Koriolan - William Shakespeare - ebook

Koriolan ebook

William Shakespeare

5,0

Opis

Koriolan to tragedia autorstwa Williama Shakespeare’a, datowana na 1607 rok. Bohaterem tragicznym jest rzymski żołnierz, Gnejusz Marcjusz Koriolan.

Koriolan jest prawdopodobnie najbardziej nieprzeniknionym tragicznym bohaterem, stworzonym przez Szekspira, rzadko wyjawiającym motywy swojej izolacji od rzymskiego społeczeństwa. Czytelnicy często uważają go za niesympatyczną postać, chociaż jego ciężka do wytrzymania duma jest czasem równoważona jego niechęcią do bycia wielbionym, a także oporami przed wykorzystaniem swoich sukcesów do celów politycznych.

 

W utworze tym polityka ma niebagatelne znaczenie. Pokazuje różnice pomiędzy rządami ludu, a rządami autokratycznymi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 135

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydawnictwo Avia Artis

2018

ISBN: 978-83-65922-51-9
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Osoby

Kajus Marcjusz Koriolan — Rzymianin szlachetnego roduTytus Larcjusz — dowódca wojsk przeciw WolskomKominiusz — dowódca wojsk przeciw WolskomMeneniusz Agryppa — przyjacielKoriolanaSycyniusz Welutus — trybun luduJuniusz Brutus — trybun luduMłody Marcjusz — synKoriolanaNikanor — RzymianinRzymski heroldTullus Aufidiusz — wódz WolskówPowiernik AufidiuszaAdrian — WolskSprzysiężeni w zmowie z AufidiuszemJeden z obywateli AncjumDwóch wolscyjskich wartownikówWolumnia — matkaKoriolanaWirgilia — żona KoriolanaWaleria — przyjaciółka WirgiliiJedna ze służebnic WirgiliiRzymscy i wolscyjscy senatorowie, patrycjusze, edylowie, liktorowie, żołnierze, obywatele, gońcy, słudzy Aufidiusza i inne osoby.

Rzecz dzieje się częścią w Rzymie, częścią w posiadłościach Wolsków na południu, z miastami Koriole i Ancjum.

Akt I

Scena 1

Ulica w Rzymie.

Tłum zbuntowanych obywateli wchodzi z kijami, pałkami i inną podobną bronią.

PIERWSZY OBYWATEL

Posłuchajcie mnie, nim się dalej udamy.

OBYWATELE

jeden przez drugiego

Mów, mów!

PIERWSZY OBYWATEL

Postanowiliście nieodmiennie wszyscy umrzeć raczej niż głód cierpieć?

OBYWATELE

Nie inaczej, nie inaczej.

PIERWSZY OBYWATEL

Trzeba wam przede wszystkim wiedzieć, że Kajus Marcjusz jest hersztem nieprzyjaciół ludu.

OBYWATELE

Wiemy o tym, wiemy.

PIERWSZY OBYWATEL

Zabijmy go więc, a będziemy mieć zboże za dowolną cenę. Zgadzacie się na to?

OBYWATELE

Zgadzamy się, nie ma się nad czym rozwodzić: idźmy, idźmy.

DRUGI OBYWATEL

Słowo, zacni obywatele.

PIERWSZY OBYWATEL

Myśmy biedni obywatele, zacnymi nazywają nas patrycjusze. To, co przeładowuje ich uprzywilejowane kiszki, nas by postawiło na nogi. Gdyby przynajmniej dla własnego zdrowia chcieli nam odstąpić przewyżki od swych potrzeb, moglibyśmy przypuścić, że nas z ludzkości wspierają, ale oni sądzą, że jesteśmy za kosztowni. Nasza chudość, widomy skutek nędzy naszej, jest tabelą specyfikacyjną ich intrat, nasze cierpienia są dla nich lichwą. Zemścijmyż się za to, póki się nie obrócimy w szczapy, a bogom wiadomo, że mówię to, łaknąc chleba, nie zaś pragnąc zemsty.

DRUGI OBYWATEL

Nastajesz więc osobliwie na Kaja Marcjusza?

PIERWSZY OBYWATEL

Najbardziej na niego, bo on jest najzawziętszym na lud brytanem.

DRUGI OBYWATEL

Zważ, jakie on ojczyźnie wyświadczył przysługi.

PIERWSZY OBYWATEL

Nie przeczę, moglibyśmy mu za nie wdzięcznością zapłacić, ale on sam sobie płaci za nie dumą.

DRUGI OBYWATEL

Być może, w każdym razie jednak nie godzi się źle o nim mówić.

PIERWSZY OBYWATEL

Powiadam wam, że co bądź dobrego zrobił, zrobił to jedynie dla zaspokojenia dumy. Niech tam ludzie delikatni, jak chcą, mówią, że on ojczyznę miał na celu; ja nie przestanę utrzymywać, że celem jego było przypodobanie się matce i wyniosłość, w którą rośnie w miarę zasług.

DRUGI OBYWATEL

Poczytujecie mu za występek to, co leży w jego naturze i czego tym samym nie może się pozbyć. Nie możecie jednak żadną miarą powiedzieć, żeby był chciwy.

PIERWSZY OBYWATEL

Jeżeli tego powiedzieć nie mogę, nie idzie za tym, żeby mi brakło zarzutów, znalazłoby się ich tyle, że człowiek zmordowałby się ich wyliczaniem.

Krzyki za sceną.

Cóż to za krzyki? Tamta część miasta powstała. Czegóż tu stoim i paplem? Dalej, do Kapitolu!

OBYWATELE

Dalej! Dalej!

PIERWSZY OBYWATEL

Cicho, któż się zbliża?

WchodziMeneniusz Agryppa.

DRUGI OBYWATEL

Szanowny Meneniusz Agryppa, ten był zawsze dobry dla ludzi.

PIERWSZY OBYWATEL

On jeden jako tako poczciwy, niechby wszyscy byli tacy tylko!

MENENIUSZ

Cóż się to święci, moi współrodacy?

Gdzież to idziecie z kijmi i pałkami?

O co wam idzie? Powiedzcie mi, proszę.

PIERWSZY OBYWATEL

Zamiar nasz nie jest senatowi obcy; już go przed piętnastu dniami doszły słuchy o tym, cośmy mieli na myśli, a co teraz postanowiliśmy przywieść do skutku. Panowie senatory mówią, że biedni suplikanci mają ciężki oddech, poznają teraz, że mają i ciężkie pięści.

MENENIUSZ

Moi panowie, łaskawcy, sąsiedzi,

Chcecie się sami o zgubę przyprawić?

PIERWSZY OBYWATEL

Nie boimy się tego, panie, bośmy już o nią przyprawieni.

MENENIUSZ

Mogę wam ręczyć, moi przyjaciele,

Że patrycjusze mają o was pieczę.

Co się waszego tyczy niedostatku

I waszej biedy podczas tego głodu,

Za to zarówno moglibyście miotać

Kijami w niebo, jak i w rzymskie państwo,

Które iść dalej będzie swoją drogą,

Rwąc krocie twardszych wędzideł niż wszelkie

Mogące przez was stawić się zawady.

Bo nieurodzaj zrządzają bogowie,

Nie patrycjusze, a u tych schylone

Kolana raczej mogłyby coś wskórać,

Nie podniesione ramiona. Niestety!

Niedola rzuca was w większą niedolę;

I złorzeczycie sterownikom państwa,

I przeklinacie jako nieprzyjaciół

Tych, co się o was jak ojcowie troszczą.

PIERWSZY OBYWATEL

Troszczą się o nas! Ba, i bardzo! Pięknie się troszczą: pozwalają nam umierać z głodu, a magazyny ich pełne zboża; wydają ustawy o lichwie, aby wspierać lichwiarzy; kasują co dzień zbawienne jakie prawo, stawiające tamę bogaczom, i co dzień uciążliwsze ogłaszają postanowienia ku uszczerbkowi i ograniczeniu biedaków. Jeżeli nas wojna nie zje, oni to zrobią. Taka to ich troskliwość o nas.

MENENIUSZ

Albo musicie przyznać, że nad miarę

Złe macie serca, albo ścierpieć zarzut,

Że macie bardzo źle w głowie. Opowiem

Wam jedną powieść, jużeście ją może

Słyszeli kiedy, gdy jednakże ona

W obecnej chwili wielce jest stosowna,

Spróbuję ją wam raz jeszcze przytoczyć.

PIERWSZY OBYWATEL

Słuchamy jej, panie; nie spodziewajcie się jednak otumanić dykteryjkami naszej biedy. Mówcież więc.

MENENIUSZ

Onego czasu wszystkie członki ciała

Zbuntowały się przeciw żołądkowi

I obwiniły go, że on jak przepaść

Spoczywa w ciele gnuśny i nieczynny,

Chłonąc pokarmy i nigdy nie dzieląc

Prac z resztą członków; gdy tymczasem one

Patrzą, słuchają, radzą, uczą, chodzą,

Czują i wzajem sobie pomagając,

Zaspokajają żądze i potrzeby

Całego ciała. Żołądek rzekł na to...

PIERWSZY OBYWATEL

Cóż on rzekł? Ciekawy jestem.

MENENIUSZ

Zaraz się o tym dowiecie. Z uśmiechem,

Nie takim jednak, co to idzie z serca,

Lecz oto takim (bo żołądek może

Nie tylko mówić, jak widzicie, ale

I śmiać się czasem) odparł on szyderczo

Niechętnym członkom, owym rozdąsanym

Organom, co mu zazdrościły bytu

Z równą słusznością, jak wy powstajecie

Na senatorów, że nie są takimi,

Jakbyście chcieli i jacyście sami.

PIERWSZY OBYWATEL

Niech wasz żołądek kpi sobie zdrów. Jak to?

Toż by król członków głowa, serce-radca,

Oko-stróż, ramię-żołnierz, koń nasz-noga,

Język-nasz herold, oprócz tylu innych

Ważnych narzędzi i pomniejszych cząstek

Naszej machiny, toż by to...

MENENIUSZ

Co? Cóż by?

Ten człowiek śmie mi przerywać! Co? Cóż by?

PIERWSZY OBYWATEL

Toż by to wszystko pasibrzuch żołądek....

Miał trzymać w klubach; żołądek, ta istna

Kloaka ciała?

MENENIUSZ

Cóż dalej? Cóż dalej?

PIERWSZY OBYWATEL

Jakąż odpowiedź mógł dać ten pasożyt

Na zażalenie owych cnych działaczów?

MENENIUSZ

Zaraz wam powiem, jeżeli się tylko

Zdołacie zdobyć przez parę chwil na to,

Na czym wam zbywa, to jest na cierpliwość,

Będziecie słyszeć odpowiedź żołądka.

PIERWSZY OBYWATEL

Za długo się z nią ociągacie.

MENENIUSZ

Uważ,

Mój przyjacielu, poważny żołądek

Nie tak był prędki jak strona skarżąca;

Zastanowiwszy się, tak odpowiedział:

„Prawda to, moi współwcieleni bracia,

Że ja karm wspólną nam pierwszy odbieram.

I słusznie, bom ja spichrz, bom ja magazyn

Całego ciała. Pomnijcie atoli,

Że ją strumieńmi krwi waszej posyłam

Do dworu, w serce; do stolicy, mózgu;

I że rozliczną drogą różnych funkcyj

Najtęższe nerwy i najmniejsze żyłki

Biorą ode mnie swój dział pożywienia.

Skoro zaś, moi kochani — tak dalej

Mówił żołądek, uważajcie dobrze... —

PIERWSZY OBYWATEL

No, no, cóż dalej mówił pan żołądek?

MENENIUSZ

Skoro zaś wszyscy razem nie możecie

Widzieć naocznie, czego wam dostarczam,

Mogę wam moje rachunki pokazać,

Z których poznacie, że wszyscy ode mnie

Otrzymujecie sam ekstrakt wszystkiego,

Mnie zaś zostają gręzy. — Cóż wy na to?

PIERWSZY OBYWATEL

Wzdyć to odpowiedź. Radzi byśmy tylko

Usłyszeć teraz jej zastosowanie.

MENENIUSZ

Senat nasz jest tym poczciwym żołądkiem,

A wy jesteście krnąbrnymi członkami.

Bo zważcie tylko jego trudy, jego

Gorliwą czynność; rozpoznajcie bacznie

To, co się tyczy publicznego dobra,

A przekonacie się sami, że wszelka

Ogólna korzyść, jaka wam przypada,

Od niego tylko pochodzi, nie od was.

Cóż na to waszmość, waszmość, mój ty wielki

Palcu u nogi tego zgromadzenia?

PIERWSZY OBYWATEL

Ja wielki palec u nogi? Dlaczego?

MENENIUSZ

Bo będąc jednym z najnieokrzesańszych,

Najnikczemniejszych, najbrudniejszych cząstek

Tej mądrej zgrai, stajesz na jej czele.

Nędzny odrzutku, znam cię: tyś tu przyszedł

Podszczuwać innych, byś sam coś skorzystał.

Dalej, do pałek! Rzym z szczurami swymi

Staje do walki, jedna strona musi

Wziąć wnyki. Witaj, szlachetny Marcjuszu!

WchodziKajus Marcjusz.

MARCJUSZ

Witaj! Cóż się tu dzieje? Co to znaczy?

Niesforne gbury, dlaczegóż to drapiąc

Litości godną świerzbę swych mózgownic,

Chcecie powiększać swoje wrzody?

PIERWSZY OBYWATEL

Zawsze

Otrzymujemy od was dobre słowo.

MARCJUSZ

Kto by wam dobre dał słowo, ten byłby

Pochlebcą niższym nad wszelką pogardę.

Czegóż wy chcecie, trutnie, wy, co ani

Pokoju, ani wojny nie lubicie?

Jedno was straszy, drugie uzuchwala.

Kto wam zaufa, ten zamiast lwów znaleźć

Znajdzie zające, zamiast lisów — gęsi.

Statek wasz tym jest, czym iskra na lodzie,

Czym szron na słońcu. Cała wasza cnota

Na tym polega, aby pod niebiosa

Wynosić tego, kogo potępiły

Własne postępki, a potępiającą

Lżyć sprawiedliwość. Kto na cześć zasłużył,

Ten zasługuje na waszą nienawiść,

Życzenia wasze są jako apetyt

Chorego, który najbardziej pożąda

Tego, co może zwiększyć jego niemoc.

Kto wasze względy zyskuje, ten pływa

Płetwą z ołowiu, trzciną dęby rąbie.

Niech wam kat świeci! Wamże by zaufać?

Wam, co zmieniacie zdanie z każdą chwilą,

Szlachetnym zwiecie tego, co wam wczoraj

Był nienawistnym, a nikczemnym tego,

Co wczoraj jeszcze był ozdobą waszą?

Cóż się to znaczy, że się tu i owdzie

Włóczycie, wrzeszcząc, i wyszczekujecie

Na senat, który za przewodem bogów

Trzyma was w swoich opiekuńczych karbach,

Ażebyście się sami nie pożarli?

Czegoż oni chcą?

MENENIUSZ

Zboża i zniżenia

Jego wysokiej ceny, twierdzą bowiem,

Że miasto jest nim dobrze opatrzone.

MARCJUSZ

Obwiesie! Oni to twierdzą? Jak świerszcze

Siedzą za piecem i wmawiają w siebie,

Że wiedzą, co się dzieje w Kapitolu:

Kto pozyskuje wziętość, kto się wznosi

I kto upada. Popierają fakcje

I domniemane kojarzą małżeństwa.

Jednym dodają splendoru, a drugich,

Których nie lubią, obryzgują błotem

Gorzej niż swoje dziurawe chodaki.

I oni twierdzą, że mamy dość zboża?

O, gdyby senat chciał na bok odłożyć

Litość i miecza użyć mi pozwolił,

Nagromadziłbym z tych głów kapuścianych

Stos tak wysoki, jak najwyżej mogę

Dosięgnąć szpicą mej włóczni.

MENENIUSZ

Ci się już dali przekonać, bo chociaż

Na roztropności potężnie im zbywa,

Tchórzem są za to porządnie podszyci.

Ale powiedz mi, proszę, co się stało

Z tą drugą tłuszczą, tam?

MARCJUSZ

Już się rozpierzchła.

Niech im kat świeci! Mówili, że głodni,

Stękali, plotąc przysłowia, jako to:

Że głód rozbija mury, że psy nawet

Dostają strawy, że chleb jest dla wszystkich,

Co mają gęby, że bogowie dają

Zboże nie tylko dla bogatych. W takich

I tym podobnych bzdurstwach wyzionęli

Swe użalania, którym czyniąc zadość,

Postanowiono, zgodnie z ich życzeniem,

Coś, co szlachetną myśl przejmuje zgrozą

I śmiałą władzę w bladą lalkę zmieni.

Zaczęli wtedy rzucać czapki w górę,

Jakby je chcieli zawiesić na obu

Rogach księżyca, i jak opętani

Wrzeszczeć z radości.

MENENIUSZ

Cóż postanowiono?

MARCJUSZ

Pięciu trybunów wedle ich wyboru,

Którzy praw szui strzec i bronić mają.

Jednym obrany został Juniusz Brutus,

Drugim Sycyniusz Welutus, kto więcej,

Nie wiem. Do kroćset siarczystych piorunów!

Prędzej byłoby to szubrawcze plemię

Z całego Rzymu pozdzierało dachy,

Niżby zdołało było coś takiego

Wymóc ode mnie. Wezmą oni wkrótce

Większą przewagę i, poparci buntem,

Przyjdą nam podać trudniejsze warunki.

MENENIUSZ

Rzecz dziwna.

MARCJUSZ

Precz stąd do domów, hultaje!

Goniec nadchodzi.

GONIEC

Gdzie Kajus Marcjusz?

MARCJUSZ

Tu, cóż mi obwieścisz?

GONIEC

To, że Wolskowie wzięli się do broni.

MARCJUSZ

Cieszę się z tego, będziem przecie mogli

Przewietrzyć trochę ten stęchły kram gminu;

Lecz oto nasza starszyzna.

Kominiusz, Tytus Larcjusz i inni senatorowie, Juniusz Brutus i Sycyniusz Welutus wchodzą.

PIERWSZY SENATOR

Marcjuszu,

Prawdę mówiłeś: Wolskowie istotnie

Podnieśli oręż.

MARCJUSZ

Przywodzi im sławny

Tullus Aufidiusz, z którym twarda sprawa.

Grzeszę, zazdroszcząc mu jego wartości,

Zaprawdę, gdybym nie był tym, czym jestem,

Nim tylko być bym chciał.

KOMINIUSZ

Jużeście kiedyś

Szczerbili z sobą miecze?

MARCJUSZ

Gdyby jedna

Połowa świata drugą wzięła za łeb,

A on stał na tej samej ze mną stronie,

Umyślnie bym wszczął bunt dlatego tylko,

Abym go mógł mieć przeciw sobie. On jest

Lwem, na którego polowanie łechce

Mą dumę.

PIERWSZY SENATOR

Zacny Marcjuszu, chciej zatem

Pod Kominiuszem wziąć udział w tej wojnie.

KOMINIUSZ

Wszakżeś nam to już przyrzekł?

MARCJUSZ

Nie inaczej.

I wiernym słowu. Tytusie Larcjuszu,

Będziesz więc jeszcze raz świadkiem mojego

Spotkania z Aufidiuszem; wszakże będziesz?

Jeszcześ nie stępiał?

LARCJUSZ

Nie, Marcjuszu, wolę

Choćby o kuli pójść z drugimi walczyć

Niż zostać z tyłu.

MENENIUSZ

Szlachetna krew!

PIERWSZY SENATOR

Idźmy

Do Kapitolu, tam na nas czekają

Najlepsi nasi przyjaciele.

LARCJUSZ

Idźmy.

Ty nam przewodnicz, panie, i ty także,

Cny Kominiuszu, my za wami pójdziem.

Wam wprzód przystoi.

KOMINIUSZ

Szlachetny Marcjuszu!

PIERWSZY SENATOR

do obywateli

Dalej, do domu!

MARCJUSZ

Nie, niech pójdą z nami.

Wolskowie mają dość zboża; pozwólcie

Tym szczurom napaść się w ich spichrzach. Nuże,

Przezacna zgrajo, pokaż swą waleczność!

Senatorowie, Kominiusz, Marcjusz, Larcjusz i Meneniusz wychodzą. Obywatele wynoszą się chyłkiem.

SYCYNIUSZ

Jestże kto bardziej dumny niż ten Marcjusz?

BRUTUS

Nie wiem, kogo by z nim porównać.

SYCYNIUSZ

Będąc obrani trybunami ludu...

BRUTUS

Czy uważałeś jego wzrok i gesty?

SYCYNIUSZ

Nie, tylko jego przekąsy.

BRUTUS

Gdy go rozdrażnisz, z bogów szydzić gotów.

SYCYNIUSZ

Drwić z spokojnego księżyca.

BRUTUS

Obecna wojna pożera go. Nie wie,

Jak się już nadąć, że tak jest waleczny.

SYCYNIUSZ

Tego rodzaju ludzie, połechtani

Bodźcem powodzeń, pogardzają cieniem,

Po którym chodzą w południe. Dlatego

Dziwi mnie, że on przy swej wyniosłości

Pod Kominiuszem nie wzbrania się służyć.

BRUTUS

Sławy, o którą mu idzie, a której

Nieskąpe względy już zyskał, nie można

Skuteczniej nabyć i łatwiej zarazem,

Jak stojąc za kimś będącym na czele,

Bo jeśli się co nie uda, powiedzą:

„Wódz temu winien” — choć wódz z swojej strony

Czynił, co tylko człowiek czynić może;

Głupia krytyka krzyczeć będzie wtedy:

„O, gdyby Marcjusz był tę rzecz prowadził!”

SYCYNIUSZ

Jeżeli się zaś powiedzie, opinia,

Która tak bardzo sprzyja Marcjuszowi,

Obierze z zasług Kominiusza.

BRUTUS

Z góry

Można przewidzieć, że połowa chwały

Kominiuszowej na Marcjusza spłynie,

Choćby ten na nią nie pracował. Wszystkie

Zaś jego chyby podniosą wysokość

Zalet Marcjusza, choćby Marcjusz w gruncie

Bynajmniej na to nie zasłużył.

SYCYNIUSZ

Pójdźmy

Posłuchać, co tam o wyprawie radzą

I w jaki sposób weźmie się ten człowiek

Do obecnego przedsięwzięcia.

BRUTUS

Idźmy.

Wychodzą.

Scena 2

Koriole. Wnętrze senatu.

Aufidiusz i senatorowie.

PIERWSZY SENATOR

Jesteś więc tego zdania, Aufidiuszu,

Że Rzym przeniknął nasze tajne plany

I wie, co knujem?

AUFIDIUSZ

Inneż zdanie wasze?

Kiedyż to u nas co bądź umyślono

I wykonano, żeby wprzód do Rzymu

Nie doszły o tym słuchy? Przed czterema

Niespełna dniami miałem stamtąd wieści,

Których treść na to wychodzi; jak myślę,

Mam list przy sobie; oto jest, słuchajcie.

czyta

„Zbierają wojska, nie wiadomo jednak,

Czy je chcą wysłać na wschód, czy na zachód,

Drożyzna wielka, lud wichrzy i słychać,

Że wódz Kominiusz, a z nim Marcjusz, dawny

Wasz nieprzyjaciel, którego jednakże

Rzymianie bardziej niż wy nienawidzą,

I Tytus Larcjusz, waleczny Rzymianin,

Kierują we trzech przygotowaniami

Do tej wyprawy. Snadź ona jest na was.

Pomyślcie nad tym”.

PIERWSZY SENATOR

Nasze wojska w polu.

Nie wątpiliśmy, że Rzym skory będzie

Dać nam odpowiedz.

AUFIDIUSZ

Ani się wam zdało

Stosownym plan nasz w tajemnicy trzymać

Tak długo, ażby śmiało mógł wyjść na wierzch;

Bo go Rzym w samym zarodzie przewąchał.

Przez to odkrycie zostajemy zbici

Z drogi do celu, który się zasadzał

Na wzięciu kilku miast, nimby się w Rzymie

O poruszeniach naszych dowiedziano.

DRUGI SENATOR

Dzisiaj niezwłocznie, zacny Aufidiuszu,

Nie tracąc czasu, śpiesz do swoich hufców;

My tu w Koriolach zostaniem ku straży

I ku obronie. Jeśli nas oblegną,

Przyjdź nam na odsiecz; nie sądzę jednakże,

Abyś ich znalazł przygotowanymi.

AUFIDIUSZ

O, nie uwodźcie się, mówię wam o tym

Jako o rzeczy pewnej, więcej powiem:

Liczne oddziały ich wojsk już są w marszu

I tu zmierzają. Żegnam was, panowie.

Jeśli się spotkam z Kajusem Marcjuszem,

Nie będzie żartów między nami, bośmy

Przysięgli sobie wzajem póty walczyć,

Póki jednemu z nas tchu nie zabraknie.

WSZYSCY

Niech cię bogowie wspierają!

AUFIDIUSZ

I w zdrowiu

Was utrzymują

PIERWSZY SENATOR

Żegnaj!

DRUGI SENATOR