewno sobie poradzi. Pomyślałem: zobaczę, porozmawiam z innymi kandydatkami; mijały jednak dni, a czas mnie naglił.

Spółkę zarejestrowałem, rozmowy z innymi rozbijały się o wygórowane żądania finansowe. Nie mając czasu na dalsze poszukiwania, zadzwoniłem do dziewczyny poleconej przez Alę, proponując spotkanie celem uzgodnienia warunków pracy.

Na spotkanie przyszła w czarnej minispódniczce. Miała szczupłe i zgrabne nogi, które zrobiły na mnie wrażenie; tak mówiąc szczerze, miałem ochotę pogłaskać po tych wyraźnie prowokujących, odsłoniętych udach.

W samochodzie skierowała swoje wdzięki w moją stronę, lecz udałem, że nie robi to na mnie wrażenia – lekko zawiedziona odwróciła się w drugą stronę. Miała na imię Anna.

– Piękne imię – powiedziałem.

– Może – odpowiedziała. – Ale go nie lubię.

– Można się przyzwyczaić. – Nic nie odpowiedziała.

Wiozłem ją do kuzyna na jakąś uroczystość. Miałem ją tam zostawić, lecz w pewnej chwili zaproponowała, że ona posiedzi tam godzinę, a potem – gdybym się zgodził – mogłaby jechać ze mną na spacer po lesie. Mówiąc szczerze, byłem tym trochę zdziwiony.

Po dwóch dniach znajomości zaproponowała mi intymne spotkanie; w dodatku miałem z nią podpisać umowę o pracę – szef – sekretarka – księgowa, typowy układ, który dosyć często kończy się w łóżku. W drugiej fazie najczęściej odchodzi sekretarka.

Po godzinie zjawiła się – wsiadła do samochodu, a ja wywiozłem ją w zakamarki puszczy. Wyszliśmy z wozu; delikatnie wziąłem ją za rękę, lekko zbliżyłem do siebie. Jej ciało dotykało mojego. Dziewczyna była lekko podniecona. Odważnie przylgnęła do mnie, zaczęliśmy się całować. Czułem jej jędrne ciało, jednak nie chciałem jej posiąść, choć nie byłoby z tym problemu. Głaskałem ją po jej udach, wystających jędrnych piersiach, pachniała jakąś tanią wodą.

Upajałem się jej młodością i odwagą. Robiła wrażenie osoby doskonale zorientowanej w stosunkach damsko-męskich. Potraktowałem ją życzliwie, ale chłodno; odnosiłem wrażenie, że ma coś w sobie z prostytutki.

Miała piękne niebieskie oczy, a łatwość, z jaką się do mnie zbliżała, nasuwała mi różne refleksje o jej przeżyciach. Nie myliłem się: we wczesnej młodości została zgwałcona. Później prowadziła bujne życie erotyczne. Była mężatką, ale z mężem jej się nie układało.

Słuchałem tych opowieści, snując różne domysły na temat jej dalszej przyszłości i roli w powstającej poważnej firmie. Zastanawiałem się, jak można wykorzystać jej walory... Myśli wybiegały w daleką przyszłość.

Nie była zachwycona moją wstrzemięźliwością – nie rzuciłem się na nią, jak zrobiłby może inny mężczyzna. Rozstaliśmy się z końcem dnia, odwiozłem ją do domu. Różne myśli krążyły mi po głowie; nie byłem pewny, czy dobrze robię, planując ją zatrudnić.

Myślenie intuicyjne zawsze się u mnie sprawdzało. Miałem jednak dylemat i nie do końca wiedziałem, czy ulec intuicji i dać sobie z nią spokój. Fascynowało mnie jej ciało i mając na względzie ewentualne korzyści, postanowiłem ją zatrudnić.

Nie byłem facetem, któremu brak było doświadczenia z kobietami. Wiedziałem, że dziewczyna ma umiejętność łatwego nawiązywania kontaktów i ta cecha była decydująca. Następnego dnia podpisałem z nią umowę o pracę.

Hanka

Po burzliwych latach siedemdziesiątych, pełnych erotycznych przeżyć, zauroczyłem się pewną młodą piękną, kobietą. Zrobiła na mnie zniewalające wrażenie. Pracowała w sąsiedniej firmie. Nazywała się Hanka, była mężatką i na pewno mnie kochała. Ogarnął mnie szał namiętności, kochaliśmy się wszędzie – w biurze, na biurku, na dywanie, w samochodzie, a nawet – gdy padał deszcz – w paśniku dla saren. Miała piękne jak atłas ciało, nie rodziła, bardzo mnie podniecała – zawsze byłem gotowy, aby ją kochać. Był tylko jeden szkopuł, ona, jak i inne, chciała być ze mną na całe życie. Sprawiła mi tym nie lada problem; był to warunek, którego nie mogłem spełnić. Byłem oficerem określonych służb specjalnych, sam nigdy nie wiedziałem, czy po wykonaniu zadania, które mi zlecono, wrócę żywy. Nigdy nie byłem pewny, co mnie czeka jutro, czy uda mi się szczęśliwie przekroczyć granicę.

Po przyjeździe i zdaniu relacji miałem chwilę oddechu, ale również i stresu. Stawałem się zamknięty i małomówny... i wtedy zjawiała się ona. Świat stawał się piękniejszy, trawa bardziej zielona, kwiaty pachniały, zmieniałem nastrój – chciało się żyć. Były to chwile, które w życiu każdego człowieka zostawiają głęboki ślad. Znak minionego szczęścia. Żyłem chwilą, nie dbałem o jutro; miałem dość pieniędzy, by pozwolić sobie i rodzinie na w miarę dostatnie życie.

Wrosłem w socjalizm i stawałem się jego komórką, jednak odczuwałem zgniliznę systemu. Po kilku wyprawach na zachód kompletnie wyleczyłem się z socjalizmu, którego nigdy nie uważałem za ustrój godny człowieka. Pewnego lipcowego dnia lat siedemdziesiątych moja piękność poprosiła o spotkanie. Po przybyciu do jej nowego miejsca pracy i krótkim, dość chłodnym przywitaniu oświadczyła mi, że albo zostaje z nią na zawsze, albo ona wyjeżdża do Stanów do męża. Mąż jej przebywał w Stanach na stypendium naukowym, doktoryzował się na jakimś uniwersytecie.

Miałem w tym czasie paszport w kieszeni i zamierzałem wyjechać do Paryża. Z wielką przykrością poradziłem jej, aby pojechała do męża i nie wiązała ze mną swojej przyszłości, nic bowiem o mnie nie wiedziała. Przytuliła się do mnie; były łzy, delikatne muśnięcie ustami mego policzka, czułem ciepło jej ciała oraz żal, że inaczej już być nie może. Musiałem się z tym pogodzić. Wyszedłem z pokoju, nie oglądając się za siebie. Czułem, że coś ważnego w moim życiu pozostało za mną.

Opanowała mnie niemoc, myśl, że nie mogę przeciwdziałać losowi. Skazany byłem na ścisłe podporządkowanie się innym; gdybym zrobił inaczej, nie wiem, czy dziś mógłbym skreślić tych kilka wspomnień. Ten krótki epizod z Hanką wywarł ogromny wpływ na moje życie uczuciowe, jednak odeszła ode mnie na zawsze. Była kobietą o wysokim stopniu inteligencji, uzdolniona artystycznie, paliła papierosy, czasem zbyt dużo piła. Była lojalna i prawdomówna, nigdy nie kłamała – potrafiła mi mówić nawet o zbliżeniach z mężem. Po powrocie ze Stanów – a nie było mnie wtedy w kraju – rozwiodła się z mężem i czekała na mnie. Nie było mnie ponad rok. Przez ten czas nie wiedziała, co się ze mną dzieje.

Pewnego razu, rozmawiając ze swoim kuzynem, ten zapytał, czy nie wiem, co się dzieje z Hanką. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem.

– A wiesz, ja mam do niej numer telefonu. Zostawiła, będąc kiedyś u mnie. Zadzwonię do niej.

– A to zadzwoń – odparłem.

Wykręcił numer, odczekał, odezwała się. Zaczął.

– Słuchaj, jest u mnie Janusz, pamiętasz go?

– Oczywiście – rzekła.

– Chcesz porozmawiać? – Mówiąc to, podał mi słuchawkę.

Po dwudziestu pięciu latach znów usłyszałem jej głos. Najpierw tradycyjne: „co słychać”, później zaproponowałem spotkanie – zgodziła się, umówiliśmy się w restauracji.

Na spotkanie przyszła ubrana dość seksownie, wyszczuplała, a na jej twarzy dostrzegłem zmarszczki, których przedtem nie było. Kobieta bardzo dojrzała fizycznie, lecz mentalnie pozostała tą samą Hanką, którą znałem 25 lat temu.

Wspominała minione lata, pijąc whisky z lodem. Opowiadała, że nie mogła sobie znaleźć miejsca w życiu i w pewnym momencie oświadczyła, że dalej mnie kocha i że zrobiła wielki błąd, wyjeżdżając do Stanów do męża. Wyznała mi, że nigdy nie przestanie minie kochać. Patrzyłem na nią i słuchałem jej wyznań, zastanawiając się, jak to nieświadomi skutków rozstania kobieta i mężczyzna wyrządzają sobie krzywdę, która ma wpływ na całe dalsze życie.

Spotykam się z nią czasem, każde z nas uwikłane jest w różne troski dnia codziennego. Proponowałem jej, że może wyjedziemy razem na narty do Włoch lub Austrii, podobno pięknie jeździ na nartach. Lubię ten sport, jestem jego pasjonatem. W latach pięćdziesiątych startowałem w zawodach akademickich w slalomie specjalnym, jeszcze na twardych tyczkach. Zajmowałem miejsca w drugiej dziesiątce, a dla chłopaka z nizin był to wielki sukces.

Chciałbym zobaczyć jej umiejętności, uważam bowiem, że jazda na nartach jest zbliżona do sztuki. Kultura jazdy świadczy o człowieku. Czasem porównuję jazdę na nartach do jazdy na koniu, którą zresztą też uważam za pewien rodzaj sztuki, a na pewno element składający się na inteligencję i wrażliwość człowieka. Doświadczyłem w życiu tych umiejętności i tych wrażeń, mam własnego konia – piękną klacz gorącokrwistą, która szanuje tylko jeźdźca o dobrych umiejętnościach, natomiast słabeuszy po prostu wyrzuca z siodła.

Dawna miłość jest jak przebyta choroba – zostawia ślad na całe życie. Nie mogę się tak do końca od niej uwolnić, choć nie stwarza już emocji. Dawna dziewczyno, kiedyś kochałem cię, dalej mam dla ciebie szacunek – nisko ci się kłaniam za dawną szczerość i oddanie, a gdy cię czasem zobaczę, sprawiasz mi wielką przyjemność. Nie jesteś już tą dwudziestoparolatką, z którą kochałem się w lesie na mchu, na mrozie... wszędzie nam było dobrze. Nie mogliśmy być razem, jesteśmy dalej obok siebie, oddaleni wspomnieniami i wyczekiwaniem na zbliżenie, chociaż czas porysował nasze czoła zmarszczkami.

Anna

Anna to osobny rozdział w moim życiu – rozstanie z nią pozostawiło w mym sercu głęboką ranę. Ostateczną decyzję o rozstaniu podjąłem po balu sylwestrowym. Umówiliśmy się, że pojedziemy tam razem, ale dwa dni przed wyjazdem oświadczyła, że nie jedzie, bo chce być sama. Jak się okazało później, faktycznie była sama, choć nie z własnej woli.

O północy przysłała mi życzenia, pisała, że mnie kocha i dalej chce być ze mną. Odebrałem to jako skutek wyrzutów sumienia, które u niej były tylko grą. Miłość u niej polegała na wyłudzaniu pieniędzy i różnych innych usług. Pieniędzy zawsze jej brakowało, często jej pożyczałem na tak zwane wieczne oddanie, ale przy większych sumach domagałem się zwrotu – szło to bardzo opornie. Kobieta demon – znałem ją kilka lat, miała w sobie jakiś magnes, który przyciągał do niej mężczyzn.

Pomogłem urządzić jej mieszkanie; było pięknie wyposażone. Pożyczyłem jej na to pieniądze świadomy, że nigdy ich nie odda. A jako że zarabiałem jak na owe czasy dość dużo, korzystała z tego i zdawało jej się, że tak będzie zawsze.

Była to dziewczyna bez wykształcenia, namawiałem ją do stopniowego zdobywania kwalifikacji, w czym zresztą starałem się jej bardzo pomóc. Uważałem, że po rozstaniu ze mną będzie musiała sama na siebie zarabiać. Z mężem od paru lat była w separacji – myślała o rozwodzie. Według mej oceny, miała niskie poczucie własnej wartości. Jej zdaniem mówienie nieprawdy i oszukiwanie nie było niczym niemoralnym. Z natury była podejrzliwa i nieufna – te cechy wyniosła z domu rodzinnego.

Od lat byłem w separacji z żoną, miałem określone cele życiowe, które konsekwentnie i z powodzeniem realizowałem. Anna stała się moją partnerką biznesową; młodsza ode mnie zastępowała brakującą w moim życiu kobietę. Mówiła, że mnie kocha, była bardzo zazdrosna i zaborcza.

Kochaliśmy się dość często, polubiłem jej ciało, jej sposób przeżywania zbliżenia. Nie lubiła gry wstępnej: sam akt musiał być mocny, gwałtowny coś na pograniczu gwałtu, wtedy stosunkowo szybko osiągała orgazm.

Często popadała w stan gwałtownego musu zaspokojenia swych potrzeb seksualnych – gotowa się kochać wszędzie i w każdych warunkach, wpadała w amok i trudno było ją zaspokoić. Półprzytomna prosiła o niekończący się akt seksualny, a po tym zapadała w kilkugodzinny sen. Po przebudzeniu tuliła się do mnie, mówiąc, że chce być ze mną zawsze; było jej dobrze.

Borykała się z dzieckiem, kilkuletnim chłopcem, którego nie była matką. Nie potrafiła go wychowywać, raz była zbyt ostra, surowa, nawet wulgarna, a w innej sytuacji nadopiekuńcza. Nie miała żadnego szacunku dla nauczycieli, co bardzo deprymująco wpływało na zachowanie syna. Cieszyła się, gdy syn, przychodząc ze szkoły, potrafił naśladować zachowanie nauczycieli, eksponując ich ułomności i wady. Zachowanie takie wzbudzało we mnie głęboką frustrację. Nigdy nie mówiła: „pani wychowawczyni”, tylko: „ta garbata, czego ona od ciebie chce?”. W domu rodzinnym Anna nie doznała miłości; mówiła, że matka nigdy nie brała jej na kolana. W takich warunkach kształtował się jej charakter.

Wyrażając nieraz swoje niezadowolenie, Anna mówiła, że nigdy nikogo nie kochała, potrzebowała natomiast miłości. Pewnego razu po pracy, gdy siedzieliśmy naprzeciw siebie, ona w fotelu, ja na kanapie, oświadczyła, że mnie nigdy nie opuści i zawsze będzie ze mną. Odpowiedziałem, że nie mam zamiaru się z nią rozstawać. Z fotela przyszła do mnie. Całowaliśmy się, pieściłem jej ciało; często w takiej sytuacji dochodziło do zbliżenia. Było mi bardzo dobrze, byłem szczęśliwy, a za te chwile jestem jej niezmiernie wdzięczny.

W życiu trzeba wykorzystać wszystkie chwile. Dzięki tym spędzonym z Anną byłem szczęśliwy. Były jednak momenty, że wpadała w depresję, narzekała na brak pieniędzy, choć finansowo często ją wspomagałem, żaliła się też, że się starzeje i nikt się za nią nie ogląda.

W wieku czterdziestu lat była całkiem siwa, zaczęła więc farbować włosy. Z depresji przechodziła w stan euforii; mówiła, że będzie dobrze. Starałem się stymulować jej uczucia, najczęściej wiozłem ją na spacer, potem przytuleni do siebie poddawaliśmy się błogości zbliżenia. Było nam dobrze, życie toczyło się wytyczonym torem.

Był lipiec 2005 roku, pełnia lata. Umówiłem się z Anną na spotkanie – pojechaliśmy do dobrej knajpy, piliśmy czerwone wino – czułem u niej jakiś niepokój. Na spotkanie przyszła jakby odmieniona, nie było widać po twarzy, że ma jakieś kłopoty. Była jakby pełna szczęścia, ale to tylko pozory. Miała na sobie długą, czarną suknię przylegającą do ciała, zapinaną z przodu na fantazyjne guziczki, opiętą od dołu do połowy ud, modne buty, dobry makijaż – tak rzadko u niej stosowany, nadawał jej blasku i uroku. Jako że miała zgrabne nogi i dość szczupłą sylwetkę – wszystko to podkreślało jej seksowność.

Anna jak każda kobieta lubiła się maskować i nie okazywać zbytnio swoich uczuć. Zapytałem ją, skąd u niej taka wzmożona kokieteryjność, a w odpowiedzi usłyszałem, że nic się nie dzieje. Jednak po dłuższej rozmowie zorientowałem się, że chce mi coś przekazać; chciałem ją sprowokować do wyznań, czułem bowiem, że ten jej wygląd jest nie dla mnie, że coś kryje. Rzadko mówiła prawdę – przeważnie kłamała, kłamstwa po pewnym czasie były przeze mnie wykrywane. Uważała, że może mnie oszukiwać, ponieważ i tak się o wszystkim dowiem. Rozmowa nie za bardzo się kleiła, zaczynała być coraz bardziej spięta.

– Powiedz, może masz kogoś? Pracujesz w Warszawie, może kogoś poznałaś?

Otworzyła się.

– Wiesz, poznałam faceta, byłam z nim w Klifie na kawie. Jest o mnie bardzo zazdrosny – jak tylko spojrzę na innego mężczyznę, robi mi uwagi.

– Kochasz go?

– Nie, tylko go lubię.

– Kochałaś się z nim?

– Nie...

– Co to za facet?

– Z Pragi – odparła.

– Czym się zajmuje?

– Pracuje gdzieś przy montażu kotłowni. Jest młodszy ode mnie.

– Chcesz z nim być? – przepytywałem dalej.

– Chyba nie, nie jest to facet na dalsze życie. Jest delikatny, tym razem to ja dominuję – nie tak jak z tobą. Ty sterowałeś mną.

– Źle na tym nie wyszłaś...

– Oczywiście, mam dla ciebie dużo szacunku. Wiele tobie zawdzięczam.

– Cieszy mnie chociaż to – odrzekłem.

Na końcu oświadczyła, że mnie kocha. Wsiedliśmy do samochodu, po drodze skręciliśmy do lasu i tam starym zwyczajem kochaliśmy się. Było wspaniale, choć czułem, że coś się między nami skończyło.

Przy mnie nasyciła się luksusem; nie była osobą biedną, miała piękne, duże mieszkanie, dobrze wyposażony wolno stojący dom w atrakcyjnym miejscu, dobry samochód. Wszystko to wskazywało, że miłość tego faceta kierowana była w stronę jej walorów materialnych. Tłumaczyłem jej, że ją okradnie, że wyciśnie z niej wszystko, co będzie możliwe, a potem ją zostawi. Była od niego parę lat starsza, przyglądałem się, jak sytuacja się rozwinie.

Pod koniec października wybrała się z nim do swojej rodziny. Ubrała go w nowe ciuchy, które mu oczywiście kupiła, i pojechali jej samochodem – on nie grzeszył żadnym majątkiem. Prosiła mnie w tym dniu, abym jej zatankował samochód – miałem na stacji znajomego, który sprzedawał znajomym tanie paliwo.

Wieczorem zadzwoniła do mnie, informując, że rozbiła samochód. Nic się jej nie stało, a samochód zaciągnęli do jakiegoś blacharza, który miał go naprawiać. A to nie koniec złych wiadomości – używając szantażu w formie prośby, powiedziała mi, że muszę ją wozić do pracy, bo inaczej rozleci jej się firma.

Woziłem ją swoim autem i zdawało mi się, że zaczyna dostrzegać, w jakim znalazła się amoku. Po trzech tygodniach odebrała samochód z warsztatu; oczywiście spartaczona naprawa, a ona nie chciała się przyznać, że samochód rozbił po pijanemu jej kochanek.

Życie toczyło się dalej; Anna pracowała w dużej firmie, miała bardzo dużo pracy. W soboty przywoziła kochanka do swojego mieszkania; siedzieli tam do niedzieli, potem odwoziła go na dworzec. Często dzwoniła wtedy do mnie z zapytaniem o nieodebrane telefony.

Następnego dnia rano często zapraszała mnie na kawę, która kończyła się z nią w łóżku. Przestałem ją traktować jako bliską kiedyś kobietę; gdzieś odeszło zauroczenie, miłość, pozostały interesy i dawne wspólne przeżycia, które w jakiś sposób nas łączyły. Nie byłem jej dłużny, może się domyślała.

Grażyna

Poznałem niewiele starszą od Anny kobietę – rozwiedzioną, mającą własny biznes, wykształconą. Odeszła od męża po jego pierwszej zdradzie.

Znałem ją przed tym i muszę przyznać, że zawsze mi się podobała. Była otwarta, lubiła się kochać, miała piękne ciało, a każde dotknięcie jej przynosiło wiadomy skutek. Grażyna – dojrzała kobieta, marzenie każdego mężczyzny... Od Anny odszedłem całkowicie, nie chciałem mieć z nią żadnych bliższych kontaktów, choć w różny sposób mnie prowokowała. Byłem wygodnym partnerem, mogła zawsze liczyć na moją pomoc. Grażyna znacznie przewyższała Annę intelektualnie, piliśmy czerwone wino i do późnej nocy prowadziliśmy nieraz niekończące się rozmowy.

Rozmowy z Anną

Kiedyś, podczas w miarę w szczerej rozmowy rzekła, że nie chciałaby stracić ani mnie, ani swojego mężczyzny. Taki sposób bycia z nią absolutnie mi nie odpowiadał, miałem inny pogląd na dalsze życie. Po uczestnictwie w dość dużym biznesie pomagałem urządzić miejsce pracy dla Anny. Z wielkim oporem zaczęła pracować na siebie, po zdobyciu odpowiednich kwalifikacji stała się doradcą finansowym. Pomagałem jej zorganizować biuro na miejscu i w Warszawie.

Ostatnie przeżycia wywarły wpływ na jej wygląd, mężczyźni mniej ją adorowali; wyglądała na zmęczoną życiem „kobietkę”. Interesowało ją zdobywanie pieniędzy, zaciągała kredyty, których w tajemnicy przede mną nie spłacała. Miała duży talent do wydawania pieniędzy – brakowało jej to na buty, to na sukienkę, to na różne inne ciuchy. Lubiła się dobrze ubrać. Praca i studia zaoczne na wydziale finansów Uniwersytetu Warszawskiego oraz uciążliwa praca odbiły się na jej wyglądzie. Anna stała się mniej pewna siebie, jej twarz poszarzała, zatraciła gdzieś dawny urok – wyglądała źle.

Rozstanie ze mną również negatywnie wpłynęło na nią i jej życie. W przypływie szczerości mówiła, że ten skok w bok dużo ją kosztował; jestem pewny, że tego żałuje. W sytuacji, jaka się stworzyła, nie widziałem już dla niej miejsca w moim życiu. Nie wierzyłem w to, co mówi – przeważnie kłamała, nie dotrzymywała słowa, stała się nieodpowiedzialna.

Dingo

Nadal uwikłana jest w różne potyczki z mężem, wciąż się go boi. Ponoć zostawiła ukochanego psa, który bardzo tęskni za nią i wyczekuje przed furtką – może pani go odwiedzi... Ta jednak nie okazuje mu miłości, nie odwzajemnia uczucia, którym on ją obdarzył. Gdy czasem obserwuję to zwierzę, które broniło ją w różnych krytycznych sytuacjach z mężem, widzę jego tragedię. Nigdy bym tak nie postąpił i nie mogłem zrozumieć, jak bardzo ona się zmieniła; kiedyś twierdziła, że pies ten jest dla niej więcej wart niż adoptowane dziecko. Było to oczywiście pomylenie pojęć, jedno jest jednak pewne: pies przywiązuje się do człowieka na całe swoje życie, jest mu zawsze wierny, nigdy go nie zdradzi. Człowiek natomiast czasem postępuje odwrotnie; dotyczy to również Anny.

Pewnego razu zadzwoniła do mnie, prosząc o pomoc w uśpieniu psa. Byłem tym zbulwersowany i oczywiście odmówiłem; coraz bardziej poznawałem jej charakter. Kobieta bez uczuć... – jak w ogóle mogłem się do niej zbliżyć.

Ciągle mówiła, że mnie kocha, ale tak do końca jej nie wierzyłem. Rozumiałem już, że była to kobieta demon, nielicząca się z nikim i z niczym. Dla niej najważniejsze było jej ego oraz to, co może uzyskać na znajomości z kimś. Zawsze próbowała handlować sobą, to był jej mocny atut.

Rodzina

Pochodziła ze środowiska wiejskiego, z biednej rodziny, była niechciana i niekochana, w dorosłe życie weszła bardzo wcześnie. Mając 13 lat, została zgwałcona przez męża starszej siostry. Oczywiście rodzina nie potępiła gwałciciela, tylko ją, tłumacząc, że na pewno go sprowokowała. Mówiła mi o tym z wielkim przejęciem. Wszystko to odbiło się tragicznie na jej dalszym życiu. Patrząc na to teraz, nie wiem tak naprawdę, czy to wydarzenie w ogóle miało miejsce.

Była dość tajemnicza, nie bardzo chciała się zwierzać, napomknęła tylko kiedyś, że gwałt powtórzył się jeszcze kilkakrotnie. Przypuszczam, że następne stosunki nie były już gwałtem, lecz odbyły się za jej przyzwoleniem. Pozornie nie znosiła jego towarzystwa, ale sądzę, że łączyło ją z nim jakieś wątłe uczucie. W czasie tańca zawsze byli przytuleni do siebie – tylko wtedy mogli oficjalnie się do siebie zbliżyć, nie budząc podejrzeń.

Życie w domu rodziców skupiało się na świątecznych obiadach. Plotkowano tam o znajomych i rodzinie, matka wiodła w tym prym. Wyczułem, że była zazdrosna o to, że Anna jest ze mną. Próbowała nawet różnych sztuczek, aby zasiać między nami niepokój i muszę przyznać, że często jej się to udawało, nieraz wracaliśmy skłóceni.

Anna nie należała do geniuszy intelektualnych i stosunkowo łatwo przejmowała czyjeś sądy. Tłumaczyłem jej, by nie brała wszystkiego, co matka chce jej narzucić. Po przyjeździe do rodziców zawsze były prezenty, które miały rekompensować parogodzinny pobyt. Za kryterium wartości w tej rodzinie brano pozycję materialną, jaką człowiek osiągnie. Reszta się nie liczyła i nawet wizyty na niedzielnej mszy nie miały żadnego wpływu na od dawna ukształtowane poglądy. Jako że Anna nie była najbiedniejsza, zazdrość sióstr i matki powodowały konflikty między nimi.

Świat Anny

Zaprosiłem kiedyś dawnego znajomego profesora, wykładowcę archeologii na znanej warszawskiej uczelni. Po paru koniakach rozgadał się o swoich problemach życiowych, o studentach nieprzykładających się do nauki, a później wspominaliśmy nasze wspólne wyjazdy do Włoch i Austrii na narty. Dyskusja absolutnie jej nie interesowała; siedziała znudzona, nie zwracając na gościa żadnej uwagi. Źle się czuła w takim towarzystwie, byli to ludzie nie z jej świata.

Annie dobrze było wśród mężatek, łajdaczek i facetów, którzy imponowali opowiadaniem dowcipów i byli zainteresowani jej osobą. Te cechy charakteru zbliżały ją do kobiet zmieniających mężczyzn jak rękawiczki. Miała koleżankę, mężatkę, która twierdziła, że mąż nie pociąga jej fizycznie. Wyglądała jak poślednia kurewka, puszczała się na lewo i prawo. Nawet raz chciałem się z nią umówić, jednak ta obawiała się, że Anna może się o tym dowiedzieć i wynikną jakieś nieprzyjemności. Byłem zadowolony z takiego jej stanowiska.

Krystyna, bo tak miała na imię ta koleżanka, znajdowała chętnych do uprawiania seksu na czacie i umawiała się z nimi. Mówiła o sobie, że jest najlepszym lachociągiem w okolicy.

Prawie na każde spotkanie z wybranym oblubieńcem Krystyna zabierała Annę, która siedząc w pewnej odległości w samochodzie, ubezpieczała koleżankę. Nie zawsze spotkanie Krystyny kończyło się pomyślnie; czasem wracała z sińcem lub oblubieniec wyrzucał ją z samochodu. Wtedy Anna była jedynym ratunkiem.

Anna twierdziła, że to zwykła kurwa, ale zauważyłem, że była tym sposobem znajomości zainteresowana. Swojego obecnego kochanka Anna zapoznała właśnie za pośrednictwem Krystyny – przez Internet. Do tej pory nie mogłem zrozumieć, co tych dwoje łączy. Dzisiaj znów widziałem, jak wychodził z jej mieszkania i wsiadał do samochodu, który jej kupiłem. Pomimo że wyprowadziłem się od niej i odszedłem, byłem mocno sfrustrowany, oglądając tę scenę. Do tej pory wierzyć mi się nie chce, że mogło to nastąpić... Anna nie była warta okazywanego jej uczucia. Choć jestem pewny, że tliło się jakieś uczucie do mnie, zainteresowanie jej osobą powoli, ale systematycznie uchodziło – oddalałem się od niej.

Kiedyś gdy zapowiadała, że będzie rano w biurze, docierałem tam wcześniej niż ona. Obecnie nie mam ochoty się z nią spotkać, przychodzę z dwugodzinnym opóźnieniem, jednak ona czeka, próbując nawiązać rozmowę. Nie witam się z nią już jak zwykle – przez przytulenie i pocałunek. Anna wyczuła, że moje zachowanie nie jest normalne. Byłem dla niej bardzo obojętny, patrzyłem tylko na jej zmęczoną twarz. Bez makijażu wyglądała na parę lat starszą, czułem, że nie wie, co dalej ze sobą zrobić.

Wiedziała, że dalsze utrzymywanie bliskich kontaktów z nowym kochankiem wpędza ją w ślepą uliczkę, z której nie ma wyjścia; to ogranicza lub wręcz uniemożliwia realizowanie jej planów i rozwój kariery.

Rozmawiałem z nią o tym dzisiaj i stwierdziła, że zdecydowana jest podjąć jakieś decyzje. Wyczułem jednak, że ma kłopoty; miałem rację. Przy końcu rozmowy oświadczyła, że dowiedziała się o przestępczej działalności kochanka oraz jego kolegów. Zupełnie nie wiedziała, jak się z tego wyplątać. Tak naprawdę to i ja nie wiedziałem, co jej poradzić. Widziałem, jak tonie, i jedyny ratunek upatrywałem w zerwaniu z tym facetem i jego środowiskiem. Czy miała na tyle odwagi – nie wiem.

Anna bała się, że zostanie sama; panicznie bała się samotności. Tymczasem jej mąż szykował następną niespodziankę, oskarżając ją o maltretowanie adoptowanego 11-letniego syna.

Michał, syn Anny