Koszmarna wycieczka - Milena Szczypka - ebook + książka

Koszmarna wycieczka ebook

Milena Szczypka

2,7

Opis

Grupa gimnazjalistów pod opieką wychowawcy wyjeżdża w góry na wycieczkę szkolną. Na miejscu wybierają nieuczęszczany szlak, a po drodze do schroniska w gęstym lesie znajdują łuski świadczące o tym, że ktoś tu niedawno strzelał. Wychowawca przepada w tajemniczych okolicznościach, bohaterowie zaś wplątują się w kłopoty większe, niż mogłoby się wydawać. Uciekając przed przestępcami, odkrywają coraz to nowe mroczne tajemnice. W obliczu niebezpieczeństwa wychodzą na jaw ich prawdziwe oblicza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 79

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,7 (6 ocen)
1
0
3
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




ROZDZIAŁ IZakład

Wszędzie hałas, rozmowy i krzyki – typowa przerwa w gimnazjum.

Edyta szła właśnie pod salę sto dwa, na lekcję polskiego, której nie mogła się już doczekać. Lubiła ten przedmiot. Wolała też spokój i ciszę w sali od zamieszania na korytarzu.

Minęła Tomka, chyba największego cwaniaka, jakiego znała. Był bogaty i, co niestety musiała przyznać, niebrzydki. Za to, według niej, strasznie zadufany w sobie, ale inni zdawali się tego jakoś nie dostrzegać. Był bardzo popularny i podobał się prawie wszystkim dziewczynom. Aktualnie chodził z Nadią.

Edyta uważała ją za jedną z najładniejszych dziewczyn w szkole, a w dodatku niegłupią. Dziwiłaby się pewnie, że jej związek z Tomkiem w ogóle zaistniał, gdyby nie to, że Nadia w każdym umiała dostrzec coś dobrego.

Przechodząc koło szafek, Edyta zobaczyła Monikę ze swoją „świtą” – Anką i Ewką. Monika była jej zdaniem jeszcze bardziej zepsuta niż Tomek. Również bogata, śliczna, ale zakochana tylko w sobie egoistka. Zawsze się popisywała, a wszystkich innych miała za gorszych od siebie i patrzyła na nich z góry. Jednak niektórzy zdawali się tego nie zauważać i nieustannie zabiegali o jej względy.

– Kto chce? – powiedziała, wyciągając z szafki bluzkę, którą nosiła chyba jeszcze w zeszłym tygodniu.

Codziennie przychodziła w innych ubraniach oraz biżuterii. Stare rzeczy oddawała Ance i Ewce. Teraz dziewczyny rzuciły się na bluzkę, podczas gdy Monika wyciągała resztę skarbów – na tym właśnie opierała się ich fikcyjna przyjaźń.

Anka po prostu czerpała z tego korzyści. Ciuchy były praktycznie nowe, biżuteria wysadzana drogimi kamieniami, czasem trafił się jeszcze jakiś świetny telefon, laptop czy tablet. W ogóle ta bliska znajomość miała podobno jeszcze o wiele więcej plusów.

Ewka też to lubiła, ale jej chyba chodziło o coś innego. Ona była niezbyt inteligentna. Nigdy nie miała własnego zdania i nie wyglądało na to, że chce je mieć. Raczej podobało jej się, kiedy Monika jej rozkazywała i wyraźnie zadowalało ją to, że dzięki posłuszeństwu znajdowała się zawsze blisko najbardziej rozpoznawalnej dziewczyny w szkole.

Monika właśnie chwaliła się swoją nową komórką, a dziewczyny się nią zachwycały.

– Ej, ale skoro masz nową, to znaczy, że nie potrzebujesz już starej, prawda? – zapytała odkrywczo Anka.

– Prawda. Tylko której z was powinnam ją dać? – zastanawiała się Monika, chowając nowy telefon, a chwytając stary i przerzucając go z ręki do ręki.

– Cześć, Monika.

Edyta zatrzymała się i zaczęła przyglądać scenie.

To był Artur. Wysoki, ciemnowłosy chłopak, jej zdaniem o zniewalającym uśmiechu i oczach jak bursztyny.

Był mądry, miły oraz wysportowany. Grał w klubie piłki nożnej odnoszącym małe, regionalne sukcesy. Na międzyszkolnych zawodach w kosza lub siatkę był zawsze w pierwszym składzie. Mimo swojej popularności wśród rówieśników nie wywyższał się. Według niej był ideałem chłopaka.

Monika odwróciła się i popatrzyła na Artura.

– No proszę, ty też chcesz mój telefon? – spytała, po czym uśmiechnęła się z satysfakcją.

– Em… Nie, ja chciałem… Zastanawiałem się, czy nie poszłabyś ze mną w sobotę do kina?

Słysząc to, Edyta bardzo posmutniała, ale nie dała tego po sobie poznać i przysłuchiwała się dalej.

Anka z Ewką zachichotały.

Kąciki ust Moniki znów uniosły się w górę, tym razem w złośliwym uśmieszku, jednak Artur zdawał się tego nie zauważać, czekając na odpowiedź.

– Pewnie – odparła. – Byłbyś w eleganckich ciuchach, wynająłbyś limuzynę, przed filmem pochodzilibyśmy jeszcze po sklepach, kupiłbyś mi nowe ubrania, potem zapłaciłbyś za bilety, zafundowałbyś największe napoje oraz popcorn… – mówiła, a Artur stał ogłupiały. – Tylko że najpierw musiałoby cię być na to wszystko stać… A nie stać. Nie mówię, że nigdy się nam nie uda, po prostu nie teraz i nie w najbliższym czasie – powiedziała, rzucając mu telefon. – Na razie możesz zadowolić się tym. Masz tam pełno moich zdjęć.

Artura wyraźnie zaskoczyła chamska odpowiedź Moniki.

– Obejdzie się – odparł, odchodząc, i podał telefon Ewce.

Następnie Monika zamknęła szafkę i poszła z dziewczynami do łazienki. Ewka bawiła się telefonem, a Anka sprawiała wrażenie wkurzonej oraz urażonej, że to nie ona go dostała.

Edyta nie rozumiała, po co wspólnie chodzić do łazienki. Według niej wzajemne zachwycanie się własną urodą przed lustrem było objawem próżności – zupełnie jak całe zachowanie Moniki. Nie pojmowała, jak ona w ogóle mogła odtrącić Artura. Przecież nie zasługiwał na takie traktowanie. Było jej go szkoda, ale równocześnie cieszyła się w głębi serca.

Zadzwonił dzwonek, więc skierowała się znowu pod salę sto dwa. Chociaż nauczyciele kazali uczniom ustawiać się w pary, i tak nikt ich nie słuchał. Wszyscy stali w bezładzie na korytarzu albo biegali po nim, po schodach czy po całym budynku. Oprócz tego trudno było ich uciszyć.

W końcu przyszedł pan Jan Trybulski – nauczyciel polskiego i równocześnie wychowawca klasy. Otworzył drzwi, po czym wpuścił uczniów do środka.

– Dzień dobry – mówili wszyscy, wchodząc.

– Dzień dobry – odpowiadał pan Trybulski.

Gdy wszyscy już weszli, usiadł za biurkiem i zaczął sprawdzać obecność. Dotarł do końca listy.

– Arek?

Nikt nie odpowiadał.

– Arek? – powtórzył pytanie.

Już chciał wpisać chłopakowi nieobecność, kiedy ten nagle wparował do sali.

– Jestem! – krzyknął i bez słowa usprawiedliwienia pobiegł na koniec klasy, by zająć miejsce.

Nauczyciel nie zwrócił jednak na to większej uwagi. Był dosyć pobłażliwy, dało się z nim dogadać i raczej wszyscy go lubili. Przeszedł do prowadzenia lekcji. Zaczął wywoływać uczniów do tablicy. Gdy podeszła do niej Anka, po klasie przeszedł szmer. Niektórzy się śmiali, inni byli zdziwieni, a pan Trybulski, co nieczęsto się u niego zdarzało, zdawał się oburzony. Anka odwróciła się, nie wiedząc, o co chodzi.

– Kto to zrobił? – zapytał spokojnie wychowawca klasy, ale wszyscy wiedzieli, że jest zły.

Oczy wszystkich zwróciły się na Arka. Pan Trybulski popatrzył na niego groźnie.

– Co? Znów ja? – zdziwił się chłopak.

Anka z niepokojem sięgnęła ręką do ramion i spróbowała coś wyczuć na plecach. Następnie spojrzała na swoje włosy, po czym cicho jęknęła. Miała obcięty całkiem spory kawałek. Wyglądało to okropnie.

– Arek! – krzyknęła z furią.

– Dlaczego zawsze jak jest jakaś afera, to ja muszę być winny?! – oburzył się Arek.

– Dlatego, że jesteś winny – wtrącił się Filip. – To przecież ty zawsze wszystkim wycinasz takie głupie numery!

Filip zaliczał się do ulubieńców nauczycieli, a rówieśnicy widzieli w nim lizusa, kabla i kujona o wcale nie najlepszych ocenach. W związku z tym nie był zbyt lubiany.

Teraz jednak miał rację. Każdy mógł potwierdzić, że Arek to klasowy żartowniś. Mimo to był bardzo lubiany – przez chłopców, bo dziewczyny go nie znosiły. Dziewczyny i Filip. Arek nie dokuczał jedynie chłopakom oraz Nadii, wyłącznie dzięki temu, że chodziła z Tomkiem, a oni się przyjaźnili.

– Ale teraz to nie ja – bronił się Arek, mierząc Filipa zabójczym wzrokiem.

– Nie wykręcisz się. Każdy wie, że to ty. Jaki inny idiota mógłby to zrobić?! Tylko ty tu masz móżdżek wielkości orzeszka! – Filip denerwował Arka.

– Przeginasz! – wrzasnął chłopak, wstając z krzesła i rzucając się z pięściami na Filipa, który próbował uciec.

Pan Trybulski również w szybkim tempie wybiegł zza biurka, rozdzielił chłopców, po czym usadził ich i wrócił na swoje miejsce.

Edyta popatrzyła na chłopców. Arek nachylał się do Filipa i wyglądał, jakby zaraz znów miał się na niego rzucić, ale zamiast tego powiedział tylko ze złością coś, czego nie dosłyszała, a Filip odwrócił się i z niepokojem poprawił okulary.

– Arek, Filip, Ania, zostańcie po lekcji. Wyjaśnimy tę sprawę – powiedział pan Trybulski.

– A co z moimi włosami? Są straszne! – rozpaczała Anka.

– Nie martw się. Pójdziemy po szkole do fryzjera, to ci zrobią nową fryzurę, fajniejszą – mówiła Monika. – Ja zapłacę, a kiedy babcia da Arkowi kilka groszy, to mi odda.

– Kurde, mówię chyba, że to nie ja! – wściekał się chłopak.

– Uspokójcie się wszyscy! – krzyknął pan Trybulski. – Pamiętacie może, że dzisiaj jest wywiadówka?

Wszyscy momentalnie umilkli, a nauczyciel kontynuował:

– Ten kto wyciął ten numer, na pewno tego nie przemyślał. Myślę, że wszyscy się zgodzą, że to było głupie. Ja jednak, pewnie inaczej niż większość z was, nie uważam, że to na pewno był Arek. Może winowajca przyzna się jeszcze sam, zanim się wyda, kim jest?

Nikt nie odpowiadał. Kilka osób popatrzyło w kierunku Arka.

– W takim razie pomówmy może o tym, dlaczego niektórzy z was sądzą, że to Arek? A może macie innych „podejrzanych”? A ty, Arku, czemu właściwie robisz te wszystkie dowcipy, widzisz, że potem o wszystko cię obwiniają – mówił pan Trybulski. – Filip, czemu taki porządny chłopak jak ty obraża innych? Monika, a ty dlaczego chcesz płacić za fryzjera? Rozumiem, że przyjaźnisz się z Anią, ale nie powinnaś afiszować się z wydawaniem pieniędzy.

– Ale ja mam dużo kasy – podkreśliła dziewczyna.

– Ty masz czy twoi rodzice mają? – zapytał wychowawca. – W ogóle wydaje mi się, że większość z was zakłada maski.

– Co w tym dziwnego, że dziewczyny robią sobie maseczki? – wypaliła Ewka.

Jej uwaga rozbawiła prawie wszystkich, rozluźniając dosyć napiętą sytuację.

– Chodzi mi o to, że udajecie kogoś, kim nie jesteście – wyjaśnił dokładniej pan Trybulski, patrząc w stronę speszonej teraz dziewczyny.

– A po co niby mamy udawać? To znaczy: po co ja mam udawać? Przecież jestem super! – krzyknął Tomek.

Nadia popatrzyła na niego trochę krytycznie.

– Tomek… – zaczęła.

– I mam super, świetną, najlepszą, najwspanialszą na świecie dziewczynę! – dodał chłopak.

Nadia zmieszała się, nie wiedziała, czy się skrzywić, czy uśmiechnąć. Dziwnie się czuła, słysząc takie komplementy, w dodatku przy całej klasie, ale nawet wiedząc, że Tomek sprzeczał się właśnie z nauczycielem, uważała, że to było miłe.

– Nie o to mi chodziło… – przerwała, czując, że się czerwieni.

Pan Trybulski już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, ale nagle je zamknął, zastanowił się i dopiero po chwili zaczął mówić.

– Nie sądzę, że uda mi się z wami wygrać, ale co powiecie na mały zakład?

– A my w ogóle możemy brać udział w zakładach? – zapytał Filip.

– Chcę wam tylko udowodnić, że zakładacie maski. Jeśli mi się to uda, raczej nic nie stracicie, a jeśli przegram… – pan Trybulski myślał chwilę. – Jeśli przegram, to podniosę wam oceny o stopień.

Po klasie przeszedł szmer zadowolenia.

– Pan może nam podnieść stopnie? – niektórzy nie dowierzali.